20 listopada 2017

Undertale: Mój Błąd Z Bloku NAPRZECIWKO - ____ jest bardzo dobrym człowiekiem! [opowiadanie by LittleFell]

Notka od autorki: Opowiadanie z serii "x Reader", osadzone w uniwersum Underswapu, po ścieżce Prawdziwego Pacifisty, bez żadnego wcześniejszego resetu, dostosowane raczej pod kobiecego czytelnika. Ale panowie również są serdecznie zaproszeni do lekturki!
Głównym paringiem jesteś tutaj Ty x Error. Jakim cudem? Wyjdzie oczywiście w trakcie ;3.
Wcielasz się w dwudziestoletnią dziewczynę, chorującą na złośliwego raka kości, fachowo zwanego chrzęstniakomięsakiem, o którym więcej informacji czeka w pierwszych rozdziałach.
Co jeszcze warto wiedzieć? Od zniszczenia bariery minęły prawie dwa lata. Mieszkasz sobie na spokojnych przedmieściach miasta u podnóża góry Ebott, w uroczych staroświeckich blokach. Od samego początku Twoimi sąsiadami są leniwy Honey i ruchliwy Blue, z którymi mieszka wiecznie uśmiechnięte dziecko- Chara. Ludzie są raczej pokojowo nastawieni do potworów, z nielicznymi wyjątkami, które raczej przestały już mieć miejsce.
No i, jesteś niższa nawet od Blue, więc przy Errorze będziesz bardzo niziutka.
×Występują przekleństwa i rozdziały +18, te jednak będą na wstępie odpowiednio oznakowane!×
Autor: LittleFell
SPIS TREŚCI
Ten Błąd potrzebuje prawdziwego przyjaciela.
____ jest bardzo dobrym człowiekiem!  (obecnie czytany)
...

- K͙͡u͈̼͍͞r̺͉̺̙̪͕͠w̫̳͖͔a͎͓̬̜̤ͅͅ, p҉̻̞̩̟o̼͢ ̥̤p̱̪̯͟r҉̰̼os҉̬̻̥͙͍̻͍t͙ù̟̖ ̠̲͎̘̥̱t̛̝̤͖o͍̖͙͉͉̯̕ ̰̫̥̮̼w͕͖͉̖͠y̬j̢̞m̶̼̪̺͉̮̩i̫͈̹͍̬̭j̷!̗̹͡ͅ

- Nie! Jeśli połamię Ci żebra, czuje że zginę!

- Ni͏e̴ p҉oł͟a͠m̧ies̨z͠ m̛oic͟h͝ p̢įér̶dolonych͘ że͞b͏er̸,̛ p̢o͟ ͞pr̕o͞st͟u z͏ł͜ap to ͘i p͞o͢c̨iągńi͝j̕!͏

____ klęczała przed szkieletem, zaciskając kurczowo palce na rączce kombinerek które wygrzebała parę minut temu z wielkiej skrzynki z narzędziami. Siedziała tak już od kolejnych kilku minut, kłócąc się i z nim, i ze sobą, czy wyciąganie naboju spomiędzy jego żeber na pewno nic mu nie zrobi. Errora właściwie to bawiło. Była tak zdeterminowana by nie zrobić mu krzywdy, że automatycznie wywoływało to u niego krzywy uśmiech. W końcu, nikt nie był dla niego tak delikatny jak ta mała idiotka.

No, prawie.

- No __̶__, dąwa̷j.͡ N̕i͝c mi͢ nie̶ ͞będzie, ̵ser̴io̵. ͏A na̢wet j̢e̴śli- ͏s͝z̵ybko͜ się̕ u͏l͜e͘czę͞.̢ W̢ k̀o͘ńcų m̛a͞m̡ m̵àgię, t̛à? - westchnął, rzucając lekko przestraszonej dziewczynie zrezygnowane spojrzenie.

Bawiło go to, ale jednocześnie chciał by dziewczyna w końcu przestała się bać. Sposób w jaki na niego patrzyła tymi swoimi jelenimi oczami wcale mu się nie podobał, ba, przywracał zbyt wiele bolesnych wspomnień. Wspomnień, o których wolałby raz na zawsze zapomnieć.

____ zagryzła dolną wargę, wydając z siebie coś na wizerunek jęknięcia pomieszanego z głośnym westchnięciem, a na jej twarzy pojawił się bardziej zdeterminowany wyraz. Przy okazji zniknęła z niej ostatnia oznaka niepokoju, co z kolei wywołało większy uśmiech na twarzy Errora.

- Dobra.. Ugh, więc jak mam to złapać? W ten sposób? - zapytała, pochylając się nad nim i delikatnie łapiąc wystający koniuszek naboju kombinerkami. Szkielet zachichotał, widząc z jaką delikatnością jego przyjaciółka obchodzi się z nim i jego.. problemem.

- P̀o̸ ṕi̷erwsz̢e __͘_͜_͢,̶ prz͞y͏su̕ń̕ ͞się ͟b͏liż̶ej,͜ ͟bo ͜j̨e͞ste̢ś̢ za da͘leko.́ ̷Na ̢o̶dl͞egł̨ość́ ̷tégo ̀n͘i҉e zrobisz, idiótk͏o̶. P̶o dr͝ug͜ie͜,̷ ̢źle z̴łapałaś, ̨n̷àb͘ó̶j͜ ͡s͏i̧ę ̶ẃyśli̴z̛g͏ǹi͘e.́ ҉Sprób̧u͏j ́m͝oże ͢t̕a̡k.

Równocześnie z wypowiedzeniem ostatnich słów, objął palcami dłoń kobiety i zaczął nią manewrować tak, by przesunęła nią po rączce kombinerek w jego kierunku, tym samym bliżej szczypiec narzędzia. Wiedział, że tak będzie jej wygodniej.
No i, takim sposobem zmniejszył ryzyko zsunięcia się jej dłoni z rączek zaciśniętych kombinerek.

Przez jeszcze kilka minut tłumaczył jej co ma robić, przy okazji prezentując to wolną dłonią na wyimaginowanych kombinerkach gdzieś w powietrzu obok kobiety. Starał się usilnie ignorować przyjemne uczucie rozchodzące się po paliczkach jego prawej dłoni, którą wciąż zaciskał na dłoniach ____, chcąc jak najdłużej instruować przyjaciółkę. Dziwiła go miękkość i ciepło jej skóry- chociaż wiedział że jest ciepła i konstrukcją różni się od jego kości, nie sądził iż różnice są tak wielkie. Magia której używały szkielecie potwory kształtowała się tak, by jak najlepiej symulować w dotyku ludzką skórę. Ich prawdziwe kości były cholernie niemiłe w dotyku, wiecznie chłodne i czasem wręcz szorstkie. Magii zawdzięczają niezwykłą miękkość i przyjemne ciepło, które przy odrobinie szczęścia inni mogą wyczuwać stojąc przy szkieletach w stosunkowo niewielkiej odległości. Nie, żeby Errorowi jakkolwiek to służyło. W końcu i tak nikt nie podchodził do niego, nawet jeśli było to konieczne.

Ale on podchodził.
Podchodził powoli, skutecznie przebijając się przez wszystkie osłony i mury które wokół siebie budował przez lata. Zdobywał Errora szacunek, zaufanie, sympatię. Uśmiech, wesołość, rozbawienie.
Miłość, pocałunek.
A teraz? Gdzie jest kurwa teraz, po tym wszystkim co mu zrobił?

- Error? To boli, nie zaciskaj ich tak.

Otworzył szeroko oczodoły, przenosząc się gwałtownie myślami do teraźniejszości. ____ wpatrywała się w niego z nieopisanym wyrazem twarzy, zaciskając mocno wargi. Mógł przysiąc, że boleśnie. Dlaczego tak? Wtedy do niego dotarło co właściwie robi. Przeniósł spojrzenie na ich dłonie. Palce dziewczyny które kurczowo ściskał zaczęły nabierać niebezpiecznego szarego koloru, a reszta jej ręki lekko aczkolwiek dostrzegalnie drżała. Natychmiastowo poluzował uścisk na nieszczęsnej dłoni, mrucząc ciche przeprosiny. ____ posłała mu w odpowiedzi uśmiech, właściwie nie wiedział dlaczego. Nie ukrywał, zakłopotało go to wielce. Nie przywykł do takich zachowań. Właściwie, to po prostu od nich odwykł.

- To skoro już wróciłeś na ziemie, zajmiemy się w końcu tą kulą? - zapytała, a spojrzenie szkieletu natychmiast wróciło na jej pogodną twarz.

Przez chwilę szukał jakiś słów potwierdzenia, nie miał pojęcia dlaczego przychodziło mu to z taką trudnością. Ostatecznie jednak po prostu kiwnął jej czaszką na potwierdzenie, odrobinę mocniej zaciskając palce na jej dłoni, chcąc w ten sposób pomóc dziewczynie.
Nie wiedział czy chce ją pytać o ten dziwny, ciągle błąkający się po jej ustach uśmieszek. Postanowił więc go po prostu zignorować, przechodząc do konkretów.

Nie miał pojęcia jak dużo czasu spędzili nad próbami wyjęcia naboju spomiędzy jego żeber. ____ wiele razy potrzebowała odsapnąć po równie wielu nieudanych próbach usunięcia problemu, a szczerze i jego to męczyło. Nieznacznie, lecz jednak. Jednak oni on, oni ona nie myśleli się poddawać. Error nie chciał przyznać się, że w pewnym momencie dotyk dziewczyny zaczął uaktywniać w nim jego fobię. Pierdolone kurestwo, które wielokrotnie niszczyło mu wiele planów.
Wszystkim wokół wmawiał- oczywiście tym którzy wiedzieli o tej.. słabości?- że miał to od samego początku, dokąd sięgała jego dotknięta częściową amnezją pamięć. Ale ha, nie potrafiłby nigdy komukolwiek powiedzieć skąd naprawdę się wzięła. Tą część jego pamięci również pragnąłby objąć amnezją.

Zapomnieć o tym, dlaczego stał się taki jaki jest teraz.

- Dobra Error, teraz nam się uda! - zawołała entuzjastycznie ____, wbiegając na pełnym gazie do salonu w którym swoją drogą się znajdywali. Na twarzy szkieletu zamajaczył grymas zdziwienia. Kiedy ona wychodziła?
Uśmiechnął się jednak z wymuszeniem, tak jak zawsze to robił.
Kurwa, kiedy jego uśmiech ostatnim razem był w pełni szczery?

- H̷e͟h̵,҉ j̕às̷ne͡.͢ Mówi̴ła̴ś̨ to͘ j̀uż҉ p͠i̶ę̷ć͟ ̡r̴a҉z҉ó̀w ̧wc͟ześ҉ńi̛e͟j͏.

- Ale tym razem mam przeczucie!

Po pokoju echem rozniósł się jego śmiech. Nie był on jednak osamotniony. Jego przyjaciółka dołączyła do niego, przy okazji pokonując ostatni odcinek który dzielił ją od siedzącego pod ścianą Errora. Błąd wprawdzie śmiał się i uśmiechał szeroko, lecz w głębi duszy nie chciał tego robić. Marzył jedynie o tym, by w końcu odebrać czyjeś pierdolone życie.
Mógł to zrobić. Wtedy, w jej księgarni. Chciał ich zabić. Każdy atom w jego ciele był za tym, by zrobić z nich krwawą miazgę, rozszarpać duszę, a głowy ozdobić wstęgą i powiesić pod sufitem. Ale wtedy zginęłaby ____. Czy jeśli podobna sytuacja miałaby znów miejsce, postąpiłby inaczej?
Error w głębi siebie chciał wierzyć, że dałby jej umrzeć. Lecz nadal wszystko w nim krzyczało, że życie jego przyjaciółki było dla niego istotniejsze niż chęci i potrzeby zabrania czyjegoś istnienia.
Wiedział, że bez wahania zrobiłby dla niej to samo jeszcze raz, nie ważne jak bardzo miałby się wzbraniać.
Najbardziej gnębiło go jednak pytanie,

dlaczego jej życie znaczy dla niego tak wiele?

- Error? Dzieje Ci się coś? Ciągle gdzieś odpływasz - dotarł do niego zmartwiony głos ____, która siedziała już przed nim po turecku, dłonie zaciskając znów na kombinerkach. Szkielet zamrugał. Nie sądził że do tego stopnia pochłoną go jego własne myśli, iż zacznie ignorować całe jego otoczenie. Zwykle był upierdliwie skupiony, nie mógł pozwolić sobie na.. wyluzowanie? Chyba mógł to nazwać w ten sposób. To AU wpływa na niego gorzej niż on.

Jednak, jego usta przyozdobił szeroki, aczkolwiek wymuszony i mający na celu drwiący uśmiech. Wyuczony, jak wszystko co robił do tej pory.

- Wi̛e͘sz ̨ró̕ż̡y͝czko, ̕od̶pływ͝am ̛tąk̷ z̴a͞ ka҉żd҉y͡m̕ ͏razem ͠gd̴y̢ ząc͘zy̢n͏as͡z p̨rzyn͢ùd̨zać ̕- mrugnął do niej, szczerząc się jeszcze szerzej, gdy dziewczyna nadęła w zdenerwowaniu wargi i prychnęła.

Zdecydowanie, granie jej na nerwach było jednym z jego nowych ulubionych zajęć.

- Miejmy to już za sobą - mruknęła. Error mógł przysiąc, że dodała coś jeszcze pod nosem. Dałby sobie za to odciąć obie nogi i wyrwać jelito którego nie ma. Jednak nie skomentował tego, po prostu zgodził się z nią i po raz nie wie który objął dłonią tę należącą do dziewczyny.
Kolejna rzecz do której nie śmiałby się przyznać nigdy w życiu- jej dotyk na jego kościach powoli acz systematycznie przestawał wywoływać u niego większe ataki dotykowego wstrętu. Nie miał pojęcia dlaczego, tak po prostu chyba musiało być i tyle. Error już dawno przestał bawić się w myślenie nad takimi drobiazgami, on nauczył go by nie analizował tak dokładnie każdej rzeczy która mu się przydarzy.
Tej konkretnej nauki trzymał się solidnie.

Kolejne kilkanaście minut spędzili na kolejnych i kolejnych próbach. Error widział pojawiającą się na twarzy ____ rezygnacje, gdy wszystkie następne próby nie przynosiły żadnych widocznych skutków. Błąd zaczął zastanawiać się nad tym, jakim cudem ten nabój utknął tak mocno. Wiedział, że siła wystrzału z takiej broni jest ogromna i zdawał sobie sprawę z tego, iż usunięcie pocisku będzie trudne. Lecz aż tak?
Uzmysłowił sobie w końcu, że nie dadzą rady sami pozbyć się tego dziadostwa. Mógł wprawdzie użyć magii i spróbować usunąć ów rzecz, ale miał przeczucie, że ta próba zakończyła by się niepowodzeniem. Ci ludzie na pewno nie używali zwyczajnej broni. Nie była w końcu przeznaczona na ludzi, a to, że chcieli pozbyć się ____ za jej pomocą było zwykłym przypadkiem.
Westchnął cicho, unosząc czaszkę którą ciągle trzymał opuszczoną, by spojrzeć na kobietę. Był przygotowany ujrzeć jej zrozpaczoną przez niepowodzenie minę. Lecz w zamian poczuł się dziwnie zaskoczony. Na twarzy jego przyjaciółki widniała zupełnie nowa, nie znana mu wcześniej odmiana.. determinacji? Poczuł pod palcami jak zaciska mocniej dłoń na rączkach kombinerek i po chwili poczuł mocne szarpnięcie, przez które musiał zaprzeć się nogami o podłogę. Nie spodziewał się po niej takiej siły. Lecz może był to tylko skutek jego dezorientacji i nieprzygotowania? Postanowił nie zagłębiać się w to, a znów spróbować pomóc dziewczynie. Sam zacisnął mocniej palce na jej dłoni i zaczął ciągnąć, równocześnie ciałem przylegając do ściany najmocniej jak potrafił.
Siłowali się tak z upartym przedmiotem przez kilka dobrych minut. Kilka razy chciał przerwać ____ i powiedzieć jej by chwilę odpoczęła, lecz widząc tą wielką determinacje na jej twarzy natychmiastowo rezygnował. Jej zdeterminowanie przywodziło mu na myśl Frisk z Flowerfell, które miał w przeszłości zaszczyt kilkukrotnie odwiedzać. Dziewucha była tak samo uparta jak ona, nigdy nie przeszło jej przez myśl nawet się poddać, choćby nie ważne jakie trudności przyszło jej przezwyciężyć. Czuł w kościach, że jego przyjaciółka również należy do tego typu osób.

Próbujących do oporu.

Ciszę zakłócaną tylko ich świszczącymi ze zmęczenia oddechami przerwał nagle głośny szczęk i pyknięcie towarzyszące nagłemu wyrwaniu naboju spomiędzy Errorowych żeber. W tym momencie żałował że trzymał tak mocno dłonie ____. Dlaczego? Ano właśnie dlatego, że w tej chwili leciał razem z nią do przodu, w żaden sposób nie mogąc temu zapobiec. Kurwa, to był najgorszy pomysł w jego życiu. Najgorszy! Nigdy więcej kurwa nikomu w niczym nie pomoże, n i k o m u.
Przynajmniej na czas zdążył puścić jej dłonie i oprzeć się własnymi o podłogę, dzięki czemu był, w jego mniemaniu, bezpiecznej pozycji, bez możliwości dotknięcia go przez leżącą na plecach dziewczynę. Wgapiał się w nią, zauważając powoli nabierające czerwieni policzki. Nie mógł się powstrzymać od cichego parsknięcia śmiechem- nie oszukujmy się, ____ wyglądała teraz przekomicznie, z tą czerwoną z zawstydzenia facjatą i uciekającym na boki spojrzeniem. Nie rozumiał dlaczego tak się zawstydziła. Przecież to był tylko wypadek.
Poczuł jak dziewczyna kręci się pod nim, jakby chcąc posuwistym ruchem wężowym wydostać się spod niego. To tylko bardziej go rozbawiło. Jej próby były przekomiczne. A gdyby tak.. Podroczyć się z nią? Chętnie zobaczyłby jeszcze większe zażenowanie na jej gębie.

Już miał zacząć swoją okrutną zabawę z nią, gdy usłyszał donośny huk z przedpokoju. Jego plany natychmiast wystrzeliły jak z armaty poza jego umysł, a on sam zorientował się co właściwie chciał zrobić. Na jego kościach policzkowych wykwitł ogromny złocisty rumieniec, a on sam natychmiast przeniósł się jak najdalej ____, w panice wręcz używając do tego skrótu.
W efekcie wylądował tyłkiem na stoliku, z którego następnie sturlał się i zarył czachą w podłogę z głośnym "KURWA JEGO JEBANA MAĆ".

- CZEŚĆ PRZYJACIELE! PRZYBYŁ DO WAS WIELKI SANS, BY URATOWAĆ WAS Z OPRESJI... OH, RAJUŚKU, CZY WYBRAŁEM ZŁY MOMENT? - dobiegł go donośny, pełen entuzjazmu i przesłodzony do porzygu głos, którego właściciel chwilę  później przekroczył próg salonu, co Error zarejestrował kątem oka.

Dlaczego to się stało. Czy aż tak nagrzeszył? Mógłby teraz przepraszać Stwórców na kolanach i błagać o nowe życie, byleby nie być teraz w jednym pokoju z tym srającym tęczą i rzygającym cukierkami szkieletem. Poczuł w głębi swojej duszy, jak jego magia zaczyna wirować i kręcić się niespokojnie, obijając o brzegi jego jestestwa, a po chwili wydostając się poza wyznaczone granice i ocierać o kości. Wystarczyłby jeden ruch ręką by zmienić Jagodę w kupkę żałosnego kurzu. Każda część w nim chciała by to uczynił, by zabił Blue. By zdarł mu ten jego parszywy uśmiech z mordy. Sprawić cierpienie jego bliskim. Sprawić, by czuli wszechogarniający ból po stracie tego wesołego pajaca.
Był bliski zrobienia tego, co tak bardzo pragnęła jego dusza. Co on tak bardzo pragnął zrobić. Unosił już dłoń w kierunku roześmianego głąba, koniuszki jego paliczków zaczęły jaśnieć słabym żółtym blaskiem, który towarzyszył każdemu poprzedniemu razowi gdy miał zamiar użyć swojej magii.
Destruktywna energia napierała na jego kości, żądając unicestwienia Jagody. Zaczęło mu szumieć w głowie od chęci mordu. Czy kiedykolwiek była tak ogromna? Nie pamiętał. W tym momencie nie chciał pamiętać- teraz po prostu chciał spełnić swoje pragnienie odebrania komuś życia, które wręcz szumiało mu w głowie.

Ale wtedy dotarł do niego jej śmiech, jej pełen zażenowania śmiech który zmiótł w drobny mak wszystkie jego destrukcyjne pragnienia. Jego lekko wyciągnięta ręka opadła natychmiastowo, a on sam z prędkością światła zwrócił czaszkę w kierunku z którego dobiegła go ta melodia. Po całych jego kościach przeszedł dreszcz, którego od dawien dawna nie czuł. Chciał zacząć krzyczeć i protestować, gdy obraz klęczącej i śmiejącej się dziewczyny zaczął rozmazywać mu się przed oczami. Świat wokół niej oraz ona sama zaczął się rozpadać, tworząc wiele ścięć i błędów, jak stare ściny w Windowsie XP. Jedyne co zdążył zrobić, nim wszystko co widział pokryły błędy, to szybkie zamknięcie oczu.
A potem była już tylko ciemność.

Error.exe przestał działać.



- Error? Error, znowu się ściąłeś! Wracaj już do mnie, co?

Błąd już od kilku dobrych minut był sobą, ale lubił to zainteresowanie które w takich chwilach dawał mu jego skarb. Cieszył się że potrafił utrzymać kontrolę nad śmiechem tak długo, by drugi szkielet nic nie zauważył. W końcu nie musiał wiedzieć, prawda?
Szkielet zawsze wykorzystywał te chwile, by pobyć dłużej w ramionach malarza, który zwykle wtedy brał go na ręce, lekko kołysał na boki bądź po prostu czule szeptał równie czułe słówka. Nie, żeby nie robił tego wcześniej. Te jednak momenty mają swój specyficzny urok, który przed miesiącami podbił serce Errora.
Tym razem w milczeniu trzymał go na kolanach, dłonią gładząc Błąd po czaszce z czułością kochanka. Jedyny typ dotyku, którego Error wręcz łaknął i nigdy nie miał go dość. Coś w malarzu wywoływało u niego tyle pozytywów, że aż sam się dziwił iż potrafi mieć w sobie tyle dobrych uczuć. Dowiedział się o tym dopiero gdy on przyszedł i dał mu swoją bezcenną miłość.
Leżał więc na nogach drugiego szkieletu, z błogim spokojem wsłuchując się w jego oddech i poddając przyjemnemu dotykowi na kościach.

Nie miał pojęcia ile czasu spędzili w ciszy, gdy malarz w końcu ponownie się odezwał.

- Tęsknię, Error.

Co? Dlaczego miałbyś tęsknić? Przecież jestem z Tobą cały czas.

- Nie powinienem był wtedy od Ciebie odchodzić, chociaż zrobiłeś głupstwo.

Jakie głupstwo? Nic przecież złego nie zrobił.

- Przepraszam Cię. Powinienem wtedy być mądrzejszy i zostać przy Tobie. Wtedy nadal bylibyśmy szczęśliwi razem, a ty nie musiałbyś teraz tkwić w tym AU.

Jakim AU? Przecież jestem z Tobą w Pustce, o czym Ty mówisz?

- Wróć do mnie, Ruru. Obiecuje, że tym razem już Cię nie opuszczę i nie zawiodę.

.....

- Ale.. Gdybyś nie chciał, właściwie mógłbyś tam zostać.

.....

- Ona jest do mnie bardzo podobna, prawda? Widziałem stąd jak posyłasz jej spojrzenia z ukosa tym swoim wzrokiem. Na mnie kiedyś również tak patrzyłeś, pamiętasz?

.....

- Lecz mimo wszystko, ona nigdy Ci mnie nie zastąpi, Error. Wiesz o tym doskonale. Jest tylko człowiekiem i nie będzie w stanie zapewnić Ci niczego.

O kim Ty kurwa mówisz, co?

- Jeśli ona już znudzi Ci się, Error, po prostu pomyśl o mnie, okej? Zabiorę Cię wtedy z powrotem i znowu będziemy szczęśliwi we dwoje, tak jak powinno być.

.....?

- Teraz.. Otwórz oczy, co? Chce je zobaczyć jeszcze raz.

Error nigdy nie umiał mu odmawiać, nawet jeśli bredził od rzeczy, tak jak teraz. Odkąd zaczął go kochać, wykonywał posłusznie rzeczy o które prosił jego chłopak. Teraz też nie myślał nawet o tym by mu odmówić.
Otworzył oczy.
Zamierając z szokiem w następnej chwili.

Po kościach policzkowych jego ukochanego płynęły wielobarwne łzy, od których jego oczodoły mieniły się i błyszczały jak miliony gwiazd. To połowicznie dzięki ich pięknu zaczął darzyć uczuciem tego małego, głupiego malarza.
Ale nienawidził gdy płakał. Chciał wtedy dosłownie rozszarpać tego, który wywołał u jego ukochanego potok smutku. Lecz teraz nic nie mógł zrobić- nie wiedział dlaczego on płacze, a to co mu ciągle mówił było tak bezsensowne i wręcz nierealne, że odebrało mu mowę, dosłownie. Chciał mu coś powiedzieć, cokolwiek, by tylko przestał płakać. Ale poza zacinającym się sykiem nie był w stanie nic z siebie wydusić.

Wtedy poczuł oplatające go w pasie ramiona białego szkieletu, które w następnej chwili mocno go do siebie przyciągnęły. Znów zaczął tracić wzrok, glitchował się coraz bardziej i bardziej, a wszystkie dźwięki wokół zagłuszył pikający dźwięk oznajmiający zbliżający się reset systemu.
Gdy został już całkowicie pozbawiony wzroku, a wszystkie otaczające go dźwięki to był donośny szum- jak starego, zaciętego na maksa telewizora-, został przez malarza posadzony z powrotem na posadzce.
Czuł na kości policzkowej delikatny dotyk dłoni jego chłopaka, który z czułością i największą delikatnością głaskał go po twarzy. Wtedy, gdy zdawał się już tracić wszelki kontakt z rzeczywistością, dobiegły go ostatnie słowa Inka:

- Jeśli możesz być z nią szczęśliwy przez jej ostatnie miesiące życia, po prostu to zrób. Jeśli jest taka jak ja- dasz radę ją pokochać. Nie zapieraj się, dobrze Error? To jest ostatnie co chce Ci powiedzieć.

........

- I pamiętaj że Cię kocham.

Error.exe przestał działać.



System ponownie działa poprawnie.

- AA͠A͡H̡, ̸KUŔWÀAAA̵!͡ ͢

Przyznaje, nigdy nie dochodził do siebie po ścięciu z takim okrzykiem. No i... Zwykle pamiętał co działo się podczas jego zawieszenia. Teraz w głowie tłukły mu się zamglone wspomnienia, które uciekały za każdym razem gdy próbował sięgnąć do nich, by przypomnieć sobie co miało miejsce. Nie wiedział czemu po prostu nie był w stanie.
Poddał się, zaprzestając skazanych z góry na porażkę prób ocucenia pamięci i zaczął analizować sytuacje w której obecnie się znajdował. Był pewien, że wciąż przesiaduje w mieszkaniu ____. Leżał w końcu na jej kanapie, okryty kocem z jaśkiem pod głową. Pamiętał jeszcze, że przed zawieszeniem pół-leżał, pół-siedział przy stoliku do kawy na który się przeniósł. A teraz był na miękkiej kanapie, opatulony jakby co najmniej miał zamarznąć.
Usiadł powoli, nie chcąc się narazić na atak bólu głowy, który dosyć często towarzyszył mu przy poważniejszym restarcie systemu. Ten jednak nie nadszedł, co natychmiast poprawiło mu humor- nienawidził tej migreny.

Rozejrzał się po pokoju.
Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to to, że był sam. Nie było ani ____, ani Jagody, co właściwie odrobinę go zmartwiło. Co jeśli jeden z tych pajaców przyszedł gdy był nieprzytomny i zrobił im coś, bo jego uznał za już martwego? Zacisnął z nerwów palce na kocu. Może przesadzał. W końcu w pomieszczeniu nie było żadnych śladów walki. Gdyby faktycznie coś takiego się stało, na pewno panowałby tu bałagan, a jest tak samo jak było. W końcu wiedział, że ta narwana wariatka prędzej by zginęła, niż poddała bez walki. To go trochę uspokoiło.
Przez chwilę rozmyślał nawet nad tym, czy by nie położyć się z powrotem i poczekać aż ktoś powróci, oddając równocześnie błogiemu lenistwu. Widział w tym sto razy więcej za niż przeciw. Był już o krok od podjęcia decyzji, gdy dotarł do niego stłumiony huk z głębi mieszkania.

Zamarł, nasłuchując. To ____? Jej działania były zwykle głośniejsze, więc wykluczył ją natychmiastowo. Jak nie ona, to kto? Jagoda? Musiał sprawdzić i się przekonać.
Wyskoczył spod koca jak z procy i szybkim krokiem udał się w kierunku, z którego pochodził dziwny odgłos. Zorientował się, że zmierza ku kuchni. Właściwie, z niewiadomych przyczyn poczuł się spokojniejszy. Było wielkie prawdopodobieństwo, że to faktycznie był Sans, a on niepotrzebnie się denerwował nie wiadomo czym. Mimo wszystko- ciągle zakorzenione było w nim ziarno niepokoju.
Przekroczył próg kuchni, w głębi duszy szykując się na najgorsze. Jednak, zaraz jego dusza zadrżała w uldze.
Miał racje. Był to Blue, któremu po prostu coś upadło, a teraz gonił po kuchni i starał się ogarnąć powszechny bajzel. Uśmiechnął się lekko na ten widok, dzieciak wyglądał dosłownie jak przysłowiowa ''kura domowa''. Oparł się nonszalancko o framugę drzwi, krzyżując również ramiona na piersi. Dziw go brał, że młody jeszcze go nie zauważył. Szczególnie, że nawet nie próbował się ukrywać i był w sumie dosyć głośny.
Przyglądał się jak szkielecik biega w fartuchu po kuchni z jakimiś naczyniami i garnkami, widocznie coś przygotowując. Czasem się potykał lub mylił, co kwitował cichym "rajuśku", a co wywoływało u Errora niepohamowaną chęć zaśmiania się. W miarę skutecznie jednak tłumił ów chęci, chcąc jak najdłużej obserwować gówniaka w trybie incognito.
Nie wytrzymał, gdy Jagoda potknął się o wystający róg kuchennego dywanika i runął jak kłoda na kafelki. Śmiał się szczerze, wręcz z głębi siebie, co rzadko w jego życiu się zdarzało. Musiał pochylić się, by oprzeć dłońmi o odziane w spodenki kości udowe, w nadziei że pomoże mu to się opanować. Słyszał jak Blue szamota się na ziemi, próbując chyba wniknąć przez podłożę by zniknąć mu z pola widzenia, co z kolei tylko bardziej bawiło Errora.
Co w skutku spowodowało, że śmiał się jeszcze dobre kilka minut.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Siedział teraz z kubkiem kawy w dłoniach przy stole w kuchni ____, przyglądając się jak poddenerwowany Blue pichci coś przy kuchence.
Po dokładnym odpytaniu go dowiedział się, że leżał na tej kanapie od dobrej godziny. To już wbiło go w krzesło, więc resztę informacji po prostu wolniutko przetwarzał, bo niby były istotne. Myślał ciągle o tym co tak mocno wpłynęło na niego, że zaciął się na tak długo, a równocześnie słuchał jak Blue tłumaczy mu że ____ udała się gdzieś wraz z Papyrusem oraz jakby z niechęcią powiedział mu co gotuje- jakieś ziółka na wzmocnienie, nic co Errora by interesowało. Otrzeźwiał dopiero, gdy Niebieski powiedział mu gdzie dokładnie dziewczyna polazła.
Ambasada.
Na chuj ona się tam pchała? Cholerna głupia idiotka, ściągnie im tylko więcej kłopotów na głowę. Wprawdzie nikomu nie zrobił krzywdy, ba, nawet uratował życie jednej debilki, to użył magii, na dodatek przed reprezentantami wrogiego oddziału. Ludzie z ambasady wciąż walczą, by wprowadzić ustawę zezwalającą na pełną swobodę używania magii przez potwory, lecz idzie im to opornie- z tego co mówił mu Blue. Error sam wywnioskował, że ludzie z BDSAP'u nie odpuszczą tak łatwo. Gdyby nie interweniowali, to tak jakby się poddali. Poddali swoją wyższość nad innym gatunkiem i uznali ich, oraz wszystko co z nimi powiązane, za równe sobie.

A to byłaby jedynie ujma na ich honorze. Znał dobrze ten typ osób, choć wolałby nigdy nie mieć styczności z kimś o tak prostackim zachowaniu i sposobie bycia.

Wyraził oczywiście swoje niezadowolenie z powodu postępowania ludzkiej kobiety, prychając przy tym i przeklinając jak szewc. W głębi siebie czuł niepokój o jej bezpieczeństwo, nie chciał mimo wszystko by przez niego coś się jej stało. Była głupia, upierdliwa i wkurwiająca, ale dbała o niego. Ryzykowała dla jego praw, dla jego życia, którego on w ogóle nie cenił. Zachowuje się wobec niego tak bardzo protekcyjnie, choć właściwie nie ma ku temu powodu. Jest dla niego tak dobra, tak miła i na swój sposób ciepła, iż nie potrafi nawet wyrazić w słowach jej czynów. Wciąż, cholernie nie mających powodu. Error nie rozumiał jej zachowania w żaden sposób. Każdy kogo znał, w swojej dobroci kierował się czymś istotnym lub po prostu czegoś od kogoś chciał. Nawet Blue nie był w pełni bezinteresowny, o czym Błąd już kiedyś się przekonał. Ale ____? Nie potrafił po prostu jej zrozumieć, choć próbował.

Siedzieli w ciszy przez kilka długich minut, w czasie których Error na spokojnie pił swoją kawę, a Jagoda dokańczał ziółka. Starszy ze szkieletów ciągle myślał nad kierującymi człowiekiem pobudkami, po prostu nie mógł sobie odpuścić nie dotarcia do sedna jej działań. Nie był też zbyt chętny do rozmów (wciąż czuł się okropnie dziwnie po tej jego ''niecodziennej ścince''), co na szczęście zostało uszanowane przez towarzyszącego mu dzieciaka. Uszanowane, albo on po prostu tego nie zauważył, zbyt zajęty tym.. no tym co aktualnie robił.

Błąd jednak za szybko ucieszył się z taktu Jagody, który po kolejnych kilku minutach odstawił na bok garnki i obrócił się ku niemu, przerywając równocześnie ciszę panującą w kuchni.

- O czym myślisz, Error?

Zadał to pytanie z wręcz niespotykaną dla niego powagą, przy tym zachowując nawet ciszę. Wmurowało to trochę czarny szkielet- był przyzwyczajony do innych emocji u drugiego potwora. Otrząsnął się jednak szybko. Postanowił odpowiedzieć prawdą na jego pytanie- w końcu jest to normalne, że myśli nad takimi rzeczami.

Prawda?

- Myśl҉ę o ͞_͠_̨__́.̛ N͡i͟e r̕oz͢u͟mi͠èm͜ ̷j́e̴j͠ ko̡m͝ple͞t̸ni͘e̛, ͞ķu͝r͠wa - warknął, czując narastającą w sobie frustracje. Każdy chyba na jego miejscu teraz by ją czuł.
Zacisnął kościste palce na kubku w skaczące delfinki, który już rano wręczyła mu kobieta, i wysyczał coś cicho na temat głupoty ludzkiej, po czym upił łyk kawy.

Jagoda przez chwilę milczał, co Error wykorzystał na ponowne zatopienie się w myślach. Tym razem jednak skupił się na bombardowaniu dziewczyny niepochlebnymi określeniami- jakby mógł poczuć się od tego lepiej.
Blue tym razem jednak przerwał mu wcześniej i trochę inaczej- zaczął się bowiem śmiać.
Error posłał mu pytające i najbardziej mordercze spojrzenie na jakie było go stać. On jednak chichotał dalej, czym doprowadzał Błąd do szewskiej pasji. Miał już powiedzieć mu, że jest małym głupim chujem i ma zamknąć ryj, ale nie został dopuszczony do głosu, bo Jagoda uspokoił się w miarę i zaczął swoją nawijkę.

- Czego tutaj nie rozumieć, Error? ____ jest bardzo dobrym człowiekiem! - z uśmiechem przeniósł się spod blatu na krzesło naprzeciwko, wspierając czaszkę na dłoniach. W oczach nadpobudliwego gówniaka błyszczały gwiazdki, a uśmiech mógł dosłownie kogoś oślepić, ewentualnie wywołać trwałe uszkodzenia.- Była taka odkąd ją poznałem po wyjściu z Podziemia! Na początku była trochę niepewna, ale ostatecznie zaczęła pomagać nam wszystkim. Wywalczyła wraz z ambasadorami nasze prawa i swobody, wielu z nas pomagała znaleźć odpowiednie dla nich prace, miejsca zamieszkania i warunki do egzystowania. Zupełnie bezinteresownie. Przy tym była tak bardzo radosna! Z uśmiechem wykonywała wszystkie postawione sobie cele, z upartością dążyła do wykonania ich jak najlepiej. Jeśli mam być szczery, nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ona. Każdy ma swoje wady, ____ również je posiada, ale wydaje mi się.. Że błyszczy bardziej niż inne gwiazdy. Robi coś dobrego dla wszystkich, nie oczekując wcale wynagrodzenia. Jest po prostu szczerze dobra i chce, by wszyscy byli jednakowo szczęśliwi, bo na to zasługują. Sama wiele razy mi to mówiła! - zakończył swą wypowiedź wielkim uśmiechem, a irytujące gwiazdy w jego oczach zabłyszczały ogromnie, z wielkim entuzjazmem. Error z kolei trochę przygasł- to, co powiedział mu Jagoda, sprzeczało się z tym co sam wysnuł. Czyli co, jego osąd był mylny? Myślał do samego końca, że kobieta robi to w celach, które przywiodą jej więcej korzyści niż wdzięczność i szczęście innych. Czy to właśnie daje kobiecie wszystko czego chciałaby w zamian? Error wbił czubki paliczków w kubek i opuścił czaszkę, starając się nie dać po sobie poznać, że jego sercem zawładnął smutek. Jest tak bardzo podobna do Inka, iż było to wręcz niemożliwe że nie łączy ich kompletnie nic. Za każdym razem gdy spoglądał w oczy ____, widział malarza. Czasem jej spojrzenie było takie samo jak jego- szczególnie wtedy, gdy opowiadała coś Errorowi. Patrzyła wtedy z lekkim skupieniem- nie chcąc popełnić błędu- i rzadko spotykanym entuzjazmem. Mieniły się jak gwiazdy na nocnym niebie, nieosiągalnie piękne, idealne mimo widocznych skaz. Zakochał się w tych oczach, które należały do kogoś innego. Jak możliwe było to, że byli tak podobni? Coś przegapił? Może to naprawdę jest Ink, lecz w jednej ze swych wielu wersji i również trafił tu przez przypadek? Pokręcił lekko czaszką na boki, to jest niedorzeczne. Zwykły zbieg okoliczności, ot.
Mimo wszystko, czuł ból tęsknoty za każdym razem gdy spoglądał w jej oczy.
Uniósł głowę, chcąc zapytać o coś Blue- lecz natychmiast zapomniał o tym pomyśle, gdy ujrzał wielki smutek wypisany w jego oczach i mimice twarzy. Uśmiech prawie całkowicie zniknął, ustępując miejsca smutnemu wyrazowi i bolesnemu skrzywieniu. Patrzył gdzieś w bok, a dłonie splecione trzymał na stole, co Błąd zauważył kątem oka. Dlaczego jest smutny? Przecież nie ma powo...- Ale ____ ostatnio bardzo często jest smutna. - ...du? Error otworzył oczodoły w wyrazie pełnego szoku. Nie spodziewał się, że sam wyzna mu powód swojego smutku. No i nie sądził, że to właśnie ich ludzka przyjaciółka nim jest. Błąd wpatrywał się w niego w pełnym oczekiwaniu, chcąc poznać więcej szczegółów- Jagoda chyba zrozumiał, bo wziął głęboki oddech i kontynuował temat.- Nic nie mówi, ale to trwa już od kilku miesięcy. Chociaż nie przyznaje się do tego, sam doszedłem do własnych wniosków. W jej oczach ciągle widać smutek. Bardzo dużo płacze. Czuje to w duszy, więc często wtedy do niej przychodzę ją pocieszyć. Nie zawsze jednak mogę i.. boli mnie to, bo bardzo chciałbym by znów była tak szczęśliwa jak kiedyś! Ale mimo wszystkich moich starań, ona już nie potrafi uśmiechać się szczerze. To mnie.. denerwuje. Nie potrafię nawet uszczęśliwić kogoś, kto cały czas powoduje moje szczęście! Tak mocno próbuje, ale z czasem zaczynam myśleć, że ona nawet tego nie chce.. Odsuwa się od nas z każdym dniem, choć udaje że wszystko jest dobrze. Ale ja wiem swoje. Chce, uh.. Chce, by była po prostu szczęśliwa.. - pod koniec swojej wypowiedzi Jagoda zaczął cicho szlochać, by po zamilknięciu schować czaszkę w dłoniach i rozpłakać się na dobre.

A Error siedział jak wcięty, nie umiejąc wydusić z siebie żadnego słowa.
Był autentycznie zszokowany, nie dało się ukryć. Patrzył przecież na ____ przez te dwa dni tyle razy, a nie zauważył że jej radość jest wymuszona? I to on, który całe swoje życie musi coś udawać? Był na siebie zły. Na siebie i na tą głupią babę. Ma przy sobie tyle osób które tylko czekają by jej pomóc, a ona uparcie brnie w to, że wszystko z nią okej, że nie potrzebuje pomocy... Wtedy w Errorze coś pękło, a fala wspomnień zalała go na wskroś.

Zerwał się z krzesła, które z głośnym hukiem upadło na podłogę- co z kolei poderwało Blue, który wyprostował się gwałtownie i spojrzał na niego z zaskoczeniem.

''- I̛nk̴, ̵powie̢dz m͡i͏, ̸co ̛s̢pr͝a̷wi҉a̕ ́Ci̢ ͡s̨z̡cz͝ę͜ś͡cie̛? To̡ ͝p̕ra͡wdz͏i̡w̧e̴, ̸a̧ n̴ie҉ t̕e kt҉ó͞re w̶musz̶as҉z w ͞s̶ieb̀ie każde̷g̶o d̵ni͞a.͡ ͠I ͘n̡i͘e ͞ok͟ł̛àmuj ̕m̡n̛i͠e ̢l̵e̢p̷ie̵j̴,̨ ̧wie͏s͜z ż͢e̸ ̛t͢ego̧ ni͠ena̡widz̛ę.̴

Malarz milczał przez chwilę, po czym westchnął ciężko. Error widział jak bardzo zmęczony Ink jest, ale nie mógł teraz odpuścić. Nie teraz, gdy w końcu wiedział.

- Ja.. Nie pamiętam. Kiedyś radość sprawiało mi uszczęśliwianie innych, ale z czasem to zniknęło. Ale pogodziłem się już tym, mogę tak żyć!

Błąd skrzywił się słysząc jego słowa. Pogodziłeś się, ta?

Zacisnął mocniej palce na koszuli Inka i spojrzał mu prosto w jaśniejące, aczkolwiek smutne oczodoły..''

Uśmiechnął się.

Szczerze, dokładnie tak samo jak wtedy, te trzy lata temu.

- Sł͢uch̴àj,̕ Blue.͠

Nigdy nie będzie jej kochał ani czuł niczego więcej niż sympatię. Nie będzie zależało mu za bardzo, nigdy też się nie zaangażuje.

Ale może jej się odwdzięczyć.

- S͜p̕r̢awìę, ż͘e̷ ̴będzíe͠ ̢sz͟c͟zę͜ś͞líwa.͜ ͟Obie̢c͘u͝je.̀

''- Sprąw̡i͡ę̕,̧ ̀że b҉ę͜dz̕ies͡z͏ ͟szczę͘ś̷l̡iwy.̕ Obie͡c͢uj͡e.̨''

Po tych słowach- i ignorując wielki szok Jagody- opuścił kuchnię, a potem mieszkanie. Cieszył się, że znał drogę do ambasady.

Jednak czuł, że nawet bez względu na to czy znałby ją czy nie, znalazłby drogę do tej głupiej kobiety- bez względu na wszystko.

Tak jak znalazł ją do Inka.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

- ____, to bardzo miłe z Twojej strony że próbujesz coś zdziałać, ale nie uważasz że to nie jest warte zachodu?

Siedziałaś w poczekalni ambasady razem z Papsem, ze zdenerwowaniem oczekując aż w końcu łaskawie was przyjmą. Musiałaś poinformować o zaistniałej sytuacji, choćbyś musiała spędzić kilka najbliższych godzin siedząc na tym niewygodnym krzesełku. Nie mogłaś puścić płazem tym sukinsynom ich zachowania, które dodatkowo było jak najbardziej niezgodne z prawem.

Na pytanie Honey'a zmarszczyłaś brwi, odwracając głowę w jego kierunku. Siedział rozwalony na krzesełku, popalając fajkę i ze znudzeniem obserwując otoczenie. Nie lubiłaś gdy palił, zapach dymu strasznie działał Ci na nerwy. Oliwy do ognia dodało jego durne pytanie, więc niewiele myśląc zamachnęłaś się i przywaliłaś mu w tył czachy. Fajka wyleciała mu spomiędzy zębów, a on sam przechylił się niebezpiecznie do przodu. Mógł spaść z tego krzesła...

- za co to miało być, kurwa?!

- Za zadawanie głupich pytań! I palenie. Wiesz, że tego nie znoszę -burknęłaś, krzyżując ręce na piersi i rzuciłaś mu pogardliwe spojrzenie.- Każdy zasługuje na pomoc, Papyrus. Nie ważne co by się nie działo, obowiązkiem jest udzielić innym pomocy. A oni nie mieli żadnego prawa działać w ten sposób, tym bardziej że Error nie zrobił niczego złego.

- dziecko, on sam w sobie jest zły. nie bez powodu nie chciałem mieć z nim nic do czynienia - wywarczał, rzucając Ci chłodne spojrzenie. Nie zaszczycał nim ludzi bez powodu, więc dotarło do Ciebie że był szczery. Mogłaś uwierzyć w jego słowa- widziałaś po Errorze, że nie należy do grona najmilszych osób. Więc właściwie po co tak go broniłaś?

- Wszyscy zasługują na nową szansę. Wierzę też w to, że każda zła osoba- nawet ta najgorsza- może się zmienić. To tylko kwestia chęci. A on naprawdę nikomu nie chce zrobić krzywdy, Honey.

- on chce krzywdę zrobić wszystkim! dlaczego tego kurwa nie widzisz?

Milczałaś. Czy naprawdę nie widziałaś? Nie robił nic złego, czy to Ty byłaś ślepa? Nie chciałaś dopuścić do siebie wiadomości, że Error mógłby skrzywdzić innych. Daleko mu było do aniołka, ale nie widziałaś w nim chęci mordu.

Nie było ich, czy nie chciałaś ich zobaczyć?

- on jest mordercą, ____. jeśli damy im go unicestwić, zrobimy innym tylko przysługę - kontynuował Paps, a każde jego kolejne słowo powodowało u Ciebie większy mętlik w głowie.- nie staraj się o to, przyjaciółko, dobrze Ci radzę. nikomu nie wyjdzie to na dobre.

Zdawałaś sobie sprawę, że Honey próbuje za wszelką cenę Cię przekonać. Połowicznie, udawało mu się to. Nie byłaś już taka pewna, czy ratowanie go będzie najlepszą opcją dla wszystkich.

Druga część Ciebie za to chciała wyskoczyć i spoliczkować Papyrusa za pierdolenie od rzeczy.

____, ogarnij się. Nie jesteś przecież taka. Nie dasz mu umrzeć.

Spojrzałaś na Honey'a ze złością.

Nie ogarniałaś w ogóle swoim umysłem, że on właściwie chciał Cię namówić do poddania życia potwora. Życia rasy, którą obiecałaś sobie ochraniać do samego końca. Obiecałaś to właściwie również jemu, gdy próbowałaś dwa lata temu za wszelką cenę przekonać go do swojej dobroci.

Był nieufny, to fakt. Rozumiałaś go- w końcu kto nie byłby, gdyby całe życie spędził w zamknięciu? Jednak nie usprawiedliwiało to jego obecnego zachowania. Nie powinien zachowywać się w ten sposób, tym bardziej jeśli chodziło o innego potwora.

Wstałaś z krzesełka, zaciskając boleśnie dłonie w pięści i rzuciłaś mu kolejne przesiąknięte złością spojrzenie. Patrzył na Ciebie z zaskoczeniem, nie spodziewał się po Tobie takiej reakcji. Widziałaś to w nim.

- Jego życie nie znaczy mniej niż Twoje, Papyrus. Nie interesuje mnie co robił kiedyś, choć tego nie popieram. W tej chwili nie chce zrobić nikomu krzywdy, chce mieć takie samo prawo do cholernego życia jak Ty. Uratował też moje durne dupsko, chociaż nie miał do tego żadnych powodów! Mógł równie dobrze dać mi umrzeć skoro jest taki zły - zmrużyłaś groźnie oczy, lustrując gniewnym spojrzeniem wciąż zaskoczoną twarz Papsa.- Myślałam że jesteś inny. Cholernie mnie zawiodłeś, Honey.

Ostatnie słowa wypowiedziałaś ciszej. Były szczere- bardzo się na nim przejechałaś. On w końcu również bronił żyć innych, więc jak śmiał teraz chcieć odebrać komuś istnienie?

Odwróciłaś się na pięcie i szybkim krokiem skierowałaś się wgłąb ambasady, ignorując nawoływania Honey'a.

Nie chciałaś widzieć go teraz. Nie chciałaś być na niego zła, wolałaś uspokoić się i rozładować emocje. Nie lubiłaś czuć negatywów, nie byłaś do nich przyzwyczajona.

Tym razem miałaś jednak pełne prawo czuć zdenerwowanie.

Opuściłaś budynek, rozsiadając się na schodach przed wejściem.

Było chłodno, co tylko dodatkowo pomogło Ci ostudzić buzujące w Tobie emocje. Wiatr przewiewał Cię na wskroś, raz za razem wywołując nieprzyjemne dreszcze, ale nie dbałaś o to. Najwyżej będzie czekać Cię jedynie przeziębienie. Uniknięcie przeziębienia nie było tym, co teraz znajdowało się w kręgu Twoich priorytetów.

Wtem, poczułaś jak na ramiona opada Ci jakiś obiekt, który momentalnie Cię rozgrzał. Czyżby Paps..?

Szybko jednak zauważyłaś kolory ów przedmiotu. A raczej rzeczy, dokładniej granatowo-czarnej bluzy wyłożonej od środka ciepłym futrem, które również znajdowało się przy kołnierzu.

Już wiedziałaś kto pojawił się przy Tobie.

I to sprawiło, że poczułaś się dobrze.
Share:

Moje OC - Mateusz - Tyron Megus


Tyron jest pół człowiekiem - pół demonem. Ma 17/18 lat i mieszka sam z młodszym bratem, Zaxym. Pochodzi on z mojego UNIVERSE: Magic universe. Jest on fanem gier na Ps i Xbox. Po transformacji ma on całe czerwone oczy, rogi, ogon i skrzydła. Bywa wredny, ale dba o brata i przyjaciół. Bywa także leniwy (zawsze przed testem znajdzie wymówkę). Nienawidzi ciemności i nudnych osób. Lubi się bawić. To główna postać, poza innymi. (mieszkają sami, bo ich rodzice zostali zamordowani). Podczas bitwy nie traci poczucia humoru. Walczy pazurami, ogniem i elementem piorunów. (Btw. Jest z Polski. Uwielbia strony np.: ,,Handlarz iluzii", ,,DevianArt" itp.)
Share:

19 listopada 2017

Moje OC - LucyFome - Kate Aishi


Moje OC pochodzi z gry Yandere Simulator.
Ma duży wpływ na fabułe.
Zachowanie:Miła dla każdego, bardzo odważna.
Wygląd:
-Kobieta (18 lat)
-Ubrana w mundurek szkolny
Zaintersowania:
Ma klub muzyczny, który prowadzi.
Ciekawostki:
-Jest zakochana w Budo Masuta
-Chodzi do klasy 3-2
-Ayano Aishi jest jej siostrą
Share:

Undertale: Gra w kości -Najbardziej ludzkim kolorem jest niebieski [The Skeleton Games - Blue, the most human color.] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Faktycznie, z każdym tygodniem mieszkanie Sansa robiło się coraz gorsze. Sztuczna krew zaciapała całą ubikację. Nawet była w szparach między kafelkami i na ścianie. Ciężko będzie się jej pozbyć. Kiedy potem otworzyłaś schowek pod zlewem, znalazłaś kupę skarpet.
-Nie no, serio? - zapytałaś zaskoczona nim zaczęłaś pozbywać się jej. Po tym jak skończyłaś z łazienką, Sans dołączył do Ciebie i zaczął zmywać. Ani jeden talerz nie został umyty od zeszłego tygodnia i strasznie śmierdziało. Wzięłaś kosz na śmieci i poszłaś z nim do pokoju zaczynając zbierać papierki i inne tego typu rzeczy. W trakcie sprzątania znalazłaś coś naprawdę dziwnego. Stary hamburger od Grillbigo, żółty, z pleśnią cały zepsuty. Jakim cudem?
-Czacho... czy .... na suficie masz siatkę? - zapytałaś niedowierzając. Serio, jak to zrobił?
-Hhm – mruknął zerkając na górę w miejsce na które wskazywałaś. Kiedy zauważył, uśmiechnął się dumnie – Zastanawiałem się, gdzie to się podziało – rzucił leniwie i wrócił do zmywania
-Serio? Tylko tyle masz do powiedzenia?!
-Dobra robota Sans – zaśmiał się ignorując twoje obrzydzenie
-Wiesz... początkowo chciałam to ściągnąć, ale teraz tego nie zrobię – mruknęłaś zdenerwowana
-I tak nie potrzebna mi twoja pomoc – zaśmiał się leniwie. Wycierając swoje szpony w ręcznik podszedł pod siatkę, popatrzył do góry, uniósł lewą rękę otoczoną niebieską poświatą. Po chwili oderwał ją i ta powoli opadła na jego drugą dłoń. - Widzisz? - rzucił dumnie
-A no, ale nadal jest musztarda na suficie – pokazałaś na żółtą plamę.
-Cholera – również podniósł głowę, a potem wzruszył ramionami i wrócił do zlewu.
-Nie możesz tego tak zostawić!
-A co innego mam zrobić? Nie dosięgnę do tego! - westchnęłaś i podeszłaś do jego stolika by wziąć krzesełko. Wtedy się zatrzymałaś wpadając na genialny pomysł. Może dostaniesz się tam w inny sposób?
-Czaaaacho? - westchnął.
-Czego?
-Podnieś mnie. - powoli odwrócił głowę w Twoją stronę
-Nie będę podnosił twojej ciężkiej dupy.
-Nieeee, znaczy się za pomocą niebieskiej magii! Podnieś mnie!
-Dosięgniesz to bez problemu, weź krzesełko czy coś.
-Ale to jest zajebiste! Błagam oh wszechmocny Szkieleci Lordzie – błagałaś złączając ręce. Sans zaśmiał się i wrócił do naczyń. - Jeżeli zabierzesz tę pierdoloną poduszkę, to może się zastanowię. - otworzyłaś usta
-Ale!
-To mój warunek, zgadzasz się albo nie – podniósł talerz
-No dobra! - rzuciłaś po chwili. Sans uniósł brew patrząc na Ciebie, pot pojawił się na jego czole.
-Ch-cholera! - powiedział po chwili. Najwyraźniej nie spodziewał się, że się zgodzisz.
-Niee, za późno. Umowa to umowa – byłaś z siebie dumna
-Tsk.. t-to i tak nie zadziała, więc.. - tarł ostatni talerz
-Skoro zadziałało raz, może zadziałać ponownie – westchnął odstawiając naczynie
-D-dobra... ale jeżeli nie zadziała... i tak zabierasz poduszkę.
-Mmmm.... zastanowię się
-Nie... masz to kurwa zrobić! - Uśmiechnęłaś się do niego nie mówiąc nic więcej. Przez chwilę walczył ze sobą nim powoli do Ciebie podszedł. Popatrzył do góry, potem na dół i pocił się.
-Czacho... zaufaj mi. Jeżeli coś pójdzie nie tak, to będzie moja wina, nie twoja.
-W-wiem! Próbuję się przygotować!
-Na?
-Użycie na kimś ataku. Musisz się dobrze skupić inaczej nie zadziała. - westchnął znowu, potem na Ciebie i uniósł lewą rękę otoczoną niebieskim światłem – Pamiętaj, nie będziesz latać – ostrzegł – Zmieniam przyciąganie, więc jeżeli będziesz wiercić się jak debil, spadniesz.
-Jasne. - westchnął ostatni raz nim skupił się na magii. Delikatnie poruszył nadgarstkiem do góry i poczułaś jakieś pociągnięcie w piersi. Twoje ciało zrobiło się lżejsze przez chwilę, ale nic innego się nie stało.
-Mówiłem, że to na tobie nie zadziała. Jesteś jakoś odporna na magię czy coś – opuścił rękę
-Spróbuj jeszcze raz – ponaglałaś – Udało ci się, kiedy zniszczyłeś mi telewizor. A więc to działa. - Sans warknął i znowu niebieskie światło znalazło się na jego dłoni. Podniósł ją ponownie, mocniej tym razem. Kolejne pociągnięcie w ciele, ale nadal stałaś na ziemi.
-Jesteś ciężka. Jakbym próbował unieść kupę mułu – powiedział machając ręką
-Nie jestem aż tak ciężka
-Więc przestań ze mną walczyć – znowu podniósł rękę, skupiając się najbardziej, aby Cię unieść – Tak jakby twoja dusza unikała złapania moją magią.
-Nie walczę z tobą... chyba – nie miałaś pojęcia o czym gada.
-Przestań gadać i zacznij czuć! - Tym razem użył całej ręki, ale czułaś jedynie pchnięcia w piersi. Spróbowałaś zrobić to o czym mówił. Wzięłaś głęboki oddech i skupiłaś się na pozwoleniu Sansowi, aby użył na Tobie magii. By mógł pochwycić Twoją duszę. Nie walczyłaś z uczuciem. Niech tak się stanie. Popatrzyłaś na niego. Nie atakował. Chciał Cię tylko podnieść. Ufasz mu. Raz jeszcze podniósł rękę i tym sposobem Twoja pomarańczowa dusza wyszła z piersi otoczona jego niebieską magią, zaraz potem całe Twoje ciało zostało uniesione przez coś potężnego i znalazłaś się na suficie. Dość gwałtownie i brutalnie. Trzeba przyznać. Wraz z Tobą na nim znalazły się też szklanki, które się potłukły. Chwilę potem spadłaś na ziemię w rozbite szkło. - K-KURWA! CHOLERA! P-Przepraszam! N-nie chciałem... O! O kurwa! - szkło chrupało pod jego stopami kiedy podbiegł do Ciebie. Przekręciłaś się powoli próbując wstać – N-nie ruszaj się kurwa! Ch-cholera! To dlatego nie chciałem tego robić!
-Nic mi nie jest Czacho – powiedziałaś siadając. Śmiałaś się na widok jego paniki.
-Nie ruszaj się debilko! Masz wszędzie szkło na sobie!
-Oh? - zerknęłaś przez ramię na miejsce w które pokazywał – O to chodzi? - byłaś zaskoczona sporym kawałkiem który wbił się w Twoje plecy.
-Nie ruszaj się kurwa... - zaczęłaś wyciągać kawałek po kawałku rzucając je na ziemię. Jeden po drugim.
-Czacho, no weź, przerabialiśmy to tydzień temu – mruknęłaś patrząc na jego zaskoczoną twarz. Patrzył jak ostatni kawałek spada na ziemię. Dyszał ciężko.
-Oh.... r-racja – mruknął niepewnie starając się uspokoić.
-Nic mi nie jest – zapewniłaś pokazując jak rany zaczynają się goić – Trzeba o wiele więcej aby mnie zranić – Ale czy uh.... możesz podać mi odkurzacz? Nie chcę podziurawić skarpet i zabrudzić podłogi krwią.
-J-jasne – powiedział mechanicznie i cofnął się, a potem pobiegł do korytarza. Pochyliłaś się zbierając większe kawałki, starając się nie ruszać. Po chwili Sans pojawił się z wielkim, starym odkurzaczem i podłączył go do zasilania. Kiedy już po szkle nie było śladu, wyłączył i westchnął z ulgą. Zostawił odkurzacz pod ścianą. Potem się przyda. Po wyrzuceniu kawałków szkła odwróciłaś się i popatrzyłaś na plecy. Miałaś dziury na koszulce a dookoła nich czerwone plamy
-Mmmm, lubiłam tę koszulkę....
-Kurwa! - mruknął i popatrzyłaś na sufit tam gdzie on. Pojawiło się kilka większych dziur, pęknięć pędzących od jednej do drugiej, niewielka lampka która była żyrandolem ledwo wisiała. No i wszędzie zarysowania od szkła i obrysowana farba.
-To raczej nie zostanie pokryte przez ubezpieczenie
-Co ty nie powiesza! Właśnie dlatego nie chciałem, abyś...!
-Zapłacę. Mówiłam ci, że tak zrobię jeżeli coś się stanie.
-Obyś! - warknął zamykając swoje oczodoły -N-naprawdę nic ci się nie stało? N-nie jesteś nigdzie ranna? - zapytał po chwili zerkając na krew na koszulce.
-Nie czuję się w żaden sposób źle – znowu popatrzyłaś przez ramię – Poza słońcem, prawie nic nie jest w stanie zranić wampira.
-Kurwa! - krzyknął nagle – Szef przychodzi jutro i zobaczy to gówno!
-Uh.. - zaczęłaś niepewnie – To nie jest bałagan jako taki. To raczej zniszczenie. O coś takiego będzie zły?
-Oczywiście, że tak! Powinienem trzymać mieszkanie czyste! Kurwa! J-jestem trupem!
-Powiedz mu, że to moja wina. - pęknięcie na suficie powiększało się, weszło do kuchni. Ze stolika zaczęły spadać naczynia.
-T-to nadal spada! Kurwa... Jebana kurwa! - krzyczał dysząc coraz ciężej.
-N-nie będzie chciał, abyś się wyprowadził przez coś takiego, prawda?
-N-nie wiem kurwa... Nie będzie zadowolony, to pewne! Ch-cholera... - zaczynał się trząść patrząc na sufit.
-A co jeżeli wszystko inne bardzo dobrze wysprzątamy? - patrzyłaś na bałagan żałując genialnego pomysłu – Jeżeli wszystko inne będzie czyste, może nic się nie stanie tak jak w zeszłym tygodniu.
-T-to mu się nie spodoba. Będzie wkurwiony. Nie będzie mu się to podobało!
-Czacho.. nie bój się, naprawimy to – zapewniałaś starając się go uspokoić.
-Nie ma na to czasu! Powinnaś pomyśleć o tym nim poprosiłaś mnie o to abym kurwa używał na tobie magii! Kurwa! Mam przejebane! - trząsł się, zaś kości stukały o siebie głośniej kiedy wzrokiem błądził bo bałaganie.
-Czacho... spokojnie. Nic ci nie będzie.
-Jestem kurwa spokojny! Nie widzisz tego bałaganu? Szef będzie... Szef będzie.... - zacisnął palce na materiale koszulki dysząc coraz płycej i szybciej. To już koniec. Choć wszystko szło tak dobrze, ale teraz musiał to spierdolić. Nie ma mowy, aby naprawić uszkodzenia do jutra. Szef przyjdzie zobaczy i zabierze go. Nie chciał. Nigdy nie chciał nic z tego robić. Tak się działo. Tym razem będzie nie tylko krzyczał. Za wielkie zniszczenia. Szef znowu zabierze go do szopy i ... Sans poczuł coś ciepłego i miękkiego na czole, zamrugał i po chwili podniósł głowę.
-Czacho... ej... nic ci nie będzie. Oddychaj. Skup się na oddychaniu. Wszystko będzie dobrze – mówiłaś głaszcząc go czule.
-N-nie będzie dobrze! Nic nie będzie dobrze! Nie wiesz jak to jest! Wszystko... wszystko się pierdoli! - krzyczał cały czas skupiając się na bałaganie.
-Nie, nie pierdoli się. Nadal jesteś prawiczkiem – Panika zatrzymała się kiedy w końcu popatrzył na Ciebie
-Coo..? Ja jestem... czym?.... Huh...? - załapał kawał po chwili i gapił się – Po chuj teraz robisz sobie jaja?
-Hahaha, widzisz? - głaskałaś go nadal – Choć bardzo nie chcesz się przyznać do swojej czystości, wiem, że nigdy się nie pierdoliłeś. Przynajmniej póki nie porozmawiasz z waszą królową o twoim zakochaniu w niej.
-M-mówiłem, że to nie tak! Przestań mnie dotykać! - warknął w końcu odtrącając Twoją rękę.
-No i już. Lepiej ci?
-Nic mi kurwa nie jest!
-To dobrze, bo chcę abyś oddychał nim zadzwonię
-Oddycham – wtedy zrozumiał jak szybko to robi i odwrócił się zawstydzony. Otworzyłaś telefon i zaczęłaś grzebać w liście kontaktów – Nie ma szans, aby ktokolwiek naprawił to przez noc.. - patrzył na Ciebie – Nawet, jeżeli zadzwonisz teraz.
-Dzwonię do kogoś innego – wybrałaś kontakt. Przystawiłaś komórkę do ucha i czekałaś.
-CZŁOWIEKU! DWA TELEFONY W CIĄGU JEDNEGO DNIA? AŻ TAK JESTEŚ ZDESPEROWANA? - w słuchawce odezwał się głośny Papyrus.
-Heh... cześć Szefunciu.
-TSK.. CZEGO CHCESZ, POZA MNĄ, OCZYWIŚCIE!
-Cóóż, mam złe wiadomości jeżeli chodzi o jutrzejszy obiad.
-ZAPOMNIAŁAŚ SIĘ PRZYGOTOWAĆ! JAK MOGŁAŚ CZŁOWIEKU! TO BYŁA TWOJA JEDYNA SZANSA ABY MI ZAIMPONOWAĆ SWOIM NISKIM POZIOMEM OBRZYDLIWEGO GOTOWANIA!
-Nie, o tym pamiętałam. Um.. - zerknęłaś na Sansa który nerwowo się pocił patrząc na Twoją rozmowę – Sufit w mieszkaniu Sansa uległ uszkodzeniu i do jutra nie będzie naprawiony.
-CO?! - krzyknął głośniej niż zwykle – SANS! CO ZA NIEODPOWIEDZIALNY NIC NIE SZANUJĄCY IMBECYL! JAK ŚMIAŁ ZNISZCZYĆ OBIAD NA KTÓRY JA, WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS CZEKAŁEM! NIE BÓJ SIĘ, DOPILNUJĘ ABY DOSTAŁ BOLESNĄ NAUCZKĘ KIEDY GO TYLKO JUTRO ZOBACZĘ I ..
-Stój, stój, stój. Wielki Szefie. To nie była jego wina – Sans dyszał znowu szybciej słysząc brata – Wygląda na to, że człowiek był nieco bardziej intymny niżby chciał i sufit pękł
-ALE TO ZADANIE SANSA DBAĆ O MIESZKANIE! GDYBY BYŁ BARDZIEJ ODPOWIEDZIALNY COŚ TAKIEGO NIGDY BY SIĘ NIE STAŁO! TERAZ JEST CAŁKOWICIE ZNISZCZONE I NASZE PLANY OBIADOWE LEGŁY W GRUZACH!
-Cóż... nie jest tak doszczętnie zniszczony...
-NIE BĘDĘ JADŁ OBIADU W ZNISZCZONYM MIESZKANIU!
-Zgadzam się, nie ma przyjemności z jedzenia obiadu w takich warunkach
-TSK... DOBRZE, ŻE SIĘ ZGADZASZ CZŁOWIEKU.
-A więc oboje będziecie jeść u mnie
-...CO?
-Co...? - zapytali jednocześnie.
-Możesz zerknąć do Sansa jeżeli chcesz, ale potem zapraszam was do siebie na kolacje. I tak ją robię, więc będzie mi o wiele łatwiej robić ją we własnej kuchni.
-R-RACJA. ROZUMIEM... SKORZYSTAM Z ZAPROSZENIA DO TWOJEJ OBRZYDLIWEJ NORY W JAKIEJ MIESZKASZ – brzmiał jakby się podekscytował – I-I OBY BYŁO CZYSTO! NIE BĘDĘ TOLEROWAŁ SYFU W TRAKCIE JEDZENIA!
-Jestem schludną osobą, więc nie ma się czego bać
-TO SIĘ JESZCZE OKAŻE
-Dobra... cóż... to tyle.
-TAK, ROZUMIEM... DO... DO ZOBACZENIA CZŁOWIEKU, BĘDĘ PRZEPROWADZAŁ SUROWY OSĄD.
-Nie cieszysz się, że się spotkamy?
-O-OCZYWIŚCIE, ŻE NIE! Z PRZYJEMNOŚCIĄ ZOBACZĘ JAK SIĘ OŚMIESZASZ!
-Hm... a jeżeli do tego nie dojdzie?
-J-JESTEM PEWIEN, ŻE DOJDZIE!
-Cóż... jeżeli się będziesz śmiać, to mogę się nawet ośmieszyć.
-K-KOŃCZĘ TĘ ROZMOWĘ! - I rozłączył się, odstawiłaś telefon cicho się śmiejąc.
-Naprawdę musisz tak pierdolić na koniec? - Sans zapytał wyraźnie wkurwiony
-Tak, to tradycja – nadal się śmiałaś. Sans westchnął i powoli przekręcił głowę.
-Uh.. D-dzięki... z-za ten telefon. - mówił powoli kopiąc nogą w powietrzu.
-Powiedziałam, że to będzie moja wina, jeżeli coś się stanie. Więc to naprawiam.
-T-tak... - patrzył na dół
-Już nie będziesz miał ataków paniki?
-Czego?
-Panikowałeś.
-Nie, nie panikowałem!
-Um.. tak, panikowałeś.
-J-ja tylko.. - myślał przez chwilę, ale żadna wymówka nie przyszła mu do głowy.
-Cóż... ale już jest dobrze – wzięłaś śmieci ze stolika i zaczęłaś sprzątać.
-....T-tak... - rzucił cicho
-Powinniśmy posprzątać. I tak do ciebie zajrzy. - Sans cicho podszedł do odkurzacza. Włączył go i zaczął sprzątać. Potem pozbierał ubrania i oddzielił je od śmieci.
-Koniec! - powiedziałaś dumnie, kiedy wszystko było już zrobione.
-Tsk... ale plama nadal jest – powiedział pokazując na plamę na suficie. Popatrzyłaś na nią. Teraz to ostatnie z Twoich zmartwień. Jakimś sposobem jej nie dosięgło żadne uszkodzenie.
-Nadal możemy spróbować ją zeskrobać.
-Zostaw. I tak już wszystko jest zniszczone, więc to nie ma znaczenia – uśmiechnęłaś się.
-Czacho, ostatni raz...
-Co? Nie! Co z tobą nie tak!
-Chyba wiem co poszło nie tak.
-Zniszczyłaś moje mieszkanie i szkło wbiło ci się w plecy, a mimo to nadal chcesz spróbować?!
-Nic mi nie będzie. No i gorzej już być nie może. Mnie nie da się tak łatwo zranić.
-Nie!
-Proszę, Czacho! Ostatni raz! Błagam – starałaś się zrobić szczenięce oczka. Z jakiegoś powodu, Sans rumienił się coraz bardziej kiedy na Ciebie patrzył, cicho westchnął odwracając wzrok.
-Z-Zamknij się! Tylko.... kurwa.... d-dobra! Niech ci będzie! - krzyknął. Musi przestać tak robić. Byłaś zaskoczona, że tak łatwo Ci poszło.
-Oh! Dobra! Zróbmy to! - podeszłaś pod plamę – Gotowa. Sans westchnął i zamknął oczodoły.
-Po chuj ja to robię.... - mruknął nim powoli uniósł lewą rękę otoczoną niebieską magią. Trzymał ją nieruchomo przez chwilę czekając. Delikatnie, mówił do siebie. Delikatnie. Uniósł dłoń powoli do góry czując dokładnie Twoją duszę. Dodał nieco mocy, pozwalając aby jego magia przepływała przez niego delikatnie, spokojnie, czule. Twoja dusza powoli wyłoniła się z środka wypełniając pomieszczenie złoto-pomarańczowym światłem, które powoli przejął błękit. Czułaś, jak włosy zaczynają Ci stawać, jak unosisz się nad podłogą. Twoje ciało, od głowy aż po stopy stawało się lekkie.
-To działa! - krzyknęłaś podekscytowana
-T-tak... - odpowiedział patrząc jak unosisz się przed nim. Uniósł rękę nieco wyżej próbując oderwać Cię od podłogi. Poruszałaś ramionami rozkoszując się stanem nieważkości.
-Moja dusza powinna być niebieska? - zapytałaś próbując nie ruszać nogami unosząc się coraz wyżej w powietrze.
-Niebieskie ataki zmieniają twoją duszę na niebieską. To dlatego tak się nazywają.
-Co za oryginalność – mruknęłaś sarkastycznie.
-Nie czujesz się niebiesko? - zapytał z uśmiechem?
-Ten kawał nie działa. Unoszę się, a nie mam doła. - Nagle grawitacja Cię uderzyła, próbowałaś złapać się czegokolwiek, ale potem Twoje ciało znowu było stabilne.
-A teraz? - zaśmiał się ku Twojemu zaskoczeniu.
-Trzęsiesz mną, a nie kopiesz dołek. To różne rzeczy, Sans! - powiedziałaś powoli przekręcając się tak, aby dotknąć palców u nóg. Twoje ciało nie utrzymywało równowagi, więc było prościej. - To jak być w kosmosie – powiedziałaś zamyślona powoli się unosząc kręcąc się powoli. - Zajebiście! Czacho! Jesteś zajebisty! - krzyknęłaś podekscytowana.
-Z-zamknij się! Próbuję się skupić! - warknął, patrząc jak ze szczęściem wymalowanym na twarzy kręcisz się otoczona jego niebieską magią. Złapałaś się za kolana i przekręciłaś.
-Bardzo musisz się skupiać? - zapytałaś powoli się kręcąc.
-Nie wiem... nigdy nie używałem tego na nikim w ten sposób.
-Naprawdę? - próbowałaś kręcić się szybciej.
-To niebieskie ataki, a nie gówniana niebieska zabawa. Korzystałem z tego jedynie do ataków. Nigdy aby komuś sprawić przyjemność.
-Dlaczego? Ja bym tak zrobiła w pierwszej kolejności
-Ta, bo żyjesz tutaj, gdzie jest banda debili. To nie tak jak w Podziemiu.
-Ooooh... a więc pozwalam ci przełamać dziewictwo magii na mnie – nagle poczułaś jak wszystko znika i kilka milimetrów dzieliło Cię, abyś uderzyła twarzą w tanie i stare linoleum, lecz zatrzymałaś się.
-Której części z "próbuję się skupić" nie rozumiesz?! - warknął za Twoimi plecami.
-Proszę, nie wal moją twarzą w podłogę – błagałaś kiedy poczułaś jak Twoje ciało się oddala i wraca na miejsce mniej więcej w połowie powietrza.
-Więc zamknij się i przestań pierdolić kiedy mam cię w takim stanie!
-Heh, prosisz o zbyt wiele! To zbyt wspaniałe. - westchnął ciężko patrząc jak powoli obracasz się przed nim. Twoje włosy unosiły się we wszystkich stronach kiedy tylko grawitacja zniknęła. Twoja ludzka dusza nawet błyszczała tak jasne za każdym razem kiedy się odwracałaś. Tsk... w-wyglądałaś tak... głupio. Z łatwością mógłby zacząć Tobą rzucać po ścianach, wystarczyłoby tylko ruszyć nadgarstkiem. Oczywiście, nie zrobi tego... nie specjalnie... ale... Kurwa, jak możesz tak dobrze się bawić, kiedy on wręcz idealnie ściska Twoją duszę... A co jeżeli będziesz na tyle głupia i pozwolisz komuś innemu na to samo? Westchnął.
-Dobra, koniec zabawy, ustaw się tak, abym mógł dać cię na sufit – powiedział czekając, aż przestaniesz kręcić się dookoła.
-Tak? - rozłożyłaś ręce i nogi na boki starając się złapać choć odrobinę stabilności, a potem przekręciłaś się głową do dołu.
-Coś w tym stylu – mruknął, poczułaś kolejne pociągnięcie i całe Twoje ciało przyciągała góra. Tak jakbyś na niego... spadała.
-Ale dziwnie! - krzyknęłaś zadowolona nim dotknęłaś sufitu. Natychmiast z klęczek spróbowałaś wstać. To dziwne, kiedy całe Twoje ciało nie podlegało prawom grawitacji. Tutaj czujesz się odrobinę lżejsza. To tak się czuje człowiek na księżycu? Nawet Twoje włosy podlegają prawom magii opadają wzdłuż ciała. Zrobiłaś niepewny krok. Lekko podskoczyłaś i zaczęłaś się śmiać wracając na sufit. Lecz wtedy więcej kawałków z pęknięcia spadło na ziemię. - Ojej...
-Serio? Właśnie to gówno posprzątałem! Dwa razy! - krzyczał
-Heh... wybacz – nagle coś mokrego uderzyło Cię w twarz. Zmieniło swoją grawitację kiedy Cię dotknęło i zaczęło spadać na sufit. Chwyciłaś to nim całkiem upadło. To mokra ściera.
-Masz robotę, pamiętasz? - powiedział... Właściwie, jego czaszka jest tylko kilka cali pod Twoją głową. Bez problemu mogłabyś go dotknąć palcami, był na wyciągnięcie rąk. Stał pod Tobą, skupiony na swojej magii.
-Tak, ta – podeszłaś do żółtej plamy, pochyliłaś się by zacząć ją ścierać – A co by się stało gdybyś użył tego na zewnątrz?
-Magia ma swoje ograniczenia i działa dokładnie tak jak jej powiem. Więc... jeżeli użyłbym tego na zewnątrz, leciałabyś tam, gdzie bym wskazał uderzając o każdą przeszkodę jaką spotkasz na swojej drodze. Tak długo, aż nie zostałaby z ciebie kupa paskudnego mięcha.
-Hm... - żółta plama nie była już zaschnięta dość dobrze ją namoczyłaś ścierką – A na jak duże odległości... Zaraz! Nie mów. Mała i średnia odległość....
-Właściwie, to zależy od mojego samopoczucia. Zazwyczaj granica wynosi od sześciu do dziewięciu metrów.
-To znacznie więcej niż myślałam.
-Ja uh... zawsze byłem całkiem w tym dobry, w przeciwieństwie do innych – powiedział zawstydzony.
-A więc możesz zmienić grawitację oraz siłę z jaką jestem przyciągana. Jak ciężka mogę się stać? - zapytałaś ciekawa.
-Około pięciokrotnie od twojej naturalnej wagi... Ale aby zrobić cię cięższą potrzeba więcej magii. Znacznie łatwiej jest pozbawić cię grawitacji. Bez problemu mógłbym trzymać cię w stanie zawieszenia przez kilka godzin, ale tylko wtedy, kiedy zachowałbym spokój i skupienie.
-Hm.. - pozbyłaś się plamy – Chyba rozumiem... ej Czacho, możesz przyjść i sprawdzić? Ciężko mi powiedzieć przez tę dziwną niebieską poświatę. - westchnął, słyszałaś jak stukał swoimi szkielecimi stopami po podłodze i stanął za Tobą. Stał pod Tobą unosząc głowę, jego ręka nadal była niebieska.
-Dobrze jest. Mówiłem, że i tak mam to gdzieś.
-Dobra, ale mam jeszcze jedno pytanie – uśmiechałaś się. Westchnął
-Czego znowu? - jak tylko podniósł wzrok, zobaczył Twój wyszczerz. 
-Co się stanie, jeżeli zrobię TO! - chwyciłaś go pod ramiona i podniosłaś.
-S-stój! - praktycznie skrzyknął kiedy podniosłaś go z ziemi – N-nie łap.. - magia zniknęła, poczułaś jak wszystko wraca na swoje miejsce, zaś Ty lecisz na ziemię. Przekręciłaś się szykując na zderzenie z ziemią, jednocześnie trzymając Sansa bezpiecznie na sobie. Nagle stanęłaś. Otworzyłaś oczy. Sans unosił was oboje. - Pojebało cię debilko?! Nie łap mnie tak kurwa! - podniósł głowę z Twojej koszulki. Twoja dusza była zaledwie o kilka centymetrów od niego. Kiedy na nią spojrzał jego czaszka zrobiła się cała czerwona – K-kurwa! - krzyknął schodząc z Ciebie tak szybko jak to możliwe. Stanął na podłodze. Jakimś sposobem, jego ręka cały czas była niebieska – O mało nie wsadziłaś moją twarz w swoją pierdoloną duszę!
-To coś złego? - zapytałaś zaciekawiona nadal unosząc się w powietrzu.
-TAK, KURWA TAK! To kumulacja całego twojego istnienia debilko. Nie możesz pozwalać jej dotykać każdemu!
-Ojej..
-Co z tobą nie tak?! - Założyłaś ręce za głowę lewitując kilka cali ponad ziemi
-To by mnie przecież nie zabiło... prawda?
-Każde uszkodzenie miałoby na ciebie wpływ! Twoja dusza jest naprawdę bardzo delikatna i wrażliwa na jakiekolwiek siły, więc nie pozwalaj aby ktokolwiek walił w nią mordą! - Popatrzyłaś na duszę unoszącą się nad Twoją piersią. Nadal jaśniała na niebiesko. Za błyszczącym światłem dostrzegałaś swoje imię wypisane złotymi literami.
-Więc... co by się stało, jakbym jej dotknęła? - musiałaś zapytać, bo zaraz to zrobisz. Wyciągnęłaś rękę pozwalając, aby ciepłe światło oplotło Twoje palce. Jak się zbliżyłaś, jakby instynkt, podpowiedział Ci, by tego nie dotykać. Potem, wróciła do normalnego koloru i weszła w Ciebie. Upadłaś tyłkiem na ziemię. - Ał...
-I już nigdy więcej nie wyciągnę twojej pierdolonej duszy! - powiedział wkurwiony
-Co? Nieeee! Czacho! Jeszcze się jej dobrze nie przyjrzałam!
-Gapiłaś się i próbowałaś kurwa dotknąć na moich oczach!
-Więc, każdy dotyk jest zły? Czy nie używacie własnych dusz do seksu? Zaraz! Gdybym jej dotknęła to tak jakbym się masturbowała przed tobą?
-N-nie rób tego! Kurwa! Po chuj zadaję się z debilami!
-Wiesz, sama jej nie wyciągnę to skąd mam wiedzieć?
-Nic nie powinno jej dotykać. Jak możesz tego nie czuć?
-Mmmm, właściwie to coś tam czułam – zaczęłaś się podnosić z ziemi
-I po chuj mnie złapałaś? Mówiłem, że muszę się skupić!
-Chciałam się dowiedzieć, czy mogę cię trzymać kiedy będziesz używał magii grawitacji na mnie
-A myślisz, że sam jej wcześniej w ten sposób nie testowałem?! - warknął
-Oh...
-Jeżeli kiedykolwiek zastanawiałaś się dlaczego nie chcę nic z tobą takiego robić, teraz już wiesz!
-Ale to zabawne
-Nie jest! Bez problemu mógłbym zrobić z tobą wszystko gdybym nie... nie... S-sprawiasz, że wszystko jest bardziej stresujące! - poprawił się w ostatniej chwili
-Ani trochę się nie bawiłeś? - jego dusza odtworzyła moment kiedy zaczął Tobą troszeczkę potrząsać. I to Twoje zaskoczenie na twarzy.
-N-Nie!
-Dobra.. dobra.. Która godzina? - wyciągnęłaś telefon – Aaaa, spóźnimy się do nawiedzonego domu! - krzyknęłaś
-Ja mogę iść w każdej chwili. To ty szykujesz się godzinami – mruknął
-Mam krew na koszulce! Nie mogę iść z krwią na koszulce!
-Racja, po co prawdziwa krew skoro wszyscy będą w sztucznej...
-Nie, Czacho. Musisz traktować prawdziwą krew poważnie. - mówiłaś zakładając buty na nogi – Zaraz wrócę – i z tymi słowami wyszłaś. Sans westchnął patrząc jak drzwi się za Tobą zamykają. Naprawdę sprawiasz, że jego życie jest bardziej .... stresujące. Kurwa. Jego dusza nigdy nie czuła tak wielu emocji. Lecz musiał przyznać, rozglądając się po pustym i cichym mieszkaniu... że sprawiłaś, że jest lepiej niż kiedykolwiek...
Share:

Undertale: Gra w kości -Sypialnia świntucha [The Skeleton Games - Dirty bedroom ] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
...
 Jest piątkowy wieczór. Za oknem robiło się zimniej, zaś dni robiły się krótsze. Siedzisz na kanapie kończąc swoją pracę nim Sans wróci z pracy do domu. Zerkasz co jakiś czas na telefon sprawdzając wiadomości. Kilka od szefostwa, które przypominało Ci o ostatecznych datach nadesłania prac. Przeglądałaś wszystkie właściwie wiedząc już większość rzeczy którą chcą Ci przekazać. Właśnie miałaś zamknąć telefon kiedy zerknęłaś na ikonę Underneta. Nie dzwoniłaś do Papyrusa od tygodnia. Był na Ciebie zły za to, że nie zrobiłaś to tydzień temu, no i dzisiaj masz ostatni dzień przed jutrzejszą jego wizytą. Powinnaś zadzwonić. Wybrałaś jego numer i kliknęłaś na słuchawkę. Niemal natychmiast odebrał.
-CZ-CZŁOWIEK! - zawsze był taki głośny – WIDZĘ, ŻE ZDECYDOWAŁAŚ SIĘ W KOŃCU DO MNIE ZADZWONIĆ. ZDESPEROWANA MOJEJ UWAGI JAK PRZYPUSZCZAM NYEH HEH HEH
-Ciebie też witam Wielki Szefie – powiedziałaś kładąc się na kanapie tak, aby było Ci wygodnie. Słyszałaś śmiech w tyle oraz muzykę z telewizora. Jak na kogoś kogo brałaś za samotnika, ma dookoła siebie wielu znajomych.
-TAK... CÓŻ... W-WITAJ.. PO CO DZWONISZ CZŁOWIEKU?
-Cóż... chciałam usłyszeć twój wspaniały głos raz jeszcze – uśmiechnęłaś się
-CZ-CZŁOWIEKU! TAK NIE.. CZY NIE INFORMOWAŁEM CIĘ O TYM WCZEŚNIEJ? TWOJE ZDOLNOŚCI FLIRTOWANIA NIGDY NIE ZDOBĘDĄ MOJEJ DUSZY!
-Naprawdę? Nawet odrobinę? - droczyłaś się.
-O-OCZYWIŚCIE, ŻE NIE!
-Ej Papyrus! Z kim gadasz? - znajomy kobiecy głos odezwał się w tyle
-TO NIE TWOJA SPRAWA UNDYNE! ODSUŃ SIĘ, TO BARDZO WAŻNA ROZMOWA!
-Oooh, dlaczego twoja twarz jest czerwona? Czyżby to twoja tajemnicza dziewczyna? - jej głos zrobił się wyższy
-JUŻ CI MÓWIŁEM, ŻE NIE MAM DZIEWCZYNY BO NIE MA NIKOGO KTO SPEŁNIŁBY MOJE BARDZO WYSOKIE WYMOGI I... PRZESTAŃ! ODDAWAJ TELEFON GŁUPIA GWARDZISTKO!
-Fuhuhuhuhuh! - Słyszałaś dźwięki przepychanek i telefon upadł kilka razy. W tle przebrzmiewał szaleńczy śmiech, kiedy komórka została podniesiona rozpoznałaś głos niebezpiecznej i silnej rybiej kobiety -A teraz, kim jesteś? - zapytała chamsko. Starałaś się zachować powagę.
-Co? Nie wiesz kim jestem?
-UNDYNE ODDAWAJ TO NIE-GAHHH NIE SZTURCHAJ SZKIELETA! - zawodził.
-Na wyświetlaczu wyskoczyło, Człowiek Sansa – odpowiedziała – Nie wiedziałam, że Sans ma człowieka
-Hah! - zaśmiałaś się – Będąc szczerą, ostatnio kiedy się widziałyśmy mówiłaś, że to ja jestem jego właścicielką
-Nie pamiętam aaaaaaaa! Ta ludzka samica z Muffets!
-Zgadza się! - zaczęłaś się śmiać
-Tsk... A ja się bałam, że jakiś debil droczy się z tym wielkim mięczakiem.
-ZŁAŹ ZE MNIE I DAJ SIĘ ZAMIENIĆ NA PALUSZKI RYBNE!
-Właśnie, daj mu poplotkować ze słodką i kochającą dziewczyną – rechotałaś
-Co? DZIEWCZYNĄ?! - krzyknęła.
-TO KŁAMSTWA! NIE JEST MOJĄ DZIEWCZYNĄ! MRUGHHH! CZŁOWIEKU! NAKAZUJĘ CI ZAPRZESTAĆ ROZPOWIADAĆ TAK PASKUDNYCH KŁAMSTW!
-Fuhuhuhu! - śmiała się Undyne – Naprawdę jesteś zarąbistym człowiekiem. Gdybyś mogła zobaczyć teraz jego twaez jest całkowicie AHHHH! Kurwa Papyrus! Wracaj!
-NYEH HEH HEH! UDAŁO SIĘ! - usłyszałaś jak coś upada na ziemię, zaś Undyne krzyczała dalej i dalej. - CZŁOWIEKU NIE SŁUCHAJ JEJ. MOJA TWARZ JEST NORMALNA. ŻADEN Z TWOICH KOMPLEMENTÓW NI ZROBIŁ NA MNIE WRAŻENIA. NIE DBAM TEŻ O TE PASKUDNE KŁAMSTWA KTÓRE WYGADUJESZ! ROZUMIESZ? NIC DLA MNIE NIE ZNACZYSZ!
-Ah? Kompletnie nic?
-ZAPEWNIAM, KOMPLETNIE NIC
-No dobrze – usłyszałaś jak drzwi się otwierają i zamykają, a potem chrzęst liści pod nogami
-W-W KAŻDYM RAZIE... CHCIAŁAŚ ZE MNĄ O CZYMŚ POROZMAWIAĆ?
-Mmmmm... - przeciągnęłaś się leniwie na kanapie – Może opowiesz mi jak minął ci dzień? Martwiłam się, że bez brata jesteś całkiem samotny
-SAMOTNY? SAMOTNY! NYAH HAH HAH! CHOĆ MÓJ BEZWARTOŚCIOWY BRAT MNIE NIE ODWIEDZA, JA WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS NIGDY NIE JESTEM SAMOTNY!
-Nie odwiedza cię? Ani razu nie był u ciebie? - W sumie wiedziałaś dlaczego. Zmonopolizowałaś jego czas. Może powinnaś zmusić go, aby wpadł do brata w przyszłym tygodniu?
-NIE, W OGÓLE! ... TO NIEWDZIĘCZNY BRAT!
-Wydaje mi się, że nie chce ci przeszkadzać ... wiesz.. nie chce niepotrzebnie cię denerwować
-ALE PRZEDZWONIĆ TO BY MÓGŁ! - krzyczał – BRACIA POWINNI DO SIEBIE DZWONIĆ!
-Cóż... a ty do niego dzwoniłeś? - zapytałaś, choć znałaś już odpowiedź.
-J-JAKO MŁODSZY BRAT, TO NIE LEŻY W MOJEJ ODPOWIEDZIALNOŚCI – mówił próbując się bronić – NO I WYSYŁAM MU WIELE WIADOMOŚCI JAKIE MAJĄ MU PRZYPOMINAĆ O WIELU RZECZACH! TO ON POWINIEN DZWONIĆ
-A może myśli, że nie dzwonisz bo ci na nim nie zależy?
-BO MI NIE ZALEŻY! - westchnęłaś stukając się palcem w nos. Co za kolesie...
-Dobra, dobra, nawet jeżeli ci nie zależy... um... zaproszenie brata w goście to rodzinny obowiązek, więc.. powinieneś to zrobić – miałaś nadzieję, że to może zadziałać. W końcu jest bardzo zasadniczy.
-ZAPROSIĆ GO BY ZAPROSIĆ GO BRZMI GŁUPIO! - przekręciłaś się wkurzona na kanapie
-Cóż... może znajdzie się inny powód aby go zaprosić?
-HUMPH... JA... JA CHYBA.... JA CHYBA MAM COŚ..
-Tak...?
-NA POWIERZCHNI LUDZIE ŚWIĘTUJĄ DZIEŃ W KTÓRYM PRZYSZLI NA ŚWIAT, PRAWDA?
-Tak? - zaczynałaś się ekscytować.
-W PRZECIWIEŃSTWIE DO MNIE, WSPANIAŁEGO I PRZERAŻAJĄCEGO PAPYRUSA, SANS URODZIŁ SIĘ W SEZONIE I JEGO URODZINY POWINNY BYĆ GDZIEŚ W PRZYSZŁYM TYGODNIU – Natychmiast wyłapałaś to zdanie o "sezonie" już drugi raz jest używane w Twojej obecności.
-Zaraz... urodził się w czym? - Papyrus westchnął nim mówił dalej
-WIEM, ŻE TO CO INNEGO KIEDY ROZMAWIASZ ZE MNĄ, ALE NAPRAWDĘ POWINNAŚ PRZESTAĆ BYĆ TAK ZBOCZONYM CZŁOWIEKIEM
-Huh? - Jesteś zboczona?
-MYŚLAŁEM, ŻE MOŻE... MOŻE... CIEKAWYM BYŁOBY... PRZYGOTOWAĆ LUDZKIE URODZINY
-Szefunciu! To wspaniały pomysł! - powiedziałaś rozochocona. Może wtedy odkryjesz o co chodzi z tym całym sezonem.
-NYEH HEH HEH OCZYWIŚCIE, BO TO JA WIELKI I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS GO WYMYŚLIŁEM... TO OCZYWIŚCIE BĘDZIE NAJWSPANIALSZE PRZYJĘCIE WSZECH CZASÓW! NIC CO NIE JEST PERFEKCYJNE NIE MOŻE WYJŚĆ SPOD MOICH RĄK!
-Hm... a jaki rodzaj imprezy masz na myśli? - troszeczkę się martwiłaś, że Papyrus może nie wziąć pod uwagę socjalne limity Sansa, tym bardziej kiedy będzie planował przyjęcie.
-PRZYJĘCIE NIESPODZIANKA! TO WYRAZ NAJLEPSZEGO STYLU, POJMANIE HONOROWEGO GOŚCIA I ZAWLECZENIE GO DO MIEJSCA GDZIE BĘDZIE ZMUSZONY OBCOWAĆ Z PLEBSEM!
-Uh....
-NO I SANS MA DOŚWIADCZENIE W UCIEKANIU PRZED GRUPĄ POTWORÓW. W TAKIM PRZYJĘCIU WSZYSCY POWINNI SIĘ DOBRZE BAWIĆ! KIEDY GO DORWĄ BĘDĄ MOGLI GO URODZINOWO BICZOWAĆ!
-Zaraz... co?!
-URODZINOWE BICZOWANIE. TO LUDZKA TRADYCJA, PRAWDA?
-Um... masz na myśli klapsy? To raczej kawał... nie robimy tego... na poważnie... albo w ogóle... no i to dla dzieci na osiemnastkę, nie dla dorosłych...
-OH... ROZUMIEM... - w słuchawce zrobiła się nagle cisza kiedy dobierał kolejne słowa – A SĄ J-JESZCZE JAKIEŚ INNE KŁAMSTWA ODNOŚNIE LUDZKICH TRADYCJI O KTÓRYCH POWINIENEM WIEDZIEĆ? TO BYŁA BY KOMPLETNA PORAŻKA GDYBYM... TO MUSI BYĆ IDEALNE PRZYJĘCIE I JA BYM NIE CHCIAŁ ABY...
-Chcesz, aby słodki i śliczny człowiek pomógł ci w przygotowaniach ludzkich urodzin? - zapytałaś przebiegle
-NYEH HEH. PO CO MI POMOC SKORO JUŻ WSZYSTKO WIEM... ALE JESTEM PEWIEN, ŻE POMYSŁY OD... OD....
-Od twojej najlepszej ludzkiej kumpeli.
-OD JEDNEJ Z WIELU PASKUDNYCH LUDZI KTÓRZY CZCZĄ MNIE, A JA POZWALAM KĄPAĆ SIĘ W MOIM BLASKU, BĘDĄ DO ZNIESIENIA! TAK! W TYM NAWET UNDYNE MI NIE POMOŻE! TO PRZEKROCZY POZIOM JEJ POJMOWANIA! NYEH HEH HEH! ZNAKOMICIE CZŁOWIEKU! - zaśmiał się głośno. Tak głośno, że szybko odsunęłaś telefon od ucha i przystawiłaś go dopiero kiedy ucichło.
-Więc... Kiedy chcesz iść?
-IŚĆ?
-Na zakupy.... musimy iść na zakupy razem aby wszystko zdobyć na przyjęcie.
-OH... TAK... OCZYWIŚCIE.... N-NIEDZIELA WYDAJE SIĘ DOBRYM POMYSŁEM. DZISIAJ MUSZĘ COŚ JESZCZE ZAŁATWIĆ I SANS BYŁBY PODEJRZLIWY GDYBYM ANULOWAŁ WIZYTĘ W SOBOTĘ.
-Więc niedziela. Powiedzmy, że to randka!
-NIE MÓWMY TAK!
-Hahahaha, dobra, dobra, ale niedziela.
-TAK, CZŁOWIEKU, ZNAKOMICIE, W TĘ NIEDZIELĘ ZAPLANUJEMY NAJBARDZIEJ NIEZWYKŁE I NIEZAPOMNIANE PRZYJĘCIE WSZECH CZASÓW. PRZYGOTUJ SIĘ NA ZETKNIĘCIE ZE ZNAKOMITOŚCIĄ I OKROPIEŃSTWEM, CZYLI ZE MNĄ, PAPYRUSEM. ZACZNIEMY WRAZ ZE ŚWITEM!
-A może kiedy otworzą już sklepy?
-ZACZNIEMY GDY OTWORZĄ SKLEPY! - jakimś sposobem wiedziałaś, że pozuje teraz podczas rozmowy – NYEH HEH HEH! DO ZOBACZENIA CZŁOWIEKU! NIE SPÓŹNIJ SIĘ NA NASZĄ PRZYGODĘ INACZEJ WYCIĄGNĘ BOLESNE KONSEKWENCJE!
-Oooh, nie wiedziałam, że kręcą cię takie zabawy
-NIE MÓWIĘ O TYM! - krzyknął głośno i rozłączył się. Odstawiłaś telefon śmiejąc się do siebie. Sans nigdy nie spodziewałby się, że jego brat zrobi mu przyjęcie urodzinowe. To idealny plan. Może ta dwójka w końcu przestanie się tak dziwnie zachowywać. Wstałaś by podejść do zlewu po szklankę wody. Choć miałaś nadzieję, że przyjęcie to nie będzie za wiele. Papyrus .. miał tendencję do przesadzania, ale całe szczęście to ty mu będziesz pomagać. No i nie będzie tam przecież wszystkich potworów. Ile z nich Papyrus zna? Zaprosi pewnie tylko Undyne i może jej dziewczynę i kilka znajomych z Grillbys. Sansowi nic nie będzie. No i wydaje się, że woli bardziej towarzystwo potworów niż ludzi. Skupisz się na małym przyjęciu i kupisz mu prezent. Masz już idealny pomysł, który zadowoli małego, złego kościotrupka.
 
Kiedy Sans przyszedł do domu nie traciłaś ani chwili. Przez ostatnie dwa tygodnie pomagałaś mu sprzątać mieszkanie do późnych piątkowych nocy, ale w tym tygodniu tego nie zrobisz. Tym razem, chcesz mieć pewność, że zrobi to wcześniej. Jak tylko usłyszałaś stukot jego kościstych stópek w kuchni wyciągnęłaś telefon aby do niego napisać.

Ty: Wysprzątałeś już swoje mieszkanie?

-Nie – krzyknął leniwie zza ściany. Uznałaś, że pisanie faktycznie jest bez sensu skoro i tak się słyszycie.
-Zaraz przyjdę aby zmusić cię do porządków!
-Właśnie wróciłem z roboty, nie będę teraz sprzątał
-Nie będziemy sprzątać po nocach!
-Nikt cię o pomoc nie prosił – zatrzymałaś się zmieszana jego odpowiedzią. Byłaś pewna, że będzie chciał Twojej pomocy... Właściwie, po co ciągle mu pomagasz sprzątać jego mieszkanie? To niczego go nie nauczy. Tak naprawdę... masz wrażenie, że z tygodnia na tydzień bardziej bałagani. Nie powinnaś mu tak bardzo pomagać, ale... nie masz pojęcia ile zajęłoby mu sprzątanie samemu, no i całkiem fajnie jest razem to robić, choć to syzyfowa praca.
-Czacho, idę ci pomóc sprzątać, natychmiast! - powiedziałaś po chwili rozmyślań.
-DOBRA! Mniejsza! Ale daj mi coś zeżreć! - Wstałaś i podeszłaś do szafy w korytarzu szukając rzeczy do czyszczenia jakich użyłaś w zeszłym tygodniu. Jak tylko je zebrałaś przypomniałaś sobie o leżącej na ziemi poduszce. A no, ją też ze sobą zabierasz. Wyszłaś i stanęłaś pod drzwiami Sansa stukając łokciem, bo ręce miałaś pełne. Już się szczerzyłaś. - Otwarte! - Chwilę się siłowałaś dochodząc do tego jak masz otworzyć je bez użycia dłoni, ale w końcu udało się i nogą pchnęłaś. Sans siedział na kanapie i sączył leniwie musztardę z butelki. Przeniósł na Ciebie wzrok, by potem szeroko otworzyć oczy. - Nie przynoś tego kurestwa tutaj! - krzyczał wstając z kanapy.
-Ha ha hah! Twoja żoneczka przybyła! - powiedziałaś z zadowoleniem jak wchodziłaś do środka zagraconego mieszkania.
-Zaraz wyślę to do próżni! - krzyknął chowając się za kanapą
-Nieee! Nie pozbywaj się jej!
-Powinnaś się zastanowić zanim ją tu przywlekłaś!
-Rozkazuję ci ją zatrzymać!
-A gdzie mam niby kurwa trzymać to okropieństwo?
-Um... na twoim łóżku
-Kurwa nie!
-Ale Czacho, kupiłam ją dla ciebie!
-Kupiłaś ją, aby mnie wkurwić!
-Wsadź ją do szafy czy coś.
-Fuj, nie, dzięki
-Nie możesz wyrzucać moich prezentów!
-Więc nie dawaj mi gówna!
-To nie gówno! To miłość!
-Zachowaj swoją gównianą miłość dla siebie!
-Pomagam ci sprzątać więc zachowaj mój prezent!
-To nie jest żaden układ. No i nigdy nie prosiłem o pomoc! - zrzuciłaś śmieci ze stolika robiąc miejsce na rzeczy do czyszczenia.
-Więc jej nie wyrzucaj, poducha jest całkiem wygodna, mniejsza o to co jest na niej.
-To weź ją sobie!
-Nieee, ona nie jest w moim typie.
-Że co? Wydaje ci się, że jest w moim?
-Tak, ma słodkie skarpetki.
-To obrzydliwy człowiek. Nie interesuje mnie.
-A myślałam, że nie ma znaczenia kto ma na sobie skarpety?
-Umiem docenić ładne skarpety na zgrabnych nogach. Ale to nie znaczy, że lecę na pierdolonych ludzi.
-Ma kocie uszka.... nadal jest człowiekiem?
-Nawet nie próbuj nazwać tego potworem. To człowiek z dziwną obsesją na punkcie kotów
-A może to... pół kotołak?
-Czegoś takiego nie ma.
-Uwierz, że jest, Sans.
-Nie mam zamiaru uwierzyć w jakieś chore zboczenia. No i to kurwa jebany rysunek pierdolonego człowieka z kocimi uszami! - Wzięłaś raz jeszcze poduszkę. Tak. To zdecydowanie człowiek z kocimi uszami.
-A może dzięki niej będziesz miał spokojniejsze sny.
-Raczej koszmary.
-Więc... to są koszmary? - zapytałaś. Nigdy nie opowiadał Ci dokładnie, ale byłaś całkiem pewna... Sans nie odpowiedział, westchnęłaś – Mówiłam poważnie. Jeżeli chcesz, możesz wpaść kiedy chcesz i spać na mojej kanapie, albo obudzić mnie, wtedy sobie pogramy czy coś, tak długo aż nie poczujesz się lepiej. Ja nie mam nic przeciwko.
-Ta, ta, łapię – mruknął.
-Wczoraj byłeś tak głośno, że naprawdę się mar....
-ŁAPIĘ! - krzyknął
-Nigdy nie słyszałam cię tak głośno, to musiał być naprawdę...
-Z-ZAMKNIJ SIĘ!
-Jasne jasne! - najwyraźniej jest bardzo wrażliwy na temat tych koszmarów. Odwróciłaś się i chwyciłaś za kilka rzeczy do łazienki. Całkowicie mijając Sansa po drugiej stronie kanapy, gdy próbował uspokoić oddech mając całą czerwoną twarz schowaną za rękami. - Zaczynam sprzątanie – oznajmiłaś nie chcąc marnować ani chwili dłużej.
-D-daj mi zjeść! - zawołał zza kanapy
-Sama zacznę
-Jak chcesz. - Prychnęłaś i uznałaś zabrać poduszkę. Skoro ma zamiar siedzieć na kanapie, to nie powstrzyma Cię przed schowaniem jej gdzieś w jego pokoju. Minęłaś kuchnię idąc korytarzem. Wsadzisz ją gdzieś do szafy, aby potem ją znalazł. Drzwi do jego sypialni były uchylone, czułaś się zaproszona. Stanęłaś przed nimi i rozejrzałaś się po pokoju zszokowana w pierwszej chwili. To musi być jakiś chory kawał. Jakim sposobem w ciągu tygodnia brudzi tyle łachów, że może z nich robić stosy?! Każdego dnia nosi prawie to samo, więc skąd się to wszystko bierze?! No i skąd te wszystkie śmieci? Przerażenie zniknęło, jak tylko dostrzegłaś tornado skarpetek w rogu. To obrzydliwe i jednocześnie zajebiste. Weszłaś do środka z poduszką starając się na niczym nie stąpać. Nie było zbyt wiele wolnego miejsca na podłodze. Szafę miał otwartą, w niej koszulki i spodenki. Ominęłaś kilka torebek po żarciu na wynos, starając się dojść do jego sypialni. Nagle, stanęłaś na coś twardego. Prawie straciłaś równowagę. Popatrzyłaś pod nogi. Coś było schowane pod stertą łachów... Dlaczego... Wiedziałaś dlaczego, jak tylko wyciągnęłaś to co było pod nimi. Gazetka.. ale nie byle jaka gazetka. Na okładce był potwór. Bardzo... bardzo... bardzo nędznie odziany potwór. A no, miałaś rację... potwory mają porno magazyny. Nim się spostrzegłaś, poduszka leżała na ziemi, zaś w rękach mocno trzymałaś gazetę. Szczerzyłaś się jak głupia otwierając ją. Twoja ciekawość całkowicie przejęła nad Tobą kontrolę. Świeci... to pierwsze co przyszło Ci do głowy kiedy zobaczyłaś stronę. Potwory miały na sobie bardzo podobne do ludzkich ubrania erotyczne, lecz co ciekawe nie znalazłaś żadnych cycków czy genitaliów, czyli światło. Ciężko powiedzieć co znajdowało się pod nimi, bo te okolice były w różnych miejscach u innych potworów. Niektóre zasłaniały jaśniejące miejsca rękami (albo czymś co za ręce miało służyć) czy nosiło na nich ubrania. Uznałaś, że te świecące obszary muszą być bardzo intymne. Przeglądając magazyn odkryłaś, że każdy potwór jaśniał w innym kolorze. Choć dla większości był to odcień czerwonego. Ich mimika wskazywała wyraźnie, że patrzysz na coś bardzo prywatnego. Kartkując więcej stron jeden z obrazków przykuł Twoją uwagę i zatrzymałaś się. Świecił na czerwono, ale w środku ciała miał coś co.. świeciło.. na biało? Co to jest? Miałaś wrażenie, że nie powinnaś na to patrzeć.
-Co ty kurwa robisz w moim... - Podniosłaś wzrok. Sans stał w progu pocąc się jak mysz. Z wyszczerzem uniosłaś delikatnie magazyn w rękach.
-Ktoś tu czytał świerszczyki! - jego twarz mieniła się przez chwilę na różne kolory, zaś źrenice całkowicie zniknęły. - Ciekawe który jest twoim ulubionym, cooo? - zaczęłaś kartkować gazetę.
-Gaaah! Stój! - krzyknął przegrzebując się przez zagracony pokój – P-przestań!
-Założę się, że ta ślicznotka w skarpetkach – chichotałaś. Sam wpadł w pułapkę brudnych łachów kiedy próbował się do Ciebie dogrzebać.
-S-stój! - krzyknął wystawiając rękę po gazetę, lecz w porę uniosłaś ją ponad jego głowę.
-Wiedziałam, że potwory mają porno! Wiedziałam!
-Oddawaj to kurwa! - skakał próbując wyrwać gazetę
-Zaraz... korzystałeś z tego? - nagle poczułaś się tak, jakby cała gazetka była brudna i nie powinnaś jej dotykać.
-Zamknij się i od...- coś małego wypadło spomiędzy stron, przeniosłaś wzrok aby zobaczyć
-Co... - zaczęłaś pytanie, ale zatrzymałaś się czując coś chwytającego Twoje ubrania. Nim odkryłaś co się dzieje. Sans pojawił się przed Twoją ręką i chwycił zębami gazetę rozrywając ją na kawałki, gryząc i siekając a potem połykając. Po chwili puścił koszulki i zeskoczył na podłogę wyglądając jak szaleniec. Stałaś oszołomiona. W ręce miałaś jedynie strzępki magazynu. - Czy.. czy ty właśnie wspiąłeś się na mnie i zjadłeś swoje własne porno? - zapytałaś z niedowierzaniem
-NIE! - krzyknął, lecz widać było, że mu źle. Jego źrenice migotały, dyszał ciężko. Popatrzyłaś na jego koszulkę.
-Właśnie to połknąłeś, czy to nie...
-N-nie! - poruszył się niepewnie cały czas się pocąc. Słyszałaś jak papier przechodził przez niego.
-Czacho. To tylko porno. Spodziewałam się, że coś takiego masz. Nie ma się czego wstydzić.
-Nie wstydzę się! - widziałaś, jak traci panowanie nad sobą próbując nie ruszać się.
-Uh, dobra, więc dlaczego... - coś małego i poszarpanego wyleciało z jego nogawki i oboje przenieśliście na to wzrok. Jakby w zwolnionym tempie. Sans jednak był szybki i zakrył kawałek swoją małą stopą. Lecz było za późno. Wiedziałaś co tam było – Uh... Czacho..
-T-to nic! - krzyknął pocąc się jeszcze bardziej
-Czy to zdjęcie królowej? - więcej potu.
-Z-zamknij się! Spierdalaj! Co ty właściwie robisz w moim pokoju?! - starał się zmienić temat, lecz nic nie pomagało. Kolejne zdjęcie powoli wysunęło się spod jego spodenek szybko stanął na nim drugą stopą.
-Czacho.... dlaczego masz zdjęcia swojej królowej w gazetce porno? Jestem też całkiem pewna, że jest na nich naga
-J-jest na niektórych....
-Dała ci je? - powoli spuścił wzrok.
-Proszę, tylko nikomu nie mów... - powiedział delikatnie rumieniąc się całkiem. Westchnęłaś długo i ciężko przecierając twarz dłonią.
-Czacho... nie powinieneś mieć cudzych zdjęć bez ich zgody. No i to twoja królowa! Skąd je w ogóle masz?
-T-to był wypadek!
-Przez wypadek masz nagie foty królowej?!
-T-tak po prostu się stało! - znowu westchnęłaś. Patrząc na jego czerwoną twarz coś zaczęłaś rozumieć.
-Zaraz... bujasz się w królowej? - natychmiast podniósł wzrok na Ciebie
-NIE! - krzyknął, za szybko.
-Hm... - już się szczerzyłaś, a on pocił – Bujasz się!
-Kurwa nie!
-Więc dlaczego masz takie zdjęcia w gazetce porno?
-T-to nie tak!.. Wsadziłem je tam! Nic do nich nie robiłem!
-Naprawdę? Nic a nic? - Więcej potu skapywało z jego czaszki. Szczerzyłaś się bardzo szeroko. - No nie! Czacho!
-NIE ROBIŁEM TEGO!
-To twoja własna królowa!
-Powiedziałem, że kurwa nie robiłem tego!
-Jesteś bardzo niegrzecznym zboczuszkiem, panie szkieleciku.
-Nie mów tak! Kurwa mać! - krzyczał tupiąc nogą. Z jego spodenek wyleciało więcej zdjęć i obrazków, zadrżał czując dyskomfort, tak jakby kawałki gazety utknęły między jego żebrami i kręgami kręgosłupa. - KURWA MAĆ! - wsadził ręce pod koszulkę tylko po to by wyrwać to co się tam znajdowało. Dyszał ciężko kiedy pozbywał się kolejnych kawałków i pozwalał, aby porno zagracało jego podłogę. Cóż... czegoś takiego nie widziałaś ani razu w ciągu całego swojego życia. Mruczał przekleństwa kiedy wyrywał kawałek po kawałku, lecz nadal coś go uwierało. - Kurwa! Jest tego więcej! - warknął przekręcając się a potem pozbył się koszulki. Coś zachrzęściło w jego kręgosłupie. Z jakiegoś powodu schował pod materiałem swoje żebra, choć ściągnięcie jej całkowicie ułatwiłoby sprawę.
-Pomogę ci – zrobiłaś krok do przodu wyciągając w jego stronę ręce
-NIE! - krzyknął i odskoczył.
-Będę delikatna!
-K-kurwa nie! Trzymaj łapy przy sobie! - warczał, zatrzymałaś się dostrzegając zmartwienie na jego czaszce.
-Uh... więc może wyjdę? Tak abyś spokojnie mógł je wyciągnąć – patrzyłaś, jak wierci się boleśnie starając wydostać to co utkwiło. Wyszłaś z pokoju cicho zamykając za sobą drzwi nasłuchując jego stęków i kwęków.
-Kurwa! Jest! - krzyknął po chwili i usłyszałaś dźwięk rozrywanego papieru kiedy wyciągnął coś z klatki piersiowej.
Chwyciłaś pozostawione w przedpokoju rzeczy i już miałaś odejść, kiedy Sans w pośpiechu otworzył drzwi. Właśnie skończył pozbywać się strzępków i miał na sobie koszulkę.
-Um... - zaczął nerwowo
-Tak, tak, przepraszam, że grzebałam w twoich rzeczach. Nie powinnam – rzuciłaś pełna winy nim zacznie na Ciebie krzyczeć.
-T-tak... uh... nie... nie mów nikomu o tym... p-proszę – powiedział cicho, bardzo chciał zachować to w tajemnicy.
-Nie powiem, ale tych zdjęć to się lepiej pozbądź. Ty wiesz co by było, gdyby znalazł je ktoś inny?
-T-tak... powinienem... powinienem je wywalić... nie wiem dlaczego je trzymam... a-ale te inne rzeczy.. o nich.. też... też nie mów...
-To tylko porno. Co? Czy w waszej kulturze porno to jakieś taboo?
-Nie... T-tylko... ludzie nie powinni tego widzieć.
-Naprawdę? - uniosłaś brwi – Potwory naprawdę wierzą w to, że uda się im chować porno przed całą ludzką rasą wiecznie?
-M-my tylko... niektóre rzeczy potrzebują czasu. Zawarliśmy układ z waszym rządem, jeżeli dadzą nam prawa my damy im informacje.. więc...
-O to chodzi... Jeżeli rząd da wam prawa obywatelskie, wy dacie im porno – powiedziałaś niedowierzając.
-Uh... t-tak..
-Heh – prychnęłaś – Aż nie mogę się doczekać wzrostu relacji potworzo-ludzkich kiedy w końcu się to uda. Panie prezydencie, odkryliśmy porno!
-Pffft, zamknij się – prychnął
-Oni świecą, panie prezydencie!
-Zamknij się! - krzyknął zawstydzony.
-Ale to właściwie całkiem fajne. Nie spodziewałam się, że świecicie. - Sans zmarszczył brwi i popatrzył na Ciebie wyraźnie zmieszany
-Wy... wy nie świecicie? - opuściłaś płyny jakie miałaś w rękach nieco na dół.
-Um... nie?
-W ogóle?
-Nie. Jak mamy niby świecić?
-Więc j-jak... no wiesz?
-Uh... wiem co?
-No wiesz! Skąd niby wiecie gdzie macie wrażliwe miejsca?! - krzyknął
-Uh... Czacho... myślałam, że wiesz jak działa ludzki seks
-Bo wiem! Wsadzacie kutasa faceta do środka ludzkiej kobiety i strzelacie kijankami w jajka! - Parsknęłaś śmiechem i prawie wszystko wyleciało Ci z rąk. - T-tak to działa! - krzyczał, ale... nie brzmiał już tak pewnie.
-Dobra, zasadniczo coś w tym jest, ale... to nie wszystko. No i nie, my nie świecimy.
-Więc co? Nic się nie zmienia kiedy się podniecicie?
-Uh... wiele rzeczy się zmienia
-Na przykład co?!
-Krew jest pompowana do organów płciowych, penis facetów staje się twardy i ... zaraz ci pokażę na obrazku – odstawiłaś butelki z chemią na bok.
-Kurwa! Obrzydliwe! Nie! - jego krzyk powstrzymał Cię
-No dobrze? - a więc będziesz musiała mu to powiedzieć – Cóż, ludzie kiedy są podnieceni...
-Mniejsza! Już nie chcę kurwa wiedzieć – powiedział szybko.
-Um... ale powinieneś wiedzieć jak to działa. Od jakiegoś czasu jesteś między nami, więc...
-Sam poszukam... N-nie chcę abyś mi kurwa mówiła!
-Ale.. Ja nadal nie wiem jak potwory...
-Widziałaś! Czego jeszcze chcesz?!
-To nic mi nie powiedziało poza tym, że świecicie. Jak... jak do tego dochodzi czy...?
-I tak za dużo już wiesz!
-Nieee! Czacho nieee! Chcę wiedzieć więcej! - zaczęłaś jęczeć
-Po chuj? Po chuj chcesz wiedzieć jak się pieprzyć z potworem?!
-Ciekawość mnie zabija! Umieram Sans! Naprawdę.
-Wyglądasz całkiem dobrze.
-Umieram w środku!
-Szkoda, musisz czekać aż wasz rząd przestanie być tak opryskliwie chamski i da nam prawa, wtedy może dowiesz się jak to działa.
-Ale mam też bardzo czadowego potworzego przyjaciela, który może mi zdradzić kilka seksownych sekrecików.
-Kurwa... i... nie..! - odwrócił wzrok – Jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć, zdobądź innego potworzego przyjaciela, aby ci powiedział.
-Hm... ale ja chcę abyś to był ty – uśmiechnęłaś się. Jasne, mogłaś zapytać kogoś innego, ale dręczenie o to Sansa było znacznie zabawniejsze. Jesteś całkiem pewna, że i tak się dowiedz, więc póki co możesz się zabawić.
-Co z tobą kurwa nie tak?! - warknął patrząc jak stajesz naprzeciw niego
-Mówiłam, twoja twarz jest słodziutka, kiedy...
-Z-zamknij się! Przestań tak gadać! - jego twarz zaczynała zmieniać kolor kiedy krzyczał.
-Krzycz ile chcesz, ale to nie zmieni prawdy Czacho – śmiałaś się
-Możesz pierdolić głupoty jak często chcesz, ale to też nie zmieni prawdy! - warknął
-Nie, zdecydowanie jesteś słodki.
-Z-zamknij się i wracaj do sprzątania – odwrócił wzrok cały czerwony
-Dobra, już dobra – odwróciłaś się biorąc za rzeczy i udając się do łazienki – Ale i tak jesteś słodki, nawet kiedy po twoim pokoju wala się porno!
-ZAMKNIJ SIĘ!
Share:

POPULARNE ILUZJE