19 września 2016

Undertale: Klatka z kości -Rozdział II - Pułapka [Cage of bones - Trapped - tłumaczenie PL] [+18]

Obrazek autorstwa: Golen-dragons-flower
Notka od tłumacza: Jest to opowiadanie z serii NSFW, osadzone w alternatywnym uniwersum (AU) gry Undertale nazywanym Underfell. Czym się charakteryzuje ta rzeczywistość? Frisk dobry - potwory złe. Floweya w tym wypadku nie ma w opowiadaniu. Autorką  jest Golden thread (Lusewing). Co warto jeszcze zaznaczyć? A tak, głównym bohaterem opowiadania jesteś... cóż TY. Tak, Ty. Opowiadania pokroju Postać x Czytelnik są dość modne poza granicami naszego zaścianka i jakkolwiek za nimi nie przepadam tak to opowiadanie wyjątkowo mnie do siebie przekonało. Jeżeli komuś nie odpowiada taka forma tekstu może wyobrazić sobie w roli siebie np Friska czy własne ulubione OC. Warto jednak zaznaczyć, że treść jest dostosowana pod kobiecego czytelnika.Główna para to Ty x Sans (Underfell)
W opowiadaniu występuje BDSM, gdzie kobieta jest uległa, a mężczyzna jest dominujący - jeżeli nie lubisz takich rzeczy - zrezygnuj z dalszego czytania (chociaż pewnie będziesz żałować). To by było chyba na tyle.
Oryginał: klik
Spis treści:
Rozdział II - Pułapka (obecnie czytany)
/Na prośbę autora - dalsze tłumaczenie zostało przerwane./

No koleżanko, właśnie masz prze-sra-ne. Być może bardziej przesrane niż gdybyś dała się złapać tym wilkołakom. Sans stał obok Ciebie, trzymając Cię mocno na ręce i ramiona. Jakim sposobem był tak silny? Za każdym razem kiedy próbowałaś mu się wyrwać, jego kościste palce zaciskały się na Tobie coraz bardziej, a kiedy byłaś już pewna, że zaraz Cię połamie – poddałaś się. Mogłaś już tylko płakać i błagać o łaskę..
-Obiecałeś! Proszę, wypuść mnie. Nikomu nic nie powiem! N-nie musisz nawet pokazywać mi drogi! Proszę... błagam... Ja chcę do domu. - Głos Ci drżał, a po policzkach ciekły łzy, którymi się dławiłaś.. Szukałaś na jego twarzy jakiejś reakcji. Równie dobrze mógłby być posągiem z lodu. To było niesprawiedliwe. Dlaczego był aż tak okrutny, by zwodzić Cię nadzieją powrotu do domu? Jak mógł pod woalką pomocy zrobić Ci to w lesie?
-Skończyłaś? - Popatrzyłaś na niego. Brzmiał jak rodzic czekający, aż jego dzieciak się uspokoi. Zimny. Obojętny. A... a wtedy w lesie... przez tych kilka chwil był taki delikatny, jakby mu naprawdę na Tobie zależało. Udawał? Po to aby pozyskać Twoje zaufanie? Boże, ale jesteś głupia. Pobiegłaś do pierwszej lepszej osoby oferującej pomoc.
-Jesteś gorszy niż tamte psy! Przy nich przynajmniej wiedziałam czego się spodziewać!
-Nic straconego. - westchnął – Słuchaj kochanie, wystarczyło tylko poprosić. Jeżeli chcesz iść z tymi pchlarzami, osobiście mogę cię do nich zaprowadzić. Albo! Mogę zaoszczędzić ci wycieczki. Jestem więcej niż pewien, że twoi towarzysze zostali zabrani do Alphys, więc mogę cię tam od razu zaprowadzić.
Był taki spokojny, nijaki. Mówił to tak, jakby proponował ci wycieczkę do sklepu, a nie do morderczej paczki wilków z szalonym doktorkiem na czele.
-C...co?
-Jeżeli będziesz dla niej miła, a Alphys będzie mieć dobry humor, to może nawet nie będziesz długo cierpieć? Wsadzi cię od razu do maszyny. - Zaczął cię odciągać od domu, od światła, od ciepła. Daleko w nieznane. Przypomniałaś sobie co Sans powiedział Ci w lesie. Przypomniałaś sobie jak szkliste oczy miał dziewiąty. Wyobraziłaś sobie swoje ciało leżące na posadzce w laboratorium, niezdolne do zrobienia czegokolwiek. Nad Tobą pochylała się jakaś postać, Twoje wyobrażenie Alphys.
-N...nie, błagam. Proszę, nie zabieraj mnie tam. - Zaparłaś się nogami. Płakałaś. Mimo to Sans ciągnął Cię dalej, jakby zupełnie mu nie przeszkadzał opór. W końcu się zatrzymał i puścił Twoje ramiona, jednak nie byłaś wolna. Jego dłoń powędrowała na Twoją szyję. Dobrze wiedziałaś, że walka na nic się zda, przestałaś się z nim mocować i pozwoliłaś aby przekręcił Twoją twarz, tak abyś patrzyła na niego. Nie wyglądał na szczęśliwego.
-Nie mam nastroju na zabawy. Więc jak: dom czy laboratorium? - Sans praktycznie wycedził te słowa przez zęby. Zanim otworzyłaś usta i zapytałaś się o trzecią opcję zorientowałaś się, że stąpasz po naprawdę cienkim lodzie w dodatku w towarzystwie demona, który z łatwością rozerwałby Cię na pół, gdyby tylko chciał. Z „radością” zaakceptowałaś fakt, że nadal wydawał się być lepszym wyborem niż ta cała Alphys. To co Ci zrobił w lesie było niczym w porównaniu z byciem szczurem laboratoryjnym. No i z domu łatwiej będzie uciec.
-D...dom. - Naprawdę Ci się to nie podobało. Szczególnie ten sposób w jaki Sans się teraz uśmiechał patrząc na Ciebie. To nie tak, że w ogóle wcześniej się nie uśmiechał... po prostu teraz ten uśmiech był taki przepełniony pychą i... spragniony. Może szybka śmierć w paszczy była lepszą alternatywą...?
-No widzisz, tak trudno było? - Mimo to nie zwolnił swojego uścisku, odwrócił Cię w kierunku domu. Ostatecznie wygląda na to, że Cię nie zabije... c h y b a.

Nie mogłaś poruszać rękami, jednak to nie powstrzymało Cię od rozglądania się za czymś co mogłoby być pomocne przy ucieczce. Ostatecznie nie znalazłaś niczego. Może w środku będzie więcej rzeczy? Nie widziałaś ani kawałków drewna, ani żadnego topora, ani nawet jakiejś ozdoby ogrodowej czy głupiego noża. Nie znalazłaś nawet łopaty! Kto do diabła żyje w miejscu pełnym śniegu bez pieprzonej łopaty pod ręką? Ale to oznaczało też, że jeżeli skakałabyś z okna miałabyś miękkie lądowanie, albo tamta wielka kupa śniegu, zaraz przy drzewie, mogłaby się okazać dobrym miejscem do schowania czy zatarcia śladów. Oczywiście, jeżeli uda Ci się uciec z domu.
Ręka na Twoim karku zmusiła Cię do ruszenia naprzód. Stawiałaś niewielki opór, jednak na nic się on zdał w porównaniu do jego siły. Klucz przekręcił się w zamku i tak szybko jak drzwi się otworzyły on stanął za Tobą.
Nie byłaś do końca pewna, czego masz się spodziewać w środku domu demonicznego kościotrupa. Może jakieś lochy z klatkami pełnymi porwanych ludzi? Ciężko było Ci uwierzyć w to, że obraz przed Twoimi oczami był raczej... normalny. W pokoju było dość ciepło, ściany pomalowane na niebiesko. Był telewizor, a naprzeciw wielka zielona kanapa. Wyraźnie przetarta i stara, lecz nie to teraz zajmowało Twoje myśli. Była tam też kuchnia z kilkoma drewnianymi meblami. Tonęła w dziwnej mieszance kolorystycznej, mianowicie pomarańcz i czerwień. To był normalny dom. Malarz chyba był pijany jak malował, aaale tak. To był normalny dom.
Zaraz jak tylko drzwi się zamknęły, Sans odszedł na kilka kroków uprzednio puszczając Cię ze swojego uścisku. Nie zdawałaś sobie sprawy wcześniej z jego siły do czasu, aż nie spróbowałaś złapać pełnego oddechu. Mało Cię nie udusił! Nie znalazłaś nic w pokoju co mogłoby być przydatne. Popatrzyłaś do góry. Cóż, dom był mały – tym lepiej dla Ciebie, mniej miejsc w którym mogłabyś zostać uwięziona. Jak na tę chwilę jednak, z trudem było Ci myśleć, nie wspominając o poruszaniu się. Bolały Cię ramiona, szyja, byłaś przemarznięta i zmęczona. Pewność Cię nie opuszczała, że w miejscu w którym trzymał swoje kościste łapska masz wielkiego siniaka. Nie chciałaś, aby na Twoim ciele był najmniejszy ślad jego obecności.
Dźwięk lecącej wody. Odwróciłaś się i zobaczyłaś jak Sans wychodzi z kuchni trzymając w ręku kubek.
-Masz, pij. - Niewiarygodne, nie spodziewałaś się że coś takiego będzie miało miejsce. Przyjęcie czegokolwiek od kogoś z taką twarzą... Popatrzyłaś na zawartość kubka. Wyglądało jak normalna woda. Zdałaś sobie sprawę, że naprawdę chce Ci się pić... ale ciekawość i (raczej) ostrożność wzięły górę.
-Skąd mam wiedzieć, że nie dodałeś tam czegoś? - Szczere pytanie, choć głupie. Sans przyglądał się Tobie przez chwilę, rzucił Ci obojętne spojrzenie zanim położył kubek na stole, odwracając go uchem w Twoim kierunku. Wziął pilot z telewizora, a następnie usiadł na kanapie i położył nogi na małym stoliku do kawy przed sobą. Zdałaś sobie sprawę, że musiał ściągnąć swój płaszcz. Siedział teraz w czarnych luźnych spodniach i czerwonej koszulce oraz w skarpetkach w żółto-czarne pasy. To co właśnie widziałaś wydawało się niedorzeczne, lecz im dłużej na niego patrzyłaś tym bardziej się bałaś.
Przeniosłaś wzrok na kubek wody. Oczywistym było, że uciekniesz jak tylko nadarzy się taka okazja. To tylko kwestia czasu. Jednak zanim to nastąpi będziesz musiała się napić. Wzięłaś kubek w dłonie,  ramiona Ci lekko zadrżały. Powąchałaś. Nic niezwykłego, choć nie jesteś pewna, czy pamiętasz jaki zapach ma woda. Nigdy wcześniej się nad tym nie skupiałaś.
-Tak swoją drogą, to zrobiłem to. - Popatrzyłaś na Sansa, wydawało się, że ignoruje Twoją osobę, zmieniał tylko kanały.
-Co?
-Dodałem do wody... coś. - Zaskoczyło Cię to. Mówił to z takim spokojem, nie był nawet zainteresowany Twoją reakcją na te słowa. Czy on naprawdę myślał, że napijesz się teraz tej wody wiedząc, że dosypał tam jakiegoś gówna? Czego on tam właściwie dodał? W co on sobie z Tobą pogrywał?
-Spokojnie kochanie. Dosypałem tam tylko czegoś co pomoże ci usnąć. Wiesz, wyglądasz na zestresowaną.
Oniemiałaś.
-Zestresowaną? ZESTRESOWANĄ?! To mało powiedziane! - Twój głos wzrastał, Twój obecny stan był bliższy panice niż stresowi. Wszystkie uczucia jakie w sobie tłamsiłaś do tego czasu – stres, strach, ból – wrzały w Tobie. Zdałaś sobie sprawę, że stoisz właśnie nad szkieletem patrząc na niego z góry – Czy ty masz w ogóle pojęcie przez co przeszłam?! Widziałam jak człowiek U M I E R A! Przede mną! A ja nic nie mogłam zrobić! Za bardzo się bałam! Potem bawiłam się w ganianego z wilkołakami; mało nie spadłam z klifu; byłam molestowana w lesie; a potem porwana przez jakąś cholerną kupę kości! - Zacisnęłaś pięści i dyszałaś głośno, byłaś jak galareta. Łzy ciekły Ci ciurkiem spod powiek, czysta frustracja. To był koszmar. To był pieprzony środek cholernego koszmaru. Nie wiedziałaś co Cię dalej spotka. Jak długo potrwa zanim ktokolwiek zauważy Twoje zniknięcie? Będą wiedzieć gdzie Cię szukać? A co z tymi ludźmi z którymi byłaś wcześniej? Czy oni w ogóle jeszcze żyją? Jakaś część Ciebie chciała teraz paść na kolana, zwinąć się w kłębek i płakać. Inna z kolei wziąć tę cholerną wodę i wylać ją na uśmiechniętą twarz kościotrupa. Może ciecz wlałaby się do jego oczodołu i zrobiła mu krzywdę?
Sans powoli podniósł się z siedzenia, a Ty szybko przypomniałaś sobie, że nadal był o wiele większy od Ciebie, a co ważniejsze – silniejszy. Zrobiłaś krok w tył, zaraz po tym jak przypomniałaś sobie jak się poruszać. Wylanie na niego wody mogło okazać się najgłupszą rzeczą, jaką w tej chwili mogłaś zrobić. Pośpiesznie wzięłaś kubek i zacisnęłaś na nim palce. Opuściłaś wzrok, nie chciałaś ryzykować patrząc się na jego twarz, albo na jego zęby. Boże, o czym Ty myślisz? Tego jest za wiele. Starałaś się pozbierać, lecz nawet przez chwilę nie było Ci lepiej. Jednego dnia tak często ocierałaś się o śmierć... nie byłaś pewna jak blisko niej znajdujesz się teraz.
On nadal się nie ruszał, po prostu stał przed Tobą. Tylko telewizor oraz Twój oddech stanowiły dowód, że czas nie zatrzymał się w miejscu. Zaryzykowałaś i podniosłaś niepewnie wzrok do góry, przyglądał Ci się.
-Pij.- Rozkazał, jednak nie stała za nim agresja. Ni gniew. Opuściłaś głowę. Pieprzyć to, może tak zaszumi Ci w głowie, że będziesz miała chwilę spokoju od tego wszystkiego co Cię spotkało. Wypiłaś całą zawartość szybko, zdając sobie sprawę jak bardzo byłaś spragniona. Woda, zwykła woda. Smak wody. Zapach i kolor wody. Miałaś jednak wrażenie, że troszeczkę Cię łaskotała w język, choć z drugiej strony mogło Ci się zdawać po tym, jak dowiedziałaś się, że jest to woda z dodatkiem.
-Dobra dziewczynka, a teraz siadaj. Przyniosę coś do jedzenia. - Zabrał kubek z Twoich rąk zanim udał się do kuchni. Popatrzyłaś na kanapę, a potem na podłogę. Niestety, to były jedyne miejsca, gdzie mogłaś usiąść. Stanie w taki sposób wydawało Ci się dziecinne, poza tym nie wiedziałaś czym przyprawił trunek... jeżeli czegokolwiek w ogóle użył. Więc siedzenie było lepszą opcją niż stanie. No i jedzenie. Jedzenie brzmiało dobrze.
Usiadłaś po drugiej stronie kanapy niż miejsce w którym siedział Sans. Ta była miękka i wygodna. Sama czynność siedzenia też Ci się spodobała, lepsze to niż uciekanie czy stanie. Mogłaś się odrobinę zrelaksować. Przymknęłaś oczy na chwilę rozkoszując się chwilą. Tylko telewizor i ciche odgłosy krzątania się kogoś w tle. Podłożyłaś sobie rękę pod głowę jakby była poduszką. Wyobrażałaś sobie, że jesteś w domu. Usłyszałaś, jak coś jest kładzione na stole, lecz na chwilę obecną mało Cię interesowało co to takiego.
Zorientowałaś się, że przysnęłaś, kiedy Sans powrócił trzymając w ręce talerz z czymś co pachniało naprawdę ładnie. Otworzyłaś niepewnie oczy by zobaczyć co to jest, cóż wyglądało jak hotdogi pokryte musztardą. Normalne hotdogi. W tym momencie Twój brzuch dał Ci wyraźnie do zrozumienia, że nie jadłaś nic od rana. Sans ugryzł kawałek, jego ostre zęby szybko poradziły sobie z miękką bułką, a musztarda zaczęła ściekać po jego brodzie. Stół był prawie pusty, no stał tylko kubek wody.
Rzuciłaś okiem, czy aby w kuchni nie czeka na Ciebie talerz. Lecz wygląda na to, że kiedy ten drań mówił o jedzeniu nie uwzględnił w tym ciebie. Na domiar złego program, który oglądałaś był, cóż bohaterowie właśnie jedli. Coś tam przecież gryzłaś rano. Nie będziesz głodować. Lepiej siedź cicho i módl się, że Sans zapomniał w ogóle o Twoim istnieniu. Boże, ale ten zapach... Twój brzuch zawarczał w gniewie. Sans zaśmiał się, kiedy starałaś się zasłonić brzuch dłońmi w nadziei, że to go uciszy.
-Głodna, kochanie? - praktycznie mruczał biorąc kolejny gryz przyglądając się Tobie. Zrobiło Ci się gorąco. - Mogę się z tobą podzielić. - Odwróciłaś się w jego stronę jak tylko gestem pokazał Ci miejsce obok siebie. Odrażający. Właśnie zmolestował Cię w lesie, a teraz oczekuje że usiądziesz obok niego jakby nigdy nic, aby zjeść razem coś przed telewizorem?! Gwałtownie odwróciłaś głowę i zawiesiłaś wzrok na monitorze, szkielet zaśmiał się obserwując Twoją reakcję. Czy to była dla niego jakaś gra? Dobra. Zagrasz z nim. Masz przecież dość strachu. Odkąd tutaj jesteś znasz tylko to uczucie. Nawet teraz, choć jesteś w ciepłym domu, siedzisz na wygodnej kanapie przed włączonym telewizorem... No tak, ale obok Ciebie jest kościotrup z naprawdę ostrymi zębami. Ale, w sumie co on może Ci zrobić? Ma przecież tylko te cholerne zęby ... no i palce.
Nie odwracając wzroku od telewizora przysunęłaś się powoli do Sansa.
-Nie ma się czego wstydzić, ptaszyno. Masz. - Popatrzyłaś mu na twarz, właśnie oferował Ci hotdoga ... trzymając go w dwóch palcach i podtrzymując kciukiem. Zarumieniłaś się przypominając sobie co wcześniej gdzie wcześniej je wkładał. Dobra, może to nie był dobry pomysł, ale nadal – jedzenie to jedzenie. Wyciągnęłaś rękę by przejąć posiłek, lecz wtedy Sans uniósł go do góry. Popatrzyłaś na potwora pytająco i opuściłaś ramiona. Już miałaś powiedzieć, aby się zdecydował czy chce się podzielić czy nie, lecz on uśmiechnął się tylko szeroko. Kurwa mać!  Już wiesz.
-Sans, nie pozwolę się nakarmić! - Wzruszył ramionami.
-Dobra, więcej dla mnie. - Odwrócił głowę i ugryzł kawałek, który oferował Tobie. Po chuja on w ogóle jadł?! Jak? Czy to przypadkiem ... nie powinno z niego wypadać? Nie miał przecież gardła. Nie miał przełyku. Był niczym więcej jak tylko kupą kości! Zdałaś sobie sprawę, że przyglądasz mu się dłużej niż wypada, znowu zaczęłaś śledzić wzrokiem obraz w TV. Nadal nie wiedziałaś w co on sobie z Tobą pogrywa, ale to naprawdę było mało istotne, jak nie musiałaś patrzeć na jego mordę. Nadal czułaś, jak żołądek rzuca Ci się po bebechach, miałaś nadzieję, że obejmując brzuch uspokoisz go choć na chwilę.
Dostrzegłaś, że oferuje Ci kolejny gryz hotdoga. Starałaś się to zignorować, ale Boże... ten zapach.
-Jesteś pewna, że nie chcesz gryza? - Gryza? Dobra. Ugryziesz sobie. Odwróciłaś się w jego stronę i szybko złapałaś za jego kościstą rękę, korzystając z zaskoczenia odgryzłaś to co Twoje. Puściłaś go i tryumfalnie rozsiadłaś się na kanapie żując w ustach zdobycz. Jednak nie było Ci dane rozkoszować się nią długo. Palce Sansa zacisnęły się boleśnie na Twoim karku i gwałtownie pchnął Cię na dół. Miałaś przed oczami teraz parę jego skarpetek. Nie był zadowolony. Nie brzmiał na zadowolonego.
-Nigdy więcej tego nie rób, suczko. - Jedzenie w Twoich ustach zamieniło się w lepką gulę. Sans trzymał Cię jeszcze chwilę, zanim cmoknął, ugryzł hotdoga i puścił Cię. Odepchnęłaś się prostując pośpiesznie, Twój wzrok przyglądał mu się z uwagą i ze strachem, starając się wyłapać kolejny jego ruch przeciw Tobie. Zamiast tego skupiłaś się na tym, że miał trochę musztardy na brodzie. Przyglądając Ci się powoli otworzył usta i C O Ś czerwonego wysunęło się z środka szczęki pozbywając się żółtej przyprawy. Potem odwrócił głowę i znowu patrzył się w kineskop.
Zdałaś sobie sprawę, że ten ukradziony kawałek staną Ci gdzieś w połowie gardła. Musiałaś wziąć spory łyk wody z kubka, aby go przełknąć. Był jak skała. Nie, nie, nie i jeszcze raz kurwa nie. Nie chcesz wiedzieć C O   T O   K U R W A   B Y Ł O. Podciągnęłaś kolana pod brodę, starałaś się być najdalej jak się da od tego parszywego kościotrupa. Sans zaśmiał się raz jeszcze i pozostałą połowę hotdoga zjadł za jednym zamachem. Przyglądałaś się z uwagą, lecz nie dostrzegłaś niczego czerwonego w środku. Wiedziałaś, że coś tam ma, nie byłaś tylko pewna tego, co to właściwie było.
Odstawił niedbale pusty talerz na ziemi, a potem położył nogi na stole by z satysfakcją westchnąć. Ty znowu starałaś się zajmować najmniej miejsca na kanapie jak to się dało. Telewizja zgasła, a wasza dwójka siedziała teraz w ciszy. Wydawało Ci się, że wraz z tym jak Sans przymknął oczy, powoli udawał się w ramiona Morfeusza. Mimo to, nie czułaś się na tyle bezpiecznie by próbować zrobić cokolwiek. Nie będziesz miała raczej zbyt wiele szans na ucieczkę, dlatego musisz uważać na to co będziesz robić. A próba ucieczki będąc z Sansem w jednym pomieszczeniu to nie był dobry pomysł.
Nie byłaś pewna, jak długo siedziałaś nim on otrząsnął się z drzemki.
-Nom, wydaje mi się, że czas iść do łóżka. Prawda kochanie? - nie czekał na Twoją odpowiedź, podniósł naczynia by zabrać je do kuchni. Łóżko? Za Chiny Ludowe nie pójdziesz z nim do łóżka. Złapałaś się mocniej za kanapę. Będziesz walczyć, jeżeli będziesz musiała. On jednak minął Cię i skierował swoje kroki na schody. Nie patrzył nawet na Ciebie, kiedy wchodził na górę. Dopiero kiedy oparł się o balustradę rzucił w Twoim kierunku
-Aż tak ci tu wygodnie, co? - Musiał zauważyć jak bardzo przerażona byłaś. - Coś się stało, suczko? Jesteś blada. Jeżeli boisz się zostać sama na dole, możesz zawsze iść ze mną. - Zaprzeczyłaś, szybko potrząsając głową i mocniej zacisnęłaś palce na obiciu. Sans wzruszył ramionami, lecz nic więcej nie powiedział. Odwrócił się i otworzył drzwi do swojego pokoju znikając z Twojego pola widzenia. Poczułaś jak serce bije Ci mocniej. Właśnie na to czekałaś cały ten czas. Będziesz mogła coś zrobić, poszukać czegoś co może się przydać.
-Oh, prawie zapomniałem – Podskoczyłaś słysząc jego głos. Znowu patrzył się na Ciebie stojąc na piętrze. - Będę tego potrzebował – Czerwona aura otoczyła jego rękę, a Ty poczułaś jak cały świat przewraca się do góry nogami. Spadłaś z kanapy mało nie uderzając głową o stolik. To było okropne uczucie, fioletowe światełko wirowało przed Twoimi oczami. Zamrugałaś. To było małe serce. Nie wiesz dlaczego, ale wiedziałaś że musi ono wrócić do środka. Do Ciebie, tam jest jego miejsce. To, że było przed Tobą, obnażone i bezbronne... Tak nie powinno być. A teraz, otoczone czerwoną poświatą poleciało wprost w otwartą dłoń Sansa.
Boli. Boże, jak to boli. Chciałaś iść za sercem, w efekcie pełzłaś w kierunku schodów uzmysławiając sobie, że w tej agonii nie jesteś w stanie normalnie się ruszać. To nie był psychiczny ból, to było coś znacznie gorszego. Tak, jakbyś była w dwóch miejscach jednocześnie. Zdałaś sobie sprawę, że coś mamroczesz, lecz nie byłaś nawet pewna co dokładnie chcesz powiedzieć. Wiedziałaś, że to złe, że ktoś obcy dotyka tego co z Ciebie uleciało.
-Nie bój się, suczko. Oddam ci to rano. Jak tylko będziesz grzeczna – ostatnią rzeczą jaką pamiętasz, zanim ból stał się zbyt wielki, to jego ostre zęby wykrzywione w uśmiechu, oraz ta czerwona aura – Słodkich snów...
Share:

Undertale: W pokoju Sansa [one-shoot by Silent Omen] [+18]



- Jasne, spoko, nie ma problemu – Sans przytakiwał chodząc po pokoju z telefonem. – Piątek u Grillbiego. Hehe, tak, tak, zabiorę koleżankę – zerknął przelotnie na ów koleżankę, która właśnie leżała na jego łóżku. Nago. Z wypiętym, wysoko uniesionym tyłkiem i twarzą wciśniętą w poduszkę. Posłała mu ponaglające spojrzenie, które odwzajemnił figlarnym uśmiechem. Szczypnął jeden pośladek, aż poczuła, że wszystkie włoski na jej ciele stają dęba.
- Nieee, nie dam rady dzisiaj. Jestem zajęty. Tak, do cholery! Wyobraź sobie, że JA TEŻ MOGĘ BYĆ ZAJĘTY! – warknął gniewnie. – Sam się wiecznie opierdalasz!
- Kooończ już! – fuknęła jak zniecierpliwiona kotka. W odpowiedzi wsunął dłoń między jej nogi, co zostało powitane uroczym jękiem.
- Wy-trzy-maj – szepnął, zasłaniając głośnik ręką. – Co takiego robię? Nie twoja brocha! – wydarł się z irytacją do aparatu. Przedłużające się oczekiwanie zaczynało już nużyć dziewczynę, choć z drugiej strony było coś podniecającego w tym, że musiała czekać. I to wyraźnie podniecającego, co zdradzała maleńka kropelka wilgoci z wolna spływająca po udzie. Sans, wciąż trzymając telefon, pochylił się i zlizał słodką drobinkę swym niebieskim językiem mrucząc przy tym lubieżnie. Dla niej to było za wiele. Wyrwała mu telefon z ręki, po czym tonem rozzłoszczonej żony przemówiła do słuchawki:
- Jesteśmy w trakcie seksu. Daj nam się pieprzyć i zadzwoń później, a najlepiej jutro. Papatki! – Rozłączyła się nie dając rozmówcy czasu na wypowiedzenie słowa. Ekran zamigotał i zgasł. Wrzuciła telefon pod łóżko i obdarzyła Sansa spojrzeniem dziecka, które wie, że coś przeskrobało i zasługuje na karę. Z tą różnicą, że jej ogromne, piwne ślepia lśniły namiętnością, a do spółki z rumieńcem kwitnącym na policzkach wyglądała, jakby miała gorączkę. Była śliczna. A  dla niego, w chybotliwej poświacie świecy dopalającej się na szafce nocnej, w tej chwili najpiękniejsza. Pożerał ją wzrokiem. Bez takich chwil ten smutny świat byłby już kompletnie do dupy.
- Ładnie to tak przerywać komuś rozmowę? – jego głos był nabrzmiały od erotyzmu, przesycony obietnicą długiej i upojnej nocy. Frisk spuściła niewinnie oczy, lecz to, że wcale, a wcale nie była zawstydzona swoim wielce niekulturalnym zachowaniem, demaskował zawadiacki uśmieszek. Przypominała mu uroczego aniołka, takiego słodkiego cherubinka, którego aureolkę podtrzymywały na głowie diabelskie rogi. – Nie pozwoliłem ci się ruszać. – Jak na rozkaz znowu posłusznie ułożyła się na łóżku. Kasztanowe, zmierzwione włosy rozsypały się po poszewce. Swoją drogą, to śmieszne robić takie rzeczy na takiej pościeli – pomyślała mimochodem kontemplując pościel w różowo-białe paski i śmieszne, bajkowe kaczuszki. Jej przyjaciel doprawdy miał oryginalny gust.
Klęczała spragniona w oczekiwaniu na to, co miało nastąpić. Jak wielkie było jej zdziwienie, gdy nie nadeszło nic, czego mogła się spodziewać. Sans, chichrając się pod nosem, wygodnie rozsiadł się przy stoliku, z którego strącił szpargały, a w ich miejsce postawił laptopa. Rzucił w dziewczynę skarpetką, jaka zapodziała się pod jego klapą.
- Ej! Co ty robisz?! – rzuciła do niego zdenerwowana.
- Nie ruszaj się – upomniał ją. – Jak będziesz grzeczna i posłuchasz, to dostaniesz nagrodę.
- No chyba żartujesz! – już miała wstać i pójść do niego, lecz została powstrzymana. Kątem oka dostrzegła jego rękę, zaciśniętą w pięść i emanującą niebieskawym blaskiem. Jego magia stanowczo przyparła jej ciało do materaca, nie mogła się temu oprzeć. Z gardła wydobył się głośny, przeciągły jęk zawodu. Była tak bardzo spragniona. Bezwiednie zafalowała biodrami. A ten cham bezczelny sobie z nią pogrywał! I śmiał się jeszcze, łajdak!
- Przecież mówiłem, żebyś wytrzymała. Daj mi parę minut, dzieciaku. Odpiszę na maila i jestem cały twój – oparł nogi na blacie i przysunął sobie laptopa bliżej.
- Dziad jesteś! – syknęła groźnie marszcząc brwi. Przecież doskonale wiedziała, że nie musi na nic odpisywać. Haha, dobre sobie. Sans poczuwający się do odpowiadania na maile, do odbierania telefonów, do jakichkolwiek obowiązków wykraczających poza bycie cieciem z cieciówki. To wszystko miało służyć tylko podsycaniu jej pożądania. Co zresztą udawało się temu cwaniakowi. Leń śmierdzący, nawet postarać się nie chce! Po prostu czeka, aż samo się stanie, a najgorsze jest to, że w tym graniu na zwłokę znalazła się metoda. Ona leży wystawiona na widok z szeroko rozłożonymi nogami i już sama ta świadomość rozpala ją do czerwoności. Nie mogąc dłużej się powstrzymywać, sięgnęła do wilgotnej płci, by ulżyć sobie. Westchnęła wodząc rękami po swoim ciele, a na obecność potwora położyła lachę wprost proporcjonalną do jego olewactwa.
Lecz on bynajmniej niczego nie olewał. Wpatrywał się natarczywie w ten ostentacyjny pokaz desperacji, czego nie była w stanie zauważyć. Niby stukał w klawiaturę, ale bardziej przypominało to próbę napisania „Exegi monumentum” przez średnio rozgarniętego szympansa.

Płomień świecy tańczył na jej skórze w półmroku. W tych złocistych refleksach przywodziła na myśl bursztynową, ożywioną rzeźbę. Półprzymknięte oczy, drobniutkie, przygryzione wargi, mięśnie napinające się pod rozkołysanymi biodrami. Taka naturalna… Zaspokajała się bez cienia zażenowania, bez tej fałszywej skromności i wstydu przed własną cielesnością. Popatrzyłby jeszcze trochę, lecz przecież nie będzie siedział bezczynnie, gdy niewiasta jest w tak palącej potrzebie. Bo czyż nie jest dżentelmenem? W różowych papuciach i ciuchach poplamionych keczupem, ale jednak!
Czuł ponadto, że jego magia zaczynała wymykać się spod kontroli, a najdotkliwiej doskwierało mu to w okolicy krocza. Ot, reakcja normalnego, zdrowego faceta. Pfff, i co z tego, że to szkielet?
Podszedł dyskretnie do łóżka i chlasnął siarczystego klapsa w pośladek dziewczyny, na co ta odskoczyła momentalnie jak oparzona. Jej serce waliło tak szalenie, że nawet on mógł usłyszeć jego bicie.
- Zdurniałeś?! – posłała mu urażone spojrzenie rozmasowując piekące miejsce.
- Przepraszam, że jestem takim prostakiem – powiedział, chociaż nie miał zamiaru odgrywać żalu. – Wynagrodzę ci to… – jego głos przerodził się w niski pomruk. Udała obrażoną księżniczkę i z prychnięciem splotła ramiona na piersi. – No już, nie bocz się – wpełzł na łóżko i siłą przyciągnął Friska do siebie. Nie musiał długo prosić o wybaczenie. Wbił się zachłannie językiem w jej rozchylone, chętne wargi i zaczął całować ją tak namiętnie, jakby jutro świat miał się skończyć. Mruknęła z przyzwoleniem od razu przywierając do niego całą sobą. Ujęła jego twarz w swoje dłonie i przybliżyła się pogłębiając ich pocałunek. Intuicyjnie odpowiadała na wszystkie pieszczoty. Głaskała go po potylicy, muskała odstające obojczyki i kręgosłup. Niecierpliwie wodziła rękoma po materiale jego granatowej bluzy, a gdy uznała, że pora zmniejszyć dystans, szarpnęła za suwak. Mocowała się z nim do czasu, aż ten ostatecznie skapitulował i poddał się jej woli. Odrzuciła na bok niepotrzebną bluzę nie przerywając obsypywania pocałunkami twarzy kochanka.
Jego oczy zachodziły błękitnawą mgłą. Ściskał uda dziewczyny sycąc swe kościste palce ich miękkością, a te rozchyliły się przed nim zapraszająco. Jako, że był istotą domyślną, nie czekał na werbalne potwierdzenie. Oderwał się od ust dziewczyny, która jęknęła na to z żalem.
- Liż – rozkazał szeptem i przytknął dwa palce do jej warg. Najpierw pociągnęła po nich językiem, a w następnej chwili zniknęły w gorącym, wilgotnym wnętrzu. Ssała i lizała je na przemian. Sans obserwował emocje, które malowały się na rumianej, nabiegłej krwią twarzyczce.
 Ludzie są niezwykli - myślał zawsze ilekroć jej dotykał. Równie niezwykłe były ich ciała, co i zamieszkujące je DUSZE. Tworzyły ze sobą idealnie zgraną harmonię. Tymczasem fizyczność potworów Podziemia w głównej mierze składała się z magii. Wprawdzie pozwalała im ona manipulować wyglądem i przekraczać pewne wynikłe z natury ograniczenia, lecz wciąż nie stanowiła ich integralnej części. Można by rzec, że ich dusze i ciała stworzone są z jednolitej magii, która nieodwołalnie przestaje istnieć wraz z nadejściem śmierci. Tymczasem ludzką DUSZĘ wypełnia boski pierwiastek zwany DETERMINACJĄ. Nie tylko pozwala on na przetrwanie DUSZY po śmierci ciała; wraz z ciałem DUSZA człowieka jest perfekcyjna, zdolna do czynienia wielkich rzeczy. I choć ludzkie ciało jest tak kruche i wrażliwe, to w tym kryje się ogół głębi jego piękna.

Drobne kropelki potu zrosiły jej czoło, do którego zdążyło przykleić się kilka niesfornych pasm włosów. Na przymkniętych powiekach pojawiły się drobniutkie zmarszczki, podobnie jak między ściągniętymi brwiami. Poczerwieniałe usta nie szczędziły wysiłków. Co za widok… Sans wolną ręką rozpiął spodnie.
- Starczy… -  sapnął i pchnął dziewczynę na poduszkę w taki sposób, iż legła na wznak. Położył się obok i nie zwlekając dłużej wcisnął naraz oba palce w jej spragnioną dziurkę. Wydała z siebie piskliwy jęk i poruszyła zmysłowo biodrami. Pochwycił ją w talii i przytulił mocno do swojej piersi. Dostrzegła jasnoniebieski blask duszy, jaki wydobywał się z wnętrza jego żeber. Jarzył się jasnym światłem tak samo, jak oczy.
- Proszę, Sans… - poczuł ciepły oddech na swoim ramieniu. Poruszał palcami szybko, coraz szybciej, wykonując powłóczyste ruchy. Dziewczyna wiła się w spazmach rozkoszy postękując przy tym po cichu. Otoczył ją ramieniem pod talią i wsunął od tyłu palec drugiej ręki, od przodu nadal pieszcząc malutki guziczek nad jej płcią. Ugryzła go w obojczyk i mocno zacisnęła piąstki na jego łopatkach. Zaśmiał się cicho i skupił na tym maleńkim, drażliwym punkciku, w którym kumulowały się wszelkie doznania. Z każdym jego ruchem Friska zalewała intensywna fala przyjemności, kolejna potężniejsza od poprzedniej. Bezwiednie przerzuciła przez niego nogę i po omacku odnalazła ustami jego wargi. Potrzebowała jeszcze kilku chwil, aż w końcu zawładnęły nią konwulsyjne dreszcze, a z gardła wydarł się błogi skowyt. Sans poczuł pulsujące mięśnie zacieśnione wokół palców, kiedy szczytowała. Cudowna, obezwładniająca ekstaza rozeszła się po jej ciele błyskawicznie, niczym prąd elektryczny. Podkurczyła pod siebie nogi więżąc między nimi jego rękę, a gdy przeminęły ostatnie spazmy orgazmu, opadła z sił na tę wieśniacką pościel, otulona kojącym wyczerpaniem. Miała zamknięte oczy, dyszała ciężko, ale uśmiechała się delikatnie. Nie mógł sobie wyobrazić lepszego podziękowania. Zagarnął ją do siebie i pocałował w czoło. Leżeli tak nieruchomo jeszcze przez pewien czas. Minuty mijały. Ciszę, jaka między nimi zaległa, przerwał szmer po drugiej stronie drzwi.
- Co to było? – ciemnowłosa leniwie przetarła oczy.
- Pewnie Papyrus łazi po domu, olej to.
Mruknęła wiercąc się niespokojnie.
- To co? Runda druga? – Zerknęła na niego wyzywająco.
- Runda druga – przytaknął i podciągnął za sobą Friska do pozycji siedzącej. Znów wymusił żarłoczny pocałunek na jej ustach. Począł sunąć dłońmi wzdłuż pleców, które pod wpływem jego dotyku prężyły się jak koci grzbiet. A ona zakołysała się wdzięcznie w jego objęciach i sięgnęła do rozpiętych spodni napotykając tam na charakterystyczne wybrzuszenie. Zawahała się przez moment.
- No dalej, dziecinko, nie wstydź się – roześmiał się gardłowo i położył jej rękę na swoim kroczu. Zachęcona tym gestem zaczęła ugniatać wypukłość, po czym wydobyła na wierzch kutasa pokaźnych rozmiarów. Podobnie jak język Sansa, był stworzony z tej samej magii i promieniował delikatną, niebieskawą poświatą. Prężył się dumnie gotów do działania.
- Magią leczysz kompleks kurdupla, co? – zachichotała chwytając go zdecydowanym ruchem u nasady.
- Nie mam żadnych powodów do kompleksów, kochanie. Za to ty jesteś dzisiaj strasznie pyskata i chyba będę musiał cię ukarać – strącił dziewczynę ze swoich kolan i zmusił do położenia się na brzuchu. Gdy tylko spróbowała się podnieść, została natychmiast przyciśnięta z powrotem do materaca. Sans wymierzył jej kilka siarczystych klapsów w odsłonięte pośladki i robił to do czasu, aż zaczęła miotać się i kwiczeć, by przestał. Miała wrażenie, że jej tyłek płonie żywym ogniem. Nawet w nikłym świetle świecy Sans mógł zauważyć wykwitające na nim pąsowe ślady. Zdał sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy: lanie najwyraźniej sprawiło jej przyjemność. Wepchnął rękę między jej rozchylone nogi, na co wzdrygnęła się mimowolnie.
- Ty mała łajdaczko… - wybuchł niepohamowanym śmiechem czując obfitą wilgoć na palcach. - Spodobało ci się!
Po drugiej stronie drzwi rozległ się nagle głuchy trzask, jakby coś się przewróciło. Zignorowali jednak ten hałas, zbyt pochłonięci sobą nawzajem. Frisk otarła się sugestywnie o Sansa wpatrując się w niego prosząco. Czy można odmówić takim oczom? Nie da się! Złapał ją w pasie i zmusił do przyjęcia pozycji klęczącej, jak na początku ich igraszek. Pozbył się spodni i odkopał je na piętrzącą się w rogu pokoju stertę śmieci wyglądającą tak, jakby lada dzień miała nabrać własnej inteligencji i ożyć.
Chwycił Friska za kark i docisnął jej głowę do poduszki, po czym nakierował swoją męskość na jej rozpaloną płeć. Ugryzła się boleśnie w rękę tłumiąc krzyk, gdy wtargnął w nią do samego końca. Z kącika oka popłynęła samotna łza i wsiąkła w materiał poszewki. Czuła go w sobie każdą cząstką swojego jestestwa. Poruszał się z początku powoli dając jej czas na przyzwyczajenie się do tej sytuacji, potem nie wstrzymywał się już wcale. Brał ją posuwistymi pchnięciami narzucając stałe, szybkie tempo. Jego ciężki oddech łączył się z powściąganymi westchnięciami dziewczyny. Resztką woli się powstrzymywała. Nie chciała wrzeszczeć na całe gardło w obawie, że odgłosy ich zabaw przyciągnęłyby kogoś zaniepokojonego; kogoś, kto mógłby pomyśleć, że odbywa się tu jakiś krwawy mord, czy coś podobnego. Zatroskany Papyrus, wzorowy przykład braterskiej miłości, raz już omal ich nie przyłapał. Woleli więc nie ryzykować obopólnie uznając, iż takie rzeczy powinny mieć miejsce w zaciszu, w atmosferze pełnej intymności.
- Wyżej tyłek – polecił Sans łamiącym się głosem. Uniosła więc biodra, choć kosztowało ją to sporo wysiłku. Nogi jej cierpły, a kolana drżały. Poprawiła się opierając głowę na ramionach.
- Może jeszcze siad, daj głos, waruj… AUU! – krzyknęła, kiedy pchnął gwałtowniej i wymierzył mocnego klapsa w udo. – SANS!
- Ach… bądź grzeczną dziewczynką.
Jej przyjaciel bywał czasem zbyt porywczy i miewał ciągotki, o które zapewne nikt nie śmiałby go nawet podejrzewać, ale naprawdę cieszyła się, że znowu są razem. Po bólu nie pozostał nikły cień. Wsłuchiwała się w jego niespokojny oddech czując powtórny przypływ słodkiej ekstazy. Drugi orgazm, potężniejszy od pierwszego, nadszedł znienacka i wywołał taką błogość, iż zaczęła się wić i skamleć z rozkoszy. Musiał ją podtrzymać, by nie upadła. Kilka ostatnich, impulsywnych pchnięć i jemu przyniosło upragnione spełnienie, które chciwie rzuciło się na niego z pazurami. Owładnęło jego ciałem i umysłem, a on zastygł w bezruchu, gdy już znalazło ujście. Opadli na skotłowaną pościel wycieńczeni. Dwa serca biły w jednym rytmie, oboje słyszeli to wyraźnie.
- Ale to było kurwa dobre – podsumował Sans.
- Na tej pościeli nawet chłop z chałupy nie chciałby się chędożyć – skwitowała dziewczyna łapiąc oddech.
- Idź do jakiegoś, może ugości cię na satynowej.
- Ćwok – Frisk odwróciła się obrażona zaszczycając kochanka widokiem swoich pleców. W akcie zemsty zaanektowała całą kołdrę dla siebie.

***

Tymczasem gdzieś po drugiej stronie zamkniętych drzwi…

- WOOOW! No, trzeba przyznać, że ma facet wigor! Był ogień! – Undyne pochylała się przy dziurce od klucza. Dookoła niej zebrało się pokaźne towarzystwo potworów z Podziemia. Każdy chciał rzucić okiem.
- Prawda? Brat zawsze był dobry w larpach – stwierdził Papyrus rozdając popcorn, który zrobił z zamiarem przetestowania nowej mikrofalówki kupionej przez Sansa. – Ale w gotowaniu mi nie dorówna! Nye-heh-heh!
- Undyne, skarbie, posuń swoją pupcię – do drzwi przepchnął się Mettaton. – Ochh, a myślałem, że to tylko żart, kiedy Frisk zabrała mu telefon!
- A… a co dokładnie ci powiedziała? – zapytała Alphys, piekąc raka ze wstydu.
- Że mają zamiar się rypać! – odparł przewracając oczami. Odpowiadał na to pytanie już chyba z tysiąc razy.  – No kto by pomyślał, że z naszej Frisk to takie ziółko!
-Nic nie zarobiłem… – oznajmił płaczliwie Papyrus i potrząsnął pustym słoikiem. Chciał wziąć przykład z brata i zorganizować pokaz. Zupełnie jak wtedy, gdy pewnego dnia Sans postanowił sprzedawać bilety z papieru toaletowego na przypadkowy koncert w Wodospadzie. Właściwie to pomysł podsunął mu Mettaton, tuż po rozmowie telefonicznej, która została przerwana przez Friska:
- Słuchaj no, Pap. Frisk wyzwała twojego brata na pojedynek. Mają grać w jakiegoś larpa. Organizują dzisiaj turniej w pokoju Sansa. Możemy zrobić imprezę i im pokibicować! Co ty na to? Sprzedasz bilety, zarobisz trochę pieniążków!
Tak mówił MTT. Miał nawet zamiar zrobić z tego turnieju reality show, ale drzwi były zamknięte, a kamera nie mogła uchwycić ostrości obrazu przez dziurkę od klucza. Zaproponował więc pokaz na żywo.
A Papyrus posłuchał. Zrobił nawet zniżkę na bilety dla przyjaciół: za darmo. I nic nie zarobił, chociaż przyszły tłumy.

Autor: Silent Omen
Share:

18 września 2016

Undertale: MobTale - Kici Kicia - Pluszowa Kici-Kicia [Kitty-Cat with plushes - by junkpilestuff - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: MobTale to kolejne AU ze świata Undertale, jedno z bardziej rozpoznawalnych. Oryginalny pomysł na uniwersum jest autorstwa in-sideunder, jednak sam pomysł zyskał tak wielką popularność, że najbardziej rozpoznawalne przygody należą do Kici-Kici oraz Szczeniaczka. Niniejsze komiksy dotyczyć będą Kici. Pomysłodawcą jest junkpilestuff. 
O co chodzi w tym uniwersum? Połączcie sobie Undertale z przygodami Ojca Chrzestnego, albo też raczej osadźcie ich w podobnym świecie aaa będziecie mieć. Bohaterem Kici jest Frisk (5 lat) oraz G!Sans (23 lata). Tak jak w przypadku EchoTale, autor nie jest twórcą G!Sansa, lecz wykorzystuje jego postać do swojego uniwersum.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:







Share:

Undertale: MobTale - Kici Kicia - Tęsknota [Kitten & Crowbar G - Missing - by junkpilestuff - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: MobTale to kolejne AU ze świata Undertale, jedno z bardziej rozpoznawalnych. Oryginalny pomysł na uniwersum jest autorstwa in-sideunder, jednak sam pomysł zyskał tak wielką popularność, że najbardziej rozpoznawalne przygody należą do Kici-Kici oraz Szczeniaczka. Niniejsze komiksy dotyczyć będą Kici. Pomysłodawcą jest junkpilestuff. 
O co chodzi w tym uniwersum? Połączcie sobie Undertale z przygodami Ojca Chrzestnego, albo też raczej osadźcie ich w podobnym świecie aaa będziecie mieć. Bohaterem Kici jest Frisk (5 lat) oraz G!Sans (23 lata). Tak jak w przypadku EchoTale, autor nie jest twórcą G!Sansa, lecz wykorzystuje jego postać do swojego uniwersum.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:

Sen G
★ Tęsknota (obecnie czytane)
Pluszowa Kici-Kicia







Share:

Undertale: MobTale - Kici Kicia - Współlokatorzy [Kitten & Crowbar G - Roommate - by junkpilestuff - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: MobTale to kolejne AU ze świata Undertale, jedno z bardziej rozpoznawalnych. Oryginalny pomysł na uniwersum jest autorstwa in-sideunder, jednak sam pomysł zyskał tak wielką popularność, że najbardziej rozpoznawalne przygody należą do Kici-Kici oraz Szczeniaczka. Niniejsze komiksy dotyczyć będą Kici. Pomysłodawcą jest junkpilestuff. 
O co chodzi w tym uniwersum? Połączcie sobie Undertale z przygodami Ojca Chrzestnego, albo też raczej osadźcie ich w podobnym świecie aaa będziecie mieć. Bohaterem Kici jest Frisk (5 lat) oraz G!Sans (23 lata). Tak jak w przypadku EchoTale, autor nie jest twórcą G!Sansa, lecz wykorzystuje jego postać do swojego uniwersum.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:

Sen G
★ Współlokatorzy (obecnie czytane)
Pluszowa Kici-Kicia





Share:

Undertale: MobTale - Kici Kicia - Kotka pyta się G o jego doświadczenie [Kitten asks Crowbar G’s experience - by junkpilestuff - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: MobTale to kolejne AU ze świata Undertale, jedno z bardziej rozpoznawalnych. Oryginalny pomysł na uniwersum jest autorstwa in-sideunder, jednak sam pomysł zyskał tak wielką popularność, że najbardziej rozpoznawalne przygody należą do Kici-Kici oraz Szczeniaczka. Niniejsze komiksy dotyczyć będą Kici. Pomysłodawcą jest junkpilestuff. 
O co chodzi w tym uniwersum? Połączcie sobie Undertale z przygodami Ojca Chrzestnego, albo też raczej osadźcie ich w podobnym świecie aaa będziecie mieć. Bohaterem Kici jest Frisk (5 lat) oraz G!Sans (23 lata). Tak jak w przypadku EchoTale, autor nie jest twórcą G!Sansa, lecz wykorzystuje jego postać do swojego uniwersum.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:

Sen G
Kotka pyta się G o jego doświadczenie (obecnie czytane)
Pluszowa Kici-Kicia





Share:

Undertale: MobTale - Kici Kicia - Więcej słodkości! [More cutes! - by junkpilestuff - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: MobTale to kolejne AU ze świata Undertale, jedno z bardziej rozpoznawalnych. Oryginalny pomysł na uniwersum jest autorstwa in-sideunder, jednak sam pomysł zyskał tak wielką popularność, że najbardziej rozpoznawalne przygody należą do Kici-Kici oraz Szczeniaczka. Niniejsze komiksy dotyczyć będą Kici. Pomysłodawcą jest junkpilestuff. 
O co chodzi w tym uniwersum? Połączcie sobie Undertale z przygodami Ojca Chrzestnego, albo też raczej osadźcie ich w podobnym świecie aaa będziecie mieć. Bohaterem Kici jest Frisk (5 lat) oraz G!Sans (23 lata). Tak jak w przypadku EchoTale, autor nie jest twórcą G!Sansa, lecz wykorzystuje jego postać do swojego uniwersum.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:

Sen G
★ Więcej słodkości! (obecnie czytane)
Pluszowa Kici-Kicia




Share:

POPULARNE ILUZJE