Tłumaczenie: Nessa
Grimbeak przyniósł wieści.
Chochlik z fotografii na Voxagramie był najemnikiem o imieniu Vaax i imał się
każdego zlecenia, o ile dobrze za nie płacono. Nie był tak znany jak inni
wysokiej rangi zabójcy, ale celowo starał się nie wyróżniać, pracując z
klientami, którzy potrzebowali profesjonalisty. Przeglądając swoją kopię
informacji na temat Vaaxa, Moxxie zorientował się, że znalezienie go nie będzie
prostym zadaniem. Chochlik był szybki i wprawiony w walce wręcz. Jego cele
ginęły od kilku szybkich ciosów nożem, a on sam błyskawicznie rozpływał się w
powietrzu. Lista ofiar ciągnęła się w nieskończoność, zawierając również znany
przypadek morderstwa Barona Piekła, o którym Moxxie czytał w gazecie trzy lata
wcześniej.
– Jakieś
pomysły, gdzie mógłby się ukryć? – zapytał, odkładając papiery. Książe Stolas
zawołał jego i pozostałych, łącznie z Octavią, Grimbeakiem oraz Reginaldem.
Razem zajęli miejsca przy stole w biurze.
– Jeśli
wierzyć moim źródłom, często pojawia się w barze Piekielna Dziura gdzieś na
przedmieściach – odpowiedział Grimbeak.
– Znamy to
miejsce. Często tam bywamy. – Millie zmarszczyła brwi. – Drań mógł nas
obserwować już od jakiegoś czasu.
– Jest coś
jeszcze – podjął Grimbeak, pokazując ściskane w szponach zdjęcie. Moxxie dopiero
po chwili zorientował się, że przedstawiało kobietę, którą Vaax zamordował na
fotografii, którą na Voxagramie opublikował Blitzo. – To kobieta, którą zabił.
Miała na imię Yima. I również była najemniczką.
– Oboje byli
najemnikami? – powtórzył Stolas, unosząc brwi.
– Tak. Yima
miała tendencję do uwodzenia swoich celów. Dopiero potem zabijała ich albo
uprowadzała. Wygląda na to, że Vaax ją rozpoznał i rozprawił się z nią, zanim
zdążyłaby dorwać Blitzo – wyjaśnił Grimbeak, krzyżując ramiona. – Wciąż nie
wiemy nic na temat otwartego zlecenia na Blitzo. To oznacza, że umowa dotyczyła
wyłącznie kilku najemców. Tych, którzy trzymają się na uboczu, ale zarazem są
wystarczająco wprawieni, by schwytać go żywcem.
– Musieli tacy
być. Tata jest dobry w zabijaniu – zauważyła Loona.
Moxxie skinął
głową, zgadzając się z tymi słowami. Pomijając kilka przypadków, kiedy to
zostali pokonani albo popełnili błędy (o które zwykle był obwiniany), Blitzo
bez problemu dopadał swoje cele. Parał się tym o wiele dłużej niż Millie i
Moxxie, i był wyszkolony w najróżniejszych stylach walki. Jedynym powodem, dla
którego Blitzo nie dorobił się fortuny i pozycji wysoko postawionego zabójcy w
Piekle, stanowił jego absolutny brak wyczucia w prowadzeniu biznesu. Za cholerę
nie potrafił oszczędzać.
– Cóż,
powinniśmy zaprosić pana Vaaxa na pogawędkę? – zapytał Stolas, stykając ze sobą
koniuszki palców. – Bardzo chciałbym wiedzieć, co skłoniło go, by zadrzeć z moim
Blitzym. – Odwrócił się do Grimbeaka. – Grimbeak. Zbierz ludzi i przygotuj ich
na moje dalsze rozkazy.
– Wasza Wysokość,
to może być złym posunięciem – powiedział Moxxie, wchodząc księciu w słowo. –
Nie wątpię, że twoi strażnicy są wystarczająco wprawieni, by pochwycić Vaaxa,
ale obawiam się, że musiał obserwować nas od dłuższego czasu. Szanse na to, że
wie o twoim… związku z Blitzo, są bardzo duże. – Moxxie zerknął na papiery z
informacjami. – Wygląda mi na ten typ najemcy, który opracowuje plan ucieczki,
gdy tylko jego reputacja zaczyna być zagrożona. Poza tym jeśli zauważy w barze
kogoś innego niż chochlik, na dodatek należącego do demonów Goetii, zacznie coś
podejrzewać. Nie możemy ryzykować, że się wystraszy i zapadnie pod ziemię.
Minie sporo czasu, by znów go odnaleźć, a Blitzo ma go coraz mniej.
– Więc co
proponujesz? – zapytała Octavia, przechylając głowę.
– Ja, Millie i
Loona pójdziemy do baru i go złapiemy – zasugerował, podnosząc się. – Już nas
tam znają, więc nie wydamy się podejrzani. Kiedy go dopadniemy, poprosimy,
żebyś sprowadził nas przez portal z powrotem tutaj, a potem będziemy mogli go
przesłuchać.
Książkę Stolas
zawahał się, ale ostatecznie skinął głową.
– Niech tak
będzie. Reginaldzie?
– Tak, Panie?
– Naczelny lokaj skłonił się.
– Przygotuj radia,
by mogli pozostać ze sobą w kontakcie – polecił Stolas. Lokaj skłonił się raz
jeszcze i wyszedł. Książę podniósł się i zwrócił się do trójki pracowników
I.M.P. – Życzę wam dużo szczęścia. W międzyczasie przygotuję salę tortur.
Minęło już trochę czasu, odkąd użyliśmy jej po raz ostatni.
– Taa,
ostatnim razem pokazałeś ją mojemu byłemu chłopakowi – sapnęła Octavia,
krzyżując ramiona.
– Och,
skarbie, zabawnie było patrzeć, jak robi pod siebie! – zachichotał Stolas.
***
Millie wiedziała, że misja
wymagała zachowania spokoju, ale nic nie mogła poradzić na to, że pragnęła
wparować do baru, wyciągnąć broń i znaleźć skurwiela, który zabrał jej szefa.
Znajdowała się dokładnie pomiędzy bawiącą się pazurami Looną a ściskającym długą
czarną teczkę Moxxiem. Nie miała pojęcia, co znajdowało się w środku, ale
Moxxie nalegał, by wstąpili po nią do biura.
Odrzuciła od
siebie niechciane pytania, gdy dotarli do Piekielnej Dziury – w całej gównianej
okazałości. To nie był zwykły bar, ale miejsce schadzek dla najemców, morderców
i łowców nagród, więc ciężko było mu utrzymać dobrą opinię. Jeśli ktoś
potrzebował taniego, obskurnego mordercy, przychodził tutaj. W tym miejscu
zresztą poznała Blitzo i zgodziła się dołączyć do jego firmy. Niegdyś I.M.P.
stanowiło jedną z wielu morderczych grup, ścigających demony z różnych kręgów
piekła, zanim Blitzo dorwał tę swoją książkę. Millie musiała przyznać, że
zabijanie ludzi bawiło ją dużo bardziej niż pozbywanie się demonów, no i raz na
jakiś czas mogła zobaczyć Ziemię. Ten widok był piękny i właśnie tam wraz z
Moxxiem planowała wyprawić następną rocznicę ślubu.
– Gotowi? –
zapytała Loona, ściągając na siebie uwagę Millie. Wpatrywała się w wejście tak
intensywnie, jakby chciała wypalić drzwi.
– Tak, ale
musimy zachowywać się naturalnie. Racja, Loono? – zauważyła.
– Racja. –
Loona natychmiast wyjęła telefon i zaczęła na nim pisać, przybierając swój
zwyczajowy, obojętny wygląd. To było wręcz przerażające z jaką łatwością
przyszła jej zmiana zachowania. – Możemy w końcu się ruszyć, do cholery?
– Za chwilę –
odparł Moxxie, dotykając ucha, do którego włożył niewielkie radio. – Słyszcie
mnie?
Millie uniosła
kciuk, zaś Loona – nie zerkając znad telefonu – pokazała mu środkowy palec.
Skinąwszy, Moxxie otworzył drzwi i wpuścił ich do środka. Bar nie był tak
wypełniony jak zazwyczaj, ale wciąż kręciło się w nim sporo chochlików –
popijających drinki, rozmawiających, grających w bilard i rzutki albo kłócących
się między sobą. Wewnątrz śmierdziało, a czerwone światła marnie próbowały
upodobnić bar do imitacji Piekła, na którą mogłaby się porwać jakaś głupia
ludzka speluna. Na podłodze leżały potłuczone szklane butelki i łupiny
orzeszków ziemnych, a miejscami pijane do nieprzytomności lub całkowicie martwe
ciała z nożem w plecach.
– Ech,
nienawidzę tu przychodzić – wymamrotał Moxxie, spoglądając na obrzygującego
ścianę chochlika w bluzie z kapturem.
– Och, daj
spokój. W Baltimore było gorzej – mruknęła Loona, nie przestając pisać na
telefonie. W pobliżu pijany chochlik wbił w nią wzrok i zawył jak wilk. Chwycił
się za krocze i zrobił ruch w jej stronę. Loona w odpowiedzi kopnęła go w twarz
i zostawiła, by wykrwawił się na podłodze.
Millie ruszyła
w głąb baru, gdzie znalazła kilka pustych miejsc. Nigdzie nie zauważyła choćby
śladu celu. Barman – starszy chochlik z pokaźnymi rogami i wąsem – przetarł
wciąż brudne szklanki, nim zwrócił się w stronę przybyłych.
– Proszę,
proszę… Czy to nie załoga I.M.P? Dawno was nie widziałem.
– Hej, Krop –
rzuciła Millie, siląc się na sztuczny uśmiech. – To, co zwykle.
– Jeden
Pocałunek Sukuba, piwo Kozia Krew i szklanka wody. Już się robi – powiedział Krop,
biorąc się do roboty.
We trójkę
usiedli, przyjęli napoje i zajęli wymuszoną rozmową o niczym. Przez większość
czasu Loona po prostu dręczyła Moxxiego za to, że jak ostatnia cipka zamówił
wodę, podczas gdy on narzekał na jej zachowanie. Poważnie, gdyby nie to, że
właśnie na kogoś polowali, z łatwością mogliby udawać, że życie toczy się jak
zawsze.
Millie
próbowała wymyślić sposób na to, by rozejrzeć się i nie wyglądać przy tym zbyt
podejrzanie. Pójść do łazienki? Nie, to wydawało się zbyt oczywiste i dawało za
mało czasu na to, żeby porządnie się rozejrzeć. Gra w bilard? Krótko obejrzała
się przez ramię i zaklęła na widok pozajmowanych stołów. Usłyszała okropną
muzykę country z lat sześćdziesiątych, która Krop wydawał się uwielbiać.
Uśmiechnęła
się na widok szafy grającej.
– Zaraz wracam
– powiedziała, biorąc łyk koktajlu, nim zsunęła się ze stołka. – Idę zmienić
muzykę na coś lepszego.
Odwróciła się
i ruszyła do szafy grającej, w pośpiechu spoglądając to w przód, to w tył.
Kilka znajomych twarzy skinęło jej głową, ale żadna z nich nie należała do ich
celu. Czy mógł przyjść bez swojej maski i płaszcza? Nie mieli innego zdjęcia, więc
równie dobrze Vaax mógł być… po drugiej stronie szafy grającej.
Wstrzymując
oddech, Millie starała się unikać wzroku zamaskowanego chochlika. Wystarczyła
jej sekunda, by przyjrzeć się draniowi, który uprowadził Blitzo. Sięgając do
szafy grającej, Millie próbowała udawać, że szuka piosenki, jednocześnie wykorzystując
okazje, by spojrzeć na niego kątem oka. To był on. Dobrze.
Maska hokejowa
Jasona Voorheesa o pustym spojrzeniu. Ciemny płaszcz zakrywał jego ciało aż po
dwa wystające spod kaptura rogi. Vaax jak gdyby nigdy nic siedział przy
stoliku, zwrócony plecami do ściany. Spoglądał na drugą stronę baru, popijając
piwo. Tyle że Millie wiedziała, że wcale nie był rozluźniony. Czy to dlatego,
że ją rozpoznał? Czy może przez niekomfortowe miejsce, w którym łatwo mógłby
oberwać?
Millie po
cichu skontaktowała się ze swoim zespołem.
– Mam go na
oku. Siedzi przy stoliku na prawo od szafy grającej. Musimy…
– Millie? – Myśli
uleciały jej z głowy, gdy podchwyciła spojrzenie kelnerki w seksownym stroju
uczennicy. – Tak myślałam, że to ty. Wciąż szukasz swojego zaginionego szefa?
Kurwa.
– Chciałam z
tobą porozmawiać na jego temat – powiedziała kelnerka, w zamyśleniu pocierając
podbródek. – Wydaje mi się, że widziałam go, kiedy zamawiał szejki jakieś…
półtora tygodnia temu? Nie jestem pewna.
Kurwa do
kwadratu. Millie poczuła spojrzenie Vaaxa na swoich plecach.
– Tak, wiem,
że się martwisz i tak dalej, więc pomyślałam, że dam ci znać i…
Millie już nie
słuchała. Powoli odwróciła głowę i dostrzegła Vaaxa, wpatrującego się w nią zza
swojej maski. Na ułamek sekundy całe Piekło ucichło i zamarło w bezruchu,
podczas gdy para zabójców wpatrywała się w siebie nawzajem.
A potem gówno
wpadło w wentylator.
Vaax
zareagował jako pierwszy, ciskając w Millie nożem, przed którym osłoniła się wyrwanym
z rąk kelnerki tacą, zanim ostrze sięgnęłoby jej twarzy. Odrzuciła ją w stronę
przeciwnika, jednak w porę się uchylił. Millie wyjęła jeden ze swoich noży i
wycelowała w Vaaxa, a ten kopnął stół, by ją powstrzymać.
Najemca
poderwał się z siedziska i rzucił na Millie. Nie chcąc pozwolić mu uciec,
wyjęła drugi nóż i zagłębiła go w jego płaszczu. Przekręciła ostrze,
przyciągnęła chochlika do siebie i wymierzyła cios kolanem prosto w jego
brzuch. Mimo to Vaaxowi udało się uderzyć ją głową w twarz, oswobodzić z jej
uścisku i dobyć dwóch kolejnych noży.
Szczerząc się
w uśmiechu na myśl o wyzwaniu, Millie wyjęła własne ostrza i rzuciła do
śmiertelnego tańca. Raz po raz doskakiwali do siebie, to unikając ciosów, to
pozwalając, by ich noże skrzyżowały się ze sobą. Vaax spróbował trafić ją w
ramię, celując w żyłę na nadgarstku. Millie kolanem wytrąciła mu broń,
posyłając ostrze w powietrze. Chwyciła je w zęby, obróciła się i cisnęła jednym
ze swoich noży na bliską odległość. Nie trafiła, ale to i tak była tylko zmyłka
– dodatkowa chwila, by wypluć drugie ostrze i wykonać cięcie. Udało jej się
przeciąć maskę Vaaxa i zmusić go, żeby odskoczył na bezpieczną odległość.
– Millie,
padnij! – usłyszała krzyk Moxxiego, więc pośpiesznie się pochyliła.
Vaax pochwycił
najbliżej stojącego bywalca baru i zasłonił się nim przed kulą z 1911*
Moxxiego. Cisnął martwym ciałem w Millie, a ona rozcięła je w pół, jednak to
dało chochlikowi chwilę wytchnienia. Przemknął do wyjścia i wypadł przez
frontowe drzwi, poruszając się z prędkością zawodowego maratończyka.
– Ucie…
Nie miała
okazji, żeby dokończyć. Futrzana plama przemknęła tuż obok niej na czterech
łapach, wydając z siebie serię szczeknięć. Millie popędziła za nią, wołając do
Moxxiego, żeby się pospieszył, ale z jakiegoś powodu pobiegł w drugą stronę.
– Mox!
Gdzie ty idziesz?! – zawołała, próbując skontaktować się z nim przez radio.
– Zaufaj
mi! Po prostu nie spuszczaj go z oczu!
Mając
nadzieję, że faktycznie wiedział co robi, popędziła w kierunku, z którego
dochodziły powarkiwania Loony.
***
Loona podążając za pozostawionym
przez Vaaxa zapachem. Teraz, gdy w końcu wyszła z tego pieprzonego baru,
węszenie przychodziło jej łatwiej i mogła namierzyć cel. Dupek był szybki, ale
piekielne ogary nie bez powodu nosiły miano najszybszych istot w całym Piekle.
Przemieszczając się na czterech łapach, podążała za zamaskowaną pizdą,
odpychając każdego, kogo napotkała na swojej drodze. Nie zamierzała go zgubić.
Nawet, gdyby miała tak biec kilometrami.
Zawyła i dała
ujście bestii w swoim wnętrzu. Wyszczerzyła zęby, kłapnęła szczękami i
zacisnęła je na płaszczu uciekającego dupka. Ofiara okazała się szybsza i w
porę odcięła część peleryny, by zniknąć w pobliskiej alejce. Loona wypluła
kawałek materiału i popędziła za nim, na moment zamierając na widok Vaaxa,
który wyciągnął pistolet z hakiem i wycelował nim w dach. Ułamek sekundy
później zaczął wpisać się w górę.
Skupiona na
jego ruchach, Loona zwiększyła prędkość i z całą dostępną w nogach siłą wybiła
się, skacząc od ściany do ściany. Skakała tak długo, aż zdołała pochwycić
zamaskowanego chochlika i wylądować z nim na dachu budynku po lewej. Zanim
zdążyła go unieruchomić, zagłębił niewielkie ostrze w jej boku. Krzywiąc się,
zaklęła, kiedy Vaax kopnięciem odtrącił ją na bok i podniósł się z kolejnym
nożem w dłoni.
Loona mogła
tylko zgadywać, ile jeszcze takich niespodzianek ten skurwiel miał przy sobie,
ale nie zamierzała się poddać. Rzuciła się na niego z pazurami, gotowa przeorać
mu skórę, ale okazał się wystarczająco szybki, by uniknąć ciosu. Vaax spróbował
dźgnąć ją sztyletem w plecy, ale tym razem go uprzedziła. Wymierzyła mu celnego
kopniaka, aż stracił równowagę i wylądował na plecach. Spróbowała uderzyć go
łokciem w twarz, ale odturlał się i spróbował ją kopnąć, finalnie natrafiając
na pazury, które rozcięły mu ramię aż do krwi.
Zaczął ciskać
w Loonę nożami – mniejszymi i większymi – zmuszając ją do odchylania się na
różne strony, by ich uniknąć. Kilka zdołało drasnąć jej futro, jednak
zignorowała ból i na powrót wylądowała na czterech łapach. Wznowiła szarżę,
chcąc uderzyć go w twarz, jednak Vaax błyskawicznym ruchem zranił ją w dłoń i
zmusił do wycofania się. Wymierzył jej cios prosto w serce, jednak musiał
odskoczyć, by uniknąć innego ostrza, które omal nie pozbawiło go życia. Oboje
odwrócili się, by zobaczyć jak Millie rzuca się do ataku, uzbrojona w nóż w
każdej ręce.
Widząc, że
został osaczony, Vaax odwrócił się i skierował ku skrajowi dachu, gdzie poniżej
znajdowała się ulica. Wyjął hak, po czym wymierzył w budynek naprzeciwko,
oddając strzał, zanim któraś z dziewczyn zdołałaby go pochwycić.
– Kurwa! –
zawyła Loona.
– Mam go!
– oznajmił przez radio Mox.
– Masz? Ale
jak…
BANG!
Nabój
przepołowił linę. Vaax zwalił się na ulicę jak worek ziemniaków. Uderzył w
przejeżdżający samochód, rozbijając szybę, kiedy ten zatrzymał się z piskiem
opon, przy okazji zrzucając rannego chochlika na drogę. Jego lewa ręka
krwawiła, prawy róg złamał się, a z pleców wystawały odłamki szkła, ale wciąż
oddychał. Spojrzawszy w prawo, Loona i Millie dostrzegły na sąsiednim Moxxiego
z karabinem w rękach.
– Bierzcie
go, dziewczyny! – zakomunikował przez radio.
– Niezły
strzał, Mox! – zawołała Loona, zeskakując na chodnik. Przepchnęła się przez
tłum ciekawskich chochlików, by dopaść potykającego się Vaaxa.
Nie dając mu
czasu na reakcję, Loona zacisnęła szczęki na jego krwawiącym ramieniu.
Usłyszała satysfakcjonujący trzask pękającej kości; wrzask bólu, który wyrwał się
z gardła chochlika, sprawił, że zamachała ogonem, zanim obróciła się i cisnęła
przeciwnikiem w pobliskie stoisko z hot dogami. Zaraz po tym chwyciła go za
gardło, przyciskając do ziemi. Siła uderzenia pozostawiła ślad na chodniku.
Vaax zakaszlał krwią i z trudem uniósł ręce.
– W-wystarczy…
pod… poddaję się – wykrztusił słabym głosem.
– Och, masz
dość, skurwielu? – zawyła Loona, przekręcając go na brzuch. – Lepiej dla
ciebie, żebyś dał nam to, czego potrzebujemy, albo pożrę twoje serce i wysram
je wprost do twojego gardła!
Kilka chwil
później pojawili się Millie i Moxxie, wciąż niosący na ramieniu karabin
snajperski Walther WA2000. Cóż, teraz Loona wiedziała, co takiego było w teczce.
Moxxie wyniósł
telefon i zadzwonił do Stolasa.
– Wasza Wysokość?
Mamy go. Odeślij nas.
Zaledwie
sekundę później tuż przed nimi pojawił się portal, prowadzący wprost do salonu
Stolasa. Loona poderwała rannego chochlika i po prostu przerzuciła go na drugą
stronę, gdzie natychmiast pochwyciła go para strażników księcia, zanim zdołałby
wykonać jakikolwiek ruch.
Millie z
uśmiechem odwróciła się do zastygłego tłumu.
– Wybaczcie,
kochani! To sprawy I.M.P! Gdybyście kiedykolwiek potrzebowali załatwić coś z
użyciem siły, koniecznie dajcie nam znać!
– Naprawdę,
skarbie? – rzucił Moxxie, przechodząc przez portal.
– No co?
Reklama dźwignią handlu – odparła, dotrzymując mu kroku. Loona przewróciła
oczami i szybko popędziła za nimi, zanim portal zamknął się tuż za jej plecami.
Przechodnie na
ulicy jeszcze chwilę spoglądali po sobie, zanim zaczęli wyjmować telefony, by
jak najszybciej podzielić się ze znajomymi tym, czego byli świadkami. Nie
trzeba dodawać, że media społecznościowe zawrzały od plotek i rozważań –
począwszy od analizowania nakręconych przez świadków filmów, po teorie spiskowe
na temat powiązań rodziny królewskiej z najemcami, aż po podejrzenia, że
zamieszki zostały wywołane, żeby ograniczyć obywatelom prawa do posiadania
broni palnej.
Bo niezależnie od wymiaru, w którym się znajdowałeś, media społecznościowe wciąż pełne były wariatów.
_________________
*1911 – Pistolet Colt M1911, amerykański pistolet samopowtarzalny kalibru 45.
0 komentarze:
Prześlij komentarz