Notka od autora: Jest to opowiadanie napisane z okazji 8 marca, który jednocześnie jest międzynarodowym Dniem Kobiet, jak i dniem urodzin Rydzi i Kejti. Obu paniom więc składam gorące życzenia urodzinowe: forsa, zdrowie i gorące seksy. Bo czego kobiecie życzyć więcej? A tak, no i czekolady. Dlatego też opowiadanie dostosowane jest pod kobiecego czytelnika. Miłego czytania!
Znalezienie
idealnej opiekunki na za pięć dwunasta to nie lada wyzwanie. Wie o tym każda
matka, która kiedykolwiek została postawiona w takiej sytuacji. Trzeba zostawić
dziecko samo w domu z praktycznie obcym człowiekiem. Nie wiadomo co gorsze –
osoba nieznana ma dostęp do wszystkich intymnych przedmiotów i może na czas
Twojej nieobecności zrobić to co się jej podoba; oraz ma styczność z dzieckiem
i może okazać się nieodpowiednia, albo co gorsza, wpajać mu jakieś dziwne idee
o jakich się Tobie w głowie nie śniło. Niestety, los chciał, że pilnie musiałaś
wyjść aby ocalić problem ekologiczny na Biegunie Północnym. Pingwiny znowu nie
chciały miesiączkować, a Ty jako znawczyni wszystkich dziwów i pokrętów tego
świata zostałaś poproszona o pomoc przez samego prezydenta, papieża i
wszystkich świętych. Powód wystarczający, abyś teraz na gwałt pakowała walizki,
biegała po pokojach zbierając przyrządy jakie się mogą przydać. Na Biegunie
raczej będzie zimno, dlatego też koniecznie musisz wziąć gruby sweter, ten
ulubiony. Jakieś ciepłe majciochy, no i wyniki Twojej pracy badawczej odnośnie
okresu Pingwinów.
Niestety,
nie mogłaś też liczyć na pomoc reszty domowników. Ojca wysłał sam Trump do
Iranu, aby obcinał paznokcie jaszczurom, bo się biedne skarżyły. Siostra
zajmowała się problemem wzrastającej temperatury i wpływem tego na koszatniczki. Zaś
mama? Ah, ta jak zawsze musiała ocalić świat przed wszelkim złem i występkiem.
Takie jest zadanie każdej matki, prawda?
Twój
syneczek i córeczka przyglądali się w milczącym zaciekawieniu jak biegasz kibel-pokój-pokój-kibel
niepewna, czy zapakowałaś szczoteczkę do zębów, bijąc się po drodze z myślami,
czy wypadałoby wziąć też ze sobą golarkę, aby golić nogi, czy można sobie
odpuścić.
W Internecie
tym czasem znalazłaś firmę dla opiekunek do dzieci, nazywającą się Kurza Mamka.
Może zabawnie to brzmi, ale u potencjalnego klienta w potrzebie (takiego jak
Ty) myśl o takiej miłej kokoszce zajmującej się dwoma skarbami sprawiła,
że właśnie tam zadzwoniłaś. Rozmówczyni o bardzo miłym i spokojnym głosie
zapewniła Cię, że za dwadzieścia minut zjawi się jedna z wolnych obecnie
opiekunek.
I jak
w zegarku! Jeb, jeb, jeb do drzwi. Podbiegasz szybko i je otwierasz. Ku Twojemu
zdziwieniu nikogo przed Tobą nie ma. Rozglądasz się na boki. Sąsiedzi Ci robią
jakiś głupi kawał? A może Ci się przesłyszało?
-Khem
– ktoś chrząknął, niepewnie popatrzyłaś w dół. To jakiś lis w hawajskiej
koszuli, a obok niego królik. Zamrugałaś kilka razy. – Witam, ja jestem…
-Nick
Bajer i Judy Hopps – szepnęłaś zaskoczona. – Czy wy nie graliście …
- przytaknęli z uśmiechami na mordkach – Ale jak to… co tutaj robicie?
-Najnowszy
film wyjdzie dopiero w przyszłym roku. Dorabiamy sobie – wyjaśniła dziewczyna
szczerząc swoje ząbki. – Zostaliśmy tutaj przysłani, przez Kurzą Mamkę, aby się
zająć Twoimi dziećmi – dodała zerkając za Ciebie. Szkraby zareagowały z
entuzjazmem na wesołą parkę. Ty natomiast nie wiedziałaś jak się z tym czuć.
-Ale
ja nie wiem czy mnie stać aby opłacić… - zaczęłaś niepewnie. To w końcu gwiazdy
ekranu, a Ty jesteś po prostu pospolitym bohaterem dnia codziennego.
-Spokojnie,
dla pani dzisiaj nasza firma działa za darmo – wyjaśnił Nick ze stoickim
spokojem wsadzając ręce do kieszeni – Urodziła się pani w wyjątkowy dzień. –
Dodał mrugając porozumiewawczo. Wizja darmochy była kusząca, jednak
doświadczenie życiowe nauczyło Cię podejrzewać wszystko to co dostałaś w cenie
promocyjnej, nie mówiąc już o podarowaniu Ci czegoś … za frajer.
-Gdzie
jest haczyk? – Oparłaś się o framugę
-Nie
ma – oburzyła się Judy – Możemy przywitać się z dziećmi? – Analizowałaś sytuację.
Zerknęłaś na komórkę, za cztery godziny przyjedzie po Ciebie czołg, aby odesłać
Cię na lotnisko. Skoro mówią, za darmo… Poobserwujesz jak postępują z
dziećmi i albo się zgodzisz, albo poprosisz o przysłanie kogoś innego. Ostatecznie
zrobiłaś krok do tyłu i wpuściłaś parkę. Zaprosiłaś ich do pokoju, gdzie zwykle
przyjmujesz gości. Rozsiedli się na kanapie rozglądając po pokoju.
-Bardzo
ładnie – oznajmił Nick wzdychając. Po jego minie widziałaś wyraźnie, że nie
palił się do tej roboty. Pozostawienie dzieci z kimś, kto nie lubi się nimi
zajmować było czystą głupotą. Musiałaś rozwikłać zagadkę, czy tylko Ci się
wydawało, czy faktycznie lis nie chciał niańczyć Twoich pociech. Te
niepewnie poszły za Tobą jak pisklaki za kaczką. Schowały się za Twoimi nogami,
czułaś na sobie ich małe łapki. Córeczka zacisnęła piąstki i popatrzyła na
Ciebie pytająco. Wzruszyłaś ramionami i pogłaskałaś synka po głowie.
-A
więc… - nie bardzo wiedziałaś od czego zacząć -… od jak dawna zajmujecie się
tym zawodem?
-To
właściwie nasz pierwszy raz - …. Co? –
Idąc w myśl mojej zasady, że każdy może być każdym uznałam, że nadajemy się i
do tego – oznajmiła Judy patrząc na dzieci
z błyskiem w fioletowych oczach. – Pomogłam mamie już wychować wiele młodszego rodzeństwa. Wiem co i jak – dodała z dumą. Znowu popatrzyłaś na Nicka
czekając na jego odpowiedź. Chwilę mu zajęło zrozumienie, że teraz on powinien
się odezwać.
-A ja…
- zastanawiał się - … ja jestem z nią. – Doooobra. To nie
wróżyło za dobrze.
-Czyli
ty nie masz żadnego doświadczenia, a ty umiesz zajmować się małymi królikami,
tak?
-Dokładnie
– przytaknęła.
-A
wiesz jak zajmować się … tymi ludzkimi?
-Dzieci
to dzieci, większej różnicy nie ma.
-No
nie wiem… - Nie znałaś się za dobrze na królikach, ale jednego byłaś pewna,
zachowania dla obu gatunków powinny być różne, prawda? Synek zaczął tupać w
miejscu nogą, najwyraźniej ze zniecierpliwienia. Nie wiedział co się dzieje, to
będzie ich pierwszy raz jak zostaną na tak długo z kimś obcym.
-Ma
wzdęcie– oznajmiła Judy i podeszła do chłopaka. Ten skulił się lekko jak
chciała go pogłaskać, ale ostatecznie na to pozwolił. Jej łapki były delikatne.
– Chcesz zrobić kupkę? – chłopczyk energicznie zaprzeczył uciekając spod jej
dotyku i schował się za siostrę – Ej mały, co jest? Moje rodzeństwo jak tak
biegało, że ma niezaspokojone potrzeby seksualne. Czy
zaspokajasz …
-NIE!
– krzyknęłaś nie chcąc nawet dalej słyszeć jej wypowiedzi – To dziecko! Mój
syn! Moje dzieci nie są królikami!
-Ale
nadal to dzieci.
-Ale
to nie króliki! – załkałaś zrozpaczona – Słuchaj. Nie masz doświadczenia z
ludzkimi, a on nie ma go w ogóle. Czytałaś chociaż cokolwiek na temat
tego jak zajmować się dziećmi? – Królik skulił uszy po sobie. Czyli nie. – Nie obraźcie
się, ale uważam że raczej się do tego nie nadajecie.
-Ale
każdy może być każdym!
-Nie
pozwolę, abyście eksperymentowali na nich swoje pragnienia –
warknęłaś podenerwowana. Na oczach gości chwyciłaś za telefon. Nick podniósł
się w tym czasie z kanapy i szturchnął Judy w ramię.
-Może my pójdziemy, choć Judy… To kim chciałaś zostać potem? – dziewczyna była
wyraźnie smutna przez pierwszą chwilę, jednak wpadła na inny
genialniejszy pomysł, popatrzyła na Nicka – Zawsze chciałam spróbować swoich
sił w byciu operatorem dźwigu. – Dalej nie słuchałaś, poprosiłaś o przysłanie
kogoś innego, kto ma doświadczenie z dziećmi… po chwili dodałaś szybko, że
chodzi oczywiście o ludzkie. – A na koniec chciałam zostać księdzem – mówiła pani
policjant nie zwracając uwagi na Ciebie. Ani tym bardziej na rodzeństwo.
-Masz
ambicje, ci powiem – mruknęłaś z przekąsem.
Od
wyjścia pary do przyjścia kolejnych opiekunów minęło jakieś dwadzieścia minut.
Nie no, ktoś sobie robi z Ciebie jaja.
-Co
tam smarku? – Undyne wyszczerzyła się szeroko i nie czekając nawet na
pozwolenie wejścia do środka, sama się wprosiła. Kucnęła obok dzieci i zaczęła
czochrać córkę po głowie – Jak tam mały smrodzie?
-Nie
jestem smrodem – burknęła dziewczynka marszcząc brwi – Mamo, kim jest ta rybia
pani?
-Jestem
Undyne i będę waszą opiekunką.
-Uhm,
pani Undyne – zaczęłaś niepewnie – Ma pani doświadczenie, prawda?
-Ależ
oczywiście, zajmowałam się Friskiem! – wstała i wypięła pierś – Mam też
papiery. – Wręczyła Ci dyplom szkoły dla opiekunek, cóż wyglądał na oryginalny.
Coś Cię jednak ruszyło.
-Nie
będzie mnie kilka dni… - popatrzyłaś na swoje pociechy, nie chciałaś ich
zostawiać na tak długo - … co będziecie jedli? Zostawiłam trochę oszczędności w
srebrnym pudełeczku w komodzie, ale…
-Ja
będę im gotowała! -… o nie… - Po tym jak tylko razem będziemy ćwiczyć rzut
oszczepem! - … ooooo nie. Nie. Nie. Nie. Ty już dobrze wiesz jak to się
skończy.
Po
kolejnych dwudziestu minutach przyszła trzecia dostawa opiekunek. Tak, liczba
mnoga, bo para dobrze Ci znanych szkieletów. Znając ich uśmiechnęłaś się w
duchu i pomyślałaś, że w sumie do trzech razy sztuka. Siedzieliście
w pokoju. Papiery są, doświadczenie jest, tylko że w trakcie rozmowy o
dzieciach… Sans usnął. Zaraz jak to?
-ON JEST TAKIM WIELKIM DZIECKIEM –
oznajmił z uśmiechem szerokim – NO I TO LEN
-Ale
jak on chce się zajmować dziećmi?
-JA SIE BEDE NIMI
ZAJMOWAL! SANS NIE UFA LUDZIOM, NIE LUBI ICH, ZWLASZCZA DZIECI, NIE WIEM
DLACZEGO, ALE TAK JEST! PRZYSZEDL TUTAJ ABY MIEC PEWNOSC, ZE MNIE … JAK TO ON POWIEDZIAL… ZE NIE STRACE DLA NICH
GLOWY! CO JEST GLUPIM POWODEM, ALE NIE MOGLEM MU TEGO WYBIC KIEDY POWIEDZIALEM,
ZE CHCE PRACOWAC W TYM ZAWODZIE.
No to
tak, Sans zdecydowanie się do tego nie nadawał. Nie dość, że mógłby usnąć i nie
dopilnować dzieci, to jeszcze sam przyznał, że ich nie lubi. Cmoknęłaś
niezadowolona z nerwów.
-I
jak się wam podobają ci panowie? – Niech same zdecydują.
-To
szkielety, mamo, co ty masz z tymi szkieletami? – Ugh…
-właśnie, co ty masz z tymi szkieletami? – oh, czyli jednak
nie śpi? Zarumieniłaś się i odwróciłaś wzrok na bok.
-Zupełnie
nie wiem o czym mówicie… ALE! Nie o to was pytam. Chcecie aby ci panowie się wami
zajęli?
-Lubię
tego wysokiego – powiedział chłopiec
-Dla
mnie jest za głośny – oznajmiła dziewczynka
Jak
do tej pory był to najlepszy wybór, Papyrus umiał gotować, a dzieciaki by
przetrwały kilka dni jedząc tylko spaghetti, najwyżej nigdy już Cię o to nie
poproszą. Dobrze się z nimi dogadywał i uważał na nie. Tak więc
jakkolwiek lubiłaś Sansa, tak nie zostawiłabyś z nim swoich pociech, jednak w
połączeniu z jego bratem, wszystko wydawało się być na swoim miejscu.
Odetchnęłaś z ulgą. Do Twojego czołgu masz jeszcze dwie godziny. W Twoim
życiu nigdy nic nie może przyjść zbyt łatwo, prawda? A zaledwie trzecie
podejście, to zdecydowanie za mało. Coś musiało się spieprzyć, a tym czymś był…
-Witajcie
kochani! – krzyknął Mettaton praktycznie z buta wywalając Ci drzwi. Kurwa –
Co to za rozkoszne małe szkraby! – krzyknął podbiegając do dzieci. – Chcecie się
pobawić w przebieranki? Mam takie śliczne sukienki ze wstążkami i frędzelkami i
koronkami, mam nawet podwiązki i…
Szybko
zrozumiałaś, że samego Papyrusa mogłaś zostawić, ale gratisowo
dostawałaś też Sansa i robota. Z westchnięciem wyciągnęłaś telefon.
Flowey
znajdował się przed domem, okazało się, że ma wielkie problemy z
dostaniem się do środka, natomiast z doniczki ciężko będzie mu zajmować się
dziećmi… Zaraz, Ty serio rozważyłaś zostawienie go z nimi? Głupiaaaa…
Kolejne
pukanie było na godzinę przed wyjazdem.
-Już
otwieram! – krzyknęłaś pełna nadziei w głosie. Kiedy otworzyłaś i
zobaczyłaś pogodną twarz Toriel…
-Witaj
moje dziecko, przy mnie twoje pociechy będą bezpie… - trzasnęłaś drzwiami. Już
miałaś wybierać telefon do firmy wyraźnie zdenerwowana, a zegar tykał.
Zatrzymałaś się jednak nim zadzwoniłaś. Popatrzyłaś na rodzeństwo i westchnęłaś
z uśmiechem. Przesunęłaś listę numerów trochę niżej.
-Panie Boże. Bo mam taki problem…
No i
tak skończyłaś na Biegunie Północnym, otoczona pingwinami, wśród których biegały
Twoje dzieci. Co jak co, ale do tej firmy już nigdy więcej nie zadzwonisz.