26 października 2018

SŁODZIAKI - oczami kasjera

Moi kochani! Coś na co czekaliście! 
Rok temu opublikowałam notkę na temat Świeżaków, teraz przyszła kolej na Słodziaki. Ciekawe co będzie za rok... Aż się boję.
Do zakończenia akcji ze Słodziakami zostało jeszcze nieco ponad 20 dni. Przez ten okres nazbierało mi się sporo historii na ten temat, zaczęłam też dzielić klientów na kategorie. Oczywiście, ta notka będzie dotyczyła tylko akcji z misiami, nie będę wspominać o wnerwiających klientach, czy babciach kupujących zamiast płynu do mycia - płyn do spryskiwaczy. Głupota ludzka nie zna granic, jak to powiedział Einstein. I tutaj muszę się z nim zgodzić. Statystycznie do około 80% klientów nic nie mam. Ba, ponad połowa z nich uważa mnie za miłą i sympatyczną. Dostaję czekolady, czy przepisy na potrawy, czasem nawet przynoszą mi w słoikach do spróbowania. Ludzie mnie lubią i nie mam co na ten temat narzekać. Serio. Pozostałe 15% to klienci ... specjalni ... wiecie, tacy którzy potrzebują specjalnego traktowania, bo ośmielili się zaszczycić progi Biedronki swoją osobą i wchodzą oczekując wszystkiego co chcą, a kiedy tego nie ma, to kierownik zły, obsługa zła i ogólnie wszystko jest do dupy i świat schodzi na psy bo na półce nie ma ulubionych krakersów. Tooo akurat nie przesada. Z uśmiechem na mordzie znosiłam tyradę na temat beznadziejności naszego sklepu boooo nie ma krakersów. Ostatnie 5% klientów to właśnie ci wyjątkowi. O których będzie mowa w tej notce. Ci klienci wyjątkowi to świnie, które nie odstawiają rzeczy na swoje miejsce, jedzą słodycze czy bułki podczas spaceru po alejkach i nie wspominają o tym przy kasie, czy dziurawią jogurty/śmietany i odstawiają je na bok. Albo też po prostu niszczą celowo albo mniej celowo produkty. Ile to już kartonów jajek poszło? A wiecie jaki to był smród kiedy koło kasy Miecio rozwalił słoik śledzi? Bleeeh.
Dobra, każdy wie, że naród polski uuuuuuuuuwielbia wprost narzekać. Dlatego dość, bo nie o tym. To po co tu przyszliście, to misie. I o nich będę pisać.
Zasady są podobne do tych jakie były rok temu. Jednak i tutaj, na takich banalnych powtarzanych... trzeci już raz (?) ludzie zjadają zęby.
Za każde 40zł jest naklejka.
No i tutaj pojawia się pierwsze niezrozumienie. Codziennie spotykam się z klientami, którzy chcą naklejki przy 10zł, 20zł, a już afera jest kiedy mają rachunek 38zł paragon jest zamknięty, bo zapłacony, a ja nie przypomniałam im o naklejkach. Bo przecież mogli coś dostać!
Uwierzcie mi, siedzenie na kasie bardzo kołuje. Wykonywanie tego samego non stop i powtarzanie formułki sprawia, że człowiek popada w rutynę i z czasem jego mózg całkowicie się wyłącza. Wielokrotnie jechałam na autopilocie.
Jeżeli wśród zakupów jest warzywo lub owoc można otrzymać drugą naklejkę.
Kolejny błąd w rozumieniu treści. Nie trzeba kupować warzywa I owocu, można kupić naprawdę najmniejszą brukselkę, czy pietruszkę czy marchewkę, czy jedną mandarynkę. To starczy. Znowu, jeżeli wyda się mniej niż 40zł to nie przysługuje prawo do naklejki. Na początku akcji co prawda było, że za każde kiwi i cytrynę dostanie się naklejkę bez względu na to ile się wyda. Ale to było NA POCZĄTKU akcji. Wiele osób odeszło ze skwarzeniem na twarzach, kiedy mówiłam, że samo kupienie owocu albo warzywa bez wydania wcześniej 40zł nie obliguje nikogo do wydania naklejek.
Jeżeli posiada się zarejestrowaną kartę Biedronki, ma się jeszcze jedną naklejkę. 
Słowo klucz - zarejestrowaną. Aaaa z tym różnie bywa. Nie wiem od czego to zależy, ale zauważyłam, że wiele osób miało problem z kartami. Niby były zarejestrowane - tak twierdzili klienci w każdym razie - a nie wchodziły. I czyja to wina? Oczywiście nasza!
-A dzwonił pan na numer podany na karcie klienta? - pytałam z uśmiechem spoglądając na wysokiego wąsacza, który wyglądem przypominał stereotypowego hydraulika.
-Jaki numer?
-O, ten tutaj, na odwrocie - pokazuję palcem
-Nie.
-To proszę tam zadzwonić i dowiedzieć się o stan swojej karty.
-To nie mogę u pani zarejestrować?
-Nie.
-Ale przecież kiedyś można było.
-... Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek, ktokolwiek rejestrował u mnie kartę.
W sumę ceny produktów nie wliczane są alkohole, wyroby tytoniowe i doładowania do telefonów, a także jakieś tam jedzenia dla dzieciaków. 
-To ja będę mieć naklejki! - mówi barczysty mężczyzna średniego wzrostu o ciemnej skórze
-Um... nie, za alkohol naklejki się nie należą.
-Ale mam ponad 40zł!
-Ale kupuje pan tylko alkohol.
-To za to nie ma naklejek?
-Nie. ... - Zazwyczaj to nie zadowala klientów, dlatego dodaję wymyśloną przez siebie zasadę, nie wiem na ile jest prawdziwa, ale ładnie brzmi i logicznie, dlatego mówię - ... Słodziaki propagują zdrowy tryb życia, dlatego wyroby tytoniowe i alkohol nie wliczane są w kwotę naklejek.
-A tam, coś ściemnia pani. Gdyby alkohol i fajki wchodziły w to, Biedronka już dawno temu rozdałaby wszystkie swoje zabawki - mówi z duma w głowie klient. Wywracam oczami.
-...A to swoją drogą - chociaż nie wiem, czy jest tutaj z czego być dumnym.
Towar na który wydane zostaną naklejki, nie podlega zwrotowi.
...Taaa... Choć to samo było rok temu iiii było już wtedy o tym mówione, ludzie mają tendencję do nie przyjmowania do wiadomości rzeczy, jakie się im nie podobają.
-Jeżeli przyjmie pani ode mnie naklejki, nie będzie pani mogła zwrócić tej lokówki - mówię starszej pani z kręconymi białymi włosami.
-Ale ja chcę naklejki i możliwość zwrotu! - mówi z oburzeniem. Wzdycham ciężko i wywracam oczami. Już to gdzieś słyszałam, wiecie? Takie... deja vu.
Klientów dzielę na kilka kategorii, w zależności od wieku oraz tego jak się do mnie - jako do kasjera odnoszą. Zacznę od:
Psie oczka
Są to dzieci. Najczęściej małe, ledwo sięgające lady, albo takie, które dopiero niedawno do niej dostają. Rodzice potrafią robić małe zakupy, wiedzą że naklejki nie będzie, ale dzieciaki swoje. Wielokrotnie spotkałam się z próbą manipulacji przez te słodzie, psie oczka, które z miłością i wiarą spoglądają na mnie kiedy kasuję zakupy. 
-A wie pani, że brakuje nam tylko naklejki aby odebrać liska?
-A będą naklejki? - pyta inny chłopiec matki, szarpiąc ją za kurtkę - Będą? Będą? Będą!
-Nie będą Stasiu (imię wymyślone), za mało zakupów zrobiłam
-To zrób większe!
Ech, dzieci w tym wieku nie znają wartości pieniądza. 
Pokaz talentów
To dotyczy dzieci już starszych, na oko pierwsze klasy szkoły podstawowej. Już drugiego, albo trzeciego dnia od początku akcji, dziecko stanęło koło mojej kasy i zaczęło śpiewać tytułową piosenkę ze słodziaków. Myślało chyba, że w ten sposób dostanie naklejki, albo też i misia całego. 
Dzieci chwalą mi się też, dobrą oceną, posprzątaniem domu, zjedzeniem obiadu czy wypadniętym zębem, kilkoro z nich nawet pyta się, czy za to dostaną naklejkę. Muszę odmawiać. 
Owszem, czasem zdarza się, że dam naklejki pozostawione przez wcześniejszego klienta, jeżeli dziecko zrobi coś dobrego na moich oczach. Spakuje zakupy, pomoże nieść, czy ogólnie widzę, że jest pomocne. Wtedy bez słowa daję o jedną, czasem o dwie naklejki więcej. A niestety, takich dzieci jest naprawdę niewiele.
Sępy naklejkowe, dzielę na kilka kategorii. Kim są jednak sępy? To - jak sama nazwa wskazuje - osoby które sępią. Jak nie ode mnie to od innych klientów. 
Cichociemni. 
Ustawiają się w długiej kolejce i oczami wyobraźni widzę jak nastrajają uszy, niczym nietoperz, nasłuchując magicznego słowa "naklejka". Gdy je usłyszą, od razu się tam kierują. I tylko czekają, aż padnie odpowiedź "Nie zbieram" by wyskoczyć "Ale ja zbieram!". 
Wyobraźcie sobie proszę co miałam, kiedy klient, który robił naprawdę duże zakupy i wyszło mu 20 naklejek, powiedział że nie zbiera. Gdy podałam naklejki kolejce, miałam przed oczami chmarę hien która dopadła padlinę. Serio. 
Pytacze
To ci, którzy chcieliby pracować w Biedronce. Najwyraźniej. Bo potrafią pytać wszystkich dookoła, nawet jeszcze przed zaczęciem kasowania ich rzeczy, czy mają kartę i czy zbierają Słodziaki. Wyręczają mnie1 Bo znam już wtedy odpowiedź! Co za mili ludzie! Co nie? Nie...?
Na chorom curkem
No dobra, nikt w mojej obecności nie zbierał na chorą córkę, ale za to kilka razy przychodziły babcie z dzieciakami i żebrały o naklejki przy kasach, bo brakuje tylko kilku do misia. Ciekawe. Mimo tylu jakie otrzymały, nadal im brakowało...
Adopcyjni
Nie ma dnia, aby nie trafiła się choć jedna osoba z takim tekstem
-Przygarnę zabłąkane naklejki, jakie pani ma.
Zawsze odmawiam. Najczęściej ich nie mam, a jak mam, to jak powiedziałam, daję tylko dzieciom które się czymś wykażą. Szkoda, że z taką samą chęcią, z jaką biorą się za adopcje naklejek, nie wezmą się za zaadoptowanie czegoś bardziej... żywego.
Królowie
-Niech pani zbiera dla mnie! - Gdybym dostawała naklejkę za każdym razem kiedy usłyszałam ten tekst - miałabym już cały gang słodziaków. Albo nawet i dwa. Serio. Podchodzi klient, najczęściej są to kobiety, by rozkazującym tonem głosu oznajmić mi, że odtąd mam zbierać naklejki dla niej/niego. Najczęściej wtedy wywracam oczami i z uśmiechem dodaję, że niestety takie coś nie wchodzi w grę, że oczywiście, z dobroci mojego serca dałabym tej osobie i całą rolkę, ale nie mogę, bo jestem rozliczana z każdej naklejki.
Co akurat jest prawdą. Przed wejściem na kasę, musimy spisać numerek naklejki, to jest tan pod zdjęciem misia, a po ściągnięciu z kasy, znowu podajemy kod tej jaką teraz mamy. Komputer liczy ile wydaliśmy, czy za dużo, czy za mało i to wszystko sumuje. Czyli jeżeli wczoraj wydałam za dużo o 10 naklejek i dzisiaj też, to mam w sumie za dużo o 20 naklejek. Drukuje mi się informacja z tym, którą muszę podpisać swoim imieniem i nazwiskiem.
W necie krąży sporo tekstów o matkach z chorom curkom, osobiście odnoszę wrażenie, że powinno się mówić o babciach z wnuczętami. Tak, gro sytuacji jakie opisuję dotyczy starszych babek. 
-Zbiera pani naklejki? - pytam monotonnie
-Tak! - odpowiada entuzjastycznie - Niech pani da tak wiele jak się da! - dodaje pakując swoje rzeczy, po czym zawiesza się i spogląda na mnie zawstydzona - To znaczy, nie ja, ale moje wnuki tak. 
Raz liczyłam ile w ciągu dnia usłyszę tego typu tekstów. Po pięćdziesiątce pogubiłam się. A to była zaledwie połowa zmiany, nawet nie zeszłam na przerwę wtedy!
Mamy w sklepie wiele osób, które dokupują rzeczy aby mieć więcej naklejek. Siedząc na kasie mam ograniczone pole zasięgu, więc kiedy chcą dobrać batonik czy coś innego - proszę aby zrobili to sami. Było kilka osób, które się na mnie o to oburzyły. Ludzie, to sklep SAMOOBSŁUGOWY! Wiecie? Tutaj przejdziemy do kolejnej grupy:
Dobieracze
Dobranie 84groszy do zakupów nie jest takie tragiczne. Mogę sięgnąć po gumy jakie mam pod ręką i je podać. Gorzej się robi, jak klientowi brakuje większej sumy, potrafią dobierać nawet rzeczy za 10 czy 20 złotych. Wtedy wychodzą z kolejki i szukają po sklepie tego czego chcą. Iii robi się kolejka. Ja jestem zablokowana, bo nie mogę zabrać się za kolejnego klienta, a ten którego obsługuję, chodzi po sklepie szukając... czegoś.
To też w większości starsze osoby. 
No i są jeszcze przeciwieństwa dobieraczy, nazwijmy ich....
Zgadzacze
Bo biorą rzeczy tak aby się zgadzało. Naładują na taśmę produktów, a potem mówią 
-Tak do 40 proszę liczyć - i się uśmiechają. Wywracam oczami (ogólnie, po ponad roku pracy w Biedrze nauczyłam się bardzo często wywracać oczami) i kasuję. Licznik osiągnął magiczny poziom 40złotych, i wtedy - Stop! To ja z reszty rezygnuję - mówi nadal z uśmiechem, a ja patrzę na zawaloną taśmę stertą dziwnych rzeczy. Czasem jest to coś zupełnie bezużytecznego, czasem to serek czy mięso. Przeważnie proszę ich, aby poodnosili sami nadmiar produktów na miejsce, by potem znaleźć je rzucone gdzieś na sklepie w innym miejscu (tak jak parówki, które klient wsadził do zamrażarki z lodami, jeszcze nigdy w życiu nie widziałam tak twardych parówek - bez kudłatych myśli proszę!), albo się oburzają, bo nagle sobie przypominają, że gdzieś się śpieszą.
Mamy w sklepie taką jedną starszą panią, jak ją kasuję od razu wiem, że będą jaja. Przy kości, z krótkimi kręconymi włosami, z twarzą nieskalaną myślą. Potrafi się wykłócać o każdą naklejkę. Nawet o jedną. 
W Biedrze jest promocja, że jeżeli weźmiesz owoców za minimum 10kg masz dodatkową naklejkę. Raz zabrakło jej paru gram. 
-To oszustwo! Pani kasa oszukuje! Ważyłam na wadze przy warzywach i mi pasowało! - Ech.... - Kierownika! - Zastanawiam się nadal, dlaczego ludzie wolą rozmawiać z kierownikiem niż z pracownikiem. Myślą, że kierownik automatycznie przyjmie ich stronę i dostaną rzeczy za darmo? Kierownicy, a zwłaszcza zastępcy kierownika (i ostatnio zastępcy zastępców kierownika xD) mają naprawdę wiele na głowie. Od zrobienia zamówień, przez porządkowanie sklepu, układanie wszystkiego tak, aby miało jako tako ręce i nogi, zgłaszanie usterek, sprawdzanie dat, no a towar sam się nie wyłoży, ceny same się nie ściągną. 
Pracuję w Biedrze w której jest za mało pracowników. Gdzie inne sklepy starają się mieć zmiany pięć osób na pięć osób, u nas jak jest pięć na zmianie - to naprawdę dużo. Jak jesteśmy we trzy to standard. Bywało tak, że byłam we dwie osoby. I dziwić się, że kolejki, że sklep nie jest posprzątany, że ceny nie ściągnięte. Bo jak i kiedy mamy to zrobić?! Ech.
Jest też taki jeden starszy pan, szerszy niż wyższy, zawsze o wszystko się czepia i na wszystko narzeka. 
-Tutaj nic nie ma! - mówi z oburzeniem, kiedy powiedziałam, że nie ma jeszcze książeczek z gangu 
-Proszę pana - staram się być miła - Zamówienie poszło, czekamy aż przyślą nam je z centrali
-Od tygodnia nie ma!
-Jest wiele innych sklepów do których może pan iść...
-Ale tutaj mam najbliżej! Tutaj mają być książeczki! Wasz kierownik jest jakiś nieogarnięty! Bezużyteczny! Co to ma być! Obiecałem wnuczce książeczkę! 
-W takim razie, proszę nie obiecywać czegoś, jeżeli nie jest pan pewien że pan to zrobi... albo proszę iść do innej biedronki. Jedna jest niedaleko - bo faktycznie jest. Z 8-10 min z buta od naszej - Gdy książeczki przyjdą, zaręczam że będą wystawione i będzie pan je mógł odebrać. 
-Nie będzie mi pani mówić co mam robić! - podnosi głos - Jesteście do niczego! Banda złodziei! - Przez chwilę chciałam mu pojechać wiązanką jaka we mnie siedziała. Wbrew wszystkiemu ja naprawdę dużo klnę i umiem przeklinać. Ale... nie zrobiłam tego, bo mi się kolejka robiła.
-Serdecznie dziękuję i miłego dnia.
-Będę tu przychodził codziennie póki nie sprowadzicie książeczek!
-Zapraszamy ponownie! - uśmiecham się najszerzej i najsztuczniej jak potrafię.
Historii o naklejkach jest o wiele więcej i pewnie, gdybym połączyła swoje doświadczenia z doświadczeniami nawet dziewczyn z którymi pracuję, albo też innymi pracownikami Biedronki, uzbierała by się tragicznie-komiczna książka anegdot. Ostatnio kasowałam zastępczynie kierownika z innego sklepu. Opowiadała mi, że na dwie godziny (albo godzinę, nie pamiętam) padł jej net i kasy nie mogły wydawać naklejek. Ludzie chcieli ją zjeść.
Czuję, że tegoroczna akcja jest nieco bardziej agresywna, albo to po prostu ja jestem już wyczulona na te rzeczy. Zdecydowanie więcej historii mam o złych klientach, którzy po prostu... są źli. Nawet zastanawiam się, czy nie zrobić mojego Top10 najgorszych klientów jakich obsługiwałam... Ale, to może kiedyś.

Tym czasem będę kończyć. Dzisiaj mam na II zmianę. W połowie listopada mam dwutygodniowy urlop więc będzie pojawiać się więcej rzeczy. Przypominam też o terminach. Jeszcze około dwóch tygodni aby zgłaszać się do kalendarza naszego, no i do końca miesiąca też czekam na prace od artystów którzy zdecydowali się podesłać swoje prace.
Jeżeli coś wam wyskoczyło, albo nie wyrobicie się w terminie - dajcie mi znać. To żaden problem, aby dodać wam kilka dni :3
Share:

7 komentarzy:

  1. No cusz, Polskie społeczeństwo co raz bardziej upada, w rozuwoju. powinnam winić to edukację, ale ja mam wrażenie że ta zapaść jest między 20-40 roku życia.
    Ja do Biedry nie chodzie, no dobra dwa raz w roku wejdę, zrobię zakup i wkurzę ludzi. bo mówię w prosty że nie zbieram naklejek za "gówno"- może dlatego mam w osiedlowej Biedronce zakazy zakupów.
    Wiecie co jest najciekawe, ludzie wydają chmarę kasy żeby uzbierać naklejki za pluszaka, jak by im podliczyć każdą dodatkową rzeczy "bo brakuje do Najklejki" można by kupić naprawdę drogie klocki Lego.
    Na ten moment, teraz mi nie chodzi o tą ciekawostkę, tylko inną- mianowicie , można kupić ALIEXPRESS podróbki, które dorównują orginalowi. które są połowę tańsze :P
    (Tylko gorzej jak wyślę towary zwykłym listem bez numeru nadania- już miałam awantur dlaczego nie ma przesyłkii...)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ludzie są dziwni, zwłaszcza gdy chodzi o coś co można dostać "za darmo" jak to jest z tymi wszystkimi świeżakami i słodziakami. Nie wiem czy tylko w Polsce jest taka mentalność by walczyć o to, chociaż w innych krajach może być podobne, ale u nas istnieje polska celuba w naszej cudnej Cebulandi.

    Btw, jestem świadoma że możesz mieć sporo na głowie, ale czy jest szansa że zrealizujesz żądania#16? Bo to już od kilku miesięcy tak leży beż życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością, jak będę miała czas - to to zrobię. Póki co przez najbliższe dwa tygodnie będę miała zaledwie dwa dni wolnego więc...

      Usuń
  3. Ostatni raz, na Handlarzu, byłam w 2017 ok. Listopada, albo i nawet dawniej. I szczerzę, żałuję, że opuściłam tego bloga i za chiny, nie mogłam przypomnieć sobię nazwy, ale wkońcu mi się to udało. Także, cieszę się, że tu wróciłam, mam duuuuużo rzeczy do nadrobienia

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE