Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy?]. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy?]. Pokaż wszystkie posty

23 lipca 2018

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XXXV - Słucham[Would That Make You Happy? - I'm Listening - tłumaczenie PL]

Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej.
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
-Mamo? Co się dzieje? – głos Frisk ocknął Cię z szoku, przełamując ciszę w pokoju. Undyne patrzyła z szeroko otwartym okiem na Sansa. Ten natomiast starał się skryć w futrze kurtki. Czy on właśnie…?
-Co powiedziałeś? – zapytałaś puszczając rękę Undyne i robiąc krok w jego stronę. Wojowniczka skierowała się w stronę schodów.
-DOBRA brzdącu, dajmy mamie i Sansowi trochę prywatności, co?
-undyne, stój, nie musisz… - bąknął mimo błękitu na twarzy. Gdy spojrzał w Twoje oczy znów czułaś się niepewna. Naprawdę chodziło mu o to co powiedział? Czy może powiedział tak, aby rozproszyć uwagę Undyne? – możemy iść do naszego pokoju i pogadać? – zapytał Cię delikatnie wyciągając w Twoją stronę dłoń. Pozwoliłaś mu, coś w piersi miło Cię ścisnęło, gdy powiedział „nasz pokój”
-Mamo? – w głosie Frisk słychać było zmartwienie
-Ja… - patrzyłaś się na twarz Sansa przez chwilę i puściłaś jego rękę – Pogadam z Frisk. Spotkamy się tam, dobra? – wyglądał na zaskoczonego, nie uśmiechał się, lecz rozluźnił się trochę
-jasne – Minęłaś Undyne w drodze na schody. Denerwowałaś się rozmową z Sansem, ale wiedziałaś że Undyne pomogła. Wysłuchała i poradziłaś sobie z emocjonalnym roller coasterem sprzed godziny. Objęłaś ją w drodze
-Dziękuję za wcześniej – powiedziałaś, zdając sobie sprawę, że jest zimna w dotyku.
-To nic – niepewnie poklepała Cię po ramieniu, a potem objęła. Zaśmiałaś się zaskoczona gdy uniosła Cię nieco do góry. Po uścisku tak mocnym, że prawie bolał, odstawiła Cię na ziemię. Zmierzyła Cię jeszcze spojrzeniem – Nie popuszczaj mu. Niech przeprosi – uśmiechnęłaś się zerkając na ziemię. Czułaś się zaskoczona
-Dobra – mruknęłaś. Potem skrzeknęłaś kiedy z zaskoczenia szturchnęła Cię w ramię
-Idź do dzieciaka! – Wchodziłaś po schodach, Sans stał przed swoim.. nie.. waszym pokojem czekając na Ciebie. Musiał się teleportować kiedy rozmawiałaś z Undyne. Frisk stał koło Papyrusa patrząc na Ciebie niepewnie
-Dlaczego Undyne krzyczała na Sansa? – zapytał Ciebie chwytając Cię za spodnie, spojrzenie miał całkowicie skupione na Tobie – I dlaczego wyglądasz tak, jakbyś płakała? Objęłaś dziecko gładząc je po głowie, gdy ten owinął swoje rączki dookoła Twojej talii.
-Nie martw się kochanie, trochę się posprzeczaliśmy, ale wszystko będzie dobrze. Sans i ja musimy porozmawiać. Ale to może chwilę zająć, nie wiem czy uda mi się dzisiaj powiedzieć ci dobranoc
-Naprawdę wszystko będzie dobrze, czy tak mówisz? – ścisnął Cię mocniej – Nie chce, aby coś złego się stało!
-Wszystko będzie dobrze – powtórzyłaś zerkając na Sansa, który zadrżał lekko, wyglądał na zdenerwowanego. Nie wiesz czy to dobrze, czy źle.
-Obiecujesz?
-Obiecuję
-…Dobrze, bo lubię tak jak jest
-Ja też. – Kiedy Frisk w końcu Cię puścił, spojrzałaś Papyrusowi w oczy. Zastanawiałaś się przez chwilę, czy coś powie, przypominając sobie jak pewnego poranka ostrzegł Cię, abyś nigdy nie skrzywdziła Sansa. Lecz kiedy wysoki szkielet położył rękę na ramieniu dziecku, a potem zapytał go, czy chce wrócić do gry którą krzyki Undyne im przerwały, uspokoiłaś się. Przytaknęłaś w podziękowaniu patrząc, jak Frisk wraca do pokoju. Stojąc samotnie na korytarzu spojrzałaś na Sansa. Wasz wzrok znowu się spotkał, zaś on otworzył drzwi do sypialni i wszedł do środka. Drżałaś w niepewności nie wiedząc co Cię czeka w środku. Wahałaś się przez chwilę, ale stanie nic nie rozwiąże. Sans stał na środku pokoju czekając, aż zamkniesz drzwi za sobą.
-przepraszam – powiedział podchodząc do Ciebie i padliście sobie w ramiona
-Ja też, nie powinnam była się tak zachowywać – wtuliłaś twarz futro jego kurtki. Czułaś jak coś ściska Cię w gardle, a do oczu napływają łzy.
-nie, powinienem był słuchać, byłaś zła a ja naskoczyłem – powiedział tuląc Cię jeszcze mocniej
-A ja byłam głupia
-nie, nie jesteś – powiedział ocierając twarzą o Twoją – przeszłaś przez wiele i czasami o tym zapominam, to moja wina, nie twoja, oczywiście, że martwisz się o wszystko co dotyczy frisk, pogadam z undyne i papsem, coś się wymyśli, chcę abyś była szczęśliwa dziecino
-Już z nią rozmawiałam o tym – pociągnęłaś nosem – Ja… - przełknęłaś walcząc ze łzami, ale Ci to nie wychodziło. Głos łamał się jak mówiłaś, czułaś jak Sans mocniej cię tuli – P-proszę, nie rób tego nigdy więcej. Ja… ja nie mogę… jak wychodzisz!
-przepraszam – zaczął kręcić ręką po Twoich plecach, wtuliłaś się w niego płacząc
-Bądź zły na mnie, bądź wściekły, ale proszę nie o-odchodź
-nie odejdę, jeżeli tego potrzebujesz, już nigdy nie odejdę
-Przepraszam, że cię zaatakowałam – powiedziałaś jeszcze raz, bo chciałaś, aby wszystko znowu wróciło do normy
-nie przepraszaj, to ja spierdoliłem
-Oboje spierdoliliście – podniosłaś się aby wytrzeć łzy w rękaw – To.. chyba i tak by się stało. Sans cofnął się aby na Ciebie spojrzeć, wyglądał na smutnego gdy studiował Twoją twarz
-nienawidzę wiedzieć, że to przeze mnie płaczesz – powiedział cicho, wyraźnie zły na siebie. Musiałaś wyglądać jak siedem nieszczęść. Pociągając nosem, próbowałaś otrzeć twarz. Odsunęłaś się od niego i podeszłaś do łóżka, aby na nim usiąść przeczesując palcami włosy. Biorąc kilka wdechów, chrząknęłaś czując się nieco lepiej. Przecierając oczy spojrzałaś na niego, przyglądał Ci się bez zmiany miny.
-Między nami wszystko dobrze? – zapytałaś, chciałaś, aby to powiedział, bo inaczej dalej będziesz się martwić. Sans podszedł do Ciebie rozsuwając nogi tak, aby stać między nimi. Założył Ci kosmyk włosów za ucho, popatrzyłaś na niego, a potem pochylił się do Twoich ust. Nie próbowałaś go już całować tak tradycyjnie. Zalałaś za to jego czaszkę drobnymi pocałunkami pozwalając, aby się do Ciebie przytulił, ponieważ już wiecie, że bez zaangażowania języków normalne pocałunki nie wypalą. Więc kiedy próbował Cię pocałować wiedziałaś, że chce Ci coś pokazać.
-oczywiście, że wszystko dobrze – cofnął się aby spojrzeć Ci w oczy. Przetarł kciukiem po Twoim policzku. Jego kości były ciepłe i gładkie – ja… mam nadzieję, że wzięłaś do siebie to co powiedziałem wcześniej. – patrzyłaś na niego czekając, aż powie coś więcej. Czułaś się trochę wszystkim przytłoczona, i choć coś ściskało Cię w piersi, spuściłaś wzrok nie patrząc na niego.
-Naprawdę? – zapytałaś ledwo słyszalnie. Podniósł Twoją głowę by ponownie spojrzeć Ci w oczy
-tak, ja.. cholera, nie chciałem mówić tego w takich okolicznościach ja.. nie wiem… chciałem to jakoś pokazać, a nie wykrzykiwać tego na undyne – usta Ci zadrżały w lekkim uśmiechu, choć nadal czułaś się przytłoczona. Ufałaś Sansowi, więc z łatwością mu uwierzyłaś. Ale skąd jest tego taki pewien, po tym wszystkim miło myśleć, że to prawda
-Dlaczego? – patrzyłaś na niego
-dlaczego ja…? – odsunął się od twojej twarzy, czułaś jak się rumienisz – nie wierzysz mi? – pochyliłaś się opierając czoło o jego mostek, zaczął rękami gładzić Cię po włosach. Chrząknął – nie czujesz, że ja…
-Nie! To nie tak… - objęłaś go na wysokości nóg tuląc go – Wierzę Sans, tylko… to nie wydaje się być prawdziwe. Powiedziałeś wcześniej, że boisz się być szczęśliwym, a ja.. – głos Ci drżał gdy wtulałaś się w niego. – Chcę ci wierzyć, bardzo, ale się boję
-to ty mi powiedziałaś, abym się nie bał, zapytałaś się, czy warto jest zaryzykować
-Wiem, tylko.. – zamknęłaś oczy łapiąc drżący oddech – Ostatni który mi mówił, że mnie kochał, zostawił mnie. Mówił że mu na mnie zależy, że się o mnie troszczy, a potem… - zacisnęłaś uścisk na sansie, nie mówił, wiedział co chcesz powiedzieć – Rozumiem dlaczego odszedł. Ja i Frisk to nie jest świetlana przyszłość. – Sans odsunął Cię lekko chwytając Twoją twarz w ręce tak, abyś na niego spojrzała. Był taki poważny, jak nigdy
-kocham cię – powiedział pewnie, tak że mu prawie uwierzyłaś – i z przyjemnością będę dzielił przyszłość z tobą… z wami razem – Znowu zalałaś się łzami, uśmiechnęłaś i zaczęłaś śmiać
-Znowu przez ciebie ryczę – mruknęłaś odwracając wzrok
-jeżeli to łzy szczęścia, to płacz – pogładził Cię po czole – ale chyba nadal masz wątpliwości – Masz. Też chcesz mu powiedzieć, ze go kochasz, bo tak jest, lecz te słowa grzęzną Ci w gardle. Boisz się, że gdy je wypowiesz stracisz ostatnią deskę ratunku. – chyba wiem jak ci udowodnić, jeżeli tylko mi pozwolisz – zabrał rękę z Twojej twarzy i przyłożył ją do mostka. Poczułaś przyjemne ciepło na całej skórze. Po chwili przypomniałaś sobie co to za uczucie, dokładnie takie samo jak kiedy wyciągał duszę z Twojego ciała. Co dusza ma z tym wspólnego? Ufałaś mu, i skoro mówił, że to pomoże to..
-Dobrze – zgodziłaś się. Przestał i usiadł na łóżku, poklepał miejsce obok, abyś na nim usiadła. Siedzieliście teraz po turecku naprzeciwko siebie stykając się kolanami. Byłaś ciekawa – Jak to ma pomóc? – zapytałaś. Wyciągnął ręce przed siebie, ciepło i wibracje wróciły.
 -dotknę twojej duszy, w ten sposób podzielę się z tobą tym co czuję – nim pomyślałaś co odpowiedzieć, dotknął palcami swoich żeber. Biała dusza unosiła się przed jego piersią oświetlona czerwienią Twojej. Tym razem nie byłaś zaskoczona jak ostatnio, lecz gdy spojrzałaś na swoją
-Oh.. – tyle mogłaś powiedzieć gdy dotknęłaś swoją duszę rękami. Byłaś zaskoczona, ponieważ zauważyłaś, jak mniejsze pęknięcia całkowicie zniknęły, zaś niektóre większe, zrobiły się mniejsze.
-czegoś… takiego nigdy nie widziałem – przyznał patrząc się na Twoją duszę uśmiechając się – twoja dusza zaczęła się leczyć. Jak mogłabyś na to odpowiedzieć? Sans zaśmiał się – to chyba przez miłość – puścił Ci oko, zaśmiałaś się wywracając oczami – dobra, wybacz, nie to chciałem ci pokazać – nadal się uśmiechając, przypominał bardziej siebie i znów spojrzał na Twoją duszę. Uniósł rękę bliżej Twojej – to może być uh trochę intensywne – mimo ostrzeżenia, byłaś nieprzygotowana. Gdy chwycił Twoją duszę z wrażenia złapałaś go za nogi. Czułaś Sansa, i wiedziałaś, że on też czuje Ciebie. Magia szumiała w jego kościach wypełniając go ciepłem i przechodząc przez Ciebie, sprawiając, że poczułaś się bezpiecznie. Bezpiecznie. I cudownie. I doceniana. Zamknęłaś oczy skupiając się na uczuciach od których aż kręciło Ci się w głowie, postanowiłaś skupić się na uczuciu bezpieczeństwa gdy obejmowałas Sansa. Z każdą chwilą czułaś się coraz bezpieczniej. Czułaś pasję, pragnienie i uczucie. Czułaś miłość która wypełniała Cię po brzegi, było jej tak dużo, że zachciało Ci się płakać. A może to Sans płakał? Już nie wiesz, czułaś się z nim jednością i w tej chwili, nic nie miało znaczenia. Czułaś się przepełniona w dobrym tego słowa znaczeniu. Gdy przebrnęłaś przez całą miłość trafiłaś na bardziej ukrywane i ciemniejsze uczucia, które sprawiły że poczułaś się nieswojo. Ledwo je zasmakowałaś, strach, zmartwienie i smutek, a już ich nie było. Odcięta czułaś wilgoć na policzkach, nie byłaś pewna, że jesteś w stanie płakać więcej. Gdy otworzyłaś oczy, Twoja dusza była w Tobie, zaś Sans kręcił głową, drżał i łapał oddech – przepraszam – powiedział z trudem – to nie… nie to chciałem ci pokazać, za daleko zaszłaś, nie spodziewałem się tego
-Tak? Nie chciałam.. – mruknęłaś, ale to nie miało znaczenia bo czułaś wszystko co chciał, miłość w nim, w was obojgu. Nim cokolwiek powiedział, wdrapałaś się na jego kolana i objęłaś. Wtulił się w Ciebie i pocałował, zaś potem Ty jego
-kocham cię, tak bardzo cię kocham
-A ja ciebie Sans – powiedziałaś w końcu z uśmiechem nie mogąc przestać go całować.
Share:

20 lipca 2018

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XXXIV - Pomóż mi znaleźć słowa [Would That Make You Happy? - Help Me Find the Words - tłumaczenie PL]

Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej.
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
 Sans nadal był zły gdy wszedł do Grillby’s. Musiał mieć to wymalowane na twarzy bo kiedy Dogamy go zobaczyła, zabrała Dogaressa z bok kręcąc głową. Wspaniały Pies opuścił uszy. Sans usiadł tam gdzie zawsze, przy szynku, czekając na Grillbiego. Zauważył jak ten krząta się po zapleczu, pewnie szykując coś dla jednego z klientów. Kładąc głowę na rekach, stukał palcami w czaszkę. Co to kurwa miało znaczyć? Od wczorajszej nocy zachowywałaś się dziwnie. Nie rozumie, dlaczego tak się przejmujesz niczym. Gdybyś tylko mogła zobaczyć, jak śmiesznie się zachowujesz… Poczuł ciepło, gdy Grillby podszedł do niego. Podniósł wzrok krzyżując ręce na blacie. Grillby tylko na niego patrzył, potem spojrzał na bok i znowu na Sansa. Pokazał palcem na puste miejsce obok  potwora w cichym pytaniu.
-ta, tylko ja – powiedział Sans – i chcę się napić – Grillby po chwili podszedł do szafy za sobą i nalał do szklanki ciemny napój. Położył go przed Sansem, który przytaknął i zaczął pić. Szklanka stuknęła o jego zęby. Grillby obserwował czekając, aż ten zacznie mówić. Barman widział Sansa już w podobnym stanie dlatego wiedział jak się zachowywać i co robić. Dlatego cierpliwie czekał, polerując szklankę białą szmatką. Sans upił więcej – świecisz dziś ciemniej – powiedział mrugając. Grillby nigdy nie był dobrą widownią. – a gdzie gorące przywitanie, co grillby? – Cisza – dobra, dobra, przyznaję, to się zestarzało – wzruszył ramionami – ale zawsze może rozbłysnąć na nowo – Szklanka którą polerował barman pisnęła bo ścisnął ją ścierką nieco mocniej. – dobra, dobra, pokłóciliśmy się – przyznał w końcu opierając twarz na jednej ręce – znaczy się, kto normalny się gniewa bo inni mu pomagają, i dlaczego była zła o to na mnie? – Upił kolejnego łyka, warknął gniewnie, gdy Grillby zabrał mu go z rąk, wylał zawartość do zlewu i nalał do środka wodę kładąc szklankę przed Sansem. – co do diabła, grillby? – zmarszczył brwi. Jeszcze nic nie czuł. I chyba o to chodziło – przyszedłem tutaj się uspokoić, nie po to abyś wkurwiał mnie dodatkowo- Grillby pochylił się opierając łokciami o blat – więc chcesz być wisienką na torcie mojego chujowego dnia, nie dasz mi się napić? – Barman przytaknął – robi z igły widły, chciałem pomóc, ale za każdą moją sugestią się wściekała, co mnie wkurwiało! jak mam jej pomóc, skoro mnie nie słucha?! – burknął chwytając za szklankę. Nie napił się, po prostu musiał zrobić coś z rękami. Grillby znowu pokręcił głową – wiesz, byłoby łatwiej, gdybyś po prostu powiedział to co myślisz – Żadnej odpowiedzi, tylko para okularów wpatrywała się w kościotrupa – skoro nie chce, abyśmy pomagali jej z dzieckiem, powinna to powiedzieć, ale nie o to chodzi, ona wie że jest zazdrosna bez powodu – stukał palcami
-…Więc, zdenerwowałeś się na nią, bo emocjonalnie odpowiada na coś, co dla ciebie jest logiczne? – mruknął Grillby, jego głos był szorstki. Sans uniósł brew zaskoczony jego głosem, sam ten fakt sprawił, że poruszył się niepewnie w siedzeniu
-przyszedłem tu byś mnie wysłuchał, a nie próbował pomóc – Grillby westchnął biorąc pusty kufel z blatu. Zdenerwowany z Twojego powodu, i teraz z powodu przyjaciela, Sans okręcał szklankę z wodą w palcach. Potrzebował się uspokoić, może odrobinę czułego słowa. Nie chciał, aby Grillby mówił mu co spierdolił. Wiedział to. Wiedział, kiedy zaczęłaś się na niego złościć. Ale był tak samo zły, że nie umiał się powstrzymać. Na co w ogóle się gniewasz? Ostatecznie chyba nie chodziło o Friska… Dlaczego Grillby go nie wysłuchał do końca tylko… Oh.
-o mój boże, ale ze mnie dupek – powiedział. Grillby popatrzył na niego z przebiegłym wyrazem twarzy. Co musiało ciekawie wyglądać, skoro nie miał ust. Sans stuknął głową w blat a potem chwycił się za czaszkę – powiedziałem jej, że może ze mną porozmawiać, a potem kurwa nie słuchałem, ja.. chciałem pomóc – warknął – a potem oboje się zdenerwowaliśmy…
-…Nic nie naprawisz, jeżeli tutaj będziesz siedział – powiedział Grillby. Jego złość zniknęła, pozostawiając po sobie tylko zmartwienie. Zostawił Cię samą. Próbowałaś go zatrzymać, ale nie słuchał. Nawet nie chciał myśleć, jak on zareagowałby gdybyś zrobiła to samo, zostawiając go z kłębkami emocji i myśli. Chciałby przeżyć dzisiejszy dzień jeszcze raz i go naprawić – wiem, daj mi tylko chwilę, muszę wymyślić jak ją przeprosić – mruknął.
 Kochasz Sansa. Jesteś już tego pewna. To dlatego tak bardzo boli. To dlatego boisz się, że to koniec. Bo spieprzyłaś, a on wyszedł, będzie musiał tutaj wrócić bo tu mieszka, ale Ty nie jesteś pewna, czy wróci tu dla Ciebie. To Twoja wina. Zawsze była Twoja wina. Gdybyś tylko bardziej uważała, gdybyś nic nie powiedziała, gdybyś… Miałaś twarz mokrą od łez, ledwo widziałaś na oczy. Słyszałaś lejącą się wodę. Oh no tak, zmywałaś naczynia. Musiałaś żyć dalej, przetarłaś twarz dłonią i zmusiłaś się do podniesienia. Ręce Ci drżały, pociągałaś nosem, starając się powstrzymać od płaczu. Zaczęłaś gnieść gąbkę w dłoni i patrzeć się na nią. Bez względu na to co się stanie, trzeba zmyć naczynia. To Twój obowiązek. Tego nie możesz spieprzyć. Choć tego.
-…no nie! Mówię, że ostatni odcinek jaki widzieliśmy był o… - podskoczyłaś kiedy Undyne weszła do kuchni z telefonem w ręku. Była w piżamach, spodenkach w rybki i pomarańczowej koszulce, włosy miała owinięte ręcznikiem. Gdy wasze oczy się spotkały, zamarła – Alphys, muszę kończyć. Zadzwonię później – rozłączyła się. Odwróciłaś wzrok, próbując skupić się na naczyniach, ale wiedziałaś, że już za późno. Widziałaś jak odstawia telefon na bok, kiedy próbowałaś przetrzeć policzek ramieniem.
-Co się stało? Gdzie Sans? – zapytała stając obok. Pokręciłaś głowa, czułaś jak coś ściska Cię w garle. Nie płacz. Nie rób większej sceny niż już zrobiłaś. Uniosłaś płyn do mycia naczyń i wylałaś go na gąbkę – Wszystko dobrze? – naciskała. Przygryzłaś drżącą wargę trzęsąc znowu głową. Zaczęłaś płakać. – Dobra, chodź, zostaw to na potem – powiedziała. Drżałaś i nie widziałaś nic przez łzy, ale czułaś jak Undyne delikatnie wyciąga spomiędzy Twoich palców gąbkę i podaje Ci ręcznik – Gdzie Sans? To ON sprawił, że płaczesz? – Nie mogłaś odpowiedzieć, zaciskając palce na szmatce miałaś problemy ze złapaniem oddechu. Szlochałaś. Undyne pokierowała Cię na krzesełko i posadziła. Przez rozmazany wzrok widziałaś jak stoi naprzeciw Ciebie i siada. Nie zabierała ręki z Twojego ramienia, to było miłe. Kręciła palcem po Twojej skórze, co odrobinę Cię uspokajało. Ocierając łzy w ręce i nos w rękaw popatrzyłaś jej w oczy
-P-przepraszam – czknęłaś. Zignorowała przeprosiny
-Powiedz co się stało – I powiedziałaś wszystko, najlepiej jak umiałaś. Jak się martwiłaś o wszystko związane z Friskiem, jak chciałaś aby Sans Cię wysłuchał, ale potraktował jakbyś przesadzała i zignorował. Słuchała aż opowiedziałaś kiedy na siebie naskoczyliście i kiedy wyszedł i jak się bałaś. Jej mina się zmieniała, ale nigdy Ci nie przerwała.
-Undyne, znasz go dłużej niż ja, czy to już koniec? – zapytałaś czując więcej łez w oczach, próbowałaś z nimi walczyć, zaczynała boleć cię głowa. Potworzyca westchnęła
-Słuchaj, nie jestem dobra w tych sprawach, ale chcę powiedzieć ci coś, więc mnie POSŁUCHAJ, dobra? – po chwili zrozumiałaś, że czeka na odpowiedź, więc przytaknęłaś – Raz się pokłóciliście. Zdarza się. Jeżeli pozwoli, aby JEDNA rzecz zniszczyła wasz związek to nie było warto – Westchnęła zdenerwowana jakby chciała aby napięcie ją opuściło – Ale wątpię, aby odpuścił. Z tego co wiem, Sans ma tylko Papyrusa. Trzymał wszystkich na dystans, póki nie poznał ciebie. A to coś znaczy – chciałaś jej coś powiedzieć, ale zdzieliła Cię spojrzeniem – Nie skończyłam – warknęła – Jeżeli uważałaś, że coś robimy źle z Friskiem, trzeba było powiedzieć. Nikt nie chce, abyś ty albo ten maluch byli nieszczęśliwi.
-N-nie chciałam nikogo zdenerwować – chrząknęłaś
-Wcześniej nie bałaś się mówić co myślisz przede mną, co się zmieniło? – popatrzyła na Ciebie podejrzliwie. Odwróciłaś wzrok gryząc wargę.
-Bo jesteśmy przyjaciółkami i nie chcę tego zmieniać – Undyne zaśmiała się
-WŁAŚNIE dlatego, że JESTEŚMY przyjaciółkami, powinnaś mówić mi kiedy cię denerwuję!
-Oh – mruknęłaś, bo nie wiedziałaś co powiedzieć
-Lepiej ci? – zapytała, mrugnęłaś zdając sobie sprawę, że wyglądała na zmartwioną
-Tak, dziękuję Undyne – uśmiechnęłaś się słabo. O nie, nie chcesz znowu płakać. Obie zadrżałyście, kiedy drzwi się otworzyły. Cała czerwona z podpuchniętymi oczami poczułaś, jak serce bije Ci mocniej. Undyne poszła do salonu jak Sans zamykał za dobą drzwi. Nie widziałaś jego miny w całości, bo Undyne zablokowała Ci widoczność
-Co do DIABŁA myślisz, że robisz, uciekasz do Grillby’s i zostawiasz ją samą płaczącą w kuchni? – krzyknęła
-Undyne, zaczekaj! Nie! – zaprotestowałaś idąc za nią. Patrzyła na Sansa nie przepuszczając go dalej. Wsadził ręce do kieszeni i spojrzał na Ciebie, zauważyłaś że światło w jego źrenicach zrobiło się mniej jasne, jego szczęka zadrżała
-cóż, wróciłem, więc gdybyś mogła… - usłyszałaś jak drzwi na piętrze się otwierają. Zerkając zauważyłaś jak Papyrus i Frisk schodzą na dół. O nie.
-Mogę skopać ci tyłek! – krzyknęła zaciskając ręce w pięści. Pod koszulką widać było napięte mięśnie.
-undyne, nie jestem w nastroju aby się z tobą bawić – zmarszczył brwi
-Nie! – krzyknęłaś chcąc, aby Cię posłuchała. Chwyciłaś ją za ramię, spojrzała na Ciebie. Coś w Twoich oczach musiało ją uspokoić, lecz i tak ostatecznie wyszczerzyła zębiska na Sansa
-TY powinieneś naprawić to co zrobiłeś! – wskazała głową na Ciebie
-a ty powinnaś przestać krzyczeć – warknął podnosząc głos
-Więc nie dawaj mi powodów, abym na ciebie krzyczała! Nie zdajesz sobie sprawy coś narobił?! – zrobiła kolejny krok w jego stronę.
-nie chciałem skrzywdzić jej celowo! – krzyknął wyciągając rękę z kieszeni i pokazując na wojowniczkę – kocham ją – W pokoju zrobiło się cicho, a Ty czułaś się, jakby ktoś Cię kopnął.
Share:

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XXXIII - Nie słuchasz mnie [Would That Make You Happy? - You're Not Hearing Me - tłumaczenie PL]

Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej.
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
Obudziłaś się zmarznięta, po chwili zdałaś sobie sprawę, że to przez Friska który otulił się kocem pozostawiając Ciebie bez okrycia. Szare światło przedostawało się przez okno, kolor poranka w Snowdin, skoro nie było tu słońca. Frisk leżał na środku odwrócony plecami do Ciebie. Zdałaś sobie sprawę, że gdybyś chciała się przekręcić spadłabyś z łóżka. Frisk miał głowę na ramieniu Sansa, tym samym którym dotykał Ciebie. W trójkę spaliście z dzieckiem między sobą, które teraz było wtulone w potwora. Zazdrość zawirowała w Tobie przekręcając Twoje wnętrzności. Nienawidziłaś tego, wiedziałaś, że nie powinnaś jej czuć, ale… Ostatnio miałaś wrażenie, że każdy po troszeczku zabiera Ci Frisk. Część Ciebie wiedziała, że próbują tylko pomóc, że zależy im na nim, ale im bardziej pomagali tym mniej czułaś się potrzebna. Czasami miałaś wrażenie, że im bardziej próbowałaś tym mniej wystarczało. Leżenie nie pomoże. Ostrożnie zeszłaś z łóżka, postanowiłaś pożyczyć bluzę i kapcie Sansa aby się rozgrzać. Zerkając na telefon wiedziałaś, że niedługo Frisk wstaje do szkoły. Pochylając się odgarnęłaś kosmyk włosów z jego twarzy. Delikatnie jęcząc dziecko popatrzyło na Ciebie odwracając się od Sansa i kładąc się na plecy.
-Chodź skarbie, czas wstać – szepnęłaś – Zrobię ci śniadanie – przytaknął i przetarł oczy. Pomogłaś mu wstać. Sans przekręcił się na żebra i mruknął wtulając się w poduszkę. Postanowiłaś zostawić go. Nie miał dzisiaj pracy i wiedząc, że wstał w środku nocy potrzebuje więcej snu. No i mogłaś teraz mieć dodatkowy czas z Friskiem. Ale i on nie był Ci dany. Papyrus już nie spał, robił śniadanie. Nawet Undyne ubrana i gotowa piła herbatę przy stole. Patrzyli na was jak weszliście do kuchni, całe szczęście Papyrus nie zauważył jak zaciskasz z gniewu zęby.
-OH DZIEŃ DOBRY! DOMYŚLAŁEM SIĘ, ŻE FRISK BYŁ Z TOBĄ, CIESZĘ SIĘ, ŻE SIĘ NIE MYLIŁEM! – uśmiechnął się machając łyżką.
-Mam nadzieję, że cię nie zmartwiliśmy – powiedziałaś delikatnie popychając Frisk w stronę stołu by zacząć robić sobie kawę.
-W OGÓLE! JA WSPANIAŁY PAPYRUS NIE MIAŁEM WĄTPLIWOŚCI, ŻE FRISKOWI NIC NIE JEST
-Oh, więc dlaczego obudziłeś mnie wypytując się, gdzie on jest? – Undyne mruknęła mierząc kościotrupa żółtym okiem. Ten odwrócił się w stronę kuchenki przekręcając omlet na drugą stronę, kropla potu pojawiła się na jego skroni
-M-MOŻE TROCHĘ SIĘ NIEPOKOIŁEM – przyznał chrząkając. Śniadanie było gotowe, więc we czwórkę siedzieliście przy stole. Papyrus i Undyne rozmawiali z Friskiem i znowu poczułaś zazdrość. Walcząc z nią skupiłaś się na jedzeniu. Zapomniałaś o niej jak dziecko pobiegło po schodach gdy skończyło jeść, aby się przebrać. Gdy Papyrus skończył sprzątać po jedzeniu przytulił Cię i poczułaś się odrobinę lepiej, postanowiłaś zrobić dla syna drugie śniadanie. Lecz kiedy otworzyłaś lodówkę, torba z jedzeniem czekała na Friska.
-To są chyba jakieś jaja – mruknęłaś – Oczywiście, że już zrobione. Dlaczego się martwiłam?
-Szukasz czegoś? – Undyne odstawiła kubek herbaty na stół. Aż podskoczyłaś.
-Oh uh nie…. Myślałam, że… - westchnęłaś – Drugie śniadanie jest już zrobione. Chciałam je zrobić.
-Papyrus zawsze je robi nim wstaniesz. Dlaczego dzisiaj miałby go nie robić? – zapytała unosząc brew. Miała rację. Zazwyczaj je robił. Nie powinnaś być zaskoczona. Im dłużej przyglądał się temu jak gotujesz, tym bardziej próbował być pomocny. Dźwięk kroków i Frisk był w kuchni. Widząc, że lodówka nadal jest otworzona podbiegł i wziął drugie śniadanie. Potem Cię przytulił i odwrócił się do Undyne z szerokim uśmiechem. = Gotowy? – zapytała rybia potworzyca podnosząc się
-Tak! – Frisk odwrócił się przez ramię i pomachał Ci – Pa mamo!
-Kocham cię – krzyknęłaś idąc za nim, ale już był przy drzwiach. Skrzyżowałaś ręce zaciskając je w pięści gdy Undyne stała obok niego
-Też cię kocham – odpowiedział. Undyne popatrzyła na Ciebie i otworzyła drzwi dziecku
-Do potem – powiedziała. Umiałaś jej jedynie przytaknąć.
Weszłaś do wanny w ubikacji, pozwalając aby gorąca woda obmyła się. Chciałabyś pozbyć się tego dręczącego uczucia, ale ono nie chciało odejść. Frisk wiedział, że jesteś jego matką od ponad miesiąca, ale nic się nie zmieniło. Zaakceptował Cię jako matkę, mieszkał też teraz z Sansem i Papyrusem, a potem z Undyne. Tak jakbyście razem utkwili w dziwnej unii. Czułaś się jednak w rozsypce, zamiast pozbierać się do kupy. Czułaś się też winna za to co czujesz. Co tylko pogarszało sprawę. Wzdychając schowałaś głowę pod wodą, pozwalając aby ta okryła Cię cało. Prawie stłumiła pukanie do drzwi. Usiadłaś w wannie wychylając się.
-dziecino? – usłyszałaś głos Sansa
-Wchodź! – krzyknęłaś. Sans wszedł do środka zerkając uprzednio i zamykając za sobą drzwi. Wyraźnie odczuł ulgę widząc Cię, uśmiechnęłaś się do niego słabo. Źrenice prawie były niewidoczne, sprawiając że wyraz jego oczu był bardziej pusty niż zawsze. – Kochany, wszystko dobrze? – zapytałaś odsuwając przesłonkę. Chciał schować ręce do kieszeni, ale nie miał takowych więc złapał się za czarną koszulkę. Spojrzał w lustro, a potem na Ciebie.
-to nic, tylko… - westchnął przecierając ręką twarz. Słyszałaś chrobot kości – przywykłem, że jesteś kiedy się budzę
-Oh – byłaś nieco zmieszana. I jednocześnie szczęśliwa, że zauważył twoją nieobecność, ale nie cieszyłaś się, że drżał – Chciałam przygotować Frisk do szkoły i nie chciałam ciebie budzić – wyciągnęłaś w jego stronę dłoń z której kapała woda na podłogę. Chwycił ją i po chwili usiadł na zamkniętej toalecie obok wanny. Wsunęłaś palce między jego, czułaś jak gładzi wierzch dłoni kciukiem.
-wiem, chciałem zobaczyć co z tobą, abym poczuł się lepiej – słyszałaś i czułaś jak zaśmiał się cicho po chwili – no i podoba mi się to co widzę – śmiejąc się szturchnęłaś go lekko
-Zmieniasz temat…
-no co, bardzo rozpraszasz.
-Sans, naprawdę wszystko dobrze? – starałaś się nie śmiać
-nic mi nie będzie, tylko ciężki poranek, to wszystko – wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko
-Przepraszam – ścisnęłaś jego dłoń
-nie masz za co, nic mi nie jest, naprawdę – Przez resztę dnia Sans nie odstępował cię na krok, więc spędziliście go na kanapie. Chciałaś zobaczyć, czy będzie chciał wyskoczyć do Grillby’s na obiad, ale powiedział, że woli jedną z twoich kanapek. Jak mogłabyś mu odmówić? Choć on ciebie potrzebuje. Miałaś nadzieję, że to pomoże pozbyć się zazdrości. Po czasie spędzonym z Sansem czułaś się lepiej. Lecz jak tylko Frisk wrócił do domu z Undyne, wszystko wróciło. Ledwo Cię przytulił, by odrzucić plecak i wybiec z domu do Undyne na trening. Sans nie zauważył nic złego. Czytal książkę z dziwną okładką. Sądzisz że to jakieś opowiadanie sci-fi. Chciałaś wyładować frustrację robiąc kolację, coś co sprawi że się uspokoisz. Nic nie powiedział, gdy wychodziłaś z pokoju. Chciałaś, aby za Tobą poszedł, upewnić się, że wszystko dobrze. Nie wie, że jesteś zła? Gdy skończyłaś, Frisk i Undyne wrócili. Jak weszłaś do salonu, na końcu kanapy siedziała Undyne oparta o podłokietnik. Pisała coś na telefonie, potem skasowała wiadomość, a potem po chwili pisała ją od nowa. Uważasz, że pisze do Alphys. Jesteś ciekawa, czy ich relacje poprawiły się od ostatniego razu. Prawdopodobnie, sądząc po jej minie. Sans i Frisk drzemali na drugiej stronie kanapy. Dziecko użyło poduszki Undyne kładąc ją na kolanach kościotrupa, kładąc nogi na nogach Undyne. Powinnaś być szczęśliwa widząc, że dobrze się dogadują. Lecz gdy przypomniałaś sobie noc… Frisk zawsze przychodził do Ciebie gdy miał koszmary, ale… Sans tym razem o niego zadbał. To Cię niepokoiło bardziej niż powinno. Jedną z niewielu rzeczy, która należała tylko do Ciebie odkąd pamiętasz było kojenie Friska po koszmarze. Coś, czego nawet Twoja matka Ci nie mogła odebrać. Wróciłaś do kuchni, aby posiedzieć tam sama.
 Sans w końcu zaczął zdawać sobie sprawę, że coś jest nie tak, gdy jedliście kolację. Kiedy wszyscy skończyli i wyszli z kuchni, Papyrus z Friskiem na górę się pobawić, zaś Undyne brała prysznic, Sans stał obok Ciebie pomagając Ci z naczyniami. Cisza między wami była niemiła i przez kilka pierwszych minut po prostu zmywałaś naczynia, a on je wycierał.
-wiesz, że możesz ze mną porozmawiać – powiedział w końcu zerkając na Ciebie i odkładając szklankę na suszarkę obok Ciebie. Westchnęłaś, szukając słów. Chciałaś mu powiedzieć, o swojej frustracji i obawach. To się robi w związku, prawda? Rozmawia się. Lecz głos ugrzązł ci w garle w obawie powiedzenia czegokolwiek. Nie wiesz dlaczego to takie trudne. Przecież chciałaś, aby upewnił się co z Tobą, prawda? Im cisza między wami była dłuższa, tym ciężej było Ci cokolwiek powiedzieć. W końcu trąc mocno talerz zmusiłaś się, aby coś powiedzieć.
-Czuję, że wszyscy wszystko za mnie robią. Matkują Friskowi za mnie – bąknęłaś czując niepewność w piersi. Na początku Sans nic nie powiedział, tylko patrzył się na Ciebie
-wiesz, że to nie jest prawda, prawda? – zapytał powoli
-Jasne, chyba… ale ja… ja jestem zazdrosna. Nawet nie mogę zabrać Friska do szkoły bo zawsze znajdzie się ktoś, kto mnie wyprzedzi aby to zrobić. I trafi tam szybciej niż ja. To ma sens, ale…
-ale wiesz, że możesz sama go tam zaprowadzić – rzucił swobodnie i nie wiesz dlaczego, ale to Cię dodatkowo wkurzyło
-Nie to chcę powiedzieć Sans – warknęłaś
-a co chcesz powiedzieć? wszystkim nam zależy na frisku i tobie, nie musisz już nic robić sama, chcemy pomóc, dziecino – wziął miskę którą mu podałaś patrząc na Ciebie dziwnie i zaczął ją wycierać.
Próbuję tylko pomóc Skarbie. Pozwól mi zająć się dzieckiem. Powinnaś odpocząć.
Usłyszałaś głos matki w głowie, co sprawiło, że wściekłaś się jeszcze bardziej
-Nie potrzebuję pomocy! Umiem zająć się moim własnym dzieckiem! – krzyknęłaś chwytając się gwałtownie zlewu i zaciskając na nim palce.
-dobrze się nim zajmujesz, jesteś jego matką, nikt cię nie zastąpi, dzieci potrzebują mam – patrzył w naczynie w dłoni trąc je nieco bardziej niż to konieczne. Więc kiedy gniew Cię opuścił, poczułaś coś co całkowicie Cię zdołowało. On nic nie zauważał.
-To, że urodziło się dziecko, nie czyni cię od razu jego matką. Trzeba zasłużyć na ten tytuł, a ja potrzebuję na to szansę! – odwróciłaś się znowu wściekła w stronę Sansa.
-ale jesteś nią dziecino – odstawił naczynie patrząc na Ciebie
-Nie rozumiesz. Nie chcę się tak czuć, Sans!
-masz rację, nie rozumiem, i nie rozumiem dlaczego jesteś na mnie zła
-Bo zachowujesz się jakby to nie było nic wielkiego. Myślałam, że chcesz abym poczuła się lepiej!
-próbuję! – uniósł brwi zdenerwowany – i to jest nic wielkiego, robisz z igły widły!
-Oh więc to ja przesadzam? Dlaczego jesteś takim dupkiem? – powiedziałaś to szybciej niż pomyślałaś i było za późno. Sans spojrzał na Ciebie, potem schował pięści w kieszeniach swojej bluzy i odwrócił wzrok.
-zapomnij, nie słuchasz mnie, może kiedy ochłoniesz zrozumiesz, że chciałem pomóc
-Sans, zaczekaj! – krzyknęłaś, ale było za późno. Kiedy chciałaś go dotknąć, już go nie było, usłyszałaś tylko trzask drzwi. Stałaś sama w szoku. Osunęłaś się na ziemie opuszczając głowę. Nie, nie, nie. Coś zrobiła? Cała złość zniknęła w chwilę, zostawiając po sobie tylko strach. Spieprzyłaś sprawę. Jest zły i to Twoja wina. Czułaś się sparaliżowana, wyładowałaś na nim swój gniew i nie miałaś szansy przeprosić. Żałowałaś, że cokolwiek powiedziałaś. Zostawił cię i bałaś się, że na zawsze. Siedząc na ziemi, schowałaś twarz w dłoniach i zaczęłaś płakać.
Share:

18 lipca 2018

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XXXII - Po północy [Would That Make You Happy? - After Midnight - tłumaczenie PL]

Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej.
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
-w dni jak ten, dzieciaki takie jak ty
-P o w i n n y    p a l i ć    s i ę    w    p i e k l e – Frisk otworzył oczy, czując na skórze pot. Słyszał krew w uszach tętniącą mu niczym porywisty potok, gdy leżał w ciemnościach papirusowego pokoju. Wtulił się w kołdrę, próbując uspokoić oddech. Całe szczęście, szkielet obok niego mocno spał. Przystawiając małą piąstkę do piersi, czuł jak pod żebrami wali mu serce. Duchy przeszłości wiły się w ciemnościach, niektóre pojawiały się jako sny. Nie, koszmary. Błękitne koszmary sprawiające, że aż włos jeżył się na głowie. Zamknął oczy zakrywając się kołdrą od stóp po głowę. Widział wielkie puste oczodoły, snop światła, wielkie kły i złote refleksy. Gdy ponownie otworzył oczy i potrząsnął głowa, uznał, że resztki koszmaru musiały mu się nadal dać widzieć, czuł strach i ból w całym ciele. Mimo okrycia i zbyt wielkiej piżamy, było mu zimno. Drżał wychodząc z łóżka, gdy zbliżył się do drzwi zerknął w stronę Papyrusa. Ten przekręcił się wtulony mocno w poduszkę. Absencja Friska pozostała niezauważona. W mieszkaniu było ciemno, lecz przez okna przedostawało się światło z pobliskiej latarni. Biorąc głębokie wdechy, skierował się w stronę pokoju Sansa. Powiedziałaś mu, że jeżeli będzie czegoś chciał, zawsze może przyjść do Ciebie. A po tym koszmarze, nie pamiętał nic, z wyjątkiem tego, że potrzebuje Cię. Zawsze do Ciebie szedł ciemną nocą, nawet wtedy kiedy nie wiedział, że nie jesteś jego siostrą, tylko matką. Ale to już nie jest tylko Twój pokój. Nie jesteś sama. Z jakiegoś powodu denerwował się na myśl o Sansie. Zamarł przed drziami z uniesioną ręką gotową pukać.

Szkielet pożarł twój język?

Frisk zacisnął dłoń w pięść.

Boisz się, że nie możesz mu zaufać? Też bym się bała. Ale, ty i tak nikomu nie ufasz. Tak bezpieczniej.

Przykro mi, że nadal tak myślisz. Miałem nadzieję, że do tego czasu się rozmyśliłaś.

Nie bądź idiotą. Nie zmienisz tego co myślę.

Nie wierzę.

To w co wierzysz, nie ma znaczenia.

Głos zamilkł gdy Frisk nie odpowiedział. Coraz częściej z nim nie rozmawia. Jeszcze ponad miesiąc temu, głos obiecał mu moc przed którą ugną kolana wszyscy jego wrogowie. Teraz ten sam głos wydaje się być bardziej zdenerwowany i zamyślony. Frisk zastanawiał się jak to jest utknąć w czyjejś głowie, bez kontroli. Sama ta byś była denerwująca, o czasami współczuł głosowi. Lecz te uczucia tylko rozjuszały głos, i Friskowi nie było już go żal. Od dawna wiedział, że głos najbardziej nienawidzi litości. Pogrążony we własnych myślach, nie usłyszał szmerów za drzwiami do pokoju Sansa. A kiedy te otworzyły się, aż podskoczył z szeroko otwartymi oczami. Sans właśnie wychodził gdy zobaczył dziecko. Był blady w ciemnościach, w białym podkoszulki i czarnych spodenkach. Przez chwilę patrzyli się na siebie nie wiedząc co powiedzieć.
-co jest dzieciaku? nie możesz spać? – zapytał zaś jego źrenice zajaśniały bardziej gdy patrzył na twarz Frisk. Ten nie wiedząc dlaczego, ale miał wrażenie że ton głosu Sansa nie był tak miły jak powinien być. Stojąc na korytarzu ze szkieletem czuł się… niepewnie. Nie rozumiał tego uczucia. – dzieciaku? – gdy Sans wyciągnął rękę, aby dotknąć ramienia dziecka, to odsunęło się. Cofnął dłoń zmieszany. Frisk przystawił rękaw do ust odwracając wzrok
-Miałem koszmar… - mruknął. Napięcie ustąpiło z ciała Sansa, lecz Frisk tego nie zauważył
-chcesz iść do mamy? śpi, ale mogę… - Frisk energicznie zaprzeczył przygryzając wargę i patrząc się na potwora
-Też miałeś koszmar? – Sans zamknął za sobą drzwi do sypialni
-nie tym razem – przyznał wzruszając ramionami, po chwili uśmiechnął się do Friska – ale wiem co może pomóc, chodź do kuchni – Nie trzeba było powtarzać, oboje zeszli ze schodów. Frisk był zmieszany, ale i ciekawy, szedł za potworem. Chciał zapytać co zamierza, ale gdy tylko przechodzili przez salon usłyszał jak Undyne wierci się na kanapie, więc postanowił siedzieć cicho. Wkrótce Sans zapalił lampkę nad zlewem. Dawała dość światła, by nie było ciemno, ale za mało, by obudzić Undyne. – usiądź dzieciaku – mruknął machając ręką w stronę stołu. Frisk  tym razem się nie ruszył – to zajmie tylko chwile – postępując posłusznie usiadł na krześle przy drzwiach, patrząc na Sansa chodzącego po pomieszczeniu. Wyciągnął niebieską puszkę z szafki, potem uniósł lewą rękę i niebieska aura uniosła dwa kubki z suszarki na naczynia.
-Co robisz? – zapytał machając nogami nad ziemią.
-zobaczysz – Sans zerknął przez ramię i mrugnął. Otworzył kolejną szafkę, Frisk słyszał szelest plastikowej torebki. Próbował zerknąć, co szkielet robi, lecz ten sukcesywnie zasłaniał mu widoczność ciałem. Ostatecznie dziecko podparło główkę rękami czekając. Odstawiając torebkę, Sans odwrócił się twarzą w stronę Frisk i oparł o blat kuchenny. Obok siebie miał dwa kubki, w jednym z nich była łyżka, było na nim napisane „NAJLEPSZY BRAT NA ŚWIECIE” znajomą czcionką. Na drugim pomarańczowy kot z szerokim uśmiechem i podpisem „Miłego dnia”.
-Dlaczego nie śpisz, skoro nie miałeś koszmaru? – zapytał patrząc na Sansa z ciekawością. Ten uniósł brew jakby nie spodziewał się pytania
-to uh… bardziej skomplikowane niż myślisz, dzieciaku
-Mama wie? – położył ręce bawiąc się paznokciami i spuszczając wzrok
-wie prawie wszystko
-To pomogło? – Sans zaśmiał się lekko kręcąc głową, nie w braku zgody co w niedowierzaniu o to o co jest pytany
-tak, pomogło fresk, to że ktoś mnie rozumie pomaga – Frisk podniósł głowę i przygryzł wargę.
-Więc, nie pomogłoby ci bardziej, jeżeli dowiedziałoby się więcej osób? – Zaskoczony pytaniem Sans prawie przegapiłby moment gotowania się wody. W ostatniej chwili wyłączył czajnik nim ten zaczął piszczeć. Odwracając się plecami do dziecka zaczął nalewać wodę do kubków, a potem zamieszał zawartość metalową łyżeczką. Cichutkie stuknięcia wypełniały ciszę. Następnie ostrożnie położył oba kubki na stole, gdzie ten z kotem dał Friskowi. Dziecko nie naciskało na odpowiedź, biorąc ciepłe naczynie między swoje ręce z szerokim uśmiechem. Poczuł przyjemny zapach gorącej czekolady z piankami. Szkielet usiadł naprzeciw dziecka i wziął swój kubek w ręce z uśmiechem.
-gorąca czekolada najlepsza na koszmary – powiedział opierając się – robiłem ją papyrusowi kiedy byliśmy dziećmi, zawsze poprawiała mu nastrój – Frisk ni cnie powiedział. Wpatrywał się w kubek czekając na dalsze słowa Sansa, który po kilku sekundach ciszy zdał sobie z tego sprawę i westchnął – nie pamiętam zbyt wiele o naszym dzieciństwie, wiem że stresował się przed pójściem do… - zmarszczył brwi próbując sobie przypomnieć, ale poddał się i westchnął, potrząsnął głową – nie wiem, mniejsza, bał się że nikt go tam nie polubi, tak się bał że zaczął mieć koszmary, więc brałem go na dół w środku nocy, gdzie byliśmy sami i robiłem mu gorącą czekoladę, a wtedy mówił mi co czuje – Frisk popatrzył na kubek próbując wyłowić pianę łyżeczką, potem upił mały łyk. Była słodka, i nawet choć była gorąca, to pił ją dalej. Sans zaśmiał się pokazując na usta dzieciaka – w wąsach ci do twarzy – uśmiechając się, dziecko zlizało czekoladę z warg. Sans puścił mu oko i sam upił swojego, powoli aby nic nie rozlać, bo przecież nie miał warg. Jak skończył i odstawił kubek Frisk śmiał się jeszcze głośniej, gdyż ten miał wąsy z czekolady na całych zębach. – huh, też coś mam? – zapytał mrugając okiem. Chwycił za ścierkę i wytarł dół zębów – już? – Frisk uniósł rękę pokazując
-Tam! – Sans znowu zaczął trzeć złe miejsce
-już?
-Nieeee! – skrzeknął i całe szczęście sam się stłumił ręką. Zdając sobie sprawę, że w salonie przecież mają gościa. Potem popatrzył na Sansa, ale czekolada z zębów zniknęła. Nadal uśmiechnięty i czując się już o wiele lepiej z ustami pełnymi roztapiających się pianek zaczął pić czekoladę.
-wiesz, zawsze możesz mi powiedzieć dzieciaku, chcesz porozmawiać o tym co cie zżera? – patrzył na niego, Frisk czuł jak białe światełka w jego oczach studiują reakcje chłopca. Wyglądał na skupionego. Frisk schował się za kubkiem i upił duży łyk.

Wiesz, że jemu tak naprawdę na tobie nie zależy, tylko na niej. Jest dla ciebie miły bo w ten sposób ona będzie szczęśliwa.

To nie jest prawda

Jesteś pewien?

Wiem kiedy mówisz coś, bo po prostu chcesz być niemiła. Ty też w to nie wierzysz.

W umyśle dziecka znowu była cisza. Czy może wyjawić prawdę przed Sansem? Czy uwierzy mu jeżeli powie, że ma głos w głowie odkąd znalazł się w Podziemiu? Magia i potwory to jedno, ale słyszenie głosów? Frisk uważa, że wszyscy by się martwili, bo jest pewien, że Sans by o tym Tobie powiedział.
-dzieciaku, mnie możesz zaufać – mówił czule – wszystkim tutaj, mnie, mamie, papyrusowi, undyne… wszystkim nam na tobie zależy – Frisk nie musiał słyszeć głosu w głowie aby wiedzieć, co ten chce powiedzieć. Czuł, jak głos słucha, samemu zagłębiając się w swoich myślach. Znowu popatrzył na kubek. Frisk nie może powiedzieć prawdy.
 -Wiem, ale to nic strasznego. Nie pamiętam o czym był koszmar – Sans westchnął nieco zawiedziony, zaś Frisk poczuł jak coś ściska go w żołądku. Bał się, że Sans może pomyśleć, że ten coś ukrywa.
-nie martw się, czy czekolada pomogła? – Kiedy dziecko znowu podniosło wzrok, Sans uśmiechał się jakby nigdy nic. Dziecko poczuło ulgę i odwzajemniło uśmiech
-Tak, bardzo! Dzięki Sans – przytaknął i mrugnął
-do usług dzieciaku, cieszę się, że czujesz się lepiej, czy ty.. – odwrócił wzrok w stronę salonu otwierając zaskoczony oczy – cześć dziecino, my właśnie… czy wszystko dobrze?  - Frisk odwrócił się na krześle, aby zobaczyć jak stoisz w progu z dziwnym wyrazem twarzy. Miałaś skrzyżowane ręce, patrzyłaś na Sansa i na swoje dziecko przygryzając wargę. Frisk pomyślał, że jesteś lekko zła.
-Oh – mruknęłaś uśmiechając się słabo – Chciałam sprawdzić co u ciebie, kochany. Nie spodziewałam się, że będzie z tobą Frisk – przeniosłaś na niego wzrok – Wszystko dobrze, skarbie? Co robicie tak późno w nocy?
-dzieciak miał koszmar, znalazłem go na korytarzu kiedy wstawałem – mówił Sans, lecz Twój wzrok nigdy nie spuścił ciałka dziecka. Zaczynał się tym lekko denerwować, ale nie wiedział dlaczego.
-Dlaczego nie przyszedłeś do mnie? Wszystko dobrze? – dopytywałaś wchodząc do kuchni i siadając obok dziecka, pogładziłaś go po policzku. Frisk przytaknął zerkając na Sansa, który tylko się wam przyglądał.
-Spałaś, a Sans pomógł. Zrobił mi czekoladę! – uśmiechnął się mając nadzieję, że ty też się uśmiechniesz, ale tego nie zrobiłaś. Popatrzyłaś za to na Sansa i wymieniliście się spojrzeniami, których Frisk nie rozumiał. Nie był też pewien, czy Sans również to rozumie, sądząc po zaskoczeniu na jego twarzy.
-Cóż – znowu popatrzyłaś na Frisk – Skoro czujesz się lepiej, może wrócisz spać? Chcesz spać ze mną? – dziecko przytaknęło i nagle uśmiech ulgi wkroczył na Twoją twarz. Objął Cię ramionami i podniosłaś go biorąc w objęcia z lekkim westchnięciem. –Idziesz do łóżka? – Zapytałaś Sansa – po chwili ciszy Sans zaszurał krzesełkiem podnosząc się
-jasne, jeżeli chcesz – Frisk czuł jak objęłaś go mocniej, również się w Ciebie wtulił nie będąc pewien, dlaczego to wszystko wydaje się takie niezręczne.
-Oczywiście, że chcę. Tylko… Przepraszam, wracajmy do łóżka.
Share:

17 lipca 2018

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XXXI - Mettaton [Would That Make You Happy? - Mettaton- tłumaczenie PL]

Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej.
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
-Alphys, ze wszystkich osób ty powinnaś wiedzieć jak bardzo uwielbiam ludzi. Zabiłbym za możliwość poznania choć jednego. – Mettaton machnął w Twoją stronę, poczułaś jak Sans mocniej Cię obejmuje – Całe szczęście, wygląda na to, że nie będę musiał.
-R-racja… oczywiście – Alphys nerwowo zaczęła naciągać  rękawy swojego płaszcza – M-myślałam, że dzisiaj będziesz z-zajęty…
-Plany zawsze można zmienić – zaśmiał się
-CIESZĘ SIĘ, ŻE JEDNAK CI SIĘ UDAŁO METTATON! – głos Papyrusa był wyższy niż normalnie, nie ruszył się też z miejsca przy drzwiach. Musiał sobie zdać z tego sprawę, gdyż szybko zamknął wejście i dołączył do reszty – RAJUŚKU, MIŁO ZNÓW CIĘ WIDZIEĆ! – Mettaton przekręcił swoje ciało tak aby, jak sądzisz, mógł spojrzeć na Papyrusa, choć nie miał przecież oczu. Domyśliłaś się, że jakoś musi widzieć, może ma jakieś sensory czy coś. Kwadraty na nim zrobiły się żółte i czerwone.
-Oh Papyrus, zgadza się? Zawsze miło mi poznawać tak entuzjastycznych fanów – jego słowa były miłe, ale jego uwaga szybko wróciła do Ciebie i Frisk. Czułaś się z tego powodu trochę źle. Ale Papyrus najwyraźniej tego nie zauważył. Jego uśmiech poszerzył się i złapał się za twarz. Dookoła jego oczu widać było iskierki. Cieszyłaś się, że nie jest zły, choć i tak wydawało się to trochę niesprawiedliwe.
-PAMIĘTA MOJE IMIĘ! – Undyne wywróciła oczami, patrząc na Mettatona zdenerwowana
-Oczywiście, że pamięta. Nie ma wielu fanów. – Jego klawisze stały się na chwilę czarne, potem czerwone i żółte. Po chwili ciszy robot zaczął zachowywać się normalnie, Undyne jednak była zadowolona. Alphys chrząknęła, patrząc co chwilę między dwójką swoich przyjaciół. Frisk zszedł z krzesełka podchodząc do Mettatona i złapał go za dłoń. Sans poruszył się niepewnie, jakby chciał go chwycić i odciągnąć. Co takiego jest w robocie, że Sans zachowuje się tak nerwowo? Spojrzałaś na niego, ale jego uwaga była w stu procentach skierowana na robota.
-Cześć! Miło poznać – dziecko powiedziało grzecznie – Jestem Frisk.
-Oh! Cześć kochany, czyż nie jesteś uroczy! – Mettaton chwycił małą dłoń dziecka. Pomachał nią energicznie w odpowiedzi Frisk zaśmiał się i uśmiechnął szeroko. Poczułaś, że Sans nieco się rozluźnia, no przynajmniej nie wygląda tak, jakby chciał rozszarpać robota. Choć nie dawał po sobie nic poznać i uśmiechał się jak zawsze, czułaś, że coś nadal było nie tak.
-Też jestem fanem! Oglądam cię zawsze w telewizji! – powiedział Frisk
-Zawsze wiedziałem, że ludzie wiedzą co dobre – zaśmiał się krótko. Gdy Mettaton i Frisk rozmawiali, Undyne pochyliła się do alphys by powiedzieć coś, czego nie usłyszałaś. Cokolwiek to było, sprawiło że naukowiec podskoczyła i zarumieniła się odpowiadając coś Undyne. Gdybyś jej nie znała dobrze, mogłabyś sądzić, że Undyne powiedziała coś sprośnego, lecz myślisz, że po prostu pytała się, czy naukowiec czuje się dobrze. Widziałaś, że między Undyne i Mettatonem, Alphys zachowywała się bardzo niepewnie. Poruszyłaś się, nie wiedząc co do końca ze sobą zrobić. Sans nie pomagał, stał w ciszy i nie ruszał się. Wyczuwałaś jego negatywne emocje, oraz radość Friska, lecz mimo to zaczynałaś się złościć, że nikt nie przedstawił Ciebie. Podeszłaś do Frisk stając za nim kładąc dłonie na jego ramionach.
-Przepraszam, jeszcze się nie przedstawiłam, jestem ____ mama Friska – Mettaton chwycił cię za dłoń i odsunął od Friska. Gdyby miał oczy wiedziałabyś, że lustruje Cię spojrzeniem, nic nie mogłaś poradzić na rumieńce wkraczające na Twoją twarz.
-Czyż nie jesteś olśniewająca! – uśmiechnęłaś się zawstydzona – Uwielbiam ludzi, a ty kochana, jesteś wspaniała. Ośmielę się stwierdzić, że nikt w Podziemiu mi nie zaprzeczy, że jest coś niezwykłego w ludziach.
-Cóż, ja nie.. – zaczęłaś, lecz nie dokończyłaś bo Ci przerwał
-Nie sprzeczaj się ze mną kochana! Nie chcę tego słyszeć. Pewnego dnia, gdy wyjdziemy na powierzchnię, będzie więcej ludzi. Teraz jednak, będę musiał zadowolić się tobą. – Jakimś sposobem jego głos zrobił się niższy, prawie jakby warczał.
-M-Mettaton! – skrzeknęła Alphys
-Ja, cóż… - cała ta uwaga sprawiała, że czułaś się niepewnie.
-Nie mogę uwierzyć, że ze wszystkich miejsc zamieszkałaś w Snowdin! Powinnaś być gdzieś gdzie jest cieplej, gdzie są ludzie! Pozwól zabrać się kiedyś do stolicy, piękna, sprawię, że nie będziesz się nudziła… - przybliżył się nieco, zadrżałaś. Zamrugałaś próbując zrozumieć co właśnie się stało, czułaś, że cała się rumienisz, lecz nim zdążyłaś cokolwiek przeanalizować Sans znowu stał przy Tobie, obejmując Twoje biodro ramieniem i przyciągając Cię do siebie. Spojrzałaś na niego, dostrzegłaś, że jedno jego oko błyszczy na niebiesko.
-posłuchaj przerośnięty kalkulatorze, nie dotykaj jej albo alphys będzie musiała zrobić ci nowe łapska – warknął, czułaś w powietrzu jego magię. Kolejna cisza, której nikt nie chciał przerwać. Potem wszyscy zareagowali podobnie
-SANS, TO BYŁO CHAMSKIE!
-M-mettaton, może powinieneś…
-Kochany, myślę że przesadzasz
Undyne zaczęła się śmiać, spojrzałaś na nią, właśnie ocierała łzę z oka.
-To było ZABAWNE! Świetnie Sans! – Alphys patrzyła na Sansa, jakby się bała. Przesunęła się w stronę robota. Kiedy spojrzałaś na kościotrupa, zarówno błękit w oczach jak i magia zniknęły. Wzruszył ramionami, lecz nadal Cię trzymał. Czułaś się jeszcze bardziej zagubiona.
-masz mnie undyne – zmusił się do śmiechu – rabany, mettaton, rozjaśnij się! jak tu zostaniesz usłyszysz mettatonę kawałów
-SANS TONIE BYŁO ŚMIESZNE – Papyrus skrzyżował ręce na piersi. Alphys mamrotała coś czego nie rozumiałas, a Frisk patrzył na Mettatona i Sansa i znowu na Mettatona wyraźnie zmieszany. Robot zmieszał się wyraźnie. Słyszałaś ciche buczenie z jego ciała, potem zaczął klepać Cię i Sansa po ramionach.
-Rozumiem! Kochanie, i tak daj mi znać, jeżeli będziesz chciała kiedyś odwiedzić stolicę. Cały czas tam jestem – brzmiał pogodnie.
-za mało, jak na mój gust – mruknął Sans – kochanie, możemy porozmawiać na osobności? – zapytał popychając cię w stronę kuchni
-Tak – poszłaś za nim, kiedy mijałaś Mettatona i Papyrusa, zauważyłaś jak naukowiec podskakuje do robota by coś mu mówić, miałaś wrażenie że jej łapki drżą. Gdy tylko znalazłaś się z Sansem sam na sam, ten odwrócił się i chwycił Cię za ręce. Był poważny.
-nie ufaj mu – wiedziałaś, że nie żartuje, lecz nie umiałaś powstrzymać krótkiego śmiechu
-Sans, jesteś zazdrosny? O co chodziło z tamtym? – zmarszczył brwi
-to nie ma nic wspólnego z tym co czuje, mówię, że masz przy nim uważać i nie ufać mu
-Więc jesteś zazdrosny
-czy ty mnie w ogóle słuchasz dziecino?
-Cukierku, słucham. I chcę abyś wiedział, że nie lecę na żelastwo – zaśmiałaś się znowu, potem pochyliłaś się biorąc jego ręce i pocałowałaś w usta – Wolę tych kościstych – Sans westchnął zrezygnowany, ale się uśmiechał. Widziałaś, jak się rumieni.
-obiecaj mi, że będziesz uważać – Nadal uważałaś, że przesadza, ale nie chciałaś mu tego powiedzieć. Zamiast tego przytaknęłaś.
-Obiecuję.
-mówisz tak, abym dał spokój? – Tak
-Nie!
-mówię poważnie – spojrzał na Ciebie z uwagą – proszę, nie opuszczaj gardy przy nim, upewnij się, że fresk też z nim nie jest – Gdy wspomniał o Twoim dziecku, oprzytomniałaś trochę. Może nie przesadza… skoro tak ostrzega… musi mieć powód. Ścisnęłaś jego ręce przytakując
-Dobrze, będę ostrożna. Powiesz mi dlaczego?
-ja.. – odwrócił wzrok – jest niebezpieczny, nie wiem co planuje wobec was
-Bo interesują go ludzie? – To było dziwne, ale Mettaton przynajmniej Ci nie groził.
-można tak to powiedzieć – znowu na Ciebie spojrzał, potem na Twoją pierś, uwolnił jedną dłoń i dotknął Twojego mostka – czytałaś o naszej historii, tak, i pamiętasz jak zareagowała undyne gdy cię pierwszy raz spotkała, asgorowi zależy na twojej duszy więc chroń ją – Myśli, że Mettaton przyszedł tu po Twoją duszę? Nie wydaje się tak straszny jak Undyne no i nie groził Ci. Ale ufasz Sansowi. Dbał o Ciebie i o Frisk od ponad miesiąca, wiesz że mu zależy na Was. Położyłaś rękę na jego
-Dobrze, choć uważam, że moja dusza jest już zarezerwowana – uśmiech Sansa się poszerzył, mina nieco zelżała
-ah tak? – uniósł dłoń aby pogładzić Cię po policzku. Czułaś jak się rumienisz zbliżając się do niego.
-Już ci mówiłam. Jestem twoja. Więc nie martw się i nie bądź zazdrosny – czułaś jak przejechał kciukiem po Twoim mostku
-wiesz, że ja też jestem twój, prawda? bo…
-SANS? LUDZIU? NIE CHOWAJCIE SIĘ W KUCHNI! METTATON I ALPHYS WYCHODZĄ, SANS POWINIENEŚ PRZEPROSIĆ ZA SWOJE ZACHOWANIE! – donośny głos Papyrusa sprawił, że oboje podskoczyliście. Popatrzyliście na siebie niepewnie zdając sobie sprawę, że to nie jest najlepszy czas na taką rozmowę. Zarumieniony Sans schował ręce do kieszeni.
-chodź, bo zaraz po nas przyjdzie
Share:

POPULARNE ILUZJE