8 marca 2017

Idealna opiekunka.

Notka od autora: Jest to opowiadanie napisane z okazji 8 marca, który jednocześnie jest międzynarodowym Dniem Kobiet, jak i dniem urodzin Rydzi i Kejti. Obu paniom więc składam gorące życzenia urodzinowe: forsa, zdrowie i gorące seksy. Bo czego kobiecie życzyć więcej? A tak, no i czekolady. Dlatego też opowiadanie dostosowane jest pod kobiecego czytelnika. Miłego czytania!



Znalezienie idealnej opiekunki na za pięć dwunasta to nie lada wyzwanie. Wie o tym każda matka, która kiedykolwiek została postawiona w takiej sytuacji. Trzeba zostawić dziecko samo w domu z praktycznie obcym człowiekiem. Nie wiadomo co gorsze – osoba nieznana ma dostęp do wszystkich intymnych przedmiotów i może na czas Twojej nieobecności zrobić to co się jej podoba; oraz ma styczność z dzieckiem i może okazać się nieodpowiednia, albo co gorsza, wpajać mu jakieś dziwne idee o jakich się Tobie w głowie nie śniło. Niestety, los chciał, że pilnie musiałaś wyjść aby ocalić problem ekologiczny na Biegunie Północnym. Pingwiny znowu nie chciały miesiączkować, a Ty jako znawczyni wszystkich dziwów i pokrętów tego świata zostałaś poproszona o pomoc przez samego prezydenta, papieża i wszystkich świętych. Powód wystarczający, abyś teraz na gwałt pakowała walizki, biegała po pokojach zbierając przyrządy jakie się mogą przydać. Na Biegunie raczej będzie zimno, dlatego też koniecznie musisz wziąć gruby sweter, ten ulubiony. Jakieś ciepłe majciochy, no i wyniki Twojej pracy badawczej odnośnie okresu Pingwinów.
Niestety, nie mogłaś też liczyć na pomoc reszty domowników. Ojca wysłał sam Trump do Iranu, aby obcinał paznokcie jaszczurom, bo się biedne skarżyły. Siostra zajmowała się problemem wzrastającej temperatury i wpływem tego na koszatniczki. Zaś mama? Ah, ta jak zawsze musiała ocalić świat przed wszelkim złem i występkiem. Takie jest zadanie każdej matki, prawda?
Twój syneczek i córeczka przyglądali się w milczącym zaciekawieniu jak biegasz kibel-pokój-pokój-kibel niepewna, czy zapakowałaś szczoteczkę do zębów, bijąc się po drodze z myślami, czy wypadałoby wziąć też ze sobą golarkę, aby golić nogi, czy można sobie odpuścić.
W Internecie tym czasem znalazłaś firmę dla opiekunek do dzieci, nazywającą się Kurza Mamka. Może zabawnie to brzmi, ale u potencjalnego klienta w potrzebie (takiego jak Ty) myśl o takiej miłej kokoszce zajmującej się dwoma skarbami sprawiła, że właśnie tam zadzwoniłaś. Rozmówczyni o bardzo miłym i spokojnym głosie zapewniła Cię, że za dwadzieścia minut zjawi się jedna z wolnych obecnie opiekunek.
I jak w zegarku! Jeb, jeb, jeb do drzwi. Podbiegasz szybko i je otwierasz. Ku Twojemu zdziwieniu nikogo przed Tobą nie ma. Rozglądasz się na boki. Sąsiedzi Ci robią jakiś głupi kawał? A może Ci się przesłyszało?
-Khem – ktoś chrząknął, niepewnie popatrzyłaś w dół. To jakiś lis w hawajskiej koszuli, a obok niego królik. Zamrugałaś kilka razy. – Witam, ja jestem…
-Nick Bajer i Judy Hopps – szepnęłaś zaskoczona. – Czy wy nie graliście … - przytaknęli z uśmiechami na mordkach – Ale jak to… co tutaj robicie?
-Najnowszy film wyjdzie dopiero w przyszłym roku. Dorabiamy sobie – wyjaśniła dziewczyna szczerząc swoje ząbki. – Zostaliśmy tutaj przysłani, przez Kurzą Mamkę, aby się zająć Twoimi dziećmi – dodała zerkając za Ciebie. Szkraby zareagowały z entuzjazmem na wesołą parkę. Ty natomiast nie wiedziałaś jak się z tym czuć.
-Ale ja nie wiem czy mnie stać aby opłacić… - zaczęłaś niepewnie. To w końcu gwiazdy ekranu, a Ty jesteś po prostu pospolitym bohaterem dnia codziennego.
-Spokojnie, dla pani dzisiaj nasza firma działa za darmo – wyjaśnił Nick ze stoickim spokojem wsadzając ręce do kieszeni – Urodziła się pani w wyjątkowy dzień. – Dodał mrugając porozumiewawczo. Wizja darmochy była kusząca, jednak doświadczenie życiowe nauczyło Cię podejrzewać wszystko to co dostałaś w cenie promocyjnej, nie mówiąc już o podarowaniu Ci czegoś … za frajer.
-Gdzie jest haczyk? – Oparłaś się o framugę
-Nie ma – oburzyła się Judy – Możemy przywitać się z dziećmi? – Analizowałaś sytuację. Zerknęłaś na komórkę, za cztery godziny przyjedzie po Ciebie czołg, aby odesłać Cię na lotnisko. Skoro mówią, za darmo… Poobserwujesz jak postępują z dziećmi i albo się zgodzisz, albo poprosisz o przysłanie kogoś innego. Ostatecznie zrobiłaś krok do tyłu i wpuściłaś parkę. Zaprosiłaś ich do pokoju, gdzie zwykle przyjmujesz gości. Rozsiedli się na kanapie rozglądając po pokoju.
-Bardzo ładnie – oznajmił Nick wzdychając. Po jego minie widziałaś wyraźnie, że nie palił się do tej roboty. Pozostawienie dzieci z kimś, kto nie lubi się nimi zajmować było czystą głupotą. Musiałaś rozwikłać zagadkę, czy tylko Ci się wydawało, czy faktycznie lis nie chciał niańczyć Twoich pociech. Te niepewnie poszły za Tobą jak pisklaki za kaczką. Schowały się za Twoimi nogami, czułaś na sobie ich małe łapki. Córeczka zacisnęła piąstki i popatrzyła na Ciebie pytająco. Wzruszyłaś ramionami i pogłaskałaś synka po głowie.
-A więc… - nie bardzo wiedziałaś od czego zacząć -… od jak dawna zajmujecie się tym zawodem?
-To właściwie nasz pierwszy raz - …. Co? – Idąc w myśl mojej zasady, że każdy może być każdym uznałam, że nadajemy się i do tego – oznajmiła Judy patrząc na dzieci z błyskiem w fioletowych oczach. – Pomogłam mamie już wychować wiele młodszego rodzeństwa. Wiem co i jak – dodała z dumą. Znowu popatrzyłaś na Nicka czekając na jego odpowiedź. Chwilę mu zajęło zrozumienie, że teraz on powinien się odezwać.
-A ja… - zastanawiał się  - … ja jestem z nią. – Doooobra. To nie wróżyło za dobrze.
-Czyli ty nie masz żadnego doświadczenia, a ty umiesz zajmować się małymi królikami, tak?
-Dokładnie – przytaknęła.
-A wiesz jak zajmować się … tymi ludzkimi?
-Dzieci to dzieci, większej różnicy nie ma.
-No nie wiem… - Nie znałaś się za dobrze na królikach, ale jednego byłaś pewna, zachowania dla obu gatunków powinny być różne, prawda? Synek zaczął tupać w miejscu nogą, najwyraźniej ze zniecierpliwienia. Nie wiedział co się dzieje, to będzie ich pierwszy raz jak zostaną na tak długo z kimś obcym.
-Ma wzdęcie– oznajmiła Judy i podeszła do chłopaka. Ten skulił się lekko jak chciała go pogłaskać, ale ostatecznie na to pozwolił. Jej łapki były delikatne. – Chcesz zrobić kupkę? – chłopczyk energicznie zaprzeczył uciekając spod jej dotyku i schował się za siostrę – Ej mały, co jest? Moje rodzeństwo jak tak biegało,  że ma niezaspokojone potrzeby seksualne. Czy zaspokajasz …
-NIE! – krzyknęłaś nie chcąc nawet dalej słyszeć jej wypowiedzi – To dziecko! Mój syn! Moje dzieci nie są królikami!
-Ale nadal to dzieci.
-Ale to nie króliki! – załkałaś zrozpaczona – Słuchaj. Nie masz doświadczenia z ludzkimi, a on nie ma go w ogóle. Czytałaś chociaż cokolwiek na temat tego jak zajmować się dziećmi? – Królik skulił uszy po sobie. Czyli nie. – Nie obraźcie się, ale uważam że raczej się do tego nie nadajecie.
-Ale każdy może być każdym!
-Nie pozwolę, abyście eksperymentowali na nich swoje pragnienia – warknęłaś podenerwowana. Na oczach gości chwyciłaś za telefon. Nick podniósł się w tym czasie z kanapy i szturchnął Judy w ramię.
-Może my pójdziemy, choć Judy… To kim chciałaś zostać potem? – dziewczyna była wyraźnie smutna przez pierwszą chwilę, jednak wpadła na inny genialniejszy pomysł, popatrzyła na Nicka – Zawsze chciałam spróbować swoich sił w byciu operatorem dźwigu. – Dalej nie słuchałaś, poprosiłaś o przysłanie kogoś innego, kto ma doświadczenie z dziećmi… po chwili dodałaś szybko, że chodzi oczywiście o ludzkie. – A na koniec chciałam zostać księdzem – mówiła pani policjant nie zwracając uwagi na Ciebie. Ani tym bardziej na rodzeństwo.
-Masz ambicje, ci powiem – mruknęłaś z przekąsem.

Od wyjścia pary do przyjścia kolejnych opiekunów minęło jakieś dwadzieścia minut. Nie no, ktoś sobie robi z Ciebie jaja.
-Co tam smarku? – Undyne wyszczerzyła się szeroko i nie czekając nawet na pozwolenie wejścia do środka, sama się wprosiła. Kucnęła obok dzieci i zaczęła czochrać córkę po głowie – Jak tam mały smrodzie?
-Nie jestem smrodem – burknęła dziewczynka marszcząc brwi – Mamo, kim jest ta rybia pani?
-Jestem Undyne i będę waszą opiekunką.
-Uhm, pani Undyne – zaczęłaś niepewnie – Ma pani doświadczenie, prawda?
-Ależ oczywiście, zajmowałam się Friskiem! – wstała i wypięła pierś – Mam też papiery. – Wręczyła Ci dyplom szkoły dla opiekunek, cóż wyglądał na oryginalny. Coś Cię jednak ruszyło.
-Nie będzie mnie kilka dni… - popatrzyłaś na swoje pociechy, nie chciałaś ich zostawiać na tak długo - … co będziecie jedli? Zostawiłam trochę oszczędności w srebrnym pudełeczku w komodzie, ale…
-Ja będę im gotowała! -… o nie… - Po tym jak tylko razem będziemy ćwiczyć rzut oszczepem! - … ooooo nie. Nie. Nie. Nie. Ty już dobrze wiesz jak to się skończy.

Po kolejnych dwudziestu minutach przyszła trzecia dostawa opiekunek. Tak, liczba mnoga, bo para dobrze Ci znanych szkieletów. Znając ich uśmiechnęłaś się w duchu i pomyślałaś, że w sumie do trzech razy sztuka. Siedzieliście w pokoju. Papiery są, doświadczenie jest, tylko że w trakcie rozmowy o dzieciach… Sans usnął. Zaraz jak to?
-ON JEST TAKIM WIELKIM DZIECKIEMoznajmił z uśmiechem szerokim – NO I TO LEN
-Ale jak on chce się zajmować dziećmi?
-JA SIE BEDE NIMI ZAJMOWAL! SANS NIE UFA LUDZIOM, NIE LUBI ICH, ZWLASZCZA DZIECI, NIE WIEM DLACZEGO, ALE TAK JEST! PRZYSZEDL TUTAJ ABY MIEC PEWNOSC, ZE MNIE … JAK TO ON POWIEDZIAL… ZE NIE STRACE DLA NICH GLOWY! CO JEST GLUPIM POWODEM, ALE NIE MOGLEM MU TEGO WYBIC KIEDY POWIEDZIALEM, ZE CHCE PRACOWAC W TYM ZAWODZIE.
No to tak, Sans zdecydowanie się do tego nie nadawał. Nie dość, że mógłby usnąć i nie dopilnować dzieci, to jeszcze sam przyznał, że ich nie lubi. Cmoknęłaś niezadowolona z nerwów.
-I jak się wam podobają ci panowie? – Niech same zdecydują.
-To szkielety, mamo, co ty masz z tymi szkieletami? – Ugh…
-właśnie, co ty masz z tymi szkieletami? oh, czyli jednak nie śpi? Zarumieniłaś się i odwróciłaś wzrok na bok.
-Zupełnie nie wiem o czym mówicie… ALE! Nie o to was pytam. Chcecie aby ci panowie się wami zajęli?
-Lubię tego wysokiego – powiedział chłopiec
-Dla mnie jest za głośny – oznajmiła dziewczynka
Jak do tej pory był to najlepszy wybór, Papyrus umiał gotować, a dzieciaki by przetrwały kilka dni jedząc tylko spaghetti, najwyżej nigdy już Cię o to nie poproszą. Dobrze się z nimi dogadywał i uważał na nie. Tak więc jakkolwiek lubiłaś Sansa, tak nie zostawiłabyś z nim swoich pociech, jednak w połączeniu z jego bratem, wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Odetchnęłaś z ulgą. Do Twojego czołgu masz jeszcze dwie godziny. W Twoim życiu nigdy nic nie może przyjść zbyt łatwo, prawda? A zaledwie trzecie podejście, to zdecydowanie za mało. Coś musiało się spieprzyć, a tym czymś był…
-Witajcie kochani! – krzyknął Mettaton praktycznie z buta wywalając Ci drzwi. Kurwa – Co to za rozkoszne małe szkraby! – krzyknął podbiegając do dzieci. – Chcecie się pobawić w przebieranki? Mam takie śliczne sukienki ze wstążkami i frędzelkami i koronkami, mam nawet podwiązki i…
Szybko zrozumiałaś, że samego Papyrusa mogłaś zostawić, ale gratisowo dostawałaś też Sansa i robota. Z westchnięciem wyciągnęłaś telefon. 

Flowey znajdował się przed domem, okazało się, że ma wielkie problemy z dostaniem się do środka, natomiast z doniczki ciężko będzie mu zajmować się dziećmi… Zaraz, Ty serio rozważyłaś zostawienie go z nimi? Głupiaaaa

Kolejne pukanie było na godzinę przed wyjazdem.
-Już otwieram! – krzyknęłaś pełna nadziei w głosie. Kiedy otworzyłaś i zobaczyłaś pogodną twarz Toriel…
-Witaj moje dziecko, przy mnie twoje pociechy będą bezpie… - trzasnęłaś drzwiami. Już miałaś wybierać telefon do firmy wyraźnie zdenerwowana, a zegar tykał. Zatrzymałaś się jednak nim zadzwoniłaś. Popatrzyłaś na rodzeństwo i westchnęłaś z uśmiechem. Przesunęłaś listę numerów trochę niżej.
-Panie Boże. Bo mam taki problem…
No i tak skończyłaś na Biegunie Północnym, otoczona pingwinami, wśród których biegały Twoje dzieci. Co jak co, ale do tej firmy już nigdy więcej nie zadzwonisz.
Share:

7 marca 2017

Dramatu ciąg dalszy

Tak jak sądziłam, na Przewodniku i Oplątanych się nie skończyło. Dzisiaj (kilka godzin temu) autorka Klatki z Kości zakazała dalszego tłumaczenia swojego opowiadania. Wspaniałomyślnie jednak pozwoliła zostawić to co jest. Tak więc fanów tego opowiadania serdecznie przepraszam, ale nie dowiecie się co dzieje się w dalszej akcji, chyba, że pójdziecie do oryginalnego angielskiego tekstu. Heh. Śmieszne prawda? 

Polskiemu fandomowi z racji na tłumaczenia, zarzuca się brak własnej inwencji twórczej. Co mnie boli. Dodatkowo brak poszanowania praw autorskich z mojej strony. No, ale myślmy logicznie. Zgoda została wydana, nie robię awantury o to, że ktoś chce zdjąć swoją pracę, albo nie wściekam się, jeżeli ktoś nie wyrazi zgody na tłumaczenia. 

Tutaj jednak autorzy wykazują się brakiem szacunku nie tylko do mojej krwawicy ale i do Was - polskich czytelników. Wynikać to może z wielu czynników. 
-obawy przede wszystkim. O to, że tłumaczenie będzie złe. 
-popularności. Widzicie, kiedy byłam małym praktycznie nic nie znaczącym tłumaczem - pozwalano mi na wszystko. Teraz autorzy wychodzą z założenia, że czerpię sławę tylko na ich pracach. Co jest lekko głupie bo jak wiecie, na blogu znajdziecie nie tylko opowiadania, ale i komiksy, no i moje prace jak i Wasze. No ale okej. Pomijam już zupełnie fakt, że jak np czytamy książkę dajmy na to pani Rice, czy jakiegokolwiek zagranicznego pisarza, doceniamy JEGO pracę, a nie tłumacza. Gdzie to tutaj zasługi powinny należeć się jemu. A przynajmniej część ich.

Różnice kulturowe jakie wynikają z wychowania są też znaczące. Zagranica - tak mi się wydaje, mogę się mylić - postrzega Polskę jako mały, nic nie znaczący kraj, gdzie grupka fanów bez własnego dorobku kulturowego czerpie z cudzej pracy. Co jak wiecie Wy jak i ja jest nieprawdą.No ale gadaj sobie tutaj z kimś, kto jest wychowany w innym kraju i "wie lepiej"

Na słuszną sprawę zwróciła uwagę Samael dzisiaj rano, kiedy cała się telepotałam z nerwów, rozgoryczenia, smutku, żalu, poczucia niesprawiedliwości i wielu innych negatywnych uczuć. Toby Fox - twórca Undertale - zdjął swoje prawa autorskie umożliwiając każdemu fanowi dorabianie się na własnej trówczości. Stąd można dowolnie robić maskotki, figurki, wydawać komiksy i gry bez uprzedniego proszenia się go o zgodę. Osoby piszące opowiadania na podstawie jego dzieła, też z tego czerpią. Jakby się one czuły, gdyby nagle mu się odwidziało? Postanowił jednak cofnąć wcześniejszą zgodę prawną (a jak wiemy, prawo nie działa wstecz), i nakazał każdemu skasowanie opowiadania/komiksu/utworu muzycznego/animacji i czegokolwiek innego bo nie - tak i już? Raczej by nie było im miło. 

To samo tyczy się tej sprawy. Najbardziej śmieszy mnie jednak zarzucenie mi braku szacunku do autorów. Wiecie, zapewne buszując po sieci, że mało kto umieszcza autora danego komiksu do swojego tłumaczenia. Wiele prac jest kradzionych. Obrazki bez podpisów krążą w sieci i na dobrą sprawę, nie wiadomo kto jest ich twórcą. Na moim blogu nie ma ani jednej cudzej pracy bez podania autorstwa, a jak sama go nie znam - daję odnośnik do miejsca gdzie to znalazłam. Lub też, jak nie mogę się skontaktować z twórcą, bo albo konto nieaktualne, albo po prostu nie i już. 

No ale to, że grzecznie pytałam o zgodę i czekałam na odpowiedź to oznaka mojego braku szacunku do cudzej pracy. No dobrze. Postanowiłam więc od dzisiaj, kiedy się pozbierałam, a ślady łez wyschły z moich policzków - że się nie dam. Pozostanę, heh, zdeterminowana i od teraz będę przestrzegać prawa autorskiego takim jakie jest. 

Widzicie w kwestii tłumaczenia mamy dwie osoby - autora oryginalnej pracy oraz tłumacza. Każdy kto choć raz tłumaczył cokolwiek wie, że nie jest to nic łatwego. Edycja tekstu, siedzenie w słownikach, szukanie polskich odpowiedników na zagraniczne określenia, dobór stylu który będzie odpowiadał oryginalnemu. To są godziny pracy. Czasem jeden krótki komiks potrafię tłumaczyć godzinę. Czasem opowiadanie czterostronicowe - cały dzień. Bo dochodzi korekta pierwsza, druga i jeszcze podesłanie tekstu Samciowi - mojej becie. Tłumaczenie w prawie jest postrzegane jako własna praca. Jako przetworzone dzieło, lecz nadal własne, oryginalne, autorskie, indywidualne. Ma takie same prawa jak oryginał.

Pomijam już zupełnie to, że nie czerpię korzyści materialnych z tego co tłumaczę i jest to praca typowo - od fanów dla fanów nie na sprzedaż. 

Nie wiem kto i czy się jeszcze do mnie zgłosi, obecnie spodziewam się wszystkiego. Dlatego nie zdziwcie się, jeżeli jeszcze jakieś prace zostaną zdjęte i dostępne tylko u mnie na mailu, albo też zostanie zaprzestane ich tłumaczenie.

Dlatego smutny Yumiś się zezłościł i postanowiłam wziąć prawa autorskie po swojej stronie. Od dzisiaj, każde opowiadanie jakie zostanie przeze mnie przetłumaczone, będzie tylko na tej stronie, ewentualnie na koncie na Wattpad. Lecz główny człon zawsze tutaj. Autorzy opowiadań nie będą informowani o tłumaczeniach - póki co. Zgodnie z prawem, jeżeli po prostu dam link do oryginalnej pracy z zaznaczeniem, że jest tłumaczenie, mam prawa do publikacji. Tak więc prawa się łamać nie będzie. Póki co, bo powiem, że też nie jest mi dobrze z tą świadomością. Chcę poczekać, aż burza ucichnie... Przeczekać złość i zawiść, przeczekać gniew i smutek. 

Najzabawniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że gdzieś ucieka nauka zawarta w grze. Może tylko ja to tak przeżyłam, bo jestem emocjonalnie nadwrażliwa - ale ... gra nauczyła mnie miłosierdzia. Tolerancji. Szacunku do drugiego człowieka. Życie wychowało mnie w przeświadczeniu, że należy liczyć się z cudzą pracą. 

Mogłam przecież, przetłumaczyć opowiadanie i wrzucić jako własne. Powiedzcie mi proszę, czy gdyby nie ja, znalibyście wspomniane opowiadania: Klatka z kości czy Przewodnik? Oplątani było już sławne wcześniej. Jeżeli kilka osób na to by trafiło to super, ale reszta? Wątpię. Takie coś byłoby praktycznie nie do wykrycia. Mogłam też zaczerpnąć z cudzego pomysłu i napisać własnymi słowami opowiadanie. Ooo takie coś ciężko byłoby tym bardziej udowodnić. Zrobiłam to? Nie-e. 

Tak więc przepraszam Was za zamieszanie, za to że sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej, za to że ludzie są jacy są.

Aby uspokoić, nie zawieszam działalności bloga. Co to to nie, póki nerwy mi nie ostygnął, będę Was męczyć moimi wypocinami, albo Waszymi pracami jakie nadeślecie mi na maila. Potem wrócę do komiksów, a następnie do opowiadań. Potrzebuję jednak odpoczynku. 

Ten blog to dla mnie ostoja spokoju i relaksu po dniu pełnym zmartwień, kłopotów i wyzwań. To miejsce gdzie mogę być sobą także dzięki Wam, bo liczę się też z Wami, o czym wielokrotnie Wam wspominałam. Strasznie mi przykro, że ludzka głupota sprawia iż nawet tutaj, nie mogę cieszyć się spokojem i wolnością. Wiele dla mnie znaczy możliwość powrotu w domowe pielesze, rozebrania się (prawie do negliżu - ten kto wymyślił stanik musiał być sadystą), zrobienia herbaty, siedzenia obok mojej kochanej Samael i odpalenia bloga. 

A i jeszcze jedno, taka wesoła może nowinka. Mam nadzieję, że Rydzia się nie obrazi za to co teraz powiem, ale psssst jutro ma urodziny ;) Ja dla niej coś szykuję, więc pojawi się jutro coś ode mnie dla Rydzi. Te osoby jakie będą miały czas i chęci mogą dzisiaj i przez cały jutrzejszy dzień, a nawet i do 9 maja podsyłać mi coś dla naszej kochanej rysowniczki ;3
Share:

Bo z autorami nigdy nie wie, oj nie wie sie ♬


Ci co śledzą mnie na facebooku już zapewne o tym wiedzą, a ci co nie to się teraz dowiedzą. Sprawa tyczy się dwóch opowiadań. Pierwsze "Przewodnik" do jakiego zostało zrobione też audio - oraz opowiadanie z FlowerFella - Oplątani (Overgrowth) .
Jak zauważyliście, albo i nie, oba zostały zdjęte z mojego bloga. Lecz dlaczego - ohoho~ musimy cofnąć się w czasie. Najpierw zacznę od FlowerFell.

Jak wiecie, w momencie kiedy byłam w trakcie tłumaczenia, autorce odjebało i obraziła się na cały świat. Skasowała najpopularniejsze opowiadanie jakie napisała - to które stało się motorem całego AU, inspiracją dla piosenek, innych opowiadań i tony obrazków. Łaskawie pozwoliła te prace zostawić, lecz poprosiła o zdjęcie tłumaczeń.
Byłam trochę między młotem, a kowadłem, bo pierwsza część już została puszczona na bloga, zaś reszty nie zdążyłam skopiować.Z ratunkiem przyszła mi głupota plagiatorów, którzy korzystając z tego, że autorka skasowała oryginalną pracę, dorobią się na jej sławie. Kiedy tylko ktoś wrzucił to opowiadanie, pochwyciłam je i zadowolona tłumaczę dalej. 
No, ale pytanie. Publikować czy nie - ostatecznie dostałam zgodę na tłumaczenie, więc w sumie wsio mi jedno. Opublikowałam i zadowolone sobie siedziało na blogu do dnia 6 marca 2017. 
Tego to bowiem dnia, zostałam zaatakowana przez zagraniczny fandom, oskarżona o bycie prostakiem, że nie szanuję autorów i mam natychmiast to skasować. 
TUTAJ wkracza autorka Przewodnika.
Która obserwując z boku akcje doszła do wniosku, że mam usunąć moje tłumaczenie jej one-shoota, oraz JestemSansem ma skasować audio. Po zagrożeniu mi kasacją bloga, bez wcześniejszego dogadania się (można powiedzieć, że groźbę dostałam na dzień dobry po wejściu na mojego tumblr) uznałam, że troszeczkę ... ludzie przesadzają. 

Owszem, byłam wściekła. Owszem, chciało mi się płakać. Nie dlatego, że ktoś się na mnie rzucił, co dlatego, że po pierwsze czuję iż racja jest po mojej stronie, no i po drugie widać, że są parapety które nie liczą się z cudzą  pracą. 
Obecnie złość przeszła, szkoda tylko zmarnowanego czasu. 

Bo prawda jest taka, że tłumaczami zazwyczaj mało kto się interesuje czy przejmuje. Jak tłumaczą dobrze, to przez większość są niezauważani. Jak tłumaczą źle, to się z nich wyśmiewa. No i tutaj... z prawnego punktu widzenia po uzyskaniu zgody na tłumaczenie mogę z nim robić co zechcę. Tak więc nawet jak autor oryginalnej pracy ją skasuje, ja nie muszę tłumaczenia - bo to moja praca i moja krwawica. 

Nie wspominając już zupełnie o tym, że kto daje i zabiera... 

Oczywiście, jestem w stanie zrozumieć drugą stronę, jednak przez to że umiem wczuć się w to co mogło kierować obiema paniami dochodzę do wniosku, że autorka Oplątanych ma wielkie problemy osobowościowe, nie wie czego chce, robi wielkie coś z niczego i postępuje nielogicznie. Tworzy się zatem obraz osoby niestabilnej, słabej, nie budzącej żadnego szacunku. Natomiast autorka drugiego opowiadania staje się jakby to powiedzieć... zarozumiałą suką, która uważa iż jej praca jest tak zacna, że klękajcie narody? Uznała bowiem, że bardzo nie podoba się jej to iż moje tłumaczenie jej opowiadania publikuję na moim blogu, a wy to komentujecie tutaj, a nie u niej na stronie. 
Trochę to mało logiczne, wiem... No ale tak było. 
No i nie zapominajmy jeszcze o pracy JestemSansem, który co by nie było, włożył swój czas i wysiłek tworząc nagranie. A co za tym idzie, autorka nie liczy się z nikim innym poza sobą. Tak więc wiecie, jak chcecie czytać jej opowiadania to tylko u niej, nu nu. Heh. 

Lecz nie lękajcie się. Skasowane zostało, a i owszem. Dla świętego spokoju. Dlaczego to zrobiłam, skoro wiem, że racja jest po mojej stronie? Widzicie, problem polega chyba na różnicach kulturowych. Ja wiem, że autorka Przewodnika mogłaby mi narobić koło ogona, a wierzcie lub nie, ale dość mam problemów w życiu codziennym, by sobie psuć jedyne miejsce na którym mogę odpocząć. Jeżeli sprawa poszłaby wyżej, czyli do administracji - w tym przypadku - Google, popatrzcie kogo stawiamy na szali. Anglojęzyczny autor vs jakiś tam polski tłumacz. W dodatku, nie jestem dość pewna jeżeli chodzi o moją umiejętność gadania po angielsku na tyle, aby jeszcze się z kimś kłócić używając formalnego języka. Neeeh. 

Zapisałam obie prace u siebie jednak. Mogę przesłać chętnym, jeżeli tylko będziecie chcieli. Piszcie do mnie na maila: yumimizuno@interia.pl 
W temacie wpisując tytuł opowiadania jakie was interesuje. 
Zaś te osoby jakie są zainteresowane nagraniem niech kontaktują się z JestemSans: jestemsans@gmail.com
No i wam wyślę :) 
Tyle. 
Share:

6 marca 2017

Gra: Żądanie #2 [ZAMKNIĘTE]


ZASADY:
1 - piszecie w komentarzach jakąś scenę np: Reakcja postaci X na postać Y. Albo. Postać X idzie do sklepu i kupuje pączki. Albo Postać X pociesza czytelnika kiedy ten płacze. Czy też Postać X podrywa postać Y. A nawet Postać X jest zazdrosna o czytelnika. Generalnie chodzi o podanie pomysłu na jakąś scenę. 
2 - ja opisuję w formie krótkiego opowiadania pod Waszym komentarzem to co chcecie. 
3 - każda nowa scena to nowy komentarz. Nie ma rzucania własnych pomysłów pod komentarzem, który został napisany przez kogoś innego

Mogą być treści +18
Nie zapatruję się obecnie na yaoi więc proszę o to nie prosić
Żądania mogą dotyczyć gry Undertale oraz pochodnych AU; Zwierzogrodu; moich autorskich opowiadań
Tak więc:
Jakie jest Twoje żądanie?

TO ROZDANIE GIER - ZAMKNIĘTE
Kolejne pojawi się... kiedyś.
Dziękuję za udział w zabawie :3   
Share:

5 marca 2017

Undertale: Tylko dotknę [Just a touch - tłumaczenie PL] [+18]


Notka od tłumacza: Opowiadanie one-shoot dostosowane do kobiecego czytelnika. Akcja dzieje się na powierzchni, gdzie pracujesz wraz z Sansem. Pewnego dnia postanawiacie razem się upić... Związek Sans x Ty. Opowiadanie +18
Oryginał: klik
Tłumaczenie:Yumi Mizuno
~*~
Sans wiedział, że nie powinien być dłużej w Twoim mieszkaniu niż powinien. Skupił się więc na zdaniu, umieszczenia Ciebie w łóżku. Miałaś bardzo ... pijany humor, śmiałaś się pod nosem jak siadałaś na skraju materaca. Zerknął na stolik.

szklanka wody? jest, aspiryna? jest, telefon położony w bezpiecznej odległości? jest.

Nie miałaś klimatyzacji więc otworzył okno, aby wpuścić trochę przyjemnego, letniego powietrza. Odwrócił się by na Ciebie spojrzeć, nieporadnie próbowałaś rozwiązać sznurówki butów. Westchnął i klęknął pomagając je zdjąć. Potem położyłaś nogi na łóżku. Sans wstał z kolan i już miał wychodzić, kiedy chwyciłaś go za sznurek jego niebieskiej bluzy, mamrocząc pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa. Pochylił się nad Tobą, spojrzałaś na niego leniwym, pijackim wzrokiem i ..
-Muah! - mokra para ust dotknęła jego zębów. - Dzięki, kosteczko – położyłaś się wygodnie drapiąc po kolanie. Przez chwilę starał się zignorować elektryczne dreszcze magii jakie mrowiły miejsce w którym go pocałowałaś. Zaśmiał się słabo.
-dobranoc dzieciaku, słodkich snów – miał wstać i sobie po prostu wyjść, lecz trzymałaś go jeszcze mocniej – no weź, puszczaj, muszę iść do siebie. - Niczego mu nie ułatwiałaś. Sans przesunął dłonią po Twojej twarzy odgarniając kilka kosmyków włosów jakie się do niej przykleiły. Wyobrażał sobie, jak rano budzisz się pełna wyrzutów sumienia, że chlałaś z nim do drugiej rano. Nie chciał dodawać Ci powodów do zmartwień zostając w Twoim pokoju jeszcze dłużej. Powinien zaprowadzić Cię do domu wcześniej, albo jeszcze lepiej, wezwać taksówkę. Ale nie, za dobrze się bawił. Wtedy wyzwałaś go na pijacki pojedynek i cóż... Rzeczy zaczęły wymykać mu się spod kontroli. Mruknęłaś coś ponownie przyciągając jego uwagę. Zerknął na usta. Jego kciuk przesunął się po Twoich powiekach, nosie, policzkach, wargach... - taka delikatna – Czy to kogoś będzie bolało? Sans był pewien, że jeżeli kiedykolwiek zebrał by w sobie dość odwagi i zapytał się, pozwoliłabyś mu ... pozwiedzać... trochę. Zdecydowanie by się nie gniewał gdybyś sama tego chciała... dobra, zły przykład, ale wiadomo o co chodzi, więc...
Jego pierwszy dotyk był całkowicie platoniczny. Nic wielkiego, co nie? Spałaś już głęboko, delikatnie oddychałaś, Twój uścisk w końcu puścił. Sans stracił poczucie czasu. Zwrócił uwagę na żyły, jak biegną przez dłoń, nadgarstek, rękę, do góry. Sprawdził puls. Jego dusza delikatnie zadrżała mogąc poczuć spokojny rytm Twojego serca. Klęczał teraz przy łóżku. Przystawił palce do karku, aby tam też sprawdzić puls. Rozpiął swoją bluzę i ściągnął ją, zrobiło mu się bardzo ciepło. Zatrzymał się na chwilę i cofnął kiedy miał zamiar ściągnąć też biały podkoszulek. Nic nie będzie w stanie pomóc mu w ochłodzeniu kości. Po prostu będzie musiał to zignorować. Bo przestać nie chciał. Popatrzył na Twoją koszulkę, a potem na szorty.
- nie, nie ma mowy – mruknął do siebie.

ale znowu... to nie tak, przecież widziałeś ją w stroju kąpielowym, nie była wtedy zła pozwalając ci zobaczyć trochę więcej ciała, na plaży kilka miesięcy temu

-to było co innego, to jest co innego

racja, jej bielizna prawdopodobnie zasłania więcej niż bikini

Zadrżał jak zaatakowało go wspomnienie. Choć to pierwszy raz, kiedy dane mu było zobaczyć ocean, nie umiał powstrzymać się od zerkania w Twoim kierunku. A to było jeszcze zanim zdał sobie sprawę, że interesujesz go nie tylko pod względem biologicznym.

no i jest delikatniejsza niż ty, bardziej wrażliwa, po prostu pomyśl jak musi być jej niewygodnie...

Sans nie walczył już dłużej z pragnieniem. Chwycił za dół Twojej koszulki i delikatnie ściągnął ją przez głowę, uważając bardzo na ręce. Pod chłodnymi kośćmi poczuł gorącą skórę, przesunął ręką po ciele. Biodra, brzuch, pępek, poświęcił mu wyjątkowo dużo czasu eksplorując miejsce dookoła niego. Masz łaskotki? Nigdy o to nie zapytał. To byłby ciekawy eksperyment. Zapięcie na przodzie stanika było wyzwaniem, ale nagroda – zobaczenie Twojego jędrnego biustu – to coś czego odopuścić nie chciał. Sans czuł jak jego magia wariuje w kościach. Lewe oko zaczęło tlić się niewielkim niebieskim światłem.
-na gwiazdy, jesteś niesamowita – materac zaskrzypiał cicho. Sans właśnie postanowił pozbyć się Twoich szortów. Na początku wydawało mu się to niemożliwe. Jego kościste palce nie mogły pokonać gładkiego, metalowego zapięcia paska. Był zdesperowany, użył magii, a kiedy wysunął go ze szlufek rzucił na bok nie patrząc nawet gdzie. Położył się na Tobie, wtulając twarz w kark. Jego magia wymykała się z ciała, muskając skórę. Powoli przesunął się między nogi, jedną spuszczając na podłogę. Przeczesał palcami włosy, desperacko poruszając swoim dopiero co stworzonym kutasem po Twojej kobiecości. Piersi poruszały się rytmicznie ocierając o żebra. Sutki zrobiły się twarde. Sans zwrócił na nie uwagę i ścisnął je delikatnie. Widział je w takim stanie raz, albo dwa, ale tylko przez ubrania. Wiedział, że robią się takie kiedy jest Ci zimno, albo...

oh... 

Zadrżał nerwowo. Przesunął rękę na dół, byłaś już tak mokra, że majtki stały się przeszkodą. Cicho jęknęłaś pod jego dotykiem, na chwilę się zatrzymał.
 -cóż... cholera – nawet podczas snu, Twoje ciało z radością wita jego dotyk. Sans przestał w tym momencie myśleć nad swoimi poczynaniami. Tak przyjemnie było Cię dotykać. Przytulać. Jego umysł i dusza pragnęły więcej. Wsunął kolano między Twoje nogi. Kiedy jedną ręką ściągał bieliznę, drugą drażnił pierś. Po kilku sekundach pozbył się swoich spodni. Wyrzucił je poza łóżko i usadowił się między nogami. Powoli i ostrożnie przystawiając penisa do wejścia, pozwalając aby odrobina nasienia naznaczyła Twój wrażliwy guziczek. Przeszył go dreszcz. Twoje ciało zdecydowanie odpowiadało, byłaś tak wilgotna, mógł wślizgnąć się bez większych kłopotów. Ostrożnie, cal po calu. Kiedy znalazł się już w całości nowe doznanie praktycznie pozbawiło go kontroli. Wcześniej się dotykał, jasne, ale można było tego porównywać z tym. Zerknął na Twoją spokojną twarz w obawie, że się zbudzisz. Potem delikatnie przystawił swoje czoło do Twojego i zaczął się poruszać. - hnnngh,,, o kurwa, tak – pokręcił biodrami kilka razy. Od miesięcy wyobrażał sobie, że Cię dotyka, zastanawiając się jak byś wyglądała pod nim. Popatrzył na dół, by zwrócić uwagę na piersi; jak jego miednica styka się z Twoimi biodrami. Nic nie mogło się równać z tym momentem, ze słonym posmakiem skóry. Kolejny dreszcz rozkoszy przepłynął po jego plecach. Przytulił się do Ciebie dotykając tak wiele ciała jak to było możliwe. Nic innego się dla niego w tym momencie nie liczyło, tylko Ty i on. Zaczął skubać Cię po gardle, ramieniu, obojczyku. To było jego ulubione miejsce, gdzie kość spotykała się ze skórą. Podnosił się, aby Cię pocałować, coś przyciągnęło jego uwagę, na chwilę zamarł powstrzymując z trudem chuć.
-Mmmmh, Sans! - delikatnie jęknęłaś zaspanym i pijanym głosem. Teraz on warknął. Jego imię opuszczające Twoje wargi... dusza aż śpiewała mu z radości.

na gwiazdy... kurwa... to nie jest... ona nie jest.... powinienem przestać, ale ja ...

Z przerażeniem zdał sobie sprawę, że jest blisko, lecz nim zdążył go nawet wyciągnąć, ekstaza przepełniła jego ciało, a potem wystrzeliła w Twoje wnętrze. Poruszał się niepewnie, w trakcie swojego orgazmu, wypełniając Cię. W końcu opadł dysząc ze zmęczenia. Powoli, jego magia się uspokajała, rozpływając się w powietrzu. Przez moment, wszystko co mógł zrobić to leżeć, inhalując Cię Twoim zapachem. Lecz potem, świadomość tego co zrobił zmroziła go. Mamrotał coś o poczuciu winy, kiedy wchodził w swoje spodnie. Zastanawiał się nawet, czy nie ubrać Cię ponownie, wymknąć się i okłamać cały świat, że do niczego nie doszło.

wróciłbym do domu, wszedł do swojego łóżka i udawał, że nigdy jej nie dotknąłem

Już samo myślenie o tym sprawiało, że było mu niedobrze. Nie. Zamiast tego ubrał Cię w swoją koszulę i wślizgnął się obok, objął ramieniem i zamknął oczy. Chłodne powietrze otuliło wasze ciała. Z doświadczenia wiedział, że ukrywanie błędów nigdy nie kończyło się dobrze. Przynajmniej póki co. Teraz chciał spać, a co przyniesie ranek? ... Się okaże.
Coś ładnie pachniało, zaburczało Ci w brzuchu. Leniwie podniosłaś powieki. Z jakiegoś powodu zawsze rano żałowałaś takich wypadów. Nie martwiłaś się nawet pościeleniem łóżka. Jedną ręką zaczęłaś szukać tele...
-Oooohhh cholera – Podniosłaś się z łóżka i zaczęłaś rozglądać. Byłaś sama. Jak zawsze. Zerknęłaś na nocny stolik. Może wczoraj się totalnie wygłupiłaś, ale Sans... rany jaki on słodki... zrobił co mógł, aby umilić Ci przebudzenie. Telefon, woda, tabletki przeciwbólowe... cóż, tego ostatniego nie potrzebowałaś, z jakichś dziwnych powodów nie miałaś kaca. Lecz nie będziesz z tego powodu narzekać, co nie? Pociągnęłaś nosem. -Co to? - pachnie jak chleb... jajka i .. dym? - Twoi sąsiedzi przypalili śniadanie? Skądkolwiek by nie pochodził, zdecydowanie przebija zapach bekonu i jajecznicy. Ktoś wyłączył alarm przeciwpożarowy.
-w diabły to! - niski, znajomy głos dochodził z Twojej kuchni w towarzystwie stuku kilku naczyń o siebie. Sans? Co on tutaj robi? Wyskoczyłaś z łóżka aby spojrzeć i w jednej chwili potknęłaś się.
-KURWA! - spadłaś na podłogę po drodze uderzając się głową w stolik. Słyszałaś, jak Sans szybko odstawia talerze na bok, oczywiście, pewnie chce zobaczyć co Ci się stało, tylko że właśnie uświadomiłaś sobie, że nie masz majtek.
-_____, co...? - zatrzymał się w progu i otworzył szerzej oczy kiedy na Ciebie spojrzał – przepraszam! przepraszam, ja... ja.... uhhh... śniadanie! - nim zdążyłaś odpowiedzieć, odwrócił się i wrócił do kuchni. Zaczęłaś się gładzić po głowie, wstałaś na nogi i chwyciłaś za aspirynę. Wygląda na to, że jestem będzie potrzebna. Dzień, koniec końców, zaczął się ciężko.  
Kurwa, kurwa, kurwa. Nienawidzisz siebie kiedy jesteś pijana. Zdecydowanie nie poszłaś do domu sama, tak jak sobie zaplanowałaś. Spędziłaś noc z Sansem, misja wykonana, ale .... jakim kosztem? Dumą? Przyjaźnią? Trzeba będzie go zapytać, i... ugh.. Ta mina kiedy Cię zobaczył. To wina? Wstyd? Może. Żałuje, że zaakceptował zaproszenie? Dlatego, że jesteś człowiekiem? O Boże, a co jeżeli Twoje ciało go obrzydza do takiego stopnia, że już nigdy na Ciebie nie spojrzy? Po to robi śniadanie? Stara się zrobić dobry grunt pod przyznanie, że ta noc była pomyłką? Przez takie myśli poczułaś się jeszcze gorzej.
Nie śpieszyłaś się ubierając. Przesunęłaś palcami po niewielkich śladach palców na Twoich biodrach. Nie byłaś w stanie przypomnieć sobie niczego. Jeżeli Sans faktycznie postanowi już nigdy więcej tego nie powtórzyć, chciałabyś przynajmniej mieć jakiekolwiek wspomnienia. Kiedy w końcu uznałaś, że nie będziesz w stanie czekać ani chwili dłużej, uczesaniu się mimo tlącego się nada bólu w głowie, zastanawiałaś się czy już wyszedł. Nic z tych rzeczy. Jak tylko znalazłaś się w kuchni nadal tam nył. Stał z kubkiem kawy w rękach. Nie przepadał za tym napojem. Zorientował się, że jesteś w pomieszczeniu kiedy przesunęłaś krzesełko
-Cześć – uśmiechnęłaś się słabo, jego zazwyczaj luzacki wyraz twarzy teraz był zesztywniały
-ta.. uh... cześć – Na talerzu miał coś co przypominało pobojowisko wojny jajek z bekonem, a to wszystko na wzgórzach tostowych. Ciężko dokładnie powiedzieć co właściwie jadł. Czułaś się lekko winna, że kazałaś mu tyle na siebie czekać – zrobiłem też dla ciebie... możesz zjeść...– pokazał na swoje „śniadanie” - jeżeli chcesz – spróbowałaś trochę potrawy, nie było takie złe pomijając fakt, że trudno było rozpoznać jakikolwiek smak.
-Dzięki.
-oh, dobra... - milczeliście przez chwilę kiedy jadłaś. Zauważyłaś, że szkielet przygląda Ci się dziwnie, a potem patrzy w swój kubek. Jego gładkie palce zacisnęły się mocniej na naczyniu.
-Więc... czy możesz mi powiedzieć...
...co się stało wczoraj?
...co zrobiłam wczoraj?
-chcę z tobą porozmawiać o ... - oboje zamarliście.
-Oh, uh, dobra.. Znaczy się... Jasne... Tak... okej – potwór był zdenerwowany
-więc... um... pamiętasz...? znaczy się, pamiętasz nasz pijacki pojedynek?
Wpatrywałaś się w kościotrupa siedzącego naprzeciwko. Kawa w jego kubku zdążyła już dawno wystygnąć. Sans naciągnął nawet na twarz kaptur swojej bluzy próbując się schować. Czy on kurwa mówił poważnie?
-więc, uh... taa... cholera... dzieciaku.... naprawdę mi przykro – Wstałaś i nachyliłaś się nad stołem, a następnie spoliczkowałaś go. Mocno. To był błąd, nie tylko dlatego, że właściwie nie należało mu się, ale też, że Ciebie zdecydowanie zabolało to bardziej niż jego.
-Ała! Kurwa! - syknęłaś przystawiając do siebie rękę. W jednej chwili Sans wstał z krzesełka i podszedł do Ciebie, jak zawsze chciał pomóc, lecz cofnął się w pół gestu, kiedy dostrzegł irytację malującą się na Twojej twarzy.
-dzieciaku, proszę, wiem dlaczego jesteś na mnie zła – Naprawdę, Sans? - naprawdę, łapię – Nie, wydaje mi się, że nie. - ale pozwól mi spojrzeć na swoją rękę, porządnie się zraniłaś
-Nie mogę w to uwierzyć, palancie! Naprawdę nie mogłeś zaczekać, aż się obudzę?
-ja... um... co proszę? - zgłupiał. Nie słuchałaś.
-Raaaany, czy coś by ci się stało, jakbyś ze mną pogadał? Kurwa mać, Sans! - Stałaś teraz chodząc dookoła stołu, śledził Twoje kroki zagubiony – Przez cały dzień stresowałam się, jak zrobić kolejny krok, a ty... - popatrzyłaś na niego – zrobiłeś ich kilka i to wtedy kiedy spałam?! Ze wszystkich samolubnych... UGH! Wiesz co?
-er... - skrzyżowałaś ręce na piersi mierząc go wzrokiem.
-Idę wziąć prysznic. Kiedy wrócę, oczekuję że ten bałagan – pokazałaś na stół z potrawą i szafki – zniknie, a ty – wskazałaś na niego
-taa. łapię... też mam zniknąć, nie chcesz mnie już nigdy widzieć, to uczciwe– spuścił głowę jakby nie chciał widzieć Twojej reakcji
-To jedna opcja, ale z drugiej strony, mogę ci wybaczyć jeżeli pokażesz mi co przegapiłam – Teraz to go zbiłaś z pantałyku
-... że co proszę? - westchnęłaś.
-Sans, próbuję się do ciebie dobrać od Bóg raczy wiedzieć jak dawna. Tak, to co zrobiłeś było głupie. I samolubne. I nielegalne – Oczy Sansa przy tych słowach właściwie zniknęły – Coś ty sobie myślał?
-nie myślałem, tak szczerze powiedziawszy – przyznał. Na jego kościach pojawił się niewielki niebieski rumieniec, który lubiłaś oglądać.
-Tak mi się właśnie wydawało – zaśmiałaś się lekko – Chodzi mi o to, że lubię cię. Bardzo. I szczęśliwie, mam dzisiaj nastrój na wybaczanie.
Sans obserwował w ciszy jak odwracałaś się i zmierzałaś do łazienki. Czuł drżenie magii gotującej się w jego szpiku, bulgoczącej z głodu. Świadomość tego że będziesz się myć nie ułatwiała mu sprzątania.
Share:

POPULARNE ILUZJE