Ten wieczór był dziwny. Dziwny i inny pod każdym względem. Właśnie tak bardzo lubiła tę jedną noc w roku – pełną roześmianych dzieci, nietypowych przebrań i kolorowych ozdób. Z jednej strony duch, z drugiej wampir, a jeszcze kawałek dalej maszerujące ramię w ramię diabły i anioły.
Tuż obok niej przebiegło dziecko. Potknęło się o imitujący bandaż, zbyt długi kawałek materiału, by po chwili poderwać się na równe nogi i ruszyć dalej. Nie zwróciło uwagi na postać w długiej pelerynie, która bez pośpiechu przechadzała się wzdłuż drogi.
Śmierć uśmiechnęła się łagodnie.
Halloween.
Przynajmniej tej nocy mogła obcować z ludźmi, nie wzbudzając lęku.
Słyszała, że byli blisko – coraz głośniejsze, przybliżające się wycie mówiło samo za siebie. Wzniosła głowę, z obawą spoglądając w kierunku rysujących się w oddali wzgórz. Mieli przybyć ze wschodu, całą armią, niosąc ze sobą wyłącznie strach, krew i śmierć.
Nerwowo zacisnęła dłonie na barierce balkonu. Pochyliła się, zamykając oczy i przez chwilę po prostu nasłuchując. Każdy głośniejszy dźwięk sprawiał, że wzdłuż kręgosłupa przebiegały jej dreszcze.
Nie jesteśmy na to gotowi…
Ale dobrze wiedziała, że nie mogli dłużej czekać. Zrozumiała to już w chwili, w której dostrzegła zarys srebrzystego księżyca w pełni
Tej nocy mogli albo zginąć, albo również zacząć zabijać.
Wiedziała, że śni. Musiała, aż za dobrze rozpoznając scenerię oraz uczucie paraliżującego, towarzyszącego jej na każdym kroku strachu.
Już tutaj była.
Wiedziała, co czeka na nią na końcu korytarza – gdzieś tam w kompletnych ciemnościach.
To tylko sen. Tylko sen…, powtarzała niczym mantrę, krok za krokiem podążając w głąb tunelu. Mimo wszystko skóra i tak ścierpła jej, gdy na karku poczuła gorący oddech. Tylko sen…, pomyślała po raz wtóry, mocno zaciskając powieki.
Oddech zniknął. Z ulgą otworzyła oczy – a potem zamarła, zamiast własnego pokoju, widząc przed sobą tylko wszechobecną ciemność.
Do głowy przyszło jej tylko jedna, niepokojąca myśl.
Pierwsze ukłucie jest subtelne i bardzo ostrożne. Cierp, myśli, ale wtedy wciąż jeszcze ma wątpliwości. Krzywdzenie innych jest złe, prawda?
Na ułamek sekundy zamyka oczy. Kiedy je otwiera, w dłoniach wciąż trzyma małą, szmacianą laleczkę – jakże niepodobną do mężczyzny, którą ta ma symbolizować. Chociaż z drugiej strony, te ciemne włosy i dwa zielone, wydające się przenikać ją na wskroś kryształki…
Dźga po raz kolejny. A potem jeszcze raz i jeszcze, coraz pewniej i tym razem celując igłą prosto w pierś.
Cierp.
Za każdą wypłakaną łzę. Za wszystkie bezsenne noce.
I za serce, które rozpadło się na tysiące kawałków, kiedy odszedłeś.
Serce w piersi wali ci niemiłosiernie. Krzyczysz ile sił w
płucach, jednak nikt cię nie słyszy. Ty sam siebie nie słyszysz. Dookoła jest
pustka. Nicość. Mrok. Czy widzisz własną rękę przed nosem? Dotykasz się po twarzy, jednak jakbyś jej nie
miał. Panika wzrasta w tobie z każdą chwilą coraz bardziej. Idziesz, lecz nie
czujesz ziemi. Gryziesz się w język,
lecz nawet brakuje ci jakichkolwiek bodźców.
Gdzie jesteś? Żyjesz? Umarłeś? Ale masz świadomość! Pustka. Niech ktoś
się odezwie! Ile będziesz słyszeć jeszcze swoje myśli? Krzycz! Krzycz, to nic
że nie czujesz jak zdzierasz sobie gardło.
Pragniesz poczuć cokolwiek, jednak to na nic. Nic nie czujesz, nie słyszysz,
nie widzisz… Kompletnie odcięty od zmysłów….
Hej… wiedziałeś, że człowiek odcięty od wszystkich zmysłów i bodźców wariuje?
Tkwisz w koszmarze, nie wiedząc czy żyjesz, czy nie…
Obracałaś drobną laleczkę, przyglądając się jej uważnie.
Właściwie nie była piękna, co więcej, była dość paskudna. Wyglądała jak szmaciana wersja twojej
macochy. Co prawda trochę ci nie wyszła, ale najważniejsze było to, aby
zadziałała. Z wielką czułością pogładziłaś główkę przedmiotu. Parę rudych
kosmyków tkwiło w niej zatopionych, do tego fragment jej paznokcia… To musiało
zadziałać, prawda? To było dość zabawne uczucie.
Wbijałaś po kolei drobne igiełki, wpatrując się w puste szklane oczy. Gdzieś dało się słyszeć
wysoki krzyk. Nie miałaś jednak litości. Kolejna igła znalazła się w jej ciele.
Ups… przebiłaś ją na wylot… Jaka szkoda… Mieć cudze życie w garści to takie
cudowne uczucie… I kolejna igła.
- Robisz to bardzo dobrze dziecko…. W pełni na to zasłużyła.
Podniosłaś puste spojrzenie na cienistą istotę. W środku krzyczałaś, ale nie
byłaś sobą. Nawet twoje myśli nie należały do ciebie.
Tutaj Yumi... Taaa długo się nie odzywałam i długo mnie nie było. Ale to nie tak, że o Was zapomniałam. Nie ma dnia, abym o Was nie myślała i nie czuła się głupio z powodu tego, że tak mało mnie ostatnio jest na blogu.
To też dziękuję Uczyś i Oczytanej za zajęcie się Halloweenowym eventem i za to, że Wszyscy nadal tutaj jesteście.
Co skłoniło mnie aby tutaj napisać? Cóóóż...
Walczę sama ze sobą, bo gdzieś w tyle głowy mam ten paskudny głosik, który mówi mi, że po chuj to piszę, przecież to i tak nie ma sensu - czytelnicy chcą jakiś nowy rozdział czegoś, a nie Twoich kolejnych wymówek i wyżaleń. Idź sobie.
A mimo to jestem i piszę i staram się nie słuchać tego głosiku.
Obecnie jednak nie jestem w stanie cokolwiek zrobić.
Przestałam rysować, bo nie umiem się skupić... Kojarzycie to uczucie kamienia w głowie zamiast mózgu? Jedyne kreatywne myśli nachodzą Was w kąpieli albo podczas srania a kiedy już możecie swobodnie przelać to co chcecie w czyn - to nic? Mam już tak od jakiegoś czasu.
Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli - to powinnam zapanować nad sobą i nad resztkami swojej psychiki gdzieś w połowie przyszłego miesiąca. Noszenie dobrej miny do złej gry jest w chuj męczące, dlatego przepraszam Was wszystkich raz jeszcze.
Mimo to mogę oficjalnie powiedzieć, że faza na Undertale na dobre mi się skończyła. Nie ciągnie mnie do gry, postacie wydają się już takie.... wynoszone i wydaje mi się, że mało co mnie już w tym interesuje. Mimo to chcę dokończyć opowiadania i komiksy jakie zaczęłam. Każdy z nas kiedyś wychodzi z fandomu, prawda?
Wolne chwile spędzam albo grając w simsy, albo oglądając Dragon Ball Super i powiem Wam, że postać Boga Zniszczenia Beerusa bardzo mi się spodobała. Zarówno z charakteru jak i z wyglądu. Jestem jednak dopiero w pierwszych pięćdziesięciu odcinkach serii więc nie wiem, czy będzie to nowa faza, czy po prostu przelotne zauroczenie. Bo dodam, że oglądam obok tego wiele innych ciekawych animu, jak chociażby Dr. Stone, Vinland Saga czy kolejny sezon Psycho Pass oraz Boku No Hero Academia. Powtarzałam sobie Kuroshitsuji czy zapoznałam się z serią Violet Evergarden.
Ostatnio jednak nie mogę pozbyć się z głowy fenomenalnego animowanego serialu na YouTube przeznaczonego raczej do pełnoletnich odbiorców. Hazbin Hotel. Mam wobec tej serii wielkie nadzieje, a dzięki niej wobec siebie - plany. W ten weekend będę chciała zabrać się za polską wersję wiki, dla tej kreskówki - bo takowej nie ma. Oraz zabrać się za tłumaczenie piosenek.
Jeżeli lubicie groteskę, diabły, demony, humor - także ten czarny... chyba zwłaszcza on - oraz przeurocze główne bohaterki, to zapraszam zapoznać się z Hazbin Hotel.
No i co jeszcze... a tak... Będę o tym truła przez jeszcze jakieś dwa tygodnie, ale byłabym naprawdę wdzięczna za Wasze wsparcie w głosowaniu. Klienci zgłosili mnie do lokalnej gazety do konkursu na najsympatyczniejszego sprzedawcę roku 2019. Co prawda, nie liczę na to, że zajmę pierwsze miejsce, ale byłoby miło, zobaczyć ... no cóż... wygrać cokolwiek kiedykolwiek, wiecie? Heh. Głupio brzmię.
W każdym razie, jeżeli chcecie pomóc, zapraszam do głosowania
Wyślijcie sms o treści
KHA.19
na nr 72355
koszt to tylko 2.50zł.
Można oddawać więcej niż jeden głos no i można też głosować posiadając abonament. Tak więc ten... Hm.... Idę zaraz z psem, a potem idę się myć - bo jutro znowu do pracy.
Było już ciemno, kiedy wyruszyła na łowy. Przemykała ponad uśpionym lasem, zagarniając skrzydłami nocne powietrze. Spoglądała z góry na gęstwinę, świadoma tego, co tak często umykało ludziom: że okolica nawet po zmroku tętniła życiem.
Sowa obniżyła lot. Dla postronnego obserwatora musiała być co najwyżej punktem na atramentowym niebie Ostrymi, zakrzywionymi szponami pochwyciła swoją dzisiejszą ofiarę – małą, polną mysz, która nie zdołała umknąć drapieżnikowi. Jak na doświadczonego łowcę przystało, ptak poderwał się do lotu i znalazł ustronne miejsce, gdzie bez obaw mógł zając się wciąż żywą ofiarą.
Natura bywa okrutna.
Ale w ten właśnie sposób od wieków funkcjonuje znany nam świat.