Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od
czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały
prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym
mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy
Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego
serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu,
krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan
"jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie
oznacza, że nie możesz być złośliwa.
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co
warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która
świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia,
że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś
znacznie wyższa od Sansa.
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa?
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
~Rozdziały od 1 do 40 tutaj~
Sypialnia świntucha
Najbardziej ludzkim kolorem jest niebieski
Dzięki, że poszedłeś ze mną
Rozbudzone szkielety
Doświadczenie rozrywające serce
Umarłaś!
Zmysłowe zakupy
Ciekawski Sans
Miautastyczny prezent
Posępne dni [historia Muffet]
Droga do domu
Rozgrzewając atmosferę (obecnie czytany)
Utknąć w rutynie
Pycha, w końcu coś kurwa smacznego!
...
Sypialnia świntucha
Najbardziej ludzkim kolorem jest niebieski
Dzięki, że poszedłeś ze mną
Rozbudzone szkielety
Doświadczenie rozrywające serce
Umarłaś!
Zmysłowe zakupy
Ciekawski Sans
Miautastyczny prezent
Posępne dni [historia Muffet]
Droga do domu
Rozgrzewając atmosferę (obecnie czytany)
Utknąć w rutynie
Pycha, w końcu coś kurwa smacznego!
...
CZŁOWIEKU! DOTARŁAŚ DO DOMU?
POWIEDZ MI KIEDY BĘDZIESZ W DOMU!
JUŻ JESTEŚ W DOMU?
UMARŁAŚ, PRAWDA?
DLATEGO WŁAŚNIE NIE CHCIAŁEM, ABYŚ PROWADZIŁA!
TO NIE MOJA WINA, MÓWIŁEM JASNO CO MYŚLĘ O TWOIM PROWADZENIU!
Papyrus wysłał Ci kilka wiadomości jak prowadziłaś, ale nie odczytałaś ich aż nie dotarłaś bezpiecznie na miejsce.
Ty: Jestem w domu
Wielki Szef: CUDOWNIE! MARTWIŁEM SIĘ, WIESZ! MARTWE LUDZKIE CIAŁA SĄ OBRZYDLIWE, A SKORO TY MNIE LUBISZ NAJBARDZIEJ… CÓŻ… WŁAŚCIWIE… CO LUDZIE ROBIĄ Z MARTWYMI CIAŁAMI TYCH KTÓRYCH LUBIĄ?
Ty: Zazwyczaj zakopujemy ich w trumnach, albo kremujemy gdy już będą martwi.
Wielki Szef: ZAMIENIACIE WASZE MARTWE CIAŁA W KREM?!
Przeczytałaś raz jeszcze jego wiadomość, nim odpowiedziałaś
Ty: Tak
Wielki Szef: CÓŻ, ODMAWIAM UŻYWANIA OBRZYDLIWEGO KREMU Z CIEBIE, WIĘC MASZ NA SIEBIE UWAŻAĆ I ŻYĆ!
Ty: Dziękuję za Twoje słowa Wielki Szefie, postaram się żyć dla ciebie
Wielki Szef: DOKŁADNIE TAK!
Wsadziłaś telefon do kieszeni kiedy weszłaś do mieszkania. Wzrokiem zaczęłaś szukać jakiegokolwiek śladu małego kościotrupa, który spał na Twojej kanapie wcześniej. Nie było go tam. Musiał pójść do siebie. Na podłodze był jednak koc i jak przyglądałaś się dalej mieszkaniu zauważyłaś pustą butelkę musztardy obok lodówki.
-Wróciłam! – krzyknęłaś, tak aby sąsiad wiedział, że jesteś w domu, wyrzuciłaś też butelkę do kosza. Nikt nie odpowiedział – Czacho! – krzyknęłaś raz jeszcze – Jesteś tam?!
-S-słyszałem za pierwszym razem! – odpowiedział w końcu ze swojego mieszkania. Jego głos był nieco sztywny, nie był zły, choć spodziewałaś się, że będzie. Czekałaś chwilę przy zlewie spodziewając się, że niebawem pojawi się w Twoim mieszkaniu, ale nic się nie stało. Dziwne.. Kiedy z nim pisałaś, był naprawdę wściekły, że spotkałaś się z jego bratem bez powiedzenia mu o tym. Albo.. Może dlatego się tak zachowuje dlatego, że spotkałaś się z Papyrusem… O cokolwiek chodzi z tym sezonem… spodziewałaś się, że jak tylko wrócisz do domu Sans zacznie wypytywać Cię o wszystko. Zamiast tego.. nic… ani śladu Sansa. Skorzystałaś z okazji i schowałaś w sypialni prezent jaki mu kupiłaś. Pewnie i tak by go nie zauważył, ale nigdy nie możesz być pewna z jego ciekawską stroną. W połowie korytarza przystanęłaś i oparłaś się o ścianę zaraz obok drzwi do Twojej sypialni. Co tutaj robi Podusia? Zaraz! Pochyliłaś się i zauważyłaś świeże dziury w poszewce. Biedna Podusia… Sans ma w zwyczaju wbijać szpony w co popadnie kiedy śpi, ale… dlaczego zostawił ją w korytarzu? Podniosłaś ją przeciągając palcami po dziurach nim znowu weszłaś do sypialni. Jak przebrałaś się w świeże spodnie od piżamy nasłuchiwałaś odgłosów sąsiada idąc korytarzem. Sans nadal się nie pojawił. Stracił zainteresowanie? A może nigdy mu nie zależało na tej znajomości? Choć nadal chcesz go zapytać o co chodziło z tamtymi zdjęciami. Więc niech lepiej się pośpieszy i przyjdzie.
-Ej Czacho! – krzyknęłaś – Chodź, pogramy w jakieś gry! – zaprosiłaś go ponownie.
-Odpadam! – odpowiedział niskim głosem niemal natychmiast. Nie tego… się spodziewałaś. Ale nie chciałaś się jeszcze poddawać. Chciałaś z nim dzisiaj pogadać.
-Kupię ci kolację z Grillbsa! – zaproponowałaś – No i wiszę ci ją, prawda?
-ODPADAM! – odpowiedział głośniej. Zrobiłaś krok w tył. Czy Sans odmówił właśnie darmowego żarcia od Grillby’s?
-…coś się dzieje? – zaczynałaś się martwić
-Nic!- warknął przez ścianę
-Jak to nic, skoro nie chcesz Grillby’s! – krzyknęłaś denerwując się
-Nic mi nie jest! Kurwa!
-Co się dzieje?!
-Nic!
-Ale nigdy nie rezygnowałeś z Grillby’s!
-Jadłem wcześniej!
-Dziwne, bo zawsze mówisz, że na Grillby’s znajdzie się miejsce!
-Cóż, nie dzisiaj!
-Ile zeżarłeś, skoro nie chcesz Grillby’s? – słyszałaś jak tłumi swoje krzyki – CZACHO! WSZYSTKO DOBRZE?! – krzyknęłaś przybliżając się do ściany.
-O… boże… - mruknął niskim głosem
-CZACHO!
-Nic mi nie jest! – dyszał – Nie czuję się dzisiaj dobrze, jasne?!
-Zaczynam myśleć, że kłamałeś kiedy mi mówiłeś, że nie możesz zachorować!
-Nie jestem chory! Po prostu nie czuję się dobrze! Daj mi spać i wszystko będzie dobrze…
-Ale… spałeś przecież jeszcze rano…?
-A jak myślisz, ile cholernych dni się nie wysypiałem?! Jeden dzień snu nic nie zmieni!
-Ale… - przerwałaś, pewnie ma rację. Sama mało śpisz, ale to nie powód, aby mierzyć innych swoją miarą – Dobra… Śpij więc… - Weszłaś do salonu siadając wygodnie na kanapie. Nie musisz z nim dzisiaj rozmawiać… Żyłaś już długo na tym świecie i wiesz, jak być cierpliwą. Zapytasz go o to jutro.
POWIEDZ MI KIEDY BĘDZIESZ W DOMU!
JUŻ JESTEŚ W DOMU?
UMARŁAŚ, PRAWDA?
DLATEGO WŁAŚNIE NIE CHCIAŁEM, ABYŚ PROWADZIŁA!
TO NIE MOJA WINA, MÓWIŁEM JASNO CO MYŚLĘ O TWOIM PROWADZENIU!
Papyrus wysłał Ci kilka wiadomości jak prowadziłaś, ale nie odczytałaś ich aż nie dotarłaś bezpiecznie na miejsce.
Ty: Jestem w domu
Wielki Szef: CUDOWNIE! MARTWIŁEM SIĘ, WIESZ! MARTWE LUDZKIE CIAŁA SĄ OBRZYDLIWE, A SKORO TY MNIE LUBISZ NAJBARDZIEJ… CÓŻ… WŁAŚCIWIE… CO LUDZIE ROBIĄ Z MARTWYMI CIAŁAMI TYCH KTÓRYCH LUBIĄ?
Ty: Zazwyczaj zakopujemy ich w trumnach, albo kremujemy gdy już będą martwi.
Wielki Szef: ZAMIENIACIE WASZE MARTWE CIAŁA W KREM?!
Przeczytałaś raz jeszcze jego wiadomość, nim odpowiedziałaś
Ty: Tak
Wielki Szef: CÓŻ, ODMAWIAM UŻYWANIA OBRZYDLIWEGO KREMU Z CIEBIE, WIĘC MASZ NA SIEBIE UWAŻAĆ I ŻYĆ!
Ty: Dziękuję za Twoje słowa Wielki Szefie, postaram się żyć dla ciebie
Wielki Szef: DOKŁADNIE TAK!
Wsadziłaś telefon do kieszeni kiedy weszłaś do mieszkania. Wzrokiem zaczęłaś szukać jakiegokolwiek śladu małego kościotrupa, który spał na Twojej kanapie wcześniej. Nie było go tam. Musiał pójść do siebie. Na podłodze był jednak koc i jak przyglądałaś się dalej mieszkaniu zauważyłaś pustą butelkę musztardy obok lodówki.
-Wróciłam! – krzyknęłaś, tak aby sąsiad wiedział, że jesteś w domu, wyrzuciłaś też butelkę do kosza. Nikt nie odpowiedział – Czacho! – krzyknęłaś raz jeszcze – Jesteś tam?!
-S-słyszałem za pierwszym razem! – odpowiedział w końcu ze swojego mieszkania. Jego głos był nieco sztywny, nie był zły, choć spodziewałaś się, że będzie. Czekałaś chwilę przy zlewie spodziewając się, że niebawem pojawi się w Twoim mieszkaniu, ale nic się nie stało. Dziwne.. Kiedy z nim pisałaś, był naprawdę wściekły, że spotkałaś się z jego bratem bez powiedzenia mu o tym. Albo.. Może dlatego się tak zachowuje dlatego, że spotkałaś się z Papyrusem… O cokolwiek chodzi z tym sezonem… spodziewałaś się, że jak tylko wrócisz do domu Sans zacznie wypytywać Cię o wszystko. Zamiast tego.. nic… ani śladu Sansa. Skorzystałaś z okazji i schowałaś w sypialni prezent jaki mu kupiłaś. Pewnie i tak by go nie zauważył, ale nigdy nie możesz być pewna z jego ciekawską stroną. W połowie korytarza przystanęłaś i oparłaś się o ścianę zaraz obok drzwi do Twojej sypialni. Co tutaj robi Podusia? Zaraz! Pochyliłaś się i zauważyłaś świeże dziury w poszewce. Biedna Podusia… Sans ma w zwyczaju wbijać szpony w co popadnie kiedy śpi, ale… dlaczego zostawił ją w korytarzu? Podniosłaś ją przeciągając palcami po dziurach nim znowu weszłaś do sypialni. Jak przebrałaś się w świeże spodnie od piżamy nasłuchiwałaś odgłosów sąsiada idąc korytarzem. Sans nadal się nie pojawił. Stracił zainteresowanie? A może nigdy mu nie zależało na tej znajomości? Choć nadal chcesz go zapytać o co chodziło z tamtymi zdjęciami. Więc niech lepiej się pośpieszy i przyjdzie.
-Ej Czacho! – krzyknęłaś – Chodź, pogramy w jakieś gry! – zaprosiłaś go ponownie.
-Odpadam! – odpowiedział niskim głosem niemal natychmiast. Nie tego… się spodziewałaś. Ale nie chciałaś się jeszcze poddawać. Chciałaś z nim dzisiaj pogadać.
-Kupię ci kolację z Grillbsa! – zaproponowałaś – No i wiszę ci ją, prawda?
-ODPADAM! – odpowiedział głośniej. Zrobiłaś krok w tył. Czy Sans odmówił właśnie darmowego żarcia od Grillby’s?
-…coś się dzieje? – zaczynałaś się martwić
-Nic!- warknął przez ścianę
-Jak to nic, skoro nie chcesz Grillby’s! – krzyknęłaś denerwując się
-Nic mi nie jest! Kurwa!
-Co się dzieje?!
-Nic!
-Ale nigdy nie rezygnowałeś z Grillby’s!
-Jadłem wcześniej!
-Dziwne, bo zawsze mówisz, że na Grillby’s znajdzie się miejsce!
-Cóż, nie dzisiaj!
-Ile zeżarłeś, skoro nie chcesz Grillby’s? – słyszałaś jak tłumi swoje krzyki – CZACHO! WSZYSTKO DOBRZE?! – krzyknęłaś przybliżając się do ściany.
-O… boże… - mruknął niskim głosem
-CZACHO!
-Nic mi nie jest! – dyszał – Nie czuję się dzisiaj dobrze, jasne?!
-Zaczynam myśleć, że kłamałeś kiedy mi mówiłeś, że nie możesz zachorować!
-Nie jestem chory! Po prostu nie czuję się dobrze! Daj mi spać i wszystko będzie dobrze…
-Ale… spałeś przecież jeszcze rano…?
-A jak myślisz, ile cholernych dni się nie wysypiałem?! Jeden dzień snu nic nie zmieni!
-Ale… - przerwałaś, pewnie ma rację. Sama mało śpisz, ale to nie powód, aby mierzyć innych swoją miarą – Dobra… Śpij więc… - Weszłaś do salonu siadając wygodnie na kanapie. Nie musisz z nim dzisiaj rozmawiać… Żyłaś już długo na tym świecie i wiesz, jak być cierpliwą. Zapytasz go o to jutro.
Sans siedział na swoim ulubionym miejscu czekając aż Grillby skończy jego zamówienie. W barze było jakoś cieplej niż zazwyczaj, ale nie chciał wyjść póki nie dostanie jedzenia. Pot ciekł mu ciurkiem po czaszce, czuł jak magia piętrzy się w kościach, starając się wyjść gdzie może. Stukał szponami w ladę wyglądając co chwilę za róg by spojrzeć na zamknięte drzwi od kuchni. Co Grillby robi tam tak długo?! Sans czeka już wieczność. Rozejrzał się po barze, reszta klientów zachowuje się jakby nigdy nic.
-Grillbz…. S-skończyłeś już?! – krzyknął nasłuchując dźwięku skwierczących na oleju frytek. Nikt nie odpowiedział. Sans pocił się jeszcze bardziej, musiał wytrzeć czoło chustką. Wzrok utkwił w drzwiach. Dlaczego dzisiaj jest tu tak gorąco? Nawet on to czuje! Potwory nie czują temperatury, chyba że jakąś bardzo ekstremalną! Zaś Grillby jest zazwyczaj dobry w trzymaniu swojego gorąca na wodzy. Zaczął dyszeć czując, że robi się coraz cieplej. – K…kurwa… - mruknął kładąc policzek na ladzie, ale nawet zimne drewno nie wystarczyło. Musiał stąd wyjść, nie może tutaj tak siedzieć! Ale Grillby jeszcze nie skończył jego zamówienia. Kiedy je skończy?! Dyszał jeszcze głośniej, teraz przeglądając menu w poszukiwaniu wody. Jasne. Grillby nigdy nie dotykał jej, ale Sans mógł zawsze pomarzyć. Wtedy, przypomniał sobie o ubikacji! Była tutaj ubikacja… prawda? Pierwszy raz, zeskoczył z miejsca i udał się w stronę ubikacji. Nie przychodziło tutaj wielu ludzi, więc nie powinno być z tego powodu jakiegoś szumu. Jakoś ją znalazł, i wszedł do środka. Natychmiast odkręcił wodę i przetarł nią swoją twarz. Ochłodziła go, ale nie za bardzo. Jego ciało nadal było gorące! Ściągnął kurtkę, jego sweter był cały przesiąknięty potem. Nadal jest mu gorąco! Potrzebował czegoś więcej, czegoś co sprawi, że ten żar zniknie, czegoś….
-Cześć Czacho! – usłyszał znajomy głos. Odwrócił głowę, krople wody nadal kapały z jego czaszki. – Wszystko dobrze? – zapytałaś. Stałaś naprzeciwko niego, patrząc na niego dziwnym wyrazem oczu.
-Nic mi nie jest… - mruknął czując jak kropla wody skapuje po jego brodzie. Nie czuł się dobrze z tym, że tak na niego patrzysz. Po chuj się tak gapisz?
-Jesteś pewien…? – przybliżyłaś się.
-Powiedziałem, że nic mi nie jest – warknął. Ale Ty zrobiłaś krok w jego stronę, aż musiał oprzeć się o zlew kiedy Ty położyłaś ręce po obu jego stronach.
-Chyba ci trochę gorąco… - Pochyliłaś twarz by spojrzeć jeszcze głębiej w oczy. Czuł Twój oddech na swoich kościach. Wtedy wyszeptałaś – Mogę ci z tym pomóc… - Otworzył szeroko oczy.
-Co! – warknął, ale było za późno. Zabrałaś już ręce i chwilę później, usłyszał jak coś upada na ziemię. Zachłysnął się powietrzem zdając sobie sprawę co to jest. – P-Przestań – krzyknął, ale nie mógł się mówić. Z jakiegoś powodu, nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Wszystko było takie gorące. Dlaczego tutaj jest tak gorąco?! Twój uśmiech powiększył się gdy na niego patrzyłaś. Przesunęłaś powoli ręce na swoją bieliznę, chowając kciuki za gumkę majtek. Sans przyglądał Ci się. Nie ściągaj ich! Nie możesz ich ściągać! Tylko tego jeszcze nie widział!
-Wiesz co tam mam, prawda? – Otworzył usta, aby ci przerwać, ale nic nie mógł powiedzieć. Nie możesz! Tylko nie to! – Widziałeś to… prawda? – Opuściłaś bieliznę aż do kostek. Sans spojrzał na Twoje krocze i zaczął krzyczeć.
-GAAAAHHH! – spadł z materaca, był w swojej sypialni. Nogi miał oplecione w prześcieradle i kocu, chwilę patrzył się w sufit analizując co się właśnie stało. Był w pokoju, z prześcieradłem między nogami… Budzik w telefonie dzwonił głośno koło jego czaszki. Sans przekręcił się i wyłączył go, wtedy w końcu zauważył czerwone światełko pod koszulką… I na jego spodenkach… Westchnął przecierając dłonią twarz.
-Pierdolone mokre sny … - mruknął w dłoń – Co do kurwy! – Cóż, to nie było aż tak dziwne. Właściwie, to normalne. Ruja sprawiała, że potwory śniły o pieprzeniu się z każdymi z kim ostatnio weszły w kontakt, Sans nie był wyjątkiem. Śnił prawie o wszystkich. Kilka z udziałem psów ze straży, śniło Grillbym tym dupku z baru, który raczył zamienić z nim kilka słów zaraz przed pójściem do domu, nie wspominając już o kilku z Undyne… Dlaczego kurwa musiała odwiedzać ich tak często? Kurwa… Śnił nawet o swoim własnym… Nie, tego nie chce pamiętać! NIGDY! Znowu westchnął chwytając za koszulkę by podciągnąć ją tak by zobaczyć światełko w swojej piersi. Daj spokój duszo! Jak już to śnij o kimś z tego samego pierdolonego gatunku! Co jego pierdolona magia myśli, że może zrobić z cholernym człowiekiem?! … NIC! Nic kurwa nie zrobi! Przyglądał się swojemu ciału. Był cały spocony, z każdego delikatniejszego miejsca na jego ciele dobiegało niewielkie światełko… No ale… miał też dziwne sny o głosie królowej zanim jeszcze wiedział kim ona jest… Wystarczył mu pierdolony głos! Potrząsł głową opuszczając koszulkę. Tsk… Pierwszego dnia świeci tak strasznie mocno… Ostatnią ruję ledwo zauważył… albo nie pamięta jej już. Dlaczego ta jest tak kurewsko silna?! Nagle zadrżał, zdając sobie sprawę, że jedna z jego rąk znalazła się pod bielizną. Zabrał ją szybko pocąc się jeszcze bardziej. Lepiej… lepiej pójdzie się wykąpać. Musiał się ostudzić. Musiał odzyskać trzeźwość myślenia, by pokonać własną magię. Zmusił się, aby stanąć, choć ciało miał jednocześnie sztywne i gąbczaste. To wszystko przez to, że oglądał pierdolone ludzkie porno na dzień przed cholerną rują… Teraz świeci jak pierdolona latarnia i ma spierdolone sny o swojej cholernej sąsiadce. I gdyby to było raz… Ale spotyka się z Tobą prawie codziennie i wie, że będziesz go prześladować w każdym śnie aż do końca rui… Kurwa! Tsk… Jego dusza mogłaby śnić o Tobie przynajmniej tak jak trzeba. Dlaczego kurwa miał sen o tym jak masz chuja między nogami? Ty masz to drugie…. Prawda? Sans szedł chwiejnie w stronę drzwi, czując się ciężko. Zerknął w stronę łóżka. Mógł tam po prostu iść i się położyć… było by tak kurewsko miło… Uśmiechnął się… I może zrobiłby też coś jeszcze… DO ŁAZIENKI… natychmiast! Droga do niej była dłuższa niż pamiętał. Zazwyczaj brał do niej skrót, ale dzisiaj, jego magia była… niewłaściwa. Czy jego sypialnia zawsze była ta daleko? Wydawało mu się, że jest bliżej. Powłóczył nogami po dywanie, krok za krokiem. Czuł jak w ciele wiruje mu dziwacznie magia. Mówiła mu, że powinien wrócić do pokoju… do łóżka…. Nie! Musi iść do pracy! Jeżeli przegapi choć jeden dzień w pracy bo posłucha tego co mu mówi głupia dusza podczas rui, równie dobrze może spuścić swój pył w sraczu! Jeżeli Szef dowiedziałby się, że został zwolniony, albo przegapił pracę w ten tydzień… zabiłby go z mgnieniu oka. W końcu wszedł do łazienki i otworzył szafkę nad umywalką. Wyciągnął z niej małe biało pudełeczko z napisem „Sezonowe ukojenie”, dysząc ciężko otworzył je i drżącą ręką wyciągnął instrukcje i listek tabletek. Przeleciał wzrokiem po instrukcji wyrzucając ją za siebie i połknął jedną tabletkę. Dyszał dalej wpatrzony w lustro. Jego oczy wydawały się większe niż zazwyczaj, czaszkę pokrywał pot, do tego miał wrażenie, że cała jego twarz jest jak w ogniu. Kurwa! Dlaczego tym razem jest tak źle?! Po paru sekundach, czerwone światło z piersi zaczęło znikać, wszystkie złe oznaki również zaczynały znikać. Lepiej będzie uważał z tymi tabletkami. Mają czas działania dziesięć godzin, więc będzie musiał brać jedną z rana i jedną wieczorem. Wziął zimny prysznic, ciesząc się wrażeniem, jak jego magia ochładza się wraz z wodą. Choć to zasługa leku. Lecz choć jego magia nieco się uspokoiła, nadal nie było tak jak wcześniej. Nienawidził braku kontroli. Gdy skończył się myć, światło w jego piersi i na biodrach całkowicie zniknęło, lecz te rumieńce na jego twarzy… cóż… nie były tak jasne jak wcześniej… Przyglądał się sobie w lustrze, zdenerwowany. Fajnie, gdyby i one zniknęły, ale wyraźnie tylko to zostaje. Poszedł do sypialni omijając butelkę musztardy i zarzucił na siebie kurtkę. Myślał nad wymówią, co jeżeli ktoś się zapyta o jego twarz. Ludzie w firmie pewnie nie zauważą, chyba że ci którzy będą chcieli z nim pogadać jak wtedy kiedy się zatrudnił, ale teraz prawie nikt nie zwraca na niego uwagę. Ale nie o pracę martwił się najbardziej… Tylko o Ciebie…
-Grillbz…. S-skończyłeś już?! – krzyknął nasłuchując dźwięku skwierczących na oleju frytek. Nikt nie odpowiedział. Sans pocił się jeszcze bardziej, musiał wytrzeć czoło chustką. Wzrok utkwił w drzwiach. Dlaczego dzisiaj jest tu tak gorąco? Nawet on to czuje! Potwory nie czują temperatury, chyba że jakąś bardzo ekstremalną! Zaś Grillby jest zazwyczaj dobry w trzymaniu swojego gorąca na wodzy. Zaczął dyszeć czując, że robi się coraz cieplej. – K…kurwa… - mruknął kładąc policzek na ladzie, ale nawet zimne drewno nie wystarczyło. Musiał stąd wyjść, nie może tutaj tak siedzieć! Ale Grillby jeszcze nie skończył jego zamówienia. Kiedy je skończy?! Dyszał jeszcze głośniej, teraz przeglądając menu w poszukiwaniu wody. Jasne. Grillby nigdy nie dotykał jej, ale Sans mógł zawsze pomarzyć. Wtedy, przypomniał sobie o ubikacji! Była tutaj ubikacja… prawda? Pierwszy raz, zeskoczył z miejsca i udał się w stronę ubikacji. Nie przychodziło tutaj wielu ludzi, więc nie powinno być z tego powodu jakiegoś szumu. Jakoś ją znalazł, i wszedł do środka. Natychmiast odkręcił wodę i przetarł nią swoją twarz. Ochłodziła go, ale nie za bardzo. Jego ciało nadal było gorące! Ściągnął kurtkę, jego sweter był cały przesiąknięty potem. Nadal jest mu gorąco! Potrzebował czegoś więcej, czegoś co sprawi, że ten żar zniknie, czegoś….
-Cześć Czacho! – usłyszał znajomy głos. Odwrócił głowę, krople wody nadal kapały z jego czaszki. – Wszystko dobrze? – zapytałaś. Stałaś naprzeciwko niego, patrząc na niego dziwnym wyrazem oczu.
-Nic mi nie jest… - mruknął czując jak kropla wody skapuje po jego brodzie. Nie czuł się dobrze z tym, że tak na niego patrzysz. Po chuj się tak gapisz?
-Jesteś pewien…? – przybliżyłaś się.
-Powiedziałem, że nic mi nie jest – warknął. Ale Ty zrobiłaś krok w jego stronę, aż musiał oprzeć się o zlew kiedy Ty położyłaś ręce po obu jego stronach.
-Chyba ci trochę gorąco… - Pochyliłaś twarz by spojrzeć jeszcze głębiej w oczy. Czuł Twój oddech na swoich kościach. Wtedy wyszeptałaś – Mogę ci z tym pomóc… - Otworzył szeroko oczy.
-Co! – warknął, ale było za późno. Zabrałaś już ręce i chwilę później, usłyszał jak coś upada na ziemię. Zachłysnął się powietrzem zdając sobie sprawę co to jest. – P-Przestań – krzyknął, ale nie mógł się mówić. Z jakiegoś powodu, nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Wszystko było takie gorące. Dlaczego tutaj jest tak gorąco?! Twój uśmiech powiększył się gdy na niego patrzyłaś. Przesunęłaś powoli ręce na swoją bieliznę, chowając kciuki za gumkę majtek. Sans przyglądał Ci się. Nie ściągaj ich! Nie możesz ich ściągać! Tylko tego jeszcze nie widział!
-Wiesz co tam mam, prawda? – Otworzył usta, aby ci przerwać, ale nic nie mógł powiedzieć. Nie możesz! Tylko nie to! – Widziałeś to… prawda? – Opuściłaś bieliznę aż do kostek. Sans spojrzał na Twoje krocze i zaczął krzyczeć.
-GAAAAHHH! – spadł z materaca, był w swojej sypialni. Nogi miał oplecione w prześcieradle i kocu, chwilę patrzył się w sufit analizując co się właśnie stało. Był w pokoju, z prześcieradłem między nogami… Budzik w telefonie dzwonił głośno koło jego czaszki. Sans przekręcił się i wyłączył go, wtedy w końcu zauważył czerwone światełko pod koszulką… I na jego spodenkach… Westchnął przecierając dłonią twarz.
-Pierdolone mokre sny … - mruknął w dłoń – Co do kurwy! – Cóż, to nie było aż tak dziwne. Właściwie, to normalne. Ruja sprawiała, że potwory śniły o pieprzeniu się z każdymi z kim ostatnio weszły w kontakt, Sans nie był wyjątkiem. Śnił prawie o wszystkich. Kilka z udziałem psów ze straży, śniło Grillbym tym dupku z baru, który raczył zamienić z nim kilka słów zaraz przed pójściem do domu, nie wspominając już o kilku z Undyne… Dlaczego kurwa musiała odwiedzać ich tak często? Kurwa… Śnił nawet o swoim własnym… Nie, tego nie chce pamiętać! NIGDY! Znowu westchnął chwytając za koszulkę by podciągnąć ją tak by zobaczyć światełko w swojej piersi. Daj spokój duszo! Jak już to śnij o kimś z tego samego pierdolonego gatunku! Co jego pierdolona magia myśli, że może zrobić z cholernym człowiekiem?! … NIC! Nic kurwa nie zrobi! Przyglądał się swojemu ciału. Był cały spocony, z każdego delikatniejszego miejsca na jego ciele dobiegało niewielkie światełko… No ale… miał też dziwne sny o głosie królowej zanim jeszcze wiedział kim ona jest… Wystarczył mu pierdolony głos! Potrząsł głową opuszczając koszulkę. Tsk… Pierwszego dnia świeci tak strasznie mocno… Ostatnią ruję ledwo zauważył… albo nie pamięta jej już. Dlaczego ta jest tak kurewsko silna?! Nagle zadrżał, zdając sobie sprawę, że jedna z jego rąk znalazła się pod bielizną. Zabrał ją szybko pocąc się jeszcze bardziej. Lepiej… lepiej pójdzie się wykąpać. Musiał się ostudzić. Musiał odzyskać trzeźwość myślenia, by pokonać własną magię. Zmusił się, aby stanąć, choć ciało miał jednocześnie sztywne i gąbczaste. To wszystko przez to, że oglądał pierdolone ludzkie porno na dzień przed cholerną rują… Teraz świeci jak pierdolona latarnia i ma spierdolone sny o swojej cholernej sąsiadce. I gdyby to było raz… Ale spotyka się z Tobą prawie codziennie i wie, że będziesz go prześladować w każdym śnie aż do końca rui… Kurwa! Tsk… Jego dusza mogłaby śnić o Tobie przynajmniej tak jak trzeba. Dlaczego kurwa miał sen o tym jak masz chuja między nogami? Ty masz to drugie…. Prawda? Sans szedł chwiejnie w stronę drzwi, czując się ciężko. Zerknął w stronę łóżka. Mógł tam po prostu iść i się położyć… było by tak kurewsko miło… Uśmiechnął się… I może zrobiłby też coś jeszcze… DO ŁAZIENKI… natychmiast! Droga do niej była dłuższa niż pamiętał. Zazwyczaj brał do niej skrót, ale dzisiaj, jego magia była… niewłaściwa. Czy jego sypialnia zawsze była ta daleko? Wydawało mu się, że jest bliżej. Powłóczył nogami po dywanie, krok za krokiem. Czuł jak w ciele wiruje mu dziwacznie magia. Mówiła mu, że powinien wrócić do pokoju… do łóżka…. Nie! Musi iść do pracy! Jeżeli przegapi choć jeden dzień w pracy bo posłucha tego co mu mówi głupia dusza podczas rui, równie dobrze może spuścić swój pył w sraczu! Jeżeli Szef dowiedziałby się, że został zwolniony, albo przegapił pracę w ten tydzień… zabiłby go z mgnieniu oka. W końcu wszedł do łazienki i otworzył szafkę nad umywalką. Wyciągnął z niej małe biało pudełeczko z napisem „Sezonowe ukojenie”, dysząc ciężko otworzył je i drżącą ręką wyciągnął instrukcje i listek tabletek. Przeleciał wzrokiem po instrukcji wyrzucając ją za siebie i połknął jedną tabletkę. Dyszał dalej wpatrzony w lustro. Jego oczy wydawały się większe niż zazwyczaj, czaszkę pokrywał pot, do tego miał wrażenie, że cała jego twarz jest jak w ogniu. Kurwa! Dlaczego tym razem jest tak źle?! Po paru sekundach, czerwone światło z piersi zaczęło znikać, wszystkie złe oznaki również zaczynały znikać. Lepiej będzie uważał z tymi tabletkami. Mają czas działania dziesięć godzin, więc będzie musiał brać jedną z rana i jedną wieczorem. Wziął zimny prysznic, ciesząc się wrażeniem, jak jego magia ochładza się wraz z wodą. Choć to zasługa leku. Lecz choć jego magia nieco się uspokoiła, nadal nie było tak jak wcześniej. Nienawidził braku kontroli. Gdy skończył się myć, światło w jego piersi i na biodrach całkowicie zniknęło, lecz te rumieńce na jego twarzy… cóż… nie były tak jasne jak wcześniej… Przyglądał się sobie w lustrze, zdenerwowany. Fajnie, gdyby i one zniknęły, ale wyraźnie tylko to zostaje. Poszedł do sypialni omijając butelkę musztardy i zarzucił na siebie kurtkę. Myślał nad wymówią, co jeżeli ktoś się zapyta o jego twarz. Ludzie w firmie pewnie nie zauważą, chyba że ci którzy będą chcieli z nim pogadać jak wtedy kiedy się zatrudnił, ale teraz prawie nikt nie zwraca na niego uwagę. Ale nie o pracę martwił się najbardziej… Tylko o Ciebie…
Trzasnął drzwiami gdy wychodził z budynku fabryki. Był bardziej wkurzony niż normalnie. Mylił się co do współpracowników, prawie wszyscy którzy się go nie bali, pytali o co chodzi z jego twarzą. Kurwa… Nawet szef który za nim nie przepada, musiał się o to zapytać! Czym się kurwa przejmują?! Dlaczego nie mogą się zamknąć i zająć sobą? Ludzie są wkurwiający! Nie ma co się martwić innymi! To nie jest ich sprawa! Zostawcie go wszyscy kurwa samego! Wsunął ręce w rękawy kurtki czując ponownie miłe i znajome uczucie materiału. I po chuja oglądał pierdolone ludzie porno wczoraj? Kurwa mać! Wszyscy oni się pierdolą, prawda?! Każdy człowiek tam…. W takim sposób mogą się urodzić, tak?! SERIO?! Dreemur jego mać! Nie umiał nawet na nich spojrzeć. Czuł jak magia znowu napływa do twarzy kiedy tylko o tym myśli, warknął na siebie i naciągnął Kaptur na głowę. I jeszcze ta pierdolona ruja! Nie może o niczym myśleć, bo wszystko po nim widać! A to kurwa pierwszy dzień! Dlaczego jest taki fatalny?! Ale znowu… ledwo pamięta swoją ostatnią ruję… była przed tym co stało się w Podziemiu… przed dzieciakiem… Sans minął kilka budynków, upewniając się, że nigdzie ani śladu po człowieku. Kiedy był pewien, że jest sam, zamknął oczy i wziął głęboki wdech. Zazwyczaj nie musiał tego robić przed wzięciem skrótu, wiedział gdzie iść i to było proste, ale używanie magii podczas rui jest ciężkie. Tym bardziej, że ta nie zawsze odpowiada tak jak się chce. Musiał się skupić bardziej niż zwykle, by dostać się tam gdzie chce. Sans pojawił się tam gdzie zawsze, w swoim pokoju, już czuł ulgę i słodką samotność. Właściwie… uśmiechnął się… To jego pierwsza ruja, której nie będzie musiał dzielić z Szefem w jednym mieszkaniu. Zaśmiał się patrząc na łóżko. Może i jego magazyn został porwany, ale zachował kilka mniej zniszczonych obrazków. Sans miło spędzi ten czas! Upewnił się, że drzwi są zamknięte, ale… może lepiej skoczy po coś do jedzenia? Będzie w sypialni przez jakiś czas, a zawsze podczas rui strasznie chce mu się jeść. Był już w połowie korytarza z uśmiechem na twarzy kiedy się zatrzymał tak szybko jak umiał, zerknął w salonu z czystą paniką. KURWA! Prawie o tym zapomniał! Usłyszał niskie głosy i stukot z kuchni. Dwóch ludzi było w jego mieszkaniu naprawiając pęknięty sufit. Kurwa! Oby go nie zobaczyli! Nie wiedział co im powiedzieć, jeżeli go zobaczą! Potrzebował chwili, aby się uspokoić i cicho wrócić do sypialni, nasłuchując. Coś cicho chrupnęło i spadło na podłogę, rozmawiali ze sobą, czasem się śmiali. Chyba go nie zauważyli. Oczywiście, mógłby wziąć skrót za drzwi i udać, że wraca przez drzwi. A oni, oczywiście, gapili by się na niego, zadawali pytania jak zniszczył sufit i pewnie rzucili jakieś komentarze na temat jego twarzy. I tyle z planu bycia samemu w mieszkaniu dzisiaj. Popatrzył na ścianę oddzielającą Twoje mieszkanie od jego. Równie dobrze może i w ogóle nie wrócił do domu, może przeczekać ich u ciebie. To zawsze jest opcja. Choć miał nadzieję, że dzisiaj się z Tobą nie będzie widział, biorąc pod uwagę jego stan, ale w tej sytuacji bycie z Tobą jest lepsze niż z tymi obcymi. Westchnął i podniósł komputer z ziemi, wziął skrót do ubikacji. Cicho wyciągnął kolejną tabletkę z pudełka i połknął. Potem zniknął unikając dwóch ludzi naprawiających jego sufit. Gdy pojawił się w Twoim mieszkaniu, było cicho… Widział Cię na kanapie, ale nie miałaś słuchawek, nie słuchałaś też żadnej muzyki z laptopa. Zaraz.. czy ty naprawdę… pracowałaś? Nigdy nie widział Cię wcześniej, jak pracujesz…
-Ja… uh… cz-cześć – powiedział niepewnie. Pamiętał jak kończyły się te razy, kiedy nie poinformował Cię o swojej obecności. Odwróciłaś się patrząc na niego i uśmiechnęłaś. Czuł jak rumieni się bardziej. Kurwa mać! Dlaczego musiał wczoraj oglądać tyle porno! Nie umiał przestać o tym myśleć! Teraz w jego mieszkaniu są jacyś pierdoleni ludzie a on ma ruje! Nie ma ochoty też myśleć o tym dziwnym śnie jaki miał z Tobą i z tym co miałaś między nogami!
-Uh? – uniosłaś brwi – Czacho, czy wszystko…
-Nic mi nie jest! Przestań pytać! – przerwał Ci nim skończyłaś. Dlaczego ludzie zawsze pytają się, czy wszystko z nim dobrze?! Poczekał chwile, aż rumieńce zniknął, nim usiadł obok Ciebie na kanapie. Nie widział żadnej gry na Twoim ekranie. Zamiast tego linie pełne kodu.
-Nie wiedziałam, że już wróciłeś – powiedziałaś przeglądając ekran, szukając czegoś – Myślałam, że wpadłeś na tych od napraw, czy coś.
- Zapomniałem, że tam będą i prawie zrobiłem skrót na nich… - warknął. Znowu uniosłaś swoje brwi nadal zaparzona w ekran
-Mam wrażenie, że zostawili ci kartkę na drzwiach, ale… kto używa drzwi? – przechyliłaś głowę zatrzymując się na jednej z linii kodu – Cóż.. nie martw się. Jeżeli cię zobaczyli sprawię, że zapomną. L- Sans zatrzymał się na chwilę nad tymi słowami
-Huh… uh… t-taaa… racja, możesz to zrobić….
-Co? – uśmiechnęłaś się – Myślałeś, że pozwolę jakimś ludziom zamknąć cię w więzieniu? – popatrzyłaś na niego rozbawiona – Nadal jesteś moim niewolnikiem, a więc nie mogą cię jeszcze dostać.
-Nigdy nie byłem twoim niewolnikiem – warknął – I zapłacę ci za wszystko pod koniec tygodnia
-Mam wrażenie, że nie lubisz być moim niewolnikiem – udałaś smutek. Sans spojrzał na Ciebie, a potem otworzył laptop, przeglądając listę gier. – Spróbowałeś tę jaką ci ostatnio podesłałam? – zapytałaś
-Planetę Skoku? Nie działa – opowiedział lekko wkurzony.
-Znaczy… nie włącza się… czy…?
-Wyskakują dziwne wiadomości
-Pokaż – Podał Ci otworzoną grę i jak powiedział, dziwne wiadomości się pojawiły… po Japońsku… - Powiedziałam ci, abyś ściągnął tłumaczenie ze strony! – mruknęłaś zirytowana.
-Próbowałem, ale nie mogłem znaleźć!
-Podesłałam ci dokładny link! – westchnął, ale nic nie powiedział. Przybliżyłaś się, by spojrzeć jak porusza się po stronie. I wtedy.. to poczułaś… - Od kiedy to się perfumujesz? – przybliżyłaś się bliżej. Trudno było się oprzeć, kiedy pachnie tak dobrze. To naprawdę woda kolońska? Taka ładna. Zazwyczaj nie lubisz mocnych zapachów, bo masz bardziej wrażliwy zapach niż większość ludzi, ale to… To miły zapach. Taki świeży, jak drzewa, natura i … wiśnie? Czy nienawiść ma zapach? Teraz zaczynasz robić się zazdrosna. Potwory mają najlepsze rzeczy! Pochyliłaś się jeszcze bardziej, zachwycona zapachem, kiedy koścista dłoń pierdolnęła Cię w twarz odpychając Cię od ramienia Sansa.
-Co do kurwy?! – odsunął się, miał całą czerwoną twarz – Nie perfumuję się kurwa mać! Przestań wdychać mój cholerny kark!
-Nie… - zapytałaś zaskoczona – Więc co to jest?
-Co co jest?! Nie zrobiłem niczego innego! – warknął odwracając się w stronę monitora.
-Ale dzisiaj naprawdę ładnie pachniesz! – przymknęłaś oczy. Nadal był czerwony na twarzy.
-Nie wąchaj mnie!
-Ale to ty mnie wąchasz zawsze!
-Nie wącham cię celowo! Twój mocny ludzi smród jest czy mi się to podoba czy nie! – usiadłaś kładąc ręce na klawiaturze.
-Cóż, nie wiem dlaczego, ale dzisiaj pachniesz jak woda kolońska twojego brata.
-Tsk… a po chuja miałbym się psikać jego smrodami… Nawet normalnie z nich nie korzystam – warknął wpatrzony w monitor. Słyszałaś jak kliknął w kilka miejsc nim westchnął i zapytał – To to? – Popatrzyłaś, na nazwę ściągniętego pliku.
-Tak, to to. – Szybko się ściągnęło i Sans otworzył folder, wpatrując się w listę plików. – Włącz ten plik – powiedziałaś pochylając się znowu, by przeczytać nazwy plików. Wiśnie. Naprawdę pachnie wiśniami. Ale czymś więcej. Jakby czymś żywym. Uwielbiasz ten zapach i zaciągasz się nim głęboko. Z jakiegoś powodu, przypomina ci coś, co wąchałaś wcześniej. Co to było? Coś znajomego.. i jednocześnie… innego niż wszystko inne. Jest taki smaczny! Taki dobry! Taki… I znowu koścista ręka zatrzymała się na Twojej twarzy.
-Co ty kurwa robisz?! – warknął odpychając Cię od siebie.
-Huh? – byłaś zmieszana. Kiedy znalazłaś się tak blisko niego? – Ja tylko… patrzę na twój monitor? - Bo patrzysz na niego… prawda?
-Możesz oglądać to ze swojego miejsca bez wąchania mnie! – przetarł się ręką po karku. Jego czaszka znowu jaśniała… Czy kiedykolwiek tego nie robiła od czasu jak tu przyszedł? Czego się tym razem wstydzi? Nic mi nie zrobiłaś! Przesunął się trochę gładząc się po karku, zauważyłaś, że kilka kości w jego ciele również się… rumieni?
-Dobrze się czujesz? – postanowiłaś zapytać. Może i mówił, że nic mu nie jest, ale jego twarz, to że nie przestał się rumienić i w ogóle…
-Nic mi nie jest… Ja tylko… Nadal nie czuję się za dobrze – mruknął, patrząc na ekran – A twoje dyszenie mi nad karkiem to ostatnie co może mi pomóc!
-Nadal jesteś zmęczony? – zapytałaś. Nie wyglądał na zmęczonego, a przynajmniej nie tak zmęczonego jak go kiedyś wiedziałaś. Jego twarz po prostu była bardzo… czerwona.
-C-coś w tym stylu – mruknął. Zaśmiałaś się.
-Założę się, że gdybyś spał z Podusią, poczułbyś się o wiele lepiej – Popatrzył na ciebie
-Przyniesiesz to gówno jeszcze raz, a znowu wrzucę ją do próżni gdzie jej miejsce! – powiedział mrocznie
-Nie wrzucaj jej do próżni! – drażniłaś się.
-Więc nie wciskaj mi jej kiedy śpię! To dlatego nie chcę spać na twojej cholernej kanapie!
-Ale moja kanapa jest taaaka wygodna! – rzuciłaś z niedowierzaniem – Wiele za nią zapłaciłam aby była idealnie dopasowana długością i wielkością, i wiem, że jest najlepsza!
-To nie o kanapę chodzi! – warknął, gdy gra się otworzyła znowu – Iiii nadal nie działa.
-Wgrałeś wszystko?
-Tak – wywrócił oczami
-Tak jak ci napisałam?
-Zrobiłem wszystko co mi kazałaś! – fuknął.
-Pokaż no… - pochyliłaś się dając się ponownie omotać zapachowi. Skup się na ekranie… Próbujesz naprawić grę. Nie patrz na niego. Nie patrz na jego twarz i … robi się czerwieńszy! Dlaczego jest taki czerwony?! Jak jakaś lepka, ciepła maź czekająca tylko na… Wiśniowa… Musisz to naprawić. Ale odrobina nikomu krzywdy zrobi. Tylko odrobina i…
-Z-zabierz to! – krzyknął podając Ci swój komputer jednocześnie oddalając się – K-kurwa! Co do diabła?! – patrzyłaś na laptop przez chwilę zmieszana
-Huh? - Co ty …
-Jeżeli za każdym razem będziesz wąchać mój kark jak się będziesz pochylać! Zrób to sama! – Zrób co?! Co masz zrobić?
-Huh… - bąknęłaś głupio
-Gra! – nadal nie zbliżał się
-O! Raaaacja! – położyłaś ręce na laptopie – Racja, gra – Sama zaczynałaś się pocić. Co ty …? O czym myślałaś? Nie możesz go ugryźć! Co się dzieje? Otworzyłaś plik i zauważyłaś, że brakuje kilka elementów. – Czacho, kasowałeś coś?
-Nie – oparł się, nadal gładząc kark. Wpatrywał się przed siebie czekając. Wyraźnie nad czymś myślał. Odpaliłaś przeglądarkę internetową. Nim jednak skończyłaś pisać w polu to co chcesz znaleźć, dziwne wyniki wcześniejszego wyszukiwania zaczęły Ci wyskakiwać.
Wielka Cycata Gothka
Na Pieska
Na Żabkę
Kobieta w stroju krowy
Otworzyłaś szerzej oczy wpatrując się na wyniki. On… On nie… Nie… Ale dowody miałaś przed sobą. Cóż… w końcu zdecydował się sprawdzić te rzeczy. To nadal jego sprawa, nie Twoja. Milczałaś, i dalej pisałaś, ale pojawiało się więcej wyników wyszukiwania, więc zatrzymałaś się by je przeczytać.
Seks oralny
Laktacja
Boswette
Sans, co do diabła? Czego on szukał?! Wstrzymałaś oddech, czytając kilka kolejnych, bardziej… specyficznych wyszukiwań. Ale po co? To co się robi prywatnie, to się robi prywanie. Nie powinnaś się z tego naśmiewać. Bądź miła. Nie drażnij go. Dasz radę! Możesz to zrobić! No i sam powiedział, że nie czuje się dobrze, więc dasz mu dzisiaj spokój. Skończyłaś przeglądać wyniki wyszukiwania i ponownie ściągnęłaś patcha który miał wypełnić luki w grze, ale… racja… musiałaś użyć programu. Więc znowu weszłaś w przeglądarkę
Hentai
Furries
Kozie Furries
Zatrzymałaś się otwierając szeroko oczy na ostatnim wyniku. O-on…? Sans naprawdę…!
-… Kozie furry!!! – krzyknęłaś nie mogąc dłużej się kontrolować. Sans podskoczył zaskoczony Twoją nagłą reakcją
-H-huh… Ja… c-co? – widziałaś jak szerzej otwiera oczy z każdą chwilą, kiedy dociera do niego o co krzyczysz – Ja… Ja nie…
-Szukałeś furry kóz?
-N-NIE! Kurwa mać!
-Za każdym razem kiedy chcę coś znaleźć, wyskakuje mi lista stron porno!
-Ja nie! J-ja nie… - Jego twarz mówiła prawdę. Był cały czerwony. Czerwieniutki. – Ja t-tylko szukałem…. J-ja chciałem… wiedzieć jak to działa… J-ja…
-A w jaki sposób furry kozie ma nauczyć cię o seksie? – Szkielet przełknął głośno
-T-to nie tak!
-Czacho!
-S-sprawdzałem oznaczenia!
-Ta, jasne! Oznaczenia które przypominałyby ci o twojej królowej?!
-To się nie liczy! Furry i potwory są kompletnie inne!
-Ale chciałeś się upewnić na ile kozie furry jest inne od prawdziwego koziego potwora?
-Wy ludzie macie tam pełno spierdolenizny więc chciałem sprawdzić!
-To twoja królowa, Czacho!
-To nie ma z nią nic wspólnego!
-Czacho!
-Pieprz się! Oddaj mi komputer! – jego kości głośno zastukały kiedy zabierał od Ciebie laptop – I technicznie nie jest już królową!
-Wiem! Ale totalnie coś do niej czujesz!
-Nie!!! – uśmiechnęłaś się, patrząc jak czerwony szkielet chce patrzeć na wszystko w pokoju, ale nie na ciebie. Pochyliłaś się więc w jego stronę.
-Założę się, że wczoraj tez nie spałeś… co nie? – uśmiechnęłaś się cwanie
-Spałem! – warknął
-Przepraszam Czacho… - złączyłaś ręce w geście przeproszenia – Zniszczyłam twoją czystość… Byłeś taki niewinny i słodki wcześniej, ale teraz…
-AKURAT!
-A teraz jesteś gotowy aby się z kimś związać – zaśmiałaś się
-Mówiłem, że sprawdzałem to gówno! Nic więcej!
-Jasne… jasne… - martwiłaś się o jego zbyt czerwoną twarz, więc nie powiedziałaś już nic więcej – Ale dlaczego porno? Mogłeś wejść na Wiki, albo na jakąś inną stronę, czy coś?
-Tsk.. – fuknął – Informacje jakie dostaliśmy od waszego rządu były gówniane, więc… Wiki nie będzie lepsze.
-Hm… Jesteś pewien, że to dlatego iż miałeś nadzieję znaleźć coś co ci się spodoba…?
-Nie – warknął – To najbardziej popierdolone gówno jakie w życiu widziałem!
-Heh, cóż… no tak… to porno – zaśmiałaś się. Sans uniósł brwi patrząc na Ciebie
-Co to kurwa miało znaczyć?
-Wiesz… kiedy już to z kimś robisz… no wiesz…
-Co? – Racja, nie wie.
-To co pokazują w pornosach, nie jest prawdziwe – zastanawiałaś się jak mu to powiedzieć – To nie tak wygląda. W seksie chodzi o danie przyjemności, a nie o pokazywanie jak…
-Mówiłaś, że nie pokazują wszystkiego! – był zmieszany
-Cóż, tak.. to… to porno – nadal patrzył na Ciebie z wielkim zmieszaniem. Westchnęłaś… Zastanawiając się co powiedzieć. Ciężko wyjaśnić różnice między prawdziwym seksem a porno komuś, kto sam tego nie robił. – To może zrobimy tak. Ty powiedz mi jak działa potworzy seks – uśmiechnęłaś się – A ja powiem ci wszystko co przegapiłeś o ludzkim.
-Mowy nie ma! Nie dowiesz się nic o potworzym seksie!
-Ale to nie fair! Teraz ty wiesz, musisz mi powiedzieć! – uśmiechnął się i spojrzał na Ciebie zadowolony
-Nie! Baw się dalej jako głupi, niewinny człowiek. – Patrzyłaś na jego cwaną minę. Akurat! Od lat nie byłaś niewinna! Jesteś wampirem z kilkoma setkami na karku. Masz na ten temat więcej informacji niż ludzki mózg zdołałby udźwignąć.
-Macki – rzuciłaś nim się powstrzymałaś. Uśmiech Sansa zniknął
-M…macki? – powtórzył
-Tak… macki…
-Macie…macki?
-Uh… Właściwie… - odwróciłaś wzrok – Nie powinnam o tym mówić …
-Gdzie?! Nie widziałem żadnych cholernych macek!
-Cóż jasne… oglądałeś porno. Nie pokazujemy ich w porno
-Ale.. widziałem wszystko! WSZYSTKO! Nie ma żadnych pieprzonych macek!
-To bardzo prywatne i intymne dla ludzi. Tak bardzo… że wielu z nas udaje, że nie istnieją.
-Ale… nie macie miejsca na… Po co mielibyście ich….
-Mniejsza – machnęłaś ręką – To nie ma znaczenia. To ludzki seks, więc nie musisz wiedzieć. No chyba, że będziesz chciał uprawiać go z człowiekiem – powiedziałaś próbując walczyć z własnym cwanym uśmiechem, spojrzałaś na niego przez ramię – No i … nie powinnam ci mówić
-Ale… - próbował jeszcze raz, wyraźnie zagubiony.
-Nie martw się. Większość ludzi nie będzie się spodziewało, że o tym wiesz, więc nie wyjdziesz na głupka. – Popatrzył na swoje ręce i zmarszczył brwi. Czy on naprawdę Ci uwierzył?! Oh słodkie gwiazdy… kiedy się dowie prawdy… - W-w każdym razie – wzięłaś swój komputer – Naprawiłam grę, powinna teraz działaś – Sans otworzył ją, milczał – I hm… mam pytanie do ciebie….
-Hm….? – mruknął patrząc na włączającą się grę
-Byłam wczoraj u twojego brata w mieszkaniu. Kupił wiele rzeczy ze sklepu i zawiozłam go, aby nie musiał ich targać po całym mieście.
-To to robiliście?
-Tak – uśmiechnęłaś się – A myślałeś, że co?
-Że nie jesteście na pierdolonej randce! – zaśmiał się – Wiem, że nikogo nie masz
-Cham! Mogłabym znaleźć kogoś gdybym chciała! Po prostu nie chcę …
-Heh heh! Jasne! Bywam z tobą w prawie każdy weekend i nigdy nie usłyszałem, abyś z kimś rozmawiała, z kimś spoza gier online!
-Ja… uh… cz-cześć – powiedział niepewnie. Pamiętał jak kończyły się te razy, kiedy nie poinformował Cię o swojej obecności. Odwróciłaś się patrząc na niego i uśmiechnęłaś. Czuł jak rumieni się bardziej. Kurwa mać! Dlaczego musiał wczoraj oglądać tyle porno! Nie umiał przestać o tym myśleć! Teraz w jego mieszkaniu są jacyś pierdoleni ludzie a on ma ruje! Nie ma ochoty też myśleć o tym dziwnym śnie jaki miał z Tobą i z tym co miałaś między nogami!
-Uh? – uniosłaś brwi – Czacho, czy wszystko…
-Nic mi nie jest! Przestań pytać! – przerwał Ci nim skończyłaś. Dlaczego ludzie zawsze pytają się, czy wszystko z nim dobrze?! Poczekał chwile, aż rumieńce zniknął, nim usiadł obok Ciebie na kanapie. Nie widział żadnej gry na Twoim ekranie. Zamiast tego linie pełne kodu.
-Nie wiedziałam, że już wróciłeś – powiedziałaś przeglądając ekran, szukając czegoś – Myślałam, że wpadłeś na tych od napraw, czy coś.
- Zapomniałem, że tam będą i prawie zrobiłem skrót na nich… - warknął. Znowu uniosłaś swoje brwi nadal zaparzona w ekran
-Mam wrażenie, że zostawili ci kartkę na drzwiach, ale… kto używa drzwi? – przechyliłaś głowę zatrzymując się na jednej z linii kodu – Cóż.. nie martw się. Jeżeli cię zobaczyli sprawię, że zapomną. L- Sans zatrzymał się na chwilę nad tymi słowami
-Huh… uh… t-taaa… racja, możesz to zrobić….
-Co? – uśmiechnęłaś się – Myślałeś, że pozwolę jakimś ludziom zamknąć cię w więzieniu? – popatrzyłaś na niego rozbawiona – Nadal jesteś moim niewolnikiem, a więc nie mogą cię jeszcze dostać.
-Nigdy nie byłem twoim niewolnikiem – warknął – I zapłacę ci za wszystko pod koniec tygodnia
-Mam wrażenie, że nie lubisz być moim niewolnikiem – udałaś smutek. Sans spojrzał na Ciebie, a potem otworzył laptop, przeglądając listę gier. – Spróbowałeś tę jaką ci ostatnio podesłałam? – zapytałaś
-Planetę Skoku? Nie działa – opowiedział lekko wkurzony.
-Znaczy… nie włącza się… czy…?
-Wyskakują dziwne wiadomości
-Pokaż – Podał Ci otworzoną grę i jak powiedział, dziwne wiadomości się pojawiły… po Japońsku… - Powiedziałam ci, abyś ściągnął tłumaczenie ze strony! – mruknęłaś zirytowana.
-Próbowałem, ale nie mogłem znaleźć!
-Podesłałam ci dokładny link! – westchnął, ale nic nie powiedział. Przybliżyłaś się, by spojrzeć jak porusza się po stronie. I wtedy.. to poczułaś… - Od kiedy to się perfumujesz? – przybliżyłaś się bliżej. Trudno było się oprzeć, kiedy pachnie tak dobrze. To naprawdę woda kolońska? Taka ładna. Zazwyczaj nie lubisz mocnych zapachów, bo masz bardziej wrażliwy zapach niż większość ludzi, ale to… To miły zapach. Taki świeży, jak drzewa, natura i … wiśnie? Czy nienawiść ma zapach? Teraz zaczynasz robić się zazdrosna. Potwory mają najlepsze rzeczy! Pochyliłaś się jeszcze bardziej, zachwycona zapachem, kiedy koścista dłoń pierdolnęła Cię w twarz odpychając Cię od ramienia Sansa.
-Co do kurwy?! – odsunął się, miał całą czerwoną twarz – Nie perfumuję się kurwa mać! Przestań wdychać mój cholerny kark!
-Nie… - zapytałaś zaskoczona – Więc co to jest?
-Co co jest?! Nie zrobiłem niczego innego! – warknął odwracając się w stronę monitora.
-Ale dzisiaj naprawdę ładnie pachniesz! – przymknęłaś oczy. Nadal był czerwony na twarzy.
-Nie wąchaj mnie!
-Ale to ty mnie wąchasz zawsze!
-Nie wącham cię celowo! Twój mocny ludzi smród jest czy mi się to podoba czy nie! – usiadłaś kładąc ręce na klawiaturze.
-Cóż, nie wiem dlaczego, ale dzisiaj pachniesz jak woda kolońska twojego brata.
-Tsk… a po chuja miałbym się psikać jego smrodami… Nawet normalnie z nich nie korzystam – warknął wpatrzony w monitor. Słyszałaś jak kliknął w kilka miejsc nim westchnął i zapytał – To to? – Popatrzyłaś, na nazwę ściągniętego pliku.
-Tak, to to. – Szybko się ściągnęło i Sans otworzył folder, wpatrując się w listę plików. – Włącz ten plik – powiedziałaś pochylając się znowu, by przeczytać nazwy plików. Wiśnie. Naprawdę pachnie wiśniami. Ale czymś więcej. Jakby czymś żywym. Uwielbiasz ten zapach i zaciągasz się nim głęboko. Z jakiegoś powodu, przypomina ci coś, co wąchałaś wcześniej. Co to było? Coś znajomego.. i jednocześnie… innego niż wszystko inne. Jest taki smaczny! Taki dobry! Taki… I znowu koścista ręka zatrzymała się na Twojej twarzy.
-Co ty kurwa robisz?! – warknął odpychając Cię od siebie.
-Huh? – byłaś zmieszana. Kiedy znalazłaś się tak blisko niego? – Ja tylko… patrzę na twój monitor? - Bo patrzysz na niego… prawda?
-Możesz oglądać to ze swojego miejsca bez wąchania mnie! – przetarł się ręką po karku. Jego czaszka znowu jaśniała… Czy kiedykolwiek tego nie robiła od czasu jak tu przyszedł? Czego się tym razem wstydzi? Nic mi nie zrobiłaś! Przesunął się trochę gładząc się po karku, zauważyłaś, że kilka kości w jego ciele również się… rumieni?
-Dobrze się czujesz? – postanowiłaś zapytać. Może i mówił, że nic mu nie jest, ale jego twarz, to że nie przestał się rumienić i w ogóle…
-Nic mi nie jest… Ja tylko… Nadal nie czuję się za dobrze – mruknął, patrząc na ekran – A twoje dyszenie mi nad karkiem to ostatnie co może mi pomóc!
-Nadal jesteś zmęczony? – zapytałaś. Nie wyglądał na zmęczonego, a przynajmniej nie tak zmęczonego jak go kiedyś wiedziałaś. Jego twarz po prostu była bardzo… czerwona.
-C-coś w tym stylu – mruknął. Zaśmiałaś się.
-Założę się, że gdybyś spał z Podusią, poczułbyś się o wiele lepiej – Popatrzył na ciebie
-Przyniesiesz to gówno jeszcze raz, a znowu wrzucę ją do próżni gdzie jej miejsce! – powiedział mrocznie
-Nie wrzucaj jej do próżni! – drażniłaś się.
-Więc nie wciskaj mi jej kiedy śpię! To dlatego nie chcę spać na twojej cholernej kanapie!
-Ale moja kanapa jest taaaka wygodna! – rzuciłaś z niedowierzaniem – Wiele za nią zapłaciłam aby była idealnie dopasowana długością i wielkością, i wiem, że jest najlepsza!
-To nie o kanapę chodzi! – warknął, gdy gra się otworzyła znowu – Iiii nadal nie działa.
-Wgrałeś wszystko?
-Tak – wywrócił oczami
-Tak jak ci napisałam?
-Zrobiłem wszystko co mi kazałaś! – fuknął.
-Pokaż no… - pochyliłaś się dając się ponownie omotać zapachowi. Skup się na ekranie… Próbujesz naprawić grę. Nie patrz na niego. Nie patrz na jego twarz i … robi się czerwieńszy! Dlaczego jest taki czerwony?! Jak jakaś lepka, ciepła maź czekająca tylko na… Wiśniowa… Musisz to naprawić. Ale odrobina nikomu krzywdy zrobi. Tylko odrobina i…
-Z-zabierz to! – krzyknął podając Ci swój komputer jednocześnie oddalając się – K-kurwa! Co do diabła?! – patrzyłaś na laptop przez chwilę zmieszana
-Huh? - Co ty …
-Jeżeli za każdym razem będziesz wąchać mój kark jak się będziesz pochylać! Zrób to sama! – Zrób co?! Co masz zrobić?
-Huh… - bąknęłaś głupio
-Gra! – nadal nie zbliżał się
-O! Raaaacja! – położyłaś ręce na laptopie – Racja, gra – Sama zaczynałaś się pocić. Co ty …? O czym myślałaś? Nie możesz go ugryźć! Co się dzieje? Otworzyłaś plik i zauważyłaś, że brakuje kilka elementów. – Czacho, kasowałeś coś?
-Nie – oparł się, nadal gładząc kark. Wpatrywał się przed siebie czekając. Wyraźnie nad czymś myślał. Odpaliłaś przeglądarkę internetową. Nim jednak skończyłaś pisać w polu to co chcesz znaleźć, dziwne wyniki wcześniejszego wyszukiwania zaczęły Ci wyskakiwać.
Wielka Cycata Gothka
Na Pieska
Na Żabkę
Kobieta w stroju krowy
Otworzyłaś szerzej oczy wpatrując się na wyniki. On… On nie… Nie… Ale dowody miałaś przed sobą. Cóż… w końcu zdecydował się sprawdzić te rzeczy. To nadal jego sprawa, nie Twoja. Milczałaś, i dalej pisałaś, ale pojawiało się więcej wyników wyszukiwania, więc zatrzymałaś się by je przeczytać.
Seks oralny
Laktacja
Boswette
Sans, co do diabła? Czego on szukał?! Wstrzymałaś oddech, czytając kilka kolejnych, bardziej… specyficznych wyszukiwań. Ale po co? To co się robi prywatnie, to się robi prywanie. Nie powinnaś się z tego naśmiewać. Bądź miła. Nie drażnij go. Dasz radę! Możesz to zrobić! No i sam powiedział, że nie czuje się dobrze, więc dasz mu dzisiaj spokój. Skończyłaś przeglądać wyniki wyszukiwania i ponownie ściągnęłaś patcha który miał wypełnić luki w grze, ale… racja… musiałaś użyć programu. Więc znowu weszłaś w przeglądarkę
Hentai
Furries
Kozie Furries
Zatrzymałaś się otwierając szeroko oczy na ostatnim wyniku. O-on…? Sans naprawdę…!
-… Kozie furry!!! – krzyknęłaś nie mogąc dłużej się kontrolować. Sans podskoczył zaskoczony Twoją nagłą reakcją
-H-huh… Ja… c-co? – widziałaś jak szerzej otwiera oczy z każdą chwilą, kiedy dociera do niego o co krzyczysz – Ja… Ja nie…
-Szukałeś furry kóz?
-N-NIE! Kurwa mać!
-Za każdym razem kiedy chcę coś znaleźć, wyskakuje mi lista stron porno!
-Ja nie! J-ja nie… - Jego twarz mówiła prawdę. Był cały czerwony. Czerwieniutki. – Ja t-tylko szukałem…. J-ja chciałem… wiedzieć jak to działa… J-ja…
-A w jaki sposób furry kozie ma nauczyć cię o seksie? – Szkielet przełknął głośno
-T-to nie tak!
-Czacho!
-S-sprawdzałem oznaczenia!
-Ta, jasne! Oznaczenia które przypominałyby ci o twojej królowej?!
-To się nie liczy! Furry i potwory są kompletnie inne!
-Ale chciałeś się upewnić na ile kozie furry jest inne od prawdziwego koziego potwora?
-Wy ludzie macie tam pełno spierdolenizny więc chciałem sprawdzić!
-To twoja królowa, Czacho!
-To nie ma z nią nic wspólnego!
-Czacho!
-Pieprz się! Oddaj mi komputer! – jego kości głośno zastukały kiedy zabierał od Ciebie laptop – I technicznie nie jest już królową!
-Wiem! Ale totalnie coś do niej czujesz!
-Nie!!! – uśmiechnęłaś się, patrząc jak czerwony szkielet chce patrzeć na wszystko w pokoju, ale nie na ciebie. Pochyliłaś się więc w jego stronę.
-Założę się, że wczoraj tez nie spałeś… co nie? – uśmiechnęłaś się cwanie
-Spałem! – warknął
-Przepraszam Czacho… - złączyłaś ręce w geście przeproszenia – Zniszczyłam twoją czystość… Byłeś taki niewinny i słodki wcześniej, ale teraz…
-AKURAT!
-A teraz jesteś gotowy aby się z kimś związać – zaśmiałaś się
-Mówiłem, że sprawdzałem to gówno! Nic więcej!
-Jasne… jasne… - martwiłaś się o jego zbyt czerwoną twarz, więc nie powiedziałaś już nic więcej – Ale dlaczego porno? Mogłeś wejść na Wiki, albo na jakąś inną stronę, czy coś?
-Tsk.. – fuknął – Informacje jakie dostaliśmy od waszego rządu były gówniane, więc… Wiki nie będzie lepsze.
-Hm… Jesteś pewien, że to dlatego iż miałeś nadzieję znaleźć coś co ci się spodoba…?
-Nie – warknął – To najbardziej popierdolone gówno jakie w życiu widziałem!
-Heh, cóż… no tak… to porno – zaśmiałaś się. Sans uniósł brwi patrząc na Ciebie
-Co to kurwa miało znaczyć?
-Wiesz… kiedy już to z kimś robisz… no wiesz…
-Co? – Racja, nie wie.
-To co pokazują w pornosach, nie jest prawdziwe – zastanawiałaś się jak mu to powiedzieć – To nie tak wygląda. W seksie chodzi o danie przyjemności, a nie o pokazywanie jak…
-Mówiłaś, że nie pokazują wszystkiego! – był zmieszany
-Cóż, tak.. to… to porno – nadal patrzył na Ciebie z wielkim zmieszaniem. Westchnęłaś… Zastanawiając się co powiedzieć. Ciężko wyjaśnić różnice między prawdziwym seksem a porno komuś, kto sam tego nie robił. – To może zrobimy tak. Ty powiedz mi jak działa potworzy seks – uśmiechnęłaś się – A ja powiem ci wszystko co przegapiłeś o ludzkim.
-Mowy nie ma! Nie dowiesz się nic o potworzym seksie!
-Ale to nie fair! Teraz ty wiesz, musisz mi powiedzieć! – uśmiechnął się i spojrzał na Ciebie zadowolony
-Nie! Baw się dalej jako głupi, niewinny człowiek. – Patrzyłaś na jego cwaną minę. Akurat! Od lat nie byłaś niewinna! Jesteś wampirem z kilkoma setkami na karku. Masz na ten temat więcej informacji niż ludzki mózg zdołałby udźwignąć.
-Macki – rzuciłaś nim się powstrzymałaś. Uśmiech Sansa zniknął
-M…macki? – powtórzył
-Tak… macki…
-Macie…macki?
-Uh… Właściwie… - odwróciłaś wzrok – Nie powinnam o tym mówić …
-Gdzie?! Nie widziałem żadnych cholernych macek!
-Cóż jasne… oglądałeś porno. Nie pokazujemy ich w porno
-Ale.. widziałem wszystko! WSZYSTKO! Nie ma żadnych pieprzonych macek!
-To bardzo prywatne i intymne dla ludzi. Tak bardzo… że wielu z nas udaje, że nie istnieją.
-Ale… nie macie miejsca na… Po co mielibyście ich….
-Mniejsza – machnęłaś ręką – To nie ma znaczenia. To ludzki seks, więc nie musisz wiedzieć. No chyba, że będziesz chciał uprawiać go z człowiekiem – powiedziałaś próbując walczyć z własnym cwanym uśmiechem, spojrzałaś na niego przez ramię – No i … nie powinnam ci mówić
-Ale… - próbował jeszcze raz, wyraźnie zagubiony.
-Nie martw się. Większość ludzi nie będzie się spodziewało, że o tym wiesz, więc nie wyjdziesz na głupka. – Popatrzył na swoje ręce i zmarszczył brwi. Czy on naprawdę Ci uwierzył?! Oh słodkie gwiazdy… kiedy się dowie prawdy… - W-w każdym razie – wzięłaś swój komputer – Naprawiłam grę, powinna teraz działaś – Sans otworzył ją, milczał – I hm… mam pytanie do ciebie….
-Hm….? – mruknął patrząc na włączającą się grę
-Byłam wczoraj u twojego brata w mieszkaniu. Kupił wiele rzeczy ze sklepu i zawiozłam go, aby nie musiał ich targać po całym mieście.
-To to robiliście?
-Tak – uśmiechnęłaś się – A myślałeś, że co?
-Że nie jesteście na pierdolonej randce! – zaśmiał się – Wiem, że nikogo nie masz
-Cham! Mogłabym znaleźć kogoś gdybym chciała! Po prostu nie chcę …
-Heh heh! Jasne! Bywam z tobą w prawie każdy weekend i nigdy nie usłyszałem, abyś z kimś rozmawiała, z kimś spoza gier online!
-No wiesz. A po co mam kogoś szukać? To oznacza mniej czasu na granie w gry! – uśmiechnęłaś się przeglądając jeszcze raz swój ekran – No i … Jeżeli bym z kimś chodziła na randki, oznaczałoby to mniej czasu spędzania z tobą! – Sans zamilkł, kiedy nic nie odpowiedział, popatrzyłaś, jego rumiana twarz skupiona była na grze. – Gdybym wychodziła co noc na ranki, byłbyś smutny i mówił „tęsknię za moją słodką przytulaną sąsiadeczką taaaak bardzo. Jest mi tak źle, bo jej tutaj nie ma!” – Sans wpatrywał się mocniej w ekran
-Prędzej utopiłbym się w twoim kiblu niż to powiedział – mruknął. Zaśmiałaś się widząc jak kolory znikają równie szybko jak się pojawiły. Nadal się lekko rumieni, ale już nie tak bardzo.
-Więc um… chciałam cię zapytać o – zaczęłaś czując, że zgubiłaś główny temat – Widziałem coś dziwnego w domu Szefa i … chciałabym cię o to zapytać.
-Ta…ta… skarpeta jest moja – mruknął
-Nie, tego się akurat domyśliłam… Um… - wzięłaś głęboki wdech – Szef pokazał mi zdjęcia z okresu kiedy byliście dziećmi i … pewnie i tak mi nie powiesz, ale…
-Pytasz czy nie?!
-Kiedy byłeś dzieckiem, miałeś białe, małe światełka w oczodołach. I nagle, stały się czerwone. Co się stało? - Sans patrzył na grę. Pierwszy raz w ciągu dzisiejszego dnia, rumieńce całkowicie zniknęły z jego twarzy. Przez chwile błądził wzrokiem zastanawiając się nad odpowiedzią. Wziął głęboki wdech i znowu spojrzał na monitor.
-Ja… ja zabiłem kogoś….
-Prędzej utopiłbym się w twoim kiblu niż to powiedział – mruknął. Zaśmiałaś się widząc jak kolory znikają równie szybko jak się pojawiły. Nadal się lekko rumieni, ale już nie tak bardzo.
-Więc um… chciałam cię zapytać o – zaczęłaś czując, że zgubiłaś główny temat – Widziałem coś dziwnego w domu Szefa i … chciałabym cię o to zapytać.
-Ta…ta… skarpeta jest moja – mruknął
-Nie, tego się akurat domyśliłam… Um… - wzięłaś głęboki wdech – Szef pokazał mi zdjęcia z okresu kiedy byliście dziećmi i … pewnie i tak mi nie powiesz, ale…
-Pytasz czy nie?!
-Kiedy byłeś dzieckiem, miałeś białe, małe światełka w oczodołach. I nagle, stały się czerwone. Co się stało? - Sans patrzył na grę. Pierwszy raz w ciągu dzisiejszego dnia, rumieńce całkowicie zniknęły z jego twarzy. Przez chwile błądził wzrokiem zastanawiając się nad odpowiedzią. Wziął głęboki wdech i znowu spojrzał na monitor.
-Ja… ja zabiłem kogoś….