Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od
czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały
prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym
mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy
Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego
serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu,
krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan
"jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie
oznacza, że nie możesz być złośliwa.
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co
warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która
świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia,
że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś
znacznie wyższa od Sansa.
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa?
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Straciliśmy piąte koło u wozu! (obecnie czytany)
-Co...? To nie może być coś gorszego niż twoja kuchnia z zeszłego tygodnia. Z tego co wiem gotował z kimś i wygrał – patrzyłaś na Sansa. Cóż.. chyba wygrał. Choć RybaŚmierci21 cały czas zaprzeczała, kiedy Papyrus regularnie informował o tym na swoim koncie w UnderNecie.
-Heh... Undyne nie jest lepsza od niego. Oboje są okropni – Sans się zaśmiał
-Więc... o jakim poziomie okropnego jedzenia mówimy?
-Paniusiu... moje zeszłotygodniowe gotowanie było ambrozją. - Patrzyłaś na niego czekając, jak obróci to w jakiś kawał. Lecz nic się nie stało. Mówił poważniej.
-Czy.. umrę jeżeli to zjem? - powoli zaprzeczył nadal nie patrząc na Ciebie.
-Chyba... nie.... dzieciak jadł i przeżył... Nic nie powinno .. ci być? - wyraźnie starał zapewnić samego siebie w tym przekonaniu równie mocno jak Ciebie. Zaczynałaś się martwić. Twoje ciało nie było w stanie przyjmować jedzenia innego niż krew. Możesz zjeść niewielką ilość co kilka dni. Masz też bardzo wyczulony zapach, nie zjesz nic co nie pachnie dobrze. Zapach jest bardzo ważny.
-Czacho... mój żołądek jest słaby. To dlatego w większości przyjmuję posiłki w formie pitnej. - Popatrzył na Ciebie wyraźnie zdenerwowany.
-Jesteś taka słaba! Wszystko może cię zabić! I to ty się mnie pytałaś jakim cudem przeżyłem z jednym HP?!
-To wszystko kwestia perspektywy. - Zachichotałaś chowając usta za dłonią. Miałaś kilka słabości, jasne, ale biorąc pod uwagę Twoje silne strony, to nic – Znaczy się... postaram się zachowywać dobrze. Ale nie obiecuję nic. Powiem mu, że nie jestem głodna czy coś jeżeli będzie naprawdę źle. - Sans popatrzył na Ciebie nim westchnął.
-To... nie zadziała w jego przypadku. Ja... uh... Zobaczę co mogę zrobić... z jedzeniem – przyglądałaś mu się starając zrozumieć, co planuje.
-Co to znaczy?
-Nie jedz. Zajmę się tym – nie patrzył na Ciebie.
-Do...bra? - Przesunął się tak, abyś mogła wyjść. Podeszłaś naprzeciw jego drzwi. Już miałaś pociągnąć za klamkę i wejść, kiedy zobaczyłaś niebieską otoczkę przytrzymującą je na swoim miejscu. Popatrzyłaś na kościotrupa przez ramię. - Czacho? - Jedno jego oko zniknęło, podczas kiedy drugie jarzyło się. Czułaś jak dookoła was powietrze robi się gęstsze.
-Nie wiem czego oczekiwałaś w zeszłym tygodniu. Lecz jeżeli jeszcze raz będziesz tak traktować mojego szefa... - Patrzyłaś na dół na jego twarz. Mówił poważnie. Powoli na Twoją twarz wchodził szczwany uśmieszek, przyjęłaś wyzwanie.
-Hoh? - pochyliłaś się by być na równi z jego czaszką – A co się stanie, jeżeli będę się dalej tak zachowywać? - obniżyłaś głos. Zauważyłaś, jak krople potu pojawiają się na jego głowie. Jego uśmiech powoli zelżał. Nagle, jego źrenice całkiem zniknęły
-Będziesz miała pecha – Oboje staliście i patrzyliście się na siebie. Był naprawdę bardzo poważny. Naprawdę musi kochać swojego brata. Nagle zaczęłaś cicho rechotać.
-Ohhh Czacho... Nie mogę uwierzyć, że mi grozisz – chichot zamienił się w pełen śmiech. Niewielki kościotrup przed Tobą zacisnął pięści. Wróciły jego źrenice, pojawił się rumieniec. Zrobił krok do tyłu.
-J-ja nie... J-ja tylko... - zaczęłaś śmiać się głośnie, co powstrzymało jego odpowiedź.
-Trzeba więcej niż twoja mordka aby mnie wystraszyć
-J-ja nie chciałem... J-ja chciałem się upewnić, że ty..
-Hahahaha! Zniszczyłeś mi rzeczy swoimi kośćmi hehehe. Za pomocą magii rzucałeś moim ciałem po mieszkaniu hahahaha! No i zakradłeś się do mojego mieszkania z dakimakurą! A mimo to ja nadal chcę być twoim przyjacielem! Naprawdę myślałeś, że twoja mała, słodka czaszeczka jest w stanie mnie przestraszyć? - jego niewielki rumieniec zamienił się w gorącą czerwień.
-Co do kurwy?! Nie mów kurwa...
-Ty! Grozisz mi! Serio, mi! Hahahaha! Nie robiłeś tego hahaha.... od czasów Czarownego.. Co? Tęsknisz za nim, czy coś?
-Jakim kurwa sposobem miałbym tęsknić za tym małym gównem?!
-Hahahaha! Nie bój się Czacho, on jest częścią mnie. Mój wewnętrzny dwunastolatek. Hehehehe! Nie musisz za nim tęsknić!
-Heh... Undyne nie jest lepsza od niego. Oboje są okropni – Sans się zaśmiał
-Więc... o jakim poziomie okropnego jedzenia mówimy?
-Paniusiu... moje zeszłotygodniowe gotowanie było ambrozją. - Patrzyłaś na niego czekając, jak obróci to w jakiś kawał. Lecz nic się nie stało. Mówił poważniej.
-Czy.. umrę jeżeli to zjem? - powoli zaprzeczył nadal nie patrząc na Ciebie.
-Chyba... nie.... dzieciak jadł i przeżył... Nic nie powinno .. ci być? - wyraźnie starał zapewnić samego siebie w tym przekonaniu równie mocno jak Ciebie. Zaczynałaś się martwić. Twoje ciało nie było w stanie przyjmować jedzenia innego niż krew. Możesz zjeść niewielką ilość co kilka dni. Masz też bardzo wyczulony zapach, nie zjesz nic co nie pachnie dobrze. Zapach jest bardzo ważny.
-Czacho... mój żołądek jest słaby. To dlatego w większości przyjmuję posiłki w formie pitnej. - Popatrzył na Ciebie wyraźnie zdenerwowany.
-Jesteś taka słaba! Wszystko może cię zabić! I to ty się mnie pytałaś jakim cudem przeżyłem z jednym HP?!
-To wszystko kwestia perspektywy. - Zachichotałaś chowając usta za dłonią. Miałaś kilka słabości, jasne, ale biorąc pod uwagę Twoje silne strony, to nic – Znaczy się... postaram się zachowywać dobrze. Ale nie obiecuję nic. Powiem mu, że nie jestem głodna czy coś jeżeli będzie naprawdę źle. - Sans popatrzył na Ciebie nim westchnął.
-To... nie zadziała w jego przypadku. Ja... uh... Zobaczę co mogę zrobić... z jedzeniem – przyglądałaś mu się starając zrozumieć, co planuje.
-Co to znaczy?
-Nie jedz. Zajmę się tym – nie patrzył na Ciebie.
-Do...bra? - Przesunął się tak, abyś mogła wyjść. Podeszłaś naprzeciw jego drzwi. Już miałaś pociągnąć za klamkę i wejść, kiedy zobaczyłaś niebieską otoczkę przytrzymującą je na swoim miejscu. Popatrzyłaś na kościotrupa przez ramię. - Czacho? - Jedno jego oko zniknęło, podczas kiedy drugie jarzyło się. Czułaś jak dookoła was powietrze robi się gęstsze.
-Nie wiem czego oczekiwałaś w zeszłym tygodniu. Lecz jeżeli jeszcze raz będziesz tak traktować mojego szefa... - Patrzyłaś na dół na jego twarz. Mówił poważnie. Powoli na Twoją twarz wchodził szczwany uśmieszek, przyjęłaś wyzwanie.
-Hoh? - pochyliłaś się by być na równi z jego czaszką – A co się stanie, jeżeli będę się dalej tak zachowywać? - obniżyłaś głos. Zauważyłaś, jak krople potu pojawiają się na jego głowie. Jego uśmiech powoli zelżał. Nagle, jego źrenice całkiem zniknęły
-Będziesz miała pecha – Oboje staliście i patrzyliście się na siebie. Był naprawdę bardzo poważny. Naprawdę musi kochać swojego brata. Nagle zaczęłaś cicho rechotać.
-Ohhh Czacho... Nie mogę uwierzyć, że mi grozisz – chichot zamienił się w pełen śmiech. Niewielki kościotrup przed Tobą zacisnął pięści. Wróciły jego źrenice, pojawił się rumieniec. Zrobił krok do tyłu.
-J-ja nie... J-ja tylko... - zaczęłaś śmiać się głośnie, co powstrzymało jego odpowiedź.
-Trzeba więcej niż twoja mordka aby mnie wystraszyć
-J-ja nie chciałem... J-ja chciałem się upewnić, że ty..
-Hahahaha! Zniszczyłeś mi rzeczy swoimi kośćmi hehehe. Za pomocą magii rzucałeś moim ciałem po mieszkaniu hahahaha! No i zakradłeś się do mojego mieszkania z dakimakurą! A mimo to ja nadal chcę być twoim przyjacielem! Naprawdę myślałeś, że twoja mała, słodka czaszeczka jest w stanie mnie przestraszyć? - jego niewielki rumieniec zamienił się w gorącą czerwień.
-Co do kurwy?! Nie mów kurwa...
-Ty! Grozisz mi! Serio, mi! Hahahaha! Nie robiłeś tego hahaha.... od czasów Czarownego.. Co? Tęsknisz za nim, czy coś?
-Jakim kurwa sposobem miałbym tęsknić za tym małym gównem?!
-Hahahaha! Nie bój się Czacho, on jest częścią mnie. Mój wewnętrzny dwunastolatek. Hehehehe! Nie musisz za nim tęsknić!
-J-ja próbowałem tylko... PRZESTAŃ SIĘ ŚMIAĆ! - Oczywiście, jego krzyki sprawiały, że śmiałaś się bardziej. Oparłaś się plecami o drzwi, dłoń położyłaś na brzuchu który zaczynał już boleć ze śmiechu.
-Na gwiazdy... Czacho! Hehehehe! Zachowujesz się tak jakbyś mnie nie znać?! - Opuścił ręce.
-Z-znam... J-ja tylko
-I po tym wszystkim nadal mi nie ufasz! Hahaha! I co jeszcze? Myślisz, że się w nim podkochuję?
-Co.. co ty kurwa mówi...
-O rany... Hahaha.... Nie mogę uwierzyć, że nie ufasz mi na tyle, aby posądzać mnie o jakieś plany wobec twojego brata!
-J-jesteś człowiekiem... więc... - Przerwałaś łapiąc oddech. Zaczęłaś ocierać łzy z oczu.
-Czacho... znowu wyskakujesz z rasizmem?
-Słuchaj... n-nie jesteś aż taka zła... - poprawił się – Ale ludzie są zdolni do wielu złych rzeczy
- No i?! Jestem sobą! Znasz mnie!
-Znam... tylko... - nagle poczułaś jak drzwi ustępują zza Twoich pleców. Otworzyłaś szerzej oczy czując jak powoli lecisz do tyłu. Nim jednak uderzyłaś tyłkiem o ziemię, poczułaś jak para dłoni Cię łapie. Zauważyłaś ślepia brata Sansa
-Cześć... Papyrus...
-SANS! DLACZEGO TEN OBLEŚNY CZŁOWIEK NA MNIE LECI? - warknął na brata. Sans patrzył na wysokiego potwora przez chwilę, wtedy nagle jego uśmiech się poszerzył. Zachichotał. - NIE BĄDŹ KRETYNEM SANS! NIE CHODZIŁO MI W TYM ZNACZENIU! DOSŁOWNIE! TO OCZYWISTE, ŻE JUŻ MA WOBEC MNIE SWOJE OBRZYDLIWE ZAMIARY! - uśmiech Sansa lekko zadrżał.
-Nie wiem Szefie, ale ładny chwyt.
-SANS! DLACZEGO MUSISZ NISZCZYĆ ŚWIĘTOŚĆ NASZYCH RODZINNYCH POSIŁKÓW SWOIM OKROPNYM POCZUCIEM HUMORU?
-Moje kawały dodają pikanterii żarciu.
-SANS!
-Właśnie, nie niszcz mojego rodzinnego posiłku swoim okropnym poczuciem humoru – zaśmiałaś się.
-Nie jesteś moją ro...
-SANS! TA OBRZYDLIWA LUDZKA KREATURA DAŁA CI TYTUŁ! KIEDY? - Sans stał w niezręczności przez chwilę, nie wiedział co odpowiedzieć. Postanowiłaś zrobić to za niego.
-To... to część jego nicku z gry – Papyrus postawił Cię na równe nogi, byłaś zaskoczona siłą kogoś kto nie ma mięśni. Jego dłonie zacisnęły się na Twoich ramionach, patrzył Ci prosto w oczy.
-ROZKAZUJĘ, ABYŚ TEŻ DAŁA MI TYTUŁ! - Że... co... Wymyślanie nicków nigdy nie było Twoją mocną stroną.
-Raaa... uh.. Nie jestem w tym dobra
-NIE PRZEZWISKO KRETYNKO. PRZEZWISKA SĄ DLA BEZNADZIEJNYCH PRZYJACIÓŁ, TYTUŁY SĄ DLA WOJOWNIKÓW- Przypomniał Ci się pseudonim jakim się posługuje w UnderNecie... ZłaCzacha...
-Um.... Zły gość...? - Okropne, ssiesz w tym.
-TSK... MNIEJSZA. NIE NADAJESZ SIĘ DO TEGO – Puścił Cię i udał się do kuchni. - DOKŁADNIE TAK SAMO OKROPNA JAK TEN IDIOTA SANS. NO I WŁAŹCIE DO ŚRODKA! - krzyknął. Sans wślizgnął się do mieszkania zamykając za sobą drzwi. Popatrzyłaś na niego, a on wzruszył ramionami. Podszedł do kanapy i włączył telewizor. Poszłaś za nim kierując się w swoje ulubione miejsce, lecz nim to zrobiłaś, grzecznie zapytałaś.
-Czy... uh.. potrzebna ci pomoc w kuchni? - zaproponowałaś Papyrusowi.
-JESZCZE CZEGO! ABYŚ ZNISZCZYŁA MOJĄ POTRAWĘ? NIGDY! TWOJA OBECNOŚĆ ZNISZCZYŁABY IDEALNY BALANS MOJEGO PROFESJONALNEGO GOTOWANIA! LEŃ SIĘ DO WOLI NA KANAPIE KIEDY JA WSPANIAŁY OKROPNY PAPYRUS PRZYGOTUJĘ GENIALNY POSIŁEK. NYEH HEH HEH HEH. - Wyprostował się trzymając w rękach łyżkę. Przez chwilę wgapiałaś się w niego, wzruszyłaś ramionami i usiadłaś na kanapie. Popatrzyłaś na telewizję. Leciał jakiś program z robotem ten sam co był w zeszłym tygodniu. To ten, którego Sans nazwał atrakcyjnym potworem. Wygląda na to, że prowadził jakiś program telewizyjny w którym ludzie mieli rozwiązywać nagrody. Za każdym razem kiedy gracze źle odpowiedzieli wpadali do wody. To ciekawe, Mettaton cały czas komentował jak tragiczny był ich upadek.
-Na gwiazdy... Czacho! Hehehehe! Zachowujesz się tak jakbyś mnie nie znać?! - Opuścił ręce.
-Z-znam... J-ja tylko
-I po tym wszystkim nadal mi nie ufasz! Hahaha! I co jeszcze? Myślisz, że się w nim podkochuję?
-Co.. co ty kurwa mówi...
-O rany... Hahaha.... Nie mogę uwierzyć, że nie ufasz mi na tyle, aby posądzać mnie o jakieś plany wobec twojego brata!
-J-jesteś człowiekiem... więc... - Przerwałaś łapiąc oddech. Zaczęłaś ocierać łzy z oczu.
-Czacho... znowu wyskakujesz z rasizmem?
-Słuchaj... n-nie jesteś aż taka zła... - poprawił się – Ale ludzie są zdolni do wielu złych rzeczy
- No i?! Jestem sobą! Znasz mnie!
-Znam... tylko... - nagle poczułaś jak drzwi ustępują zza Twoich pleców. Otworzyłaś szerzej oczy czując jak powoli lecisz do tyłu. Nim jednak uderzyłaś tyłkiem o ziemię, poczułaś jak para dłoni Cię łapie. Zauważyłaś ślepia brata Sansa
-Cześć... Papyrus...
-SANS! DLACZEGO TEN OBLEŚNY CZŁOWIEK NA MNIE LECI? - warknął na brata. Sans patrzył na wysokiego potwora przez chwilę, wtedy nagle jego uśmiech się poszerzył. Zachichotał. - NIE BĄDŹ KRETYNEM SANS! NIE CHODZIŁO MI W TYM ZNACZENIU! DOSŁOWNIE! TO OCZYWISTE, ŻE JUŻ MA WOBEC MNIE SWOJE OBRZYDLIWE ZAMIARY! - uśmiech Sansa lekko zadrżał.
-Nie wiem Szefie, ale ładny chwyt.
-SANS! DLACZEGO MUSISZ NISZCZYĆ ŚWIĘTOŚĆ NASZYCH RODZINNYCH POSIŁKÓW SWOIM OKROPNYM POCZUCIEM HUMORU?
-Moje kawały dodają pikanterii żarciu.
-SANS!
-Właśnie, nie niszcz mojego rodzinnego posiłku swoim okropnym poczuciem humoru – zaśmiałaś się.
-Nie jesteś moją ro...
-SANS! TA OBRZYDLIWA LUDZKA KREATURA DAŁA CI TYTUŁ! KIEDY? - Sans stał w niezręczności przez chwilę, nie wiedział co odpowiedzieć. Postanowiłaś zrobić to za niego.
-To... to część jego nicku z gry – Papyrus postawił Cię na równe nogi, byłaś zaskoczona siłą kogoś kto nie ma mięśni. Jego dłonie zacisnęły się na Twoich ramionach, patrzył Ci prosto w oczy.
-ROZKAZUJĘ, ABYŚ TEŻ DAŁA MI TYTUŁ! - Że... co... Wymyślanie nicków nigdy nie było Twoją mocną stroną.
-Raaa... uh.. Nie jestem w tym dobra
-NIE PRZEZWISKO KRETYNKO. PRZEZWISKA SĄ DLA BEZNADZIEJNYCH PRZYJACIÓŁ, TYTUŁY SĄ DLA WOJOWNIKÓW- Przypomniał Ci się pseudonim jakim się posługuje w UnderNecie... ZłaCzacha...
-Um.... Zły gość...? - Okropne, ssiesz w tym.
-TSK... MNIEJSZA. NIE NADAJESZ SIĘ DO TEGO – Puścił Cię i udał się do kuchni. - DOKŁADNIE TAK SAMO OKROPNA JAK TEN IDIOTA SANS. NO I WŁAŹCIE DO ŚRODKA! - krzyknął. Sans wślizgnął się do mieszkania zamykając za sobą drzwi. Popatrzyłaś na niego, a on wzruszył ramionami. Podszedł do kanapy i włączył telewizor. Poszłaś za nim kierując się w swoje ulubione miejsce, lecz nim to zrobiłaś, grzecznie zapytałaś.
-Czy... uh.. potrzebna ci pomoc w kuchni? - zaproponowałaś Papyrusowi.
-JESZCZE CZEGO! ABYŚ ZNISZCZYŁA MOJĄ POTRAWĘ? NIGDY! TWOJA OBECNOŚĆ ZNISZCZYŁABY IDEALNY BALANS MOJEGO PROFESJONALNEGO GOTOWANIA! LEŃ SIĘ DO WOLI NA KANAPIE KIEDY JA WSPANIAŁY OKROPNY PAPYRUS PRZYGOTUJĘ GENIALNY POSIŁEK. NYEH HEH HEH HEH. - Wyprostował się trzymając w rękach łyżkę. Przez chwilę wgapiałaś się w niego, wzruszyłaś ramionami i usiadłaś na kanapie. Popatrzyłaś na telewizję. Leciał jakiś program z robotem ten sam co był w zeszłym tygodniu. To ten, którego Sans nazwał atrakcyjnym potworem. Wygląda na to, że prowadził jakiś program telewizyjny w którym ludzie mieli rozwiązywać nagrody. Za każdym razem kiedy gracze źle odpowiedzieli wpadali do wody. To ciekawe, Mettaton cały czas komentował jak tragiczny był ich upadek.
-Więc... zaraz.... jak może to kręcić, skoro potworom nie wolno opuszczać miasta?
-On... - nim wyjaśnił przerwano mu
-CO JEST CZŁOWIEKU? CZYŻBYŚ BYŁA ZAINTERESOWANA PRACĄ WSPANIAŁEGO METTATONA, ZABÓJCZEGO ROBOTA? - Papyrus usiadł na kanapie słysząc Twoje pytanie. W dłoni trzymał łyżkę w sosie pomidorowym.
-Aaaa tak... wydaje się fajny – Sans wywrócił oczami siedząc po drugiej stronie kanapy
-FAJNY? GŁUPI CZŁOWIEKU, ON JEST PONAD TO! METTATON TO OKAZ POTWORZEJ GRACJI. OPANOWAŁ DO PERFEKCJI TRZY NAJWAŻNIEJSZE RZECZY DLA POTWORÓW. UMIEJĘTNOŚĆ SPRAWIANIA BÓLU, KARANIE I ZAGADKI. WSZYSTKO W JEGO WYKONANIU JEST PERFEKCYJNE POD KAŻDYM WZGLĘDEM. TO MNIE NIE DZIWI, ŻE WASZ ŻAŁOSNY LUDZKI RZĄD ZROBIŁ WYJĄTEK DLA NIEGO I POZWOLIŁ MU OPUŚCIĆ MIASTO ABY ROZNOSIŁ POTWORZĄ CHWAŁĘ NA CAŁY ŚWIAT! - Starałaś się patrzeć na twarz Papyrusa kiedy mówił, ale zamiast tego nie mogłaś oderwać wzroku od łyżki jaką trzymał.
-Uhh... Szefie... - oczy Sansa również patrzyły na łyżkę – Cz-czy nie po-powinieneś...
-SANS, NIE PRZERYWAJ TEJ WAŻNEJ ROZMOWY. TAK JAK MÓWIŁEM CZŁOWIEKU. METTATON TO WYJĄTEK I MOŻE PODRÓŻOWAĆ BY ROBIĆ SWOJE SHOW. CZY TO NIE WSPANIAŁE? - popatrzył na Ciebie spodziewając się Twojej twierdzącej odpowiedzi.
-Ja.. uh... nie widziałam jeszcze zbyt wiele jego produkcji. Ale to co już widziałam to mi się podoba – starałaś się być szczera. Nie przepadałaś za telewizją. Oglądałaś kilka programów i tak, kilka dobrych anime, ale to było dawno. Powiedzmy sobie szczerze, wolisz gry. Kropla sosu pomidorowego na łyżce zaczęła skapywać powoli niebezpiecznie zbliżając się do ręki Papyrusa.
-TA... WIDZĘ, ŻE MUSZĘ... DOKSZTAŁCIĆ CIĘ W TYM – zmrużył oczy – TO PEWNE, ŻE CZŁOWIEK TWOJEGO POKROJU, KTÓRY CHCE SIĘ ZE MNĄ ZADAWAĆ, MUSI BYĆ DOINFORMOWANY. OBOWIĄZEK SPOCZYWA NA MNIE, DLATEGO JA, WSPANIAŁY I STRASZNY PAPYRUS ZNIOSĘ MĘKĘ PONOWNEGO ZOBACZENIA WSZYSTKICH PRODUKCJI METTATONA, DLA TWOJEGO DOBRA, NYEH HEH HEH! - Sans westchnął – MOŻE PO TYM, BĘDZIESZ O MAŁY KROCZEK BLIŻEJ BY SPEŁNIĆ MOJE WYSOKIE OCZEKIWANIA, JESTEM TEGO PEWNY. ZACZNIEMY Z PIERWSZYM NAGRANIEM.... PO KOLACJI OCZYWIŚCIE – nim kropla spadła na jego rękę, wstał z kanapy i udał się do kuchni. A więc szykuje coś z pomidorów. Oparłaś się o kanapę oglądając przedstawienie tyło z połowicznym zainteresowaniem. Poczułaś wibracje telefonu.
CzerwonaCzacha: masz pojęcie w co się wpakowałaś?
Popatrzyłaś na Sansa, nadal oglądał telewizję.
Ty: Nie... a co? Jest aż tak źle?
Przyglądałaś się, jak odczytuje wiadomość. Zdzielił Cię spojrzeniem. Zachichotał cicho i dalej oglądał telewizję. Ej, nie odpowiadaj w ten sposób.... Co to ma w ogóle znaczyć? Czacho, co zamierza Twój brat? Z myśli wyrwał Cię dziwny głos z kuchni. Coś jakby się gotowało, lecz nie to Cię zmartwiło. Coś stukało w tle. Zerknęłaś z kanapy w stronę kuchni. Papyrus nie miał na dłoniach rękawic, w dłoni dosłownie zgniótł cebulę. Pozostałe warzywa na stole również były zgniecione. Obok niego gotował się garniec pełen makaronu. Na kolejnym palniku, zupełnie nietknięte mięso smażyło się na pełnym ogniu. Unosił się z niego czarny dym. Postanowiłaś dla dobra własnej psychiki usiąść na kanapie starając się wymazać z głowy horror jaki właśnie zobaczyłaś. Usłyszałaś, jak Sans się śmieje, chwyciłaś za telefon chciałaś z nim porozmawiać kiedy jego brat nie patrzył.
Ty: Sans... czy on właśnie zgniótł w ręce cebulę?
Ten zaśmiał się cicho czytając Twoją wiadomość.
CzerwonaCzacha: Dokładnie tak. Właśnie w taki sposób gotuje
Ty: Jedyną rzeczą, którą powinno się zgniatać w ten sposób to cytryna, albo pomarańcz kiedy chcesz wycisnąć z niej sok!
CzerwonaCzacha: tylko poczekaj, aż dowiesz się co jest jego sekretnym składnikiem.
Smród przypalonego mięsa zaczął unosić się w mieszkaniu.
Ty: Co to jest?!
CzerwonaCzacha: to będzie niespodzianka
Przeczytałaś wiadomość i szybko zerknęłaś do kuchni starając się dowiedzieć o czym on mówi. Nie widziałaś zbyt wiele. Papyrus był wysoki i zasłaniał sporo, lecz na stole nie dostrzegłaś nic dziwnego. Nagle usłyszałaś dźwięk alarmu przeciwpożarowego, który nie wytrzymał przypalonego mięsa. Już miałaś coś powiedzieć, kiedy alarm został wyłączony. Z gracją i wdziękiem Papyrus zabrał mięcho z ognia. Odwróciłaś wzrok by popatrzyć na telewizję, nie wierzyłaś w to co właśnie zobaczyłaś... Czy... czy on właśnie użył alarmu przeciwpożarowego jako timera do gotowania? Niewielki uśmiech wyskoczył na Twoją twarz, chcąc ukryć strach. Cholera jasna... to zajebiste. Nie mogłaś uwierzyć, że ktoś może być aż tak okropny w gotowaniu. I z jakiegoś powodu on myśli, że jest w tym geniuszem. Telefon zawibrował w Twojej dłoni.
CzerwonaCzacha: lepiej abyś nie krytykowała jego gotowania
Ty: Czy nikt mu nie powiedział...
CzerwonaCzacha: Nikt nie przeżył...
Wgapiałaś się w ostatnią wiadomość. Czy Sans właśnie... powiedział.... że jego brat... zabijał innych?
Ty: Jestem pewna, że ta Undyne coś mu na ten temat powiedziała
CzerwonaCzacha: Undyne mówi co chce. To przyjaciele
Ty: Naprawdę? A ja myślałam, że się nienawidzą.
CzerwonaCzacha: Zaufaj mi, to przyjaciele. Nawet jak myślą inaczej. Nie masz u niego takich forów więc nic nie mów.
Ty: A gdybym była jego dziewczyną...
Sans zamarł czytając tę wiadomość. Widziałaś, jak mocniej wciskał klawisze odpisując.
CzerwonaCzacha: NIE JESTEŚ!
Uśmiechnęłaś się delikatnie czytając. Oho trafiłaś w czuły punkt.
Ty: Ktoś tutaj jest za bardzo protekcyjny
CzerwonaCzacha: Mój brat cię toleruje bo nie wkurwiasz go dostatecznie.
Ty: Jestem miła dla niego Czacho. Lubi mnie bo jestem miła.
CzerwonaCzacha: Miła to ostatnie słowo jakie bym użył aby cię opisać
Ty: Co? Dla ciebie jestem tylko miła.
CzerwonaCzacha: Ta, a odkąd to pieprzenie się ze mną jest wyrazem bycia miłym?
Ty: Nie pieprzyłam się z tobą, ani razu
Sans zerknął na Ciebie nim ponownie popatrzył na telefon.
CzerwonaCzacha: i o tym właśnie mówię
Ty: Więc przestań gadać o seksie ze mną
-Gyaaaaj! - warknął unosząc ręce do góry – Dlaczego jesteś taka.. - zerknął w stronę kuchni. Szybko odzyskał nerwy i się uspokoił opierając na kanapie. W tym czasie, Ty cichutko się śmiałaś. Sans westchnął i odpisał.
CzerwonaCzacha: w każdym razie, zajmę się jedzeniem. Nie chcę abyś wyrzygała jego jedzenie przed nim, pamiętaj, nie jedz
Ty: Rozkaz przyjęty Szkieleci Lordzie.
-On... - nim wyjaśnił przerwano mu
-CO JEST CZŁOWIEKU? CZYŻBYŚ BYŁA ZAINTERESOWANA PRACĄ WSPANIAŁEGO METTATONA, ZABÓJCZEGO ROBOTA? - Papyrus usiadł na kanapie słysząc Twoje pytanie. W dłoni trzymał łyżkę w sosie pomidorowym.
-Aaaa tak... wydaje się fajny – Sans wywrócił oczami siedząc po drugiej stronie kanapy
-FAJNY? GŁUPI CZŁOWIEKU, ON JEST PONAD TO! METTATON TO OKAZ POTWORZEJ GRACJI. OPANOWAŁ DO PERFEKCJI TRZY NAJWAŻNIEJSZE RZECZY DLA POTWORÓW. UMIEJĘTNOŚĆ SPRAWIANIA BÓLU, KARANIE I ZAGADKI. WSZYSTKO W JEGO WYKONANIU JEST PERFEKCYJNE POD KAŻDYM WZGLĘDEM. TO MNIE NIE DZIWI, ŻE WASZ ŻAŁOSNY LUDZKI RZĄD ZROBIŁ WYJĄTEK DLA NIEGO I POZWOLIŁ MU OPUŚCIĆ MIASTO ABY ROZNOSIŁ POTWORZĄ CHWAŁĘ NA CAŁY ŚWIAT! - Starałaś się patrzeć na twarz Papyrusa kiedy mówił, ale zamiast tego nie mogłaś oderwać wzroku od łyżki jaką trzymał.
-Uhh... Szefie... - oczy Sansa również patrzyły na łyżkę – Cz-czy nie po-powinieneś...
-SANS, NIE PRZERYWAJ TEJ WAŻNEJ ROZMOWY. TAK JAK MÓWIŁEM CZŁOWIEKU. METTATON TO WYJĄTEK I MOŻE PODRÓŻOWAĆ BY ROBIĆ SWOJE SHOW. CZY TO NIE WSPANIAŁE? - popatrzył na Ciebie spodziewając się Twojej twierdzącej odpowiedzi.
-Ja.. uh... nie widziałam jeszcze zbyt wiele jego produkcji. Ale to co już widziałam to mi się podoba – starałaś się być szczera. Nie przepadałaś za telewizją. Oglądałaś kilka programów i tak, kilka dobrych anime, ale to było dawno. Powiedzmy sobie szczerze, wolisz gry. Kropla sosu pomidorowego na łyżce zaczęła skapywać powoli niebezpiecznie zbliżając się do ręki Papyrusa.
-TA... WIDZĘ, ŻE MUSZĘ... DOKSZTAŁCIĆ CIĘ W TYM – zmrużył oczy – TO PEWNE, ŻE CZŁOWIEK TWOJEGO POKROJU, KTÓRY CHCE SIĘ ZE MNĄ ZADAWAĆ, MUSI BYĆ DOINFORMOWANY. OBOWIĄZEK SPOCZYWA NA MNIE, DLATEGO JA, WSPANIAŁY I STRASZNY PAPYRUS ZNIOSĘ MĘKĘ PONOWNEGO ZOBACZENIA WSZYSTKICH PRODUKCJI METTATONA, DLA TWOJEGO DOBRA, NYEH HEH HEH! - Sans westchnął – MOŻE PO TYM, BĘDZIESZ O MAŁY KROCZEK BLIŻEJ BY SPEŁNIĆ MOJE WYSOKIE OCZEKIWANIA, JESTEM TEGO PEWNY. ZACZNIEMY Z PIERWSZYM NAGRANIEM.... PO KOLACJI OCZYWIŚCIE – nim kropla spadła na jego rękę, wstał z kanapy i udał się do kuchni. A więc szykuje coś z pomidorów. Oparłaś się o kanapę oglądając przedstawienie tyło z połowicznym zainteresowaniem. Poczułaś wibracje telefonu.
CzerwonaCzacha: masz pojęcie w co się wpakowałaś?
Popatrzyłaś na Sansa, nadal oglądał telewizję.
Ty: Nie... a co? Jest aż tak źle?
Przyglądałaś się, jak odczytuje wiadomość. Zdzielił Cię spojrzeniem. Zachichotał cicho i dalej oglądał telewizję. Ej, nie odpowiadaj w ten sposób.... Co to ma w ogóle znaczyć? Czacho, co zamierza Twój brat? Z myśli wyrwał Cię dziwny głos z kuchni. Coś jakby się gotowało, lecz nie to Cię zmartwiło. Coś stukało w tle. Zerknęłaś z kanapy w stronę kuchni. Papyrus nie miał na dłoniach rękawic, w dłoni dosłownie zgniótł cebulę. Pozostałe warzywa na stole również były zgniecione. Obok niego gotował się garniec pełen makaronu. Na kolejnym palniku, zupełnie nietknięte mięso smażyło się na pełnym ogniu. Unosił się z niego czarny dym. Postanowiłaś dla dobra własnej psychiki usiąść na kanapie starając się wymazać z głowy horror jaki właśnie zobaczyłaś. Usłyszałaś, jak Sans się śmieje, chwyciłaś za telefon chciałaś z nim porozmawiać kiedy jego brat nie patrzył.
Ty: Sans... czy on właśnie zgniótł w ręce cebulę?
Ten zaśmiał się cicho czytając Twoją wiadomość.
CzerwonaCzacha: Dokładnie tak. Właśnie w taki sposób gotuje
Ty: Jedyną rzeczą, którą powinno się zgniatać w ten sposób to cytryna, albo pomarańcz kiedy chcesz wycisnąć z niej sok!
CzerwonaCzacha: tylko poczekaj, aż dowiesz się co jest jego sekretnym składnikiem.
Smród przypalonego mięsa zaczął unosić się w mieszkaniu.
Ty: Co to jest?!
CzerwonaCzacha: to będzie niespodzianka
Przeczytałaś wiadomość i szybko zerknęłaś do kuchni starając się dowiedzieć o czym on mówi. Nie widziałaś zbyt wiele. Papyrus był wysoki i zasłaniał sporo, lecz na stole nie dostrzegłaś nic dziwnego. Nagle usłyszałaś dźwięk alarmu przeciwpożarowego, który nie wytrzymał przypalonego mięsa. Już miałaś coś powiedzieć, kiedy alarm został wyłączony. Z gracją i wdziękiem Papyrus zabrał mięcho z ognia. Odwróciłaś wzrok by popatrzyć na telewizję, nie wierzyłaś w to co właśnie zobaczyłaś... Czy... czy on właśnie użył alarmu przeciwpożarowego jako timera do gotowania? Niewielki uśmiech wyskoczył na Twoją twarz, chcąc ukryć strach. Cholera jasna... to zajebiste. Nie mogłaś uwierzyć, że ktoś może być aż tak okropny w gotowaniu. I z jakiegoś powodu on myśli, że jest w tym geniuszem. Telefon zawibrował w Twojej dłoni.
CzerwonaCzacha: lepiej abyś nie krytykowała jego gotowania
Ty: Czy nikt mu nie powiedział...
CzerwonaCzacha: Nikt nie przeżył...
Wgapiałaś się w ostatnią wiadomość. Czy Sans właśnie... powiedział.... że jego brat... zabijał innych?
Ty: Jestem pewna, że ta Undyne coś mu na ten temat powiedziała
CzerwonaCzacha: Undyne mówi co chce. To przyjaciele
Ty: Naprawdę? A ja myślałam, że się nienawidzą.
CzerwonaCzacha: Zaufaj mi, to przyjaciele. Nawet jak myślą inaczej. Nie masz u niego takich forów więc nic nie mów.
Ty: A gdybym była jego dziewczyną...
Sans zamarł czytając tę wiadomość. Widziałaś, jak mocniej wciskał klawisze odpisując.
CzerwonaCzacha: NIE JESTEŚ!
Uśmiechnęłaś się delikatnie czytając. Oho trafiłaś w czuły punkt.
Ty: Ktoś tutaj jest za bardzo protekcyjny
CzerwonaCzacha: Mój brat cię toleruje bo nie wkurwiasz go dostatecznie.
Ty: Jestem miła dla niego Czacho. Lubi mnie bo jestem miła.
CzerwonaCzacha: Miła to ostatnie słowo jakie bym użył aby cię opisać
Ty: Co? Dla ciebie jestem tylko miła.
CzerwonaCzacha: Ta, a odkąd to pieprzenie się ze mną jest wyrazem bycia miłym?
Ty: Nie pieprzyłam się z tobą, ani razu
Sans zerknął na Ciebie nim ponownie popatrzył na telefon.
CzerwonaCzacha: i o tym właśnie mówię
Ty: Więc przestań gadać o seksie ze mną
-Gyaaaaj! - warknął unosząc ręce do góry – Dlaczego jesteś taka.. - zerknął w stronę kuchni. Szybko odzyskał nerwy i się uspokoił opierając na kanapie. W tym czasie, Ty cichutko się śmiałaś. Sans westchnął i odpisał.
CzerwonaCzacha: w każdym razie, zajmę się jedzeniem. Nie chcę abyś wyrzygała jego jedzenie przed nim, pamiętaj, nie jedz
Ty: Rozkaz przyjęty Szkieleci Lordzie.
-SANS! - Papyrus nagle krzyknął z kuchni – NIE SŁYSZĘ NIEWIELKIEJ ROZMOWY Z NASZYM GOŚCIEM KIEDY CZEKA! MOŻESZ NIE BYĆ DOBRYM GOSPODARZEM, ALE NIE PRZYNOŚ WSTYDU RODZINIE! ZAJMIJ JEJ CZAS JAK TRZEBA! - Słowa sprawiły, że na Twoją twarz wstąpił szczwany uśmiech. Przekręciłaś się w stronę Sansa całym ciałem.
-Właśnie Czacho, nie przynoś wstydu rodzinie. Rozkaz Szefa. - widziałaś jak wściekłość w nim buzuje, kiedy patrzył na Ciebie. Słyszałaś, jak jego kości stukały o siebie kiedy zaciskał je w kieszeniach. Westchnął odwracając od Ciebie wzrok.
-....J-jaki jest Twój ulubiony kolor? - gryzłaś się po języku, aby nie zaśmiać się, nim odpowiedziałaś.
-Zawstydzona czerwień.
-A co to kurwa za kolor?
-SANS! NIE KLNIJ! - uśmiechnęłaś się dalej z nim rozmawiając. Zadałaś pytanie, choć już znałaś odpowiedź.
-A jaki jest twój ulubiony kolor?
-Czerwony... i czarny.... Oba są fajne. - przytaknęłaś. O tym właśnie myślałaś.
-Ulubione jedzenie? - zapytał
-Truskawki.. no i coś czerwonego – uśmiechnęłaś się patrząc mu prosto w oczy. Uniósł kościste brwi w zdziwieniu. Nie załapał. - Ja już wiem co lubisz najbardziej – Jego źrenice na krótką chwilę zamieniły się w małe serduszka. Potem zadał kolejne pytanie.
-Uh... ulubiony... rodzaj muzyki?
-Ta z gier – odpowiedziałaś – Albo coś, co nie jest proste i monotonne – zdałaś sobie sprawę, że nie jesteś wymagająca – No i to też już o tobie wiem, panie metalowcu. - Uśmiechnął się zawstydzony i popatrzył na dół. Byłaś zaskoczona tym, jak wiele o nim wiesz. Słyszałaś, jak coś otwiera się i zamyka, po chwili Papyrus był przed wami.
-TERAZ, NIEOKRZESANY I NIE DOEDUKOWANY KULINARNIE CZŁOWIEKU, POZWÓL ŻE DOEDUKUJĘ CIĘ CO TO ZNACZY IDEALNE GOTOWANIE. SANS, SZYBKO, KASETY – Ten patrzył się chwilę na brata nim przemówił
-Szefie... masz wszystkie rzeczy z Mettatonem u siebie. Ja nie zabrałem nic. No i nie mam odtwarzacza. Poczułaś, jak twarz Ci zadrżała.... A więc w Podziemiu korzystali z VHS. Zaczęłaś się zastanawiać czy ich nagrania są w takiej samej jakości.
-W-WIEM TO! J-JA TYLKO.. - popatrzył na Ciebie i pochylił się w stronę Sansa, coś mu wyszeptał.
-Czy on nie może.. wziąć skrótu? - wyrzuciłaś. Papyrus popatrzył na Ciebie zaskoczony nim przeniósł wzrok w zaskoczeniu na swojego brata.
-SANS.... SKĄD CZŁOWIEK O TYM WIE?! - Ten zaczął się pocić. Nagle przypomniałaś sobie, że Papyrus nie wie, że zadajesz się aż tak z jego bratem. Wiedział tylko o tym, że w zeszłym tygodniu ci w czymś pomagał. Ponad to, Sans nie powinien używać magii w Twoim towarzystwie.
-J-ja... - zadrżał nie będąc pewien co odpowiedzieć. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
-MNIEJSZA, JESTEŚ BEZUŻYTECZNYM BRATEM. TO BYŁO PEWNE, ŻE NIE BĘDZIESZ BRAŁ NA POWAŻNIE PRAW DOTYCZĄCYCH INTERAKCJI Z LUDŹMI. MAM CI PRZYPOMNIEĆ, ŻE ZŁAMANIE PRAWA ZAPROWADZI CIĘ DO WIĘZIENIA? WIESZ CO TAM ROBIĄ? JA WIEM. BYŁEM TAM NA WYCIECZCE. TORTURUJĄ SANS. BĘDZIESZ TORTUROWANY PRZEZ LUDZI ZA SWOJE GŁUPIE POMYŁKI. A JA BĘDĘ PRZEŚLADOWANY W MOJEJ POLICYJNEJ PRACY ZA TO, ŻE MÓJ IDIOTYCZNY BRAT JEST JEST W WIĘZIENIU! - Sans pocił się z każdą chwilą coraz bardziej
-Sz-szefie... J-ja...
-POŚPIESZ SIĘ I IDŹ DO MOJEGO MIESZKANIA, ZRÓB TO NIM SIĘ POWTÓRZĘ, PRZYNIEŚ TE KASETY! - Sans praktycznie wbił się w kanapie desperacko próbując uniknąć brata, a potem zniknął. Widziałaś, jak gość z którego próbowałaś wydobyć śmiech i bawiłaś się przez ostatni tydzień trzęsie się ze strachu przed młodszym bratem. Bratem którego chciał chronić, o którego dbał i się martwił. Chciałaś coś powiedzieć, aby go ochronić. Nie zasługiwał na to, aby być tak traktowanym. Lecz nie wiedziałaś, jak to zrobić tak, aby potem Sans się na Ciebie nie zdenerwował. Chamskie zachowanie Papyrusa zaczęło Cię denerwować. Czułaś, że powinnaś powiedzieć mu jak trzeba traktować członków rodziny.
-Papyrus, myślę, że... - zaczęłaś.
-Właśnie Czacho, nie przynoś wstydu rodzinie. Rozkaz Szefa. - widziałaś jak wściekłość w nim buzuje, kiedy patrzył na Ciebie. Słyszałaś, jak jego kości stukały o siebie kiedy zaciskał je w kieszeniach. Westchnął odwracając od Ciebie wzrok.
-....J-jaki jest Twój ulubiony kolor? - gryzłaś się po języku, aby nie zaśmiać się, nim odpowiedziałaś.
-Zawstydzona czerwień.
-A co to kurwa za kolor?
-SANS! NIE KLNIJ! - uśmiechnęłaś się dalej z nim rozmawiając. Zadałaś pytanie, choć już znałaś odpowiedź.
-A jaki jest twój ulubiony kolor?
-Czerwony... i czarny.... Oba są fajne. - przytaknęłaś. O tym właśnie myślałaś.
-Ulubione jedzenie? - zapytał
-Truskawki.. no i coś czerwonego – uśmiechnęłaś się patrząc mu prosto w oczy. Uniósł kościste brwi w zdziwieniu. Nie załapał. - Ja już wiem co lubisz najbardziej – Jego źrenice na krótką chwilę zamieniły się w małe serduszka. Potem zadał kolejne pytanie.
-Uh... ulubiony... rodzaj muzyki?
-Ta z gier – odpowiedziałaś – Albo coś, co nie jest proste i monotonne – zdałaś sobie sprawę, że nie jesteś wymagająca – No i to też już o tobie wiem, panie metalowcu. - Uśmiechnął się zawstydzony i popatrzył na dół. Byłaś zaskoczona tym, jak wiele o nim wiesz. Słyszałaś, jak coś otwiera się i zamyka, po chwili Papyrus był przed wami.
-TERAZ, NIEOKRZESANY I NIE DOEDUKOWANY KULINARNIE CZŁOWIEKU, POZWÓL ŻE DOEDUKUJĘ CIĘ CO TO ZNACZY IDEALNE GOTOWANIE. SANS, SZYBKO, KASETY – Ten patrzył się chwilę na brata nim przemówił
-Szefie... masz wszystkie rzeczy z Mettatonem u siebie. Ja nie zabrałem nic. No i nie mam odtwarzacza. Poczułaś, jak twarz Ci zadrżała.... A więc w Podziemiu korzystali z VHS. Zaczęłaś się zastanawiać czy ich nagrania są w takiej samej jakości.
-W-WIEM TO! J-JA TYLKO.. - popatrzył na Ciebie i pochylił się w stronę Sansa, coś mu wyszeptał.
-Czy on nie może.. wziąć skrótu? - wyrzuciłaś. Papyrus popatrzył na Ciebie zaskoczony nim przeniósł wzrok w zaskoczeniu na swojego brata.
-SANS.... SKĄD CZŁOWIEK O TYM WIE?! - Ten zaczął się pocić. Nagle przypomniałaś sobie, że Papyrus nie wie, że zadajesz się aż tak z jego bratem. Wiedział tylko o tym, że w zeszłym tygodniu ci w czymś pomagał. Ponad to, Sans nie powinien używać magii w Twoim towarzystwie.
-J-ja... - zadrżał nie będąc pewien co odpowiedzieć. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
-MNIEJSZA, JESTEŚ BEZUŻYTECZNYM BRATEM. TO BYŁO PEWNE, ŻE NIE BĘDZIESZ BRAŁ NA POWAŻNIE PRAW DOTYCZĄCYCH INTERAKCJI Z LUDŹMI. MAM CI PRZYPOMNIEĆ, ŻE ZŁAMANIE PRAWA ZAPROWADZI CIĘ DO WIĘZIENIA? WIESZ CO TAM ROBIĄ? JA WIEM. BYŁEM TAM NA WYCIECZCE. TORTURUJĄ SANS. BĘDZIESZ TORTUROWANY PRZEZ LUDZI ZA SWOJE GŁUPIE POMYŁKI. A JA BĘDĘ PRZEŚLADOWANY W MOJEJ POLICYJNEJ PRACY ZA TO, ŻE MÓJ IDIOTYCZNY BRAT JEST JEST W WIĘZIENIU! - Sans pocił się z każdą chwilą coraz bardziej
-Sz-szefie... J-ja...
-POŚPIESZ SIĘ I IDŹ DO MOJEGO MIESZKANIA, ZRÓB TO NIM SIĘ POWTÓRZĘ, PRZYNIEŚ TE KASETY! - Sans praktycznie wbił się w kanapie desperacko próbując uniknąć brata, a potem zniknął. Widziałaś, jak gość z którego próbowałaś wydobyć śmiech i bawiłaś się przez ostatni tydzień trzęsie się ze strachu przed młodszym bratem. Bratem którego chciał chronić, o którego dbał i się martwił. Chciałaś coś powiedzieć, aby go ochronić. Nie zasługiwał na to, aby być tak traktowanym. Lecz nie wiedziałaś, jak to zrobić tak, aby potem Sans się na Ciebie nie zdenerwował. Chamskie zachowanie Papyrusa zaczęło Cię denerwować. Czułaś, że powinnaś powiedzieć mu jak trzeba traktować członków rodziny.
-Papyrus, myślę, że... - zaczęłaś.
-CZŁOWIEKU! TERAZ KIEDY MÓJ GŁUPI BRAT ZNIKNĄŁ, CHCIAŁBYM Z TOBĄ POROZMAWIAĆ – Papyrus szybko usiadł na pustym miejscu na kanapie i odwrócił się w Twoją stronę. Ręce znowu miał w rękawiczkach, położył je na kolanach. Powoli poprawiłaś się w siedzeniu i starałaś się, aby mimika twarzy nie pokazywała Twojej irytacji. To Ty musisz zamienić z nim słówko. Papyrus powoli patrzył do góry i na dół. Potem zmrużył oczy i popatrzył na Ciebie – JAKA JEST NATURA TWOJEJ ZNAJOMOŚCI Z MOIM BRATEM? - Otworzyłaś szerzej oczy. Czy on pytał o co myślisz, że pyta...? O Ciebie i Sansa... Czy Papyrus naprawdę jest Tobą zainteresowany w … romantyczny sposób? A może po prostu martwi się o brata? Nie byłaś pewna. - NIE UMKNĘŁO MOJEJ UWADZE, ŻE ISTNIEJE MIĘDZY WAMI ZAŻYŁA RELACJA.. - zadrżałaś na chwilę, myśląc nad odpowiedzią.
-Cóż.. wczoraj przyznał, że jesteśmy przyjaciółmi...
-PRZYJACIÓŁMI! NAPRAWDĘ? Z TOBĄ? PRZYJAŹŃ Z OBLEŚNYM CZŁOWIEKIEM? - zmrużył niebezpiecznie oczy
-Tak, ostatnio często się widywaliśmy a wczoraj, on... zaczął się trochę martwić o to, że wychodzę sama nocą, powiedział, abym tego więcej nie robiła. Potem przyznał, że jesteśmy przyjaciółmi... wykrzyczał właściwie.
-I SAM TO POWIEDZIAŁ... JESTEŚ PEWNA, ŻE ZROZUMIAŁAŚ GO WŁAŚCIWIE? CZASAMI NIE UMIE WYSŁOWIĆ SIĘ WŁAŚCIWIE DLATEGO...
-Wyraził się całkiem jasno.. wiesz, naprawdę powinieneś przestać nazywać go..
-TO WSPANIALE CZŁOWIEKU! - Wstał z kanapy i chwycił cię za ramiona.
-Co...? - zostałaś zmuszona aby popatrzeć na potwora przed sobą
-MÓJ BEZUŻYTECZNY BRAT W KOŃCU ZDOBYŁ SWOJEGO PIERWSZEGO LUDZKIEGO PRZYJACIELA! TO OCZYWISTE, ŻE KTOŚ TWOJEGO POKROJU Z TAK NISKIMI STANDARDAMI BY SIĘ DO MNIE ZBLIŻYĆ, BĘDZIE MUSIAŁ ZAPRZYJAŹNIĆ SIĘ Z MOIM BRATEM! TWOJA PRZEBIEGŁOŚĆ MNIE ONIEŚMIELA!
-Ale... myślałam, że...
-CZŁOWIEKU! PEWNIE WIESZ, ALE MÓJ BRAT NIE UMIE SOBIE PORADZIĆ W ŻYCIU NA POWIERZCHNI, PODCZAS KIEDY JA, WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS JESTEM UOSOBIENIEM PERFEKCJI. NYEH HEH HEH. MÓJ BEZUŻYTECZNY OBRZYDLIWY LUDZKI PRZYJACIEL WIELOKROTNIE TO POWTARZAŁ! I TERAZ, WIDZĄC TWOJE MIĘDZYGATUNKOWE ZAINTERESOWANIE MNĄ, WIDZĘ, ŻE TO PRAWDA! - Patrzyłaś w jego oczodoły zbita z pantałyku, zagubiona. Każde kłamstwo jakie wypowiadał z tą wiarą w jego autentyczność Cię onieśmielało – TSK... MUSZĘ CI WYJAŚNIĆ. WIDZĘ PO IDIOTYCZNYM WYRAZIE TWARZY, ŻE NIE ROZUMIESZ CO DO CIEBIE MÓWIĘ – Usiadł nim chrząknął – KIEDY MY, POTWORY, PIERWSZY RAZ WYSZŁYŚMY NA POWIERZCHNIĘ, ZROZUMIAŁYŚMY, ŻE LUDZKA KULTURA JEST... INNA NIŻ NASZA. OCZYWIŚCIE, CZŁOWIEK FRISK CHCIAŁ, ABYŚMY SIĘ NA TO PRZYGOTOWALI. OBIECALIŚMY MU, ŻE JEŻELI ZNISZCZY BARIERĘ, ZROBIMY CO SIĘ DA, ABY STAĆ SIĘ JEDNOŚCIĄ Z LUDZKIM SPOŁECZEŃSTWEM. W INNYM RAZIE, WYBUCHNIE KOLEJNA POTWORZO-LUDZKA WOJNA...
-Oh... To... dobrze?
-OCZYWIŚCIE, ŻE DOBRZE. CIESZ SIĘ, ŻE Z TOBĄ ROZMAWIAM BEZWARTOŚCIOWY CZŁOWIEKU! - byłaś pewna, że mimo swojej magii, potwory zostałyby natychmiast zniszczone przez wojsko, bomby, pistolety, zaś wojna w ich mniemaniu byłaby kilkudniową potyczką na powierzchni. Nie daliby sobie rady przeciwko ludzkiej rasie. Dobra robota Frisk. - JESTEM WSPANIAŁY, WIĘC ZINTEGROWAŁEM SIĘ Z WASZĄ KULTURĄ IDEALNIE, LECZ MÓJ BEZWARTOŚCIOWY BRAT... - westchnął. - DALEJ DESPERACKO PRÓBUJE PRZED TYM UCIEC.
-Oh... cóż, wiem. To rasista...
-Cóż.. wczoraj przyznał, że jesteśmy przyjaciółmi...
-PRZYJACIÓŁMI! NAPRAWDĘ? Z TOBĄ? PRZYJAŹŃ Z OBLEŚNYM CZŁOWIEKIEM? - zmrużył niebezpiecznie oczy
-Tak, ostatnio często się widywaliśmy a wczoraj, on... zaczął się trochę martwić o to, że wychodzę sama nocą, powiedział, abym tego więcej nie robiła. Potem przyznał, że jesteśmy przyjaciółmi... wykrzyczał właściwie.
-I SAM TO POWIEDZIAŁ... JESTEŚ PEWNA, ŻE ZROZUMIAŁAŚ GO WŁAŚCIWIE? CZASAMI NIE UMIE WYSŁOWIĆ SIĘ WŁAŚCIWIE DLATEGO...
-Wyraził się całkiem jasno.. wiesz, naprawdę powinieneś przestać nazywać go..
-TO WSPANIALE CZŁOWIEKU! - Wstał z kanapy i chwycił cię za ramiona.
-Co...? - zostałaś zmuszona aby popatrzeć na potwora przed sobą
-MÓJ BEZUŻYTECZNY BRAT W KOŃCU ZDOBYŁ SWOJEGO PIERWSZEGO LUDZKIEGO PRZYJACIELA! TO OCZYWISTE, ŻE KTOŚ TWOJEGO POKROJU Z TAK NISKIMI STANDARDAMI BY SIĘ DO MNIE ZBLIŻYĆ, BĘDZIE MUSIAŁ ZAPRZYJAŹNIĆ SIĘ Z MOIM BRATEM! TWOJA PRZEBIEGŁOŚĆ MNIE ONIEŚMIELA!
-Ale... myślałam, że...
-CZŁOWIEKU! PEWNIE WIESZ, ALE MÓJ BRAT NIE UMIE SOBIE PORADZIĆ W ŻYCIU NA POWIERZCHNI, PODCZAS KIEDY JA, WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS JESTEM UOSOBIENIEM PERFEKCJI. NYEH HEH HEH. MÓJ BEZUŻYTECZNY OBRZYDLIWY LUDZKI PRZYJACIEL WIELOKROTNIE TO POWTARZAŁ! I TERAZ, WIDZĄC TWOJE MIĘDZYGATUNKOWE ZAINTERESOWANIE MNĄ, WIDZĘ, ŻE TO PRAWDA! - Patrzyłaś w jego oczodoły zbita z pantałyku, zagubiona. Każde kłamstwo jakie wypowiadał z tą wiarą w jego autentyczność Cię onieśmielało – TSK... MUSZĘ CI WYJAŚNIĆ. WIDZĘ PO IDIOTYCZNYM WYRAZIE TWARZY, ŻE NIE ROZUMIESZ CO DO CIEBIE MÓWIĘ – Usiadł nim chrząknął – KIEDY MY, POTWORY, PIERWSZY RAZ WYSZŁYŚMY NA POWIERZCHNIĘ, ZROZUMIAŁYŚMY, ŻE LUDZKA KULTURA JEST... INNA NIŻ NASZA. OCZYWIŚCIE, CZŁOWIEK FRISK CHCIAŁ, ABYŚMY SIĘ NA TO PRZYGOTOWALI. OBIECALIŚMY MU, ŻE JEŻELI ZNISZCZY BARIERĘ, ZROBIMY CO SIĘ DA, ABY STAĆ SIĘ JEDNOŚCIĄ Z LUDZKIM SPOŁECZEŃSTWEM. W INNYM RAZIE, WYBUCHNIE KOLEJNA POTWORZO-LUDZKA WOJNA...
-Oh... To... dobrze?
-OCZYWIŚCIE, ŻE DOBRZE. CIESZ SIĘ, ŻE Z TOBĄ ROZMAWIAM BEZWARTOŚCIOWY CZŁOWIEKU! - byłaś pewna, że mimo swojej magii, potwory zostałyby natychmiast zniszczone przez wojsko, bomby, pistolety, zaś wojna w ich mniemaniu byłaby kilkudniową potyczką na powierzchni. Nie daliby sobie rady przeciwko ludzkiej rasie. Dobra robota Frisk. - JESTEM WSPANIAŁY, WIĘC ZINTEGROWAŁEM SIĘ Z WASZĄ KULTURĄ IDEALNIE, LECZ MÓJ BEZWARTOŚCIOWY BRAT... - westchnął. - DALEJ DESPERACKO PRÓBUJE PRZED TYM UCIEC.
-Oh... cóż, wiem. To rasista...
-TAK... CÓŻ... NIE UDAŁO MU SIĘ PRZYWYKNĄĆ DO POWIERZCHNI TAK DOBRZE JAK MNIE, WSPANIAŁEMU I OKROPNEMU PAPYRUSOWI. OBOJE ŻYLIŚMY RAZEM W PODZIEMIU, ALE NIE UMIAŁ ZADBAĆ SAM O SIEBIE. CZĘSTO MUSIAŁEM ROBIĆ WIELE RZECZY ZA NIEGO. SPRZĄTAĆ, GOTOWAĆ, ROBIĆ PRAGNIE, MUSIAŁEM SZYKOWAĆ GO RANO KIEDY MIAŁ IŚĆ DO PRACY, I SPRAWDZAĆ CZY ROBIŁ TO WŁAŚCIWIE. ZAŚ PO WYJŚCIU NA POWIERZCHNIĘ MÓJ BRAT STAŁ SIĘ JESZCZE BARDZIEJ BEZUŻYTECZNY. NIE CHCIAŁ WYCHODZIĆ Z POKOJU, KRZYCZAŁ I WARCZAŁ JAK IDIOTA PRZEZ CAŁĄ NOC, USYPIAŁ ZA DNIA, A CO NAJBARDZIEJ MNIE MARTWIŁO TO NIE CHCIAŁ JEŚĆ MOJEGO NIESAMOWICIE ZDROWEGO I SMACZNEGO GOTOWANIA. KIEDY POWIEDZIAŁEM MU O JEGO NIEPOKOJĄCYM ZACHOWANIU UZNAŁ, ŻE MUSI SIĘ WYPROWADZIĆ. TSK.. JAKBY UMIAŁ ZADBAĆ SAM O SIEBIE. - zacisnął ręce w pięści – Z TEGO CO MOGŁAŚ JUŻ... ZAUWAŻYĆ, WYPROWADZIŁ SIĘ POD PRZYKRYWKĄ, ŻE UMIE SOBIE SAM PORADZIĆ. W TYM CELU MA WYKONYWAĆ RZECZY, KTÓRE TEMU DOWODZĄ. JA STWORZYŁEM OCZYWIŚCIE LISTĘ TYCH RZECZY. I TYLKO POD SPEŁNIANIEM TYCH WYTYCZNYCH SANS MOŻE ŻYĆ POZA MOJĄ OPIEKĄ. MOŻESZ NAZWAĆ TO PLANEM BEZPIECZEŃSTWA STWORZONYM PRZEZE MNIE, WSPANIAŁEGO I OKROPNEGO PAPYRUSA NYEH HEH HEH! - uniósł rękę pozując zwycięsko. Siedziałaś i przytakiwałaś kiedy mówił. Historia pasowała do tego co już wiesz o Sansie. Był leniwy, nie chciał robić wielu rzeczy, nie sprzątał, jadł to samo niezdrowe żarcie każdego dnia, no i miał koszmary. Wygląda na to, że Papyrus nie rozumie co to oznacza. Sans pewnie też tego nie wie, ale Ty wiesz. Sama miałaś kilka z nich i dokładnie wiesz co oznaczają. Drastyczna zmiana stylu życia, wyprowadzka na powierzchnię, to oczywiste, że ich osobowości szybko się nie przystosują. - WIDZISZ, ŻAŁOSNY CZŁOWIECZE. SĄ PEWNE CECHY W CHARAKTERZE SANSA, KTÓRE NAWET POD GROŹBĄ KARY, CZY POD TORTURAMI NIE ZNIKNĄ... SANS WOLAŁBY DLA PRZYKŁADU UMRZEĆ, NIŻ PRZESTAĆ STOŁOWAĆ SIĘ U GRILLBY'S. OCZYWIŚCIE, W TYM CELU POWSTAŁA ZASADA, ŻE MOŻE TO ROBIĆ RAZ NA TYDZIEŃ. JEŻELI SANS TO ZŁAMIE, WRÓCI POD MOJĄ OPIEKĘ. - Otworzyłaś szerzej oczy. Oh... i tydzień temu... Papyrus był pewien, że jego brat jadł częściej Grillby's ale wtedy powiedziałaś, że niczego nie zamawiał... - ROZUMIESZ TERAZ, CZŁOWIEKU?
-Tak.. chyba... Powstrzymałam cię zabraniem Czachy w zeszłym tygodniu...
-POWSTRZYMAŁAŚ MNIE... NYAH... TAK ŻAŁOSNA KREATURA JAK TY BY TEGO NIE ZROBIŁA. NIE. ZMIENIŁEM SWOJE ZDANIE.
-Co?
-CZŁOWIEK ZADAJE SIĘ Z SANSEM, ZMUSZA GO ABY PODNOSIŁ SWOJE LENIWE KOŚCI I WYCHODZIŁ Z DOMU W INNE MIEJSCA NIŻ PRACA CZY GRILLBY'S, CZŁOWIEK KTÓRY NISZCZY JEGO OBRZYDLIWE ZWYCZAJE. TRUDNO BYŁO MI UWIERZYĆ W TO CO WIDZIAŁEM – troszeczkę się rozluźnił i odwrócił wzrok. Potem mówił tak cicho, że nie mogłaś uwierzyć, że jest w stanie wydobywać tego typu głos. - Zdecydowałem, że... biorąc pod uwagę okoliczności... Sans... może zostać tutaj. Może... przyda mu się zmiana... otoczenia – Chwilę zajęło nim znowu popatrzył na Ciebie. Tym razem patrzył Ci prosto w oczy – WIĘC POWIEM CI TERAZ CZŁOWIEKU – znowu mówił głośno. Wstał z kanapy i pochylił się w Twoją stronę. - ZDECYDOWAŁEM SIĘ POZWOLIĆ MU TUTAJ ZOSTAĆ, OBOK CIEBIE. JEŻELI GO OSZUKASZ, ZRANISZ, ALBO ZDRADZISZ W JAKIKOLWIEK SPOSÓB, MOJA KARA DLA CIEBIE BĘDZIE DŁUGA I BOLESNA. ROZERWĘ TWOJE TRUCHŁO NA STRZĘPKI. NIKT NIE BĘDZIE WIEDZIAŁ CO SIĘ STAŁO Z TWOJĄ BEZWARTOŚCIOWĄ EGZYSTENCJĄ. ZAŚ ŚWIAT POCZUJE ULGĘ PO UTRACIE KOLEJNEGO GŁUPIEGO CZŁOWIEKA. - Jego czaszka była na kilka centymetrów przed Twoją, patrzyłaś głęboko w jego czarne, puste oczodoły. Drugi raz dzisiaj grozi Ci kościotrup. - WIĘC RAZ JESZCZE ZAPYTAM CZŁOWIEKU! JAKA JEST NATURA TWOJEJ ZNAJOMOŚCI Z MOIM BRATEM? - Wzięłaś głęboki oddech, jego groźby nie zrobiły na Tobie wrażenia. Choć w głębi zaczęłaś się zastanawiać jak naprawdę straszny ten gość potrafi być. Słabi nie mają w zwyczaju grozić innym.
-Tak.. chyba... Powstrzymałam cię zabraniem Czachy w zeszłym tygodniu...
-POWSTRZYMAŁAŚ MNIE... NYAH... TAK ŻAŁOSNA KREATURA JAK TY BY TEGO NIE ZROBIŁA. NIE. ZMIENIŁEM SWOJE ZDANIE.
-Co?
-CZŁOWIEK ZADAJE SIĘ Z SANSEM, ZMUSZA GO ABY PODNOSIŁ SWOJE LENIWE KOŚCI I WYCHODZIŁ Z DOMU W INNE MIEJSCA NIŻ PRACA CZY GRILLBY'S, CZŁOWIEK KTÓRY NISZCZY JEGO OBRZYDLIWE ZWYCZAJE. TRUDNO BYŁO MI UWIERZYĆ W TO CO WIDZIAŁEM – troszeczkę się rozluźnił i odwrócił wzrok. Potem mówił tak cicho, że nie mogłaś uwierzyć, że jest w stanie wydobywać tego typu głos. - Zdecydowałem, że... biorąc pod uwagę okoliczności... Sans... może zostać tutaj. Może... przyda mu się zmiana... otoczenia – Chwilę zajęło nim znowu popatrzył na Ciebie. Tym razem patrzył Ci prosto w oczy – WIĘC POWIEM CI TERAZ CZŁOWIEKU – znowu mówił głośno. Wstał z kanapy i pochylił się w Twoją stronę. - ZDECYDOWAŁEM SIĘ POZWOLIĆ MU TUTAJ ZOSTAĆ, OBOK CIEBIE. JEŻELI GO OSZUKASZ, ZRANISZ, ALBO ZDRADZISZ W JAKIKOLWIEK SPOSÓB, MOJA KARA DLA CIEBIE BĘDZIE DŁUGA I BOLESNA. ROZERWĘ TWOJE TRUCHŁO NA STRZĘPKI. NIKT NIE BĘDZIE WIEDZIAŁ CO SIĘ STAŁO Z TWOJĄ BEZWARTOŚCIOWĄ EGZYSTENCJĄ. ZAŚ ŚWIAT POCZUJE ULGĘ PO UTRACIE KOLEJNEGO GŁUPIEGO CZŁOWIEKA. - Jego czaszka była na kilka centymetrów przed Twoją, patrzyłaś głęboko w jego czarne, puste oczodoły. Drugi raz dzisiaj grozi Ci kościotrup. - WIĘC RAZ JESZCZE ZAPYTAM CZŁOWIEKU! JAKA JEST NATURA TWOJEJ ZNAJOMOŚCI Z MOIM BRATEM? - Wzięłaś głęboki oddech, jego groźby nie zrobiły na Tobie wrażenia. Choć w głębi zaczęłaś się zastanawiać jak naprawdę straszny ten gość potrafi być. Słabi nie mają w zwyczaju grozić innym.
-Papyrus... muszę powiedzieć... że w pierwszej chwili chciałam powiedzieć ci o tym, jak powinno traktować się członka rodziny we właściwy sposób
-OCZYWIŚCIE, DBAM O MOJĄ RODZINĘ JAK TRZEBA. DLACZEGO MYŚLISZ, ŻE TAK NIE ROBIĘ?! - nie byłaś pewna, jak na to odpowiedzieć tak, aby go nie urazić. Postanowiłaś więc odpowiedzieć na pierwsze pytanie.
-Heh.... cóż... wiesz.... Pomimo tego jaki jest... staram się być dobrym przyjacielem dla niego. Znaczy się... jest zabawny i....
-UGHHH CZŁOWIEKU, TYLKO NIE MÓW, ŻE JESGO OKROPNE KAWAŁY CI SIĘ PODOBAJĄ
-Urrrgh.. nie mam na myśli tych kawałów
-UHHH – zakrył dłonią twarz.
-Fuj – warknęłaś. -.... Nie... Znaczy się, zabawnie jest się z nim zadawać.
-NAPRAWDĘ? NAPRAWDĘ PODOBA CI SIĘ TOWARZYSTWO MOJEGO BRATA? - patrzył na Ciebie uważnie
-Ta... czy to coś dziwnego? - chwilę myślał, nim Ci odpowiedział.
-SANS MA OKROPNĄ NEGATYWNĄ I TOKSYCZNĄ OSOBOWOŚĆ, NIE BYŁ DOŚĆ... POPULARNYM POTWOREM. - byłaś w szoku zdając sobie sprawę, o czym mówił.
-Zaraz, zaraz, zaraz.... Papyrus... Mówisz, że Czacha... nie miał nigdy żadnego przyjaciela?
-OCZYWIŚCIE, ŻE MIAŁ I MA. JA JESTEM JEGO NAJLEPSZYM I NAJWAŻNIEJSZYM PRZYJACIELEM W CAŁYM JEGO BEZWARTOŚCIOWYM ŻYCIU.
-Ta... ale no weź, jesteś jego bratem
-TO NIC NIE ZNACZY! - pogrążyłaś się w myślach. Nie miał przyjaciół poza bratem. Ale czy nie bywał stałym klientem Grillby's? Czyżby chodził tam, aby jeść... samotnie? A co z dorastaniem? Wszyscy mają przyjaciela jako dzieci... Choć, nigdy o nikim nie wspominał.
-Cóż... osobiście uważam, że.. uh... jest interesującą osobą i jest zabawny. Oboje jesteście fajni – dostrzegłaś niewielki rumieniec który pojawił się na chwilę, na twarzy potwora.
-O-OCZYWIŚCIE ŻE JESTEM, CZŁOWIEKU. - Zdałaś sobie sprawę, że to idealna chwila, aby troszeczkę się pobawić. Przybliżyłaś się do niego odrobinę
-Znaczy się... jesteś moim przyjacielem? Jesteśmy kumplami w UnderNecie i w ogóle...
-O-OCZYWIŚCIE, SAMA CHCIAŁAŚ BYĆ PRZYJACIÓŁKĄ WSPANIAŁEGO I OKROPNEGO PAPYRUSA! - jego mina lekko się załamała. Uśmiechnęłaś się pochylając w jego stronę.
-Taaak, ale czy postrzegasz mnie jako przyjaciela?
-PRZYJACIELE TO OZNAKA SŁABOŚCI KTÓRA MOŻE BYĆ WYKORZYSTANA W BITWIE I...
-Ta... ale... Już nie jesteście w Podziemiu. Już ze sobą nie walczycie z tego co widzę. Skoro nie postrzegasz mnie jako przyjaciela, to kim dla ciebie jestem? Możesz powiedzieć to jasno, tak abym zrozumiała? - uśmiechnęłaś się słodko, szkielet obok zadrżał niepewien tego co ma odpowiedzieć, sam miał problemy z rozszyfrowaniem własnych uczuć
-J-JA... DLA MNIE JESTEŚ PO-POPROSTU...
-Nie mów mi tylko, że to dlatego, że jestem człowiekiem.
-O-OCZYWIŚCIE, ŻE NIE. LUDZIE CZY INNE STWORZENIA, TO DLA MNIE WSZYSTKO JEDNO. - byłaś już blisko niego. Już go rozgryzłaś. Właściwie jesteś całkiem pewna, że rozumiesz już jak działają potwory. Cokolwiek miało miejsce w Podziemiu, to nie było nic dobrego. Potwory walczyły przeciwko sobie. Teraz, na powierzchni wiodą pokojowe życie, ta sama siła która sprawiła, że złość i nienawiść rozdzieliła je, teraz zmusza do przyjaźni i miłości. Do tego, czego pewnie chcą, ale nie wiedzą jak to osiągnąć. Z tym kolesiem będzie wiele zabawy...
-Więc jak to jest? Gdybym nic dla ciebie nie znaczyła, to byś nie wysyłał zaproszenia w UnderNecie, co Wielki Szefie Papsiu?
-CZ-CZŁOWIEKU! WŁAŚNIE W-WYMYŚLIŁAŚ MI TYTUŁ! - chciał się odsunąć, lecz nie miał już miejsca na kanapie.
-Nie, to nie tytuł, to zdecydowanie przezwisko – położyłaś dłonie na jego ramionach. Przybliżyłaś się do jego czaszki, tam gdzie powinno znajdować się ucho i szepnęłaś. - A wiesz co to oznacza? - jego twarz zrobiła się czerwona.
-P-PRZEZWISKA.... SĄ DLA PRZYJACIÓŁ – wyszeptał.
-OCZYWIŚCIE, DBAM O MOJĄ RODZINĘ JAK TRZEBA. DLACZEGO MYŚLISZ, ŻE TAK NIE ROBIĘ?! - nie byłaś pewna, jak na to odpowiedzieć tak, aby go nie urazić. Postanowiłaś więc odpowiedzieć na pierwsze pytanie.
-Heh.... cóż... wiesz.... Pomimo tego jaki jest... staram się być dobrym przyjacielem dla niego. Znaczy się... jest zabawny i....
-UGHHH CZŁOWIEKU, TYLKO NIE MÓW, ŻE JESGO OKROPNE KAWAŁY CI SIĘ PODOBAJĄ
-Urrrgh.. nie mam na myśli tych kawałów
-UHHH – zakrył dłonią twarz.
-Fuj – warknęłaś. -.... Nie... Znaczy się, zabawnie jest się z nim zadawać.
-NAPRAWDĘ? NAPRAWDĘ PODOBA CI SIĘ TOWARZYSTWO MOJEGO BRATA? - patrzył na Ciebie uważnie
-Ta... czy to coś dziwnego? - chwilę myślał, nim Ci odpowiedział.
-SANS MA OKROPNĄ NEGATYWNĄ I TOKSYCZNĄ OSOBOWOŚĆ, NIE BYŁ DOŚĆ... POPULARNYM POTWOREM. - byłaś w szoku zdając sobie sprawę, o czym mówił.
-Zaraz, zaraz, zaraz.... Papyrus... Mówisz, że Czacha... nie miał nigdy żadnego przyjaciela?
-OCZYWIŚCIE, ŻE MIAŁ I MA. JA JESTEM JEGO NAJLEPSZYM I NAJWAŻNIEJSZYM PRZYJACIELEM W CAŁYM JEGO BEZWARTOŚCIOWYM ŻYCIU.
-Ta... ale no weź, jesteś jego bratem
-TO NIC NIE ZNACZY! - pogrążyłaś się w myślach. Nie miał przyjaciół poza bratem. Ale czy nie bywał stałym klientem Grillby's? Czyżby chodził tam, aby jeść... samotnie? A co z dorastaniem? Wszyscy mają przyjaciela jako dzieci... Choć, nigdy o nikim nie wspominał.
-Cóż... osobiście uważam, że.. uh... jest interesującą osobą i jest zabawny. Oboje jesteście fajni – dostrzegłaś niewielki rumieniec który pojawił się na chwilę, na twarzy potwora.
-O-OCZYWIŚCIE ŻE JESTEM, CZŁOWIEKU. - Zdałaś sobie sprawę, że to idealna chwila, aby troszeczkę się pobawić. Przybliżyłaś się do niego odrobinę
-Znaczy się... jesteś moim przyjacielem? Jesteśmy kumplami w UnderNecie i w ogóle...
-O-OCZYWIŚCIE, SAMA CHCIAŁAŚ BYĆ PRZYJACIÓŁKĄ WSPANIAŁEGO I OKROPNEGO PAPYRUSA! - jego mina lekko się załamała. Uśmiechnęłaś się pochylając w jego stronę.
-Taaak, ale czy postrzegasz mnie jako przyjaciela?
-PRZYJACIELE TO OZNAKA SŁABOŚCI KTÓRA MOŻE BYĆ WYKORZYSTANA W BITWIE I...
-Ta... ale... Już nie jesteście w Podziemiu. Już ze sobą nie walczycie z tego co widzę. Skoro nie postrzegasz mnie jako przyjaciela, to kim dla ciebie jestem? Możesz powiedzieć to jasno, tak abym zrozumiała? - uśmiechnęłaś się słodko, szkielet obok zadrżał niepewien tego co ma odpowiedzieć, sam miał problemy z rozszyfrowaniem własnych uczuć
-J-JA... DLA MNIE JESTEŚ PO-POPROSTU...
-Nie mów mi tylko, że to dlatego, że jestem człowiekiem.
-O-OCZYWIŚCIE, ŻE NIE. LUDZIE CZY INNE STWORZENIA, TO DLA MNIE WSZYSTKO JEDNO. - byłaś już blisko niego. Już go rozgryzłaś. Właściwie jesteś całkiem pewna, że rozumiesz już jak działają potwory. Cokolwiek miało miejsce w Podziemiu, to nie było nic dobrego. Potwory walczyły przeciwko sobie. Teraz, na powierzchni wiodą pokojowe życie, ta sama siła która sprawiła, że złość i nienawiść rozdzieliła je, teraz zmusza do przyjaźni i miłości. Do tego, czego pewnie chcą, ale nie wiedzą jak to osiągnąć. Z tym kolesiem będzie wiele zabawy...
-Więc jak to jest? Gdybym nic dla ciebie nie znaczyła, to byś nie wysyłał zaproszenia w UnderNecie, co Wielki Szefie Papsiu?
-CZ-CZŁOWIEKU! WŁAŚNIE W-WYMYŚLIŁAŚ MI TYTUŁ! - chciał się odsunąć, lecz nie miał już miejsca na kanapie.
-Nie, to nie tytuł, to zdecydowanie przezwisko – położyłaś dłonie na jego ramionach. Przybliżyłaś się do jego czaszki, tam gdzie powinno znajdować się ucho i szepnęłaś. - A wiesz co to oznacza? - jego twarz zrobiła się czerwona.
-P-PRZEZWISKA.... SĄ DLA PRZYJACIÓŁ – wyszeptał.
-Tak.. a to oznacza, że?
-My... jesteśmy.. przyjaciółmi... Z-znaczy się.. OCZYWIŚCIE, ŻE JESTEŚMY PRZYJACIÓŁMI... CZ-CZŁOWIEKU! JESTEŚ STANOWCZO ZA BLISKO. R-ROZUMIEM, ŻE MOJA OSOBOWOŚĆ CIĘ ONIEŚMIELIŁO, ALE TEGO TYPU ZACHOWANIE JEST...
-Spokojnie Papusiu... - poklepałaś go ręką po ramieniu – Po prostu dwójka przyjaciół siedzi razem na kanapie. Samotnie...
-...Straciliśmy piąte koło u wozu.. - szepnął łapiąc oddech.
-Zaraz... co? - już miałaś zapytać
-Co do kurwy robicie?! - kiedy usłyszałaś warknięcie zza kanapy.
-SANS! - Papyrus dosłownie odskoczył z kanapy najdalej od Ciebie, nim zabrał od swojego brata siatki z kasetami VHS i magnetowid. - POWINIENEŚ UPRZEDZIĆ NIM PRZYJDZIESZ!
-Właśnie to zrobiłem – Sans patrzył na Ciebie. Odpowiedziałaś przebiegłym uśmieszkiem i wzruszeniem ramion.
-DOBRZE... WIĘC ZACZYNAJMY – mówiąc to podszedł do starego telewizora Sansa i zaczął podłączać urządzenie. Sans szybko poszedł za nim.
-Pozwól Szefie, że ci pomogę – Papyrus natychmiast przestał i pozwolił Sansowi się wszystkim zająć. To oczywiste, że wyższy z braci nie znał się za dobrze na technice. Zamiast tego, zaczął przeglądać to co zostało zabrane i mamrotał pod nosem coś na temat każdej kasety. Znalazł wyraźnie to co lubi i wyciągnął to.
-ZACZNIEMY TWOJĄ EDUKACJĘ TYM – trzymał kasetę o tytule „Mettaton zabójczy robot vs. Człowiek z bronią” - TO JEGO PIERWSZY FILM, AKCJA DZIEJE SIĘ W HOTLAND. TO FILM DOKUMENTALNY PRZEDSTAWIAJĄCY HISTORIĘ TEGO JAK CZŁOWIEK Z BRONIĄ WDARŁ SIĘ DO PODZIEMIA. KLASYKA. - W tym czasie Sans skończył podłączanie, Papyrus wsunął kasetę do odtwarzacza i włączył play. Ekran natychmiast zajął robot krzyczący coś na to co działo się w tle. - SANS, ZAPOMNIAŁEŚ PRZEWINĄĆ! - szybko zatrzymał kasetę i zaczął przewijać. Sans wywrócił oczami i popatrzył na Ciebie, siedziałaś na środku kanapy.
-Suń się – warknął cicho.
-Ehh, ale chciałam siedzieć między wami
-SANS, CZŁOWIEK MOŻE SIEDZIEĆ GDZIE CHCE. TO NASZ GOŚĆ! - Wyraźnie długo się zastanawiał nim zdecydował się usiąść obok Ciebie. Najlepiej jak się da, tak aby Cię nie dotykać. Wsadził ręce do kieszeni. Czekałaś cierpliwie, jak Papyrus skończy przewijanie. -W KOŃCU! - krzyknął. Włączył play na odtwarzaczu i usiadł po drugiej strony kanapy. W przeciwieństwie do Sansa, jemu nie przeszkadzało dotykanie. Zarzucił jedną z rąk w rękawiczkach za Twoją głowę by przytulić Cię i skupić się na telewizorze. - TERAZ CZŁOWIEKU, NIECH OCZARUJE CIĘ NIESAMOWITOŚĆ...
-My... jesteśmy.. przyjaciółmi... Z-znaczy się.. OCZYWIŚCIE, ŻE JESTEŚMY PRZYJACIÓŁMI... CZ-CZŁOWIEKU! JESTEŚ STANOWCZO ZA BLISKO. R-ROZUMIEM, ŻE MOJA OSOBOWOŚĆ CIĘ ONIEŚMIELIŁO, ALE TEGO TYPU ZACHOWANIE JEST...
-Spokojnie Papusiu... - poklepałaś go ręką po ramieniu – Po prostu dwójka przyjaciół siedzi razem na kanapie. Samotnie...
-...Straciliśmy piąte koło u wozu.. - szepnął łapiąc oddech.
-Zaraz... co? - już miałaś zapytać
-Co do kurwy robicie?! - kiedy usłyszałaś warknięcie zza kanapy.
-SANS! - Papyrus dosłownie odskoczył z kanapy najdalej od Ciebie, nim zabrał od swojego brata siatki z kasetami VHS i magnetowid. - POWINIENEŚ UPRZEDZIĆ NIM PRZYJDZIESZ!
-Właśnie to zrobiłem – Sans patrzył na Ciebie. Odpowiedziałaś przebiegłym uśmieszkiem i wzruszeniem ramion.
-DOBRZE... WIĘC ZACZYNAJMY – mówiąc to podszedł do starego telewizora Sansa i zaczął podłączać urządzenie. Sans szybko poszedł za nim.
-Pozwól Szefie, że ci pomogę – Papyrus natychmiast przestał i pozwolił Sansowi się wszystkim zająć. To oczywiste, że wyższy z braci nie znał się za dobrze na technice. Zamiast tego, zaczął przeglądać to co zostało zabrane i mamrotał pod nosem coś na temat każdej kasety. Znalazł wyraźnie to co lubi i wyciągnął to.
-ZACZNIEMY TWOJĄ EDUKACJĘ TYM – trzymał kasetę o tytule „Mettaton zabójczy robot vs. Człowiek z bronią” - TO JEGO PIERWSZY FILM, AKCJA DZIEJE SIĘ W HOTLAND. TO FILM DOKUMENTALNY PRZEDSTAWIAJĄCY HISTORIĘ TEGO JAK CZŁOWIEK Z BRONIĄ WDARŁ SIĘ DO PODZIEMIA. KLASYKA. - W tym czasie Sans skończył podłączanie, Papyrus wsunął kasetę do odtwarzacza i włączył play. Ekran natychmiast zajął robot krzyczący coś na to co działo się w tle. - SANS, ZAPOMNIAŁEŚ PRZEWINĄĆ! - szybko zatrzymał kasetę i zaczął przewijać. Sans wywrócił oczami i popatrzył na Ciebie, siedziałaś na środku kanapy.
-Suń się – warknął cicho.
-Ehh, ale chciałam siedzieć między wami
-SANS, CZŁOWIEK MOŻE SIEDZIEĆ GDZIE CHCE. TO NASZ GOŚĆ! - Wyraźnie długo się zastanawiał nim zdecydował się usiąść obok Ciebie. Najlepiej jak się da, tak aby Cię nie dotykać. Wsadził ręce do kieszeni. Czekałaś cierpliwie, jak Papyrus skończy przewijanie. -W KOŃCU! - krzyknął. Włączył play na odtwarzaczu i usiadł po drugiej strony kanapy. W przeciwieństwie do Sansa, jemu nie przeszkadzało dotykanie. Zarzucił jedną z rąk w rękawiczkach za Twoją głowę by przytulić Cię i skupić się na telewizorze. - TERAZ CZŁOWIEKU, NIECH OCZARUJE CIĘ NIESAMOWITOŚĆ...