Autor okładki: Reitiri
Notka od autora: Jest to opowiadanie interaktywne. Pod niektórymi notkami znajdować się będą pytania do czytelników, ich odpowiedzi będą miały wpływ na fabułę.
Akcja dzieje się na powierzchni. Wojny z potworami nigdy nie było bo... ich też nie było. Jest za to coś innego... Nagle całe Twoje życie obraca się o sto osiemdziesiąt stopni, po tym jak przeprowadzasz się do swojej babci, która umiera wkrótce potem i pozostawia Ci niezwykły spadek. Stajesz się opiekunką czterech żywiołaków ognia!
Opowiadanie w którym z wyjątkiem postaci czytelniczki (opowiadanie dostosowane do kobiecego czytelnika) występują jeszcze postacie Grillbiego (Undertale), Fella (Grillby z Underfell), Gri (Grillby z Underswap) oraz Curly (BittyBones). Czytelnicy będą mieć wpływ na to co wydarzy się dalej z postaciami. Swoje sugestie mogą umieszczać w komentarzach nawet jak pytań do rozdziału nie będzie
Spis treści:
Bał się, bardzo bał się o człowieka. Widział jak z każdą chwilą dziewczyna orientuje się coraz bardziej w grze. Gdy wylosowała musztardę sarepską i musiała "wypić" ją z kubeczka, widział jak kolory na jej twarzy zmieniają się. Początkowo czuła wstręt, obrzydzenie, by następnie pikantność przyprawy wywołała na jej twarzy niezdrowe rumieńce, a z wielkich oczu poleciały łzy. Gri był okrutny. gdy po wykonaniu zadania chciała napić się wody, czegokolwiek co ukoi żar w jej wnętrzu - ten odmówił. To przecież wbrew zasadom. Sam wylosował benzynę. Nie trudno domyślać się jaki efekt wywołała. Oczywiście, wypił ją duszkiem z małego kieliszka, lecz gdy beknął płomień wzbił się do góry prawie pod sufit. W tym momencie Curly wziął nogi za pas.
Chciał uciekać. Bał się.
Ale.. nie zostawi przyjaciółki w potrzebie! Nie on! On jest dzielny! On pokona wszystkie przeciwności losu! Bo przyjaciół się nie zostawia. Zamiast skryć się gdzieś w ciemnym miejscu, gdzieś gdzie go nikt nie znajdzie - pobiegł do piwnicy gdzie zagnieździły się wszystkie żywiołaki. Grillby siedział na fotelu przeglądając dzisiejszą gazetę, Fell oglądał jakiś program w telewizji o tym, jak to wieśniaczka przenosi się do miasta, zaś dama na wieś. Miał z tego ubaw. On nie pomoże. Grillby to co innego. Grillby zawsze pomaga i wie co trzeba zrobić. Curly pognał ile sił w małych nóżkach, wspiął się po nogawce potwora i widząc, że ten nie reaguje na jego obecność zrobił coś, czego normalnie nigdy by nie zrobił. Uniósł rączki do góry i ... wypalił sobie drogę w gazecie. Na środku artykułu o geodetach w potrzebie pojawiła się dziura na tyle duża, że nie można było już zapoznać się z największymi niebezpieczeństwami zawodu geodety, a na tyle mała, by odsłoniła spanikowaną twarzyczkę bitty. Grillby nic nie powiedział, nawet się nie ruszył uniósł tylko brew do góry.
-Po.... - Curly pisnął dysząc ciężko - Pomocy!
Teraz już wiesz, że połączenie musztardy sarepskiej i whishey to nie jest dobry pomysł, tym bardziej na pusty żołądek. Która to już kolejka? Chyba... piąta? A nie.. whishey była czwarta. Teraz będzie piąta. Nie czułaś już strachu przed grą, a zmęczenie. Takie kurewskie zmęczenie i ból. Bolał Cię brzuch, gardło, przełyk, piekły usta i język. A Gri? Miał się świetnie. Właśnie poprawiał kokardkę na swoich płomieniach. Jak ona w ogóle się utrzymywała? Dlaczego on wybrał po prostu mleko? Ty chciałaś mleko.
-Idzie ci naprawdę dobrze - mówił wycierając kąciki ust palcem wskazującym i podsunął w Twoją stronę walizkę - Jeszcze kilka i będę twoim przyjacielem! - Nie będziesz. Wiedziałaś, że nie będzie. Zorientowałaś się, że to chora gra pierdolonego sadysty, nie chciałaś dać mu satysfakcji, chciałaś pokazać, że przejdziesz jego próby, że dasz radę, choć... miałaś świadomość, że każdy mądry człowiek na Twoim miejscu, by po prostu pierdolił to i jego chore pomysły, wstał i nie katował się więcej. Wsunęłaś rękę do walizki by zaraz potem ją cofnąć. Musiał być tutaj jakiś szyfr. On tworzył tę grę, więc musiał wiedzieć na jakiej karteczce jest co. Spojrzałaś na te, leżące obok niego. Wszystkie są zielone. Twoje... kolorowe. Wzrokiem odszukałaś zieloną. Zaraz... co? Woda... święcona? Otworzyłaś szerzej oczy i zmarszczyłaś brwi przenosząc na niego wzrok. Pewnie byś coś powiedziała, ale nie mogłaś, za bardzo bolało, za bardzo piekło. Gri klepnął się w kolana. - Ooo, ja to chciałem! - Wyglądał na niepocieszonego, ale cóż. Teraz już wiesz, że zielone są bezpieczne! Dostałaś szklankę wody święconej. Smakowała jak... zwykła woda z dziwacznym posmakiem... kościoła? Ziół raczej, ale ta charakterystyczna mieszanka kojarzyła Ci się tylko z kościołem i miałaś wrażenie, że pijesz wyciąg z murów kościelnych. Jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. Chłód jednak złagodził obolałe struny głosowe i mogłaś zacząć kasłać.
-....ś potworem - wycharczałaś patrząc na niego rozwścieczona
-Oj tam już od razu potworem - machnął ręką - Chcesz się zaprzyjaźnić prawda?
-Coraz mniej
-Ooooooj, czyli nie chcesz zdobyć naszego zaufania? - popatrzyłaś na niego zaskoczona - Myślisz, że nie wiem o co chodzi w tym całym nagłym "zostańmy przyjaciółmi?" - mówiąc ostatnie słowa machnął ręką i wylosował znowu zieloną karteczkę, na której było napisane "ajerkoniak". Zaraz potem wypił całą butelkę trunku nie odrywając szyjki od ognistych ust. Na zakończenie połknął też szkło, które pyknęło w jego wnętrzu i całkowicie zniknęło. Konkurowanie z nim w tę grę to samobójstwo. Teraz to wiedziałaś, nie ma dla niego nic, co .... zaraz... kręci Ci się w głowie? Miałaś wrażenie, że kołyszesz się, spuściłaś wzrok, Gri w tym czasie mówił głośno, słyszałaś w jego wypowiedzi ... złość? - Niby tak nagle się nami zainteresowałaś? Nie bądź żałosna. Powiedzmy sobie szczerze, chodzi ci o naszą moc - Co? Chciałaś protestować, ale mogłaś jedynie zmarszczyć brwi - Kluczem do zapanowania nad nami jest zdobycie naszego zaufania. Prawda? Stąd ta cała.. zmiana! - Coś huknęło, ktoś wszedł do pomieszczenia. Nie, nie wszedł, przybiegł, kto? Tego już nie wiesz, to nie tak, że straciłaś przytomność, bo byłaś przytomna, tego jesteś pewna. Prowadzona jakby na autopilocie minęłaś tego kogoś, nie dojdziesz do ubikacji w tym stanie, a już masz bardzo silne mdłości. Ten ktoś chwycił Cię za ramie i poprowadził do zlewu w kuchni. Jak dobrze, że nie ma w nim naczyń. Jak dobrze, bo zarzygałaś cały zlew. I nawet wtedy kiedy nie miałaś już czym wymiotować, lepka od potu, czująca wstręt do siebie i do wszystkiego, nadal miałaś mdłości, nadal znosiło Cię i nadal organizm chciał pozbyć się wszystkiego co wiązało się z dzisiejszym południem. Najgorszy dzień w Twoim życiu. Albo przynajmniej jeden z gorszych, bo ostatnio trochę Ci się ich uzbierało.
-Masz ty w ogóle pojęcie co robisz? - Grillby stał obok wymiotującej dziewczyny asekurując ją, gdyby miała paść na ziemię
-Bawię się - Gri nonszalancko oparł się o framugę i poprawił sukienkę
-Człowiek to nie zabawka!
-A my to niby jesteśmy? - cisza. Znaczy, byłaby cisza, gdyby nie kolejny potężny bełt jaki z Ciebie wyszedł połączony z głośnym sapaniem, jęczeniem i piszczeniem. Musztarda paliła jak wchodziła.... i jak wychodziła niestety też.
-Wiesz dobrze, że ona nie planuje niczego złego
-Nie wiem
-Wiesz dobrze, że nikt z jej rodu nie zrobił nam nic złego
-.... To dlaczego zostało nas tylko czterech?
-Pozostali wybrali. To był ich wybór!
-Przestańcie się kłócić! - Curly pisnął z całych swoich sił stojąc na ziemi, gdy oba żywiołaki spojrzały na niego skulił się jakby przestraszony nagłą uwagą jaka została mu poświęcona - P-proszę? _-____ jest chora. Zajmijmy się nią.... p-potem porozmawiamy o ... o...
-O czym? - Fell pojawił się w kuchni za Gri, jego program najwyraźniej się skończył. Gri nie przegapił okazji. Położył rękę na piersi fioletowego żywiołaka, jego ruchy były niezwykle delikatne, jakby próbował imitować damę
-Mój bohaterze! Grillby na mnie krzyczy!
-Nie krzyczę. Upominam - bąknął Grillby przystawiając rękę do czoła dziewczyny, by sprawdzić jej temperaturę. Była zimna i spocona.
-O widzisz! Znowu to robi!
-Odwal się - warknął Fell, zerknął na chorą, a następnie na Gri, nie skomentował tego wszystkiego, tylko wywrócił oczami. Gri w tym czasie wykonał kolejny atak. Po prostu wskoczył na szyję Fella w efekcie ten chwycił go i trzymał przez chwilę na rękach
-Ocal swoją księżniczkę
-Do reszty cię pojebało? - opuścił ręce i Gri padł na ziemię. Grillby miał coś powiedzieć, ale nie zrobił tego, Dziewczyna płakała. Najwyraźniej nie miała już czym wymiotować i w końcu do niej dotarło to, co się stało. Płakała. Żywiołak zacisnął mocniej usta
-Porozmawiamy później - rzucił oschle w stronę Gri, czas zająć się jak trzeba ich człowiekiem.
Nie wiesz ile spałaś, lecz gdy się obudziłaś czułaś się o wiele lepiej. Zorientowałaś się, że nie miałaś już na sobie głupiej sukienki Gri, tylko czystą koszulę i bielizna pozostała jednak ta sama i mimo wszystko czułaś potrzebę przebrania się... i umycia. Byłaś jednak słaba, bardzo osłabiona. Zaś brzuch, oh ten to dawał koncerty. Jakby prawił Ci kazanie, że jesteś głupia i wrzucasz w niego wszystko co popadnie.
Dojście do siebie zajęło Ci ponad tydzień, musiałaś też udać się po zwolnienie lekarskie z zajęć, bo zwyczajnie nie byłabyś w stanie być na uczelni. Przez ten cały czas Curly opiekował się Tobą, Gri co jakiś czas nawiedzał Cię chcąc namówić do grania dalej, ale odmówiłaś. Nie był tego wart. Jeżeli nigdy ma Ci nie zaufać, dobrze. Bo... warto jest starać się dalej?
No, ale babcia powiedziała jasno, że musisz zdobyć ich zaufanie, aby przejść dalej... Więc, co zamierzasz?