26 sierpnia 2016

Undertale: 50 twarzy Friska: Rozdział V - Grzech [+18]

Pierwsze pchnięcia były czysto teatralne, chociaż dla niej jakże realne. Wielka kość tkwiła w niej i nie zamierzała jej opuścić. Obraz się jej rozmywał przez łzy, lecz mimo to była w stanie dostrzec migoczące niebieskim światłem oko starszego z braci. Młodszy wyraźnie zaangażował się w zabawę dziewczyną. Milczał, a dolna szczęka była lekko spuszczona. Dziewczyna mogłaby przysiąc, że zaczął się lekko ślinić. 
- Głośniej. - do jej uszu dotarł głos Sansa, za każdym razem kiedy kość wsuwała się w nią głęboko nakazywał jej krzyczeć. Może, jak go posłucha.... Poczuła jakby sama z siebie zrzucała niewidzialne kajdany, nie próbowała się bowiem w żaden sposób pohamować. Krzyk bólu mieszał się z krzykiem rozkoszy. Szybko jednak ta zabawa znudziła się Sansowi, nie wyciągnął jednak swojego narzędzia tortur z dziewczyny, po prostu jego oko znowu było normalne. 
Dyszała ciężko i czuła jak pot oblał całe jej ciało. 
- Dla....czego... 
- Dla zabawy. - wzruszył beznamiętnie ramionami i podszedł do niej blisko. - Dla zabawy....
Sans leżał teraz na plecach patrząc na sufit. Między jego rozstawionymi nogami była Frisk i choć nadal kość uporczywie tkwiła w jej wnętrzu to dziewczyna starała się ile mogła, aby nie wydobyć z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Czuła zawstydzenie wymieszane z upokorzeniem. Sans pozwolił teraz swojemu bratu przejąć sterowanie. 
- Jesteś pewny, że mogę?
- Oczywiście, że tak, zabaw się jak chcesz. Tylko pamiętaj...
- Nie wolno jej zabijać.
- Ma tylko 20HP - mruknął Sans
- Wiesz, ty masz tylko 1HP - młodszy z braci zaśmiał się pod nosem kiedy przysunął się do dziewczyny. Ta odwróciła głowę by popatrzeć za siebie, jednak na ten jej gwałtowny ruch starszy zareagował bardzo szybko i złapał ją za nadgarstki. Papyrus znieruchomiał na chwilę i dopiero kiedy Sans skinął mu głową podjął się swojej zabawy. Wielka kość zniknęła. 
Frisk poczuła, jak skapuje z jej sekretnego miejsca krew, mogła przysiąc, że czuje jej metaliczny paskudny zapach. Czuła się paskudnie. Fatalnie. Była obnażona, obie jej dziurki na widoku.Nadal nie była w stanie do końca zrozumieć dlaczego akurat jej się to wszystko dzieje. Czym sobie na to zasłużyła? Sans leżący przed nią uśmiechał się szeroko, lecz nie był to szczery uśmiech, a taki jakiego należy się bać. I faktycznie, trudno było zachować pogodę, czy nawet spokój w takich okolicznościach i warunkach. Papyrus nie przejmował się zupełnie niczym, z naiwnością godną dziecka podszedł do nich naprawdę blisko. Kiedy dotknął jej pośladków Frisk już niemalże instynktownie zamknęła oczy szykując się na kolejną falę bólu. Nic z tych rzeczy. Gładził ją po skórze powoli i ostrożnie.
- Bracie - powiedział w końcu - Ona jest taka miękka i przyjemna w dotyku. Jeszcze nigdy nie dotykałem czegoś takiego! - Jego słowa zaskoczyły ją i wywołały jeszcze większy rumieniec na policzkach. Sans nie zareagował. Tymczasem palce Papyrusa powoli zjechały z jej pośladków na poranione wejście. Jego pieszczoty, bo tak można nazwać to co jej robił uczyniły coś czego wstydziła się jeszcze bardziej. Poczuła się dobrze. Nie wiedziała co było gorsze, wcześniejszy brutalny atak starszego z braci, czy ten delikatny, przyjemny, jakby pełen czułości i .... i.... 
- Nie wiem co robisz, Pap, ale nie przestawaj. Ma zabawny wyraz twarzy... - rzucił mniejszy. Frisk zarumieniła się jeszcze bardziej i starała się schować twarz we włosach, lecz nic z tego. Sans podniósł się gwałtownie i zmusił ją do pocałunku. 
Rozpływała się powoli, stopniowo zapominała gdzie jest, kim oni są. Oddawała się całkowicie rozkoszy, przyjemności. 
- Jest coraz wilgotniejsza! - zawołał Papyrus pełen zdziwienia. Przystawił wilgotne od jej soków palce do swojej twarzy i polizał je. - To jest... całkiem dobre! - następnie znowu łapczywie chwycił po trochę i ponownie skosztował. Następnym razem nie jadł jej już z ręki, przystawił się do jej kwiatu całym swoim ciałem, a jego długi język powoli zaczął badać jej magiczne rejony. Sans tymczasem nie przerywał pocałunku. Jego dłonie zaczęły wędrować po jej karku, lewą mocniej za niego złapał tworząc przyjemny uścisk na jej krtani, prawa powędrowała na jej pierś. Szkielet mocniej ścisnął jej sutek i tak już wystarczająco twardy, przez co wrażliwszy. Jęk rozkoszy utonął w ich pocałunku. 
Z czasem cała trójka całkowicie się zatraciła w przyjemności jaką dawała i jaką otrzymywała. Frisk leżała teraz na ziemi przygryzając dolną wargę z rozkoszy. Starała się nie jęczeć, nie krzyczeć, dla odmiany tym razem przez pragnienie. Ich języki które teraz badały każdy zakamarek jej ciała przestały już wystarczyć. Kiedy stała się taką zachłanną, niegrzeczną dziewczynką? Tego nie wiedziała. Sans ssał jedną jej pierś, druga jednak nie pozostawała samotna, pieścił ją palcami, co jakiś czas ściskał mocniej, by znowu za chwilę pociągnąć do góry. Papyrus tymczasem całkowicie się zatracił. Jakby jej soki stały się dla niego narkotykiem, którego nie miał dość. Najwięcej radości sprawiła mu zabawa jej wrażliwym guziczkiem. Zauważył, że gdy językiem przejedzie od dołu do góry gwałtownie i brutalnie raz na jakiś czas, to jej uda na krótką chwilę się zacisną, a z ust wydobędzie się głośniejszy jęk. Nie pozwolił jednak, by jej szparka czuła się osamotniona. Była już dość mokra, aby mógł swobodnie wsadzić w nią trzy palce by powoli i rytmicznie nimi poruszać, co jakiś czas zatrzymując je w niej i zaginając do siebie. 
Nastał wreszcie ten czas kiedy nie była już w stanie dalej powstrzymywać się przed jęczeniem. Rozpusta wzięła górę nad pozorami. Z ust dziewczyny zaczęły dobywać się jęki, początkowo ciche, wstydliwe, skryte, potem coraz głośniejsze i odważniejsze. Te znowu zadziałały na obu braci jako sygnał, że robią coś dobrze i niech robią ta dalej, albo jeszcze lepiej jeżeli się da. Zaczynała czuć się dziwnie. Nigdy nie czuła czegoś takiego w swoim życiu. Całe jej ciało pokryła gęsia skórka, zaś niewidzialny płomień przenikał jej wnętrze, najgoręcej było w okolicach jej cipki. Tam, gdzie urzędował Papyrus. Czuła, że dłużej nie zniesie tego uczucia, że jest go za wiele w jej ciele, rozerwie ją, rozsadzi, pęknie. I nastała chwila spełnienia, wielka ulga przepełniła jej ciało. Zaczęła głośno oddychać, drżeć, słyszała w uszach własne serce. 
- Co jej? - Papyrus oblizał się z jej soków i popatrzył na brata
- Oho, doszła. 
- Jak to doszła? Przecież leży. 
- Orgazm. 
- Aaaaa
Bracia patrzyli po sobie w konsternacji, tylko Frisk głośno dyszała nie do końca jeszcze kontaktując. 
- Aaaa Sans?
- Taaaa
- A co to jest orgazm? 
- To jest.. 
Jak można było mnie tak długo więzić? Jak można było pozwolić aby do tego wszystkiego doszło? Korzystając z chwili, kiedy te dwa debile były zajęte rozmową ze sobą podniosłam się na tyle na ile mogłam. Pochwyciłam mniejszego pod rękę, tak że jego kark utknął między moją ręką a żebrami. Natomiast by pozbyć się wyższego wystarczyło tylko zacisnąć nogi. Musiałam uciekać, dojść do Asgora, zabić go i od nowa, wszystko od nowa, to tak niewiele. Po prostu musiałam
i c h   z a b i ć
💙
w s z y s t k i c h
c o   d o   j e d n e g o
z a b i ć
i   n i e   o s z c z ę d z i ć   n i k o g o
z w ł a s z c z a   t e g o   t u
o n   w i e d z i a ł
o n   w i d z i a ł
c h c ę   j e g o   g ł o w y
r a z   a   d o b r z e   c h c ę   g o   z a b i ć
g i ń
💙
S k u r w i e l
Teleportował się z mojego uścisku. Stał nade mną i patrzył się tym swoim wstrętnym niebieskim oczkiem. Dyszał głośno. Nie spodziewał się mnie. Miałam jeszcze jego brata w swoich nogach, zacisnęłam je mocniej. Zaczynał się dusić. 
- Wdychaj moją cipkę, przecież tak wcześniej ci smakowała - rzuciłam z pogardą w jego kierunku. Dotknął moich pośladków i mocno je ścisnął próbując wydostać się z mojego uścisku. Nic to jednak. Przeniosłam wzrok na Sansa... o kurwa... Wielka biała czaszka unosiła się za nim, w jej pysku dostrzegłam niebieskie światło i...
-19
█████████████
Dziewczyna oberwała. Niestety niczego nie pamiętała. Widziała tylko, że Sans jest na nią wściekły, a Papyrus dyszy ciężko. Też był zły. Otworzyła szeroko oczy w przestrachu, miała wrażenie, że zaraz stanie się coś bardzo złego, a ona była ledwo żywa. Nie myliła się. Bracia stanęli nad nią. Pierwszy raz miała okazję oglądać, jak oczy Papyrusa emanują pomarańczowym światłem i ... nie podobało się jej to. 
Pierwszy cios padł ze strony Sansa, siarczysty policzek. Poczuła jak się unosi w powietrzu. Twarz miała zwróconą w stronę młodszego z braci, tył natomiast w kierunku starszego. Papyrus chwycił ją za tył głowy, pozwalając aby włosy swobodnie przeplatały się przez jego palce. Sans natomiast wolał jej biodra, za które boleśnie złapał i przysunął do siebie. To co ją najbardziej zaskoczyło to niecodzienne odkrycie. Bracia co prawda używali magii też do tego, aby lewitować nią, aby unieść ją w powietrze, aby nie mogła się ruszać. W tym samym czasie stworzyli oboje jednak iluzje tego, czego nie mieli. Przed oczami dziewczyny bowiem sterczał gotowy do użytku kutas. Wydawał się jej ogromny. Tymczasem na swoich pośladkach, albo raczej między nimi poczuła penisa Sansa, nieco krótszego lecz zdecydowanie grubszego. Wiedziała co właśnie zamierzają zrobić, chciała zacząć prosić o litość z ich strony, przecież nie zrobiła nic złego. Jednak kiedy tylko otworzyła usta, te zostały zapchane, jednocześnie poczuła jak twardy i gruby członek Sansa przedziera się przez jej wilgotne i nadal obolałe tereny.Wciągnęła powietrze przez nos. Papyrus wszedł stanowczo za głęboko, zachciało się jej wymiotować, po policzkach pociekły łzy. Poczuła smak mężczyzny, smak jakiego nigdy wcześniej nie próbowała. Nie mogła go nazwać smacznym, nawet dobrym. Złapała Papyrusa za biodra i starała się od niego odepchnąć tak, aby z niej wyszedł. W tej chwili najbardziej przeszkadzał jej on. Miała wrażenie, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobi to zwymiotuje. Wtedy bardzo synchronicznie bracia zaczęli się poruszać. Dolne rejony piekły, bolały, szczypały, a jej gardło było rozpychane od środka. 
Zaraz umrę. Zaraz umrę. Nie mogę oddychać. Zaraz umrę
Te myśli towarzyszyły jej w każdej sekundzie aktu. 
Niech to się już skończy, proszę, przepraszam. Błagam!
Jednak nie kończyli. Już jakiś czas temu Sans wyraźnie przyśpieszył, miała też wrażenie, że Papyrus jest większy. Tego już nie wytrzymała, przy pierwszej nadarzającej się okazji wysiliła się aby go wypluć. Zaraz potem zaczęła kasłać i łapczywie łapać powietrze przez usta. Bolało ją. Nim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć jęki same zaczęły wydobywać się z niej. Lubieżne, zupełnie sprzeczne z tym co właśnie czuła. Sans zaśmiał się gardłowo i złapał ją za włosy podciągając głowę do góry. Była jak lalka w ich rękach. Jak prawdziwa lalka. Z jednej strony chciała walczyć. Siła życia przebijała się przez nią, jednak nie miała sił na żaden kontratak. Była wyczerpana. Nie mogła zrobić już nic innego jak tylko płakać i modlić się o to, aby szybko z nią skończyli. 
Nie wiedziała jak długo ją rżnęli. Wszystko wydawało się jej wiecznością. Z czasem zamienili się miejscami. Kiedy Sans wsadził swoje przyrodzenie do jej ust poczuła swój smak zmieszany z metalicznym posmakiem krwi oraz dziwnym gorzkawym posmakiem czegoś, czego jeszcze nigdy nie próbowała. Odruch wymiotny pojawił się ponownie, zwiększony, aż ją brzuch rozbolał kiedy resztką sił powstrzymała się od zwrócenia tego co w sobie miała, a tego i tak nie było za wiele, bo bracia nie karmili jej najlepiej. Długi członek Papyrusa zaczął obijać się o jej dno. To jednak było już tak obolałe, że nie była w stanie zwrócić uwagi już na nic. Poddała się. 
Dłuższą chwilę już tak trwała, kiedy to jako pierwszy głośniej zaczął sapać Sans. Złapał ją za tył głowy.
- Głębiej.. - warknął. Otworzyła oczy i popatrzyła na niego błagalnie, wysyłając mu niemą prośbę aby przestał. Jego zimno opalizujące oko nie znało jednak litości. - Głębiej - warknął - Oh, pomogę ci... - po tych słowach wszedł w nią tak głęboko jak tylko się dało. Myliła się, mogło jednak być gorzej. Znacznie gorzej. Przy jednym z tych bardziej brutalnych pchnięć Sans doszedł w jej ustach. Poczuła ten sam okropny smak, gorzki, cierpki, jak nic co wcześniej kosztowała. - Połykaj to... - rzucił do niej. Jednak płynu było za dużo, za wiele. Odruchy wymiotne i poranione gardło dodatkowo utrudniały sprawę. Jak tylko z niej wyszedł wypluła to czego nie połknęła na podłogę. Ledwo żyła, podniosła powieki, niewielka kałuża niebieskawego płynu. Sapała, dyszała, mogła już oddychać jednak nie czuła szczęścia z tego powodu. Nim się zorientowała Papyrus też przyśpieszył. 
- Ja zaraz... - szepnął opadając na jej plecy i wtulając się w nią. Największy ból jaki jej sprawił w tych okolicznościach to fakt, że w trakcie jak dochodził wbił kościste palce w jej talię. Aż jęknęła z bólu. W tym samym czasie ciepło zaczęło ją wypełniać. Zaraz potem coś z niej wyciekało. Członek Papyrusa pulsował, tak samo jak jej szparka. Kiedy z niej wyszedł resztka pomarańczowego płynu skapnęła na jej pośladki. 
Nie miała już siły na nic. Była padnięta, zmęczona, wyssana. Powoli obraz przed oczami zaczął się rozmazywać.

Papyrus podszedł do brata. Pierwszy raz od bardzo dawna chwycił po jego paczkę papierosów i wyciągnął jednego. Milczał. Miał pewność co do tego, że jego brat nie kłamie. W człowieku faktycznie jest coś nie tak. Mało go nie udusiła, starała się też zabić Sansa. Zaciągnął się tylko po to by się zakrztusić dymem.
- Jak nie umiesz palić to nie pal. Marnujesz tylko papierosa - rzucił mu Sans, choć się uśmiechał Papyrus wiedział, znał go dość dobrze, aby wiedzieć że coś dręczy jego brata. Wiedział też doskonale, że nie wyciągnie z niego niczego, czego tamten sam powiedzieć nie chce. Pozostało więc nic innego jak czekać. Usiadł na kanapie obok Niebieskiego i kolejny raz zaciągnął się fajką, z podobnym choć łagodniejszym efektem. 
Frisk leżała przed nimi, nieprzytomna, zakrwawiona, ranna, posiniaczona. Miała związane ręce. Wyglądała jak zużyta brzydka zabawka. Mimo wszystko zrobiło mu się jej szkoda. 
- Musimy jej to robić? Skoro faktycznie jest taka niebezpieczna jak mówisz, nie możemy jej po prostu zaprowadzić do Asgora, niech ją w lochu zamknie?
- Pap... Ona nie może dotrzeć do zamku, rozumiesz? Nie może. 
- Więc możemy ją trzymać, nic jej nie robić tylko trzymać.
- To nic nie da, znajdzie sposób aby się uwolnić.
- A tak nie znajdzie?
- Jeszcze znaleźć może.
- Nie rozumiem - Pap zmarszczył brwi 
- Ludzie mają coś takiego co nazywa się siłą życia, prawda?
- To raczej powszechnie znany fakt. 
- A co się stanie z człowiekiem, jak mu się tę siłę zabierze?
- Sans, gadasz bzdury, to nie jest możliwe!
- A co jak ci powiem, że jest możliwe?
- Nawet jeżeli to można zrobić to nie w taki sposób! Popatrz na nią!
- A co jak ci powiem, że to jest jedyny sposób?
- Sans..
- Bracie, zaufaj mi. Wiem, że możesz nie rozumieć, że możesz nie zgadzać się z moimi metodami, ale.. musisz mi zaufać, ja wiem co należy robić. 
- Wiesz?
- Tak... tak mi się wydaje, że wiem - spuścił wzrok i zgasił swojego papierosa w przepełnionej już popielniczce - zawsze można spróbować, nie? Jak na ten moment przynosi to efekty, ale po tym co dzisiaj zrobiła myślę, że sami nie jesteśmy w stanie jej złamać. 
- Więc co chcesz zrobić?
- Wiesz, ja się zdrzemnę, a ty zadzwoń do Undyne. Zaproś ją i Alphys. Pani doktor dostanie to czego chce. Powiedz jednak, że muszą przyjść tutaj, bo Friska nigdzie ze Snowdin nie przeniesiemy. Tak dla bezpieczeństwa. 
Papyrus popatrzył na Sansa, który już układał się wygodnie na kanapie. Następnie wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy.
- Halo, Undyne? Wiesz, jest sprawa...
Share:

24 sierpnia 2016

23 sierpnia 2016

Undertale: 50 twarzy Friska: Rozdział IV - Alea iacta est [+18]

- Po prostu bądź sobą i mi zaufaj - powiedziała rozbawiona poprawiając błękitną bluzę. Stali we dwójkę wśród EchoKwiatów. 
- Wiesz, Frisk, to może być trudne - mruknął szkielet gładząc się po tyle głowy - Skoro mam być sobą to nie mogę ci zaufać, a jak mam ci zaufać to nie mogę być sobą - mruknął odwracając wzrok na bok.
Dziewczyna przyglądała mu się chwilę w milczeniu, a potem uśmiechnęła się szeroko
- Dowcipniś. To jak, zamkniesz te oczy? 
- Tylko na chwilę?
- Tylko na chwilę.
- Żadnych głupich sztuczek?
- Obiecuję. 
Kościotrup westchnął i zamknął oczy. Ciągle się wahał co ma uczynić, wiedział bowiem kim była dziewczyna i co robiła. Tym razem postanowiła iść pokojową ścieżką. Wyjątkowo bawiła się dłużej niż zwykle. Nie gnała do przodu. Ledwo dotarła do Wodospadu. Zwiedzała każde miejsce dokładnie, rozmawiała ze wszystkimi. Wprowadziła się nawet do niego i do Papyrusa. Mieszkali razem i było im naprawdę przyjemnie. Do czasu, aż nie zaprosiła go na spotkanie tylko we dwoje. Czuł dziwne podekscytowanie. Nikogo dookoła. Tylko oni. Tylko on i tylko ona. 
Choć zrobił tak jak chciała, nic się nie zmieniło. Nic nie poczuł, nic nie usłyszał. Mimo wszystko nadal jej nie ufał, jakże by mógł? Tym razem jednak opuścił gardę. Nie był przygotowany na to co zaraz nastanie. Poczuł na swoich ustach jej ciepłe wargi. Przywarła do niego całym swoim ciałem. Zamarł, ona naprawdę go całowała. Łapczywie, pieszczotliwie, pełna pragnienia i pożądania. W tym momencie zaczął poważnie się zastanawiać, czy może nie warto przestać? Przestać ją śledzić, osądzać, chciał zatrzymać tę linię czasową. Ta mu się wyjątkowo bardzo podobała. Objął dziewczynę. Postarał się ze wszystkich swoich sił aby nie drżały mu ręce. Ostatecznie po chwili opanował całe swoje ciało, jednocześnie zwalniając z uwięzi swoje własne pragnienia, których do tej pory nie chciał dopuścić do głosu. Zaczął odwzajemniać jej pocałunki. Niepewnie, powoli, potem coraz szybciej, coraz łapczywiej, coraz pewniej. Pragnienie posiadania jej górowało w tym momencie nad nim. Miał gdzieś co miało miejsce w przeszłości, teraz liczy się tylko to co tu i teraz. A tutaj i teraz miał ją i nikogo więcej nie potrzebował. Był szczęśliwy. Tak myślał. Chciałby, aby ten czas zatrzymał się na zawsze. 
- Frisk - szepnął kiedy na chwilę przerwali pocałunek. Powoli otworzył oczy lecz to co zobaczył to nie była pogodna i przyjazna twarz dziewczyny jaką od zawsze obserwował. Jej oczy świeciły na czerwono, a przeraźliwy uśmiech wykrzywiał jej lico.
- Jesteś idiotą - mruknęła dziewczyna niskim tonem głosu. Wtedy poczuł. nóż wbity głęboko w swoją pierś - Szach i mat, frajerze - to były ostatnie słowa jakie pamiętał. 
Poderwał się z łóżka, to był tylko sen. Nie. To nie był sen, gorzej. Znacznie gorzej, to było wspomnienie. To właśnie zdarzenie zapoczątkowało cały jego misterny plan odegrania się na Frisku za zabawę jego uczuciami. Dyszał ciężko. Koszmar się skończył. Przynajmniej tamto rozdanie. Po chwili uspokoił się. Ręce mu się jeszcze trochę trzęsły kiedy wyciągał z paczki papierosa i wsadzał go sobie do ust. 
To rozdanie jak do tej pory wygrywał. Miał wszystkich po swojej stronie, a wizja tego, aby Frisk nie umarła była najlepszym rozwiązaniem. Musiał ją tylko trzymać przy życiu. Z drugiej jednak strony nie umiał i nie chciał uciszyć w sobie tego głosu nakazującego złamać ją, zniszczyć jej ducha walki, jej siłę woli, jej pragnienie życia. Tak jak ona wyniszczyła to wszystko w nim. Wciągnął dym głęboko, a potem powoli go wypuszczał. Minęło już kilka dni od czasu jak zabrał ją do baru. Powinna wyzdrowieć już na tyle, by być gotową na kolejną porcję zabawy jaką dla niej przygotował. Tym razem, będzie to coś specjalnego. Uśmiechnął się o swoich myśli i popatrzył za okno. Padał śnieg.
 Najgorsze zawsze są pierwsze i ostatnie razy. Tego dnia Frisk postanowiła wstać. Nadal czuła nieprzyjemny ucisk dookoła swoich intymnych miejsc, piekło i szczypało na przemian. Musiała jednak chodzić, ruszać się, cokolwiek zrobić. Przez pierwszą dobę mogła wylegiwać się w łóżku wyższego z braci, potem została przeniesiona na swoje psie posłanie do starej szopy. Nie wiedziała za bardzo jak ma się zachowywać, szczególnie teraz, po tym wszystkim co miało miejsce. Zrobiła kilka kroków do przodu. Łańcuch szarpnął, a obroża na jej szyi zacisnęła się gwałtowniej. Westchnęła przerażona i podkuliła nogi pod brodę. 
- Ja chcę do domu - szepnęła do siebie dławiąc łzy
- To jest teraz twój nowy dom - mruknął Sans wchodząc do pomieszczenia patrzył na dziewczynę obojętnie, mimo to bała się i jego obecności i jego przerażających zimno-niebieskich oczu. Jak zwierz zagnany w kąt zaczęła czołgać się pod ścianę. Przeświadczenie, że wtedy nikt jej od tyłu nie zaatakuje było silniejsze od logicznego myślenia. Nic mu nie odpowiedziała, śledziła tylko bacznie jego ruchy.
Wsadził ręce do kieszeni własnych spodni i przeniósł cały ciężar swojego ciała na lewą nogę. 
- Od zawsze nie byłaś zbyt rozmowna - mruknął i zamknął oczy, a kiedy otworzył jedno z nich dziewczyna poczuła jak ponownie unosi się nad ziemią. Jego oko błyszczało. Bała się go. Szkielet uniósł palec wskazujący do góry i przyzwał sznur jaki związał jej ręce z przodu. Potem opadła swobodnie na ziemię. Kolejny przeplótł się przez obręcz na jej obroży, oraz przez węzeł na rękach. Mocnym szarpnięciem sznura sprawił, że dziewczyna miała obie pięści pod swoją brodą, a on zwyczajnie prowadzał ją na smyczy.Uniósł zawadiacko brew do góry i przyglądał się jej przez chwilę. Tej złości skrytej pod strachem. Nie wiedział dlaczego, ale odnajdował w tym dziwną przyjemność. Pociągnął raz jeszcze, mocniej. Frisk pod wpływem szarpnięcia przybliżyła się do niego.
- Oj nie mogę dopuścić do tego, abyśmy byli na tym samym poziomie. - mruknął kładąc wolną dłoń na swoje biodro. Dziewczyna zadrżała mimowolnie. - Na kolana 
Otworzyła szerzej oczy patrząc na niego zaskoczona.
- Na kolana - powtórzył dobitniej. Jakaś część jej osobowości nadal buntowała się tak rozpaczliwie, że mimo przeświadczenia o tym, że może jej zrobić krzywdę, nie klękała. Stała. Miała uczucie, że jej nogi zamieniły się w dwa kije, a kolana po prostu zanikły. Sans nie był osobą cierpliwą, już nie. Pokłady jego wyrozumiałości skończyły się kilkanaście zapisów temu. Serce szybciej jej zabiło, prawie boleśnie, kiedy to dostrzegła lodowaty błysk na dnie jego oka. W tym samym czasie przeraźliwy ból wydobywający się z jej nóg sparaliżował całe jej ciało. Padła na kolana głośno dysząc. On i ta jego przeklęta magia. 
Ma swój limit. Wytrwaj. 
Znowu ten sam głos. Pocieszający. Troskliwy. Dziwnie znajomy, a jednocześnie obcy. Nie mogła jednak na długo pogrążyć się we własnych myślach jej oprawca bowiem skończył podziwianie swojego dzieła. Jej, na kolanach, przed nim. Oblizał się niebieskim językiem i pochylił nad dziewczyną tak, jak drapieżnik pochyla się nad ofiarą nim wgryzie się jej w gardło.
Kazał jej przejść na kolanach z szopy do domu, oznaczało to dotknięcie skórą śniegu. Żaden z braci nie pokwapił się bowiem, aby zadbać o jej odzienie. I tak było jej już dość zimno, lecz kiedy drzwi do szopy się ponownie otworzyły a gęsia skórka wyskoczyła na jej całym ciele - marzyła o tym, aby umrzeć.
Sans zaprowadził ją do łazienki. Klęczała pod ścianą cały czas mając związane ręce przy szyi. Kilka chwil wcześniej straciła już czucie w palcach, a nieprzyjemne mrowienie zaczynało rozprzestrzeniać się aż do łokci. Nie wiedziała jak długo to jeszcze ma potrwać, co dla niej szykuje. Kąpiel? Nie trzeba było długo czekać, aby w pomieszczeniu zrobiło się naprawdę ciepło. Przyjemna para unosiła się w powietrzu, woda z wanny zapraszała, aby wejść do niej, zanurzyć się, zapomnieć o problemach, rozterkach, bólu. Potrzebowała tej kąpieli.  Zamiast tego, zobaczyła jak szkielet zdejmuje swoje ubranie. Odrzuca na bok niebieską bluzę, rozsuwa sznurki przy jego spodniach pozwalając by te opadły. Usiadł na koszu z brudną bielizną i ściągnął skarpetki. Groteskowy obrazek. Szkielet w całej swojej okazałości, nic jak tylko kupa białych kości siedzący jakby nigdy nic na koszu z brudnymi gaciami. Pierwszy raz od samego początku Sans wydał się jej zabawny, patetyczny, ale zabawny. Przyglądała mu się z uwagą, wstał, sprawdził ręką temperaturę cieczy i zanurzył się w niej z jękiem rozkoszy. Wyglądałoby na to, że mimo wszystko czuł temperaturę. Oparł dłonie o wannę i na chwilę zamknął oczy. Frisk zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Jakby instynktownie szukając rzeczy, którymi będzie mogła się bronić, albo jeszcze lepiej atakować. Z jednej strony chciała uciec niepostrzeżenie, z drugiej chęć zemsty i rewanżu na jej oprawcy rosła z każdą chwilą.
- Podejdź tutaj - wyrwało ją z zamyślenia. Zrobiła co Sans chciał. Szkielet w wannie. Teraz całe jej siły kierowała na jednym, aby się zwyczajnie nie roześmiać. Woda przeciekała przez jego żebra, a kiedy maczał palce wszystko było takie... takie.. No i nie wytrzymała. Roześmiała się głośno. Z jednej strony bała się, co jej zrobi dalej, jaka czeka ją kara za ten czyn. Z drugiej nie umiała zapanować nad własnymi uczuciami.
Jej perlisty śmiech zawstydził go. Na białym licu pojawił się niebieskawy rumieniec, a usta wykrzywiły się w grymasie niezadowolenia.
- Ros... rosół na ... kości! - wyszeptała przez łzy. Sans w wannie z gorącą wodą skojarzył się jej tylko i wyłącznie z wielkim baniakiem gotującej się wody, który przygotowywała jakaś jej krewna w zamierzchłej przeszłości.
Ten niewielki przejaw dobrego humoru szybko się skończył kiedy to zorientowała się iż może ruszać rękami, oraz - co istotniejsze - lewituje na wodą, nad nim. Powoli opuścił ją. Była w wodzie, ciepłej, przyjemnej, ze szkieletem. Znowu parsknęła śmiechem. W tym momencie odszedł cały jej strach, a jej oprawca coraz bardziej niebieski ze wstydu nie wiedział już co ma robić. Ostatecznie też zaczął się śmiać wraz z nią.
- Trzeba było dorzucić trochę mięsa do tego rosołu. Kto by gotował takowy na samych kościach? - mruknął do niej figlarnie
- A co z warzywami? Daj nóż to pokroję jakieś...
I to ostatnie zdanie całkowicie zniszczyło przyjemną atmosferę jaka na chwilę się poprawiła. Sans zaniemówił, przestał się ruszać. W jednej chwili Frisk znowu unosiła się nad wodą, by zaraz potem polecieć na przeciwległą ścianę i opaść na ziemię. Rozbolało ją całe ciało.
- Jeżeli masz coś dostać, to na pewno nie nóż, dziwko - warknął rozwścieczony Sans wychodząc z wanny. Jak bańka mydlana prysło całe poczucie spokoju i ulotne bezpieczeństwo. Frisk uniosła się na łokciach i popatrzyła na potwora przed sobą. Dolna warga zaczęła jej drżeć.
Sans wszystko przygotował. Była przywiązana do krzesła. Nie mogła ruszać ani rekami, ano nogami. W dodatku była całkiem naga, a lekko rozstawione nogi obnażały jej kobiecość. Przed nią stał Sans ubrany jedynie w czarne szorty, oraz Papyrus. Młodszy z braci rumienił się lekko widząc dziewczynę przed sobą, starszy pozostał niewzruszony. 
-To... od czego zaczynamy te zawody? - Papyrus przerwał ciszę
- Zaraz, jakie zawody?  - Frisk aż pisnęła przerażona, kiedy Sans podszedł do niej i mocniej ścisnął ją za sutka. 
- Dość proste. Zanim zaczniemy trzeba ją przygotować. Pamiętasz tę kasetę jaką ci puściłem jakiś czas temu? 
- Tak bracie - wysoki przytaknął siadając naprzeciw dziewczyny
- Więc, czym różniła się tamta pani od naszej Frisk?
- Miała większe um... no...
San podniósł brew do góry patrząc na braka, który gestykulując zaczyna macać się po żebrach
- Taaak, to też, a co jeszcze?
- No i większy no.. - ręce Papyrusa przeniosły się na kość ogonową 
- Tak i co jeszcze?
- I była blondynką
- I....?
- Miała długie włosy?
- Jesteś blisko Pap. Chodzi o włosy.
- Chcesz jej przefarbować?
Choć cała scena była dość komiczna, zwłaszcza że Sans powoli tracił cierpliwość, Frisk czuła rosnący niepokój. Ku jej zdziwieniu starszy z braci z kieszeni swoich szortów wyciągnął golarkę. 
- Tym... nie da się farbować.. O wiem, chcesz ją ogolić?  - Zgadywał Papyrus
- Tak, chcę ją ogolić. - przyznał mu rację Sans a zaraz potem uklęknął przed dziewczyną głowę przystawiając do jej kwiatu. Przejechał po różowych płatkach palcem i niewielką kroplę nektaru zlizał zeń. Zaraz potem przystąpił do dzieła. Dopiero teraz dziewczyna zauważyła, że przy krzesełku była niewielka miseczka wody oraz pianka do golenia. W jednej chwili poczuła jak policzki, uszy a także nos boleśnie ją pieką od rumieńca. 
- Z...Zaraz co ty! NIE! - zaczęła próbować wyrwać się z więzów by powstrzymać szkielet od ogolenia jej. Nie przeszkadzał jej co prawda sam fakt ogolenia się tam na dole, co to, że on to robił. Tak dość intymną rzecz robił jej on - istota którą gardziła i jakiej nienawidziła. Szczerze nienawidziła, a teraz gdyby wzrok mógł zabijać. 
Sans nie przejmował się jednak jej staraniami. Robił swoje: nałożył odpowiednio dużą warstwę pianki do kolenia, a następnie wtarł ją staranie w skórę. Po odczekaniu kilku chwil wziął golarkę w ręce. 
- Nie ruszaj się. Chcąc nie chcąc masz tylko 20HP, prawda? - mruknął do niej. Papyrus przyglądał się wszystkiemu z uwagą godną dziecka. Frisk poczuła jak zimne ostrza dotykają jaj skóry. Zamarła w bezruchu. Nie chciała zostać zraniona, nie tam, nie po tym co miało miejsce. Szkielet z zadziwiającą starannością i precyzją pozbywał się brązowej szczecinki. Zamknęła oczy przygryzając dolną wargę. Tych kilka chwil zdawało się dla niej trwać wiecznie, w końcu poczuła jak wyciera ją nasączonym ręcznikiem pozbywając się resztek piany. 
- O, widzę plamkę krwi - mruknął nie udając zaskoczenia, faktycznie delikatne i niewielkie zacięcie zaraz na granicy lewego uda pokrywało się niewielkimi kropelkami czerwonej życiodajnej cieczy. Sans bez ostrzeżenia i zbędnego komentarza wystawił swój długi niebieski język i zaczął zlizywać krew. Frisk zacisnęła wargi powstrzymując się od jęknięcia. Nie chciała dać mu tej satysfakcji. Szkielet jednak nie przejmował się niczym, jego niebieskie oko śledziło każdą zmianę na jej twarzy. Tak więc choć bardzo starała się ukryć podniecenie, to ciało dawało za wygraną. Jej kwiat powoli wypuszczał więcej słodkiego nektaru, który kusił potencjalnego partnera. 
- Frisk, jesteś prawdziwą masochistką - mruknął zaskoczony obserwując jak dziewczyna z trudem łapie powietrze. Następnie podniósł się z kolan i sprzątnął rzeczy. Frisk przeniosła wzrok na młodszego z braci wpatrzonego w nią jak w malowany obrazek. Podniecenie zniknęło, przepadło, na jego miejsce wszedł wielki wstyd. Chciała zacisnąć nogi, jednak więzy jej w tym przeszkadzały. 
- Czas na lekcję biologii Pap - rzucił Sans wchodząc ponownie do pokoju. W zębach trzymał papierosa. - To co widzisz przed sobą to jest cipka - usiadł na kanapie mając widok na Friska, oraz na swojego brata, który powoli podchodził do dziewczyny. Ściągnął swoje rękawiczki i zaczął palcami gładzić jej płatki. 
- Jaka różowa! Nie taka jak na filmach! Znacznie ładniejsza! 
- Pamiętasz jak reagowała kiedy ją dotykałeś przed miastem? Jest bardzo wrażliwa. 
- To już zdążyłem zauważyć. 
- Jak wiesz, do tej zabawy jest potrzebny penis. Pap, masz penisa? 
- Nie. Nie posiadam go. - młodszy odwrócił głowę i popatrzył się na brata, który chwilę milczał, by następnie wstać z kanapy i podejść do nich. 
- Będziemy musieli sobie poradzić bez penisów - po tych słowach popatrzył na dziewczynę i chuchnął jej dymem z papierosa prosto w twarz. Dziewczyna zaczęła kasłać i krztusić się, a kiedy mogła już normalnie złapać oddech i otworzyła szeroko oczy to co zobaczyła przeraziło ją. Za Sansem lewitowało kilka kości rozmaitej wielkości, za jego bratem też. 
- To mała, obiecuję że nie będę delikatny i przysięgam ci, że będziesz bardzo cierpieć - Sans uśmiechnął się szeroko, a jego oko błysnęło tym samym przeraźliwym niebieskim blaskiem. Poczuła, jak w jej kobiecość wdarło się coś wielkiego. Nie dość, że to był pierwszy raz dziewczyny, to jeszcze rozmiary przekraczały jej poziom wytrzymałości. W pierwszym odruchu wygięła się na tyle na ile mogła, otworzyła szeroko oczy i przestała się ruszać. Krew zaczęła kapać na dywan. Kość w niej zaczęła się poruszać powoli, lecz stanowczo niszcząc całe jej wnętrze. W końcu szok minął... Resztką sił popatrzyła na Papyrusa, przyglądał się zdarzeniu z fascynacją, dziwną radością, rozkoszą...
Frisk zaczęła krzyczeć, wiła się w bólu i strachu. Ich oczy migocące w ciemnościach pokoju doprowadzały ją do utraty zmysłów. Nie mogła już nic zrobić. Ni opór, ni posłuszeństwo nie pomagały. Coś w niej pękło i zaczęła wołać kogokolwiek o pomoc...


Share:

22 sierpnia 2016

POPULARNE ILUZJE