19 września 2016

Undertale: W pokoju Sansa [one-shoot by Silent Omen] [+18]



- Jasne, spoko, nie ma problemu – Sans przytakiwał chodząc po pokoju z telefonem. – Piątek u Grillbiego. Hehe, tak, tak, zabiorę koleżankę – zerknął przelotnie na ów koleżankę, która właśnie leżała na jego łóżku. Nago. Z wypiętym, wysoko uniesionym tyłkiem i twarzą wciśniętą w poduszkę. Posłała mu ponaglające spojrzenie, które odwzajemnił figlarnym uśmiechem. Szczypnął jeden pośladek, aż poczuła, że wszystkie włoski na jej ciele stają dęba.
- Nieee, nie dam rady dzisiaj. Jestem zajęty. Tak, do cholery! Wyobraź sobie, że JA TEŻ MOGĘ BYĆ ZAJĘTY! – warknął gniewnie. – Sam się wiecznie opierdalasz!
- Kooończ już! – fuknęła jak zniecierpliwiona kotka. W odpowiedzi wsunął dłoń między jej nogi, co zostało powitane uroczym jękiem.
- Wy-trzy-maj – szepnął, zasłaniając głośnik ręką. – Co takiego robię? Nie twoja brocha! – wydarł się z irytacją do aparatu. Przedłużające się oczekiwanie zaczynało już nużyć dziewczynę, choć z drugiej strony było coś podniecającego w tym, że musiała czekać. I to wyraźnie podniecającego, co zdradzała maleńka kropelka wilgoci z wolna spływająca po udzie. Sans, wciąż trzymając telefon, pochylił się i zlizał słodką drobinkę swym niebieskim językiem mrucząc przy tym lubieżnie. Dla niej to było za wiele. Wyrwała mu telefon z ręki, po czym tonem rozzłoszczonej żony przemówiła do słuchawki:
- Jesteśmy w trakcie seksu. Daj nam się pieprzyć i zadzwoń później, a najlepiej jutro. Papatki! – Rozłączyła się nie dając rozmówcy czasu na wypowiedzenie słowa. Ekran zamigotał i zgasł. Wrzuciła telefon pod łóżko i obdarzyła Sansa spojrzeniem dziecka, które wie, że coś przeskrobało i zasługuje na karę. Z tą różnicą, że jej ogromne, piwne ślepia lśniły namiętnością, a do spółki z rumieńcem kwitnącym na policzkach wyglądała, jakby miała gorączkę. Była śliczna. A  dla niego, w chybotliwej poświacie świecy dopalającej się na szafce nocnej, w tej chwili najpiękniejsza. Pożerał ją wzrokiem. Bez takich chwil ten smutny świat byłby już kompletnie do dupy.
- Ładnie to tak przerywać komuś rozmowę? – jego głos był nabrzmiały od erotyzmu, przesycony obietnicą długiej i upojnej nocy. Frisk spuściła niewinnie oczy, lecz to, że wcale, a wcale nie była zawstydzona swoim wielce niekulturalnym zachowaniem, demaskował zawadiacki uśmieszek. Przypominała mu uroczego aniołka, takiego słodkiego cherubinka, którego aureolkę podtrzymywały na głowie diabelskie rogi. – Nie pozwoliłem ci się ruszać. – Jak na rozkaz znowu posłusznie ułożyła się na łóżku. Kasztanowe, zmierzwione włosy rozsypały się po poszewce. Swoją drogą, to śmieszne robić takie rzeczy na takiej pościeli – pomyślała mimochodem kontemplując pościel w różowo-białe paski i śmieszne, bajkowe kaczuszki. Jej przyjaciel doprawdy miał oryginalny gust.
Klęczała spragniona w oczekiwaniu na to, co miało nastąpić. Jak wielkie było jej zdziwienie, gdy nie nadeszło nic, czego mogła się spodziewać. Sans, chichrając się pod nosem, wygodnie rozsiadł się przy stoliku, z którego strącił szpargały, a w ich miejsce postawił laptopa. Rzucił w dziewczynę skarpetką, jaka zapodziała się pod jego klapą.
- Ej! Co ty robisz?! – rzuciła do niego zdenerwowana.
- Nie ruszaj się – upomniał ją. – Jak będziesz grzeczna i posłuchasz, to dostaniesz nagrodę.
- No chyba żartujesz! – już miała wstać i pójść do niego, lecz została powstrzymana. Kątem oka dostrzegła jego rękę, zaciśniętą w pięść i emanującą niebieskawym blaskiem. Jego magia stanowczo przyparła jej ciało do materaca, nie mogła się temu oprzeć. Z gardła wydobył się głośny, przeciągły jęk zawodu. Była tak bardzo spragniona. Bezwiednie zafalowała biodrami. A ten cham bezczelny sobie z nią pogrywał! I śmiał się jeszcze, łajdak!
- Przecież mówiłem, żebyś wytrzymała. Daj mi parę minut, dzieciaku. Odpiszę na maila i jestem cały twój – oparł nogi na blacie i przysunął sobie laptopa bliżej.
- Dziad jesteś! – syknęła groźnie marszcząc brwi. Przecież doskonale wiedziała, że nie musi na nic odpisywać. Haha, dobre sobie. Sans poczuwający się do odpowiadania na maile, do odbierania telefonów, do jakichkolwiek obowiązków wykraczających poza bycie cieciem z cieciówki. To wszystko miało służyć tylko podsycaniu jej pożądania. Co zresztą udawało się temu cwaniakowi. Leń śmierdzący, nawet postarać się nie chce! Po prostu czeka, aż samo się stanie, a najgorsze jest to, że w tym graniu na zwłokę znalazła się metoda. Ona leży wystawiona na widok z szeroko rozłożonymi nogami i już sama ta świadomość rozpala ją do czerwoności. Nie mogąc dłużej się powstrzymywać, sięgnęła do wilgotnej płci, by ulżyć sobie. Westchnęła wodząc rękami po swoim ciele, a na obecność potwora położyła lachę wprost proporcjonalną do jego olewactwa.
Lecz on bynajmniej niczego nie olewał. Wpatrywał się natarczywie w ten ostentacyjny pokaz desperacji, czego nie była w stanie zauważyć. Niby stukał w klawiaturę, ale bardziej przypominało to próbę napisania „Exegi monumentum” przez średnio rozgarniętego szympansa.

Płomień świecy tańczył na jej skórze w półmroku. W tych złocistych refleksach przywodziła na myśl bursztynową, ożywioną rzeźbę. Półprzymknięte oczy, drobniutkie, przygryzione wargi, mięśnie napinające się pod rozkołysanymi biodrami. Taka naturalna… Zaspokajała się bez cienia zażenowania, bez tej fałszywej skromności i wstydu przed własną cielesnością. Popatrzyłby jeszcze trochę, lecz przecież nie będzie siedział bezczynnie, gdy niewiasta jest w tak palącej potrzebie. Bo czyż nie jest dżentelmenem? W różowych papuciach i ciuchach poplamionych keczupem, ale jednak!
Czuł ponadto, że jego magia zaczynała wymykać się spod kontroli, a najdotkliwiej doskwierało mu to w okolicy krocza. Ot, reakcja normalnego, zdrowego faceta. Pfff, i co z tego, że to szkielet?
Podszedł dyskretnie do łóżka i chlasnął siarczystego klapsa w pośladek dziewczyny, na co ta odskoczyła momentalnie jak oparzona. Jej serce waliło tak szalenie, że nawet on mógł usłyszeć jego bicie.
- Zdurniałeś?! – posłała mu urażone spojrzenie rozmasowując piekące miejsce.
- Przepraszam, że jestem takim prostakiem – powiedział, chociaż nie miał zamiaru odgrywać żalu. – Wynagrodzę ci to… – jego głos przerodził się w niski pomruk. Udała obrażoną księżniczkę i z prychnięciem splotła ramiona na piersi. – No już, nie bocz się – wpełzł na łóżko i siłą przyciągnął Friska do siebie. Nie musiał długo prosić o wybaczenie. Wbił się zachłannie językiem w jej rozchylone, chętne wargi i zaczął całować ją tak namiętnie, jakby jutro świat miał się skończyć. Mruknęła z przyzwoleniem od razu przywierając do niego całą sobą. Ujęła jego twarz w swoje dłonie i przybliżyła się pogłębiając ich pocałunek. Intuicyjnie odpowiadała na wszystkie pieszczoty. Głaskała go po potylicy, muskała odstające obojczyki i kręgosłup. Niecierpliwie wodziła rękoma po materiale jego granatowej bluzy, a gdy uznała, że pora zmniejszyć dystans, szarpnęła za suwak. Mocowała się z nim do czasu, aż ten ostatecznie skapitulował i poddał się jej woli. Odrzuciła na bok niepotrzebną bluzę nie przerywając obsypywania pocałunkami twarzy kochanka.
Jego oczy zachodziły błękitnawą mgłą. Ściskał uda dziewczyny sycąc swe kościste palce ich miękkością, a te rozchyliły się przed nim zapraszająco. Jako, że był istotą domyślną, nie czekał na werbalne potwierdzenie. Oderwał się od ust dziewczyny, która jęknęła na to z żalem.
- Liż – rozkazał szeptem i przytknął dwa palce do jej warg. Najpierw pociągnęła po nich językiem, a w następnej chwili zniknęły w gorącym, wilgotnym wnętrzu. Ssała i lizała je na przemian. Sans obserwował emocje, które malowały się na rumianej, nabiegłej krwią twarzyczce.
 Ludzie są niezwykli - myślał zawsze ilekroć jej dotykał. Równie niezwykłe były ich ciała, co i zamieszkujące je DUSZE. Tworzyły ze sobą idealnie zgraną harmonię. Tymczasem fizyczność potworów Podziemia w głównej mierze składała się z magii. Wprawdzie pozwalała im ona manipulować wyglądem i przekraczać pewne wynikłe z natury ograniczenia, lecz wciąż nie stanowiła ich integralnej części. Można by rzec, że ich dusze i ciała stworzone są z jednolitej magii, która nieodwołalnie przestaje istnieć wraz z nadejściem śmierci. Tymczasem ludzką DUSZĘ wypełnia boski pierwiastek zwany DETERMINACJĄ. Nie tylko pozwala on na przetrwanie DUSZY po śmierci ciała; wraz z ciałem DUSZA człowieka jest perfekcyjna, zdolna do czynienia wielkich rzeczy. I choć ludzkie ciało jest tak kruche i wrażliwe, to w tym kryje się ogół głębi jego piękna.

Drobne kropelki potu zrosiły jej czoło, do którego zdążyło przykleić się kilka niesfornych pasm włosów. Na przymkniętych powiekach pojawiły się drobniutkie zmarszczki, podobnie jak między ściągniętymi brwiami. Poczerwieniałe usta nie szczędziły wysiłków. Co za widok… Sans wolną ręką rozpiął spodnie.
- Starczy… -  sapnął i pchnął dziewczynę na poduszkę w taki sposób, iż legła na wznak. Położył się obok i nie zwlekając dłużej wcisnął naraz oba palce w jej spragnioną dziurkę. Wydała z siebie piskliwy jęk i poruszyła zmysłowo biodrami. Pochwycił ją w talii i przytulił mocno do swojej piersi. Dostrzegła jasnoniebieski blask duszy, jaki wydobywał się z wnętrza jego żeber. Jarzył się jasnym światłem tak samo, jak oczy.
- Proszę, Sans… - poczuł ciepły oddech na swoim ramieniu. Poruszał palcami szybko, coraz szybciej, wykonując powłóczyste ruchy. Dziewczyna wiła się w spazmach rozkoszy postękując przy tym po cichu. Otoczył ją ramieniem pod talią i wsunął od tyłu palec drugiej ręki, od przodu nadal pieszcząc malutki guziczek nad jej płcią. Ugryzła go w obojczyk i mocno zacisnęła piąstki na jego łopatkach. Zaśmiał się cicho i skupił na tym maleńkim, drażliwym punkciku, w którym kumulowały się wszelkie doznania. Z każdym jego ruchem Friska zalewała intensywna fala przyjemności, kolejna potężniejsza od poprzedniej. Bezwiednie przerzuciła przez niego nogę i po omacku odnalazła ustami jego wargi. Potrzebowała jeszcze kilku chwil, aż w końcu zawładnęły nią konwulsyjne dreszcze, a z gardła wydarł się błogi skowyt. Sans poczuł pulsujące mięśnie zacieśnione wokół palców, kiedy szczytowała. Cudowna, obezwładniająca ekstaza rozeszła się po jej ciele błyskawicznie, niczym prąd elektryczny. Podkurczyła pod siebie nogi więżąc między nimi jego rękę, a gdy przeminęły ostatnie spazmy orgazmu, opadła z sił na tę wieśniacką pościel, otulona kojącym wyczerpaniem. Miała zamknięte oczy, dyszała ciężko, ale uśmiechała się delikatnie. Nie mógł sobie wyobrazić lepszego podziękowania. Zagarnął ją do siebie i pocałował w czoło. Leżeli tak nieruchomo jeszcze przez pewien czas. Minuty mijały. Ciszę, jaka między nimi zaległa, przerwał szmer po drugiej stronie drzwi.
- Co to było? – ciemnowłosa leniwie przetarła oczy.
- Pewnie Papyrus łazi po domu, olej to.
Mruknęła wiercąc się niespokojnie.
- To co? Runda druga? – Zerknęła na niego wyzywająco.
- Runda druga – przytaknął i podciągnął za sobą Friska do pozycji siedzącej. Znów wymusił żarłoczny pocałunek na jej ustach. Począł sunąć dłońmi wzdłuż pleców, które pod wpływem jego dotyku prężyły się jak koci grzbiet. A ona zakołysała się wdzięcznie w jego objęciach i sięgnęła do rozpiętych spodni napotykając tam na charakterystyczne wybrzuszenie. Zawahała się przez moment.
- No dalej, dziecinko, nie wstydź się – roześmiał się gardłowo i położył jej rękę na swoim kroczu. Zachęcona tym gestem zaczęła ugniatać wypukłość, po czym wydobyła na wierzch kutasa pokaźnych rozmiarów. Podobnie jak język Sansa, był stworzony z tej samej magii i promieniował delikatną, niebieskawą poświatą. Prężył się dumnie gotów do działania.
- Magią leczysz kompleks kurdupla, co? – zachichotała chwytając go zdecydowanym ruchem u nasady.
- Nie mam żadnych powodów do kompleksów, kochanie. Za to ty jesteś dzisiaj strasznie pyskata i chyba będę musiał cię ukarać – strącił dziewczynę ze swoich kolan i zmusił do położenia się na brzuchu. Gdy tylko spróbowała się podnieść, została natychmiast przyciśnięta z powrotem do materaca. Sans wymierzył jej kilka siarczystych klapsów w odsłonięte pośladki i robił to do czasu, aż zaczęła miotać się i kwiczeć, by przestał. Miała wrażenie, że jej tyłek płonie żywym ogniem. Nawet w nikłym świetle świecy Sans mógł zauważyć wykwitające na nim pąsowe ślady. Zdał sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy: lanie najwyraźniej sprawiło jej przyjemność. Wepchnął rękę między jej rozchylone nogi, na co wzdrygnęła się mimowolnie.
- Ty mała łajdaczko… - wybuchł niepohamowanym śmiechem czując obfitą wilgoć na palcach. - Spodobało ci się!
Po drugiej stronie drzwi rozległ się nagle głuchy trzask, jakby coś się przewróciło. Zignorowali jednak ten hałas, zbyt pochłonięci sobą nawzajem. Frisk otarła się sugestywnie o Sansa wpatrując się w niego prosząco. Czy można odmówić takim oczom? Nie da się! Złapał ją w pasie i zmusił do przyjęcia pozycji klęczącej, jak na początku ich igraszek. Pozbył się spodni i odkopał je na piętrzącą się w rogu pokoju stertę śmieci wyglądającą tak, jakby lada dzień miała nabrać własnej inteligencji i ożyć.
Chwycił Friska za kark i docisnął jej głowę do poduszki, po czym nakierował swoją męskość na jej rozpaloną płeć. Ugryzła się boleśnie w rękę tłumiąc krzyk, gdy wtargnął w nią do samego końca. Z kącika oka popłynęła samotna łza i wsiąkła w materiał poszewki. Czuła go w sobie każdą cząstką swojego jestestwa. Poruszał się z początku powoli dając jej czas na przyzwyczajenie się do tej sytuacji, potem nie wstrzymywał się już wcale. Brał ją posuwistymi pchnięciami narzucając stałe, szybkie tempo. Jego ciężki oddech łączył się z powściąganymi westchnięciami dziewczyny. Resztką woli się powstrzymywała. Nie chciała wrzeszczeć na całe gardło w obawie, że odgłosy ich zabaw przyciągnęłyby kogoś zaniepokojonego; kogoś, kto mógłby pomyśleć, że odbywa się tu jakiś krwawy mord, czy coś podobnego. Zatroskany Papyrus, wzorowy przykład braterskiej miłości, raz już omal ich nie przyłapał. Woleli więc nie ryzykować obopólnie uznając, iż takie rzeczy powinny mieć miejsce w zaciszu, w atmosferze pełnej intymności.
- Wyżej tyłek – polecił Sans łamiącym się głosem. Uniosła więc biodra, choć kosztowało ją to sporo wysiłku. Nogi jej cierpły, a kolana drżały. Poprawiła się opierając głowę na ramionach.
- Może jeszcze siad, daj głos, waruj… AUU! – krzyknęła, kiedy pchnął gwałtowniej i wymierzył mocnego klapsa w udo. – SANS!
- Ach… bądź grzeczną dziewczynką.
Jej przyjaciel bywał czasem zbyt porywczy i miewał ciągotki, o które zapewne nikt nie śmiałby go nawet podejrzewać, ale naprawdę cieszyła się, że znowu są razem. Po bólu nie pozostał nikły cień. Wsłuchiwała się w jego niespokojny oddech czując powtórny przypływ słodkiej ekstazy. Drugi orgazm, potężniejszy od pierwszego, nadszedł znienacka i wywołał taką błogość, iż zaczęła się wić i skamleć z rozkoszy. Musiał ją podtrzymać, by nie upadła. Kilka ostatnich, impulsywnych pchnięć i jemu przyniosło upragnione spełnienie, które chciwie rzuciło się na niego z pazurami. Owładnęło jego ciałem i umysłem, a on zastygł w bezruchu, gdy już znalazło ujście. Opadli na skotłowaną pościel wycieńczeni. Dwa serca biły w jednym rytmie, oboje słyszeli to wyraźnie.
- Ale to było kurwa dobre – podsumował Sans.
- Na tej pościeli nawet chłop z chałupy nie chciałby się chędożyć – skwitowała dziewczyna łapiąc oddech.
- Idź do jakiegoś, może ugości cię na satynowej.
- Ćwok – Frisk odwróciła się obrażona zaszczycając kochanka widokiem swoich pleców. W akcie zemsty zaanektowała całą kołdrę dla siebie.

***

Tymczasem gdzieś po drugiej stronie zamkniętych drzwi…

- WOOOW! No, trzeba przyznać, że ma facet wigor! Był ogień! – Undyne pochylała się przy dziurce od klucza. Dookoła niej zebrało się pokaźne towarzystwo potworów z Podziemia. Każdy chciał rzucić okiem.
- Prawda? Brat zawsze był dobry w larpach – stwierdził Papyrus rozdając popcorn, który zrobił z zamiarem przetestowania nowej mikrofalówki kupionej przez Sansa. – Ale w gotowaniu mi nie dorówna! Nye-heh-heh!
- Undyne, skarbie, posuń swoją pupcię – do drzwi przepchnął się Mettaton. – Ochh, a myślałem, że to tylko żart, kiedy Frisk zabrała mu telefon!
- A… a co dokładnie ci powiedziała? – zapytała Alphys, piekąc raka ze wstydu.
- Że mają zamiar się rypać! – odparł przewracając oczami. Odpowiadał na to pytanie już chyba z tysiąc razy.  – No kto by pomyślał, że z naszej Frisk to takie ziółko!
-Nic nie zarobiłem… – oznajmił płaczliwie Papyrus i potrząsnął pustym słoikiem. Chciał wziąć przykład z brata i zorganizować pokaz. Zupełnie jak wtedy, gdy pewnego dnia Sans postanowił sprzedawać bilety z papieru toaletowego na przypadkowy koncert w Wodospadzie. Właściwie to pomysł podsunął mu Mettaton, tuż po rozmowie telefonicznej, która została przerwana przez Friska:
- Słuchaj no, Pap. Frisk wyzwała twojego brata na pojedynek. Mają grać w jakiegoś larpa. Organizują dzisiaj turniej w pokoju Sansa. Możemy zrobić imprezę i im pokibicować! Co ty na to? Sprzedasz bilety, zarobisz trochę pieniążków!
Tak mówił MTT. Miał nawet zamiar zrobić z tego turnieju reality show, ale drzwi były zamknięte, a kamera nie mogła uchwycić ostrości obrazu przez dziurkę od klucza. Zaproponował więc pokaz na żywo.
A Papyrus posłuchał. Zrobił nawet zniżkę na bilety dla przyjaciół: za darmo. I nic nie zarobił, chociaż przyszły tłumy.

Autor: Silent Omen
Share:

21 komentarzy:

  1. dawno sie tak nie smialam z pornosa

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego Silent publikuje na twoim blogu? Nie lepiej aby złożyła własny? Ma talent i zyskałaby szybko dużą widownię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż z różnych powodów mimo wszystko tego robić nie chce, a mi to nie przeszkadza.

      Usuń
  3. Kurna, czytam i czytam to w nieskończoność, aż mi się mokro zrobiły, a potem wybuchłam śmiechem.

    Kocham to

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałabym widzieć miny Sansa i Friska jak wyjdą z pokoju i zobaczą wszystkich :D
    Owacja na stojąco.
    Mettaton wręcza kwiaty.
    Undyne gratuluje i proponuje wstąpienie do gwardii kogoś z taką siłą w lędźwiach!
    Cudowne opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serpentyny, konfetti i fanfary :P
      Asgor przybywa z orszakiem i koronuje Sansa na króla, a Toriel wpada przez okno z buta i napierdala w Sansa bo zrobił z jej córki puszczalską sukę.
      Silent zrobiłaś mi dzień!

      Usuń
    2. Boże! Widzę teraz tą Toriel wybijającą z buta przez okno xD

      Usuń
    3. ale sans ma tylko 1hp
      toriel zalatwi go na hita
      undergrand straci nowego krola
      frisk kochanka
      papyrus brata
      i kto opłaci rachunek w barze?
      no kto?
      ja się pytam
      k t o?

      Usuń
    4. Odkupujecie mi psychikę

      Usuń
    5. Można by wkroczyć do temmie, potanczyc mushroom dance, to moze podrzuca jakiegos grosza na zakup pomnika ku pamieci Sansa i nic niewinnej ramy okiennej

      Usuń
    6. w imię asgora i asriela i napstablocka
      asgorze nasz który jesteś w niebie
      święć kwiatki twoje
      bądź zemsta twoja
      jako w podziemiu tak i nadziemiu
      herbaty naszej powszedniej daj nam dzisiaj
      i nie niszcz naszego mercy
      tak jak my nie niszczymy spare innych
      i nie wódź nas na pokuszenie
      ale wyruchaj toriel
      amen

      Usuń
    7. *owacje na stojąco* XDDDDD

      Usuń
    8. To było więcej niż piękne teraz już wiem jak mam się modlić przed zagraniwm w undertale xD

      Usuń
  5. fajne opowiadanie xD FRANS na zawsze

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham takie opowiadania! A potem owacje na stojąco, Toriel wkurwia się, bo sama chciałą Sans'a, a jej córka go zabrała. LOl

    OdpowiedzUsuń
  7. O je zajebiste tak dawno niczego dobrego nie czytałam a już zwłaszcza przy tak marnym internecie u babci xDDD

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE