8 listopada 2022

Helluva Boss: Ocalić Blitzo – Księga [The Book – tłumaczenie PL] [+18]

  

Autor: TalosLives
Tłumaczenie: Nessa

Notka od tłumacza: Dla Blitzo – szefa I.M.P. – kilkudniowe nieobecności były normą. Zwykle robił wtedy coś szalonego, co najpewniej miało wpakować go w kłopoty. Właśnie dlatego jego podwładni nigdy nie zwracali na to uwagi, planując po prostu okrzyczeć go, kiedy wróci. Dopiero po dziewięciu dniach nieobecności zaczynają podejrzewać, że ich szefa spotkało go coś niedobrego.
Obawy potwierdza jedno proste, zasłyszane przez telefon zdanie: „Mamy twojego szefa”.


SPIS TREŚCI:

III. Księga (Obecnie czytane)

...

Ilekroć ojciec wysyłał straż, by sprowadzić Octavię do domu, irytowała ją jego nadopiekuńczość. Naprawdę, jej ostatnio chłopak wciąż dochodził do siebie na oddziale psychiatrycznym po tym, co tata zrobił mu za zerwanie z nią. Jednak kiedy wysyłał „cienistych strażników”, wiedziała, że działo się coś niedobrego. Cieniści strażnicy jej ojca byli nie tylko jednymi z najlepszych, ale wręcz uważano ich za rywali elitarnych strażników niektórych szlachetnych Rodów Upadłych. Ojciec delegował ich wtedy, gdy działo się coś wyjątkowo okropnego, więc nawet nie próbowała się z nimi kłócić, kiedy przybyli zabrać ją do domu.

Już kiedy znalazła się na dziedzińcu, nabrała pewności, że sprawy mają się gorzej niż przypuszczała. Strażnicy byli uzbrojeni i poruszali się w oddziałach pięcioosobowych. Członkowie Legionów ojca ustawili się na swoich pozycjach na wypadek ataku wroga. Aktywowano magiczne mechanizmy obronne sprzed tysięcy lat. Sprawy wyglądały tak poważnie tylko w Dniu Oczyszczenia.

Pierwszym, co zrobiła po wejściu do pałacu, było odnalezienie ojca. Przebiegła przez kolejne sale, mając nadzieję, że wszystko jest w porządku, a rodzice są bezpieczni. Na szczęście znalazła go, przeglądającego księgę i – ku jej zaskoczeniu – rozmawiającego z Millie i Moxxiem z I.M.P.

Rozmowa urwała się wraz z jej przybyciem, kiedy Stolas rzucił się ją uściskać.

– Tu jesteś. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Octavio, musisz odpowiedzieć mi jasno i bez wahania. Czy zauważyłaś, by ktoś dziwny cię dzisaj śledził?

– Nie – odparła. Miała ochotę dodać coś złośliwego, ale powstrzymała ją troska w spojrzeniu ojca.

– Dostałaś jakieś dziwne wiadomości, SMS-y albo groźby?

– Nie. – Octavia zrzuciła jego dłonie z ramion. – Co się dzieje, tato? Czemu wszyscy zachowują się, jakby zaczął się Armagedon?

– Nie jest aż tak źle, ale obawiam się, że… stało się coś niedobrego – wyjaśnił  z ciężkim westchnieniem Książę Stolas. – Blitzo został porwany dziewięć dni temu. Zrobili mu… naprawdę straszne rzeczy i chcą dostać Grymuar w zamian za jego życie.

Oczy Octavii rozszerzyły się, kiedy przypomniała sobie jak Loona wypytywała, czy ktoś widział jej ojca. Zapewniała przy tym, że wszystko w porządku, ale już wtedy Octavia podświadomie czuła, że coś jest nie tak.

W takich chwilach wolałabym się mylić.

Nic dziwnego, że ojciec był w to zamieszony – przez księgę czy też nie. Wiedziała, co czuł do szefa zabójczych chochlików i miała co do tego mieszane uczucia. Octavia potrzebowała lat, by pojąć, że rodzice tak naprawdę wcale się nie kochali, a kiedy odkryła, że wzajemnie się zdradzają, rozpoczęła nastoletni bunt. Zajęło jej trochę czasu i kilka rodzinnych rozmów, by zrozumieć, że choć nie darzyli się miłością, wciąż o siebie dbali. Co ważniejsze, nie przestali jej kochać. Wciąż byli rodziną – trochę dziwną, ale jednak.

Gdy tata zaczął sypiać z Blitzo, nie myślała o tym zbyt wiele. Wtedy jednak ojciec zakochał się w chochliku, czyniąc sytuację dziwniejszą niż do tej pory. Octavia nie miała nic przeciwko chochlikom jako takim, ale Blitzo miał trudny charakter. Nie miała pojęcia, co takiego ojciec widział w tym gościu, ale najwyraźniej sprawiało, że był szczęśliwy, a to dobrze o nim świadczyło. Co więcej, ona i Loona zaprzyjaźniły się już przy pierwszym spotkaniu. Dziwaczna więź ich ojców jedynie dodatkowo je do siebie zbliżyła. Może pewnego dnia miały zostać przyszywanymi siostrami, jeśli związek tej dwójki okazałby się aż tak poważny.

– Jak źle to wygląda? – zapytała, próbując przygotować się na najgorsze.

– Biorąc pod uwagę dowody i istnieje możliwość, że tym, który porwał Blitzo, może być Upadły.

Kurwa. To źle brzmiało. Do Upadłych należały pierwsze anioły, które Lucyfer poprowadził podczas powstania przeciwko Bogu. Członkowie Goecji narodzili się w Piekle na długo po przybyciu Upadłych, co doprowadziło do Wojny Demonów we wczesnych latach, zanim Lucyfer został władcą. Co więcej, choć demony Goecji liczyły sobie więcej członków, Upadli dysponowali o wiele potężniejszą mocą. Uzgodniono więc, że Lucyfer będzie rządził całym Piekłem, przyjmując miano króla, podczas gdy Upadli i Goetia otrzymali różne pozycje, aby utrzymać Piekło w ryzach.

– Jak mogę pomóc? – zapytała z determinacją.

– Sądzę, że w tej chwili pewna osoba potrzebuje przyjaciela – zauważył Stolas. Oczy Octavii rozszerzyły się. – Jest w twoim starym pokoju, na trzecim piętrze zachodniego skrzydła. Jeśli będziecie czegoś potrzebować, poproś służbę.

Skinęła głową, po czym wyszła. Choć jakaś jej cząstka chciała pomóc z uratowaniu Blitzo, Octavia wiedziała, że bardziej przyda się przyjaciółce. Popędziła do swojego starego pokoju, który zajmowała jako mała dziewczynka. Odkąd przeniosła się w nowe miejsce, pełnił funkcję pokoju gościnnego.

Po dotarciu do celu, Octavia zaczerpnęła tchu i powoli otworzyła drzwi. Pokój wyglądał pusto, wyposażony wyłącznie w podstawowe meble, takie jak łóżko czy komoda. Loona po prostu wpatrywała się w niemal pełny księżyc na niebie. Octavia powoli podeszła do przyjaciółki, w milczeniu przyłączając się do wspólnego oglądania. Żadna z nich nie odezwała się aż do momentu, w którym sama zdecydowała się przerwać ciszę.

– Rozważasz nocne wycie?

– Może – odparła Loona. Jej ton był pozbawiony emocji. Oczy za to zdradzały strach, smutek i ból. Rzadko widywało się taką mieszankę emocji w przypadku Loony, o ile nie znało się jej tak dobrze jak Octavia, choć nigdy dotąd nie okazywała ich aż tak otwarcie. – Nie zdecydowałam jeszcze, czy wyć ze smutku, czy ze złości.

– Słyszałam, że niektóre ogary potrafią robić jedno i drugie jednocześnie — powiedziała Octavia, opierając się na szponach.

– Niektóre ogary są głupie – mruknęła Loona, krzyżując ramiona. Powoli zwróciła się do obserwującej ją Octavii. Przymknęła oczy i odwróciła się. – Chcę, żeby tata wrócił.

– Wróci – zapewniła Octavia. Położyła obie dłonie na ramionach przyjaciółki. – Mój ojciec to dupek, ale dba o tych, którzy są dla niego ważni. Jest inteligentny i potężny. Twoi współpracownicy również. W piątkę zdołamy uratować twojego tatę.

– Nie mówiłam na niego w ten sposób od dawna… – przyznała Loona, przyciskając łapy do twarzy. – Teraz robię to równie często, co i łapię oddech.

– Czy to coś złego? – zapytała Octavia. – Wiem, że udajesz przed wszystkimi, ale to niepotrzebne.

– Nie zrozumiesz – burknęła Loona, przechadzając się po pokoju. Octavia podążyła za nią, aż obie zajęły miejsce na łóżku. – Ogary nie mogą okazywać słabości. Nie mogą się do nikogo przywiązać. Tak po prostu jest.

– Czy to naprawdę tak wygląda, czy może tak działało stado, które zostawiło cię na pewną śmierć? – zapytała, obojętna na spojrzenie, które otrzymała w zamian. Loona jej nie przerażała. Wiedziała, że jej groźby nie niosą ze sobą niebezpieczeństwa. – Wiem, że poznanie prawdy o rodzinie było dla ciebie ciosem, ale to nie powód, by zachowywać się w ten sposób.

– Powiedziała księżniczka, która ma dwójkę kochających rodziców.

– Kochają mnie, ale nie siebie. Jedno z nich pieprzy się z twoim ojcem raz w miesiącu – przypomniała, przewracając oczami. – To nie jest normalne. Nic w Piekle takie nie jest. Pozostaje nam tylko dbać o to, co jest dla nas cenne. – Zmierzyła Loonę wzrokiem. – Masz ojca, który ocalił cię od śmierci, kiedy byłaś szczeniakiem. Widziałam te wszystkie zdjęcia z twojego dzieciństwa. A tata opowiadał mi historie, którymi lubi dzielić się Blitzo. Wygląda na to, że byłaś kochanym dzieckiem, póki nie poznałaś prawdy o rodzinie… Cóż, zgaduję, że to wyjaśnia, dlaczego postępujesz się w ten sposób. Nawet to, dlaczego czasami względem innych zachowujesz się jak suka. Zwłaszcza względem Blitzo.

Loona przycisnęła kolana do piersi i zamknęła oczy. Choć próbowała ukryć łzy, Octavia zdołała je dostrzec. Obejmując przyjaciółkę ramionami, wyszeptała:

– To twój ojciec, Loono. Okazywanie uczuć jest w porządku i nie świadczy o słabości. Sama to robię, choć tata tak często mnie zawstydza Skończ z głupim udawaniem twardszej niż jesteś i po prostu bądź sobą. Zwłaszcza teraz.

Tyle wystarczyło, by Loona wtuliła się w jej pierś i zaczęła płakać. Octavia obejmowała ją, podczas gdy koszulkę moczyły jej łzy dziewczyny, która nade wszystko pragnęła powrotu ojca.

Wróci – obiecała sobie. Płacz ustanie, kiedy w końcu go odnajdą. 

 

***

Moxxie czuł wdzięczność, widząc jak poważnie i profesjonalnie zachowywał się Książę Stolas. To było coś zupełnie innego od szaleństw, które widywał w biurze. Mimo wszystko chochlik wolał regularnie wyrywać sobie włosy, jeśli to oznaczałoby powrót Blitzo.

Wraz z Millie skupiał się na magicznie stworzonym przez księcia hologramie miasta, próbując stwierdzić, dokąd porywacze mogli zabrać jego szefa. Stolas przeglądał rejestry połączeń, które chwilę wcześniej przekazali mu Cienie.

Sapiąc, książę odrzucił je na bok.

– Telefon na kartę. Wiedziałem, że to nie będzie takie proste. – Przycisnął szpony do biurka, zanim zdecydował się spojrzeć na parę chochlików. – Jesteście pewni, że żadne z was nie rozpoznało głosu?

– Nie. – Moxxie potrząsnął głową. – Loona też. Blitzo brzmiał, jakby wiedział kto to, bo spanikował na myśl, że porywacz miałby dostać księgę. On z kolei wydawał się znać ciebie, bo powiedział, że – przełknął ślinę – lubisz czerwone fiuty?

Książę Stolas uniósł brwi i potarł podbródek.

– Hmm… Więc to ktoś, kogo znamy Blitzo i ja. Albo kto dobrze zna mnie. Wiedział również o istnieniu Grimuaru, co ogranicza liczbę podejrzanych.

– Czy to naprawdę takie złe? – zapytała Millie, wpatrując się w tajemniczą księgę. – To tylko jedna z wielu książek z zaklęciami, tak?

Stolas parsknął, zanim magicznie sprawił, by wolumen zmaterializował się w jego dłoniach.

– Zdecydowanie nie, Millie. Grymuar Światów to jeden z najpotężniejszych, najbardziej niebezpiecznych przedmiotów na Świecie, w Niebie czy Piekle. Istnieją tylko trzy egzemplarze. Jednym dysponuję ja, drugim Niebo, a trzeci ukryto gdzieś w świecie śmiertelników, ale wzmianki o nim zaginęły w czasach panowania Salomona nad Izraelem. Potężne zaklęcia to jedno, jednak przede wszystkim zawarto w niej wiedzę i moc zdolną otworzyć portal w czasie i przestrzeni. I to nie tylko do świata żywych. Do każdego, który istnieje.

– Jej! My używaliśmy jej, by dostać się do jednego świata. Są inne? – Oczy Millie zabłysły przy tym pytaniu. 

– Tak. Teoretycznie pozwala podróżować przez inne światy, linie czasowe, wymiary, niebiosa i piekła inne niż te, które znamy. Ja ograniczyłem się do naszej rzeczywistości i świata żywych. Przemieszczanie się przez czas i przestrzeń jest niebezpieczne, choć daje nieskończone możliwości. Tyle że igrając z nimi, ryzykujesz doświadczenia wykraczające poza definicję szaleństwa, jak niechciani goście z innych wymiarów albo rozpad zderzających się światów na atomy – wyjaśnił z ciężkim westchnieniem Książę Stolas. – Moim zadaniem jest dopilnowanie, by Piekła nie spotka żaden z tych problemów. Że nasz wymiar pozostanie w równowadze, bez kosmicznych problemów i ingerencji sił z zewnątrz. Już samo to jest niebezpieczne, ale przez lata uczono mnie, jak korzystać z tej mocy tak, bym mógł spełnić swoją rolę. Poznałem również… kilka sztuczek.

– Zaraz. Ta rzecz może zabrać nas do innego świata, tak? – zapytał Moxxie. Jego oczy się rozszerzyły. – Nawet… do Nieba?

– Tak, ale nigdy nie sprawdziłem tego osobiście. I tak by mi na to nie pozwolono. Dobrze panuję nad księgą, ale Niebo opanowało tę sztukę o wiele lepiej. Nieważne jak bym się starał, powstrzymaliby mnie. Dla nich to tak, jak opędzić się od muchy – mruknął Stolas. – Udało mi się dotrzeć tylko do Czyśćca.

– Byłeś w Czyśćcu?! – zapytały z podziwem chochliki.

Chodziło o miejsce między Niebem a Piekłem, dokąd trafiały dusze ani na tyle złe, by je potępić, ani na tyle dobre, by doświadczyć zbawienia. Pozostawały tam do czasu ostatecznej próby, która decydowała o ich losie. To była neutralna ziemia, należąca zarówno do demonów, jak i aniołów. Poza tym wstęp mieli tam tylko nieliczni, o ile nie próbowali zakłócać spokoju.

– O, tak. Mam tam kilku dobrych znajomych – wyjaśnił Książę Stolas. Zaczął krążyć wokół stołu, nie przerywając czytania księgi. – Tam raz w miesiącu spotykamy się z Metatronem.

… co?

– Co? – rzucili jednocześnie Moxxie i Millie. Nie wierzyli własnym uszom; ich rozwarte szczęki sięgały niemal do ziemi.

W Niebie istniało zbyt wiele aniołów, by spamiętać wszystkie, ale niektóre znało się przez samo to, czym zasłynęli: Michała, Rafała, Gabriela i tak dalej. Metatron również do nich należał, chociaż większość znała go tylko z legend. Powiadano, że milion par oczu pokrywało jego ciało. Miał równie wiele ust, zaś każde z nich władały innym językiem. Podobno był jednym z najwyżej postawionych aniołów, jako Głos Boga dorównując samemu Michałowi – dowódcy Niebiańskiej Armii. Niektórzy nazywali go Królem Aniołów, zdolnym w mgnieniu oka unicestwić wroga.

– S-spotykasz się z aniołem?! Sir, czy to nie zdrada?! – zaniepokoił się Moxxie.

– Sam Bóg i Lucek wyrazili na to zgodę – wyjaśnił ze śmiechem Książę Stolas, zbywając temat machnięciem ręki. Millie nie powstrzymała parsknięcia, słysząc jak wypowiadał się o władcy Piekła.

– A-ale czemu? – zapytał Moxxie. Dlaczego liderzy dwóch przeciwnych stron w walce o ludzkie dusze miałoby się zgodzić, by ich najbardziej zaufani doradcy współpracowali? To nie miało najmniejszego sensu.

Wszyscy wiedzieli, że Niebo i Piekło dążyły do ponownego starcia i zapowiedzianego Dnia Sądu. Większość wierzyła, że Niebo ponownie wygra – w końcu Bóg był wszechmogący. Mimo wszystko niektórzy zagorzali zwolennicy wierzyli, że istnieje sposób na pokonanie Najwyższego i jego armii. Moxxie, zadeklarowany domator, starał się trzymać z daleka od takich tematów i na szczęście Blitzo wyznawał podobną zasadę przy prowadzeniu firmy. Kilku klientom jasno wyjaśnił, że nie zamierza angażować się w wojnę i woli trzymać się od niej z daleka.

Książę Stola powiódł wzrokiem dookoła, po czym pstryknął palcami. Fioletowa fala energii rozeszła się po pokoju i zniknęła. Para chochlików przełknęła ślinę, czując na sobie poważne spojrzenie lśniących czerwienią oczu.

– To, co zamierzam wam powiedzieć, jest ściśle tajne, ale wierzę, że będziecie milczeć. Mówię o tym tylko i wyłącznie dlatego, że może mieć jakiś związek z pojmaniem Blitzy’ego. Jeśli piśniecie choć słówko na ten temat komuś spoza tego pokoju, sprowadzę samego Cerberusa, by ucztował na własnych kościach, a później je wysrał, kiedy już pozbędzie się resztek waszych ciał.

Moxxie i Millie skinęli głowami. Udali, że zamykają usta na zamek.

Stolas z westchnieniem podszedł do okna i przycisnął dłoń do szyby.

– Jak dobrze wiecie, Piekło jest przepełnione. To powód dla którego od prawie pięciuset lat regularnie doświadczamy Dnia Oczyszczenia. Nie macie za to pojęcia, że Niebo doświadcza tego samego problemu, tyle że u nich występuje on od niedawna.

– Chwileczkę. To znaczy, że w Niebie wybijają własnych ludzi? – zapytała z niedowierzaniem Millie. – Czy może to demony organizują własne Dni Oczyszczenia? Jeśli to drugie, gdzie mogę się zapisać?

– Nie, jeszcze nie jest aż tak źle. Dlatego chcą rozwiązać problem tak szybko, jak to możliwe.

– Więc zarówno Niebo, jak i Piekło są przepełnione, ale to nas wybijają raz do roku?! Co za głupota! – warknął Moxxie.

W takich okolicznościach stracił kilku dobrych znajomych. Niewiele brakowało, by sam został jedną z ofiar, kiedy Blitzo wysłał go z przesyłką, a rozpoczęcie Dnia Oczyszczenia przyspieszono bez wcześniejszej zapowiedzi. Prawie wtedy zginął, ale udało mu się ujść z życiem. Ledwo. To był jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy Blitzo zamiast pretensji z dupy, ze łzami w oczach błagał go o wybaczenie. Moxxie nie miał mu tego za złe. W końcu nikt nie mógł przewidzieć, że do tego dojdzie, ale i tak wykorzystał okazję, by wymóc na szefie podwyżkę.

– Tak, ale obawiam się, że nic na to na razie nie poradzimy – burknął Książę Stolas, potrząsając głową. – Pierwotnie Piekło powstało, żeby złe dusze zostały ukarane i mogły odpokutować swoje grzechy, a ostatecznie zostać dopuszczone do Nieba. Niestety, obecnie władza woli, żeby grzesznicy zostali w Piekle – albo z własnych pobudek, albo czystej złośliwości. To oni odgrywają istotną rolę w tym, że potępieni pozostają potępionymi. Nie doświadczyliśmy żadnego odkupienia od 1860. To dlatego córka Lucyfera próbowała ratować duszę tym swoim Szczęśliwym Hotelem.

– Myślałam, że to Hazbin Hotel – zauważyła Millie, drapiąc się po głowie.

– Wszystko jedno. – Książę Stolas wzruszył ramionami. – Tak czy siak, zarówno Niebo, jak i Piekło są przeludnione. Problemem są ludzie. Doprawdy, mnożą się bardziej niż króliki. Pomysł Charlie mógłby być dobry i życzę jej jak najlepiej, ale ma marne szanse. Wciąż nie rozumiem, dlaczego Lucyfer jej na to pozwala, ale może faktycznie widzi w tym potencjał. Chociaż dalej sądzę, że mógłby powiedzieć jej o naszym projekcie. Chodzi o to, że wyższe instancje Nieba i Piekła uważają, że jedynym sensownym rozwiązaniem byłoby stworzenia nowych światów. To tajny projekt, nad którym pracowaliśmy. Poza wami, niewielu o tym wie.

– Chcecie stworzyć nowe Niebo i Piekło – zapytał Moxxie, unosząc brwi. – Czy to w ogóle możliwe?

– Z Grymuarem Światów? Nie. Z dwoma? Tak – odparł Stolas z uśmiechem. – W ten sposób próbujemy ocalić nasze domy. Ja i kilka innych osób współpracujemy z Metatronem. Staramy się stworzyć nowe Niebo i Piekło, do których moglibyśmy przenieść połowę populacji, by uniknąć kolejnych Dni Oczyszczenia. Oczywiście na to trzeba czasu, poza tym moce ksiąg są zależne od układu gwiazd i planet. Właśnie dlatego działamy tylko podczas pełni. Wtedy moc jest najpotężniejsza. Proces ciągnie się latami i jesteśmy w połowie drogi do jego zakończenia.

– To wyjaśnia, dlaczego potrzebowałeś księgi podczas każdej pełni – przyznał Moxxie. – Tylko po co te wszystkie sekrety? I dlaczego aniołowie się na to godzą?

– Nie wszystkie anioły nas nienawidzą, Moxxie. Nie bez powodu Bóg pozostawił potępionym możliwość pójścia do Nieba. Niektórzy naprawdę chcą nam pomóc. Jednak część aniołów i demonów nie tylko uważa współpracę za odrażający pomysł, ale wręcz woleliby, by druga strona została doszczętnie zniszczona. Niestety, polityka wszędzie działa tak samo. Po każdej ze stron istnieją wpływowe osobistości, które życzyłyby sobie upadku projektu, gdyby się o nim dowiedziały.

– … na przykład pozyskując kluczowy element w formie okupu – uświadomił sobie Moxxie.

– Dokładnie. – Stolas warknął. – Z pomocą księgi ktoś mógłby nie tylko zrujnować całą naszą pracę, ale też zaognić konflikt między Niebem a Piekłem.

Moxxie poczuł, że robi mu się niedobrze. Żona otoczyła go ramionami, próbując pocieszyć, kiedy pozieleniał. Ocalenie Blitzo, który już i tak był w okropnym stanie, to jedno. Teraz jednak mieli dodatkowo powstrzymać wojnę?

– Czemu moje życie musi być tak skomplikowane? – zapytał sam siebie.

– Posłuchaj, zapomnij o wojnie, książce i całym tym bałaganie – powiedziała Millie, próbując nadać rozmowie właściwy kierunek. – Po prostu musimy znaleźć Blitzo. Znajdziemy go i nakopiemy porywaczom. Proste.

– Tak, ale nie wiemy, gdzie on jest. Nie mamy żadnych przydatnych wskazówek. Gdyby zostawił nam jakąś wiadomość albo coś, dzięki czemu moglibyśmy prześledzić jego kroki… Zaraz! – krzyknął Moxxie, wyjmując telefon.

Szybko wszedł na Voxagram, znalazł profil szefa i spojrzał na jego ostatnie zdjęcie – to samo, w opisie którego Blitzo narzekał na niechcianego gościa w kadrze.

(źródło: KLIK)

– Patrzcie! – Moxxie pokazał zdjęcie pozostałej dwójce. – To ostatnie zdjęcie, które zrobił. Widzicie, jak ten chochlik szlachtuje innego chochlika? Wcześniej nie zwróciłem na niego uwagi, ale wygląda jak zabójca albo najemnik. Może być w to zamieszany albo przynajmniej coś wie!

– Cóż, to nasz najlepszy trop. Jutro go sprawdzimy. Wyślę Grimbeaka, żeby dowiedział się, kim jest ten chochlik – powiedział Książę Stolas, po czym ziewnął. – Do tego czasu spróbujmy się przespać i miejmy nadzieję, że Blitzy wytrzyma jeszcze trochę. 

 

***

… Ból.

Ból był wszystkim, co czuł.

I chłód. W Piekle nie powinno być aż tak zimno. Przynajmniej nie w tej części Pentagramu.

Niczego nie widział. Tylko ciemność i własną krew, spływającą po twarzy.

Dlaczego wciąż nie umarł? Czemu go nie zabili? Jedyne krzywdzili go i uzdrawiali – i tak w kółko, i w kółko.

Drgnął, gdy kropla wody spadła z góry, lądując na jego obolałych plecach. Całe jego ciało było nadwrażliwe. Jego kończyny. Klatka piersiowa… Tyłek.

Uronił kilka łez, ale nie płakał głośno. Nie zamierzał sprawiać tym skurwielom przyjemności. Wszystkim, co mógł, pozostawało myślenie o rodzinie. Rozgrzewało go. Myślał o Loonie i tym jak zła musiała być, kiedy nie przyniósł jej szejka. O tym jak Moxxie krzyczał, żeby zaczął przychodzić do pracy o czasie i przestał zaglądać mu do sypialni. O ostrzącej swoje noże Millie, przygotowującej się do zanurzenia ich w ludzkich wnętrznościach. Nawet o telefonie od tego cholernego ptaka, chętnego zabawić się jego chujem.

Naprawdę chciał, żeby to działo się tu i teraz.

I miał szczerą nadzieję, że doświadczy tego po raz kolejny, gdy wszyscy się skończy.

O ile… O ile kiedykolwiek się skończy.

Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

POPULARNE ILUZJE