17 lipca 2017

16 lipca 2017

Undertale - Aftertale - Część 4 [Part 4 - tłumaczenie PL] 2/2

Notka od tłumacza: AU zwane Aftertale z którego znaną postacią jest Geno!Sans jest autorstwa loveofpiggers. Za tłumaczenie jest odpowiedzialna Yumi Mizuno. Fabuła wygląda następująco. Sans budzi się znowu po kolejnej ścieżce ludobójczej wykonanej przez Frisk. Zrezygnowany i zmęczony faktem, że człowiek ciągle i ciągle wraca, tylko po to aby ich zabić, nie wie co może zrobić. Z pomocą przychodzi mu Geno. Postać wyglądająca tak samo jak on, kryjąca się w panelu kontrolnym. Proponuje pomóc Sansowi uporać się z problemem. 
SPIS TREŚCI
Część 4 1/2
Część 4 2/2 (obecnie czytana)



































Share:

Undertale: Patrontale - Część II - Jesteś głupi i tyle!

Notka od autora: Jest to w całości wymyślone przeze mnie AU. Jego charakterystyka znajduje się w tej notce. 


SPIS TREŚCI
Część I
...
-Jesteś głupi i tyle! - warknął Gaster wymierzając palec w Asgora. Znaczy się, myślał, że mierzy bezpośrednio w niego, lecz po kilku głębszych troszeczkę mu się chwiało. - Nie, to m'ło powiedziane - czknął pokładając się na niewielkim stoliku znajdującym się pod ścianą. Siedzieli w pracowni laboratorium, którą wspólnie dzielili. Wszystkie maszyny jednak były wyłączone, zaś oświetlenie stanowiła niewielka lampka naścienna, która co jakiś czas dawała znać, że wypadałoby w końcu zmienić żarówkę. - DEEEEEEEBIL - krzyknął w jego stronę chwytając za kieliszek i rozlewając połowę po drodze wlał zawartość do paszczy. Skrzywił się i zerknął na popitkę lecz jej nie tknął. Kozi potwór był w zdecydowanie lepszym stanie, choć dotrzymywał towarzystwa przyjacielowi. Miał po prostu silniejszą głowę. Z miną zbitego psa słuchał swojego przyjaciela dolewając alkoholu częściej. 
Wiedział, że to co zrobił było złe, albo inaczej, obojętnie co by nie zrobił i tak wyszłoby na coś złego. On chciał po prostu żyć zgodnie ze swoim sumieniem, które ... które samo nie wiedziało czego chciało. Miał dość problemów i zmartwień na głowie, jego samoocena leżała i kwiczała, dlatego męczyły go słowa przyjaciela choć prawił słusznie i mądrze, nawet kiedy język mu się plątał. Asgore wiedział, że Gaster musi po prostu wyrzucić z siebie to co trzyma, a potem pójdzie spać. 
-A ja mówiłem, że tak będzie - mówił dalej szkielet - Trzeba było mnie słuchać, ale nie tyyyy - znowu mierzył w niego palcem... znaczy się obok niego i tak trochę chwiejnie. Gaster zamknął jedno oko aby wymierzyć celniej... No prawie się udało - tyyyy oczywiście musiałeś robić po swojemu! - czknął - Ja wypisuję się, pierdolę cię i cały ten interes! 
-A-ale nie możesz... - Asgore jęknął, czuł jak sierść stanęła mu dęba, alkohol też na niego działał, wielkie niebieskie oczy się zaszkliły - ... o-obiecałeś, że...
-A ty mówiłeś że nic złego się nie stanie! - Gaster opluł się, zakłopotany wyprostował się i sięgnął po chusteczkę do kieszeni. Prosta czynność okazywała się znacznie trudniejsza w tym stanie. - Co za debil pakuje te śmieci - bąknął do siebie siląc się z prostym zapięciem. Asgore przechylił się przez stół i otworzył opakowanie dla przyjaciela. Ten wdzięcznie przyjął ten gest i wytarł brodę. - Wiedziałem, że robię źle - Jego ton głosu się zmienił. Nie był zły... o nie. To była rozpacz w najczystszej postaci. Rozpacz i strach. Znowu legł głową na stolik. W tej chwili jego duszą targały sprzeczne emocje. Z jednej strony rzygał towarzystwem Asgora. Dreszcze wstrętu przeszywały jego kości, kiedy ten choćby się odezwał, w tej chwili nawet sposób w jaki wielka koza oddychała budził jego odrazę. Boże, ta kupa sadła jest taka wstrętna. I te oczy cielaka. Ta skrzywiona mina. Najchętniej by po prostu wstał i zostawił te gorącą kluchę samą sobie z jego problemami i piwskiem które zrobił. Lecz jak tylko pomyśli o powrocie do domu, do pustego mieszkania, zimnego łóżka i rodzinnych zdjęć wiszących na ścianie, przypominających mu jak bardzo jest samotny... Przeniósł wzrok na Asgora. Odrażający. Dlaczego właściwie się z nim zadaje? Naiwny debil, kretyn, pantoflarz. Toriel ma większe jaja od niego. Ta... ta też dobra agentka. Prychnął do siebie. 
-Ja.. - oho, zaczęło się - Ja wiem, że ... że musimy dać sobie radę - bąknął Asgore
-Musisz, ty musisz, ja się wypisuje
-Nie możesz
-Mogę
-A-ale
-Wystarczy że tylko złożę prośbę o przeniesienie... o albo jeszcze lepiej - podniósł się - doniosę na ciebie! - Asgora aż zmroziło. Otworzył szerzej oczy z niedowierzaniem patrząc na zapijaczoną twarz przyjaciela. Nie zrobi tego, prawda? W tym stanie... w tym stanie.... może to zrobić, ale czy to zrobi? 
-Gas...
-Nie Gasteruj mi tu - warknął w jego stronę, aż oczu mu zabłyszczały - Powiem, że to wszystko był twój pomysł! 
-N..nie uwierzą ci!
-O doprawdy? - szkielet uśmiechnął się szeroko, zaczął płynniej mówić, prawie jak na zawołanie. - Powiem, że zastraszyłeś mnie, że zrobisz krzywdę moim synom.. O, to genialne. Papyrus to ciapa, a Sans siedzi w radzie. Zastraszenie mnie, że zrobisz im krzywdę to też straszenie radnego, oho! Spopielą cię jak nic. Ciebie i tę twoją sukę.
-Nie mów tak o mojej żonie! 
-Będę mówić o tej suce jak mi się podoba!... - chrząknął speszony - A nie, racja, przepraszam poniosło mnie, wybacz przyjacielu, po alkoholu... - Asgore był wściekły, ale.. ale rozumiał, nerwy i strach i procenty
-N-nie gniewam się - stęknął wbrew samemu sobie
-Toriel nie jest suką, to koza. Nie wiem jak nazwać samicę kozy tak, aby zabrzmiało to dość wulgarnie. Jeżeli jest takie słowo to właśnie nim ją teraz określam - Gaster rzucił jakby nigdy nic i wychylił kolejny kieliszek do samego dna 
-G!
-Powiem, że to był twój pomysł, że mnie zastraszyłeś i dopiero teraz uda mi się powiedzieć wszystko co wiem i powiem wszystko
-Nie... nie zro-
-O tak tak, powiem wszystko - zaśmiał się - Asgore, ty wiesz co ty zrobiłeś? To twoje miękkie serce, ta twoja naiwność, to... jesteś żałosny... Dla dobra dwóch ludzkich śmieci zniszczyłeś życie innym. 
-Komu zniszczyłem?!
-Nie widzisz tego? - Gaster skrzyżował ręce - Dobra. Przez twoje dobre serce umarł twój pupil, twoje małżeństwo z Toriel jest w nieoficjalnej separacji, zaś syn nie ma przyjaciół z naszego gatunku, nie wspominając, że zarówno twoja kariera jak i moja wiszą na włosku... ha, żeby tylko kariera... nasze życia wiszą na włosku tylko dlatego, że nie zgłosiłeś dwóch jednokolorowych kiedy się urodzili u siebie w domu! - Kolejny kieliszek, z głośnym stuknięciem odstawiony na stolik - Zniszczyłeś życia wszystkim z twojego najbliższego otoczenia, zniszczyłeś mi życie - syknął. 
-J..ja - To nie tak, prawda? Nie tak to widział. Znaczy się, słowa przyjaciela go bolały, nie to mało powiedziane, te słowa przeszyły go na wylot. Gdzieś tam w głębi swojej osobowości też tak uważał, też tak myślał. Dlatego to tak bardzo bolało. - Gaster... J-j-ja.... 
-Ty ty ty, tak dokładnie, ty! - szkielet sam sobie dolał trunku do naczynia, lecz zamiast wychylić z niego zaczął ssać całą butelkę. Po kilku głębszych łykach odstawił szyjkę i zakasłał ze wstrętu - Dlaczego w ogóle się z tobą zadaję?! - krzyknął do siebie
-A co innego miałem robić? - Asgore był już bliski płaczu
-Zgłosić jednokolorowych
-Nie mogłem ich... ich matka mnie... mnie
-Ona zdechła zaraz po porodzie! - Gaster syknął - Ona zdechła! 
-Nie mów tak, to była... była nasza przyjaciółka!
-Ale to był już trup! Gdybyś ją zerżnął miałaby to gdzieś! To truchło! Dotrzymywać obietnicy danej trupowi... wolne żarty... - zaśmiał się pogardliwie
-Wiesz dobrze, że nie można było inaczej... ona... ona chodziła na badania
-Trzeba było nie pozwalać się jej rozmnażać z twoim pupilem
-Oni się kochali!
-Nie kochali się! On był twój, a ona Toriel. To były wasze jedyne pupile. Nie dziwota, że zaczęli się rozmnażać - wzdrygnął się ze wstrętu - To nie była miłość, to było przywiązanie i samotność.
-Kochali się!
-Nie, nie kochali! Ludzie to paskudne małpy rządzone genetyką i hormonami, nie ma w nich nic wyjątkowego, wystarczy zmienić im dietę aby zaczęli zachowywać się inaczej! - pociągnął z butelki - Jak możesz przyjaźnić się z czymś tak.... - warknął - Dobra, mniejsza, tego nie zrozumiem. Nigdy
-Gdybyś wziął sobie pup...
-NIGDY - warknął głośniej - NIGDY nie wezmę sobie pupila. Rozumiesz? NIGDY! 
Między nimi panowała długa cisza. Gaster westchnął przeciągle. Butelka była już pusta, Asgore walczył z własnymi uczuciami. Smutkiem, strachem, żalem, wszystkim co kłębiło się w nim od lat. Resztką sił powstrzymywał się, aby nie wybuchnąć. Może faktycznie jest pantoflarzem? Ponieważ w tej chwili jedyne czego chce to się... do kogoś przytulić. Jego myśli bezradnie wędrowały do wspomnień o żonie, o jej futrze o jej zapachu o jej czułych ramionach. Przypomniał sobie uśmiech syna. Kiedy ostatni raz się z nim widział? Ale, odkąd są dzieci to Dreemurrowie nie widują się wspólnie. Tak strasznie za nimi tęskni. - Nie rycz - z zamyślenia wyrwał go ostry, lecz nie karcący głos przyjaciela. Teraz to on podawał mu chusteczkę, kiedy ją wyciągnął? Była poszarpana, widocznie szkielet męczył się chwilę nim ją wydostał z opakowania. - Nie rycz. To mnie wkurwia jeszcze bardziej. 
-To co mam robić? - stęknął wycierając ciepłe łzy z futra na twarzy 
-Nie wiem... trzeba było nie zaczynać tego wszystkiego i posłuchać mnie jak tylko przyszły na świat te dwie małe larwy
-Może i trzeba było, ale tego nie zrobiłem. Nie mów mi co trzeba było zrobić, mów mi co teraz mam robić. 
-O nie nie nie to jest twój problem!
-Ale powiedziałeś mi, że mi pomożesz. 
-Bo wtedy pomogłem. - Gaster oparł się o krzesełko i czknął - To ja wymyśliłem jak ukryć dzieci, to ja wymyśliłem co zrobić abyś nie miał problemów. To ja namówiłem twojego pupila aby się poświęcił. - Na wspomnienie starego przyjaciela Asgorowi znowu zebrało się na płacz. Gaster czuł ... przedziwną chęć która nakazywała mu krzywdzić teraz kozła. Dlatego nie przerywał, chciał, aby ten poczuł choć cząstkę bólu jaką szkielet trzymał w sobie od lat. - I pomyśleć, że ten kretyn się zgodził. On i jego pan. Tak płaczesz nad swoim pupilem, nie chciałeś brać kolejnego... a wystawiłeś go na pewną śmierć. - Gaster obserwował drżącego potwora przez chwilę. Pamiętał jak w dniu narodzin dzieci Asgore wezwał go jako pierwszego. Było właściwie już po porodzie, szkielet załapał się na końcówkę, jak umierająca ludzka samica błagała, aby nie robić krzywdy jej dzieciom. Nigdy, nikomu nie mówiono co się dzieje z jednokolorowymi, to tajemnica potworów. Gaster nie wie, czy to intuicja, czy po prostu mamrotanie, ale.. Asgor obiecał. Toriel obiecała, Asriel przyglądał się wszystkiemu z boku w milczeniu. Ten błysk w jego oczach, kiedy patrzył na jedno z niemowląt. To on jako pierwszy wziął dziewczynkę na ręce i nie bał się jej krwistoczerwonej duszy. Nie bał się tego co może ze sobą przynieść. 
-Ojcze! Nie możemy pozwolić ich zabrać! - krzyknął Asriel tuląc do siebie małe ciałko kwilącego niemowlęcia
-Zgłupiałeś?! To są jednokolorowi! - Gaster czuł się jak w domu wariatów, sam przeciwko wszystkim w dodatku widział co zamierzają, jak bardzo jest to głupie i ... niebezpieczne. Wszyscy wiedzieli co jednokolorowa dusza jest w stanie zrobić, a tutaj są aż dwie! Dwie! - Pierdolę to, dzwonię do.. - nie dokończył Toriel wyrwała mu z ręki telefon i rzuciła nim o ścianę. Płakała ze smutku i wściekłości. 
-Jeżeli nie chcesz pomóc to nie przeszkadzaj!
-Kobieto i tak tutaj niedługo przyjadą! Twój człowiek został zgłoszony, że jest w ciąży i jeżeli nie pójdzie na rutynowe badanie to się domyślą, że coś jest nie tak i co wtedy? - milczała, heh, jasne, to było pewne. - Trzeba zgłosić te dzieci ... i odkupisz mi telefon - syknął
-To są dzieci! Nie pozwolę zrobić im krzywdy!
-Tak będzie lepiej!
-Niby dla kogo? Dla ciebie? - Toriel popchnęła go. Gaster aż oparł się o ścianę, mało nie trącając wazonika z szafki. 
-Co? Dla nas wszystkich! Wiesz do czego są zdolni jednokolorowi!
-To są dzieci!
-Nie daj się zwieść! Są niebezpieczni!
-Mówisz tak bo nienawidzisz ludzi bo.. bo się ich boisz! - krzyknął Asriel nie odrywając od siebie dziewczynki. Ta się uspokoiła. Drugie dziecko tulił ojciec, płakał. Gaster widział, jak dusza człowieka robi się czerwona, jego oczy zaczyna przepełniać determinacja, zaś bezradność i strach znikają. Już w tak młodym wieku, dzieci mają wpływ na ... nie, trzeba je jak najszybciej zabić... Trzeba je...
-Wykorzystaj mnie - rzucił zachrypniętym głosem ojciec dzieci 
-Co?
-Ja... ja mogę... Ja mogę... Coś zrobić.. nie wiem co, ale powiedz co, a to zrobię - Gaster przyglądał mu się z uwagą i podejrzliwością. Czuł, że robi źle, wbrew sobie, że będzie potem pluł sobie w brodę do końca życia. Jednak kiedy patrzył na twarz przyjaciela, taką ... taką żałosną. Kiedy spojrzał na Asriela, trzymał ciało dziecka tak mocno, tak czule, tak.... no i Toriel, odchodząca od zmysłów matka, która sprawi wiele kłopotów jeżeli postąpi się zgodnie z prawem. Gaster wiedział, że jego wieloletnia przyjaźń ucierpi o ile nie zostanie zerwana przez jakieś ludzie dzieci. Asgore był jedynym, którego mógł nazwać bliską mu osobą. Na swój pokręcony sposób kochał go jak brata i każdego dnia zastanawiał się jak ten z nim wytrzymuje... i odwrotnie. Dlatego wtedy zrobił coś, czego będzie żałował do końca, ale.. gdyby tego nie zrobił, to czy potem mógłby spojrzeć w lustro? 
Plan był prosty. Syn idzie do Toriel, która przeprowadza się za miasto. Córka idzie z Asrielem do innego domu też daleko od miasta. Ojciec dzieci bierze zwłoki matki, pojazd i ucieka. Asgore pozwolił mu nauczyć się jeździć samochodem, dlatego to wystarczy. Ma uciekać tak daleko jak się da i tak szybko jak to możliwe, a jak wpadnie, ma nic nie mówić. Tak zostało zrobione. Złapali go trzy dni później. W aktach później zapisano, że jego dusza zrobiła się prawie jednokolorowa, dlatego porwał żonę i najprawdopodobniej ją zabił. Dzieci uznano za zaginione, zaś po dwóch tygodniach za martwe. Sprawa ucichła po kilku przygodach, w których to o włos, a wszystko by się rypło.
Gaster wie, że jego przyjaciel był na wymierzaniu kary śmierci dla jego byłego pupila. W tym też okresie Toriel już z nim nie mieszkała i kozioł nie chciał, aby ona o czymś takim wiedziała. Lata mijały i znowu, dobre serca Dreemurrów się odzywały. Jak wyjaśnić dorastającym dzieciom, że nie mogą mieć kontaktu z innymi ludźmi? To Gaster wymyślił uczulenie, Asriel jednak go nie posłuchał i wolał opowiadać o tym, jaki to świat jest zły i niesprawiedliwy. Biedak do tej pory tłamsił w sobie żal za to co spotkało rodziców ludzkich szczeniąt. 
Szkielet wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, podał jednego Asgorowi, ten zazwyczaj nie palił, choć teraz był wyjątek. Gaster choć mówił i zaklinał się, że zostawi przyjaciela samego sobie, siedział obok, założył nogę na nogę i niechętnie zaczął zabierać się do obmyślania planu. Jak zawsze, nikomu o niczym nie mówił. Patrzył tylko z wyrazem pełnym pogardy na chlipiącego Asgora, na to jak między jego wielkimi łapami telepie się papieros, jak pył brudzi okolice popielniczki, jak żar spada do środka. 
-Asgore... - rzucił zachrypniętym głosem, kozioł popatrzył na niego w milczeniu i wyczekiwaniu - .... nawet nie wiesz, jak strasznie cię nienawidzę - syknął pełen jadu i wyszedł z pomieszczenia. Słyszał tylko, jak w bezradności potwór rzucił stołem, huk roztrzaskanego stolika i ten ryk, wielki ryk żałosnego łkania. Czy ci dobrzy nie potrafią nic innego tylko pomagać innym i płakać bo pomogli i teraz mają z tego powodu kłopoty? Cmoknął wkładając w usta kolejny papieros. 
-halo?
-Sans?
-dzwonisz o trzeciej w nosy, kogo innego się spodziewałeś?
-Przepraszam
-tato.. jesteś pijany?
-Przepraszam.
-coś się stało?
-Wybacz mi.
-ale zaraz.. tato... gdzie jesteś?
-Jest .. jest coś... co chcę abyś zrobił.. 
-wpierw powiedz mi gdzie jesteś a pojadę po ciebie - szmery po drugiej stronie - dzieciaku wstawaj mój staruszek jest gdzieś na mieście upity w trzy dupy - mówił do kogoś kto był z nim - dobrze, ubierz się, ja poczekam na dole... tato, jesteś tam?
-Przepraszam..
-to już wiem, gdzie jesteś?
-Ja.... 

Dwa dni później.

Toriel usłyszała pukanie do drzwi. Nie spodziewała się, że Froggit przyjedzie dzisiaj. Wytarła ręce w fartuszek
-Już idę! - krzyknęła. Ciasto będzie musiało chwilę poczekać. Frisk schował się w swojej sypialni, tak jak zawsze kiedy ktoś niespodziewanie chciał ich odwiedzić. Kozica pociągnęła za klamkę i otworzyła drzwi. Lecz to co zobaczyła sprawiło, że serce zabiło jej mocniej, zaś nogi zadrżały pod ciężarem jej ciała. 
-Witaj Toriel - rzucił Gaster, u jego boku stał Sans. Jeden z członków rady, ubrany w czarny garnitur, z rękami w kieszeniach. 
-tatko powiedział, że zaprosiłaś nas na obiad - uśmiechnął się szerzej, zaś jego źrenice lekko zajaśniały. Zawartość żołądka podeszła kobiecie do gardła. Przełknęła ją z trudem. 
-Co? T-tak.. R-racja.. - zaśmiała się nerwowo i zrobiła krok do tyłu. Dlaczego Gaster sprowadza swojego syna, członka rady, słynnego z wyjątkowo niechętnego nastawienia do ludzi do jej domu, gdzie jest... Frisk... 
Share:

POPULARNE ILUZJE