19 listopada 2016

Undertale: Te ciche momenty - [wrzuć tu jakiś śmieszny żart o BoneZone] [In These Quiet Moments - [insert joke about 'Bone Zone' here] - tłumaczenie PL] [+18]

autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry. Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem:
SPIS TREŚCI:
I nastał ostatni dzień roku. Jackie przyszła do Ciebie wcześniej by się przygotować, opowiadałaś o tym co miało miejsce z Sansem. Była jakby nie patrzeć Twoją najlepszą przyjaciółką, więc detale się jej należały
-A więc... - wsadzała w głowę już chyba tysięczną przypinkę – Jesteś pewna, że coś POCZUŁAŚ, tak?
-Oh poczułam kutasa. Uh... dużego – Twoje policzki zrobiły się czerwone. Cholera jasna, rumieniłaś się nawet teraz...
-Jak w ogóle działa? Ma to cały czas w spodniach? Boże, wyobraziłam sobie go z gigantycznym, oklapłym drągiem – zaczęłaś się głupio śmiać
-Jesteś okropna! Nie! Widziałam jego nogi, nosił wcześniej te szorty, pamiętasz? No i jakiś czas temu siedziałam na jego kolanie... - zamyśliłaś się – Wtedy zdecydowanie nic nie czułam.
-Siedziałaś na jego kolanie? Szczwany lisie, a mnie to nie łaska o tym powiedzieć było. - potraktowała fryzurę lakierem – Może to... - zaczęła się śmiać – Maaaaaagia?
-Pieprz mnie, odkrycie tej tajemnicy to priorytet mojego istnienia. Może to magia. Ma wielkiego magicznego chuja, który strzela tęczą, albo jakimś laserem – zaśmiałaś się ignorując to, że się czerwienisz – Może nawet gra jakieś melodyjki?
-Takie efekty mogę zrobić na snapczacie – szturchnęła Cię swoim biodrem, abyś zrobiła jej miejsce – Albo... oh! Oh! Nie mówiłam ci o jego snapie! Kurwa, poczekaj! - wybiegła z łazienki i z torebki wiszącej na wieszaku wyciągnęła telefon. Podeszłaś do niej.
-Zaraz, proszę tylko mi nie mów, że wysłał ci zdjęcie swojego kutasa
-Nie! Nie, patrz... - otworzyła swoją galerię – Skoro już nie bawicie się w udawanie, że nic do siebie nie czujecie, to koniecznie musisz to zobaczyć. - pokazała Ci ekran, na którym był zrobiony skrin snapa jakiego jej wysłał. To byłaś Ty, przy barze, uśmiechałaś się do niczego. Dodał napis „jest taka piękna”. Uderzyłaś się otwartą dłonią w czoło, Twoje policzki były tak gorące, że aż bolało – Kiedy to dostałam o 1:00 nad ranem miałam ochotę rzygać tęczą
 klik
-O mój Boże – gapiłaś się na telefon nie mogąc przestać się śmiać – Byłam taka głupia, tak strasznie głupia Jackie
-Mówiłam. Czy ty mnie kiedykolwiek słuchasz? Nie. Mogłaś mieć to za sobą już jakiś miesiąc temu, albo nawet dwa.
-Zamknij się! - oddałaś jej komórkę i wróciłaś do łazienki by skończyć swój makijaż – Miesiąc albo dwa temu nadal próbowałam się przystosować do tego, że jest zrobiony z kości i hokusów pokusów
-Kobieto, widziałam twój strój. Wygląda na to, że naprawdę dobrze się przystosowałaś – wyszczerzyłaś się
-Oh, dzisiaj będzie zabawnie - lubieżnie przygryzłaś wargi. Jackie się zaśmiała - Mam taką nadzieję.
-Proszę. Wcześniej nie mógł oderwać od ciebie oczu, a teraz nie oderwie od Ciebie rąk. Masz przejebane
-Iiiii o to właśnie chodzi – właśnie brałaś eyeliner. Zachichotała.
-Będę mieć na ciebie oko, aby się upewnić, że nie stchórzysz
-To jest popierdolone – starałaś się, aby kreski były równe. Kurwa mać, schrzaniłaś drugie oko, zmyłaś je i zaczęłaś od nowa – Czy to znaczy, że będziesz chodzić za nami wszędzie z różowymi pomponami krzycząc „dalej, dalej, dalej”?
-Tak.
-Ugh – wywróciłaś oczami – Nie, zamiast tego patrz na tę pierdoloną kupę ścierwa, która została zaproszona
-Kto, Will? - puszyła włosy – Wyślę go na stos jeżeli tylko się do ciebie zbliży
-Masz moje błogosławieństwo. Nadal nie mogę uwierzyć, że Erick go zaprosił
-On nic nie wie, to ty nie chcesz nikomu powiedzieć – wzruszyłaś ramionami
-Cóż... tak, teraz go nienawidzę, ale nie chcę zniszczyć mu życia
-Jesteś wspanialszą osobą niż ja. Ja wsadziłabym jego jaja w imadło albo coś takiego, gdybym była na twoim miejscu
-Kto powiedział, że tego nie zrobiłam? - wyszczerzyłaś się. Popatrzyła na Ciebie upewniając się, że żartujesz, a potem zachichotała
-Wyślij mi zdjęcia
-Gdybym takie tylko miała – skończyłaś makijaż – Dobra czas założyć kieckę. Pośpisz się, zostało nam 20 minut. - weszłaś do sypialni, rozebrałaś się, a potem otworzyłaś swoją szufladę z bielizną – Jackie, majtki z koronką czy stringi?
-Stringi – krzyknęła z łazienki – Mniej materiału – Zaśmiałaś się
-Racja. Niech będą więc stringi – Twoja czarna suknia była bardzo obcisła, lecz o to właśnie chodziło. Miała niebezpiecznie niski dekolt z cięciem w V, taki sam tylko ze jeszcze większy na plecach, zasznurowany na X rzemieniem. Czułaś się jak seks bomba w tym stroju. Wyszłaś z sypialni. Jakckie przyglądała Ci się w osłupieniu.
-Kurwa, dziewczyno. Będziesz miała szczęście jeżeli dojdziesz do klubu – powiedziała – Ta kiecka jest tak kurewko krótka.
-Taaaa pewnie będę całą noc balować – zaczęłaś wstydliwie pociągać za kieckę w dół – No, ale Twoja jest równie wyzywająca, więc nie osądzaj mnie.
-Ej, ja już mam faceta! Muszę mieć pewność, że nadal jest mną zainteresowany – zachichotała. Jej strój też był prowokacyjny,  miała szerszy dekolt odsłaniający jej ramiona, jej spódnica choć nadal krótka, nie była tak bardzo jak Twoja. Założyła do tego swoje szpilki, wiedziałaś, że to doprowadzi Kyle do białej gorączki.
-Wykonałaś kupę dobrej roboty, bestio – Kiedy weszła do Twojej sypialni, Ty poszłaś do łazienki nakładając szminkę na usta. Dobra, dzisiaj Ci się uda. Będziesz gorąca jak diabli, będziesz się znakomicie bawić. W końcu to zrobisz. Robiłaś się podekscytowana, a w brzuchu zalęgły się motyle. Cały czas powtarzałaś sobie, że masz się zachowywać normalnie, a nie jak jakaś zdesperowana dziwka. Choć biorąc pod uwagę Twój strój...Jackie wyszła i mrugnęła do Ciebie ponętnie
-Ta da! I co myślisz?
-Myślę, że jeżeli Kyle niedługo ci się nie oświadczy, ja to zrobię – uśmiechnęłaś się głupkowato, a ona się zaśmiała. Usiadłyście na kanapie i rozmawiałyście, po jakiś 5 minutach, ktoś zapukał do drzwi. Podniosłaś oczy, Jackie się uśmiechnęła cwanie i ponagliła Cię abyś otworzyła. Wzięłaś głęboki wdech i podeszłaś do wejścia przekręcając klamkę.
-Czeeeeeeeść Papyrus! - Wyglądał naprawdę przystojnie, założył jasno szary garnitur, oraz miał czerwony krawat. Wyszczerzyłaś się – Wyglądasz zniewalająco! - Ten popatrzył na Ciebie, na jego twarzy zaczął pojawiać się pomarańczowy rumieniec. To dobry i zły znak.
-TY ... RÓWNIEŻ... WYGLĄDASZ DOBRZE – powiedział – CZY PANIE SĄ GOTOWE NA NOCNE IMPREZOWANIE?
-O tak! - krzyknęła Jackie z tyłu – Gdzie Sans?
-OH, NIE ŚPIESZY SIĘ JAK ZAWSZE. WYDAJE MI SIĘ, ŻE TAK NAPRAWDĘ WIĄŻE SWOJE BUTY, ZAJMIE MU TO CHWILE – pochylił się i szepnął – MAM WRAŻENIE, ŻE ZAPOMNIAŁ JAK SIĘ TO ROBI – zaśmiałaś się.
-Chyba tak. No nic. Powiedz mu aby sprężył poślady – Papyrus przytaknął i wystawił głowę przez próg i krzyknął
-SANS! POŚPIESZ SIĘ! ZARAZ WYRUSZAMY! - Popatrzył na Jackie i podał jej łokieć z niezwykłą gracją – POZWOLISZ?
-Oh Wielki Papyrusie, oczywiście! Zachichotała i złapała go pod ramię, a potem oboje popatrzyli na Ciebie – Będziemy czekać na was na dole – Uśmiechnęłaś się, zeszli po schodach rozmawiając o restauracji do której najpierw się udacie. Stałaś oparta o ścianę na klatce schodowej, czekając aż otworzy drzwi.
-cze... łoł, cześć – mierzył cię wzrokiem. Uśmiechnęłaś się.
-Cześć, cholera, ładnie ci – Nie kłamałaś, nie miał co prawda pełnego garnituru jak jego brat, lecz ubrał na siebie błękitną marynarkę i pasujące do niej spodnie. Jego buty były na całe szczęście zawiązane. Nadal na Ciebie patrzył, jego wzrok prześlizgiwał się po Twoim ciele. Zachichotałaś – Ej koleżko, oczy mam tutaj
-huh? oh, tak, przepraszam. wyglądasz... zjawiskowo – byłaś pewna, że jego mózg działa teraz na przyśpieszonych obrotach starając się sprawdzić czy wczorajszy sms był prawdziwy
-Dziękuję. Gotowy? Już powinni po nas przyjechać – przytaknął zaciskając mocniej zęby. Pierwsza ruszyłaś ku schodom, aby zobaczył tył Twojej sukienki, usłyszałaś jego przerywany oddech. Idealnie. Zerknęłaś na niego przez ramie idąc dalej
-zabijasz mnie – mruknął podążając za Tobą
Jackie i Papyrus stali na chodniku czekając na pojazd. Erick załatwił limuzynę aby wszystkich zebrać. „Bo tak łatwiej” powiedział. Osobiście myślałaś, że to lekka przesada, ale jeszcze nigdy nie jechałaś limuzyną więc byłaś tym faktem i tak dość podekscytowana. W trakcie kilku minut stania Sans był dziwnie cichy, pojazd w końcu zajechał. Byliście ostatni na liście, wszyscy znajdowali się już w środku. Po przyjaznych powitaniach i grzecznym przedstawieniu Papyrusa i Sansa zajęliście wolne miejsca. Poczułaś rękę obejmującą Cię od tyłu, zdałaś sobie sprawę, że to starszy z braci. Uśmiechnęłaś się przytulając się do niego odrobinę. Jackie zaczęła dźgać Papyrusa w nogę, starając się dyskretnie wskazać waszą dwójkę (nie wychodziło jej to najlepiej), wyższy z braci uśmiechał się szeroko. Para gości, jakich nie znałaś za dobrze, gapiła się na was niegrzecznie, ale zignorowałaś to. Podróż do restauracji była zabawnie krótka, ale tak to był dobry pomysł aby zebrać wszystkich. Weszliście do środka. Szczęście, jedno z was (nie jesteś jednak pewna które) zrobiło rezerwację prawie trzy tygodnie wcześniej, więc nie musieliście czekać. Usiadłaś przy stole, Jackie rozglądała się na boki
-Kyle się spóźni, ugh. Korki.
-Po co ten kretyn prowadzi? - uniosłaś wysoko brwi
-Nie prowadzi, wziął taksówkę! Ale wiesz jak to jest – wzruszyła ramionami. Przytaknęłaś
Wszyscy rozmawiali wesoło, opowiadając o wielu sprawach. Obok Ciebie Allison mówiła o loży jaką będziecie mieli, bardzo się z tego powodu ekscytowałaś. Dyskoteki to świetna sprawa, ale są chujowe jeżeli w końcu chce się gdzieś usiąść. A tak to będziecie mieli swoje własne miejsce. Miałaś przeczucie, że Sans nie będzie chciał ruszyć swojej leniwej dupy by potańczyć. Kyle pojawił się po 20 minutach. Praktycznie wypadła mu szczęka z zawiasów, kiedy zobaczył Jackie, musiałaś dostawić krzesełko aby usiadł obok niej. I tak znalazłaś się obok Papyrusa, a przed Tobą był Sans, który starał się patrzeć wszędzie, tylko nie w Twoją stronę. Nagle poczułaś, jak coś Ci zaczęło wibrować, sms. Otworzyłaś go i zerknęłaś, a potem zamrugałaś kilka razy czytając wiadomość jeszcze raz.

Sans: ta sukienka nie jest sprawiedliwa

Teatralnie wsadziłaś telefon do swojej kopertówki i zamknęłaś ją, a potem oparłaś się łokciami o stół, i na nadgarstkach położyłaś ręce, tym samym dając Sansowi przyjemny widok wprost na Twój dekolt. Uniosłaś jedną brew do góry, kąciki Twoich ust nieznacznie się uniosły kiedy dostrzegłaś niewielkie krople potu na jego czaszce. Dobra, wygląda na to, że zdecydowanie działa na niego to samo co na ludzkich samców. Zastanawiałaś się jak bardzo zboczona możesz być przy stole pełnym ludzi, ale postanowiłaś nie męczyć widowni. Powoli zaczynało robić się coraz goręcej, nie chciałaś aby przez Twoje pożądanie, znajomi cierpieli całą noc, tym bardziej, że właśnie starali się coś zjeść. Mrugnęłaś do niego, uśmiechnął się zaraz po tym. Papyrus i Kyle rozmawiali żywiołowo komentując podane im potrawy („Zrobiłbyś to lepiej!” - WIEM, ALE I TAK WYSZŁO IM CAŁKIEM DOBRZE!), Jackie dorwała Allison i Ericka. Siedziałaś na końcu stołu zastanawiając się ile jeszcze będziecie tutaj siedzieć, chciałaś znaleźć się już na dyskotece, a bezczynne siedzenie w tej chwili zabijało powoli. W końcu wszyscy skończyli jeść i wyszli udając się do klubu. Poczułaś gładką rękę na swoich plecach.
-Co tam? - przekręciłaś głowę uśmiechając się do Sansa. Patrzył się na Ciebie z wyraźnie napiętą miną.
-dzisiaj grasz nieczysto, wiesz o tym? - zapytał niskim tonem głosu, praktycznie mruczał. O, to coś nowego.
-Nie bawisz się dobrze? - przyłożyłaś palec do ust – Mogę przestać, jeżeli chcesz
-nie, ostrzegam tylko, mam pecha i często przegrywam – Poczułaś jak przesuwa rękę nieco niżej
-A więc spróbuj tak dla odmiany zacząć wygrywać. Potrzymasz? - zapytałaś podając mu swoją kopertówkę. Wziął ją, zrobiłaś mu małe show poprawiając kieckę, która powędrowała nieco za bardzo do góry. Usłyszałaś jak głośniej wciągnął pokaźny haust powietrza, zabrałaś torebkę – Dziękuję, jesteś kochany.
-kości zostały rzucone – drgnął jakby przeszył go dreszcz. Na jego twarzy pojawił się ten sam co zawsze leniwy uśmiech – grasz?
-Gram – to mówiąc złapałaś go pod łokieć i podążyliście za resztą.

Klub był pełen ludzi. Voodoo Lounge to całkiem pokaźnej wielkości dyskoteka z dwoma piętrami, położona obok niewielkiego hotelu. Wystrój był przyjemny, pomieszczenia wypełnione czerwonymi i fioletowymi światłami i gdyby nie te lasery i neony praktycznie nic by się zobaczyć nie dało. Udaliście się do swojej loży zajmując miejsca
-Chcę JUŻ tańczyć – Jackie popatrzyła na Ciebie wymownie. To będzie dobra metoda na podręczenie Sansa, więc z przyjemnością zgodziłaś się na jej pomysł.
-Plan jest taki jak zawsze? Spotykamy się, trochę się pobawimy razem, a potem każdy rozchodzi się w swoim kierunku? - popatrzyłaś na kilka osób z waszej ferajny Jackie wzruszyła ramionami
-Tak, chyba tak. No i będziemy się śmiać z maruderów jak zawsze.
-Przynajmniej nie ze mnie! - zawołał Kyle. Rok temu Jackie nie mogła przyjść na imprezę, więc przesiedział praktycznie całą noc sam, nie chcąc się z nikim bawić. Ponad to zgubił klucze do domu i musiałaś go przenocować u siebie.
-Nie, tym razem nie z Ciebie – poklepałaś go po głowie jak psa. Wywrócił oczami lecz nadal się uśmiechał. Sans i Papyrus rozmawiali w rogu o czymś co wyglądało na poważny temat, postanowiłaś więc im nie przeszkadzać.
-Wiem, że nie chcesz pić dzisiaj, ale to prawie tradycja. Napij się ze mną martini – Jackie szturchała Cię w ramię
-Dobra, ale tylko jedno. Chcę być dzisiaj trzeźwa – Nie chciałaś powtórki z wcześniejszego wypadu. Oczy Sansa śledziły Cię w ciemnościach, czułaś się prześwietlana na wylot i na swój dziwny, pokręcony sposób, spodobało Ci się to uczucie.
-Racja. Dobra, to idziemy zaszaleć na parkiecie? - zaczęła poprawiać sukienkę
-Kurwa tak! Idziesz Kyle? - ten potrząsnął głową
-Nie, zostaję tutaj, pooglądam – mrugnął do Jackie. - Zaufaj mi, nie przegapię niczego – ta się o niego słodko uśmiechnęła. Chwyciłaś ją za nadgarstek i pociągnęłaś za sobą. Muzyka była wszystkim czego w tej chwili potrzebowałaś. Razem dobrze się bawiłyście kręcąc się dookoła w niezgrabnych podrygach. Co jakiś czas czułaś to ciężkie uczucie jakby ktoś Cię obserwował – wiedziałaś, że to prawda. To spojrzenie było dziwne, drapieżne. Zauważyłaś dwa świecące punkciki znajdujące się tam gdzie była wasza loża. Po jakimś czasie byłyście zmęczone, wróciłyście tam gdzie zostawiłyście chłopców. Jackie usiadła na kolanach Kyle bardzo szybko przylegając do niego ciałem. Wywróciłaś oczami i wcisnęłaś się między KościoBraci.
-cześć – wyszczerzył się – całkiem dobrze tańczysz
-Dzięki, zauważyłeś? - uśmiechnęłaś się. Zachichotał
-tak, uważnie obserwowałem – poczułaś jego rękę na swojej nodze, przesuwał ją powoli. Chciałabyś poczuć tę dłoń na innych częściach swojego ciała, jednak to uczucie było w tej chwili nieodpowiednie. Popatrz dookoła. Za dużo ludzi. Musisz poczekać.
-Jesteś pewien, że nie chcesz iść ze mną na parkiet? - westchnął lekko
-naprawdę, nie jestem dobrym tancerzem
-Patrzyłeś na gości tutaj? Nikt nie umie tańczyć!
-ŚMIEM SIĘ NIE ZGODZIĆ! JA TAŃCZĘ WYŚMIENICIE!
-Wiem, że lubisz i umiesz Papyrus – patrzyłaś jak ludzie szaleją – Tańczysz pewnie najlepiej spośród tutaj zgromadzonych – zarumienił się
-DZIĘKUJĘ! CIESZĘ SIĘ, ŻE DOSTRZEGŁAŚ MOJE UMIEJĘTNOŚCI TANECZNE
-Pójdę dla nas po drinki – powiedziałaś – Ktoś sobie czegoś życzy?
-Z PRZYJEMNOŚCIĄ SPRÓBUJĘ APPELTINI – zamrugałaś kilka razy zaskoczona. Wyglądał na niego zakłopotanego – PODAJEMY JE W PRACY, SĄ NAPRAWDĘ SMACZNE
-Doooobra, jedno appeltini, Sans?
-pójdę z tobą – powiedział. Wzruszyłaś ramionami i wstałaś. Twoja spódniczka uniosła się odrobinę za wysoko i musiałaś ją opuścić wprost naprzeciwko biednej twarzy Sansa. Usłyszałaś dźwięk podobny do krztuszenia się, wstał bardzo szybko. Poszliście we dwójkę w stronę baru, kiedy nagle poczułaś jak wpycha Cię do pustego pokoju dla VIPów. Byłaś wyraźnie zmieszana, niespodziewanie pchnął Cię mocniej wprost na ścianę i w sekundę przylgnął do Ciebie wbijając łapczywie palce w Twoją talię.
-ty... - wycedził przez zęby – jesteś bardzo niegrzeczną dziewczynką
-To problem? - starałaś się oddychać stabilnie, podczas kiedy ręce przesunęły się na Twoje biodra. Poruszałaś nimi na boki, wbił czubki palców w Twoją skórę.
-może się pojawić. nie wiedziałem, że taka jesteś – dostrzegłaś kontury jego kłów – a może to normalne ludzkie zachowanie, hmm? - przysunęłaś się do niego oplatając ramiona dookoła jego szyi
-Nie, niezupełnie. Ja tylko... czekałam na to od dawna – odparłaś szczerzej niż chciałaś, usłyszałaś. Nie... poczułaś jak zaczyna mruczeć niczym dzikie zwierzę.
-nie mogę się doczekać, aby się o tym przekonać – Twoja noga powoli zaczęła unosić się do góry wzdłuż jego ciała. Spuścił wzrok, krawędzie Twojej kiecki uniosły się niebezpiecznie wysoko. Miałaś na sobie jedynie stringi (w tej chwili bardzo niewygodne), czyli praktycznie nic. Po jego minie widziałaś, że wywarłaś na nim dokładnie takie wrażenie jakie chciałaś. Poczułaś jak jego gładka ręka namiętnie prześlizguje się po podniesionej nodze, powoli kierując się w górę. Nie byłaś pewna gdzie samej zacząć go pieścić. Był tak szczelnie opakowany koszulą, guzikami i zamkami więc chwyciłaś za to za co mogłaś. Odsłonięty kark. Przyciągnęłaś go do siebie i delikatnie zaczęłaś przygryzać jego szyję. Poczułaś jak sztywnieje pod tym doznaniem. Czubkiem języka zaczęłaś kreślić szlaczki na jego kościach znowu czując ten dziwny smak węgla, soli i czegoś jeszcze. Praktycznie drżał oddychając ciężko. Jego oczy zapłonęły ogniem jakiego do tej pory jeszcze nie widziałaś.
-Sans... - dyszałaś, nie dlatego że było duszno. Choć w tej chwili złapanie każdego kolejnego oddechu przychodziło Ci z trudnością. Nagle dostrzegłaś w jego lewym oku wyraźne niebieskie światło. Co on wyprawia? Otworzył zęby i wystawił miękki, lekko świecący, niebieski język. To... coś... dziwnego. Nie dał Ci za wiele czasu na przeanalizowanie sytuacji, ponieważ naparł na Ciebie z większą siłą, gryząc i liżąc Twój kark tak samo jak Ty robiłaś to jemu, tylko że znacznie bardziej wulgarnie. Czułaś jak robisz się mokra, cicho jęknęłaś. Powoli wycofał się, przyglądając Ci się z uwagą, w jednej chwili jego oczy przestały świecić, język zniknął, zrobił krok do tyłu dysząc jak po maratonie.
-chodźmy lepiej po te drinki – powiedział. Co? O Boże, nie, dlaczego przestał? Dlaczego ten chuj przestał? Przyglądał się zmieszaniu na Twojej twarzy, nawet nie krył się z tym, że mu się to podoba. Ohhh ten popierdoleniec.
-Sans, przysięgam na Boga...
-co, nie możesz sobie wziąć tego co chcesz? - uśmiechnął się zawadiacko. Opuściłaś sukienkę i poprawiłaś włosy.
-Pożałujesz. Ooo tak, jeszcze tego pożałujesz – wyszliście z pustego pokoju. Cieszyłaś się niewyobrażalnie, że nikt w tym czasie nie przerwał wam dobrej zabawy.
Dotarliście do szynku, Twoje myśli kłębiły się w głowie. Jest dopiero 21, nie możecie wyjść przed północą, prawda? A może jest tutaj jakieś miejsce gdzie możecie się schować? Jakaś ciemna uliczka, łazienka, auto, gdziekolwiek. Jesteś tak mokra, że teraz strasznie żałujesz założenia stringów. Jak tylko stałaś przy barze, czekając na zamówienie ścisnęłaś nogi, co tylko pogorszyło sprawę. Sans stał za Tobą, przyglądając się uważnie Twojemu zachowaniu, postanowiłaś się zemścić. Powoli przybliżyłaś się do niego, miał za sobą spory tłum więc nigdzie nie mógł uciec. Zaczęłaś się o niego ocierać. Poczułaś jak kładzie prawą rękę na Twoim biodrze próbując ustabilizować Cię. Oh, urocze. Odpowiedziałaś przybliżając się jeszcze bardziej do jego bioder. Zmarszczyłaś brwi, bo nie czułaś tego czego się spodziewałaś. Mogłaś usłyszeć jak Sans cicho stęknął. Muzyka była głośna, lecz Ty byłaś tak na niego wyczulona, że słyszałaś. Nagle sam przybliżył się do Ciebie, pochylając się na Tobą pozornie łapiąc za słomkę znajdującą się na szynku. Poczułaś coś twardego z tyłu. Oh, tutaj się schował. Odwróciłaś głowę w jego stronę, wyglądał po prostu... biednie.
-Dobrze się bawisz? - poruszałaś brwiami w górę i w dół. Sans miał krótki, przerywany oddech
-całkiem – wyszczerzył się – przypomnij mi, dlaczego od tak dawna dookoła siebie tańczyliśmy?
-Noc się jeszcze nie skończyła. Możesz się rozmyślić – zachichotała – Jestem pewna, że znajdziesz coś w ludzkiej anatomii co cię przerazi – nie dostrzegłaś w tym świetle jego rumieńców, ale wiedziałaś że właśnie spłonął na niebiesko.
-nie, wydaje mi się, że podoba mi się wszystko – mruknął. Już miałaś zacząć się dopytywać, kiedy wasze zamówienie w końcu przyszło. Zapłaciłaś i podałaś mu jego drinka, biorąc pozostałe dwa. Wróciliście do grupki. Papyrus siedział nadal, ale delikatnie stukał stopą w podłogę w rytm muzyki.
-OHHH! DZIĘKUJĘ _____! PO TYM JAK SIĘ NAPIJEMY DASZ ZAPROSIĆ SIĘ DO TAŃCA?
-Oczywiście – upiłaś swojego, Sans zataczał szklanką tak jak zawsze pozwalając by trunek zamoczył ściany naczynia, patrzył się na Ciebie, jego oczy cały czas się świeciły. Na ten widok zacisnęłaś rękę tak bardzo, że rozbolał Cię kciuk. Ciekawe czy widzi w ciemnościach. Allison podskoczyła do waszej trójki.
-Hej! _____! A więc to są twoi sąsiedzi? - objęła Cię
-Tak, to Sans i Papyrus – pokazałaś na nich. Allison pomachała im, bracia odmachali – Więc, co tam?
-Stara bida. No i po świętach stało się to – pokazała Ci rękę, na serdecznym palcu miała pierścionek zaręczynowy
-NIE MÓW! Moje gratulacje! - przytuliłaś ją mocno. Chwilę porozmawiałyście właściwie o niczym, dopiłaś drinka – W każdym razie ja i Papyrus idziemy pobalować, dołączysz się?
-Jasne, złapię tylko Ericka – popatrzyłaś na Sansa
-Jesteś pewien, że nie chcesz iść? - potrząsł głową.
-nie, dobrze mi tu – Wzruszyłaś ramionami
-Jak chcesz. Chodź Papyrus, zabalujmy!
-TAK! PROSZĘ ZABALUJ ZE SZKIELETEM! - stanął na równe nogi. Czekałaś na Allison i Ericka, a potem we czwórkę udaliście się na parkiet. Papyrus niemal natychmiast przejął dowodzenie, zaskakując Cię niektórymi całkiem zgrabnymi ruchami 
-Gdzie nauczyłeś się tak tańczyć? - zapytałaś przekrzykując muzykę
-YOUTUBE! - krzyknął. Zaśmiałaś się. Złapał Cię za dłoń i okręcił dookoła, zachichotałaś łapiąc równowagę. Allison i Eric przyglądali się wam ze zdziwieniem na twarzach.
-Fajna muza! - krzyknęłaś do znajomej, przytaknęła. Po jakimś czasie szalenia na parkiecie cała się spociłaś, przetarłaś czoło dłonią i zerknęłaś w stronę Sansa. Jego wzrok był wbity w Ciebie. Kyle siedział obok niego. Doszłaś do wniosku, że Twój taniec powinien być nieco bardziej prowokacyjny, zaczęłaś poruszać rytmicznie biodrami, oplatając ciało swoimi dłońmi tak troszeczkę bardziej sugestywnie. Za Twoimi plecami pojawił się zwyczajny imprezowy podrywacz. Nie powiesz, aby nie był atrakcyjny. Zbliżył się do Ciebie.
-Cześć – poruszał się w rytm muzyki – Fajnie tańczysz
-Dzięki! - pierwszy raz miałaś gdzieś, że ktoś zwrócił na Ciebie uwagę. Nadal się poruszałaś, lecz znacznie mniej prowokacyjnie skoro ten gość stał za Tobą. Przesunęłaś się w inne miejsce, podążył nie łapiąc o co Ci chodzi, szczerzył się tylko. Wywróciłaś oczami. Nagle usłyszałaś jakieś bełkotanie za plecami, a kiedy się odwróciłaś by zobaczyć co się dzieje zobaczyłaś stojącego Sansa.
-zachciało mi się tańczyć – zmierzył podrywacza takim spojrzeniem jakby patrzył na jakiegoś insekta. Koleś zamarł w miejscu nie ruszając się nawet o milimetr. Dostrzegłaś na chwilę pojawiające się i znikające szybko niebieskie światło w oczach Sansa, typ zakasłał, a potem szybko zaczął iść w przeciwnym kierunku. Zmierzyłaś Sansa spojrzeniem. Czy on właśnie...? Doszłaś do wniosku, że lepiej o to nie pytać. Chwyciłaś go za dłoń
-Cieszę się, że w końcu dotarłeś – przybliżyłaś się do niego. Wyszczerzył się, jego kły były jasno zarysowane. Wciągnęłaś powietrze przez nos. Jedną rękę położył na plecach, drugą zaś objął Cię niebezpiecznie nisko i powoli zaczął się poruszać w rytm muzyki
-zmieniłem zdanie – odparł prosto patrząc na Ciebie wygłodniałym spojrzeniem. Przystawiłaś swoje usta do jego czaszki
-Więc co jeszcze fajnego możesz zrobić z tej swojej niebieskiej magii? - Jego uśmiech wykrzywił się w nieznanym Ci do tej pory wyrazie
-przekonasz się, ale nie teraz bo nie chce straszyć tych biednych ludzi – powiedział – myślę, że masz bilety na jednoosobowy pokaz dzisiaj w nocy
-Hej, czekałam na niego od dawna
-racja – jego dłoń ześlizgnęła się na Twój tyłek niespodziewanie go ściskając. Stęknęłaś lekko, uśmiechnął się diabolicznie i puścił. Kiedy stał się w tym taki dobry? Zaraz, czy nie jesteś....?
-Wygląda na to, że wiesz dokładnie co ze mną robić, pozwolisz że zapytam: skąd? - zamrugał i zdecydowanie się zarumienił
-Ja uh... - zaczął niepewnie
-Ty uh... ty co? Tylko mi nie mów, że nie jestem twoim pierwszym człowiekiem, bo będę troszeczkę zazdrosna – zachichotałaś. Kłamałaś, byłabyś strasznie zazdrosna. Potrząsnął głową.
-Ja... uh, widziałem sporo filmów – powiedział tak cicho, że z trudnością go usłyszałaś. Otworzyłaś szerzej oczy, a potem z trudnością powstrzymywałaś głośny śmiech
-O mój Boże, oglądałeś porno? - uśmiechałaś się tak szeroko, że aż bolało. Był bardzo zawstydzony, zerknął na Ciebie z ukosa.
-nie moja wina, fascynowałaś mnie od dawna i myślałem że ... cóż, będą pomocne – powiedział – z niektórych... dowiedziałem się sporo
-Mmmm, mam nadzieję, że myślałeś o mnie kiedy je oglądałeś – zachichotałaś. Nagle przybliżył się do Ciebie, poczułaś jego gorący oddech przy uchu
-myślałem o tobie za każdym razem jak doszedłem – rozkosz rozpłynęła się wzdłuż Twojego kręgosłupa. Chryste, jak długo jeszcze będziecie ze sobą w ten sposób pogrywać? Delikatnie jęknęłaś, poczułaś jak całe jego ciało sztywnieje, a potem się odprężył – usiądźmy
-Tak, usiądźmy – Puknęłaś w ramię Papyrusa, który był zajęty tańcowaniem z innymi,poinformowałaś go, że Ty i Sans schodzicie z parkietu i idziecie spocząć. Przytaknął i mrugnął. Sans chwycił Cię za dłoń i wyciągnął z tłumu, a potem znaleźliście się przy waszej loży, która była pusta. Oparł się wygodnie o kanapę i zachichotał.
-robisz się niebezpieczna, kiedy się ciebie lepiej pozna. - Praktycznie dyszałaś z podniecenia. Bawił się Tobą całą noc.
-Oh ho nie. Jestem grzeczna jak aniołek – zaczęłaś jeździć palcem w górę i w dół po jego ręce. Popatrzył na Ciebie i wyszczerzył się zawadiacko
-a co z tobą?
-Co ze mną?
-no wiesz... - zamarł
-Oh, zastanawiasz się czy myślałam o tobie kiedy bawiłam się ze sobą w nocy? - oblizałaś wargi. Śledził ten gest, a potem uśmiechnęłaś się cwanie – Odpowiedź, jakiej szukasz brzmi: tak
-kurwa – warknął i popatrzył na swój zegarek – dopiero 23, musimy zostać do północy?
-Więcej zabawy – Wiedziałaś, że jeżeli jeszcze raz Cię dotknie to nie będziesz dała rady się powstrzymać. Byłaś spragniona, całe Twoje ciało pragnęło jego pieszczot - ... no ale wiesz, nikogo tutaj nie ma – z trudem szło Ci powstrzymywanie własnych żądzy.
-...i? - uniósł brwi. Nie dałaś mu wiele czasu na zastanowienie się, przerzuciłaś nogę przez jego biodro siadając na nim. To nie była żadna nowość, ludzie do kurwy nędzy często robili tak w klubach, no i nikt nie patrzył. Z trudem zaczerpnął powietrza, popatrzył na Ciebie niepewnie – uh... hej...
-Nikt się nie przyczepi Sans – powiedziałaś delikatnie chcąc go uspokoić. Przybliżyłaś się do niego przez chwilę wpatrując mu się w oczy – Chyba, że nie chcesz
-kurwa chcę – niespodziewanie chwycił Cię mocno za biodra. Czułaś jak sztywnieje pod Tobą, lekko westchnęłaś – tylko... nie przywykłem do tego, są tutaj ludzie i .. ty i... uh – widać było po jego twarzy, że walczy ze sobą. Ta agresja w jego oczach, a potem nagła niepewność. Stwierdziłaś, że coś sprawdzisz, zaczęłaś odpinać górne guziki jego koszuli – eh, co ty...?
-Ciii – pochyliłaś się nad jego karkiem. Ani drgnął, zaczęłaś delikatnie całować jego obojczyk, przynajmniej tę jego cześć, która była na widoku. Wtedy zrobiłaś to czego wcześniej nie próbowałaś, objęłaś językiem jego kość. Poczułaś jego ręce mocno ściskające Twoją skórę, poruszył biodrami do góry w Twoim kierunku. Delikatnie przygryzałaś kość, nie byłaś pewna jak bardzo wrażliwy jest. Czerpałaś przyjemność z twardego wybrzuszenia jakie czułaś pod jego spodniami. Choć, był cały z kości, niezbyt wygodnie się na nim siedziało, lecz nie było aż tak źle. Kiedy się podniosłaś by na niego spojrzeć, wyraz jego twarzy zmienił się. Białe światełka w jego oczach jaśniały, oddychał ciężko, okryłaś też, że obudziło się między wami coś prymitywnego, jakby jakiś dziki instynkt. Kurwa, podniecałaś się wcześniej tym, że z nim flirtowałaś, a teraz praktycznie rżniesz się z nim w klubie. Dokąd zaprowadzą Cię te hormony? Zachichotałaś, ciesząc się z tego jak bardzo sfrustrowany się stawał, tak powinno być, prawda? Przyglądałaś się jego zębom, oh te cudowne kły. Czy to źle, że tak na Ciebie działają? Opuściłaś się lekko i otworzyłaś szerzej oczy, to co miał w spodniach zdecydowanie robiło się większe. Oczywiście, pewnym było co się skrywa pod jego rozporkiem, ale byłaś pod wrażeniem, że nadal... tam było!
-Dobrze się bawisz? - bez ostrzeżenia zaczęłaś kręcić biodrami. Wywrócił oczami i nagle schował twarz między Twoim ramieniem, a karkiem w szale. Jego oko zaświeciło na niebiesko, dostrzegłaś między jego zębami niebieski język.
-zdajesz sobie sobie sprawę z tego, że to czuję? - praktycznie warknął w ucho, rozkoszne wibracje przeszyły całe Twoje ciało. Lekko zaskomlałaś.
-Czujesz co? - zaczęłaś się pocierać o tę rozkoszną twardość. Skubnął zębami Twoją skórę, włoski na ciele się podniosły.
-czuję twoją chuć, czuję jak mokra jesteś... kurwa... twój zapach – warczał ochrypniętym głosem – nie dotrwamy do północy jeżeli dalej będziesz mnie tak dręczyć – Wciągnęłaś powietrze
-Boże, mnie tam to nie przeszkadza – dalej poruszałaś biodrami, niespodziewanie jego ręce zatrzymały je, zmierzył Cię wzrokiem.
-dotrwamy do północy, zrobimy to jak trzeba, ale jeżeli dalej taka będziesz to teraz cię stąd wyciągnę – mruknęłaś cicho, co dodało mu tylko sił, przyciągnął Cię do siebie. Otworzyłaś szerzej oczy, uśmiechnął się zawstydzony. Niechętnie zeszłaś z jego kolan i usiadłaś obok ze złączonymi nogami. Siedzieliście tak w ciszy przez chwilę.
-Więc... możesz czuć mój zapach? - popatrzyłaś na niego, zasłonił twarz ręką wyraźnie zakłopotany
-jestem potworem, czego się spodziewałaś? w tej chwili praktycznie ociekasz seksem – westchnął ciężko. Oboje się rumieniliście.
-Przepraszam. Chyba trochę przesadziłam, co?
-tak myślisz? - powoli odzyskiwał normalny oddech – nie narzekam
-Zaczynam się zastanawiać, czy dobrze się czujesz – popatrzył na Ciebie wyraźnie zmieszany – Nie opowiedziałeś ani jednego chujowego kawału dzisiaj
-daj mi czas, nadrobię zaległości i opowiem tak suchy, że niagara wyschnie
-Proszę, nie – zaśmiałaś się – Boże, nie. Ale mniejsza... o czym rozmawiałeś z Papyrusem?
-ja... uh... poprosiłem go aby został u jakiegoś przyjaciela
-Jesteś całkiem pewny siebie jeżeli chodzi o dzisiejszą noc, co? - drażniłaś się z nim. Uniósł brwi
-proszę, a mam powody nie być? mam ci przypomnieć to co się działo choćby 30 sekund temu? - zaśmialiście się oboje
-A więc u ciebie – zachichotałaś. W tej chwili bardzo się cieszyłaś, że ma nowe łóżko.
-mój pokój jest na rogu, więc nie dzielę z nikim ścian – odparł prosto. Zarumieniłaś się nagle.
-Dobrze, idę do łazienki, zaraz wrócę – starałaś się spowolnić swój oddech. Przytaknął, wstałaś i skierowałaś się do kibla. W drodze tam wpadłaś na Jackie
-Przerwa na siuśki? - zapytała, złapałaś oddech
-O mój Boże, tak.
-Ooooh! Jesteś cała CZERWONA, wchodź! Wchodź! - praktycznie wepchnęła Cię do środka. Załatwiłyście to co miałyście załatwić, a potem oparła się o ścianę, kiedy Ty poprawiałaś makijaż w lustrze – Dobrze, zgubiłam was po tym jak ja i Kyle poszliśmy zrobić sobie dzidziusia, więc jak się sprawy mają? Patrząc na ciebie, cholernie dobrze
-Lepiej niż dobrze – zaśmiałaś się – Oboje chcemy j u ż   t e r a z   z a r a z wyjść
-To co tutaj jeszcze robicie? - uniosła brwi. Wzruszyłaś ramionami.
-Tradycja? No i mam wrażenie, że oboje czerpiemy jakąś chorą przyjemność z dręczenia się wzajemnie. Robimy to odkąd tutaj przyszliśmy – Przypomniałaś sobie o tym co Ci wcześniej powiedział. Wyobraziłaś go sobie dotykającego siebie... jakoś... myśląc o Tobie, całe Twoje ciało nagle przeszył elektryczny impuls.
-Podręczmy go zatem – wyszczerzyła się przebiegle. Zmierzyłaś ja wzrokiem, machała telefonem w ręce.
-Oh Jackie, NIE
-Oh Jackie, TAK – zachichotała – Dawaj telefon
-Nie! - już grzebała w Twojej kopertówce – Przestań, głupia suko! - zignorowała Twoje słowa i wyciągnęła komórkę
-Zrób coś seksownego, już już! - włączyła aparat. Warknęłaś, ale stanęłaś pod ścianą – No, bądź seksowna!
-W kiblu? - rozejrzałaś się dookoła
-Wiesz, jest opcja zoom z jakiegoś powodu. Zoom, zoom, dziwko! No dawaj! - westchnęłaś starając się przybrać jakąś uwodzicielską pozę. To było dziwne... - Ugh, nie. Połóż rękę... kurwa.. nie.. Stań może... aaa pieprzyć to. Pokaż cyce!
-Mam się przed tobą rozebrać?
-Jakbym ich nigdy nie widziała.
-Jesteś okropna. - powiedziałaś – dawaj to, sama się tym zajmę. - Włączyłaś snapa, zachichotała. Czy właśnie tego chciała?
-Będę czekać na zewnątrz! Jeżeli tego nie zrobisz, przestanę cię lubić! - zaśmiała się. Suka. Stałaś w kabinie z telefonem w ręku, zastanawiając się co masz teraz do kurwy nędzy zrobić. Westchnęłaś. Po chwili olśniło cię. Pierdolić zdjęcia. Odświeżyłaś telefon, pokażesz mu możliwości tej głupiej appki.
Oczami wyobraźni zobaczyłaś go, późną nocą w pokoju, jak ogląda ludzkie porno, starając się zrozumieć jak działasz. Cóż, tego typu filmy nie były najlepszym źródłem informacji, wszystko w nich było takie przesadzone. Ale nie to się tutaj liczyło. On myślał o Tobie. Poczułaś jak krew napływa Ci do uszu, włączyłaś kamerę. Zsunęłaś ramiączka sukienki odsłaniając piersi, chwyciłaś za jedną i mocno ścisnęłaś, niewielki jęk wydobył się z Twoich ust. Nie miałaś zielonego pojęcia, czy usłyszy go przez zagłuszający bass w klubie, ale miałaś to gdzieś. Kolejne nagranie było prawie podobne, z tą różnicą, że potem Twoja ręka przesunęła się niżej zaciskając się na Twojej płci. Kurwa mać, ja pierdolę, dosłownie z Ciebie kapało. Ostatnim co dostał, było zdjęcie jak mu słodko mrugasz, umieściłaś też napis „23:45! Już prawie!”. Czułaś się jak rasowa suka. Wyszłaś z łazienki chwilę potem, Jackie praktycznie na Ciebie wpadła.
-O mój Boże, cokolwiek mu wysłałaś wygląda jakby został postrzelony!
-Obserwowałaś go? - zarumieniłaś się. Zaśmiała się.
-Powiedziałam mu, że cię szukam, i zapytałam czy aby przypadkiem do niego nie napisałaś. Musiałaś mu wtedy to coś wysłać, ponieważ ... o mój BOŻE – pisnęła – Zostawiam was samych
-Nie, nie rób tego. To fatalny pomysł – zachichotałaś – Wyrzucą nas z klubu. Poczekaj. Nie chcę przegapić otwierania szampana
-Przyznaj się, że po prostu chcesz go dalej torturować
-To też – wyszczerzyła się
-Poczekaj tutaj. Wezmę Kyle i pójdziemy razem jakbyśmy właśnie na siebie wpadli – pośpieszyła się. Oparłaś się o ścianę patrząc na swoją dłoń. Jeszcze nigdy nie byłaś tak odważna, skąd to się w Tobie wzięło? Jackie zdecydowanie Cię podpuszczała. Wcześniej był tylko ten dupek Will. Kręciłaś się dookoła niego bez większego rezultatu, a teraz... Teraz masz w końcu kogoś, kto również jest Tobą zainteresowany i nie macha Ci przed nosem pierdoloną marchewką na wędce. On Cię chce. Jackie wróciła z Kyle po chwili i w trójkę wróciliście do siedziska. Sans siedział nieruchomo.
-Cześć Sans! - Kyle pomachał do niego
-cześć – uśmiechnął się słabo. A potem spiorunował Cię spojrzeniem, po którym dreszcz przeszył Twój kręgosłup. Usiadłaś obok niego, przechylił się w Twoją stronę – ty...
-Ja?
-ty, jesteś... - starał się znaleźć odpowiednie słowo.
-Wspaniała? Cudowna? Czadowa? - odwróciłaś się w jego stronę, jego twarz była ciemno niebieska
-zapłacisz za to – jego głos był niski i wibrujący. Zadrżałaś i uśmiechnęłaś się.
-A ile? Pamiętam, że ktoś chciał zrozumieć jak działa to ustrojstwo – oczy mu zamigotały
-mmmm – tylko tyle powiedział. Jackie usiadła naprzeciw Ciebie
-Za 10 minut północ! Papyrus zapytał się nas czy może zostać na noc – powiedziała z uśmiechem – Oczywiście, że się zgodziliśmy – Pochyliła się nad Tobą i szepnęła Ci do ucha – Poświęcam się dla ciebie, nie zmarnuj tego. - Przytaknęłaś.
-Super! On i Kyle będą mieli świetne piżama-party!
-Żartujesz? Już robimy plany na śniadanie – powiedział z wielkim uśmiechem.
-A więc Jackie nie ma co narzekać, że będzie głodna – zachichotałaś. Poczułaś jak Sans otacza Cię ramieniem, oparłaś się o niego z niewielkim uśmiechem
-Więc teraz trzymacie się razem, czy co? - zapytał Kyle nagle. Ty i Sans popatrzyliście po sobie otwierając szeroko oczy. W jednej chwili wzruszyliście ramionami – Odbieram to jako tak.
-W końcu – Jackie się zaśmiała. Wywróciłaś oczami, Sans zacisnął swoją rękę na Twoim ramieniu uśmiechając się.
-nie chce kłamać, lubię cię trzymać.
-Tylko mnie nie puszczaj – zaśmiałaś się
-jesteś wredna, wiesz o tym?
-No co ty nie powiesz.
-chcę się tylko upewnić – przeniósł wzrok na Jackie – nie ma żadnych planów po północy, tak?
-Huh? Nie, zazwyczaj wszyscy się jeszcze bawią, a potem rozchodzą, dlaczego pytasz?
-bez powodu, uprzedzam tylko, że możemy zwinąć się wcześniej – popatrzył na Ciebie z zawadiackim uśmieszkiem. Serce mocniej Ci zabiło. Kyle zerknął na zegarek
-2 minuty! - krzyknął. Jakaś grupka ludzi zatrzymała się w pobliżu, Papyrus w końcu wrócił z parkietu.
-TU JEST FANTASTYCZNIE! - krzyknął siadając obok Ciebie – WIELE LUDZKICH SAMIC POWIEDZIAŁO MI, ŻE RUSZAM SIĘ JAK JAGGED
-Masz na myśli ruchy Jaggera? - poprawił Kyle, Papyrus przytaknął
-TAK DOKŁADNIE! KIM JEST JAGGER? - zaśmialiście się, Papyrus wyglądał na zmieszanego
-Pokaże Ci w domu, Papyrus – powiedział Kyle – To muzyk, jest też taka piosenka.
-SKORO TAK MÓWISZ – wzruszył ramionami. Wszyscy wstali wpatrując się w wielki zegar wyświetlony na głównym bilbordzie
-30 sekund! - Jackie przybliżyła się do Kyle, podałaś rękę Sansowi
-Chodź tutaj.
-jest dobrze – wzruszył ramionami
-Jest taka tradycja, jeżeli pocałujesz osobę o północy w Nowy Rok, kolejny spędzisz u jej boku – podszedł do Ciebie niemal natychmiast
-skoro to tradycja – objął Cię ramieniem przenosząc wzrok na zegar. Przyglądaliście jak wielkie cyfry się zmieniają, poczułaś motylki w brzuchu. Kiedy jasnym się stało, że oboje na siebie lecicie, jak jakieś napalone nastolatki, wkroczyłaś na nieznane Ci terytorium. Lubiłaś go nie tylko za jego osobowość. Lubiłaś Sansa, całego w swojej okazałości. Jak zegar pokazał 15 sekund te powoli przekręcił się w Twoją stronę – jesteś pewna, że chcesz spędzić kolejny rok z takim klaunem jak ja?
-Nie mam żadnych wątpliwości – uśmiechnęłaś się serdecznie, odwzajemnił ten uśmiech. Dookoła was zaczęło robić się głośniej.
-3... 2... 1! - krzyczeli ludzie – Szczęśliwego Nowego Roku!
Sans nie marnował nawet sekundy. Objął Cię ramionami przybliżając Twoją twarz do swojej. Nie dbałaś nawet o logikę czy sposób w jaki miał zamiar Cię pocałować. Chciałaś mieć go przy sobie. Najpierw przyłożył swoje czoło do Twojego, a potem zęby do Twoich warg. Całowałaś je czując coś czego wcześniej nie zaznałaś. Wiedziałaś, że nie ma ust, ale te doznania... jakbyś całowała wargi, ciepłe, namiętne, magiczne. Położyłaś rękę na jego plecach łapiąc oddech przez chwilę. Kiedy otworzyłaś oczy miałaś wrażenie, że widzisz gwiazdy.
-szczęśliwego nowego roku – szepnął nisko
-Szczęśliwego Nowego Roku – odpowiedziałaś. Tłum dookoła stał się absolutnie nieznośny. Posypało się konfetti. Popatrzyłaś do góry i zaśmiałaś się. Kilka wpadło między Twoje piersi i już miałaś je wyciągnąć, kiedy nagle się zatrzymałaś. Przejechałaś palcami po skórze, Sans przyglądał się temu z wielkim zainteresowaniem – Dlaczego ty mi tego nie wyciągniesz? - zachichotałaś. Podniósł na Ciebie wzrok i przysunął się.
-mam nadzieję, że wzięłaś moją radę z wczoraj do serca – powiedział. Z trudem łapałaś powietrze, jego oczy zamigotały na żółto. Naparł na Ciebie, zrobiliście kilka kroków i kolejną rzeczą, jaką dostrzegłaś było ich mieszkanie. Popatrzyłaś na niego zaskoczona – chciałaś sobie iść, prawda?
-Boże, tak – dyszałaś. W ich domu było ciemno i jedyne źródła światła jakie widziałaś w ciemnościach chciwie się na ciebie patrzyły. Zrobiłaś krok do tyłu, zderzyłaś się z czymś, co okazało się stołem. Nie miałaś zbyt wiele czasu na zebranie myśli, ponieważ gładkie ręce zaczęły badawczy taniec po Twoim ciele. Sapałaś opierając się trochę o mebel, pozwalając by jego dłonie łapczywie błądziły po Tobie. Przyciągnęłaś go do siebie prawą nogą, oparłaś łokcie o stół. Odpowiedział Ci cichym pomrukiem, ocierając się o Ciebie, jego ręce powędrowały do góry łapiąc za Twoje piersi. Jęknęłaś delikatnie, jego ciało nieznacznie zesztywniało.
-zrób tak jeszcze raz – powiedział chowając swoją głowę w Twoim karku, delikatnie mruczał. Zaśmiałaś się gardłowo.
-Musisz sobie na to zapracować – chciałaś się z nim podroczyć. Poczułaś, jak jego dłoń szarpnęła za materiał sukienki odsłaniając pierś. Jego ręka chwyciła za nią, a potem ścisnęła za stwardniały sutek, odpowiedziałaś mu przeciągłym stęknięciem.
-nie myślałem, że pójdzie tak łatwo – jego oddech był przerywany. Wierciłaś się pod jego pieszczotą.
-Sans... może pójdziemy do twojego pokoju? - zapytałaś, chcąc zejść ze stołu i zniknąć w sypialni. Mruknął coś do siebie i odszedł od Ciebie, patrząc na Twoje ciało. Poszłaś przodem odnajdując drogę w ciemnościach, otworzyłaś drzwi. Jego pokój był taki sam jak zawsze, nudny z kupą skarpet pod ścianą, ale jego łóżko było zaścielone. Włączyłaś światło aby lepiej wszystko widzieć i już miałaś walnąć jakiś kawał kiedy nagle pchnął Cię na posłanie całkowicie Cię tym zaskakując, chwilę potem już był na Tobie dysząc ciężko. Ścisnęłaś swoje nogi, starając się pohamować żądze.
-boże... chciałbym cieszyć się tym długo... ale nie wiem czy dam radę... - jego spojrzenie było takie wygłodniałe. W tej chwili nie miałaś kurwa ochoty na takie zabawy
-Sans – szepnęłaś chwytając go za kołnierz, przybliżając jego twarz do swojej -... Chcę abyś mi pokazał jakim potworem potrafisz być– Jego wyraz twarzy się zmieniał, jakby toczył wewnętrzną walkę sam ze sobą, ostatecznie jego oblicze było takie... dzikie.
-ta sukienka, ściągaj ją, natychmiast – powiedział krótko. Odczułaś instynktownie, że przelewki się skończyły, rozsunęłaś zamek i powoli zaczęłaś zsuwać ją z siebie. Śledził wzrokiem cały ten proces, spojrzałaś na niego.
-Jeżeli mam ją ściągnąć to muszę wstać – nie chciałaś, aby z Ciebie schodził. Warknął i przekręcił się, wstałaś cały czas czując na sobie jego wzrok, wyślizgnęłaś się z sukienki. Stałaś tam ubrana jedynie w majtki, które i tak były praktycznie niczym. Jego wzrok palił Cię. Byłaś cała czerwona, zawstydzona. Wstrzymałaś oddech, kiedy ściągnął marynarkę rzucając ją gdzieś i zaczął rozpinać guziki koszuli. Już nie jesteście na placu zabaw, zdałaś sobie z tego sprawę. Położyłaś się z nim na łóżku, patrząc na jego ciało, nie mogąc zrozumieć cudowności magi i kości. Nie dał Ci wiele czasu, znowu znalazł się na Tobie, łapiąc Cię za nadgarstki, przytrzymując je ponad Twoją głową. Jęknęłaś i uśmiechnęłaś się uwodzicielsko, powściągliwość Sansa doprowadzała Cię do białej gorączki. Jego oko zaświeciło na niebiesko, język wyślizgnął się spomiędzy zębów. Zaczęłaś szybciej oddychać.
-tak długo na to czekałem – zbliżył się do Twojego karku, teraz ekstremalnie wyczulonego i delikatnego. Poczułaś jak smakuje Cię, zadrżałaś. Uwolnił Twoje ręce, mruknęłaś kiedy jego język zaczął zwiedzać Twoje ciało. Jedyne co udało Ci się znaleźć w takiej pozycji to niewielka wystająca kość na jego kręgosłupie, którą delikatnie złapałaś w dwa palce i zaczęłaś pocierać. Jego odpowiedź była niemal natychmiastowa. Wolna ręka wbiła się w Twoją nogę, potem przesunęła się do góry i odchyliła materiał zakrywający Twoje wejście. Ooo kochana, masz przejebane. Przejechał palcem po Twojej mokrej kobiecości, zaczęłaś oddychać ciężej za każdym razem kiedy zwiększał siłę nacisku.
-Sans... błagam... błagam... - prosiłaś, pragnęłaś by Cię dotykał. Potrzebowałaś tego. „Proszę” to magiczne słowo, w jednej chwili jego język zaczął bawić się Twoim sutkiem, gładki palec wślizgnął się w Twoje wnętrze. Wzięłaś głębszy oddech starając się przybliżyć do jego ręki, warknął cały czas liżąc i przygryzając Twoją pierś. Przytrzymał Cię z większą siłą. Jego palec zagłębił się w Ciebie powoli, jakby badał, potem podrażnił Twoją łechtaczkę, wygięłaś się w łuk. Przestał interesować się Twoją piersią, lekko się podniósł by przyglądać się reakcjom na Twojej twarzy. Znowu przejechał palcem po Twoim czułym guziku, gwałtownie szarpnęłaś głową na bok. Czułaś, że płoniesz od środka, jego najmniejszy dotyk był jak eksplozja. Uśmiechnął się głupkowato i bez najmniejszego ostrzeżenia wsadził dwa palce w Twoją rozognioną płeć. Krzyknęłaś z przyjemności, powoli poruszał nimi, całkowicie odpłynęłaś nie mając siły i nie chcąc o czymkolwiek myśleć. Wsunęłaś swoją dłoń między nogi i zaczęłaś dogadzać sobie palcami tak jak lubiłaś po pulsującej łechtaczce, popatrzyłaś mu się prosto w oczy.
-kurwa – warknął przyśpieszając tempo, zaczęłaś piszczeć. Byłaś tak blisko...! Jęknęłaś głośno, wtedy zacisnął zęby na Twoim sutku. To było wszystko czego potrzebowałaś, wykrzyczałaś jego imię kiedy biodra zaczęły Ci drżeć, czułaś elektryczne dreszcze przeszywające całe ciało, zacisnęłaś trzęsące się nogi. Po chwili odrętwienia opadłaś na łóżko ciężko sapiąc. Zabrałaś rękę spomiędzy nóg i popatrzyłaś na niego. Wyciągnął palce, zadrżałaś lekko.
-Naprawdę mam nadzieję, że nie doprowadzisz mnie do ruiny – szepnęłaś, to prawdopodobnie jednocześnie dobre i złe słowa jakie mogłaś powiedzieć w tym momencie. Rozpiął pasek i rozsunął zamek. Miałaś przed sobą najdziwniejszą, najbardziej egzotyczną rzecz jaką kiedykolwiek widziałaś. W jego kościstej dłoni stał gotowy i spragniony, świecący, niebieski kutas. Oblizałaś swoje wargi, pochylił się nad Tobą.
-zapytam tylko raz – oddychał szybko – jesteś tego pewna?
-Jeszcze nigdy nie byłam tak pewna w swoim cholernym życiu – zawodziłaś. Jęknął lekko, poczułaś jak czubek jego członka naciera na Twoje wejście. Zamarłaś i czekałaś, pocierał go o Ciebie. Dlaczego jeszcze nie jest w środku? Potrzebujesz go w środku, teraz! Znowu się z Tobą droczył? Nie czas na to! Popatrzyłaś na niego i dostrzegłaś, że znowu się z czymś siłuje.
-pokażę ci, jakim potworem jestem, tak jak chciałaś – warknął i wszedł w Ciebie z pełnym impetem. Straciłaś na chwilę oddech, delektując się jednocześnie faktem, że jesteś wypełniona oraz rozkosznym doznaniem jego członka. Nie mogłaś tego zrozumieć, ale wszystko było takie ... właściwe, choć jego tekstura była inna, nie jak skóra. Ale to teraz nie miało znaczenia, ponieważ zaczął poruszać się w Tobie w takim tempie i z taką siłą o jaką byś go nie podejrzewała. Krzyknęłaś głośno, kiedy kościste palce niemalże boleśnie zacisnęły się na Twoim ciele, gdy trzymał ręce na twoich biodrach. Przez jęki wołał Twoje imię, lecz nie byłaś dłużna, również nawoływałaś go między głośnymi stęknięciami. Jego twarz przybrała oblicze jakiego nigdy wcześniej nie widziałaś, była taka... zwierzęca. Polował na swoją ofiarę całą noc i teraz w końcu ją dorwał.
-k...kurwa... ja... zaraz... - dyszał, otworzyłaś nagle oczy. Nie myślałaś wcześniej o tym. Jak to w ogóle działa? Nie chciałaś zabić jego orgazmu, więc wyślizgnęłaś się z jego objęć i szybko chwyciłaś za jego męskość poruszając na niej ręką w górę i w dół. Dookoła czubka zacisnęłaś własne wargi – oh... KURWA – zamknął oczy i wystrzelił w Twoje usta, ciepłą substancją. Połknęłaś. Dziwne, ale nie miała żadnego smaku. Opadł na plecy, choć jego kutas nadal stał w pełni okazałości, drgając jeszcze w ostatnich dreszczach orgazmu. Polizałaś go, w odpowiedzi zadrżał.
-Jesteś całkiem dobrym potworkiem – uśmiechnęłaś się
-oh, to była zaledwie pierwsza runda – zaśmiał się nienaturalnie. Aż zawirowało Ci w głowie
-Pierwsza runda? - popatrzyłaś na niego, a on na Ciebie. Uśmiechał się nikczemnie.
-nie wiesz za wiele o potworach, co nie? - wsunął palce w Twoje włosy. Cholera, w co żeś się wpakowała?- a mimo to jesteś tutaj, w ramionach jednego z nich
-Jestem bardzo zadowolona z tego co umie mój potwór – podsunęłaś się i położyłaś obok niego. Zdałaś sobie sprawę, że nigdy nie ściągnął swoich spodni. - Czy mogę się zdrzemnąć przed rundą drugą? - Sans zachichotał
-oczywiście, ale mogę obudzić cię z niespodzianką
-Oh kocham niespodzianki! - Wsunął rękę pod Ciebie abyś mogła położyć na niej głowę i odpocząć, z początku było naprawdę niewygodnie, ale szybko do tego przywykłaś. - Jesteś moją ulubioną niespodzianką.
-heh, a ty moją – Objęliście się wsłuchując się w hałasy za oknem. Powoli zaczęłaś usypiać. 

Nie miałaś dość czasu na sen.
Share:

18 listopada 2016

Undertale: Te ciche momenty - Jedna tequila, dwie tequile... [In These Quiet Moments - One Tequila, Two Tequila... - tłumaczenie PL]

autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry. Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem:
SPIS TREŚCI:
Niedługo po świętach przychodzi Sylwester i byłaś z tego powodu podekscytowana. Nowy Rok to okazja nie tylko do hulanek, ale i do zaczęcia wszystkiego od nowa, tak przynajmniej sobie wmawiałaś. Miasto było pełne życia, a ludzie na ulicach wyglądali na szczęśliwych, to ostatnie dni grudnia. Wraz z grupką przyjaciół postanowiłaś na tę okazje udać się do klubu. Okazało się, że Kyle ma przyjaciela, przyjaciela, który zna przyjaciela, mającego przyjaciela... W każdym razie udało się wam zarezerwować lożę na tę okazję. Zamierzałaś się tam dobrze bawić, a potem oglądać fajerwerki. No i choć raz na rok mogłaś być nieco ekstrawagancka.
Spotkacie się w stałym składzie. Twoja bestia i jej Kyle, Hannah, Anna z Jamesem, Allison z Erickiem i kilkoro innych ludzi, których kojarzyłaś tylko z widzenia. Jakimś cudem Will też dostał się na listę zaproszonych gości, bo jakby nie patrzeć jest przyjacielem... któregoś z przyjaciół? Ale na całe szczęście się nie pojawi. Cieszyłaś się, że nie będziesz musiała oglądać jego mordy.
Wcześniej zapraszałaś KościoBraci na imprezy, ale ta była nieco inna. Nie szliście do baru, ale do klubu w którym będzie tysiąc ludzi no i jeszcze więcej na ulicach. W tym czasie ludziom troszeczkę odbija, więc boisz się o bezpieczeństwo kościotrupów. Spotkałaś się z Sansem po tym jak skończył pracę pewnego popołudnia w celu omówienia wspólnego wypadu.
-Cześć Sans – pomachałaś do niego. Stał oparty o ścianę bawiąc się telefonem. Podniósł głowę jak tylko Cię usłyszał i uśmiechnął się. Jackie Ci powiedziała, że w jej mniemaniu, kiedy patrzy na Ciebie jego uśmiech jest nieco inny od zwyczajnego. Odmachał Ci i podszedł.
-cześć, czyżbyś myślała o jakimś latte?
-Zgadza się – zaśmialiście się razem – Chodź. - poszliście wzdłuż bloku, zatrzymując się na skrzyżowaniu – Jak minęła praca?
-powoli, boże narodzenie się skończyło i ludzie odkryli, że mają puste konta bankowe, tak mi się wydaje. teraz chomikują resztki drobniaków, aby mieć za co kupić alkohol na sylwestra – ruszyliście na zielonym świetle
-Chyba tak. Co robiłeś wcześniej w Nowy Rok? - podeszliście do kawiarni. Wzruszył ramionami.
-nic, papyrus spotykał się z kilkoma innymi potworami i razem oglądali filmy – otworzył Ci drzwi kłaniając się przy tym
-Dziękuję, mości panie – dygnęłaś niezgrabnie – Nawet jak wyszliście na powierzchnię?
-tak, to znaczy wiem że jak przyjechała undyne to cały czas imprezowali, ale nikt tak naprawdę nie chciał z nią zadzierać – zachichotał – nie będę kłamać, moim zdaniem większość z nas jest zbyt nieśmiała by wmieszać się w zwariowany tłum uh... lubimy szaleć, ale nie przy świadkach – Uniosłaś brwi
-Rozumiem. - Może to nie jest dobry pomysł. Ostatnią rzeczą, którą chciałaś było to aby Sans albo Papyrus byli obrażani, albo jeszcze gorzej, zaatakowani przez jakichś idiotów. Podeszliście do lady i zamówiłaś swoje latte, a Sans kawę. Stanęliście przy barze czekając – Więc w Nowy Rok nigdzie się nie wybierasz, tak? - Wzruszył ramionami
-nie mam planów, jeżeli o to pytasz, papyrus wspominał że chce zobaczyć fajerwerki, ale możemy to zrobić z dachu- przyszło zamówienie i usiedliście przy stoliku – dlaczego pytasz?
-Tak właściwie to chciałam was zaprosić na imprezę noworoczną – westchnęłaś i odwróciłaś wzrok – Ale po tym co usłyszałam, to chyba nie jest dobry pomysł. Idziemy sporą grupką do Voodoo Lounge, mamy tam zarezerwowaną lożę vipowską. Em... znaczy się, byłeś kiedyś w nocnym klubie?
-nie – wzruszył ramionami – nie mieliśmy takich, wiem że są. internet to dobre źródło informacji, dużo światła, głośny bass, kupa ludu, wiele tańca.
-Tak, właściwie to tak. Jest też sporo picia jak zawsze w Sylwestra. No, ale jesteś członkiem klubu początkujących alkoholików, więc myślę, że z tym problemu byś nie miał – zachichotałaś. Sans zamyślił się na chwilę.
-będę z tobą szczery, to nie w moim stylu, ale ej, można spróbować czegoś nowego na nowy rok, co? - uśmiechnął się nagle – nie obiecuję, że będę tańczyć
-Sprawiedliwie. To też nie w moim guście, ale choć raz do roku mogę zabalować, wiesz? Wyjść na kilka godzin, napić się, wytańczyć dupsko, wrócić do domu z kim.... - ugryzłaś się w język. Sans podniósł swoją kawę i głośno siorbnął unosząc wysoko brwi. Chrząknęłaś – Wrócić do domu i iść spać, wiesz.
-to dla mnie coś nowego, więc myślę że będziesz musiała być moim przewodnikiem. - Rozpogodziłaś się
-Czyli idziesz? - zaśmiał się
-tak, tak, idę, tak dla odmiany spróbujemy czegoś nowego, co? - rozsiadł się wygodnie w krzesełku – papyrus pewnie też będzie się dobrze bawił, lubi tańczyć. i to nawet jak nie gra żadna muzyka, lubi tańczyć
-Widziałam jak gibie się w kuchni podczas gotowania – wyszczerzyłaś się – Ale serio, boję się o wasze bezpieczeństwo. Chodzi mi o to, że fajnie brzmi zabawa i takie tam, ale.. - Sans podniósł dłoń uciszając Cię
-hej nie sil się, magia, pamiętasz? - uśmiechnęłaś się głupkowato – mogę się teleportować, nie dam się zgnieść na parkiecie.
-Racja. Wiesz, nigdy nie dopytywałam cię zbyt wiele o te sprawy – upiłaś łyk latte
-tak? a co chcesz wiedzieć? - zmarszczył brwi
-Cóż... jak to działa? Możesz się teleportować gdzie chcesz? Myślisz i puff jesteś? Gdziekolwiek na świecie? - podrapał się po boku czaszki
-eh, to nie do końca tak. pomyśl o tym jak o ... wejściach, dla mnie otwarte drzwi to możliwość. wszystkie otwarte drzwi to miejsca, gdzie mogę iść, ale nie dostanę się tam gdzie drzwi są zamknięte, rozumiesz?
-Chyba? To jak jakiś ... obszar o ograniczonym dostępnie?
-tak i nie, jeżeli gdzieś już byłem, tak, mogę się tam udać kiedy tylko chce. oczywiście wszystko ma swoje limity. mogę znaleźć się na drugim końcu miasta w chwilę – podwinął rękawy koszuli, nadal zaskakiwał Cię fakt, że to same kości – ale jeżeli chcę się przenieść dalej muszę otworzyć więcej drzwi
-A możesz ich otworzyć tyle, aby okrążyć ziemię?
-mogę, ale to by mnie pewnie zabiło – powiedział jasno. Otworzyłaś szerzej oczy – widzisz, za każdym razem, kiedy otwieram drzwi, korzystam z mojej magii, a wtedy ja... ej idziemy na hot doga? - Zamrugałaś zdziwiona nagłą zmianą tematu
-Uhhh, jasne?
-wybacz, jestem głodny, nie jadłem obiadu
-Raaany, oczywiście. Idziemy na rynek?
-tak – dopił kawę. Ty wyszłaś ze swoją w ręku, w trakcie spaceru wznowił temat
-więc, za każdym razem kiedy się teleportuję i przenoszę materię wraz z duszą, używam magii. nie wiem jak to jest z innymi potworami, ale ja i papyrus potrzebujemy jej więcej niż reszta – upiłaś latte słuchając go z zafascynowaniem
-Dlaczego?
-popatrz na mnie – złapał za materiał swojej koszuli i lekko go ścisnął zobaczyłaś wystające żebra – jestem chodzącym szkieletem, jak myślisz dlaczego się nie rozpadam?
-Magia?
-bingo, pytałaś się mnie o to jakiś czas temu, nigdy ci nie odpowiedziałem, teraz już wiesz – poklepał się po brzuchu – to magia, ty masz skórę, mięśnie, ścięgna, a ja magię, która porusza moim ciałem – Byłaś zadowolona, że w końcu Ci to wyjaśnił. Dlaczego nie zapytałaś o to wcześniej?
-Zdajesz sobie sprawę z tego, że to jest kurewsko ciekawe? - Zachichotał.
-ta, wiesz, że wy też mnie bardzo ciekawicie. sposób w jaki ja działam wydaje mi się całkiem prosty, ale ludzka anatomia? skomplikowana jak dupa diabła, te wszystkie systemy i układy są po prostu takie... zjawiskowe – powiedział podekscytowany. Uśmiechnęłaś się lekko, zadowolona z tego powodu, że w jakimś stopniu go interesujesz – znaczy się, wasza skóra to żyjący, czujący, oddychający organ, ciało cały czas samoczynnie się porusza, bez udziału waszej świadomości. to niesamowite
-A ja myślałam, że myślisz, że jestem ładna – wyszczerzyłaś się
-ej no wiesz – zatrzymał się przed budką z hot dogami – chcesz?
-Nie dzięki, już jadłam – zamówił biorąc oczywiście dodatkowy keczup. Usiedliście na ławce patrząc się na plac.
-w każdym razie, otwieranie tych... drzwi, jest wyczerpujące, a jak zabieram kogoś ze sobą? tym bardziej... nie mam nic przeciwko skrótom to tu to tam, ale lubię też spacerować, brać taksówkę, zdecydowanie lubię taksówki, ale cieszę się, że ty zawsze wolisz wszędzie chodzić.
-Tak taniej! - powiedziałaś – No i zdrowej. Może ty nie musisz się martwić o wagę, ale ja tak – puknęłaś go – Zalałeś mnie informacjami, a wyjaśnisz mi jeszcze to? Jesteś głodny, jesz hot doga... ale nie masz żołądka? I proszę nie machaj palcami i nie mów maaaagia bo cię uderzę.
Popatrzył na Ciebie z ukosa i powoli zasłonił rękami twarz przyjmując obronna pozycję
-eh... cóż... ale właściwie to jest magia, mówiąc o technicznych aspektach... ja i papyrus musimy jeść, to co spożywamy zamienia się w energię, a ta uzupełnia zapasy naszej magii, jeżeli nie będę spał czy jadł stanę się wrakiem
-A więc to ładuje twoje baterie? - wyszczerzyłaś się. Wywrócił oczami
-tak i jestem z tego dumny, problem? - wytarł keczup z twarzy. Założyłaś nogę na nogę.
-A jest coś co chcesz wiedzieć o tym jak my działamy? - zapytałaś – Skoro już jesteśmy przy takim temacie.
-nic mi nie przychodzi do głowy... jak powiedziałem, internet to dobre miejsce z dużą ilością informacji – kiedy to mówił szybko odwrócił się na bok, lecz dostrzegłaś niewielki niebieski rumieniec na jego twarzy, który szybko znikł
-póki nie uczysz się historii ludzkości z memów – zaśmiał się lekko
-racja – dogryzł hot doga. Przyglądaliście się jak przechodnie spacerują po rynku, co jakiś czas ktoś na was rzucił okiem, ale nic więcej
-Więc, chcę się upewnić, balujemy w Sylwestra?
-zdecydowanie – wyszczerzyłaś się
-Super. Będzie zajebiście, obiecuję. I jakoś wyciągnę cię na parkiet
-marne szanse – powiedział – nie próbuj, będę się przyglądał
-Ale myślałam, że jesteśmy dobrymi partnerami do tańca – skrzywiłaś się sztucznie. Potrząsnął głową i zaśmiał się.
-bo jesteśmy, choć ostatnio mniej tańczymy dookoła różnych rzeczy. - Właśnie o tym myślałaś
-Więc hm... co robisz jutro wieczorem?
-nic, dlaczego pytasz?
-Najpierw powinnam zapytać, czy pojutrze musisz iść do pracy?
-pozwól, że sprawdzę szybko – wyciągnął telefon zerkając na kalendarz – nie, pracuję jutro do popołudnia, a potem mam wolny dzień
-Wyskoczymy na drinka?
-oh boże, tylko obiecaj że nie pozwolisz papyrusowi się uchlać znowu, znaczy fajnie się zachowuje, ale nie chcę aby znowu bolała go głowa – westchnął. Wzięłaś głębszy wdech.
-Tak właściwie, myślałam tylko o ... nas – spuściłaś wzrok nie mogąc spojrzeć mu w oczy
-oh – odpowiedział. Zaczęłaś się strasznie stresować, jednak nic nie mówił więc...
-Znaczy się... nie musimy być tylko my. Myślałam, że fajnie by było...
-tak, nie, pasuje mi to – uśmiechnął się do Ciebie – koniec z piruetami, czas na poważne dziewczęce pogaduchy
-Dokładnie. Cieszę się, że się rozumiemy – szturchnęłaś go łokciem. Zachichotał.
-dlaczego pytałaś czy potem mam wolne?
-Możemy przesadzić z tymi drinkami. Pamiętasz, że jesteśmy w klubie?
-ah tak, cóż... honorowi członkowie klubu początkujących alkoholików. to jutro będzie nasze pierwsze klubowe spotkanie – zaśmiałaś się lekko.
-Super. - oparłaś się i popatrzyłaś na niebo – Ładna pogoda
-tak – odpowiedział – chcesz coś jeszcze robić?
-Nie. Zazwyczaj chodzę sobie bez konkretnego celu patrząc po witrynach, znasz mnie – wstał, poprawił ubranie, a potem wyciągnął do Ciebie rękę
-pospacerujmy więc bez celu – chwyciłaś go i wstałaś. Popołudnie spędziliście chodząc powoli po uliczkach rynku, a potem wróciliście do domu nim zrobiło się za późno.

Kolejnego dnia byłaś zestresowana. Co prawda nie zaprosiłaś go bezpośrednio na randkę, żadne z was nie wiedziało, że to była randka. Więc co, przyjacielskie chlańsko? Nie byłaś pewna. Czułaś jakbyś zaraz miała wybuchnąć. Pisałaś do Jackie przez cały dzień, a ona powtarzała Ci co jakiś czas

Jackie: Uspokój cyce

Ale to nie pomagało...

Przebierałaś się chyba sześć razy, ostatecznie doszłaś do wniosku, że nie chcesz wyglądać jakbyś się starała. Chciałaś być słodka, troszeczkę kokieteryjna. No i nie miałaś pojęcia co mogłoby mu się podobać, miałaś nadzieję że jego gust będzie jak każdego innego mężczyzny, założyłaś więc luźną czarną bluzkę z wyraźniejszym dekoltem i ściągnięciami na biodrach, oraz swoje zabawne, słodkie, fioletowe dżinsy. Myślałaś o założeniu obcasów, ale i tak byłaś nieco wyższa od niego więc postanowiłaś z tego zrezygnować. Bawiłaś się nerwowo palcami. Myślałaś o nim. Jaki będzie koniec tej przygody? Co jeżeli głupie ludzkie uczucia zniszczą waszą przyjaźń? Co jeżeli źle odczytywałaś jego zachowanie i jest ono normalne u potworów? Powinnaś się go o to zapytać wtedy kiedy opowiadał Ci o swojej magii. Zaśmiałaś się okropnie, kiedy wyobraziłaś sobie jak ściągasz jego majtki w dół tylko po to by zobaczyć jeszcze więcej kości, a on na to 'a czego ty tutaj kurwa szukasz?'
No właśnie, czego po nim oczekiwałaś?
Ałć, to takie frustrujące. Zerkałaś na zegarek chyba z dwieście razy odliczając minuty do końca jego zmiany. Powinnaś napić się kawy, powiedziałaś mu, że spotkacie się w knajpie. Założyłaś na siebie kurtkę i zeszłaś schodami by wstąpić do pobliskiego sklepu. Piłaś swoje latte, kochana jesteś tak podjarana, że raczej nie potrzebujesz więcej kawy w swoim ciele. Wibracja telefonu

Sans: cześć

Sans: skończyłem pracę

Ty: Spotkanie aktualne?

Sans: tak, powiedz jeszcze raz, gdzie?

Ty: Na rynku, bar nazywa się Róża i Korona

Wieczór miał być tylko Twój i Sansa. Czułaś jak żołądek kręcił fikołki, a serce bawiło się w motylka za każdym razem kiedy o tym myślałaś. Często spotykaliście się na przerwie obiadowej, albo okazjonalnie, ale to wyjście było zdecydowanie inne. Dla Ciebie, w każdym razie. Bez Jackie, bez tego debila Willa, bez dramy, tylko dwójka przyjaciół, która chce się dobrze bawić. Dwójka przyjaciół, gdzie jedno z nich zakochało się w drugim, ale pfff co z tego? Czułaś się jak nastolatka. Telefon się odezwał, praktycznie wypadając Ci z ręki.

Sans: oh tak, przechodziłem obok niego wcześniej

Sans: spotkamy się tam?

Ty: Tak, zajmiesz nam miejsce jeżeli będziesz pierwszy?

Sans: tak

Wyszłaś z kawiarni naprawdę szybko. Zimne powietrze zaczęło szczypać Cię po policzkach, więc owinęłaś się szalikiem ciaśniej. To tylko drink z przyjacielem. Spotykałaś się z nim wiele razy. Jasne, może powinnaś go zapytać o intencje jakimi się kierował, lecz spotkanie na płaszczyźnie przyjacielskiej też było dobre. Dlatego bądź naturalna, dobrze? Kurwa mać, prawie się potknęłaś, za szybko idziesz. Róża i Korona to był niewielki barek w pobliżu O'Henry, miał jednak zdecydowanie inny klimat. W każdy weekend występował ktoś na żywo (zazwyczaj jazzmen), mieli też całkiem dobre jedzenie, ceny drinków przystępne. Ogólna atmosfera całkiem przyjazna. Przed wejściem pokazałaś swój dowód, aby zostać wpuszczoną do środka. Było już sporo ludzi, zaczęłaś rozglądać się szukając Sansa. Jak na złość, nie siedział przy stoliku, ale przy barze. Wygląda na to, że znalazł czas aby się przebrać nim wpadł tutaj, miał na sobie swoją niebieską kurtkę, pod spodem czarną koszulę i czarne dżinsy. Podeszłaś do niego i pacnęłaś w ramię. Popatrzył na Ciebie wyrwany z zamyślenia.
-Przepraszam proszę pana, czy to miejsce jest wolne? - odwrócił się i uśmiechnął szeroko
-zajęte dla pewnej ładnej pani – zaczęłaś odchodzić
-Przepraszam zatem! Już sobie idę.
-czy powiedziałem ładnej? miałem na myśli olśniewającej! - poklepał miejsce nakłaniając Cię do spoczęcia. Serce szybciej Ci zabiło. Czy właśnie z Tobą flirtował? Czy to flirt? Czy to przyjaźń? Niczego nie jesteś już pewna.
-Rany, łatwo ci zaimponować – uśmiechnęłaś się, a on się zaśmiał
-tak, jakby, fajne spodnie – pokazał na nie. Zerknęłaś bardzo szybko i pogładziłaś materiał.
-Podobają się? Jackie mówi że są paskudne, a ja uważam że urocze
-jedna z was ma racje
-Która?
-myślę, że możesz się domyślić – zachichotał. Wywróciłaś oczami
-Mniejsza o to. Jak minął dzień?
-dobrze, czekałem na wieczór, sprawdzałem czas chyba z dwieście razy, ale mniejsza o to, co pijesz? - Myślałaś przez chwilę. Na co masz ochotę? Oh, już wiesz.
-Zaskocz mnie.
-jesteś tego pewna? - zapytał zerkając na Ciebie z szczwanym uśmieszkiem. Uniosłaś brwi
-Wypiję cokolwiek zamówisz, kolego. Z wyjąt... - Sans już zrobił swoje.
-dwa kieliszki tequili poproszę – popatrzył na Ciebie z ukosa
-Z wyjątkiem tequili. Chciałam powiedzieć tequili. - barman podał zamówienie – Uh, tequila to nie jest raczej dobry pomysł.
-chorujesz po niej? - choć zapytał to jego głos brzmiał tak jakby coś wiedział. Starałaś się znaleźć na jego twarzy odpowiedź.
-Nie... tylko... uh – podrapałaś się po karku – Ubrania mają tendencje do znikania przy tequili. To nie jest zbyt bezpieczne dawać mi się jej napić.
-mmm – postukał palcem w drewniany bar – jeżeli nie wypijesz, znikające ubrania nie będą problemem – uśmiechnął się, ale inaczej niż normalnie. Nie znałaś tego uśmiechu. Zaśmiałaś się nerwowo i wyciągnęłaś telefon.
-Nie, wypiję. Ostrzegam tylko przed konsekwencjami.

Ty/Jackie: GADAŁAŚ Z NIM!

Jackie: Co?

Ty: Mówiłam CI, że idziemy na drinki. Co MU powiedziałaś?

Jackie: Miłej zabawy! Kocham cię! <3

Jackie: NIE MYŚL TYLKO SIĘ BAW!

Jackie: Wyślij mi snapy!

Warknęłaś pod nosem. Czy ona bawi się w cholerną swatkę? Jackie, niech aniołowie mają ją w opiece, chciała pomóc, ale to tylko mogło pogorszyć sprawę. W końcu zdałaś sobie sprawę z tego co do niego czujesz, ale łączenie rozognionych hormonów z gorzałką raczej nie było dobrym pomysłem. No, ale Sans gadał z Jackie. Czy to oznacza, że jest zainteresowany? A może ona tylko mu pomagała? Powiedziała mu co lubisz pić, a on stara się być tylko miły? A co jeżeli on tak naprawdę...
-nie martw się tym tak – powiedział nagle i przysunął oba kieliszki do siebie. Zmarszczyłaś brwi patrząc na niego, chwyciłaś za swój
-Nie. To jest bardzo smaczna tequila, nie podzielę się - Chwyciłaś za telefon – Mogę zrobić ci snapa?
-jasne - ustawiłaś kamerę na niego i zrobiłaś zdjęcie podpisując ją "PIEPRZ SIIIIIĘ" po czym wysłałaś je do Jackie.
-Gotowe. Pijemy? - popatrzyliście po swoich szotach i napiliście się. Piekło, ale przyjemnie. To miasto naprawdę robiło z Ciebie początkującego alkoholika. Nim się do niego przeniosłaś piłaś może trzy albo czterech razy na miesiąc, a teraz prawie w każdy weekend.
-chcesz zamówić kolejnego? - przesunął po szkle swoim palcem. Popatrzyłaś na niego.
-Nie. Powierzam się dzisiaj tobie. Ja zazwyczaj zamawiam szoty, co nie? - zachichotałaś – Może ty wprowadzisz jakąś zmianę choć raz – Sans zaśmiał się gardłowo
-mnie się podoba – jego uśmiech lekko drgnął, dostrzegłaś ślad tych pojedynczych kłów, powoli zaczynały się pojawiać. Nie masz zielonego pojęcia jak to robi, ale ich widok przyśpiesza Ci tętno. Stawałaś się powoli coraz bardziej świadoma, że założyłaś bluzkę z dekoltem, poczułaś też że Twoje spodnie robią się jakby ciaśniejsze. Zabrał puste szklanki – zadbam więc dzisiaj o nas
-Dzięki – z trudem przełknęłaś ślinę. - Więc um... pracujesz w Nowy Rok? - zapytałaś, desperacko pragnąc porozmawiać o czymkolwiek.
-huh? oh, tak, nowy rok jest dla mnie wolny, ale muszę pracować kolejnego dnia, mam poranną zmianę, chujowo. papyrus też i zdecydowanie nie jest z tego powodu zadowolony – powiedział – ale nie martw się, idziemy na imprezę, no i oboje mamy potem wolne. masz jakieś plany?
-Tak! Myślałam właściwie o jakiejś zabawie w śniegu. Wiesz, jeżeli będzie – Sans uśmiechnął się
-jakoś nie moje klimaty, ale papyrus będzie zachwycony, tęskni za tym, wiesz? tam gdzie mieszkaliśmy śnieg był cały czas, stąd też jest nasze nazwisko
-Serio? Snowdin? Zaraz... Czy twoje nazwisko to pierdolony kawał? - popatrzył na Ciebie jak najszczęśliwszy szkielet na świecie. Warknęłaś teatralnie – Jesteś OKROPNY, wiesz?
-mogliśmy wybrać nasze nazwiska. żaden z potworów wcześniej takiego nie miał, a więc mogliśmy mieć takie od miejsca z którego pochodziliśmy, albowymyślić. papyrus je polubił, i oczywiście ja też – poprawił się w siedzeniu i przechylił, zamówił coś u barmana, ale nie słyszałaś co mówił
-Co teraz pijemy?
-zobaczysz, nie tequila, nie bój się – jakaś część ciebie była tym zawiedziona, ale to chyba nawet lepiej – ją zamówimy później – zarechotał – w każdym razie, powiedziano nam, że bez nazwiska nie będziemy mogli legalnie korzystać z waszych ludzkich udogodnień. sans snowdin brzmi przystępnie
-Mnie się podoba. - uśmiechnęłaś się – Zdecydowanie lepsze niż Sans Szczytgóry czy Sans Podziemny, albo coś takiego.
-chciałbym powiedzieć, że mieliśmy lepsze nazwy, ale skłamałbym – zachichotał – nasz król nie był dobry w wymyślaniu określeń. wiesz... popatrz na to... był taki obszar nazwany hotland tylko dlatego, że było tam gorąco?
-Co? Poszalał! Teraz powiedz mi, że miejsce gdzie była woda została nazwana wodospadem – zaśmiałaś się. Sans popatrzył na Ciebie przez chwilę.
-właściwie... tak, to nazwa kolejnego obszaru
-Robisz sobie jaja
-nie tym razem
-Łoł, serio nie męczył się z wymyślaniem nazw. Czy pokazał na miasto i powiedział „To będzie nasz Nowy Dom” ponieważ to pierwsze co zobaczył?
-wolałbym już na ten temat się nie wypowiadać – zaśmiał się. Barman podał wam drinki, Sans podsunął Twój – w każdym razie masz, klasyka
-Klasyka czego? - uśmiechnęłaś się, pachniało jakby ktoś dodał tam środków czystości, mocny towar
-klasyczny potworzy drink – szczerzył się. Wzruszyłaś ramionami zastanawiając się co to kurwa jest.
-Dobra, do dna! - przechyliłaś kieliszek. Pierwszy łyk palił jak diabli, zaczęłaś się krztusić, ale w smaku nie było takie złe. Otarłaś wargi. - Dobry Boże, co mi dałeś?
-nie mogę powiedzieć, to tajemnica – mrugnął do Ciebie. Popatrzyłaś na pozostały trunek podejrzliwie, a potem wzruszyłaś ramionami. Był całkiem smaczny, ale zdecydowanie powinnaś zwolnić. Sans w tym czasie wypił już ponad połowę swojego – więc czym są snapy?
-Oh to taka głupia aplikacja na telefon, wysyłasz zdjęcia, ale nie na zawsze. Tak na chwilę. Ludzie używają tego właściwie to sextingów – zaśmiałaś się. Sans uniósł brwi
-sextingów? czy chcę wiedzieć co to jest?
-Ehhh, wyjaśnię potem. Ale właściwie to chodzi o zdjęcia, wysyłasz je komuś ze znajomych i ma tylko kilka sekund na zobaczenie, a potem fotka znika. Puf! Na zawsze. To zabawny sposób na dzielenie się chwilami ze swojego życia bez zawalania pamięci komórki– Sans przyglądał Ci się – Oh, po prostu daj swój telefon, zaraz ci pokażę.
Wyciągnął go i podał Ci, ściągnęłaś aplikację.
-Jaki chcesz mieć nick?
-nie wiem, sans?
-To dziwne... ale jest zajęte
-wymyśl mi więc – wpisałaś 'sansszkielet' ale jesteś kreatywna. Oczywiście, to było wolne.
-Dobra. Zaraz dodam cię do znajomych, i wyślę zaproszenie do Jackie i Kyle, bo ich znasz. O, a teraz pokażę ci jak to działa – Zrobiłaś sobie zdjęcie własnym aparatem i wysyłałaś mu. Dostał powiadomienie i spojrzał.
-ah, ej zaraz, zniknęło – powiedział – jak mogę je odzyskać?
-Nie możesz. Znika zaraz po tym jak je zobaczysz. To znaczy możesz zrobić skrina, ale to oszukiwanie, no i ta druga osoba dostaje powiadomienie, że to zrobiłeś. Oh no i możesz przesyłać filmiki – Sans bawił się w tym czasie telefonem nagrywając Cię.
-heh, powiedz cześć
-Uh, cześć!
-ok, więc jak mogę to wysłać do znajomych? to ty?
-Tak, a to Jackie i Kyle. Wybierasz jedno z nich, albo kilka osób i wysyłasz. Szybko łapiesz techniczne zagwozdki, więc rozgryziesz co i jak – wzruszył ramionami i wsadził telefon do kieszeni
-całkiem fajne, oh zaraz, dostałem coś
-Ehhh taaa, jakby to powiedzieć Jackie jest uzależniona od snapchata – powiedziałaś – możesz wyłączyć powiadomienia – Na Twój telefon też coś przyszło, zdjęcie Jackie i Kyle trzymających za Ciebie kciuki.
-super, dostałem zdjęcie gdzie mi machają – odparł – podoba mi się, będę musiał powiedzieć o tym moim znajomym, jestem pewien że nie wiedzą co to jest
-A tak, twoi znajomi z Podziemia? Wspominałeś, że przyjadą niedługo, tak?
-tak, undyne i alphys. undyne i papyrus to dobrzy kumple, a ja dogaduję się z alphys – upił swojego drinka – jesteśmy w stałym kontakcie z nimi, powiedzieliśmy im że jest tutaj naprawdę przyjemna atmosfera, więc przyjadą przyjrzeć się miastu bo u siebie mają jakąś gównianą akcję – zmarszczyłaś brwi.
-Chujowo. Czy to też szkielety, jak wy?
-nie, pap i ja to jedyne szkielety jakie znam. czekaj, pokażę ci zdjęcie – wyciągnął telefon i przesunął palcem omijając kilka zdjęć, a potem na jednym się zatrzymał – ta po lewej to undyne, a ta po prawej to alphys – poznałaś od razu swoje szkielety w centrum, ale Undyne wyglądała jak wielka ryba z czerwonymi włosami, a Alphys była... dinozaurem? Jaszczurką?
-Super – powiedziałaś – Macie wiele różnych gatunków, co? - przytaknął – Koniecznie będziesz musiał mi kiedyś powiedzieć o tym jak potwory się rozmnażają – biedak zakrztusił się swoim drinkiem – Wszystko dobrze?
-ta, dobrze – wytarł buzię w serwetkę. Jego twarz była cała niebieska. Zachichotałaś.
-Jesteś uroczy – pokazałaś na jego policzki – Podobają mi się
-łał, dzięki, cała przyjemność po mojej stronie – próbował brzmieć sarkastycznie, ale i tak się uśmiechał.

Bawiliście się dobrze, opowiadając różne historie i generalnie świetnie spędzając czas. Jezzowa muzyka była fajna, Sans troszeczkę przymilkł po jakimś czasie. Zamawiając więcej tego ich drinka, był naprawdę dobry. Cieszyłaś się mogąc mieć szkieleta przy sobie. Co jakiś czas między zamawianymi trunkami, pojawiała się tequila to tu to tam, rozluźniłaś się już dość mocno by nie zwracać na to uwagi. Zdecydowanie byłaś już pijana. Nie tak źle pijana, ale na sposób „wszytko jest wspaniałe, chcę każdego przytulić, strasznie mi gorąco w tych ubraniach”. Ale co ważniejsze, Sans też tracił kontrolę. Jego zwyczajne opory przy kontaktach z innymi ludźmi zniknęły, dlatego zaczepiał ich przy barze. Uśmiechałaś się, nie przejmując się tym, że w tej chwili z Tobą nie rozmawiał. Zaczął się dogadywać z kilkoma osobami siedzącymi po jego stronie. Alkohol czasem czynił cuda, bywalcy baru nie zwracali większej uwagi na to, że jest kościotrupem, na co zareagowałaś z radością. Kilkoro rozpoznało go z miejsca pracy, albo z ulicy więc przedstawiało się i zagadywało, niszcząc tym samym wszelkie bariery. Dawno nie było Ci tak miło na pijackim wypadzie. Przywykłaś do tego, że najczęściej w miejscach publicznych nikt nie reaguje na niego zbyt przyjaźnie, mijając z dziwnym wyrazem twarzy, krzyczą bez powodu, ale teraz? Teraz było wspaniale. Czy to jest właśnie ten duch świąt o którym się tyle mówi? Sans był zajęty wymieniając się z ludźmi snapami, więc szybko jego liczba znajomych się powiększyła. Właśnie robił sobie selfi odwrócony do Ciebie plecami, a Ty popijałaś drinka przyglądając się butelkom na regale. Byłaś szczęśliwa. Założyłaś kosmyk włosów za ucho, praktycznie czułaś jak procenty wymieszały Ci się z krwią. Wysłał zrobione zdjęcie dwóm osobom z listy i odwrócił się do Ciebie.
-przepraszam za to, już się tobą zajmuję
-Jaja sobie robisz? Świetnie się bawię. - uśmiechnęłaś się szeroko. Położyłaś swoją rękę na jego powoli przesuwając palce po jej zewnętrznej części– Zawsze się świetnie z tobą bawię
-mam tak samo, wiesz, nigdy nie poznałem kogoś takiego jak ty – w jego głosie dało się usłyszeć ciche warczenie. Trudno dostrzegalne, lecz wychwyciłaś je, więc przystawiłaś do niego ucho.
-Jak ja? Co masz na myśli? - zaczęłaś – Kogoś kto chleje jak szewc, ma okropny gust modowy i żre jak ludzki śmietnik? - ścisnęłaś go za rękę śmiejąc się cicho.
-nie, właściwie znam kilka osób z tymi cechami – zachichotał. Niespodziewanie odwrócił dłoń i zacisnął palce dookoła twojej – nie, mówię o tobie, jesteś... jedyna w swoim rodzaju, wspaniała, piękna – wziął głębszy oddech, przestrzeń między wami powoli przestawała istnieć. Znowu poczułaś serce w gardle, drżało. Jego druga ręka zaczęła gładzić Cię po ramieniu, powoli przesuwając się wzdłuż talii. Przybliżył swoją twarz do Twojej, bez problemu widziałaś pustkę w jego oczodołach i te dwa świecące figlarnie punkciki. Kiedyś się tego bałaś, ale teraz byłabyś szczęśliwa mogąc patrzeć w nie cały czas. Zamknął oczy i przyłożył delikatnie swoje czoło do Twojego. Uśmiechnęłaś się i również opuściłaś powieki zamyślając się. Trwaliście tak kilka minut, a potem powoli popatrzyliście się wzajemnie w oczy. Oboje bardzo się rumieniliście. Jedno na czerwono, drugie na niebiesko.
-Popatrz na nas, jaką parę tworzymy – zaśmiałaś się lekko
-no nie mów, jak niepasujące do siebie skarpetki
-Czasem takie noszę – napiłaś się... cokolwiek tam znajdowało się w Twoim kieliszku, było silne i podobało Ci się to.
-więc czym jest ten sexting o którym mówiłaś wcześniej? - dopił swój trunek. Spojrzałaś na niego
-To .. em... heh. - zastanawiałaś się jak mu to wyjaśnić. Zaśmiał się
-jesteś słodka kiedy się peszysz, wiesz? - zmierzyłaś go wzrokiem
-Chwileczkę – odwróciłaś się, ścisnęłaś piersi razem i sugestywnie przystawiłaś palec do ust robiąc sobie zdjęcie. A potem mu je wysłałaś. Zerkał starając się zobaczyć co robisz, a wtedy jego telefon się odezwał.
-napisałaś do mnie? jest napisane, że od ciebie.
-Otwórz – uśmiechnęłaś się głupkowato. Zrobił to, a wtedy jego twarz zrobiła się ciemno niebieska
-oh
-Sexting – zaśmiałaś się – Kiedy dwójka ludzi flirtuje ze sobą przez telefon. O to chodzi. Zdjęcia i teksty mogą być bardzo zboczone, jeżeli wiesz o co chodzi – z trudem przełknął
-tak – zapisał zdjęcie na swoim telefonie. Zachichotałaś.
-Raaaany Sans, jeżeli chcesz więcej zdjęć po prostu poproś – ok miałaś stanowczo za dużo alkoholu w ciele
-naprawdę? - uniósł brwi – więc mówisz, że jeżeli ... grzecznie poproszę... dostanę wszystko to co chcę? - powoli się do niego przysunęłaś przystawiając swoje usta tam, gdzie powinien mieć uszy. Nie miałaś pojęcia jak słyszy, ale teraz miałaś to gdzieś.
-Chciałabym, abyś powiedział mi o tym osobiście. Lubię bezpośredniość, jeżeli o to chodzi – przesunęłaś palcami wzdłuż jego kręgosłupa, poczułaś jak sztywnieje pod Twoim dotykiem – Czasami chcę by mi mówić co mam robić.
-chcesz? - zawarczał nisko. Poczułaś jak w jednej chwili temperatura Twojego ciała wzrasta i coś zaciska się na żołądku. Twoje myśli zaczęły rozpaczliwie gnać w różnych kierunkach. Lubiłaś się z nim droczyć w ten sposób, to była fajna gra, ale kto ostatecznie będzie zwycięzcą?
-Tak, zaraz wrócę. Łazienka – podniosłaś się i weszłaś do niewielkiej ubikacji by pozbierać myśli. Dobra hormony, uspokójcie się. Jesteś odważna, ale może za bardzo. Wibracja, oh to telefon.

Sans: chyba nie załapałem o co chodzi w tym sextingu

Sans: dostanę jakiś inny przykład?

Ooo KURWA! To jest to. O to właśnie chodziło. Nie miałaś wątpliwości, że zrozumiał o co chodzi w sextingach. A więc wszystko było już oficjalne. Poczułaś narastające ciepło między nogami, zastanawiałaś się chwilę co mogłabyś mu wysłać, ale... nie. Byłaś w kiblu! Naciągnęłaś majtki i spodnie na dupę wzdychając ciężko. Po chwili wróciłaś do niego i usiadłaś obok, chcąc wznowić przerwany temat kiedy...
-Obrzydlistwo – usłyszałaś głos po prawej. Odwróciłaś się by zobaczyć kilka dziewczyn przyglądających się wam – Serio? Tak publicznie? Rzygać mi się chce.
Sans zaskoczył Cię tym, że ... milczał. Odwrócił głowę patrząc na bar, zmarszczył brwi. Miałaś wrażenie, że chce zapaść się pod ziemię. Dlaczego nic nie mówi? Z grupki wychylił się jakiś typek
-Nie możesz znaleźć księcia, księżniczko? Będziesz pierdolić się z potworem? - zaśmiał się jak świnia. Kilka osób z jakimi Sans nawiązał dobry kontakt co prawda spiorunowało go wzrokiem, ale też siedziało cicho. Dlaczego nikt nic nie mówił? Odezwij się.
-Odwal się. - poczułaś czystą, niepohamowaną wściekłość – Zajmij się sobą, debilu
-Próbujemy – odezwała się dziewczyna – Ale niszczycie atmosferę. To było fajne miejsce, póki nie pojawiły się potwory. - zmarszczyła niebezpiecznie brwi. Dobra. A więc jesteś kochanką potwora.
-Co za szkoda. Więc pójdę do domu z moim potworkiem – chwyciłaś Sansa za ramię i odciągnęłaś od baru. Był wyraźnie zaskoczony – A potem będziemy się pierdolić tak, że sąsiedzi wyjdą na papierosa po wszystkim. Wasz kolega nigdy was tak nie zaspokoi dziwki. - pokazałaś na typka z nimi – Będzie próbował i z osiemset razy, ale żadnej z was nie usatysfakcjonuje. Kiedy będziecie pod nim leżeć zaczniecie się zastanawiać, czy ta laska z kościotrupem jest zadowolona. I wiecie co wam powiem? Tak, jestem. Każdej. Cholernej. Nocy. - Twarz Sansa jeszcze nigdy nie była tak niebieska jak teraz, ale miałaś to gdzieś.
-uh
-Chodź Sans, IDZIEMY. Będziemy się rżnąć jak króliki i nikomu nic do tego – wyszłaś szybko ciągnąc go za sobą. Dziewczyny były bardzo zaskoczone, nie wiedziały co odpowiedzieć. Facet z nimi natomiast uśmiechał się dziwacznie. Zapomniałaś swojego szalika, więc zimno jakie Cię otoczyło na zewnątrz ostudziło Twoją złość. Odeszliście kawałek i oparłaś się o ścianę ciężko dysząc. Sans podszedł do Ciebie nadal analizując sytuację.
-co to kurwa miało znaczyć?
-Cholera, przepraszam Sans. Byli tacy kurewsko chujowi, a ja ... Boże, mam nadzieję że nie zawstydziłam cię jakoś bardzo. - Popatrzyłaś na niego przyćmiona alkoholem, bałaś się, że coś spierdoliłaś... Kiedy nagle uderzył otwartą ręką w ścianę obok Twojej głowy przybliżając się do Ciebie bardzo blisko
 klik
-czy to jest to czego chcesz? - powiedział z uśmiechem, jego oczy niebezpiecznie zamigotały. Wstrzymałaś na chwilę oddech, a potem uśmiechnęłaś się i położyłaś ręce na jego plecach
-Tak – wypuściłaś powietrze przez nos. Jego głowa natychmiast znalazła się przy szyi, czułaś gorące powietrze jakie wypuszczał, a słowa pieściły Twoją skórę.
-jesteś tego pewna? - poczułaś jak delikatnie przygryza płatek ucha
-Boże. Tak. - stęknęłaś powoli unosząc swoją prawa nogę by położyć ją na jego biodrach. Przylgnął do Ciebie, w jednej chwili poczułaś jak sztywne i ostre są jego zęby. To doznanie było takie inne, nowe. Oh. Oh tak. Bez zastanowienia Twoje dłonie zaczęły błądzić po jego klatce piersiowej, bokach, plecach, odkrywając na nowo znane Ci tylko z widoku tereny. Sans warknął czując jak Twoje palce pieszczą jego kości.
-uh, może powinniśmy iść. nie tutaj, gdzie indziej, byle nie tutaj – przytaknęłaś, ale Twoja głowa znalazła się przy jego karku
-Taksówka, załatw taksówkę – Przesunęłaś językiem po jego karku. Był troszeczkę jak kreda, lecz nie sypał się tak jak ona. Smakował coś jak jak węgiel i sól i jeszcze coś czego nie mogłaś rozpoznać. Kiedy to zrobiłaś poczułaś jak jego lewa ręka mocno ściska za pośladek przybliżając Twoje biodra do jego.
-tak, taksówka, wezmę taksówkę – Zrobił krok do tyłu poprawiając kurtkę. Złapał taryfę w rekordowo szybkim czasie. Twoje ciało było rozpalone, bez chwili zwłoki weszłaś do auta. Kierowca popatrzył na was w lusterku, natychmiast podałaś adres. Krótko po tym jak ruszyliście poczułaś dłoń prześlizgującą się po Twoim udzie, zatrzymał ją dopiero na samym szycie, od Twojej kobiecości dzieliły go tylko spodnie i bielizna, prawie zadławiłaś się nagle wciągniętym haustem powietrza. Popatrzyłaś na jego twarz, a potem przeniosłaś wzrok na jego spodnie, było tam wyraźne wybrzuszenie. Jezu Chryste, marnujecie czas! Jego ręka mocniej naparła na Ciebie, wiedziałaś że czuje Twoje pożądanie, praktycznie nim emanowałaś. Zerknęłaś upewniając się, że kierowca nie patrzy, a potem sama przesunęłaś swoją rękę na jego nogę, która jak pająk znalazła drogę do tego cudownego kształtu, jaki zarysował się na jego dżinsach, oplotłaś go palcami. Sans zadrżał pod Twoim dotykiem i zaczął oddychać znacznie ciężej. Wydawało Ci się, że taksówkarz się wlecze, wasze palce mocno atakowały intymne rejony drugiej osoby co tylko pogarszało sprawę. Taryfa z końcu dojechała na miejsce
-To będzie 22,60$ - powiedział kierowca. Dałaś mu dwie dwudziestki do ręki
-Reszta dla ciebie, dzięki, pa! - praktycznie wyskoczyłaś z pojazdu. Nadal byłaś strasznie pijana. Sans tak samo. Złapaliście się pod ramiona próbując wspólnie utrzymać równowagę. Śmiejąc się jak dzieci weszliście na górę po schodach.
-Do mnie – wyciągnęłaś klucze – Zdecydowanie do mnie- otworzyłaś drzwi i wywróciłaś się na ziemię przez przypadek. Miałaś to gdzieś, mógł równie dobrze zerżnąć Cię w progu. Wiedziałaś, że go chcesz. Strasznie go chcesz. Zaśmiałaś się nie wstając z podłogi uważając, że to naprawdę zabawny widok. Jednak jego oblicze zmieniło się. Pomógł Ci wstać, prawie sam tracąc równowagę, zaczęłaś składać pocałunki na jego żuchwie. Oddychał ciężko, lecz nic nie robił. Mogłaś powiedzieć, że siłuje się z czymś.
-Co jest? - popatrzyłaś na niego
-to – pokazał na waszą dwójkę. Zrobiłaś krok do tłu. Poczułaś się źle. Rozczytał mowę Twojego ciała i mrugnął – nie! nie nie, nie o to mi chodziło, znaczy się... jezu – złapał się za głowę sfrustrowany – boże, nie łapiesz _____, pragnę cię, strasznie cię pragnę
-Więc dlaczego nie przyjdziesz i sobie mnie nie weźmiesz? - warknęłaś na wpół zrozpaczona na wpół wściekła. Sans złapał Cię czule za policzki.
-wezmę, jeżeli będziesz chciała, ale nie kiedy jesteśmy... tacy. nie chcę abyś obudziła się w łóżku obok potwora z głową pełną wyrzutów sumienia, wiesz? - Otworzyłaś szerzej oczy, czy on... właśnie Cię odrzucił? Odrzucił Cię! Will też Cię odrzucił, a teraz zostałaś odrzucona przez kurewskiego kościotrupa?!
-Ta, wyrzuty sumienia – mruknęłaś oschle. Sans zamrugał. Nie to miałaś na myśli, lecz nie byłaś na siłach tłumaczyć się. - Dzięki za odprowadzenie mnie do domu, dobrze się bawiłam.
-_____, ej – odwróciłaś się do niego plecami. Nie chciałaś, aby zobaczył wściekłość w Twoich oczach
-Chyba zapomniałeś zabrać swojej karty z baru, powiedz jeżeli naliczą ci jakieś dodatkowe drinki, czasem tak robią. Oddam ci forsę – głos Ci się łamał. Chciał chwycić Cię za ramię, lecz nim to uczynił odtrąciłaś jego rękę – DOBRANOC, Sans.
-dobranoc _____ - wyszedł w ciszy, usłyszałaś jak zamyka drzwi do swojego mieszkania. A kiedy tak się stało krzyknęłaś wkurwiona. Kopnęłaś krzesełko, raniąc się w stopę, skandowałaś jakieś monosylaby. A wtedy zaczęłaś rzygać. Wszędzie. Dobry Boże, może to dobrze że Sans sobie poszedł? Chwiejnym krokiem poszłaś do łazienki by się umyć, usnęłaś nad klozetem.

Śniłaś o tym, że byłaś ścigana przez gang motocyklowy. Jackie rzucała w nich jakimś obiadem. Nagle przed Tobą otworzyły się wielkie drzwi z których wyszedł pingwin chcąc przedstawić Cię władcy.

Obudziłaś się kolejnego ranka. Chwyciłaś się za głowę i warknęłaś. Chryste Panie, to wyjście nie miało tak wyglądać. Weszłaś pod prysznic by zmyć z siebie smród. Już nigdy więcej nie będziesz chlać. Koniec z tym. Wypisujesz się z klubu początkujących alkoholików. Wtedy szare komórki powoli zatrybiły. S a n s. Kurwa mać. Wczoraj zachowałaś się jak jakaś pijana dziwka. Zaczęłaś myć włosy, przeklinając pod nosem. Starał się być dżentelmenem, nie powinnaś mieć mu tego za złe. Był miły. Będziesz musiała z nim pogadać, przeprosić za to że go zraniłaś, myślenie o tym sprawiło Ci ból. Wyszłaś spod prysznica okręcając się ręcznikiem. Wzięłaś telefon. Był zawalony wiadomościami

Jackie: Jak noc?

Jackie: Wnioskuję po ciszy że dobrze. MASZ MI OPOWIEDZIEĆ!

Papyrus: MOŻESZ DO MNIE PRZYJŚĆ JAK BĘDZIESZ MIEĆ JUŻ WOLNY CZAS? CHCIAŁBYM Z TOBĄ POROZMAWIAĆ.

Sans: przepraszam

Sans: naprawdę przepraszam

Sans: spierdoliłem

Serce Ci pękło czytając trzy ostatnie smsy. Szybko zaczęłaś wszystkim odpisywać.

Ty/Jackie: Opowiem ci później. Mogło pójść lepiej

Ty: Muszę przestać pić. Nie żartuję

Ty/Papyrus: Tak, będę za 10 minut, tylko wysuszę włosy

Ty/Sans: NIE spierdoliłeś. Pogadamy potem, dobrze?

Ty: To ja zachowałam się jak suka. Ty nic złego nie zrobiłeś.

Przetarłaś się ręcznikiem, założyłaś jakieś wygodne ubranie i związałaś włosy w kok. Poszłaś do mieszkania braci i zapukałaś nerwowo w drzwi. Czekałaś chwilę, Papyrus otworzył.
-DZIEŃ DOBRY _____. NIE WYGLĄDASZ ZA DOBRZE
-Nie miałam dobrej nocy – uśmiechnęłaś się koślawo. Westchnął
-WEJDŹ, POGADAJMY – zastanawiałaś się, czego mógł od Ciebie chcieć. Pewnie chodziło o Sansa. Usiadł z Tobą na kanapie i odwrócił się w Twoją stronę, wyraźnie zmartwiony - _____ CHCĘ SIĘ CIEBIE O COŚ ZAPYTAĆ.
-Tak? - byłaś naprawdę bardzo zakłopotana
-JAKIE MASZ INTENCJE WOBEC MOJEGO BRATA? - zamrugałaś kilka razy. Czekał, wyraz jego Twarzy nie zmieniał się. Nigdy nie widziałaś go aż tak poważnego
-Moje intencje?
-TAK. WIESZ O CO MI CHODZI. WIĘC JAKIE SĄ? - patrzyłaś na niego przez dłuższą chwilę
-Papyrus, ja... ja nie wiem. Co chcesz abym ci powiedziała? - Wbiłaś palce we włosy. Zmarszczył brwi.
-CHCĘ ABYŚ POWIEDZIAŁA, ŻE NIE ZAMIERZAŁAŚ GO SKRZYWDZIĆ – popatrzyłaś na niego zaskoczona
-Nie! Nie, w ogóle. Papyrus, nie mam zielonego pojęcia co robić. Twój brat... zależy mi na nim. Bardzo. Ale nie wiem do kurwy nędzy co wyprawiam – pozwoliłaś by uczucia wyszły na wierzch – Znaczy się, popatrz na nas! Nie chce brzmieć jak największy cham na ziemi, ale hej! Jestem człowiekiem. On jest potworem. To nie jest właściwie status quo.
-MASZ RACJĘ, TO NIE JEST STATUS QUO – przyglądał się Tobie z uwagą – A WIĘC TYM DLA CIEBIE MÓJ BRAT JEST? POTWOREM?
-Co? Nie! To mi nie przeszkadza. Nie wiem jak to wszystko działa. Jak jestem z nim, nie myślę o tym jakiego jest gatunku. Dla mnie jest sobą. To Sans. Zachowuję się jakby nie było żadnych różnic między nami, jakby był człowiekiem. Traktuję go jak człowieka. I tutaj zaczyna się moje zagubienie. Czy tak powinno być? Nie wiem! - Popatrzył na Ciebie czule, znacznie przyjaźniej.
-MOŻE POWINNAŚ PRZESTAĆ SIĘ TYM TAK PRZEJMOWAĆ. SANS JEST SZCZĘŚLIWY KIEDY JEST Z TOBĄ, I TY TEZ WYGLĄDASZ NA SZCZĘŚLIWĄ KIEDY JESTEŚ Z NIM. CZY TO NIE WYSTARCZY? - schowałaś twarz w dłoniach wzdychając ciężko
-Tak, może masz rację. Przy nim jestem taka szczęśliwa... - uśmiechnęłaś się do Papyrusa. Niespodziewanie przybliżył się do Ciebie patrząc bacznie w Twoje oczy.
-WIĘC WYJAŚNIJ MI, DLACZEGO PRZEZ CIEBIE SANS BYŁ SMUTNY WCZORAJ. -jego głos dosłownie ociekał jadem. Dreszcz przerażenia przebiegł Ci wzdłuż kręgosłupa. Nigdy wcześniej nie widziałaś go takiego.
-S...smutny? O Boże, Papyrus, to było głupie nieporozumienie. Zamierzałam go przeprosić po tym jak z tobą porozmawiam. Czuję się strasznie przez to co się stało. To nie była jego wina, chciał być miły, ale moja głupia pijana dupa tego nie zauważyła.
-MOŻE OBOJE POWINNIŚCIE PRZESTAĆ PIĆ TE WASZE GŁUPIE SFERMENTOWANE OWOCE – zniżył głos – NIGDY NIC Z TEGO DOBREGO NIE WYCHODZI
-Nie będę się z tobą sprzeczać – powiedziałaś – Odstawiam je na długo, na bardzo długo.
-TO DOBRY PLAN – uniósł brwi, odsunął się i skrzyżował ręce na piersi – CHCIAŁAŚ PRZEPROSIĆ SANSA, DOBRZE, ALE NIE WIEM GDZIE JEST. ZNIKNĄŁ Z SAMEGO RANA
-Zniknął? Co to znaczy „zniknął”?
-ZNIKNĄŁ CZYLI NIE WIEM GDZIE JEST – wyglądał na podirytowanego. Nie znałaś go od tej strony – WYDAJE MI SIĘ, ŻE Z ŁATWOŚCIĄ GO ZNAJDZIESZ, A POTEM GO PRZEPROŚ I POWIEDZ JAK SIĘ CZUJESZ, ABY MÓGŁ WRÓCIĆ DO DOMU
-Tak, tak zrobię, przepraszam Papyrus. Naprawdę. Straszna ze mnie dupa wołowa
-CHCIAŁBYM POWIEDZIEĆ, ŻE SIĘ ZGADZAM, ALE TO BYŁOBY KŁAMSTWO – jego gniew powoli znikał - _____, TY TEŻ JESTEŚ DLA MNIE WAŻNA. NIE W TEN SAM SPOSÓB, ALE NA MOC PRZYJAŹNI, PROSZĘ... - objął Cię nagle – PROSZĘ, BĄDŹ MIŁA DLA MOJEGO BRATA.
-Oh Papyrus – Odwzajemniłaś uścisk – Oczywiście, że będę. Nigdy nie miałam na celu go zranić. Nigdy. Przepraszam, że spierdoliłam sprawę do takiego stopnia, że musiałeś ze mną porozmawiać
-OD CZEGO SĄ BRACIA... - pogładził się po ramieniu – A TERAZ ZNAJDŹ GO, ZJEMY SPAGHETTI KIEDY WRÓCI! - wrócił jego normalny ton głosu. Uśmiechnęłaś się słabo
-Jasne, zaraz się z nim skontaktuję
-DZIĘKUJĘ! DAJ MI ZNAĆ CO Z NIM! - Przytuliłaś go przepraszająco i wyszłaś z mieszkania. Po tym jak znalazłaś się w swoim chwyciłaś za telefon, wybrałaś Sansa i zadzwoniłaś. Odebrał niemal natychmiast.
-cześć
-Cześć! Gdzie jesteś?
-wyszedłem, co tam?
-Słuchaj. Chcę pogadać. Spotkamy się? Przyjdziesz? Cokolwiek, chce z tobą porozmawiać.
-przyjdę, będę za minutę – rozłączył się. Zmarszczyłaś brwi, a potem usłyszałaś pukanie do drzwi. Otworzyłaś niemal natychmiast.
-cześć, wziąłem skrót
-Oh Sans. - objęłaś go. Nie interesowałaś się tym, czy tego chce czy nie, musiałaś go przytulić. - Tak strasznie cię przepraszam. Tak kurwa mać strasznie mi przykro – pozwolił się przytulić i westchnął ciężko
-myślałem...
-Zamknij się. Nie martw się o to. Robiłeś dobrze. Jesteś dobrą osobą. Jesteś wspaniałym przyjacielem. - ścisnęłaś go nieco mocniej – Sans, byłam upita w sztok. Źle to wszystko zrozumiałam. Potraktowałam cię paskudnie i przepraszam – puściłaś go, nadal stał w drzwiach, czuł się niezręcznie – Chcesz wejść?
-nie, właściwie strasznie mnie boli głowa – pogłaskał się po czaszce – ale dzięki i dzięki za rozmowę – zaczął się odwracać, kiedy nagle chwyciłaś go za kaptur kurtki
-Sans. Poczekaj. Słuchaj – powiedziałaś niespokojnie. Zatrzymał się w oczekiwaniu. Teraz, albo nigdy – Zależy mi na tobie. Naprawdę bardzo. Przestaję tańcować, mam dość tańców. Tak strasznie się bałam, że spierdolę coś tym wyznaniem albo ... nie wiem. Chcę mieć cię przy sobie, to najważniejsze dla mnie. - Nie drgnął przez chwilę, a potem przytaknął.
-zdajesz sobie sprawę, że czuję to samo, prawda?
-A więc kurwa mać, jesteśmy głupi, że dopiero teraz to mówimy, co nie? - zaśmiałaś się słabo
-całkiem – zachichotał. Staliście nie wiedząc co zrobić i powiedzieć.
-Nadrobimy wszystko, ale teraz – pocałowałaś go w czaszkę – może weź jakieś leki, zdrzemnij się? Będziesz gotowy na jutro, co nie? - uśmiechnął się do Ciebie
-tak, będę
-I NIE piję. Wczoraj praktycznie wszystko zarzygałam i potem musiałam to czyścić.
-a więc ja nie mam żalu za to że wczoraj wróciłem sam do domu – zawstydziłaś się – prawie
-Bywało lepiej. W każdym razie. Weź aspirynę, połóż się, odpocznij i wyzdrowiej, dobrze? - spojrzałaś się na niego figlarnie
-dobra, dobra, do jutra. o której się widzimy?
-Spotykamy się około 19:00 na kolacji, więc bądź gotowy wcześniej. No i ubierz się ładnie!
-ugh, dobrze – wywrócił oczami. Uśmiechnęłaś się
-Do zobaczenia, Sans
-do zobaczenia – odwrócił się i wszedł do mieszkania
Zamknęłaś drzwi, poczułaś jakby głaz spadł Ci z serca. Mimo, że wasze spotkanie nie poszło zgodnie z Twoim planem, a zima szalała za oknem, miałaś wrażenie że wiatr przyniósł ze sobą zapach wiosny do Twojego życia. W końcu wiedział co czujesz i co ważniejsze, on odwzajemniał Twoje uczucia. Oboje nie mieliście zielonego pojęcia co się dzieje, co robicie, i dokąd to wszystko prowadzi. Ale to coś z czym możesz sobie dać radę. W końcu, nie byłaś sama w swoim zakochaniu. Musiałaś pozbyć się wątpliwości jakie pojawiały się w Twojej głowie,. Wiedziałaś, że jest Tobą zainteresowany w taki sam sposób jak Ty nim. To dobrze. Zaczęłaś się zastanawiać, dlaczego nie wyznałaś mu swoich uczuć wcześniej. Bo to byłoby zbyt łatwe, debilko. Wywróciłaś oczami do swoich myśli i poszłaś oglądać TV. Już wcześniej wybrałaś ubranie na jutro, cieszyłaś się z wypadu. Odezwał się telefon, sprawdziłaś kto do Ciebie pisze.

Papyrus: DZIĘKUJĘ, WRÓCIŁ MU HUMOR!

Papyrus: WŁAŚNIE NUCI SOBIE COŚ POD NOSEM! CIESZĘ SIĘ, ŻE WYTŁUMACZYLIŚCIE SOBIE WSZYSTKO. NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ JUTRA!

Ty: Ja też! Będzie zabawa! Upewnij się, że twój brat ubierze się jak trzeba!

Papyrus: NIE BÓJ SIĘ, TAK ZROBIĘ! MAM WSPANIAŁY GUST

Ty: Zdecydowanie lepszy niż on, w każdym razie

Papyrus: PROSZĘ, NIE DRWIJ SOBIE ZE MNIE PRZEZ TELEFON, WIEM JAK BLOKOWAĆ NUMERY

Zaśmiałaś się. Biedny, biedny Papyrus. Twój telefon znowu się odezwał.

Sans: serio? powiedziałaś papowi aby mnie ubrał?

Sans: a ciebie kto ubierze?

Ty: Sama się ubiorę, mam wyczucie stylu.

Sans: cokolwiek założysz na siebie, upewnij się że będzie dało się to szybko zdjąć

Łoooooł. Kurwa mać. Poczułaś jak fala gorąca wypełnia Twoje ciało. Ok, może rozmowa przebiegła lepiej niż przypuszczałaś.

Ty: Oh naprawdę? Dlaczego?

Sans: mam swoje powody

Ty: Niech lepiej będą dobre

Sans: będzie bardzo dobrze, zadbam o to, nie bój się

Sans: ;)

Czy on przesłał ci... pierdolonego emotikona... który mruga?! Oh, ten skurwysyn szybko uczy się grać w tę grę. Obracałaś komórkę w dłoni zastanawiając się jak masz odpisać. Przygryzłaś wargę.

Ty: Chcesz powtórki z tego kostiumu co go dostałam?

Sans: założysz ten kostium?

Ty: Nie, ale nic nie będę mieć pod ubraniem

Nie odpisał, zachichotałaś. Oczami wyobraźni widziałaś jak jego głupia facjata rumieni się na niebiesko. Weszłaś do sypialni i otworzyłaś szafę. Ok, jednak założysz coś innego. Może coś odważnego, ale nie aż tak bardzo niegrzecznego. No ale co się stało to się nie odstanie, już zapewne myśli o tym co masz, albo raczej czego mieć nie będziesz więc trzeba wybrać jakiś strój który tylko podsyci jego pragnienie. Oh, odpisał.

Sans: czy ty masz w ogóle pojęcie co mi robisz?

Ty: Jakieś pojęcie mam. Do jutra.

Zachichotałaś i odłożyłaś telefon. Chwilę kompletowałaś ubranie i tak masz zamiar wyglądać jak gorąca laska. Uśmiechnęłaś się nie mogąc doczekać się jutra
Share:

POPULARNE ILUZJE