17 września 2017

Undertale: Gra w kości -Straciliśmy piąte koło u wozu! [The Skeleton Games -We're missing the third wheel!] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Straciliśmy piąte koło u wozu! (obecnie czytany)
-Co...? To nie może być coś gorszego niż twoja kuchnia z zeszłego tygodnia. Z tego co wiem gotował z kimś i wygrał – patrzyłaś na Sansa. Cóż.. chyba wygrał. Choć RybaŚmierci21 cały czas zaprzeczała, kiedy Papyrus regularnie informował o tym na swoim koncie w UnderNecie.
-Heh... Undyne nie jest lepsza od niego. Oboje są okropni – Sans się zaśmiał
-Więc... o jakim poziomie okropnego jedzenia mówimy?
-Paniusiu... moje zeszłotygodniowe gotowanie było ambrozją. - Patrzyłaś na niego czekając, jak obróci to w jakiś kawał. Lecz nic się nie stało. Mówił poważniej.
-Czy.. umrę jeżeli to zjem? - powoli zaprzeczył nadal nie patrząc na Ciebie.
-Chyba... nie.... dzieciak jadł i przeżył... Nic nie powinno .. ci być? - wyraźnie starał zapewnić samego siebie w tym przekonaniu równie mocno jak Ciebie. Zaczynałaś się martwić. Twoje ciało nie było w stanie przyjmować jedzenia innego niż krew. Możesz zjeść niewielką ilość co kilka dni. Masz też bardzo wyczulony zapach, nie zjesz nic co nie pachnie dobrze. Zapach jest bardzo ważny.
-Czacho... mój żołądek jest słaby. To dlatego w większości przyjmuję posiłki w formie pitnej. - Popatrzył na Ciebie wyraźnie zdenerwowany.
-Jesteś taka słaba! Wszystko może cię zabić! I to ty się mnie pytałaś jakim cudem przeżyłem z jednym HP?!
-To wszystko kwestia perspektywy. - Zachichotałaś chowając usta za dłonią. Miałaś kilka słabości, jasne, ale biorąc pod uwagę Twoje silne strony, to nic – Znaczy się... postaram się zachowywać dobrze. Ale nie obiecuję nic. Powiem mu, że nie jestem głodna czy coś jeżeli będzie naprawdę źle. - Sans popatrzył na Ciebie nim westchnął.
-To... nie zadziała w jego przypadku. Ja... uh... Zobaczę co mogę zrobić... z jedzeniem – przyglądałaś mu się starając zrozumieć, co planuje.
-Co to znaczy?
-Nie jedz. Zajmę się tym – nie patrzył na Ciebie.
-Do...bra? - Przesunął się tak, abyś mogła wyjść. Podeszłaś naprzeciw jego drzwi. Już miałaś pociągnąć za klamkę i wejść, kiedy zobaczyłaś niebieską otoczkę przytrzymującą je na swoim miejscu. Popatrzyłaś na kościotrupa przez ramię. - Czacho? - Jedno jego oko zniknęło, podczas kiedy drugie jarzyło się. Czułaś jak dookoła was powietrze robi się gęstsze.
-Nie wiem czego oczekiwałaś w zeszłym tygodniu. Lecz jeżeli jeszcze raz będziesz tak traktować mojego szefa... - Patrzyłaś na dół na jego twarz. Mówił poważnie. Powoli na Twoją twarz wchodził szczwany uśmieszek, przyjęłaś wyzwanie.
-Hoh? - pochyliłaś się by być na równi z jego czaszką – A co się stanie, jeżeli będę się dalej tak zachowywać? - obniżyłaś głos. Zauważyłaś, jak krople potu pojawiają się na jego głowie. Jego uśmiech powoli zelżał. Nagle, jego źrenice całkiem zniknęły
-Będziesz miała pecha – Oboje staliście i patrzyliście się na siebie. Był naprawdę bardzo poważny. Naprawdę musi kochać swojego brata. Nagle zaczęłaś cicho rechotać.
-Ohhh Czacho... Nie mogę uwierzyć, że mi grozisz – chichot zamienił się w pełen śmiech. Niewielki kościotrup przed Tobą zacisnął pięści. Wróciły jego źrenice, pojawił się rumieniec. Zrobił krok do tyłu.
-J-ja nie... J-ja tylko... - zaczęłaś śmiać się głośnie, co powstrzymało jego odpowiedź.
-Trzeba więcej niż twoja mordka aby mnie wystraszyć
-J-ja nie chciałem... J-ja chciałem się upewnić, że ty..
-Hahahaha! Zniszczyłeś mi rzeczy swoimi kośćmi hehehe. Za pomocą magii rzucałeś moim ciałem po mieszkaniu hahahaha! No i zakradłeś się do mojego mieszkania z dakimakurą! A mimo to ja nadal chcę być twoim przyjacielem! Naprawdę myślałeś, że twoja mała, słodka czaszeczka jest w stanie mnie przestraszyć? - jego niewielki rumieniec zamienił się w gorącą czerwień.
-Co do kurwy?! Nie mów kurwa...
-Ty! Grozisz mi! Serio, mi! Hahahaha! Nie robiłeś tego hahaha.... od czasów Czarownego.. Co? Tęsknisz za nim, czy coś?
-Jakim kurwa sposobem miałbym tęsknić za tym małym gównem?!
-Hahahaha! Nie bój się Czacho, on jest częścią mnie. Mój wewnętrzny dwunastolatek. Hehehehe! Nie musisz za nim tęsknić!
-J-ja próbowałem tylko... PRZESTAŃ SIĘ ŚMIAĆ! - Oczywiście, jego krzyki sprawiały, że śmiałaś się bardziej. Oparłaś się plecami o drzwi, dłoń położyłaś na brzuchu który zaczynał już boleć ze śmiechu.
-Na gwiazdy... Czacho! Hehehehe! Zachowujesz się tak jakbyś mnie nie znać?! - Opuścił ręce.
-Z-znam... J-ja tylko
-I po tym wszystkim nadal mi nie ufasz! Hahaha! I co jeszcze? Myślisz, że się w nim podkochuję?
-Co.. co ty kurwa mówi...
-O rany... Hahaha.... Nie mogę uwierzyć, że nie ufasz mi na tyle, aby posądzać mnie o jakieś plany wobec twojego brata!
-J-jesteś człowiekiem... więc... - Przerwałaś łapiąc oddech. Zaczęłaś ocierać łzy z oczu.
-Czacho... znowu wyskakujesz z rasizmem?
-Słuchaj... n-nie jesteś aż taka zła... - poprawił się – Ale ludzie są zdolni do wielu złych rzeczy
- No i?! Jestem sobą! Znasz mnie!
-Znam... tylko... - nagle poczułaś jak drzwi ustępują zza Twoich pleców. Otworzyłaś szerzej oczy czując jak powoli lecisz do tyłu. Nim jednak uderzyłaś tyłkiem o ziemię, poczułaś jak para dłoni Cię łapie. Zauważyłaś ślepia brata Sansa
-Cześć... Papyrus...
-SANS! DLACZEGO TEN OBLEŚNY CZŁOWIEK NA MNIE LECI? - warknął na brata. Sans patrzył na wysokiego potwora przez chwilę, wtedy nagle jego uśmiech się poszerzył. Zachichotał. - NIE BĄDŹ KRETYNEM SANS! NIE CHODZIŁO MI W TYM ZNACZENIU! DOSŁOWNIE! TO OCZYWISTE, ŻE JUŻ MA WOBEC MNIE SWOJE OBRZYDLIWE ZAMIARY! - uśmiech Sansa lekko zadrżał.
-Nie wiem Szefie, ale ładny chwyt.
-SANS! DLACZEGO MUSISZ NISZCZYĆ ŚWIĘTOŚĆ NASZYCH RODZINNYCH POSIŁKÓW SWOIM OKROPNYM POCZUCIEM HUMORU?
-Moje kawały dodają pikanterii żarciu.
-SANS!
-Właśnie, nie niszcz mojego rodzinnego posiłku swoim okropnym poczuciem humoru – zaśmiałaś się.
-Nie jesteś moją ro...
-SANS! TA OBRZYDLIWA LUDZKA KREATURA DAŁA CI TYTUŁ! KIEDY? - Sans stał w niezręczności przez chwilę, nie wiedział co odpowiedzieć. Postanowiłaś zrobić to za niego.
-To... to część jego nicku z gry – Papyrus postawił Cię na równe nogi, byłaś zaskoczona siłą kogoś kto nie ma mięśni. Jego dłonie zacisnęły się na Twoich ramionach, patrzył Ci prosto w oczy.
-ROZKAZUJĘ, ABYŚ TEŻ DAŁA MI TYTUŁ! - Że... co... Wymyślanie nicków nigdy nie było Twoją mocną stroną.
-Raaa... uh.. Nie jestem w tym dobra
-NIE PRZEZWISKO KRETYNKO. PRZEZWISKA SĄ DLA BEZNADZIEJNYCH PRZYJACIÓŁ, TYTUŁY SĄ DLA WOJOWNIKÓW- Przypomniał Ci się pseudonim jakim się posługuje w UnderNecie... ZłaCzacha...
-Um.... Zły gość...? - Okropne, ssiesz w tym.
-TSK... MNIEJSZA. NIE NADAJESZ SIĘ DO TEGO – Puścił Cię i udał się do kuchni. - DOKŁADNIE TAK SAMO OKROPNA JAK TEN IDIOTA SANS. NO I WŁAŹCIE DO ŚRODKA! - krzyknął. Sans wślizgnął się do mieszkania zamykając za sobą drzwi. Popatrzyłaś na niego, a on wzruszył ramionami. Podszedł do kanapy i włączył telewizor. Poszłaś za nim kierując się w swoje ulubione miejsce, lecz nim to zrobiłaś, grzecznie zapytałaś.
-Czy... uh.. potrzebna ci pomoc w kuchni? - zaproponowałaś Papyrusowi.
-JESZCZE CZEGO! ABYŚ ZNISZCZYŁA MOJĄ POTRAWĘ? NIGDY! TWOJA OBECNOŚĆ ZNISZCZYŁABY IDEALNY BALANS MOJEGO PROFESJONALNEGO GOTOWANIA! LEŃ SIĘ DO WOLI NA KANAPIE KIEDY JA WSPANIAŁY OKROPNY PAPYRUS PRZYGOTUJĘ GENIALNY POSIŁEK. NYEH HEH HEH HEH. - Wyprostował się trzymając w rękach łyżkę. Przez chwilę wgapiałaś się w niego, wzruszyłaś ramionami i usiadłaś na kanapie. Popatrzyłaś na telewizję. Leciał jakiś program z robotem ten sam co był w zeszłym tygodniu. To ten, którego Sans nazwał atrakcyjnym potworem. Wygląda na to, że prowadził jakiś program telewizyjny w którym ludzie mieli rozwiązywać nagrody. Za każdym razem kiedy gracze źle odpowiedzieli wpadali do wody. To ciekawe, Mettaton cały czas komentował jak tragiczny był ich upadek.
-Więc... zaraz.... jak może to kręcić, skoro potworom nie wolno opuszczać miasta?
-On... - nim wyjaśnił przerwano mu
-CO JEST CZŁOWIEKU? CZYŻBYŚ BYŁA ZAINTERESOWANA PRACĄ WSPANIAŁEGO METTATONA, ZABÓJCZEGO ROBOTA? - Papyrus usiadł na kanapie słysząc Twoje pytanie. W dłoni trzymał łyżkę w sosie pomidorowym.
-Aaaa tak... wydaje się fajny – Sans wywrócił oczami siedząc po drugiej stronie kanapy
-FAJNY? GŁUPI CZŁOWIEKU, ON JEST PONAD TO! METTATON TO OKAZ POTWORZEJ GRACJI. OPANOWAŁ DO PERFEKCJI TRZY NAJWAŻNIEJSZE RZECZY DLA POTWORÓW. UMIEJĘTNOŚĆ SPRAWIANIA BÓLU, KARANIE I ZAGADKI. WSZYSTKO W JEGO WYKONANIU JEST PERFEKCYJNE POD KAŻDYM WZGLĘDEM. TO MNIE NIE DZIWI, ŻE WASZ ŻAŁOSNY LUDZKI RZĄD ZROBIŁ WYJĄTEK DLA NIEGO I POZWOLIŁ MU OPUŚCIĆ MIASTO ABY ROZNOSIŁ POTWORZĄ CHWAŁĘ NA CAŁY ŚWIAT! - Starałaś się patrzeć na twarz Papyrusa kiedy mówił, ale zamiast tego nie mogłaś oderwać wzroku od łyżki jaką trzymał.
-Uhh... Szefie... - oczy Sansa również patrzyły na łyżkę – Cz-czy nie po-powinieneś...
-SANS, NIE PRZERYWAJ TEJ WAŻNEJ ROZMOWY. TAK JAK MÓWIŁEM CZŁOWIEKU. METTATON TO WYJĄTEK I MOŻE PODRÓŻOWAĆ BY ROBIĆ SWOJE SHOW. CZY TO NIE WSPANIAŁE? - popatrzył na Ciebie spodziewając się Twojej twierdzącej odpowiedzi.
-Ja.. uh... nie widziałam jeszcze zbyt wiele jego produkcji. Ale to co już widziałam to mi się podoba – starałaś się być szczera. Nie przepadałaś za telewizją. Oglądałaś kilka programów i tak, kilka dobrych anime, ale to było dawno. Powiedzmy sobie szczerze, wolisz gry. Kropla sosu pomidorowego na łyżce zaczęła skapywać powoli niebezpiecznie zbliżając się do ręki Papyrusa.
-TA... WIDZĘ, ŻE MUSZĘ... DOKSZTAŁCIĆ CIĘ W TYM – zmrużył oczy – TO PEWNE, ŻE CZŁOWIEK TWOJEGO POKROJU, KTÓRY CHCE SIĘ ZE MNĄ ZADAWAĆ, MUSI BYĆ DOINFORMOWANY. OBOWIĄZEK SPOCZYWA NA MNIE, DLATEGO JA, WSPANIAŁY I STRASZNY PAPYRUS ZNIOSĘ MĘKĘ PONOWNEGO ZOBACZENIA WSZYSTKICH PRODUKCJI METTATONA, DLA TWOJEGO DOBRA, NYEH HEH HEH! - Sans westchnął – MOŻE PO TYM, BĘDZIESZ O MAŁY KROCZEK BLIŻEJ BY SPEŁNIĆ MOJE WYSOKIE OCZEKIWANIA, JESTEM TEGO PEWNY. ZACZNIEMY Z PIERWSZYM NAGRANIEM.... PO KOLACJI OCZYWIŚCIE – nim kropla spadła na jego rękę, wstał z kanapy i udał się do kuchni. A więc szykuje coś z pomidorów. Oparłaś się o kanapę oglądając przedstawienie tyło z połowicznym zainteresowaniem. Poczułaś wibracje telefonu.

CzerwonaCzacha: masz pojęcie w co się wpakowałaś? 

Popatrzyłaś na Sansa, nadal oglądał telewizję.

Ty: Nie... a co? Jest aż tak źle?

Przyglądałaś się, jak odczytuje wiadomość. Zdzielił Cię spojrzeniem. Zachichotał cicho i dalej oglądał telewizję. Ej, nie odpowiadaj w ten sposób.... Co to ma w ogóle znaczyć? Czacho, co zamierza Twój brat? Z myśli wyrwał Cię dziwny głos z kuchni. Coś jakby się gotowało, lecz nie to Cię zmartwiło. Coś stukało w tle. Zerknęłaś z kanapy w stronę kuchni. Papyrus nie miał na dłoniach rękawic, w dłoni dosłownie zgniótł cebulę. Pozostałe warzywa na stole również były zgniecione. Obok niego gotował się garniec pełen makaronu. Na kolejnym palniku, zupełnie nietknięte mięso smażyło się na pełnym ogniu. Unosił się z niego czarny dym. Postanowiłaś dla dobra własnej psychiki usiąść na kanapie starając się wymazać z głowy horror jaki właśnie zobaczyłaś. Usłyszałaś, jak Sans się śmieje, chwyciłaś za telefon chciałaś z nim porozmawiać kiedy jego brat nie patrzył.

Ty: Sans... czy on właśnie zgniótł w ręce cebulę?

Ten zaśmiał się cicho czytając Twoją wiadomość.

CzerwonaCzacha: Dokładnie tak. Właśnie w taki sposób gotuje 

Ty: Jedyną rzeczą, którą powinno się zgniatać w ten sposób to cytryna, albo pomarańcz kiedy chcesz wycisnąć z niej sok!
 

CzerwonaCzacha: tylko poczekaj, aż dowiesz się co jest jego sekretnym składnikiem.

Smród przypalonego mięsa zaczął unosić się w mieszkaniu.

Ty: Co to jest?!
 

CzerwonaCzacha: to będzie niespodzianka

Przeczytałaś wiadomość i szybko zerknęłaś do kuchni starając się dowiedzieć o czym on mówi. Nie widziałaś zbyt wiele. Papyrus był wysoki i zasłaniał sporo, lecz na stole nie dostrzegłaś nic dziwnego. Nagle usłyszałaś dźwięk alarmu przeciwpożarowego, który nie wytrzymał przypalonego mięsa. Już miałaś coś powiedzieć, kiedy alarm został wyłączony. Z gracją i wdziękiem Papyrus zabrał mięcho z ognia. Odwróciłaś wzrok by popatrzyć na telewizję, nie wierzyłaś w to co właśnie zobaczyłaś... Czy... czy on właśnie użył alarmu przeciwpożarowego jako timera do gotowania? Niewielki uśmiech wyskoczył na Twoją twarz, chcąc ukryć strach. Cholera jasna... to zajebiste. Nie mogłaś uwierzyć, że ktoś może być aż tak okropny w gotowaniu. I z jakiegoś powodu on myśli, że jest w tym geniuszem. Telefon zawibrował w Twojej dłoni.

CzerwonaCzacha: lepiej abyś nie krytykowała jego gotowania 

Ty: Czy nikt mu nie powiedział...
 

CzerwonaCzacha: Nikt nie przeżył...

Wgapiałaś się w ostatnią wiadomość. Czy Sans właśnie... powiedział.... że jego brat... zabijał innych?

Ty: Jestem pewna, że ta Undyne coś mu na ten temat powiedziała
 

CzerwonaCzacha: Undyne mówi co chce. To przyjaciele  

Ty: Naprawdę? A ja myślałam, że się nienawidzą.
 

CzerwonaCzacha: Zaufaj mi, to przyjaciele. Nawet jak myślą inaczej. Nie masz u niego takich forów więc nic nie mów.  

Ty: A gdybym była jego dziewczyną...

Sans zamarł czytając tę wiadomość. Widziałaś, jak mocniej wciskał klawisze odpisując.

CzerwonaCzacha: NIE JESTEŚ!

Uśmiechnęłaś się delikatnie czytając. Oho trafiłaś w czuły punkt.

Ty: Ktoś tutaj jest za bardzo protekcyjny
 

CzerwonaCzacha: Mój brat cię toleruje bo nie wkurwiasz go dostatecznie.  

Ty: Jestem miła dla niego Czacho. Lubi mnie bo jestem miła.
 

CzerwonaCzacha: Miła to ostatnie słowo jakie bym użył aby cię opisać
 

Ty: Co? Dla ciebie jestem tylko miła.
 

CzerwonaCzacha: Ta, a odkąd to pieprzenie się ze mną jest wyrazem bycia miłym?
 

Ty: Nie pieprzyłam się z tobą, ani razu

Sans zerknął na Ciebie nim ponownie popatrzył na telefon.

CzerwonaCzacha: i o tym właśnie mówię 

Ty: Więc przestań gadać o seksie ze mną

-Gyaaaaj! - warknął unosząc ręce do góry – Dlaczego jesteś taka.. - zerknął w stronę kuchni. Szybko odzyskał nerwy i się uspokoił opierając na kanapie. W tym czasie, Ty cichutko się śmiałaś. Sans westchnął i odpisał.

CzerwonaCzacha: w każdym razie, zajmę się jedzeniem. Nie chcę abyś wyrzygała jego jedzenie przed nim, pamiętaj, nie jedz
 

Ty: Rozkaz przyjęty Szkieleci Lordzie.

-SANS! - Papyrus nagle krzyknął z kuchni – NIE SŁYSZĘ NIEWIELKIEJ ROZMOWY Z NASZYM GOŚCIEM KIEDY CZEKA! MOŻESZ NIE BYĆ DOBRYM GOSPODARZEM, ALE NIE PRZYNOŚ WSTYDU RODZINIE! ZAJMIJ JEJ CZAS JAK TRZEBA! - Słowa sprawiły, że na Twoją twarz wstąpił szczwany uśmiech. Przekręciłaś się w stronę Sansa całym ciałem.
-Właśnie Czacho, nie przynoś wstydu rodzinie. Rozkaz Szefa. - widziałaś jak wściekłość w nim buzuje, kiedy patrzył na Ciebie. Słyszałaś, jak jego kości stukały o siebie kiedy zaciskał je w kieszeniach. Westchnął odwracając od Ciebie wzrok.
-....J-jaki jest Twój ulubiony kolor? - gryzłaś się po języku, aby nie zaśmiać się, nim odpowiedziałaś.
-Zawstydzona czerwień.
-A co to kurwa za kolor?
-SANS! NIE KLNIJ! - uśmiechnęłaś się dalej z nim rozmawiając. Zadałaś pytanie, choć już znałaś odpowiedź.
-A jaki jest twój ulubiony kolor?
-Czerwony... i czarny.... Oba są fajne. - przytaknęłaś. O tym właśnie myślałaś.
-Ulubione jedzenie? - zapytał
-Truskawki.. no i coś czerwonego – uśmiechnęłaś się patrząc mu prosto w oczy. Uniósł kościste brwi w zdziwieniu. Nie załapał. - Ja już wiem co lubisz najbardziej – Jego źrenice na krótką chwilę zamieniły się w małe serduszka. Potem zadał kolejne pytanie.
-Uh... ulubiony... rodzaj muzyki?
-Ta z gier – odpowiedziałaś – Albo coś, co nie jest proste i monotonne – zdałaś sobie sprawę, że nie jesteś wymagająca – No i to też już o tobie wiem, panie metalowcu. - Uśmiechnął się zawstydzony i popatrzył na dół. Byłaś zaskoczona tym, jak wiele o nim wiesz. Słyszałaś, jak coś otwiera się i zamyka, po chwili Papyrus był przed wami.
-TERAZ, NIEOKRZESANY I NIE DOEDUKOWANY KULINARNIE CZŁOWIEKU, POZWÓL ŻE DOEDUKUJĘ CIĘ CO TO ZNACZY IDEALNE GOTOWANIE. SANS, SZYBKO, KASETY – Ten patrzył się chwilę na brata nim przemówił
-Szefie... masz wszystkie rzeczy z Mettatonem u siebie. Ja nie zabrałem nic. No i nie mam odtwarzacza. Poczułaś, jak twarz Ci zadrżała.... A więc w Podziemiu korzystali z VHS. Zaczęłaś się zastanawiać czy ich nagrania są w takiej samej jakości.
-W-WIEM TO! J-JA TYLKO.. - popatrzył na Ciebie i pochylił się w stronę Sansa, coś mu wyszeptał.
-Czy on nie może.. wziąć skrótu? - wyrzuciłaś. Papyrus popatrzył na Ciebie zaskoczony nim przeniósł wzrok w zaskoczeniu na swojego brata.
-SANS.... SKĄD CZŁOWIEK O TYM WIE?! - Ten zaczął się pocić. Nagle przypomniałaś sobie, że Papyrus nie wie, że zadajesz się aż tak z jego bratem. Wiedział tylko o tym, że w zeszłym tygodniu ci w czymś pomagał. Ponad to, Sans nie powinien używać magii w Twoim towarzystwie.
-J-ja... - zadrżał nie będąc pewien co odpowiedzieć. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.
-MNIEJSZA, JESTEŚ BEZUŻYTECZNYM BRATEM. TO BYŁO PEWNE, ŻE NIE BĘDZIESZ BRAŁ NA POWAŻNIE PRAW DOTYCZĄCYCH INTERAKCJI Z LUDŹMI. MAM CI PRZYPOMNIEĆ, ŻE ZŁAMANIE PRAWA ZAPROWADZI CIĘ DO WIĘZIENIA? WIESZ CO TAM ROBIĄ? JA WIEM. BYŁEM TAM NA WYCIECZCE. TORTURUJĄ SANS. BĘDZIESZ TORTUROWANY PRZEZ LUDZI ZA SWOJE GŁUPIE POMYŁKI. A JA BĘDĘ PRZEŚLADOWANY W MOJEJ POLICYJNEJ PRACY ZA TO, ŻE MÓJ IDIOTYCZNY BRAT JEST JEST W WIĘZIENIU! - Sans pocił się z każdą chwilą coraz bardziej
-Sz-szefie... J-ja...
-POŚPIESZ SIĘ I IDŹ DO MOJEGO MIESZKANIA, ZRÓB TO NIM SIĘ POWTÓRZĘ, PRZYNIEŚ TE KASETY! - Sans praktycznie wbił się w kanapie desperacko próbując uniknąć brata, a potem zniknął. Widziałaś, jak gość z którego próbowałaś wydobyć śmiech i bawiłaś się przez ostatni tydzień trzęsie się ze strachu przed młodszym bratem. Bratem którego chciał chronić, o którego dbał i się martwił. Chciałaś coś powiedzieć, aby go ochronić. Nie zasługiwał na to, aby być tak traktowanym. Lecz nie wiedziałaś, jak to zrobić tak, aby potem Sans się na Ciebie nie zdenerwował. Chamskie zachowanie Papyrusa zaczęło Cię denerwować. Czułaś, że powinnaś powiedzieć mu jak trzeba traktować członków rodziny.
-Papyrus, myślę, że... - zaczęłaś.
-CZŁOWIEKU! TERAZ KIEDY MÓJ GŁUPI BRAT ZNIKNĄŁ, CHCIAŁBYM Z TOBĄ POROZMAWIAĆ – Papyrus szybko usiadł na pustym miejscu na kanapie i odwrócił się w Twoją stronę. Ręce znowu miał w rękawiczkach, położył je na kolanach. Powoli poprawiłaś się w siedzeniu i starałaś się, aby mimika twarzy nie pokazywała Twojej irytacji. To Ty musisz zamienić z nim słówko. Papyrus powoli patrzył do góry i na dół. Potem zmrużył oczy i popatrzył na Ciebie – JAKA JEST NATURA TWOJEJ ZNAJOMOŚCI Z MOIM BRATEM? - Otworzyłaś szerzej oczy. Czy on pytał o co myślisz, że pyta...? O Ciebie i Sansa... Czy Papyrus naprawdę jest Tobą zainteresowany w … romantyczny sposób? A może po prostu martwi się o brata? Nie byłaś pewna. - NIE UMKNĘŁO MOJEJ UWADZE, ŻE ISTNIEJE MIĘDZY WAMI ZAŻYŁA RELACJA.. - zadrżałaś na chwilę, myśląc nad odpowiedzią.
-Cóż.. wczoraj przyznał, że jesteśmy przyjaciółmi...
-PRZYJACIÓŁMI! NAPRAWDĘ? Z TOBĄ? PRZYJAŹŃ Z OBLEŚNYM CZŁOWIEKIEM? - zmrużył niebezpiecznie oczy
-Tak, ostatnio często się widywaliśmy a wczoraj, on... zaczął się trochę martwić o to, że wychodzę sama nocą, powiedział, abym tego więcej nie robiła. Potem przyznał, że jesteśmy przyjaciółmi... wykrzyczał właściwie.
-I SAM TO POWIEDZIAŁ... JESTEŚ PEWNA, ŻE ZROZUMIAŁAŚ GO WŁAŚCIWIE? CZASAMI NIE UMIE WYSŁOWIĆ SIĘ WŁAŚCIWIE DLATEGO...
-Wyraził się całkiem jasno.. wiesz, naprawdę powinieneś przestać nazywać go..
-TO WSPANIALE CZŁOWIEKU! - Wstał z kanapy i chwycił cię za ramiona.
-Co...? - zostałaś zmuszona aby popatrzeć na potwora przed sobą
-MÓJ BEZUŻYTECZNY BRAT W KOŃCU ZDOBYŁ SWOJEGO PIERWSZEGO LUDZKIEGO PRZYJACIELA! TO OCZYWISTE, ŻE KTOŚ TWOJEGO POKROJU Z TAK NISKIMI STANDARDAMI BY SIĘ DO MNIE ZBLIŻYĆ, BĘDZIE MUSIAŁ ZAPRZYJAŹNIĆ SIĘ Z MOIM BRATEM! TWOJA PRZEBIEGŁOŚĆ MNIE ONIEŚMIELA!
-Ale... myślałam, że...
-CZŁOWIEKU! PEWNIE WIESZ, ALE MÓJ BRAT NIE UMIE SOBIE PORADZIĆ W ŻYCIU NA POWIERZCHNI, PODCZAS KIEDY JA, WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS JESTEM UOSOBIENIEM PERFEKCJI. NYEH HEH HEH. MÓJ BEZUŻYTECZNY OBRZYDLIWY LUDZKI PRZYJACIEL WIELOKROTNIE TO POWTARZAŁ! I TERAZ, WIDZĄC TWOJE MIĘDZYGATUNKOWE ZAINTERESOWANIE MNĄ, WIDZĘ, ŻE TO PRAWDA! - Patrzyłaś w jego oczodoły zbita z pantałyku, zagubiona. Każde kłamstwo jakie wypowiadał z tą wiarą w jego autentyczność Cię onieśmielało – TSK... MUSZĘ CI WYJAŚNIĆ. WIDZĘ PO IDIOTYCZNYM WYRAZIE TWARZY, ŻE NIE ROZUMIESZ CO DO CIEBIE MÓWIĘ – Usiadł nim chrząknął – KIEDY MY, POTWORY, PIERWSZY RAZ WYSZŁYŚMY NA POWIERZCHNIĘ, ZROZUMIAŁYŚMY, ŻE LUDZKA KULTURA JEST... INNA NIŻ NASZA. OCZYWIŚCIE, CZŁOWIEK FRISK CHCIAŁ, ABYŚMY SIĘ NA TO PRZYGOTOWALI. OBIECALIŚMY MU, ŻE JEŻELI ZNISZCZY BARIERĘ, ZROBIMY CO SIĘ DA, ABY STAĆ SIĘ JEDNOŚCIĄ Z LUDZKIM SPOŁECZEŃSTWEM. W INNYM RAZIE, WYBUCHNIE KOLEJNA POTWORZO-LUDZKA WOJNA...
-Oh... To... dobrze?
-OCZYWIŚCIE, ŻE DOBRZE. CIESZ SIĘ, ŻE Z TOBĄ ROZMAWIAM BEZWARTOŚCIOWY CZŁOWIEKU! - byłaś pewna, że mimo swojej magii, potwory zostałyby natychmiast zniszczone przez wojsko, bomby, pistolety, zaś wojna w ich mniemaniu byłaby kilkudniową potyczką na powierzchni. Nie daliby sobie rady przeciwko ludzkiej rasie. Dobra robota Frisk. - JESTEM WSPANIAŁY, WIĘC ZINTEGROWAŁEM SIĘ Z WASZĄ KULTURĄ IDEALNIE, LECZ MÓJ BEZWARTOŚCIOWY BRAT... - westchnął. - DALEJ DESPERACKO PRÓBUJE PRZED TYM UCIEC.
-Oh... cóż, wiem. To rasista...
-TAK... CÓŻ... NIE UDAŁO MU SIĘ PRZYWYKNĄĆ DO POWIERZCHNI TAK DOBRZE JAK MNIE, WSPANIAŁEMU I OKROPNEMU PAPYRUSOWI. OBOJE ŻYLIŚMY RAZEM W PODZIEMIU, ALE NIE UMIAŁ ZADBAĆ SAM O SIEBIE. CZĘSTO MUSIAŁEM ROBIĆ WIELE RZECZY ZA NIEGO. SPRZĄTAĆ, GOTOWAĆ, ROBIĆ PRAGNIE, MUSIAŁEM SZYKOWAĆ GO RANO KIEDY MIAŁ IŚĆ DO PRACY, I SPRAWDZAĆ CZY ROBIŁ TO WŁAŚCIWIE. ZAŚ PO WYJŚCIU NA POWIERZCHNIĘ MÓJ BRAT STAŁ SIĘ JESZCZE BARDZIEJ BEZUŻYTECZNY. NIE CHCIAŁ WYCHODZIĆ Z POKOJU, KRZYCZAŁ I WARCZAŁ JAK IDIOTA PRZEZ CAŁĄ NOC, USYPIAŁ ZA DNIA, A CO NAJBARDZIEJ MNIE MARTWIŁO TO NIE CHCIAŁ JEŚĆ MOJEGO NIESAMOWICIE ZDROWEGO I SMACZNEGO GOTOWANIA. KIEDY POWIEDZIAŁEM MU O JEGO NIEPOKOJĄCYM ZACHOWANIU UZNAŁ, ŻE MUSI SIĘ WYPROWADZIĆ. TSK.. JAKBY UMIAŁ ZADBAĆ SAM O SIEBIE. - zacisnął ręce w pięści – Z TEGO CO MOGŁAŚ JUŻ... ZAUWAŻYĆ, WYPROWADZIŁ SIĘ POD PRZYKRYWKĄ, ŻE UMIE SOBIE SAM PORADZIĆ. W TYM CELU MA WYKONYWAĆ RZECZY, KTÓRE TEMU DOWODZĄ. JA STWORZYŁEM OCZYWIŚCIE LISTĘ TYCH RZECZY. I TYLKO POD SPEŁNIANIEM TYCH WYTYCZNYCH SANS MOŻE ŻYĆ POZA MOJĄ OPIEKĄ. MOŻESZ NAZWAĆ TO PLANEM BEZPIECZEŃSTWA STWORZONYM PRZEZE MNIE, WSPANIAŁEGO I OKROPNEGO PAPYRUSA NYEH HEH HEH! - uniósł rękę pozując zwycięsko. Siedziałaś i przytakiwałaś kiedy mówił. Historia pasowała do tego co już wiesz o Sansie. Był leniwy, nie chciał robić wielu rzeczy, nie sprzątał, jadł to samo niezdrowe żarcie każdego dnia, no i miał koszmary. Wygląda na to, że Papyrus nie rozumie co to oznacza. Sans pewnie też tego nie wie, ale Ty wiesz. Sama miałaś kilka z nich i dokładnie wiesz co oznaczają. Drastyczna zmiana stylu życia, wyprowadzka na powierzchnię, to oczywiste, że ich osobowości szybko się nie przystosują. - WIDZISZ, ŻAŁOSNY CZŁOWIECZE. SĄ PEWNE CECHY W CHARAKTERZE SANSA, KTÓRE NAWET POD GROŹBĄ KARY, CZY POD TORTURAMI NIE ZNIKNĄ... SANS WOLAŁBY DLA PRZYKŁADU UMRZEĆ, NIŻ PRZESTAĆ STOŁOWAĆ SIĘ U GRILLBY'S. OCZYWIŚCIE, W TYM CELU POWSTAŁA ZASADA, ŻE MOŻE TO ROBIĆ RAZ NA TYDZIEŃ. JEŻELI SANS TO ZŁAMIE, WRÓCI POD MOJĄ OPIEKĘ. - Otworzyłaś szerzej oczy. Oh... i tydzień temu... Papyrus był pewien, że jego brat jadł częściej Grillby's ale wtedy powiedziałaś, że niczego nie zamawiał... - ROZUMIESZ TERAZ, CZŁOWIEKU?
-Tak.. chyba... Powstrzymałam cię zabraniem Czachy w zeszłym tygodniu...
-POWSTRZYMAŁAŚ MNIE... NYAH... TAK ŻAŁOSNA KREATURA JAK TY BY TEGO NIE ZROBIŁA. NIE. ZMIENIŁEM SWOJE ZDANIE.
-Co?
-CZŁOWIEK ZADAJE SIĘ Z SANSEM, ZMUSZA GO ABY PODNOSIŁ SWOJE LENIWE KOŚCI I WYCHODZIŁ Z DOMU W INNE MIEJSCA NIŻ PRACA CZY GRILLBY'S, CZŁOWIEK KTÓRY NISZCZY JEGO OBRZYDLIWE ZWYCZAJE. TRUDNO BYŁO MI UWIERZYĆ W TO CO WIDZIAŁEM – troszeczkę się rozluźnił i odwrócił wzrok. Potem mówił tak cicho, że nie mogłaś uwierzyć, że jest w stanie wydobywać tego typu głos. - Zdecydowałem, że... biorąc pod uwagę okoliczności... Sans... może zostać tutaj. Może... przyda mu się zmiana... otoczenia – Chwilę zajęło nim znowu popatrzył na Ciebie. Tym razem patrzył Ci prosto w oczy – WIĘC POWIEM CI TERAZ CZŁOWIEKU – znowu mówił głośno. Wstał z kanapy i pochylił się w Twoją stronę. - ZDECYDOWAŁEM SIĘ POZWOLIĆ MU TUTAJ ZOSTAĆ, OBOK CIEBIE. JEŻELI GO OSZUKASZ, ZRANISZ, ALBO ZDRADZISZ W JAKIKOLWIEK SPOSÓB, MOJA KARA DLA CIEBIE BĘDZIE DŁUGA I BOLESNA. ROZERWĘ TWOJE TRUCHŁO NA STRZĘPKI. NIKT NIE BĘDZIE WIEDZIAŁ CO SIĘ STAŁO Z TWOJĄ BEZWARTOŚCIOWĄ EGZYSTENCJĄ. ZAŚ ŚWIAT POCZUJE ULGĘ PO UTRACIE KOLEJNEGO GŁUPIEGO CZŁOWIEKA. - Jego czaszka była na kilka centymetrów przed Twoją, patrzyłaś głęboko w jego czarne, puste oczodoły. Drugi raz dzisiaj grozi Ci kościotrup. - WIĘC RAZ JESZCZE ZAPYTAM CZŁOWIEKU! JAKA JEST NATURA TWOJEJ ZNAJOMOŚCI Z MOIM BRATEM? - Wzięłaś głęboki oddech, jego groźby nie zrobiły na Tobie wrażenia. Choć w głębi zaczęłaś się zastanawiać jak naprawdę straszny ten gość potrafi być. Słabi nie mają w zwyczaju grozić innym.
-Papyrus... muszę powiedzieć... że w pierwszej chwili chciałam powiedzieć ci o tym, jak powinno traktować się członka rodziny we właściwy sposób
-OCZYWIŚCIE, DBAM O MOJĄ RODZINĘ JAK TRZEBA. DLACZEGO MYŚLISZ, ŻE TAK NIE ROBIĘ?! - nie byłaś pewna, jak na to odpowiedzieć tak, aby go nie urazić. Postanowiłaś więc odpowiedzieć na pierwsze pytanie.
-Heh.... cóż... wiesz.... Pomimo tego jaki jest... staram się być dobrym przyjacielem dla niego. Znaczy się... jest zabawny i....
-UGHHH CZŁOWIEKU, TYLKO NIE MÓW, ŻE JESGO OKROPNE KAWAŁY CI SIĘ PODOBAJĄ
-Urrrgh.. nie mam na myśli tych kawałów
-UHHH – zakrył dłonią twarz.
-Fuj – warknęłaś. -.... Nie... Znaczy się, zabawnie jest się z nim zadawać.
-NAPRAWDĘ? NAPRAWDĘ PODOBA CI SIĘ TOWARZYSTWO MOJEGO BRATA? - patrzył na Ciebie uważnie
-Ta... czy to coś dziwnego? - chwilę myślał, nim Ci odpowiedział.
-SANS MA OKROPNĄ NEGATYWNĄ I TOKSYCZNĄ OSOBOWOŚĆ, NIE BYŁ DOŚĆ... POPULARNYM POTWOREM. - byłaś w szoku zdając sobie sprawę, o czym mówił.
-Zaraz, zaraz, zaraz.... Papyrus... Mówisz, że Czacha... nie miał nigdy żadnego przyjaciela?
-OCZYWIŚCIE, ŻE MIAŁ I MA. JA JESTEM JEGO NAJLEPSZYM I NAJWAŻNIEJSZYM PRZYJACIELEM W CAŁYM JEGO BEZWARTOŚCIOWYM ŻYCIU.
-Ta... ale no weź, jesteś jego bratem
-TO NIC NIE ZNACZY! - pogrążyłaś się w myślach. Nie miał przyjaciół poza bratem. Ale czy nie bywał stałym klientem Grillby's? Czyżby chodził tam, aby jeść... samotnie? A co z dorastaniem? Wszyscy mają przyjaciela jako dzieci... Choć, nigdy o nikim nie wspominał.
-Cóż... osobiście uważam, że.. uh... jest interesującą osobą i jest zabawny. Oboje jesteście fajni – dostrzegłaś niewielki rumieniec który pojawił się na chwilę, na twarzy potwora.
-O-OCZYWIŚCIE ŻE JESTEM, CZŁOWIEKU. - Zdałaś sobie sprawę, że to idealna chwila, aby troszeczkę się pobawić. Przybliżyłaś się do niego odrobinę
-Znaczy się... jesteś moim przyjacielem? Jesteśmy kumplami w UnderNecie i w ogóle...
-O-OCZYWIŚCIE, SAMA CHCIAŁAŚ BYĆ PRZYJACIÓŁKĄ WSPANIAŁEGO I OKROPNEGO PAPYRUSA! - jego mina lekko się załamała. Uśmiechnęłaś się pochylając w jego stronę.
-Taaak, ale czy postrzegasz mnie jako przyjaciela?
-PRZYJACIELE TO OZNAKA SŁABOŚCI KTÓRA MOŻE BYĆ WYKORZYSTANA W BITWIE I...
-Ta... ale... Już nie jesteście w Podziemiu. Już ze sobą nie walczycie z tego co widzę. Skoro nie postrzegasz mnie jako przyjaciela, to kim dla ciebie jestem? Możesz powiedzieć to jasno, tak abym zrozumiała? - uśmiechnęłaś się słodko, szkielet obok zadrżał niepewien tego co ma odpowiedzieć, sam miał problemy z rozszyfrowaniem własnych uczuć
-J-JA... DLA MNIE JESTEŚ PO-POPROSTU...
-Nie mów mi tylko, że to dlatego, że jestem człowiekiem.
-O-OCZYWIŚCIE, ŻE NIE. LUDZIE CZY INNE STWORZENIA, TO DLA MNIE WSZYSTKO JEDNO. - byłaś już blisko niego. Już go rozgryzłaś. Właściwie jesteś całkiem pewna, że rozumiesz już jak działają potwory. Cokolwiek miało miejsce w Podziemiu, to nie było nic dobrego. Potwory walczyły przeciwko sobie. Teraz, na powierzchni wiodą pokojowe życie, ta sama siła która sprawiła, że złość i nienawiść rozdzieliła je, teraz zmusza do przyjaźni i miłości. Do tego, czego pewnie chcą, ale nie wiedzą jak to osiągnąć. Z tym kolesiem będzie wiele zabawy...
-Więc jak to jest? Gdybym nic dla ciebie nie znaczyła, to byś nie wysyłał zaproszenia w UnderNecie, co Wielki Szefie Papsiu?
-CZ-CZŁOWIEKU! WŁAŚNIE W-WYMYŚLIŁAŚ MI TYTUŁ! - chciał się odsunąć, lecz nie miał już miejsca na kanapie.
-Nie, to nie tytuł, to zdecydowanie przezwisko – położyłaś dłonie na jego ramionach. Przybliżyłaś się do jego czaszki, tam gdzie powinno znajdować się ucho i szepnęłaś. - A wiesz co to oznacza? - jego twarz zrobiła się czerwona.
-P-PRZEZWISKA.... SĄ DLA PRZYJACIÓŁ – wyszeptał.
-Tak.. a to oznacza, że?
-My... jesteśmy.. przyjaciółmi... Z-znaczy się.. OCZYWIŚCIE, ŻE JESTEŚMY PRZYJACIÓŁMI... CZ-CZŁOWIEKU! JESTEŚ STANOWCZO ZA BLISKO. R-ROZUMIEM, ŻE MOJA OSOBOWOŚĆ CIĘ ONIEŚMIELIŁO, ALE TEGO TYPU ZACHOWANIE JEST...
-Spokojnie Papusiu... - poklepałaś go ręką po ramieniu – Po prostu dwójka przyjaciół siedzi razem na kanapie. Samotnie...
-...Straciliśmy piąte koło u wozu.. - szepnął łapiąc oddech.
-Zaraz... co? - już miałaś zapytać
-Co do kurwy robicie?! - kiedy usłyszałaś warknięcie zza kanapy.
-SANS! - Papyrus dosłownie odskoczył z kanapy najdalej od Ciebie, nim zabrał od swojego brata siatki z kasetami VHS i magnetowid. - POWINIENEŚ UPRZEDZIĆ NIM PRZYJDZIESZ!
-Właśnie to zrobiłem – Sans patrzył na Ciebie. Odpowiedziałaś przebiegłym uśmieszkiem i wzruszeniem ramion.
-DOBRZE... WIĘC ZACZYNAJMY – mówiąc to podszedł do starego telewizora Sansa i zaczął podłączać urządzenie. Sans szybko poszedł za nim.
-Pozwól Szefie, że ci pomogę – Papyrus natychmiast przestał i pozwolił Sansowi się wszystkim zająć. To oczywiste, że wyższy z braci nie znał się za dobrze na technice. Zamiast tego, zaczął przeglądać to co zostało zabrane i mamrotał pod nosem coś na temat każdej kasety. Znalazł wyraźnie to co lubi i wyciągnął to.
-ZACZNIEMY TWOJĄ EDUKACJĘ TYM – trzymał kasetę o tytule „Mettaton zabójczy robot vs. Człowiek z bronią” - TO JEGO PIERWSZY FILM, AKCJA DZIEJE SIĘ W HOTLAND. TO FILM DOKUMENTALNY PRZEDSTAWIAJĄCY HISTORIĘ TEGO JAK CZŁOWIEK Z BRONIĄ WDARŁ SIĘ DO PODZIEMIA. KLASYKA. - W tym czasie Sans skończył podłączanie, Papyrus wsunął kasetę do odtwarzacza i włączył play. Ekran natychmiast zajął robot krzyczący coś na to co działo się w tle. - SANS, ZAPOMNIAŁEŚ PRZEWINĄĆ! - szybko zatrzymał kasetę i zaczął przewijać. Sans wywrócił oczami i popatrzył na Ciebie, siedziałaś na środku kanapy.
-Suń się – warknął cicho.
-Ehh, ale chciałam siedzieć między wami
-SANS, CZŁOWIEK MOŻE SIEDZIEĆ GDZIE CHCE. TO NASZ GOŚĆ! - Wyraźnie długo się zastanawiał nim zdecydował się usiąść obok Ciebie. Najlepiej jak się da, tak aby Cię nie dotykać. Wsadził ręce do kieszeni. Czekałaś cierpliwie, jak Papyrus skończy przewijanie. -W KOŃCU! - krzyknął. Włączył play na odtwarzaczu i usiadł po drugiej strony kanapy. W przeciwieństwie do Sansa, jemu nie przeszkadzało dotykanie. Zarzucił jedną z rąk w rękawiczkach za Twoją głowę by przytulić Cię i skupić się na telewizorze. - TERAZ CZŁOWIEKU, NIECH OCZARUJE CIĘ NIESAMOWITOŚĆ...
Share:

Zboczony Wrzesień - Dzień 17 - Bałagan - Wichan

Autor obrazka: Kaweii

Gdy Brassberry miał chcicę nic go nie było w stanie powstrzymać. Dzisiaj obrał sobie za cel Horrora. Dlaczego? Bo większość już zaliczył, a potrzebował wyzwania. Zwyczajnie nudziło mu się.


Postanowił go uprowadzić, więc zaczaił się na niego przy budce z hot dogami w Horrortale. Cel jak zwykle przyszedł spóźniony do pracy i zasiadł na krzesełku czekając na człowieka.


Standardowo zasnął po dziesięciu minutach zwalniając uścisk na swoim toporze. Brass tylko na to czekał i wyszedł z kryjówki. Podkradł się do stoiska z przygotowanym kijem baseballowym.


Zamachnął się i... Horror uniknął jego ciosu.


-Myślałeś, że będę tak siedział i dam Ci się zgwałcić jak jakaś tania dziwka? - podniósł topór i oparł go sobie o ramię. - od razu widać po co przylazłeś.


-Wezmę tylko co mi się należy i wrócę do siebie~ - zmaterializował dużą, ostrą kość.


-Chcesz to spróbuj. - Horror uśmiechnął się psychopatycznie łapiąc topór w dwie ręce.


Brassberry ruszył na niego ze swoją bronią jednak ten zablokował atak. Potem była kolej Horrora, który przeciął kość wzdłuż na dwie części.


Nie zaprzestał ataku. Uderzył go trzonkiem topora w głowę, aż tamten się przewrócił, jednak szybko się podniósł.


-Nareszcie ktoś kto się stawia. Ciekawe~ - powiedział nonszalancko Brass.


-Pierdol się! - Horror machnął toporem jednak nie trafił.


Brassberry uderzył go pięścią w szczękę, aż się zachwiał.


-Pamiętaj, że jesteśmy podobni, ale to JA jestem najsilniejszy. - stworzył Blastera.


Horror zrobił to samo i wycelowali w siebie. Przez chwilę czekali patrząc na siebie i odpalili działa w tym samym czasie. HP bardzo szybko spadało zatrzymując się na 1.


-Oho... wygląda na to, że masz taki sam poziom LV jak ja, może nie jesteś najsłabszy. - powiedział Brass.


-I kto to mówi? - wyszczerzył się i sięgnął po topór. - ja nie krzywdzę moich przyjaciół, a ty ich po prostu nie masz.


Horror wstał ledwo utrzymując się na nogach i podszedł do Brassberrego.


-Wygląda na to, że twój nędzny żywot dobiega końca. - zaśmiał się.


Brass tylko spuścił głowę nadal siedząc na ziemi. Był zbyt słaby żeby się podnieść. Jego przeciwnik to wykorzystał i zamachnął się toporem.


-To koniec.


Brassberry widział jak śnieg przed nim zmienia kolor na czerwony, a Horror upada przebity jedną z jego kości.


-Jesteś 13. na mojej liście. Masz szczęście. - uśmiechnął się patrząc jak ten zamienia się w pył.


Brass wstał i wyjął z kieszeni pajęczego pączka.


-Teraz ktoś będzie musiał to posprzątać, ale to nie będę ja. - mruknął do siebie przeżuwając.

Autor: Wichan
Share:

Undertale: Gra w kości -Sprzątanie z Sansem [The Skeleton Games -Cleaning with Sans] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Sprzątanie z Sansem (obecnie czytany)
Stoisz na środku mieszkania Sansa, po północy z chustką zakrywającą Twoją twarz. W środku śmierdziało jakby wymieszać coś z miodem i postawić za długo na słońcu, wszędzie walały się papierki po fast foodach od Grillby's. Gapiłaś się szeroko otwartymi oczami na ten bałagan, śmieci i brudne ubrania walające się pod Twoimi nogami. Dlaczego tutaj tak szybko zrobił się taki syf? Nawet jeżeli Ty przez tydzień nie sprzątałaś w mieszkaniu, nigdy nie doprowadziłaś go do takiego stanu. Nie ma możliwości, aby tak się stało. Musi robić to celowo. 
-Czacho... jak udało ci się tutaj tak nasyfić? W zeszłą sobotę było naprawdę czysto – wskazałaś na skarpetkę. 
-Tsk... Będziesz stała i narzekała czy pomożesz mi z tym? - bąknął wrzucając śmierdzące skarpety do małego tornada. 
-Ta, ta, masz szczęście, że cię kocham knypku – nadal obrzydzał Cię bałagan. 
-I nie mów tak – warknął
-Co? Knypku? - uśmiechnęłaś się za chustką. 
-Nie, to drugie gówno
-Aaah, ale wiem, że to kochasz
-Będę kochać jak zamkniesz mordę i zabierzesz się do roboty – chwyciłaś za kosz z kuchni i zaczęłaś zbierać papierki z regałów i stołu, wrzucając je do pustego worka w środku. Rany, śmieci walały się po mieszkaniu, a kosz pusty, równie dobrze możesz go wyrzucić z tego domu. Po co mu w ogóle potrzebny? 
-Przed końcem tej nocy zakochasz się we mnie za śliczne wyczyszczenie mieszkanka – rzuciłaś zadowolona nie przerywając pracy. Sans stanął jak wmurowany i kilka skarpetek wypadło mu z rąk.
-Chciałabyś. Jedyne w czym mogę się zakochać to twój proch. 
-Moje ciało jest zrobione z mięsa
-A więc w twoim porozrzucanym mięsie
-Myślę, że chodzi ci o gnicie. 
-Dobra, Jedyne w czym mogę się zakochać to twoje zgniłe mięso. 
-Dziękuję o wiele lepiej. - Sans zaczynał się denerwować, po chwili widziałaś, jak upuścił wszystkie skarpety na ziemię. Już miałaś go o to zganić, kiedy uniósł rękę, niebieskie światełko pokryło cały stos i kilka dodatkowych skarpet i z ruchem jego palców wszystko uniosło się do góry. Nie wiesz nawet co się stało, lecz sama upuściłaś z wrażenia kosz na śmieci. - Czacho! Jesteś psychokinetykiem! Co?! Kiedy?! Dlaczego mi nie powiedziałeś?! - krzyczałaś przebierając z wrażenia nogami w miejscu. 
-Psycho kurwa czym? To tylko niebieska magia. Nie krzycz – warknął mijając cię by udać się do sypialni. Nadal trzymał rękę w powietrzu, góra skarpetek dryfowała za nim. 
-Ale to niesamowite! - wgapiałaś się. 
-Sprzątam po prostu brudne skarpety z podłogi. A ty powinnaś pomagać. Sama zaklinałaś się, że zakocham się w twoich umiejętnościach w czyszczeniu – szybko podniosłaś kosz z ziemi i zaczęłaś wrzucać do niego papierki jakie wypadły. Sans wrócił po chwili ze swojego pokoju, trzymając worek z brudnymi skarpetkami. 
-Czacho... ej Czacho.... - powoli przemieszczałaś się z koszem po salonie 
-Czego?!
-Powiesz jak to robisz. 
-A jak kurwa mam powiedzieć komuś bez magii jak to działa? 
-Nie wiem. Przyjmę każde wytłumaczenie. Chcę wiedzieć, jak to jest – Usiadł na kanapie i położył worek skarpet, uśmiechnął się leniwie pokazując ostre zęby. Uniósł wysoko brwi i wsunął dłonie do kieszeni. Jego para bokserek w serduszka unosiła się opleciona niebieskim światełkiem. Jakby od niechcenia machnął palcem i bielizna znalazła się w worku.  
-Nie wiem... taka kretynka jak ty tego nigdy nie zrozumie. To tak jakbyś próbowała wyjaśnić mi swoje dziwactwa. Dla przykładu. Ja nie mam mięśni, a ty nie masz magii. - sprzątał dalej, lecz tylko jeden łach po drugim. Każdy musiał przelecieć przed Twoimi oczami. 
-Cóóóóż, jeżeli chcesz wiedzieć wystarczyło zapytać – uśmiech wykrzywił Ci twarz – To uczucie podobne do ściskania... 
-PRZESTAŃ! To był sarkazm. Nie chcę kurwa wiedzieć jak działa twoje obrzydliwe ciało – warknął wrzucając kolejną parę bokserek do worka. Uśmiechnęłaś się przebiegle zbierając dalej śmieci z podłogi. 
-...wyobraź sobie takie uczucie przemieszczania stawu
-Powiedziałem, że nie chcę wiedzieć!
-Ale zamiast podnoszenia, ściskasz
-PRZESTAŃ!!!
-To jak pchanie... - nagle poczułaś jak siatka z ubraniami spada ci na głowę. Wszędzie były brudne skarpety. Stałaś... troszeczkę w szoku. Obrzydliwy smród otoczył Cię. Chwyciłaś za worek i ściągnęłaś go z głowy, wgapiając się w Sansa który miał ręce uniesione w powietrzu. Również był lekko zaskoczony. 
-Nie.... nie chciałaś się zamknąć, więc.. - rzucił szybko zaczynając się pocić. 
-Wyrzuciłeś swoje śmierdzące pranie na moją głowę? - mówiąc to ściągnęłaś w ramienia skarpetkę.
-Narzekałaś na bałagan, więc stałaś się jego częścią – warknął walcząc z uśmiechem. Oboje gapiliście się na siebie w ciszy. Ohhh, pożałuje. Ale nie teraz. Nie kiedy się tego spodziewa. Za dobrze ucieka. - No i mówiłaś, że mogę tobą napierdalać po ścianach kiedy ci się będzie należało – zadrżał nerwowo patrząc się na Ciebie. 
-Więc rzuciłeś na mnie swoje obrzydliwe zapocone ubrania! Czacho! Wiem czym jest potworzy pot! 
-To w większości woda! - warknął
-Koleś, te rzeczy gniją!
-Więc może przestań gadać i je posprzątaj! - uśmiechał się. Udałaś, że się poddałaś. Sans przyglądał Ci się z uwagą. Później go dorwiesz, nie teraz. 
-Mniejsza o to, czas na porządki – oddałaś mu worek i wróciłaś do własnej roboty. Jak tylko się oddaliłaś, za pomocą magii zaczął wrzucać brudne szmaty. Tym razem szybciej i mniej na pokaz. Skończyłaś ze śmieciami i podeszłaś do zlewu. Znalazłaś starą szczotkę do sprzątania i mydło, dlaczego tutaj jest tyle musztardy? 
-Musisz wyobrazić sobie i magia robi resztę – Sans rzucił cicho z innego pokoju – Tak długo jak masz dobre wyobrażenie tego co się dzieje, wszystko działa – O, tłumaczy ci – Jeżeli chcesz poruszyć ręka, po prostu to robisz. Wiesz, kiedy tego nie robisz. To brzmi troszeczkę zabawnie kiedy starasz się to dokładnie wyjaśnić – zbierał łachy zza Ciebie. 
-A jakie to uczucie kiedy wypuszczasz z siebie magię? - byłaś naprawdę zainteresowana
-Coś jakby ciepło. Zazwyczaj korzystam z magii aby się przemieszczać. Ale kiedy tego potrzebuję mogę coś zmaterializować i mam możliwość pozyskania dość dużej siły – Huh... to brzmi troszeczkę jak to co czujesz gdy polujesz. Czujesz ciepło, energię i siłę rozsadzającą Cię aż po koniuszki palców. Tak, mniej więcej. - Każdy rodzaj potwora ma swój własny typ magii. Lecz jest kilka zdolności jakie możemy dzielić. Większość potworów może nauczyć się magii ognia, ale niektóre są w niej lepsze od innych z przyczyn naturalnych. 
-Więc możesz rzucać ognistymi kulami? - czułaś jak się ekscytujesz. Próbowałaś się uspokoić, lecz im dłużej o tym mówił, tym trudniej Ci było. Jeżeli będziesz spokojna, powie Ci więcej. 
-Ech nigdy nie byłem dobry w magii ognia. Szef umie robić co nieco jeżeli naprawdę chce. Magia ognia nie jest specjalnością kościotrupów.
-Heh... powiedz to do Ghost Rider
-Do kogo?
-Fikcyjny superbohater który jest właściwie kościotrupem okrytym piekielnym ogniem – starałaś się wyjaśnić. Sans wywrócił oczami.
-Pieprzeni ludzie – burknął. Tarłaś mocniej, starą i zaschniętą plamę po musztardzie, która nie chciała zejść po dobroci.
-Więęęc, w czym jesteś dobry?
-Naginanie czasoprzestrzeni i ataki kośćmi. No i niebieskie ataki oraz zmiana grawitacji.
-Powiedziałeś naginanie czasoprzestrzeni jakby to nie było nic niezwykłego – zauważyłaś.
-Bo nie jest – tarłaś mocniej plamę, zaczynając się denerwować.
-Czacho... to... najzajebistrza rzecz jaką znam. Jeżeli ludzkość pojęłaby tajemnicę umożliwiającą im teleportacje... albo przenoszenie obiektów, wiesz jaki to byłby skok do przodu dla przemysłu transportowego? Coś takiego byłoby w stanie zniszczyć równowagę ludzkiego świata. Lepszy transport, mniej zanieczyszczeń.
-Choć chciałbym zobaczyć tę zniszczoną równowagę, to nie mój problem. Wy, ludzie produkujcie swoje toksyny dla siebie i tak zabijają tylko was – warknął.
-Ale masz to próżniowe pudełko w telefonie. Mogę z niego korzystać choć nie jestem potworem. Nie możecie użyczyć chociażby odrobiny waszej wiedzy aby wzbogacić naszą technologię? - wgapiał się w Ciebie przez chwilę.
-Zajęłoby wiele wysiłku aby umieścić coś takiego jak moje skróty do aplikacji w telefonie. Nawet na niewielkie odległości. No i nie zadziała jeżeli nie byłaś nigdy w miejscu do którego chcesz się przenieść, ani tym bardziej, kiedy nie wiesz gdzie ono jest. No i potrzebny byłby jakiś magiczny chip aby złapać sygnał i połączyć fale z telefonem. Wszystkie zapisy i dane musiałyby ze sobą współgrać. Telefon i chip musiałyby mieć wmontowaną mapę świata, aby przypadkiem nie przenieść cię w inne miejsce, ale to wszystko musiało by być zapisane w magicznym języku. No i! Po tym, trzeba byłoby cały czas te mapę updatować. Do jednego, nawet niewielkiego skrótu trzeba byłoby zebrać wiele informacji.. - patrzyłaś jak wściekły kościotrup przed Tobą powoli zamienia się w nerda. Czy on... czy on zna się na programowaniu? Coraz bardziej się ekscytowałaś. Jak mówił, wyciągnęłaś komórkę wchodząc w aplikację z mapą, pokazałaś mu ją.
-Mówisz... o czymś takim?
-Co? - podniósł wzrok z prania na ekran telefonu.
-Mamy już mapę świata w telefonach – wyszczerzyłaś się.
-Co?! Całego?!
-Większości. Czacho, naprawdę powinieneś poznać współczesne czasy. Przyniesiesz mi wstyd jeżeli wybierzemy się razem do sklepu elektronicznego, a ty nie będziesz znał się na ludzkiej technologii
-Pokaż! - podszedł do Ciebie i podałaś mu telefon. Jego oczodoły zrobiły się szersze.
-Tutaj, trzymasz palec i ruszasz kamerami – mówiłaś pokazując kiedy trzymał komórkę – Jeżeli dotkniesz tutaj, możesz zmienić punkt widzenia. Widzisz? To nasze mieszkanie – patrzył jak ruszałaś ręką. Stuknął i pociągnął kościstym palcem po ekranie. Nic się nie stało
-Dlaczego to kurwa nie działa? - warknął zdenerwowany. Przyglądałaś się jego staraniom w zaskoczeniu.. oh.. zaraz....
-Czacho... czy.. potworze ciała przetwarzają sygnały elektryczne?
-Nasze ciała są zrobione z magii, pamiętasz?
-Oh... więc raczej nie będziesz w stanie z tego skorzystać. Większość telefonów teraz ma ekrany dotykowe. - oczekiwałaś, że będzie narzekał, że ludzie robią coś z czego nie da się skorzystać, lecz zamiast tego on po prostu przyjrzał się lepiej telefonowi.
-Huh... to wyjaśnia dlaczego Szef szybko porzucił pomysł kupna nowego telefonu. Ale z łatwością da się zrobić coś takiego na magię.
-Zaraz.... skoro nie mieliście elektryczności... jak wszystko działało? - jego uśmiech się poszerzył
-Większość rzeczy jaka wpadła do Podziemia była zniszczona albo zalana wodą. Więc sprawiałem, że działały za pomocą magii – zmrużyłaś oczy kiedy oddawał Ci telefon
-Czacho... jaka była twoja pozycja w Podziemiu? - przeniósł ciężar na jedną nogę. Zaczął się lekko pocić.
-Ja... ja pracowałem pod moim bratem, pamiętasz? - odwrócił wzrok
-A miałeś jakieś hobby? Coś ciekawego... coś związanego z nerdowaniem i technologią? - starałaś się go zmusić do odpowiedzi.
-W-wszystko co robiłem to moja praca na posterunkach, może czasem sprzedawałem hotdogi, byłem zbyt leniwy do robienia czegokolwiek.
-Mmmmhmmmm hotdogi... jaaasne – mówiłaś czyszcząc kolejną plamę. Chwycił za pranie i zaczął z nim iść w Twoją stronę
-Heh.... k-klienci zawsze się wściekali, że nie ma musztardy – zaśmiał się
-Czacho. Jesteś beznadziejnym kłamcą – warknęłaś zdenerwowana. Zatrzymał się.
-Nie kłamię... ja tylko... - westchnął – Słuchaj... to nie jest coś o czym chcę rozmawiać. - skierował się w stronę wyjścia z pomieszczenia.
-Oh... cóż... wystarczyło to powiedzieć i bym się zamknęła. Um... wiesz jestem człowiekiem który może zrozumieć wiele rzeczy. Nie masz się czego wstydzić.
-Nie wstydzę się... kurwa... po prostu... było chujowo i nie chcę o tym rozmawiać
-Oh... dobra... - nie będziesz go naginać jeżeli nie chce o tym rozmawiać. Lecz nim porzuciłaś temat przypomniałaś sobie o czymś o czymś o czym wspomniał. - A mogę zadać jeszcze jedno pytanie? - westchnął
-Czego? - popatrzył na Ciebie.
-Czy... czy wspominałeś o magicznym języku programowania? - miałaś nadzieję, że odpowie. Szybko znowu się uśmiechnął
-Sam nie wiem.... może
-Czy mogę się go jakoś nauczyć?
-A myślałem, że chodziło ci o to abym to ja nauczył się waszej technologii, po chuj ci moje archaiczne rzeczy? - Jego uśmiech się poszerzył. Oh... ta szkielecia szumowina. Wie czego chcesz. Dlaczego zawsze musi się z Tobą o wszystko droczyć? Oj, dzisiaj sobie niebezpiecznie pogrywa.
-Chcę... tylko rzucić okiem. Zobaczyć, jak połączone są kabelki. W jaki sposób przechowywane są informacje? Ktokolwiek kto go opracował musi być geniuszem. - uniósł jedną rękę i zaczął się drapać po tyle czaszki. Przywykłaś już do dziwnego dźwięku chrobotania kości o kość.
-Wiesz, nie ma znaczenia to czego chcesz. Król rozkazał, abyśmy nie pokazywali naszych rzeczy, czy nie dzielili się wiedzą z ludźmi. No i wasz rząd też zakazał sprzedawanie naszych rzeczy. To o co mnie prosisz to łamanie prawa. - pochyliłaś się nad czystym stołem kuchennym, warcząc.
-Aaaaale to głupie! Niech zdechnie biurokracja! Powinniśmy przestać podejrzewać się wzajemnie i połączyć nasze techniki! - jęknęłaś kiedy mijał Cię. Klasnęłaś rekami złączając je jak do modlitwy – tylko.. zerknę.... Czacho, nikomu nie powiem. Obiecuję – błagałaś. Zmierzył Cię spojrzeniem idąc w stronę korytarza.
-Szczam na to czego chce od nas wasz rząd. Ale nie przeciwstawię się królewskim rozkazom. Nie chcę wpakować brata w tarapaty tylko dlatego, że jesteś głupim człowiekiem.
-No dobrze… - szepnęłaś polerując blat. Chwilę później przyszedł ze starym i wysłużonym odkurzaczem. Aż trudno było Ci uwierzyć, że takie coś jeszcze istnieje i działa. – Um… Czacho, gdzie trzymasz płyny do czyszczenia kibla? – zapytałaś nim włączył antyk.
-Pod zlewem. – przytaknęłaś i przeszłaś z kuchni korytarzem do jego łazienki. Słyszałaś odkurzacz. W jego ubikacji Cię jeszcze nie było, pomijając zerknięcie w zeszłym tygodniu. Natychmiast zauważyłaś, że słuchawkę od prysznica ma nisko położoną, na podłodze było kilka kałuż. Na ścianie wisiał ręcznik zabrudzony znajomym czerwonym barwnikiem. Otworzyłaś szafkę pod zlewem rozglądając się za jakimiś specyfikami. Jedyne co znalazłaś to prosty płyn do kafelków i szczotkę ryżową. To ma sens, że nie trzyma papieru toaletowego. Nie miał też żadnego detergentu do klopa. Zdecydowanie nie był przygotowany na goszczenie u siebie człowieka.  Wzięłaś to co było i rozejrzałaś się po zlewie. Wyglądał normalnie, pasta do zębów, szczoteczka, pasta była marki MTT. Zauważyłaś też kilka rzeczy jakich nie kojarzyłaś jak chociażby maść do kości, żelowy żel, magiczna woda myjąca i jakaś duża butelka. Ostrożnie zabrałaś to wszystko na bok, by wyczyścić zlew. Musiałaś się nad tym pomęczyć no i wyszorować lustro. Pomijając ciapki z czerwonego makijażu jaki miał na sobie, zauważyłaś też coś czego nie umiałaś zidentyfikować. Na środku i na skrajach jakiś miały puder. Jak mu się przyjrzałaś, wyglądał bardziej jak jakiś pył, nawet się delikatnie mienił. Zaczęłaś polerować lustro, mocząc szmatkę w jednej ręce, biorąc suchą do drugiej. Potem zlew i okolice pozbywając się dziwnego pyłu. Gdy robił się mokry, pachniał słodką wanilią. Ładnie, lecz zupełnie nie jak Sans… Co to jest? Wszystkie butelki i tubki jakie miał w łazience były tym pokryte. Skończyłaś ze zlewem i popatrzyłaś na toaletę. Poza pyłem wyglądała na nieużywaną. Po szybkim przetarciu udałaś się do kabiny prysznicowej. Zajęłaś się wpierw brodzikiem. Tam też znalazłaś więcej śladów przypominających o makijażu z domu strachów, zaś na półce kilka butli z magicznymi preparatami do higieny no i zmywacz do makijażu od Ciebie. W tym właśnie momencie uzmysłowiłaś sobie, że czyszczenie prysznica jest sto razy łatwiejsze, kiedy nie ma włosów. Wygląda na to, że on nie ma nigdzie włosów… to tylko kości. Dziwnie tak o tym myśleć. Jesteś w kiblu przedstawiciela gatunku który nijak współgra z Twoim. Masz więcej wspólnego z krową na pastwisku niż z nim… Jest tak inny… A jednocześnie wszystko to ma z nim jakiś związek jest takie ludzkie… Dla przykładu, myje zęby, bierze kąpiele. Raaany, tak się cieszysz, że udało Ci się przetrwać tak długo. Nie darowałabyś sobie teraz. Możesz zaprzyjaźnić się z tak fascynującym kolesiem. Za nic byś nie zastąpiła tych chwil. Odkurzacz został wyłączony i chwilę potem słyszałaś, jak Sans taszczy go do szafy. Zerknął delikatnie się uśmiechając… a może to po prostu jego naturalny wyraz?
-Prawie skończyłam – rzuciłaś pozbywając się czerwonych plam – Swoją drogą… co to za dziwny puder jaki był na zlewie?
-Chodzi ci o mój proch?
-Nie.. to było białe
-No.. to mój proch – natychmiast zaczęłaś się martwić. 
-Ja… myślałam…. Czy ty umierasz?
-Co… nie. Proch schodzi naturalnie.  
-Oh… w sumie ludzki naskórek i włosy też naturalnie odpadają – wgapiał się w Ciebie z niedowierzaniem. – Ej, właśnie wypucowałam twój zasyfiony kibel i nie kręciłam nosem!
-To nadal jest wstrętne – machnął ręką i wyszedł.  Skończyłaś czyścić brodzik i poszłaś do kuchni. Sans już tam był, wkładał nowy worek na śmieci do kosza. Nie miał brudnych naczyń. Mieszkanie zaczynało wyglądać całkiem przyzwoicie, pomijając worek brudnych szmat pod drzwiami. 
-Coś jeszcze mam wyczyścić o wspaniały Lordzie Szkielecie? – ziewnął, co było jeszcze dziwniejsze, bo jego usta się tylko poszerzyły, ale nie otworzyły. Popatrzył szybko na kuchnie i salon i zaprzeczył.  – Dobra, to idź spać, już późno – poszłaś do przedpokoju by wsunąć buty na nogi. 
-Ta… ta… - znowu ziewnął stojąc za Tobą
-Czacho….
-Mmmhmmmm – odwróciłaś się aby szybko chwycić go w swoje objęcia, aż podniosłaś go z ziemi.
-Dobranoc – szepnęłaś złowieszczo w miejsce gdzie powinien mieć ucho. Jego ciało zesztywniało.
-O-odstaw mnie kurwa! – krzyczał i zaczął się wyrywać. Puściłaś go przyglądając się jego zaskoczonej twarzy.
-To za wywalenie na mnie swojego prania – rzuciłaś przebiegle. Jak tylko stanął na równe nogi zrobił krok w tył. Śmiałaś się, kiedy jego zaspana mina walczyła ze złością
-W-wynocha!  - wyszłaś chichocząc i zamknęłaś za sobą drzwi. W twoim mieszkaniu było cicho. Postanowiłaś w coś jeszcze zagrać, nim pójdziesz spać. Chciałaś spróbować nowej gry jaka właśnie wyszła. Coś o zwierzątkach, opierała się głównie na dialogach. Kiedy zrobiło się późno i w końcu wyłączyłaś komputer  usłyszałaś dziwne jęczenia i skrobania dobiegające zza ściany. Od dawna tego nie było. Zatrzymałaś się na korytarzu i nasłuchiwałaś. To naprawdę brzmiało tak, jakby właśnie się zabawiał, ale przecież mówił, że tego nie robi.
-Czacho… wszystko dobrze? – zapytałaś czule. Nie dostałaś odpowiedzi – Czacho – spróbowałaś głośniej. Słyszałaś szlochanie. On… płacze… - CZACHO! OBUDŹ się! – krzyknęłaś waląc w ścianę. Kilka stuknięć i warknięcie.  – Znowu to robisz!
-W-wybacz – Cóż… to… rzadkie. Nie spodziewałaś się przeprosin.
-Nie masz za co. Nic ci nie jest?
-T-taaa
-Dobrze… wracaj spać – nie odpowiedział, poszłaś do ubikacji umyć zęby. Jak skończyłaś nasłuchiwałaś chwilę. Cisza. Poszłaś do sypialni i położyłaś się. Naprawdę się o niego martwiłaś. Może i warczał i mówił, że wszystko dobrze, ale Tobie wydawał się małym gościem, który wierzył że nikt go nie zrozumie. Masz przeczucie, że pod swoim gniewem chowa wiele strachu i żalu. Z tego co udało Ci się dowiedzieć o Podziemiu nie dziwisz się, że nie wspomina tamtego miejsca dobrze. Biorąc pod uwagę to z czego zrobione są dusze potworów, nie wydawało się to miejscem gdzie takie uczucia mogły się dobrze rozwijać.  Z całego serca próbowałaś być dobrym przyjacielem, lecz nie umiałaś uciec przed wrażeniem, że ciągle jest za mało. Coś złego się tam stało, nadal przez to cierpi. Cały czas ma wspomnienia jakie go nawiedzają. Cholera, miał atak paniki i zniszczył Tobą telewizor i mieszkanie. Potrząsnęłaś głową. Choć chcesz mu pomóc nie powinnaś naciskać. Zawsze boli, kiedy zbyt się angażujesz. Bez względu na Twoje intencje, jesteś wampirem. Życie nie jest Ci pisane w pełni, powinnaś cieszyć się z tego co masz. Jasne, masz przyjaciół to tu to tam i z niejednego pieca już się jadło, ale nadal musisz uważać, aby za bardzo się nie angażować. Nie wiesz jak długo żyją potwory, ale pewnie nie tak długo jak Ty. Nie chcesz przyglądać się, jak kolejna osoba do której się przywiązałaś dorasta, starzeje się i umiera. To nie jest nic przyjemnego. Lecz nie jest jak jeden z Twoich ludzkich przyjaciół. Nie możesz odejść zostawiając go po prostu wymazując wspomnienia o Tobie. Potwory są trudniejsze. Całe szczęście, jego nienawiść do ludzi sprawia, że nie angażuje się kompletne w znajomość z Tobą.  Westchnęłaś wsłuchując się w ciszę. Próbujesz uważać, ale to trudne, kiedy wszystko Ci się podoba. Dla większości to pewnie chamski typ, ale Tobie podoba się jego entuzjazm kiedy zaczyna krzyczeć na Ciebie.  A najzabawniejsze jest to, że nie myśli to co mówi. Tak, jakby nie wiedział i nie znał lepszego sposobu na komunikacje. Heh… jest jak kot który chce być pogłaskany, ale boi się ręki. Przekręciłaś się na bok wyobrażając sobie, jak próbujesz go pogłaskać po głowie. Zaśmiałaś się lekko widząc przed oczami jego twarz. Nadal nie mogłaś uwierzyć jak wiele emocji może pokazać twarz kościotrupa.  Jego czerwone źrenice mogą zmieniać natężenie jasności i kształt. To zaskakujące jak jego źrenice potrafią zniknąć, pozostawiając oczodoły puste i martwe, by zaraz potem mienić się czerwoną wściekłością! Zachichotałaś przypominając sobie jak reagował, kiedy się z nim droczyłaś. Jego twarz była czerwona ze złości i zawstydzenia. Wyglądała cudownie. Może jutro uda Ci się jej zobaczyć więcej? 
Obudziłaś się późnym porankiem. Sprawdzając telefon wyskoczyłaś z łóżka. Miałaś kilka wiadomości z pracy, ale nic czym musiałabyś się zająć przed poniedziałkiem. Otworzyłaś UnderNet i uśmiechnęłaś się. Papyrus robił zdjęcie wszystkim rzeczom jakie przyniesie ze sobą dzisiaj. Wygląda na to, że będzie gotował coś z kluchami. Dałaś mu like kiedy już byłaś ubrana. Postanowiłaś zabrać się za pranie, ale ze względu na słońce musiałaś założyć bluzę i naciągnąć kaptur na głowę. Dłonie schowałaś w długich rękawach. Słońce oświetlało Ci drogę do pralni. Starałaś się schować przed jego promieniami. Czułaś delikatne pieczenie, ale niewiele Ci zostało drogi więc postanowiłaś to zignorować. Jak weszłaś do pomieszczenie zauważyłaś stojącego przy drzwiach człowieka. Mieszkał z drugiej strony budynku. Zaraz jak się nazywał…. Franek? Chyba jakoś tak. Około trzydziestki. Łysiejący. Często zmieniał dziewczyny. Złapał się za ramię patrząc na Ciebie z zaniepokojeniem.
-Uhh… to… to tam jest – wyraźnie chciał Cię uprzedzić
-Co? – zaczęłaś się ekscytować. Może to szop? Uwielbiasz zwierzęta, choć one Cię nienawidzą. Zawsze jakimś cudem czują od Ciebie wampiryzm i automatycznie warczą, syczą i odstraszają. No chyba, że je wychowasz od małego w innym razie zwierzęta uważają Cię za wcielenie zła.
-Wiesz… jedno z tych rzeczy – rozglądał się nerwowo. Szybko podeszłaś do drzwi, otworzyłaś je i zerknęłaś do środka. Jedyne co widziałaś to wkurwiony Sans wrzucający ubrania do pralki.  Westchnęłaś i odwróciłaś się do łysiejącego mężczyzny pozostawiając drzwi lekko uchylone.
-To są potwory, nie rzeczy. Zrobiłeś mi nadzieję, że to jakieś dzikie zwierzę czy coś…
-Ale oni są… nie przeszkadzają ci? – ścisnął się za ramię przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę nerwowo.
-Um, nie – wgapiałaś się w niego – Wiesz, to mój sąsiad. Jest zabawny jeżeli przebijesz się przez jego skorupę.
-Rozmawiałaś z tym... z nim – wyglądał na zaskoczonego.
-Może ty też powinieneś spróbować? Nie ocenia się książki po okładce. Zaufaj mi, on nie gryzie. Heh… może warczy troszeczkę.  Jest nieprzystępnym typkiem.
-To nie tak.. znaczy się.. wygląda tak… strasznie… wiesz?
-Tak… to normalne uczucie jakie żywi się do nieznanego gatunku, który wyszedł z podziemia – stał i patrzył się przez szparę. Poprawiłaś kosz z ubraniami w rękach, czując jak ubranie przestaje Cię chronić. Choć z przyjemnością pogadałabyś sobie z tym gościem na temat różnicy ras, musiałaś wejść do środka. – Mam pranie i zrzędliwy mały kościotrup mi nie przeszkadza. Wchodzę. Dam ci radę…. Daj im szansę nim zdecydujesz się ich bać, bo inaczej nigdy się nie dowiesz jak wspaniali potrafią być. – Weszłaś szybko z koszem. Siedział teraz na krześle. Naprawdę obudził się wcześniej niż Ty, aby zrobić pranie? Popatrzyłaś na pralki, nie są włączone. – Czacho… Czacho pobudka. – rzuciłaś cicho.  – spał dalej. Odstawiłaś koszyk i podeszłaś do niego. Widziałaś cienie, przypominające wory pod oczodołami. Przyłożyłaś delikatnie dłoń do jego czoła. Podskoczył natychmiast.
-Kurwa! Czego?! – warknął, jego ślepia jarzyły się. Przestał się rozglądać kiedy zobaczył co ma przed sobą. 
-Widzę, że też lubisz robić pranie w sobotnie poranki – zaśmiałaś się lekko – Jak wcześnie wstałeś? 
-Nie wiem… - powoli chwycił za telefon. Zerknął na godzinę by krzyknąć – Kurwa! – i zaczął odpisywać.  Kiedy wysłał wiadomość, podszedł do maszyn. Zaczęłaś pakować własne pranie do pustych pralek.  – Chciałem tutaj przyjść nim zbiorą się inni – ziewnął 
-Mmmm…. Wiesz, drzwi zawsze są zamknięte. Mogłeś tutaj zostawić pranie bez zakradania się. Jeżeli coś by zniknęło, to oczywistym byłoby, że zabrał je ktoś kto tutaj mieszka.
-A co jeżeli nie chcę, aby jakiś wstręty człowiek dotykał moich ciuchów? – warknął w Twoją stronę.
-Co?! Kto byłby do czegoś takiego zdolny?! Z pewnością nie ja – zaśmiałaś się starając się przybrać niewinną minę. Wrzuciłaś drobne do maszyny i proszek do prania. Zaczęłaś się rozglądać szukając ulubionego krzesełka – Więc.. kiedy wpada?
-Będzie w ciągu godziny. No i nie jesteś zaproszona. Nie wtykaj nosa tam gdzie nie trzeba.
-Jasne, jasne. I tak nie planowałam przyjść – włączyłaś maszynę wsłuchując się w szum wody. Jak skończyłaś założyłaś kaptur na głowę i wsunęłaś ręce do rękawów. – Baw się dobrze z bratem – rzuciłaś wychodząc.  Sans cicho mruknął pod nosem wyciągając wilgotne ubrania z jednej z pralek. Jak tylko weszłaś do mieszkania natychmiast zrzuciłaś z siebie bluzę. Postanowiłaś grać dalej w kocią grę. Usiadłaś wygodnie na kanapie z laptopem i włączyłaś ją. Po godzinie usłyszałaś znajomy głos Papyrusa zza ściany. Grałaś dalej słysząc hałasy. Już miałaś wziąć telefon i napisać, czy wszystko dobrze, kiedy usłyszałaś pukanie do drzwi. Odstawiłaś komputer i podeszłaś, otworzyłaś wejście. Na wycieraczce stał czerwonooki niski szkielet. – Uh… ta? – zapytałaś patrząc na Sansa. Pocił się lekko. Miał zaciśnięte ręce w pięści i był bardzo spięty.
-Szef… ah… zaprasza cię na obiad – rzucił po prostu. Wyszczerzyłaś się – I nie ciesz się – warknął – szybko założyłaś buty i poszłaś tam, gdzie rzuciłaś bluzę, zakładając ją znowu. Założyłaś kaptur na głowę. Sans przyglądał Ci się rozbawiony. 
-Robisz tak zawsze przed wyjściem?
-Tak trzeba jak się jest uczulonym na słońce
-To dziwne – wzruszyłaś ramionami, nim wyszliście z Twojego mieszkania stanął w progu. 
-Um?
-Ja… uh… muszę cię ostrzec – Nie patrzył na Twoją twarz
-Przed? – wziął głęboki oddech
-Przed obiadem mojego brata. 
Share:

16 września 2017

POPULARNE ILUZJE