Spis treści:
Nessa (obecnie czytany)
Otwieram oczy. Przez chwilę leżę nieruchomo, próbując zrozumieć, gdzie jestem. Bezmyślnie wpatruję się w przestrzeń, zauroczona pociemniałym, niemalże atramentowym niebem. Spoglądam w ciemność, dopiero po chwili zwracając uwagę na lśniące łagodnie, srebrzyste gwiazdy.
Nie jestem pewna, czy już wcześniej znajdowały się w zasięgu mojego wzroku. Wiem jedynie, że wydają się znajome, choć nie od razu pojmuję dlaczego.
Równie dezorientujący jest dla mnie moment,w którym przypominam sobie, kiedy i dlaczego zasnęłam. Wciąż mrugając nieprzytomnie,w pośpiechu podrywam się do pozycji siedzącej. Wspieram się na rękach, po czym wzdycham, czując pod palcami miękką trawę. Już wiem, gdzie jestem, choć nie przypominam sobie, kiedy ostatnim razem widziałam tę łąkę nocą. Wygląda inaczej niż w środku dnia, zalana słonecznym blaskiem. Wydaje się uśpiona,a przynajmniej takie odnoszę wrażenie, gdy w milczeniu spoglądam na uśpione, skryte w mroku kwiaty. Jeden z nich rośnie na tyle blisko, że gdybym chciała, mogłabym go zerwać, ale nie robię tego.W zamian po prostu obserwuję.
– Gabrielu? – rzucam w pustkę.
To nie pierwszy raz, kiedy mi to robi. Nie mam problemu ze zorientowaniem się, że kolejny raz manipuluje moimi snami, kreując je według swojego uznania. Mam ochotę z nim zawalczyć i również zmienić to i owo w otaczającej nas rzeczywistości, ale powstrzymuję się. Daję mu wolną rękę, zaciekawiona kierunkiem,w którym to wszystko zmierza. To pierwszy raz, gdy pozwala sobie na taką ingerencję po tym jak pojawiła się Joce,a on nareszcie mnie pamięta.
Pierwszy, odkąd wszystko jest na swoim miejscu.
Wzdrygam się, nagle zaniepokojona. Nie chcę wracać pamięcią do tego, co się wydarzyło – zwłaszcza złych rzeczy, które wciąż kładą się cieniem na nas wszystkich. Machinalnie obejmuję się ramionami, próbując w ten sposób powstrzymać utratę ciepła, choć to nie chłód jest moim problemem. Zresztą w snach tak naprawdę nie da się odczuwać zimna; nie fizycznie, zaś chłód, który mi towarzyszy, ma swoje źródło gdzieś w moim wnętrzu.
Na sobie jak zawsze mam białą, wyszywana złotą nitką suknię matki Gabriela. To jedynie utwierdza mnie w przekonaniu, że śpię. Możliwe, że nie powinnam na to pozwolić przez wzgląd na Jocelyne. W ostatnim czasie żadne z nas nie jest w stanie porządnie się wyspać, więc podświadomie czuwam, wyczekując jej płaczu. Sęk w tym, że przez ingerencję męża wątpię, bym usłyszała dziecięcy płacz,a tym bardziej się obudziła.
– Nie przejmuj się. Twoja mama jest z Joce.
Wzdrygam się i natychmiast podrywam na równe nogi. Błyskawicznie okręcam się na pięcie,w pierwszym odruchu mając ochotę rzucić się z pięściami na stojącego tuż za mną mężczyznę. Serce trzepoce mi się w piersi, grożąc wyrwaniem się na zewnątrz. Gniewnie mrużę oczy, kiedy spoglądam na Gabriela niemalże z wyrzutem, to jednak nie robi na nim najmniejszego wrażenia. Przeciwnie – doprowadzam do tego, że na jego ustach pojawia się łagodny, nieco tylko złośliwy uśmiech.
Zwieszam ramiona. Dłonie zaciskam w pięści, ale nawet gdybym chciała, nie byłabym w stanie go uderzyć. Nie żeby sobie nie zasłużył, ale atakowanie Gabriela nadal jest dla mnie nienaturalne. Kto wie, może bardziej niż do tej pory, zwłaszcza że w pamięci mam ten jeden, jedyny moment,w którym spojrzałam na niego jak na potwora. Raz, podczas którego nie był sobą, po prostu beznamiętnie spoglądając na mnie, gdy wisiałam na krawędzi balkonu, błagając go, żeby pomyślało dziecku.
Teraz to wydaje się odległe i nierzeczywiste, jak wspomnienie koszmaru, które zaczyna blaknąc zaraz po przebudzeniu. Pamiętam, ale nie wierzę, nie będąc w stanie spojrzeć na Gabriela inaczej niż połówkę mnie samej – kawałek duszy, którego potrzebuję, by normalnie funkcjonować.W zamian oddałam mu swoją, tak jaki wszystko to, co miałam.
Oboje milczymy i powoli zaczynam mieć tego dość. Czuję na sobie przenikliwe spojrzenie lśniących, przypominających dwie czarne dziury oczu,a do głowy momentalnie przychodzi mi myśl, że Gabriel doskonale wie, co sobie myślę. Wierzę, że nie robi tego specjalnie – nie tak jak tata, który nie jest w stanie od tak odciąć się od rozbrzmiewających w jego głowie głosów.W przypadku obserwującego mnie telepaty sprawy mają się zupełnie inaczej,a jedynym problemem jestem ja sama.A także więź, która łączy mnie z Gabrielem,a którą w tamtej chwili niemalże jestem w stanie dostrzec – coś jak złocista nitka, prowadząca mnie wprost w ramiona mojego przeznaczenia.
Mętlik w głowie daje mi się we znaki. Nie mam wątpliwości, że mój mąż jest w stanie to wyczuć, chcąc nie chcąc dostrzegając więcej, aniżeli mógłby sobie tego życzyć. Próbuję nad sobą zapanować, ale to nie jest proste. Coś w miejscu,w którym się znajdujemy, wytrąca mnie z równowagi.Z drugiej strony, może prawdziwe problematyczna jest napierająca ze wszystkich stron cisza, której nie jestem w stanie ignorować. Próbuję, ale nie potrafię, tak jaki nie jestem w stanie udawać, że nie martwię się o Gabriela.
To nie tak, że nie wierzę, że teraz, gdy wszyscy odzyskaliśmy wspomnienia, wszystko się ułoży. Wręcz przeciwnie, bo tak naprawdę przede wszystkim przejmuję się świadomością, że Gabriel nie podziela moich przekonań.
Ze świtem wypuszczam powietrze. Zrozumienie pojawia się nagle i już po prostu wiem, dlaczego ściągnął mnie do tego miejsca. Łąka jest spokojna, tak jaki otaczająca nas ciemność. Cisza również wydaje mi się właściwa, choć z jakiegoś powodu boli bardziej niż najgłośniejszy krzyk. Krzyżuję ramiona, choć i wtedy czuję się rozbita. To wszystko jest trudne,a ja zaczynam się bać –i nie ma znaczenia, że próbuję tego nie okazywać. Choć z mojej perspektywy sprawy mają się bardzo prosto, nie jestem zaskoczona, że Gabriel sprowadził nas a tutaj, by ostatecznie wszystko uporządkować.
Otwieram usta, ale ostatecznie nie wypowiadam nawet słowa.W zamian nieznacznie kiwam głową, dając mu wolna rękę. Skoro tego chce, proszę bardzo. Tak naprawdę nie mieliśmy okazji porozmawiać aż od porodu, oboje zbytnio zaaferowani pojawieniem się dziecka, pobytem w szpitalu, całym tym zamieszaniem wokół Marco i uroczystości, które miały odbyć się w Niebiańskiej Rezydencji. Dociera do mnie, że tak naprawdę byłam bardzo naiwna, wierząc, że po odzyskaniu wspomnień, wszystko ot tak wróci do normy,a Gabriel daruje sobie obwinianie o rzeczy, na które żadne z nas nie miało wpływu.Z drugiej strony, być może znów chce rozmawiać o ojcu, ale to niczego nie zmienia.
Czekam, choć wątpliwości coraz bardziej dają mi się we znaki. „No, powiedz coś!” – ciśnie mi się na usta, ale zmuszam się do milczenia. Wmawiam sobie, że cierpliwość to najlepsze, na co mogę zdecydować się w obecnej sytuacji, jednak to nie jest takie proste. Nie, skoro napięcie doprowadza mnie do szału. Milczenie Gabriela również, ale…
– Tak bardzo cię przepraszam.
Unoszę brwi w odpowiedzi na te słowa. Na litość matki wampirów, co to niby ma znaczyć? Spodziewam się już dosłownie wszystkiego,w tym również kompletnej głupoty z jego strony. Wiem, że się obwinia –i to zwłaszcza teraz, gdy wspomnienia wróciły. Już wcześniej wszystko było nie takie jak trzeba, zwłaszcza z perspektywy Gabriela. Wszystko to, co zrobił na jej życzenie…
Tyle że nie miał na to wpływu. Cokolwiek by się nie wydarzyło, nie zrobił tego świadomie.
Nie na sam koniec.
– Nie wierzę, że wciąż tak uważasz. – Spogląda na mnie w dziwny, bliżej nieokreślony sposób. Jego czarne oczy wydają się ciemniejsze niż zazwyczaj, choć nie sądziłam, że to możliwe. – Że szukasz usprawiedliwienia, kiedy ja…
– Nie szukam usprawiedliwienia – obruszam się. – Jesteś kompletnym idiotą, Gabrielu Licavoli. To chciałeś ode mnie usłyszeć? – Potrząsam głową. – Ale wydawało mi się, że to jedno mamy wyjaśnione. Wybaczyłam ci wszystko.
– Nessie…
– Chodź tutaj – przerywam, nawet się nie wahając.
Samą siebie zaskakuję pobrzmiewającą w głosie pewnością siebie. Rzucam mu naglące spojrzenie,w tamtej chwili po prostu nie wyobrażając sobie, że miałby mi odmówić. Mało kiedy czuję się aż tak zdeterminowana jak w tym momencie, ale to wydaje mi się właściwe.W pamięci wciąż mam tego wytrąconego z równowagi, zszokowanego Gabriela, kajającego się przede mną po tym jak pod wpływem głosu Syreny omal mnie nie zabił. Równie dobrze pamiętam jak kłóciliśmy się, gdy emocje wywołane zatartymi wspomnieniami w końcu dały o sobie znać. Byłabym naiwna, gdybym sądziła, że pojawienie się Joce rozwiązywało wszystko, ale z drugiej strony… Czy to byłoby takie złe? Może po prostu oboje musimy tego chcieć.
Tak czy siak, nie zamierzam spokojnie stać i czekać aż po raz kolejny emocje wymkną się spod kontroli. Nie te, które wyczuwam w Gabrielu. Myśl o tym, że znów miałby trzymać mnie na dystans, mnie przeraża i to do tego stopnia, że nie jestem w stanie jej znieść.
– To jedno akurat ustaliliśmy – stwierdza cicho Gabriel. Uświadamiam sobie, że wciąż siedzi mi w głowie. – Jestem zbyt samolubny, by cię zostawić.I to nawet wtedy, gdy powinienem.
– Jeszcze jedno słowo o tym, co powinieneś – cedzę przez zaciśnięte zęby –a przysięgam, że sprawdzę jak bardzo mogę skrzywdzić cię we śnie. Nie wiem jak, ale znajdę sposób, by złamać ci nos.
Jego zaskoczony śmiech na moment wytrąca mnie z równowagi. Sam Gabriel na takiego wygląda – przede wszystkim na zaskoczonego, wyraźnie niedowierzając słowom, które padły z moich ust. Spogląda na mnie dziwnie, choć nie tak, jakbyśmy widzieli się po raz pierwszy. Choć przez moment jego oczy lśnią i to wystarczy, bym przynajmniej trochę się rozluźniła.
–O tym też tak łatwo zapominam. Moja żona jest o wiele niebezpieczniejsza, niż mogłoby się wydawać. – Uśmiecha się pod nosem. Jest coś w tym wymuszonego, ale nie dbam o to. Nie, skoro w końcu posłusznie pokonuje dzielącą nas odległość. – Mi amore…
– Obejmij mnie.
Tylko tego chcę. Zniecierpliwionym ruchem wyciągam rękę, oczekując wyłącznie współpracy z jego strony. Tym razem nie mam jak usprawiedliwić się hormonami ciążowymi, najzwyczajniej w świecie sfrustrowana milczeniem, które na powrót zapada między nami. Poniekąd mam ochotę go uderzyć – tak dla zasady, dokładnie jak wtedy na balkonie, gdy śmiał mnie odepchnąć. Jeśli i teraz zignoruje to, że go potrzebuję…
Nie wiem czy to moje wspomnienia, czy coś innego, ale Gabriel w końcu podejmuje decyzje. Żadne z nas nie jest prawdziwe – nie do końca – ale wyraźnie czuję jego dotyk, gdy ujmuje moją dłoń. Rozluźniam się, czując jak uchodzi ze mnie całe napięcie. Wpadam mu w ramiona, nie pozostawiając innego wyboru, jak tylko przygarnąć mnie do siebie. Przez moment liczy się wyłącznie znajome objęcia i zapach, który czuję za każdym razem, gdy nabieram powietrza.
Wzdrygam się, kiedy ciepłe dłonie przesuwają się wzdłuż kręgosłupa. Ostatecznie zatrzymuje je na moich lędźwiach, po chwili przesuwając na płaski już brzuch.
– Tęskniłem za tobą – przyznaje,a ja spoglądam na niego skonsternowana. – Przy malutkiej trudno mi skupić się tylko na tobie. Nie żeby było w tym coś złego…
– Zawsze możemy częściej podrzucać ją mojej mamie. Albo Layli – zauważam przytomnie. – Obie rwą się do tego, by nosić ją na rękach… Zresztą czy to ważne? Teraz mnie masz.
– Możliwe – przyznaje wymijającym tonem. – Ale czy nie sama do tej pory uważasz, że ten świat nie jest prawdziwy? To nie to samo.
Wzdycham, dla odmiany sama czując wyrzuty sumienia. Gabriel nie daje mi odczuć rozczarowania, ale przecież dobrze wiem, co sobie myśli.W którymś momencie zdążyłam zapomnieć, jak prawdziwy potrafi być świat snów. Kiedyś dla nas oboje znaczył wszystko, ale z biegiem czasu…
A może przywykłam do tego, by mieć go naprawdę. Tyle że przecież mam.
– Przypomnij mi – proponuję. Zadzieram głowę na tyle, by swobodnie patrzeć mu w twarz. – Choćby to, co znaczyła kiedyś ta łąka. Pamiętam,o co prosiłeś, gdy dopiero zacząłeś mnie tu sprowadzać, ale… chcę to usłyszeć.
Wyraźnie widzę zaskoczenie w jego spojrzeniu, choć naturalnie próbuje je ukryć. Gabriel ma to do siebie, że zawsze próbuje panować nad emocjami, nawet wtedy, gdy jest ze mną –a może zwłaszcza w takich chwilach. Sęk w tym, że to już od dawna nie działa,a przynajmniej nie w takim stopniu, jak mógłby tego oczekiwać.W którymś momencie zmieniliśmy się oboje,w tym ja, choć nie mam pewności, kiedy i jak do tego doszło. Tak czy siak, nie jestem już tą wystraszoną dziewczynką, którą poznał na samym początku i którą przerastało wszystko, co wiązało się z telepatią.
– Nie jesteś – potwierdza bez chwili zastanowienia.
– To nie jest to, co chciałam od ciebie usłyszeć – zarzucam mu. Wciąż kurczowo tulę się do niego, pozwalając, by kreślił mi na plecach jakieś fantazyjne wzory.
– Hm…A co jeśli nie do końca pamiętam,o czym teraz mówisz?
Drażni się ze mną, ale serce i tak jak na zawołanie mi przyśpiesza. Zaciskam dłonie, przez moment bliska tego, żeby jednak spełnić wcześniejsze groźby. Jakoś nie mam wątpliwości, że Isabeau byłaby bardzo zadowolona, gdybym doprowadziła jej brata do porządku w bardziej zdecydowany, nie do końca delikatny sposób.
Gabriel nie daje mi po temu okazji. Zanim mam okazję się zastanowić, zdecydowanym ruchem przysuwa mnie bliżej, przy okazji nachylając się na tyle, by nasze twarze znalazły się na jednym poziomie. Nie jestem pewna, które z nas inicjuje pocałunek – ja czy on. Toi tak nie ma znaczenia, bo liczy się, że nagle jego usta łączą się z moimi. Spodziewam się delikatności, ale kiedy przychodzi co do czego, również to nie wchodzi w grę. Moje ciało reaguje samoistnie,a ja momentalnie chcę znaleźć się jeszcze bliżej –o wiele, niż jest to fizycznie możliwe.
Teraz całą sobą czuję nie tylko ciało, ale również jego umysł. Wypełnia mnie całą, więc nie pozostaję mu dłużna. To tak, jakby wszelakie mury nagle runęły, nie pozostawiając po sobie nawet śladu. Jego myśli swobodnie przepływają przez mój umysł,a jaz ulgą przyjmuję fakt, że mimo wciąż pobrzmiewającego gdzieś niedowierzania i poczucia winy, uwaga Gabriela skupia się przede wszystkim na mnie. Poddał się, ten jeden raz, choć oboje wiemy, że jest zbyt dumny, by ot tak wycofać się z jakiejkolwiek walki.
Chyba że chodzi o mnie. Wbrew wszystkiemu nie potrafimy ze sobą walczyć.
Czuję pieczenie pod powiekami, ale właściwie nie zwracam na to uwagi.Z trudem łapię oddech, wykorzystując chwile między kolejnymi pocałunkami.W tamtej chwili czuję się w pełni żywa, już nie mając wątpliwości, że świat snów jest równie prawdziwy, co i ten, który widujemy na co dzień. Tak przynajmniej jest, gdy próbuje ingerować w niego Gabriel.W tym jednym momencie aż za dobrze rozumiem, dlaczego oni Ali są tak zafascynowani swoimi darami. To coś więcej niż iluzja, choć tak łatwo o tym zapomnieć.
– Zatańcz dla mnie – słyszę tuż przy uchu. Wzdrygam się, kiedy ciepły oddech muska mój policzek. –O to ci chodziło, prawda? Poprosiłem cię wtedy, żebyś tańczyła.
– Nie przypominam sobie, byś wtedy przyznał, że to ma być coś dla ciebie.
Prycha w odpowiedzi na moje słowa. Nieznacznie luzuje uścisk, dzięki czemu jestem w stanie odsunąć się na tyle, by na niego spojrzeć. Wciąż z trudem łapię oddech, podczas gdy serce tłucze mi się w piersi tak szybko i mocno, jakby w każdej chwili mogło się z niej wyrwać. Kręci mi się w głowie, ale to coś innego niż słabość, która towarzyszyła mi podczas ciąży.
– Wtedy to byłoby niestosowne – stwierdza przesadnie uprzejmym tonem Gabriel. Jego oczy lśnią w niezdrowy sposób, aż nazbyt wyraźnie zdradzając pożądanie. Nie żeby próbował to przede mną ukryć. – Ale żonę mogę o to poprosić, prawda? – dodaje,a na jego ustach pojawia się zaskakująco łagodny, niepewny uśmiech. – Zatańcz dla mnie, aniele.
Jak mam odmówić? Może powinnam być zmieszana, ale nic podobnego nie ma miejsca. Sen czy rzeczywistość, kiedy w grę wchodzi Gabriel, nie obawiam się niczego. Trudno, by po wszystkim, co się wydarzyło, którekolwiek z nas odczuwało choćby cień oporu czy wstydu przed drugim.
Odsuwam się, wciąż z uwagą przypatrując Gabrielowi. Nie od razu decyduję się spełnić jego prośbę. Moje spojrzenie wędruje ku niebu – aksamitnie czarnemu, jeśli nie liczyć gwiazd, ale…
Och, coś się nie zgadza.
– Aniele?
Potrząsam głową. Jak na zawołanie przypominam sobie wiersz Claire – jedną z przepowiedni, która miała dla mnie aż tak wielkie znaczenie.I spełniła się, dokładnie jak każda inna, choć z perspektywy czasu widziałam, że przyniosła wyłącznie to, co najlepsze dla nas.
Tańcząca w blasku księżyca
Zmierza ku światłu
A wraz z nią zapanuje chaos
– Nie widzę księżyca – oznajmiam z rozbrajającą wręcz szczerością.
Gabriel po prostu się we mnie wpatruje, wyraźnie zaskoczony moimi słowami. Nie tego się spodziewał, to zresztą nie wydaje mi się dziwne. Przez dłuższą chwilę oboje milczymy, wpatrzeni w siebie nawzajem, każde pogrążone we własnych myślach. Czekam, tak jaki on, choć podejrzewam, że każde z nas wypatruje czegoś innego. Zabawne, ale nie jestem pewna, czym to jest w moim przypadku.
– Co w tym złego? – pyta w końcu Gabriel. Bez pośpiechu przesuwa się bliżej mnie. – Mało ci chaosu w ostatnim czasie?
– Kto wie? – Przekrzywiam głowę. – Zaczyna mi się to podobać. Ciągłe ratowanie ciebie i twojej duszy też. – Milknę na dłuższą chwilę, po czym dodaję to, co od dłuższego czasu nie daje mi spokoju,w duchu modląco to, by w końcu zrozumiał: – Nie ma rzeczy, której bym ci nie wybaczyła. Kiedy to do ciebie dotrze?
Przez jego twarz przemyka cień. Waham się, przez moment gotowa przysiąc, że jednak powiedziałam o słowo za dużo. Zamieram, niemalże spodziewając się tego, że wróciliśmy do punktu wyjścia – że ten cudowny nastrój zaraz zniknie,a Gabriel znów zacznie zadręczać się czymś, czego nie chcę i nie potrafię zrozumieć.
A potem z jego ust padają ostatnie słowa, które spodziewam się usłyszeć.
– Moja dusza stoi przede mną.
Obraz na moment rozmazuje mi się przed oczami, choć nie od razu pojmuję dlaczego. Orientuję się dopiero w chwili,w której pierwsze łzy docierają aż do brody. Natychmiast ocieram twarz – raz,a później kolejny – ale to już nie ma sensu. Płaczę, na dodatek stojąc tuż przed nim,a ukrycie tego po prostu nie wchodzi w grę.
Z tego wszystkiego nie orientuję się,w którym momencie Gabriel materializuje się tuż przede mną. Znów mnie całuje, tym razem o wiele delikatniej i czulej, nie tyle skupiając na moich ustach, ale całej twarzy. Ociera mi policzki, bynajmniej nieprzejęty tym, że w którymś momencie wtulam się w niego, mocząc całą koszulę łzami.
– Na moje wcale nie potrzebujemy księżyca – rzuca Gabriel, jak gdyby nigdy nic zmieniając temat. Spoglądam na niego w roztargnieniu, przez moment zdezorientowana. To wszystko wydaje się aż tak nierealne… –W ciemnościach też można tańczyć.
Nie jestem w stanie odpowiedzieć, ale on tego nie oczekuje. Machinalnie poddaję mu się, kiedy odsuwa mnie od siebie na tyle, by móc ułożyć dłonie na moich biodrach.Z wolna obejmuję go za szyję, mimowolnie zastanawiając nad tym, co my właściwie wyprawiamy – na środku tej łąki,w mroku i bez jakiejkolwiek muzyki.
Tyle że to nie ma znaczenia. Pojmuję to z pierwszym piruetem, kiedy ostatecznie dochodzę do wniosku, że w zupełności wystarczy mi spojrzenie i obecność Gabriela. To,w jaki sposób dosłownie taksuje mnie wzrokiem…
Tak, to wystarczy.
Bo w ciemności też można tańczyć.
Inspiracja:
Od autorki: Gratuluję. Właśnie przeczytałeś ff „Zmierzchu”… Albo raczej dodatek specjalny do mojej zdecydowanie zbyt długiem kontynuacji „Lost in the Time”. ;>
0 komentarze:
Prześlij komentarz