3 lutego 2018

Undertale: Diabelska karuzela - Złośliwy los [opowiadanie interaktywne]

Autor okładki: Reitiri
Notka od autora: Jest to opowiadanie interaktywne. Główne poczynania bohaterki i kluczowe decyzje będą podejmować czytelnicy w komentarzach. Notki będą pojawiać się w miarę regularnie, zaś pomysły umieszczone przez czytelników w komentarzach mogą zostać wykorzystane w toku dalszej fabuły. Przypominam, jestem łasa na fanarty xD
Wcielasz się w rolę 28 letniej matki i żony. Twoja córka Aida, ma 9 lat. Twój mąż Piotr jest od Ciebie o 22 lata starszy. Już od roku planowaliście przeprowadzkę za miasto, akurat znalazła się wprost wyborna szansa na wynajem za godziwą sumę domu z kawałkiem ziemi u podnóża góry Ebott. Właścicielem i jednocześnie sąsiadem okazuje się być bardzo przystojny żywiołak ognia imieniem Grillby. 
Akcja toczy się wiele lat po zakończeniu prawdziwego pacyfisty w uniwersum Underfell. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Mogą pojawić się notki +18. Grillby x Czytelniczka. 
Autor: Yumi Mizuno

Spis Treści
Wyniki: 
1. Uważasz, że to nieporozumienie - 1 | Nic nie pokazujesz po sobie, ale w głębi snujesz teorie - 3 | Przyjmujesz to z luzikiem - 4 | Okazujesz zazdrość - 5
2. Okazujesz wyrozumiałość i spokój - 4 | Rozmawiasz z mężem i córką - 1 | Rozmawiasz z córką i okazujesz jej wsparcie - 4 | Złościsz się, tulisz i dajesz karę - 1 | Dajesz jej nagrodę za wygraną walkę - 2 | Przeprowadzasz z nią poważną rozmowę - 2
3. Wychodzisz wieczorem - 8 | Wychodzisz rano - 4 | Prosisz Grilla o cukier - 1
To jeden z tych dni i wiedziałaś to od samego początku. To jeden z tych dni, w których absolutnie nic Ci się nie udaje, zaś każdy atom wszechświata postanawia Cię wkurwić. I wiesz co? Udaje mu się to. Lecz nim postradasz całkowicie zmysły, lepiej zmień majtki.... i załóż podpaskę.... albo tampona.
I... tak dla pewności...
Upewnij się czy nie zaplamiłaś prześcieradła czy kołdry.

Obudził Cię ból brzucha, na grubo przed budzikiem. Twój mąż leżał odwrócony do Ciebie plecami. Tyle dobrze. Łatwiej będzie się wymknąć. Do czego można porównać ten ból? Czułaś się jak motylek z wystawy przebity szpilką. Albo jakby niewidzialna ręka samego Boga macała Cię teraz po macicy i postanowiła zrobić z niej swojego gniotka.
Wiedziałaś, że to będzie zły dzień od samego początku. Twoja misja, rodem z filmu kaskaderskiego - wyjść z łóżka, tak aby nikt nie zauważył, zakończyła się sukcesem... Połowicznym. Jako, że to jeden z tych dni... musiałaś przywalić małym palcem o nogę od łóżka. Ale nie, jesteś dzielna, jesteś silna, zacisnęłaś zęby i wzywając wszystkie moce piekielne walczyłaś z paraliżującym bólem przepełniającym Twoje ciało. Od środka.
Lecz to dopiero początek. Masz obowiązki. Prawda? Włosy się nie układały, makijaż nie wyszedł, do tego te ubrania, jakieś takie dziwne. Może raz jeszcze je uprać? Sama nie wiesz. Stałaś dobry kwadrans w kiblu, macając w rękach bluzkę i debatując, czy ją założyć. Tak, to zdecydowanie jeden z tych dni. Dni, które pojawiają się cyklicznie.
Kawa nie wyszła, Piotrek jej nie dopił. Nigdy nie dopija, kiedy mu nie smakuje. Tej wziął łyk. Gdy już wyszedł powąchałaś ją i sama spróbowałaś. Da się spierdolić kawę? Da się. Jesteś tego żywym przykładem. Miałaś nadzieję tylko, że kanapki jakie zrobiłaś Ai do szkoły będą smakować... przynajmniej zjadliwie.
Monotonia i rutyna codziennego życia teraz okazywała się udręką. Każdy krok sprawiał Ci ból, a przecież mama nie może wziąć L4, żona nie może pozwolić sobie na dzień urlopu. To praca na pełen etat. Klnąc pod nosem na wszystkich świętych, prawie ze łzami w oczach zapinałaś buty. Zawsze tak opornie wchodzą, czy tylko dzisiaj? Zamknęłaś za sobą drzwi i wzięłaś głęboki wdech. Dobrze, świat może walić Ci się na głowę, ale zima zawsze poprawiała Ci nastrój. Zwłaszcza taka jak z okładki. Grube czapy śniegu, gdzieś tam w konarach drzew dostrzegłaś ptaka. Jakieś czerwone auto zaparkowane przed domem Grillbiego. Żyć nie umierać!
Zaraz.. auto? To nie jest jego auto, prawda? Podeszłaś do swojego i zaczęłaś odśnieżać. Odpaliłaś go  też, aby się zagrzał w środku. Jednocześnie bacznie przyglądałaś się domowi swojego sąsiada. Dlaczego to tak bardzo Cię zaniepokoiło? Czyściłaś może zbyt dokładnie, próbując jednocześnie cokolwiek dostrzec przez okna w jego mieszkaniu. Lecz dopiero kiedy drzwi się otworzyły, kiedy przez próg wyszedł Grillby i stanął, zaś za nim wyszła kobieta. Blondynka. Człowiek. Przesunęła palcem po brodzie potwora i poprawiając czerwony płaszcz, wsiadła do swojego samochodu. Kim ona jest? Co to za kobieta?
Jego kobieta? Nie wspominał nic, że taką ma. No i z tobą flirtował, prawda? Bo to co robił można nazwać flirtem... Myślałaś tylko o tym, nic więc dziwnego, że wyszłaś ze sklepu z rzeczami, które ledwo, ledwo przydadzą się do obiadu. Ryż z kurczakiem. Zawsze to lepsze niż nic. Prawda? Kiedy wróciłaś z zakupami, czerwonego auta nie było. Fakt. Lecz nadal zastanawiałaś się kim może być ta kobieta. Dlaczego tak bardzo się tym przejmujesz? No i tłuczesz to mięso jakoś zbyt silnie. Zdecydowanie za silnie... Tak. Podniosłaś pierś ubitą na cieniutki plasterek, tak cieniutki, że tłuczek porobił w nim niewielkie otwory.
...
Zmiana planów. Potrawka z kurczaka i ryż. Tak.
Nie miałaś siły sprzątać domu, za bardzo bolało, a leki przeciwbólowe nie pomagały tak, jakbyś tego chciała. Dlatego resztę południa spędziłaś oglądając telewizję i próbując nie myśleć o tajemniczym gościu Twojego sąsiada.
Gdzieś tak, na godzinę przed tym jak Ai kończyła zajęcia, dostałaś telefon od Piotrka. Kiedy usnęłaś? Ledwo przytomna, sparaliżowana bólem odebrałaś.
-____! - zawołał jakby zbyt głośno.
-Mmmm co jest?
-Obudziłem cię?
-Nie - Tak.
-A to dobrze, co masz taki dziwny głos?
-Nie czuję się najlepiej... - przetarłaś oczy.
-Oh, aha, bo wiesz, jest sprawa, ale jak czujesz się źle, to mogę zadzwonić po kogoś, albo coś..
-Nie, nie, mów co się stało?
-Muszę dzisiaj zostać dłużej w pracy, będę pewnie późnym wieczorem. Mogłabyś odebrać Ai ze szkoły? - Oh. Wizja wyjścia spod koca nie była przyjemna, ale to w końcu Twoja córka, no i takie tam. Chryste. Po co chciałaś mieć bachory!
-Jasne, odbiorę ją - przytaknęłaś do telefonu, choć nie musiałaś.
-Jesteś pewna? Bo jak nie możesz to zadzwonię do przewodniczącej rady rodziców i ...
-Nie, nie, spokojnie, zajmę się tym - podniosłaś się. Znaczy... chciałaś się podnieść. Musiałaś zagryźć zęby na własnej ręce, aby nie krzyknąć w słuchawkę z bólu. Po krótkiej rozmowie z Piotrkiem i zapewnieniu go, że wszystko będzie dobrze, wzięłaś jeszcze jedną tabletkę przeciwbólową i niechętnie, ubrałaś się.
Przez chwilę wahałaś się, czy w takim stanie wsiadać za kółko. Boli jak diabli. Nie, nie będziesz ryzykować zdrowia swojego, Ai, i jakiegoś przypadkowego nieszczęśnika. Zadzwoniłaś po taksówkę.
W szkole byłaś jakiś kwadrans przed dzwonkiem. Usiadłaś w przebieralni na ławeczce i czekałaś, aż pojawi się Twoja pociecha. Cały czas trzymałaś fason. Nic Ci nie jest. Nic Cię nie boli. I Boże, naprawdę nie czujesz jak przeciekasz. Nie czujesz tego. Nie myśl o tym. Przeciekasz? Rany. Nie wstaniesz. A co jak przeciekłaś i ufajdałaś ławkę? A co jak na Twoim tyłku jest wielka czerwona plama? I jak tu się teraz przejrzeć gdzieś, aby nie wzbudzać podejrzeń.
Boże. Jak Ty nienawidzisz mieć okresu.
Dzwonek.
W jednej chwili, wrzask, krzyki, śmiechy i pełno pół metrowych krasnoludów z tornistrami większymi od półki z książkami. Biegnie to w lewo, to w prawo, przed siebie i w przeciwną stronę. Wśród tego morza łebków dostrzegasz swoje dziecię. Nie jest zadowolona. Nadęła policzki, spuściła głowę, i... dlaczego idzie z nią wychowawczyni? Masz złe przeczucia.
To jeden z tych dni.
-Witam, pani ____? - zapytała kobieta w średnim wieku, w okularach na nosie i spiętymi w kok czarnymi włosami, w których widać było siwe refleksy. Przytaknęłaś zerkając na Aidę, która chciała zapaść się teraz pod ziemię - Jak dobrze, że się z panią widzę. Mąż pani mówił?
-...Tak? - Nie. Nic nie mówił. Ale zawsze udajesz, że Ci mówi. I tak się dowiesz. Ale... co Ci mówił? Popatrzyłaś na córkę jakby miała Ci teraz wytłumaczyć, ale będziesz musiała na to poczekać.
-To dobrze. Cieszę się. Jednak Ai znowu dzisiaj się biła - Przez chwilę analizowałaś to co zostało powiedziane. Znowu. A więc to miało już miejsce. Biła się. ... I co ważniejsze, Piotrek o tym wiedział!
-Z kim.... tym razem? - grałaś. Nagle zapomniałaś o bólu, znaczy chciałabyś w całości, ale w znacznej części. Nauczycielka poinformowała Cię o detalach, znaczy się, tego to Ty się domyśliłaś. Okazało się, że Twoja córka nie została w pełni zaakceptowana przez klasę. Znaczy się, nie przez wszystkich. Można powiedzieć, liderka nie polubiła jej, dlatego wszyscy jej nie lubili. No i pojawiły się zaczepki, wyśmiewki, o byle co. O ubrania, o włosy. Dzieciom nie trzeba wiele, aby znalazły powód do drwin. Do dzisiejszej przepychanki doszło na długiej przerwie. Obie dziewczynki zostały ukarane naganą, lecz wychowawczyni powiedziała surowo, że jeżeli sytuacja się powtórzy, będzie musiała dyscyplinarnie zawiesić Twoje dziecko.
I wiesz jak zareagowałaś?
Byłaś w szoku. Nie tylko tym, że Twój aniołek się bił, nie tylko tym, że o niczym nie wiedziałaś, ale też tym, że Twoja córeczka nie została przyjęta przez wszystkich. Nie wiedząc co zrobić i jak się zachować. Nie teraz. Teraz czułaś się źle. Zarówno fizycznie jak i psychicznie. Choć wiedziałaś, że powinnaś walczyć, powinnaś dogadać tej kwoce, że Ai nie jest niczemu winna! To przecież takie kochane dziecko! Ty po prostu.... przytaknęłaś.
I co teraz?
Siedzisz na ławce patrząc na spuszczony wzrok Ai. Widzisz łzy cieknące po jej policzkach. Serce rozrywa Ci się na kawałki. Ale... co masz zrobić? Nakrzyczeć na nią? Dać karę? Bez słowa, pomogłaś się jej ubrać, wyszłyście ze szkoły. Ai podniosła wzrok na chwilę, tylko po to, aby się rozejrzeć po parkingu, szukała wzrokiem Twojego samochodu, kiedy go nie znalazła, znowu opuściła głowę. Wzięłaś ją za rączkę. Spacer. Tak. Spacer to dobry pomysł. Przyda się wam obu.
Nie odzywałyście się do siebie długo. Dopiero kiedy weszłaś do kawiarenki, takiej niewielkiej, zwykłej, do której zawsze chciałaś wejść, ale nigdy nie miałaś specjalnie czasu. Dopiero kiedy tam weszłyście, dopiero kiedy zamówiłaś dla siebie i dla niej po cieście z polewą czekoladową, lodami i napojem. Dla siebie wzięłaś słabego drinka. Dla córki jakieś kolorowe coś dla dzieci. Miało śmieszną nazwę. Dopiero wtedy, kiedy zamówienie zostało podane, Twoja córka jako pierwsza przełamała ciszę.
-Dlaczego?
-Dlaczego co? - nie patrzyłaś na nią. Ciasto. Chcesz ciasto.
-Dlaczego mi to dajesz?
-Bo obie tego potrzebujemy. - westchnęłaś - Ai, kochanie, powiedz mamie, co się dzieje?
-Nic.
-O nic nie chcieliby cię zawiesić. - ... Nie odpowiedziała. - Aida?  - Nadal milczy - Porozmawiaj ze mną. Jak mam ci pomóc, skoro nie chcesz mi nic mówić... I dlaczego nic mi nie mówiłaś?
-To ja poprosiłam tatę, aby nic ci nie mówił. - odezwała się w końcu - Nie chciałam, abyś była zła.
-Ty zaczęłaś bójkę? - zaprzeczyła - Dlaczego cię nie lubią?
-Bo jestem nowa.
-Kochanie, daj spokój, to nie jest powód, aby kogoś nie lubić. Powiedz mi, dlaczego tak jest? - Ai milczała długo, bardzo długo, widziałaś tylko jak siedzi potulnie na drewnianym krzesełku i patrzy na swoją porcję ciasta. Lody powoli zaczęły się roztapiać. To nic. Ta rozmowa musiała zostać przeprowadzona.
-Mamy w klasie .... Monster Kid... On jest.... bardzo... niemiły. - westchnęła - On... wyśmiewa się z innych, no i potworze dzieci go ... lubią. - Ai powoli zaczynała płakać - Ale nie wiem dlaczego on mnie nie polubił. Kiedy zaczął mnie ciągnąć za włosy i wyzywać zdenerwowałam się i go popchnęłam, a on nie ma rąk i upadł i wtedy wszyscy powiedzieli, że jestem.... że jestem....
-Tak?
-Rasistką! - no i masz, ryczy. Głośno. Ludzie się na was patrzą. A Twoja córka zalewa się łzami.
-Ciii, spokojnie, kochanie... Ciii, nie płacz - próbowałaś ją uspokoić, lecz nie pomagało. Dopiero jak przesiadłaś się koło niej, jak objęłaś ją ręką i mocno do siebie przytuliłaś, jak pozwoliłaś by objęła Cię swoimi rączkami, powoli zaczęła się uspokajać. Z czasem wzrok gapiów zniknął.
-A potem, a potem wszyscy mówili, że jestem rasistką, że nie lubię potworów bo są potworami i że w nocy przyjdą mnie zjeść bo ich nie lubię i że jestem zła i mam złą duszę i pójdę do piekła, bo nie lubię potworów. Ale to nie tak, że ja ich nie lubię, ja nie lubię tylko Monster Kida, bo on nie lubi mnie, i powiedział, że śmierdzę, a wtedy Wiola powiedziała, że mam brzydką sukienkę, a Cinnamon Bunny mówił, że jesteś ludzką kurą domową i tata trzyma cię na smyczy w domu i wtedy - ... Nie słuchałaś. Dzieci zazwyczaj powtarzają to co usłyszały w domach. Reszta to paplanina. Skoro tak powiedziały dzieci w szkole... tak mówi się w ich domach. To tak Cię widzi sąsiedztwo? Jako kurę domową? Mocniej przytuliłaś do siebie córkę i pogłaskałaś ją po głowie. - Więc oddałam! Broniłam się! I oni.. i oni wtedy...
-Już Ciii, spokojnie. - To dzieci. Powtarzałaś sobie. Pozwoliłaś Ai się wypłakać, ale nie wiedziałaś co z tym zrobić. Skoro dzieci naśmiewają się z Ciebie, ich rodzice zapewne też. A więc rozmowa z rodzicami dzieci nie pomoże. Znowu rozmowa z dziećmi może zaszkodzić Twojemu. A będą się wyśmiewać. Położyłaś już dawno temu Ai do łóżka. Siedziałaś na kanapie z kubkiem herbaty i walczyłaś z falami bólu, które nie dawały Ci spać.
Zauważyłaś, że przed domem Grillbiego znowu parkuje czerwone auto. Miałaś jednak dość własnych problemów na głowie, aby teraz zadręczać się seksownym potworem z sąsiedztwa. Liczyła się Twoja córka.
Piotrek nie wrócił tej nocy. Okazało się, że usnął w biurze przy komputerze. Rano przepraszał. Nic mu nie powiedziałaś o przygodzie Aidy. Gdzieś tak koło siódmej przyjechał jego znajomy, znaczy się, jako taki się przedstawił. Nigdy wcześniej na oczy nie widziałaś tego człowieka. Dałaś mu świeże ubrania Piotrka. Dzisiaj wieczorem ma wrócić. Pogadasz sobie z nim. Takich spraw nie załatwia się przez telefon.
Stałaś przy oknie z kubkiem kawy. Paskudna, ale musiałaś się jej napić. Nie miałaś ochoty ani myć włosów, ani się przebierać. Dzisiaj dzień nic nie robienia. Tak ustaliłaś z Aidą. Zamówicie sobie coś do jedzenia, może kebaba, albo chińszczyznę i nic nie musicie robić. Odpoczywacie od wszystkiego. Też od ubierania się i przebierania. Przez noc napadało jeszcze więcej śniegu. Jeszcze trochę, a w niektórych miejscach będzie sięgał Ci pasa. Patrzyłaś, jak blondynka wychodzi z mieszkania Grillbiego, całuje go w policzek i znowu wsiada do czerwonego auta by odjechać. To chyba jego kobieta. Ah. Szkoda. Nadal jesteś zazdrosna, jasne. Choć nie wiesz dlaczego. Ale szkoda.
A no tak, masz męża. Męża, który ukrywa przed Tobą fakt, że wasza córka ma kłopoty. Tego dnia, kiedy wrócił do domu późnym wieczorem, zastał nic nie przygotowane.
-A obiad? - to były jego pierwsze słowa. Obiad. Obiad. Obiad?! Chyba faktycznie jesteś niczym więcej jak tylko kurą domową. Piotrek wszedł do pokoju i rozejrzał się. Nie sprzątałaś, na stoliku walały się opakowania po żarciu na wynos, zaś Ty, pod kocem i z książką w ręku, leżałaś, jakby nigdy nic. - Mogłabyś się przynajmniej ubrać i umalować - Podniosłaś na niego wzrok. Nie wiesz, czy to przez okres, czy przez to, że naprawdę, naprawdę jesteś na niego wściekła, ale czułaś, że miarka się przebrała.
-Zaczniesz być w końcu ze mną szczery? - wysyczałaś.
-Że co? Nie zmieniaj tematu! Wracam utyrany po dwóch dniach w robocie i nie mam siły na twoje humorki! - Humorki? Humorki?! Ha! Ty mu pokażesz co to znaczy MIEĆ humorki.
Nie wchodząc w szczegółu kłótni. Bo to nie jest potrzebne. On powiedział kilka słów za dużo. Ty też. Był płacz. Było wygarnięcie jakiś tam zamierzchłych brudów z przeszłości, które nijak się nie miały do sprawy Ai. Po prostu. Szambo wyjebało. Tym bardziej, kiedy zaczął po prostu Cię olewać. Chciałaś, aby mówił Ci co się dzieje z Ai, aby niczego nie ukrywał, bo było Ci głupio. Nawet, jeżeli go o to prosiła, POWINIEN Ci powiedzieć, prawda? A wiesz co najbardziej zabolało? To kiedy po prostu udał się na górę do waszej sypialni, kiedy zamknął za sobą drzwi i położył się spać. Zamknął na zamek. I co. Masz spać na kanapie?
Chodziłaś po kuchni długo. Miałaś nadzieję, że Ai nie usłyszała zbyt dużo. Pewnie teraz siedzi w pokoju i zatyka uszy. Nie kłócicie się często. Ty masz okres, on jest przemęczony i jest sytuacja z jaką ciężko sobie poradzić. Herbata. Musisz zrobić sobie herbatę.
Ale wiesz co?
Nie ma cukru. I tak nie masz ochoty siedzieć teraz w domu. Naprawdę. Może spacer dobrze Ci zrobi? Lekko przetłuszczone włosy schowałaś pod czapką. Założyłaś wynoszoną koszulkę i byle jakie spodnie, do tego buty. Nie dbałaś o wygląd. Przejść się po okolicy. Przejść się i zastanowić nad tym wszystkim. I wstąpić przy okazji po cukier. Taki był plan.
Śnieg skrzypiał Ci pod nogami. Szłaś od latarni do latarni przed siebie. Nie myślałaś. Ani o córce, ani o mężu, ani o sobie. Jeżeli można powiedzieć, że są takie chwile, kiedy człowiek nie ma absolutnie żadnej myśli w głowie - to Ty właśnie tak miałaś. Liczył się tylko mróz, cisza i śnieg.
Skoro nic nie myślałaś... dlaczego chciało Ci się płakać? Dlaczego tak bardzo chciałaś, aby znalazł się teraz ktoś, kto Cię przytuli, pogłaszcze i powie, że wszystko będzie dobrze? Że jesteś dzielna. Że jesteś dobra i dasz sobie radę? To patetyczne, ale tego właśnie teraz potrzebowałaś. Było Ci zimno. Czułaś się porzucona. Niekochana. Czułaś się fatalnie w każdym tego słowa znaczeniu.
 Autor: Sylwia15
To jeden z tych dni. Wiedziałaś to odkąd wstałaś tego ranka z decyzją, o nic nie robieniu. To jeden z tych dni, w których wszystko pójdzie jeszcze gorzej niż wczoraj. A jednak. Gdzieś tam w mrokach pecha jaki dziś Cię spotkał, tli się ciepły płomień nadziei. Stoi oparty o jedną z latarni przed Tobą, rękę ma w kieszeni, a między zębami odpalonego papierosa, patrzy do góry, na niebo pełne gwiazd. Przystanęłaś i patrzyłaś na niego. Po prostu patrzyłaś, a łzy ciekły Ci po policzkach. Wtedy i on Cię zobaczył. Spojrzał w Twoje oczy i już wiedziałaś. To jeden z tych dni... 

Pytania do Was:
1. Szukasz wsparcia w potworze, czy udajesz, że nic się nie stało i odchodzisz w inną stronę?
2. Przepraszasz Piotrka czy czekasz na przeprosiny z jego strony?
3. Jak planujesz poradzić sobie z sytuacją w jakiej znalazła się Ai? 
4.  Pepsi czy Coca-Cola?
Share:

Gra: Poznaj(my) się - 010PsychoUnicorn101

1 Dostajesz czołg. Jakie 3 rzeczy robisz jako pierwsze? 
- O mój Boże... Pamiętam to pytanie, po którym miałyśmy beke z przyjaciółką... No to tak.
1. Zrobiłabym w nim mieszkanko :3. Bo czemu nie? Co tam, że jest tam mało miejsca i, że mam klaustrofobię. Przy pierwszym wystarczyłyby nowinki techniczne, a drugie bym jakoś pokonała xD. Wszystko da się przeskoczyć jeżeli się chce.
2. Ożeniłabym się. Mi się zdaje, że byłby najlepszym partnerem, po jedzeniu oczywiście. Nie wytyka błędów. Wszędzie byłby ze mną. I jeśli ktoś by mnie wkurwił to zawsze pomógłby.
3. Pojechałabym w romantyczną przejażdżkę gdzie tylko bym chciała. Bo kto będzie groził szalonej kobiecie z czołgiem xD. Czy tylko ja mam takie myślenie? A teraz. Dove sono le mie chiavi per il serbatoio?! (wł. Gdzie są moje kluczyki do czołgu?)

2 Co według Ciebie kryje się za słowem "perfekcja"? 
- Emm. Nie wiem? To znaczy nie chcę cytować słów Evil Angel. Bo to dla mnie też to samo znaczy. Niby jest coś takiego, ale nie do końca. Można uznać, że ciało ludzkie, wszelkie organizmy czy ciała niebieskie są perfekcyjne. Ale jednocześnie patrząc na kulę ziemską to jednak nie jest idealną kulą. To samo z wszystkim innym. Wszystko ma swoje wady i wciąż można mówić, że to nadaje to temu swego rodzaju perfekcję. To co znaczy perfekcja zależy od punktu widzenia danej osoby (chyba po to było zadane to pytanie z słowami "co według ciebie...", nie?)

3 Do czego czujesz się zmuszany/a? 
- Ugh... Do wielu rzeczy... Niby mówią, że nie zmuszają ciebie do niczego, "rób jak chcesz" jak to mówią, ale jeśli tego nie zrobisz to albo się na ciebie obrażają (i potem wypominają ci ten błąd) albo czegoś nie osiągniesz. Czuję się zmuszana do wszystkiego co mnie otacza. Może źle to interpretuje, może mam do tego złe podejście, nastawienie, ale tak się czuję. Gdy akurat chcę robić daną rzecz, a potem zrobić inną to i tak najpierw muszę zrobić inną, aby później zrobić daną. To mam na myśli. Jestem dość zorganizowaną osobą, więc jak ktoś mi wchodzi w harmonogram to jestem nieprzyjemna dla takiej osoby.

4 Czy boisz się ciemności? 
- Tak i nie. To taki paradoks. Na dworze czy innym miejscu (pewnie nawet w nawiedzonym domu) w kompletnej ciemnicy nic by mnie nie przestraszyło. W takich sytuacjach jestem nad wyraz odważna i może dlatego ciągnie do mnie ludzi w takich sytuacjach i chcą żebym ich prowadziła? To nawet miłe zważając na to, że normalnie to ja muszę pierwsza wyciągać rękę do osoby, aby się z nią poznać. A w pokoju, gdy tylko zgasną światła czuję się jak w horrorze o tym samym tytule. Co jest równie śmieszne, bo uwielbiam się bać, choć horrory i inne thrillery mnie nie przerażają. Wydają mi się na swój sposób zabawne, jeśli ktoś ma takie poczucie humoru jak ja. Z resztą nikomu jeszcze nie zaszkodziła chwila dreszczyku, przyspieszone tętno czy podskoczenie adrenalinki. Oooprócz tych osób, które dostały zawału lub mają problemy z krążeniem. Czego się boję to chyba tylko samej siebie i własnej wyobraźni.

5 Wyobraź sobie, że nocujesz w innym, niż Twój pokój miejscu. Masz do wyboru dwa łóżka. Jedno o miękkim materacu, w którym człowiek się dosłownie zatapia, oraz drugie, gdzie materac jest twardy. Które łóżko wybierzesz i dlaczego?
- Raczej z miękkim. Sama mając twarde łóżko mam przy sobie mnóstwo poduszek, że to robi się aż chore. Z dwie pod głowę, kilka żeby wygodnie się ułożyć i z jedną czy dwie, żeby się do nich przytulić - inaczej nie zasnę. Kilka nocy temu nie mogłam spać, bo gdzieś mi się pare zapodziało i nie zasnęłam póki nie padłam ze zmęczenia. Czuję się jak Fell!Sans, kiedy ma ruję, tyle że ja mam tak przez cały czas.

6 Czy obawiasz się przyszłości? 
- A kto się jej nie obawia? Jedna, wielka niewiadoma jak z matmy, tylko gdy inne mogłoby się jakoś określić, to ona zostaje tą niewiadomą do końca i chociażby najlepszy matematyk wziąłby się za nią, to przez całe swoje życie i tak by jej nie poznał. Co chwilę słyszy się o terroryzmie, wojnach czy innych tego typu rzeczach. I jak tu się nie bać o swoją przyszłość? Kto wie co nas spotka? Ja nawet nie wiem co będę miała na obiad, a co mówić o innych sprawach?

7 Czego chcesz się nauczyć? 
- Tak myślałam, że języków, majsterkowania i lepszej organizacji. Z języków to byłby francuski, włoski, hiszpański, japoński, niemiecki i jak najlepiej angielski. O ile z angielskim nieźle mi idzie, a niemiecki poznam w szkole średniej to w ten sposób rzucę francuski, który naprawdę mi się spodobał. Co do innych języków - po prostu chciałabym nauczyć się ich w przyszłości, o ile do niej dojdzie xD. Majsterkowanie było moją pasją. Teraz nie mam na niego niestety czasu. Nie wiele się tego nauczyłam, ale przez to, że jestem zdolna manualnie, wszystko z tej dziedziny dobrze mi wychodziło. W mieszkaniu czy domu, do którego się kiedyś wyprowadzę, wolałabym zrobić własne meble. Miałabym pewność co do ich wytrzymałości i byłabym z siebie dumna.

8 Co jest największym kłamstwem na świecie? 
- Czas. Niby go określono, ale tyle razy się łapałam na tym, że raz idzie szybciej, raz wolniej, że nie wierzę, że może być stały. No i ludzie wymyślili go tylko po to, aby określać sobie poszczególne rzeczy o różnej porze dnia.

9 Boisz się bólu? 
- Cóż... Ból to część życia, więc pewnie można się do niego przyzwyczaić. Ale odpowiadając na pytanie to nie. O ile ból psychiczny po utracie bliskiej osoby można interpretować jako obawę przed stratą i przez to możemy sobie nie poradzić gdy faktycznie to się stanie (w sensie "ból" to tylko przenośnia) to wydaje mi się, że chodzi bardziej o ten ból fizyczny, więc nie. Jeśli ktoś by mi groził to nie dałabym się. Mój mózg i ciało pewnie by odmawiało posłuszeństwa, ale z moją samoświadomością stałabym hardo lub bym się broniła, póki osoba nie uznałaby tego za bezsensowne. Miałam jedną taką sytuację, więc mogę się na ten temat wypowiadać. Mówienie o czymś o czym nie ma się pojęcia to jak pisanie erotyka o znikomej wiedzy o seksie.

10 Czy można dawać świadomie sobą manipulować? Jeżeli tak - to czego jest to świadectwem? 
- Oczywiście, że można, ale to jak taka osoba będzie się czuła to odmienny temat. Manipulują nami media, religie i inne urzędy. A wystarczy trochę pomyśleć i mieć własny rozum. Rzecz jasna niektórych rzeczy nie jesteśmy świadomi, ale jedyne, co trzeba, to uruchomić parę szarych komórek, aby nie być prowadzony tłumnie ku przepaści.

11 Jak wyobrażasz sobie Piekło? Wierzysz w jego istnienie? 
- Trudno powiedzieć, bo nie wiemy czy religie mówią prawdę czy nie. Fajnie byłoby, aby było coś po śmierci, ale tak samo jak nie jesteśmy pewni przyszłości, tak samo nie możemy być i tego pewni. Nie można też powiedzieć, że jestem ateistką, bo nie wykluczam istnienia bytu wyższego ode mnie. Trzymam się 7 zasad wszechświata. Wydają mi się oczywiste i logiczne, i pomogły mi zrozumieć parę spraw dotyczących tego co mnie otacza. Wam też polecam je przeczytać. A i nie za bardzo można je podważyć, co w religiach często się zdarza. Jedna atakuje drugą swoimi "faktami". Moim zdaniem niech każdy żyję swoim życiem, swoimi przekonaniami. Po co od razu z agresją? Po co zaprzeczać coś czego sami nie jesteśmy pewni? Żyjmy w zgodzie i harmonii. Kochani, po co się sprzeczać? Traktujmy tą biblie czy koran jako sposób jaki możemy postępować w życiu. Jeśli ktoś wierzy, że po śmierci niebo jest pełne niewiast na niego czekających to niech wierzy. (nie wypowiem się dalej na temat islamu, bo w ten temat jeszcze się tak nie zagłębiłam) Może tak jest? A jeśli wierzy, że wszystkie złe i dobre uczynki doprowadzą go do końca, gdzie jest wieczne życie i albo idzie na wieczne potępienie, czy szczęście to niech wierzy. A może w ogóle te wszystkie kilko tysiącletnie księgi były sposobem na większą manipulację ludźmi? Bo w takim razie czemu odeszło się się od mitów greckich czy rzymskich? Coś było w nich nie tak? Były mało wiarygodne? Po prostu ludzie nie potrafili wytłumaczyć sobie otaczającego ich świata, więc robili to w taki, a nie inny sposób i chcieli mieć też wiarę, że cokolwiek jest później, że nie żyją na daremno. Życie to ostra jazda pociągiem po niekończących się torach, a wszystko wokół jest zasłonięte gęstą mgłą. Gdy spojrzymy w tył zobaczymy jak powoli wszystko się zamazuje, gdy spojrzymy w przód widzimy tylko to co dane nam zobaczyć. Podczas tej podróży twoim zadaniem jest przemieszczać przez kolejne wagony i przedziały - etapy życia. Z czasem niektórzy mogą cię opuścić wychodząc na swojej przystani, ale to nie znaczy,  że musisz się martwić - wszyscy i tak na koniec razem spotkacie się przy twojej przystani. Tak obrazuje sobie życie i sens religii. A jeśli piekło by istniało to na sądzie ostatecznym od razu bym tam wskoczyła i kąpała się w lawowym jacuzzi. A tak na poważnie to każdy popełnia błędy, dlatego nie powinno się kogoś zsyłać na wieczne potępienie. Są oczywiście zbrodniarze, którzy na to w pełni zasługują, ale pomyślcie chwilę... Czy jeśli miałbyś taką okazję na zawładnięcie światem czy sam byś z niej nie skorzystał? Większość bez namysłu pewnie odpowiedziałaby negatywnie, ale nie możemy osądzać osób, których nie znaliśmy. Dowiadujemy się o nich z książek do historii, a w każdej inaczej piszą. Nie wiemy co nimi kierowało, jacy byli naprawdę. To, co wiemy, jest tylko tym co przekazali nam inni lub co przeczytaliśmy, a tak na prawdę mogą nam wciskać jeden wielki kit, a my żyjemy w symulacji. Idąc tym tokiem rozumowania... Życie to jedna wielka gra. Polega ona na podejmowaniu różnych decyzji. Jednych łatwych, innych trudnych. To zależy jedynie od CIEBIE, jak je pokierujesz i do czego dojdziesz. Więc czemu by nie zagrać? Co ci szkodzi? I tak umrzesz, więc po co robić to wcześniej z byle powodu? To jest konsekwencją TWOICH wyborów. Czy jeśli zagrałbyś w planszówkę i trafił do więzienia jak w Monopoly to czy poddałbyś się z takiego powodu? Nie! Poczekałbyś dwie kolejki i grał dalej!

12 Co to znaczy rozumieć kogoś? Na czym polega zrozumienie, czym jest i jak się przejawia? 
-  Na pewno nie rozumie się kogoś, kogo dopiero przed chwilą się poznało. Rozumie się kogoś kogo się zna, z kim jest się bliżej Zrozumienie jest to bycie po prostu dla kogoś miłym, być wsparciem gdy ten tego potrzebują, bo wie że może ci zaufać, bo cię zna i my go znamy.

13 Dlaczego bycie miłym bardzo często odbierane jest jako flirt? 
- W sumie właśnie tak brzmi. Flirt, jak i bycie miłym sprawia, że czujemy się dobrze z okazywanej dobroci, komplementu czy pochwały. Flirt i bycie miłym wiele się od siebie nie różnią. W tym drugim dochodzą jeszcze dobre uczynki.

14 Jesteś oszczędny/a? 
- O nieee... Ani trochę. Gdy dostaję hajs, to od razu wydaje na jedzenie lub na określoną wcześniej rzecz. To co mi zostaje gdzieś odkładam, a później jestem dumna gdy je znajdę, jednak gdy mam pieniądze w dłoni, to tak przypadkowo przechodzę obok sklepów i zawsze się coś znajdzie, co mi się spodoba i co bez namysłu biorę. Jestem zakupoholiczką i wielką gadżeciarą na najwyższych stadiach tych przypadłości.

15 Co sądzisz o Butterfly Project? 
- Bardzo kreatywny pomysł na walkę z samym sobą... o którym wcześniej nie słyszałam. Na choroby psychiczne trzeba odpowiadać w sposób logiczny i wpływający na psychikę, w taki sposób, aby nie skrzywdzić tej osoby, ale także żeby ona sama tego nie robiła.

16 Czy gdyby twój partner/ka dokonał(a)by zdrady wybaczył(a)byś mu/jej? 
- Zależy jaka/i był(a)by mój/moja partner/ka. Nie określiłam jeszcze swojej seksualności, bo nigdy nie miałam prawdziwego partnera/ki. Ciężko mi odrzucać/odchodzić od osób, które cokolwiek dla mnie znaczą lub znaczyły. Pewnie bym wybaczyła, ale nie wiem czy bym potrafiła zaufać takiej osobie od nowa, pomimo tego że jestem naprawdę ufna i wierzę w ludzi, często nawet wtedy, kiedy wielokrotnie załamują mnie swoimi zachowaniami czy głupotą.

17 Czym jest prawdziwa miłość? 
- Taką, która nie istnieje, niestety... Taka miłość cechuje się oddaniem do końca, opisywana w książkach, opowiadaniach czy na przysiędze małżeńskiej...

18 Ebook vs. tradycyjna książka? Co lepsze i dlaczego?
 - Chyba ebook. Zawsze podręczny, niewiele waży i mogę na nim czytać nawet przy zgaszonym świetle. To jedna z rzeczy, którą chciałabym mieć, ale nie stać mnie, bo jestem nieoszczędna.

19 Czy to prawda, że ludzie się zmieniają? 
- O ile się w to wierzy i, o ile, sami ludzie by w to uwierzyli. Wierzę, że wszystko zależy od nas samych.

20 Co sądzisz o kazirodztwie? 
- Nie popieram, choć to naturalna sprawa. Bo spójrzmy na takie zwierzęta... Często nie zdajemy sobie sprawy, ale my wszyscy jesteśmy ze sobą spokrewnieni. Bliżej czy dalej, więc, cóż... Wiem, że chodzi o to najbliższe rodzeństwo, ale uważam tak jak napisałam wyżej. Nie popieram, ale to naturalne.

21 Opisz jak według Ciebie, będzie wyglądał świat za pięćdziesiąt lat. 
- Wczoraj czytałam, że postęp cywilizacyjny nieźle się podniósł od ostatniego czasu. Coraz częściej wychodzą co nowsze gadżety, które często kuszą oświetlone blaskiem na wystawach czy na witrynach internetowych, a w tym samym czasie są dopracowywane i ulepszane. Artykuł, który czytałam dotyczył wyprawy na Marsa. Spostrzeżono tam, że ostatnia wyprawa na ciało niebieskie miała miejsce uff... kilkadziesiąt lat temu. Postęp ruszył daleko do przodu od tego czasu, a współczesne maszyny nie są rozmiaru szaf, a nawet mieszczą się w dłoniach. Dlatego gdyby chciano zrobić rakietę i odpowiednio się przygotować, i wszystko, to zajęłoby im to z kilkanaście lat. Podczas tego czasu wszystko może ulec drastycznym zmianom, a to co znaliśmy może już leżeć w śmietniku zastąpione czymś nowym. Więc wyobrażam sobie przyszłość pełną robotów, w którym sama będę cyborgiem z moim asystentem (również robotem), który będzie sprawiać, że nie będę czuła się samotnie. A najważniejszą rzeczą jaką się wczoraj dowiedziałam to to, że kocham kawę  macchiato late i, że nadał mojemu życiu sens *-*. I że fajnie brzmi to słowo. Szczególnie gdy się je wykrzykuje i ciągle powtarza. Ludzie nie wiedzą o co chodzi: czy dzwonić do psychiatryka czy jeszcze poradzę sobie w społeczeństwie. A ja się tylko jaram tym słowem T~T.

22 Co najlepiej obrazuje nam ludzkie wnętrze? 
- Wyplute jedzenie - największe marnotrawstwo. To wszystko takie obleśne, skomplikowane, dziwne, pełne krwi i takie glutowate, a i tak ludzie mówią, że wnętrze jest piękne. Dla mnie piękna jest zastawa stołowa, przy której jest pełno ciasta i jedzenia czy barszczyku w wigilię lub inne święta.

23 Co myślisz o stereotypach? Kierujesz się jakimiś? Czy byłeś/aś kiedyś postrzegany/a stereotypowo? 
- Są głupie. I tym stwierdzeniem sama się udupiam, bo stać mnie na coś więcej. Ludzie powinni sami poznać ludzi, a nie oceniać ich na podstawie wyglądu, rasy, pochodzenia czy religii. To, że człowiek ma takie przekonania, a nie inne nic nie znaczy. To kim jest jako osobna jednostka tak naprawdę się liczy. Nie to co mówią o nim innym. Przyznaję, że kiedyś uważałam je jako coś na wzór podstawy, coś na czym można się opierać przy poznawaniu innych, ale z wiekiem przekonałam się, że tak nie jest. Taa... Jestem postrzegana za łatwowierną, kłamliwą i puszczalską, po tym jak uprawiałam swój pierwszy seks. To wynikło z głupoty tego chłopaka i małego nieporozumienia, które przez próbowanie cofnięcia całej sytuacji, powstało. Przynajmniej tak wyglądał mój 2 rok w gimnazjum. Teraz wydaje się jakby o wszystkim zapomnieli. Czułam się jak najgorsze gówno, więc uważajcie na to co mówicie o innych. Słowa mają potężną moc o ile potrafi się nimi posługiwać.

24 Jaki/jaka jesteś? Jak siebie widzisz? Jak widzą Ciebie inni? 
- Introwertyczka kochająca jedzenie. Najpierw obserwuję i analizuję słowa zanim zadziałam. Małe otaku, fanka Ricka i Morty'iego i Undertale. Na podstawie dwóch ostatnich zaczęłam pisać opowiadanie na tym blogu o tytule "Tańcząc na linie nad przepaścią". Bardzo zakochałam się w samym tytule, bo ma w sobie taką głębię, że nic tylko potknąć się i do niej wpaść. Umiem manipulować innymi, co jest jednocześnie dobre i złe. Dobre jedynie dla mnie. Osoby wykorzystywane nigdy nie czuły się z tym dobrze. Jednak na podstawie zachowania mojego ojca wolę nie podążać drogą, którą on przemierza teraz. To co się dzieje obecnie w moim życiu to... Nie poznaje niczego, co do tej pory myślałam, że znałam. Staram się jednak nie poddawać bez względu na okoliczności. Wszystko się z czasem skończy. Muszę tylko cierpliwie czekać. Uważam, że bycie trochę egoistycznym, nie przesadzając oczywiście, to część każdego człowieka. Jestem wielkim uczuciowcem i osobą empatyczną. Nie potrafię natomiast pocieszać. Niestety. Gdy ktoś się mi wyżala to mam w sobie dwa pytania: "Co ty robisz? Rany... Co ja mam zrobić?/Co powiedzieć?", więc po prostu przytulam, gdy widzę, że jest taka potrzeba lub pacam po głowie mówiąc "Wszystko będzie dobrze" rozbawiając tym za każdym razem, bo wiedzą, że sama w to nie wierzę. Ludzie, którzy mnie nie znają myślą, że jestem nieśmiała i głupia lub to co napisałam w poprzednim punkcie. A ci którzy mnie poznali wiedzą, że zawsze wysłucham i... że jestem wielkim zboczeńcem. To zawsze na żarty i tak też to traktują. Niektórzy po prostu źle to interpretują.

25 Czy zdarzyło Ci się w życiu strzelać z prawdziwej broni? 
- Niestety nie, ale miałam zaszczyt trzymania i obejrzenia jej z bliska przy okazji zachęcania niektórych uczniów do wstąpienia do wojska na sali gimnastycznej.

26 Spełniło Ci się kiedyś jakieś marzenie? 
- Jakiś konkretnych to nigdy nie miałam. Chciałam mieć znajome w klasie, z którymi bym się dogadywała i które by mnie rozumiały. Dogadywać się zaczęłam dopiero nie dawno, ale nadal wiem, że w większości nie mogę im ufać, bo są zakłamane i sztuczne do przesady. To dopiero hipokryzja. Nie ma to jak nazywanie kogoś tak czy siak, a samemu takim być. Cóż taki jest świat.

27 Co jest kluczem do Twojego serca? 
- Stwierdzenie "najprostszą drogą do serca faceta wiedzie przez żołądek" mi również by pasowało. Spełnieniem moich marzeń jest facet lub kobieta (jeszcze nie wiem), który/a potrafi gotować. Nie mam za wielu wymogów i nie liczę, że był(a)by nie wiadomo jak przystojny/piękna, zarabiał/a mnóstwo pieniędzy i był/a perfekcyjny/a w łóżku. Tacy ludzie istnieją tylko w opowiadaniach. W prawdziwym życiu trafienie na taką osobę, dla mnie, jest zerowe. Zresztą wolę być niezależna. Nie chcę, żeby ktoś był za mnie odpowiedzialny do takiego stopnia, że bez niego/niej bym sobie nie poradziła. Poza tym długo bym nie wytrzymała nic nie robiąc. No i kluczyki do czołgu też idealnie pasowałyby do mojego serduszka.

28 i 29. Nie odpowiem, bo nie mam pomysłu.

30 Zabierz mnie, proszę, ze sobą na spacer: Opisz swój chód, postawę podczas niego. Czy różni się on gdy ktoś ci towarzyszy czy zazwyczaj jest taki sam? Czy masz jakieś specyficzne wymogi czy nawyki (chociażby: spacerując w towarzystwie wolisz mieć rozmówcę po prawej stronie)?
 Skoro prosisz to zapraszam. Z miłą chęcią bym z tobą pospacerowała. Mój chód byłby spokojny, luźny, pełen nonszalancji. Pewnie byłabym zamyślona. Podczas spacerów zachowuję się jak oderwana od tego świata. Pewnie mój nastrój również i tobie by się udzielił. Jako, że pewnie spotkałabym Cię na nim po raz pierwszy, to z początku byłabym nerwowa i nieśmiała, niczym Alphys, ale szybko by mi to minęło. Co do wymogów to trafiłaś w dziesiątkę. Lubię gdy ludzie chodzą po mojej prawej. To z przyzwyczajenia. Najlepiej byłoby na obrzeżach miasta, w nocy czy wieczorem gdy już zachodzi słońce. Ale spacerem po mieście też nie pogardzę. Tak przy okazji końca... Pomysł na taką zabawę jest genialny i już nie mogę doczekać się kolejnego miesiąca. Łamiesz tematy tabu już nie po raz pierwszy, a dyskutowanie na nie jest naprawdę potrzebne i ważne.
Share:

Opowiadanie: Her Final Destination - Będzie tak, jakby to, co złe, nigdy nie miało miejsca [by Nessa]

Autor: Nessa

Notka od autora: Damien jest zauroczy Liv od chwili, w której zobaczył ją po raz pierwszy. Dręczony przez wspomnienia i zaniepokojony perspektywą obdarzenia jakiejkolwiek kobiety silniejszym uczuciem, długo waha się nad podjęciem decyzji o zbliżeniu do dziewczyny. Bardzo szybko okazuje się, że przeznaczeniu nie da się uciec i że to bywa aż nadto przewrotne – zresztą tak jak i przeszłość, która nigdy nie daje o sobie zapomnieć.
Pozornie niewinny związek ciągnie ze sobą konsekwencje, których żadne z nich nigdy by się nie spodziewało. Coś budzi się do życia – uśpione zło, które tylko czekało na okazję, żeby po latach ciszy zaatakować ponownie i tym razem być może zrównać dotychczas spokojne miasteczko z ziemią. Nikt nie jest naprawdę bezpieczny, z kolei odpowiedzi na wszelakie pytania wydają się mieć swoje źródło w jednym, jedynym miejscu…
W przeszłości.
„Why, you just won't leave my mind?
Was this the only way, I couldn't let you stay”

Within Temptation – „Jane Doe”

Spis treści:
...
Liv okazała się najbardziej energiczną, radosną istotą, jaką kiedykolwiek miał okazję poznać. Mówiła dużo i szybko, wyrzucając z siebie kolejne słowa z prędkością karabinu maszynowego i nie sprawiając wrażenia zrażonej tym, że chwilami ledwo mógł za nią nadążyć. Najbardziej szokujące dla Damiena okazało się to, że wydawała się chcieć rozmawiać o wszystkim, nawet na najbardziej błahe tematy, całkowicie obojętna na to, że praktycznie się nie znali. „Co z tego, skoro możemy się poznać?” – komunikowała całą sobą i, cholera, to jak najbardziej mu się podobało.
Kiedy tylko znaleźli się poza domem, zaczęła zachwycać się słońcem wystawiając twarz ku ciepłym promieniom i zachowując się trochę jak dziecko, które czerpie dziką przyjemność z możliwości obcowania z naturą. Obserwował ją z uwagą, czując się trochę jak we śnie, chociaż tym razem miał do czynienia z czymś zgoła odmiennym niż koszmar, którego doświadczył chwilę wcześniej. Gdzieś w pamięci wciąż majaczyło wspomnienie długiej, bezsensownej wędrówki przez las, ale to zeszło na dalszy plan, z wolna blaknąc i stając się dla Damiena czymś pozbawionym najmniejszego chociażby znaczenia.
Nie był zaskoczony tym, że jego towarzyszka dobrze znała miasteczko. Choć aż tryskała energią, zdołała przeciągnąć wspólny spacer, spokojnie idąc u jego boku, a w którymś momencie najzwyczajniej w świecie biorąc go za rękę. W pierwszym odruchu spojrzał na ich splecione dłonie w oszołomieniu, by po chwili zaskoczyć samego siebie tym, że wcale nie chciał jej puszczać. Kiedy go dotykała, to było niczym zetknięcie z prądem – przyjemne impulsy, które raz po raz przenikały jego ciało, sprawiając, że czuł się w równym stopniu oszołomiony, co i zachwycony. To było tak, jakby po długich poszukiwaniach odnalazł to, co utracił – czy też raczej tę, której nade wszystko potrzebował.
Dlaczego mam wrażenie, że cię znam?, pomyślał w oszołomieniu, coraz bardziej wytrącony z równowagi. Kątem oka obserwował Liv, która radośnie trajkotała na temat tego, jak bardzo lubiła lato. Nie irytowało go to ani trochę, tym bardziej, że sam o wiele entuzjastyczniej podchodził do tej pory roku. Zimą, kiedy świat wydawał się być bardziej ponury i mniej przychylny ludziom, zwykle działy się złe rzeczy. Kto jak kto, ale on wiedział o tym doskonale, chociaż gdyby ją o tym poinformował, najpewniej uciekłaby równie szybko, co i się pojawiła. Wiedział, że kłamstwa w jakiejkolwiek kwestii nie są najlepszym pomysłem, ale bywały sytuacje, w których pominięcie pewnych rzeczy albo zapomnienie wydawały się najlepszym, czego można by doświadczyć.
Uświadomił sobie, że nie chce stracić Liv. Zrozumiał to już w chwili, w której po otwarciu drzwi zobaczył ją w progu swojego domu, a może już wcześniej, kiedy szła ulicą, a on obserwował ją jak urzeczony. To nie jest możliwe, myślał raz po raz, ale choć zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że wszystko dzieje się zbyt szybko, a on nie miał prawa czuć do niej czegokolwiek, zwłaszcza tak głębokich uczuć jak te, które cisnęły mu się na usta. Czuł, że nic nie było takie, jakie powinno – dokładnie jak we śnie, chociaż nie potrafił stwierdzić czy w dobrym, czy może kolejnym koszmarze – ale z jakiegoś powodu nie potrafił się tym należycie przejąć. Nie rozumiał niczego, jednak pomimo tego zamierzał w tym trwać, cierpliwie czekając i pozwalając na to, żeby kolejne wydarzenia miały miejsce w swoim tempie – dokądkolwiek by nie prowadziły, niezależnie od możliwych konsekwencji.
– Chodźmy tutaj – zadecydowała Liv, skinieniem głowy wskazując na jeden ze znajdujących się po drugiej stronie ulicy budynków. – Lubię to miejsce. Poza tym znam właścicielkę – dodała z olśniewającym uśmiechem.
Nie protestował, w zamian odwzajemniając gest. Nie mógł się powstrzymać, tym bardziej, że pomimo oszołomienia, które wzbudzało w nim zachowanie Liv, dziewczyna bez większego wysiłku okazała się zdolna do tego, żeby poprawić mu humor. Nie wyobrażał sobie tego, że istniała jakakolwiek osoba odporna na jej charakter – na to, jaka była, czy może raczej wydawała się być. Gdyby miał opisać ją w kilku zaledwie słowach, wystarczyłyby mu dwa: żywy płomień; i to nie tylko przez wzgląd na rzucające się w oczy włosy, ale przede wszystkim charakter, który niezmiennie go zachwycał. Wystarczyła mu jedna rozmowa, żeby to zrozumieć i w pełni zaakceptować.
Budynek, który wskazała mu Liv, okazał się restauracją. W zasadzie to było zbyt mocne słowo, bo po wejściu miejsce skojarzyło mu się raczej z jadłodajnią, jaką można spotkać w każdym mniejszym miasteczku – tym punktem w okolicy, gdzie każdy znał każdego, a ludzie nie raz spotykali się na kawę, żeby porozmawiać. Po ruchach i zachowaniu swojej towarzyszki szybko zorientował się, że musiała bywać tu nie raz, zwłaszcza kiedy już na wstępie energicznie pomachała do stojącej za ladą starszej kobiety, obdarowując ją jednym z bardziej promiennych, przyjaznych uśmiechów. Bez chwili wahania ruszyła w swoją stronę, ciągnąc go za sobą i najpewniej doskonale wiedząc, który ze stolików chciała zająć.
Przez wzgląd na wczesną porę, lokal oczywiście był opustoszały, a przynajmniej takie wrażenie odniósł, kiedy podejrzliwie rozejrzał się dookoła. Nie miał pewności, czego tak naprawdę oczekiwał, ale skoro mieli rozmawiać, chciał mieć przynajmniej względne poczucie tego, że mogą cieszyć się prywatnością. Liv również musiała to wiedzieć, bo zdecydowała się na jeden z odleglejszych stolików, ulokowanych w kącie i dodatkowo osłoniętych drewnianym przepierzeniem. Poczuł się dziwnie pusty, kiedy puściła go, by móc zająć miejsce na ławeczce i nie pozostawiając mu innego wyboru, jak usiąść naprzeciwko niej. Dzięki temu łatwiej mógł ją obserwować, nie mając przy tym poczucia, że postępuje niewłaściwe. Co więcej, w ten sposób mogli rozmawiać w o wiele swobodniej, a przecież o to od samego początku chodziło.
– Więc? – Spojrzał na nią z zaciekawieniem, próbując ocenić, co takiego w tamtej chwili musiała sobie myśleć. – Na co masz ochotę?
– Adeline wie. O ile nie masz nic przeciwko, zrobię ci niespodziankę – zaproponowała, a on wymownie uniósł brwi. Odkąd tylko do niego przyszła, raz po raz robiła coś, czego zdecydowanie się nie spodziewał.
– Nie krępuj się. W końcu obiecałem ci śniadanie – przypomniał łagodnie.
Uśmiech, który posłała mu w odpowiedzi, jasno dał Damienowi do zrozumienia, że absolutnie nie miała tego w planach. To też mu się podobało, choć zarazem zaczynał czuć się coraz bardziej nieswojo z tym, że robiła z nim wszystko, co chciała. Chyba powinien mieć o to pretensje, tym bardziej, że nigdy nie lubił, kiedy ktokolwiek próbował nad nim dominować, ale jej był gotów to wybaczyć.
Liv skinęła głową, wyraźnie uspokojona. Zachowywała się naturalnie, bez choćby cienia sztuczności, którą czasami dostrzegał u osób, które za wszelką cenę próbowały wywrzeć na innych dobre wrażenie. Jej przychodziło to ot tak, a Damien nabrał pewności, że była sobą – piękną, energiczną i dokładnie taką, jak mógłby tego oczekiwać.
– Jesteś sam, prawda? – zapytała nieoczekiwanie, nie po raz pierwszy oszałamiając go przenikliwością spojrzenia.
Zawahał się, w równym stopniu oszołomiony, co i rozdrażniony bezpośredniością tego pytania. Mógł przewidzieć, że prędzej czy później rozmowa zejdzie na bardziej osobiste tematy, ale zdecydowanie nie był na to gotów już teraz. Co prawda zdążył zauważyć, że przy Liv wszystko działo się bardzo szybko i że ona sama najwyraźniej nie widziała w tym niczego złego, ale pomimo tego…
– Pytasz, czy może stwierdzasz fakt? – odpowiedział w końcu, chcąc zyskać na czasie.
– Wiem, że tak – oznajmiła, puszczając jego słowa mimo uszu. – Gdyby było inaczej, nie zabrałbyś mnie tutaj… No, może i zabrałbyś, bo z facetami różnie bywa, ale nie z powodu pustej lodówki – stwierdziła, po czym wysiliła się na blady uśmiech. – Nie masz też obrączki, więc…
– Do czego zmierzasz?
Nie chciał, żeby jego głos zabrzmiał oschle, ale nie mógł się powstrzymać, skoro rozmowa ostatecznie przybrała taki kierunek. Spodziewał się po Liv naprawdę wielu rzeczy, tym bardziej, że miał przed sobą energiczną, niezwykłą dziewczynę, która zaskakiwała go dosłownie na każdym kroku, ale to i tak wydało mu się niewłaściwe. Przeszłość stanowiła jeden z najbardziej wrażliwych tematów, zresztą tak jak i jego związki z kobietami. Nie sądził, by rozmawianie o tym z kimś, kogo znało się dosłownie pięć minut, było dobrym pomysłem, nawet jeśli dziewczyna mogła się o to obrazić.
– Wybacz, proszę – zreflektowała się pośpiesznie Liv. Postukała paznokciem w blat, wybijając jakiś bliżej nieokreślony, ale wyjątkowo przyjemny dla ucha rytm. – Nie to miałam na myśli… Po prostu bardzo cieszę się, że pozwoliłeś mi się gdzieś wyciągnąć, zamiast zatrzasnąć mi drzwi przed nosem – wyjaśniła, a Damien cicho westchnął, czując jak cała dotychczasowa irytacja znika równie szybko, co wcześniej się pojawiła.
– Jakby nie patrzeć, nie dałaś mi na to czasu – zauważył, a ona parsknęła śmiechem.
– Faktycznie, to brzmi jak ja – przyznała, a na jej ustach na powrót pojawił się uśmiech. Zaczynał dochodzić do wniosku, że gdyby kiedykolwiek zobaczył ją przygnębioną, to byłoby najgorszym z możliwych do wyobrażenia nieszczęść. Kto jak kto, ale Liv zdecydowanie nie powinna płakać. – Zawsze byłam w gorącej wodzie kąpana, zwłaszcza kiedy na czymś bardzo mi zależało i…
– Mam rozumieć, że zależy ci na mnie? – rzucił zaczepnym tonem, aż nazbyt świadom tego, że takie stwierdzenie brzmiało co najmniej niedorzecznie.
Tym bardziej zaskoczył go błysk, który dostrzegł w jej czekoladowych oczach. Zarumieniła się nieznacznie, a przynajmniej takie odniósł wrażenie, bo rzucany przez przepierzenie cień częściowo przysłaniał jej twarz.
– Nie wiem… A to ma sens? – Spojrzała mu w oczy. – Podejrzewam, że po tym, co za moment ci powiem, najpewniej uznasz mnie za wariatkę, ale…
– Proszę bardzo!
Liv aż podskoczyła na swoim miejscu, błyskawicznie podrywając głowę, by móc spojrzeć na Adeline. Kobieta pojawiła się tak nagle, że Damien również mimowolnie się wzdrygnął, co najmniej zaskoczony, tym bardziej, że zdążył skupić się na rozmowie i siedzącej przed nim dziewczynie w stopniu wystarczającym, by całkowicie zapomnieć o wszystkim, co działo się wokół niego – a więc również tym, że przyszli na śniadanie. Fakt, że nawet nie miał okazji niczego zamówić, całkowicie zdając się na zapewnienia Liv, która… Cóż, mówiła tak dużo, często i na tak różne tematy, że chwilami ledwo był w stanie za nią nadążyć.
– Dziękuję, Adeline – powiedziała z opóźnieniem dziewczyna, spoglądając kolejno to na stojącą przy stoliku kobietę, to znów na najzwyklejsze w świecie naleśniki, piętrzące się na dwóch przyniesionych przez nią talerzach. – To jest Damien – dodała pośpiesznie Liv, otrząsając się na tyle, by znów zacząć zachowywać się jak radosne, rozentuzjazmowane dziecko. – Nie wiem, czy tak jak ja lubi truskawki, ale przy mnie i tak nie będzie miał większego wyboru – stwierdziła, kolejny raz wręcz rozbrajająco szczera.
– Truskawki… – powtórzył, nie kryjąc konsternacji.
Kobieta uśmiechnęła się, wyraźnie rozbawiona. Czuł na sobie jej przenikliwe spojrzenie – miała duże, nienaturalnie wręcz ciemne, bystre oczy, które z jakiegoś powodu przyprawiły go o dreszcze – ale starał się o tym nie myśleć, tym bardziej, że Adeline okazała się pulchną, starszą kobietą z burzą ciemnych, okalających twarz loków. Miała ładną, oliwkową cerę i wyraziste rysy twarzy, ale nawet to nie pozwoliło Damienowi określić jej faktycznego pochodzenia. Ostatecznie doszedł do wniosku, że to i tak nie ma znaczenia, tym bardziej, że w Ameryce można było odszukać tak wiele różnych nacji i członków starych plemion, że gdyby chciał spamiętać je wszystkie, pewnie już dawno by się pogubił.
– O, tak. – Adeline niemalże z czułością spojrzała na bawiącą się widelcem Liv. – To kochane stworzenie uwielbia truskawki – stwierdziła niemalże oskarżycielskim tonem, jakby popełnił wyjątkowy nietakt, skoro przychodząc z dziewczyną tutaj nie wiedział o tak oczywistej rzeczy.
– Dziękujemy, Adeline – rzuciła uprzejmym tonem Liv. W jej głosie wyraźnie wyczuł naglącą, zniecierpliwioną nutę, jednoznacznie świadczącą o tym, że nie miałaby nic przeciwko, gdyby mogli na powrót zostać sami.
– Tak… Dziękujemy – powtórzył z opóźnieniem, mając wrażenie, że kobieta i tak nie zwróci na niego uwagi.
Adeline zawahała się, przez krótką chwilę po prostu ich obserwując. Och, świetnie… Czy od teraz wszyscy będą zachowywać się dziwnie?, pomyślał z irytacją, ledwo powstrzymując się przed wypowiedzeniem tych kilku słów na głos. Miał wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim Adeline ostatecznie skinęła głową i w końcu się wycofała, wcześniej jak gdyby nigdy nic życząc im smacznego. Odprowadził ją wzrokiem, wciąż zdezorientowany, zanim na powrót zdołał skoncentrować się na Liv. Po wyrazie twarzy dziewczyny trudno było mu stwierdzić, czy ona również czuła się jakkolwiek nieswojo, tym bardziej, że prawie natychmiast zabrała się za jedzenie, bez pośpiechu i z niezwykłą starannością krojąc swoją porcję na kawałeczki, zanim ostatecznie zdecydowała się wziąć kolejne kęsy do ust.
Obserwował ją w milczeniu, wahając się nad tym, czy próba wznowienia tematu, który omawiali przed pojawieniem się Adeline, była dobrym pomysłem. Nie chciał naciskać na swoją rozmówczynię, wciąż obawiając się tego, że w którymś momencie przypadkiem zrazi ją w stopniu wystarczającym, by zechciała się wycofać – tak po prostu wstać i od niego uciec. To, że w ogóle byli razem i rozmawiali na jakikolwiek temat, samo jawiło mu się jako coś aż nadto niezwykłego, czego nie chciał stracić. Nie sądził, że można od kogoś uzależnić się w ciągu godziny czy dwóch, ale mimo wszystko…
– Nie jesz? – zmartwiła się Liv, przy okazji skutecznie wyrywając go z zamyślenia.
– Wolę obserwować ciebie – stwierdził, po czym wywrócił oczami, kiedy spojrzała na niego w niemalże urażony sposób. – Pocieszę cię tym, że też lubię truskawki – dodał, mając nadzieję, że zdoła ją tak rozbawić, ale nic podobnego nie miało miejsca.
– Och, tak… Wiem doskonale – stwierdziła, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie. – Wiem dużo rzeczy, zwłaszcza o tobie.
Tym razem spojrzał na nią z niedowierzaniem, bynajmniej nie mając w planach pytać, czy mówiła prawdę. Nie, skoro wiedział, że tak jest, a ona była niezwykła i to pod każdym możliwym względem. Przecież już dawno ustalił, że sytuacja w najmniejszym nawet stopniu nie była normalna; wręcz przeciwnie – całym sobą czuł, że coś jest na rzeczy, a ich spotkanie nie stanowiło dzieła przypadku. Problem polegał na tym, że w żaden sposób nie potrafił określić, co tak naprawdę to oznaczało, ale z drugiej strony… jakie to właściwie miało znaczenie? Jeśli to przeznaczenie, zamierzał je przyjąć. Jeśli miała okazać się jego zniszczeniem, to też nie byłoby takie złe.
– Hm… Powinienem teraz zacząć cię wypytywać, prawda? – zaryzykował, starając się przybrać względnie beztroski ton głosu. – O to, co i skąd wiesz i…
– Ewentualnie popukać się w głowę i zostawić, wyzywając od wariatek – poprawiła, a jego coś ścisnęło w gardle. Wyczuł w tej głosie gorycz, bo taka możliwość ją martwiła, czy może już kiedyś tego doświadczyła? Nie wyobrażał sobie, że ktokolwiek mógłby potraktować ją w ten sposób, ale mimo wszystko… – Ale ty mi wierzysz. Dlaczego?
– A jakie to ma znaczenie? – westchnął, decydując się zagrać w jej własną grę. Skoro unikała konkretnych odpowiedzi, on również mógł zacząć to robić.
Skinęła głową, jakby właśnie czegoś takiego się spodziewała. Trudno było mu stwierdzić, czy czuł się lepiej teraz, kiedy widział ją aż tak poważną i skoncentrowaną na czymś, czego tylko mógł się domyślać. Wydawała się starannie analizować poszczególne słowa, zachowując się w sposób całkowicie odmienny od tego, do którego go przyzwyczaiła. To, że tak nagle zaczęła milczeć, wydało się Damienowi nienaturalne, ale i na swój sposób właściwe, tym bardziej, że wyraźnie miała mu do powiedzenia coś ważnego.
Zmierzył ją wzrokiem, ostatecznie decydując się spojrzeć dziewczynie w oczy. Wyraźnie wyczuł to, że była zaniepokojona – zauważył to już wcześniej, na krótko przed pojawieniem się Adeline, kiedy przymierzała się do powiedzenia mu czegoś, co z jej perspektywy musiało być nader istotne.
Pod wpływem impulsu wyciągnął rękę, by móc ująć dłoń swojej towarzyszki i ścisnąwszy ją lekko, odezwał się ponownie:
– Liv. – Wyczuł, że drgnęła, kiedy starannie wypowiedział jej imię. – Cokolwiek to jest, powiedz mi. Jestem tutaj z tobą, tak? Po tym, jak wparowałaś mi do mieszkania, już nic mnie nie zdziwi – stwierdził, chociaż nie był tego taki pewien.
– Zwłaszcza, że dzień wcześniej sam mnie śledziłeś – przypomniała mu usłużnie, przy okazji skutecznie wytrącając Damiena z równowagi.
Spuścił wzrok, nagle zażenowany. Więc wiedziała! Czym innym było podejrzewać, że zauważyła go, kiedy podążał za nią aż do tamtego domu, a czymś zgoła odmiennym, gdy niejako wytknęła mu to w bezpośredniej rozmowie. Nie wydawała się zła, a tym bardziej zaniepokojona tym, że mógłby się do tego posunąć, ale wcale nie poczuł się dzięki temu lepiej. Wręcz przeciwnie – wciąż zastanawiał się nad tym, gdzie w takim wypadku podział się jej instynkt samozachowawczy.
– Przepraszam – wyrzucił z siebie na wydechu. – Ale wierz mi, że nie miałem złych zamiarów… Dalej nie mam – dodał, chociaż miał poczucie, że coraz bardziej się przed nią pogrąża. – Po prostu… Szczerze powiedziawszy, to do tej pory nie wiem, co takiego we mnie wstąpiło – stwierdził, a Liv tylko nieznacznie potrząsnęła głową.
– Nie masz za co przepraszać. Nie masz pojęcia, jak bardzo się ucieszyłam, kiedy ty… – Urwała, po czym wydała z siebie przeciągłe westchnienie. – Do tej pory jestem na siebie zła za to, że wczoraj stchórzyłam, ale… musiałam się upewnić. Nie zniosłabym, gdybym jednak się pomyliła – oznajmiła, coraz bardziej mieszając mu w głowie.
– Liv, co ty…? – zaczął, bardziej stanowczo ściskając obie jej dłonie, ale tym razem nie pozwoliła mu dokończyć.
– Na litość Boską, Damien, śniłam o tobie! – oznajmiła rozgorączkowanym tonem, wyraźnie podekscytowana. W tamtej chwili poczuł się tak, jakby poraził go prąd, coraz bardziej oszołomiony. Jakby tego było mało, Liv mówiła dalej, w pośpiechu wyrzucając z siebie kolejne słowa: – Od kilku miesięcy, noc w noc. Czułam, że nadchodzisz, a wczoraj… Może zwariowałam, a przynajmniej tak sądziłam do tej pory, ale to zdecydowanie byłeś ty. Kiedy zobaczyłam, że idziesz za mną i cię rozpoznałam… – Urwała, żeby móc złapać oddech. Doznał niemałego szoku, kiedy do tego wszystkiego przekonał się, że spoglądała na niego załzawionymi, nienaturalnie wręcz dużymi oczami. Nie chciał, żeby płakała, przez krótką chwilę pragnąc otrzeć jej policzki, ale nie był w stanie się ruszyć. – Nigdy się tak nie bałam… i nie cieszyłam zarazem. Nigdy – powtórzyła z naciskiem. – A teraz siedzisz tu przede mną i…
– Liv.
Zignorowała go.
– Siedzisz przede mną – podjęła raz jeszcze – i mam wrażenie, że cię znam. To szalone, prawda? Może teraz uznasz mnie za wariatkę, ale prawda jest taka, że całe miesiące śniłam i tęskniłam za mężczyzną, który wydawał się być wytworem mojej wyobraźni. Czekałam na ciebie, bo już wtedy czułam, że nadchodzi i… No cóż, oto jesteś.
Zamilkła, już tylko się w niego wpatrując – blada, roztrzęsiona i tak rozgorączkowana, że przez moment zaczął zastanawiać się nad tym, czy przypadkiem nie miała gorączki. Nigdy nie widział kogoś w takim stanie, nie wspominając o tym, że to, co mówiła, brzmiało niedorzecznie. Jakby tego było mało, chyba jej wierzył, chociaż w szoku trudno było mu jednoznacznie stwierdzić, czy jakiekolwiek przypuszczenia miały sens – i czy cokolwiek po tym, co powiedziała, miało prawo go mieć.
To nie ma sensu… Nie ma sensu, ale…
Liv jęknęła, po czym nagle wyrwała obie dłonie z jego uścisku. Spodziewał się naprawdę wielu rzeczy, ale nie tego, że nagle poderwie się na równe nogi, tak gwałtownie, że aż przewróciła ławkę, pozwalając żeby ta z hukiem upadła na podłogę. Wzdrygnął się, sam niepewny tego, co bardziej go niepokoiło – ona, jej zachowanie czy może ten dźwięk.
– Gdybyś tylko mi pozwolił… Wiem, że ktoś kiedyś bardzo cię zranił, ale ja mogłabym to naprawić – oznajmiła i tych kilka słów sprawiło, że poczuł się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił go czymś ciężkim po głowie. Niemożliwe… Ale przecież się działo. – Będzie tak, jakby to, co złe, nigdy nie miało miejsca. Będzie… – Urwała, po czym z jękiem przyłożyła obie dłonie do ust. – Przepraszam.
A potem, zanim zdążyłby ją zatrzymać, odsunęła się od stolika i po prostu uciekła.
Share:

2 lutego 2018

Undertale: Jesteśmy tylko przyjaciółmi! - Szczęście [Just Friends! - Happiness] - tłumaczenie PL [+18]

 Autor okładki: Colin
Notka od tłumacza: Blueberry chce się pieprzyć. Chce się rżnąć. Jego młodszy brat Papyrus uważa, że to Twoja wina. Czy uda Ci się ukrywać przez Papyrusem związek z Sansem? Powodzenia dziewczyno, będzie Ci potrzebne!
Opowiadanie osadzone w uniwersum Underswap, dostosowane pod kobiecego czytelnika, pisane w formie pierwszej osoby Kluczową parą jesteś Ty x Sans, lecz pojawiają się rozdziały z Papyrusem. W każdym rozdziale dzieje się ostro i generalnie jest to erotyk z fabułą! Tak więc całość jest +18. 
Uwaga w opowiadaniu występuje wulgarne słownictwo, seks do granic wytrzymałości, różne zboczenia których teraz po prostu nie chce mi się wymieniać.
Autor: whoawicked
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik

SPIS TREŚCI
Szczęście (obecnie czytany)
Po jakimś czasie spędzonym w kolejce, we czwórkę zajęliśmy swoje miejsca na sali.
-Hehehe, jestem t-t-taka podekscytowana, że będę mogła to z-z-z-obaczyć! - powiedziała Undyne zabierając kubeł popcornu z kolan Alphys – P-pamiętam jak rok temu wyszedł trailer... z-załączył mi się fangirling! - popatrzyłam na Sansa by zbadać jego reakcję, zobaczyć czy też się cieszy, ale cicho siedział z popcornem jaki mu kupiłam. Nie cieszył się zbytnio. To przez to, że one wiedzą? Szturchnęłam go w ramię łokciem, chrząknął.
-O tak, jasne. Fajnie będzie zobaczyć Nice Cream Guya na wielkim ekranie – jego odpowiedź nie przejawiała jednak większego zainteresowania. Znowu patrzył na popcorn. Co mu jest?
-Hah! - krzyknęła Alphys – Wielkim ekranie. Pfff błagam! Pojawi się na pół minuty!
-Alphy – Undyne delikatnie szturchnęła ją – to niemiłe.
-Ta – wtrąciłam się – Wystąpienie przed kamerami to wiele pracy i … łał... - Przerwałam nagle bo... cóż... Dlaczego mam wrażenie, że ta rozmowa miała już miejsce? Sans popatrzył na mnie skupiony, przysunął się do mnie.
-Co jest?
-Ja.... miałeś kiedyś deja vu? - zacisnął mocniej zęby nim.
-Czasami – otworzyłam usta, aby odpowiedzieć, ale przerwała mi Undyne
-Ciiii! Zaczyna się. - światła zniknęły, ludzie ucichli, i pierwsze reklamy pojawiły się na ekranie. Undyne wtuliła się w Alphys, która objęła ją swoim muskularnym ramieniem. Tworzą naprawdę miłą parkę. Przygryzłam usta przerażona tym, o czym właśnie pomyślałam. Czy ja i Sans też jesteśmy słodką parką? Opierałam się o siedzenie i patrzyłam na przemykające obrazy, dostrzegałam jednak Sansa, który zaciskał i luzował ręce na swoim udzie. Robił tak kiedy się stresował, albo czuł się niepewnie. Prawie pusty kubeł popcornu leżał na ziemi... Zjadł wszystko z nerwów? Coś jest nie tak. Nie odwracając wzroku od ekranu, moa ręka powoli przesunęła się po udzie, by dotrzeć do jego dłoni w ciemnościach. Wsunęła swoje palce między jego i delikatnie ścisnęłam. Poczułam jak się odpręża. Sans wziął kilka spokojnych oddechów nim odwrócił w moją stronę głowę, poczułam, jak kości delikatnie się zaciskają na mojej ręce. Nie umiałam ukryć uśmiechu, gdy kciukiem zaczął gładzić wierzch mojej dłoni, pozwoliłam sobie nawet położyć głowę na jego ramieniu, ledwo dostrzegalna przez przyjaciół i obcych... I nie mogłam uciec przez uczuciem, że wszystko jest takie jak powinno. Sans oparł czaszkę o moją głowę delikatnie wtulając się w moje włosy.
-Kocham cię – szepnął do mojego ucha, jego głos stłumiła muzyka.
-Też cię kocham. - Te słowa jeszcze nigdy w moim życiu nie niosły ze sobą aż takiego znaczenia. Będąc blisko niego, nie lękając się słów czy zachowań... choć raz niech ta kurewska zasłona, że nic między nami nie jest, zniknie. Nawet jeżeli tylko w ciemnym kinie, mój związek z Sansem jeszcze nigdy nie był tak właściwy jak teraz. Wygląda na to, że Sans czuł to samo. Delikatnie uniósł moją brodę do góry, przejechał nim po dolnej wardze i przystawił swoje zęby by czule pocałować. Delikatnie mruknęłam, ledwo słyszalnie przez muzykę. Żadne z nas nie chciało, aby ta chwila się skończyła. Złączyliśmy się czołami i przymknęliśmy oczy. Chyba, żadne z nas nie przywykło do okazywania uczuć publicznie. Ktoś rzucił w nas popcornem.
-Schowajcie się! - wysyczała Alphys szczerząc zębiska. Jej oko jarzyło się w ciemnościach. Undyne wtuliła się w fotel tłumiąc śmiech. Chwila zrujnowana. Sans westchnął starając się zachować spokój. Usiadł poprawnie i zabrał swoją rękę. Chyba czas skupić się na filmie. Reklamy minęły i był zaledwie początek, główna postać przemierzała ulicę w rytm muzyki. Cieszę się, że Nice dostał angaż, nawet jeżeli to film nisko budżetowy. Ale i tak puszczany w kinie! Ciekawe kiedy się pojawi? Undyne wspominała, ale nie pamiętam. Zazwyczaj włącza się jej paplanina. Kocham ją, ale rany.. tak dużo gada kiedy się nakręci. Po dziesięciu minutach przyznam, że fabuła jest lepsza niż się spodziewałam. Główni bohaterowie to ludzie, ale jest wiele potworów. Jestem zaskoczona ich dobrą grą aktorską. Śmiałam się razem z widownią, kiedy główna postać rozlała kawę na obiekt swoich westchnień. To nie pomoże ocalić jego garniaka! Oh? To jej szef? To wszystko komplikuje. Koścista dłoń powoli przemknęła po moim udzie, natychmiast położyłam na niej swoją. Nie musiałam na niego patrzeć, by dostrzec uśmiech mulący się na jego twarzy. Trudno było mi się skupić i powiedzieć cokolwiek, kiedy odepchnął moją rękę i zaczął wędrować swoją do góry. Była zdecydowanie za blisko miejsca, w którym być teraz nie powinna. Jego palce delikatnie przemknęły po materiale moich legginsów. Zaczęłam żałować, że je miałam na sobie. Powinnam wiedzieć, że coś takiego się stanie! Powinnam wiedzieć, że nie przeszkadza mu dotykanie mnie ukradkiem, kiedy ktoś jest w pobliżu! No i nie powinno stanowić dla mnie zaskoczenia, że to robi po tym jak zeszło nocna zabawa nie wypaliła. Zawsze miał wielkie potrzeby. Powinnam wiedzieć. Powinnam to przewidzieć. To dlatego tak wcześniej się zachowywał? Bo mu było ciasno? Nim zapytałam, odpowiedział. Jego twarde palce sunęły między moimi nogami, drażniąc, ściskając, pieszcząc powoli. Drgnęłam w siedzeniu, delikatnie rozstawiając nogi, aby miał lepszy dostęp. Skorzystał od razu, mocniej przywierając ręką do materiału spodni. Zacisnęłam usta, aby nie jęknąć, przesunęłam za to rękę na jego kolano, aby odwdzięczyć się pięknym za nadobne. Jego kutas już był twardy jak skała pod spodniami, poczułam się podniecona samym tego faktem. Nadal nie mogę uwierzyć, że tak się zachowuje i … i ten kutas jest tylko mój. Ścisnęłam mocniej materiał, aż chrząknął. Uśmiechnęłam się słabo, zmniejszyłam uścisk, ale dalej sunęłam ręką od dołu do góry po wybrzuszeniu. Teraz on wiercił się w siedzeniu. Tylko udawaliśmy, że oglądamy, byliśmy zbyt skupieni na zadowalaniu siebie, coraz bardziej i bardziej, przegapialiśmy to co się dzieje. Nie wiem nawet kiedy zaczęłam tak szybko oddychać, powoli nadstawiałam biodra by jego ręka mogła swobodnie się zadomowić. On robił to samo, kiedy ja pieściłam jego męskość przez spodnie. Undyne chrząknęła i oboje zabraliśmy nasze ręce spanikowani i zawstydzeni kładąc je grzecznie na kolanach i udając zainteresowanie filmem. Zerknęliśmy na nią, patrząc jak pociąga nosem i wyciera palcem końcówkę. Zerknęła na chwilę na Alphys, ale potem wróciła wzrokiem na ekran, ja i Sans wymieniliśmy się spojrzeniami. Zaczęliśmy cicho ze sobą rozmawiać.
-Co my wyrabiamy? Nie powinniśmy tego robić – Sans znowu zacisnął mocniej zęby i zmarszczył brwi, wyglądał na odrobinę sfrustrowanego
-Nie chcesz?
-Chcę, ale jesteśmy w kinie! - skinęłam w stronę potworzyc z jakimi przyszliśmy. Sans zerknął na nie, a potem niepewnie na erekcję kryjącą się w spodniach. Chciałam oglądać dalej, ale przegapiłam za dużo fabuły, aby wiedzieć co się dzieje. … Co to za ruda zdzira?! Coś stuknęło mnie w ramię kilka minut później, Sans trzymał pusty kubeł popcornu.
-Idę po więcej, chcesz coś? - potrząsnęłam głową, że nie, ale Sans pochylił się i wyszeptał swoim niskim głosem, tym który zawsze używał w sypialni – Na końcu korytarza jest składzik. Bądź tam za pięć minut. - Poczułam jak coś ściska mnie w żołądku, on w tym czasie wyszedł z sali. Chce to zrobić? Tutaj? To najdłuższe pięć minut w moim życiu. Zaciskałam mocno palce na podłokietnikach, próbowałam się skupić na scenie. … Chce mnie zerżnąć w składziku? Nie wiem co o tym myśleć. Iść? Zostać? Kurwa! Co powiedzieć Alphys i Undyne? Powinnam zostać. Nie wiem co im powiedzieć. Aaaa, nie! Sans sprawił, że jestem taka napalona i nie chcę czekać aż do powrotu do domu!
-Muszę do łazienki – mruknęłam w stronę Undyne i wstałam z siedzenia idąc wychodząc nim cokolwiek zdąży odpowiedzieć. Mam nadzieję, że to nie zabrzmiało zbyt dziwacznie. Zamknęłam za sobą drzwi do sali kinowej i poszłam w stronę składzika o którym mówił Sans. Rozejrzałam się, czy ktokolwiek się patrzy, ale na całe szczęście, nie było zbyt wiele osób. Czułam jak podniecenie i niepewność mieszają się w moim brzuszku kiedy chwytałam za klamkę. Przełknęłam czując, że ręce mi się pocą. Przekręciłam ją. Sans szybko chwycił mnie za nadgarstek i wciągnął do ciemnego składzika zamykając jednocześnie drzwi, nim się spostrzegłam przygwoździł mnie do ściany. Pachniało tutaj odświeżaczem powietrza i było ciemno, tylko niebieskie światło z oka, i rumieniec na jego policzkach był jedynym światłem. Jego usta sunęły po moim karku i ramieniu, nadgryzając i ssąc, jego oddech był niski i ciężki gdy pocierał swoim uwięzionym kutasem o moje krocze.
-Sans! - stęknęłam zaskoczona, ale nadstawiłam się.
-Tak strasznie cię chcę – warknął w ciemnościach niskim głosem, chwytając mnie znowu za nadgarstek i kładąc go na swoje krocze, abym poczuła jego grubego kutasa – Widzisz co mi robisz? - ścisnęłam materiał. Zawarczał i przywarł czołem do mojego ramienia – Ohh, na gwiazdy, taak – wysyczał przez zęby.
-Ciii – uciszyłam go i delikatnie zassałam jeden z jego kręgów szyjnych – Bo ktoś nas usłyszy. - Poczułam jak mocniej przyszpila mnie do ściany, popatrzyłam w jarzące się błękitem oko mojego kochanka.
-Mam. To. Gdzieś. - rumieniłam się przez determinację Sansa. - Mam dość tego nonsensu – mówił nim przywarł zębami do moich ust i zassał język w swoje usta – Ukrywamy się – Pocałunki – tak – przygryzł wargę – jak byśmy – wsunął swój język w moje usta – robili coś złego! - Ścisnął mocno moje piersi.
-Ale tak jest! - szepnęłam tracąc oddech. Sans chwycił za moją koszulkę i uniósł ją do góry odsłaniając mój stanik. Podciągnął pierś, tak, że wystawała nad nim. Stęknęłam delikatnie i objęłam go rękami, gdy ten zaczął ssać mój sutek, a następnie kreślić językiem okręgi dookoła niego.
-Mam to gdzieś – mruczał, cmoknął gdy zostawił pieść w spokoju – Kocham cię i mam gdzieś kto to wie. Nie! Chcę, aby wszyscy wiedzieli! - znowu zaczął ssać i przygryzać biedną pierś pozostawiając po sobie ślady. Zaraz, co on właśnie powiedział? On chce... chce... Chwyciłam jego czaszkę w swoje ręce i zmusiłam, aby ją podniósł tylko po to, aby przywrzeć do niego ustami. Przytuliłam go mocno. Objęłam go nogami w pasie, gdy w pasją oddawał pocałunku. Jest silny, dlatego bez problemu uniósł mnie i chwycił rekami za pośladki, tak abym nie upadła, zsuwając jednocześnie materiał moich legginsów.
-Tak, o tak – staczałam mając szansę ledwo się od niego uwolnić. Czułam jak mam teraz spodnie na wysokości kostek – Kochaj się ze mną Sans – w moim głosie było pełno pożądania – Kochaj się ze mną, pokaż, że mnie chcesz – Sama zsunęłam moje głupie spodnie przez pierdolone buty położyłam ręce na jego ramionach, a on wtedy przywarł znowu do mojego ciała, nasze języki połączyły się w niebezpiecznym tańcu. On w tym czasie wyswobodził swojego sterczącego kutasa ze spodni, który teraz delikatnie świecił w ciemnościach. - Tak, tak tak – błagałam niezdolna powiedzieć nic więcej.
-Jesteś moja, człowieku – zaczął skubać mój kark i ramię, sunął jednocześnie ręką po przyrodzeniu szykując się – Nikt cię ode mnie nie zabierze, nikt nie powstrzyma mnie przed kochaniem ciebie. Zwłaszcza nie mój brat!
-Tak, Sans, tak – błagałam kiedy na czubku jego kutasa pojawiła się kropelka nadzienia, złączyłam się z nim w kolejnym pocałunku – Jestem twoim małym człowieczkiem, twoją kochanką... Będę czym chcesz, tak długo jak będę twoja a ty mój – szepnęłam całując go nadal, nie mogąc oderwać się od niego. Zawsze jest taki ciepły i ma tak intensywny zapach, czułam delikatne mrowienie na moim języku i w miejscach gdzie mnie dotknął i o Boże, chcę go tu i teraz! Wsunęłam ręce pod jego koszulkę i przejechałam palcami po dolnej części kręgosłupa, czułam jak drży pod moim dotykiem. Przerywany, głęboki jęk uciekł z jego ust, a ja przełknęłam głośno ślinę.
-J-jedyne... czego chciałem.. haaah... o-od ciebie... było... abyś... mnie pokochała! - warknął w moje usta, cały drżał z pragnienia, dotykał gdzie mógł mojego ciała. Odwzajemniał pocałunki, sunąc językiem po moim, mocniej pocierając swoje przyrodzenie o moją szparkę. Kurwa. Dłużej tego nie zniosę
-Sans, Sans, błagam, wsadź go, błagam, potrzebuję tego, błagam – mój głos był słaby, składałam na jego czaszce szybkie i małe pocałunki – Kochaj się ze mną. - Sans wziął moją twarz w swoje ciepłe ręce i patrzył się w nią długo, a potem znowu zamknęliśmy się w pełnym pożądania pocałunku, czułam, jak po brodzie kapie mi ślina. Zabrał rękę ze swojej sterczącej męskości i wsunął ją między moje płatki, czując wilgoć, wiedział jak bardzo gotowa na niego jestem. Delikatnie jęknęłam mu w usta, kiedy palce wsunęły się bez problemu we mnie, zaś jego kciuk zaczął kreślić kółeczka dookoła mojego guziczka, czułam jak ciepłe dreszcze przeszywają mnie raz za razem. Po chwili, te same palce zaczęły wchodzić i wychodzić bardzo szybko, kości stukały o moje ciało. Sans w kolejnym ruchu wsunął jeszcze jeden palec powiększając mój zdesperowany stan. Jak zabrał palce przygryzł moją dolną wargę, drżałam z pragnienia, wsunął palce pode mnie i uniósł mnie do góry opierając plecami o ścianę. Zaczął całować i lizać moją szyję, ignorując przy tym cierpki smak, jaki pozostawiły na skórze moje perfumy, nogami objęłam jego biodra i złączyłam je w kostkach. Odsunął na bok materiał mojej bielizny i przywarł czubkiem kutasa do ociekających rozkoszą płatków. Przymknął oczodoły gdy przywarł do mojego ciała, trzymając mnie w stanie gotowości, wpatrywał się w moje oczy. Jego źrenice zmieniły się w świecące serca, coś takiego działo się tylko wtedy, kiedy był ogarnięty prawdziwą pasją.
-Kocham cię – szeptał kiedy czubek jego męskości powoli się we mnie zagłębiał. Zachłysnęłam się powietrzem i objęłam ramionami jego kark, przytrzymując go blisko siebie.
-T-też cię k-kocham – stęknęłam przez przyjemność – Kocham cię tak bardzo Sans. U-uszczęśliwiasz mnie – Sans całował chwilę moje piersi przyzwyczajając się do tego, jak mocno zaciskam się dookoła jego kutasa, chwycił mnie za pośladki, abym nie spadła.
-Człowieku – szeptał w moje piersi, czułam ciepło jego oddechu na skórze – Nie pozwolę, aby mój brat stał dłużej na drodze do naszego szczęścia – powoli przesunął biodra, lecz przez większą część pozostały takie same, poruszał się, całował i lizał mój obojczyk – Jesteś moja – warknął głęboko – I chcę, aby to wiedział! - Czułam jak jego uścisk się zwiększa na moim tyłku, jak się szykuje aby zacząć mnie rznąć, nie mogłam nawet mówić. Szybko utonęłam w morzu jęków i dreszczy, dyszałam walcząc o każdy oddech, kiedy jego gruby kutas zwiedzał moje wnętrze. Próbowałam zachować ciszę, kiedy on z każdą chwilą robił się coraz bardziej gwałtowniejszy. Każde pchnięcie było silniejsze od poprzedniego. Szczerze, nie myślałam o bólu, który był, jedyne co się liczyło to to, że jestem z nim. Sans warczał i dyszał patrząc jak jego kutas zagłębia się we mnie bardziej, jak jęczę i krzyczę, wsłuchiwał się bo on to robił swojej ukochanej. - Jedyne co robi – mówił między pchnięciami – to próbuje... obronić mnie... przed rzeczami.... z którymi... sam sobie... dam.... radę!
-Sans – stęknęłam mając nadzieję, że przestanie mówić o swoim bracie w takiej chwili
-Jest nadopiekuńczy! Nie docenia mnie! - krzyczał wbijając palce w moje ciało i wchodząc we mnie z jeszcze większym impetem.
-S-sans? - nie słucha mnie.
-I jest leniwy! A jego kawały... nie są.. nawet... zabawne! Kopci te … paskudne papierosy! I... - O. O nie. Robi się głośny. Z każdym kolejnym pchnięciem, mówi coraz to nowsze rzeczy o bracie, i coraz bardziej się nakręca. - Jest samolubny!
-Sans! - wycharczałam
-Arogancki!
-Tak, ale...
-Ignorant!
-Sans, ciii, powinniśmy być..
-I.... chamski!
-Aaahn, kurwa, Sans! - zawyłam z bólu głównie dlatego, że jego kutas był już tak głęboko, że dotarł na samo dno i to bolało.
-Tak, powiedz moje imię – wysyczał szczerząc się – Moje imię, bo należysz do mnie. Bo Papyrus nigdy mi się nie zabierze – zacisnęłam ręce na jego chuście starając się utrzymać w tym szaleńczym pędzie, kiedy rżnął mnie wściekły. Jego brutalność sprawiła, że nasz stosunek był jeszcze bardziej rozogniony i desperacki, aż zaczęło mi się kręcić w głowie. Byłam oszołomiona przez orgazm jaki się we mnie budował
-Sans – stęknęłam jeszcze razem, nie dlatego, że chciał to usłyszeć, ale dlatego, że tylko to mogłam w tej chwili powiedzieć. Był jak opętany, kościste palce boleśnie wbijały się w moje pośladki, ciepły magiczny kutas wił się w szaleństwie we mnie, czułam zapach potu, słyszałam jak majaczy moje imię, przytulając swoje czoło do mojego ramienia. Umiałam myśleć tylko o tym jak bardzo szczęśliwa jestem. - Sans, ja... zaraz.... d-dojdę – słowa z trudem przechodziły mi przez usta, mój oddech był urywany, głos zdarty, a on tylko piłował mnie bezlitośnie. Skupiłam się na rozkoszy, jak za każdym razem kiedy we mnie wchodził pocierał się o mój wrażliwy guziczek i o Boże, jestem ak blisko!
-P-proszę – błagał – dojdź.. ze mną... człowieku. Tak bardzo cię k-kocham. B-błagam – zacisnęłam oczy i usta ze wszystkich sił, kiedy orgazm zalał całe moje ciało. Zacisnęłam się dookoła kiedy on wykonywał swoje ostatnie pchnięcia we mnie. Całe ciało mi zesztywniało z rozkoszy jaką mi dawał. Chwilę potem i on doszedł, jego pchnięcia zamieniły się na szybkie, niestałe, nim wyładował we mnie wszystko co miał. Wtulił twarz w moją pierś, ślinił się ale nie przeszkadzało mi to. Moje mięśnie były takie słabe, i wiedziałam, że Sans czuje się wykończony, choć nie ma żadnych. Mając nadal zamknięte oczy uśmiechnęłam się i delikatnie poklepałam go po głowie
-Tak bardzo cię kocham – a kiedy otworzyłam oczy, coś ścisnęło mnie w brzuchu, a mózg odmówił współpracy. Drzwi były otwarte, puszysty niski men z wściekłą miną patrzył się na nas. I zdecydowanie nie był zadowolony z tego, że znalazł jakiś napaleńców rżnących się w składziku. Miał na sobie czerwony strój z wielkim napisem „kierownik” na plakietce. Lecz to co było jeszcze straszniejsze, to szkielet stojący za nim. Ten wyraz zdrady na twarzy Papyrusa łamał serce. Nie mogłam oddychać patrząc na nim, zacisnęłam mocniej palce na koszulce Sansa chcąc, aby się odwrócił i spojrzał
-S-sans – stęknęłam delikatnie
-Mmmm – warknął tylko wtulając się mocniej. Chyba nie wie, że zostaliśmy przyłapani – Tak strasznie, strasznie cię kochał – mruczał szczęśliwy. Niski kierownik chrząknął. To przyciągnęło uwagę Sansa i natychmiast puścił mnie i schował kutasa w spodniach. Ja zasłoniłam rękami i nogami wyeksponowaną kobiecość, starając się jednocześnie, aby magia mojego kochanka ze mnie nie wyciekła. W życiu nie byłam bardziej zawstydzona. - Ja... - zaczął, ale urwał kiedy zobaczył brata patrzącego na niego. Sans i Papyrus patrzyli na siebie przez czas wydający się wiecznością, żaden z nich nie powiedział nawet słowa. Sans został przyłapany na gorącym uczynku, a więc koniec z kłamstwami. To on pierwszy przemówił. - Papyrus ja...
-ja... - przerwał mu brat unosząc rękę - … naprawdę nie musiałem tego widzieć. - odwrócił się o odszedł.
-Łoa... Papyrus! W-wracaj! - Sans prześlizgnął się koło kierownika. Zostawił mnie. Bez majtek. Z kierownikiem kina. Ten zmarszczył brwi patrząc na mnie, tak jakby patrzył na insekta.
-To ja.. uh... sobie pójdę?
-I nigdy nie wracajcie – warknął odsuwając się. Po tym jak pełna wstydu szukałam po ciemku swoich spodni i je założyłam, udałam się do Alphys i Undyne aby im powiedzieć, że ja i Sans musimy wyjść. Film prawie się skończył, tak mi się wydaje, wsunęłam głowę przez drzwi i przywitała mnie ciemność. Zaraz... siedzieliśmy tam i … co do... liżą się jak opętane! Alphys otaczała Undyne swoim muskularnym ramieniem i delikatnie całowała ją. Czy ona nie mają wstydu?.... Postanowiłam wyjść, nim wyjdzie ze mnie większa hipokrytka niż jestem. Musiałam jeszcze wymknąć się unikając spojrzeń pracowników kina, którzy patrzyli się na mnie jak na jakiegoś dziwaka. Zapewne już wiedzą co się stało, a Sansa ani śladu. Hm. Poszłam na parking, zastanawiając się, gdzie mógł się udać, ale ani śladu po jego aucie. Wracałam do domu pełna obaw o moją przyszłość u boku Sansa. Papyrus wie. Ile widział? Sans mówił, że mnie kocha, a jego kutas był we mnie. Właściwie, to dlaczego tam był? I to z kierownikiem? Co do diabła? Tak nie powinno być... Może powinnam się przeprowadzić? Zacząć nowe życie? … Sans wyprowadzi się ze mną? … Kiedy leżałam w łóżku miałam przy sobie telefon, czekałam na telefon albo wiadomość od niego, na cokolwiek, co wyjaśni mi sytuację. Powinnam do nich pojechać? A może to pogorszy tylko sprawy? Jak już usypiałam dostałam wiadomość... ale od Undyne. Pytała się, gdzie ja i Sans uciekliśmy. Nie odpisałam.
Coś mnie obudziło. Otworzyłam oczy w ciemnościach, wychylając się by zobaczyć co to...
-Papyrus – krzyknęłam przerażona widząc go na skraju mojego łóżka. Już zamierzałam błagać go o darowanie życia, kiedy odezwał się
-cześć dzieciaku, jak tam? - zupełnie tak jakby wpadł z przyjacielską wizytą, popatrzyłam na zegarek.... O trzeciej trzydzieści nad pierdolonym ranem.
-Co do diabła?! Jak się tutaj dostałeś? - nadal się bałam
-skrót – wzruszył ramionami. Czy słyszałam pukanie? Jezu kurwa Chryste. Okryłam się protekcyjnie kołdrą, patrząc na niego czujnie. Traktowałam go jak śpiącego niedźwiedzia. Zamierza mnie zabić? - spokojnie, nie zabiję cię – mruknął, drapiąc się po kości policzkowej
-Więc po co przyszedłeś? - położył ręce na swoich kolanach i popatrzył na nie.
-powiedz prawdę, dzieciaku – zaczął po chwili – naprawdę go kochasz? - podniósł swój osądzający wzrok na mnie. Oh.
-...Tak. - odpowiedziałam cicho, tak jakby nie było to nic niezwykłego, przysunęłam kolana do piersi – Kocham go bardziej niż cokolwiek innego
-i zrobisz dla niego wszystko, tak?
-Oczywiście – nie potrzebowałam nawet się nad tym zastanawiać
-i jest twoim całym światem i nie wiesz co robić bez niego i tego typu pierdoły? - mówił na jednym wdechu wywracając oczami. Przytaknęłam. -... czuję dokładnie to samo, dzieciaku – westchnął zrezygnowany – to mój starszy brat... moja jedyna rodzina, zależy mi na nim, a jemu na mnie, też go kocham w inny sposób niż ty, ale tak samo silnie – bawił się kciukami skupiając swój wzrok. Nawet w nikłym świetle z lampki wyglądał na niewyspanego. - rozmawialiśmy dłuuugo – mamrotał – i szczerze, mam kurwa dość gadania – delikatnie się uśmiechnął kładąc się na moim łóżku w moich nogach – ale musisz to usłyszeć, ode mnie, sans powiedział mi co czuje do ciebie, dlaczego chował wasz związek przede mną, powiedział, że nie zaakceptowałbym go przez to, że jesteś człowiekiem tak? - przytaknęłam - …. cóż, miał rację, nie lubię ludzi. - Dziękuję Kapitanie Oczywisty. - ludzie lubią manipulować, są chamscy i szkodliwi … a on jest taki... miły, sans chce pomóc całemu światu, jest taki niewinny i słodki i ja … nie chcę aby jakiś człowiek to zniszczył, trzyma swoje serce na wierzchu a ja chcę go chronić... tak jak on chronił mnie przez wszystkie te lata – kolejny głęboki wdech nim mówił dalej – ale powiedział mi, że go uszczęśliwiasz, bardziej niż cokolwiek w całym jego życiu, i zapytałem siebie, czy ja też go uszczęśliwiam? … nie spodobała mi się odpowiedź jaką sobie na to udzieliłem... chciał cię przede mną schować, jesteś dla niego ważna, a sans bał się podzielić tym ze mną... swoim bratem... więc pomyślałem.. jakim rodzajem brata będę jeżeli stanę na drodze jego szczęściu? - Długa cisza, jakby czekał abym odpowiedziała na to pytanie. Chujowym. Poruszyłam się niepewnie w łóżku. Papyrus podrapał się w twarz nim usiadł patrząc na mnie, wzrok miał spokojny, pełen cierpliwości – ciężko było mi wyobrazić sobie, że sans może kochać kogoś innego, nawet jeżeli to inny rodzaj miłości, chyba bałem się, że ktoś może mi go odebrać, że zostanę sam.
-Sans by tego nie zrobił – mruknęłam delikatnie – Kocha cię. - Papyrus zaśmiał się lekko
-wiem, wiesz? nyeh heh... to brzmi głupio gdy mówię to na głos, ale... to czuję.. nie chcę go stracić, to mój najlepszy przyjaciel, wiesz? - znowu przytaknęłam. Mimo więzów krwi, nadal są najlepszymi przyjaciółmi. - próbuję powiedzieć, że... - zatrzymał się znowu jakby denerwowała go głośność rozmowy - …. przepraszam, za to, że się bałaś czy cokolwiek, ty i sans powinniście być razem,  tak długo, jak to go uszczęśliwia – Ja.... Łał...
-Naprawdę tak uważasz? - znowu podrapał się po policzku, dźwięk tarcia kości o kość naprawdę ma na mnie wpływ
-ta, to najlepszy brat na świecie, powinienem się jakoś za to odwdzięczyć. - wyskoczyłam spod kołdry i objęłam Papyrusa tak strasznie szczęśliwa, że w końcu mamy jego błogosławieństwo! Koniec z ukrywaniem się! Koniec z sekretami! Tylko ja i Sans! W końcu możemy być normalną para! Będziemy mogli iść na plaże, na randki a nawet... - dzieciaku, to że cię toleruję, nie znaczy, że cię lubię...
-Oh – mruknęłam oddalając się od niego – Przepraszam.
-i jeszcze coś. - Papyrus pochylił się w moją stronę bardzo blisko, jedno jego oko zajarzyło się na pomarańczowo, poczułam, że patrzy się wprost w moją duszę – n i e    z r a ń    g o    c z ł o w i e k u – przytaknęłam przerażona rozumiejąc wszystko. Odsunął się i znowu wyglądał na wyluzowanego. - zaufaj mi, nie chcesz wiedzieć co bym ci wtedy zrobił, dzieciaku. - Mogę to sobie wyobrazić. Zacisnęłam palce na koszulce w której spałam, kiedy pomyślałam
-Więc... dlaczego byłeś w kunie?
-rozmowa o pracę
-Więc, przestałeś być informatykiem na uczelni, aby.. sprzedawać popcorn? - wzruszył ramionami
-nie muszę się przed tobą tłumaczyć – był zimny jak głaz. - i nigdy nie przypominaj mi o tym co zaszło – Oh. Tak. Sama też byś nie chciała, aby ktokolwiek przypominał Ci jak przyłapałaś w samym środku seksu swojego brata i najgorszego wroga. Przytaknęłam. - dobrze, cieszę się, że się rozumiemy, dzieciaku, teraz jeżeli wybaczysz – mruknął wstając i wyciągnął się – idę zapalić coś mocniejszego, aby o tym wszystkim zapomnieć, dobranocka
-Dobranoc. - I w mgnieniu oka, już go nie było.
Nagle nasza tragedia zamieniła się w najlepszy czas i z Sansem nie mogliśmy być szczęśliwsi. Mieliśmy naszą pierwszą randkę, która przerodziła się w kolację i filmy i czasami zabierał mnie na jakiś musical, albo zapraszaliśmy Alphys i Undyne aby robić podwójną randkę. Tworzyliśmy z Sansem zgraną drużynę. Nawet się kłóciliśmy! O coś głupiego.. nie pamiętam o co. Krzyczałam i płakałam, Sans trzasnął drzwiami i krzyczał, ale się pogodziliśmy. Mieliśmy jedną zasadę w naszym związku.. prawda, bez względu jak bolesna. Zrozumieliśmy dość dobrze, że ukrywanie czegoś tylko bardziej boli. Sans i ja rozmawialiśmy też o tym, aby się do mnie przeprowadził i po kilku podejściach do Papyrusa, w końcu udało się to spełnić. Mhm. Wszystko dobrze się układa. A potem...
-niespodzianka! wszystkiego najlepszego, brachu! - Sans miał w oczach wielkie gwiazdy i klaskał w ręce nie wierząc. Papyrus stał dumny z siebie pokazując na niebieskie auto zaparkowane przed domem.
-DLA MNIE?! - krzyczał podbiegając do okna by zajrzeć do środka – PAPYRUS! TO JEST! TAKIE! SUPER?!?!?!?! -
-nyeh heh, prawie tak super jak ty brachu – mrugnął – wiem, że zawsze chciałeś poczuć wiatr we włosach – stałam na boku, chcąc zapaść się pod ziemię. Zapomniałam o pierdolonych urodzinach Sansa.
-MÓJ BOŻE – wskoczył do samochodu i zajął miejsce kierowcy pocierając rękami o kierownicę.
-na podgrzewane siedzenia i miejsca na kubki też – uśmiechał się dumnie pochylając się przez ramię brata. Sans patrzył nam gdzie wskazał brat
-RAJUSIU!!! Skąd ty...
-zaoszczędziłem trochę – rzucił zwyczajnie – trochę dodatkowych zmian w sklepie elektronicznym, ale było warto, wszystko dla mojego najlepszego brata na świecie
-Jestem twoim jedynym bratem – zaśmiał się.
-nyeh heh... więc!... w drogę – podał mu klucze – tylko niczego sobie nie połam
-Dobrze! Zaręczam że... zaraz, to był żart?! - Papyrus zaśmiał się
-winny, dostanę klapsa?
-AAUGGHH! - warknął – W MOJE URODZINY?! - popatrzył na mnie i pomachał, abym podeszła – Chodź człowieku! Czas na przejażdżkę!
-Haha, jasne – zaśmiałam się nerwowo idąc w stronę samochodu. Przekręcił kluczyki w stacyjce i silnik odpalił, tymczasem ja stanęłam przy drzwiach. Sans był taki zadowolony... Ledwo zapięłam pasy, a on odjechał – Trzymaj się! - i pędziliśmy. Samochód był szybki. Czułam jak przekręca mi się w brzuchu, czułam pod tyłkiem wibracie silnika. Popatrzyłam we wsteczne lusterko, aby zobaczyć jak Papyrus zapala papierosa i macha nam na pożegnanie.
Chusta Sansa powiewała za nim kiedy jechaliśmy pustą drogą, wystawił łokieć za okno, zaś w głośnikach przebrzmiewał klasyczny pop z radia. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio widziałam go tak uśmiechniętego i zadowolonego. Naprawdę go kocham. Wsunęłam swoje palce między jego i delikatnie zacisnęłam kiedy stanęliśmy na czerwonym. Popatrzył na mnie jakby zaskoczony, a potem podniósł na mnie wzrok. Natychmiast się zaśmiał, widziałam w jego oczach niebieskie gwiazdki.
-Trzymaj się, mam pomysł – powiedział nim zmienił biegi i skręcił w inną stronę.
-Jedziemy na plażę?
-Mhm.
-Łał – Sans i ja siedzieliśmy na tylnym siedzeniu opierając bose stopy o przednie siedzenia. Położyłam głowę na jego ramieniu, a on otaczał mnie ręką w talii gdy patrzyliśmy na zachód słońca nad oceanem. Gorące letnie powietrze niosło słony wiatr, cała natura szykowała się do nocy. Tysiące niewielkich fal biło o brzeg znowu i znowu, przynosząc i zabierając muszelki i kamienie. Słońce mieniło się na złoto i czerwono i fioletowo, bezchmurne niebo gościło. - Pięknie, prawda? - mruknęłam ledwo słyszalnie.
-Mweh heh! Wiem, że jestem przystojny, człowieku, doceniam to, że masz znakomity gust – zaśmiał się. Odsunęłam się drocząc się z nim, ale zaczęłam się śmiać...
-... Muszę ci coś powiedzieć – odwróciłam wzrok na ocean
-Hm? Co takiego?
-Ja... nic dla ciebie nie mam. Zapomniałam, że to dziś masz urodziny – popatrzyłam na niego z winą wymalowaną w oczach – Przepraszam Sans – Sans, jak przystało na idealnego potwora jakim był, po prostu przytulił mnie mocno
-Nic nie musisz mi dawać – zaśmiał się mi w ucho – Twoja obecność to najwspanialszy prezent o jaki mogłem prosić!
-Wiem, ale... Też chciałabym ci coś dać – przyznałam – Znaczy, Paps dał ci samochód. Samochód! A ja nic... nawet kartkę – Sans milczał przez dłuższą chwilę, tulił mnie patrząc na zachód... Zaraz... czy on drży? Odsunęłam się. - Sans? - wyglądał na bardzo zestresowanego. - Co jest? - zacisnął zęby i zamknął oczy, brał duże głębokie wdechy próbując się uspokoić.
-Jeżeli chcesz... możesz mi coś dać. - wsunął rękę do kieszeni szukając czegoś – Oh, cholera, dlaczego ja nie mogę... - w końcu znalazł to czego poszukiwał i wyciągnął zadowolony – Ha! - choć nadal nie widziałam co to jest. Chrząknął przystawiając zaciśniętą pięść do zębów – Więc um... Wiem, że nie znamy się od dawna, ale naprawdę cię lubię. Znaczy się. Tak naprawdę, naprawdę, ale nie lubię, tylko kocham. A-ale o tym już wiesz! Um. Rany. To trudniejsze niż przed lustrem... - rumienił się na niebiesko. Walczyłam, aby się nie śmiać.
-Sans, co chcesz powiedzieć? - ten wziął kilka kolejnych głębokich wdechów. I trzymał dalej jedną rękę za sobą. Tylko po to, by po chwili wyciągnąć małe pudełko.... O mój Boże
-Więc, chciałbym od ciebie dzisiaj, abyś...
-S-sans... - otworzył pudełko by zaprezentować mi pierścionek z diamentem świecącym się w pomarańczowym świetle zachodzącego słońca
-.... dała mi swoją rękę? - Kiedy zaczęłam płakać?
-S-sans! - nie umiałam oderwać wzroku od pudełka, i na pierścionek w środku niego. Chce się ze mną ożenić. Właśnie poprosił, abym za niego wyszła! Powinnam przestać się gapić i dać mu odpowiedź! - TAK! - krzyknęłam obejmując go tak mocno, że prawie oboje wypadliśmy z samochodu – Tak, tak, tak, tak! Tak! Poślubię cię, Sans! Tak, tysiąc razy tak! - stęknął zaskoczony i szybko przytulił się do mnie i zaczął mocno całować. Czułam jego uśmiech i chyba też łzy radości. I o Boże, weźmiemy ślub?! Odsunął się tylko po to, aby wyciągnąć z pudełeczka pierścionek i wsunąć go na mój drżący palec. Pasował tak idealnie! Gapiłam się na niego nie mogąc uwierzyć w miłość jaka mnie wypełniała. Dlaczego nie mogę przestać płakać?! Dlaczego płaczę?! Nie jestem smutna! Jestem szczęśliwa! - Kocham cię Sans – powiedziałam przez łzy zasłaniając usta.
-Tez cię kocham człowieku. Mój człowieku. - i całowaliśmy się pod gwiazdami i zachodzącym słońcem, witając bezchmurne nocne niebo. Wszystko było idealne, zbyt idealne. Ale... została jeszcze jedna sprawa...
-Sans – oboje siedzieliśmy, a on prawie usypiał na moim ramieniu, mój głos go zbudził
-Huh... Co... Nie śpię! Nie rzucaj we mnie Al! - zaśmiałam się w rękę pocierając wierzchem dłoni jego policzek. - Oh, fiu, to ty – zrelaksował się
-Chcę cię o coś zapytać.
-Pytaj o co chcesz moja ukochana fiance – powiedział zadowolony – Nie mam przed tobą żadnych tajemnic!
-Powiesz mi w końcu o co chodzi u ciebie ze stopami? - Sans zakasłał.
-Co? O czym ty mówisz? - zaczął się pocić.
-Nie zgrywaj głupka, głuptasie. Nie lubisz jak ściągam skarpetki kiedy się kochamy! Nie pytałam, bo czekałam, aż sam mi powiesz, ale tego nie robiłeś. Więc o co chodzi? Masz fetysz stóp? - szturchnęłam go w twarz palcem. Sans natychmiast potarł miejsce w które go dotknęłam.
-Naprawdę muszę ci mówić? - zapytał cichutko. Przytaknęłam krzyżując ręce na piersi - … Uważam, że skarpety są słodkie. MASZ! POWIEDZIAŁEM! - krzyknął wyrzucając ręce zdenerwowany – ALE JUŻ SIĘ ZGODZIŁAŚ NA ŚLUB! NIE MOŻESZ SIĘ WYCOFAĆ! - Nie umiałam walczyć ze śmiechem. Długo, mocno, śmiałam się aż do bólu brzucha i policzków. Sans przyglądał mi się niepewnie – Co? Co jest takiego śmiesznego? - Nie odpowiedziałam mu, zamiast tego chwyciłam go za chustę i wywarłam na nim kolejny długi i pełen pasji pocałunek. I tak mówiliśmy sobie słodkości siedząc na tyle samochodu pod niebem pełnym gwiazd i szumiącym oceanem przed nami, jeszcze wiele godzin do świtu. Mając ten mały pierścionek na palcu, wiedziałam, że już nie „jesteśmy tylko przyjaciółmi”.

~KONIEC~
Share:

POPULARNE ILUZJE