Autor okładki: Colin
Notka od tłumacza: Blueberry chce się pieprzyć. Chce się rżnąć. Jego młodszy brat Papyrus uważa, że to Twoja wina. Czy uda Ci się ukrywać przez Papyrusem związek z Sansem? Powodzenia dziewczyno, będzie Ci potrzebne!
Opowiadanie osadzone w uniwersum Underswap, dostosowane pod kobiecego czytelnika, pisane w formie pierwszej osoby Kluczową parą jesteś Ty x Sans, lecz pojawiają się rozdziały z Papyrusem. W każdym rozdziale dzieje się ostro i generalnie jest to erotyk z fabułą! Tak więc całość jest +18.
Uwaga w opowiadaniu występuje wulgarne słownictwo, seks do granic wytrzymałości, różne zboczenia których teraz po prostu nie chce mi się wymieniać.
Autor: whoawicked
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Królewskość (obecnie czytany)
Sans obudził się obok mnie z koszmarnym kacem.
-Muffet ma koszmary wpływ.. - mruczał zaspany przecierając oczy dłońmi.
-Po prostu wymusza szczerość – szepnęłam w jego czaszkę i polizałam ją czubkiem języka, a potem pocałowałam go w szczękę – Choć, czasem wychodzi jej to za-bardzo.
-Mweh heh... nie mylisz się – jego zaspany głos jest cudowny. Kocham go. Przekręcił się, aby pocałować mnie, jego silne ramiona przyciągnęły mnie do niego, poczułam żebra pod skórą i jego palce na mojej talii. Język prześlizgnął się między zębami, pogładził wargi i zaczął pieścić mój język. To za moją sprawką, zaczął tak świetnie całować. Po kilku minutach leniwych zaspanych pocałunków odsunął się ode mnie. - Która godzina? - rzucił zerkając przez moje ramię na zegarek leżący na stoliku przy łóżku. - Prawie jedenasta – odpowiedział sam sobie mamrocząc coś pod nosem kiedy zamykał oczodoły – Muszę wrócić do domu, zająć się Papyrusem – ściągnął z siebie kołdrę, ale natychmiast oplotłam go ramionami dookoła kręgosłupa by go mocno przytrzymać.
-Nieee. Zostań ze mną – chowałam twarz w jego obojczyku – Proszę? - delikatnie pocałowałam kości. Popatrzył na mnie śmiejąc się serdecznie i pogłaskał mnie czule po czole.
-Zobaczymy się później, dobrze kochanie? Pracujesz dzisiaj?
-Mmmm – tak. Wyślizgnął się z moich objęć, przestrzeń była taka zimna bez niego. -Kocham cię – powiedziałam. Po tym jak założył szarą koszulkę zatrzymał się by na mnie spojrzeć, jego mina była zadziwiająco zaskoczona. Uśmiechnął się potem, przysunął do łóżka i pocałował w czoło.
-Też cię kocham, człowieku. Mój człowieku – przesunął dłoń po moim policzku, kciukiem musnął wargę nim wyszedł z mieszkania.
-Muffet ma koszmary wpływ.. - mruczał zaspany przecierając oczy dłońmi.
-Po prostu wymusza szczerość – szepnęłam w jego czaszkę i polizałam ją czubkiem języka, a potem pocałowałam go w szczękę – Choć, czasem wychodzi jej to za-bardzo.
-Mweh heh... nie mylisz się – jego zaspany głos jest cudowny. Kocham go. Przekręcił się, aby pocałować mnie, jego silne ramiona przyciągnęły mnie do niego, poczułam żebra pod skórą i jego palce na mojej talii. Język prześlizgnął się między zębami, pogładził wargi i zaczął pieścić mój język. To za moją sprawką, zaczął tak świetnie całować. Po kilku minutach leniwych zaspanych pocałunków odsunął się ode mnie. - Która godzina? - rzucił zerkając przez moje ramię na zegarek leżący na stoliku przy łóżku. - Prawie jedenasta – odpowiedział sam sobie mamrocząc coś pod nosem kiedy zamykał oczodoły – Muszę wrócić do domu, zająć się Papyrusem – ściągnął z siebie kołdrę, ale natychmiast oplotłam go ramionami dookoła kręgosłupa by go mocno przytrzymać.
-Nieee. Zostań ze mną – chowałam twarz w jego obojczyku – Proszę? - delikatnie pocałowałam kości. Popatrzył na mnie śmiejąc się serdecznie i pogłaskał mnie czule po czole.
-Zobaczymy się później, dobrze kochanie? Pracujesz dzisiaj?
-Mmmm – tak. Wyślizgnął się z moich objęć, przestrzeń była taka zimna bez niego. -Kocham cię – powiedziałam. Po tym jak założył szarą koszulkę zatrzymał się by na mnie spojrzeć, jego mina była zadziwiająco zaskoczona. Uśmiechnął się potem, przysunął do łóżka i pocałował w czoło.
-Też cię kocham, człowieku. Mój człowieku – przesunął dłoń po moim policzku, kciukiem musnął wargę nim wyszedł z mieszkania.
Lato szybko się kończyło, wieczory zapadały coraz wcześniej, zaś Papyrus zaczął zachowywać się normalniej w stosunku do mnie. Sans i ja mimo to staraliśmy się nie igrać z ogniem, dlatego wymykaliśmy się do siebie tylko w te noce, kiedy Papyrus wracał wykończony po dniu pracy, ciągle pytając się interesantów: „a próbowała to pani włączyć i wyłączyć?”. Tak. Pracuje jako informatyk na uniwersytecie. Musi być chujowo, ale wiecie co? Karma. I, ku naszemu zadowoleniu, musiał podpaść komuś ważnemu, bo pracował do późna. Gdy dostałam wiadomość od Sansa, że mogę przyjechać, po prostu poleciałam do samochodu. Odruchowo bez pukania wślizgnęłam się do ich mieszkania.
-Sans? – zawołam niepewnie, nie zauważając go. Zazwyczaj był by mnie przywitać i zalać całusami, ale teraz nigdzie go nie było.
-Tutaj! – zawołał z góry. Zaśmiałam się i poszłam schodami, dzisiaj musi mu się naprawdę chcieć. Uchyliłam drzwi do jego sypialni i … Nie mogłam uwierzyć własnym oczom
-S….Sans? – świece o rozmaitych kształtach i kolorach porozstawiane były po całym jego pokoju, na podłodze, na stoliku, na parapecie… wszędzie. Ich ogień był jedynym światłem w pomieszczeniu i powiem, że bujające się cienie na ścianie były przepiękne. On natomiast siedział na swoim łóżku, bez koszulki. Pewnie martwiłabym się o pożar, jaki może wywołać ten pokaz, lecz gdy spojrzał na mnie prawdziwym pożądaniem, w oczach, gdy ujrzałam jego sterczącego kutasa nie umiałam myśleć o niczym innym. Uśmiechał się złowieszczo, wpatrując bezpośrednio we mnie.
-Podejdź, księżniczko. Czekałem na ciebie – skinął palcem w moją stronę. Jego głos wywołał u mnie dreszcze, taki miękki, niski, trawił wgłąb mnie, nie umiałam powstrzymać uśmiechu i zrobić krok w jego stronę
-Czekałeś? – objął mnie rękami, sadzając sobie na kolanie
-Oczywiście. Ja, wspaniały Sans, właśnie przejąłem panowanie nad twoim królestwem. – przesunął delikatnie po moich plecach, patrząc jednocześnie w oczy z cwanym uśmieszkiem.
-Naprawdę? – zapytałam niewinnie, mrugając powiekami.
-Tak – odsunął kosmyk moich włosów z ramienia – Zapewniam, że twoi wojownicy dzielnie walczyli, księżniczko, ale brakło im sił – przerwał swoją mowę całując mnie czule w odsłaniając tym samym ramię.
-Rozumiem – czułam, jak wolną ręką pociągnął za zapięcie stanika na plecach.
-A teraz – kontynuował – Aby udowodnić wszystkim, że podbiłem to królestwo, musimy razem się zjednoczyć i połączyć. – ściągnął moją koszulkę, pozostawiając jedynie w staniku, spodenkach i skarpetkach
-A więc musimy… - To zabawa. I nim mrugnęłam, Sans pchnął mnie na łóżko, już leżał na mnie trzymając ręce na ramionach.
-Nie będę delikatny, księżniczko – warknął, nie umiałam powstrzymać drżenia.
-Nie oczekuję po kimś z twoją siłą i wigorem delikatności – udałam urażoną damulkę. Sans założył kosmyk włosów za moje ucho.
-Może ci się to nawet nie spodobać – Wsunął rękę pod plecy i rozpiął stanik. Stał się w tym naprawdę dobry. Odrzucił go na bok.
-Oh, zdecydowanie nie będzie się podobać – dyszałam nerwowo kiedy on pochylał się, aby wziąć mój sutek między swoje zęby i delikatnie zacząć je okręcać, ssać i przygryzać.
-I abyś nie wierzgała się za bardzo – przechylił się, by wyciągnąć linę spod łóżka – będę musiał cię unieruchomić, aby żadne z nas nie było bardziej ranne niż powinno.
-Czego księżniczka nie zrobi, by ocalić swych poddanych… - pochylił się, pocałował mnie w policzek i szepnął do mojego ucha
-Hasło bezpieczeństwa to ciastko. – przytaknęłam zgadzając się. – Nie martw się księżniczko – powiedział okręcając linę dookoła swojego nadgarstka – Sznur ten zrobiony z najdelikatniejszego jedwabiu w moim królestwie, nie pozostawi śladów na twej delikatnej skórze… Ślady będą po mnie – wyszczerzył się – A teraz, wyciągnij ręce w moją stronę – I tak zrobiłam. Zabrał się za wiązanie mnie, pod i nad, łącząc je razem i związując zmyślnym węzłem. Musiał się do tego przygotować. Pociągnął linę kiedy skończył i patrzył z dumą na swoje dzieło. Sprawdziłam i zauważyłam, że są nieco za ciasne.
-Związałeś te liny tak mocno, że najpotężniejszy rycerz ich nie pokona, może dla damy okażesz łaskę i odrobinę je poluzujesz? – poprosiłam patrząc na niego wielkimi oczami. Sans trzymał swoją fasadę.
-Dobrze – poluzował liny i poczułam jak wraca mi krążenie do palców – Hmph. Teraz lepiej?
-O tak, mój rycerzu, jestem wdzięczna za okazanie łaski – zauważyłam, jak nabrał powietrza pełen dumy, jego dusza delikatnie zajaśniała między żebrami i Boże, on jest taki wspaniały.
-Gotowa by zjednoczyć się? – powiedział patrząc na moje pół nagie ciało, zaciągnęłam ręce nad głowę
-Rób co musisz – załkałam dramatycznie odrzucając głowę na bok i zamykając oczy. Sans zaśmiał się nim zaatakował mnie pełnym pożądania i siły pocałunkiem, przyciskając moją głowę do poduszki, ręką chwycił za moją pierś i mocno ją ścisnął. Jego gorący język wbił się w moje usta, zaczęłam się wierzgać. Cichutki jęk wydobył się z moich ust, usłyszałam jak zamruczał i zaśmiał się w odpowiedzi. Przerwał pocałunek, lecz językiem sunął po karku, ramieniu, podgryzając skórę, sunął się w stronę piersi. Uśmiechnął się, nim zaczął lizać sutek, ssać go i przygryzać. Rozkosz przepłynęła przez moje ciało. Wiłam się pod nim, jego ręce tylko zacisnęły się mocniej na moim ciele, nie przerywał. Dręczył i męczył mój biedny sutek, biorąc w usta i ssąc mocno, i choć to bolało, rozpływałam się pod nim. Musiał to zauważyć
-Co za lubieżne dźwięki z siebie wydajesz księżniczko – powiedział po tym, jak skończył bawić się sutkiem i ujął całą pierś w rękę ugniatając ją. Wyglądał na bardzo pewnego siebie.
-Nnn.. N-nie wiem o czym mówisz – walczyłam z rozkoszą
-Jesteś pewna? – samym głosem przejmował nade mną kontrolę, czułam na dnie brzucha przyjemne mrowienie. Wsunął rękę pod spodenki i majteczki, palcami przesunął po moich płatkach, czując wilgoć i żar – Twoje ciało mówi co innego. – czułam wstyd, ale nie będę kłamać, uwielbiam kiedy Sans jest taki. Sans wyciągnął rękę spod moich spodenek i zaczął przyglądać się połyskującej w świetle świec wilgoci, z miną jakby właśnie odkrył całe zboczenie mojego jestestwa. Przesunął kościstym palcem po mojej wardze i wsunął je do środka, czując smak samej siebie jeszcze bardziej się nakręciłam, zaczęłam lizać jego palce i ssać. – Cudowne wargi – mówił patrząc w moje oczy, skupiony w całości na mnie. Czułam jak się rumienię, chwilę potem siedział już na mnie, zaś jego stercząca męskość świeciła przed moimi oczami. Na czubeczku dostrzegłam kropelkę nasienia, chciałam pośpiesznie je zlizać. Oblizałam się – Będą ślicznie się zaciskać dookoła mojego kutasa, co księżniczko? – wymruczał i potrząsnął nim kilka razy. Zacisnęłam mocniej usta unikając jego spojrzenia. Siłą zmusił mnie, abym na niego spojrzała – Otwórz – rozkazał lubieżnie, poczułam jak pulsuje mi cipka. Powoli rozchyliłam usta i zerknęłam na niego, przesunął koniuszkiem męskości po moim języku, czułam smak magii i kawałek po kawałku zagłębiał się w moje usta. Szczerze, pozwoliłam mu na wszystko. – Dobra dziewczynka – powiedział czule. Zassałam odrobinę jego kutasa, wtedy poczułam, jak wsuwa palce pod moją głowę i zmusza, abym wzięła całą jego długość. – Czzzzz. Cz-człowieku… Z-znaczy się… Księżniczko! – jęknął słodko – Twoje usta to raj – zamruczałam w odpowiedzi, zacisnął ręce mocniej na moich włosach. Coś nagle w nim jakby zaskoczyło i przypomniał sobie postać jaką miał udawać – Ale możesz być lepsza – Nie używał zbyt często swojego głębokiego rozkazującego tonu, ale kiedy to robił, coś się we mnie włączało. Zadławiłam się kiedy nagle mocniej i głębiej we mnie wszedł, skupiłam się na oddychaniu. Stabilna silna ręka nie pozwalała mi cofnąć głowy, poczułam ciepłe łzy na policzku. – Mweh heh – zaśmiał się – No weź, księżniczko, wiem, że możesz to zrobić – zmrużył oczy patrząc jak walczę o oddech – Nie chcesz zadowolić swojego nowego kochanka? Swojego rycerza? – Przytaknęłam. Naprawdę chciałam go zadowolić.
-Sans? – zawołam niepewnie, nie zauważając go. Zazwyczaj był by mnie przywitać i zalać całusami, ale teraz nigdzie go nie było.
-Tutaj! – zawołał z góry. Zaśmiałam się i poszłam schodami, dzisiaj musi mu się naprawdę chcieć. Uchyliłam drzwi do jego sypialni i … Nie mogłam uwierzyć własnym oczom
-S….Sans? – świece o rozmaitych kształtach i kolorach porozstawiane były po całym jego pokoju, na podłodze, na stoliku, na parapecie… wszędzie. Ich ogień był jedynym światłem w pomieszczeniu i powiem, że bujające się cienie na ścianie były przepiękne. On natomiast siedział na swoim łóżku, bez koszulki. Pewnie martwiłabym się o pożar, jaki może wywołać ten pokaz, lecz gdy spojrzał na mnie prawdziwym pożądaniem, w oczach, gdy ujrzałam jego sterczącego kutasa nie umiałam myśleć o niczym innym. Uśmiechał się złowieszczo, wpatrując bezpośrednio we mnie.
-Podejdź, księżniczko. Czekałem na ciebie – skinął palcem w moją stronę. Jego głos wywołał u mnie dreszcze, taki miękki, niski, trawił wgłąb mnie, nie umiałam powstrzymać uśmiechu i zrobić krok w jego stronę
-Czekałeś? – objął mnie rękami, sadzając sobie na kolanie
-Oczywiście. Ja, wspaniały Sans, właśnie przejąłem panowanie nad twoim królestwem. – przesunął delikatnie po moich plecach, patrząc jednocześnie w oczy z cwanym uśmieszkiem.
-Naprawdę? – zapytałam niewinnie, mrugając powiekami.
-Tak – odsunął kosmyk moich włosów z ramienia – Zapewniam, że twoi wojownicy dzielnie walczyli, księżniczko, ale brakło im sił – przerwał swoją mowę całując mnie czule w odsłaniając tym samym ramię.
-Rozumiem – czułam, jak wolną ręką pociągnął za zapięcie stanika na plecach.
-A teraz – kontynuował – Aby udowodnić wszystkim, że podbiłem to królestwo, musimy razem się zjednoczyć i połączyć. – ściągnął moją koszulkę, pozostawiając jedynie w staniku, spodenkach i skarpetkach
-A więc musimy… - To zabawa. I nim mrugnęłam, Sans pchnął mnie na łóżko, już leżał na mnie trzymając ręce na ramionach.
-Nie będę delikatny, księżniczko – warknął, nie umiałam powstrzymać drżenia.
-Nie oczekuję po kimś z twoją siłą i wigorem delikatności – udałam urażoną damulkę. Sans założył kosmyk włosów za moje ucho.
-Może ci się to nawet nie spodobać – Wsunął rękę pod plecy i rozpiął stanik. Stał się w tym naprawdę dobry. Odrzucił go na bok.
-Oh, zdecydowanie nie będzie się podobać – dyszałam nerwowo kiedy on pochylał się, aby wziąć mój sutek między swoje zęby i delikatnie zacząć je okręcać, ssać i przygryzać.
-I abyś nie wierzgała się za bardzo – przechylił się, by wyciągnąć linę spod łóżka – będę musiał cię unieruchomić, aby żadne z nas nie było bardziej ranne niż powinno.
-Czego księżniczka nie zrobi, by ocalić swych poddanych… - pochylił się, pocałował mnie w policzek i szepnął do mojego ucha
-Hasło bezpieczeństwa to ciastko. – przytaknęłam zgadzając się. – Nie martw się księżniczko – powiedział okręcając linę dookoła swojego nadgarstka – Sznur ten zrobiony z najdelikatniejszego jedwabiu w moim królestwie, nie pozostawi śladów na twej delikatnej skórze… Ślady będą po mnie – wyszczerzył się – A teraz, wyciągnij ręce w moją stronę – I tak zrobiłam. Zabrał się za wiązanie mnie, pod i nad, łącząc je razem i związując zmyślnym węzłem. Musiał się do tego przygotować. Pociągnął linę kiedy skończył i patrzył z dumą na swoje dzieło. Sprawdziłam i zauważyłam, że są nieco za ciasne.
-Związałeś te liny tak mocno, że najpotężniejszy rycerz ich nie pokona, może dla damy okażesz łaskę i odrobinę je poluzujesz? – poprosiłam patrząc na niego wielkimi oczami. Sans trzymał swoją fasadę.
-Dobrze – poluzował liny i poczułam jak wraca mi krążenie do palców – Hmph. Teraz lepiej?
-O tak, mój rycerzu, jestem wdzięczna za okazanie łaski – zauważyłam, jak nabrał powietrza pełen dumy, jego dusza delikatnie zajaśniała między żebrami i Boże, on jest taki wspaniały.
-Gotowa by zjednoczyć się? – powiedział patrząc na moje pół nagie ciało, zaciągnęłam ręce nad głowę
-Rób co musisz – załkałam dramatycznie odrzucając głowę na bok i zamykając oczy. Sans zaśmiał się nim zaatakował mnie pełnym pożądania i siły pocałunkiem, przyciskając moją głowę do poduszki, ręką chwycił za moją pierś i mocno ją ścisnął. Jego gorący język wbił się w moje usta, zaczęłam się wierzgać. Cichutki jęk wydobył się z moich ust, usłyszałam jak zamruczał i zaśmiał się w odpowiedzi. Przerwał pocałunek, lecz językiem sunął po karku, ramieniu, podgryzając skórę, sunął się w stronę piersi. Uśmiechnął się, nim zaczął lizać sutek, ssać go i przygryzać. Rozkosz przepłynęła przez moje ciało. Wiłam się pod nim, jego ręce tylko zacisnęły się mocniej na moim ciele, nie przerywał. Dręczył i męczył mój biedny sutek, biorąc w usta i ssąc mocno, i choć to bolało, rozpływałam się pod nim. Musiał to zauważyć
-Co za lubieżne dźwięki z siebie wydajesz księżniczko – powiedział po tym, jak skończył bawić się sutkiem i ujął całą pierś w rękę ugniatając ją. Wyglądał na bardzo pewnego siebie.
-Nnn.. N-nie wiem o czym mówisz – walczyłam z rozkoszą
-Jesteś pewna? – samym głosem przejmował nade mną kontrolę, czułam na dnie brzucha przyjemne mrowienie. Wsunął rękę pod spodenki i majteczki, palcami przesunął po moich płatkach, czując wilgoć i żar – Twoje ciało mówi co innego. – czułam wstyd, ale nie będę kłamać, uwielbiam kiedy Sans jest taki. Sans wyciągnął rękę spod moich spodenek i zaczął przyglądać się połyskującej w świetle świec wilgoci, z miną jakby właśnie odkrył całe zboczenie mojego jestestwa. Przesunął kościstym palcem po mojej wardze i wsunął je do środka, czując smak samej siebie jeszcze bardziej się nakręciłam, zaczęłam lizać jego palce i ssać. – Cudowne wargi – mówił patrząc w moje oczy, skupiony w całości na mnie. Czułam jak się rumienię, chwilę potem siedział już na mnie, zaś jego stercząca męskość świeciła przed moimi oczami. Na czubeczku dostrzegłam kropelkę nasienia, chciałam pośpiesznie je zlizać. Oblizałam się – Będą ślicznie się zaciskać dookoła mojego kutasa, co księżniczko? – wymruczał i potrząsnął nim kilka razy. Zacisnęłam mocniej usta unikając jego spojrzenia. Siłą zmusił mnie, abym na niego spojrzała – Otwórz – rozkazał lubieżnie, poczułam jak pulsuje mi cipka. Powoli rozchyliłam usta i zerknęłam na niego, przesunął koniuszkiem męskości po moim języku, czułam smak magii i kawałek po kawałku zagłębiał się w moje usta. Szczerze, pozwoliłam mu na wszystko. – Dobra dziewczynka – powiedział czule. Zassałam odrobinę jego kutasa, wtedy poczułam, jak wsuwa palce pod moją głowę i zmusza, abym wzięła całą jego długość. – Czzzzz. Cz-człowieku… Z-znaczy się… Księżniczko! – jęknął słodko – Twoje usta to raj – zamruczałam w odpowiedzi, zacisnął ręce mocniej na moich włosach. Coś nagle w nim jakby zaskoczyło i przypomniał sobie postać jaką miał udawać – Ale możesz być lepsza – Nie używał zbyt często swojego głębokiego rozkazującego tonu, ale kiedy to robił, coś się we mnie włączało. Zadławiłam się kiedy nagle mocniej i głębiej we mnie wszedł, skupiłam się na oddychaniu. Stabilna silna ręka nie pozwalała mi cofnąć głowy, poczułam ciepłe łzy na policzku. – Mweh heh – zaśmiał się – No weź, księżniczko, wiem, że możesz to zrobić – zmrużył oczy patrząc jak walczę o oddech – Nie chcesz zadowolić swojego nowego kochanka? Swojego rycerza? – Przytaknęłam. Naprawdę chciałam go zadowolić.
Sans uśmiechnął się kiedy kolejny raz pchnął biodrami, jak tylko wziąwszy kilka głębszych oddechów przygotowałam się. Potem wyszedł i znowu wszedł, szybko i krótko, ledwo trzy cale. Czułam sól na języku wymieszaną z moją śliną na jego kutasie. Pochylił się, aby skręcić mojego prawego sutka, aż jęknęłam. O Boże, to jest cudowne. Bawił się piersiami i rżnął usta raz jeszcze i znowu i ściskał i pocierał i było mi tak dobrze. Marzyłam o tym, by mieć wolne ręce, aby zadowolić swoją rozognioną płeć. Jestem taka napalona, niemal czuję jak ociekam. Boże. Tak bardzo chcę, aby mnie zerżnął. I wtedy Sans wpadł na pomysł. Wyszedł z moich ust i przesunął się nieco niżej. W pierwszej chwili myślałam, że zejdzie między nogi, ale nie. Zamiast tego złączył moje piersi razem, boleśnie, potem puścił i znowu. Zacisnęłam usta zastanawiając się co planuje. Sans patrzył się z szerokim uśmiechem.
-Twoje piersi również są piękne, księżniczko. Tak wiele rzeczy mogę z nimi robić… - i poczułam jak jego śliski i twardy czubek kutasa wślizguje się między nie. Sans przymknął oczy i warknął ściskając je mocniej, mocniej, jeszcze mocniej. Jego źrenice zamieniły się w małe serduszka, kiedy obserwował jak jego kutas posuwa się pod moimi piersiami, pojawia i znika. Wystawiłam język, aby zlizać odrobinę nasienia swoim małym, różowym językiem. Zachłysnął się powietrzem, zaczął głośniej jęczeć i poruszać się szybciej ściskając do granic wytrzymałości moje piersi. Naprawdę dobrze się bawił i nie zdałam sobie sprawę z tego, że sama się uśmiecham. – T-tak dobrze zajmujesz się moim kutasem księżniczko.. Hah…. U-uśmiechasz się.. T-to znaczy, że ci się podoba… P-prawda? Oooh, na gwiazdy, są takie miękkie! Ty.. Ty.. lubisz kiedy pieprzę twoje cycki w ten sposób! Mmff… Oh… Boże, zaraz dojdę!
-N-nie stój! – zatrzymał się i uniósł brew patrząc na mnie – Zzzzznaczy… Czy to nie byłoby zmarnowanie nasienia? Nie wolałbyś wypuścić go we mnie? – zamrugał kilka razy, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego co powiedziałam. Mało magii zostało mu w głowie. Potem zaśmiał się i wyciągnął kutasa spomiędzy moich piersi i pochylił się by pocałować mnie głęboko, jego język sunął po moim
-Co za dobra, mała księżniczka – mruczał czule – Tylko moja – zsunął moje spodnie i majtki, zostawił tylko skarpetki. Czy.. on zawsze je zostawiał? – Twoje królestwo jest już moje. – jego głos był delikatny, ale stanowczy, sunął pocałunkami wzdłuż mojej żuchwy. Jego twarz wyglądała cudownie w świetle świec. Zupełnie tak, jakby naprawdę był wojownikiem, który właśnie wrócił z bitwy. – Ty. Jesteś cała moja – klęknął przede mną i położył moje nogi na swoim torsie, sunąc swoim kutasem po moim wejściu. Drażnił się ze mną, pieszcząc swoją główką mój guziczek, praktycznie pod nim się roztapiałam. Chciałam tylko, aby jego język, palce, cokolwiek, sprawiło, że dojdę! - I niebawem – mówił dalej – moje królestwo stanie się też twoje. – Pogładził ręką mój brzuszek sunąc niewielkie kółka na skórze, to tu to tam, koło pępka. Podziwiał skórę, była taka delikatna, taka gibka – Chcę dzielić z tobą wszystko – mówił poważnie – I liczę na to, że ty też tego chcesz. Nasze królestwa pod naszym przywództwem, będziemy rządzić jako król i królowa. Więc proszę, księżniczko, pozwolisz mi uczynić cię swoją królową? – otworzyłam natychmiast usta
-Tak! – chciałam wykrzyknąć, ale dziwny dźwięk mi przerwał. O Boże. Bardzo głośny dźwięk. Jakby drzwi się otworzyły i głośno trzasnęły.
-….sans? – Papyrus… Jest. W. Domu. – gdzie jesteś bracie? – dobiegł jego głos z parteru
-Cholera – szepnęliśmy z Sansem razem. W szaleńczym tempie, Sans nie cackał się w rozwiązywanie mnie, wziął po prostu nożyczki jakie miał w pobliżu i rozciął wiązanie.
-Dlaczego jest w domu? – szepnęłam szukając ubrań po podłodze, mój stanik był niebezpiecznie blisko świecy…
-Nie wiem, ja… - ŚWIECE!
-Sans! Świece! – rozejrzał się spocony jakby dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę. Zarzucił bluzkę na siebie, starając się uniknąć świec w pokoju, ja próbowałam wskoczyć w spodnie gasząc przy tym wszystkie świece jakie mogłam. Dym unosił się w powietrzu. Mam to gdzieś i tak zaraz umrę. Ja nie.. Kroki na schodach.
-sans? jesteś tutaj?
-Człowieku! – wysyczał Sans – Schowaj się
-Co? – już wpychał mnie do szafy.
-Zajmę się tym. Siedź. Cicho – wcisnął resztę moich ubrać w ręce i zamknął drzwi. Obserwowałam przez szczelinę jak Sans rozgląda się pośpiesznie po pokoju, ale już za późno, jego brat już puka i…
-sans?
-Cześć bracie! Wcześniej dzisiaj? – widziałam jak Papyrus podejrzliwie rozgląda się po pokoju wypełnionym świecami.
-…po co to?
-Seans! – wykrzyczał zadowolony – Wiesz, próbowałem nawiązać kontakt z duchami! – Boże. To głupie, nawet jak na niego. Ale Papyrus chyba uwierzył. Sans zawsze lubił takie rzeczy. Zaśmiał się nim zapytał
-ah tak, więc to dlatego słyszałem wcześniej głosy?
-WIĘC TY TEŻ JE SŁYSZAŁEŚ! – Sans był zachwycony.
-nyeh heh, a no, ale wiesz, seanse są niebezpieczne jak się je robi samemu, co jeżeli duch z jakim byś nawiązał kontakt nie chciał się zaprzyjaźnić?
-Oh rajuśku.. masz rację! Nie pomyślałem o tym! Zaproszę Alphys i Undyne na następny seans dla bezpieczeństwa! Um.. pomożesz mi z tymi świecami? – Papyrus znowu się zaśmiał i leniwie zaczął gasić i zbierać świece z bratem. – Więc, dlaczego wróciłeś do domu wcześniej? Nie masz aby pracy? – Niebezpieczne pytanie…. O mój BOŻE.
-huh… oh tak.. miałem, a teraz nie mam, to nie była i tak praca dla mnie, wypalałem się w niej – Pomijając kawał o świecy, czy Papyrus właśnie powiedział, że został zwolniony?
-Twoje piersi również są piękne, księżniczko. Tak wiele rzeczy mogę z nimi robić… - i poczułam jak jego śliski i twardy czubek kutasa wślizguje się między nie. Sans przymknął oczy i warknął ściskając je mocniej, mocniej, jeszcze mocniej. Jego źrenice zamieniły się w małe serduszka, kiedy obserwował jak jego kutas posuwa się pod moimi piersiami, pojawia i znika. Wystawiłam język, aby zlizać odrobinę nasienia swoim małym, różowym językiem. Zachłysnął się powietrzem, zaczął głośniej jęczeć i poruszać się szybciej ściskając do granic wytrzymałości moje piersi. Naprawdę dobrze się bawił i nie zdałam sobie sprawę z tego, że sama się uśmiecham. – T-tak dobrze zajmujesz się moim kutasem księżniczko.. Hah…. U-uśmiechasz się.. T-to znaczy, że ci się podoba… P-prawda? Oooh, na gwiazdy, są takie miękkie! Ty.. Ty.. lubisz kiedy pieprzę twoje cycki w ten sposób! Mmff… Oh… Boże, zaraz dojdę!
-N-nie stój! – zatrzymał się i uniósł brew patrząc na mnie – Zzzzznaczy… Czy to nie byłoby zmarnowanie nasienia? Nie wolałbyś wypuścić go we mnie? – zamrugał kilka razy, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego co powiedziałam. Mało magii zostało mu w głowie. Potem zaśmiał się i wyciągnął kutasa spomiędzy moich piersi i pochylił się by pocałować mnie głęboko, jego język sunął po moim
-Co za dobra, mała księżniczka – mruczał czule – Tylko moja – zsunął moje spodnie i majtki, zostawił tylko skarpetki. Czy.. on zawsze je zostawiał? – Twoje królestwo jest już moje. – jego głos był delikatny, ale stanowczy, sunął pocałunkami wzdłuż mojej żuchwy. Jego twarz wyglądała cudownie w świetle świec. Zupełnie tak, jakby naprawdę był wojownikiem, który właśnie wrócił z bitwy. – Ty. Jesteś cała moja – klęknął przede mną i położył moje nogi na swoim torsie, sunąc swoim kutasem po moim wejściu. Drażnił się ze mną, pieszcząc swoją główką mój guziczek, praktycznie pod nim się roztapiałam. Chciałam tylko, aby jego język, palce, cokolwiek, sprawiło, że dojdę! - I niebawem – mówił dalej – moje królestwo stanie się też twoje. – Pogładził ręką mój brzuszek sunąc niewielkie kółka na skórze, to tu to tam, koło pępka. Podziwiał skórę, była taka delikatna, taka gibka – Chcę dzielić z tobą wszystko – mówił poważnie – I liczę na to, że ty też tego chcesz. Nasze królestwa pod naszym przywództwem, będziemy rządzić jako król i królowa. Więc proszę, księżniczko, pozwolisz mi uczynić cię swoją królową? – otworzyłam natychmiast usta
-Tak! – chciałam wykrzyknąć, ale dziwny dźwięk mi przerwał. O Boże. Bardzo głośny dźwięk. Jakby drzwi się otworzyły i głośno trzasnęły.
-….sans? – Papyrus… Jest. W. Domu. – gdzie jesteś bracie? – dobiegł jego głos z parteru
-Cholera – szepnęliśmy z Sansem razem. W szaleńczym tempie, Sans nie cackał się w rozwiązywanie mnie, wziął po prostu nożyczki jakie miał w pobliżu i rozciął wiązanie.
-Dlaczego jest w domu? – szepnęłam szukając ubrań po podłodze, mój stanik był niebezpiecznie blisko świecy…
-Nie wiem, ja… - ŚWIECE!
-Sans! Świece! – rozejrzał się spocony jakby dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę. Zarzucił bluzkę na siebie, starając się uniknąć świec w pokoju, ja próbowałam wskoczyć w spodnie gasząc przy tym wszystkie świece jakie mogłam. Dym unosił się w powietrzu. Mam to gdzieś i tak zaraz umrę. Ja nie.. Kroki na schodach.
-sans? jesteś tutaj?
-Człowieku! – wysyczał Sans – Schowaj się
-Co? – już wpychał mnie do szafy.
-Zajmę się tym. Siedź. Cicho – wcisnął resztę moich ubrać w ręce i zamknął drzwi. Obserwowałam przez szczelinę jak Sans rozgląda się pośpiesznie po pokoju, ale już za późno, jego brat już puka i…
-sans?
-Cześć bracie! Wcześniej dzisiaj? – widziałam jak Papyrus podejrzliwie rozgląda się po pokoju wypełnionym świecami.
-…po co to?
-Seans! – wykrzyczał zadowolony – Wiesz, próbowałem nawiązać kontakt z duchami! – Boże. To głupie, nawet jak na niego. Ale Papyrus chyba uwierzył. Sans zawsze lubił takie rzeczy. Zaśmiał się nim zapytał
-ah tak, więc to dlatego słyszałem wcześniej głosy?
-WIĘC TY TEŻ JE SŁYSZAŁEŚ! – Sans był zachwycony.
-nyeh heh, a no, ale wiesz, seanse są niebezpieczne jak się je robi samemu, co jeżeli duch z jakim byś nawiązał kontakt nie chciał się zaprzyjaźnić?
-Oh rajuśku.. masz rację! Nie pomyślałem o tym! Zaproszę Alphys i Undyne na następny seans dla bezpieczeństwa! Um.. pomożesz mi z tymi świecami? – Papyrus znowu się zaśmiał i leniwie zaczął gasić i zbierać świece z bratem. – Więc, dlaczego wróciłeś do domu wcześniej? Nie masz aby pracy? – Niebezpieczne pytanie…. O mój BOŻE.
-huh… oh tak.. miałem, a teraz nie mam, to nie była i tak praca dla mnie, wypalałem się w niej – Pomijając kawał o świecy, czy Papyrus właśnie powiedział, że został zwolniony?
-Oh – Sans natychmiast załapał – Przykro mi Papyrus
-eh, nic się nie dzieje – wzruszył ramionami – znajdę inną, i tak jej nienawidziłem, jeżeli musiałbym tłumaczyć kolejnemu doktorkowi jak wygooglować coś, myślę, że bym się sam spopielił – czekał, aż Sans zacznie się śmiać, ale ten tego nie zrobił
-To nie było śmieszne
-nyeh heh – zdmuchnął ostatnią świeczkę i zapadła niezręczna cisza. Póki Sans nie objął brata tuląc go mocno
-Chcę, abyś był szczęśliwy. Mam nadzieję, że znajdziesz pracę, którą polubisz – Papyrus wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać
-dzięki brachu, jesteś najlepszy.
-eh, nic się nie dzieje – wzruszył ramionami – znajdę inną, i tak jej nienawidziłem, jeżeli musiałbym tłumaczyć kolejnemu doktorkowi jak wygooglować coś, myślę, że bym się sam spopielił – czekał, aż Sans zacznie się śmiać, ale ten tego nie zrobił
-To nie było śmieszne
-nyeh heh – zdmuchnął ostatnią świeczkę i zapadła niezręczna cisza. Póki Sans nie objął brata tuląc go mocno
-Chcę, abyś był szczęśliwy. Mam nadzieję, że znajdziesz pracę, którą polubisz – Papyrus wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać
-dzięki brachu, jesteś najlepszy.
Po chwili szczerej życzliwości między braćmi, Papyrus poszedł wziąć prysznic, zaś Sans pomógł mi ubrać się i wymknąć. Szczęście zaparkowałam na końcu ulicy i Sans zaprowadził mnie do samochodu
-Więc – przerwał ciszę wsadzając ręce do kieszeni swojej kurtki – Dobrze się bawiłaś?
-Hm? Oh! – chwilę zajęło nim zrozumiałam o czym mówi, zarumieniłam się – T-tak, Sans.. To była… miła niespodzianka.
-Mweh heh – był z siebie dumny.
-Co sprawiło, że wpadłeś na taki uh… pomysł? – delikatny błękit wstąpił na jego policzki i schował brodę w chustę
-Alphys coś palnęła.. Powiedziała mi, że ja.. – przerwał kiedy doszliśmy do auta
-Huh? Co powiedziała?
-Powiedziała, że ja nigdy nie będę dominującym partnerem! – powiedział to może nieco zbyt głośno. Zachichotałam.
-Więc chciałeś udowodnić, że jest w błędzie? – rumienił się jeszcze bardziej, gwiazdki w jego oczach były takie słodkie, jakby zapewniały mnie, że wszystko na tym świecie będzie dobre.
-A udało mi się? – pocałowałam go w policzek
-O tak mój królu – zaśmiał się i otworzył dla mnie drzwi przytrzymując je trochę. Chciałam wsiąść na miejsce kierowcy, ale chwycił mnie za nadgarstek.
-Zaczekaj. – Huh? - … Myślisz, że powinniśmy mu powiedzieć? – delikatnie wyszeptał – Papyrusowi.. o nas… znaczy się
-A w ogóle powinniśmy się chować? Znaczy się, co złego może się stać? – Sans przyłożył rękę do czoła sfrustrowany
-Cóż, Papyrus sam w sobie to główny powód. Nie ufa ludziom. Może pomyśleć, że wykorzystujesz mnie aby nas rozdzielić. A tego nie chcę.
-Ale jak długo uda się nam to chować? – zapytałam cicho – Coraz trudniej się robi. Ciągłe kłamstwa i … wiesz… nie mogę nawet potrzymać cię za rękę na mieście, a chcę. Bardzo tego pragnę. Chcę, aby wszyscy wiedzieli, że cię kocham, a tego.. nie mogę. – wyjaśniłam drżącym nieco wyższym głosem. Uśmiechnął się słodko i założył czule kosmyk włosów za ucho, nie chciałam udawać, czułam jak do oczu nabiegają mi łzy.
-Coś wymyślę – odparł ze wzrokiem pełnym zrozumienia – Obiecuję. Pocałował mnie w czoło – Moja królowo.
Ale nic nie wymyśliliśmy. Wszystko za to z każdym dniem było bardziej skomplikowane i coraz bardziej oczywiste. Zdałam sobie z tego sprawę kiedy czekałam aż Undyne przeprowadzi diagnozę mojego komputera kolejnego dnia. Jej poczochrane czerwone włosy zasłaniały prawe oko, nie wiem nawet jak widziała przez nie monitor. Czekała, aż coś skończy się ładować kręcąc niewygodnie w fotelu obok mnie, opuściła okulary do połowy twarzy, skrzyżowała ręce, potem puściła, złączyła nogi i rozluźniła. W końcu chrząknęła i zapytała mnie.
-Więc… Kiedy wszystkim powiecie? – czytałam magazyn i przyznam, że połowicznie jej słuchałam.
-Hm? O czym? – rzuciłam przewracając strony chcąc dowiedzieć się, jak powiększyć mój orgazm pięćset razy. Znaczy się, byłam bardzo napalona biorąc pod uwagę, że nasz ostatni raz z Sansem został przerwany w najlepszym momencie.
-No wiesz… - uśmiechnęła się zawstydzona zerkając na monitor – O was? Znaczy się o tobie i o Sansie – Poczułam, jak coś ściska mnie w brzuchu. Zakryłam gazetą twarz.
-Nie wiem o czym mówisz – zabrzmiałam trochę mało naturalnie – Jesteśmy tylko.. przyjaciółmi? – Undyne westchnęła i zaczęła kręcić nerwowo kciukami patrząc na nie z uwagą
-Nie musisz kłamać. Ja uh.. my też jesteśmy.. p-przyjaciółkami. – Ooo, wiem w jaką stronę idą te wyrzuty. Odstawiłam magazyn na stolik i przybliżyłam się kładąc ręce na kolanach patrzyłam na nią tak poważnie jak mogłam.
-Undyne – westchnęłam – Ja i Sans jesteśmy tylko przyjaciółmi. Niczym więcej – milczała przez chwilę, niepewna, czasem pociągała nosem, poprawiła okulary.
-Widziałam sposób w jaki na ciebie patrzy – rzuciła po chwili – Jakbyś była rzadką ekskluzywną figurką Mew Mew Kissy Cutie z funkcją mówienia nyah. To słodkie. Dlaczego nie chcecie, abyśmy wiedzieli?
-Undyne, możesz przestać? Nie chcę…
-Oh.. D-dobra… Tak.. um… Twój laptop jest w porządku, ale zainstalowałam dodatkowego antywirusa na wszelki wypadek
-Dzięki, doceniam to – po kolejnej niezręcznej ciszy myślałam, że to koniec tematu, ale Undyne wyglądała na zdeterminowaną.
-Możesz mi powiedzieć wszystko, wiesz? – wznowiła – Znaczy się… J-ja powiedziałam ci o tym co się stało z Alphy… I tak bardzo mi pomogłaś.. i w-wiedziałaś co powiedzieć.. – Mówi o tym razie kiedy bardzo pokłóciła się z Alphys, zadzwoniła do mnie zapłakana. Rzuciłam wszystko czym się zajmowałam i zostałam z nią przez noc, usnęła z głową na moich kolanach oglądając ulubione anime - … Chcę zrobić to samo dla ciebie. Jesteś wspaniałą przyjaciółką. Ja… ja chcę ci pomóc. – Długą chwilę patrzyłam się na moje złączone nogi nie wiedząc co powiedzieć. Mogę jej ufać. Warto jej ufać. Ona ufa mi. I w ten sposób po walce ze sobą i własną niepewnością w końcu powiedziałam to co miałam w sobie od kilku miesięcy.
-Ja… ja kocham go – mówiłam z uśmiechem myśląc o jego śmiechu o jego przytuleniach, o tym jak się kochamy. Naprawdę go kocham. Bardziej niż cokolwiek innego. – A on kocha mnie. Sans i ja… jesteśmy w sobie zakochani – i tak moje wyznanie zostało podsumowane cichym piskiem.
-Raju, raju, raju, raju, wiedziałam! – pisnęła tuląc mnie mocno. Jej włosy łaskotały mnie w twarz
-Undyne… nie.. mogę.. oddychać
-O-oh! W-wybacz! – przeprosiła i mnie wypuściła, ale widziałam jej wielki uśmiech – Od jak dawna? Jak to się zaczęło? Weszłaś mu do łóżka? Oh em raaany, musisz totalnie mi opowiedzieć wszystko! – I tak zrobiłam.
I wieści poniosły się szybko
-POWIEDZIAŁAŚ UNDYNE? – Sans krzyknął z niedowierzaniem
-Łops? – Rany, nie wiedziałam, że to może zabrzmieć aż tak źle. Sans usiadł na mojej kanapie nadal ubrany patrząc na swój telefon z niedowierzaniem. Miał wiadomość od Alphys
Przynieś swoją nową dziewczynę!
-To straszne! – zawodził dalej – Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś! Mieliśmy nikomu nie mówić!
-Cóż Undyne…
-To ktoś! – nigdy wcześniej nie widziałam go tak sfrustrowanego. Może naprawdę spierdoliłam? Był bliski płaczu.
-Sans, będzie dobrze – zapewniałam go spokojnym tonem – Wiesz jak dobrze się poczułam kiedy wyrzuciłam ten ciężar z siebie?
-Cieszę się, że ci lepiej, bo ja czuję się gorzej! – wyrzucił ręce do góry, miał twarz niebieską od gniewu. Przysunęłam się aby go pocałować, ale mnie odtrącił – Przestań! Jestem na ciebie bardzo zły – Skrzyżował ręce na piersi jak dziecko, zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę czuje to o czym mówi
-Przepraszam – mruczałam delikatnie przysuwając się znowu do niego – Powinnam wpierw porozmawiać z tobą. – Teraz pozwolił się pocałować. – Co się stało to się nie odstanie – mówiłam dalej próbując delikatnie ściągnąć jego chustę – Nic już się z tym nie zrobi. Miejmy nadzieję że będą dyskretne
-Alphys? Dyskretna? – otworzył oczy w panice – Nigdy nie byłaś dobra w kawałach, ale to Mweh heh… Heh – zaśmiał się nerwowo wstając na równe nogi.
-Chodźmy po prostu z nimi do kina dzisiaj, dobra? Chciałeś ten film zobaczyć od dawna, prawda? – miałam głos słodki jak miód, dłonią pogładziłam go po policzku. Sans milczał chwilę nim odpowiedział
-Dobra. Ale jeżeli Alphys będzie rzucała jakieś kawały o podwójnej rance to .. – pocałowałam go w policzek.
-Sans, przez chwilę nie będziemy musieli ukrywać co do siebie czujemy. Czy to nie wspaniałe? – westchnął i pozwolił, aby głowa opadła mu na moje ramię.
-Nie mogę uwierzyć, że jej powiedziałaś – mamrotał – Ale masz rację. Powinniśmy się cieszyć. Jesteś mądra. – Podniósł głowę i popatrzył w moje oczy. – I śliczna – pocałował mnie w osta. – Boże, jesteś wspaniała – w jego głosie słyszałam pragnienie. Nagle chwycił moją twarz w swoje ręce i pchnął mnie na kanapie zalewając żarłocznymi pocałunkami. Zaśmiałam się i zarzuciłam ręce na jego kark. Naprawdę go kocham – Mmmf – odsunął się po chwili zasysania mi twarzy, szminka rozmazała mu się po całych ustach. Ciężko było brać go poważnie w tym stanie – Ale ty kupujesz popcorn.
-Więc – przerwał ciszę wsadzając ręce do kieszeni swojej kurtki – Dobrze się bawiłaś?
-Hm? Oh! – chwilę zajęło nim zrozumiałam o czym mówi, zarumieniłam się – T-tak, Sans.. To była… miła niespodzianka.
-Mweh heh – był z siebie dumny.
-Co sprawiło, że wpadłeś na taki uh… pomysł? – delikatny błękit wstąpił na jego policzki i schował brodę w chustę
-Alphys coś palnęła.. Powiedziała mi, że ja.. – przerwał kiedy doszliśmy do auta
-Huh? Co powiedziała?
-Powiedziała, że ja nigdy nie będę dominującym partnerem! – powiedział to może nieco zbyt głośno. Zachichotałam.
-Więc chciałeś udowodnić, że jest w błędzie? – rumienił się jeszcze bardziej, gwiazdki w jego oczach były takie słodkie, jakby zapewniały mnie, że wszystko na tym świecie będzie dobre.
-A udało mi się? – pocałowałam go w policzek
-O tak mój królu – zaśmiał się i otworzył dla mnie drzwi przytrzymując je trochę. Chciałam wsiąść na miejsce kierowcy, ale chwycił mnie za nadgarstek.
-Zaczekaj. – Huh? - … Myślisz, że powinniśmy mu powiedzieć? – delikatnie wyszeptał – Papyrusowi.. o nas… znaczy się
-A w ogóle powinniśmy się chować? Znaczy się, co złego może się stać? – Sans przyłożył rękę do czoła sfrustrowany
-Cóż, Papyrus sam w sobie to główny powód. Nie ufa ludziom. Może pomyśleć, że wykorzystujesz mnie aby nas rozdzielić. A tego nie chcę.
-Ale jak długo uda się nam to chować? – zapytałam cicho – Coraz trudniej się robi. Ciągłe kłamstwa i … wiesz… nie mogę nawet potrzymać cię za rękę na mieście, a chcę. Bardzo tego pragnę. Chcę, aby wszyscy wiedzieli, że cię kocham, a tego.. nie mogę. – wyjaśniłam drżącym nieco wyższym głosem. Uśmiechnął się słodko i założył czule kosmyk włosów za ucho, nie chciałam udawać, czułam jak do oczu nabiegają mi łzy.
-Coś wymyślę – odparł ze wzrokiem pełnym zrozumienia – Obiecuję. Pocałował mnie w czoło – Moja królowo.
-Więc… Kiedy wszystkim powiecie? – czytałam magazyn i przyznam, że połowicznie jej słuchałam.
-Hm? O czym? – rzuciłam przewracając strony chcąc dowiedzieć się, jak powiększyć mój orgazm pięćset razy. Znaczy się, byłam bardzo napalona biorąc pod uwagę, że nasz ostatni raz z Sansem został przerwany w najlepszym momencie.
-No wiesz… - uśmiechnęła się zawstydzona zerkając na monitor – O was? Znaczy się o tobie i o Sansie – Poczułam, jak coś ściska mnie w brzuchu. Zakryłam gazetą twarz.
-Nie wiem o czym mówisz – zabrzmiałam trochę mało naturalnie – Jesteśmy tylko.. przyjaciółmi? – Undyne westchnęła i zaczęła kręcić nerwowo kciukami patrząc na nie z uwagą
-Nie musisz kłamać. Ja uh.. my też jesteśmy.. p-przyjaciółkami. – Ooo, wiem w jaką stronę idą te wyrzuty. Odstawiłam magazyn na stolik i przybliżyłam się kładąc ręce na kolanach patrzyłam na nią tak poważnie jak mogłam.
-Undyne – westchnęłam – Ja i Sans jesteśmy tylko przyjaciółmi. Niczym więcej – milczała przez chwilę, niepewna, czasem pociągała nosem, poprawiła okulary.
-Widziałam sposób w jaki na ciebie patrzy – rzuciła po chwili – Jakbyś była rzadką ekskluzywną figurką Mew Mew Kissy Cutie z funkcją mówienia nyah. To słodkie. Dlaczego nie chcecie, abyśmy wiedzieli?
-Undyne, możesz przestać? Nie chcę…
-Oh.. D-dobra… Tak.. um… Twój laptop jest w porządku, ale zainstalowałam dodatkowego antywirusa na wszelki wypadek
-Dzięki, doceniam to – po kolejnej niezręcznej ciszy myślałam, że to koniec tematu, ale Undyne wyglądała na zdeterminowaną.
-Możesz mi powiedzieć wszystko, wiesz? – wznowiła – Znaczy się… J-ja powiedziałam ci o tym co się stało z Alphy… I tak bardzo mi pomogłaś.. i w-wiedziałaś co powiedzieć.. – Mówi o tym razie kiedy bardzo pokłóciła się z Alphys, zadzwoniła do mnie zapłakana. Rzuciłam wszystko czym się zajmowałam i zostałam z nią przez noc, usnęła z głową na moich kolanach oglądając ulubione anime - … Chcę zrobić to samo dla ciebie. Jesteś wspaniałą przyjaciółką. Ja… ja chcę ci pomóc. – Długą chwilę patrzyłam się na moje złączone nogi nie wiedząc co powiedzieć. Mogę jej ufać. Warto jej ufać. Ona ufa mi. I w ten sposób po walce ze sobą i własną niepewnością w końcu powiedziałam to co miałam w sobie od kilku miesięcy.
-Ja… ja kocham go – mówiłam z uśmiechem myśląc o jego śmiechu o jego przytuleniach, o tym jak się kochamy. Naprawdę go kocham. Bardziej niż cokolwiek innego. – A on kocha mnie. Sans i ja… jesteśmy w sobie zakochani – i tak moje wyznanie zostało podsumowane cichym piskiem.
-Raju, raju, raju, raju, wiedziałam! – pisnęła tuląc mnie mocno. Jej włosy łaskotały mnie w twarz
-Undyne… nie.. mogę.. oddychać
-O-oh! W-wybacz! – przeprosiła i mnie wypuściła, ale widziałam jej wielki uśmiech – Od jak dawna? Jak to się zaczęło? Weszłaś mu do łóżka? Oh em raaany, musisz totalnie mi opowiedzieć wszystko! – I tak zrobiłam.
-POWIEDZIAŁAŚ UNDYNE? – Sans krzyknął z niedowierzaniem
-Łops? – Rany, nie wiedziałam, że to może zabrzmieć aż tak źle. Sans usiadł na mojej kanapie nadal ubrany patrząc na swój telefon z niedowierzaniem. Miał wiadomość od Alphys
Przynieś swoją nową dziewczynę!
-To straszne! – zawodził dalej – Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś! Mieliśmy nikomu nie mówić!
-Cóż Undyne…
-To ktoś! – nigdy wcześniej nie widziałam go tak sfrustrowanego. Może naprawdę spierdoliłam? Był bliski płaczu.
-Sans, będzie dobrze – zapewniałam go spokojnym tonem – Wiesz jak dobrze się poczułam kiedy wyrzuciłam ten ciężar z siebie?
-Cieszę się, że ci lepiej, bo ja czuję się gorzej! – wyrzucił ręce do góry, miał twarz niebieską od gniewu. Przysunęłam się aby go pocałować, ale mnie odtrącił – Przestań! Jestem na ciebie bardzo zły – Skrzyżował ręce na piersi jak dziecko, zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę czuje to o czym mówi
-Przepraszam – mruczałam delikatnie przysuwając się znowu do niego – Powinnam wpierw porozmawiać z tobą. – Teraz pozwolił się pocałować. – Co się stało to się nie odstanie – mówiłam dalej próbując delikatnie ściągnąć jego chustę – Nic już się z tym nie zrobi. Miejmy nadzieję że będą dyskretne
-Alphys? Dyskretna? – otworzył oczy w panice – Nigdy nie byłaś dobra w kawałach, ale to Mweh heh… Heh – zaśmiał się nerwowo wstając na równe nogi.
-Chodźmy po prostu z nimi do kina dzisiaj, dobra? Chciałeś ten film zobaczyć od dawna, prawda? – miałam głos słodki jak miód, dłonią pogładziłam go po policzku. Sans milczał chwilę nim odpowiedział
-Dobra. Ale jeżeli Alphys będzie rzucała jakieś kawały o podwójnej rance to .. – pocałowałam go w policzek.
-Sans, przez chwilę nie będziemy musieli ukrywać co do siebie czujemy. Czy to nie wspaniałe? – westchnął i pozwolił, aby głowa opadła mu na moje ramię.
-Nie mogę uwierzyć, że jej powiedziałaś – mamrotał – Ale masz rację. Powinniśmy się cieszyć. Jesteś mądra. – Podniósł głowę i popatrzył w moje oczy. – I śliczna – pocałował mnie w osta. – Boże, jesteś wspaniała – w jego głosie słyszałam pragnienie. Nagle chwycił moją twarz w swoje ręce i pchnął mnie na kanapie zalewając żarłocznymi pocałunkami. Zaśmiałam się i zarzuciłam ręce na jego kark. Naprawdę go kocham – Mmmf – odsunął się po chwili zasysania mi twarzy, szminka rozmazała mu się po całych ustach. Ciężko było brać go poważnie w tym stanie – Ale ty kupujesz popcorn.