Rozdział VI część I - The Show must go on! (obecnie czytany)
Rozdział VI część II - The Show must go on!
Rozdział VI część II - The Show must go on!
Ten dzień tak podobny do innych miał przeminąć zupełnie niezauważony. U Grillbies było wiele potworów, choć wszyscy byli tymi samymi stałymi bywalcami. Z jednej strony cieszył się ognisty barman, że ma klientelę pewną. Z drugiej jednak strony jakaś jego część zastanawiała się, czy aby nie mieli niczego lepszego do roboty w swoim życiu.
Popatrzył na swój zegarek, cóż w samą porę. Wziął spod stołu pilot i włączył telewizor wiszący pod ścianą.
Dobrze znana wszystkim melodia z czołówki zapowiadała nowy program jaki MTT prowadzi na żywo ze swojego studia. Normalne było, że czasem za nim pojawiały się różne rzeczy. Czasem piękny malunek prezentujący scenerię jakiegoś miejsce w Podziemiu. Czasem jakiś śmieszny obrazek. Dlatego nikt, ani bywalcy baru, ani sam barman nie zauważyli niczego dziwnego, kiedy to przystojny Mettaton w monitorze prezentował się na tle właśnie ich baru. W głowie Grilla pojawiła się tylko niema wdzięczność za to, że ma darmową reklamę.
Mettaton zapowiadał specjalne wydanie swojego programu. Przyjazny komputer kołysał się na boki jeżdżąc to tu to tam i kreśląc kołem własne imię w piasku.
Dzień dla dziewczyny zaczął się dobrze. Już w pierwszej chwili przybyła para kobiet. Rechotały co chwila, śmiały się, lecz nie z dziewczyny. Raczej z innych rzeczy. Chociaż nie były to osoby jakim by mogła kiedykolwiek zaufać, to jednak w porównaniu z jej wcześniejszym towarzystwem...
- Gdzie mnie zabieracie? - rzuciła niepewnie. Kobiety popatrzyły się po sobie, a potem na nią.
- Do MTT - rzuciły obie
- A co to ... jest?
Milczały i patrzyły się na nią tym wzrokiem, jakim patrzy się wykładowca na ucznia kiedy przepytuję go z podstaw materiału. Tego czego Frisk się dowiedziała było niewiele. Program telewizyjny. Gdzieś na dnie jej głowy pojawił się pomysł, że skoro ma być to program na żywo to będzie mogła powiedzieć co Sans i Papyrus jej zrobili! Jak ją.... gwałcili. Opuściła głowę. Była teraz w wielkiej wannie pełnej wonnych kwiatów, myta przez jedną z kobiet, druga natomiast szykowała ubrania i kosmetyki. Frisk zagryzła dolną wargę. Bardzo chciała powiedzieć co oni jej zrobili, lecz wstydziła się tego. Dotknęła swojego podbrzusza. Jeszcze kilka dni temu oni oboje tam byli. Od tamtej nocy nie widziała żadnego. Czasem tylko Papyrus podsunął jej jedzenie, ale tak to nikt do niej nie przychodził, nie było tortur, nie było niczego. Westchnęła.
- Ludziu, zakryjemy ci teraz oczy dobrze? - to pytanie wyrwało ją z zamyślenia.
- A dobrze, dobrze - zgodziła się bez zastanowienia. W sumie i tak wszystko jej teraz było jedno co się stanie, bo gorzej być już nie mogło. Została zgwałcona. Przez ... dlaczego chociaż widziała ich pierwszy raz to myślała o nich początkowo jak o przyjaciołach? To bolało dwa raz, nie, trzy razy bardziej niż zazwyczaj.
Nie reagowała kiedy była prowadzona, nie przejmowała się swoim wyglądem. W pewnym momencie kobiece dłonie zamieniły się na metaliczną dłoń. Frisk słyszała jak obie jej wcześniejsze towarzyszki wzdychają z wrażenia. Następnie odchodząc ślą swojemu rozmówcy powabne słówka, zapewnienia przyszłego kontaktu telefonicznego i...
Choć robot, bo jak przypuszczała to musiał być robot, był bardzo delikatny. Wziął ją pod ramię jak prawdziwy dżentelmen. Potem choć miała opaskę na oczach czuła na twarzy światło reflektorów. Czy to już teraz?
- Panie i Panowie! - Męski metaliczny głos zawładnął sceną i widownią - Znajdujemy się obecnie w miasteczku Snowdin! - Aha czyli nie zmieniła lokacji. - W jedynej, niepowtarzalnej i wspaniałej... bibliotece miejskiej! - Frisk usłyszała dobiegające zewsząd oklaski, chociaż wiedziała, po prostu wiedziała, że biblioteka jest zbyt mała aby ... aby pomieścić tyle klaszczących rąk. Była ciekawa gdzie tak naprawdę jest, albo raczej skąd dobiega ten hałas. - Ze mną jest właśnie Frisk! Frisk jest człowiekiem. Zgadza się kochaniutka?
Przytaknęła.
-Khem, nie jest chyba za bardzo rozmowna. A więc Frisk jest człowiekiem! I wiecie co się robi z ludzi? - Mettaton czekał chwilę by następnie odpowiedzieć jeszcze głośniej - Zadaje się im pytania! Quiz jaki będzie teraz na naszym kanale dotyczyć będzie życia erotycznego ludzi. Poznamy anatomię naszego gościa - mówiąc to złapał ją za pierś i mocno ścisnął. Frisk aż podskoczyła i szybko swoją dłonią starała się zabrać jego. Zrozumiała szybko, że jej była znacznie słabsza i mniejsza. Nie widziała go, lecz dystans wzrostu był zauważalny, czuła, że nie ma z nim szans. Jego ręka z jej piersi przeniosła się na jej biodro. A kiedy zaczął gdzieś iść musiała podążyć obok niego. Następnie popchnął ją dość lekko, jednak nie upadła. Na wysokości jej brzuch znajdowało się coś... co ją od tego upadku powstrzymało.
-Dostałem zakaz używania mojej ulubionej elektryczności, wiem, że na to czekaliście kochani, dostaniecie ją, ale innym razem - Frisk słyszała, jak robot pocałował powietrze. Wysyłał zdaje się buziaka do swojej widowni - Dlatego będziemy musieli poradzić sobie innymi sposobami. - Po tych słowach podszedł do niej od tyłu i pochylił się. Całym swoim ciałem pokrył jej, staną w rozkroku zmuszając ją do tego samego. Położył ramiona na jej i choć stawiała opór przesunął je najniżej jak mógł. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć była już zakuta. Zaraz potem, przesunął się po jej ciele w dół i skuł jej nogi. Dopiero teraz, zdjął z jej oczu opaskę by mogła zobaczyć co się dzieje. W pomieszczeniu nie było nikogo. Przed nią robot z kamerą, za nią robot z kamerą, z boku ekran, którego obraz był przepołowiony. Na jednej połowie jej tył, białe majteczki schowane za czerwoną krótką sukieneczką, do tego białe pończochy i buty na wyższym obcasie także koloru czerwonego. Przednia kamera pokazywała obraz na drugiej połowie. Jej zarumienioną i wyraźnie przerażoną twarz. Zdezorientowany wzrok. Miała jednak pełny makijaż, mocno podkreślone oczy, zmysłowo czerwone usta, dziecięce wstążeczki we włosach dodawały jej niewinnego uroku. Niewiele z tej pozycji widziała, ale miała na sobie białą koronkową bluzkę z dłuższym rękawem oraz haftowany kołnierzyk. Wyglądała uroczo i dziecinnie, lecz ta pozycja. Przełożona przez odpowiednik kozy do skakania nie mogła się ruszyć, wypinając się na widownię. Przeniosła wzrok na bok, aby zobaczyć swojego oprawcę. Robot, rzecz oczywista, o męskiej budowie ciała. Wyglądał tak zmysłowo, pociągająco, podniecająco, że przez głowę Frisk przeszła myśl iż zbudować go musiał ktoś niespełniony seksualnie.
- No cześć - zaciągnął pod koniec głos do góry i uśmiechnął się szeroko. Choć był robotem miał ludzką mimikę, nie mówił też jak robot choć z wyraźnie metalicznym pogłosem. On miał swoją osobowość, swoją duszę. Cieszył się naprawdę stojąc tutaj w tej ... bibliotece. Frisk opuściła głowę ze zrezygnowaniem.
- Potworzyce i Potwory! Wygnaliście już Potworzątka z domu? Jeżeli nie macie chwilę, aby to zrobić! - Potem stał, nie ruszał się, raz spojrzał na nią wyraźnie średnio zainteresowany, lecz potem uśmiechnął się szeroko i popatrzył na trzecią fruwającą w powietrzu kamerę.
- Jak widzicie! Moją rozkoszną elektryczność zastąpiłem czymś ciekawszym. Za każdym razem kiedy udzieli nam Frisk Człowiek złej odpowiedzi dostanie tą oto trzepaczką - po tych słowach podniósł z blatu stołu obok siebie przedmiot, którego wcześniej nie zauważyła. Sporej wielkości trzepaczkę koloru czarnego, zakończoną ozdobnymi różowymi piórami. Pasowała mu, biorąc pod uwagę, że robot ubrany był w czarny garnitur z różowym krawatem i różowymi akcentami na mankiecie chociażby. Frisk przeszedł dreszcz.
- Czyli.. - zaczęła cicho
- O nasz człowiek chce coś powiedzieć, nie teraz kochaniutka - podszedł do niej i uderzył ją w wystawione pośladki. Wygięła się nie tyle z bólu co bardziej z zaskoczenia. Robot był delikatny. - Teraz ja mówię, ty będziesz odpowiadać później. Oh, właśnie. Już tłumaczę ci zasady gry. - To mówiąc podszedł do niej i kucnął naprzeciwko. Frisk nie mogła uciec od przekonania, że robot robi to bo chce tego widownia, nie czuć było od niego wyraźnego zaangażowania, chociaż naprawdę dobrze je grał. Ktoś kto go oglądał mógł przypuszczać, że jest inaczej. Ta informacja jaką wyczytała z jego oczu była wątłą nicią nadziei za którą chwyciła.
- Będę ci zadawał pytania. Za każdą dobrą odpowiedź dostaniesz pac pac po łebku, za każdą złą klapsa w twoje jędrne pośladki. Co ty na to? Oh, ty nie masz tutaj nic do gadania. Rozumiesz zasady gry?
Frisk rozumiała, lecz była tak przestraszona, że nie zareagowała, patrzyła na niego tylko swoimi wielkimi przerażonymi oczami i otworzyła szerzej buzię. Mettaton syknął z podirytowania i po podniesieniu się zadał jej kolejnego klapsa. Tym razem poczuła. Był wyraźnie mocniejszy.
- Zrozumiałaś zasady?
- TAK! - wykrzyczała żałośnie
- To się bardzo cieszę. A więc przejdziemy do sedna sprawy. Prawda?
Po tych słowach obszedł ją dookoła. Ekran jaki mieli widzowie obejmował jedynie jej przód i tył, oraz drobną podobiznę Mettatona w lewym koncie. Zacisnęła mocniej wargi i skupiła się na nim, nie chciała mimo wszystko być publicznie linczowana.
- Ile trwa u was ciąża?
- Około 9 miesięcy... - odpowiedziała szybko
- A ile trwa okres kobiecy?
- Em... mówi się, że od 3 do 5 dni, ale potrafi nawet do 7 dni...
- A ile trwa twój okres?
Frisk spłonęła czerwonym rumieńcem
- A co to ma do rzeczy?!
Nie była w stanie krzyczeć dalej, przynajmniej nie tak, bo zaraz Mettaton dał jej klapsa trzepaczką, Teraz już naprawdę bolało. Wyglądał na złego, był zły że przeszkadzała mu w programie? W jego cichej elegancji dopatrywała się w końcu czegoś co budziło w niej strach. Szukała tego i znalazła, to czego szukała było w jego oczach. Potrafił świetnie grać, był genialnym aktorem. Robot z duszą. Mógł być kim chce. Płakał, śmiał się, cieszył wszystko to na zamówienie, ale jego oczy. Jego piękne oczy pokazywały co myśli naprawdę. A w tym momencie chciał aby oglądalność wzrosła, aby ten quiz okazał się sukcesem. Sam go nie chciał. Lecz ona, ona poprosiła, to się dla niej zgodził..
- Ile trwa twój okres?
- D...d.....do tygodnia - szepnęła pochylając głowę ze wstydu.
Mettaton odetchnął jakby z ulgą.
- Czym są walentynki?
- To taki jeden dzień w roku w którym ludzie dają sobie prezenty, jak się kochają... to dzień zakochanych.
- Czy jesteś dziewicą?
Frisk zaniemówiła, popatrzyła tylko na Mettatona. Uniósł beznamiętnie trzepaczkę i kolejny cios na jej czerwone już pośladki.
- Czy jesteś dziewicą?
Nadal nic i kolejny cios.
- Czy jesteś...
- NIE! - zawyła żałośnie a następnie pochyliła głowę tak nisko jak tylko mogła. Aby nie widzieć jej twarzy, czerwonej od upokorzenia i mokrej od łez. Mettaton tym czasem rzucił okiem na ranking oglądalności. Spadał kiedy dziewczyna odpowiadała poprawnie. Rósł kiedy nie chciała odpowiedzieć oraz kiedy musiał ją bić. Nie mógł pozwolić sobie na spadek oglądalności i za wszelką cenę dać publiczności to czego chce, a chciała brutalności, łez, krzyku oraz wstydliwych pytań. Nie bardzo rozumiał co w tym może być interesującego. Nie był typem który czerpałby przyjemność prawdziwą z torturowania w ten sposób przypadkowej dziewczyny, jednak... Ranking. Gdyby oddychał to pewnie teraz by westchnął przeciągle, zamiast tego podniósł trzepaczkę do góry i uderzył dziewczynę. Liczby wzrosły...
Dziewczyna zawyła z bólu.
- A to za co?
- Kochanie, nie płacz bo makijaż ci się rozmaże - wymyślił szybko jakąś wymówię, a zaraz potem uśmiechnął się serdecznie do widowni - Właśnie otworzyliśmy linię telefoniczną. Każdy widz może zadać teraz jedno pytanie Frisk, na które będzie ona musiała odpowiedzieć. Prawdę! A skąd będę wiedział, że mówi prawdę? Bo będę wiedział. O! - blefował, tak naprawdę nie wiedział czy to co powie dziewczyna to będzie prawda czy nie, lecz... Ranking...
- Oh! Mamy pierwszego rozmówcę. Tak? Na jakie pytanie ma odpowiedzieć Frisk?
- Um... to nie właściwie pytanie, ale... czy może ona ściągnąć majtki? - odezwał się drżący męski głos. Mettaton skrzywił się nieznacznie. Przedstawienie musi trwać. Podszedł do dziewczyny i zebrał się w sobie, dość szybko, wszak był już profesjonalistą.
- Z fizycznego punktu widzenia sama ściągnąć swoich majtek nie może, ale ja mogę jej ściągnąć! - Powiedział uśmiechnięty i wykonując zbyteczne i teatralne ruchy za którymi tak szaleli mieszkańcy Podziemi zerwał z dziewczyny bieliznę. Kolejny krzyk bólu, a na ekranie jej obnażony kwiat, obolały i czerwony od razów jakie do tej pory otrzymała. Choć nie było ich wiele, to przy ostatnich Mettaton się nie pilnował. Sapała. Miała nadal opuszczoną głowę, a łzy już się jej skończyły a więc oczy piekły ją kiedy tylko próbowała płakać.
Mettaton odebrał kolejny telefon. Widz miał pytanie do dziewczyny.
- Widzowie chcą wiedzieć, czy jesteś teraz podniecona i czy to ci się podoba? - zapytał się jej monotonnym głosem
- NIE! - pisnęła, robot skorzystał z trzepaczki.
Ta jednak nadal zaprzeczała, płakała, chciało się jej wymiotować z płaczu, ale mimo to zaprzeczała. Za każdym razem dostawała kolejnego i kolejnego i kolejnego, aż trzepaczka nie przebiła się przez skórę. Wtedy Mettaton przestał i spojrzał na ranking. Oh, pobił rekord? Można teraz puścić reklamy. Uśmiechnął się do widowni, potem podszedł do dziewczyny, pochylił się i cmoknął ją delikatnie w obolały pośladek, a następnie zadał lekkiego klapsa, jednak dla niej, ten lekki był tak silny, że wydarła się powtarzając tylko "nie, nie nie nie". Wtedy światła zgasły.
Stała, to dobrze, że stała bo i tak nie mogłaby już siadać. Przenieśli się do innego domu, tym razem do mieszkania Monster Kid'a, a to ze względu na jego wielką kuchnię. Kuchnię w sam raz stworzoną na cele tego programu. Zupełnie tak, jakby budowniczy pomyślał, że kiedyś robot i człowiek będą chcieli zrobić tam program kulinarny.
W przerwie na reklamy Mettaton okazał Frisk wiele wyrozumiałości, odczepił ją, niósł na rękach jak drogocenny skarb, zamknął się z nią w garderobie i zaczął nakładać maść, która złagodziła ból. Przez cały ten czas milczał i dopiero kiedy wychodził, bo do pomieszczenia weszły te same dobrze jej znane kobiety, przeprosił i powiedział, że w kolejnej części programu nawet jej nie dotknie.
- Największą tragedią wszystkich co występują na scenie jest publiczność. Robimy dla nich wszystko - mówił kiedy tak stali w tej cholernej kuchni. Patrzył na licznik odliczający sekundy do rozpoczęcia kolejnej części programu. - Robimy z siebie bohaterów, kochanków, idiotów, piosenkarzy, muzyków. Spełniamy ich marzenia, ambicje, cele, realizujemy ścieżkę kariery dla nich i za nich. Bo oni są zbyt leniwi aby to zrobić. Wolą oglądać nasze teledyski marząc, że to oni - a nie my - tańczą czy śpiewają. Oglądają programy takie jak te śniąc o tym, że to co my tutaj zrobimy to jest dokładnie to samo co oni zrobią u siebie w kuchni, ale ich nie stać na te drogie składniki, ich nie stać na dobrą kuchenkę która równo ugotuje warzywa i piekarnik który nie zrobi ciasta z zakalcem. - Popatrzył na dziewczynę i uśmiechnął się smutno. - A najtragiczniejsze w tym wszystkim jest to, że czerpiemy radość żyjąc za nich. Nie wiem kim tak naprawdę jesteś, po co tutaj jesteś i po co ona chciała, abym to wszystko z tobą robił. Radziłem sobie dobrze sam, ale ona chciała a jej... nie umiem odmówić. - odwrócił wzrok na bok jakby przez chwilę zastanawiając się nad czymś, ale szybko się otrząsnął - Chcę aby ten program był najlepszy z dotychczasowych dla niej, bo w końcu mnie o coś poprosiła i coś mogę jej dać, a nie tylko od niej brać. Tak więc jakkolwiek niczego do ciebie nie żywię, tak naprawdę jesteś mi obojętna - znowu popatrzył na Frisk - Zrobię wszystko, dosłownie wszystko tobie, aby pobić rekordy oglądalności.
Frisk początkowo czuła do niego sympatię, teraz zrozumiała, że to co odebrała za miły gest tak naprawdę był niczym innym jak dbaniem o własny interes. Jakkolwiek by go nie lubiła, tak zwłaszcza jego ostatnie słowa ją przeraziły. Popatrzyła na swój strój i zagryzła wargi. Fartuszek, zwykły i prosty fartuszek, no może nie taki zwykły. Miał falbanki i kieszonkę na środku. Tak to nic. Mogła świecić swoim czerwonym tyłkiem przemieszczając się po kuchni. Ponad to miała siatkę na włosach i różowe kapcie. Nie wiedziała skąd i po co jej różowe kapcie. Słyszała tylko, że początkowo miała nie mieć butów w ogóle. A tutaj kapcie. W sumie to dobrze, podłoga cała w kafelkach...
5
4
3
2
1
- Iiii witam potwory i potworzyce! Czy wasze potworzątka poszły już spać? - przedstawienie od nowa się zaczęło. Znowu widziała na nim ten uśmiech udawanej szczerości, udawanej radości, udawanego zainteresowania, udawanej satysfakcji... - Dzisiaj ja i moja przepiękna asystentka Frisk będziemy razem gotować. Powiedz mi kochanie, co dzisiaj ugotujemy?
Frisk popatrzyła na stół. Między warzywami i przyprawami zobaczyła przyklejoną do blatu kartkę z wielkim napisem "ZUPA POMIDOROWA!" powiedziała więc szybko to, co było tam napisane. Iii zaczęło lecieć konfetti. Podniosła wzrok do góry, nad nimi latał mały dron który rozsypywał kolorowe karteczki.
- Kochanie, czy mogłabyś mi podać pomidory?
Frisk odruchowo wzięła do ręki pomidora, lecz kiedy miała go położyć na ręce Mettatona odezwał się telefon od widza
-Oh, chyba tego nie wyłączyłem - mruknął do siebie starannie i cicho tak, aby nikt na antenie go nie słyszał. - Witaj widzu! W czym mogę pomóc?
-Mam pomysł! Nie podaje ci wszystko ustami! Nie może korzystać z rąk tylko z ust!
Mettaton milczał chwilę. Wahał się, jednak kiedy popatrzył na licznik, bez zmian, nadal wysoki ale może osiągnąć więcej. Przeniósł swoje mechaniczne oko na dziewczynę, która już przełykała ślinę w przerażeniu, ale co zrobić. Bała się go. Przedstawienie, ten program, to piekło, było dla niego najważniejsze. Odstawiła więc warzywo na stół a następnie pochyliła się i wzięła go w usta. Podała robotowi. Ranking wzrósł. Jako narrator powiem, że ma teraz przejebane. Bo faktycznie musiała wszystko przynosić ustami. Łatwo było z pomidorami, Mettaton był na tyle łaskawy, że sam zaczął kroić, gotować i mieszać łyżką. Od czasu tamtego telefonu nikt już nie zadzwonił. Frisk czuła, że sam Mettaton wyłączył linię.
Zupa była już prawie gotowa, a od jakiegoś czasu licznik się nie ruszał. Frisk wiedziała już co to znaczy i dziwnie zaangażowała się w sprawę Mettatona.
- Mogę spróbować? - zapytała niewinnie i słodko, licznik drgnął do góry. Mettaton popatrzył na nią lekko zdziwiony
- Oczywiście, złotko
- Ale nie mogę ruszać rękami - sama była zaskoczona, że może wydawać z siebie tak seksowny głos - nakarm mnie MTT
Licznik gwałtownie się podniósł. Robot pchnięty przypływem nowych sił i pomysłem niecnym w głowie faktycznie spełnił jej prośbę, nabrał trochę zupy na łyżkę, a następnie dotknął nią warg dziewczyny. Choć miała je lekko rozstawione w sam raz aby wlał płyn, wiele pociekło na boki. Pociekło po jej brodzie, pobrudziło fartuszek. Dziewczyna oblizała usta
- Dodaj troszeczkę pieprzu i będzie przepyszne. Dziękuję
Mettaton uniósł zawadiacko głowę do góry.
- Oh zapomniałem ci powiedzieć, moja cudowna. Do zupy dodałem bardzo silnego narkotyku, wy ludzie nazywacie go chyba ... afrodyzjakiem. Niedługo zaczniesz czuć jego działanie..
I tak oto, licznik znowu pobijał rekordy oglądalności
I faktycznie, czuła podniecenie. Już po kwadransie od wzięcia tej jednej zgubnej dla niej łyżki zupy pomidorowej jej ciało zaczęło być dziwnie gorące od środka, między nogami poczuła rozkoszne mrowienie, a chęć dotknięcia się tam była nieznośna. Sutki same jej stwardniały, nie nadążała z połykaniem śliny. Zachowywała się nie tak jak ona. W dodatku było jej tam tak morko, że nie mogła już wytrzymać. Przeklinała teraz siebie za to, że chciała pomóc, że jakoś przez chwilę zaczęło jej zależeć na tym durnym rankingu. Była naiwna. Chciała dobrze. Chciała mu pomóc bo chociaż się go bała to polubiła tego aktora, tę jego udawaną radość i tajemniczą "nią" dla której robi coś na co nie ma ochoty.
Stali teraz objęci na środku wielkiej hali znajdującej się w zajeździe mieszczącym się zaraz na początku Snowdin. Kobiety odpowiedzialne za jej ubiór i makijaż naprawdę się postarały. Opinająca się na jej ciele czarna suknia z odsłoniętymi plecami była w swojej prostocie urzekająca. Brązowe włosy spięły w zmysłowy kok, w który wczepiły kilka błyszczących koralików. Mettaton też zmienił swój ubiór, choć pod czarnym smokingiem nadal widać było jego metalowe części. Pod szyją miał małą kokardę w jego ulubionym różowym kolorze.
Dopiero teraz zdawała sobie sprawę z tego, jak wysoki jest, jak mała przy nim się wydaje. Jej dłoń dotykała jego wyciągniętej, była taka niewielka, mała. Zacisnęła swoje palce na jego i odetchnęła głośniej opierając swoje czoło o jego klatkę piersiową. Była rozpalona, pragnęła go, pragnęła teraz każdego kto może ugasić ten nienaturalny ogień w jej łonie. Nigdy czegoś takiego nie czuła w duchu modliła się, aby nigdy więcej czegoś takiego nie poczuć.
Światła zaświeciły się, muzyka powolnego tanga rozbrzmiała w pomieszczeniu. Bała się, bo nie umiała tańczyć. Bała się, bo nie panowała nad swoim ciałem, lecz w tym strachu u jego boku odnalazła pewien zmysłowy rodzaj spokoju. Robot ruszył, powoli, przyciągając całe jej ciało do siebie, jej biodra, jej nogi. Ocierała się o niego ukradkiem, miała nadzieję że nikt tego nie zauważy. W powolnych ruchach tanga starała się znaleźć w miarę możliwości bezkonfliktowe ujście swojej rozkoszy. Rumieniła się, szczerze i oddanie. Co jakiś czas przygryzała wargę i nie umiała podnieść głowy, by na niego popatrzeć. On tymczasem patrzył na nią cały czas, tak jak tancerz powinien. Prowadził, prowadził ją zataczając koła. Kołysał jej ramionami, wiedział, że to on teraz nad nią panuje, że jest mu całkowicie posłuszna, czuł jak jej łono ukradkiem ociera się a to o jego nogę, a to o jego biodro w zależności od pozycji w której się znajdowali. Jej było coraz cieplej, goręcej, to samo uczucie jakiego doznała kiedy w brutalny sposób brali ją bracia, odnalazła tutaj u jego boku, w jego delikatnych rękach przy podniecającej muzyce. Ranking wzrastał. To go zadowalało, to mu wystarczyło. Nie chciał więcej poza uznaniem. Utwór jednak zmierzał ku końcowi i potrzeba było wielkiego finału. Wyciągnął więc swoją lewą rękę zmuszając dziewczynę do tego, aby się od niego odłączyła. Jej ciało poczuło się porzucone, samotne, spragnione czyjegoś dotyku, spragnione pieszczot, obecności. Zakręcił nią pozwalając, aby jej suknia lekko się uniosła, a potem gwałtownie do siebie przyciągnął wsuwając brutalnie nogę między jej rozchylone uda. Jej kwiat dotknął jego spodni i wraz z tym jak posuwał się do przodu dziewczynę przenikał dreszcz za dreszczem i w końcu, w ostatnim takcie utworu doszła. Osiągnęła szczyt przyjemności udekorowany jej głośnym jękiem, nektarem spływającym z jej sekretnego miejsca moczącym jej bieliznę i jego kolano. To wystarczyło. Licznik aż eksplodował, bo nie był w stanie znieść liczby widzów którzy w tym momencie ich oglądali. Światła zgasły, widzowie mogli teraz iść do kuchni, zrobić sobie coś do picia, przed wisienką na torcie dzisiejszego programu. Dla MTT wisienką był zniszczony robot liczący.
Jednak, uporczywy efekt narkotyku nie zniknął, chociaż wiedziała, że osiągnęła już swój limit - chciała dalej. Chciała więcej.
- Dobra robota - usłyszała kobiecy głos. Niska, pulchna i przygarbiona istota wyglądem przypominająca żółtego triceratopsa podeszła do robota. Ten się uśmiechał. Szczerze. Z dumą prezentował jej swoje osiągnięcie.
-W-wiem, że początkowo n-nie chciałeś - mówiła smoczyca
- Alphys, moja najdroższa.. - w głosie robota dało się usłyszeć prawdziwą czułość, prawdziwe uczucia, wydobywające się wprost z jego duszy. Oh, a więc to była ta "ona" dla której to wszystko robił.
- Całkiem dobry pokaz, śmieciu - za żółtą do pokoju weszła wysoka i atletycznie zbudowana kobieta o niebiesko-zielonej skórze pokrytej łuskami oraz rudymi, długimi i bujnymi włosami. Lewe oko miała schowane za czarną, piracką przepaską. Jej widzieć Mettaton nie chciał. Rzucił jej obojętne, może nawet pogardliwe spojrzenie, jednak z grzeczności przyjął słowa uznania. Kiedy tylko wrócił wzrokiem na Alphys chciał do niej coś powiedzieć, zatrzymał się jednak nim cokolwiek wydobyło się z jego ust. Obiekt jego westchnień już rozmawiał z Undyne.
- Teraz będzie najlepsze! Undyne! Trzymam za ciebie kciuki! - dopingowała ją smoczyca
- Dzięki złotko.
Dziewczęta zaczęły się śmiać, a robot stał, patrzył jak obie powoli odchodzą w stronę przebieralni. Frisk zrobiła niepewny krok do przodu, zaraz potem drugi, powoli podchodziła do Mettatona, a kiedy miała już upaść, ten w ostatniej chwili ją złapał.
- Kochanie, przetrwaj jeszcze to i twoja rola w tym przedstawieniu się skończy... - choć mówił do niej, wzrok jego utkwił w zamkniętych drzwiach za którymi zniknęła Alphys w towarzystwie swojej dziewczyny.
"Jako narrator powiem, że ma teraz przejebane"
OdpowiedzUsuńMało się nie udławiłam kanapką jak to czytałam.
Strasznie podoba mi się twoja wersja MTT. Nigdy go jako takiego nie widziałam ale to chyba przez obrazki i inne ff ale taka jego wersja jest znacznie lepsza :)
OdpowiedzUsuńsuper czekam na kolejne rozdzialy!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem dwa rozdziały.
OdpowiedzUsuńMAM DOŚĆ.
Dopiero teraz doczytałam, że to jest autorskie..... gratuluję pomysłu, chęci i wogóle wszystkiego
OdpowiedzUsuń