13 sierpnia 2016

Undertale: 50 twarzy Friska: Rozdział I - Ruiny [+18]

Uwaga, opowiadanie zawiera:
- przemoc
- wulgaryzmy
- seks [⚢⚣⚤⚧]
- spojlery [☢☠☣]
Jest to opowiadanie luźno na grze Undertale. Tytuł nawiązuje do popularnej książki "Pięćdziesiąt twarzy Greya" oraz jej tematyki BDSM... tooo znaczy tak się utarło, książka jest kiepska swoją drogą. Jednak stanowi żart słowny, dotyczący pięknej ekspresji Friska w grze:
 Spis treści:
Rozdział I - Ruiny (obecnie czytany}
Ta historia była mi bardzo dobrze znana. Przed wieloma wiekami wybuchła wielka wojna jaka podzieliła świat. Nikt nie pamięta dlaczego tak się stało, bo w toku całej mojej nauki w szkole spotkałam się z różnymi teoriami. A to potwory zaczęły, a to był zamach, a to wykryto spisek. Element wspólny dla wszystkich historii był jednak taki, że główna wina spoczywa po ich stronie.
Rodzice straszyli dzieci przed snem, że jak nie będą się słuchać to potwory wyjdą z czeluści ziemi, że porwą i zjedzą. Dzieci się bały. A ja? Mnie nie miał kto opowiadać takich historii. Do snu kładłam się sama, w sali pełnej innych dzieci takich jak ja - sierot. Nie pamiętałam rodziców, nie miałam rodziny. Czułam się wypalona za życia, nie miałam sensu, nie miałam celu. Nic.
Może to właśnie dlatego postanowiłam zrobić to co zrobiłam? Legenda głosiła, że te osoby jakie weszły na górę już nigdy nie wróciły. Nie wiedziałam co się z nimi stało i wtedy mało mnie to interesowało. Teraz jednak.. kiedy leżałam na ziemi i unosiłam wysoko rękę do góry - zaczęłam się zastanawiać. Gdzie ja właściwie jestem? Wdrapałam się na szczyt i znalazłam szczelinę. Chciałam zobaczyć co jest w środku. Wrzuciłam więc kamień. Nie słyszałam, jak upada. Zniknął mi z oczu i ... pochylałam się aby go usłyszeć i... Moja głowa. Boli. Jak ja właściwie przeżyłam upadek z takiej wysokości? Szczelina jaka wydawała mi się sporych rozmiarów tutaj jest niewielka, malutka.. Czułam jak wszystko mnie boli, ale czułam. Mogłam poruszać rękami i nogami. Umarłam i to jest piekło? A może niebo? A może... no nie wiem co...
Kiedy podniosłam głowę i otworzyłam szeroko oczy zobaczyłam, że leże na wysepce złotych kwiatów. Czy to one mnie ocaliły?... Niemożliwe.
Nie wiem ile tam spędziłam, jak długo musiałam tam siedzieć aby dojść do siebie. Wiedziałam tylko, że nie mogę tam siedzieć przez wieczność. Musiałam wstać, musiałam coś zrobić i jak tylko poczułam się lepiej stanęłam na równe nogi. Z początku troszeczkę mi się zakręciło w głowie i zachwiałam się. Z trudem utrzymałam równowagę. Czułam się tak, jakbym od nowa uczyła się chodzić. Stawiać krok za krokiem tak, aby nie potykać się o własne nogi, a te miałam jak z waty. Drżały pod moim ciężarem. Upadłam, ale się nie zatrzymywałam. Chociaż chciało mi się płakać, wiedziałam, że to nic nie zmieni, nic nie poprawi, nie naprawi. Postanowiłam czołgać się do przodu. Jaskinia w której się znajdowałam miała tylko jedno wyjście. Udałam się nim. Ciemnym korytarzem. Moim jedynym towarzyszem było moje serce. Biło głośno i wyraźnie w mojej piersi. Po kilku metrach poczułam się dość silna, aby znowu wstać. Opierając się o kamienną ścianę podniosłam się z ziemi.
Korytarz zaprowadził mnie do kolejnej jaskini. Niewielki promień światła słonecznego przedostający się przez kolejną wąską szczelinę oświetlał samotnie rosnący kwiat na środku pomieszczenia. Żółty, zupełnie taki sam, jak te na których się obudziłam. Był jednak od nich znacznie większy. A kiedy się poruszył, okręcił w moim kierunku... Poczułam, jak znowu słabnę i padłam na kolana przed nim.
Ruszający się kwiat, a to dobre.


- Cześć, jestem Flowey Kwiatuszek... Wiesz jesteś naprawdę niegrzeczna - odezwał się do mnie. Coraz bardziej zaczęłam się zastanawiać, czy ja śnię czy to jest jakieś piekło. Chociaż wszystko wydawało mi się niezwykłe nie umiałam uciec od wrażenia... że skądś go już.... - Wpadasz tak bez zaproszenia. No nic, pozwól, że wyjaśnię ci gzie właśnie jesteś. Dobrze? - usiadłam prze kwiatkiem w milczeniu. Szczerze bałam się cokolwiek zrobić albo powiedzieć, nie byłam też pewna czy już całkowicie nie oszalałam. - W tym świecie panuje jedna zasada: zgwałć, albo daj się zgwałcić. - W tym momencie zaniemówiłam i popatrzyłam na Floweya pytającym wzrokiem. Miałam nieodparte wrażenie, że ... nie tak powinien iść dialog. Nie to miał mi powiedzieć. - Stajesz się silniejsza im więcej potworów zgwałcisz, lecz nic nie zyskujesz kiedy to ty tajesz się zgwałcić. Chcesz poćwiczyć? - Nie zdarzyłam zareagować. Coś wyraźnie podpowiadało mi, że muszę uciekać, szybko. Teraz.  Czym prędzej dźwignęłam się z kolan i starałam się pobiec w kierunku z którego właśnie przyszłam. W ciemnościach jednak miałam trudności ze znalezieniem tunelu, a ten kwiat był - szybki. Jego korzenie przedarły się przez ziemię pod moimi stopami i oplotły się dookoła moich kostek, kolan i ramion przyciągając mnie na siłę do niego. Próbowałam się wyrwać, lecz nic to nie dało. Był za silny. 
- Ty... wiesz co się tutaj dzieje, prawda? - odezwał się, a jego pogodna twarz nagle zmieniła się diametralnie. Nie był już pogodny i uśmiechnięty. Na dnie czarnych jak paciorki oczu dostrzegłam migoczące czerwone iskry, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie złości. Jeden z korzeni wsunął mi się pod nogawkę spodenek i powoli przesuwał się w kierunku mojego sekretnego miejsca. I chociaż instynktownie chciałam zacisnąć uda, nie pozwolić mu przedostać się dalej, to jego silne witki powstrzymywały mnie od tego. Kiedy dotarł już na sam szczyt zatrzymał się na mojej bieliźnie. Czułam go wyraźnie, po policzkach ciekły mi słone łzy. To piekło, to prawdziwe piekło. Tym czasem kwiatek nie dawał mi spokoju. Na moich oczach wyrosły mu z łodygi kolejne pnącza jakie oplotły się dookoła moich piersi u nasady mocno je ściskając, aż do bólu. Z moich ust wydobył się krzyk, lecz nim się zorientowałam jedno z nich owinęło się dookoła mojego języka. Flowey śmiał się tylko szyderczo i kontynuował swoje tortury. Zgwałcona przez kwiatek. To brzmiało naprawdę... 
Wtedy, stało się coś naprawdę dziwnego. W tym samym momencie, jak jego korzeń zaczął przesuwać moje matki na bok by wedrzeć się do mojego wnętrza, jakby znikąd pojawiła się płonąca niebieskim światłem kula, która uderzyła w mojego napastnika. Upadłam na ziemię, obolała i poniżona. Lecz Flowey uciekł. 
Okazało się, że moim wybawcą była niejaka Toriel. Wyjawiła mi, że przemierza ruiny codziennie w poszukiwaniu ludzi, którzy tak jak ja wpadną w szczelinę między naszymi światami.
- Jesteś pierwsza od bardzo dawna - powiedziała do mnie trzymając mnie za rękę. Jej dłoń, tak samo jak całe jej ciało było pokryte miękkim futrem.Choć nie była człowiekiem, to czuła od niej taka pogodna matczyna miłość, jakiej w całym swoim życiu nie doświadczyłam. Poczułam się przy niej spokojnie i miło. 
- Nazywam się Frisk - odezwałam się po chwili milczenia. 
- Frisk - powtórzyła prowadząc mnie dalej krętymi korytarzami - Ładne imię. Twoi rodzice ci je nadali?
- N-nie mam rodziców - mruknęłam pod nosem pochylając głowę -C-co to był za kwiatek? Ten co chciał mi...
- Oh nikt taki, nie martw się nim, moje dziecko - Odpowiedziała szybko. Poczułam jak jej palce zaciskają się troszeczkę mocniej dookoła mojej ręki. Stęknęłam niezadowolona. Koziczka szybko zwolniła uścisk i uśmiechnęła się nerwowo.
Resztę drogi milczałyśmy i choć mijałyśmy wiele potworów jak przerośnięte żaby, wielkie ćmy, kilka duchów czy dziwne wielkie galaretki to nikt nie odważył się do nas podejść. Zastanawiałam się dlaczego, choć z drugiej strony po tym co zrobił mi Flowey, co... chciał mi zrobić - cieszyłam się, że jest ze mną Toriel. 
-Gdzie idziemy, mamo? - nie wiem dlaczego tak ją nazwałam. To słowo samo ze mnie wyszło. Jednak ona się nie zdenerwowała, nie obruszyła. Lekko się zarumieniła i ucieszyła. A ja poczułam radość, że mogłam ją tak nazwać i, że w przyszłości też będę mogła tak na nią mówić. 
- Do domu, Frisk. Idziemy do domu. 
Moim oczom po pewnym czasie ukazało się wielkie drzewo, jednak pozbawione liści. Zrozumiałam szybko, że to przez to iż wszystko co tutaj jest żyje bez światła słonecznego.  Zrobiło mi się na swój sposób żal, z drugiej jednak strony przypomniały mi się te wszystkie straszne historie o tym co robiły potwory nim udało się je zamknąć w górze. Jednak kiedy tak patrzyłam na Toriel wydawały mi się przesadzone, nieprawdziwe, udziwnione na siłę. Z drugiej jednak strony nadal czułam korzenie i pnącza Floweya na swoim ciele.. Dreszcz mnie przeszył. 
- Oto twój nowy dom, Frisk - powiedziała Toriel gładząc mnie po głowie. Dostałam swój własny pokój, w środku było ciepło, jasno i miło. Spacerując po mieszkaniu zobaczyłam że naprzeciwko drzwi do pokoju Toriel jest łazienka. Szybko więc z niej skorzystałam obmywając swoje ciało z brudu. Nie wiedziałam co mam dalej robić. W sumie, chciałam wrócić. Chciałam, ale gdzie i po co? Bardzo chciałam wrócić. 
Postanowiłam udać się do pokoju, wsunęłam się pod kołdrę i zasnęłam.
Nie wiem ile czasu minęło, ale obudziłam się wyspana, a na stoliku obok łóżka czekało na mnie ciasto. Toriel je upiekła z myślą o mnie. Cynamonowo-biszkoptowe takie jakie uwielbiałam najbardziej. Po zjedzeniu go postanowiłam odnieść talerz do kuchni. Toriel siedziała w fotelu obok kominka. Po uporaniu się z naczyniami podeszłam do niej i usiadłam przy jej nogach kładąc głowę na kolanach. Odstawiła książkę i zaczęła przeczesywać moje włosy palcami. 
- Wiesz, zawsze chciałam być nauczycielką - mówiła spokojnie, a ja wsłuchiwałam się w jej monotonny głos - mam opracowany nawet program nauki dla wszystkich potworów. Jak myślisz, byłabym dobrą nauczycielką?
- Byłabyś wspaniałą nauczycielką, mamo. - mruknęłam - U nas na górze nie mamy dobrych nauczycieli. To znaczy jest jedna pani od matematyki, nawet fajna, ale inni.... - zamilkłam
- Em tak... - Toriel była nieco bardziej nerwowa - a jak smakowało ci ciasto?
- Było przepyszne - uśmiechnęłam się szeroko i popatrzyłam na nią - u nas na górze takich nie ma
- T-tak - chrząknęła - Słuchaj Frisk.... 
- Chcę wrócić na górę - odezwałam się nim ona dokończyła. Toriel zamilkła. - Chcę wrócić - powtórzyłam głośniej i dobitniej. W sumie nie wiem dlaczego chciałam wrócić. Może czułam, że to nie jest moje miejsce, a może gdzieś w głębi duszy bałam się, że i ona może mi coś zrobić? Była potworem, a nas zawsze straszyli potworami. 
- Zostań tutaj, muszę coś zrobić - powiedziała wstając gwałtownie z fotela i szybko wyszła z pokoju. Moja pierwsza myśl brzmiała "uciekaj" dlatego podbiegłam szybko do drzwi frontowych i pociągnęłam za klamkę, te jednak nie ustąpiły. Były zamknięte. Dom nie posiadał okien, dopiero teraz to zauważyłam. Pobiegłam więc w inne miejsce, do kuchni - nic, do pokoju Toriel - też nic, ostatnie drzwi były zamknięte, łazienka - też nic. Zostały tylko schody które ciągnęły się w dół, do piwnicy. Postanowiłam nimi zejść. Byłam w kolejnym długim ciemnym korytarzu. Na jego końcu dostrzegłam Toriel stojącą przed wielkimi drzwiami. 
-To jest wyjście, prawda? - odezwałam się niepewnie - Wypuść mnie!
- To nie jest wyjście, moje dziecko - mówiła ze smutkiem w głosie - To wyjście z ruin. Za nim masz nasze ziemie, nasze terytorium. Zrozum, jeżeli wyjdziesz to spotka cię coś złego. Tutaj ze mną jest bezpiecznie...
- Mamo, ja muszę... 
- Nie musisz, zostań ze mną
- Mamo...
- Dobrze więc... jesteś jak inni ludzie...
Toriel odwróciła się w moim kierunku, zobaczyłam jak otacza ją błękitna poświata i nagle ni stąd ni zowąd pojawiają się dookoła mnie ogniki takie jak ten wcześniejszy który pokonał kwiat. Kilka z nich uderzyło mnie, upadłam na ziemię.
- M-mamo... - jęknęłam. Jej twarz była wykrzywiona w bólu. Nie chciała mi tego robić, jednak z jakichś powodów nie chciała mnie też puścić. Nie byłam ptaszkiem w klatce. Bezpieczna kryjówka ... może będę tego żałować, ale nie chciałam jej. Podniosłam się z ziemi i stanęłam wyprostowana. Chociaż Toriel zwiększyła siłę ataków to pociski ostatecznie we mnie już nie trafiały. Postanowiłam się do niej zbliżać.
- Stój! - wołała - Zawróć! 
Nie słuchałam jej, szłam przed siebie. W końcu znalazłam się przy niej. 
- Jestem żałosna, prawda? Nie jestem w stanie ocalić nawet małej dziewczynki.. Frisk, idź jak musisz ale zamknę za tobą drzwi i już nigdy.... nigdy tutaj nie wrócisz. Rozumiesz? 
Przytaknęłam
- Spotkasz tam wiele potworów, wiele takich jak Flowey, które będą chciały zrobić ci krzywdę. Obiecaj mi, że im się nie dasz. Nie będę mogła cię tam chronić. Będziesz mogła liczyć tylko na siebie. 
Przytaknęłam ponownie.
Toriel milczała dłuższą chwilę
- Rozmyśliłaś się? Może wrócimy na ciasto? Poczytam ci książkę... zrobię herbatę.... będzie nam fajnie...
- Ja muszę wyjść.... - szepnęłam. Było mi wstyd za to, że muszę to mówić. Chciałam z nią zostać, na swój sposób, ale większa część mnie domagała się wyjścia. Musiałam.
W końcu, kozica otworzyła przede mną wielkie drzwi i jak tylko przekroczyłam próg zamknęła je za mną. Już nie mogłam się cofnąć...
Share:

3 komentarze:

  1. Kiedy będą dwa ostatnie rozdziały?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko powiedzieć, jak na ten moment nie mam weny na pisanie własnych opowiadań, skupiam się na tłumaczeniu bo trooochę tego jest.

      Usuń
  2. przeczytalam to w 2017, wrocilam po 7 latach bo pewnej nocy przypomnialo mi sie o istnienu tego fanfika, jestem zgorszona i straumatyzowana po raz kolejny, nie polecam gały wypala

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE