11 grudnia 2016

Q&A #1

Jako, że nie mam czasu dzisiaj na nic, aby tłumaczyć znaczy się, postanowiłam wrzucić coś co chciałam zrobić już dawno. Oto kilka podstawowych pytań na temat mojej działalności i mojej osoby oraz odpowiedzi na nie. Jeżeli macie jakieś dodatkowe - śmiało piszcie.
Jeżeli uporam się szybciej z pracą niż przypuszczam - jeszcze wieczorem wrzucę kilka tłumaczeń komiksów :3

Opowiadania

Q: Od kiedy piszesz?
Uhhh... od naprawdę dawna. Pamiętam, że pierwsze moje opowiadanie było o dinozaurach. Moim małym bakcylem z dzieciństwa były właśnie te przyjazne stwory. Kojarzyły mi się z magią. To było dla mojego dziecięcego umysłu niezwykłe, że COŚ tak wielkiego było przed ludźmi. W wózku zamiast lalek woziłam pluszowe smoki i triceratopsy, na moich ścianach były naklejki z dinozaurami i wielki plakat przedstawiający jakie gatunki pojawiły się w kolejnych etapach Triasu, Jury i Kredy. Nie rozumiałam wtedy zbyt wiele z terminologii, ale się jej uczyłam.
Pierwsze moje opowiadanie wyszło jeszcze w zerówce, jakoś tak. Mama kupiła mi zeszyt w linie 16 kartkowy i tam pisałam to co mi do głowy wpadło. Główni bohaterowie to oczywiście dinozaury, te jakie miałam na półce. Postaci co nie miara, bo zdaje się 8 dinozaurów, a jak w kolejnych częściach opowiadania przeniosłam je w czasie do teraźniejszości to i więcej! Bo doszli ludzie. Zapisanych zeszytów miałam kilkanaście. Chcąc być sprawiedliwa liczyłam nawet kwestie jakie mówiły postacie nie chcąc, aby któraś poczuła się urażona. Tak więc nagle czołowy bohater dostawał zapalenia gardła bo mówił za wiele i musiał dać szansę wypowiedzieć się innym. Ah~
Potem przerwałam pisanie opowiadań na kilka lat. Zaczęłam robić własne podręczniki do rozmaitych światów jakie tworzyła moja wyobraźnia, kupowałam brystole aby narysować mapy odległych krain które widziałam w śnie. Byłam bardziej pochłonięta całą otoczką techniczną stworzenia świata mającego ręce i nogi, aniżeli pisaniem i osadzaniem w nim historii.
Pierwszym moim większym opowiadaniem był fanfick do Death Note: Wammys House, który nadal jest dostępny w sieci. Boże, jak to dawno było. Oczywiście, zrobiłam zeszyt wypisując wszystkie dane, obliczałam dni, prawdopodobieństwa zdarzeń i tak dalej. Opowiadanie możecie w całości przeczytać tutaj, a poprawione i nie w całości przeredagowane tutaj.
To co wyszło spod moich rąk i jest w całości wytworem tylko mojej chorej psychiki to opowiadanie Malus Kapus jakie gnije w szufladzie. Pisałam je dla mamy. Tam był też mój pierwszy erotyk. Zawstydzona chowałam twarz za palcami kiedy mama przesuwała wzrok po kolejnych linijkach dość kiepskiego seksu. Na marginesie – byłam wtedy w końcowych klasach podstawówki. Hah!

Q: Co z blokadą artystyczną?
Raz się nie chce, innym razem zmartwienia i problemy życia przytłaczają tak bardzo, że mam wrażenie iż mój mózg zamienia się w skałę. Jednocześnie świat mojej wyobraźni to miejsce gdzie się chowam. Tak więc chcąc nie chcą tworzą się w jaźni jakieś obrazy, banalne historie, patetyczne scenariusze. To pomaga mi powoli przezwyciężyć blokadę i z czasem pokonać ją. Nie umiem zmuszać się do pisania jak nie mam ochoty.

Q: Co poprawia warsztat pisarski?
Dwie rzeczy. Po pierwsze – własne doświadczenia. Nie da się opisać prawdziwej miłości nie zaznając jej. Nie stworzysz w wyobraźni czytelnika odpowiedniego klimatu nie czując go osobiście. Strach, niepewność, żal, rozczarowanie, radość, nadzieja, aspiracje. Wszystko to co sami czujemy wsadzamy w naszych bohaterów, aby stali się bardziej realni. Albo też staramy się aby czuli to co sami chcemy czuć. Trzeba zwiedzać. Nie opisze się nigdy jak przyjemny jest zimowy wiatr, siedząc w ciepłym pokoju. Nie określi się smaku wody morskiej nie będąc nad morzem. Trzeba obserwować, poznawać i nie uciekać przed nowymi doznaniami, także tymi przykrymi. Każdy dzień nas czegoś uczy. Każdy doskonali. Z każdego wyciągnąć trzeba to co istotne.
Po drugie – cudze pióro. Dlatego trzeba czytać, czytać i jeszcze raz – czytać. To co się chce, nie zmuszać się, ale czytać. Niekoniecznie książki, mogą to być wiersze, mogą to być opowiadania. Poznajemy punkt widzenia różnych autorów. Zestawmy sobie poezję ze sobą i popularną miłość.



Widzimy trzy różne odsłony miłości. Przez porównanie do gnijącego trupa, zwrot do zwłok i opis seksualnej ekstazy. Każdy ma inne podejście do tematu, choć mówią o tym samym. Tak więc trzeba czytać, czytać i jeszcze raz czytać.

Q: Błędy ortograficzne i interpunkcyjne, jak sobie z nimi radzić?
Widać po moich opowiadaniach, że sobie nie radzę xD. Moja Beta (osoba, która poprawia i czyta po Tobie) jest świetna z języka ojczystego i czyta to co napiszę, w większości. Dobrze mieć Betę zaufaną, czepialską, perfekcyjną. Trzeba pokornie znosić upominki i przytyki etc. Co do własnych błędów – oh ja mam dysortografię lecz nigdy się nią nie zasłaniałam. Nie zaniosłam zaświadczenia z poradni do szkoły. Ćwiczyłam i ćwiczyłam i czytałam i choć nadal popełniam czasami straszne błędy to jednak poprawiam się. W interpunkcji nigdy też nie byłam dobra. Lecz cóż, takie życie. Za ewentualne byki przepraszam i proszę o poprawę jeżeli jakieś wyłapiecie :3

Q: Fanficki czy opowiadania własne?
Zdecydowanie łatwiej pisze się fanficki i prościej znaleźć odbiorców. Czy można je wydawać? To zależy od polityki prywatności osób o których pracę się opieramy. Są takie, gdzie można opowiadanie wydać, jak chociażby anime Death Note, Full Metal Alchemist (sama czytałam takowe i są naprawdę dobre). Co do Zootopii to się nie spotkałam, a jeżeli chodzi o Undertale to można wydawać. Toby Fox pozostawił wolną rękę fanom i zarówno komiksy, jak i gadżety jeżeli robi się je własnoręcznie i korzyści materialne ze sprzedaży idą bezpośrednio do Twojej kieszeni.
Z opowiadaniami jest tak, że ... cóż... trzeba zainteresować czytelnika, a nie zawsze się to udaje. Nie każdy chce. No i przede wszystkim trzeba stworzyć fabułę która wciągnie. To jest trudne. Dlatego choć w głowie tworzą mi się pomysły na własne nowele i opowiadania to jednak preferuję fanficki.

Q: Czy można do Ciebie przesłać swoje opowiadania, abyś je oceniła i/lub umieściła na blogu?
Oczywiście. Wystarczy przesłać początek na maila yumimizuno@interia.pl i uzbroić się w cierpliwość.

Tłumaczenia
Q: Od jak kiedy tłumaczysz?
Uhhh też od dawna. Pierwsze moje podrygi wyglądały tak, że dostałam od mamy karty do karcianki Yu-Gi-Oh! Nie wiedziałam jaki jest opis potworów i zastosowanie poszczególnych pułapek, a jako, że chciałam wziąć udział w zawodach na mojej dzielni postanowiłam sama sobie wszystko przetłumaczyć. Wtedy jeszcze nie miałam komputera, a internet był sprzedawany na wiadra. Dlatego siedziałam w pokoju i z zeszytem na kolanach i słownikiem obok tłumaczyłam poszczególne zastosowania dla moich kart. Od tego się zaczęło. Miało to miejsce między 3 a 4 klasą szkoły podstawowej. Z racji na wiek nie pozwolili mi grać w zawodach. Mimo to swoje zrobiłam. Od tego się zaczęło.

Q: Co dokładnie tłumaczysz?
Opowiadania jakie mi się podobają, obecnie głównie Undertale, dawniej My Little Pony z zaznaczeniem związku Discorda i Fluttershy. Mam na kompie jeszcze jedno opowiadanie jakie czeka aż się za nie zabiorę z tej bajki. Phah.
Komiksy. Tłumaczenie samego tekstu jest proste, edycja to ból dupy. W sensie skasowanie oryginalnego tekstu w miarę możliwości nie uszkadzając obrazka, a potem wstawienie własnego. Oczywiście, widać czasem, że mi się po prostu nie chce dlatego jestem świadoma, że edycja niektórych komiksów woła o pomstę do nieba, za co przepraszam. Ale nie obiecuję poprawy.
Do tego kiedyś tłumaczyłam piosenki i musicale. Zaczynałam od przetłumaczenia musicalu Kuroshitsuji, ale się zdenerwowałam bo YouTube po kilku latach usunęło moją krwawicę, a jako że przez ten czas zmieniłam kompa z dwa razy to nie mam ani programu, ani tłumaczeń więc... Chujnia. Ale ocalało kilka moich prac, możecie je zobaczyć tutaj:


Q: Czy trudno jest tłumaczyć?
I tak i nie. Nie każdy styl do Ciebie pasuje, nie wszystko Ci się uda. Raz, że znajomość języka musi być dość dobra, aby w miarę możliwości rzadko łapać za słownik, no i dwa – tak samo jak nie każdy styl pisarski będzie Ci odpowiadał po polsku, tak samo jest z angielskim. Jeden pisze zrozumiale, prosto i fajnie, a drugi nie. Jak w życiu. Dlatego nigdy nie można brać się za coś co do Ciebie nie przemawia. Nie ma się co zmuszać.
Kolejną rzeczą jest fabuła. Wiadomo są gusta i guściki, nie każdemu musi się coś podobać, no bo dla mnie patetyczne miłości z happy endem są nudne, choć czasem jestem tego spragniona. Dla kogoś innego to będzie szczyt szczytów.
Jak się ma już wprawę, tłumaczenie nie jest problemem.

Q: Jesteś profesjonalnym tłumaczem?
Nieeee. Nie jestem.

Q: Czy należysz do jakiejś grupy translatorskiej albo rozważasz przyłączenie się do takiej?
Nie i nie. Nie umiem działać w zespole, jak już to sama nim przewodzę. Ot taka dusza ze mnie przywódcza, mhehehehe. Nie umiem pracować pod presją czasu – rób to bo ktoś inny czeka – nie umiem też tłumaczyć tego co mi się nie podoba. Dlatego – nie i nie.

Q: Jesteś dobra z angielskiego w szkole?
A tutaj was zaskoczę. Jestem dobra z mówienia, genialna ze słuchania, z rozumienia tekstu i tłumaczenia z angielskiego na polski, oraz z polskiego na angielski (jeżeli przymknie się oko na literówki jakie robię). Jenak ssę wacka jeżeli chodzi o gramatykę. To znaczy, jak mówię czy tłumaczę instynktownie wiem jaka to forma, czas, czy dokonany czy nie, jednak nie umiem go nazwać i powiedzieć jakie prawa nim rządzą. Dlatego zawsze nauczyciele angielskiego nie wiedzieli co ze mną zrobić. Projekty świetne, aktywność na lekcji perfekcyjna, mowy bardzo dobre i dopracowane, nawet na spontanie, a kartkówki .... heh.

Q: Czy można Ci podsyłać swoje tłumaczenia abyś je opublikowała na blogu?
Oczywiście. Jestem wdzięczna za każdą pomoc, bo to wiele dla mnie znaczy. Jednak trzeba tak, oczywiście podać swoje tłumaczenie oraz link do oryginału. Sama mogę napisać do autora mówiąc mu, że jego praca została przetłumaczona i podać linka do bloga. Ah no i trzeba zaznaczyć jakim pseudonimem chcesz się podpisywać u mnie na blogu. Tłumaczenia proszę słać na maila yumimizuno@interia.pl

Wiersze
Q: Od jak dawna piszesz wiersze?
Też zaczęło się w podstawówce. Napisałam jako pierwszy wiersz Szkoła to kabaret i od razu poleciało. Spodobało się polonistce, mama była zadowolona. Ona też pisała, a w szafie mam również wiersze babci. Tak więc można powiedzieć, że to rodzinna tradycja.

Q: Czy bierzesz/brałaś udział w konkurach?
Pierwsze konkursy to gimnazjum. Mój polonista był na swój sposób fajny i nie fajny. Artysta, lecz wnerwiający. Wziął mnie raz do konkursu i ... i potem posyłał do każdego. Dlaczego? Bo zajmowałam 1 i 2 miejsca. Nigdy nie było nagrody pocieszenia, wyróżnienia, musiałam stać na podium. Sławiłam tym samym imię szkoły, dyrektorka mnie chwaliła i tak dalej. W liceum nauczyciel się zmienił. Polonistka mnie nie lubiła od początku dlaczego? Ah bo w jednym z konkursów podpierdoliłam główną wygraną jej pupilkowi i postanowiła się zemścić. Wszystkie informacje o konkurach chowała za plecami i nic mi nie mówiła. No i potem już mi się odechciało brać w nich udział.

Q: Co Cię motywuje?
Obecnie nic. Dlatego od kilku dobrych miesięcy nie napisałam żadnego wiersza. Tworzę ich w swoim życiu znacznie mniej, bo w sumie wyprodukowałam raptem jakieś 80 albo 90. Nie więcej. To chwila. Po prostu chwila. A tych jest niewiele.

Q: Dlaczego mało ich publikujesz?
Właśnie dlatego, że nie ma ich dużo. Oraz dlatego że... um... na swój sposób to odsłanianie duszy. Wiersze są dla mnie znacznie bardziej intymne niż opowiadania. Dlatego też zazdrośnie ich strzegę. Ukazują to jaka jestem, co myślę, widzę i co czuję.
Sosny życie.

Sosna uparcie w niebo wpatrzona,
Stoi od wieków wśród leśnej gęstwiny.
Zroszona deszczu ciepłego strugami,
Unosi w górę zielone gałęzie.

Wtem grom ognisty niby jastrząb spada
Ogniem się żywym wielkie drzewo pali.
Sosna umiera – na ziemie pada;
I tylko odgłos grzmotu słychać w oddali.

Pień osmalony po burzy zostaje.
Już przeszła pora letniej grozy.
Miękkie, zielone sosny tej posłanie,
Już nie pamięta ze tu stałą wczoraj.

Życie prywatne
Imię: Irena
Urodziny: koniec grudnia 1991
Miasto: Kielce
Herb: Bończa (tak mam do niego prawo z pochodzenia)
Znak zodiaku: Koziorożec
Enneagram: 2w3
MBTI: INFJ
Orientacja seksualna: Heteroseksualna

Jakie to zabawne, może jeszcze rozmiar buta? Ok to 37/38. Heh. A więc tak, jestem pierdolnięta. Nie no, poważnie mówię. Pierdolnięta. W pozytywnym (taką mam nadzieję) sensie. Studentka historii, pani starościna roku, przewodnicząca koła naukowego Sarmatia, klasowy przytulasek etc. Staram się nie czuć negatywnych emocji, a jeżeli już to rozkładam je na czynniki pierwsze. Nadziei w moim sercu nie brak. Kocham zwierzęta, nie przepadam za ludźmi. Paradoksalnie chcę być nauczycielką. Lubię mangi i anime, w moim domu książki nie liczy się na sztuki ale na półki – jest ich naprawdę dużo. Ogromnie dużo. Swojego czasu uczęszczałam do szkoły muzycznej i umiem grać na pianinie, byłam też w kole pływackim i jeździłam konno.Lubię gotować i dobrze mi to wychodzi, nie lubię za to sprzątać.
Zdjęcie stare bo sprzed 2 lat, ale nie mam żadnego aktualnego, aaaaaa nie chce mi się robić. xD Niewiele się zmieniłam, no może tylko włosy dłuższe.
Miłośniczka wielkich kubków herbaty, uwielbiam słodycze, lubię sobie raz na jakiś czas zapalić.
Zazwyczaj lepiej dogaduję się z facetami, albo z kobietami które lepiej dogadują się z facetami. Nie rozumiem większości zachowań mojej własnej płci.
Mieszkam razem z moją Samael oraz z naszym przyjacielem Grzesiem (który teraz siedzi w Belgii). Samcio jest wybuchową i czadową kobietą, która zawsze mówi to co myśli – taka Undyne z Undertale. Natomiast Grzesio to wspaniały chłopak, który zrobi to co ma zrobić i zawsze można na niego liczyć w potrzebie. To wspaniałe osoby jakie akceptują mnie taką, jaką jestem.
Mam psa imieniem Razjel – ma on obecnie z 5 lat. To kundelek wyglądający trochę jak likaon. Nie lubi suk, woli chłopców. Nie lubi mężczyzn w domu, woli kobiety. Tchórz jakich mało. Szarpie się na spacerze. Ciągle chce ruchać kota albo moją nogę.
No i kot. Nazywa się Patologia. Nie ma jednego oka. Aportuje kiedy chce, umie podawać łapę, dawać głos i robić słupek kiedy się ją o to poprosi. Bardzo przytulaśna i o dziwo – stadna. Nie lubi siedzieć sama. Lubi dokuczać psu. Jej ulubione miejsce do spania – mój brzuch.
Hm w razie innych pytań śmiało proszę dawać znać w komentarzach, na moim fanpage albo też na asku :3
Share:

10 grudnia 2016

Undertale: Te ciche momenty - Historia przy whiskey [In These Quiet Moments - Whiskey Tale - tłumaczenie PL]

autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry. Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem:
SPIS TREŚCI:
Styczeń mijał w dosłownie żółwim tempie. Z utęsknieniem patrzyłaś na każdy weekend. Może to dlatego, że w pracy nic się nie działo? Jednak bez względu na wszystko z Sansem układało Ci się dobrze – utrzymywaliście swój zwyczajny harmonogram – Nocki Spaghetti, niedzielne przerwy obiadowe i okazjonalne spotkanie Klubu Książki. Zmieniły się tylko wieczory, wtedy któreś z was pisało do drugiego i spaliście w jednym łóżku w pokoju jednego z was. Szybko odkryłaś, że u Sansa nie możesz pozwolić sobie na głośniejsze zachowanie, zwłaszcza że Papyrus kręcił się po domu, a kiedy puszczaliście hity lat 90 o godzinie dwudziestej trzeciej sąsiedzi pukali w ściany. Muzyka była z wiadomych powodów. Papyrus nie uciszał was, bo zdecydowanie wolał utwory niż coś innego. Pewnej środy, kiedy miałaś dzień wolny, zadzwonił Sans. Bardzo wcześnie.
-Ccccc tm? - mruknęłaś do telefonu mając jeszcze zamknięte oczy
-cześć! cześć, uh, cześć, będę potrzebował dzisiaj twojej pomocy – miał wyraźnie podniesiony głos
-Nom? - starałaś się włączyć szare komórki
-pamiętasz tych przyjaciół o których ci mówiłem, co mają wbić do miasta?
-Taaa, Undyne i Alfred czy jak mu tam
-alphys, więc cóż, tak, będą w mieście, dzisiaj, za jakieś czterdzieści minut... na lotnisku
-Co kurwa? - przekręciłaś się na plecy – Wiesz jak się tam dostać?
-dam sobie radę, papyrus pracuje i ... czy możesz iść ze mną? - popatrzyłaś na swój telefon by sprawdzić godzinę
-Koleś... jest siódma trzydzieści. Dlaczego jesteś dla mnie taki okrutny?
-heh, wynagrodzę ci to, obiecuję, po prostu przyda mi się towarzystwo
-Ugh, dobra. Daj mi ... kwadrans. To i tak dobry czas jak na wystrojenie się dla ludzi jakich nigdy wcześniej nie widziałam – wysunęłaś nogi spod posłania
-nie musisz...
-Zawrzyj paszczękę, do zobaczenia za piętnaście minut. Otworzę ci drzwi – rozłączyłaś się. Wiedział, że lubisz wstawać rano (tak jak on) więc Twoje cierpkie zachowanie ma swoje usprawiedliwienie. Wpełzłaś do łazienki i szybko się przygotowałaś, robiąc prowizoryczny makijaż, założyłaś słodki szary sweter z wielkim białym sercem na środku i czarne spodnie, wsunęłaś stopy w buty. Związałaś włosy w kok i wyszłaś z pokoju, Sans był w Twojej kuchni wyciągał z szafki batonik.
-Głodny?
-dla ciebie, wiem że zapomnisz – powiedział z głupim uśmiechem. Wywróciłaś oczami i zabrałaś przekąskę z jego dłoni by potem wsadzić ją do torebki – gotowa?
-Jak nigdy. Wisisz mi trzy kawy dzisiaj.
-to oczywiste, idziemy?
-Dlaczego nie weźmiesz skrótu? - Sans zachichotał
-nigdy nie byłem na lotniku, pamiętasz?
-A no tak. Zapomniałam, że to tak działa. O cholera, a więc po dzisiejszym dniu będziesz mógł mnie skrótować gdzie będę chciała! - krzyknęłaś podekscytowana, warknął
-nie jestem twoją magiczną taksówką – zmierzył Cię wzrokiem, parsknęłaś śmiechem i wyszłaś z mieszkania
-Jesteś moim magicznym kimś – poczekałaś na korytarzu aż do Ciebie dołączy – Więc pójdziemy na metro i zawiezie nas prosto do celu, zajmie nam to jakieś dwadzieścia minut
-naprawdę? to całkiem proste – odpowiedział – myślałem, że będzie więcej przesiadek
-Nieee. Byłoby gdybyśmy chcieli pojechać autobusem, ale wiesz jakie są korki z rana? - wyszliście z klatki schodowej. Zaciągnęłaś się powietrzem, a potem złapałaś Sansa za rękę ignorując spojrzenia na ulicy – Czym się tak stresujesz, przystojniaku?
-ugh, nie stresuję się – uniosłaś brwi lecz nic nie powiedziałaś. Westchnął – jestem tylko... niespokojny? nie wiem jak to inaczej opisać. nie widziałem się z nimi od bardzo dawna, są fajne i jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem mogą się tutaj przeprowadzić, ale... - zadrżał lekko
-Ale? - ciągnęłaś dalej mając nadzieję, że nie porzuci tematu
-... ale podoba mi się jak jest teraz, tak myślę... z nimi życie wydaje się um... bardziej ... żwawe
-Sugerujesz, że jestem nudna?
-nie! chodzi mi o to, że z nimi wszystko jest takie wybuchowe... zwłaszcza z undyne, no i ona uwielbia innych zapraszać więc może przybyć tutaj więcej potworów i uh... - zamarł znowu, tym razem czułaś, że nie powinnaś naciskać
-Nigdy nie postrzegałam cię jak kogoś antyspołecznego, jesteś całkiem przyjaznym kolesiem Sans – ścisnęłaś go mocniej za rękę. Potrząsł głową
-to nie tak, nie o to chodzi – westchnął ciężko – przy nich przypomina mi się podziemie, wiesz?
-Już łapię – szybko go pocałowałaś w policzek, zarumienił się lekko – Mieszane uczucia. Kochasz ludzi, ale nie to co się z nimi łączy
-tak jakby – mruknął powoli – chcę zapomnieć to co było, teraz mi o wiele lepiej – uśmiechnęłaś się lekko
-Cieszę się. Nie dlatego, że wcześniej było chujowo, ale dlatego, że teraz ci dobrze – dotarliście na stację metra i podeszliście do kasy by kupić bilety – Może im też weź, zaoszczędzisz czas
-tak, dobry pomysł – weszliście na peron, po chwili pojazd przyjechał, usiedliście na końcu.
-Zawsze masz Papyrusa i mnie – przeplotłaś swoje palce między jego. Poczułaś jak mocniej Cię ściska – I jeżeli zacznie się robić nieprzyjemnie, będziesz mógł wpaść do mnie. Moje drzwi są dla ciebie otwarte
-heh, dzięki – uśmiechnął się lekko, delikatnie przywierając do Ciebie bardziej, westchnął – muszę dać sobie spokój z przewidywaniem najgorszego scenariusza, wiesz?
-Nie bój się. Też tak czasem mam, ale kiedy robi to ktoś inny mówię sobie „o nie, musi być dobrze!” Dobrze mieć kogoś kto myśli pozytywnie obok siebie
-tak, cóż tak długo jak mam ciebie, nie powinienem się martwić – zaśmiał się delikatnie
-Nigdzie się nie wybieram – Ścisnął mocniej Twoją dłoń i resztę drogi milczeliście. Im bliżej lotniska, jego „niespokojność” zaczynała wymykać się spod kontroli. Tupał nogą w miejscu patrząc przez okno. W pierwszej chwili miałaś ochotę złapać go za kolano i powiedzieć „przestań” lecz zamiast tego delikatnie pocałowałaś go w skroń. Wygląda na to, że się uspokoił. Na miejscu był zrelaksowany jak diabli. Jakby nawet... za bardzo. Staliście w poczekalni wypatrując jego znajomych. Po jakiś dwudziestu minutach dostrzegłaś wysoką kobietę ubraną w skórę jakby właśnie wyrwała się ze zjazdu klubu motocyklowego, obok niej znacznie niższą w czarnej sukience w kolorowe grochy i wyraźnie za duży płaszcz. Zmierzały w waszą stronę. Sans puścił Twoją dłoń i schował swoje do kieszeni. Wzruszyłaś ramionami, oparłaś się o ścianę pozwalając mu się swobodnie przywitać. Wiedziałaś już od kogo Papyrus nauczył się swojego śmiertelnego przytulasa, kiedy Undyne uniosła w uścisku Sansa ponad ziemię.
-NERDZIE! Co tam?! - krzyknęła mu do ucha i odstawiła go na ziemię – Gdzie twój brat? - Sans wzruszył ramionami
-pracuje
-A ty nie? Ale śmierdzący leń! - zaśmiała się. Niższa kobieta przez chwilę patrzyła na niego tak, jakby chciała go przytulić, ale ostatecznie nie zrobiła tego
-C-cześć Sans. Dobrze wyglądasz
-ty też alphys – uśmiechnął się – jak lot?
-UGH, to mój drugi, co nie? - Undyne wywróciła oczami – Byłam podekscytowana, ale te chuje nie pozwoliły mi gapić się przez okno!
-My um... miałyśmy miejsca od przejścia – wyjaśniła Alphys. Zaśmiałaś się cicho, Undyne popatrzyła na Ciebie natychmiast
-W czym mogę pomóc? - warknęła. Zamarłaś niepewna co powiedzieć. Sans popatrzył na was i pokazał na Ciebie
-to _____
-Oh ho ho! Twoja dziewczyna? - wycedziła przez zęby. Chciałaś coś odburknąć, ale szybko zamknęłaś usta. Schowała ręce do kieszeni mierząc Cię zwężonymi źrenicami. Przełknęłaś głośno i stałaś w milczeniu przez około minutę. No, przecież jesteś jego dziewczyną.
-Tak, nazywam się _____ - podałyście sobie ręce – Miło mi w końcu was poznać, Undyne, tak? Papyrus ciągle o tobie mówi
-Hah! - ścisnęła Cię mocno i miałaś wrażenie, że trochę za długo. Wasze oczy się spotkały. Odwzajemniłaś uścisk. Miałaś wrażenie, jakbyście toczyły dziwny pojedynek.
-M-miło poznać – Alphys stanęła obok Ciebie, Undyne skorzystała z okazji, że się rozkojarzyłaś i boleśnie ścisnęła Twoją dłoń, syknęłaś. Wysoka kobieta położyła ręce na biodrach i zmarszczyła brwi
-Mnie też jest miło, Alphys? - przytaknęła i lekko się zarumieniła. Jej uścisk był słaby. Sans stał przyglądając się waszej interakcji, wyglądał na wyluzowanego.
-Więc, tam są nasze bagaże, weźmiemy je, dobra? - powiedziała Undyne pociągając Sansa za sobą. Alphys popatrzyła na nią,Twój chłopak znowu wzruszył ramionami.
-jasne, chodź – udaliście się we wskazanym kierunku. Instynktownie podeszłaś do niego i złapałaś go pod łokieć. Poczułaś że sztywnieje, tak jakby było coś niezwykłego w tym że idziecie ramię w ramię, zignorowałaś to. Wiedziałaś że wcześniej się stresował. Jak dotarliście do miejsca bagażowego Undyne zmierzyła Cię wzrokiem.
-Wy zostańcie tu! Sans i ja weźmiemy to co cięższe. PRAWDA Sans? - wyszczerzyła się szeroko ukazując ostre zęby.
-jasne, przywykłem do dźwigania ciężarów – zachichotałaś, Sans uśmiechnął się nieco szerzej. Kiedy odeszli nieco od was usłyszałaś, jak kobieta niemalże syczy przez zęby słowo „człowiek?!”. Westchnęłaś ciężko. Alphys bujała się chwilę na nogach.
-Nie przejmuj się tym. Ona uh... ona się martwi o swoich p-przyjaciół, wiesz? - mówiła. Popatrzyłaś na dół, wyglądała jak jaszczurka – T-to nie tak, że ma coś do ludzi! Z-znaczy się, ludzie są super i w ogóle, to t-tylko... w-wiesz...
-Ej! Spokojnie! Nie biorę niczego do siebie – uśmiechnęłaś się serdecznie. Choć gdzieś w Twoim umyśle przebrzmiewał głos, jak ona kurwa śmiała. Lecz póki co starałaś się znaleźć dla niej wytłumaczenie, być może wcześniej miała styczność z jakimiś ludzkimi świniami i dlatego jest uprzedzona. Alphys wzięła głębszy wdech
-O-oh! Dobrze. Ona jest ... nieszkodliwa – zmarszczyła brwi – C-cóż, nie do końca. A-ale to stanowczo dobra osoba! - Zachichotałaś delikatnie
-Jesteście dobrymi przyjaciółkami? - Twoja rozmówczyni schowała usta za łapą wyraźnie zaskoczona.
-C-czy Sans ci nie mówił? Oh, oh, uh... uhhhh – po mowie jej ciała wnioskowałaś, że się bardzo stresuje, kątem oka dostrzegłaś Undyne biorącą na siebie naprawdę ciężką torbę – My uh... ona... jest... emmmmm... to moja dziewczyna.
-Oh! - zaśmiałaś się, nie mogłaś sobie wyobrazić związku dziwniejszego niż Ty i Sans, ale wyraźnie zostaliście pobici. - To super! Od jak dawna? - wyglądała na zaskoczoną.
-C-cóż! Wyznałyśmy sobie nasze u-uczucia przed upadkiem bariery, więc to już jakieś cztery lata, dziewięć miesięcy i trzynaście dni – była dumna. Wyszczerzyłaś się głupkowato
-Zajebiście
-A od jak dawna ty i Sans się s-spotykacie? - zapytała nieco podniesionym głosem. Zaśmiałaś się lekko.
-Nie pobiliśmy waszego rekordu. Kilka tygodni. W Sylwestra zdaliśmy sobie sprawę, że umawianie się to będzie dobry pomysł – uśmiechnęłaś się. Zaśmiała się.
-Wtedy Papyrus do nas napisał! Oh! Oh zabawnie – zaczęła miętosić w szponach materiał sukienki – Undyne c-chciała wszystkim powiedzieć, ale Sans jej zabronił
-Naprawdę? - Zobaczyłaś, jak idą w waszą stronę. Undyne dźwigała większość, Sans miał tylko dwie ciężko wyglądające walizki
-Gotowi? - zapytała wysoka kobieta. Przytaknęłyście jednocześnie, w czwórkę udaliście się do stacji metra. Potem Sans dał dziewczynom bilety i pojechaliście do domu.
-UGH – warknęła Undyne odstawiając walizki – Nie było miejsca w tych latających klatkach. Przysięgam. Okropność. No i tak gorąco, że kurwa ledwo wytrzymałam
-N-nie było tak źle – Alphys wyglądała na cieplej ubraną. Undyne zmarszczyła brwi.
-Jaja sobie robisz? Było CHUJOWO! Ale mniejsza, już jesteśmy na miejscu. Więc jak tam twoja miejscówa wygląda, pusty łbie? - zapytała podtrzymując walizki aby się nie wywróciły. Sans wzruszył ramionami.
-otoczenie mnie nie lubi, cały czas na mnie warczą i ganiają z widłami – westchnęłaś podirytowana
-Sans, jak możesz, jesteśmy przyjaciółmi – zaczęłaś gładzić się nerwowo po ręce. Zaśmiał się.
-ponieważ mam sztywne poczucie humoru – Undyne warknęła a Ty zaczęłaś się śmiać.
-Masz szczęście, że tak bardzo cię lubię – cmoknęłaś go szybko w policzek. Zarumienił się, Alphys zachichotała, a Undyne przyglądała Ci się uważnie. Westchnął i zaczął nerwowo gładzić się po karku.
-ta, cóż wygląda na to że mam szczęście – zamknął się. Zmarszczyłaś brwi, starałaś się ile mogłaś aby nie odbierać jego zachowania zbyt osobiście – więc na jak długo zostajecie?
-Na tyle na ile się da – Undyne popatrzyła przez okno, właśnie wjechaliście w ciemny tunel – A tak szczerze? Na tydzień, albo dwa. Chcę poznać to miasto, wiesz? Czy jest fajne czy nie. W naszym jest chujowo, tyle ci powiem – Alphys poczuła się niekomfortowo.
-M-my.... my nie możemy wychodzić z domu ... za bardzo – powiedziała cicho. Otworzyłaś szerzej oczy, ale nic nie powiedziałaś – W-więc przeprowadzka to dobry pomysł!
-tak, jest tutaj miło, znacznie lepiej niż się spodziewałem – zauważyłaś, że popatrzył na Ciebie i się lekko uśmiechnął. Odwzajemniłaś ten gest i lekko się do niego przybliżyłaś. Tym razem nie zareagował jakoś dziwnie.
-Jest coś co chcecie zwiedzić? Zobaczyć? - zapytałaś mając nadzieję, że poznasz je trochę w drodze do mieszkania. Undyne skrzyżowała ręce opierając się o ścianę, przygryzła dolną wargę. Alphys wyskoczyła
-Muzea! J-jeżeli macie jakieś. Macie! Sprawdziłam. W-więc, czy możemy zwiedzić jakieś muzeum? - głos jej drżał. Zachichotałaś.
-Jasne! Mamy ich wiele. Sans wspominał, że lubisz ścisłe przedmioty, mamy Muzeum Nauki, Akademię Nauki z wielką wystawą... - Alphys otworzyła szerzej oczy i zaczęła pociągać nerwowo Undyne za rękaw
-Ta, ta, pójdziemy, pójdziemy – mruknęła – Zabierzesz nas tam? - popatrzyła groźnie na Ciebie
-Jasna sprawa – wzruszyłaś ramionami – Jak będę miała wolne, lubię takie rzeczy – Undyne głośniej wypuściła powietrze przez nos, Alphys przytaknęła. Reszta podróży minęła spokojnie. Niższa opowiadała swojej dziewczynie o tym co chce zobaczyć póki tutaj są, ta cierpliwie słuchała. Ty z Sansem wymieniliście kilka porozumiewawczych spojrzeń. Wyciągnęłaś z torebki swoją przekąskę, miał rację, byłaś głodna. Jak tylko dotarliście do mieszkania, wpuścił je przodem, a potem zadał Ci pytanie czy chcesz wejść. Zaprzeczyłaś
-Wracam spać – zmarszczył brwi. Miałaś wrażenie, że w jakiś sposób zraniłaś go swoim zachowaniem, lecz nie umiałaś walczyć z ciałem. Potrzebowałaś snu.
-zaraz przyjdę – krzyknął do swoich gości, które już rozglądały się po pokoju
-Ohhh musisz pożegnać się ze swoją dziiiiiiewczyną – odezwała się Undyne. Oboje wywróciliście oczami i weszliście do Twojego przedpokoju.
-Co tam? - zapytałaś rzucając niedbale kurtkę na kanapę. Sans znalazł się obok Ciebie, przygryzając zębami Twój kark, jego oddech był gorący, ręce rozpaczliwie zawędrowały pod sweter.
-żegnam się ze swoją dziewczyną – wymruczał Ci w ucho. Przeszył Cię dreszcz, objęłaś go i przesunęłaś palce po jego kręgosłupie – nie myśl, że o tobie zapomniałem
-Teraz nie mam co do tego wątpliwości – odetchnęłaś, chciałaś się trochę zabawić ale miał przyjaciół, którzy na niego czekali. - Wpadniesz wieczorem? - odetchnął ciężko i zaczął powoli, niechętnie się od Ciebie odsuwać.
-tak, będę potrzebował trochę rozluźnienia, jak mam być szczery, jak tylko pap wróci będzie łatwiej
-Więc ugoszczę cię odpowiednio, zrobię wielki kubek gorącej herbaty – uśmiechnęłaś się delikatnie. Potrząsnął głową
-wolę whiskey – zaśmiałaś się, lecz on był poważny
-Oh. Zrobi się.
-dzięki, do później tygrysie – na chwilę zetknęliście się czołami, a potem wyszedł. Zamknęłaś drzwi, miałaś wrażenie że zrobiło się jakby goręcej pod swetrem. Wskoczyłaś do łóżka i szybko usnęłaś.

Śniłaś o oceanie bez dna. Nie tonęłaś, choć miałaś wrażenie, że w każdej chwili możesz zacząć się topić.

Obudziłaś się późnym popołudniem tylko po to aby wyskoczyć do sklepu po whiskey. Pogoda nie była najlepsza, padał deszcz ze śniegiem. Wyszłaś na chodnik i poszłaś przed siebie. Sklep znajdował się dość blisko. Szukałaś jakiegoś dobrego trunku, nie za drogiego, ale też ładnie wyglądającego. W zamyśleniu na kogoś weszłaś, przybliżyłaś do siebie instynktownie torbę i zaczęłaś przepraszać.
-Nic się nie stało, laseczko – Przeszył Cię zimny dreszcz, podniosłaś głowę, to był Will. Też był w tym sklepie. Słyszałaś sarkazm w jego słowach. Zrobiłaś krok do tyłu.
-Will... - wypowiedziałaś jego imię tak, jakbyś mówiła o jakimś paskudnym insekcie. Uśmiechnął się smutno i przytaknął wsadzając ręce do kieszeni.
-Wyglądasz dobrze. Znaczy się, tak zdrowo i szczęśliwie – starał się być uprzejmy. Zmierzyłaś go wzrokiem, nie mogłaś tego samego powiedzieć o nim. Podkrążone oczy, nieuczesane włosy, jego ubranie choć zawsze było schludne i perfekcyjne teraz wyglądało jakby wyciągnął je z kosza z brudnymi łachami. Do tego niedbale narzucony na siebie płaszcz. Zmarszczyłaś brwi.
-A ty wyglądasz jak gówno – byłaś szczera. Popatrzył na Ciebie i po chwili wzruszył ramionami
-Mam gorsze dni. Hej, wiesz... Wiem że nie zasługuję ale ... chciałbym czasem z tobą pogadać. Zaprosić na kolację. Przeprosić za swoje zachowanie.
-Will, zrobiłeś to co zrobiłeś... - zaczęłaś, być może za wysokim tonem, chrząknęłaś – ...to co zrobiłeś było ohydne. Nie wiem czy teraz powinnam z tobą rozmawiać
-Nie! Wiem! Wiem. Patrz. Jestem ostatnim ścierwem na tym globie. Ale... tylko... zadzwoń czasem. Jeżeli chcesz. Tylko jeżeli chcesz. Ja tylko ... - zaczął nerwowo przeczesywać włosy palcami - ... chcę się pogodzić.
-Zostaw mnie, dobra?
-Dobra. - wycofał się kilka kroków – Tylko uważaj na siebie.
-Jasne. - warknęłaś. Im dalej od niego tym lepiej. Odczekałaś chwilę po tym jak wyszedł ze sklepu, udałaś się szybko do domu. Na dnie oczu pojawiły Ci się łzy i nic nie mogłaś na to poradzić. Czułaś mieszane uczucia. Wyglądał tak okropnie! Nigdy wcześniej nie widziałaś go w tak opłakanym stanie! Był bezdomny? Nadal mieszka w aucie? Wiesz, że nie utrzymuje kontaktu z Hannah, więc go tam nie było. Czy w ogóle cokolwiek je? Nie. Mówiłaś do siebie. To nie Twoja sprawa. A co jeżeli jest? Całe to bagno mogło być tylko głupim nieporozumieniem. A może nie? Kurwa. Czułaś się zagubiona. Dzisiaj napijesz się z Sansem. Musisz się napić. Praktycznie trzasnęłaś drzwiami jak weszłaś do mieszkania, stawiając butelkę whiskey na blacie w kuchni. Kiedyś było łatwiej. Myślałaś. Nigdy do tej pory nie było dookoła Ciebie takiego zamieszania. Pozwalałaś aby dzień płynął za dniem, tak było prościej. Oczywiście, nie zawsze było czadowo. Czasem może za długo w sobie tłumiłaś złość. Zaczęłaś się zastanawiać jak Sans radzi sobie z gośćmi, potrzebowałaś go teraz, ale wiedziałaś, że musisz dać mu czas. Jeżeli jego znajome zostaną na dwa tygodnie, albo wprowadzą się do miasta będziesz miała dość czasu aby je poznać. Nie ma się co śpieszyć.
Jak tylko poprawiła się pogoda zdecydowałaś udać się na balkon by trochę poczytać. Włączyłaś światełka i chwyciłaś za książkę. Nie minęło wiele minut jak ostałaś wiadomość.

Sans: robisz spotkanie klubu beze mnie? jestem zazdrosny


Ty: lol! Kiedy wpadasz?


Sans: niedługo, pościelę im aby mogły iść spać kiedy będą chciały, a potem wpadnę


Sans: powiedz proszę, że masz whiskey


Ty: Kupiłam dość dla naszej dwójki.

Poprawiłaś poduszkę pod plecami i wróciłaś do rozdziału – główna bohaterka w końcu poznała ojca Króla Wampirów. Właśnie dotarłaś do bardzo pikantnej sceny, kiedy usłyszałaś, że ktoś pociąga za klamkę. Zdałaś sobie sprawę, że nie otworzyłaś drzwi. Stanęłaś na równe nogi i podbiegłaś, po drugiej stronie stał Twój chłopak, wyglądał pociągająco w swojej niebieskiej koszulce i dżinsach, uśmiechał się delikatnie wyraźnie zmęczony.
-Cześć przystojniaku, wejdź. Wybacz zapomniałam otworzyć dla ciebie
-nic się nie stało, nie przerwałem jakiejś dobrej części książki, co nie?
-Tak jakby, ale mogę to przeczytać jeszcze raz – pocałowałaś go w zęby. Uśmiechnął się – Więc jak minął dzień?
-słuchaj, opowiem wszystko ale nie na trzeźwo – zaśmiał się lekko. Zrozumiałaś i poszłaś do kuchni, a potem podałaś mu butelkę alkoholu. Usiadł na kanapie i otworzył ją – ah, od dawna nie piłem. - położyłaś dwie szklanki na stole
-Lodu?
-poproszę – wsadziłaś kostki do środka, a on nalał wam trunku. Nigdy nie byłaś wielkim fanem tego typu drinków, ale również od dawna nic procentowego nie miałaś w ustach – a z jakiego powodu ty pijesz?
-Powiem ci jak będę już wcięta – wzięłaś większy łyk nie czekając na żadne zaproszenie. Nadal czułaś się wyraźnie zakręcona po spotkaniu Willa w dodatku nie wiedziałaś jak powiedzieć o tym Sansowi. Nie byłaś nawet pewna czy powinnaś – Opowiedz lepiej jak tobie minął dzień – Sans westchnął ciężko, usiadł wygodniej na kanapie i wziął naprawdę duży łyk.
-undyne jest zaskoczona nie tyle tym, że mam dziewczynę... jest wstrząśnięta faktem, że jesteś człowiekiem – zacisnęłaś mocniej wargi – lecz jak to powiedziała... da ci szansę... więc ... bądź sobą
-Ta? Super. Może zasłużę na jej akceptację – wywróciłaś oczami. Westchnął.
-to dobra osoba, nie poznawałbym cię z nią gdybym miał ku temu wątpliwości, no i to najlepsza przyjaciółka papyrusa, alphys nie dba o to kim jesteś... - wzruszył ramionami – w każdym razie przespacerowałem się z nimi po okolicy, pokazałem sklepy, nie jestem jednak pewien jak zareagują ludzie
-Ja też nie – zmarszczyłaś lekko brwi – Z bratem nadal budzicie poruszenie chodząc po prostu po ulicy. Rzucacie się w oczy...
-wyróżniamy się z tłumu?
-Tak można powiedzieć.
-mnie to nie przeszkadza, w każdym razie nie odchodziliśmy za daleko. alphys nalegała, że chce zobaczyć japońską dzielnicę miasta, o ile się nie mylę to niedaleko twojej pracy
-Jasne! Mogę je tam zabrać! Powinieneś z nami pójść!
-cóż, nie dam rady bo mam wiele pracy, ale wiem że papyrus bierze wolne, więc możecie iść paczką – powiedział z nadzieją w głowie biorąc kolejny łyk ze szklanki. Przyglądałaś mu się, wiedziałaś że jest więcej tej historii, ponieważ to co opowiedział teraz nie brzmiało aż tak źle.
-Żaden problem. Co chcesz dzisiaj robić?
-może obejrzymy jakiś gówniany film?
-Mało ci po ostatnim razie? Błagam nie katuj mnie Adamem Sandlerem – zaśmiałaś się, przytaknął.
-mogę przynieść te głupie kreskówki alphys – uniosłaś brwi
-Kreskówki?
-ta.. uh... anime
-Oh! Anime są zajebiste! - Sans wzruszył ramionami
-zaraz wrócę, przyniosę coś – widziałaś jak wstaje, lecz nigdy nie przekroczył progu. Poczułaś jak w powietrzu unosi się energia i bum, już go nie było. Teleportował się do mieszkania? Które jest zaledwie kilka kroków dalej? Dopiłaś whiskey, nawet nie zastanawiałaś się nad jej smakiem, czekałaś aż zacznie działać. Nalałaś sobie drugą porcję. Po kwadransie poczułaś znowu to dziwne doznanie, aż włosy stanęły Ci dęba na ręce, popatrzyłaś za okno, stał na balkonie trzymając w ręku kilka DVD – jestem, alphys się rozgadała
-Serio skorzystałeś z magii aby iść do domu? - uniosłaś wysoko brwi. Popatrzył na Ciebie i wrócił na swoje miejsce.
-tak – zaśmiał się z trudem. Zmierzyłaś go spojrzeniem i wzięłaś łyk – widzę, że sobie dolałaś
-Jakiś czas cię nie było, też ci dam, a ty puszczaj to co tam masz
-dobrze – wzięłaś jego szklankę, a on w tym czasie majstrował przy odtwarzaczu, wrócił na miejsce i ekran się włączył. Podałaś mu drinka – więc dzisiaj w planach mamy się upić?
-Jak inaczej chcesz sobie opowiadać o rzeczach jakie na trzeźwo nam nie chcą przejść przez usta? - czułaś już działanie alkoholu. To było dobre i złe jednocześnie. Sans okręcił ciecz dookoła szkła a potem bez słowa wypił całą zawartość za jednym razem. Uniosłaś wysoko brwi patrząc na niego wyraźnie zaskoczona.
-no co?
-Nie żartowałeś mówiąc, że dawniej sporo tego piłeś – byłaś pod wrażeniem. Wzruszył ramionami, uśmiech nieco zelżał.
-tak, wiesz czasem potrzebujesz się napić – włączył play na pilocie. Wtuliłaś się w niego i pocałowałaś go w policzek. Zaczęliście oglądać. Cóż... to był błąd. Szybko zdaliście sobie sprawę z tego, że Alphys dała wam jedno ze swoich hentaiców. Elfia księżniczka była gwałcona przez fioletowe macki. Nie poczułaś się z tego powodu za dobrze, Sans znowu wydawał się zupełnie nieporuszony, co jakiś czas krztusił się w gorszych momentach. Gorzałka robiła swoje, zachciało Ci się rozmawiać.
-Więc... co ci leży na wątrobie? - zapytałaś kiedy kolejny mackowaty potwór zaatakował biedną dziewczynę. Sans wzruszył ramionami
-wiesz... - zaczął powoli, zauważyłaś że pił szybciej niż ty. - znałem kogoś takiego – pokazał na żółtego potwora – coś jak ośmiornica... chyba
-Serio? Molestował kobiety? - Sans parsknął śmiechem
-nie rozmawiał z nikim za bardzo, miły typ, onionsan, słuchał moich kawałów za każdym razem kiedy się z nim widziałem – zaśmiał się lekko. Jezu Chryste, czy na ekranie pojawił się WILKOŁAK?! Kurwa mać, co to jest?! To znaczy, nie abyś miała coś do potworów... no ale... cholera.
-Zrobimy zakład kto miał gorszy dzień? - miałaś nadzieję, że go pobijesz. Uśmiechnął się lekko i odwrócił się do Ciebie. Bingo, masz go.
-zgoda
-Zaczynaj
-lubię undyne i alphys – zaczął powoli – to świetne przyjaciółki, kocham je na swój sposób, ale za nimi przyjdą inne potwory – jego twarz zrobiła się nieco ciemniejsza. Byłaś zmieszana, czy to nie powinien się z tego cieszyć? - a jak zrobi się ich więcej... wszystko może się spierdolić – uderzył się dłonią w czoło wyraźnie zdenerwowany. Chciałaś go pogładzić, ale odtrącił Cię – nie łapiesz, przerabialiśmy ten scenariusz dawniej i jeszcze raz i jeszcze i zawsze się spierdalało kiedy wszyscy razem się zbieraliśmy
-Sans, nie rozumiem. O czym mówisz? - Może picie to nie był najlepszy pomysł. Chciałaś go pocieszyć, lecz jednocześnie miałaś ochotę płakać. Popatrzył na Ciebie, na dnie jego oczodołów dostrzegłaś łzy. Czy to płacze?
-wiesz jak to ciężko? robię co mogę, aby trafić do ciebie, aby ciebie zobaczyć i nagle pufff! nie ma nic! - zaśmiał się słabo i schował twarz w dłoniach tak, że nie mogłaś zobaczyć jego miny – przechodziłem przez to, wiesz? starałem się nie podchodzić do ciebie, utrzymywać dystans, nawet nie wprowadzać się do miasta, czy to pomogło? nie, wszystko było jeszcze gorsze – Nic nie mówiłaś, nic z tego co mówił nie miało dla Ciebie żadnego sensu, czułaś jednak że są to słowa jakie musi z siebie wypluć. Udało Ci się go delikatnie objąć, zaczęłaś pocierać rękami o jego ramiona – cztery razy przez to przechodziłem, tak mi się wydaje w każdym razie, nigdy nie udawało nam się dotrwać do końca tego pierdolonego roku
-Chcesz ze mną zerwać pod koniec roku?! - starałaś się zachować spokój, to jedyna część którą, myślisz, że zrozumiałaś. Miał przerywany oddech, płakał. Zamarłaś i po sekundzie mocniej go objęłaś przytulając go do siebie, zalałaś jego czoło pocałunkami. Wtulił się w Ciebie.
-wyobraź sobie na chwilę, nieskończoną przestrzeń, ulokowaną przed tobą i w tobie, wiesz co się ma stać, lecz nie wiesz o tym póki nie znajdziesz się blisko tego, to ja, to moje pierdolone życie – zaśmiał się smutno – poznajesz się z kimś cztery, może pięć razów i za każdym starasz się poukładać kawałki układanki tak, aby było najlepiej jak się da, lecz w ciągu jednej pierdolonej sekundy wszystko może obrócić się na gorsze, wiesz, czasami ja.. - głos mu się załamał – czasami nie chce mi się po prostu wychodzić z pokoju, poczekać aż czas przestanie zataczać pętle... - powietrze dookoła was zaczęło robić się cięższe, wypełnione jego magią. Nie miałaś pojęcia co go przeraża.
-Sans... - zaczęłaś, ale ci przerwał.
-nie, nie rozumiesz, nigdy nie zrozumiesz, to nic, nie martw się, kurwa mać, nie chcę abyś ty przez to przechodziła, tyle mogę zrobić, prawda?
-Co?
-wy ludzie macie taką historię, co nie? o prometeuszu, raz poczuł się zbyt pewny siebie i wszystko spierdolił, został rozerwany na strzępy przez ptaki czy coś takiego, a potem na nowo jego ciało się odtwarzało by ponowić jego cierpienia znowu i znowu i znowu i znowu – jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć – to ja, chciałem dać ludziom ogień i teraz mam przejebane
-Sans. Nie łapię większości z tego co mówisz, lecz jeżeli widzisz siebie jako Prometeusza, zapominasz o najważniejszej części tej historii – starałaś się przypomnieć sobie mity greckie jak gładziłaś go po tyle głowy. Jego magia przeplatała się między Twoimi palcami.
-ta? - zachłysnął się powietrzem
-Prometeusz dał ludziom nadzieję – odpowiedziałaś. Sans zaczął szlochać nieco bardziej wtulając się w Twoje ciało.
-kurwa mać – powiedział po chwili, jego magia praktycznie wyparowała – ja nawet nie... - odsunął się i znowu schował twarz w dłoniach. Nie miałaś zielonego pojęcia co się dzieje, ani o tym o czym on do kurwy nędzy gadał, lecz nie miałaś wątpliwości, że od dłuższego czasu gryzie go coś strasznego. Miałaś nadzieję, że będziesz pamiętać tę rozmowę rano, przeanalizujesz wtedy jego słowa na spokojnie. Mimo to byłaś zadowolona, że w końcu zaczął gadać.
-Jestem, prawda? - starałaś się poprawić mu humor – Może nie mam mózgu do takich pogadanek, ale zdecydowanie nadrabiam urodą – zaśmiał się słabo, ale szczerze
-racja
-No rozchmurz się już – pocałowałaś go delikatnie w czaszkę – Jeżeli zacznie robić się źle, znajdę cię, rozbiję twoje kajdany i uciekniemy razem przed ptakami, dobrze?
-a jak niby chcesz to zrobić?
-Wezmę ze sobą Wolverina. Damy jakoś radę – Sans nie mógł się powstrzymać od śmiechu
-dlaczego sprawiasz, że wszystko jest takie trudne?
-Co? Myślałam, że pop.... - Sans nie pozwolił ci dokończyć
-myślałem, że najbardziej niezwykłe na powierzchni są wschody słońca, ale potem poznałem ciebie – jego oddech się uspokoił. Natomiast Twoje serce zabiło mocniej, zarumieniłaś się – nie chce cię stracić, nigdy.
-Nie stracisz, Sans. Nie martw się o to, dobrze? - objęłaś go ponownie i ścisnęłaś mocniej.
-nigdy wcześniej ci o tym nie mówiłem, ale może to dobrze
-Dobrze jest być szczerym – Sans był cicho, otarł twarz rękami i odwrócił się do Ciebie
-mam być szczery? - patrzył na Ciebie tak, jak gdyby wcześniej. Zacisnęłaś mocniej wargi. Chcesz tego?
-Tak.
-życie w podziemiu to był koszmar – powiedział po prostu – i nikt inny tego nie pamięta, tylko ja, to dobrze mimo wszystko, ale czasem myślałem że wariuję – Zaśmiał się słabo, lecz nie było w tym co mówił nic śmiesznego
-Co masz na myśli mówiąc, że nikt inny tego nie pamięta? - w tym momencie zaczęłaś się zastanawiać, czy Twojemu nowemu chłopakowi klepki poukładały się równo
-unydyne, alphys, nawet papytus, oni pamiętają tylko to co dobre, miłe, jak wyszliśmy na powierzchnię, wiesz? to tak jakby doszli od a do z zapominając o pozostałych literach alfabetu – zaczynał mówić niezrozumiale – to nie było takie proste, to nie była prosta droga, to były kurewskie zygzaki, wszędzie, czasami to dziecko chciało hotcaty, czasami nice cream, czasami kurwa zabijało wszystkich.
-Dobra Sans. Zgubiłam się. Zaczynam się bać – zmarszczyłaś brwi. Nie miał jednak zamiaru przerywać swojej mowy, wyglądał jak obłąkany.
-nie, znaczy się okazjonalnie przychodziło się przytulać i było dobrze, ale potem znowu pojawiały się te ptaki _____, ptaki znowu i znowu dzień po dniu, budzisz się z pierdolonego koszmaru w jakimś gównie, wyobraź to sobie, budzisz się i jest dobrze, dzień jak co zień, który rozrywa twoje cholerne ciało na drobne kawałeczki robiąc z niego puzzle, a po osiemsetnym razie masz wrażenie, że już nic innego w życiu cię nie spotka – mówił coraz szybciej żwawo gestykulując dłońmi – to była kurwska wieczność, chyba nawet to była wieczność, odpierdoliło mi, jak mam być szczery, chwała pierdolonemu bogowi i temu zasranemu dziennikowi, ale po jakimś czasie, po jakimś czasie, po jakimś... czasie – zaczął się powoli uspokajać – jak ktokolwiek ma cokolwiek z tego zrozumieć?
-Sans... Ej... Zgubiłam się.
-oczywiście – warknął z pogardą i choć nie była ona wymierzona w Ciebie, nadal bolało
-Przepraszam – westchnął.
-przepraszam, przepraszam, ja tylko... nie umiem tego wyjaśnić, nie tak abyś zrozumiała, nawet ja nie pamiętam wszystkiego, kurwa, patrz – chwycił Cię niespodziewanie za ręce, popatrzyłaś w jego oczy, miałaś wrażenie że powie zaraz coś naprawdę ważnego – opowiem ci o wszystkim w zrozumiały sposób, ale nie teraz, ten czas... on musi być właściwy... zasługujesz na to aby wiedzieć i chcę abyś wiedziała, bo to dla mnie ważne, bo ty jesteś dla mnie ważna – Przytaknęłaś, jego objęcia były prawie bolesne, zwolnił uścisk i wypuścił powietrze – wariuję ze strachu przed tym co może się stać, ale nie musi, jak zawsze, więc może wezmę do serca twoją poradę.
-Sans... - delikatnie otarłaś samotną łzę spływającą po jego policzku. Wyglądał na zaskoczonego, jakby nie zdawał sobie sprawy z jej obecności tam. - Mnie możesz mówić wszystko co chcesz, kiedy chcesz, rozumiesz? Chcę cię poznać, prawdziwego ciebie. Mogę powiedzieć, że... - popatrzyłaś na swoje ręce nieco zmieszana, a potem znowu przeniosłaś wzrok na niego -... że ukrywasz za tym uśmiechem wiele bólu. Przede mną nie musisz niczego chować. Nigdy nie będę na ciebie naciskać, powiesz mi kiedy będziesz gotów. Zależy mi na tobie, bardzo. Chcę abyś był szczęśliwy. Tak prawdziwie.
Sans po prostu patrzył na Ciebie, był zaskoczony, wyraźnie zaskoczony. Przez jego twarz przewijała się seria emocji, aż jedna się utrzymała, był znowu bliski płaczu, jednak tym razem innego, nie ze smutku. Jego oczy delikatnie zamigotały przyjemnym światłem.
-mi... mi też na tobie zależy, bardzo, nawet nie wiesz jak bardzo – objął Cię i przystawił czoło do Twojego. Uśmiechnęłaś się i zamarliście w bezruchu na chwilę, potem przechyliłaś się i złożyłaś na jego zębach długi przepełniony miłością pocałunek, który odwzajemnił cząstką swojej magii. Westchnęłaś lekko i wtuliwszy się z niego popatrzyłaś na ekran. Fabuła się rozkręca, potwór ewoluował i zaczął pakować swoje macki w inne otwory księżniczki. Chwyciłaś za pilota, aby wyłączyć hentaica – ej no, robi się ciekawie
-Mówisz poważnie? - byłaś zaskoczona. Sans wzruszył ramionami
-to jest o wiele lepsze od tego co oglądaliśmy ostatnio – zaśmiałaś się
-Racja
-a więc pomijając moje bolączki, co złego było w twoim dniu? - objął Cię ramieniem. Przeszedł Cię dreszcz, ale po chwili się zrelaksowałaś, zauważył to – aż tak źle?
-Przez przypadek wpadłam na Willa – miałaś nadzieję, że to wszystko co będziesz musiała powiedzieć. Poczułaś, jak wstrzymuje na chwile oddech
-ta? i co u niego? - jego głos był wyraźnie niższy
-Wygląda jak gówno – czułaś się winna z jakiegoś powodu
-to dobrze – odpowiedział nonszalancko
-Chciał abym wyskoczyła z nim na kolację, by przeprosić – dodałaś ciszej. Sans popatrzył na Ciebie, na jego twarzy malowało się przerażenie.
-mam nadzieję, że nie skorzystasz z jego oferty, oczywiście to twoja decyzja ale nie uważam, aby to był dobry pomysł – zawarczał
-A co jeżeli.... - zaczęłaś. Puścił Cię, miałaś wrażenie jakbyś coś spierdoliła.
-co jeżeli? co jeżeli? co jeżeli bym nie przyszedł? co jeżeli dopadłby cię i nie byłabyś już tą samą osobą co teraz? co jeżeli... - mówił głośniej, wścieklej, jeszcze nigdy go takiego nie widziałaś. Wziął głębszy wdech by się uspokoić – chcesz wiedzieć co powiedział tamtej nocy? - popatrzyłaś na niego
-Tak! Kurwa w końcu! Chcę!
-poszłaś sobie, obwinił mnie za to, nic wielkiego, ale wtedy na mnie naskoczył, powiedział że zauważył jak na ciebie patrzę, zaprzeczyłem oczywiście, wtedy zaczął krzyczeć jak tańczyłaś dookoła jego kutasa, jak spragniona byłaś jego dotyku, był odrażający, wspominał że w każdej chwili kiedy chce weźmiesz go do siebie na noc – zacisnął pięści – i mówił jak wtedy będzie cię rżnąc całą noc, i co z tobą zrobi, i jak będziesz błagała o więcej, mówił że owinął sobie ciebie dookoła palca i żaden potwór mu ciebie nie zabierze – Otworzyłaś szerzej usta, do oczu nabiegły Ci łzy. Pierdolona whiskey.
-Mówisz poważnie? - szepnęłaś. Popatrzył na Ciebie, widać było że nienawidzi samego wspomnienia tego zdarzenia.
-wiele żartuję, lecz nie w tym wypadku, potem mówił różne rzeczy w języku jakiego nie chce powtarzać, lecz dotyczyło to tego jaka jesteś i co będzie z tobą robił
-I.... i co ty na to?
-zapytałem się go, czy był u grabarza
-Co? U grabarza? Dlaczego?
-ponieważ błąd który zrobił zapędzi go do grobu – odparł z niewielkim uśmiechem. Warknęłaś nie mogąc uwierzyć, że w takich sytuacji miał siły na dowcipy.
-Sans, jaja sobie robisz? - otarłaś łzy. Potrząsnął głową.
-nie, resztę już znasz, uderzył mnie, ja go wywróciłem, paps się pojawił, tyle.
-I przez ten cały czas nic nie mówiłeś? - poczułaś, że masz w sobie za wiele emocji – Wiedziałeś co powiedział i ... kurwa... on zatrudnił Papyrusa!
-... tak, nie wiem czy do był dobry wybór, ostatecznie dogadał się z nim, wydaje mi się że chodziło mu tylko o mnie – Wziął większy łyk alkoholu. Pociągnęłaś nosem, przeniósł na Ciebie wzrok – em, wszystko dobrze?
-Nie! - krzyknęłaś – Nie, nic NIE jest dobrze! - zalałaś się łzami. 
-kurwa, kurwa, przepraszam, przepraszam!
-N-nie! To nie ty! Pierdolony WILL! - wykrzyczałaś jego imię – Miałam wyrzuty sumienia przez jego stan, a on mówił takie rzeczy o mnie?! - dramatycznie rzuciłaś się na kanapę zasłaniając poduszką twarz by się rozpłakać. Sans starał się ile mógł byś się opamiętała. Wziął Cię pod ręce i nogi by usadowić na swoich kolanach jak małe dziecko.
-e-ej! ej! nie chciałem abyś płakała! kurwa! - starał się zabrać Ci poduszkę. Przez chwilę się siłowaliście. Ostatecznie mu się udało, zobaczył Twoją twarz czerwoną od alkoholu i łez z poprzylepianymi kosmykami do skóry – o rany, wyglądasz strasznie
-SUGOOOOOOOOOOI! - krzyknęła księżniczka z monitora. Tam akcja przybrała niespodziewany obrót, już nie jedna a dwie panienki, były rżnięte równo przez kilka potworów. Popatrzyliście na siebie i zaczęliście się śmiać.
-Ja pierdolę, co to za anime? Sekushina Erufu Hime! Shok...ushu no tame no jikan? - Sans jeszcze bardziej rechotał
-o mój boże, powinienem chyba wcześniej przeczytać tytuły nim wziąłem
-Co to w ogóle znaczy?
-wydaje mi się, że coś takiego jak: seksowna elfia księżniczka! nadciągają macki!
-O MÓJ BOŻE – zarechotałaś – Zaraz, zaraz, przeczytać co tam jeszcze wziąłeś?
-uh... mamy... ranma ½, mew mew kissy cute, samurai ribbon i ... chryste... bondage elves
-No to MAMY wybór
-co, nie masz mało .... - popatrzył na ekran – tego typu produkcji?
-Słuchaj, jestem pijana. Mieliśmy poważną pogadankę. Nie chcę już myśleć. - zaczęłaś ocierać łzy z policzka – Nigdzie się nie wybieram. Jesteśmy tutaj. Mam dość cholernych śmieci w moim życiu, ty też pozbyłeś się swoim ze swojego. Zaczynamy od nowa – Sans schował swoja twarz w Twoim karku
-tak, zaczynamy od nowa, tylko my, nikt inny
-Właśnie. Jesteś mój – pocałowałaś z czułością jego czaszkę – Damy radę.
-heh, tak się cieszę że cię znalazłem – mruknął, poczułaś jak wplótł palce w Twoje włosy. To było takie miłe, znajome, przyjemne doznanie.
-A teraz pooglądajmy jakieś chujowe anime, pośmiejmy się z jego chujowości
-dobrze, będziesz chciała poruszyć tę kwestię rano? - zapytał łapiąc za Mew Mew Kissy Cute. Wywróciłaś oczami.
-Cieszę się, że na to wpadłeś – zaśmiałaś się lekko. Sans westchnął ciężko.
-jesteś niebezpieczna po pijaku, wiesz?
-Później pokażę ci swoja drapieżną osobowość – zachichotałaś. Uniósł wysoko brwi
-a możesz ją pokazać teraz? - wyszczerzył się
-Sans, oboje wypiliśmy za dużo, jeżeli zaczniesz mną bardziej bujać to na ciebie się wyrzygam – chwilę mu zajęło zrozumienie o czym mówisz
-a co jeżeli... znaczy się... tylko tyle...?
-Fuuuuj, pogadamy o tym potem – włączyłaś odtwarzacz. Sans usadowił się obok Ciebie na kanapie. I choć leciało anime mogłaś powiedzieć, że myśli o czymś innym, Tobie natomiast się produkcja naprawę spodobała. Była słodka! Dobry humor, trochę romansu, no i przyjaźń. Sans warczał za każdym razem kiedy nakazywałaś mu włączyć kolejny odcinek. Po tym jak obleciałaś cały pierwszy sezon byłaś zakochana w tym anime. Popatrzyłaś na Sansa chcąc podzielić się swoimi doznaniami, ale on już spał. Ah, cóż, to może poczekać. Nie chcąc do budzić, poszłaś po koc i wyłączyłaś światła w mieszkaniu, okryłaś was oboje i rozwaliłaś się obok niego szybko zasypiając. 

Śniłaś o świecie który nie wiedział kim są KościoBracia. Twoi przyjaciele i rodzina tłumaczyli Ci, że ktoś taki nie istnieje. Pobiegłaś by przytulić się do swojej matki zalana łzami, ale ta zmieniła się w wielką kozę i zaczęła jeść Twoją kurtkę.

Kiedy się obudziłaś kolejnego dnia, czułaś że Sans bawi się Twoimi włosami. Słońce prześwitywało między zasłonami, nadal był wczesny poranek. Otworzyłaś oczy i popatrzyłaś na niego.
-....obry – mruknęłaś zaspana. Zerknął na Ciebie i się uśmiechnął.
-dzień dobry tygrysie, wyspana?
-Nawet. Na swój sposób jesteś wygodny – zaśmiałaś się lekko, a potem ziewnęłaś – A ty?
-ta bajka mnie wykończyła, albo drinki, ale dobrze spałem – przesunął palcami po skórze Twojej głowy leniwie się uśmiechając
-Dobrze się czujesz? - zapytałaś. Pamiętałaś co nie co z wczoraj. Sans przez chwilę bił się z myślami, nie wiedziałaś do końca czy mu pomogłaś czy nie. Chciałaś go lepiej zrozumieć.
-tak, właściwie znacznie lepiej ja... um – westchnął lekko – przepraszam, że na ciebie naskoczyłem
-Chryste Sans, a ile razy ja naskakiwałam na ciebie? - zaśmiałaś się słabo – Mogłam wyżyć się na tobie a ty i tak potem pojawiałeś się w progu, nie masz za co przepraszać debilu.
-heh, prze.... - zaczął, ale przerwał - ... nie przywykłem do gadania o sobie
-To zauważyłam. Odpowiadałeś na moje pytania, ale nigdy nie mówiłeś o przeszłości. Zdaję sobie sprawę że nie była kolorowa. - zmarszczyłaś lekko brwi. Zaczęłaś błądzić dłonią po jego wolnej ręce – Pamiętaj, że zawsze masz mnie
-wiem... to tylko.... skomplikowana sprawa
-W to nie wątpię – odpowiedziałaś – Mimo to zawsze masz mnie. Nie ma żadnego limitu. Mów mi kiedy chcesz o czym chcesz. Dzisiaj, jutro, za rok, za dziesięć lat, kiedy chcesz. Potrzebujesz się wygadać, wiesz?
-ta, wiem, czasem komuś się spowiadałem– zaśmiał się słabo – jednak nigdy tego nie pamiętał
-Demencja?
-coś takiego – wyglądał na smutnego – robił najlepsze bugrery jakie jadłem
-Mmmm – wtuliłaś się w niego – To może opowiesz mi o czymś przyjemnym?Jakieś miłe wspomnienia? - zaczęłaś kreślić palcem małe okręgi na jego koszulce. Zadrżał pod dotykiem.
-cóż, czasami paps i ja....
-HEJ! ŚPICIE?! - ktoś zaczął krzyczeć za drzwiami i walić w drzwi. Tooo zdecydowanie głos Undyne, Sans warknął. Zmarszczyłaś brwi zła, że ta słodka chwila została zrujnowana.
-Nie, właśnie wstaliśmy – odpowiedziałaś jej
-TO ZAJEBIŚCIE! Jesteśmy głodne! Chcemy śniadanie! - z jakichś powodów nadal waliła w drzwi. Schowałaś twarz w koszulce Sansa. Westchnął lekko, potem podniósł Twoją głowę za brodę i przysunął do swojej.
-hej, zaczynamy od nowa, tak? damy radę. - mrugnął. Uśmiechnęłaś się – idź się ubrać, zajmę się nimi póki nie będziesz gotowa
-Przyjęłam. Dzięki – przystawiłaś swoje czoło do jego obejmując go rękami. Wyglądał na zaskoczonego wiedząc, że zazwyczaj wolisz go całować, ale ta chwila była dla Ciebie wyjątkowa. Mimo to i tak dałaś mu szybkiego cmoka w zęby i udałaś się do sypialni.
-heh – odparł po prostu i otworzył drzwi dziewczynom. Undyne i Alphys stały czekając na niego.
-Umieramy z głodu, nie mam kurwa zielonego pojęcia gdzie znaleźć żarcie w waszej kuchni – warknęła. Alphys wyglądała na nieco zdenerwowaną.
-N-nie obudziłyśmy was, prawda?
-nie – szybko się przygotowywałaś – przed chwilą wstaliśmy, podoba się jej mew mew kissy cute, tak swoją drogą – Alphys otworzyła szerzej oczy.
-Oh! NAPRAWDĘ?! To świetne anime! Jest tam wiele nawiązań do innych, jestem ciekawa czy je wyłapała. Cieszę się, że się jej podoba bo jedna z bohaterek ma kostium podobny do jej swe.....
-ŚNIADANIE! - przerwała jej Undyne – a potem będziemy nerdować. Ona jest już gotowa?
-undyne, nie minęła nawet minuta
-Pięćdziesiąt siedem sekund to długo! - położyła ręce na biodrach – Chodźmy! - Sans wywrócił oczami, pojawiłaś się za nim. Założyłaś na siebie inny sweter i zmieniłaś spodnie, wsunęłaś nogi w buty, związałaś włosy w koński ogon i pierdoliłaś makijaż.
-Tak, tak, już jestem. Żarcie? - Undyne zmierzyła Cię wzrokiem, a potem popatrzyła na Alphys
-Co chcesz na śniadanie, kochanie? - zapytała słodko.
-G-gofry?
-Znam świetne miejsce – wyszczerzyłaś się. Sans popatrzył na Ciebie z uśmiechem.
-prowadź więc – zaczęłaś schodzić schodami, grupa szła za Tobą. To było dziwne uczucie. Nie wiedziałaś jak potoczy się dzisiejszy dzień, lecz zdecydowanie będzie jeszcze bardziej popierdolony.
Share:

9 grudnia 2016

POPULARNE ILUZJE