Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy?]. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy?]. Pokaż wszystkie posty

23 stycznia 2018

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XXX - Alphys [Would That Make You Happy? - Alphys - tłumaczenie PL]

Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej.
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
Undyne powiedziała, że jej przyjaciółka imieniem Alphys wpadnie do Was w ten weekend, wtedy kiedy wszyscy będą w domu po szkole i pracy. Papyrus zaproponował swoją pomoc w sprzątaniu przed jej wizytą. Nie było wiele do robienia, ponieważ w domu panował względny porządek, ale zgodziłaś się na pomoc. Nie wiesz dlaczego, ale był lekko poddenerwowany. Sans nie przejął się wieściami, ale zmarszczył lekko brwi, kiedy wspomniane zostało imię Mettatona. Właściwie, coś ci ono mówi. Papyrus mówił o ulubionym robocie z programu telewizyjnego. Powiedział, że to doktor Alphys go stworzyła i wpadnie  z nią w goście. Miałaś nadzieję, że tak się stanie, bo Papyrus bardzo ekscytował się jego wizytą. Więc przez kolejne dwa dni, kiedy Papyrus był w domu, sprzątałaś i poprawiałaś wszystko w domu braci. Jego niegasnący entuzjazm zamienił się w nerwowe zachowanie i dzień przed wizytą Alphys znalazłaś Friska śpiącego na kanapie z Undyne. Papyrus pewnie przez sen strasznie się wiercił. Nie chciałaś czyścić kuchni czwarty raz w przeciągu dwóch dni, więc jak tylko zauważyłaś Papyrusa odezwałaś się pierwsza nim zaczął mówić. 
-Właśnie zamierzałam posprzątać pokój Sansa! Powiedziałeś, że chciałbyś, aby było tam czyściej! - patrzył na Ciebie, zamrugał kilka razy i przytaknął. 
-OH OCZYWIŚCIE! ALE ZAŁOŻĘ SIĘ, ŻE NIKT NIE WEJDZIE DO JEGO POKOJU, BO NIE LUBI JAK KTOŚ TAM WCHODZI... ALE JEŻELI CHCESZ SPRZĄTAĆ, ŚMIAŁO! - Starałaś się nie wyjść zbyt szybko z kuchni. Pokój Sansa potrzebował porządku, początkowo myślałaś, że jest między nimi jakaś cicha wojna o to. Ale teraz kiedy żyjesz z nimi ponad miesiąc szybko się nauczyłaś, że nie o to chodzi. Pomysł sprzątania pokoju jaki teraz dzielisz Sansaem kręciła Ci się po głowie od jakiegoś czasu. Wzięłaś koszyk na pranie z łazienki i udałaś się do pokoju. Zaczęłaś do niego wrzucać ubrania walające się po ziemi i niezliczoną liczbę skarpet. Potem udałaś się do pralki i włączyłaś ją. Nie było waszych ubrań na tyle, aby rozdzielać białe od kolorowego, ale ustawiłaś zimną wodę. Jak wróciłaś znowu do sypialni z koszę Sans stał w progu. Opierał się o niego z rękami w kieszeniach. Uniósł brew. 
-wiesz, że nie musisz tego robić ze względu na mojego brata 
-Wiem – oparłaś pusty kosz o biodro – No chyba że wiesz, wizja szorowania kranu piąty raz wydaje się kusząca – dęłaś wargi i zerknęłaś na salon. Był pusty, znowu popatrzyłaś na Sansa i szepnęłaś – Zawsze tak reaguje na myśl o gościach? 
-nie, chodzi tylko o mettatona – brew mu drgnęła. Wszedł do sypialni i skinął ręką abyś za nim poszła – wiesz, możesz udawać, że tutaj posprzątałaś, jestem pewien, że pap nie przyjdzie sprawdzić – zaśmiał się i zamknął za Tobą drzwi poruszając sugestywnie brwiami. Zarumieniona ledwo powstrzymałaś śmiech. 
-Sans, serio, jesteś niemożliwy 
-jestem kompletnie możliwy, no weź, dziecino, zapracujesz się na śmierć – wyciągnął kosz z twoich rąk i położył go na bieżni. Uśmiechnął się przebiegle kładąc ręce na Twoich biodrach, pozwoliłaś mu, aby Cię do siebie przyciągnął – nie chcesz, abym to ja się tobą zajął? - prychnęłaś śmiejąc się cicho, przygryzł Twój kark. Westchnęłaś lekko 
-Chcę uprać prześcieradło, ale lepiej będzie, jak je zabrudzimy przed tym, jak je umyję. 
-dokładnie – wymruczał. W trakcie jak pierwsze pranie się robiło, Ty spędziłaś czas na łóżku. 
Uścisk Sansa był nieco mocniejszy niż zwykle, kiedy siedzieliście na kanapie oczekując Alphys i Mettatona. Papyrus też próbował siedzieć, ale wstał by podejść i sprawdzić jak się miewa jego Skałka, a następnie po zerknięciu na drzwi, wrócił na kanapę. Undyne siedziała na schodach, niepewnie zerkając na telefon. Widząc ich zdenerwowanie, Tobie też zaczęło się ono udzielać. Nic na to nie poradzisz. Frisk siedział na ziemi bawiąc się Twoim telefonem. 
-Za długo będą? - zapytał jakby czytał myśli wszystkich. W jednej chwili wszyscy podskoczyli nawet Sans, kiedy nerwowe pukanie drzwi przebiegło odpowiedź. Undyne i Papyrus natychmiast znaleźli się przy wejściu, aby je otworzyć. Pierwsza jednak była rybia potworzyca. Ty wstałaś udając się do nich powoli, Sans szedł za Tobą. Ani na chwilę nie zabrał ręki z Twoich pleców. 
-ALPHYS! Przyszłaś! - krzyknęła Undyne przepychając Papyrusa ręką, tak, aby jej przyjaciółka mogła wejść. Po chwili, w progu pojawiła się niska postać. Miała na sobie długi sweter zasłaniający całkowicie twarz. Widziałaś tylko ogon i parę wielkich oczu wystających spod czapki i szalika. 
-MYŚLAŁEM, ŻE METTATON PRZYJDZIE Z TOBĄ – nie umiał ukryć zawodu w głosie. Undyne była zajęta pomocą Alphys w rozebraniu się z szalika, powoli pojawiły się żółte łuski jaszczurzego potwora. Była odrobinę wyższa od Sansa. Popatrzyła na Undyne, zarumieniła się i zaczęła nerwowo pocić. 
-M-M-Mettaton był dzisiaj zajęty, nie mógł przyjść – powiedziała bardzo skrzekliwym głosem, przekręcając głowę w stronę z której słyszała głos Papyrusa – M-mam nadzieję, że się nie gniewasz! - Czułaś, że Sans się nieco odprężył ale nie wiedziałaś dlaczego. 
-Oczywiście! To CIEBIE zaprosiłam – krzyknęła Undyne, patrząc znacząco na Papyrusa. Pomogła Alphys rozebrać się ze swetra, oczywiście ta mruczała pod nosem podziękowania. Miała na sobie koszulę w grochy. Starałaś się uśmiechnąć w jej stronę, ale obawiałaś się, że zbyt sztucznie i nerwowo to wyszło. Sama obserwacja, jak te dwie próbowały się do siebie zbliżyć, sprawiała, że chciałaś krzyczeć. 
-Cz-cześć! - powiedziała próbując się uśmiechnąć
-OH! - krzyknęła Undyne kładąc ręce na jej ramionach i popchnęła ją w Twoją stronę – To jest człowiek o którym ci mówiłam, ten co chodzi z Sansem! A to jej dzieciak Frisk! 
-Cześć! - Frisk pomachał jej energicznie. Ta w odpowiedzi słabo pomachała, uśmiech jej lekko zadrżał. Kiedy na Ciebie popatrzyła, również pomachałaś do niej ręką. Normalnie zaproponowałabyś uściśnięcie ręki, ale biorąc pod uwagę to jaka jest nerwowa, to chyba lepsze rozwiązanie. Sans przytaknął. 
-cześć alphys – rzucił zwyczajnie. 
-Cz-cześć Sans – patrzyła a to na niego, a to na Ciebie, kiedy przysunął się bliżej w Twoją stronę, ta w odpowiedzi schowała usta za szponami – M-mam nadzieję, że wszystko u c-ciebie dobrze! - wzruszył ramionami odwracając wzrok 
-jasne, monotonia skrzypi w kościach 
-UGH! - warknął Papyrus 
-Oh, znacie się? - zapytałaś patrząc na Sansa, nigdy nie wspominał nic o Alphys. 
-jedna z moich budek jest przy laboratorium – wyjaśnił – czasami na siebie wpadamy 
-T-tak! - Już chciałaś zapytać o Hotland, słyszałaś co nieco o tym miejscu, ale Undyne się wtrąciła
-Cieszę się, że przyszłaś! Wiem, że nie lubisz zimna, ale słodko wyglądałaś w tym swetrze! - mówiąc od niej lekko się w jej stronę pochyliła. Pani doktor zarumieniła się natychmiast 
-J-jest dobrze! N-nie przeszkadza mi aż tak... znaczy się! M-mogło być gorzej gdybyś to ty p-przyszła do Hotland! - wyjąkała. Sans pociągnął Cię za koszulkę i oboje wróciliście na kanapę. Zerkając na Alphys i Undyne, które ucięły sobie pogawędkę, zajęłaś miejsce obok niego. Wsunął swoje palce między Twoje i szturchnęłaś go ramieniem. 
-Ciężko mi się na to patrzy – mruknęłaś cicho, Sans powstrzymał śmiech 
-nawet papyrus wie co się świeci – potrząsnął głową – ale jak nakłonić którąś do kolejnego kroku? - I przyglądałaś się. Frisk podszedł do dwóch potworzyć i przedstawił się. Undyne zrobiła trochę miejsca, aby swobodnie mogli porozmawiać, co Alphys przyjęła z uśmiechem. Chyba wspomniała coś o anime... Zauważyłaś, że z czasem wszyscy się nieco zrelaksowali. Papyrus wyciągnął krzesełka z kuchni, więc każdy miał gdzie siedzieć. Sans nie robił zbyt wiele z wyjątkiem rzucania kawałami to tu to tam, i denerwowania tym samym Papyrusa i Undyne. Byłaś zaskoczona, kiedy Alphys dokończyła za niego jeden z kawałów, na co i on i Undyne odpowiedzieli śmiechem. Alphys wyglądała na zadowoloną. Lubiłaś ją. Była nieco nerwowa, ale kiedy zaczynała mówić o czymś, co naprawdę lubiła, nie dało się jej zatrzymać. Kiedy zaczęła mówić o programie jaki uwielbia, dopiero po kilku minutach zrozumiała, że nawija bez przerwy. Undyne się je przyglądała. Nie rozumiesz, jak to się dzieje, że Alphys nie widzi sposobu jaki Undyne na nią patrzy. Przypomina Ci to w jaki sposób Sans patrzy się na Ciebie. Miałaś wrażenie, że ta przyłapała Cię kilka razy z Sansem, za każdym razem, kiedy popatrzyłaś jej w oczy, uśmiechała się nerwowo, zerkała na Sansa i odwracała wzrok. Kiedy wstałaś aby przynieść zakąski z kuchni, słyszałaś jak ta szczęśliwie skrzeknęła patrząc, jak ręka Sansa puszcza Twoją. Zerkając na niego dostrzegłaś jego rumieniec, zaś Alphys zakryła usta łapami. Jak wróciłaś i usiadłaś na kanapie Alphys patrzyła na swój telefon wyraźnie poddenerwowana. 
-Coś się stało? - zapytała Undnyne 
-O-o tak! W-wszystko dobrze! - bąknęła podskakując lekko i schowała telefon do kieszeni. Słyszałaś, jak wibruje. 
-jesteś pewna? - zapytał Sans. Undyne zajęła miejsce obok niej. 
-Kto dzwoni? 
-N-nikt! 
-Ktoś ci dokucza Alphys? 
-N-nie, to nic takiego U-undyne! - nie wyglądała, aby to było nic takiego. Pociła się i zacisnęła łapy na kolanach 
-Zaraz dokopię temu kto ci dokucza! - warknęła Undyne zaciskając zęby. Alphys otworzyła usta, aby odpowiedzieć, ale wtedy ktoś zaczął głośno pukać w drzwi. Popatrzyłaś na Sansa, który popatrzył na Ciebie, a potem popatrzyliście na pozostałych. Undyne i Papyrus wyglądali na zmieszanych, lecz do Alphys miała najdziwniejsza reakcję, otworzyła szeroko oczy i mocniej zacisnęła palce na kolanach. Jak tylko Papyrus wstał by otworzyć, ta stanęła i krzyknęła
-S-stój! -ale nie posłuchał. Jak tylko drzwi się otworzyły znajomy robot pojawił się w pokoju, szczęka Papyrusowi opadła. Czerwono, żółte M błyszczało na monitorze kwadratowego ciała robota, oświetlając tym samym wnętrze. Sans stał na równych nogach między Tobą, a Mettatonem. Chwyciłaś go za rękę zmieszana. 
-Alphys, Alphys, Alphys – powiedział metalicznym głosem. Położył ręce po bokach ciała, tak jakby na biodra. Gdyby je miał. 
-M-M-Mettaton! - skrzyknęła wyglądając na przybitą – Myślałam, że będziesz d-dzisiaj z-zajęty!
-I miałbym przegapić spotkanie z dwójką olśniewających ludzi? Kochana, powinnaś wiedzieć, że nigdy bym nie przegapił okazji takiej jak ta! 
Share:

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XXIX - Rada [Would That Make You Happy? - Words of Advice - tłumaczenie PL]

Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej.
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
Dysząc, Sans popatrzył na masywne kamienne wrota, postawione wieki temu, aby oddzielić Ruiny. Patrzył, jak otwierają się setki razy, ale nigdy nie widział kobiety która była po drugiej stronie. Istnieje kilka miejsc, w które nie dostanie się za pomocą magii. Jak to co jest poza Barierą i coś w Ruinach sprawiało, że jego kości aż drżały z niechęci. Pewnie to ma coś wspólnego z fioletowymi kamieniami, tak przypuszczał. Westchnął i odwracając się do nich plecami, osunął na ziemię. Był poddenerwowany, bardziej niż chciałby przyznać. Zamyślił się, ale wydawało mu się że coś usłyszał po drugiej stronie. Nie ma co nasłuchiwać. Zapukał dwa razy, 
-Kto tam? - kobiecy głos ten sam co zawsze, ale słyszał, że się uśmiecha. Zawsze była szczęśliwa, kiedy z nim rozmawiała, to pomagało mu ukoić nerwy w piersi. 
-mojżesz – oparł głowę o drzwi tak, aby jego głos był wyraźniejszy. 
-Mojżesz jaki?
-mojżesz otworzyć te drzwi? - Po krótkiej ciszy, zaczęła się słabo śmiać. To jeden z tych dni. Pewnie powinien zacząć z czymś mniej grającym na nosie. Puk puk. - kto tam? - zapytał
-Tytus – znał ten. Mówiła go już, z jakichś powodów ta linia czasu trwa dłużej niż wcześniejsze 
-tytus jaki? 
-Ty tu stoisz, a mi stygnie herbatka – słyszał, że sama próbuje się nie śmiać ze swojego kawałów. Zaśmiał się. Bo lubił jej śmiech. Były takie chwile, ma wrażenie że bardzo dawno temu, że myślał, że się w niej zakochał. Ale troszeczkę. Lecz jak poznał ją lepiej zrozumiał, że jest dla niego bardziej jak matka. W najlepszym tego słowa znaczeniu. Nadal czuje się troszeczkę oczarowany, kiedy z nią rozmawia, ale tego nie da się porównać z uczuciem jakie żywi wobec Ciebie. A co to czuje, jest jednym z powodów przez które chce porozmawiać z tajemniczą przyjaciółką zza drzwi. Bo jeżeli ktokolwiek ma mu pomóc odkryć co roi się w jego pustym łbie, to tylko ona. Kolejna fala ciszy. Była, bo Sans nie umiał myśleć już o kawałach no i nie miał nastroju. Była wspaniałą widownią, ale nie tego teraz po niej oczekiwał. 
-Wydajesz się rozbity przyjacielu – usłyszał szmer po drugiej stronie. Wystawił rękę w stronę drzwi i przystawił ją do nich. 
-od czasu kiery ostatnio rozmawialiśmy, dzieciak poszedł do szkoły – zignorował jej słowa. No i wiedział, że chciała usłyszeć o tym jak sobie radzicie. 
-Oh – pomyślał, że zabrzmiała smutno – A więc naprawdę z tobą zostali
-na to wygląda, ej, jeżeli nie chcesz abym...
-O nie! Nie przeszkadza mi to, jestem po prostu trochę samolubna. Chciałabym sama go pouczyć. 
-wiesz, gdybyś tylko stamtąd wyszła.. - mówili o tym wcześniej, ale zawsze odmawiała. Teraz też odmówi, był tego pewien, ale i tak powiedział. 
-Opowiedz lepiej jak sobie Frisk radzi w szkole – nie przyjmowała odmowy. 
-dobrze, choć chodzi tam od kilku dni, ma już wielu znajomych w klasie, jestem pewien, że pamiętasz jaki frisk jest więc wszyscy go kochają – zaśmiał się do siebie, wyciągając telefon z kieszeni. Z ledwością mógł utrzymać Friska w miejscu, aby zrobić mu zdjęcie dla Ciebie nim ten pobiegł do szkoły. Był taki podekscytowany, również wieczorem jak wrócił. 
-Cieszę się, że to słyszę. Nikt nie wie, że Frisk jest człowiekiem? - była zmartwiona. Nie miał jej tego za złe. 
-nie, nie ma wielu którzy pamiętają jak takie wyglądają, znaczy się, gdyby wszystko działo się w stolicy moglibyśmy mieć więcej problemów, ale.. jest dobrze 
-Minęło sporo czasu od ostatniego człowieka – pauza, Sans zaczął się zastanawiać jak długo siedzi w Ruinach. Jak wielu ludzi widziała. Może i wszystkich.. - A co z siostrą Frisk? Jak się ma? - nie poprawił jej. Może pewnego dnia, kiedy nie będzie przeżywać tak waszego odejścia jej powie.. 
-wszystko u niej dobrze, ona... - przerwał przeglądając zdjęcia w telefonie. Miał kilka z Tobą, jakie zrobił kiedy nie patrzyłaś. Jak gotowałaś w kuchni, albo siedziałaś na kanapie z Frisk. Jest jedno, jak siedzisz na jego łóżko i patrzysz z lekkim uśmiechem na własną rękę. Zatrzymał się na nim chwilę, nim przeszedł do kolejnego - .. ona jest szczęśliwa – nie umiał ukryć drżenia we własnym głosie. 
-Dziękuję – powiedziała – Dziękuję, że dotrzymujesz obietnicy i chronisz ich kiedy ja nie mogę. 
-szczerze, nie robię tego dla ciebie, już nie, robię to dla niej... i chyba dla siebie też – przycisnął mocniej zęby podnosząc wzrok z telefonu by spojrzeć na ośnieżoną ścieżkę – nie planowałem tego, ale … ona i ja jesteśmy... jakby razem... 
-Oh! Mój przyjacielu, tak się cieszę! Nie brałam cię nigdy za kogoś zainteresowanego związkiem, ale cieszę się, że byłam w błędzie – jej entuzjazm w głosie lekko go przytłoczył. Przejechał na kolejne zdjęcie. Jego ulubione. Stoisz naprzeciwko Grillby's i pada śnieg. Płatki śniegu zatrzymały się na Twoich brązowych włosach. Pomarańczowy neon oświetla Twoją twarz, ciepły i serdeczny uśmiech jakiego nigdy nie widział. Wzrokiem szukasz gwiazd, ale tych tutaj nie ma. Zastanawiał się, czy straciłaś to przyzwyczajenie, miał nadzieję, że nie. Czekasz na niego, i wykorzystał tę chwilę kiedy go nie zauważyłaś. Ledwo mu się udało, bo wtedy po prostu stał zapatrzony w Ciebie. Poczuł znajome uczucie w piersi. Czuł się... dobrze... kiedy patrzył na Ciebie. 
-pani... byłaś kiedyś zakochana? - nie oczekiwał odpowiedzi. Nie wiedział zbyt wiele o niej, poza tym, że mieszka w Ruinach sama.... nie uważał, aby historia jej życia była szczęśliwa. Lecz jej odpowiedź go zaskoczyła. 
-Raz. Dawno temu – nie brzmiała na smutną, jej głos był przepełniony melancholią. 
-skąd wiedziałaś? - nigdy wcześniej się tak nie czuł. Przerażony i szczęśliwy, jakby wiecznie mu było mało Ciebie. Czasami budził się i po prostu patrzył się, zastanawiając co zrobił, że na Ciebie zasłużył. Sans chciałby spotkać się z nią oko w oko, aby usłyszeć od niej odpowiedź i zobaczyć jej minę na własne oczy. Zamiast tego, słyszał jedynie jej cichy głos – Miłość dla każdego wygląda inaczej. Dla mnie była... zawsze kiedy nie byliśmy razem, chciałam go zobaczyć. Liczyłam czas póki znowu nie będziemy razem – zaśmiała się delikatnie – Powiedział mi, kiedyś, że godzinami zastanawiał się jakie kwiaty dla mnie wybrać. Szukał tylko najpiękniejszych, najlepszych – pauza – Wybacz, wiem, że to mało pomocne. Ale myślę, że sam znasz odpowiedź, skoro zadałeś to pytanie
-ale skąd mam być pewny? nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłem, i czuję … tak dużo.. - zacisnął mocniej palce na telefonie, musiał szybko zwolnić uścisk, aby obudowa nie pękła. Wsadził go pośpiesznie do kieszeni spodni – jest piękna i chcę ją uszczęśliwiać, bo ona uszczęśliwia mnie, i czasami po prostu na nią patrzę i nie wierzę, że to co się dzieje, to prawda. - Poczuł drżenie, to kobieta zza drzwi się śmiała. Zarumienił się i zamilkł chowając ręce do kieszeni bluzy. 
-Mój przyjacielu, brzmi to dla mnie jak miłość. Zgodzisz się? - zamknął oczy i oparł o drzwi. Westchnął. 
-ta, chyba masz rację, kocham ją. 
Gdzieś w Hotlant, w środku laboratorium, ktoś zachłysnął się powietrzem, aby nie piszczeć. 
Papyrus był zajęty ustawianiem zagadek w lesie, kiedy usłyszał znajomy głos
-Siemaneczko! - trochę chrzęstu śniegu, Papyrus otrzepał ręce i odwrócił się do rozmówcy z wielkim uśmiechem. W cieniu drzewa uśmiechał się żółty kwiatek i machał do niego liściem. Podszedł do rośliny w kilku krokach i klęknął przed nim. 
-FLOWEY! CIESZĘ SIĘ, ŻE CIĘ WIDZĘ! ZACZYNAŁEM SIĘ MARTWIĆ! OD DAWNA CIĘ NIE WIDZIAŁEM! - patrzył na przyjaciela
-O rajuśku, Papyrus! Przepraszam, że się martwiłeś! - zasmucił się – Nie chciałem. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. - Szkielet zaśmiał się 
-OCZYWIŚCIE! JA, WSPANIAŁY PAPYRUS, NIGDY NIE OBRAZIŁBYM SIĘ NA PRZYJACIELA! CIESZĘ SIĘ, ŻE MARTWIŁEM SIĘ NA DARMO! - kwiat westchnął z ulgą i lekko zadrżał liśćmi 
-To wiele dla mnie znaczy, że o mnie pomyślałeś. Jesteś naprawdę dobrym przyjacielem – Papyrus czując przypływ dumy klasnął w ręce i przystawił jedną z nich do piersi 
-NIE MA SPRAWY! CZYŻ NIE JESTEM WSPANIAŁY, PRAWDA? 
-Jasne! - przyznał śmiejąc się. Lecz szybko jego śmiech zamienił się w ciche łkanie – Ale Papyrus, martwię się! Czy ci ludzie nadal z tobą mieszkają? 
-TAK, MIESZKAJĄ, ALE FLOWEY, NIE MARTW SIĘ! SĄ MILI! WŁAŚCIWIE MÓJ BRAT UMAWIA SIĘ ZE STARSZYM. OD LAT NIE WIDZIAŁEM GO TAK SZCZĘŚLIWYM – poklepał kwiat delikatnie po płatkach. Nie zauważył, jak kwiat nerwowo drgnął. 
-A co jeżeli Undyne się dowie? Będzie zawiedziona na tobie. 
-ALE ONA JUŻ WIE! NO I BYŁA POCZĄTKOWO ZŁA, ALE TERAZ TEŻ Z NAMI MIESZKA I ZAPRZYJAŹNIŁA SIĘ Z CZŁOWIEKIEM! 
-Łał, to świetnie Papyrus! - zmusił się do uśmiechu – A więc będziesz w Gwardii? Musiała zauważyć, że znalazłeś człowieka – uśmiech Papyrusa nieco zmalał, ale nie zmienił pewnej i stabilnej postawy. 
-JESZCZE NIE, ALE JESTEM PEWIEN, ŻE MNIE WŁĄCZY GDY BĘDĘ GOTOWY! TAKIE RZECZY POTRZEBUJĄ CZASU. - Flowey popatrzył na Papyrusa podstępnie, a potem opuścił wzrok na ziemię. 
-Może, ale... zawiodłeś, nie złapałeś człowieka jak tego chciała – westchnął marszcząc brwi. Po chwili jakby się rozpogodził – O! Ale możesz zaprowadzić ich do Asgora, jestem pewien, że osobiście zapisze cię do Gwardii! 
-TO DOBRY POMYSŁ, FLOWEY, ALE NIE MOGĘ TEGO ZROBIĆ! TO MOI PRZYJACIELE I NIE CHCĘ, ABY SOBIE SZLI – potrząsnął głową – SĄ.. W ŻYCIU WAŻNIEJSZE RZECZY NIŻ DOŁĄCZENIE DO GWARDII KRÓLEWSKIEJ. NO I UNDYNE WIE CO JEST NAJLEPSZE – Flowey cicho mruknął coś pod nosem 
-Skoro tak mówisz 
-JESTEM TEGO PEWIEN! WIERZĘ UNDYNE, TRENUJE MNIE OD DAWNA – znowu się uśmiechał opierając ręce na biodrach – ALE JESTEŚ WSPANIAŁYM PRZYJACIELEM BO CHCESZ POMÓC FLOWEY 
-Oczywiście, znasz mnie, chcę aby ci się powodziło – powiedział kwiat. Po pauzie znowu zaczął – Rajuśku, ale skoro Undyne jest z wami, czy widziała się z … - Przez chwilę Papyrus przyglądał mu się badawczo, nim załapał o co chodzi. 
-OH! MASZ NA MYŚLI DOKTOR ALPHYS? UH, CHYBA NIE, RAJU, JAK JUŻ O TYM WSPOMNIAŁEŚ, UNDYNE JEST WSPANIAŁYM PRZYJACIELEM ALE MUSI SIĘ STRESOWAĆ ABY JĄ ZAPROSIĆ! POWIEM JEJ, ŻE MOŻE! 
-Może powinna zabrać ze sobą też swojego przyjaciela robota! Świetnie się ze sobą dogadają! - kwiat zamachał uradowany liśćmi – Masz takich wspaniałych przyjaciół, powinni się wszyscy poznać! - niewielki rumieniec pojawił się na kościach policzkowych potwora 
-OH, MÓWISZ O METTATONIE? CÓŻ, MOŻE, CHYBA... ONA GO ZROBIŁA, WIĘC SĄ BLISKO, ALE UH, UNDYNE ZA NIM NIE PRZEPADA... 
-Ale może ludzie będą chcieli go poznać! Prawdziwego robota! Nie zaszkodzi zapytać. 
-RACJA! ZROBIĘ CO MOGĘ FLOWEY, ZAPRZYJAŹNIĘ ZE SOBĄ SWOICH PRZYJACIÓŁ! 
Share:

20 stycznia 2018

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XXVIII - Jestem Twoja [Would That Make You Happy? - I'm Yours - tłumaczenie PL] [+18]

Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej.
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
-nie mogę uwierzyć, że wysyłałaś mi takie wiadomości, kiedy siedziałem w pracy, co jeżeli dzieciak by je zobaczył? - niski głos Sansa pojawił się wraz z jego palcami ściągającymi Twoją koszulkę i rzucającymi ją na podłogę w sypialni, potem zabrał się za odpinanie stanika. Był blisko, zębami skubiąc Twój kark. Przesunęłaś jedną rękę na plecy, aby mu pomóc. Ugryzł Cię i stęknęłaś 
-Usunęłam je u siebie. Nie mogę uwierzyć, że teleportowałeś się tak po prostu do domu – w jednej chwili pisałaś do niego, Twój kres skończył się wczoraj, a zaraz potem Sans był za Tobą. Nigdy wcześniej nie widziałaś go tak zdesperowanego. 
-a myślałaś, że co zrobię? doprowadzasz mnie do szaleństwa – warknął obejmując Cię wolnym ramieniem 
-Nigdy wcześniej tego nie robiłeś – zaczęłaś pomagać mu się rozebrać. Zabrał Twoje ręce i sam pozbył się bluzy, dotknęłaś jego koszulki, sunąc palcami po jego żebrach i kręgosłupie, zamruczał zadowolony. Uśmiechnęłaś się gdy wsunął palce pod materiał Twoich spodni. 
-ta, nie chciałem marnować czasu – ściągał swoje spodenki i popchnął Cię na łóżko – kładź się – popatrzyłaś na jego nadal zbyt ubrane ciało, ale zignorował Cię, więc zrobiłaś co powiedział. Jak tylko leżałaś na materacu, zaczął rozpinać Ci spodnie i ściągać je rzucając je za siebie. Jego ciepłe, gładkie ręce dotknęły Twojej kobiecości, aż westchnęłaś i zadrżałaś z przyjemności. Sans sunął palcami delikatnie pieszcząc Cię. Widziałaś głód w jego oczach gdy przyglądał się jak rozpływasz się pod jego dotykiem. Błysk błękitu i niebieski język lizał Twój sutek, drugą dłonią chwycił Cię za biodro
-Sans – jęknęłaś łapiąc jego koszulkę, wsuwając pod nią rękę. Jak tylko palce dotknęły żeber, zadrżał i warknął w Twoją pierś. Musiał chwycić Cię za dłoń i wsunąć palce między Twoje, aby Cię powstrzymać, przyłożył je koło Twojej głowy. Gdzieś na dnie świadomości, która nie została całkowicie obezwładniona żądzą, zaczęłaś się zastanawiać, dlaczego Cię powstrzymał. Lecz trudno było się skupić, gdy kochanek tak wspaniale Cię całował i jednocześnie wolną ręką pozbywał się Twojej bielizny. Sunął palcem po magicznym guziczku, przedzierając się resztą między płatkami. Naparł na Twoje wejście. Jęknęłaś przytulając się do niego, gdy sunął leniwie kółka po Twojej kobiecości. Podniósł się na tyle, by spojrzeć na Ciebie, błękitne oko śledziło Cię z zadowolonym uśmiechem. 
-uwielbiam jak jęczysz, uwielbiam wiedzieć, że to przeze mnie tak jęczysz – przygryzłaś wargę czując się zawstydzona, ale wiesz, że nie oczekiwał iż cokolwiek odpowiesz. Zamiast tego, wsunął jeden z palców w Ciebie, jęknęłaś, na co zareagował z satysfakcją. Pozbył się do końca Twojej bielizny i gdzieś ją rzucił. Cofnął się po to, aby usiąść między Twoimi nogami, ścisnął kobiecość. Patrzyłaś w jego oczy, przygryzł Twoje kolano, i sunął się niżej. Zatrzymał się naprzeciwko wilgoci i zaśmiał, jak poruszyłaś biodrami, aby go ponaglić. Będziesz musiała mu się zrewanżować. I potem, w końcu, jęknęłaś głośno jak jego język zaczął sunąć po Tobie kręcąc się po płatkach, po guziczku, po wejściu. Śliski, cieplejszy niż ludzkie z tego co pamiętasz, ale to nie miało znaczenia. Nic nie miało znaczenia z wyjątkiem jego niebieskiego języka i silnych dłoni trzymających Twoje biodra, abyś się nie wierzgała. Tak, jakby nigdy nie miał dość miękkości Twojego ciała, jakby zawsze dotykał Cię wszędzie gdzie się da. Jak tylko znalazł swój delikatny rytm, przysunął czaszkę i zamruczał delikatnie, tak abyś go słyszała. Przygryzłaś wargę czując dreszcz. Jedną ręką trzymał Twoją nogę, drugą wsunął pod brodą wślizgując palec do środka. Wiedział, co sprawia, że jest Ci najmilej. Usłyszałaś jak się śmieje. 
-tęskniłaś za mną tak jak ja tęskniłem za tobą? - droczył się sunąć palcem po wejściu. Warknęłaś i poruszyłaś biodrami – dobra, dziecino, wiem czego chcesz – wszystko zniknęło gdy tylko jego palce znowu się w Ciebie zagłębiły, jęknęłaś. Druga ręka zacisnęła się na ciele, wiedziałaś, że był z siebie dumny. Szczerze, Ty też byłaś dumna z niego. Jak tylko palce powoli wsuwały i wysuwały się z ciebie, czułaś przyjemne ciepło w brzuszku. Dochodziłaś, Sans to wiedział. Jego język był bardziej ruchliwy, jęczał cichutko. Kilka liźnięć łechtaczki, kilka ruchów palcem i w końcu osiągnęłaś szczyt. Jęcząc i krzycząc wygięłaś się na materacu, zaciskając palce na prześcieradle. Sans trzymał Cię przez całą rozkosz, nie przestawał nawet na chwilę, biorąc tyle ile się dało. Kiedy zaczynałaś się odprężać, odsunął się i klęknął, wytarł koszulką swoją szczękę. Uśmiechał się, Ty ledwo mogłaś dysząc ciężko. - to było miłe – przesunął ręką delikatnie po Twojej kobiecości, przyglądając się jak reagujesz na jego pieszczoty. Zaśmiał się nisko – wiesz, że jeszcze nie skończyliśmy – jak tylko przysunął się troszeczkę do Ciebie, zacisnęłaś kolana.
-Stój – popatrzył na Ciebie zdziwiony. Poklepałaś miejsce koło siebie – Położysz się na chwilę? - zapytałaś czule 
-wszystko dobrze? myślałem, że lubisz kiedy nie czekamy zbyt długo po tym jak dojdziesz – położył się obok, błękit w oczach znikł. Gładził Cię ręką po brzuchu, kciukiem sunąc po Twoim pępku. Odsunęłaś jego rękę i korzystając z resztek energii jaka Ci została po intensywnym orgazmie usadowiłaś się na nim. Otworzył szerzej oczy patrząc jak na nim siadasz 
-Nic mi nie jest – odparłaś kładąc obie ręce na wysokości jego głowy. Niebieski rumieniec wstąpił na kościste policzki, zauważyłaś, że się lekko denerwuje – Zawsze wszystko robisz, chcę tym razem ja zrobić coś dla ciebie  
-dziecino, nie musisz, naprawdę – zadrżał gdy gładziłaś go po żebrach 
-Wiem, że nie muszę, ale chcę – cicho jęknął gdy palcami sunęłaś po jego koszulce w dół, na jego miednicę. 
-nie musisz tego robić, jestem pewien, że ci niewygodnie – Nie byłaś pewna, czy mówi o tym, że jesteś na nim, czy o tym, że przejmiesz kontrolę. Ale...
-Nie jest. Chyba, że tobie? - uniosłaś się nieco, nagle chwycił Cię za biodra, abyś nie ruszała się z miejsca. 
-n-nie, nie jest, ale.. dziecino, jestem cały twardy, a ty jesteś... miękka – ścisnął lekko ręce, światełka w jego oczodołach migotały leciutko. Odwracając głowę na bok, przesunął ręką po twarzy, nie wiedząc co zrobić. Oh. Oh.
-Kochany – mruknęłaś składając całusy na jego czaszce – Sans – usta przystawiłaś do jego szczęki. Przysunął się do Twojego dotyku – O to chodzi? Bo wiesz, że lubię cię takim jakim jesteś – zabrałaś jego rękę z twarzy i położyłaś ją na łóżku – Chcę nauczyć się twojego ciała, tak jak ty nauczyłeś się mojego. - Przez chwilę patrzyliście się w swoje oczy. Nadal wyglądał na niepewnego, delikatnie zmarszczył brwi, błękit na jego policzkach się pogłębił. Nie wiedział co powiedzieć. - Proszę – nalegałaś ściskając jego dłoń – Zależy mi na tobie, tak jak tobie na mnie. Chcę ci to pokazać – otworzył oczy jakby chciał coś powiedzieć, ale nie znajdował słów. Studiował uważnie Twoją twarz, widziałaś ból na jego, małe krople łez w oczodołach 
-ja... - zamrugał, potrząsnął głową i zaśmiał się niepewnie – cholera, ty... - znowu zamrugał odwracając wzrok – ciągle mnie zaskakujesz, nie przywykłem do tego 
-Wszystko dobrze? - gładziłaś go po głowie wolną ręką 
-ja... kocham.. wszystko w tobie, dziecino, ty... sprawiasz, że jestem taki szczęśliwy – zbierał słowa, robiąc się coraz bardziej zawstydzonym. Przysunął się po Twojego policzka, uśmiechnęłaś się. 
-Zachowujesz się tak, jakby nigdy nikt nic takiego dla ciebie nie robił – zaśmiałaś się słabo. Nie odpowiedział, zacisnął mocniej palce na Tobie i westchnął. Wszystko zaczynało nabierać sensu. Po co mówiłby, że może Ci być niewygodnie, gdyby ktoś inny czegoś takiego mu nie powiedział? Czując determinację, osunęłaś się na jego miednicę ocierając się o nią. Warknął. Wsunęłaś palce pod jego koszulę – Mów mi co robić – powiedziałaś palcami sunąc po jego żebrach. Zaczął drżeć pod Tobą – Proszę. - Światełka w jego oczach były jasne, nie umiał niknąc Twojego wzroku. Położył ręce na łóżku, dźwignął się tak, jakby chciał abyś przestała, lecz zamiast tego ściągnął szybko swoją koszulkę, był teraz nagi zupełnie tak jak Ty przed nim, podczas waszego pierwszego razu. Jego kości różniły się od ludzkiego szkieletu, żebra nie były wyjątkiem. Był bardziej... kościsty. Patrzyłaś się na niego, Sans przyglądał Ci się niepewnie. 
Ta chwila była urzekająca. Dotykał Cię, jak coś niezwykle kruchego, w taki sam sposób jak Twoją duszę kilka tygodni temu. Czułaś coś w piersi i myślisz... że to może być miłość. Sunąc palcami po jego żebrach próbowałaś dosięgnąć każdego zakamarka uśmiechając się czule. To może być miłość, a może nie, jeszcze, ale cokolwiek to jest masz nadzieję, że pokażesz mu to tej nocy, pokażesz mu, że chcesz aby był szczęśliwy. Tak samo jak Ty jesteś szczęśliwa będąc przy nim. Wydaje Ci się, że dostrzegł to co chcesz mu pokazać. Westchnęłaś leciutko, pochylając się do przodu, aby zacząć całować jego mostek. Położył rękę na Twojej głowie wsuwając palce we włosy. Sunęłaś językiem po kości, jego niewielki jęk wywołał u Ciebie uśmiech. Podnosząc się znowu, uwolniłaś włosy z jego palców sunąc swoimi po jego klatce piersiowej. Czułaś pod sobą materiał jego szortów.
-Powiedz mi co robić – potworzyłaś, bo nadal Ci nie odpowiedział. Otworzył usta i je zamknął, jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Wzrok miał ciężki, błękit zakrywał prawie całą jego twarz. W chwilę, wyglądał na zbitego całkowicie z pantałyku. Chciał Cię dotykać, ale się bał, ostatecznie po walce ze sobą położył dłonie na Twoich biodrach. Patrzyłaś jak pokazuje na przestrzeń w dolnym rejonie kręgosłupa, oraz na górze bioder. Zadrżał, niemal natychmiast, gdy sam siebie w tym rejonie dotknął. Zachłannie wsunęłaś paznokcie między jego kości, zamknął oczy oddając się w całości Twoim pieszczotom. Zakrył twarz, nie wiedząc co zrobić z rękami. Unosząc się lekko, obsunęłaś jego szorty, aby dostać się do miednicy. Kiedy ściągnęłaś materiał, podniósł się lekko i chwycił Cię za biodra, abyś się zatrzymała. Zmieszana popatrzyłaś na niego, dostrzegłaś niebieskie świecące oko, i coś zaczęło sunąć po Twojej nodze. Ustawiłaś się nad nim, ani na chwilę nie zabierał swoich rąk z Twoich bioder, nawet wtedy, kiedy kawałek po kawałeczku się na niego nadziewałaś. Jęczał czując, jak Cię wypełnia. Jego dotyk stał się mocniejszy. Znowu zamknął oczy, położył głowę na materacu i zacisnął zęby. Zaczęłaś pieścić jego kręgosłup i stęknął, czułaś, że traci nad sobą panowanie. Chciałaś pobawić się jego żebrami, lecz pochwycił Cię za rękę, abyś przestała. Patrząc na niego, dostrzegłaś pragnienie i troskę, aż serce zabiło Ci mocniej. Sans chwycił Cię drugą ręką, drżał mu oddech gdy pieściłaś jego kręgosłup. Zaciskając palce, próbował unieść Cię w rękach. 
-jeżeli... będziesz robić tak dalej.. zaraz skończę – powiedział nisko, jakby każde słowo sprawiało mu trudność.
-Dobrze – odparłaś korzystając z jego asekuracji poruszałaś się rytmicznie, w górę i w dół. 
-ahh, cholera – jęknął, przyciągnął Cię do siebie i pochyliłaś się nad nim, pozwalając by Twoje włosy osunęły się z ramion. Czułaś, jak coś buduje się w Tobie, ale nie skupiałaś się nad tym. Zdecydowanie wolałaś patrzeć na to, co Ty mu robisz. Czułaś się dumna. Dzisiaj chodzi o niego. Tylko to teraz się liczy.
-Sans – jęknęłaś poruszając biodrami – Ja... 
-ja... stój, ja nie.. - jęknął zaciskając zęby – nie, jeszcze nie.. - zdałaś sobie sprawę z tego co się dzieje, kiedy było już za późno. Zajęczał nisko gdy doszedł głęboko w Tobie. Mocniej Cię objął, zamknął oczy i drżał. Zaraz potem, niebieska magia zniknęła bez ostrzeżenia – cholera – dyszał. Przez chwilę bałaś się, że go zawiodłaś, ale uśmiechnął się i ujął Cię za rękę. Popatrzył Ci w oczy i przytulił do siebie gładząc kciukiem po Twoim policzku. Pocałowałaś go w szczękę – ty... ja.. - czułaś, że nadal drży – to było.. 
-Zawsze mówisz słodkie rzeczy – zaśmiałaś się czule. Przekręciłaś się na bok, nie puszczał Cię jakby nie chciał, abyś gdziekolwiek odchodziła 
-ja nigdy... dziecino, czasami nie mogę uwierzyć, że jesteś prawdziwa – przystawił swoje czoło do Twojego. Pogładziłaś go ręką po twarzy. 
-Jestem prawdziwa i jestem tutaj i jestem twoja – powiedziałaś mu – Tak długo jak zechcesz
-a co jeżeli nie będę chciał cię już nigdy wypuścić?
-Tak długo jak zechcesz – powtórzyłaś całując go między oczami 
-ja... - popatrzył Ci w oczy, jasne światełka jego źrenic badały Twoją twarz – zapamiętam to sobie. 
Share:

19 stycznia 2018

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XXVII - Historia [Would That Make You Happy? - History - tłumaczenie PL]

Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej.
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
Sans zabrał Frisk do szkoły w pierwszym dniu, bo Twój okres był gorszy niż wczoraj i sama myśl o chodzeniu po Snowdin była koszmarna. Chciał zostać z Tobą w domu znowu, ale Papyrus nie pozwolił. Undyne zapewniała go, że nic ci nie będzie i ona się Tobą zajmie, jak braci nie będzie. Więc zostałaś w domu, siedziałaś na kanapie z niewielkim stosem książek jakie wzięłaś z miejskiej biblioteki. Undyne na drugim końcu kanapy sprawdzała coś na swoim telefonie i od czasu do czasu zerkała na telewizję. Cisza między wami była miła. Jak tylko otworzyłaś pierwszą książkę o Historii Podziemia, odezwał się Twój telefon. Sans wysłał Ci zdjęcie. Nie wiedziałaś, że w swoim telefonie miał aparat. Teraz, kiedy sobie zdałaś z tego sprawę, jesteś ciekawa co robił z telefonem kiedy byłaś w pobliżu... 
Zdjęcie Friska, szczerzącego się i machającego naprzeciwko szkoły. Uśmiechnęłaś się i zapisałaś je. Kiedy wyszłaś z aplikacji, zobaczyłaś, że dosłał też wiadomość

nie chciałem abyś to przgpiła, poczuj się lepiej

Uśmiechnęłaś się czule i odpisałaś

Dziękuję, kochanie! To cudowne zdjęcie! <3

Zatrzymałaś się na chwilę i jeszcze raz spojrzałaś na zdjęcie.  Rozsiadłaś się na kanapie aby było wygodniej i oparłaś głowę otwierając książkę. Nie byłaś wielką fanką czytania, ale ciekawość wzięła górę. Chciałaś dowiedzieć się więcej o tym miejscu, które teraz uważasz za swój dom. Szybko czytałaś, a książka była napisana łatwym językiem, choć męczącym. Undyne zmieniła kilka kanałów w telewizji, trochę popisałaś z Sansem, musiałaś też udać się do łazienki. W ten sposób nastała pora obiadowa. Czułaś, że wszystko idzie dobrze w Podziemiu, teraz kiedy Asgore przeniósł stolicę z Ruin dawniej znane pod nazwą Dom, do Nowego Domu. Zaraz... jeżeli to ten sam Asgore.. a Ruiny są wyniszczone przez czas... Jak to możliwe? Czy potwory mogą żyć setki lat? Popatrzyłaś na książkę w dłoniach, przeszłaś na pierwszą stronę, aby poszukać informacji o dacie publikacji. Ale nic z tego nie było. Książka sama w sobie wyglądała na starą.
-Dać ci coś? - zapytała Undyne wyrywając Cię z myśli. Nie siedziała już na kanapie, a stała na nogach ze skrzyżowanymi rękami. Unosiła brwi patrząc na Ciebie. 
-Uh, nie, ja... - bąknęłaś zerkając na książkę, a potem na nią, przyglądała Ci się z ciekawością – Czy ten Asgore, który przewodził potworami po wojnie to ten sam król co teraz? Jak to możliwe?
-Ta, ten sam. Choć nie lubi mówić o tym jak to było kiedyś. Kiedy potwory żyły na powierzchni. On i Gerson to jedyne potwory które pamiętają tamte dzieje. 
-Ale jak? Od jak dawna jesteście tutaj uwięzieni? - zaśmiała się i potrząsnęła głowę
-Czy wyglądam ci na mola książkowego? Nie wiem, ZA DŁUGO – warknęła na chwilę odwracając wzrok – Asgore to wyjątkowy typ potwora. Nazywamy ich Bossami. Mogą się starzeć tylko wtedy kiedy mają dziecko, jak ono dorasta, rodzice się starzeją. Ale syn Asgora umarł dawno temu – nim zareagowałaś, zabrała Ci książkę i przeszła na rozdziały jakich jeszcze nie czytałaś. Jej mina była ostrzejsza, a potem złagodniała, oddała książkę – Przeczytaj resztę, jeżeli chcesz wiedzieć co się stało – i z tymi słowami udała się do kuchni zostawiając Cię samą. I tak, czując wzrastający smutek, czytałaś o synu Asgora, Asrielu. Jak jego rodzina przygarnęła ludzkie dziecko (jego imię nigdy nie zostało wspomniane, ani imię jego zony) które wpadło do Podziemia jak Ty i Frisk. Styl pisania był pełen smutku, ale z tego co wyczytałaś, rodzinie królewskiej bardzo zależało na dziecku. Dość, by je zaadoptować. Tak mocno, że pomysł, aby to jedno ludzkie dziecko ocaliło ich wszystkich był wszechobecny. A potem zachorowało i umarło. Asriel zabrał duszę dziecka i wyniósł jego ciało spełniając tym samym jego ostatnie życzenie. I tak Dreemurrowie stracili dwójkę dzieci. Nie wiedziałaś, czy płaczesz przez smutną historię, czy przez hormony. Wzięłaś telefon by ponownie spojrzeć na zdjęcie Friska, aby poczuć się lepiej. Nie możesz sobie wyobrazić, co to znaczy stracić dziecko, czy tym bardziej dwoje. Nie chcesz tego wiedzieć. Undyne nigdy nie wyszła z kuchni podczas Twojego czytania, a teraz kiedy skończyłaś, zaczęłaś się zastanawiać co robi. Miałaś pytania, na które miałaś nadzieję, że Ci odpowie. Wstałaś czując ból w dole brzucha. To dlatego zostałaś w domu, tym bardziej, że nie ma tutaj leków przeciwbólowych. Jak weszłaś do kuchni usłyszałaś Undyne mówiącą przyciszonym głosem,
-Dobra Undyne, tylko spokojnie – mówiła do siebie. Ale dlaczego? Oparłaś się o ścianę przy telewizorze nie chcąc jej przeszkadzać – Pogadaj z nią. Ona lubi z tobą gadać – O kim ona mówi? Przez chwilę pomyślałaś, że może chodzi o Ciebie, ale to nie miałoby sensu. Z tego co wiesz, nigdy nie miała problemów aby z Toba pogadać, a teraz Udnyne wyglądała na zdenerwowaną. Kim jest osoba, która jest w stanie wywołać u niej takie emocje? - Zapytaj ją .. o coś nerdowskiego. Lubi to chujostwo. Dobra. Dobra. Zadzwoń! - dopingowała siebie cichym pomrukiem. Może nie powinnaś podsłuchiwać? Ale teraz boisz się ruszyć. - Cz-cześć Alphys! To ja, Udnyne! - słyszałaś jak chodzi – Znaczy się, oczywiście, że wiesz, że to ja. Jestem pewna, że wyświetliło się moje imię jak dzwoniłam ALE MNIEJSZA, jak tam uh, pogoda w Hotland? - pauza – Gorąco? Ta, tak myślałam! Musiałam się dowiedzieć dla errr dokumentacji Gwardii! - Czy ona mówi poważnie? Jest bardziej zestresowana niż Ty. Zakryłaś usta, aby nie zacząć się śmiać – Ta, u mnie wszystko dobrze! Mieszkanie w połowie zrobione, powinnam skończyć wszystko przypalać, huh?! - zaśmiała się głośno, wygląda na to, że w końcu się trochę zrelaksowała. Ile razy spaliła swoje mieszkanie? - Tak! Powinnaś TOTALNIE wpaść z wizytą! Papyrus z przyjemnością cię pozna, no i w końcu poznasz się z Sansem jak trzeba. Powinnaś przestać kupować te paskudne hotdogi z jego budki, Alphys – ściszyła trochę głos – No i z przyjemnością cię zobaczę. OH, no i poznasz dziewczynę Sansa! Jest całkiem fajna, polubisz ją. No i jej dzieciaka. Ta, dzieciaka, szalone co nie? - Zarumieniłaś się słysząc komplement. Teraz było Ci jeszcze gorzej z tym podsłuchiwaniem. Gryząc wargę odeszłaś od ściany i cichutko westchnęłaś, postanowiłaś udawać jakbyś dopiero weszła do kuchni. Undyne odwróciła się do Ciebie, z miną jakby została przyłapana na czymś złym. - DOBRA ALPHYS, muszę kończyć, daj znać potem czy chcesz wpaść. PA! - i rozłączyła się szybko chowając telefon do kieszeni spodni. - CZEŚĆ SMRODZIE, uh, chcesz czegoś? 
-Skończyłam czytać – powiedziałaś, udając że nic nie słyszałaś. Kiedy myślami wróciłaś do treści książki znowu się zasmuciłaś. Widząc jak napięcie opuściło jej ciało. Odwróciła wzrok dostrzegając Twój smutek. Skrzyżowała ręce na piersi
-I teraz już wiesz jak wiele ludzie nam zabrali. Co zabrali Asgorowi
-Nie umiem go winić za to, że chce pomścić śmierć swojego syna – przyłożyłaś ręce do piersi. Undyne zmusiła Cię, abyś na nią spojrzała 
-A kto mówi o zemście? On chce, aby wszyscy byli szczęśliwi, jest wielki i miękki. Zbiera dusze aby nas uwolnić, nie dlatego, że jest zły – Poczułaś jak poczucie winy ściska Ci żołądek 
-A ja stoję na waszej przeszkodzie. Jeżeli chcecie to...
-EJ! - przerwała Ci, byłaś zaskoczona jej gniewem – Nie pierdol głupot. Jesteś przyjacielem, po prostu musimy poczekać troszeczkę dłużej. 
-Ale.. - Undyne zrobiła kilka kroków w Twoją stronę, położyła palec zakończony ostrym pazurem na Twojej twarzy. Otworzyłaś oczy zaskoczona 
-Nie pierdol. Nie czuj się źle dlatego, że chroniłaś siebie i Frisk. Jesteś dla nas tak samo ważna jak inne potwory w Podziemiu. - Nie umiałaś spojrzeć jej w oczy 
-Skąd ma sześć dusz? Czy ty..? - zabrała rękę i znowu skrzyżowała obie na piersi marszcząc brwi
-Czy kogokolwiek zabiłam? - pauza, przytaknęłaś czując się źle, że o to pytasz – Nie. Jesteście pierwszymi ludźmi jakich widzę. I... on nielubi o tym mówić. Robi co może, aby uwolnić nas z tego więzienia, ale nie znaczy to tego, że chce, aby ktokolwiek umierał. Nawet po tym, co ludzie nam zrobili – westchnęła – Osobiście wolałabym aby tego w ogóle nie robił. Więc, oby kolejny człowiek jaki tutaj wpadnie był debilem, abym bez wyrzutów mogła go zabić! - Wolałaś nie myśleć o tym, że Undyne miałaby kogokolwiek zabić, nawet w dobrej wierze 
-Jesteś z Asgorem blisko? Więc... skłamałaś mu o mnie i o Frisk? - odwróciła wzrok, poczucie winy malowało się na jej twarzy 
-Znam go dość dobrze, by wiedzieć, że nie chce z nikim walczyć. Robię mu przysługę trzymając wasze istnienie w tajemnicy, wiesz? 
-Dzięki – uśmiechnęłaś się
-Do usług – bąknęła – Skoro bawimy się w sto pytań, to masz jeszcze jakieś? - Myślałaś o Asrielu. Ta historia najbardziej uderzyła w Twoje serce 
-Jak dawno temu Asriel i człowiek umarli? - popatrzyła na Ciebie zdziwiona, zaskoczona pytaniem 
-Nie wiem dokładnie, nie pytam o smutne rzeczy. Tylko raz przy pomnie wspomniał o Asrielu i to przez przypadek. 
-A co powiedział? Jeżeli... nie masz nic przeciwko, ab odpowiedzieć – popatrzyła na sufit. Po chwili myślałaś, że nie odpowie, ale.. 
-Powiedział, że żałuje, że Asriela nie ma, bo gdyby był, zamiast polować na ludzi, chroniłabym jego. Nie wiem co bym zrobiła, gdybym żyła za jego czasów, ale zrobiłabym wszystko, aby go powstrzymać! Zrobiłabym wszystko, aby pomóc Asgorowi i jego rodzinie! - przerwała jak tylko poczułaś wzrastającą pasję w jej głosie. - Ale został już tylko on. Nie potrzebuje mnie, abym go broniła, bo jest silny. Silniejszy niż ja! - wzruszyła ramionami opierając się o lodówkę – Myślę, że byś go polubiła, ale dla dobra twojego i jego, obyście się nigdy nie poznali. 
Share:

18 stycznia 2018

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XXVI - Dzień wolny [Would That Make You Happy? - A Day Out - tłumaczenie PL]

Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej.
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
Po jakimś czasie Sansowi udało się Ciebie przekonać, abyś została w domu, ale zarządzałaś od niego godziny tulenia się na kanapie i obiadu z Grillbyego, tak abyś nie musiała nic robić w domu. Szczerze, sama myśl o burgerze i frytkach brzmiała świetnie. W pierwszej kolejności trzeba było załatwić Frisk szkołę. Nie miałaś pojęcia jakie są różnice między potworzą szkołą, a tą dla ludzi. Ale to i tak lepsze niż nic. Wiedziałaś też, że dziecko nudziło się w ciągu dnia. Po tym jak wszystkie dzieciaki ze Snowdin szły do szkoły, pozostawał w towarzystwie dorosłych. Wolałaś, aby spędzał czas z dziećmi (potworami czy nie). Sans poszedł z wami ramię w ramię. Szkoła to niewielki czerwony budynek, taki jaki widziałaś w książeczkach. W środku, sekretariat był zaraz przy wejściu i dwie sale klasowe. Zerknęłaś szybko do jednej z nich. Wygląda na to, że dzieci w różnym wieku były wsadzone do jednej grupy. Przypominało to raczej jedną z tych szkół domowych o jakich czytałaś kiedy byłaś dzieckiem. Snowdin jest małe, a więc nie mieli możliwości zorganizować to w inny sposób by dostosować nauczanie do progu wiekowego dzieci. Nauczycielka i jednocześnie dyrektorka szkoły już Cię znała. Była krępym, pomarańczowym gadem, okazała się też być matką potwora bez rąk – który swoją drogą nazywał się Kid – tego, w którego obronie stanęłaś mierząc się z Undyne. Uśmiechnęła się do Ciebie czule, uścisnęłyście sobie ręce i usiadłyście naprzeciwko siebie przy jej biurku. Podała Ci plik papierów, zerkając na Friska zainteresowanego wystrojem sekretariatu. Największą jego uwagę przyciągnęło zdjęcie zrobione w zeszłym roku, w większości to dzieci, ale znalazło się tam kilkoro dorosłych, to pewnie personel szkoły. Sans stał za Twoim krzesełkiem i słyszałaś, jak jego kościste palce stukają po klawiszach telefonu. 
-Chciałabym ci bardzo podziękować, za to co zrobiłaś by pomóc Kidowi – powiedziała przełamując ciszę. Popatrzyłaś na dokumentację obracając długopis w palcach. Znowu mile się uśmiechnęła szczerząc zęby
-Nie ma sprawy, to był bardziej impuls, ale cieszę się, że ostatecznie nikt nie został ranny. 
-Kapitan Undyne przyszła kilka dni po incydencie... Domyślam się, że teraz wszyscy mieszkają razem z tobą? - Przeniosła wzrok na Sansa, nic nie powiedział, ale musiał przytaknąć, bo dyrektorka mówiła dalej – Cóż. Przyszła przeprosić. Powiedziała też, że to całe dziwne zamieszanie było przez to, że wzięła ciebie i twoje dziecko za ludzi! Ani chwilę w to nie wierzyłam, bo jaki człowiek ryzykowałby własnym życiem, aby ocalić potwora? I miałam rację, kapitan powiedziała mi, że się myliła – wzruszyła ramionami wzdychając – Powinna być bardziej ostrożna! Wyobraź sobie, co by było gdyby zamieniła was w proch przez głupie nieporozumienie! - Oh. Więc to dlatego nic nie uległo zmianie w Snowdin. Undyne się postarała, aby nie zniszczyć Ci reputacji, tak aby tylko ona, Sans i Papyrus wiedzieli, że jesteście ludźmi. Będziesz musiała jej podziękować. Starałaś się też nie brać komentarzy o ludziach dyrektorki zbyt do siebie. Skoro pod górą jest uwięziona cała rasa potworów, domyślasz się, że za to odpowiedzialni są ludzie. No i nie byłaś pewna, czy aby nie miała racji oceniając tak Twój gatunek. Przytaknęłaś w odpowiedzi i wróciłaś do papierów. 
-po tym jak skończymy tutaj, będziesz chciał iść do sklepu kupić rzeczy do szkoły, dzieciaku? - zapytał Sans, kiedy byłaś zajęta
-Tak! Ja... - zawahał się – Mamo, możemy? 
-Jasne. I tak będzie mu musieli to zrobić, więc czemu nie dzisiaj – odparłaś skupiona na pytaniu z kwestionariusza. „Magiczne manifestacje”, pierwszym co przyszło Ci do głowy to jego dusza, ale... zaznaczyłaś odpowiedź „żadne”. Sans położył rękę na Twoim ramieniu tak, abyś zwróciła na niego uwagę. Pokazał Ci telefon, a tam wiadomość, jaką napisał ale nie wysłał. 

wiele potów nie ma w sb mgii, nic friskowi nie bdz

Widząc tę wiadomość miałaś ochotę burknąć, ty zawsze starasz się pisać poprawnie wiadomości, ale zrozumiałaś jego przekaz. To, że Frisk nie czaruje, nie przeszkodzi mu w edukacji, ani nie sprawi, że inni zaczną coś podejrzewać. To dobrze. Przytaknęłaś uśmiechając się do niego szybko. 
-Dobrze. Dzięki – popatrzyłaś na dyrektorkę, która nie widziała niczego dziwnego w waszym zachowaniu, była skupiona na papierach. Sans przytaknął, ściskając Twoje ramię mocniej nim zabrał rękę. Skończyłaś wypełniać wszystko, podałaś plik dokumentacji dyrektorce, zaś ona zapewniła dziecko, że od jutra może zacząć przychodzić na zajęcia, jeżeli oboje tego chcecie. Zapewniłaś ją, że tak właśnie jest. 
Patrzyłaś na Frisk chodzącego między regałami jednego ze sklepów w Snowdin. Wszystko na półkach wyglądało na zorganizowane, zgodnie z funkcją do jakiej właściciel sklepu myślał, że powstały dane przedmioty, choć i tak nadal było trochę chaotycznie. Przypominało Ci to trochę te Tanie Sklepy, po których ciągała Cię matka, ale niczego Ci tam nie kupowała, wszystko co miałaś było już używane. Tak właściwie, twoja ulubiona para spodni – tą, którą masz na sobie – pochodzi z Taniego Sklepu. Ignorując wspomnienie z matką, czułaś ciepłe, znajome uczucie w piersi. Zawsze wydawała się szczęśliwa kiedy kupowała różne rzeczy. Jedno z najlepszych wspomnień jakie masz z nią, to właśnie chodzenie po sklepach nim zaszłaś w ciążę.
-Mamo patrz! Mają długopisy w dziwnych kolorach! Kolor przy początku jest inny od koloru na końcu! - powiedział Frisk trzymając w ręku paczkę tak, abyś mogła zobaczyć. Szczerzył się szeroko. Opakowanie było trochę pożółkłe i widać, że miało swoje lata, ale długopisy były w dobrym stanie. Przypominały Ci, te dziecinne duperele które zawsze chciałaś mieć, bardzo chciałaś zobaczyć Frisk z czymś, czego Ty nigdy nie miałaś. Ale w tyle głowy miałaś straszny głos, który upominał, że beznadziejnym pomysłem będzie marnowanie pieniędzy na coś, co nie jest niezbędne. Zwyczajne długopisy będą o ponad połowę tańsze.
-Może weź te niebieskie, kochanie. Będziesz miał ich o wiele więcej za tę samą cenę – powiedziałaś starając się nie czuć winy za zniknięcie uśmiechu dziecka. Nie udało się. Frisk chciał protestować, zaś Ty zaczęłaś zastanawiać się czy nie zmienić zdania, lecz nim którekolwiek cokolwiek powiedziało, Sans wziął opakowanie długopisów z rąk Friska i położył je na niewielkiej górze zeszytów jaką miałaś w rekach. Popatrzyłaś na niego badawczo, a on tylko się uśmiechnął jak zawsze.
-nie martw się ceną, możemy sobie na to pozwolić – zerknął na dziecko chowając ręce do kiszeni – bierz co chcesz, dzieciaku – Frisk popatrzył na Ciebie, jakby czekając na Twoją zgodę, niepewnie przytaknęłaś. Znowu się uśmiechnął i pobiegł między półki z wielkim wigorem. Sans nie myślał o tym co powiedział, stał po prostu za Tobą patrząc jak śledzisz wzrokiem swoje dziecko. Możemy sobie na to pozwolić. W pierwszej chwili myślałaś, że ma na myśli siebie i Papyrusa, ale nie wydaje Ci się. Odkryłaś, że liczba mnoga oznacza Ciebie i jego. Poczułaś przyjemne mrowienie w brzuszku, Sans przybliżył się i położył rękę na Twoich plecach. Zerknęłaś na niego, lecz ten patrzył na Frisk, śledząc go swoimi źrenicami. Wyglądał na zadowolonego. Ręka na Twoich plecach zsunęła się niżej, aż jej palce zacisnęły się na Twoim pośladku. To jego nowy zwyczaj, przyznasz, że ci się podoba, ale fakt, że jesteście w miejscu publicznym sprawiał, że rumieniłaś się. Szturchnęłaś go ramieniem, ale nie ruszył się. Popatrzył na Ciebie jak niewiniątko
-no co? nie poradzę nic na to, że jesteś wyższa niż ja, a to jest na moim poziomie – wyszczerzył się – no i muszę się czegoś trzymać, aby mieć pewność, że nie zostawisz mnie z tyłu – ścisnął pośladek. Zaśmiałaś się szturchając go mocniej, uniósł rękę na Twoją talię, przyciągnął Cię do siebie by cmoknąć Cię w policzek.
-Potrzebuję linijki? - zapytał Frisk stojąc za wami, zupełnie nie zwracając uwagi na wasze zachowanie
-z nią życie będzie prostsze – powiedział Sans szczerząc się szeroko. Odsunął się od Ciebie i poszedł pomagać dziecku w doborze reszty rzeczy. Nie byłaś zaskoczona tym, że ten kawalarz będzie umiał każdy przedmiot szkolny obrócić w żart. Patrzyłaś na nich z uśmiechem na twarzy. Nigdy do tej pory nie przyuważyłaś jakiejś specjalnej interakcji między nimi, Frisk zdecydowanie wolał towarzystwo Papyrusa i Undyne. A skoro Sans pomógł Ci z Frisk, mógł też spędzić z nim trochę czasu. Czasami miałaś wrażenie, że jest między nimi jakaś bariera, ale nie wiesz o co chodzi. Lecz jak tylko Frisk dał się złapać na kawał z poduszką pierdziuszką ukrytą między zeszytami, doszłaś do wniosku, że zaczynają się dogadywać. Było Ci jednak źle, kiedy Sans zmierzwił włosy Frisk tak jak Ty to robisz. Winę za swoją reakcję zwaliłaś na hormony. Kiedy w końcu Frisk miał to co chciał poszliście na dział z ubraniami. Chciałaś się upewnić, ze będzie wyglądał dobrze w pierwszym dniu, tak aby zrobić jak najlepsze wrażenie. Wybrałaś kilka rzeczy – nieco za dużych – znaleźliście się w dziale ze swetrami w paski.
-Chcesz nowy? Te niebieski nosisz już długo i lada dzień z niego wyrośniesz – powiedziałaś zerkając na to co miał na sobie Frisk.
-Hmmm, może – przesunął ręką po różnych kolorach ubrań. Nie spodziewałaś się, że wyciągnie zielony z żółtym paskiem. Nie przypominasz sobie, aby lubił zielony i żółty, ale sweter sam w sobie wydawał się dobry. Po chwili, stanął przy Tobie z ubraniem
-Chcę ten. 
Czasami Sans zapominał, że Frisk i Frisk z najgorszych linii czasowych to to samo dziecko. Patrzył jak razem szliście do Grillbys. Nie chciał, ale widok dziecka zakrwawionego w ciemnościach złotego pokoju nawiedzało go. Zimny nóż dzierżył w małych dłoniach. Na twarzy wymalowany diabelski uśmiech. Łzy ciekły mu po policzkach, potem wypuszczał nóż i biegł w jego ramiona. Te resety w których Frisk dawał mu Łaskę były najgorsze. Zabić go po tym jak oddawał swoje serce. Krew na podłodze. I małe, połamane ciałko. Zadrżał wracając do rzeczywistości kiedy małe palce wślizgnęły się w jego rękę. Trzymał was oboje idąc między wami. Popatrzyłaś na dziecko, potem w jego oczy, uśmiechałaś się szeroko, rumieniłaś się. Sans czuł się coraz bardziej winny za swoje wspomnienia, ale i tak się uśmiechnął. Wzrokiem wrócił do dzieciaka. Ten patrzył na Ciebie, ścisnęłaś mocniej jego rękę. Ciemne brązowe włosy, nie w dokładnie tym samym kolorze co Twoje, zasłaniały mu już oczka, przypominał Ciebie, kiedy się uśmiechał. To powinno sprawić, że Sans czułby się jeszcze gorzej, ale... to nie to samo dziecko z którym walczył wcześniej. Nie może nim być. Ten Frisk nie ma w sobie nic z tamtego mordercy. Cała jego uwaga jest na Tobie. Frisk dźwignął się na waszych rękach. Uniosłaś rękę. Sans zrobił to samo. Frisk nie dotykał nogami ziemi. Zimne powietrze przepełnione zostało jego śmiechem. Szybko złe wspomnienia zniknęły, gdy skupił się na tym co ma teraz. I cholera, zdał sobie sprawę, że teraz ma jeszcze jedną osobę, której nie chce stracić. 
Share:

POPULARNE ILUZJE