1 stycznia 2018

Córka Discorda - Tajemniczy Ogier [Daughter of Discord ch 13]


Oryginalny tytuł: Daughter of Discord
 Tłumaczenie: Yumi Mizuno
...

Discord i Screwball turlali się na podłodze ze śmiechu po udanym psikusie na Pinkie Pie. Kiedy chciała usiąść na krześle, podsunęli jej poduszkę pod tyłek, która wydała z siebie dźwięk podobny do muczenia krowy. Różowy kucyk śmiał się razem z nimi.
-Macie mnie!
Discord natychmiast przestał się śmiać, kiedy jego żona podeszła do niego.
-Widzę, że wróciłeś do swoich starych psot. - mruknęła
-Cóż, ja... - uśmiechał się nerwowo - ... tylko troszeczkę...?
-Rozumiem, że jesteś zbyt zajęty aby poprosić mnie do tańca.
-Nie! - podskoczył i chwycił ją pod ramię.
Screwball przyglądała się wirującym na parkiecie rodzicom. Widziała także Dinky i Cinnamon Stick oraz Apple Blossom z Thunder Dash. Flutterby Lily tańczyła z jakimś jednorożcem, podczas kiedy Rainbow i Soarin szeptali między sobą. W powietrzu czuć było miłość, Screwbal aż westchnęła.
-Nie mogę uwierzyć, że te gołąbeczki w końcu się zeszły! - powiedziała do niej Lighting
-Thunder i Blossom czy Dinky i Cinnamonn?
-I oni i oni! Szalone, co?
-W samą porę, nie sądzisz?
-Tak. Gdyby tylko któraś z nas miała jeszcze swojego wyjątkowego kucyka, to naprawdę byłby ciekawy wieczór.
-Racja. - mruknęła
-Słucham?
Dwie klacze popatrzyły na ogiera, który właśnie stał przed nimi. Był jednorożcem o brązowym umaszczeniu, niebieskich oczach i blond włosach. Wyciągnął kopyto w ich stronę.
-Czy mogę poprosić do tańca, panno?
Screwbal zaczęła się rozglądać.
-Ja?
-Oczywiście.
Popatrzyła na przyjaciółkę, która gestem głowy nakazywała jej przyjąć propozycję.
-Dobrze. - odpowiedziała w końcu.
Jej przyjaciółka mrugnęła do niej, jak tylko ogier doprowadził Screwball na parkiet. Był bardzo szarmancki jak na swój wiek, ukłonił się nim zaczeli tańczyć i zgrabnie się z nią poruszał. W pewnym momencie popatrzył jej w oczy, nie mogła odegnać myśli, że było w nim coś znajomego.
-Czy my się znamy?
-Nie, jesteśmy całkiem obcy - uśmiechnął się.
Kłamał.
-Na pewno?
-Wiem kim jesteś.
-Tak?
-Jesteś Screwball, córka Discorda, pana chaosu.
-Co mi się tak przyglądasz?
-Właściwie, to masz wspaniałe włosy. - Uniosła brwi. - No i te wspaniałe oczy.
-Po prostu cię wciągają, co nie? - mruknęła
-Jesteś tak samo bystra jak i piękna - zachichotał
-Na pewno nigdy się nie spotkaliśmy?
-Hm, może kiedyś raz się widzieliśmy?
-Ze szkoły?
-Raczej nie, uczyłem się w domu.
-W domu? - pomyślała o jednej osobie, ale musiała się upewnić - Jak masz na imię?
Pochylił się i szepnął jej do ucha
-Jeżeli ci powiem, to będziesz wiedzieć, że kłamię. - Kiedy się wyprostował jego oczy zabłyszczały na zielono. Dziewczyna popatrzyła na niego szerokimi oczami.
-Mothball?
-Nie da się ciebie oszukać, prawda? - Uśmiechnął się
Chciała coś powiedzieć, ale wtedy muzyka ucichła a Apple Bloom mówiła do mikrofonu.
-Dobrze się bawicie?! - w odpowiedzi publiczność zaczęła wiwatować - Teraz będzie coś dla par! Panowie, macie okazje chwycić swoje panie i zabawić się w wolnym tańcu. Dajesz Sweetie Belle!
-Oh! - pisnęła Punkie - Czy możemy, Red? Możemy, możemy, możemy? To byłoby takie romantyczne! - w odpowiedzi maż zaśmiał się i wziął ją za kopyto.
-Wszystko dla ciebie, moja mała radości!
Soarin spojrzał na Rainbow.
-Kochanie, wiem, że nie przepadasz za wolnymi tańcami, ale...
-Hej, to nie problem. - pociągnęła go za sobą.
Screwwball popatrzyła w oczy ogiera stojącego przed nią. Nie były Mothballa, ale nie zmieniała faktu, że to był on.
-W bardzo tajemniczy sposób... - śpiewała Belle - Pewnego razu, potrzebowałem cię... - umieściła kopyta na jego ramionach i zaczęła delikatnie kołysać się w rytm muzyki - W bardzo tajemniczy sposób, byłeś moim przyjacielem.
-Mam róże od ciebie - szepnęła - to było... słodkie. - Przypomniała sobie radość, kiedy znalazła róże na parapecie. Zastanawiała się, dlaczego Mothball nie przestaje do niej przychodzić. Książę tym czasem przyglądał się dziewczynie z uwagą. Na samym początku prawie jej nie poznał, miała na sobie piękną elegancką suknię, nie miała swojego kapelusza, była nawet ładniejsza niż pamiętał. Jej włosy z wdziękiem opadały na jej ramiona. Jej uśmiech sprawił, że poczuł dziwne ciepło w klatce piersiowej. A im bardziej patrzył w jej oczy, tym bardziej czuł dziwne bicie w środku. To właśnie w tym momencie, Discord zobaczył parę.
-Screwball jest z ... - dym zaczął ulatniać się z jego nosa - CHŁOPCEM?! - Już chciał wybuchnąć gniewem, kiedy poczuł na sobie uspokajające gładzenie zony.
-Spokojnie, kochanie - powiedziała łagodnie - tylko tańczą.
-Ale taniec może prowadzić do obściskiwań, a obściski do przytulania, przytulanie do całowania, a całowanie może doprowadzić do...!
-Discord!
-Masz rację. - westchnął - Nie należy przesadzać. - Mimo to, nadal zerkał co jakiś czas w ich stronę. Tym czasem muzyka grała nadal.
-W bardzo tajemniczy sposób, myślę, że jestem w tobie zakochany. W tak bardzo tajemniczy sposób, chcę płakać - Mothball był zagubiony w spojrzeniu Screwball, że nie zdawał sobie sprawy iż zaczęli unosić się w powietrzu. Dziewczyna nie była świadoma tego co właśnie robi. Książę w końcu zerknął w dół i westchnął. Dziewczyna za to zaczęła lekko się śmiać.
-Przepraszam, to było silniejsze niż ja.
-Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać. - uśmiechnął się niezręcznie
Jak tylko piosenka osiągała punkt kulminacyjny, kucyki zaczęły zwracać uwagę na młodą parę w powietrzu. Byli zachwyceni tym jak wdzięcznie się razem poruszają. Discord z trudem nie reagował, zaciskał jedynie mocno zęby tak, że zaczęły go boleć.
Okręcił ją dookoła, a kiedy znowu stali przed sobą, oboje zamknęli oczy. W tym momencie liczyli się tylko oni i anielski głos Sweetie. Przeszył go dreszcz, kiedy położyła głowę na jego piersi. Czuł, jak jej miłość przechodzi na niego, był nawet silniejszy niż po ubiegłym spotkaniu. Pogładził ją po głowie.
-Tęsknie za tobą. - szepnęła
-Brakowało mi ciebie. - uniósł jej głowę aby popatrzeć w jej oczy. Ta zamknęła je jedna i pochyliła się do przodu. Mothball wpadł w panikę, kiedy uświadomił sobie co ona próbuje zrobić. Starał się odchylić najdalej jak to możliwe. Kiedy już wiedział, że koniecznie chce się z nim całować położył kopyto na jej ustach.
-Może nie tutaj? - szepnął. Wtedy oklaski przywróciły ja do przytomności. Byli w centrum zainteresowania, wszyscy na nich patrzyli, nawet jej tata. Przytaknęła i zniknęli.
-Gdzie oni teraz są? - zapytał nerwowo Discord
-Czy to ważne? - Fluttershy popatrzyła na niego - Myślę, że to słodkie. Naszą córkę adoruje ładny młody chłopiec.
-Ale czy jest miły? Czy ma poczucie humoru? Czy jest wystarczająco dobry dla mojej córki? Jak ma na imię? Czy w ogóle się jakoś nazywa? Kiedy go nam przedstawi? KTO TO JEST?!
-Kochanie, twój temperament...
-Temperament, szmarent! Chcę odpowiedzi! - Minął kucyki w sali balowej i zaczął szukać młodej pary w ogrodzie.

-Czysto. - Mothball kiedy schylał się za krzakiem. - Nie sądzę, aby ktokolwiek nas tutaj znalazł. Ohh! - Poczuł jak dziewczyna mocno go obejmuje.
-Gdzie byłeś przez ten cały czas?!
-Nie...mogę...oddychać...! - sapał
-Przepraszam. - odsunęła się niezręcznie
-Przykro mi. Matka rzadko wypuszczała mnie z ula, a jak już to puszczała za mną strażników.
-Jak teraz udało ci się wymknąć?
-To idealny teren łowiecki - wzruszył ramionami i pochylił się do przodu - no i nie mogłem przejść obojętnie obok ciebie.
-Dlaczego mi od razu nie powiedziałeś?
-Bałem się, że ktoś może usłyszeć. - Po chwili przerwa między nimi zaczęła się zmniejszać, jak tylko książę się zorientował, natychmiast się cofnął.
-Screwball, nie możesz!
-Dlaczego?
-Czy wiesz co się dzieje, kiedy pocałujesz odmieńca?
-Nie, ale chcę się dowiedzieć.
Zatrzymał jej kolejną próbę.
-Screwball, pocałunek odmieńca jest bardzo niebezpieczny i może być zagrożeniem dla życia. Jeżeli cię pocałuję, mimowolnie pozbędę się całej twojej mocy, wysysając ją z ciebie jak z gąbki. Wystarczy, że siedzisz tak blisko mnie!
-A co jest w tym złego?!
-Nie chce cię skrzywdzić, dobra?
Jęknęła z irytacją.
-Dobrze, ale wiesz... że nie musisz się przede mną ukrywać?
-Screwball, ktoś może zobaczyć. - westchnął
-Nie interesuje mnie to, chcę zobaczyć prawdziwego ciebie! Proszę.
-Cóż... no dobrze...
Wziął głęboki wdech, a jego ciało wybuchło zielonym płomieniem, przekształcając go w jego prawdziwą formę. Jego włosy były dłuższe, a on był wyższy od niej. Dla wszystkich byłby przerażający, ale nie dla Screwball. W jej oczach był najprzystojniejszym ogierem w całej Equestrii. Książę poczuł jak jej uczucia wzrastają, nie mógł się nadziwić, że jeden mały kucyk może czuć coś tak wielkiego do niego. Nikt nie słyszał Discorda, szukającego ich po ogrodzie. Usłyszał parę głosów, a potem schował się za krzakami. Akurat, zobaczył jak książę się zmienia. W pierwszej chwili był jak sparaliżowany. spodziewał się, że jego córka będzie mądra i zacznie uciekać, ale tego nie zrobiła. Zamiast tego, podniosła kopyto dotykając twarzy podmieńca.
Wyrwał się z szoku i wyskoczył warcząc na wroga. Para odskoczyła od siebie.
-TY! - ryknął
-Tato, czekaj! - zawołała Screwball
Mothball musiał działać, kiedy Discord złapał go za ogon, niestety ten sparaliżował go tak, że nie mógł używać swojej magii.
-Ostrzegałem cię, abyś trzymał się z dala od mojej córki! - ryknął tak głośno, że można go było usłyszeć na sali balowej. Wiele kucyków wybiegło z sali zainteresowanych zamieszaniem, w tym Fluttershy i jej przyjaciół, oraz księżniczki.
-Podmieniec! - krzyknęła Cinnamon Roll
-Obrzydliwy! - płakała Gramstone
-Tato! Puść go! - wołała Screwball - To nie to co myślisz!
-Trzymaj się z tyłu, Screwball! - rozkazał Discord - Ten owad karmi się tobą!
Jego oczy dosłownie płonęły z wściekłości.
-Tato, nie rób tego!
Nie myśląc wiele, użyła swojej magii aby odepchnąć swojego ojca tak, że ten wpadł na pobliskie drzewo krzycząc z bólu, jednak jego czar na księciu zniknął.
-Uciekaj! - powiedziała szybko - Wynoś się stąd!
Książę nie tracił sekundy, po prostu zniknął.
Fluttershy podleciała do boki męża i czule pogłaskała go po głowie.
-Wszystko dobrze?
Zerwał się nagle i usiadł. Skrzyżował ręce i popatrzył z dezaprobatą na córkę. Screwball popełniła błąd. Zobaczyła, jak tłum kucyków przygląda się jej z przerażeniem, zwłaszcza jej przyjaciele. Przeniosła wzrok na ojca i pochyliła głowę ze wstydu.
-Ty.... - Discord chrząknął - masz mi wiele do powiedzenia, młoda damo!
Share:

Córka Discorda - Szczęście i dramat na Wielkiej Gali [Daughter of Discord ch 12]


Oryginalny tytuł: Daughter of Discord
 Tłumaczenie: Yumi Mizuno
-Chodźcie, dziewczyny! - krzyczał Cinnamon Stick stojąc przed damską szatnią - Wpuśćcie mnie!
-To nie tak, że wstydzimy się przed tobą ubierać! - zawołała Screwball
-Po prostu nie chcemy pokazać ci teraz naszych sukienek! - zakończyła Dinky
-Chcemy, abyście mieli niespodziankę!
-Niespodziankę? Znam was od zawsze!
-Po prostu idź do ojca, cukiereczku! - rozkazała Apple Jack - Zobaczymy się wieczorem!
-Jak chcesz, mamo. - chłopiec westchnął
-Więc, Screwball. - księżniczka Flutterby Lily podeszła do niej - Czy jest jakiś kucyk, z którym chcesz zatańczyć?
-Nie do końca. A ty? - zarumieniła się
-Nie, mój ostatni chłopak był arogancki. Mam dość tych wszystkich snobów z Canterlot. Bez obrazy, Rarity
-spokojnie. - odpowiedziała jednorożec próbując uczesać córkę - Nie ruszaj się, Gramstone. Wiesz ile masz kudłów?
-Pewnie od tego, że tak ją szarpiesz. - zaśmiała się Cinnamon Roll.
-Rarity, jesteś pewna co do tej prostownicy? - zapytała się Pinkie.
-Na mnie zawsze działa - odpowiedziała - Dlaczego pytasz?
-Bez względu na to ile będę prostować włosy moim dziewczynom i tak stają się napuszone!
-Ah! - krzyknęła Apple Blossom
-Co się stało kochanie? - zapytała się Cheerilee
-Patrz, mamo! - Klacz pokazała swoje włosy matce - Rozdwojone końcówki!
Gramstone krzyknęła, kiedy jaj matka nagle szarpnęła ją za mocno.
-Powiedziałaś rozdwojone końce? - Rarity zmartwiła się
-Łał! - Pinkie wzięła kosmyk włosów dziewczyny w kopyto - Faktycznie!
Jednorożec westchnęła ciężko.
-To straszne! Nie martw się kochanie! Zaraz się za ciebie zabiorę, jak tylko skończę z Gramstone!
-Ale ciociu Rarity, to awaryjna sytuacja - nalegała Screwball - jest tutaj taki chłopiec...
-Chłopak?! - rzuciła lokówkę - Dlaczego nie powiedziałaś? - złapała za nożyczki i nakazała Apple Blossom siedzieć.
-Mamo! - Gramstone krzyknęła - a co z moimi włosami?!
-Oh, um.. - jęknęła - Fluttershy, możesz?
-Oczywiście. - pegaz podeszła do małego jednorożca, podczas kiedy Rarity zajmowała się włosami młodej klaczy.
-Więc ten chłopak... - mówiła - jesteście blisko?
-Byliśmy przyjaciółmi przez pewien czas - odpowiedziała z rumieńcem
-I jeszcze cię nie poprosił o chodzenie? Kochanie! Powinnaś dać mi znać wcześniej! Kiedy ostatni raz czesałaś grzywę?
-Upewniam się, że czesze ją codziennie. - chrząknęła Cheerilee
-No, to takie włosy muszą być rodzinne u Applów.
-Hej! - warknęła Apple Jack
-Nie bierz tego do siebie, kochanie, taka jest prawda!
-Ała! - Gramstone krzyknęła - Nie ciągnij tak mocno!
-Gramstone! Szczerze mówiąc nie wiem skąd masz tak okropne maniery! Pewnie po twoim ojcu!
-Ale Fanty Pants zawsze jest grzeczny. - powiedziała Twilight siedząc pod suszarką do włosów.
-Oh oczywiście, że jest! On jest zawsze taki uprzejmy, zwłaszcza kiedy wbija ci nóż w plecy. Myśli że będzie zawsze tak łatwo mu wybaczyć, kiedy po prostu słodko przeprosi...
-Ał! - Apple Blossom stęknęła, kiedy Rarity nagle mocno szarpnęła ją za grzywę. Jednorożec automatycznie uśmiechnęła się przepraszająco.
-Tak mi przykro, kochanie.
-Czy wszystko dobrze, Rarity? - zapytała Fluttershy
-Wydajesz się być przybita. - zauważyła Apple Jack - Czy ty i Fancy Pants się pokłóciliście?
-Co?! - zamarła - Oh, nie! - zacisnęła zęby - Wszystko dobrze!
-Ał! - syknęła Apple Blossom
-Jeżeli wszystko dobrze. - mruknęła Cherliee - proszę, uważaj na moje dziecko.
Kucyki zdecydowały skupić się na przygotowaniach.
-ślicznie wyglądasz! Na pewno mu się spodobasz, Dinky! - oznajmiła Screwball
-A kto będzie? - zapytała się Pinkie
-Właśnie, kto? - Derpy pochyliła głowę
-Nikt - wymamrotała dziewczyna
Trojaczki pojawiły się przed nią.
-Dinky znalazła swojego wyjątkowego kucyka! - zawołała Blueberry
-To cudownie! - ucieszyła się Rasberry
-Czy już ci powiedział, że cię kocha? - klaskała Cherry
-Dinky ma chłopaka! - skandowały we trzy
-Nie mam! - wykrzyczała Dinky
-Chodźcie dziewczyny. - odciągnęła je Pinkie - dajmy jej odetchnąć. Poza tym czas polerowania kopytek.
-Uwielbiam kiedy moje kopytka się świecą! - zawołała Rasberry
-Ja też!
-I ja!
Dinky westchnęła.
-Nie miały nic złego na myśli. - zapewniała ją Screwball - One po prostu takie są.
-A co jeżeli mu się nie spodobam? - pociągnęła nosem
-Zaufaj mi. Kiedy skończę z tobą, żaden kucyk ci się nie oprze!

Discord popatrzył na zegarek, jaki chwilę wcześniej przyzwał na swój nadgarstek.
-Dlaczego to tak długo trwa?
Wszyscy mężczyźni czekali na dole schodów czekając na swoje dziewczyny. Gala odbywała się w ogrodzie. Spike wzruszył ramionami.
-U dziewczyn zawsze to tyle trwa. Gdybyś mieszkał z nimi przez całe życie to byś się przyzwyczaił.
-Tato. - Cinnamon Stick podszedł do smoka - Jak tam mój oddech?
-Pytałeś się mnie chwilę temu. Twój oddech jest w porządku.
-Przepraszam, jestem zdenerwowany. - ogier pociągnął za kołnierz smokingu - Czy tylko mi się wydaje, czy tutaj jest gorąco?
-Tylko tobie. Co się stało? - zapytał się Shining Armor
-Myślę, że wiem. - odezwał się Discord podlatując do chłopaka - Chodzi o dziewczynę, tak?
-Uh.. - zmieszał się - Być może?
-Wyglądasz świetnie! - Spike poklepał go po głowie - Poproś ją do tańca!
-A o kim mówimy? - zapytał się pan chaosu. Potem przyszła mu do głowy myśl, a jego ciało stanęło w płomieniach - Lepiej, aby to nie była MOJA córka!
-Nie! To nie ona! - zawołał - Uspokój się, koleś. Naprawdę
Discord ostygł.
-Przepraszam. Nie wiem czy zauważyłeś, ale mogę być nieco zaborczy co do mojej córki.
-Yap. - skinął głową Big Macintosh
-Pozwól, że dam ci kilka rad, dziecko - Red Shoes podszedł do źrebaka - Najlepiej jest rozbawić klacz.
-Jesteśmy! - Pinkie wraz z córkami zbiegła ze schodów. Były ubrane w kolory pasujące do ich umaszczenia, przystrojone słodyczami i owocami. Red podszedł do nich szybko.
-Obserwuj. - szepnął do Cinnamona - Pinkie, moja przepiękna laleczko! Cudownie dzisiaj wyglądasz. Patrz, mam dla ciebie kwiaty! - róże pojawiły się znikąd i podał je żonie.
-Oh, Red. - westchnęła z zachwytu biorąc kwiaty - Nie powinieneś... - ocknęła się, jak konfetti wystrzeliło z bukietu prosto w jej twarz. Trojaczki zaśmiały się, a Pinkie razem z nimi. -Oh ty! - wykrzyknęła, łapiąc się za ramię męża.
-Nie sądzę. - szepnął Cinnamon - aby ona była tym typem dziewczyny. - Zamilkł kiedy reszta pojawiła się na szczycie schodów. Wszystkie wyglądały pięknie, lecz to właśnie Dinky przykuła jego uwagę. Miała na sobie niebieską pelerynę i piękną haftowaną sukienkę, jej blond włosy były związane w kok. Cinnamon czuł, że zaraz padnie z zachwytu. Spike musiał go uderzyć w bok, aby powrócił do świadomości.
-Teraz masz szanse - szepnął - bierz ją tygrysie.
Ogier przełknął ślinę i podszedł do dziewczyny
-Łał! Cinnamon! Świetnie wyglądasz! - zawołała Screwball - Na pewno...
-Dinky! - krzyknął ignorując przyjaciółkę - Jesteś ... bardzo ... hm... - zarumienił się - piękna.
I ona spąsowiała.
-Ty też. Znaczy się, przystojny! Ja... ja..
-Ponieważ.. hm... żaden z nas nie ma ... partnera ... - popatrzył za siebie na ojca, który trzymał za niego kciuki - czy chcesz.. uh... iść ze mną?
-Jak.. randka? - otworzyła szerzej oczy
-Um... tak?
Zaniemówił, kiedy ona rzuciła mu się na szyje krzycząc głośno "tak!" Potem odsunęła się niezręcznie.
-to znaczy... - wzięła głęboki wdech - Oczywiście.
Screwball uśmiechnęła się widząc jak para razem odeszła. Nawet nie przejęła się tym, że Cinnamon ją olał.
-Rany, rany, rany - Discord mruknął patrząc na żonę i córkę - Czy moje panie nie są najpiękniejsze?
-Nie schlebiaj tak nam - Fluttershy uśmiechnęła się chytrze- Wiesz, że Screwball wygląd odziedziczyła po mnie.
-Wiesz, że kiedy tak mówisz nie umiem ci się oprzeć? - kiedy pocałował ją, młodsze klaczki zakryły oczy.
-Prawda, że Apple Blossom pięknie wygląda? - Cheerilee podeszła do Big Macka
-Yap! - zgodził się z entuzjazmem
-A oto i moja dziewczynka! - Spike zawołał kiedy Cinnamon Roll podbiegła do niego - Nie ma piękniejszej klaczki od cie... - wtedy zaniemówił kiedy zobaczył Apple Jack - Hej! Ile kosztuje ten kucyk?
Kowbojka przewróciła oczami i pocałowała smoka w policzek. Rarity westchnęła kiedy obserwowała pary.
-Do mnie tez mówił takie głupie rzeczy. - mruknęła
-Kto mówił, mamo? - Gramstone zapytała się matki
-Nieważne, kochanie.
Obserwowała jak Cadence i jej córka otrzymują komplementy od Shining armora, jak wszystkie jej przyjaciółki są w ramionach mężów i całują się czasem. Na nią jedyną nikt nie czekał na dole schodów. Szczególnie przyglądała się Apple Jack i Spike. Przypominała sobie, jak smok za młodu to ja traktował jak królowa. Rarity zaczęła się zastanawiać, co by było, gdyby przed laty przyjęła jego względy, nim ostatecznie wybrał Apple Jack. Czy ona byłaby teraz na jej miejscu? Rarity nienawidziła, kiedy była zazdrosna o przyjaciółki. Czuła się wtedy tak obrzydliwie i egoistycznie. Mimo to bolało ją, że widzi wszystkich swoich przyjaciół w pełni szczęścia, podczas kiedy ona musiała silić się na uśmiech. Nawet Twilight i Derpy wyglądały teraz na bardziej szczęśliwie niż ona, żadna z nich nie miała męża, ale mimo to i tak się uśmiechały.
-Mamo - Gramstone wyrwała ją z zadumy - Kiedy tatuś przyjdzie?
-On nie przyjdzie. - jednorożec zesztywniała
-Ale obiecał.
-Nie przyjdzie, dobrze?
-Te wszystkie suknie są dziełem Rarity! - ogłosiła Twilight. Na twarzy jednorożca zagościł uśmiech, jej przyjaciołom podobała się jej praca.
-Jak zawsze, genialne kreacje - Celestia odezwała się dołączając do grupy - Każda klacz wygląda jak księżniczka, a to wszystko dzięki tobie!
-Dziękuję - Rarity ukłoniła się z dumą
-Wasza wysokość! - wszystkie głosy skierowały się w stronę Flasha, tylko nie Twilight- Goście przybyli! Mamy już wpuszczać?
-A czy Znaczkowa Liga już jest? - zapytała Celestia
-Jeszcze nie, księżniczko - powiedział Shining Armor
-Mogły wpaść w korek - zasugerowała Apple Jack - jest teraz dość tłoczno
-Mam pomysł - oświadczyła Twilight - Pinkie Pie, możesz ty i Red Shoes zająć się zabawą póki one nie przyjdą?
-Pewnie! - zawołała Pinkie
-Otworzyć drzwi! - zawołała Celestia. flash skłonił się i po raz ostatni popatrzył na Twilight.
-Dlaczego go tutaj przyprowadziłaś? - Twilight szepnęła do Cadence kiedy szły przed siebie.
-Bo powinnaś z nim porozmawiać - odpowiedziała surowo
-On i ja nie mamy o czym rozmawiać
-Tak, macie! Ty i Flash jesteście stworzeni dla siebie! Nie możesz tego tak po prostu zostawić.

-Woo hoo - bliźnięta Dash wiwatowały, kiedy ich rodzice lądowali
-Byliście niesamowici! - zawołała Lighting
-Olśniewający! - krzyknął Thunder
-świetni!
-Cudowni!
-Najlepsi!
-Super, ultra genialni! - pisnęła Prism
-Zawsze robicie wielkie show - zgodziła się Apple Jack
-Czy Znaczkowa Liga już przybyła? - zapytała się Rainbow.
-Nie, ale poczekaj aż zobaczysz co Pinkie i Red teraz robią.
Red stał teraz na scenie w przebraniu maga i wyciągnął z cylindra niebieski ogon.
-Hm, to nie jest raczej królik - powiedział do publiczności, chociaż sam nie był zaskoczony. Okazało się, że wyciągnął Blueberry. Publiczność była zachwycona, kiedy dziewczynka za ogon wyciągała kolejno swoje siostry.
-Jak on je wszystkie tam zmieścił? - szeptały między sobą.
Wtedy na salę weszły oczekiwane gwiazdy.
-Autografy po spektaklu! - wołali ochroniarze
Na widok trzech klaczy serca ich sióstr aż podskoczyły z radości.
-Apple Bloom! - krzyknęła Apple Jack i już chciała do nich podbiec kiedy ochrona zagrodziła jej przejście.
-To nasze siostry! - powiedziała Apple Bloom
-Skoro tak mówisz - powiedział jeden - Ale będziemy was obserwować
Wtedy wszystkie mocno się objęły.
-Czy nic wam nie jest? - zapytała się Apple Jack przyglądając się całej trójce
-Gdzieście tak długo były? - warknęła Rainbow
-Korek nas zatrzymał. - wyjaśniła Scootaloo
-Czy to jest Gramstone? - Sweetee Belle popatrzyła na siostrzenice - z każdym dniem rośnie bardziej!
-Kochanie. - szepnęła Rarity - przywitaj się z ciocią, dobrze?
-Dobrze, mamo.
-Dzięki Celestii! - księżniczka Cadence zawołała - Martwiliśmy się o was! Chodźcie do wspólnego zdjęcia!

Twilight odetchnęła z ulgą, kiedy usłyszała Znaczkową Ligę na scenie. chociaż wciąż witała gości z księżniczką Celetią.
-Wiesz, możesz do nich iść - szepnęła księżniczka - Poradzę sobie sama
-Nie. - mruknęła - Wszystko dobrze. - chciała iść do nich, co prawda, ale obawiała się natknąć na pewnego ogiera.
-Znam się aż za dobrze. - powiedziała Celestia - Czy ty aby kogoś nie unikasz?
-Nie.- odpowiedziała szybko
-Nie chcesz nawet przywitać się z Rainbow? - starsza księżniczka uniosła brew.
Fioletowy alicorn westchnął i ruszył po schodach przyłączając się do tłumu. Po drugiej stronie sali bliźnięta Dash rywalizowały, kto może kopnąć filiżankę najwyżej. Aby wygrać, musieli złapać ją nim ta spadnie. Thunder był gotowy wygrać z siostrą, lecz wtedy coś przykuło jego uwagę.
-Koleś! - zawołała Lighting - Miałeś go złapać
-Co? - otrzepał się z transu
-Na co czekasz? Poproś ją do tańca.
-Ja.. ja..
-Nie chciałam tego robić.. - westchnęła. Musiała mocniej kopnąć brata, tak, że ten przesunął się lekko. Apple Blossom odwróciła głowę, słysząc krzyk, lecz nie miała wystarczająco wiele czasu. Chłopak tracąc równowagę upadł na nią. Patrzyli się przez chwilę na siebie
-Uh.. - zrobiła się czerwona
-Chcesz...? - zaczął
-Oczywiście! - skinęła szybko głową.
Kiedy udali się na parkiet Lighting westchnęła z ulga. Tym czasem, przy stole siedziała Rarity biorąc łyk pączku. Pisnęła, kiedy znalazła w środku słomę. Usłyszała ciche śmiechy pod ladą, a kiedy podniosła nakrycie stołu zobaczyła Screwball i Discorda.
-To było genialne, kochanie! - zaśmiał się - Widziałaś jej twarz?
-Widzę go teraz..
Przestał się śmiać, kiedy w końcu zauważył jednorożca
-Errr - Screwball zaczęła się gładzić po szyi - Przepraszamy ciociu Rarity. Chcieliśmy się trochę zabawić.
Rarity chwilę milczała, a potem uśmiechnęła się cwanie.
-A możecie wyciąć coś Pinkie? W zeszłym tygodniu dolała mi majonezu do szamponu.
-Majonezu...? - Screwball starała się stłumić chichot - Jasne! Mam cudowny pomysł!
-Prowadź mój mały szkrabie - Discord roześmiał się nim zniknął za swoją córką
Rarity pokręciła głowa.
-Ta dwójka...
-Rarity...
Przestraszyła się i podskoczyła tak, że uderzyła głową o blat wyciągając ją spod stołu.
-Jesteś ranna?
Zamarła słysząc znajomy głos. Jej mąż stał przed nią.
-A co ty tutaj robisz?
-Cóż.. - Fancy Pants był zaskoczony - Dostałem zaproszenie.
-to nie znaczy, że jesteś tutaj mile widziany!
Chciała odejść, ale złapał ją za kopyto.
-Nie wiedziałem już, gdzie mam cię szukać!
-Nie szukałeś w Ponyvile? To jest moje rodzinne miasto!
-Jak już o tym pomyślałem, to ciebie tam nie było
-Jak śmiesz przychodzić do mnie po tym wszystkim?
-Nie sądziłem, że to się tak potoczy. Myślałem, że potrzebujesz trochę czasu aby ochłonąć. Chciałem się dowiedzieć, dlaczego uciekłaś?
-Nie wiesz?!
-Zostawiłaś mi dość niejasną wiadomość: Wiem co zrobiłeś! Nie chce cię już więcej widzieć! Zabieram naszą małą Gremstone! Jak mogłeś mi to zrobić? Już nie kochająca, Rarity; co ja takieto zrobiłem?
Rarity odwróciła głowę.
-Wiesz dokładnie co takiego zrobiłeś!
-Nie, nie wiem!
-Nie graj sobie ze mną! Widziałam ciebie i ... ją!
Fancy Pants zmarszczył nos.
-Ona? Jaka ona? Jesteś tylko ty Rarity. O kim mówisz?
-Ta brudna, mała zołza. Ta Fleur-de-lis!
-Fleur... - oczy ogiera rozszerzyły się, nie wiedział czy wypada mu się teraz śmiać - o to wszystko chodzi? Kochanie! Jedliśmy tylko razem obiad jak starzy znajomi!
-Tak.. starzy znajomi... to było aż za dobrze widać! Ona była twoją pierwszą dziewczyną. Dlaczego mi nie powiedziałeś, że poszedłeś z nią na spotkanie?
-Cóż, zawsze byłaś królową scen. Gdybym ci powiedział, że się z nią spotkam..
-Królowa scen? - zesztywniała - Jak śmiesz?!
-Kochanie, ja nie...
-Zostaw mnie w spokoju! - z irytacją wybiegła z sali balowej i wbiegła do ogrodu. Apple Jack zobaczyła scenę małżonków z daleka i poszła za przyjaciółką. Znalazła ją przy krzaku róż, a łzy spływały po jej policzkach.
-Rarity?
-Widziałaś to... - pociągnęła nosem ocierając łzy - prawda?
-Wiesz, byliście dość głośno. - wzruszyła ramionami - pomyślałam, że coś się stało. Powiesz mi?
Rarity popatrzyła na kowbojkę. Nigdy nie przypuszczała, że to jej zacznie się zwierzać. To ona co prawda pomogła pogodzić się jej z siostrą, ale teraz nie będzie w stanie jej pomóc.
-Dlaczego jesteś taka szczęśliwa, Apple Jack?
-Co masz na myśli? - dziewczyna zamrugała
-Masz kochającego męża, który nawet nie jest z twojego gatunku. Masz trójkę wspaniałych dzieci, z których dwójka nie jest twoja. Nie chce cię obrażać, ale nie wierze w to, że taka.... podzielona rodzina jak twoja nie doświadcza problemów. To znaczy, cała twoja rodzina to kucyki ziemskie, a sama jesteś żonata ze smokiem! Jak możesz być tak... szczęśliwa?
Apple Jack była zaskoczona tym pytaniem. Nigdy wcześniej o tym tak nie myślała.
-Myślę, że po prostu kochamy się tak bardzo, że te różnice nie mają dla nas znaczenia.
Rarity westchnęła.
-Dlaczego? Dlaczego masz wszystko to czego ja zawsze chciałam? Ten smok traktuje cię jak królową! Kiedyś tak samo traktował mnie, ale..
-Ah! Teraz już wiem o co w tym wszystkim chodzi. - warknęła gniewnie - Jesteś zazdrosna, że Spike wybrał mnie zamiast ciebie!
-Nie! Apple Jack, nie o to chodzi!
-Nie mogę w to uwierzyć! Masz rodzinę! Jesteś bogata! A mimo to jesteś nieszczęśliwa! Straszny z ciebie snob! To cię nie zadowala, prawda?
-Proszę, Apple Jack, musisz mnie wysłuchać!
-Dlaczego nie pójdziesz tańczyć z tym swoim fantastycznym mężem? Chcesz tańczyć z moim? - kowbojka odbiegła, czuła wstręt do jednorożca. Rarity tym czasem zwiesiła głowę.
-Oh Rarity... Dlaczego zawsze mówisz takie straszne rzeczy?

Twilight właśnie rozmawiała ze swoimi przyjaciółmi, kiedy poczuła jak ktoś klepie ją po ramieniu. Odwróciła się.
-Twilight - Flash zaczął mówić
-Nie powinieneś być na służbie, żołnierzu? - podniosła wysoko głowę
-Musze z tobą porozmawiać
-Nie mamy sobie nic do powiedzenia.
-Po prostu chcę wiedzieć, dlaczego po tym wszystkim co było między nami pięć lat temu, po prostu ze mną zerwałaś.
-O czym ty mówisz? Ja zerwałam z tobą?
-No tak! Nie pamiętasz, pewnego dnia zaczęłaś mnie całkowicie ignorować, jakbym w ogóle nie istniał
-Ale to ty zerwałeś! Zawsze wymagałeś perfekcji między nami. I wiesz co? Miałeś rację! Nasz związek powinien być idealny1
Flash chciał coś powiedzieć, ale westchnął.
-Jeśli tego chcesz...
-Tego właśnie chcę. Teraz wracaj do pracy
-Mogę jeszcze coś powiedzieć?
-To jest rozkaz!
Flash skinął głowa i posłuchał.
Nikt nie zwrócił uwagi na parę świecących zielonych oczu patrzących się za oknem.
-To jest wielka Gala Grand Galopu, mój synu - szepnęła królowa Chrysalis - Ile tutaj romantycznych dramatów! To idealne miejsce polowań! Nie zapomnij jednak jaki jest nasz plan.
-Tak mamo - książę Mothball odpowiedział jej.
Share:

Córka Discorda - Do Canterlot [Daughter of Discord ch 11]


Oryginalny tytuł: Daughter of Discord
 Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Jedną z wad posiadania tak dużego domu była trudność w odnalezieniu swoich dzieci. Fluttershy szukała ich wiele godzin, nim znalazła je nad stawem. Screwball stała przy bracie zasłaniając oczy.
-Gdzie jest dzidziuś?
Zany zaśmiał się i zniknął. Jego siostra podniosła powieki i rozejrzała się. Kiedy spostrzegła go na drzewie niedaleko uśmiechnęła się. Uniosła się w powietrzu i złapała go.
-Tutaj jest! - zaczęła łaskotać go po brzuchu.
-A więc to tutaj byliście przez cały czas? - Fluttershy podleciała do nich - Dobrze się bawicie?
-Tak! - oświadczyła córka - Czy on nie jest najcudowniejszym dzidziusiem jaki istnieje?
Jej matka zaśmiała się i pogłaskała niemowlę.
-Powiedziałabym, że to zasługa waszego ojca. Kochanie, czy już się spakowałaś? Pamiętaj, będziemy w Canterlot przez tydzień.
-Zrobiłam to godzinę temu! Mamo, dlaczego Zany nie może jechać z nami?
-Będziemy tam bardzo zajęci. - Fluttershy westchnęła i zabrała dziecko - A na Wielkiej Gali nie można mieć niemowląt. Poza tym, kto wie jakie magiczne właściwości posiada? Może salę balową zamienić w lód, zamek w piernik, albo sprowadzić pająki do łóżka księżniczki Flutterby Lily...
-To tylko mały nieszkodliwy dowcip. No, mamo! Mogę się nim zająć! Księżniczki nawet go nie widziały!
-Być może innym razem, kochanie, kiedy wszystko będzie spokojniejsze. - W głębi serca, Fluttershy płakała na myśl o zostawieniu swojego cennego chłopczyka. Odkąd się urodził, nie spuszczała go z wzroku. Nie pozwalała do tej pory komuś innemu niż Screwball czy Discordowi się nim zająć. Apple Jack czuła niewątpliwie to samo, kiedy i ona zostawiała swojego Applespike.

-No nie wiem, babciu Smith... - mruknęła Apple Jack - ... zajmować się dwoma źrebiętami, psem i innymi zwierzętami. To nie będzie łatwe, a Applespike może sprawiać problemy.
-No i nigdy nie wiadomo co Zany zrobi! -dodała Fluttershy
-Wszyscy się martwicie o te małe szkraby. - mruknęła staruszka - Są w dobrych kopytach!
-Nie zapomnij karmić go co godzinę! - przypominała Apple Jack - W szafach są ukryte smakołyki, jeżeli będzie grymasić. A! Jak złapie go czkawka trzymaj go daleko od wszystkiego co może być łatwopalne! Nie zapomnij też, że wyrastają mu zęby więc gryzie.
-Ał! - Cinnamon Roll krzyknęła wyciągając kopyto z łóżeczka swojego brata - Ona nie żartuje!
-Zany ma nie pić za dużo mleka czekoladowego. - mówiła Fluttershy - Bo wtedy dostaje głupawki, a jego magia wymyka się spod kontroli. Lubi, jak mu się czyta bajki na dobranoc i śpiewa kołysanki, inaczej nigdy nie uśnie.
-Applespike nie uśnie, jeżeli nie dasz mu jego zabawki!
-Wiem jak to jest, kochanie. - oświadczyła babcia Smith - Zajmowałam się przecież tobą, twoją siostrą i bratem.
-To co innego! Big Mac i ja byliśmy zwykłymi ziemskimi kucykami, a Applespike i Zany są inne od pozostałych kucyków!
-Tak. - Cinnamon Stick skinął głową - W zeszłym tygodniu osmalił mi włosy kiedy go karmiłem.
-Widzisz?!
Spike zaśmiał się i położył pazury na boku żony.
-Mały Applespike będzie grzeczny, kochanie. Myślę, że babcia Smith już wie jak się nim zająć.
-A co z Zany? - Fluttershy była naprawdę zmartwiona - Jest nieprzewidywalny! Co jeżeli teleportuje się do lasu Everfree i zaatakuje go Patykowilk? Co jeżeli nie będzie umiał wrócić? Co jeżeli...
Discord zakrył jej usta łapą.
-Przestań się martwić, kochana! Nic złego się nie stanie naszemu synowi. W końcu to mój syn!
-A teraz idziemy, dziewczyny. - nalegał Spike - Spóźnimy się na pociąg.
Pan Chaosu aż jęknął.
-Już mówiłem, że mogę nas tam przenieść w sekundę!
-Ale jazda pociągiem jest taka fajna! - zawołała Cinnamon Roll.
-Lecz trwają wieczność!
-Jak chcesz, możesz iść przodem, tato... - mruknęła Screwball -... ja chcę jechać pociągiem. Wiesz, mogę spędzić trochę czasu tylko z mamą.
-Co ty mówisz? - zesztywniał - Uwielbiam pociągi!
-Czy każdy kucyk ma wszystko? - Cheerilee weszła do domu z torbą na plecach.
-Chwileczkę. - Screwball odwróciła się do brata, a między jej kopytami pojawił się mały smoczek. - To dla ciebie, braciszku. - wsadziła mu go do ust - pilnuj mojego przytulaka Kłów-za-dużo. - Dziecko popatrzyło na zabawkę łapiąc ją w swoje szpony.
-Wszystko będzie dobrze! - Fluttershy zapewniała gorączkowo - Mama będzie niedługo w domu! - Discord pogłaskał syna. Tym czasem Apple Jack i Spike żegnali się ze swoim niemowlakiem.
-Nie usmaż żadnego kucyka, dobrze? - zaśmiał się Spike
-Naprawdę myślisz, że wszystko będzie dobrze? - szepnęła Apple Jack
-Będzie!
Discord musiał odciągać Fluttershy od syna.
-Da sobie radę, kochanie.
-Nie! - krzyczała - On mnie potrzebuje! Muszę z nim zostać!
-Nie chciałem tego robić. - westchnął - Ale nie pozostawiasz mi wyboru. - Pstryknął w palce, a ona znalazła się w jego rękach wyrywając się - Baw się dobrze! - krzyknął do staruszki, a potem zamknął za sobą drzwi.
Kiedy się odwróciła, będąc już samą, stęknęła. Zanego nie było w łóżeczku.
-Teraz. Gdzie jesteś? - usłyszała śmiech i podniosła głowę. Dziecko lewitowało nad nią. - Oj ty...

-Masz bilety, Red? - Pinkie zapytała się męża stojącego obok niej.
-Zobaczymy... - rudo pomarańczowy kucyk zaczął grzebać w torbie - Powinny tutaj być. Zaraz, chyba je zgubiłem!
-Co?! - Pinkie pisnęła - Red, pociąg będzie tutaj lada moment, a Twilight na nas czeka, a jeżeli się nie pojawimy pomyśli, że o niej zapomnieliśmy!
-Wiesz, chyba wiem, gdzie są.
-Tak?
-Tak, tak. - podrapał ją za uchem i wyciągnął bilety - Tutaj!
-Uwielbiam kiedy to robisz! - zaczęła się śmiać.
-Jak on to robi? - Rarity była zdziwiona - Nie ma rogu, nie ma rękawów, ani niczego!
-Kiedy przyjdą inni? - Cherry Pie się niecierpliwiła.
-Tak! - Raspberry Pie wołała - Gdzie jest Thunder i Lighting, Prism, Rainbow i Soarin..?
-I Screwball i Dinky i Cinnamon Stick? - kontynuowała Blueberry Pie.
-I Discord i Fluttershy i...
-Już, już! - Gramstone krzyknęła
-Rodzina Apple powinna niedługo być. - oświadczyła Rarity - Tak samo jak rodzina Discordów, Doo. Dashowie będą na nas czekać na Gali.
Spike przybiegł na platformę ciężko dysząc.
-Przepraszamy za spóźnienie. Zajęło nam trochę czasu, nim udało nam się oddzielić Fluttershy od Zanego.
-Ale jemu coś złego może się stać! - krzyczała pegaz będąc w ramionach męża - Muszę iść do niego!
-Kochanie nic mu nie będzie! - podkreślał Discord - Martwisz się o głupoty!
-Pociąg do Canterlot zaraz opuści peron! - krzyknął konduktor - Wszyscy podróżnicy proszeni są o zajęcie miejsc!

Twilight chodziła po swoim pokoju, starając się oczyścić umysł z obaw jakie kłębiły się w jej umyśle.
-Trzymaj się. - mówiła - Co z tego, że jest kolejne stworzenie chaosu? Screwball się dobrze sprawuje, a Discord nie sprawiał problemów w tym roku! - westchnęła - Więc czym się tak martwię? - myślała, że poradziła sobie z tymi obawami już lata temu. Po tym jak jej przyjaciółka stała się najszczęśliwszą z klaczy, urodziła córkę... Jednak czy to sprawiało, że mogła całkowicie ufać Discordowi? Co jeżeli Screwball straci kontrolę? Equestria znowu będzie zagrożona! To nie tak, że nie kochała Screwball. Mimo wszystko to była jej chrześnica. Co prawda, była trochę szalone, ale była równie słodka jak Fluttershy. Wspominała, jak pewnej nocy mała przyszła do jej komnaty i wezwała rój świetlików aby oświetlić jej komnatę. To były takie miłe chwile, ale były też czasy kiedy mała pokazywała na co ją naprawdę stać... Jeżeli się zdenerwuje wezwie pająki do łózek kucyków, albo zrzuci im coś na głowę! Rok temu na Gali, fontanna wybuchła czekoladą! Twilight zadrżała, na wspomnienie o tym jak mała zamieniła jej róg w cukrową laskę, nie musiała się domyślać, od kogo wzięła taki pomysł. Teraz Discord dorobił się syna. Widziała go tylko raz, w dniu jego narodzin. Ożywił wtedy wszystkie butelki do karmienia niemowląt. Nie była w stanie przewidzieć, co zrobi! Pukanie do drzwi oderwało ją z zadumy. -Wejść. - zawołała
Zesztywniała widząc kto ją odwiedził. Był to żółty strażnik pegaz z niebieskimi oczami i niebieskim ogonem. Kiedyś był dla niej ważny, ale jest alicornem i królową. W tym momencie wolałaby, aby to był Discord. Przez chwilę nikt się nie odezwał. Patrzyli tylko na siebie. Starała się coś powiedzieć, ale nie mogła. Strażnik potrząsł głowa.
-Twi.. znaczy się, Wasza Wysokość. Goście przybyli.
-Tak. - otrząsnęła się z transu - Dziękuję, Flash. - unikała jego spojrzenia. Kiedy mijali się w drzwiach, odezwał się.
-Księżniczka Cadence miała mnie przenieść do twojej straży - powiedział. - Ale tego nie zrobiła.
-Dlaczego?
-Nie powiedziała. W każdym razie teraz moim obowiązkiem jest strzec cię teraz.
-Dobrze. - uniosła brew - Daj z siebie wszystko. - odwróciła się do niego plecami idąc powoli przez korytarz. Flash Sentry szedł za nią.
-Właściwie, Twilight. Chciałem porozmawiać...
-Oh, więc znowu mówisz mi po imieniu? - pękła.
-Właśnie o tym chciałem mówić.
-Nie uważasz, że już jest trochę na to za późno?
-Może by nie było za późno, gdybyś mnie wcześniej nie ignorowała?
-Musisz mi wybaczyć, przyjaciele na mnie czekają.
-Twilight, dlaczego mnie nie słuchasz?
-Żegnam. Proszę pana. - pobiegła przed siebie opierając się pokusie popatrzenia wstecz. To była ich pierwsza rozmowa od roku. Kiedy dobiegła do przedpokoju, grupa przywitała już Flutterby Lily. Mała księżniczka miała różową sierść matki oraz niebieską grzywę po ojcu. Podbiegła do Screwball i przywitały się tradycyjnie.
-Słońce weszło, wstawaj z biedronkami, klaszcz w kopytka i ruszaj bioderkami! - Lily zaśmiała się - Urosłam?
-Chyba.. - Dinky wzruszyła ramionami - Albo zmalałaś.
-Dziewczyny! - Twilight pobiegła w kierunku przyjaciółek zbiegając po schodach. Jej przyjaciółki przywitały ją uściskiem.
-Rany! - Pinkie pisnęła patrząc na alicorna - Lily zastanawiała się czy dzieci urosły!
-Nie tak bardzo jak Spike. - Twilight popatrzyła na smoka. Był zdziwiony kiedy podeszła do niego i objęła go. Zdawało mu się, że zaledwie wczoraj wykluł się u niej z jaja. - ciesze się, że jesteście wszyscy. Chodźcie, ja i Lily pokażemy wam wasze pokoje. Szli korytarzem, kiedy Rarity jak zwykle zaczęła ją męczyć.
-Twilight, kochanie. Fancy Pants ma przyjaciela, który jest w twoim wieku i ja..
-Nie! - jęknęła - Nie chcę żadnych randek w ciemno!
-Oh, ale Twilight, tylko ty jeszcze nie masz męża. Chcemy tylko, abyś była szczęśliwa.
-Rarity, nie lubię tego mówić, ale alicorny są nieśmiertelne. Mam dużo czasu, aby znaleźć swojego ukochanego.
-No dobrze. - jednorożec westchnęła
-Przy okazji, gdzie jest Fancy Pants?
-Oh, um.. - jej przyjaciółka pobladła - ma wiele na głowie i nie mógł się w tym roku wybrać z nami na Galę.
-Hej! - pisnęła Pinkie - Czy to Flash Sentry? Cześć Flash!
Twilight zatrzymała się w pół kroku, przyglądając się ogierowi przed nią. Flash ukłonił się.
-Wasza Wysokość.
-Panie Sentry. - skinęła głowa. Potem zszedł z drogi pozwalając im przejść. Twilight zagryzła wargę. To było wszystko, co mogła zrobić aby się nie rozpłakać.
Share:

Opowiadanie: Światło by Shiro Higurashi

Od autora: Jest to dość stare opowiadanie napisane przeze mnie w połowie 2015 roku. Nigdy nie pisałam sama z siebie opowiadań, przez brak czasu i natchnienia, to konkretne napisałam w gimnazjum na Polski. Nigdy go nigdzie nie publikowałam, choć miałam od dawna ochotę pokazać je szerszej publiczności. Mam nadzieję, że komuś się spodobało i dziękuję za ten event dający mi szanse opublikowania tego na tym blogu. :)



Było to gdzieś w kosmosie, około roku 2176. Statek zwiadowczy z 5 osobową załogą leciał właśnie z Ziemi na Frelod. Misja nie była trudna, mieli po prostu pobrać trochę próbek gleby z tej nowo odkrytej planety.
Pojazd leciał spokojnie, gdy sternik zauważył lecącą na horyzoncie asteroidę. Statek wykonał gwałtowny skręt, jednak nie uniknął całkowicie spotkania z ciałem niebieskim…

-Poruczniku Sikorski. Poruczniku! Sikorski, mówię do ciebie!!! Żyjesz chłopie!?
-T-tak jest Panie Kapitanie Kowalski! - odpowiedział pośpiesznie porucznik Jerzy Sikorski. Nie wiedział on jednak do końca, co się stało, a obraz wciąż przysłaniała mu mgła.
-Cieszę się, że się obudziłeś, dasz radę wstać? - Zapytał kapitan Stanisław Kowalski.
-Tak jest Pa...! - Jerzy nie dokończył. Zaciął się, zobaczywszy lewą nogę Kapitana, a raczej jej brak. Kończyła się w okolicach kolana obwiązana starannie czerwoną chustą. Wtedy również porucznik zauważył, że oboje leżą w kałuży krwi, a twarz Pana Kowalskiego jest strasznie blada.
- K-kapitanie... - wykrztusił Jerzy po chwili. - J-jeśli można spytać...
-Nie można. - Odpowiedział krótko dowódca. - Jeśli jesteś w stanie chodzić idź sprawdzić jak z pozostałymi. Muszę wiedzieć w jakim stanie jest podporucznik Izabela Malinowska, chorąży Piotr Węgierski i sierżant Marian Słowiński. - Jerzy chciał coś powiedzieć, ale kapitan dodał szybko. - To jest rozkaz! Wykonać!
-Tak jest Panie Kapitanie... - odpowiedział niepewnie porucznik.
Sikorski spojrzał zmartwiony na dowódcę, ale widząc jego ostry wzrok odwrócił się i szybko poszedł przed siebie w poszukiwaniu reszty załogi, rozmyślając ciągle o ranie Pana Kowalskiego. Wszędzie walały się resztki rozbitego statku i jego wyposażenia. Wylądowali...No właśnie gdzie? Do koła było bardzo zielono. Ziemia była pokryta czymś zielonym, czymś, czego on nigdy nie widział. W oddali były jakby kominy, ale nie wychodził z nich dym. Były brązowe a na ich czubku jakby zielone pióropusze. Porucznik wiedział, że nie wylądował na żadnej znanej mu planecie. Na chwilę się zatrzymał i ukucnął, by przeanalizować to zielone, coś które miał pod nogami. Po chwili stwierdził, że chyba kiedyś już o czymś takim słyszał, ale gdzie? W książce? Muzeum?  Po chwili wstał i szedł dalej. Gdy przechodził obok resztek centrum sterowania zauważył migający licznik czasu na czasoportalomaszynatorze, była to zaawansowana technologicznie maszyna wynaleziona w 2150 roku, która pozwalała na podróże w czasie. Gdy mężczyzna podszedł bliżej ujrzał, że wyświetla się na nim 2014 rok. Jerzy stał tak przez chwilę z wlepionym wzrokiem w wyświetlacz. Zrozumiał, że podczas tego wypadku urządzenie musiało się włączyć, a oni cofnęli się w czasie.
-Czyli to miejsce... To musi być Ziemia. - pomyślał Sikorski. Teraz przypomniał sobie gdzie widział ,,to zielone coś”. -Niestety nie mam teraz czasu się nad tym zastanawiać! Muszę jak najszybciej znaleźć resztę!
Szedł bardzo uważnie rozglądając się na boki. Nagle usłyszał ciche mruczenie. Rozpoznał, że to głos chorążego. Wtedy zauważył po prawej stronie męską stopę wychodzącą spod gruzów. Ucieszył się, że tak szybko znalazł Piotrka. Znali się już kupę czasu i byli dobrymi przyjaciółmi od podstawówki. Na nodze nie było buta, więc Jurek wiedząc, że jego kolega ma łaskotki postanowił spłatać mu psikusa i połaskotać go. Wiedział, że to nie czas, ani miejsce na żarty, ale ta obnażona stopa stanowiła dla niego zbyt wielką pokusę. Po cichutku podszedł do nogi i delikatnie ją dotknął. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że jest ona zimna i blada. Silnym szarpnięciem wyciągnął ją spod gruzów i... Okazało się, że to faktycznie noga, ale nie Piotra tylko Pana Kapitana... Porucznik przestraszył się, a po chwili poczuł się trochę niezręcznie. Jednakże uspokoił się, wiedząc że nikt nie wiedział jego ,,małej” pomyłki. Pocieszony tym faktem uśmiechnął się i wtedy usłyszał głos.
-Jurek, co ty robisz...? - to był chorąży. Leżał pod drugiej stronie i spokojnie przyglądał się całej sytuacji. Porucznik nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, zrobiło mu się strasznie głupio. Do tego dopiero wtedy do niego dotarło, że trzyma w ręku zakrwawioną, oderwaną nogę kapitana Kowalskiego, która w wyniku zderzenia musiała się rozdzielić ze swoim właścicielem.
Sikorski mimowolnie rzucił nogę z przerażeniem.
- Może okazałbyś trochę szacunku Panu Kapitanowi i łaskawie nie rzucał jego kończyną jak workiem ziemniaków? - powiedział ironicznie Piotr. - A tak w ogóle to może wyciągniesz mnie z pod tych gruzów? Chyba złamałem prawą rękę i za bardzo nie mam jak się wydostać...
-Hm...Czekaj ,przemyślę to, co mi dasz za wyciągnięcie Cię? - zażartował Sikorski, choć wciąż był blady po ujrzeniu nogi Kapitana. Nie chciał jednak dać tego po sobie poznać. Żołnierz powinien być przyzwyczajony do możliwości poniesienia strat na misji. Do tego jego przyjaciel był taki opanowany. Zresztą nic dziwnego. Choć był on niższy stopniem, miał większe doświadczenie, w końcu brał udział w tej wielkiej wojnie na wschodzie trzy lata temu, podczas gdy on sam był wtedy  na kilkuletniej misji kolonizacji  Marsa.
-Bardzo śmieszne... - odpowiedział chorąży. - Pytasz co za to dostaniesz? Może lepiej spytaj czego nie dostaniesz - prawego sierpowego jak mnie już wyciągniesz.
-Ha ha, powiedział gość ze złamaną prawą ręką! Dobra, dobra już się tak nie bulwersuj, już cię wyciągam.
Po wyciągnięciu Węgierskiego bohaterowie ruszyli razem w poszukiwaniu reszty załogi. Po przejściu kilkunastu kroków ujrzeli podporucznika. Znaleźli ją nieprzytomną leżącą jakiś kawałek od miejsca wypadku. Nie wyglądała na zbyt poważnie ranną, więc porucznik wziął ją na ręce i poszli dalej szukać sierżanta. Szli gadając o dawnych czasach i obmyślając plan powrotu do swojej rzeczywistości, kiedy nagle zobaczyli leżącego w zaroślach człowieka. Wyglądało na to, że ciało uderzyło w ziemię z ogromną prędkością i w efekcie nastąpił natychmiastowy zgon. Ciało było na tyle zmasakrowane, że nie dało się rozpoznać twarzy, ale po strzępach munduru rozpoznali, że to sierżant.
-No tak, biedak był w swoim pokoju kiedy się to stało i odpoczywał po nocnym dyżurze. - stwierdził Węgierski. Nie wyglądał na zbyt przejętego. Jakby śmierć towarzysza go wcale nie ruszała. Naprawdę nie miał serca? Po prostu dusił to w sobie? Czy może po tej strasznej wojnie, która pochłonęła 2 miliardy ludzi już taki widok nie robił na nim wrażenia? Te i inne pytania męczyły porucznika nie pierwszy raz, gdy patrzył na swojego dawnego przyjaciela. Jedno jest pewne, po tej wojnie się zmienił i w sumie to nic dziwnego.
-M-mieliśmy szczęście przyjacielu. Dobrze, że w chwili wypadku byliśmy na mostku, który jest podwójnie wzmocniony. - odpowiedział po chwili wahania Sikorski.
-Tak czy inaczej wracajmy do Kapitana. W sumie to nawet lepiej, że Podporucznik Malinowska jest nieprzytomna, nie musi oglądać tego krwawego widoku ludzkich zwłok. - powiedział Piotr po czym ruszył w drugą stronę. Jerzego bardzo zdziwiły słowa kolegi. Był przekonany, że Izabela jest ostatnią rzeczą, którą jego kolega mógł się teraz przejmować, a jednak. Wtedy przypomniał sobie, że przecież ona też była na tej wojnie. Tak. Nie walczyła na pierwszej linii jak Piotr, była chyba pielęgniarką... a może snajperem? Czyżby wtedy coś się wydarzyło?  Fakt, takie przeżycia łączą ludzi. Wtedy poczuł smutek z faktu, że kiedy oni mogli walczyć za ojczyznę on siedział wygodnie na innej planecie o niczym nie wiedząc, nic nie widząc. Wtedy chorąży jakby czytając w myślach przyjaciela powiedział:
- Nie czuj żalu, smutku, poczucia winy, tudzież gniewu z faktu, że nie brałeś udziału w tej wschodniej wojnie. Nie chciałbyś przechodzić przez ten koszmar. Po tym człowiek nie może od tak odnaleźć ponownie światła w życiu. Dlatego cieszę się, że mam... ciebie. Ty nie musiałeś nikogo zabić, dlatego ciągle masz swoje światło. Światło, które może prowadzić innych. W tym mnie... - Sikorski kompletnie zdębiał słysząc te słowa. To pierwszy raz, gdy jego przyjaciel coś takiego powiedział. Nie wiedział po prostu co mu odpowiedzieć.
-Dzięki stary. - odpowiedział. Dodając po chwili. – Tylko mi się teraz tu nie rozklejaj ty mój ,,poszukiwaczu światła”!
-Spadaj! I spróbuj tu człowieku powiedzieć coś miłego! No jak żyć z kimś takim!
-Ha ha! Dobra, dobra, chodź bo się zrobi ciemno, a ja nie będę ci robić za latarkę! - Sikorski był naprawdę szczęśliwy. Węgierski zresztą też. Po raz pierwszy od czasu wojny rozmawiali kompletnie naturalnie, nie jak chorąży i porucznik, tylko jak dwaj prawdziwi przyjaciele. Nie wiedzieli dlaczego tak jest. Po prostu ta zieleń była jakaś magiczna. Zwłaszcza dla ludzi żyjących i wychowanych wśród betonu, kompletnie nieznających trawy czy drzew.
Gdy dotarli na miejsce, kapitan wyglądał jeszcze gorzej. Widać było, że stracił sporo krwi.
-Kapitanie, jak się Pan czuje? - spytał chorąży gdy tylko zobaczył dowódcę.
-Żyję. - odpowiedział krótko. - Sikorski jaki jest stan załogi?
-Chorąży Piotr Węgierski ma złamaną prawą rękę, podporucznik Izabela Malinowska jest nieprzytomna,  porucznik Jerzy Sikorski brak poważnych ran, sierżant Marian Słowiński... Nie żyje. - ostatnie zdanie ledwo przeszło Sikorskiemu przez gardło.
-Rozumiem... - odpowiedział zmieszany kapitan. Dalej rozmawiali o stanie technicznym statku, czasie, w którym się znaleźli i obmyślali plan powrotu. Analizowali dostępne dane i doszli do wniosku, że w tych czasach odpowiedni sprzęt do naprawy prawie nie istnieje. No właśnie, prawie. Przecież było NASA. Oni posiadali potrzebny sprzęt na dość wysokim poziomie technologicznym by udało się im naprawić statek i wrócić do domu. Tylko pojawia się pytanie...jak zdobyć tą technologię? Musieli by zostać astronautami. Wtedy może udało by im się podczas ,,podróży kosmicznej” przemycić na statek czasoportalomaszynator, oraz resztę potrzebnego sprzętu i wrócić do swoich czasów.
-A może po prostu zadzwonimy tam i poprosimy o pomoc? - odezwała się nagle Izabela, która już od jakiegoś czasu przysłuchiwała się dyskusji. Po czym wstała i wzięła się za opatrywanie rany kapitana. Coś tam Piotr wspominał kiedyś Jerzemu, że Iza opatrywała rany w jego plutonie. Opatrunek wyglądał na naprawdę fachowo zrobiony, zdecydowanie nie na robotę amatora. Był bez porównania lepszy niż dotychczasowa chusta. Następnie Izabela chciała zająć się ręką Piotrka, jednak on w pierwszej chwili nie chciał się przyznać, że coś mu jest i dopiero po chwili podporucznik mogła się przyjrzeć jego spuchniętej ręce i należycie opatrzyć jego złamanie. W międzyczasie rozgorzała dyskusja na temat pomysłu Izy. Na początku wszystkich zdziwił ten pomysł, lecz po głębszym przemyśleniu stwierdzili, że nie jest aż tak głupi. Używając komputera centralnego, który na szczęście ze względu na tytanową obudowę nie ucierpiał aż tak bardzo i udało im się go jakimś cudem naprawić, znaleźli dane dotyczące NASA z 2014. Między innymi również numer kontaktowy. Początkowo nie chcieli im oni uwierzyć, ale po przedstawieniu rzeczowych dowodów nie mogli dłużej zaprzeczać rzeczywistości. Obiecali pomóc swoim potomkom wrócić do przyszłości. Po paru godzinach przyjechały po nich ciężarówki i ostrożnie spakowały resztki statku. Jednak okazało się, że nie chcieli oni pomóc im wrócić do przyszłości. Wprost przeciwnie, chcieli ich wykorzystać by móc osiągnąć zdolność podróżowania w czasie dla własnych celów, a z nich zrobić obiekty badawcze. Niestety, gdy do załogi to dotarło było już za późno. Byli oni związani, rozbrojeni i jechali w ciężarówce ku własnej zagładzie. Nie mieli pojęcia jak uciec. Każdy miał na sobie kaftan bezpieczeństwa, nogi przykute kajdankami do foteli, do tego jeszcze pasy przymocowujące ich do siedzenia, knebel na usta, oraz opaska na oczy. Nadto każdy był przewożony oddzielną furgonetką pod eskortą 5 mężczyzn. Od razu było widać, że bardzo im zależało by przypadkiem nie zwiali. W sumie nic dziwnego, nie codziennie można było spotkać człowieka z przyszłości. Jedyny plus był taki, że posiadali profesjonalny sprzęt medyczny i mogli się zawodowo zająć nogą kapitana, choć ona była w chwili obecnej ich najmniejszym problemem. Właśnie oprawcy mieli podać swoim ofiarą narkozę, jako dodatkowe zabezpieczenie. Wtedy Sikorskiemu całe życie stanęło przed oczami. Twarz matki, ojca, drogiego przyjaciela. Wstąpienie do wojska... Piotr czuł się podobnie, również widział przed oczami obrazy, lecz w przeciwieństwie do przyjaciela jego były zupełnie inne. Wojna, krew, zwłoki drogich mu ludzi i uśmiech Izy. Byli oni w jednym plutonie. Była ona fachową medyczką, która chciała opatrywać żołnierzy, jednak w wyniku strat w ludziach przemeldowali ją na snajpera, choć na froncie zawsze brakowało lakarzy... a może to rannych było zbyt wielu? Cóż, nikt się nie spodziewał aż tylu ofiar. Pamiętał jak kiedyś, gdy w bitwie nad Amazonką został ranny, a Iza mimo iż miała rozkaz bycia snajperem opuściła swoją pozycję i przebiła się przez front by mu pomóc. Co było potem...? A tak. Została ukarana. Chcieli ją zdegradować o 3 stopnie. Z podporucznika, na chorążego w ramach kary za samowolne opuszczenie pozycji. Pamięta też, jak potem prosił przełożonych by to jego spotkało, nie ją. W końcu uratowała mu życie i tak właśnie został chorążym, ale nie było teraz czasu nad tym rozmyślać. Był przecież w podbramkowej sytuacji, a i tak nie mógł przestać myśleć o jej uśmiechu i delikatnych dłoniach owijających jego ramię. Dlaczego akurat teraz musiał o tym myśleć? Przecież powinien opracowywać plan ucieczki! Chwila, jakiej ucieczki...? Przecież nie miał szans... Już mógł  pożegnać się ze wszystkimi. Nie miał ratunku. Wtedy konwój się niespodziewanie zatrzymał. Nikt nie wiedział co się dzieje. Wszyscy zaczęli wychodzić by zobaczyć co się stało.
W sumie było ich  aż około pięćdziesięciu uzbrojonych mężczyzn. Wydawał się, że są gotowi na wszystko. Na wszystko.... Nie licząc uzbrojonego po zęby wielkiego człekokształtnego białego robota. Takiego właśnie Mecha ujrzeli przed sobą i zanim ktokolwiek zdążył zareagować strzelił w powietrze nabojem ogłuszającym i wszyscy wrogowie padli na ziemię. Następnie maszyna rozrywała po kolei ciężarówki. Gdy dzieło było skończone z sirotka robota wyszedł człowiek. Na oko miał około 50 lat. Podszedł do skrępowanego porucznika i jednym precyzyjnym cięciem nożem laserowym uwolnił jego ręce, a następnie nogi. Po czym poszedł oswabadzać resztę. Gdy Sikorski zdjął opaskę ujrzał białego robota. Przez chwilę nie wiedział co się stało, po czym dotarło do niego, że to jest Mech z XXII wieku. Podszedł do mężczyzny i niezbyt pewny spytał:
-Kim jesteś...? - on jednak nic nie odpowiedział. - Dziękuję za ratunek... - Mężczyzna uśmiechnął się i poszedł dalej nic nie mówiąc... Jako ostatni został uwolniony kapitan. Zmierzył on wzrokiem owego człowieka i uśmiechnął się, gdyż domyślał się kto to. Wtedy tajemniczy człowiek stanął na baczność i powiedział męskim donośnym głosem.
-Sierżant Marian Słowiński melduje się na służbie Panie Kapitanie Stanisławie Kowalski!
W tym momencie wszystkich zamurowało. Nikt nie wiedział co powiedzieć. On faktycznie przypominał dobrze im znanego Mariana, ale był dużo starszy. Do tego, przecież widzieli jego trupa. Chociaż... W tym momencie Piotr uświadomił sobie, że przecież wcale niekoniecznie ten mężczyzna to musiał być on. Przecież, wcale nie wylądowali na pustkowiu. Dotarło do niego, że to mógł być tubylec, który przechodził nie daleko podczas ,,lądowania awaryjnego” i nieszczęśliwie znalazł się w polu rażenia. Tak, przecież to się nie trzymało kupy, że ciało jest w takim stanie, a strój rozpoznawalny. Racja przecież wtedy wkoło leżał nie jeden mundur, nie jeden but, czy koszula. W takim razie co się stało z ich sierżantem? Jakim cudem on jest taki stary? Skąd się wziął ten robot? Dlaczego pomógł? Te i inne pytanie nie dawały im spokoju. Aż, w końcu Iza niewytrzymała i spytała w prost.
-Czy mógłbyś nam wszystko wyjaśnić... sierżancie...?
-Oczywiście, Pani podporucznik. Kiedy rozbiliśmy się w 2014, wylądowałem dość daleko od reszty. Próbowałem znaleźć załogę, błądząc przez wiele godzin, aż dotarłem do małej wioski gdzie pewna poczciwa wdowa mnie przygarnęła. Jednak cały czas zastanawiałem się jak wrócić do swoich czasów. Stwierdziłem, że jedyną nadzieją na powrót jest NASA, więc spróbowałem zostać astronautą. Po latach pracy w końcu dowiedziałem się, co się stało z moimi przyjaciółmi... Poznałem największą tajemnicę NASA. Jednak mimo skonfiskowania tej technologi oni wciąż nie wiedzieli jak się nią posługiwać. Jednakże ja wiedziałem. Gdy miał w końcu nadejść mój debiutancki lot w kosmos, dzień wcześniej zwędziłem nasz czasoportalomaszynator i zamontowałem w statku. Dzięki temu nazajutrz mogłem podróżować w czasie. Powróciłem do przyszłości. Jednak była ona zupełnie inna od tej nam znanej... Zapakowałem Mecha i wróciłem do 2014. Do tego dnia, który wszystko zmienił. Wróciłem, by was uwolnić i przywrócić normalny tor wydarzeniom. Chyba mi się udało. NASA są nieprzytomni, a gdy się obudzą nie będą nic pamiętać.
-Hm... Rozumiem. Tak więc pozostało nam już tylko jedno. - powiedział chorąży.
-Tak. - odpadł sierżant. - Jeszcze tylko muszę znaleźć młodszego mnie i możecie wracać do domu.
-A co się wtedy z tobą stanie... - spytała niepewnie Iza.
-Ja? Ja zniknę. Tak jakbym nigdy nie istniał, ale będę żył nadal w wnętrzu tego Słowińskiego.
Sierżant poszedł do tej chaty po swoją młodsza wersję. Podziękował za wszystko staruszce po czym zniknął. Marian poszedł do przyjaciół mając mętlik w głowie. Nie wiedział do końca co się stało, ani skąd zna drogę, ale był szczęśliwy. Gdy doszedł, reszta załogi właśnie kończyła znosić wszystko na pokład. A raczej Porucznik kończył znosić wszystko na pokład. Kapitan był niezdolny do pracy, a Piotr i Izabela... Cóż, gdzieś się zmyli ,,w poszukiwaniu porozrzucanych dalej resztek”, ale Jerzy wiedział, że chcą po prostu porozmawiać ze sobą. Gdy wszystko było już zapakowane, łącznie z ,,porozrzucanymi dalej resztkami” wszyscy wsiedli na pokład i w przyjaznej atmosferze wrócili do domu.
Share:

My Little Pony: W umyśle króla Sombry - Epilog

Notka od autora: Jest to moje stare opowiadanie. Uwielbiam postać Sombry, Discorda, zaś moim ulubionym kucykiem jest Fluttershy. W tamtym okresie miałam też fazę na Skyrim, więc nic dziwnego, że połączyłam we wszystkie wątki w jedno i powstało to, oto, krótkie opowiadanko. 
SPIS TREŚCI
Epilog (Obecnie czytany)


Fluttershy ocknęła się na skrzydle szpitalnym w Kryształowym Królestwie. Otoczona kwiatami i liścikami z podziękowaniami. Obok, przy jej łóżku spał Discord. Uniosła kopyto i pogładziła go po głowie.

-Fluttershy, obudziłaś się! - usłyszała znajomy głos, to była Twilight wraz z pozostałymi dziewczynami. Wchodziły właśnie przez drzwi.

-Spałaś kilka dni. Sombra się już nie pojawił. - odezwała się Applejack siłą powstrzymując Pinkie, aby ta się nie rzuciła z radości na osłabioną przyjaciółkę.

-Co się tam stało, kochanie? - zapytała się Rarity

-Właściwie... to i tak mi chyba nie uwierzycie. Ale ... Sombra nie był taki zły... wiecie? Ten prawdziwy...

Minęło kilka dni, zanim doszła do siebie. W międzyczasie opowiedziała dokładnie co zaszło w umyśle Sombry. Cadence poruszona historią o romansie jako, że była właśnie księżniczką miłości, postanowiła rozkazać wzniesienie pomnika z kryształu jaki przedstawiał Sombrę z Gold Feather. Robota poszła szybko, początkowo kryształowe kucyki nie chciały tego pomnika u siebie, przerażone wspomnieniami o obalonym tyranie. Jednak po historii Fluttershy większa część z nich przekonała się do niewinności i opętania przez złego demona ich króla.

-Jak myślisz, gdzie teraz są? - Discord stał obok niej. Była noc, a oni mieli niedługo pociąg do Ponyville.

-A czy to ważne? Istotne, że są tam razem.

Nastała cisza. Powoli zaczęli kierować się w stronę stacji kolejowej.

-Słuchaj... - na twarzy pana chaosu pojawił się lekki rumieniec - ...pamiętasz co mi powiedziałaś, zanim zemdlałaś?

-Co ci powiedziałam? - zamyśliła się na chwilę i jakby ją olśniło. - Ojej... - zrobiła się cała czerwona

-No?

Nic nie powiedziała, przyśpieszyła tylko kroku.

-Ej, Flutter, czekaj! - Discord pojawił się przed nią - Chcę to jeszcze raz usłyszeć.

-N...Naprawdę nie wiem o czym mówisz. - ominęła go i szła dalej przed siebie

-Oj, nie kłam... Dobrze wiesz.

-N...Nie wiem!

-Fluttershy! - Discord był już daleko od niej - Ja ciebie też! - zatrzymała się, lecz kiedy się odwróciła, nikogo nie było. Zamrugała kilka razy. Lokomotywa pociągu dała znać, że niebawem rusza. Nie czas teraz na to. Trzeba wracać do domu, a w tym domu, on będzie czekać na nią... Uśmiechnęła się do swoich myśli i ruszyła przed siebie.
Share:

My Little Pony: W umyśle króla Sombry - Koszmary

Notka od autora: Jest to moje stare opowiadanie. Uwielbiam postać Sombry, Discorda, zaś moim ulubionym kucykiem jest Fluttershy. W tamtym okresie miałam też fazę na Skyrim, więc nic dziwnego, że połączyłam we wszystkie wątki w jedno i powstało to, oto, krótkie opowiadanko. 
SPIS TREŚCI
Koszmary (Obecnie czytany)


Uciekała, przed rozwścieczonym psem. Nie była w stanie w ogóle się z nim porozumieć. Nie słuchał jej. Nawet jej spojrzenie nic nie pomagało. Znikąd pomocy. Znikąd ratunku. Musiała liczyć sama na siebie. Musiała stawić czoło koszmarowi. To tylko sen, to tylko iluzja. Mówiła do siebie w myślach. Bądź odważna, Fluttershy. Przyjaciele na ciebie liczą, a on... on tam na ciebie czeka i się martwi. Nie pozwól, aby martwił się w nieskończoność.

Stanęła na ziemi, popatrzyła na szarżujące zwierze i wystawiła w jego kierunku kopyto. Jednak, kiedy ten rzucił się na nią, aby zębami przebić jej gardło poczuła jedynie miękki język na swoim policzku. Straszliwy ogar zamienił się w miłego u puchatego psa. Wdzięcznie merdającego do niej ogonem. Usłyszała huk, zobaczyła jak w oddali biegnie do niej kolejna bestia, potwór nie podobny do niczego co wcześniej widziała. Pies w przerażeniu odbiegł od niej, a ona stanęła na wszystkie cztery kopyta. Postanowiła zaryzykować znowu. Kiedy zbliżyła się do bestii z nadzieją i odwagą w sercu, ta zamieniła się w zupełnie spokojnego barana, który zaraz zaczął skubać opadłe liście. Kolejny huk. Między ogołoconymi drzewami pojawił się stwór zrodzony z ognia. Nie miał zamiaru do niej podchodzić, z oddali ciskał płonącymi kulami. Baran uciekł, a ona przełknęła ślinę. Z trudem udało się jej uniknąć ataku. Musiała się znaleźć przy nim, musiała jakoś zareagować. Im znajdowała się bliżej, tym potwór się oddalał. W końcu, Fluttershy uniosła się nad ziemią na swoich skrzydłach. Dla nich. Pomyślała i ruszyła przed siebie. Dotknęła stwora, sparzyła się, lecz ku jej zdziwieniu ten zamienił się w małego kucyka. I to nie byle jakiego. W młodego Sombrę, który na oko miał zaledwie kilka lat.

-Ojciec powiedział, że będę kiedyś potężnym królem! - powiedziało do niej dziecko uśmiechając się szeroko. Myślała, że to już koniec, że wygrała. Lecz ostatni największy huk zamroził krew w jej żyłach. Koło łóżka śpiącego Sombry stała znajoma klacz. Jednak było w niej coś innego. Na policzkach krwawe łzy, a pierś miała przebitą na wylot. To była rana od miecza. Gold uniosła kopyto i przycisnęła je do krtani ukochanego. Zaczął się dusić, ale nie bronił się.

-Nie! - Fluttershy krzyknęła podlatując do nich - Nie możesz! Nie wolno! Nie rób tego! Przecież go kochałaś!

-On mnie zabił. - Gold wycedziła zachrypniętym głosem.

-Nie chciał tego zrobić!

-On mnie ZABIŁ!

Jeżeli czegoś pegaz nie zrobi, ta klacz zabije Sombrę... Zaraz... Przez chwilę zamarła w bezruchu, przecież oni i tak już nie żyli. To wszystko, podobnie jak wcześniejsze obrazy, to były symbole. Na samym początku pewność siebie Sombry i jego gniew oraz zwątpienie. Później problemy ze znalezieniem zaufania. To wszystko musiało doprowadzić do chęci pozyskania władzy, aby nie zagrażała mu zdrada, aby nikt więcej nie podburzył wątłych filarów jego świadomości. Tutaj, właśnie w tym momencie, musiał się pojawić potwór, który go zmienił w okrutnego tyrana w kogoś kim nigdy nie chciał być. Wcześniej Fluttershy tak na niego nie patrzyła. Widziała w nim tylko szaleńca, który chce ponownie objąć tron Kryształowego Królestwa. Zadrżała w przestrachu i rzuciła się na Gold. Ta jednak nie przemieniła się w nic, warczała tylko na nią nie zwalniając kopyta z krtani Sombry.

-Przypomnij sobie! Przypomnij sobie! - szlochała. Dziewczyna szybko ją odrzuciła od siebie. Niby iluzja, a jednak bolało tak realnie. Fluttershy poczuła, że ma złamane skrzydło. Pisnęła w bólu.

-On mnie zabił! Obiecał górę złota, obiecał wspólne panowanie, obiecał miłość! Oddałam mu wszystko to co miałam! Oddałam mu siebie! Oddałam mu swoje marzenia! A on mnie zabił!

-On cię kochał! To ten potwór go zmienił! On by tego nie zrobił! To nie był on!

-Zamilcz! Co ty możesz wiedzieć o tym?!

Lecz pegaz wiedziała, o zdradzie przez ukochaną osobę, o bólu i żalu. Poznała to na własnej skórze. Gold rzuciła się na Fluttershy złapała ją za kark lekko podduszając.

-On... żałuje... - wyszeptała. - Popatrz. On, żałuje...

Gold uniosła głowę i popatrzyła na śpiącego Sombrę zalanego łzami. Szlochał przez sen. Mamrotał coś, przepraszał, wypowiadał jej imię i znowu przepraszał.

Białe światło otoczyło Gold, rana zniknęła, łzy rozpłynęły się. Zeszła z pegaza, która przekręciła się na bok. Nadal ją bolało, lecz...

-Zostań moją żoną. - usłyszała. Do dziewczyn podszedł mały Sombra - Kocham cię, moja cudowna. Kocham cię. - dziecko się uśmiechało szeroko i niewinnie. Nie kłamał i obie to wiedziały.

-Fluttershy! - pegaz usłyszała znajomy głos. To był Discord, obejmował ją mocno, nie była już na tamtej polanie. - Co ci się stało? Twoje skrzydło! Jesteś ranna! - czułą jego ciepły dotyk.

-Discord... czy ty... mnie kochasz? - szepnęła patrząc na niego pół przytomna

Na twarzy pana chaosu pojawił się delikatny rumieniec

-O czym ty... Flutter... nie czas teraz na to... jesteś ranna!

-Bo wiesz? Ja kocham ciebie...

Discord otworzył szeroko oczy. Nie wiedział co powiedzieć, jak zareagować. Z zamyślenia wyrwał go krzyk. To Sombra złamał zaklęcie Króla i teraz to on trzymał go w szachu.

-Oszukałeś mnie! - krzyknął - Oszukałeś! Zabiłeś ją! Oszukałeś! Pamiętam wszystko! Oszukałeś mnie! - mówił, za każdym razem kiedy wykonywał kolejny cios mieczem, jaki pojawił się obok niego. Był wykonany z czerwonego kryształu. Król cofał się, nie mógł uwierzyć w to, że Sombra był taki silny. Nie był w stanie dłużej się bronić, a kiedy ostrze miecza przeczyło go na wylot wydał z siebie głośny krzyk. Zamienił się w czarną mgłę i rozpłynął się w powietrzu. Jednak, otoczenie się nie zmieniło. Sobra stał i dyszał, zupełnie tak jak wtedy kiedy pokonał swojego ojca w pierwszej misji Fluttershy.

-Jest tutaj jeszcze ktoś... - szeptała - Ona zawsze tutaj była... Discord... proszę, pomóż mu... i wracajmy... do naszego domu...

Przy stole, powoli zaczęła pojawiać się ostatnia osoba. Gold Feather zalana łzami, wpatrzona w Sombrę. Ten odrzucił od siebie miecz, warga mu drżała.

-Idź do niej. - powiedział Discord - Już umarłeś, pamiętasz? Ona też. To co się stało... Nie zmienisz tego. Nie żyj przeszłością. Cokolwiek cię czeka... tam, idź do mniej. Razem stawcie czoła temu co jest po drugiej stronie. - uniósł omdlałą dziewczynę z ziemi - Twoja bajka się już skończyła. Dopisz zakończenie.

Sombra popatrzył na Discorda i powolnym krokiem podszedł do ukochanej, otarł jej łzy i pocałował czule w czoło. Ta rzuciła się na jego szyję i chociaż nie przestawała płakać, to jednocześnie też się śmiała. Wtedy obraz zaczął znikać. Discord poczuł, że ziemia jaką miał pod kopytami zamieniała się w zimny kamień, otoczenie przeistaczało się w dziurę ze schodami, które ciągnęły się w dół i do góry. Drzwi, jakie prowadziły wcześniej do najgorszych koszmarów tych co je otworzyli zniknęły.

-Dziękuję, moi przyjaciele. - usłyszał w głowie głos Sombry - Dbaj o nią.

-Będę.
Share:

My Little Pony: W umyśle króla Sombry - Nie ufaj nikomu

Notka od autora: Jest to moje stare opowiadanie. Uwielbiam postać Sombry, Discorda, zaś moim ulubionym kucykiem jest Fluttershy. W tamtym okresie miałam też fazę na Skyrim, więc nic dziwnego, że połączyłam we wszystkie wątki w jedno i powstało to, oto, krótkie opowiadanko. 
SPIS TREŚCI
Nie ufaj nikomu (Obecnie czytany)


Tym razem ścieżka była z kamienia, prowadziła ją wyżej i wyżej. Schody ciągnęły się na sam szczyt, uniosła się delikatnie nad ziemię i poleciała do góry. W końcu znalazła się na końcu drogi. Zobaczyła wydrążoną w skale arenę, na której walczyły dwa przerażające potwory. Po przeciwnej stronie na podium, stał Sombra. Starszy od tego, którego widziała ostatnim razem, na oko miał kilkanaście lat. Otoczony świtą rycerzy oraz piękną, wysoką klaczą. Miała białe umaszczenie i długą białą grzywę. Czerwone oczy patrzyły z obojętnością na walkę.

-To moja matka. - usłyszała głos koło siebie. Znowu Sombra w znajomej jej postaci dorosłego ogiera, stał i patrzył z obojętnością na samego siebie - Uczyła mnie od zawsze, aby nikomu nie ufać. Zwłaszcza tym, którzy byli blisko. Każdy chce cię zranić, jeżeli chcesz liczyć na kogoś, musisz liczyć na samego siebie. - Oczom pegaza ukazała się znajoma klacz, ta w której ciele była podczas ostatniej podróży. Starała się przebić przez straż, lecz się jej nie udawało.

-Sombra! - krzyczała

-Nie słuchaj jej. - odezwała się królowa - Ona cię tylko zrani. Skrzywdzi. Chce cię osłabić, wykorzystać.

-To kłamstwo! Kocham cię! Sombra! - szlochała

Fluttershy poczuła ukłucie w sercu. Wiedziała, że dziewczyna nie kłamie, nie rozumiała dlaczego on tego nie widział. Popatrzyła na stojącego obok siebie Sombrę. Wpatrzony był w klacz, jego tęskny wzrok, lekko otwarte usta. Dolna warga delikatnie drżała, opuścił uszy i po chwili odwrócił głowę. To samo uczynił też nastoletni ogier stojący obok swojej matki.

-Idź stąd. Jesteś źródłem mojej słabości. - wycedził przez zaciśnięte zęby.

Fluttershy wzbiła się w powietrze i najszybciej jak umiała podleciała do królowej z trudem omijając walczące potwory.

-Jak pani może tak mówić? - odezwała się, lecz ta jej nie zauważyła. Fluttershy była dla nich kimś kogo nie widzieli, nie słyszeli. Co robić, co robić? Myślała. Nie wiedziała, jak może tutaj pomóc.

-Sombra... - szepnęła dziewczyna - Ale przecież ty... to ona ciebie... nie ja...

Fluttershy postanowiła spróbować tego, co ostatnim razem zadziałało. Stanęła obok klaczy ze złotym piórem na boku i zamknęła oczy. Znowu to przenikające każdą komórkę jej ciała ciepło. Znowu jej znaczek się zmienił, a kiedy otworzyła oczy, stała sama.

-Jak pani może tak mówić? - powtórzyła swoją wcześniejszą frazę. Tym razem królowa zareagowała, popatrzyła na nią gniewnie

-Straż! Zabrać tego śmiecia!

-Ona nie jest śmieciem! - krzyknął młody Sombra

-Straż!

Fluttershy wzięła głęboki wdech. Tym razem to ona panowała nad ciałem, tym razem to ona miała moc.

-Matka cię omamiła! Jest ktoś komu możesz zaufać. Jest ktoś, kto na ciebie czeka! - krzyczała głośno próbując nie dać się zepchnąć ze schodów gwardzistom. - Sombra! Posłuchaj mnie! To ona, to twoja matka cię oszukuje! Czujesz to w głębi serca!

Potwory walczące na arenie zawarczały gniewnie.

-Sombra!

Młodzieniec uniósł uszy wysoko i popatrzył na klacz. Chciał coś powiedzieć, chciał zareagować, ale jego matka...

-Wtrącić ją do lochu!

-NIE! - krzyknął rozwścieczony i przecisnął się obok matki. - Ona tutaj zostaje. Ty odchodzisz.

-Co powiedziałeś? - królowa była zdziwiona - Pamiętasz co ci mówiłam? Nie wolno ci ufać nikomu innemu poza samym sobą! Ona cię zrani!

Fluttershy poczuła, jak książę staje obok niej i obejmuje ją kopytem

-Nie ufam jej... - powiedział czule, miała wrażenie, że kłamie - ... ale tobie też nie ufam, matko! - Tutaj mówił prawdę.

-Pojmać ją. Zamknąć w celi.

Straż zareagowała zgodnie z rozkazem księcia. Chociaż królowa się wyrywała i krzyczała, została zaciągnięta przez wojskowych. Sombra otarł głową się o klacz i popatrzył na nią czule.

-Kocham cię. Ale nie umiem ci ufać...

-W pożądku... - szepnęła - Czas pokaże, udowodnię ci, że warto niektórym ufać. Być może na niektórych się zawiedziesz... - głos jej zadrżał. Poczuła ranę na sercu, jakiej nie chciała już mieć. Obraz Discorda upuszczającego talerz, pojawiająca się znikąd klatka... Zaraz potem jego twarz pogrążona w żalu w smutku, szczere przeprosiny, chęć naprawy, odnowienia, starania. - ... ale to nie znaczy, że masz przestać ufać. - Uśmiechnęła się szeroko.

Wtedy i ten obraz zaczął się rozmazywać, Fluttershy stała przy stole, w oddali widziała tylko jak na czole klaczy zwanej Gold, Sombra składa czuły i niewinny pocałunek. Zupełnie taki sam, jakim Discord ją uspokajał. Na dnie jej serca pojawiła się cicha nadzieja, czyżby on też... w niej? Z zamyślenia wyrwał ją krzyk Sombry i cichy rechot Króla. Discord podbiegł do Fluttershy ponownie ją mocno obejmując.

-Martwiłem się, nie było cię tak długo...

-Nic mi nie jest...

Tym czasem Sombra rzucił się na Króla z całym impetem i wściekłością, jaka teraz gościła w jego sercu. Zły duch upadł na ziemię, lecz zaraz uniósł Sombrę w powietrze za pomocą swojej magii. Podniósł się i gwałtownie potrząsnął grzywą.

-Nie tak źle, jak na słabego pegaza... - mruknął do siebie. Nim Fluttershy zdążyła zareagować, poczuła jak objęcia Discorda słabną, aż i jego cała postać zniknęła. Odnalazła się na polanie zasnutej jesiennymi liśćmi, na jej środku stało wielkie łoże. Pod miękką pierzyną spał Sombra, już dorosły, identyczny jak ten, którego spotkała przy stole. Zaś obok niej pojawił się Król.

-To ostatnie wyzwanie. - zaczął - To jego sny. Sny szalonego monarchy. Jego sny nie są takie zwyczajne i normalne, wiesz? O czym może śnić szaleniec, jak nie o rzeczach szalonych?

Zadrżała i odskoczyła na bok, Król zniknął. Nie wiedziała, co ma robić. Powoli podeszła do śpiącego Sombry i dotknęła go delikatnie kopytem. Wtedy za nią pojawił się wściekły pies. Jego oczy były czerwone, umaszczenie czarne, a po brodzie kapała mu ślina. Ruszył do ataku na nią.
Share:

POPULARNE ILUZJE