29 kwietnia 2021

Undertale: Opiekun Ruin- Antrakt: Cierpliwość [The Caretaker of the Ruins: Interlude: Patience- Tłumaczenie PL]


 Autor: caretaker-au
Tłumaczenie: Oczytana


Notka od tłumacza: Jest to komiks, w którym Chara jako już dorosła osoba zajmuje się oprowadzaniem upadłych ludzi i za wszelką cenę chce uwolnić potwory z podziemi. Gdy Frisk spada do Podziemia, moc resetu przechodzi z Chary na nią. W tym komiksie Chara jest mężczyzną, a Frisk dziewczynką.

SPIS TREŚCI:

Share:

28 kwietnia 2021

Komiks: Deltarune- Papierowy szlak- 2 [Paper Trail- Tłumaczenie PL]

 Notka od tłumacza: Komiks autorstwa Lynx.

Opowiada on o wydarzeniach dziejących się już po akcji z samej gry. Susie i Kris nadal odwiedzają przyjaciół w ich Mrocznym Świecie w trakcie lekcji. Niestety ich tajemnicze schadzki nie umknęły uwadze Toriel, która postanowiła zaradzić wymykaniu z lekcji naszych głównych bohaterów i postanowiła wyczyścić schowek z rzeczy, z których poniekąd powstał świat Lancerna i Ralseia i oddać je do innych miejsc. Jeśli chcesz zobaczyć, czy Krisowi i Susie uda się odnaleźć i przywrócić wszystkich mieszkańców Mrocznego Świata, zapraszam do czytania!


Autor: Lynxgriffinarts

Tłumaczenie: Melinda


SPIS TREŚCI:


1 | 2 | (Obecnie czytane) 3 | 4 |


Share:

26 kwietnia 2021

Tajemnica prostoty: O sztuce kochania w starożytności

 


Witajcie moi kochani!

     Sztuka kochania od zawsze była pełna zboczeń i dewiacji, upokorzeń i niedomówień oraz fetyszy. Pod tym względem wyobraźnia ludzi przechodziła pojęcie boskiej świetności. Dzisiaj, zapraszam Was na wycieczkę po łebkach, aby zapoznać się ze sztuką kochania. Jest to raczej luźna notka pełna moich wolnych myśli, aniżeli czegoś co miałoby wam wejść do głowy i odcisnąć piętno na Waszej świadomości. Znając jednak życie, właśnie informacje tutaj zawarte zostaną przez Was przyswojone i zapamiętane. Życie.

     Nie wiem, po co się tym z Wami dzielę, ale nienawidzę słuchać muzyki na słuchawkach. Nic jednak na to nie poradzę, kiedy mój kompan niedoli na odludziu, nie rozumie czym jest prawdziwa dobra muzyka i najchętniej wszystkie rodzaje ograniczyłby do chórów gregoriańskich.

Se la vie...

Egipt.

     Państwo liczące ponad pięć tysięcy lat, hermetyczne i przez większość wieków niezmienne. Otoczone pustyniami niemożliwe do podbicia, czy aby jednak na pewno? Nie o tym mowa... Wbrew pozorom, i temu co można by sądzić o starożytnym Egipcie seksualizm tam goszczący opierał się głównie na kulcie rodziny. To rodzina i ciągłość rodu gwarantowała Egiptowi przetrwanie. Biorąc pod uwagę wielką śmiertelność wśród dzieci, trudne warunki do życia oraz wiele innych czynników – Egipcjanie aby istnieć musieli się pieprzyć.

     W modzie była monogamia z tego, co się nie mylę kobiety rodziły na klęczkach tak jak w dzisiejszym Islamie i krajach arabskich. W domach były nawet specjalne krzesełka z wydrążoną dziurą w środku na których matka mogła spokojnie powić potomstwo. Tak jest ponoć nawet dla bachora zdrowo – jednak nie podaję tego za pewną informację, raczej gdzieś tam kiedyś tam zasłyszaną plotkę – nie wiem, nie rodziłem.

     Nie patrzono na to, czy kobieta jaką gość bierze sobie za żonę jest dziewicą, czy też nie, co więcej – kobieta mogła sama sobie wybrać partnera. Oczywiście, jak za dawnych lat bywało (i często teraz też tak jest) ślub był z raczej korzyści finansowych czy społecznych, aniżeli miłosnych. Była to uroczystość o charakterze cywilnym, ośmielę się nawet powiedzieć, że prywatnym. Nie było całego szumu religijnego i nie łączono tego bezpośrednio z Ozyrysem czy Izydą. Wyróżniamy trzy rodzaje ślubu:

  • pierwszy – przy kapłanie;
  • drugi – przy świadkach mogących poręczyć;
  • trzeci (chyba najbardziej ciekawy) – poprzez rozbity dzban. Para brała gliniany dzban i upuszczając go liczyła na ile części pękł. Liczba odpowiadała latom trwania ich ślubu, po okresie wygaśnięcia mogli znowu rozbijać dzbany albo w ogóle do siebie nie wracać. Dlaczego? Nie nagnę historii bardzo jak powiem, że kobiety miały prawa jak mężczyźni, podobne do współczesnych praw kobiet.

     Co więcej, męski fallus w tamtych czasach pozbawiony był napletka – tak tak, byli obrzezani – właśnie od Egipcjan Żydzi ściągnęli motyw z pozbawianiem się kawałka skóry ku chwale Boga, no bo Bóg przecież nie lubi napletków. Zarówno kobiety jak i mężczyźni z powodów czysto higienicznych golili całe swoje ciało. Kobiety zakładały peruki na głowy, co nie zmienia faktu, że w istocie były łyse bądź miały krótki modny dla współczesnego chłopaka meszek na głowie.

     W Egipcie jako takim istniał środek antykoncepcyjny, w wielkich ilościach powodował bezpłodność, lecz bez obawy! Starożytni mieli dobrze rozwiniętą medycynę i istniała tam skrobanka (kij, że mało kobiet ją przeżywało, ale była!).

     Na swoją chwilę zasługuje też wzmianka o testach ciążowych starożytnych Egipcjanek, to czy kobieta jest w ciąży czy też nie badało się przez podlanie jej moczem rośliny. Jak zazieleniła się, dama jest brzemienna, a jak nie to nie trzeba szykować kołyski.

     Egipcjanki lubiły się ruchać z Babilończykami. Wolały ich od swoich mężczyzn, często zachwalały.


Mezopotamia

(Asyria, Babilonia i te sprawy)

     Tutaj w odróżnieniu od Egiptu mieliśmy do czynienia z poligamią.

     Sumerowie uważani za pierwszą cywilizację zamieszkującą Mezopotamię już wcielali w życie motyw z tym iż rolą kobiety jest rodzenie potomstwa. Ciężkie czasy wojen zmuszały mężczyzn do zadowalania się kolegami z pryczy.

     Pierwszą wspomnianą parą homoseksualną (częściowo, bo w istocie zarówno jeden jak i drugi byli bi) był nie kto inny jak Gilgamesz wraz ze swoim przyjacielem Enkidu, któremu to wielokrotnie zawisał na ustach.

     Późniejsze czasy przyniosły rozkwit czegoś, co powaliło na kolana cały świat. Nie przypominam sobie bowiem innego państwa, gdzie istniała „święta prostytucja”. Nie było nic złego, że mężczyzna szedł sobie zadupczyć do kurwy i nikt prostytutki nie traktował źle, zawód jak każdy inny. Istniał nawet zawód świątynnej prostytutki zwanej „hierondulą”. Była to kapłanka, która poza modlitwami do bogów dawała dupy to jednemu to drugiemu oczywiście „co łaska na tacę” w przenośni oczywiście. Szkolone w czymś pokroju kamasutry, ich zadaniem było nieść rozkosz, żadna z nich jednak nie dożywała starości, po trzydziestym piątym roku życia truto je i wrzucano do masowych grobów.

     Na szczególną uwagę zasługuje także rytuał początku roku w którym to babiloński król szedł na górę zigguratu E-temananki (prawdziwa wieża Babel historycznie istniejąca) i rżnął się z naczelną świątynną hierondulą przebraną za boginię Inanę. Ludność przypatrująca się temu mistycznemu przeżyciu wierzyła, że ich władca posuwa w istocie wspomnianą wcześniej boginię i wynik ich aktu płciowego będzie rzutować na to ile zbiorą plonów i jak żyzna będzie ziemia. Fakt był jednak taki, że po radości z weselenia się, nikt nie przejmował się losem przeruchanej kobiety i wieść o niej ginęła aż do kolejnego roku gdzie zadowolony monarcha poprawiał pasa i patrzył jak nowa Inana rozkłada przed nim nogi.

     Istniały dwa ideały męskości. Pierwszy to wojownik pełen blizn, ran, wysportowany, który wiele już przeszedł – uroda na drugi plan. Drugi to kędzierzawy rudy o zielonych oczach młodzieniec – dla pań i panów (w szczególności panów).

     Ideał kobiety – z głową jak księżyc w pełni, im grubsza tym lepsza. Otyłość w starożytności i na początkach nowożytności to oznaka urodzaju, taka kobieta miała odpowiednią tężyznę fizyczną aby wydać na świat zdrowe potomstwo, wszak była stworzona do rodzenia mężczyzn – czyż nie? Niejednokrotnie bywało tak, że żony zostawały zepchnięte do haremów.

     Mentalność w szczególności Babilończyków sprawiała, że nie rozróżniali miłości na płcie. Tak samo kochali żonę jak i kochanka, tak samo matkę jak ojca, równie mocno co dziecko i towarzysza. Miłość po prostu była, płeć odbiorcy nie odgrywała tutaj roli.

     Asyria miała jednak swoje prawa, kobieta nie musiała sypiać z mężem z różnych powodów – nawet takich, że po prostu się jej nie podobał. Podsyłała wtedy niewolnicę, która miała zadowolić jej męża, potomstwo jednak z kobiety niewolnej było niewolnikami, zaś z kobiety wolnej – wolne. Tak jak mamy to w Biblii gdzie Sara nie mogąc dać swojemu mężowi Abrahamowi potomka ze starości wyznaczyła mu za towarzyszkę życia swoją niewolnicę Hagar, ta też urodziła mężczyźnie syna Izmaela mitycznego potomka wszystkich Arabów. Potem jednak pojawił się cudem Izaak i..... A co ja Wam będę religię wykładał, jedzim dalej z tym koksem...


Grecja.

     Hufiec tebański – formacja bojowa niezwyciężona aż do czasów Filipa I, który zlecił swojemu synowi Aleksandrowi Macedońskiemu podbicie Grecji. Wojownicy hufca przysięgali przed bogami dozgonną miłość towarzyszom broni. W każdym tego słowa znaczeniu. Ich siła polegała głównie na tym, że wojownik nie walczył o swoje życie, lecz po to by obronić osobę którą kochał. Bronili sobie wzajemnie dupy - jakkolwiek by nie interpretować tego stwierdzenia okaże się ono zgodne z prawdą. Motywacja taka gwarantowała niezwykle silne morale oraz rodzinną atmosferę w oddziale.

     Grecja odkryła piękno ciała męskiego (już sam Platon był zadeklarowanym homoseksualistą, Sokrates natomiast był typowym starożytnym Ferdynandem Kiepskim, który sam siedział na tyłku i sobie filozofował zaś na dom zarabiała i łożyła jego żona) i stanowi kolebkę miłości męsko męskiej. Rola kobiet została zepchnięta do matron siedzących w domach i pilnujących aby ciągłość kodu genetycznego pozostała bez zmian. Nie miała być uczona czy inteligentna, to też nie wysilały się takie kobiety by specjalnie dogodzić swoim mężczyznom. Oczywiście, były wyjątki.

     Antyczna Grecja w domyśle głównie mam Ateny wykształciły tak zwane „hetery” był to odpowiednik japońskiej gejszy. Jej zadaniem było umilać rozrywką czas mężczyznom. Musiała znać się na wszystkim: od wyszywania przez grania na instrumentach, po zaszywanie i zabawianie dysputami. Mieszkały one w odpowiednikach domów publicznych, a to co dostawały za ciężką pracę zostawić mogły dla siebie. Często znajdowały jednego takiego, który łożył na ich utrzymanie i rozpieszczał.

Uwaga! Wielokrotnie w publikacjach głównie na necie i w opowiadaniach spotkałem się z myleniem znaczenia słów „hetera” oraz „metresa”. Tą pierwszą panią macie opisaną wyżej, kim zatem jest metresa? Jest to dama o złośliwym usposobieniu, po prostu. Taka, że ni to do rany przyłóż ni to zabij bo zmartwychwstanie i jeszcze łeb ukręci.


     Idąc do łoża małżonka dziewczyna musiała wpierw nadziać się na drewniany fallus osadzony na figurze boga Dionizosa. Nie mogła zostać rozdziewiczona przez człowieka, musiała przez szczęśliwego grubaska.

     Wszyscy jednak wiemy, że Grecja to nie jedno państwo ale liczne zbiegowisko państw-miast. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj:

     Sparta – cechowała się małą liczbą bachorów. Historycy ostatnio stwierdzili, że prędzej czy później kod genetyczny Spartan uległby zniszczeniu jako, że nie było nowej krwi oraz nie było przyrostu naturalnego. Mieli zatem szczęście, że zostali podbici.

     Surowe wychowanie obowiązywało nie tylko mężczyzn, kobieta szkolona była w gimnazjonach, jednak nie w tak radykalnie surowy sposób. Była wychowywana w przeświadczeniu, że jak ojciec domu wróci z tarczą – to dobrze, a jak na tarczy to ona sama musi wziąć w swoje ręce dobro potomstwa i będzie musiała utrzymywać to co ma oraz zadbać o przyszłość rodziny. Były szkolone nie tylko w sztuce zdobywania pokarmu, ale wszelkich robót domowych pokroju naprawy dachu, czy wykonania jakiegoś narzędzia.

     Nagość nie odgrywała tam znaczenia i nie była czymś niezwykłym. Mężczyźni byli przyzwyczajeni do widoku nagich kobiet i odwrotnie. Tutaj też, głównie z powodu obozowego trybu życia wykiełkował nam homoseksualizm. Zupełnie normalny.


Rzym.

     Fakt faktem, Rzym jako stolica rozpusty i masowych grupowych orgii weszła w pamięć wszystkim nie tylko zaznajomionym w temacie ludziom. Od samego początku swojego istnienia, ludzie tam żyjący mieli nie równo pod sufitem. Kaligula uroił sobie, że jest Zeusem i zrobił bachora swojej siostrze. Nie byłoby w tym nic gorszącego, gdyby nie fakt, że w pełni rozwiniętego bachora wyciągnął z brzucha (tak tak, na żywca ciął własną siostrę) po czym go po prostu zjadł. Smacznego!

     Rzym jako środowisko otwarte, zatarł swoje pierwotne przejawy kulturowe na skutek napływu ludzi z innych terenów antycznej Europy, popularne były śluby ze skradzionymi (między innymi z terenów Polski czy Niemiec) kobietami. Kult rodzinny polegający na spłodzeniu i wyżywieniu jak największej liczby dzieciarni, kobiety miały wolne prawo rozkręcać nawet swoje własne interesy czy otwierać kramy, do świątyń przyjmowano nawet niewiasty z dziećmi. Rozpusta jakiej jest pełno w rozmaitych publikacjach dotyczyła w istocie około 2% społeczeństwa. Tylko bogata warstwa organizowała liczne przyjęcia które wielokrotnie kończyły się orgiami z udziałem muzyków i niewolników dworskich. Dominy potrafiły przekazywać sobie wzajemnie pod postacią prezentu zakupionego niewolnego z fallusem o imponującej wielkości w ramach wdzięczności. Kwitł homoseksualizm, także w obliczu kobieta z kobietą.

     Dalej, zawsze zapamiętywałem, że w Rzymie „Matka” to była instytucja. Kobieta mogła zajmować się domem i świetnie sobie sama radziła, często dorosłej towarzyszyła wierna jej opiekunka, matkująca jej od czasu do czasu i udzielająca starczej rady, kiedy przyszła taka potrzeba.

     Ciekawym rytuałem było sprawienie, aby ziemia uprawna wydawała obfite plony. Raz do roku właściciel gruntu wraz z żoną albo też kochanką przy obecności kapłanów musiał seksić się na ziemi. Jak oni nie chorowali na nerki to ja nie wiem....

Share:

25 kwietnia 2021

Deos Numbria - Mirum cz I

 

Notka od autora: Świat nigdy nie był i nie będzie idealnym. Jego największą plagą stała się ludzkość. Zgnilizna wojen wyniszczyła go kompletnie. Wśród gruzowisk dawnego ładu udało się jednak odnaleźć pewnej grupie osób. To dzięki niej świat zaczął budować się na nowo, jednak już nigdy nie miał być taki sam. Rasa ludzka podzieliła się na dwa środowiska, które wyznaczały standardy prowadzonego życia. Od tamtej chwili mogłeś być prostym cywilem, albo naukowcem z wybitnym intelektem. Zapraszam do poznania historii świata, w którym tylko bystre głowy mają coś do powiedzenia.

Z góry pragnę uprzedzić, iż w opowiadaniu mogą pojawić się wątki 18 +, nie tylko sceny seksualne ale również bardziej brutalne, lub zawierające przekleństwa. Dlatego zalecam czytać starszym nieco użytkownikom ;3       
                                                                                                                         AutorUsterka                                                                Autor obrazka: Usterka
Spis treści :

✝ Początek 
✝ Invidia cz I 
✝ Invidia cz II  
Invidia cz III 
✝ Mirum cz I ✝ ( obecnie czytany)
  Mirum cz II 
✝ Specjalny Dodatek 
✝ Arbitrium 
✝ Emissicius 
. . .




 

            Saphira po wejściu do domu nawet nie przejmowała się hałasami. Ociężale stawiała krok za krokiem kierując się w stronę sypialni. Przed oczami w dalszym ciągu widziała dwie znajome twarze. W takich chwilach zdecydowanie żałowała, iż nie dane jej było całkowicie wyzbyć się emocji. Nawet gdy uparcie wmawiała sobie ich brak, gdy bez cienia żalu zabijała buntowników, przychodziły chwile w których to wszystko było gówno warte.

            Na chwilę przystanęła w ciemnym korytarzu rozglądając się nieśpiesznie. Tej nocy księżyc wyjątkowo wpraszał się do jej posiadłości rozganiając nocne cienie. Głośne skrzypnięcie z piętra niżej pochodziło od Królika, jego sposób chodu był na tyle charakterystyczny i ociężały, iż nauczyła się rozróżniać od przypadkowego dźwięku starych desek.  Znajdował się na dole i poruszał po tamtych rejonach, jednak nie ruszył za swą stwórczynią. W myślach Saphiry przemknęła cicha pochwała, nie miała sił aby prowadzić z nim rozmowy lub tłumaczyć po prostu powód swego złego nastroju. Jeszcze tylko parę kroków, da sobie radę. Gdzieś po drodze zgubiła wysokie obcasy, cholerne dziadostwo, tylko jej zawadzało. Gorset… suknia… Jak sobie z tym poradzi, przecież nie mogła w tym zasnąć. Wściekły warkot uciekł z jej gardła.
- Królik! Do mojej sypialni!- zebrała w sobie siły by przywołać eksperyment do pomocy.                        Dalsze chwile wyjątkowo się jej dłużyły a jednocześnie zdawały się zlewać ze sobą. Półprzytomna kobieta krótko po przybyciu króliczego eksperymentu wydała kilka szybkich poleceń a kiedy niewygodne odzienie znalazło się z delikatnym łoskotem na podłodze, z uwielbieniem zanurzyła się w pościeli. Kątem oka widziała jeszcze jak Pan Królik stał przy jej łóżku wpatrując się w nie chwilę. Króliczy eksperyment zaś bił się z myślami, widział w jakim stanie była jego twórczyni, jednak z drugiej strony w laboratorium poszło coś nie tak, a to zaś powinna wiedzieć. Na jego wadliwej twarzy pojawił się większy grymas niezadowolenia. Nie mógł jej teraz zbudzić, zbyt potrzebowała dłuższego odpoczynku… Czuł to nawet w jej zapachu. Stres, nerwy, złość… Za dużo złego zapachu. Pokręcił więc głową a następnie wyszedł najciszej jak potrafił z pomieszczenia. Zanim i on pozwolił sobie na sen udał się ponownie do laboratorium Saphiry. Przedarł się przez podłogę usianą kablami, minął puste szklane naczynia aż ponownie dotarł do miejsca w którym był nowy eksperyment. Widział jak wierzga niecierpliwie w swym ciasnym więzieniu, dobrze go tutaj rozumiał, bowiem gdy on sam się obudził czuł nie tylko zagubienie ale i strach.
- Wypuść mnie! Natychmiast! - głos chociaż był zniekształcony przez kapsułę z wodą dla eksperymentu po drugiej stronie był w pełni do zrozumienia.
           Królik otworzył szerzej oczy w zaskoczeniu. Mimowolnie odsunął się o krok od osobnika w środku. Z  niepokojem obserwował jak jego rozmiary się zmieniały, co chyba nie było w planach kobiety, jeśli umieściła go w czymś tak… nieprzygotowanym wielkościowo.
- Potrafisz coś w ogóle mówić czy tylko się gapisz jak ta dziwna kobieta?
            Nawet gdyby chciał, nie wiedział czy mógł rozmawiać z tym osobnikiem. Pokręcił więc jedynie głową a następnie nie zważając na jego wołania, opuścił laboratorium. Po cichu udał się ponownie na górę, po drodze zaglądając jeszcze do śpiącej kobiety. Wiedział że po mimo zmęczenia miała dość lekki sen. Z opowieści jakimi czasami go raczyła rozumiał nawet dlaczego. Obiecał jej jednak wtedy, że dopóki będzie przy nim może spać spokojnie, bowiem ochroni ją za cenę własnego życia. Wtedy to co eksperyment ujrzał na twarzy Saphiry sprawiło, że coś w jego klatce piersiowej zabiło mocniej. Czy jednak serce jakie miał mogło być wadliwe? Parę razy nawet spytał się o to kobiety, jednak na każdych badaniach jakie mu uczyniła nie znalazła ani jednej wady o jakiej wspominał. To wszystko zaś było przez jeden uśmiech i ciepło w jej spojrzeniu. Po powrocie do swojego pokoju poszedł w ślady czarnowłosej udając się spać.
            Następny dzień dla Saphiry zaczął się wyjątkowo w późniejszej porze. Organizm zdecydowanie wymógł na niej późniejszą porę wstania, zwłaszcza iż jako dodatkową męczarnię zafundowała mu bal. Dla umilenia sobie przyrządzania posiłku uruchomiła wyjątkowo stare radio. Miała oczywiście gdzieś najnowszy sprzęt, właściwie nawet lepiej by działało, jednak chwilami przedmioty ze „starych” czasów miały swoją duszę. Nawet jeśli teraz słyszała w dużej mierze szumy nie raziło to jej uszu. W rytm jakiegoś obcego jej utworu poruszała się nieśpiesznie zbierając składniki do śniadania.

- Naleśniki?- znajomy mrukliwy głos wyrwał ją z zamyślenia.- Dawno nie robiłaś.
Spojrzenie kobiety przeniosło się znad ciasta na eksperyment który wkroczył do pomieszczenia, widząc jednak jak nieporadnie znów owinął się szalem gestem dłoni przywołała go do siebie.
- Pochyl się- mruknęła w jego stronę, kiedy zaś mężczyzna wykonał posłusznie jej polecenie sięgnęła dłońmi szarego materiału.- Nadal się z nim nie rozstajesz?
- To twój pierwszy prezent. Dlaczego miałbym?
            Saphira wywróciła oczami. Zawiało jej taką nutą sentymentalizmu, że gdyby wyczytała to w książce, już dawno by przeskoczyła dalej.
             Stary szalik który dała mu pierwszego dnia po wyjściu z kapsuły od dwóch lat jest jego nieodłącznym towarzyszem. Wiele razy już go łatała i prała a jego czas dawał się dawno nadejść
- Widzę nową dziurę, wieczorem ci go zaszyję, przypomnij mi się tylko-podniosła spojrzenie znad materiału na jego twarz- Będziesz pamiętał mi się przypomnieć?
Króliczy eksperyment powoli przytaknął nie spuszczając swego spojrzenia z twarzy Saphriry. Nawet jeśli jedno oko skryte było za błękitną opaską  Królik nie miał problemów z poruszaniem się lub koordynacją, wyostrzone zmysły wynagradzały tę jedną wadę. 

 

            Nagły huk poderwał Saphirę z miejsca. W pierwszej chwili pomyślała o buntownikach jednak dość szybko odrzuciła tą opcję z dość oczywistych przyczyn.

- Czekaj tutaj, nie pokazuj się! Zaraz wrócę.
Chwile później inna  myśl zaświtała w jej głowie i to również ona zerwała ją z miejsca ponaglając w stronę laboratorium. W kilkunastu susach pokonała długość korytarza oraz schody, o mało z nich nie spadając pod sam koniec, nie pamiętała nawet kiedy ostatnio tak szybko biegła. Słyszała za sobą wołającego ją Królika jednak nie zwolniła swego biegu. Ledwo znalazła się w laboratorium, nie zdążyła nawet uruchomić w pełni świateł a coś wielkiego przygniotło jej ciało do podłoża z głośnym warkotem. Przy takim uderzeniu głową o podłogę tysiące gwiazd zatańczyło przed jej oczami. Póki jednak ból nie był długotrwały i powodujący mdłości – nie poświęcała mu większej uwagi. Z krótkimi jękami bólu w tle próbowała przywrócić swego spojrzeniu ostrość. Wszystko jednak zbyt mroczyło jej pokazując jedynie plamy czerni i czerwieni. Coś się poruszało, możliwe nawet że mówiło, jednak ona nie była w stanie tego zarejestrować.
             W porę jednak uchyliła się przed długimi pazurami które były wbite w podłogę tam, gdzie jeszcze chwilę temu znajdowała się jej głowa. Serce łopotało jej w piersi jak oszalałe pobudzając całe ciało do walki lub ucieczki. Kilka drzazg jaki wbiły się w powietrze pocięły skórę na jej poliku. Na oślep próbowała złapać cokolwiek co mogłoby posłużyć za broń, nawet połamane deski, jednocześnie wyginając swe ciało tak, by spróbować wysunąć się spod napastnika. Słyszała ciężkie warknięcie kota a chwilę później nieopodal jej twarzy pojawiły się długie kły tego, co sama stworzyła.
- Wreszcie cię dorwałem…- niski i chrapliwy śmiech wydobył się z jego ust- Teraz  nie wydajesz się być taka pewna siebie… prawda?
            Po chwili Saphira wykrzywiła się w obrzydzeniu kiedy jego długi język przesunął się po jej twarzy. Serce zdawało się wybijać teraz rytmy godne najdzikszych rytmów. Trzymanie ust zamkniętych uratowało ją przed dość osobliwym… pocałunkiem
- Miło było poznać… - stwór znów się zaśmiał a kiedy uniósł swą dłoń Saphira ponownie zaczęła się mocniej rzucać.
- Stój!- w próbie jakiegokolwiek ratunki spróbowała w końcu się odezwać, licząc iż dotrze do tej ludzkiej części umysłu osobnika.
            To co jednak się chwilę później wydarzyło mogło trwać dosłownie sekundy. Obiekt równie wielki co przeciwnik Saphiry natarł na koci eksperyment odciągając go od leżącej. Nie czekając na dalszy obrót spraw Saphira podniosła się na równe nogi odsuwając bardziej w kąt. Po odszukaniu spojrzeniem kociego eksperymentu chwilę później zaklęła siarczyście.
- Królik! Wynoś się stąd! Miałeś czekać na mnie!- sapnęła zaskoczona widząc kto okazał się jej wybawicielem.
                Przed jej oczami dwa wielkie ciała wczepione w siebie przemieszczały się po korytarzu niosąc ze sobą zniszczenie. Widziała jak dosłownie w grę wchodziły pazury oraz kły .Stary dom znosił to dzielnie, jednak ściany jęczały kiedy ciało kociego eksperymentu uderzyło z wielką siłą w nie dając się zaskoczyć. Królik jednak nie mógł długi cieszyć się zwycięstwem ponieważ  jego przeciwnik dość szybko się podniósł nacierając na niego z wysuniętymi pazurami. Te zaś cięły powietrze tuż przed jego twarzą. Gdyby ów osobnik znał więcej przekleństw te już z pewnością leciałby z jego ust. Tymczasem w milczeniu unikał ostrych zakończeń tak szybko jak tylko był w stanie. Czuł jak coś w jego wnętrzu gotuje się, jak napędza go do tego, by po mimo cięć jakie otrzymał przed chwilą, po mimo dziwnego smaku w ustach, trzymać przeciwnika jak najdalej od Saphiry. Wiedział jak uzdolniona była, wiedział również jak potrafi walczyć, jednak jej drobne ciało leżące tam na ziemi bez szans na ucieczkę pobudziło w nim każdy jeden mięsień do działania. Chwila nieuwagi kosztowała go potworny ból brzucha. Spoglądając w dół ujrzał jak długie pazury zanurzyły się w jego ciele a czarna substancja wypływała z jego ciała. Królik wykrzywił się jednak nie mógł pozwolić sobie na przegraną. Używając swoich pazurów, chociaż te były dużo mniejsze, z całej siły wycelował w twarz przeciwnika byleby ten tylko odsunął się. Czuł jak robi mu się coraz słabiej, jak obrazy zatracają się w swej ostrości, jednak gotowy był trzymać go nawet i swoim ciałem byleby tylko chociaż jego twórczyni zdążyła się ewakuować.
            Saphira korzystając z okazji poleciała w stronę laboratorium. Zrzucając wszelkie dokumenty z pobliskiego biurka szukała strzałek usypiających. Otwierała każdą możliwą szufladę i szufladkę, sprawdzała każdą skrytkę, nie przejmowała się nawet papierami, które z pewnością były dość istotne w jej badaniach. W końcu jednakznalazła trzy naboje. Po mimo trzęsących się rąk dała radę załadować pistolet. Gotowa była już wybiec aby dołączyć do walczącej dwójki, jednak w miejscu zatrzymało ją ciało Królika. Z głośnym jękiem mężczyzna wleciał do pomieszczenia rozbijając się o kilka metalowych rur, które pod naporem jego ciężaru wygięły się pękając po chwili.  Gorąca para zmieszała się z oparami z innej rury tworząc gęstą zasłonę dymną gryzącą przy tym w oczy i nos. Widoczność spadła do poziomu ledwo paru metrów gdzie i tak szanse kobiety na wygrane były niskie.
- Twój rycerzyk przegrał….
Za każdym razem kiedy coś głośniej się poruszało znajdowało się na celowniku kobiety. Zasłaniając usta i nos rękawem ubrania rozglądała się za wrogiem który czaił się teraz w tych oparach. Po raz kolejny przyszło jej zmierzyć się z czymś, co miało geny naturalnego drapieżnika. Za każdym razem trzymając broń wmawiała sobie że musi w końcu coś osiągnąć. Że robi to w dobrej mierze, chociaż los zdecydowanie nie ułatwiał jej działań.
- Będziesz następna słodka… Czuję zapach twojego strachu…
Strzał. Głos był niemalże tuż przy jej uchu a jednak trafiła jedynie w pustą przestrzeń.
- No dalej, czekam więc! Pokaż się!- warknęła głośniej rozglądając się na boki.
Dobrze poznany z wcześniej męski głos rozbrzmiał w pomieszczeniu. Zniecierpliwiona kobieta zaklęła cicho. Dźwięk wystrzelonego naboju przeciął powietrze, jednak i tym razem nie sięgnął celu.
- Kochanie, kto uczył cię strzelać? – koci eksperyment zamruczał w zadowoleniu. Krążył na obrzeżach jej wzroku. Bawił się okrążając niczym ofiarę. Jego ciało było przystosowane do zakradania się. Z największą gracją i brakiem hałasu przemykał w oparach pozostając niewidocznym. W końcu gdy została się ostatnia strzałka wyszczerzył się szeroko. Biorąc z ziemi jakąś śrubkę rzucił nią nieopodal kobiety prowokując ją do stracenia ostatniej. Nie robił sobie również nic z oparów, chociaż te i na niego działały. Odsuwał jednak ich działanie skupiając się na czymś zupełnie innym.
            Saphira niemalże w miejscu podskoczyła kiedy coś nagle huknęło obok niej. Nim jednak pozwoliła sobie na stracenie ostatniej strzałki mocniej zacisnęła na niej palce. Musiała czekać.
- Właściwie jesteś zły za to, że cię zamknęłam…? Dlaczego? Dzięki mnie czujesz się lepiej… nie masz żadnych ran, przedyskutujmy tę sprawę na spokojnie… Wybaczę ci nawet atak na nas...
            Ciągnęła rozmowę chcąc wybadać teren. W końcu jednak mężczyzna miał dość. Skradając się tuż przy ziemi obserwował jej ruchy. Widział jej plecy. Odczekał jeszcze chwilę a następnie rzucił się w jej stronę wysuwając przed siebie długie szpony. Nie spodziewał się jednak że kobieta go przechytrzyła. Nim koci eksperyment zdążył sięgnąć Saphiry dwie strzałki wbiły się w jego ciało, zaś substancja w nich zawarta błyskawicznie rozeszła się w jego krwioobiegu, ona sama zaś odskoczyła w bok unikając przygniecenia. Z głośnym łoskotem eksperyment upadł na podłogę wydając przy tym jęk bólu. Wyrwał z siebie strzałki co prawda jednak to co znalazło się już w jego ciele zaczęło zbierać swoje żniwo. Próbował się podnieść jednak tylko nieporadnie podrygiwał kończynami na podłodze. Walczył z tym całą złością jaką miał w sobie, jednak było to na nic. Każdy większy ruch przyśpieszał jedynie działanie specyfiku. W pewnej chwili nie był w stanie już się ruszyć a mrok okrył jego świat. Chwilę jeszcze jego ogon wściekle uderzał o podłoże jednak nawet i on zaprzestał swych ruchów.
            Uprzątnięcie laboratorium kosztowało ją więcej wysiłku i czas niż przewidywał, szczególnie problematyczne było wywietrzenie pomieszczenia i zakręcenie dopływu wszelkich lotnych substancji. Nie mając również pojęcia co dodatkowo ulotniło się z rur wyłączyła lub przykryła każde źródło ognia.. Dodatkowo musiała wybadać Królika, co na szczęście nie było z kolei tak zajmujące. To z czego został stworzony błyskawicznie regenerowało się kiedy króliczy eksperyment był nieprzytomny. Długie cięte szramy ostatecznie nie pozostawiły po sobie żadnego śladu prócz paru nowych zadarć na szaliku. Z takim tempem będzie bardziej fioletowy niż szary z powodu nowych naszywek.  Z nieskrywaną ulgą przyjęła jednak fakt, iż nawet głębokie cięcia na brzuchu zaczęły znikać.
            Kiedy jego powieka zaczęła drgać kobieta odetchnęła z ulgą. Z racji jednak wymiarów mężczyzny nie była w stanie wynieść go z tego miejsca, musiała więc czekać aż sam rozbudzi się na tyle by móc udać się z nim o jego pokoju. Przysiadając tuż obok niego po raz kolejny głośno westchnęła przymykając oczy.
- Wszystko w porządku?- słysząc głos Królika powieki Saphiry na chwilę się uniosły.
-Bywało lepiej, na szczęście obeszło się bez strat. Znowu jednak zjebałam sprawę… To już kolejny osobnik z genami drapieżnika który wydaje się zbyt trudny do zapanowania… A ma w sobie tylko kocie geny!
            Opierając się o ciało leżącego jeszcze osobnika Saphira powoli podniosła swe ciało otrzepując się z resztek kurzu.
- Chodź, niedługo się zbudzi, trzeba go przypiąć i zabezpieczyć. Potem spróbuję z nim porozmawiać. Widziałam w jego oczach inteligencję. Ludzką inteligencję.. Szkoda by było i jego zabijać… Dajmy mu więc szansę.



Share:

24 kwietnia 2021

As pik: Hunter x Hunter- Sędzia, arbiter i kat [Ace of Spades – Jury, Judge, and Executioner- Tłumaczenie PL]

 
Autorka obrazka z okładki: Ayanov
Notka od tłumacza: Akcja odgrywa się w uniwersum anime Hunter x Hunter. Jest ono dostosowane pod kobiecego czytelnika. Związek - Hisoka x Reader. 
Główna bohaterka od zawsze wychowywała się u boku Hisoki. Nastąpił jednak dzień, w którym przepadł on bez śladu. W zaledwie kilka lat od jego zniknięcia, dziewczyna stała się kimś zupełnie innym, kimś zdecydowanie silniejszym.
Pięć lat po tym wydarzeniu bohaterka podejmuje się wzięcia udziału w teście na Łowcę. Tam spotyka Gona, Killuę, Leorio i Kurapikę, a także dziwnie znajomego, posługującego się kartami psychopatę, znanego jedynie pod imieniem Esu. Kim jest mężczyzna i dlaczego okazuje jej tak wiele zainteresowania? 
Tłumaczenie: Aonomi/Sansy Skeleton
Opowiadanie autorstwa: Lost_And_Longing

Spis treści:
As
Nieczyste zagranie

Sędzia, arbiter i kat  (Obecnie czytane)
...

Miała dziesięć godzin do rozpoczęcia się trzeciej fazy, postanowiła więc rozejrzeć się po sterowcu. Przez chwilę podążała za Killuą i Gonem, pozwalając sobie na mały uśmiech, gdy widziała ich wygłupy, ale po pewnym czasie zaczęła czuć, że Killua jej nie lubi.
Cóż, "nie lubi" to było za mocno powiedziane - zdecydowanie lubił ją bardziej niż innych ludzi uczestniczących w egzaminie, jednak nie musiała być geniuszem, by zrozumieć że chce on spędzić czas sam na sam z Gonem. Jako że był zabójcą, zakładała że wolał przesiadywać samotnie, albo maksymalnie z kilkoma osobami - narażał się na mniejsze prawdopodobieństwo zagrożenia. Możliwe także, że po prostu był introwertykiem albo nie ufał jej, tak jak Gonowi. Albo wszystkie trzy na raz, jednak rozumiała przekaz, nie była tam potrzebna.
Po kilku minutach, powiedziała im jakąś wymówkę, by mogła sobie pójść. Spotkała się z wdzięcznym, jednak nadal zimnym wzrokiem Killui, który kiwnął do niej głową. Ostrożnie odpowiedziała na protest Gona i nie dając Killui chwili na zastanowienie, odeszła. Gdzieś w środku, im dalej posuwała się naprzód, tym bardziej w jej sercu narastało zimno i smutek. Tęskniła za uczuciem bycia potrzebną, uczuciem bycia częścią czegoś.
- Hej! - odwróciła się, instynktownie próbując kogoś uderzyć. Została z łatwością powstrzymana, z pewnością poczułaby się zakłopotana, gdyby to inna osoba ją zatrzymała.
- Hej. - powiedziała ostrożnie, patrząc na #294. - Um, weszłam ci w drogę?
Ninja uśmiechnął się.
- Nie, po prostu chciałem ci się przedstawić. Jestem Hanzo.
- Si. Miło mi cię poznać.
- Nawzajem. - odpowiedział. - Może to brzmieć trochę dziwnie, jednak obserwowałem cię. Wygląda na to, że byłaś szkolona w sztukach walki, racja?
Pokiwała głową, zaciskając swe usta. Uświadomiła sobie, że kłamanie niewiele jej da, a ta wiedza i tak nie wpłynęłaby na to, że Hanzo bez problemu byłby w stanie ją pokonać.
- Tak, ale nie uczęszczałam do żadnej szkoły. Nigdy nie byłam formalnie trenowana, więc po prostu przyswajałam strzępki nauki przez kilka lat.
Hanzo pochylił swą głowę, przyglądając się jej, w poszukiwaniu słabości.
- Niewiele osób na egzaminie były szkolone w sztukach walki i uh... - podrapał się niezręcznie po szyi. - Pokonałem ich wszystkich. Chciałabyś się zmierzyć w pojedynku? - przyglądała mu się przez chwilę.
- Uh...
- Nie na serio, czy coś. - doprecyzował szybko. - To tylko sposób na zabicie nudy. Co ty na to?
Ugryzła się w wargę, taksując go wzrokiem. Nie była pewna, czy powinna mu ufać, ale nie wyglądał na osobę, która zabiłaby przeciwnika z innego powodu niż przegrana. "Nie tak jak niektórzy", pomyślała, zachmurzając się. Spojrzała z powrotem na Hanzo, myśląc.
- Chyba mogę poświęcić chwilę czasu na jedną rundkę.
Udało się jej wytrwać przez około dwadzieścia sekund. Była w stanie uderzyć go raz, kopnięciem, zanim ją wymanewrował, unikając następnego ciosu. Znalazł się za nią i zwalił z nóg jednym uderzeniem w szyję. Została ogłuszona, przed oczami zrobiło się czarno, w duchu przeklinała siebie, za nieużywanie Nenu do złagodzenia ciosu. "Wygląda na to, że Hanzo nie umie go używać, więc i tak byłoby to w pewien sposób nielegalne".
- Nadal jesteś przytomna? - powiedział ninja z niedowierzaniem. Zmusiła siebie, by wstać na równe nogi, ciągając się. Wyciągnęła rękę, powstrzymując go przed robieniem czegokolwiek innego. Dyszała, próbując złapać oddech.
- Byłam torturowana raz, czy dwa. - powiedziała. - Może i niewiele, ale wystarczająco by zwiększyć moją tolerancję. - pokręciła delikatnie głową, mrugając w chwili, gdy poczuła przeszywający ból spowodowany przez ten ruch. Obniżyła się do pozycji bojowej. - Jeszcze raz.
Atakowała raz za razem, jednak w ciągu zaledwie minuty, gdy wymienili między sobą kilka uderzeń, ponownie znalazła się na ziemi. Z każdym ogłuszającym, paraliżującym i bolesnym ciosem żałowała, że nie miała poważnego treningu. Za każdym razem, gdy robiło się jej ciemno przed oczami, a świadomość powoli znikała, przeklinała swe własne lenistwo i to, że nie trzymała się planu ćwiczeń.
- Muszę pochwalić twoją zawziętość. - powiedział Hanzo, po szóstej walce. - Wytrzymałaś całkiem długo, jak na kogoś kto nigdy nie ćwiczył odpowiednio.
- Nie przyszłam tutaj, by ktoś starał się, bym poczuła się lepiej i kazał wysłuchiwać nic niewartych komplementów. - powiedziała, marudząc i wstając z ziemi. - Wiem że jestem słaba, dlatego przyjęłam twoje wyzwanie.
Hanzo podniósł brew. Westchnęła.
- Chciałbyś mi dać jakieś rady? Oboje wiemy, że nie ma opcji bym była w stanie ciebie pokonać w trakcie egzaminu, nieważne jak bardzo będę trenować, więc jedyną rzeczą o jaką możesz się martwić, jest to że marnuję twój czas.
Zaczął przechadzać się wokół niej, zastanawiając się. Czuła, jak świdrował ją spojrzeniem, jakby był w stanie dostrzec jej duszę.
- Cóż, mam nadzieję, że szybko się uczysz.

Dochodziła druga kiedy wychodziła, była świadoma, że rano będzie nie do życia, jednak  pomimo tego nie żałowała ani sekundy treningu. Rzeczy które Hanzo jej pokazał były bezcenne - jak już mówiła, nadal nie byłaby w stanie dorównać poziomem ninji, ale dawały jej szansę na walkę z Killuą, jeżeli zabójca miałby się kiedyś obrócić przeciwko niej. Gdy szła, nagle pojawił się  mężczyzna z igłami w ciele. Zesztywniała, obolałe mięśnie dawały o sobie znać. W chwili gdy znalazł się w pobliżu, wbrew sobie zwolniła.
- Numer 378. - przywitał ją, przyprawiając ją o dreszcze swym mechanicznym głosem. Wszystko w nim wydawało się być niepokojące i nie chodziło tylko o jego Nen i sadystyczną osobowość.
- Nie przypominam sobie, byśmy mieli przyjemność poznania. Jestem Gittarackur. - czyli tak brzmiało jego imię. Szczerze, było tak dziwne, jak i jego właściciel.
- Możesz nazywać mnie Silent.
- Miło mi cię poznać, Silent. - Gittarackur ruszył ku niej, jego chód był równie straszny jak on sam. - Do zobaczenia pó- Oh, przepraszam. - powiedział, gdy wpadł na nią, posyłając ją na ziemię. Nawet jeżeli przeprosił, nie zatrzymał się na ani sekundę, dalej idąc przed siebie. "Palant."
- Ałć. - bąknęła wbrew sobie, chwytając się ręką za tył głowy. Zatrzymała się. Dlaczego chciała dotknąć głowy? Uderzyła się w bok, nie w głowę. Pozbierała się z ziemi, mrugając z powodu dziwnego bólu i patrząc na oddalającą się sylwetkę mężczyzny. "Co do cholery właśnie się stało?"
Próbowała zająć swe myśli czymś innym, porównując ze sobą siłę Gona, Killui, Kurapiki i Leopolda. Gon miał wielki potencjał, to było oczywiste, jednak ze względu na brak treningu, dawało mu to małe szanse przy walce z Killuą, który był trenowany praktycznie od małego. Pomimo tego, że potencjał Gona wydawał się o wiele większy od Killui, jak na ten moment białowłosy był o wiele silniejszy, jeżeli Gon nie będzie nad tym pracował, pozostanie tak na zawsze. Co do Kurapiki, oczywistym było to, że jest inteligentny. A jak bardzo, to się okaże, tak samo z jego umiejętnościami walki. Leopold to po prostu wielki gamoń - porywczy, pełen pychy i bez jakichkolwiek umiejętności, by faktycznie dokonać tego, co mówi. Naprawdę wątpiła w to, czy uda mu się przejść przez trzecią fazę, jakakolwiek miała ona być.
Tak samo w przypadku innych, starsi mężczyźni nie mieli za bardzo szans zostać Łowcą. Jeżeli naprawdę tego chcieli, powinni oni byli przystąpić do egzaminu wcześniej, nie kiedy ich siła zaczynała stopniowo maleć. Chłopiec łucznik wydawał się wystarczająco sprytny, tak samo jak ciemnoskóry mężczyzna z maczugą wyglądający na myśliwego. Hanzo, oczywiście, był jednym z najbardziej utalentowanych fizycznie na egzaminie, zaraz za Esu i Gittarackur'rze. Nawet bez Nenu był on bardzo trudnym przeciwnikiem i nie będzie miał problemów z przejściem egzaminu, o ile nie jest totalnym idiotą.
Pozostał więc Tonpa. Chociaż marnował swoje umiejętności, skupiając się na pozbywaniu świeżaków zamiast samemu przejść przez egzamin, zastanawiała się, jak silny faktycznie jest - nie widziała go w trakcie walki, nie wykazywał też żadnej inteligencji albo krzty talentu, a jednak udawało mu się przetrwać. Pewnym było to, że gdyby nie był choć odrobinę utalentowany, nie miałby korzyści z niszczenia czyjegoś życia. W końcu, jest o wiele więcej łatwiejszych sposobów na rujnowanie czyjejś kariery niż Egzamin na Łowcę.
- Ah, numer 378! - pokiwała głową, uśmiechając się do napotkanych egzaminatorów. W duchu zdziwiła się, wyglądało na to, że ją rozpoznawali.
- Pani Menchi, Panie Satotz, Panie Buhara, nie spodziewałam się was tutaj o tej porze.
- My tak samo. - powiedziała Menchi, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Musisz wstać za jakieś sześć godzin! Co ty sobie myślisz? Powinnaś być wykończona. - spojrzała na dziewczynę, która jednak kontynuowała wywód. - i przestań z tym całym "pani", jesteśmy w końcu w tym samym wieku.
- Ja również nie chcę być nazywany "panem". - odezwał się Buhara. Menchi spojrzała sugestywnie na Satotza, jednak tamten się nie odezwał. Poddała się, odwracając twarz z powrotem.
- Mniejsza z tym, jest już druga nad ranem. Trzecia faza nie będzie dla ciebie taka łatwa, więc prześpij się jak najdłużej. - Menchi uśmiechnęła się do niej i pomachała, odchodząc.
- Dobranoc, Menchi, Buhara. - Satotz odwrócił się w jej stronę i zaczął gapić, więc westchnęła i dopowiedziała. - Dobranoc, panie Satotz.
- Dobranoc.

- Zrobiłeś, tak jak prosiłem?

Kiwnięcie.

- Dobrze. - powiedział czerwonowłosy, nieznacznie przymykając oczy. - Zapytałeś o jej imię?
- Tak. Powiedziała, że ma na imię Silent, tak samo jak tobie.
Esu wydał z siebie dźwięk zastanawiania, by po chwili odwrócić twarz do Gittarackura.
- Co powiedziała dokładnie?
- "Możesz nazywać mnie Silent", o to. - Mężczyzna nie odezwał się słowem przez kilka sekund, więc iglaty mężczyzna zaczął naciskać. - Dlaczego uważasz to za dziwne, Hisoka?
- Mówiłem ci, byś mnie tutaj tak nie nazywał. Jest zbyt wielu ludzi, którzy mogliby to usłyszeć. - drugi mężczyzna wydał z siebie dźwięk, który można by nazwać westchnieniem, jednak zabrzmiało ono inaczej.
- Dlaczego uważasz to za dziwne, Esu?
- Powiedziała mi to samo. - zatrzymał się, czekając na odpowiedź, lecz po chwili tyko westchnął przeciągle. - Nie uważasz za dziwne to, że gdy ktoś pyta o to, jak się nazywa, nigdy nie mówi "Jestem..." albo "Mam na imię..."? Gdy zadaliśmy jej to pytanie, jedyną rzeczą która powiedziała było "Możesz nazywać mnie...", a nie "Jestem...".
Mechaniczny mężczyzna wzruszył ramionami.
- Więc albo kłamie, albo używa przezwiska. Nie wiem, dlaczego się tym tak przejmujesz. Przecież sam tak robisz.
- Tak, ale ja mam do tego powód. - powiedział łagodnie. - Co oznacza, że ona również go ma.
Gittarackur odwrócił się i usiadł, zamykając swe oczy. - Zresztą, nieważne. Jesteś zdecydowanie za bardzo przewrażliwiony na punkcie tej zwyczajnej dziewczyny. Ona nawet nie jest dobra - byłbym ją w stanie pokonać z zamkniętymi oczami.
Esu zaśmiał się nisko, siadając na dolnym materacu łóżka piętrowego. - Bo nie obserwowałeś jej umiejętności wystarczająco długo, by dostrzec w niej potencjał.
Gittarackur nic nie odpowiedział, próbując zasnąć. Esu obraził się i położył na łóżku, po chwili zamykając swe oczy. Jutro miał nastąpić niebywale długi dzień.

- Macie 72 godziny na zejście w dół tej wieży.

W chwili, gdy zostały wypowiedziane te słowa, zwęziła swe oczy. Rozejrzała się w około, chcąc dowiedzieć się, gdzie znajdują się osoby, które jej zdaniem miały jakiekolwiek szanse na zostanie Łowcą - Esu, Gittarackur, Hanzo, Gon, Killua i kilku innych. Pierwsza dwójka rozdzieliła się po chwili, oboje zaczęli wędrować po platformie. Po mniej niż minucie, na twarzy Esu pojawił się dziwaczny uśmiech. Zeskoczył w dół, znikając pod podłogą wieży.

Zapadnie. Jakoś mnie to nie dziwi.

Rozglądała się w około, naciskając na każdą z płytek, przez którą mógłby przecisnąć się człowiek i po jakichś piętnastu minutach znalazła właściwą. Pozwalając sobie na mały uśmiech triumfu, wskoczyła przez nią na dół do pokoju.
Pokoju, w którym znajdowała się czwórka innych, nieznanych jej ludzi, co znaczyło że nie są ani trochę specjalni.
"Świetnie. Teraz utknęłam z tą czwórką idiotów na 72 godziny."
Przybrała na swą twarz uśmiech i wzięła do rąk zegarek, który pozostał. Gdy przebrnęli przez krótkie wprowadzenie, mieli przed sobą pierwsze większościowe głosowanie. Dwójka z pięciu ludzi zagłosowała na pozostanie w pokoju, i tak, to będzie jedne z najgorszych doświadczeń w jej życiu. Poruszali się przez korytarze grupą, głosując co kilka minut. Musiała walczyć z samą sobą o to, by pozostać spokojna - w przeciwieństwie do reszty, faktycznie wiedziała co ma robić. Po części chciała pokonać (lub zabić) ich wszystkich i poradzić sobie samej z jednym głosem większościowym, jednak pomyślała, że na dłuższą metę miałaby przez to kłopoty, których wolałaby uniknąć.

W końcu, trafili oni na więźniów.
- Jeżeli chcecie się przedostać dalej, musicie wygrać trzy z pięciu walk. W innym przypadku przegracie, a każdemu z nas zostanie odjęte 72 lata z wyroku. - próbowała się uszczypnąć, próbując przekonać się, czy nie jest to jakiś koszmar. Nie mogła uwierzyć, że będzie musiała polegać na tej bandzie słabych idiotów, z którymi musiała przejść przez egzamin - powinien on przecież przetestować jej własne umiejętności, do cholery jasnej, a nie pokazać, jak bardzo na dno może pociągnąć ją czwórka kretynów przy pomocy swej głupoty!
Pierwsza walka miała zajść pomiędzy łucznikami. Mężczyzna, który wyszedł naprzód był całkiem niezły - był jedną z zanotowanych przez nią na początku osób, jednak nie była wystarczająco zachwycona, by mieć chęć sprawdzenia jego imienia. Wygrał, ze sporym trudem, jednak wygrał. Teraz wystarczyła tylko jedna osoba, która mogłaby być równie kompetentna.

Następną, z wszystkich możliwych opcji, była walka na żarty.
- Jeżeli będziesz w stanie mnie rozbawić w trakcie następnych czterech godzin... - powiedział straszny, tłusty mężczyzna kpiącym tonem. - ...Wygrasz.
Usiadła, zaciskając swoje zęby, wpatrując się lodowato na więźnia i zastanawiając się, czy jest wystarczająco dobra jako Emiter, by trafić strzałką stworzoną z Nenu, zabijając go. Jedynym jego celem było opóźnienie ich, a cztery godziny limitu były jedynie kolejnym dowodem na to.
Wyrazy uznania - spochmurniały mężczyzna z kaprysem na twarzy, któremu przyszło się zmierzyć w tym wyzwaniu, naprawdę próbował opowiadać żarty. Żaden z nich nie był choć trochę śmieszny, a te które można by za takie uznać, były zdecydowanie niewystarczające, by jakkolwiek ruszyć jego przeciwnika. Po minięciu pół godziny, całkowicie się poddał. W reszcie czasu pozostałych z czterech godzin, w pokoju panowała dziwna cisza, a ona skupiała się na wypalaniu dziur w tyle głowy jej współzawodnika, mając nadzieje, że poczuje jak bardzo jest nim zniesmaczona.
Po minięciu czterech godzin, jej towarzysz został odesłany z powrotem ze wstydem na twarzy, a następnie została wybrana następna konkurencja. Postanowiła walczyć na samym końcu, by mieć szansę na ocenę każdego więźnia, a także jako ostatnia deska ratunku, poprowadzić swoją drużynę do zwycięstwa.

Następny pojedynek był jedną wielką porażką, w chwili gdy czwarta osoba weszła na arenę by zmierzyć się ze swym przeciwnikiem, zaczęła panikować. Co jeśli on też przegra? Czy Stowarzyszenie Łowców serio odeśle ją z powrotem ze względu na czyjąś porażkę?
Zacisnęła usta. Z tego co widziała dotychczas, prawdopodobnie dokładnie tak by zrobili.
Była niemalże pewna, że przez całą walkę wstrzymywała ona powietrze. To normalny pojedynek na śmierć i życie, nic wielkiego. Więzień był zdrajcą najwyższego stopnia i wielokrotnie dopuszczał się kradzieży mienia. To nie siła była tutaj wyzwaniem, a jego inteligencja. Dzięki Bogu pomarszczony, starszy mężczyzna wykazywał się podobną wiedzą, zaledwie udało mu się wygrać, co jak wierzyła było zbiegiem okoliczności, ale wygrana to wygrana. Miała nadzieję, że jej pojedynek też pójdzie dobrze.

- Moje imię to Ichiro. - przeszły ją dreszcze, widząc jego przyprawiający o mdłości, sadystyczny uśmiech. - Skazany za trzynaście gwałtów, trzynaście morderstw. - seryjny morderca... nie. Seryjny morderca i  gwałciciel. Jej oczy zaczęły płonąć furią, Ren wydobywał się z niej niczym ogień, kiedy szła sztywnym krokiem w jego stronę. Morderstwo to jedna rzecz. Ona też kiedyś dopuściła się zabójstwa, żałowała wszystkich czterech. Ale nadal - to były zabójstwa, nie morderstwa. Zabija tylko w ramach samoobrony, nie dla własnej przyjemności.
I na pewno nie gwałciła swych ofiar przed śmiercią.
- Nie zasługujesz na bycie żywym. - wypluła, podkreślając każde słowo. - Jesteś śmieciem, gorszym od każdej  istniejącej rzeczy. Smaż się w piekle! - jej Ren wybuchnął energią. Czuła niebywałą satysfakcję widząc, jak jej przeciwnik blednie. - Nie obchodzi mnie jakiego typu walki chcesz. Jedyne co zaakceptuję, bezwartościowy draniu, to walka na śmierć i życie.
- N-nie ma s-sprawy! - dukał, oddalając się od niej jak najbardziej mógł.
- Zaczynajcie!
Ledwo usłyszała słowa spikera, zbyt zajęta próbą kontrolowania wściekłości pulsującej jej w żyłach. Jest kilka rzeczy gorszych od śmierci, a jedną z nich jest strata chęci do życia. Zbyt wiele razy widziała, jak osoba taka jak jej przeciwnik zabijają tę chęć. Zbyt wiele razy musiała zbierać rozbite kawałki swych przyjaciół po tym, jak zostali wykorzystani, zranieni i złamani. Byli cieniem samych siebie. Myśl, że mogłaby pozostawić go przy życiu, była dla niej nie do zaakceptowania.
Czas dla niej wlókł się, prawie jakby stanął w miejscu. Ledwo pomyślała, czy przez przypadek nie użyła Przesilenia, jednak to nie miało znaczenia. Do diabła z tym testem, do diabła z egzaminatorami, do diabła z Nenem. Jest tylko jeden powód, dla którego chciała zostać Łowcą. By uwolnić świat od podludzi takich jak on. Nie obchodzi ją, czy ze względu na to zostanie zdyskwalifikowana, czy też nie. Nawet jeśli ją stąd wykopią, nadal jest kolejny rok, i kolejny, i kolejny. Nigdy nie zaprzestanie prób zostania Łowcą, chyba że znajdzie lepszy sposób na spełnienie swej misji.
Nie wahała się. Skupiła swoje palące spojrzenie na Ichiro i rzuciła się, wkładając całą swoją siłę w ten jeden, precyzyjny cios. Z martwym wzrokiem patrzyła jak mężczyzna leci dwa metry, cztery, sześć. Na jej ustach nie widać uśmiechu, w chwili gdy tamten spada z platformy. Nie poruszyła się dopóki, sekundy potem, głuchy odgłos nie zabrzmiał w akompaniamencie urwanego przez śmierć krzyku mężczyzny.
Odwróciła się w stronę reszty więźniów. - Jeżeli zamierzacie się kłócić, że nadal nie jest martwy, nie mam nic przeciwko zrobieniu tego samego z wami.
- Nie, nie, wszystko w porządku, naprawdę. - bełkota gość od żartów, ze strachem w oczach. - Zgadzamy się wszyscy, że jest martwy, prawda? - odwraca się do swych towarzyszy, każdy z nich przytakuje głową. Na każdej z nich można było dostrzec różne odcienie przerażenia.
- Świetnie. Więc wynik to trzy do dwóch, dla nas. Wygraliśmy, pozwólcie nam przejść. - odwróciła się z powrotem do swoich kompanów, którzy mają równie przestraszone spojrzenie, co ich przeciwnicy. Parsknęła w pogardzie. Słabeusze. Jedyny, który wydaje się być choć odrobinę obiecujący to łucznik, choć on też nigdy nie stanie się jakoś szczególnie silny.

Złoczyńcy wyszli, a przed nimi pojawiła się ścieżka. Na końcu niej znalazły się oświetlone zielonym światłem drzwi. Odwróciła swe spojrzenie.
- Chodźmy. Kto wie ile jeszcze przed nami. - z oczami szeroko otwartymi zaczęli iść wąską ścieżką wpatrując się w ciemność, jakby nigdy wcześniej jej nie widzieli. "Czyżby dopiero teraz odkryli, że jeśli tam wpadną, to umrą? Idioci."
Spojrzała na swój zegarek, wyraźnie niezadowolona.
- Wykorzystaliśmy trochę ponad szesnaście godzin. Nadal mamy więc pięćdziesiąt sześć, ale musimy się pospieszyć. - Jej towarzysze pokiwali głowami z respektem - i strachem - w ich oczach. Zamiast iść z nią, zaczęli za nią podążać; nawet patrzyli, który przycisk wybierze przed podjęciem własnej decyzji. Nie przepada za byciem traktowaną jako lider, ale jest przekonana o swojej wiedzy i umiejętnościach, więc dzięki temu jest w stanie wpłynąć na nich tak, że będą podejmowali dobre wybory. Musiała to przecierpieć.

Następnych pięć godzin było, delikatnie mówiąc, ciężkie. Startując od bycia gonionym przez dziesiątki więźniów z pochodniami, przez prawie wpadnięcie do klifu, po niemalże utonięcie w wodach z piraniami. Ledwo miała czas, by zaczerpnąć powietrza. Nie trzeba było dodawać, że wszyscy byli wyczerpani. Dotarli do pokoju, w którym znów mogli wybrać X lub O.
- To będzie ostatnia decyzja podjęta głosem większości. - przeczytał łucznik, a w sumie, chyba nazywał się Pokey? - Wybierzcie X lub O.
Rozejrzała się. Wnętrze pokoju było wystrojone licznymi rodzajami broni, wątpiła jednak w to, że znajdują się tam jedynie dla ozdoby. Przygryzając wargi spojrzała w dół i nacisnęła X. Gdy spojrzała znów w górę, wszyscy inni postąpili tak samo. Pięć X'sów, zero O.
Jakby to nie mogło stać się jeszcze bardziej dziwne, nagle zaczęła do nich przemawiać rzeźba stojąca obok pary drzwi.
- Proszę, wybierzcie drogę. Są dwa wybory. Jeden pozwala przejść piątce, jednak droga którą zapewnia jest długa i trudna. Drugi natomiast pozwala na przejście trójce, jest krótka i łatwa. Nawiasem mówiąc, pierwsza, długa i trudna, droga wymaga przynajmniej czterdziestu pięciu godzin. Druga doprowadzi was do celu w zaledwie trzy minuty. Wciśnij O by wybrać drogę trudną, X by wybrać drogę łatwą. Jeżeli zostanie wybrane X, proszę o przykucie dwóch wybranych osób do ściany kajdanami, zanim zostaną otwarte drzwi. Wspomniane osoby nie będą mogły się ruszyć, dopóki nie minie limit czasowy.
Hm, minimum czterdzieści pięć godzin, tak? Przez ostatnie zmarnowane pięć godzin, pozostało im ledwie pięćdziesiąt. Jeżeli wybiorą pierwszą opcje, może skończyć się na tym, że żaden z nich nie zda, jeśli zrobią choć jeden zły ruch. Westchnęła. Nie chciała by do tego doszło, jednak... zamknęła oczy, słysząc swe bicie serca.

Raz, dwa, trzy. Robi kilka kroków. Cztery, pięć, sześć. Cios w głowę powala jedną z osób na ziemię. Stracił przytomność - nie życie. Siedem, osiem, dziewięć. Drugi sprawia jej trochę więcej kłopotu, ale również ląduje na ziemi.
Patrzy na pozostałą dwójkę - Pokey'a i dziewczynę.
- Najwyraźniej jest nas teraz trójka. Możemy teraz głosować.
Żaden z nich nie protestował, trzy X'sy pojawiły się na ekranie. Po chwili, gdy nic nie nastąpiło, wydała z siebie sfrustrowany dźwięk i schyliła się wciskając X na zegarkach pozostałej, nieprzytomnej dwójki. - Wygląda na to, że musi zważyć całą naszą piątkę. - patrzy na swoich towarzyszy. - Weź tego, ja wezmę tamtego.
Stęknęła podnosząc mężczyznę (musi naprawdę wziąć się poważnie za ćwiczenia), próbując zignorować szept Pokey'a. "Tylko mi się wydaje, czy ona jest tak straszna jak Esu?"
Próbowała także nie poczuć wdzięczności, słysząc jak dziewczyna odpowiada "Nie. Esu zabija dla przyjemności. Si nawet odrobinę go nie przypomina."
Po przykuciu dwójki do ścian kajdanami, spojrzała na nich przepraszająco i wyszeptała:
- Wybaczcie. Spróbujcie ponownie w przyszłym roku. - następnie odwróciła się i ledwie się uśmiechnęła, widząc otwarte drzwi z symbolem X. - Więc, jesteście gotowi?
- Jak nigdy dotąd. - odpowiada zielonowłosa dziewczyna.
- Oczywiście. - odpowiada Pokey.

Share:

POPULARNE ILUZJE