Autor obrazka: Pastelying
Słowem wstępu: Cała akcja zaczęła się od opowieści Usterki, którą zaatakowała ćma gdy w samym ręczniku wracała do pokoju i nie chciała się od niej odczepić. Ostatecznie z rozmów o długości odpisów na rp wyszedł pomysł na drobną zabawę. Zadaniem było zrobić jak najdłuższy opis ataku ćmy. Sama zabawa działa się już kilka miesięcy temu, ale uznałam, że fajnie będzie się tym podzielić z szerszą publicznością ;) A więc zapraszam do czytania. Przedstawiam atak ćmy z punktu widzenia grupy ludzi z Discorda Handlarza Iluzji ^^
WYJCA
Pewnego dnia siedziałam przy komputerze jak zwykle w nocy. Okno było otwarte, aby świeże nocne powietrze mogło dostać się do wnętrza mojego małego pokoju. Przeglądałam discorda, kiedy to zobaczyłam jakiś cień, który latał jakby go piorun jasny trafił. Przerażona spojrzałam w tym kierunku, aby zlokalizować oto ten obiekt i oto okazało się, że moim oczom ukazała się ogromna ćma, wielkości zeszytu, w którym dzieci z podstawówki rysują penisy, które ochrzczono "karne kutasy". Obserwowałam ją uważnie, gdy ona gwałtownie poleciała w moją stronę i uderzyła mnie w twarz, ponieważ nie zdążyłam się osłonić. Krzyknęłam tak, że pół miasta zostało obudzone w mgnieniu oka. Jednakże szybko umilkłam, gdyż ta oto ćma odleciała ode mnie i usiadła na moim monitorze.
- Ty kurwiu jeden...
Przeklęłam ćmę, która szykowała się do następnego natarcia. Jednakże ja miałam pod ręką długopis. Ujęłam go w dłoń jakbym dobyła miecz.
- No walcz ze mną Ty nikczemna kreaturo z dna Piekieł!
Rzuciłam wyzwanie potworowi, ten nie czekał długo, wzniósł się i przystąpił do ataku. Ja z moim oddanym długopisem z napisem "Do you wanna have a BAD MATH?" broniłam się zawzięcie. Jednakże odsłoniłam się, a potwór jakim była ta ćma, uderzył mnie w ramię. Aczkolwiek stracił panowanie nad skrzydłami i wylądował na ziemi, wtedy ja, wspaniałomyślna ja wzięłam miskę po chipsach, które jadłam przy oglądaniu serialu "Lucyfer" i zamknęłam tą kreaturę pod szklaną pułapką. Zwycięsko podniosłam długopis.
- Wygrałam tę wojnę!- Krzyknęłam z dumą
FENFRAL
Dziewczyna siedziała w spokoju, pisząc na swoim komputerze. Nic nie zakłócało jej świętego spokoju. Nagle poczuła, że coś zakłóca jej harmonię. Spojrzała za siebie. To była ona. Wielka, włochata, paskudna... ćma! Jej odwieczny wróg. Siedziała na szafie, planując jak tylko ją zaatakować. O nie. To była oznaka WOJNY! Dziewczyna nie zamierzała się poddać tej paskudzie. Spięła wszystkie mięśnie, szykując się do obrony. To miała być największa walka w jej życiu. Nawet przerwała pracę na komputerze. Ćma była PRIORYTETEM! Stanęła oko w oko z największym zagrożeniem w jej pokoju. Zaczęła poszukiwać broni. Jedyne co było pod ręką to jej legendarny klapek zagłady. Zabijała nim w przeszłości muchy, pająki... ale ćmy jeszcze nigdy. Jednak musiała zaryzykować. Podniosła go majestatycznym gestem dłoni i gromkim głosem zakrzyknęła... GIŃ PASKUDO! Klapek dumnie unosił się na linii rzutu. Jednak w chwili, gdy miał osiągnąć miejsce przeznaczenia... chybił. Wysłannik sił ciemności, pod postacią ćmy uciekł śmiejąc się z niej przez okno. Jednak była pewna, że to nie był koniec...
PATTKA
Był to mroźny wieczór, o godzinie 22:36. Przez pusty chodnik stąpała postać, a dokładniej kobieta. Dzięki lampom ulicznym, co kilka kroków można było w świetle lamp jej bladą twarz. Ciemnobrązowe włosy, piwnego koloru oczy, ciemne piegi i delikatnie zaróżowione policzki oraz nos od zimna. Miała na sobie długi płaszcz, czerwony szal oraz jakieś siwe rękawiczki. Po nogawkach można było wywnioskować, iż są to ciemno błękitne dżinsy, stopy natomiast dumnie znajdowały się w czarnych lateksowych kozakach. W jednej dłoni trzymała telefon przystawiony do ucha, najwyraźniej bardzo pochłonięta rozmową.
- Ja ci mówię, że Wacław oszukiwał w piłkarzykach!... Nie mów mi tak, ja wiem, że to jest możliwe i wiesz o tym dokładnie, że nie zmienisz mego przenajświętszego zdania.
Rzuciła oburzona do rozmówcy po drugiej stronie, jednak chwilę później parsknęła śmiechem.
- Doobra, ja kończę...No, tak, oczywiście, że cię uwieelbiam~ Papa kochana!
Oddaliła komórkę od ucha i rozłączyła się, naciskając czerwoną słuchawkę na ekranie. 22:47...Ten czas tak szybko leci, a do jej domu w bloku nadal długa droga...Heh, ciekawe, czy tym razem również ta stara zrzędliwa sąsiadka ją zaczepi waląc słynnym tekstem ''Ah, piło się i teraz do domu po ciemku się wraca?'' Uhhh, jak ona tej babki nienawidzi. Nagle ogarnęło ją dziwne przeczucie bycia obserwowaną. Przystanęła na chwilę i niepewnie rozejrzała się po pustej ulicy, gdzie to nawet auta nie jeżdżą. Szybko jednak potrząsnęła głową i przyśpieszyła kroku, przy tym włączając latarkę szykując się na kawał drogi bez żadnych lamp. Szła już dobre kilka minut, a to samo uczucie ogarnęło jej umysł. Zrobiła zmieszaną minę i rozejrzała się ponownie, jednak znowu nikogo nie dojrzała, a jedyną rzeczą, która rzuciła jej się w oczy, była ciemna uliczka po drugiej stronie ulicy. Dziewczyna nadęła policzki i tupnęła nogą, kierując światło latarki od telefonu w stronę takowej uliczki.
- To nie jest śmieszne! Wiem, że ktoś tam jest i ma się pokazać!
Praktycznie wykrzyknęła. Czekała jakiś czas, wgapiając swój skupiony wzrok ku ciemnościach dobiegających kilka metrów przed nią, aż nagle dojrzała jakąś małą plamkę, przemieszczającą się w jej stronę...Zaraz...Od razu wytrzeszczyła oczy i zrobiła kilka kroków w tył.
- O kurwa! Helena, mam zawał! To najgorsze z najgorszych owadów, które Bóg stworzył...
Gdyby tylko miała krzyżyk przy sobie, to od razu ćma zapoznałaby się z jej ultra hiper super duper atakiem, którego by nawet sam Arceus z pokemonów pozazdrościł. Zaczęła przerażona wymachiwać komórką na wszystkie strony, przez to małe stworzonko zmierzające w jej stronę.
- A niech cię dunder świśnie!
Warknęła i wyciągnęła z torby książkę 50 twarzy Greya. Najlepsza broń na tego typu owady - już kilka nią zmiażdżyła. I tutaj zaczęła się walka szermiercza. Ćma vs porąbana kobieta. Kto wygra? Dziewczyna dumnie wymierzała książką we wszystkie strony, ćma natomiast wszystkie ataki z jej strony omijała z gracją, której to żadna z baletnic nie potrafi.
- Giń ty poczwaro z najciemniejszych piekieł!
Dodała jeszcze na sam koniec i rzuciła książką wprost przed ćmę, na co tej nie udało się wyminąć i wylądowała pod książką na asfalcie. Dziewczyna patrzyła kilka chwil na książkę, jak na największego wroga na świecie i niepewnie zaczęła szturchać ją czubkiem buta, jakby miała tym sprawdzić, czy aby na pewno ćma została dobita na amen. Wygrała...? Podniosła z obrzydzeniem książkę i spojrzała na asfalt, a dokładniej na plamę po biednym bezbronnym stworzeniu. ...Wygrała!! Ha, to dopiero z niej pogromczyni owadów! Jednak...chuj, będzie musiała się upić, bo ma zwidy i słyszy głosy, nawołujące tą biedną zmiażdżoną istotkę. Potrząsnęła głową i po dokładnym sprawdzeniu, czy książka jest już czysta, schowała ją ostrożnie z powrotem do torby i wznowiła swą drogę w podskokach, niczym dziecko, któremu to został kupiony lizak jego najskrytszych marzeń.natychmiast pokazać!
MELINDA
Wśród ciemności, przemykających cieni, zakamarków nocy, gdzie jedynym źródłem światła w zagęszczonym, wielkim lesie był blask księżyca oraz gwieździste niebo… no dobra. To było na kompletnym zadupiu, gdzie było domów tyle, co kot napłakał. Z okna jednego z nich jarzyło się nikłe, stłumione światło lampki. Przy niej była osadzona wygodnie na łóżku, okryta jedynie kocem, cienkim wręcz przez temperaturę jaka panowała, dziewczyna. W łapkach swych malutkich miała książkę, która grubością mogła się mierzyć z samą Biblią, albo innymi literaturowymi cegłami świata. Mimo, że przy takim oświetleniu łatwo o zepsute oczyska, Dziewczynie to nie wadziło. Do jej uszu docierały dźwięki zwierząt nocnych, czy to robaczków, dzięki faktowi, iż okno było uchylone na świeże powietrze z dworu, które to powoli, spokojnie przemykało się do pomieszczenia. W sumie ile ona mogła tak siedzieć? Nie wiadomo. To jedynie wie sama ona. No… albo i nie. Ale mniejsza. Ten niezmącony spokój, o ironio, zmąciła jedna. mała, malutka drobnostka. A tą drobnostką… był nalot. Nieprzewidzianego, z zaskoczenia atak jednej jednostki latającej, która powiodła tu za bladym blaskiem bijącej z lampy. Nie spodziewając się takiego zwrotu akcji, człowiek płci żeńskiej aktywował swe funkcje obronne, zamknął książkę i chwycił w gotowości na obronę. Obiektem latającym okazała się być ćma, która to obrała obecnie za cel istotę ludzką, która to znajdowała się w pokoju.
Oj, nie jest tam jakimś głupim, latającym owadem. Dobrze wie, jak większość jej pobratymców skończyła. I obiecała sobie, oj, nie puści tego płazem tym łysym małpom! Podleciała pod sufit, gdy nagle rozpoczęła pikowanie wprost na dziewczynę. Ta zaraz włączyła tryb szybkiej reakcji, co skutkiem tego było ruszenie swych górnych kończyn w ruch i zamienienie książki na broń bądź tarcze. Sposób użycia zależne jedynie od samej osoby obsługującej. Zamachnęła się raz, drugi, trzeci, czwarte przez dziesiąte, ale co to się dzieje. Ćma umknęła, uniki godne szkieleta zwanego Sansem! Owad zrobił taktyczny odwrót, jednak nie na długo, bo już zaraz przypuścił kolejny atak na humanoidalnego ssaka. Ponowne zamachy, ponowne uniki, jednak nagle ćma nie spodziewała się udziału kończyn dolnych. Zanim się zorientowała, dostała z buta, jakby właśnie walczyła z Robertem Lewandowskim, albo Kubą Błaszczykowskim, a nie z prosta, zwyczajną dziewczyną, która to postanowiła zarwać noc przez jedną, grubą jak świnia książkę. Kurs ćmy przez ten niespodziewany cios został zmieniony i obecnie kadłub owada kierował się w stronę najbliższej szafy, która była niemal naprzeciwko łóżka dziewczyny. Z hukiem zderzyła się ona z drewnianymi częściami mebla, po czym opadła bezwładnie na panele. Nie… ona tak nie skończy, nie! Powiada wam, ona jeszcze nie przegrała tego! Ona jeszcze- to były ostatnie myśli walecznej, nieustraszonej ćmy, która to dokładnie w tej chwili zakończyła swój żywot przy ingerencji osoby trzeciej. A najprościej mówiąc. Dziewczynka użyła najgroźniejszego, najstraszliwszego narzędzia, które budzi strach i panikę w niejednym owadzie - kapciem. Pozbyła się dowodów zbrodni jak i zwłok przez uchylone okno, po czym jakby nigdy nic, powróciła do swojej ukochanej czynności.
PERSEFONA
Rozsiadłam się z kawusią i lekturką w dłoni. Ni stąd ni zowąd usłyszałam delikatne dźwięki, coś podobnego do motyla. Spojrzałam na zegarek - 21:34, było napisane na cyfrowym wyświetlaczu. Spoglądam przez okno - ciemno. Ale co ni to dało, ha. Okno. Okno było otwarte! Koło lampki ewidentnie coś latało. Wypatrzyłam wzrok, przyglądam się i... Widzę ćmę. Bez zawahania chwyciłam za swojego laczka, który jeszcze przed chwilą był na mojej stopie. Stanęłam twarzą w twarz z przeciwnikiem (choć to że ćma ma twarz, jest wątpliwe). Czujnym wzrokiem goniłam owada. BAM! Pierwsza, nieudana próba. HYC! Druga porażka, tym razem ucierpiał porcelanowy aniołek, lecz teraz nie ma czasu na opłakiwanie poległych. Ściskany kapeć prawie mi uciekał, ale nadal ściskałam. SZUCH! W KOŃCU! Rozległ się okrzyk wiwatu, a kapeć znów wylądował na mojej stopie.
FENIXXS
Pewnej pięknej, letniej nocy, o porze, gdy grzeczne dzieci dawno już śpią, Feni pracowała nad swoim dziełem. Skupiała się, by odpowiednio zebrać słowa w całość, nadając temu spójnej treści. Do tego, były jej potrzebne cisza i spokój. Jednak jak to już w okrutnym i bezlitosnym świecie bywa, coś musiało jej przerwać. Tym czymś okazała się niewielkich rozmiarów ćma, czująca pociągi do jakże drogiego i bajecznego źródła światła — jej telefonu. Dziewczyna przyciemniła ekran, to jednak na nic się zdało, owad pikował wprost na wyświetlacz, aby odbić się od niego i zetknąć się z jej twarzą. Odpędzała włochate paskudztwo, to jednak nie dawało za wygraną. Kobieta ukryła się w szafie, skrzydlate stworzenie jednak nawet tam ją odnalazło. Wszelkie kryjówki na nic się zdawały. Dzielna samica musiała pokazać, kto tu jest alfą. Doskoczyła do szafki nocnej i chwyciła w dłoń swoją śmiercionośną, splamioną setki już razy posoką, broń. Łapka, czy też packa na muchy, aż rwała się do tego epickiego starcia. Przyjęła stabilną pozycję i nasłuchiwała. Z rogu pokoju dobiegało ciche bzyczenie, które być może było tylko urojeniem, jednak nie mogła czekać. Jednym susem przemierzyła połowę pomieszczenia i ciach, trafiła coś. Nie była to jednak zwierzyna, na którą polowała, zaledwie nędzna mucha. Przychyliła się i w pełnej gotowości wróciła na środek, gdzie miała najlepszą widoczność na otoczenie. Nie musiała jednak czekać długo, napastnik zaatakował. Zadał jej bolesny cios w sam środek czoła, spoliczkował ja skrzydłem i zostawił biedną, ludzką samicę, śmiejąc się z niej obelżywie w języku nocnych motyli. Cała drżała i wpatrywała się z przerażeniem, jak istny potwór odfruwa i ginie stopniowo w blasku księżyca.
(Przerywnik od Fenixxs na pokrzepienie Shiro w opisaniu ataku ćmy)
Shrio droga, my w Ciebie wierzymy,
I wcale nie cukrzymy,
Boś ty jest fraszek Królowa,
Do rymów stworzona twoja głowa,
Niech cię ma w opiece Kochanowski,
Mickiewicz i ksiądz Twardowski.
Niech czuwają nad twoją dusza poety,
Bo to kruchy dar, niestety
MADZIAZIEL
Była późna godzina. Między północą a 1 w nocy. Brat który miał pokój ze mną właśnie wyłączył telefon i odłożył go żeby pójść spać. Przed tym powiedział żebym się też kładła bo muszę wstać rano. Cóż nie posłuchałam się i dalej oglądałam jakieś głupoty na telefonie leżąc w miękkim łóżku. Zaczynając od satysfakcjonujących filmów kończąc na speedpaintach. Co jakiś czas zaglądałam na Discorda z nadzieją że ktoś ożyje na pewnym serwerze. Lecz nadzieja z każdą minutą malała. Gdy oglądałam film właśnie o kotach usłyszałam że coś stuka o sufit. Znałam ten odgłos i to dość dobrze. Był to albo duży komar albo ogromna ćma. Po czasie ucichło na szczęście. Najpewniej poszło spać lub wyleciało przez otwarte okno. Po chwili walczenia z lenistwem postanowiłam się ubezpieczyć i zamknąć okno. Tak teraz nie wleci ich więcej. Położyłam się znów obracając na drugi bok. "Jeszcze jeden film i idę spać" - powiedziałam do siebie w myślach. Ostatnie 4 minuty video i koniec... Lecz... Usłyszałam znów stukanie o sufit. Zatrzymałam film. "O nie czyżby znów ta ćma?" - po krótkiej chwili namysłu postanowiłam dokończyć 4 minuty video. Stukanie nie ustawało... Bałam się że za chwilę może zaatakować mnie... 2 minuty... Czyżby udało mi się uniknąć naskoku ćmy? Cieszyłam się z tego w duchu. Nienawidziłam jak takie robale idą do światła telefonu czy komputera i straszą człowieka. Jest to okropne... Ale cóż poradzić na to? Nagle moje myśli rozwiały dźwięki a raczej ich brak... Nareszcie przestała stukać o walony sufit. Odetchnęłam z ulgą. Filmik się skończył a ja postanowiłam włączyć kolejny kłamiąc samą siebie że zapomniałam o mych słowach. Niespodziewanie ta jędza ćma wyleciała w mój ekran. "O KURWA ZAWAŁ". Moje serce zaczęło szybciej bić a ja wyłączyłam telefon.(edytowane)
Wróg dalej atakował moją twarz i telefon. Próbowałam uderzyć ją dłonią lecz moje próby były daremne. Unikała lepiej tych ciosów niż Chuck Norris. Nawet jej nie smyrnęłam. Szybko rzuciłam telefon pod kołdrę. Jędza dalej atakowała co jakiś czas moją twarz. Schowałam głowę pod pościel... Chwilę ćma uderzała o nią lecz tylko chwilę. Cisza nastała... Odleciała? Nieee ona jest zbyt sprytna... Postanowiłam nie wychodzić i spać całkowicie pod kołdrą. Tak to będzie mądre rozwiązanie... Otuliłam się bardziej nią żeby było mi miło. "Ha i tak oto wygrałam robalu." Lecz czy można było to nazwać wygraną? Raczej nie... Ale mniejsza. Radość nie trwała krótko bo zaczęło być duszno i trudniej się oddychało... Postanowiłam na chwilę zrobić "dziurę" dzięki której powietrze będzie dochodziło. Lecz to okazało się błędem. Ćma która jakby podążała za ciepłem ulatującym spod kołdry wyleciała przez dziurę do mnie. Gdy poczułam że coś znów atakuje mą twarz szybko zaczęłam się motać. "Jak teraz ten robal przeżyje to po mnie". Ćma dalej unikała ataków niczym sans z Undertale na genocide. Widząc że to nie daje rezultatu szybko zarzuciłam z siebie kołdrę. Tak usłyszałam ten piękny stukot o ścianę który wcześniej irytował. Nareszcie zostawiła mnie w spokoju. Lecz zaraz... Ten stukot był inny niż od tego robaka... O n i e... W pokoju są dwie ćmy. PIERDOLE. Koszmar. Uhh. Teraz na 100% nie usnę przez obawę. Trzeba coś z tym zrobić. Owad który wcześniej mnie atakował zajął się najwyraźniej ucieczką z mieszkania. Też miał dość mego towarzystwa... Miło... Ale co mam teraz zrobić...? Tak! Wpadłam na genialny pomysł. Włączyłam telefon i postawiłam go przed sobą na łóżku - zadziała jak magnes na ćmy. Ja ostrożnie wstając żeby nie obudzić brata poszłam do rogu pokoju po siatkę na motyle. Widziałam że kiedyś się przyda!(edytowane)
Już podchodząc do łóżka słyszałam stukot o ekran telefonu. Mmm tak nareszcie czułam smak wygranej w ustach. Ostrożnie zbliżyłam się na odpowiednią odległość iiii CIACH. Udało się? Dałam radę? TAK ta jędza motała się w siatce. Ohoho i to jeszcze była ta co mnie atakowała. Nareszcie! Udało się. Ostrożnie otworzyłam okno i wzięłam robala w siatce. Bez wahania wypuściłam go na zewnątrz. Ah nie będę tęskniła. Dobra teraz została druga ćma. Usiadłam obok telefonu czekając aż poleci. Przez to że zajęłam się wypuszczaniem pierwszej ćmy to nie słyszałam kiedy stukanie ustało. Poszła spać? Odpocząć? A może zaatakuje? Nie wiedziałam czego się spodziewać... Nagle poczułam coś na prawej ręce... To była ona. Usiadła na mojej ręce. Nie wiedziałam co zrobić pierw... Drugą ręką wyłączyłam telefon w razie czego. Delikatnie wstałam żeby jej nie spłoszyć. Podeszłam najostrożniej jak mogłam do okna. Odsłoniłam firankę i wystawiłam prawą rękę. Potrząsnęłam nią delikatnie i ćma odleciała gdzieś daleko. Uff nareszcie koniec... Ostrożnie położyłam się do łóżka żeby znów nie naruszyć snu brata... Podłączyłam telefon do ładowania i wzięłam mego misia który spadł przez to zamieszanie na podłogę. Otuliłam się kołdrą a następnie przytuliłam pluszaka. Ahh ciekawe czy rano wstanę... Chwilę po tym usnęłam zapominając o zamknięciu okna ah...
(Kolejny przerywnik Fenixxs. Tym razem odnośnie dyskusji na temat pizzy)
Pizzo, Pizzo! Słońce moje,
Kochałam ja wielce pomidorki twoje,
Pieczarki, szyneczkę, nawet ananasa
Lecz gdzie teraz twa krasa?
Gdzie nasze piękne chwile?
Były ulotne jak motyle ;-;
SHIRO HIGURASHI AKA MAGICZNY OSIOŁ
Był to kolejny ,,piękny” dzień w Dusttale. Zupełna cisza. Wszędzie. Jak pyłem zasiał. W kiedyś tak zaludnionym podziemiu został już tylko jeden potwór, (w pełnym tego słowa znaczeniu). Stał on pośrodku tego, nie wiadomo czy bardziej zaśnieżonego, czy zakurzonego lasu. Przed chwilą zabił już człowieka, więc zasadniczo nie miał teraz nic do roboty.
- No to, skoro mamy chwilę czasu, to co teraz chcesz porobić bracie? - zapytał Murder!Sans kierując głowę ku pustce. Przynajmniej dla obserwatorów, mogłoby się wydawać że mówi do siebie, on natomiast zwracał się do swojego ,,brata", Phantom!Papyrusa. - Przejść się do Watterfall, czy może wolisz… - szkielet nie dokończył. Przerwał momentalnie wyczuwając blisko siebie ,,coś". To już był ten wyrobiony szósty zmysł mordercy. A może raczej ,,EXP Huntera''? - Czy ty też to czujesz bracie...? - zapytał Sans niepewnie.
- CO TAKIEGO SANS? CZYŻBY BYŁ TU JESZCZE KTOŚ? NIE POWINIEN BYĆ, W KOŃCU JUŻ WSZYSTKICH ZABIŁEŚ... ALE! IDŹ TO SPRAWDZIĆ! NIE OBIJAJ SIĘ LENIU, JEŻELI JEST TAM EXP TO NA CO CZEKASZ? JUŻ DO ROBOTY! SAMO SIĘ NIE ZABIJE!
Sans oczywiście posłuchał się swojego ,,brata” i momentalnie teleportował się pod drzwi ruin. Rozejrzał dokoła. Pustka. Kompletnie nic... czyżby się pomylił… Odwrócił się plecami do drzwi i rozejrzał jeszcze raz. Nikogo nie widać, ani nie słychać. Odszedł parę kroków zastanawiając się czy czasem nie oszalał. Był pewny, że coś wyczuł.
W tym momencie przez szczelinę pod drzwiami wyszła ćma. Nie był to żaden potwór. Ot zwykłą, ćma jakich na powierzchni pełno. Skąd się wzięła w Dusttale? Pewnie musiała wpaść do podziemia razem z człowiekiem, albo sama przypadkowo wpadła lub wleciała do dziury. Podążała niczym cień za człowiekiem w końcu trafiając do drzwi do Snowdin. Biedne zwierze nie wiedziało, że za nimi czeka je tak zimne miejsce. Tym bardziej ćma nie mogła wiedzieć w jak wielkim niebezpieczeństwie się właśnie znalazła. Ćma unosiła się w powietrzu patrząc na plecy szkieleta. Rozglądała się niepewnie dokoła nie wiedząc czy wracać, czy zbadać nową okolicę. Wtem wyczuła ciepło bijące od znajdującego się przed nią obiektu. Było ono najprawdopodobniej spowodowane będącą na szkielecie jeszcze ciepłą krwią dopiero co zabitej ofiary. Ćma jednakże niedbałą o to. Chciała się ogrzać, a obiekt przednią nią wydawał się do tego wręcz idealny. Podleciała więc bez zastanowienia i usiadła na jego zakrwawionej bluzie na wysokości miednicy czując przyjemną, ciepłą aurę. Szkielet natomiast nawet nie poczuł różnicy. Dalej rozglądał się dokoła chodząc w jedną i drugą.
- Dziwne, naprawdę dziwne Paps. Dałbym sobie LVL odebrać, że czułem tu coś - Sans był wyraźnie niezadowolony.
- NIE WIDZĘ TU ŻADNEGO POTWORA. HAHA, CHYBA JADNAK NAPRAWDĘ ZACZĘŁO CI ODBIJAĆ BRACIE. MOŻE TO OD TEGO EXP? MNIEJSZA! NIE MARNUJ CZASU! - Murder zastanowił się jeszcze moment i rozejrzał dokoła. Stwierdził, że brat może ma rację i zaczyna świrować?
- Masz rację bracie. Wiesz… Wpadnę na chwilę do Grillby's po butelkę keczupu i wrócę do patrolowania, ok? - zapytał się brata.
- EH…TYLKO BYŚ TAM SIEDZIAŁ PIJĄC KECZUP I SPAŁ... DOBRA TYLKO SZYBKO - odpowiedział Papyrus i po chwili obydwoje teleportowali się do baru, a nieświadoma niczego ćma z nimi.
W barze Sans wziął zza lady keczup i usiadł z głośnym westchnieniem. W tym momencie ćma widząc zbliżające się zagrożenie w postaci barowego stołka szybko opuściła dotychczasowe miejsce i zaczęła latać po barze szukając nowego miejsca do odpoczynku.
- NIE ROZSIADAJ SIĘ TAK! BIERZ BUTELKĘ I IDZIEMY NA PATROL! - wrzasnął Papyrus.
- Dobrze, już, już bracie… - powiedział kładąc butelkę na ladzie i spojrzał w stronę brata uśmiechając się do niego przyjaźnie. Następnie zmarszczył brwi i dodał. - Ale wiesz... nadal nie mogę wyzbyć się tego uczucia jakby.. coś tu było i latało koło mnie… A, i nie mówię tu o tobie!
Gdy mówił te słowa ćma wypatrzyła sobie idealne miejsce by usiąść. Była to oczywiście wspomniana wcześniej butelka keczupu. Usadowiła się na samym czubku nieświadoma jak kardynalny, by nie powiedzieć śmiertelny, błąd właśnie popełniła.
- PRZESTAŃ JUŻ ŚWIROWAĆ! BIERZ, LUB DOPIJ TEN KECZUP I IDZIEMY NA PATROL DO WATERFALL! - krzyknął wyraźnie podirytowany Papyrus.
Sans nic nie odpowiedział tylko przytaknął i sięgnął na ślepo po ulubiony napój. Trzymając go w ręku zamknął oczy, wziął wdech i przybliżył butelkę do ust. Uśmiechnął się na myśl o łyku który zaraz weźmie i otworzył oczy chcąc spojrzeć jeszcze raz na butelkę i wtedy... zobaczył, tuż przez swoim nosem ją. Wielką ćmę siedzącą na dzióbku jego butelki i poruszającą skrzydłami gotową do lotu. Odruchowo wstał rzucając butelkę na ziemię i atakując ją kością.
- Co Jest? - Krzyknął wyraźnie zdziwiony.
Ćma natomiast jakby nigdy nic odleciała spokojnie gdy tylko Dust wypuścił butlę z ręki i latała koło sufitu. Jeżeli natomiast chodzi o butelkę leżała teraz koło ściny przebita kości, a ściana i podłoga były całe w keczupie, którego Sans nie zdążył dopić. Szkielet pożałował w duchu tej straty, ale teraz miał inne zmartwienie.
- O, WIĘC JEDNAK NIE ZWARIOWAŁEŚ... DO KOŃCA, BRACIE - skomentował Papyrus. - A TERAZ NIE GAP SIĘ JAK CIELE NA MALOWANE WROTA I ZABIJ TO! - zarządził fantom. Na słowa brata Sans natychmiast otrzeźwiał i uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób.
- Z przyjemnością - odpowiedział rzucając w zwierze kością, które latało koło sufitu. Ćma jednak okazała się być godniejszym przeciwnikiem niż połowa potworów w podziemiu. Zrobiła zwinny unik przed kością szkieletu i dalej spokojnie latała. Sansa zdumiało to pudło no ale… Prawda jest taka, że nigdy nie celował w coś tak małego. Wystrzelił kolejną kość i jeszcze jedną, ale zwierze nadal latało nietknięte. Zwróciło jednak uwagę na szkielet. Podleciało momentalnie do Sansa, który okazał się wcześniej być naprawdę miłym siedzeniem. Szkielet cofnął się o krok zaskoczony szarżą przeciwnika. Stworzył w dłoni kość i wymachiwał nią we wszystkie strony.
- TRAF TO! TO TYLKO MALEŃKA ĆMA! ZABIJAŁEŚ JUŻ GROŹNIEJSZYCH WROGÓW - darł się Papyrus wniebogłosy.
- Staram się! Problem jest właśnie w rozmiarze!
Ćma dalej zbliżała się do szkieleta unikając zręcznie wszelkich ataków, aż usiadła mu na głowie. Szkielet krzyknął na to w furii miotając się we wszystkie strony próbując zrobić coś ze zwierzęciem. Owad natomiast, gdy tylko dłoń szkieleta zbliżała się do niego odfruwał i siadał na innej części jego ciała. Za to kurz z bluzy Sansa latał w powietrzu tak, że po chwili niczego już nie widział. Zmęczony i oślepiony w końcu postanowił się przegrupować. Teleportował się do domu i padł na podłogę zmęczony i załamany tym, jak mu nie idzie z tak małym wrogiem.
- TY KOŚCIANY ŁBIE! JAK MOGŁEŚ SIĘ WYCOFAĆ I ODPUŚCIĆ TAK ŁATWO! NA PEWNO CI TERAZ UCIEKNIE! PONADTO MOGŁEŚ JĄ ZAŁATWIĆ BLASTEREM...
Papyrus zapewne darłby się tak i dłużej, ale w tym momencie oboje z bratem zobaczyli… ćmę. Siedziała sobie spokojnie na klapku szkieleta jak gdyby nigdy nic.
- ZABIJ! - zarządził momentalnie Papyrus. Sans przyzwał Blaster, cofnął się o krok zrzucając klapka z nogi i strzelił w niego. Po wystrzale po klapku nie było nawet śladu. Szkielet uśmiechnął się usatysfakcjonowany, że udało mu się pozbyć wroga. Klapka nie żałował. No może trochę, ale to nie było teraz istotne. Zamknął oczy zadowolony i... poczuł, że jego EXP nie wzrósł. Zerwał się na równe nogi i rozejrzał dokoła.
- Niemożliwe! - krzyknął zobaczywszy ćmę siedzącą na... jego kamieniu! - Teraz przegięłaś!
Zdjął drugiego klapka z nogi i rzucił się z nim na wroga uznając to za bardziej skuteczną broń. Ćma momentalnie się poderwała do lotu wzlatując poza zasięg szkieleta. Ten podskakiwał ale… był niski. Fakt niezaprzeczalny. Ćma natomiast jak na złość, jakby wiedząc o słabości wroga latał przy suficie. Szkielet był naprawdę wściekły. Wiedział, że kości nie pomogą. Wtem przypomniał sobie o blasterach. Natychmiastowo stworzył jeden i... wskoczył na niego serfując na nim niczym na desce.
- Teraz to masz przerąbane! - krzyknął lecąc do niej z klapkiem zagłady w ręku. Już miał ją uderzyć, był naprawdę blisko, gdy ta... Zrobiła unik. Co więcej ćma upatrzyła sobie idealne miejsce na mieszkanko. Ominęła zręcznie rękę szkieletu i wleciała mu prosto do pustego oczodołu. Tego Sans się zdecydowanie nie spodziewał. Natychmiastowo stracił równowagę. Przewrócił się i spadłą z blastera, który zniknął. On natomiast runął z impetem na kanapę.
- AAA! NIE! Zabierz to! Złaź! Wynoś się! Wynoś się z mojej głowy! - rzucał się szaleńczo nie mogąc za wiele zrobić. Zaciskał nerwowo oczy bił się po głowie krzyczał wniebogłosy.
- JAK BĘDZIESZ ZACISKAĆ POWIEKI TO NA PEWNO NIE WYJDZIE! OTWIERAJ TE OCZY! - wrzasnął Papyrus.
Sans natychmiast wykonał polecenie i padł na ziemię z otwartymi oczami bez ruchu. Ćma widząc wolną drogę wyleciała spokojnie. Widać miała dość rzucania się szkieleta. Jednak nadal żyła i miała się naprawdę dobrze. Sans natomiast leżał dalej. Nawet nie drgnął gdy ćma odlatywała w bliżej nieokreślonym kierunku. Miał wyraźnie dość. Starczyło mu upokorzeń, ta ćma… TA ĆMA. Okazała się być najgroźniejszym przeciwnikiem w całym podziemiu. On natomiast, Sans. Sans, który wymordował całe podziemie. Zabił wszystkie potwory, pokonał króla, królewską straż, a nawet człowieka, leżał teraz rozłożony na łopatki. Tak, miał definitywnie dość. Zamknął oczy i leżał bez ruchu. Czy zasnął? Nie, on cierpiał od dawna na bezsenność. Pewnie przez te koszmary... Teraz natomiast na pewno będzie miał nowy - o tej ćmie. W końcu po bliżej nieokreślonym czasie wstał i odetchnął ciężko. Widać było, że już się pozbierał. Ruszył powoli do kuchni. Miał tam jeszcze parę butelek keczupu. Przekroczył próg pomieszczenia i skamieniał. Stał patrząc na widoczny przed nim obraz. Ćma leżała na podłodze koło szafki kuchennej i nie ruszała się. Wyglądała na martwą. Sans podszedł do niej niepewnie i przyjrzał się. W końcu się pochylił i dotknął jej niepewnie stworzoną kością... Ta nawet nie drgnęła. Osąd był jeden - martwa. Sans zbaraniał.
- Jak...? - zapytał się sam siebie.
Spojrzał wyżej i wtedy spostrzegł to. Na szafce leżał… talerz z Spaghetti Papyrusa. Sans otworzył szerzej oczy. Sprawa była oczywista. Biedne zwierze spróbował to je zjeść, a efekt był widoczny. Sans nie wiedział co powiedzieć spojrzał na brata.
- NYEHEHEHEH! NIKT! ŻADNE STWORZENIE, NIGDY NIE MOGŁO BY SIĘ OPRZEĆ MOJEJ KUCHNI! ZWŁASZCZA JEŻELI MOWA O MOIM WYŚMIENITYM SPAGHETTI! - krzyknął z dumą.
To było dla Sansa za dużo. Po prostu za dużo. Natychmiast teleportował się do swojego pokoju i zwalił się na łóżko. Już nawet nie chciał tego całego keczupu. Miał po prostu dosyć. Leżał zmęczony i wkurzony błagając by reset był jak najszybciej i by za kolejnym razem nie było tej ćmy.
SHIRO
Dziś historię Wam opowiem
Która w żyłach mrozi krew
Grozi złym psychicznym zdrowiem
Nie no, żart. Taki tam blef
Jednak jedno prawdą jest
Choć to nieco głupio brzmi
Po historii krótkiej tej
Na klucz radzę zamknąć drzwi
Ona w nocy Cię dopadnie
Zrobi wszystko co się da
Za Twe plecy się zakradnie
Któż to jest- ta kurwa ćma
Działa pod osłoną nocy
Diaboliczny kryjąc plan
Gdy spostrzegą ją Twe oczy
Po pistolet prędko gnaj
Jeśli nie masz- Twoja strata
Chwyć to, co pod ręką masz
Może być i stara szmata
Trzepnij jej tym prosto w twarz
Wróg ten "Twardy jest, nie miętki"
Na nic hardy atak Twój
Tylko przedsmak to Twej męki
Teraz to się kurwa bój
Jego tura w tej potyczce
Skrzydło już szykuje swe
Z gracją równą gimnastyczce
Srogo jebnąć Ciebie chce
Na nic krzyki, szamotanie
On się żywi trwogą Twą
Męczyć Ciebie nie przestanie
Tak się kończy walka z ćmą
Możesz jednak wyjść zwycięsko
Wygrać heroiczny bój
Pieprznij jej po przyjacielsku
Ze dwa razy, potem stój
Widząc jak powoli kona
Słyszysz jęki, prośby, płacz
Ty w euforii, boś pokonał
Wroga, jakim była ćma
Kończąc moje poematy
Niechaj każdy o tom wie
Moskitiera, stare szmaty
Od zawału chronią cię
O, fajnie, że udało się zebrać pracę i opublikować :D
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o art to gratuluję pomysłu i wykonania, nieświadomy niczego osiołek świetnie pasuje ^^
Co mogę rzec, jeste natchnieniem dla innych w swych tarapatach XDD
OdpowiedzUsuń