7 września 2017

Zboczony Wrzesień - Dzień 7 - Świntuszenie - Taki jeden... [+18]



Przed chwilą skończyłeś zmywać po kolacji, teraz stoisz w waszej "pracowni". Kasia sięgała właśnie po coś do jednej z szuflad wypinając przy tym do ciebie swoim nagim, co warto przypomnieć, jędrnym tyłeczkiem. Twoja erekcja powróciła ze zdwojoną siłą, czułeś jakby miał ci zaraz wybuchnąć. Podszedłeś, tym razem to ty złapałeś ją mocno za tyłek, aż podskoczyła z nieoczekiwanego bólu, odruchowo puściła wszystko obracając się, przez co oblała ciebie oraz podłogę takim białym gównem do robienia plam światła na rysunkach.
-Kurw...- wykrzywiłeś się próbując pozbyć się barwnika z nogi tylko go rozmazując go jeszcze bardziej. Spojrzałeś na nią  łakomym wzrokiem, po czym wpiłeś się w jej usta, w pierwszych chwilach nie wiedziała co się dzieje, ale w końcu, kiedy wszystkie synapsy przetrawiły informacje że rzuciłeś się na nią jak murzyn na szklankę wody zaczęła ci odpowiadać. Szliście na oślep (przynajmniej ty), nagle padłeś ciężko na krzesło, a Kasia klęknęła przed tobą, czyżbyś rozbudził ją ponownie?
-Ja pobrudziłam ciebie więc jeżeli ty pobrudzisz mnie to będziemy kwita.- Zanim zdążyłeś jej odpowiedzieć ona już pieściła cię swoim języczkiem, kolistymi ruchami lizała czubek, schodząc coraz niżej i niżej i niżej, aż wzięła go całego do ust ssąc go delikatnie. Jęczałeś jakbyś wyciskał 220 kilo na klatę, przeczesałeś jej blond włosy na kark, tak żeby mogła na ciebie patrzeć, zza swoich okularów o zimnych, metalowych oprawkach. Za każdym razem kiedy mocniej ściskała na tobie języczek. Wtem się od ciebie oderwała i zaczęła tańczyć jak jakaś striptizerka... znaczy nigdy nie byłeś nocnym klubie, ale jakoś tak przeszukując za nastolatka Internet na to natrafiłeś. Powolnymi ruchami kręciła biodrami masując pośladki, skojarzyło ci się to z piosenką, którą zacząłeś cichutko nucić pod nosem.
-🎶Hey, mama, how's it going? Can't see your body moving. Don't leave the party dying (They call it lonely digging). Your booty shaking, you know Your head has no right to say no Tonight it's "ready, set, go"...🎶- po jakiejś chwili podeszła lubieżnie do ciebie łapiąc swoje piersi i.... aż ci oczy zabłyszczały kiedy zaczęła je ściskać wokoło twojego członka. W odpowiedzi poruszyłeś biodrami, Kasia uśmiechnęła się chyląc głowę i starając się łapać ustami końcówkę członka przy każdym ruchu jej piersi, twoich bioder czy jakiegokolwiek kawałka waszych ciał czułeś że jesteś coraz bliżej.
-Ch-Cholera...- stęknąłeś jeszcze kilka razy po czym doszedłeś zdobiąc jej śliczną twarzyczkę swoim nasieniem. Twoja partnerka na puściła cię zlizując twój ładunek z ust i biustu.
-Mmm.... słonawe.- Rzuciłeś jej zadowolony, zmęczony wzrok.
- Jesteś okropna.
- Dla ciebie zawsze.

Autor: Taki jeden...
Share:

Zboczony Wrzesień - Dzień 7 - Świntuszenie [+18]

Notka od autora: Ten uczuć kiedy piszesz opowiadanie i usypiasz nad kompem. Dosłownie. Dlatego nie ma Czystości w mojej wersji, choć rozdział miał dotyczyć tego jak Papyrus z Underfell uczy swojego człowieka jak się sprząta xD No nic. W tej notce będzie coś krótkiego, co zrodziło się w mojej głowie jakiś czas temu i w końcu trafiła się sposobność do ukazania chorej wizji jaka powstała w mojej głowie.. 

Była ciemna noc, Sans właśnie gasił w wypełnionej petami popielniczce papierosa. Stanął przed oknem i spojrzał na widok. Na ulicy ani jednego człowieka, czy potwora. Wysokie latarnie oświetlały puste trawniki i chodniki. Wiał mroźny, jesienny wiatr. Mimo wszystko, dla pewności zaciągnął zasłony. Ściągnął w milczeniu biały podkoszulek, zsunął z kościstych bioder sportowe spodenki, usiadł na skraju łóżka pozbywając się szarych skarpetek.
Na środku posłania leżała postać. Uczesał ją wcześniej dokładnie tak samo, jak Ty się czeszesz. Ubrał ją w Twoje ubrania, abyś pachniała tak jak Ty. I tak nie mogła się ruszać, lecz dla pewności związał ją i zakneblował. Przesunął kościstą dłonią po policzku swojej ofiary. Delikatna, giętka, jędrna.
To jest prezent od Ciebie. Powtarzał sobie w głowie, kiedy myśl o tym, że możesz to odebrać jako zdradę nakłaniała go, aby ubrał się i wyszedł, a następnego dnia po prostu zakopał ciało i udawał, że nic się nie stało. Zawsze udawał, że nic się nie dzieje. Ty jednak umiesz przedrzeć się przez jego fasadę i dosłownie czujesz jego prawdziwe emocje. Heh. To jest prezent od Ciebie. Wygląda identycznie niemal jak Ty. Ten sam kolor włosów, nawet wzrost podobny i tusza. W ciemnościach pomieszczenia mógłby nawet powiedzieć, że to Ty leżysz na jego materacu, gotowa i spragniona jego obecności. Mógłby... lecz nie może, bo wie, że to nie jesteś Ty. 
Ścisnął postać za pierś, mocno. Wykręcił sutek. Zero reakcji, lecz w dotyku taki prawdziwy. To co leżało nie wytwarzało ciepła, nie pociło się. Może to ludzka tradycja? Kiedy jedna osoba musi udać się w podróż, tak jak Ty teraz, od miesiąca Cię już nie ma przy nim, zostawiacie sobie wzajemnie coś podobnego aby zniwelować tęsknotę i samotność, czy po prostu znaleźć ujście dla potrzeb.
Przed swoim wyjazdem rzuciłaś ciało na jego łóżko, mówiąc, że to dla niego, że może z niego korzystać kiedy chce, ale zawsze jak będzie to robił, ma myśleć o Tobie. Co to w ogóle miało znaczyć? Sans użył minimalnej siły aby rozłożyć nogi ofiary. Chwycił za czerwoną buteleczkę truskawkowego lubrykantu, Twojego ulubionego, i wylał dość dużo na swoją kościstą dłoń. Niebieski kutas sterczał, lecz nie w pełni okazałości i bywał miałki. Samo myślenie o Tobie nie wystarczyło. Chciał Cię poczuć. Przesunął rękę po szparce ciała. Była sucha, niemiła, lecz po chwili pracy z żelem, zrobiła się przyjemnie śliska. Już bez problemów mógł do niej wsunąć nawet trzy swoje palce. Nadal zero reakcji. 
Położył ręce po bokach ciała, zaciskając je na prześcieradle. Przystawił twarz do Twojej koszulki, w którą była ubrana postać. Twój zapach ledwo się utrzymywał, po miesiącu czasu, ale nadal był, nadal Cię czuł. Warknął zrozpaczony i wszedł do środka. Zamarł na chwilę. Potem wysunął się i znowu wsunął. Konsternacja. Wsunięcie i wysunięcie.
....
Wsuuuuuunął się.
.....
I wyskoczył jak oparzony, prawie spadając z łóżka. Jego magiczny członek natychmiast zniknął, podniecenie opadło. Skrzywił się i natychmiast chwycił za telefon po drodze chwytając za papierosa. Odpalił go i kiedy wypuszczał pierwszy dym z zaciągnięcia, odebrałaś zaspana. 
-cześć słońce moje... tak... tak wiem która godzina.... uh... przepraszam.. nie chciałem cię obudzić tylko... słońce... możesz już wrócić? znaczy się... szybciej? .... czuję się jakbym ruchał zwłoki.... 
I w tym momencie silikonowe serce dmuchanej lalki na jego łóżku pękło. 
Share:

Zboczony Wrzesień - Dzień 7 - Świntuszenie (Palette x Goth) - Wichan

Autor obrazka: Kaweii
Palette zaprosił Gotha do siebie gdy jego rodzice pojechali na konferencję służbową. Znalazł kilka planszówek i postanowił, że sobie razem w coś pograją. 

Właśnie ustawiał miskę z chrupkami kukurydzianymi na stoliku, gdy usłyszał znajomy dzwonek do drzwi. Podbiegł o szybko je otworzył.

-Cześć Palette! - Goth rzucił się, aby wyściskać przyjaciela. - Jak leci?

-Wszystko w porządku. Rozbierz się. Usłuchał. Zdjął buty i rozwiązał szalik po czym powiesił go na wieszaku.

-To co robimy!? - Spytał Goth z podekscytowaniem.

-Może najpierw wbijemy na kompa? - zaproponował Palette.

-Dobry pomysł! 

Oboje weszli do pokoju na piętrze, w którym był komputer. Palette go włączył i spytał:

-Więęęc co chcesz robić?

-Hmmm... często mówisz, żebym spróbował rysowania. Mogę teraz?

-Oh! Jasne, tylko nie mam żadnego programu do tego... co najwyżej jest Paint.

-Więc włącz go! - Goth był bardzo podekscytowany.

-Dobrze, ale nie jest za dobry.

-Nie szkodzi!.. ale co właściwie mam narysować? 

-Zaszalej! - motywował go Palette.

-oki doki. - mówiąc to Goth chwycił za myszkę i zabrał się do rysowania. Z każdą chwilą Palette coraz bardziej się śmiał.

-Hej! Staram się! - powiedział Goth podniesionym głosem.

-Taaa oczywiście... . Po kilkunastu minutach praca dobiegła końca, a prezentowała się tak:


-Co to ma być??? Hahahahaha! - Palette nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

-To ty kazałeś mi zaszaleć. - Goth teatralnie strzelił focha.

-Dobra, dobra. A patrz co tu jest! - wskazał palcem na prawy, górny róg ekranu - po jednej z aktualizacji dodali Painta 3D!!!

Wymienili się porozumiewawczy spojrzeniem po czym odpalili aplikację. Goth był gościem więc zaczął. A że miał dobrą passę i nie mógł się powstrzymać przed stworzeniem czegoś zboczonego. 

Po kilku minutach na ekranie widniał trójwymiarowy model realistycznego penisa, czego nawet Palette był pod wrażeniem.

-Całkiem nieźle heh... mogę teraz ja? 

-Ochywiście, ale mi nie psuj! -zaznaczył Goth.

-nie martw się, nie popsuję. Palette wstawił model wcześniej stworzonej, granatowe kobiety. Przemalował dzieło Gotha na powyższy kolor, aby przytwierdzić go do jej krocza.

-O mój boże! To jest jeszcze gorsze!

-Nie przesadzaj. - powiedział Palette po czym dodał figurę mężczyzny. Widział, że zyskał zainteresowanie przyjaciela, więc wyciągnął mężczyźnie nogi tak, aby był wyższy od tej kobiety.

Gdy jego gość patrzył na niego z zaciekawieniem on przyciągnął mężczyznę tak, aby kobieta go gwałciła.

-Jesteś bardziej porypany niż ja! - krzyknął Goth.

-ja bym to uznał za remis. - Palette puścił oczko.

-możemy~

Autor: Wichan
Share:

6 września 2017

Zboczony Wrzesień - Dzień 6 - Czystość - Taki jeden...



Wasza kolacja była... przeciętna. Chleb, masło, ser czy szynka, żadnych rewelacji, ale nie było źle. Jednak sposób w jaki go spożywaliście był dość nietuzinkowy. Oboje byliście nadzy. W pokoju obok mieliście swoją "pracownie",  był tam stół z dwoma krzesłami, kilka szafek na różne przybory. Mieliście w nich prawie wszystko, od zwykłych węgielków przez farby na tablecie graficznym kończąc.Kończąc jeść kanapkę pytasz się.
- Kto pierwszy?- Ona chwilę milczała przeżuwając kęs jej ulubionej zieleniny na cieniuteńkiej kromce z białym serkiem i rzodkiewkami. Opierała się na  łokciach ściskając swoje jędrne piersi, uśmiechnęła się kiedy zauważyła że uciekasz co jakiś czas na nie wzrokiem.
- Możesz być ty. Ja sobie jeszcze poczekam.- Tym razem to ty się uśmiechnąłeś, tylko że twój uśmiech mówił że chętnie byś powtórzył to co wczoraj wam przerwano. Z zamyślenia wyrwało cię stuknięcie talerzy,
Kaśka zaczęła już sprzątać, więc wstałeś i zacząłeś jej pomagać- To jak się jej odbijemy?- Weszliście do kuchni, od razu zabrałeś się za zmywanie naczyń.
-Nie wiem... nasrajmy  jej na wycieraczkę.- Kasia wybuchła salwą śmiechu po czym podeszła do ciebie i... złapała za tyłek. Przerwałeś mycie w połowie po czym spojrzałeś na nią zdziwiony.- Emmmm Cukiereczku co ty robisz?- Ona nic nie odpowiedziała tylko chwilę cię ściskała przybliżając się jeszcze bardziej, twoje ciało zareagowało natychmiast. Spojrzeliście sobie w oczy, przygryzała lekko wargę widocznie myśląc nad czymś intensywnie. Dłonią z pośladka zaczęła sunąć paznokciem przez plecy, na co się wzdrygnąłeś, nie wiesz co ona planuje, ale masz już na nią ochotę. Obróciłeś do niej otrzepując ręce
i kiedy już miałeś podnieść ją dała ci szybkiego całusa i uciekła lubieżnym krokiem mówiąc.
-Tylko niech te naczynia będą czyste. Czekam.- Nie dowierzając stałeś ze sterczącym chujem, nadal mokrymi rękoma starałeś się zrozumieć co się stało... Po chwili jednak wróciłeś do mycia, z którym uwinąłeś
się dość szybko, wytarłeś niedbale ręce po czym stanąłeś przed drzwiami, nacisnąłeś klamkę i...

Autor: Taki jeden...
Share:

Zboczony Wrzesień - Dzień 6 - Czystość (Ink x Error) - Wichan

Autor obrazka: Kaweii

Ink z każdą chwilą coraz bardziej wkurzał się na Errora. Za każdym razem gdy robił nowe AU lub ulepszał stare ten niszczył całą jego pracę. Czuł się jak jakaś sprzątaczka, co tylko naprawia szkody wyrządzone przez jakiegoś buraka. Miał tego dość i postanowił pogadać z Errorem mając nadzieję, że nie zostanie zlekceważony. 

Poszedł do Anty-voidu i zastał go śpiącego na hamaku z niebieskich nici. 

-Hej! - krzyknął Ink.

-Kurwa!!! - zaklął Error spadając z hamaka - czego?

-Musimy pogadać.

-Znoooowu? 

-Proszę wysłuchaj mnie. 

-Nie mam zamiaru. - fuknął po czym otworzył portal do losowego AU. Trafił do Outertale z czego bardzo się ucieszył. Był to jego ulubiony alternatywny wszechświat do, którego często przychodził aby pomyśleć patrząc w gwiazdy.

Od razu poszedł na najwyższe wzgórze i usiadł na szczycie. Wiedział, że Ink prędzej czy później go znajdzie, więc starał się dobrze wykorzystać tę chwilę relaksu. 

Nie pomylił się. Po kilku minutach ten już za nim stał.

-Mam propozycję na układ. - powiedział Ink przerywając chwilę ciszy.

-Uuuuf, jak musisz... - warknął Error.

-Ja będę robił AU wolniej niż zwykle, a ty będziesz niszczył tylko te mało popularne. Co ty na to?

-Co będę z tego miał?

-Pokój między nami oczywiście! Koniec wojny!

-Ale mam jeden warunek. Oddasz mi się. - uśmiechnął się zawadiacko.

-S-słucham???

-Słyszałeś. Jak oddasz mi swoje ciało, ja zgodzę się na ten układ. Ink głośno przełknął ślinę.

-Stoi? - Error wyciągnął rękę w stronę Inka.

-Stoi!

-Czyli od teraz jesteś moją własnością i robisz to co Ci powiem. Jasne?

-T-tak.

-Świetnie. Więc chodźmy do domu się zabawić.

-[...]
Autor: Wichan
Share:

5 września 2017

Zboczony Wrzesień - Dzień 5 - Dym [+18]

Notka od autora: Autor obrazka to ask-grillby No więc tak, AU Underfell. Związek Czytelniczka x Grillby. W pierwotnej wersji to miało wyglądać inaczej. Nie wiem dlaczego tak mi się to potoczyło... 

Nie ma dymu bez ognia, tak mawia mądrość świata. A może to po prostu pusty frazes jaki każdy z nas przyswaja jako pewnik od kołyski? Oh, chciałabyś wiedzieć. Ale... może nie teraz.
-Gotowa? - niski, męski, mruczący głos, gorący oddech na Twojej szyi. Tak, teraz masz zdecydowanie co innego w głowie. Zacisnęłaś usta mocniej. Wahałaś się. - Nie będzie już odwrotu - dodał. Trudno było Ci złapać oddech. Niepewnie skinęłaś twierdząco głową. Nie widziałaś nic. Miałaś zasłonięte oczy. Czułaś jedynie gorąco. Nie... to mało powiedziane. Żar wypełniał nie tylko pomieszczenie, był przy Tobie, a nawet w Tobie. Nie dosłownie, oczywiście.
Grillby stał obok Ciebie, z tego co pamiętasz, miał na sobie jedynie czarne spodnie, nie pozwolił się dotknąć ani razu, choć próbowałaś wielokrotnie. Po prostu muskał Cię palcami, a to po biodrze, a to po ramieniu, karku, szyi. Teraz nie był inaczej. Związane w nadgarstkach ręce miałaś wyciągnięte przed siebie. Nie było słowa, które mogłoby Cię uchronić przed jego szaleństwem. Oboje nie znaliście swoich granic. Umowa była taka, abyście przez przypadek się wzajemnie nie pozabijali. Tobie się udało. Tydzień temu, kiedy jako pierwszy zgodził się poddać Tobie. Pozwolił, abyś rozlewała na jego ciało wodę. Abyś topiła na nim lód. Byś sprawdzała, jaki kolor przybierze alkohol, który się z nim zetknie. Języki fioletowego ognia tańczyły, wirowały, skwierczały. Potwór zachowywał jednak kamienna twarz, pokornie znosząc tortury, zaś sterczący drąg wskazywał, że mimo swoich sadystycznych zapędów, ma w sobie coś z osobnika ... uległego. 
Teraz jednak role się odwróciły. To nie ty miałaś jego torturować, zaś on Ciebie. Świadomość, że może zemścić się za ból jaki mu zadałaś, Boże, nawet nie wiesz jaki on był! Zimny dreszcz przeszył Cię w oczekiwaniu. Dlaczego nic się nie dzieje, dlaczego on nic nie robi?
-Mmmmhhhhpppfff - jęknęłaś przez knebel.
-Ciii już, zaraz, poczekaj jeszcze chwilę - usłyszałaś głos z oddali. Dlaczego stał tak daleko? Dlaczego nie było go przy Tobie? Zaczęłaś rozglądać się na boki. - Co za niegrzeczna niecierpliwa dziewczynka - zaśmiał się gardłowo. Był bliżej. Czułaś jak serce wali Ci w piersi. Jego ręce, Boże, jego ciepły, przyjemny dotyk. Niemiłosiernie kusił, zwodził, wołał, pieścił każdy centymetr Twojego kręgosłupa. Wodził palcami w górę i w dół, by następnie przesunąć się do przodu. Po chwili poczułaś jak coś ciepłego kapie na Twoje dłonie. Początkowo parzyło, chciałaś syknąć, lecz nie mogłaś. Zaraz potem kolejne krople kapały, każda coraz wyżej i wyżej. Kap, kap, kap. Jak niewielkie igły wbijały się w ciało, potem pozostawiały po sobie jedynie przyjemne, kojące ciepło. Wosk? Traktuje Cię woskiem?
-Phhhfffaahh - jęknęłaś wykrzywiając się, gdy kropla spadła na Twój sutek. Grillby natychmiast chwycił go, jego gorące dłonie nie pozwalały mu wystygnąć. Rozcierały tylko go po Twojej piersi. Kolejna kropla, jeszcze jedna. Tak, jakby starał się całe Twoje piersi przykryć woskiem. Chyba mu się to udawało. Na Twoje nieszczęście. W kilku miejscach piekło bardziej, w innych czułaś tylko zaschniętą skorupę. Potem odszedł od Ciebie. Dyszałaś ciężko. Minęła minuta. Dwie. Trzy. A może to tak naprawdę tylko chwila? Niemiłosierne czekanie sprawiło, że wydawało Ci się to wszystko po prostu dłuższe i dłuższe i dłuższe. W końcu potwór był za Tobą. Wiedziałaś to dobrze, bo wylał na Twoje ramiona sowitą strugę wosku, rozprowadzając ją od jednego końca po drugi. Niewielkie krople lały się w dół, znacząc boleśnie gorące ślady na Twojej skórze. Kolejna dawka i następna i jeszcze jedna. Wygięłaś się do tyłu. Drgnęłaś gwałtowniej. Instynktownie chciałaś uniknąć wosku, lecz...
-Ciii, spokojnie, zniesiesz to, dasz radę - mruczał Ci do ucha. Przywarł do Twoich pleców swoim torsem. Ten wosk, który zdążył już zaschnąć, na nowo stopił się pod ciepłem jego ciała. Znowu palił, znowu parzył. Stopniowo przyjemność zamieniała się w ból, którego nie chciałaś.
-Mmmmppph! - krzyczałaś, lecz knebel blokował Twoje słowa. Szamotałaś się chcąc od niego odskoczyć. Lecz próżny trud. Jedna jego dłoń odnalazła drogę do Twojej kobiecości. Podczas gdy druga, w której musiał trzymać wosk, unosiła się na wysokość Twoich piersi.
-Wiem, że ci dobrze - nie, to nie jest prawda. Nogami delikatnie rozchylił Twoje stopy. Stałaś teraz w niewygodnym rozkroku. Wylał wosk na Twój obojczyk. Byłaś już tak wrażliwa, że miałaś wrażenie, iż ciecz pali Twoją skórę.
-Mmmmm! - wygięłaś się opierając tył głowy o jego ramię. Zamruczał w odpowiedzi wyraźnie zadowolony z Twojej reakcji. Śliniłaś się, spod powiek zaczęły skapywać łzy. Póki co wsiąkały w materiał chusty. -Ngggh! - nie mogłaś, chciałaś. Poruszał się powoli, bardzo powoli, delektował każdą chwilą, każdą kropelką potu na Twoim ciele. Przejechał rozdwojonym językiem po karku, chwycił mocno nasadę piersi i ścisnął, potem delikatnie, jakby nigdy nic, przesunął palce na sutek i wykręcił go do granic możliwości. - Aaaaaagggh! - Zadrżałaś. Gardłowy śmiech był odpowiedzią na Twoje błaganie o litość. Potem przesunął czymś ciepłym i wilgotnym po Twoim podbrzuszu.
-Wiesz, że to ty? - zamruczał Ci w ucho - Podoba Ci się to - chciałaś powiedzieć, że nie. Zdradzona przez własne ciało, oszukana przez zmysły. Nie. Grillby przesadza. To nie tak miało wyglądać. Nie tak. N-nie.... Zaraz, dlaczego on.. Masuje Cię teraz po pośladkach, powoli, pewnie, nieprzerwanie. Rozchyla je na boki i .. Czy on.... O nie, nie, nie, nie. Na to się nie zgadzasz. Wierzgasz się coraz bardziej, szamoczesz, szarpiesz. Więzy są za mocne. Nie możesz wypchnąć językiem knebla. Czujesz jak pokaźnych rozmiarów męskość obiera się o Ciebie. Wsuwa i wysuwa między Twoimi udami, jak nawilża swojego członka o Twoje soczki. Jak z każdym pchnięciem, spragnione ciało domaga się więcej i więcej. Ale... nie tam, nie tak. Grillby potraktował Twoje wierzgania jako ponaglenie, dlatego nie tracąc ani chwili dłużej, kiedy uznał, że najwyższa pora, po prostu wszedł od tyłu. Powoli, rozpychając Cię. Piekło, tak strasznie piekło, tak strasznie bolało.
-AAAAAAA - nie wierzyłaś, że możesz tak szeroko otworzyć usta. Drżałaś, cierpiałaś, w każdym tego słowa znaczeniu - NGGGHHHH - dość, dość, przestań.
Nie przestawał. Wszedł w całości. Lecz, ani drgnął. Chwilę potem poczułaś nowe krople wosku na ciele. Tym razem niżej i niżej. Na brzuchu, na pępku na... O nie...
Ponoć nie ma dymu bez ognia. Teraz wiesz, że to nie jest prawda. Jest ogień, którego nie ugasi nawet najpotężniejsza powódź. Ogień, który spala sam siebie. Ogień, który nie wytwarza dymu. Jest też dym, dławiący, duszący, niszczący, otępiający i zabijający, który nie potrzebuje ognia, aby zaistnieć. Jest też smród, słodki swąd spalonych włosów i ludzkiego ciała. Tego zapachu, nie zapomnisz do końca życia... 
Share:

Zboczony Wrzesień - Dzień 5 - Dym - Taki jeden...




Nie jesteś palaczem.... znaczy palisz czasami, tak okazjonalnie. Podobnie jak picie alkoholu, lubisz to, ale ograniczasz. Po wczorajszej wizycie policji wypaliłeś już ze trzy... sztuki oczywiście. Właśnie odpalasz kolejną, czwartą, normalinie pobijasz dzisiaj rekord, jak na złość zapalniczka przestała żyć. Próbujesz drugi raz, trzeci, szósty.
-Kurwa mać!- Warczysz wkurwiony i rzucasz gazówkę na drugi koniec kanapy, po czym sięgasz po gitarę, która stała za oparciem. Sprawdziłeś na szybko stan strun i zacząłeś grę z nie zapalonym papierosem w ustach cicho podśpiewując sobie piosenkę-🎶I walk through the valley of the shadow of death. I fear no evil because I'm blind to it all. My mind and my gun they comfort me, because I know I'll kill my enemies when they come.🎶- Kasia oderwała się od robienia w kuchni kolacji i podeszła do ciebie po czym usiadła obok z dwoma piwami, chwilę milczeliście, w końcu odkładasz gitarę w połowie piosenki biorąc przy okazji trunek.
-____ nie katuj się aż tak tym co się stało.- powiedziała po czym jak gdyby nigdy nic wyciąga ci papierosa biorąc go do swoich ust, użyła dokładnie tej samej zapalniczki co ty, a jednak teraz zadziała ukazując drobny płomyczek od, którego odpaliła tytoń. Drobny kłębek dymu wydobył się z jej ust w akompaniamencie kaszlu.
-Oj, chyba się rozchorowałaś kochanie.- Zażartowałeś rozsiadając się wygodniej w fotelu popijając owocowego Radlera, naprawdę ci smakował, w telewizji jak zwykle reklamy różnych maści, czopków na żylaki czy ból, jednak twój wzrok cały czas wędrował na instrument, który kusząco błyszczał polerowanym drewnem oraz idealnie napiętymi strunami
-Ej ____- Zaczęła zaciągając się znowu, paląc wyglądała.... Inaczej, ona zawsze w takich sytuacjach jest inna, z roześmianej blondynki w okularach przeobrażała się w wilczycę, taką majestatyczną i nieokiełznaną. Lubisz to, nawet bardzo.- wiem że jesteś rozdrażniony po wczoraj, znam to, ale nie warto rozpamiętywać czegoś czego nie zmienisz.- słuchałeś jej lekko spuszczasz wzrok zbierając myśli, emocje i zapachy, zamknąłeś oczy tworząc w głowie swoją kopię, którą "widzisz" te scenę, ona wydychająca kłębki dymu rozpływającego się w powietrzu roznosząc zapach mentolu oraz spalonego tytoniu, ty lekko oderwany pociągasz łyk trunku po czym otwierasz oczy mówiąc.
-Wiem, wiem kochanie, ale... Ech to nie twoja wina, ty w tym wszystkim byłaś najlepsza, twoja niespodzianka, ten klimat, ale... Ech czuję się taki bezradny, taki...-przerwał ci wasz pocałunek, szybki, namiętny i... Tytoniowy. 
-Słońce, ty już lepiej nic nie mów, nie myśl i pomóż mi z kolacją.... Poza tym... Mi też brakowało naszej końcówki, akurat miałam wspaniały pomysł na pozę.- uśmiechnąłeś się chytrze wstając odkładając przy okazji pełną w połowie butelkę.
-Wiesz jest sobota, nie mamy planów, więc myślę że jednak będziemy mogli oddać się naszemu małemu zboczeniu.- Kasia jedynie puknęła cię biodrami kiedy szliście w stronę korytarza, wpychając się przed ciebie i lekko chichocząc zabraliście się za przygotowywanie posiłku

Share:

Zboczony Wrzesień - Dzień 5 - Dym (Red x Blue) - Wichan


Autor obrazka: Kaweii

Red wyprowadził się od swojego szefa, znalazł miłość życia i zaznał prawdziwego szczęścia. Było pięknie poputy dopóki nie okazało się, że to tylko sen. W prawdzie jedna trzecia tego marzenia się zgadzała. Od kilkunastu miesięcy Red mieszka w jednym mieszkaniu z Blue. Na początku był tam jako skrzywdzony potrzebujący, jednak teraz jest jak każdy inny współlokator. Pracuje, sprząta, gotuje i płaci połowę podatku. Właśnie się przebudził, bo poczuł piękny zapach wydobywający się z kuchni. To Blueberry piekł świąteczne pierniczki.
-Oh! Cześć Red! Jak tam popołudniowa drzemka? – spytał z entuzjazmem Blue.
-Wyspałem się. A jak idą bożonarodzeniowe przygotowania?
-Całkiem dobrze. Jeszcze kilka dni zostało, ale my świętujemy dzisiaj! – Uśmiechnął się.
-Dzisiaj? Czemu? – Cherry był niemało zaskoczony.
-Ponieważ… właśnie dzisiaj obchodzimy naszą rocznicę~ - Blue poruszał brwiami, czego nikt by się po nim nie spodziewał.
-R-rocznicę…? – Red bardzo się zarumienił.
-Rocznicę wspólnego zamieszkania skarbie~ - zaśmiał się lekko.
-Emmm… cieszę się. Nie wiedziałem, że będziesz pamiętał.
-Oczywiście, że pamiętam dzień, w którym przygarnąłem najlepsze zwierzątko o jakie mogłem prosić. Byłeś jak taki mały zziębnięty kociak~. – Blue puścił oczko do całkowicie już czerwonego Reda.
-W-wszystko w-w porządku? – spytał zawstydzony.
-Oczywiście, że tak, niedługo święta, a ja piekę Twoje ulubione ciasteczka. Czy może być bardziej w porządku kochanie?
-Inaczej się zachowujesz... czy nie piłeś czegoś? 
-Oczywiście, że nie! Wspaniały Sans nigdy nie pije alkoholu! - zaprotestował.
-A nie pomyliłeś leków? - Teraz Cherry naprawdę się martwił.
-A ty nie pomyliłeś dni? To rocznica, więc nie możesz od tak zaczynać kłótni. - Blue się zdenerwował. Red już chciał odpyskować, ale jakoś się powstrzymał, bo wiedział, że Blueberry ma rację.
-P-przepraszam, masz rację. - praktycznie wyszeptał.
-Nic się nie stało. Mówiąc to Blue uściskał przyjaciela, który pierwszy raz nie czuł jakby był przytulany przez dziecko. I nagle wpadł na pomysł, chociaż był prawie pewien, że nie wypali.
-Blue, mogę zobaczyć twoją duszę? - spytał delikatnie.
-T-taaak dla Ciebie wszystko. Blueberry wyciągnął duszę z klatki piersiowej, a ta sama leciała w stronę Reda. Ten się lekko zaśmiał i wyciągną rękę w jej stronę.
-Hej! Nie dotykaj! - jęknął gdy Cherry złapał jego duszę.  
-Emmm... T-twoja dusza jest bardzo wrażliwa, a ja chcę zobaczyć dlaczego.
-Ufam Ci. - powiedział Blue. Red użył swojej magii aby móc zobaczyć ją w kolorach. Widział błękit - radość, żółć - spełnienie, zieleń - szczęście i... róż czyli zauroczenie. Ciekawe - pomyślał.
-Hej Blue, spójrz tutaj na chwilę.
-O co chooooo... - Blueberry przerwał, gdy Red zdjął sweter zostając w podkoszulku. 
-Emmm... - Jak Cherry puścił mu oczko ten był już cały niebieski od rumieńca. Wtedy Red spojrzał na duszę jeszcze raz, a ta całkowicie zmieniła kolor. Cała była różowa z kilkoma innymi plamami. Przyjrzał się i zobaczył Czerwień - zakochanie i fiolet - porządanie.
-Łał... - mimowolnie zaczął gładzić duszę, gdy ta zaczęła mu przeciekać przez palce.
-H-hej, co robisz? - spytał Blue dysząc.
-Ty już wiesz co~ ...kochanie~ - wtem Cherry wypuścił jego duszę.
-Mweh?
-Poczekaj... . Red zdjął podkoszulek pokazując żebra przez które widać poświatę jego duszy. Po chwili wyjął ją aby ta została przed nim. Oboje obserwowali co się teraz stanie i po kilku sekundach ich dusze zaczęły sunąć ku sobie. Praktycznie przyciągały się nawzajem, a Sansowie nie mieli nad nimi władzy. W końcu się dotknęły i oboje głośno stęknęli patrząc sobie w oczy. 
-Blue, chcesz tego?
-O-oczywiście! Kocham Cię! Red przez chwilę zamarł, bo w prawdzie wyczytał to z jego duszy, ale to i tak było duże wyzwanie.
-Ja ciebie też. Ich dusze zaczęły się łączyć w jedną, a oni coraz bardziej sapali przybliżając się do siebie. W końcu Blueberry usiadł okrakiem na Cherrym i się w niego wtulił. Oboje czuli się jak w siódmym niebie i byli już blisko. Na zakończenie się głęboko pocałowali. 
-B-blue, czy zostaniesz ze mną do końca życia?
-Tak! - zawiesił się Redowi na szyi. 
-Hej! Ciastka! - krzyknął Red przypominając sobie o nich.
-O nie! Zapomniałem o nich! Oboje wbiegli do kuchni, ale było już za późno. Cała stała w płomieniach. Zostało już tylko zadzwonić na straż pożarną.

Autor: Wichan
Share:

4 września 2017

Undertale: Gra w kości -Sans i jego skarpetki [The Skeleton Games -Sans and his socks] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Sans i jego skarpetki (obecnie czytany)
Jest czwartek i chcesz wyjść z domu. Przez ostatnie dni świeciło jesienne słońce. Jasne, mogłaś wyjść nocą, ale nic poza barami nie było pootwieranie, a włóczenie się bez sensu Ci się nie uśmiechało. Chciałaś pójść... dokładnie to do Muffet's. Kupić coś smacznego, porozmawiać trochę z ulubioną potworzycą. No i czas zamienić z nią kilka słów na temat długu jaki zaciągnął u niej Sans. Chcesz go spłacić, pozwoli Ci na to, prawda? Coraz bardziej byłaś ciekawa za co jej wisiał. Po jego reakcji wiedziałaś, że nie chodzi tutaj o pieniądze. Wyglądał na wkurwionego kiedy wyszło, że wiesz o jego długu. Właściwie, zachowywał się jakby.... się czegoś wstydził. A więc dług miał coś wspólnego z czymś bardzo upokarzającym i nie chciał aby to wyszło na światło dzienne. No i właśnie dlatego chciałaś wiedzieć o co chodziło. Tak strasznie lubiłaś wkurwiać tę małą czerwoną czachę. Zerknęłaś przez zasłony w oknach. Nadal słonecznie. Z westchnięciem położyłaś się na kanapie robiąc z łokcia poduszkę. Pomyślmy... jeżeli ubierzesz się zakrywając całe ciało, będziesz mogła wyjść. Ale musiałabyś też zasłonić całą swoją twarz, a to przyciągnęło by uwagę ludzi... Chrzanić to! Skończyłaś już robotę i chcesz iść do Muffet's! Z szafy wyciągnęłaś bluzę z długimi rękawami i kapturem, kominiarkę, legginsy, rękawiczki, skarpetki. Już czułaś jak się pocisz od chodzenia w tym ubraniu, postanowiłaś wyjść najszybciej jak się da. Znosisz dobrze zimno, ale ciepło działa na Ciebie tak samo jak na ludzi. Wyszłaś z mieszkania w piękny słoneczny dzień czując na ciele efekt promieni mimo grubego ubrania. W drodze patrzyłaś w komórkę. Papyrus zaczął dzień jak zawsze od porannych aktualizacji, które skończyły się gdy tylko dotarł do akademii policyjnej. Pisał o wszystkim, od tego co mu się śniło, co jadł na śniadanie, czy nawet informował o pogodzie. Wśród tych wiadomości co jakiś czas przewijała się RybaŚmierci21 która próbowała go sprowokować do konfrontacji. Papyrus przerwał wymianę zdań, że musi wcześnie udać się do akademii, za to Ryba oznajmiła, że będzie tam wcześniej niż on. Przed piekarnią Muffet's coś Cię zaskoczyło. Ani śladów protestujących ludzi, czy plakatów anty-potworzych. Pewnie przez pogodę. Kto w taką pogodę mówi innym, że potworze jedzenie to jabłko diabła z raju? Weszłaś do środka i przywitał Cię szum... Tutaj są ludzie. Hałaśliwi, mamroczący, śmiejący się, rozmawiający i korzystający z telefonów. Muffet's jest pełne! Tego się nie spodziewałaś. Zazwyczaj wpadało tutaj kilka osób, zarówno potworów jak i ludzi, ale dzisiaj... dzisiaj jest tłoczno. Kilka osób ustawionych w kolejkę czekało na realizację zamówienia. Kilka osób składało. Stoliki i miejsca zajęte. Muffet stała za ladą i pracując dzielnie wszystkimi rękami pakowała zamówienia, przyjmowała gotówkę i dekorowała smakołyki. Ludzie byli zaskoczeni jej podzielnością uwagi. Zerkali, przyglądali się, robili zdjęcia i kręcili filmiki. Kilka pająków przemknęło Ci pod nogami. Byłaś zaskoczona tym bardziej, nie wiedziałaś, że one też potrafią gotować. Widziałaś do tej pory jak sprzątają stoły i podłogę. Ustawiłaś się w kolejce ściągając kominiarkę i rękawiczki, czując ciepło ludzkich ciał na sobie. Całe szczęście za Tobą stanęły inne osoby, dwie ludzie dziewczyny i dwa potwory. Nie musisz bać się słońca.
-Boże, widzę pająki na zapleczu – jedna z dziewczyn szepnęła do drugiej stukając ja palcem w ramię
-....Nie wiem czy dam radę to zjeść. C-co jeżeli w pączku znajdę... pajęczą nóżkę czy coś... - kolejna wyraźnie chciała wyjść.
-Shella, nie bądź rasistką. To pajęcze potwory, nie prawdziwe pająki. No i jeżeli tak się stanie, będą mieć kłopoty
-Wiem, że to nie są prawdziwe pająki, ale nadal czuję obrzydzenie!
-Ciiii, nie tak głośno – uciszyła znajomą – Nie bądź chamska – Słuchałaś ich rozmowy nie będąc w stanie tego nie robić. Współczułaś Muffet, ale rozumiałaś też ludzi. Całe szczęście klienci nie byli chamscy. Może powinnaś zapytać się co u niej, kiedy będzie Cię obsługiwać? Zauważyłaś, że ta co chciała wyjść nadal zerkała na zaplecze w przerażeniu.
-Nie mogę uwierzyć, że ta pierwsza potworzyca ma tyle rąk. Jest ... zajebista. Jak połączenie człowieka i pająka – rzuciła pierwsza.
-Ta, z nią pogadać mogę. Może ma coś czego pająki nie dotknęły? - Westchnęłaś. Nie rozumieją wspaniałości słodyczy zrobionych przez pajęcze potwory. Rozmawiałaś z Muffet o tym jak przyrządza swoje dania. Pajęcze potwory żyją bardzo krótko, kiedy umrą używa ich pyłu i miesza z potworzym cukrem uzyskując w ten sposób niepowtarzalny smak. No i pająki uwielbiają słodycze no i same z przyjemnością stają się później częścią przysmaków. Pomijając już zupełnie kwestie kulturowe dla ich gatunku z jakim łączy się całe robienie ciastek z pająków. Kolejka przesuwała się szybko. Z każdym krokiem dziewczyny za Tobą robiły się coraz bardziej nerwowe. Stanęłyście pod znakiem mówiącym, o pajęczym składniku w potrawach. Dziewczęta wmurowało. - Nie, po prostu nie.
-Spróbuj, proszę, wszyscy mówią, że są zajebiste.
-Ale tutaj jest napisane, że w tym są pająki.
-To pewnie halloweenowy kawał
-Nie dam rady nic stąd zjeść – Postanowiłaś wkroczyć do akcji. Wyjaśnić klientom o co chodzi zamiast Muffet. Odwróciłaś się w stronę tej, która nazywać się miała Shella. 
-Tutaj nie ma prawdziwych pająków tylko pył który kiedyś był pająkami, wymieszany z mąką, dodatkami i cukrem.
-Naprawdę.. - zerknęła na ciebie – Skoro to ich zmarli krewni... to nie powinno się ich jeść
-To kultura, robili tak nim przyszli na powierzchnię
-Nie chcę być rasistką czy coś, ale to ... pająki – przeszedł ją dreszcz.
-To nie są pająki, to potwory, które wyglądają jak one. Rozumieją co do nich mówisz i wszystko – automatycznie pomyślałaś o innym potworze, który wygląda inaczej
-Shella będzie dobrze. Dojem, jeżeli ci nie posmakuje – wtrąciła się jej znajoma
-S-spróbuję – Kolejka przeszła, a ty stałaś przed Muffet.
-Witaj Szaraczku! To pierwszy raz. Pojawiłaś się u mnie w tak słoneczny dzień ahuhuhu! - uśmiechnęła się okazując małe kły, czarne oczy zabłyszczały. Zauważyłaś, że w jej stroju tkwiły niewielkie podobizny tego co dzisiaj serwuje. Uwielbiałaś to.
-Tak przyszłam z tobą o czymś porozmawiać, ale widzę, że jesteś zajęta.
-Oh tak. Kto wiedział, że halloween przyciągnie tyle osób spragnionych pajęczych potworów i potworzego jedzenia. Ahuhuhu. Ja wiedziałam! - zaśmiała się w ramię trzymając ręce daleko od ust. - Choć nie spodziewałam się aż takiego odzewu ludzkiej społeczności. Kilka osób napisało o moim sklepie w sieci no i teraz wszyscy chcą spróbować moich smakołyków! Mam pełen notes zamówień do końca miesiąca. Oczywiście, podniosłam cenę, a to i tak nic nie zmieniło! Ahuhuhuhu! - wyglądała na szczęśliwą. Nie będziesz jej psuła nastroju mówiąc o długu Sansa w taki dzień.
-Ciągnij z nich ile się da – przyznałaś
-Dokładnie! Zgaduję, że chcesz coś z truskawkami
-Tak, mmm, daj mi trzy różne rzeczy
-Oczywiście Szaraczku! - zapakowała wszystko i podała Tobie zamówienie. Zauważyłaś, że kilka pająków zniknęło tylko po to, aby zacząć piec więcej ciastek. Jak się przyjrzałaś zauważyłaś na ich nóżkach małe nylonowe torebeczki. Uśmiechnęłaś się, strasznie słodko wyglądały. Maleńka pajęcza higiena jest rozkoszna. Zapłaciłaś Muffet w tej samej cenie co zawsze. - Ah i Szaraczku, jeżeli chcesz ze mną porozmawiać, zrób to godzinę po otwarciu sklepu, to najlepsza chwila – Wzięłaś zamówienie, uśmiechnęła się i wyszłaś. Przed drzwiami znowu przystroiłaś się w kominiarkę i rękawiczki. Zauważyłaś, że dwie dziewczyny co były za Tobą są obsługiwane przez Muffet. Nic im nie będzie. 
Weszłaś do domu i zrzuciłaś z siebie łachy. Źle się czułaś mają tyle ubrań na sobie w tak słoneczny dzień. Szybko wskoczyłaś w swoje spodnie od piżamy. W szafie znalazłaś parę skarpetek którą kupiłaś wcześniej z okazji Halloween. Wybrałaś je. Do tego luźna koszulka z pajęczymi sieciami. Przyglądałaś się jak małe nadrukowane kości zakrywają Twoje nogi. Uwielbiasz Halloween. Wróciłaś do kuchni i otworzyłaś pakunek, ciastko w kształcie czaszki, pajęcza muffinka i truskawkowa drożdżówka z małym kotem na środku. Zaczniesz od drożdżówki. Resztę schowałaś i zaczęłaś jeść. Uwielbiałaś drożdżówki. Wyraźnie dało się wyczuć truskawki. Smakołyk dosłownie rozpływał się w ustach. Uśmiechnęłaś się znając smak nieba. Idealne połączenie truskawek, słodkiego cukru i ciasta. Całość zniknęła nim dotarła do Twojego żołądka. Dziękuję Ci pajęczy pyle, jesteś przepyszny. Ciekawe czy pył wszystkich potworów jest tak smaczny. Choć ostatnio rzygałaś na fioletowo, ale to też słodko smakowało i pachniało. Cóż.... magia musi być słodka. Może powinnaś zapytać o to Sansa? Po chwili myślenia usłyszałaś znak, że Sans wrócił. Głośna muzyka waliła przez ściany, gitary, perkusja i darcie ryja. Zaskoczyłaś samą siebie, że wiesz dokładnie co to za utwór. Powinnaś mu kupić nową płytkę. Ostatnio razem graliście w Sobotę. Cały tydzień w którym nie grałaś z Ciastkiem. Obiecałaś mu, że zagrasz jeszcze raz w Silent Space 4 inną postacią. Potem wysłał waszą grę na swój kanał na YouTube. Zrobiło się zabawnie kiedy pojawiła się ta maź. Kilka razy wybuchałaś śmiechem przypominając sobie reakcję Sansa. Ciastek był zdenerwowany tym, że grałaś bez niego, dlatego starałaś się nie poruszać tego tematu. Miałaś nadzieję, że Sans napisze do Ciebie, posługując się pretekstem długu jaki masz u niego, aby się z Tobą spotkać. Lecz po tym co działo się we wtorek, w ogóle się do Ciebie nie odzywał. Nie. Bądź silna. Tym razem on ma się pierwszy odezwać jeżeli chce się spotkać. Ty nic nie zrobisz aż do czasu konieczności wypadu do domu strachów. Skoro zgodził się na przyjaźń z Tobą musi przejawić inicjatywę. Położyłaś się na kanapie kładąc nogi na podłokietniku. Wczoraj w nocy drugi raz przeszłaś grę. Musisz zacząć robić coś nowego. Miałaś niewielki zapas gier jakie kupiłaś, ale w nie nie grałaś. Może powinnaś spróbować którąś z tych? Wzięłaś laptopa na kolana i zaczęłaś szukać czegoś ciekawego. 
Sans wrócił z roboty jak zawsze. Wziął skrót, zadowolony faktem, że udało mu się uniknąć ludzkich spojrzeń. Był w środku swojego cichego mieszkania. Zdjął z siebie i rzucił na podłogę brudne robocze ubrania obok pustych butelek po musztardzie. Uśmiechnął się w stronę błyszczących skarpetek w swoim salonie. Zaczynały słodko pachnieć, jak gnijąca magia. Może powinien zrobić swoje tornado? Westchnął. Wspaniale jest mieszkać samemu. Nikt nie mówi ci co masz robić, nikt nie drze ryja, że jest chlew, możesz go robić gdzie chcesz i kiedy chcesz. Dzisiejsze skarpetki też wrzucił na stos swojej kolekcji. Włączył muzykę. Znajome dźwięki ulubionego utwory przywitały go, wypełniając samotność jego cichego mieszkania. Położył się na kanapie i sprawdził komórkę. Wywrócił oczami zdenerwowany kiedy zdał sobie sprawę z tego co robi. Nic tam nie ma. Zawsze sprawdza kiedy wraca z pracy i zawsze jest nic. Poprawił się na kanapie i czekał. Jego sąsiadka słyszy muzykę i wie, że wrócił. Może dzisiaj w coś razem pogracie? Nie, aby mu na tym zależało. Podobało mu się leżenie na kanapie cały dzień. W samotności. Słuchając tej samej muzyki. Nikt go nie denerwuje. Nikt nie pierdoli. Zawsze może się zdrzemnąć. Tym bardziej, że dzisiaj w pracy mu się nie udało spać... Nagle uderzył zaciśniętą w pięść kościstą ręką wyraźnie rozwścieczony. Dlaczego przez cały tydzień nie zaprosiłaś go na wspólną grę?! Gapił się w sufit. Głupi człowiek. A mówiłaś, że jesteście przyjaciółmi. Pośpiesz się i napisz do niego. Rozwiej jego wątpliwości. Nie zmuszaj go do czekania. Westchnął... co on właściwie wyrabia? Próbował sobie przypomnieć, że ma to gdzieś. Nic nie ma znaczenia. Dlaczego powinno mu zależeć na spotykaniu się z jakimś debilnym człowiekiem? Cały czas tylko go wkurwia i droczy się z nim. Może się zdrzemnąć i zapomnieć o niej, tak jak ona zapomniała o nim. I tak pewnie już się nim znudziła. Jest przecież tylko paskudnym potworem z jednym pierdolonym HP. Nikt go nie lubi. Wyprowadził się od brata tylko dlatego, że sprawiał mu problemy. Powinien leżeć i ... myślotok przerwał dźwięk lekkiej i przyjemnej muzyki zza ściany. To jakaś gra. Gra w gry bez niego! Dlaczego go kurwa nie zaprosiła?! Bawi się nim! Poczuł wściekłość. K-kto by się przejmował taką kretyńską suką jak ona! Poszedł do kuchni szukając czegoś do jedzenia. Otworzył ją i znalazł resztki z dwóch sobót i rodzinnych posiłków no i butelka musztardy. Kurwa, nic mu nie zostało. Może powinien zamówić coś z Grillby's? Ta myśl zaprowadziła go znowu do tej kretynki zza ściany. Już otwierał telefon i miał wykręcić numer kiedy przypomniał sobie coś. Wtorek. Masz u niego długo... Ha! Może powinien przypomnieć Ci swoje miejsce? Musisz go spłacić. Nie możesz tego tak po prostu zignorować. Zadowolony napisał wiadomość.

Sans: zapomniałaś? Masz u mnie dług. 

Czekał z uśmieszkiem na twarzy trzymając telefon w rękach. Zazwyczaj szybko odpisywałaś, ale to dlatego, że wszystkie rozmowy zaczynałaś sama. Chwilę potem dostał wiadomość.

NowyKontakt3: Jasne, chcesz wpaść i pograć? Weź swój komputer, pograsz w to w co teraz ja gram

Jego uśmiech zmalał kiedy to przeczytał. Tego się nie spodziewał. Unikałaś go i teraz tak po prostu jakby nigdy nic się nie stało....? Odpisał starając się zachowywać spokojnie

Sans: nie mam komputera

NowyKontakt3: Wybacz Czacho... myliłam się... nie możemy być przyjaciółmi 

Patrzył na wiadomość niedowierzająco. Po tym wszystkim co zrobiłaś i przez co przeszliście.... Teraz nagle go zostawisz? To jakaś gra dla Ciebie? Skończy się jak przyzna, że dobrze mu w twoim towarzystwie? Czuł jak jego magia skręca się i wije w gniewie. Trzymał telefon resztką sił powstrzymując się, aby nim nie rzucić. Wtedy dostał kolejną wiadomość. Co znowu?!

NowyKontakt3: Bo przyjaciele nie pozwalają swoim przyjaciołom nie mieć komputerów! Totalnie muszę ci jakiś kupić! O, wiem, zrobię to w tym tygodniu! :D 

Ohh.. A więc chodziło jej o....

NowyKontakt3: I tak wpadnij, znajdę coś w co będziemy mogli razem pograć nim twoje jedzenie przyjdzie. 

Poczuł się zawstydzony kiedy przeczytał tę wiadomość. Pierdolony człowiek. Powinnaś wyrażać się jasno! Skoro chciałaś, aby przyszedł, dlaczego nie zapytałaś?! Po chwili ogarnięcia się i stania przed lodówką. Oddychał, wdech i wydech, niech emocje się uspokoją. Nie pozwól wkurwić się tej debilce. Kiedy w końcu się uspokoił postanowił przejść się na skróty. Wyobraził sobie wnętrze Twojego mieszkania. Kuchnię, stoliki, kanapę. Poczuł wibracje magii, która przeniosła go przez próżnię wprost do Twojego mieszkania. Rozejrzał się. Dostrzegł Twoje łokcie na podlokietnikach kanapy. Chrząknął oznajmiając tym samym, że przybył, pamiętał co mu powiedziałaś o zakradaniu się. Przyglądał się jak podniesiesz się i wystawisz głowę. Miałaś laptop na kolanach. Kiedy odnalazłaś go wzrokiem uśmiechnęłaś się. Tsk... dlaczego się uśmiechasz? 
-Długo się zbierałaś, aby mi się odwdzięczyć – wsadził ręce do kieszeni. Usiadł na kanapie bliżej drzwi prawie siadając na Twojej miękkiej podusi.
-Czekałam, aż ty się odezwiesz. Co to byłaby za spłata długu gdybyś nie musiał się upomnieć? - poprawiłaś się. Sans już miał zamiar coś odburknąć kiedy zauważył... Tak szybko jak to możliwe, odwrócił wzrok z dala od Ciebie. Kurwa... C-co ty masz na sobie? K-kurwa dlaczego? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie nosiłaś! Poczuł jak się rumieni, w głowie odtwarzał się obraz tego co zobaczył. Zarzucił kaptur na głowę, aby nie zdradzić czerwonej czaszki. - Więęęc... to co zawsze ale z dodatkową butelką musztardy? - zapytałaś podnosząc komórkę ze stołu, wybierałaś numer do Grillby's
-Huh....? Uh.. t-taaa – mruknął. Uniosłaś brwi zdziwiona jego zachowaniem i zadzwoniłaś. Po kilku sygnałach usłyszałaś znajomy głos.
-Grillby, czego chcesz? - zamówiłaś to co zawsze z dodatkową butelką. Potwór zaśmiał się, kiedy podałaś adres. Serio, co zabawnego jest w tym, że Sans siedzi u Ciebie? Tysiąc razy mówiłaś im, że gracie w gry. Odstawiłaś telefon zauważając, że potwór delikatnie się wierci wygięty najdalej jak się da od Ciebie.
-Czaszeczko... dobrze się czujesz?
-T-taaa... W co gramy? - jego twarz schowana była za kapturem, nawet na Ciebie nie spojrzał. Wstałaś podchodząc do półki z grami.
-Możemy cisnąć dalej Borderlands albo spróbować coś innego. Ty wybieraj – przeglądałaś tytuły. Podrapałaś się piętą po łydce. Sans wydobył z siebie dziwny dźwięk. Wgapiał się, jak materiał ubrania się rozciąga. Czuł jak jego magia kumuluje się, wzrasta, robi coraz to bardziej gorąca. Cholera jasna! Skąd wiesz?! Znowu go dręczysz? Ma wrażenie, że zawsze wiedziałaś o tym. Nie czuł nic do ludzi, nic w ten sposób, ale miał jedną słabość która nie patrzyła na gatunek. Pierdolone kurwa ozdobne skarpetki! Te wstrętne twory zawsze sprawiały, że jego magia wariowała. Powoli założyłaś nogę na nogę i poruszałaś paluchami. Pierdol się za te zgrabne nogi! Długie i idealne. Wzrokiem czerwonych źrenic kreślił je od góry do dołu. Zauważył jak gumka skarpetek idealnie przylega do Twojego ciała. Tylko delikatnie je upinając. A najgorszy w tym wszystkim był nadruk. Musisz wiedzieć co robisz, dlaczego w innym wypadku byłyby na nich kości?! Szef Ci powiedział? Zamarł kiedy zaczęłaś poprawiać skarpetkę, naciągając ją na palce, a potem poprawiając na pięcie, gładząc delikatnie małe kosteczki na materiale. Poczuł jak jego magia zawirowała. Zaczynała kumulować się kumulować w miejscu dobrze wszystkim znanym. Natychmiast w panice odwrócił wzrok.
-Kurwa! - jęknął chwytając za poduszkę zza siebie, położył ją na kolanach i schował w niej swoją gorącą twarz, ściskając ją mocno, starając się wybić z głowy to co widział. Popatrzyłaś na niego zaskoczona.
-Uh... źle się czujesz?
-Pieprz się! Jesteś najgorsza! - jęknął zza poduszki.
-...co? - patrzyłaś na niego, pocił się. Widziałaś jak wystająca z poduszki odrobina jego głowy, czerwona od rumieńca zaczyna robić się różowa. - Czacho... Nie mam pojęcia o czym mówisz. Co znowu zrobiłam źle?
-Wiesz kurwa co zrobiłaś! - ryknął wtulając się jeszcze bardziej w poduszkę. Siedziałaś, patrzyłaś się nieruchoma. O czym on gada?
-Ja... uh... wybieram grę? - w głębi chciałaś się śmiać z jego zachowania. Czekałaś na odpowiedź, dyszał ciężko – Czacho. Naprawdę nie wiem co zrobiłam.
-Nosisz to kurestwo! - warknął ściskając poduszkę. Popatrzyłaś na siebie. Wyglądałaś tak jak zawsze, no i miałaś halloweenowe skarpetki... Zaraz... na nich są szkielecie kości... a on jest szkieletem... Uraziłaś jego gatunek? Nie wiedziałaś, że może go przejmować coś tak głupiego jak kości na skarpetkach, ale ... to go zdenerwowało?
-Oh... Przepraszam – szybko rzuciłaś – Nie chciałam cię urazić. Pomyślałam, że są fajne... no wiesz... bo lubię Halloween.... Już je ściągam. - Usiadłaś na skraju kanapy, Sans zerknął zza poduszki.
-Wydaje ci się, że ... co? - warknął starając się patrzeć Ci w twarz. 
-No wiesz.... uraziłam... bo mam skarpetki w kości – powtórzyłaś. Podniosłaś nogę i wsunęłaś palec pod gumkę. Sans otworzył szerzej oczodoły patrząc uważnie na to co robisz. Po chwili rozszerzyły się też jego źrenice. Jego cała czaszka czerwieniła się jak lampka na choince.
-NIE RÓB TEGO TUTAJ! - krzyknął znowu chowając twarz w poduszce.
-Już to ściągam
-ZRÓB TO W SWOIM POKOJU! - popatrzyłaś na niego. Jak na kogoś, kto udaje, że ma w dupie cały świat, naprawdę przejmuje się czymś takim...?
-Nie przesadzasz? Nie wiedziałam, że aż tak cię to dotknie – odpowiedziałaś obsuwając skarpetkę.
-No i co, słyszałaś o tym, że lubię skarpetki i myślisz, że możesz się z tego nabijać? - drżał mu głos – Jesteś popierdolona.. - Lubi... skarpetki... Nie wiesz o czym on...
-Nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz.
-O MOIM PIERDOLONYM FETYSZU NA SKARPETKI! - krzyknął w inną stronę niż Ty i wtulił się mocniej w poduszkę. Zaraz... chwilę.... CO?! Ma co?! Siedziałaś ze ściągniętą do połowy skarpetką. Więc był... nie był zły bo go obraziłaś... był zły bo myślał, że droczysz się bo .. lubi ... skarpetki... I chowa twarz nie ze złości czy obrzydzenia z powodu czegoś, co może urazić jego radę... Robi to bo sam fakt skarpetek sprawia że.... Cholera! Teraz to Ty się rumienisz. Droczyłaś się z nim w tematach erotycznych bo wiesz, że nie leci na ludzi, nigdy nie będziesz dla niego atrakcyjna. Dlatego tak Cię to śmieszyło. Jesteś pewna, że nie jest Tobą zainteresowany, bo Twoja wystrojona dupa nie robi na nim żadnego wrażenia. Pewnie NIGDY nie będzie myślał o Tobie w ten sposób.... Serio, skarpetki!
-M-masz fetysz na skarpetki? - zapytałaś powoli.
-To nie dlatego je założyłaś? Bo ktoś ci powiedział i pomyślałaś, że to dobry powód do żartu?
-Nie! - rzuciłaś przerażona
-Więc dlaczego są na nich kości?
-To popularny motyw na Halloween. No i lubię Halloween – broniłaś się
-Ty... naprawdę nie wiedziałaś.
-Czacho, zapewniam, że nie wiedziałam. - zaczęłaś podnosić się z kanapy – No i myślałam, że nie lecisz na ludzi.
-Bo nie lecę – warknął – chodzi o te skarpety. - Popatrzyłaś na swoje stopy. Naprawdę? To tylko para głupich okazyjnych skarpet. Nie ma w nich nic seksualnego.
-To nie są nawet pończochy czy skarpety – usłyszałaś kolejny dziwny dźwięk i Sans zesztywniał. - Co do diabła?! Nie wyobrażaj sobie! - krzyknęłaś przerażona
-Więc o tym nie mów!
-Po prostu mówię to co naprawdę jest seksowne!
-To to samo!
-M-mniejsza.. Idę je zdjąć.... W moim pokoju! - Szybko poszłaś korytarzem by to uskutecznić. Serio, skarpetki.... Powinien Ci o tym powiedzieć wcześniej. Uśmiechnęłaś się lekko. Dobra, rozumiesz, dlaczego tego nie zrobił. To całkiem zabawne. Naprawdę. Zdecydowanie nie pozwolisz mu o tym zapomnieć. Wróciłaś do pokoju, Sans siedział bez poduszki. Nadal lekko się rumienił. Powoli odwrócił się w Twoja stronę i natychmiast spojrzał w dół, na Twoje gołe stopy. - Co do diabła?! Nie gap się tak na mnie – rzuciłaś lekko urażona. Szybko odwrócił wzrok w przeciwną stronę
-Nie gapię się.
-Jaaasne – wróciłaś do półki z grami – A ja myślałam, że nie będę musiała się martwić o takie rzeczy w Twoim przypadku
-Nie chodzi o ciebie! Tylko o te cholerne skarpety! Pierdolone kurestwa! - warknął gniewnie starając się za wszelką cenę na Ciebie nie patrzeć. Naprawdę chciałaś zacząć grać, aby porzucić ten temat. Chwyciłaś Borderlands i załadowałaś wracając na swoje miejsce na kanapie. Podałaś Sansowi pada i rozpoczęliście grę czekając aż się załaduje w niezręcznej ciszy. Po pięciu minutach śmiałaś się histerycznie, kiedy jeden z samobójczych wariatów ganiał Sansa z bombą przyczepioną do ręki.
-On chce się tylko przytulić. Pozwól mu! - śmiałaś się patrząc na uciekającą postać. 
-Przytulę go z mojego kałacha! Dlaczego tylko stoisz i się gapisz?
-Zajmij się tym. Czas opuścić gniazdko mamusi i nauczyć się latać – postać Sansa odwracała się i strzelała do wrogów, kiedy jeden z nich podbiegł i bomba wybuchła. W rezultacie postać uleciała w powietrze a potem z łomotem upadła na ziemię.
-I umarłem – wgapiał się w Ciebie.
-Już po ciebie idę, spokojnie – zachichotałaś – No i ślicznie leciałeś, dokładnie tak jak ci mówiłam
-Wiesz kurwa co to praca zespołowa?
-Jeżeli będę rozwalać za ciebie każdego wroga, nie będziesz miał nic do roboty – nadal się śmiałaś, kiedy Twoja postać podbiegła do jego i go wskrzesiła – No i zawsze przybywam do ciebie na czas
-Tsk.. mniejsza. - razem biegaliście bo wybuchowej planecie.
-A wskocz tu, znalazłam kilka broni dla ciebie – Przyglądałaś jak jego postać biega przy dwóch dużych pudłach. Po chwili warknął zdenerwowany
-Jak ja kurwa się mam tam dostać?
-Po lewej, widzisz tamte mniejsze? - przepchnął je i zaczął wspinać się na górę. Pozwoliłaś mu też przed Tobą wybrać broń, cierpliwie czekając, jak sprawdza statystyki wszystkich dostępnych dla siebie. Oboje byliście już po wyborze broni, kiedy usłyszeliście pukanie do drzwi. - Żarcie przyszło – wstałaś i chwyciłaś za torbę z portfelem. Otworzyłaś drzwi, przywitała Cię znajoma twarz Ice.
-Zamówienie dla ____ - zaczął zwyczajnie
-Cześc Ice Wolf! - przywitałaś się wymieniając z nim dobrami – Ekscytujesz się jutrem? Będzie zajebiście! - wyszczerzył kły w uśmiechu. Jego uśmiech jest przerażający. Odpowiedział niskim, mruczącym głosem.
-Tak
-Gdzie cię ustawili?
-Na początku. Tam gdzie są okna i łańcuchy.
-Łał, to jedno z pierwszych pomieszczeń. Ej, zostaw coś dla nas.
-Początek jest ważny?
-Właściwie to tak. Nie martw się. Jestem pewna, że dobrze ci pójdzie. Ludzie będą wracać, aby cię zobaczyć – Ice zmarszczył brwi.
-Ludzie są dziwni – Musisz przyznać, że co zajebiste widzieć wilkołaka zmieszanego.
-Cześć Ice. - Sans stał za Tobą, trzymając ręce w kieszeni, na twarzy miał wymalowane wkurwienie. Na nosie Wolfa pojawił się niewielki czerwony rumieniec kiedy zerkał to na Ciebie, to na Sansa przez chwilę.
-Sans... mam pytanie... od kiedy to zaloty do czło...
-Wybacz Ice, mamy rzeczy do zrobienia. Potem pogadamy – praktycznie trzasnął mu drzwiami w twarz. Stałaś zszokowana przez kilka sekund nim odwróciłaś się w stronę szkieleta.
-Co do diabła Czacho? Dlaczego to zrobiłeś?
-Ice to nie jest typ do dobrej rozmowy. No i jestem głodny – machnął jakby nigdy nic, nim zabrał z Twoich rąk jedzenie z Grillby's. Usiadł na krześle przy stole.
-Dobrze mi się z nim gadało. Wydaje się fajny. No i chciał cię o coś zapytać. - Zauważyłaś, że Sans zaczyna się lekko pocić. Dalej rozpakowywał żarcie, kiedy zauważył pudełko słodyczy obok.
-Byłaś już gdzieś dzisiaj? - starał się zmienić temat
-Ta, u Muffet – popatrzył się na pudełko jakby to zaraz miało go zaatakować.
-I... r-rozmawiałaś z nią? - zapytał nim ugryzł burgera.
-Nie mogłam. Była zajęta. Kupa klientów. Mam przyjść później, kiedy będzie mniejszy ruch.
-Tsk.. jasne – warknął jedząc.
-Ej, powiedziałam, że to zrobię to to zrobię – usiadłaś naprzeciwko niego – Zaufaj mi Czacho – nie wyglądał na przekonanego, jadł dalej, musztarda kapała na Twój stół. - Swoją drogą, powiesz mi za co jej wisisz? Bo jak nie to sama się jej zapytam – uśmiechnęłaś się lekko. - Otworzył szeroko oczodoły i zaczął się dławić. Kiedy złapał oddech popatrzył na Ciebie.
-Pasuję! Pasuję to pytanie! Powiedziałaś, że mogę nie odpowiadać, jak nie chcę i właśnie to teraz robię.
-Oh, ale masz podać mi powód, pamiętasz?
-To prywatna sprawa i nie pytaj się jej! Nie pytaj! - zakasłał. 
-Dobra, dobra, zgoda, nie zapytam
-I tak to zrobisz. Kurwa wiem to.
-Powie mi, jeżeli się zapytam?
-Nie pytaj – oparłaś głowę o rękę starając się nie uśmiechać. - Nadal o tym myślisz – rzucił zmartwiony
-Chcę tego nie robić, ale nie ułatwiasz sprawy
-Po prostu nie pytaj
-Nie mogę! Teraz jestem naprawdę ciekawa!
-Nie bądź
-To tak nie działa – westchnął i przetarł czystą dłonią twarz
-Kurwa
-... Może pójdziesz ze mną kiedy będę z nią rozmawiać? W ten sposób nie zapytam i upewnisz się, że ona nic nie powiedziała – zaproponowałaś. To najlepsze rozwiązanie, no i powiedzmy sobie szczerze, nie ufasz samej sobie, że nie zapytasz.
-Cholera... Nie pójdę tam – warknął z obrzydzeniem.
-Co? Boisz się słodkiego pajączka?
-Jest różnica między strachem a głupotą.
-Jaaaasne – uśmiechnęłaś się szeroko i pochyliłaś w jego stronę.
-Słuchaj, nie wiem jak chcesz to zrobić. Muffet to wariatka. Nie zadzieraj z nią, nie pakuj się w coś, czego potem będziesz żałowała
-Nie martw się. Będę z tobą. Obronię cię przed straszną pajęczycą – zaśmiałaś się
-Jestem kurwa poważny – warknął. Westchnęłaś starając się uspokoić.
-Z mojej perspektywy masz kilka opcji. Pójdę tam sama i nawet jak nie zapytam, pewnie sama mi zdradzi wszystkie twoje grzeszki. Albo pójdziesz ze mną i upewnisz się, że nie dowiem się niczego czego nie chcesz, abym wiedziała. Albo nie spłacę za ciebie długu i możemy o wszystkim zapomnieć. To jak? - Sans pił musztardę myśląc poważnie przez chwilę.
-Tsk... dobra... pójdę
-To jest to – uderzyłaś otwartą dłonią w stół
-Wszystkie odważne dusze są popierdolone
-Znaczy się zajebiste?
-Wszystkie chcecie umrzeć
-Wolę umrzeć w glorii i chwale niż żyć w strachu – wywrócił oczami i odstawił ostatnią pustą już butelkę na stół.
-Mniejsza, skończyłem, wracajmy grać – Wstał od stołu i usiadł na kanapie. Wytarłaś papierowym ręcznikiem bałagan jaki po sobie zostawił na stole, wrzuciłaś śmieci do kosza i dołączyłaś do niego. 
Share:

Zboczony Wrzesień - Dzień 4 - Tatuś (Sugar x Melon) - Wichan

Autor obrazka: Kaweii

Od kilku miesięcy Sugar zachowuje się inaczej niż zwykle. Ciągle jest pobudzony i rzuca zboczonymi tekstami na prawo i lewo. Melon nie wiedział dlaczego tak jest, ale wiedział, że coś jest nie tak. Osobowość jego kochanka była teraz praktycznie przeciwieństwem tej jaką miał od urodzenia. Jednak za każdym razem gdy próbował poruszyć ten temat, to Sugar odbierał to jako zachętę do działania. Miał chcicę praktycznie bez przerwy i ledwo się powstrzymywał, żeby nie wziąć Melona tu i teraz. Normalnie się zachowywał jedynie przy dzieciach, ale niełatwo mu to przychodziło, więc kilka razy po kryjomu dotykał małżonka. A to pod stołem w czasie posiłku, a to pod prysznicem pod pretekstem mycia także wielokrotnie w całkiem losowych momentach. Jednak chcąc nie chcąc musiał nadejść ten moment, że Melon dostał rui, którą Sugar wyczuwał jak ta się tylko pojawiła. 
-Toooo co dzisiaj robimy? - spytał uwodzicielsko Sugar. Podświadomość Melona nadal była asertywna i krzyczała wielkie "NIE", ale przez ruję tak bardzo tego pragnął. Nie myśląc o niczym więcej, odpowiedział:
-Zabawimy się~ 
-Oohooo, jednak chcesz? To będzie dłuuuuga noc.
-Ale ja nie będę czekać. Weź mnie teraz! Sugar bardzo się zaskoczył słysząc słowa Melona, ale się nie powstrzymywał. Podszedł i podniósł go za tyłek tak aby ten przylegał do niego torsem. Popatrzyli sobie w oczy po czym się pocałowali. Sugar zaniósł kochanka do sypialni nie przerywając pocałunku i położył go na łóżku. Rozebrali się.
-weź mnie na misjonarza~ - rozkazał Melon. A Sugar nie odpowiedział, tylko rozchylił nogi partnera i zaczął gładzić jego miednicę.
-gotowy? - spytał ustawiając się przy jego wejściu.
-Tak! Oboje głośno jęknęli gdy się połączyli. Po chwili Sugar zaczął się poruszać. Było im obu tak dobrze. Melon jęczał jego imię tak jak lubił najbardziej. Nagle otworzyły się drzwi, a w nich stał jeden z ich synów.
-Tatusiu!? - krzyknął mały po czym wybiegł. Oboje skamienieli.
-Kurwa! Jak mam mu to teraz wytłumaczać!? - Krzyknął Melon.
-Spokojnie, coś się wymyśli. - odpowiedział Sugar siadając.
W jednej chwili rzucili się sobie w objęcia. Stary Sugar wrócił.

Autor: Wichan
Share:

POPULARNE ILUZJE