15 września 2016

Undertale: Lepszy świat - Rozdział V by Silent Omen [opowiadanie skasowane]

Notka od autorki bloga: Niniejsze opowiadanie nie jest moje. Należy ono do Silent Omen, która jakiś czas temu po opublikowaniu kilku rozdziałów skasowała swojego bloga wraz ze stworzoną przez siebie historią. Postanowiłam do niej napisać i poprosić o przesłanie opowiadania oraz - o to by zgodziła się, abym w jej imieniu publikowała. We współczesnym internecie naprawdę mało jest dobrych polskich opowiadań. Jej jest najlepszym jakie znalazłam w polskim fandomie Undertale. 
Tak więc nie przeciągając dalej, oto i ono.

Słowem wstępu:
Frisk stara się przekonać Asgora, żeby porzucił plan zniszczenia bariery. Tłumaczy, że świat wcale nie jest tak przyjaznym miejscem, jak mogłoby się wydawać. Chcąc uniknąć ostatecznej walki z królem spędza czas w Podziemiu na szukaniu innego rozwiązania i ciesząc się towarzystwem przyjaciół.
Opowiadanie przedstawia perypetie głównych bohaterów uniwersum Undertale. Jest to historia alternatywna, z dużą domieszką humoru i pozostająca w zgodzie z głównymi wątkami fabularnymi oraz z kanonem gry.
---
Ostrzeżenie:
Opowiadanie może zawierać: wulgarny język, opisy przemocy i scen erotycznych, wątek poruszający tematykę miłości homoseksualnej. Kierowane do czytelników pełnoletnich. 
SPIS TREŚCI:
Rozdział V (obecnie czytany)



Ognisty kolor włosów gryzł się z jej błękitnawą skórą, za to idealnie współgrał z charakterem. Była niestabilna i żywiołowa. Gdy znajdowała się w liczniejszym gronie, odnosiło się dziwne wrażenie, że ona sama zajmuje więcej przestrzeni, niż pozostali. Przemoc i agresję zwykła określać mianem „pasji”. Owszem, zdarzało jej się straszyć nieśmiałego sąsiada propozycjami „przyjacielskich sparingów”. Owszem, mogła puścić z dymem chałupę twierdząc, że na tym polega istota prawdziwego gotowania. Owszem, tłukła w pianino jak popierdolona utrzymując, że Chopin może jej najwyżej buty językiem polerować. Ba, przywłaszczyła sobie przy tym rolę nauczyciela gry, jakby była co najmniej wirtuozem, który u szczytu sławy zszedł z desek czołowych filharmonii i oto teraz staje się mistrzem przekazującym swój kunszt potomnym. To jedna z tych osobistości, których ego roztacza blask w promieniu kilkunastu kilometrów, a kiedy wkracza do akcji, w jej majestacie mogą pławić się maluczcy. Aż dziw, że w obrębie królestwa nadal nie tytułowano jej per O Wielka.
W każdym razie, lubiła tak o sobie myśleć i sprawiało jej to przyjemność. Z całego serca za to nienawidziła patrzeć na cierpienie swych bliskich. Jeżeli ośmieliłeś się skrzywdzić któregokolwiek z nich, to dobrze ci radzę, lepiej zabieraj dupę w troki i zmień tożsamość, bo Undyne nie zna litości. Wytropi cię choćby na krańcu zaplutego świata, gdyż jej lojalność dalece wykracza poza granice zdrowego rozsądku.

Pstryk!
Błysnął flesz aparatu.
- I kolejne słitaśne selfie – rudowłosa szczerzyła do obiektywu telefonu swe ostre jak szpikulce zębiska w upiornym uśmiechu.
Mettaton pojął naukę. Bez wątpienia pomogło mu w tym to, że Undyne przyciskała teraz jego głowę do podłogi stopą okutą w ciężki bucior i w najlepsze pstrykała kolejne fotki. Wyglądała jak dziecko, które uskutecznia sadystyczną zabawę w tłuczenie żuków kamieniem. Była już urocza sesja z włócznią wymierzoną w jego gardło, były fotki z majtkami na jego głowie; cała masa zdjęć kompromitujących gwiazdę popularnego, telewizyjnego show.
- Uśmiechnij się, MTT. Publiczność oszaleje z zachwytu! Jutro całe Podziemie będzie trąbiło o swoim idolu – śmiała się niczym straszydło z taniego, amerykańskiego horroru.
- Kochanie, powinnaś zostać moim menadżerem od public relations – wyrzęził swym mechanicznym głosem robot. Rozumiał, że opór nie ma sensu.

Jeśli chodzi o ich wcześniejszą walkę, to była ona krótka, a zwycięstwo Mettatona – zwodnicze. Przede wszystkim Undyne jest cholernie silna. To wyszkolona wojowniczka. Przez długie lata treningów jako jedną z ważniejszych reguł przyjęła, że nie może bez potrzeby odsłonić się z pełnią swojego potencjału przed przeciwnikiem. W związku z tym robot najzwyczajniej w świecie przecenił swoje możliwości i porwał się z motyką na słońce. Czerwonowłosa miotnęła nim jak szmacianą lalką, po czym oznajmiła, że nie może go zbytnio uszkodzić, bo Alphys ją zabije, ale też na pewno nie puści płazem jego wybryku. A oto efekty.

- Chyba ustawię to sobie na tapetę, wyglądamy jak psiapsióły – zamyśliła się patrząc z dumą na wyświetlacz i wciskając buta mocniej w czarne włosy Mettatona. – Na twoim fanpejdżu też będzie pasowało na profilowe, jak myślisz? – pochyliła się nisko napotykając obłędnie różowe ślepia, z których biła nieudolnie skrywana wściekłość. Uczucie poniżenia wypełniło jego przewody i obiegło wszystkie ośrodki zmechanizowanego organizmu. To tak czuli się ludzie, gdy wpadali w gniew? Czy to, czego doznawał można było porównać z adrenaliną krążącą w żyłach i uderzającą do mózgu? Bo przysiągłby, że pali się żywcem. Ognisko jego mocy wręcz wibrowało z gorąca; serce, które miał wbudowane pod klatką piersiową pulsowało tym samym różowym blaskiem, co oczy.
- Nie zrobisz tego – wysyczał.
Wyszczerzyła się do niego przymilnie, z aż nazbyt oczywistą złośliwością.
- Fuhuhu, sprawdź mnie! – Opierała na nim nogę przyjmując pozycję superbohatera rodem z filmu akcji, w którym to zło zostaje ostatecznie wyeliminowanie, wróg odgraża się spod buta, a na świecie wreszcie zapanował długo wyczekiwany ład i porządek. Tak jej się jakoś skojarzyła ta scena z produkcjami o historii ludzkości, jakimi raczyła ją Alphys. Brakowało tylko łopoczącej na wietrze peleryny, ale spoko, tę zawsze można pożyczyć od Papyrusa.
- No, chyba już starczy ci na dzisiaj, nie? – odstąpiła od leżącego na kafelkach robota. Jako, że miała w naturze szybko się nudzić, odpuściła sobie dalsze napawanie się wiktorią. Mimo mściwej przyjemności, jakiej doświadczyła upokarzając aroganckiego żartownisia. Mettaton podniósł się chwiejnie i posłał Undyne pogardliwe spojrzenie. Odwzajemniła je przelotnym uśmiechem.
- Aha, i jeszcze jedno – chwyciła go brutalnie za włosy i przyciągnęła jego twarz do swojej. Zrównali się wzrokiem. – Jeśli jeszcze raz zbliżysz się do mnie ze swoją blaszaną gębą, przysięgam, że wyrwę ci jęzor, a łeb ukręcę. Nie będzie z ciebie co zbierać. Rozumiesz? – Robot wystraszył się jej wyrazu twarzy. Była śmiertelnie poważna. Gdyby miał żołądek, to właśnie zawiązałby się w supeł.
- Rozumiesz? – czerwonowłosa potrząsnęła nim.
- T-tak… - wymamrotał.
- To świetnie – znów obdarzyła go szerokim obrazem swoich spiczastych zębów, jak gdyby ta groźba sprzed chwili w ogóle nie została wypowiedziana. Usiadła sobie na krzesełku przy stole zakładając nogę na nogę, po czym z rozbawieniem oddała się przeglądaniu zrobionych zdjęć. – Już widzę te rankingi. – Skwasił się na jej słowa. Racja, przefajnował z docinaniem Alphys, niemniej i tak uważał, że to co wyprawia Undyne nie jest proporcjonalną karą. Zniszczyć mu reputację, nad którą długo i ciężko pracował za pajacowanie?
- Słuchaj… Aż tak bardzo chcesz mnie upodlić? – oderwała się od namiętnego molestowania ekranu. – To jakiś twój fetysz? – przysunął sobie krzesło i usadowił się po przeciwnej stronie.
- To sprawiedliwość - odparła. Mettaton zabrzęczał zgrzytliwie.
- Ciekawe masz pojęcie sprawiedliwości. Chcesz mnie sprowadzić do parteru i zrobić z tego widowisko. Serio, bohaterstwo godne kapitana królewskiej gwardii – zaczął bić brawo.
- Poprawka – parsknęła śmiechem. – Ty JUŻ zostałeś sprowadzony do parteru, tak gwoli ścisłości. Musisz nieźle trząść portkami o ten swój ranking – oparła zalotnie brodę na ręce mierząc go zmrużonym okiem. – Bo kim byś był, jeśli nie gwiazdunią, hm? Ah, ta popularność… - westchnęła przeciągle. – Nie możesz być tym, kim jesteś chcąc utrzymać przy sobie tak kapryśną przyjaciółkę, prawda? Jeden fałszywy krok i jesteś zniszczony. „To szołbiznes bejbe”, no nie? – powtórzyła jego standardowy tekst imitując męski głos. Robot chciał pozostać niewzruszonym na jej ironizowanie. Wiedział jednak, że w ma rację. Na antenie bowiem nie można być sobą. Nie za szczerość ci płacą. Widz chce żebyś skakał, to skaczesz. Widz chce, żebyś tańczył, to pytasz: walc czy makarena? Widz chce łez, to ryczysz jakby ci zdechł ulubiony pies. Jesteś tam dla uciechy gapiów, popisujesz się jak ta mała, tresowana małpka z cyrku, co biega w pstrokatej kamizelce i na klaśnięcie staje na rękach, szarpie za nogawki i zbiera rzucane monety. Tak to w istocie wygląda. Ale jemu i tak zależało na tym wszystkim, bo miał przeświadczenie, że robi coś ważnego i wartościowego. Daje innym radość.
- Masz rację – przytaknął ze spokojem. Undyne uniosła brwi do góry. – Masz rację – powtórzył dobitniej. – Mam cel w tym czym się zajmuję i nie chcę, żebyś w tak głupi sposób go zrujnowała. Nie wiem jak mam cię błagać o to, żebyś skasowała te zdjęcia.
- Nie mnie będziesz błagać – odpowiedziała odchylając się na krześle, które wygięło się niebezpiecznie do tyłu. – Naprawdę miałam zamiar puścić te foty w eter, żebyś poczuł to samo, co musiała czuć Alphys, gdy zrywałeś boki jej kosztem. Ktoś, kto gnoi przyjaciół szczerząc się przy tym jak kretyn, zasługuje na porządne skopanie dupy. Ale ty, niewdzięczniku, zrobiłeś coś jeszcze gorszego – popatrzyła na niego z tym przeszywającym wyrazem oczu. – Poniżyłeś osobę, która dała ci nowe życie. Która spędziła długie godziny na składaniu cię do kupy, bo wzruszyło ją twoje marzenie i postanowiła spełnić je za ciebie – kontynuowała swój wywód, podczas gdy Mettaton kulił się w sobie jak dzieciak zbierający burę od wkurwionych rodziców. Zapłakałby, gdyby potrafił. Przedtem nie myślał w taki sposób o tym, co zrobił. – … dlatego, gdy dziewczyny wrócą, padniesz na kolana przed swoją architektką i przeprosisz ją. Ma zbyt dobre serce, by cierpieć przez ciebie. Do niej też będzie należała decyzja co zrobić z tymi fotkami. Ja nie dbam o twój tandetny program. Szczerze? Pieprzę go i pieprzę ciebie – Mettaton w milczeniu pokiwał głową. Dopiero teraz poczuł się jak gówno. Werbalny ostrzał, jaki przypuściła na niego Undyne bardziej zdruzgotał mu godność, niż próba sprowadzenia go do roli podnóżka. Przyznał przed sobą, że należało mu się. Czerwonowłosa wstała i wyjęła sobie z lodówki gazowany napój. Zapadła przytłaczająca cisza. Upłynęło trochę czasu, nim Mettaton postanowił ją przerwać:
- Ty naprawdę ją kochasz.
Undyne aż się zakrztusiła z impetem wypluwając to, co wcześniej zdążyła upić. Ze złością rzuciła za siebie puszkę, a ta trzasnęła rozbryzgując naokoło resztę zawartości. Przypatrywał się jej z cieniem satysfakcji.
Oho, celny cios.

- Następnym razem…. – zaczęła mówić kaszląc jednocześnie. – Uprzedź mnie, jak będziesz chciał powiedzieć coś mądrego.
- Myślisz, że pewnych rzeczy nie widać? – Stanął obok stołu w teatralnej pozycji i splótł ręce pod brodą udając pełen przesadnej słodkości głos dziewczyny. – Oh, Alphys! Jak uroczo dziś wyglądasz .
- Zewrzyj ryj, palancie – zmarszczyła brwi, a po jej twarzy przemknął cień irytacji.
- gdybyś czegoś potrzebowała, zadzwoń! – zgiął palce ręki tak, by przypominały słuchawkę telefonu, którą przystawił sobie do ucha, po czym oblizał się lubieżnie.
- Zaraz ci przypierdolę, śmieszku. Mało ci? – zacisnęła dłonie w pięści. Mettaton widząc to zrezygnował z dalszego przedrzeźniania. Doskonale wiedział, że ona nie należy do cierpliwych osobistości i że nie da sobie skakać po głowie.
- Tak czy owak chcę powiedzieć, że z zewnątrz wyglądacie jak para, ale na pewno nie przyjaciół – wrócił na wcześniejsze miejsce. Undyne przeniosła uwagę na ścianę, jak gdyby nagle dostrzegła w niej coś wielce interesującego. Taka niebieska, ze wzorem w różowe rybki… Cóż za niezwykłe wyczucie estetyki.
- Nie chciałem też zranić Alphys. Wiem, że zachowałem się jak ostatnia menda, ale myślałem, że to pomoże rozwinąć waszą relację… - ruda analizowała, czy powinna śmiać się, czy płakać. Nie mogąc się zdecydować, zaczęła rozmasowywać sobie skroń.
- Ok… Właśnie wygrałeś konkurs na debila roku. Moje gratulacje – powiedziała z właściwą sobie kpiną, lecz robot przyuważył delikatny, pąsowy rumieniec kwitnący na jej policzkach, gdy tak wnikliwie studiowała misterny ornament na ścianach. Ciekawe ile tu jest rybek? Nigdy nie liczyła…
- Kochasz Alphys – powtórzył tonem nacechowanym niezbitą pewnością. Więcej nie było potrzeba. Ona na te słowa poderwała się tak gwałtownie, że wywróciła krzesło. Opierała się teraz obiema rękami o blat i wbijała w mężczyznę swoje intensywnie żółte ślepie.
- Zachowaj dla siebie swoje wyobrażenia – warknęła ostrzegawczo. Lecz z tej perspektywy nie przerażała go ani trochę. To była reakcja obronna, wyparcie. Wyrażanie uczuć delikatniejszych - innych niż te, które znała z walki, musiało przychodzić jej bardzo opornie. Za to darcie mordy, bluzganie i rzucanie krzesłami wychodziło jej perfekcyjnie. Niejeden chamski dresiarz by się powstydził.
Zaraz jednak odzyskała rezon.
- Nie wtrącaj się więcej w nieswoje sprawy.
- Czyli nie zainteresuje cię informacja, że Alphys też cię kocha? – uśmiechnął się tajemniczo chłonąc obraz Undyne kompletnie wybitej z trybu O Wielkiej. Miała taki zabawny wyraz twarzy, jakby rozstąpiła się ziemia pod jej nogami wciągając w wielką, czarną dziurę ją i cały kosmos. Powrót do rzeczywistości zajął jej chwilę.
- A niby skąd możesz mieć taką informację?! – wypaliła opadając ciężko na podłogę. Wyłożyła się na stole wciąż siedząc na kafelkach i schowała głowę w ramionach. Cała pewność siebie w sekundzie z niej wyparowała; teraz przypominała pogrążoną w nieszczęśliwej miłości gówniarę, którą wzruszają zachody słońca i komedie romantyczne. Jakie to do niej niepodobne…
- Powiedzmy, że przez przypadek znalazłem niezbity dowód – konspiracyjnie podsunął jej zwitek papieru robiąc przy tym pokerową minę dilera, który cichcem opycha lewy towar w bramie.
- Grzebałeś w jej rzeczach? - Złotooka wzięła i zerknęła na niego podejrzliwie.
- Nie – zaprzeczył natychmiastowo. – Mówiłem, że znalazłem przypadkowo. Leżało przed wejściem do laboratorium. Pewnie wypadło jej z notatek. – Wyjaśnił naprędce, a Undyne rozłożyła go właściwie nie będąc przekonaną, czy dobrze robi. Mettaton tymczasem bacznie obserwował jej reakcję. Tak jak się spodziewał… Ten błysk w oku, brwi uniesione wysoko do góry w wyrazie zdumienia, lekko drżące dłonie, szybsze bicie głupiego serca, które miało wyjebane na argumenty pochodzące z mózgu.

Oh tak, gołąbeczku. Można czytać z ciebie jak z otwartej książki.

Kąciki jego ust uniosły się obnażając rząd lśniących metalem zębów. Nie mógł tego powstrzymać. Zresztą ona i tak była do tego stopnia zaabsorbowana wgapianiem się w tę kartkę, że nie zauważyłaby nawet, gdyby obok jej domu eksplodowała bomba, a w powietrze wyleciał grzyb atomowy. Trzymała ją tak blisko jedynego widzącego oka, że można było odnieść wrażenie, iż widnieje nań mistyczny przekaz z innej galaktyki mający objawić cywilizacji prawdę o istocie wszechrzeczy.
- Khem… - Mettaton wymownie chrząknął i tym samym oderwał Undyne od nawiązywania łączności z kosmosem.
- Ja… chyba pójdę ich poszukać. Długo nie wracają – wstała i chwiejnym krokiem udała się do swojego pokoju. Ściskała papierek mocno w ręku, jakby był jej prywatną drobinką szczęścia.


Share:

9 komentarzy:

  1. UUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU
    WWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW
    IIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII
    EEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
    LLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLLL
    BBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBBB
    IIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII
    AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
    MMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMM

    Te Undyne. Genialna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co ty mnie bardziej podoba się metaton
      świetna notka

      Usuń
  2. Ten ból kiedy jesteś na lekcji biologii i gryziesz się w rękę aby nie wybuchnąć śmiechem jak babka mówi o anatomii człowieka.
    Dzięki Silent Omen.
    Mam pogryzioną rękę.
    A i tak się śmiałam.
    Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  3. To moje ulubione opowiadanie z tego bloga :D

    OdpowiedzUsuń
  4. czegos nie rozumiem
    frisk jest starsza
    a undyne i alphys nadal sobie nie wyznaly milosci?
    moda na sukces

    OdpowiedzUsuń
  5. Kim jest Silent Omen?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moze to autor bloga?

      Usuń
    2. Zaręczam zaprawdę powiadam, że to nie ja.
      Te osoby jakie mnie czytają widzą, że ... cóż... trzeba to redagować bo literówek, błędów jest co niemiara. Tutaj wszystko jest dopracowane.
      Silent Omen to osoba do jakiej dotarłam w sieci, z jaką się zakumplowałam i jaką poprosiłam o możliwość publikowania opowiadania u siebie.

      Usuń

POPULARNE ILUZJE