6 marca 2019

Opowiadanie: Wśród żywych i martwych - Początek

/To opowiadanie potrzebuje okładki/

Notka od autora: Co się stanie z pozornie zwykłą dziewczyną, która nagle otrzymuje ducha jako Opiekuna? Do czego doprowadzi obecność jego i innych martwych? I czy Opiekun naprawdę jej pomoże?
Nadszedł czas, aby się dowiedzieć.
Autor: Delly Delarouze

Spis treści:
Początek (obecnie czytany)


Naomi

Stałam naprzeciwko dwóch duchów i czekałam, aż mi powiedzą że to wszystko to jakiś żart. Nie obraziłabym się, gdyby tak powiedziały, naprawdę. Umiem śmiać się z samej siebie.
Nie no, może najpierw opowiem wam jak do tego doszło. To raczej dobra historia, może nawet jedna z lepszych, które czytaliście (nie wiem, nie jestem wami).
Zanim zacznę, musicie coś wiedzieć. Ja, Naomi Szewczyk, mam ogromny talent do pakowania się w niezręczne, bolesne lub beznadziejne sytuacje.
To nie jest tak, że lubię to, czy coś… Ja zwyczajnie nie mogę nic na to poradzić. Mam pecha i jestem niezdarna, ot co.
Więc… tak, zgadliście. Cała ta historia zaczyna się od jednej z moich licznych wpadek.

❉❉❉

Zaczęło się zwykłym porankiem. No, ja mówię, że zwykłym, wy byście powiedzieli, że pechowym. Ale to ja tu opowiadam i to moje słowo się liczy. To był poniedziałek pierwszego października.
O szóstej trzydzieści obudził mnie budzik. Nie w telefonie, ale taki staromodny, z młoteczkiem uderzającym o dzwoneczki. Był o wiele bardziej skuteczny, a ponieważ stał kilka metrów od łóżka, musiałam wstać i go wyłączyć.
Było mi zimno i się nie wyspałam. Przez całą noc dręczyły mnie koszmary. Jednak chciałam dobrze zacząć ten dzień, więc przywdziałam sztuczny uśmiech i podeszłam do szafy.
Po drodze, oczywiście, uderzyłam się małym palcem u nogi w krzesło. Wzdychając, otworzyłam pierwszą szufladę i wyjęłam zwykły, jasnoszary sweter, do tego wzięłam zwykłe, niebieskie dżinsy. 
Ubrałam się i wzięłam plecak. Oryginalnie był biały, ale pokolorowałam go farbami tak, że wyglądał jak miniaturowy kawałek nieba. Zawsze jak na niego spoglądałam, czułam tak rzadką dumę z siebie.
Spakowałam się wczoraj wieczorem, teraz tylko wrzuciłam telefon i książkę do jednej z mniejszych kieszonek. Wyszłam z pokoju i od razu wiedziałam, że mama już wyszła. Nie słychać było parzenia ani siorbania kawy, szeleszczenia gazety lub stukania talerza. Ogólnie było jakoś… pusto i zimno.
W całym mieszkaniu nie było zbyt wiele naszych osobistych rzeczy. Jakiś tydzień temu przeprowadziłyśmy się z drugiego końca kraju, więc niektóre drobiazgi wciąż były w drodze. Trochę brakowało mi moich książek, miałam naprawdę sporą kolekcję. W sypialni czekały półki, które po zapełnieniu utworami zasłonią całą ścianę.
Weszłam do kuchni i zaczęłam sobie przygotować kanapki, po dwie na śniadanie i do szkoły. Przy okazji stłukłam talerz. Zjadłam, czytając dzisiejszą gazetę, która leżała na stole, pozostawiona przez mamę.
Około siódmej dwadzieścia wyszłam z mieszkania ubrana w czarną kurtkę i martensy w pastelowym, niebieskim kolorze. Sporo osób jechało teraz do pracy, ale nie było korków. Przystanek autobusowy był bardzo blisko, doszłam do niego w pięć minut, a chwilę później jechałam komunikacją miejską do szkoły.
To już trwało zdecydowanie dłużej, ponad dwadzieścia minut, ale wysiadałam tuż przy placówce edukacyjnej. Wokół było całkiem pusto, ale ja wolałam siedzieć tutaj niż w całkowicie pustym mieszkaniu.
Wiecie, jak to jest, kiedy dochodzisz do klasy, gdzie wszyscy się znają od kilku lat? I kiedy twoje pasje uznawane są za dziwne, więc tylko jedna osoba rozmawia z tobą? Nie? To doskonale. Ja mam tak zazwyczaj, ponieważ razem z mamą przeprowadzamy się tam, gdzie jest jej robota, a ja nie mam nic do powiedzenia. A za każdym razem w nowej szkole mój talent do robienia wpadek daje o sobie znać, zazwyczaj pierwszego dnia.
Właściwie nie wiem gdzie mama pracuje. Wiem tylko, że to coś ważnego i że kiedy się na tym skupia, to zapomina o wszystkim innym. A przez wszystko rozumiem naprawdę wszystko.
Pod salą było kilka osób, w tym Amelia. Amelia to dobra osoba i w tym roku to ona została tą, która utrzymuje ze mną jako taki kontakt. Czyli to ją pytam o lekcję, kiedy mnie nie ma, i takie tam.
Teraz Amelia siedziała ze swoimi przyjaciółkami. Uśmiechnęła się do mnie i pomachała mi, dając do zrozumienia, że chce, żebym usiadła razem z nimi. W odpowiedzi jedynie odwzajemniłam uśmiech i pokręciłam głową. Owszem, Amelia była miła i dobra, ale reszta dziewczyn za mną nie przepadała, delikatnie mówiąc.
Ale ponieważ ja nie jestem delikatna, powiem wam szczerze, że to, co do mnie czuły, klasyfikowało się jako nienawiść. Ponieważ obraziłam królową ula (inaczej Paulę) już pierwszego dnia w szkole. Konkretnie to potknęłam się, oblałam ją wodą z otwartej butelki, którą trzymałam, a jej makijaż się rozmył. Kiepski początek, co nie? Przyzwyczaiłam się do “kiepskich początków”, bo dla mnie takie rzeczy to... codzienność.
Czas do lekcji przeczekałam rysując. W domu używałam tabletu graficznego, ale do szkoły zawsze nosiłam szkicownik, bo widzicie… Jeśli obrazisz tą dziewczynę, która w klasie jest najważniejsza, wszystkie jej “przyjaciółki” później chcą ci dowalić. Czasami po prostu są wredne, ale czasami niszczą twoje rzeczy. Nie obchodzi mnie jakiś zeszyt, a książki da się odkupić, lecz tablet graficzny jest nieco (o wiele) droższy. A nie chcę kupować nowego po każdym spotkaniu z “tym” typem osób.
Lekcja nie była zbyt ciekawa. Nawet nie pamiętam o czym mówiliśmy. Po prostu to pomińmy, dobra? To nie jest istotne.
Przerwa miała pięć minut, ale dla kogoś takiego jak ja nawet tyle wystarczy, aby coś zrujnować. Wyszłam z sali prawie ostatnia, tylko kilka osób zostało, aby porozmawiać z panią o jakimś projekcie.
Spokojnie szłam korytarzem. Nie robiłam nic poza obserwowaniem otoczenia. Ktoś miał urodziny, ponieważ wokół jednej z ławek latały balony i śpiewali “Sto lat”. Chciałam tylko przejść obok.
Lecz oczywiście życie zaplanowało dla mnie coś innego. Tuż obok osoby, która trzymała tort, ktoś potrącił mnie łokciem. Naturalnie, wpadłam na tego niewinnego człowieka, a ciasto… poleciało. Wprost na królową Paulę.
Nie była zadowolona. Co to, to nie. Przecież jeden z jej obcisłych topów został pobrudzony! Gdybym nie była taka przerażona, śmiałabym się z jej miny i własnej niezdarności. Gdyby Paula była zwykłą nastolatką, przyjęłaby moje przeprosiny i nic by się nie stało.
-Ty! Znowu! Wcześniej ci odpuściłam, ale teraz… - wyraźnie zabrakło jej słów. W głębi duszy byłam zaskoczona, że użyła w ogóle zwrotu “odpuścić”. Przecież na większości lekcji robi sobie miliardy fotek!
To ewidentnie nie był mój szczęśliwy dzień. Jednak nie zmieniłabym go na nic, a wy zaraz zobaczycie dlaczego.
Paula pstryknęła palcami. Jej przyjaciółeczki były tak “wytresowane”, że bez słów mnie chwyciły i nieważne, jak bardzo kopałam, wrzeszczałam czy drapałam, ciągnęły mnie za sobą.
Nikt mi nie pomógł, ponieważ lekcje zaczęły się chwilę temu. Wrzeszczałam najgłośniej jak mogłam, ale nikt nie wyszedł, a dziewczyny wciąż mnie trzymały.
Oto dlaczego zostałam siłą zawleczona pod drzwi, których nawet nie poznawałam, ale domyślałam się gdzie wychodzą. Były najwyżej w budynku, więc tak… Zgadliście. Stałam przed drzwiami na dach.
Gdy dziewczyny je otworzyły, powiało zimnem… W który mnie bezwzględnie wepchnęły. Marzłam i było naprawdę wysoko. Tak wysoko, że zdecydowanie krzyczelibyście o łaskę i pomoc.
Jednak, jak wiecie, ja nie jestem wami. Ja mam lęk wysokości. Nie weszłabym na drabinę bez ataku paniki, a teraz byłam na jakimś czwartym piętrze. Oparłam się o drzwi i skuliłam się pod nimi. Zaczęłam płakać i krzyczeć desperacko, żeby mnie wypuściły.
Po chwili schowałam głowę między kolanami, aby nie widzieć, jak wysoko się znajduję. Wciąż płakałam, ale przestałam krzyczeć.
Czy jestem dumna z tego występu? Zdecydowanie nie, ale nie mogę na to nic poradzić. Życie po prostu obdarzyło mnie talentem do wpadek i silnym lękiem wysokości. I musiałam z tym istnieć.
Minęła dobra chwila, gdy usłyszałam głos. Bardziej męski niż chłopięcy, ale nie potrafiłam go lepiej określić przez wściekłość, która nadawała mu dziwne brzmienie.
-No, wstawaj i przestań ryczeć. Nic ci nie będzie, poza tym nie możesz im pokazać swojej słabości - powiedział.
-M-mam lęk w-wysokości - wyjąkałam, ukrywając twarz w dłoniach. Lepiej było, żeby o tym wiedział, niż próbował na siłę mi pomóc, stwierdziłam.
-To nic nie znaczy. Teraz tylko to wykorzystają, bo im to pokazałaś. No, dalej, wstawaj, nie maż się i idź się im postawić - mówił dalej głos, wciąż wściekle. Również zaczęłam się irytować. Co on może o tym wiedzieć?!
-Słuchaj, zgniłku, nie rozumiesz o co chodzi, więc lepiej sobie idź i nie… - urwałam, podnosząc głowę. Ten gość był w połowie przezroczysty! - Czym jesteś? - zapytałam, zaintrygowana. Cała złość ze mnie wyparowała, a on wpatrzył się we mnie.
-Ej, no co ty, nie boisz się? - zapytał zirytowany. - Przecież jestem duchem, nie jednorożcem - nie mogłam się powstrzymać i się roześmiałam. Nie to, że mu nie wierzyłam. Gość był całkiem autentyczny, ale ten jego ton... Taki zirytowany, jakbym go obraziła.
-Przepraszam, ale… Nie no, naprawdę jesteś duchem? Jak to jest? - zapytałam, ciekawa odpowiedzi. Nawet bardziej niż zwykle. On wyglądał na zdezorientowanego moim zachowaniem, jakby przywykł, że ludzie się go boją.
-Tak, jestem, i mam do ciebie interes. Skoro się tak lękasz czwartego piętra, może wejdziemy do środka? Nikogo tam nie ma - byłam na tyle ciekawa, że zapomniałam o swoim strachu. Jaki interes może mieć do mnie duch?
Weszliśmy do środka, gdzie On (póki co będę go tak nazywać) zaryglował drzwi i zszedł po schodach. Dalej szłam za nim, coraz bardziej zaintrygowana.
Zatrzymaliśmy się jakieś piętro niżej. Wtedy On się odezwał:
-Dobra, Faraw, możesz już wyjść. Nie boi się, można z nią o tym pogadać - po chwili obok niego zaczął się pojawiać drugi duch. No, zakładałam, że to duch. Tak zwany Faraw był przezroczystą wersją niskiego, korpulentnego mężczyzny. Jego brązowy garnitur był nieco za mały, a staromodny, już wygnieciony melonik miętosił w palcach. Zdecydowanie był jakimś urzędnikiem, a jego wizerunku dopełniała teczka, która stała obok.
-Uuh… więc, tak… Jak trafnie zauważyłaś, obaj jesteśmy duchami. Czyli duszami martwych i zgodnie z nowym programem nastolatkowie, którzy niedawno zmarli, mają dwie opcje. Albo się odrodzić, albo zostać Opiekunem. Ten tutaj Aleks wybrał drugą opcję - tłumaczył całkiem składnie. Spodziewałam się raczej, że będzie się co chwila zacinał i coś pomiesza, a tu takie miłe zaskoczenie, że nie będą musieli mi tego mówić kilka razy. - Przez ostatnie kilka miesięcy obserwowaliśmy nastolatków w jego wieku, starając się wybrać odpowiednią osobę, której Opiekunem miałby zostać. Aleks zadecydował, pokazując ci się i nakłaniając mnie do wyjścia. Więc… funkcja Opiekuna polega na tym, że dany duch pomaga swojemu Podopiecznemu na różne sposoby, motywuje go do dalszego działania i tym podobnych. Oczywiście, do niczego cię nie zmuszamy, to ty masz zdecydować - zakończył, wyraźnie z siebie zadowolony. Założył swój melonik i wyjął z teczki prostą umowę spisaną na zwykłym, białym papierze.

  • Ja, Aleksander Fabjan, podpisując ten dokument, zobowiązuję się do:
  • Ogólnej opieki nad swoim Podopiecznym
  • Szanowania jego/jej prywatności
  • Pomagania mu bezinteresownie i w każdej chwili
  • Innych zachowań oczekiwanych od Opiekuna.
  • Ja, _______  ________, podpisując ten dokument, zobowiązuję się do:
  • Ufania swojemu Opiekunowi
  • Szanowania jego/jej prywatności
  • Innych zachowań oczekiwanych od Podopiecznego.

_______  ________                           Aleksander Fabjan

-Więc co się stanie gdybym to podpisała i złamała któreś z tych zobowiązań? - zapytałam. Nie biorę w ciemno, co to, to nie. Nawet jeśli chodzi o znajomość z duchem.
-Wiesz… Prawdopodobnie straciłabyś Opiekuna, a ja musiałbym od nowa szukać kogoś, kogo bym zniósł - odezwał się Aleks. Bardzo zaciekawiło mnie, dlaczego akurat ja klasyfikowałam się jako “ktoś, kogo by zniósł”.
-Hmm, sama nie wiem - powiedziałam, mimo, że zamierzałam się zgodzić. Nie no, jakie mogą być minusy, poza zaakceptowaniem charakteru Aleksa? Nagle coś mnie zaniepokoiło - Co konkretnie ma znaczyć “innych zachowań oczekiwanych od Podopiecznego”? Nie musicie mi wyliczać wszystkiego, ale nie podpiszę tego świstka, jeśli będę musiała robić jakieś chore rzeczy albo zaprzedać swoją duszę diabłu czy coś - mówiłam, że nie kupuję w ciemno? Po chwili Faraw wyjął z teczki drugą karteczkę z listą, na której są wyliczone wszystkie zobowiązania. Uważnie ją przeczytałam i stwierdziłam, że nie ma nic podejrzanego.
-Dobra, to zgadzasz się czy nie? - zapytał Aleks, zniecierpliwiony. Przyznaję, długo upewniałam się, że nie zobowiązuję się do czegoś dziwnego. No, bardziej dziwnego niż znajomość z duchem.
-Pewnie, że tak - odpowiedziałam i podpisałam umowę, pewna, że to będzie wspaniała przygoda.

Share:

5 marca 2019

Undertale: Fallen Flowers - 19 [tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Gdy magowie uwięzili potwory w podziemiach góry Ebott, nałożyli dodatkowe zaklęcie. Klątwę. Ludzie DUSZE mogą ją przeniknąć, ale ich ciała już nie. Zamieniają się w potwory. Młody Frisk musi unikać niebezpieczeństw jakie stają mu na drodze, będąc mniej ludzki niż kiedyś...
Autor oryginału: tarableart
Komiks można także przeczytać na: smackjeeves
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
SPIS TREŚCI
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19  (tu jesteś) 20

21 | 22 | 23









Share:

4 marca 2019

Undertale: Gra w kości - Pycha, w końcu coś kurwa smacznego! [The Skeleton Games - Delicious, finally some good fucking food!] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI





Twoja ręka ruszyła się pierwsza. Użyłaś jej do przesunięcia na bok bioder Sansa. Potem je puściłaś lekko oddychając gdy pozwoliłaś aby opadły delikatnie. Jeżeli coś mówi, nie słyszysz go. Hałas w pomieszczeniu wszystko tłumił. Wzrokiem powędrowałaś na światło z jego krocza, które prześwitywało przez jego ubrania, błagając o wypuszczenie. Szkoda, że w całości nie możesz go zobaczyć… powinnaś coś z tym zrobić. Przesunęłaś palce na gumkę jego spodenek, czując jak opina się na jego kościach. Stoją Ci na drodze… Zacisnęłaś palce na gumce i jednym, sprawnym i szybkim ruchem, obsunęłaś je. Słyszałaś jakieś drapanie z drugiej strony ściany, ale nie zrozumiałaś żadnego słowa. Widziałaś jak Sans szamocze się i w jaki wygłodniały sposób jego biodra poddają się Twojemu dotykowi. Pierwszy raz widzisz go w bokserkach w serduszka, poczułaś jak samokontrola wraca na chwilę. Nie mogłaś uwierzyć, że ma je na sobie, wyglądają tak zabawnie. Lecz Twoja ręka już błądziła po jego lewej kości udowej, gdy chwyciłaś za nią. To nie był zły wybór. Jest gładka i jest na niej wiele miejsca do gryzienia. Wzrok wrócił na światło na jego kroczu… Teoretycznie to lepsza opcja… ale… to byłoby chamskie, prawda…? To… twój przyjaciel. Nie robisz nic złego. Utknął, a ty chcesz pomóc mu, aby poczuł się lepiej. To nic złego. Ty mu… tylko pomagasz. Pocierałaś dalej dłonią po jego kości udowej, chwilę zastanawiając się. Światełko pod jego bokserkami znowu zrobiło się jaśniejsze, czułaś ciepło spod nich i wyraźny zapach. Taki ładny. Dlaczego ludzie nie wyglądają tak rozkosznie kiedy próbujesz ich ugryźć? Dlaczego nie pachną tak apetycznie? Dlaczego nie są tak potulni? Pozbyłaś się resztek materiału jaka zasłaniała jego nogę, widząc całą kość aż do jego biodra. Zatrzymałaś się na chwilę, badając to co widzisz. To takie dziwne… Jak jego nogi łączą się z ciałem? Gdy tak się patrzyłaś, zauważyłaś magię spajającą jego kości razem, przeciągnęłaś palcem po niej. Światełko tańczyło na Twojej skórze, było ciepłe, zupełnie jak ciało szkeleta. Sans całkowicie milczał. Przestał się wiercić i kręcić, jego ciało się nie ruszało tak jakby czekał, abyś coś zrobiła. Stłumiona myśl dotarła do Twojej głowy, byłaś zaskoczona, że nie próbuje Cię powstrzymać. To może oznaczać tylko jedno… prawda? Nie przeszkadza mu to… Pośpiesz się i ugryź go! Oblizałaś usta czując jak rosną Ci kły. Wzrokiem odnalazłaś miejsce, które wydawało się błyszczeć i przyzywać Cię. Przybliżyłaś się owładnięta aromatycznym zapachem, który dobywał się od niego. Czułaś go wszędzie. Był w Tobie, dookoła jakby wymieszał się z powietrzem i sam w sobie je stanowił. Przechyliłaś głowę, czułaś jak Twoje oczy zaczynają świecić. Ugryź go! Ale co z jego HP…? Ma tylko jeden punkt życia… Wahałaś się, ale tylko przez frustrującą sekundę. Nic mu nie będzie. Nie pachniałby w ten sposób, gdyby coś miało mu się stać.. No i jeżeli nie chce, abyś go ugryzła, kopnąłby Cię teraz w twarz. Chce abyś to zrobiła. Skosztujesz go tylko odrobinę. Ugryź go! Podciągnęłaś jego bokserki do góry, upewniając się, że nie zagradzają Ci drogi. Ugryź go!! Przybliżyłaś się, czując na ustach jak jego magia tańczy. Przez rozchylone wargi wystawiłaś język, którym polizałaś kość, sprawdzając jego ciepło i pot. Wibracje jego ciała błądziły po Twoim, podobał Ci się ten dotyk. Kto wiedział, że kości mogą być takie ciepłe i żywe? To jakby energia świata cię przenikała, ciągle Ci jej mało. Polizałaś jeszcze raz to miejsce, upewniając się że jest gotowy zanim zatopisz w nim swoje kły. Jego zapach doprowadzał Cię do szaleństwa. Jest tutaj, pod Twoimi ustami. Czułaś jak magia wibruje w nim, tysiące razy na sekundę. Rozpalają go, pobudzając powietrze dookoła Ciebie. Potrzebowałaś tego. Weźmiesz to co Twoje! Gdy patrzyłaś tak na swoją ofiarę, cała otumaniona nowymi doznaniami, usłyszałaś dzwonek do swoich drzwi, który rozbrzmiał nad wyraz głośno. 
Ding dong!
Zacisnęłaś palce na nodze Sansa, patrząc wrogo na korytarz. Idź sobie! Jestem zajęta! Dlaczego wszystko próbuje Cię powstrzymać?!
 Znowu otworzyłaś usta, gotowa go ugryźć… Jak w ogóle to zrobić? Można się wgryźć w kość? Jego biodra wydają się dość twarde… A tam! Pomartwisz się o to później! Nie czujesz? Oczywiście, że Ci się wszystko uda!
Ding dong!
Zaraz… czy Ty aby przypadkiem nie zamówiłaś jedzenia z Grillbys? To jego dostawca jest pod Twoimi drzwiami? Olać… Kto potrzebuje jedzenia, kiedy masz przed sobą tak smakowitą….
Ding dong!!
Olej i ugryź go! Dlaczego jeszcze tego nie zrobiłaś?! Wahałaś się, coś Cię powstrzymywało. Cichy głosik krzyczący gdzieś w odmętach Twojej duszy. Mówił, abyś tego nie robiła. Ale nie mogłaś się powstrzymać! Nie mogłaś! Byłaś tak blisko! Potrzebowałaś tego. Chciałaś tego! Wtedy usłyszałaś inny dźwięk, niski, przeszywający kość jaką trzymałaś. To dusza Sana burczała i to burczenie wędrowało po całym jego ciele, alarmując, że jeszcze nic nie jadł… To on potrzebuje jedzenia, nie Ty! Nie gryź go! Pośpiesz się i otwórz drzwi! Resztką kontroli jaka w Tobie pozostała (a żałowałaś, że ją miałaś) zamknęłaś usta i odsunęłaś się stając pod przeciwległą ścianą. 
-J-Już… Już idę! – krzyknęłaś szybko, biegnąc w stronę drzwi. Twoja torebka była na stole, sięgnęłaś do niej, wyciągając portfel i odliczając pieniądze na pokrycie rachunku za jedzenie. Otworzyłaś drzwi przywitana przez włochaty wilczy pysk, to Ice Wolf trzymał torbę. –P-przepraszam! Ja właśnie… sprzątałam! – powiedziałaś, słysząc już wyraźnie, dźwięki ze swojego mieszkania. Przytaknął cicho, zerknął ukradkiem przez Twoje ramię do kuchni, gdy podawałaś mu pieniądze. 
-Sans?- zapytał
-Z-zaraz przyjdzie… Jest… z-zajęty! – czułaś jak się rumienisz. Nie, Ty byłaś cała gorąca! Coś narobiła? Na gwiazdy… coś narobiła?!
-Pozdrów go – warkną wilk przytakując – Tęsknią za nim w barze.
-D-dobra! Powiem mu! – robiłaś się niecierpliwa. 
-Mam coś przekazać?
-Nie! Jest super Ice! Ale muszę wracać do porządków! – Wilk wyszczerzył zębiska w przerażającym uśmiechu. – Do potem! – krzyknęłaś zamykając drzwi nim powie coś jeszcze. Odetchnęłaś, tuląc do siebie siatkę z jedzeniem od Grillbys, kiedy opierałaś się o drzwi. Już po Tobie! Właśnie ściągnęłaś przyjacielowi spodnie, podciągnęłaś jego bieliznę i polizałaś jego nogę. Kość udową… Mniejsza! To nie ma znaczenia! Będzie wkurzony! Nie możesz ot tak sobie ściągać cudzych spodni i lizać! Zwłaszcza, bez zgody! Musisz go szybko przeprosić! Jak mogłaś tak stracić kontrolę? Od lat Ci się to nie zdarzyło! Żywiłaś się regularnie, ale niewiele i zawsze używałaś swoich mocy najmniej jak się dało. Nienawidzisz tracić kontroli! To jest najgorsze, a to że straciłaś ją na Sansie… To twój przyjaciel. Wie kim jesteś. Akceptuje Cię. Jak już miałaś stracić kontrolę, to lepiej przy kimś, na kim Ci nie zależy. Nie możesz nawet wymazać jego wspomnień! Coś najlepszego zrobiła?! Przycisnęłaś rękę do ust, gdy opierniczałaś się w myślach. To ten zapach, to jego wina! Z jakiegoś powodu przez niego masz wrażenie, że całe powietrze dookoła Sansa jest wypełnione czymś przepysznym. Właściwie… jak się nad tym zastanowić, to ten zapach? To nie tylko jego regularny zapach… ale coś innego też. Co się dzieje? Wiele razy byłaś przy nim! Co takiego innego dzieje się tym razem?! Nagle usłyszałaś jak drzwi do mieszkania Sansa otwierają się. Niskie głosy przemykają po jego przedpokoju, zamykają drzwi, schodzą schodami i odchodzą. Już sobie poszli… W końcu, ci co naprawiali sufit, sobie poszli. Westchnęłaś i zamknęłaś oczy, skupiając się. Teraz albo nigdy, lepiej zająć się sprawą teraz, zanim stanie się coś o wiele gorszego. 
Jeden po jednym, wyłączyłaś wszystkie urządzenia i lejący się kran unikając spojrzenia na dyndające biodra w korytarzu. Sans nadal nic nie mówił i nim zacznie krzyczeć, lepiej abyś wyłączyła wszystko nim zaczniesz z nim rozmawiać.  Gdy wszystko już było cicho, stałaś w korytarzu oddalona od Sansa. 
-E-ej … uh… Cz-czacho…? – zaczęłaś delikatnie. Nie odpowiadał – Konserwatorzy… poszli – powiedziałaś tym razem głośniej – Z-zaraz cię wydostanę.. dobra? – Chciałaś przeprosić, ale nie umiałaś się do tego zmusić. Jeszcze nie. Musisz się skupić na tym co trzeba zrobić. Wpierw go wydostań, a potem przepraszaj. Nadal nie odpowiadał, ale i tak postanowiłaś robić swoje. Biorąc głęboki wdech, podeszłaś do dziury w ścianie jaką zrobiłaś wcześniej, z której zwisały biodra Sansa. Poczułaś od razu mocny zapach, czułaś znowu dziwne uczucie. Ledwo oddychałaś, więc zachowałaś trzeźwość umysłu. Postanowiłaś szybko to zakończyć zanim znowu stracisz nad sobą kontrolę. Chwyciłaś za wydrążone nacięcie w ścianie i pociągnęłaś mocno. Wyciągając Sansa w całej okazałości ze ściany. Upadł na ziemię wraz z pyłem. Nadal miał dobry kawał ściany dookoła talii, przez co miałaś wrażenie, jakby miał na sobie jakieś niedopasowane tutu. I kiedy miałaś już się z tego śmiać zauważyłaś dziury od pazurów w jego swetrze. Po dłuższej chwili wstał oddalony od Ciebie, jego cała twarz była czerwona i nie patrzył Ci w oczy. Zacisnęłaś ręce zdając sobie sprawę, jak trudna to będzie rozmowa. Lepiej mieć to już z głowy, nie chcesz aby sobie poszedł zanim mu wszystko wyjaśnisz. – Konserwatorzy… uh… wyszli… więc pomyślałam… że może uda mi się ciebie wydostać szybciej. – mówiłaś unosząc delikatnie nogę. To było straszne. Jesteś okropna. Sans lekko drgnął, ale nadal patrzył przed siebie, na jego twarzy nie malowała się żadna emocja. – Um… Ice Wolf przyniósł twoje zamówienie. Powiedział, że tęsknią za tobą w barze… Nadal jesteś głodny… prawda? – Milczał, a Ty rozglądałaś się niepewnie po korytarzu. Odpowiedz Czacho! Nie będziesz mogła przeprosić, jeżeli nie odpowie! Opuściłaś wzrok na ziemię i nim udało Ci się powstrzymać, wypaliłaś. – Ściągnęłam ci spodnie… - Niech ktoś Cię zamknie! Sans powoli podniósł swoją głowę patrząc na parę szortów. Poruszył dłonią by chwycić za materiał i naciągnąć go na siebie. – Um… może wpierw pozbądźmy się tej ściany z ciebie nim je założysz – Zrobiłaś krok w jego stronę, zadrżał znowu zaś jego ślepia powędrowały wprost na Ciebie. Poczułaś jak coś ściska Cię w żołądku, gdy spojrzałaś w jego oczodoły. Wyglądał na przerażonego – Przepraszam – powiedziałaś cicho – Ja… 
-Co ty do diabła… - warknął patrząc na ziemię, gdy zebrał siły krzyknął – Coś ty zrobiła?! – słyszałaś jak warczy. Odwróciłaś wzrok, starając się ignorować światło prześwitujące przez jego ubranie. To był niebezpieczny błysk i cieszyłaś się, że stoisz dość daleko od niego. Otworzyłaś usta, by je zamknąć i otworzyć znowu. 
-Naprawdę przepraszam! – złączyłaś ręce – Nie chciałam! Powinnam zdać sobie wcześniej sprawę, że dziwnie pachniałeś i być bardziej uważna. To po prostu stało się tak szybko nie miałam szansy zorientować się co robię, a potem było już za późno! A potem ściągnęłam ci spodnie i lizałam nogę i była taka pyszna… Ale powstrzymałam się i… i… - wzięłaś głęboki wdech – Naprawdę przepraszam, że próbowałam cię ugryźć! – powiedziałaś głośno – Przysięgam, że nigdy więcej tego nie zrobię! – Sans otworzył szerzej oczodoły, jego źrenice powędrowały wprost na Twoją twarz. Światło spod jego ubrania prawie zniknęło. 
-Ty… ty próbowałaś mnie ugryźć…? – zapytał zmieszany. 
-Przysięgam, że nie zrobiłam tego celowo!
-…Huh… - odparł jakby z ulgą. 
-Zaraz… A myślałeś, że co robię…? – odwrócił wzrok i chwycił za swoją kurtkę zasuwając zamek taka by zakryć pojawiające się znowu światełko
-Próbujesz… mnie wydostać…? 
 -No tak… ale kiedy poczułeś na swojej nodze… co innego mogłam….
-Próbowałaś mnie tylko wydostać! – powiedział głośniej
-Ale kiedy ja…  - Sans zacisnął palce na nogach, ale tutu ze ściany blokowało go
-N-nie wiem kurwa, dobra! Myślałem, że próbujesz mnie wydostać!!! – szarpnął ścianę dookoła bioder ale ta ani drgnęła. Nie patrzył Ci w oczy. Myślał że… co miał myśleć, kiedy nagle ściągnęłaś jego spodnie! T-to nie jego wina! Ma ruję! Oczywiście, że myślał o… - Zaraz! Chciałaś mnie ugryźć! – szybko podniósł wzrok na Ciebie
-Przecież powiedziałam, że…
-Kurwa mać! – warknął robiąc krok do tyłu. 
-Mówiłam, że nie chciałam!
-Po chuj próbowałaś mnie ugryźć? Jestem potworem, nie mam krwi! 
-Wiem! Ale… - próbowałaś się wytłumaczyć – Naprawdę ostatnio ładnie pachniesz i w ogóle, a kiedy zacząłeś… uh… ś-świecić ja… straciłam nad sobą kontrolę… - westchnęłaś, postanawiając przejść do sedna – Czacho, teraz, coś w tobie sprawia, że chcę cię ugryźć i nie panuję nad tym. 
-M-mówiłem ci, że nic się nie zmieniło! – był czerwony od wspomnienia o świeceniu – Pachnę tak samo.. i ja… - otworzył szerzej oczy – Powiedziałaś… że poczułaś podobny zapach na moim bracie? – zapytał nagle. 
-Tak…? 
-Kiedy? 
-Wczoraj. Przytulił mnie i… nie był tak silny jak twój, ale podobny. Właściwie… nie jestem pewna, czy to zapach czy…
-Szef cię przytulił! – uniósł brwi
-Ta… też mnie to zaskoczyło. Właściwie to twój brat…
-M-mniejsza! – potrząsnął głową – Poczułaś to na kimś jeszcze? – Myślałaś przez chwilę
-Um.. Muffet też tak pachniała trochę…
-A Undyne?! – zapytał zaczynając się pocić. Pomyślałaś o niej. Nie czułaś tego na niej… Wczoraj byłyście razem, obejmowała Cię ramieniem, klepała po plecach, a nawet udawała, że chce Cię zabić, ale nie czułaś nic od niej. 
-Um… nie… - Sądziłaś, że Sans zna już odpowiedź, jego oczodoły zaświeciły wyraźniej. 
-…K-kurwa… - mruknął
-Co! Co to jest?!
-N-nic. – rzucił szybko pocąc się bardziej. 
-Czacho! To ważne! Muszę wiedzieć dlaczego ostatnio potwory tak apetycznie pachną abym się na nie nie rzuciła i nie zaczęła ich gryźć! 
-T-to nic takiego! – bardziej się pocił
-Czacho!
-D-daj mi spokój! 
-Czacho!
-Nic ci nie powiem kurwa!
-Muszę wiedzieć!
-I tak ci nie powiem! – Fuknęłaś zdenerwowana. Tego też ci nie chce powiedzieć, ale nie popuścisz tak łatwo. Skoro masz ochotę gryźć potwory musisz wiedzieć dlaczego i jak tego unikać. Może nic ci nie mówić o Podziemiu, języku programowania potworów, o seksie i wszystkim innym, ale musisz wiedzieć dlaczego potwory pachną teraz jak coś przepysznego. Chwileczkę… Zatrzymałaś się zdając sobie sprawę, że wspominał coś o czymś, ale tego też Ci nie chciał powiedzieć. 
-Czacho…? – zaczęłaś powoli marszcząc brwi i uśmiechając się delikatnie. – Czy ma to coś wspólnego z sezonem….? – Zamarł zaciskając mocno ręce na obu stronach swojego „tutu” i pocił się jeszcze bardziej. 
-N-nie…! – mruknął
-Ma! Czacho! Co się dzieje z tobą i pozostałymi?!
-Odpierdol się! Nic ci kurwa nie powiem! – warknął
-Wiedziałam, że to coś związanego z seksem! Biegasz dookoła z potworzym kutasem i w ogóle! 
-Mówiłem, abyś tak tego nie nazywała!- Stałaś w miejscu śmiejąc się lekko, jednocześnie zbierając myśli. Wspominał coś o sezonie, a po tym co wiesz od Papyrusa i Undyne, to coś co powraca czasowo. Więc co jakiś czas świeci bez kontroli, czuje się źle i ma problemy z koncentracją magii. Heh.. to brzmi prawie tak jak… Otworzyłaś oczy przypominając sobie rozmowę z Sansem jaką miałaś w Nawiedzonym Domu podczas zmiany. Rozmawialiście o…
-No nie… Czacho! Cz-czy to…! Cz-czy ty…?! – otworzyłaś szeroko usta kiedy zrozumiałaś – Masz teraz sezon godowy?!  - Jego twarz była cała czerwona
-Z-zamknij się! To nie to! – nie umiał spojrzeć Ci w twarz. 
-Nie myślałam o tym w ten sposób kiedy o tym mówiłeś, a powinnam! – uśmiechałaś się z zadowolona i dumna ze swoich umiejętności dedukcji – To dlatego tak bardzo świecisz! 
-Spierdalaj! – Uśmiech nie schodził Ci z twarzy, wtedy zdałaś sobie sprawę z czegoś jeszcze
-Zaraz… jesteś chłopcem… prawda? – Sans zmarszczył brwi, w końcu spojrzał na Ciebie
-A co to kurwa ma do rzeczy?
-Bo wiesz, ruja odnosi się głównie do samic.
-Nie trzeba innego słowa skoro dla wszystkich oznacza to samo! – warknął
-Oh… huh? – Może to dlatego nie połączyłaś faktów wcześniej. Myślałaś, że ruja odnosi się tylko do potworzych samic. – Zaraz! Dlaczego podoba mi się jej zapach?! – Sans westchnął pokonany odwracając wzrok w inną stronę gdy wtulił się w futro kurtki. Już o wszystkim wiesz i nic na to nie poradzi. 
-N-nie wiem, dobra! Myślałem, że pijasz krew! Jak możesz czuć ruję, skoro ona nie ma zapachu?! 
-Mmm to nie do końca zapach, to jak… Wiem, że dzieje się coś dobrego. – Sans popatrzył na Ciebie z niedowierzaniem. 
-To pierdolona ruja, szajbusie! W tym nie ma nic dobrego! Dlaczego ten zapach ci się podoba?! 
-Nie wiem… po prostu.. w tej chwili bardzo miło jest kiedy jesteś obok… - Sans wykrzywił twarz w obrzydzeniu 
-Ani się waż mnie ugryźć! – ostrzegł 
-Nie zrobię tego! Robi się źle kiedy jestem naprawdę blisko ciebie! – patrzył przez chwilę na Twoją twarz, jakby chciał odkryć czy mówisz prawdę. Nagle rozmyślił się, położył ręce na obu kawałkach ściany dookoła jego kręgosłupa i rozerwał ją na połowę. Pozbył się resztek, które opadły na podłogę i odetchnął z ulgą. 
-Umieram z głodu… - bąknął wsuwając nogi w spodnie, odwrócił się i poszedł korytarzem. Szłaś za nim utrzymując się na dystans. Usiadłaś dopiero wtedy kiedy on usiadł pierwszy i zaczął otwierać swój posiłek, nawet na niego nie spojrzał dobrze. Przez jakiś czas patrzyłaś jak je, nim odwróciłaś wzrok. Musisz przestać myśleć o tym świetle. Nie myśl o tym, nie o tym jak wygląda, nie o tym jakie to było miłe uczucie. Musisz mieć się na baczności… póki to się nie skończy… 
 -Więc… jak długo będziesz taki świecący i napalony? – zapytałaś patrząc jak musztarda wylewa się z jego burgera.  Sans zakrztusił się jedzeniem, prawie wypluwając je na stół. 
-N-naprawdę będziesz się o to pytała?! Kiedy kurwa jem?! 
-To ważne.. muszę wiedzieć ile to jeszcze potrwa! – Chwycił za butelkę musztardy leżącą przed nim i napił się z niej nim wrócił do jedzenia. 
-Jakieś trzy… cztery dni… zazwyczaj… - mruknął
-Będziesz chodził ze świecącym potworzym kutasem przez cztery dni?!- Znowu się zadławił. 
-Mówiłem, abyś tak tego nie nazywała! 
-A jak mam to nazywać? 
-To tylko… ruja… to wszystko. 
-Ta, ale świecisz
-Świecę bo moja magia jest silniejsza! To nie kutas czy coś co świeci cały czas! – Wiesz, że nie chodzi tutaj tylko o silniejszą magię. Nie wstydziłby się tematu tak bardzo, gdyby chodziło tylko o to. 
-Wiesz… nie musisz nic przede mną ukrywać. To tylko wasza biologia. Gdybyś powiedział mi wcześniej, zrozumiałabym wszystko i to co się dzieje i w ogóle… - popatrzył na Ciebie
-Tsk… Może nie chciałem mówić, bo wiedziałem, że zrobisz z tego wielkie coś… - bąknął
-Ale to jest wielkie coś. Rozświetlasz mi pokój! 
-Teraz nie świecę! – warknął – I normalnie, nie świecę tak bardzo… to tylko… t-tym razem wszystko jest silniejsze… - odwrócił wzrok. Zaśmiałaś się. 
-Jesteś pewny, że to nie dlatego, że powiedziałam, że jesteś zabawny? – znowu się zakrztusił. 
-To dlatego o niczym ci nie mówię! – warknął nim ugryzł duży kawałek burgera – Bo zawsze pierdolisz takie głupoty! – z ust kapała mu musztarda, ale chyba tego nie zauważył. Jadł szybciej niż zazwyczaj, w ogóle nie rozkoszując się jedzeniem nim to znika gdzieś w jego czaszce. 
-Więc… możesz teraz zajść w ciąże? – Tym razem wypluł burger na stół
-NIE! KURWA MAĆ! – otarł czerwoną twarz – Potwory nie zachodzą w ciążę, debilu – upił kolejny łyk musztardy – Nie robimy takich dziwnych okropieństw jak wsadzanie innych części ciała by się rozmnażać! To robią jakieś zboczone świry, a nie potwory. 
-Ale o to chodzi w sezonie godowym!
-Tsk… - zamknął oczodoły – U nas to oznacza, że nasza magia jest gotowa stworzyć dziecko jeżeli wszystko zrobimy jak trzeba!!! – czułaś, że jesteś coraz bliżej tego, aby Sans powiedział Ci to co chcesz wiedzieć. 
-A… um… - rozejrzałaś się nerwowo – Ja to … uh… trzeba robić? – Sans wsunął za zęby ostatni kawałek burgera i oblizał ubrudzone palce. 
-To oznacza – uśmiechnął się – Robimy czary mary i podajemy sobie ręce
-Czacho! Nie! Muszę wiedzieć! – jęczałaś pochylając się nad stołem. 
-To nie mój problem! – warknął, wylewając musztardę na frytki, by potem wziąć kilka i wsadzić je sobie w usta. 
-Powiedz chociaż w zarysie medycznym. Nie musisz mówić wszystkiego, po prostu ogólniki. – Sans uśmiechał się zadowolony, patrząc jak wijesz się na stole. 
-Nic ci nie powiem – Zjadł ostatnią frytkę – No i z tego co wiem, już znasz medyczny zarys. 

Puściłaś jego rękę i wypuściłaś oddech. Cofnął się, upewniając się, że oboje jesteście w bezpiecznej odległości jaką sobie wcześniej ustaliliście. Większość zmiany w Nawiedzonym Domie poszła dobrze. O dziwo, jego czerwona twarz sprawiła, że klienci bali się go bardziej. Jego kawały były dzisiaj pierwsza klasa. Sama musiałaś się kilka razy powstrzymywać, aby się nie zaśmiać z niektórych. To tylko go dodatkowo nakręciło i nawet po zmianie, nadal Cię nimi zasypywał. 
-No weź, wiem że to uwolniło twojego ducha – pochylił się nad Twoim krzesełkiem
-Czacho! Nie, masz szlaban na kawały! 
-Bo co… będą cię nawiedzać w koszmarach? 
-Koniec! Koniec z nawiedzaniem!
-Wiesz, że są dość…. Straaaaaszne
-DOBRANOC! – prawie krzyknęłaś idąc korytarzem i ignorując go. Sans ziewnął i wywrócił oczami, pomachał ręką i teleportował się do swojego mieszkania. 
-Dobranoc – mruknął wchodząc do pokoju. Musiał wcześniej ściągnąć kurtkę, podniósł wzrok i spojrzał na Ciebie raz jeszcze
-Heh… uh… co z tym zrobimy? – zapytałaś niepewnie, patrząc na niego przez dużą dziurę jaka łączyła jego pokój z Twoim salonem.  Wzruszył ramionami, zbyt zmęczony aby cokolwiek na ten temat mówić. 
-Będę spał w innym pokoju, póki tego nie naprawimy – mruknął leniwie. 
-A moja kanapa? – zapytałaś niemal urażona
-Co z nią?
-Czacho, jest wygodna! Wiesz o tym! – Ziewnął.
-Nie. 
-Ale
-Żadnych ale – bąknął – Ostatnim razem kiedy byłaś blisko mnie prawie użarłaś mnie w dupę. – Popatrzyłaś na niego, zaskoczona że coś takiego powiedział
-Ja… ja nie … mówiłam, że to był wypadek! 
-Wypadek jak dupa wołowa. Obawiam się, że jeżeli następnym razem będę blisko ciebie, to się z tego nie wyliżę. 
-Nie mogę uwierzyć, że robisz sobie z tego jaja! – Sans uśmiechnął się szerzej i jakiś jaśniejszy kolor przebiegł po jego twarzy. 
-To mechanizm radzenia sobie ze stresem… - powiedział zadowolony  - No i .. dla ciebie już jest za późno, dziewczynko! Lepiej oszczędzaj swoje słodkie kiełki, wiem jak bardzo je lubisz! – Otworzyłaś usta, aby odpowiedzieć, ale Sans już znikł. Chwilę potem usłyszałaś, że bierze prysznic. Popatrzyłaś na jego zagracony pokój. Byłaś zaskoczona, ale czułaś się też znacznie lepiej. Wydawał się bać tego co zrobiłaś wcześniej, ale teraz o tym żartuje, to znaczy, że nadal Ci ufa. Poszłaś do łazienki, by zmyć z siebie pot i umyć włosy po długiej nocy pracowania w masce. Godzinę pózniej położyłaś się na łóżku, patrząc w sufit czekałaś na sen. Ale mogłaś jedynie myśleć o smaku szkielecich kości. 
Share:

3 marca 2019

Obecna!


Obecna!
Chciałabym Was przeprosić za taką długą moją nieobecność jeżeli chodzi o sprawy blogowe i podziękować zarówno Oczytanej jak i Usterce za to, że zajęły się blogiem kiedy ja nie mogłam. No i wszystkim tym, którzy im w tym pomagali! Nawet nie wiecie jak mnie to wzruszyło. 
Powód mojej nieobecności? Uhhh....
Pogorszył mi się stan psychiczny, na tyle, że mam silniejsze leki na swoją depresję. Wzięłam też udział w terapii z psychologiem, która uzmysłowiła mi kilka rzeczy. To nie tak, że byłam smutna. Moim problemem głównie było to, że nie czułam żadnych emocji. Ani tych dobrych, ani tych złych. Przez co nie zależało mi właściwie na niczym.
Jak na domiar złego, popsuł mi się złom na którym działałam do tej pory, a do tego zastępczego kompa trudno mi się przyzwyczaić. Niebawem jednak pójdę z moim złomem do speców i zobaczymy co z tego wyjdzie. Jeżeli uda się go odratować będę w niebo wzięta! Ale liczę się z tym, że złom to złom i mogę go już nigdy nie odzyskać, przeżyje się i to. 
Teraz już u mnie zdecydowanie lepiej. Powoli wracam do normalnego stanu umysłowego. Przez okres mojej absencji na blogu byłam na Jan wytresować smoka 3 razem z Aru i Samael; nauczyłam jak się robi faworki i pączki; zostałam przeniesiona do innej Biedronki w zupełnie innej części Kielc i mam teraz zdecydowanie bliżej do pracy niż wcześniej. A czy jest tu lepiej? Jest inaczej. Tego jestem pewna. Klientela inna, no bo tam to znajome twarze, a tutaj właściwie wszyscy nowi. No i współpracownicy inni, ale znalazłam już kilka fajnych osób z którymi dobrze mi się dogaduje. Więc jestem pogodnej myśli do wszystkiego. 
Odnowiłam w sobie miłość do Undertale. Tak więc niebawem wezmę się za nadrobienie zaległości w komiksach i opowiadaniach. Jako, że grafik mam naprawdę dobrze ustawiony, będę pojawiać się tutaj częściej. A co za tym idzie - więcej będzie moich prac. 

Przez pół dnia próbowałam nieco zmienić html bloga, tak jak sobie to wymarzyłam aby działał. Jednak nie udało mi się to. Mimo wszystko co nie co pozmieniałam. Nie ma już zakładki Kontakt. Linki do stron na których mam konta znajdują się w zakładce "O mnie" Dodałam też nową zakładkę, "Napisz do mnie", która odsyła do formularza kontaktowego, gdzie od razu możecie pisać do mnie maile. Wrzuciłam też ikony discorda, facebooka, wattpada i aska. Nadal jeżeli chcecie być na blogowym discordzie, należy napisać do mnie mail. Facebook zaprowadzi was do fanpage, Wattpad do konta na Wattpadzie, gdzie wrzucam wszystkie komiksy i opowiadania mojego autorstwa (tłumaczenia) z bloga. No i Ask.fm gdzie możecie zadawać mi pytania (będę tam zdecydowanie szybciej odpowiadać niż na blogu czy na maile, jeżeli macie jakieś proste i krótkie sprawy do załatwienia). 

Pograłam sobie też trochę w Imvu, ah powracają wspomnienia. Jeżeli ktoś ma tam konto, niech pisze swój nick w komentarzu ;) 
Mój nick to YumiMizuno (kto by się spodziewał, co? xD)

Co do maili jakie mam w skrzynce, a na jakie nie odpisałam do tego czasu - przepraszam. Zrobię to w tym tygodniu, najszybciej jak się będzie dało i opublikuję Wasze prace. 

Na Event walentynkowy nie zgłosiło się wiele osób, więc myślę, że będzie po prostu kilka notek z Waszymi pracami na ten temat. 

Hm... co by tu jeszcze... 
W sumie nie wiem o czym jeszcze pisać, dlatego będę się z Wami żegnać. Jutro wrzucę jakieś prace, więc możecie być pewni, że blog powoli będzie powracał do normalności. 

Jeszcze raz dziękuję.
Share:

26 lutego 2019

POPULARNE ILUZJE