3 października 2017
2 października 2017
O matulu...
A więc tak, jak widzicie, od wczoraj na blogu jest nowe logo i nowe przyciski. Wszystko zrobiła Samael i pochwalić ją, bo się dziewczyna spisała.
Do tego powstała nowa zakładka pt "Spis Treści", nawet nie wiecie jak wiele komików i opowiadań pałętało się po moim blogu. Nie jestem pewna... inaczej. Jestem pewna, że nie umieściłam tam wszystkich i o czymś zapomniałam. Jeżeli macie sugestie co się tam jeszcze powinno znaleźć? Dawać znać w komentarzach pod tą notką.
Spis treści ma za zadanie ułatwić Wam i mnie poruszanie się po blogu, oraz pozwolić na łatwiejsze znalezienie tego czego szukanie i być może zahaczenie o to, czego nie szukaliście.
I tak wiem, wiem, rozmiarówka w niektórych miejscach mi padła, no i nie wszędzie są odstępy, znowu w innych miejscach są one za duże. Naprawię to, lecz nie dzisiaj... Nad tym co jest tam teraz siedziałam całą niedzielę. Od 9 rano do 23. Ponad 25000 notek do przejrzenia. Zauważyłam, że były takie, które nie miały w ogóle tagów i musiałam je dodać. No i odkryłam, że w wielu miejscach nie ma dobrze zrobionych linków. Zwłaszcza do mniejszych opowiadań, komiksów, czy prac jakichkolwiek. Będę musiała w wolnej chwili się tym zająć.
W dziale komiksy pojawi się też jeszcze opcja "stan" tak samo, jak w przypadku opowiadań. Stan to to w jakim stanie jest dane opowiadanie, czy tłumaczenie.
ukończone/skończone
w trakcie
wstrzymane (czasowo, ale kiedyś zostanie dokończone)
porzucone
brak kontynuacji (odnosi się do tłumaczeń, gdzie wszystko co po angielsku zostało przetłumaczone, ale autor od bardzo dawna nie wrzucał nic nowego, więc tłumacz nie wie na czym stoi)
No i teraz moja prośba do osób, które kiedykolwiek wysłały mi cokolwiek swojego - czy to komiks, opowiadanie czy tłumaczenie. Proszę, abyście pod tą notką, najszybciej jak się da napisali w jakim stanie jest to co publikujecie tutaj u mnie. Wliczają się w to komiksy tłumaczone. Musicie sprawdzić, czy ukazało się coś więcej od czasu Waszego ostatniego tłumaczenia, a potem - napiszcie w komentarzu tytuł oraz stan. Czy brak kontynuacji, czy porzucacie tłumaczenie i będzie mógł się zająć ktoś inny, czy w trakcie - i dalej się tym zajmujecie.
Nie będę ganić czy gryźć, jeżeli ktoś porzuci swoją pracę. Nie będę też ponaglać, jeżeli ktoś ustawi sobie informacje "w trakcje" a nie nadesłał mi nic od miesięcy. To ma być informacja dla czytelników głównie, na jakim etapie jako autorzy jesteście. To bardzo ułatwi sprawę. Możecie też, do swoich prac napisać krótkie zachęcające do czytania opisy, jakie pojawią się pod tytułami.
Jeżeli sami nie wiecie, a sprawa jest skomplikowana i chcecie pogadać albo zaciągnąć rady - zapraszam na maila
Jeżeli o kimś zapomniałam w spisie treści, albo źle podlinkowałam - dajcie znać.
Dzisiaj mnie już nie będzie i nie pojawi się nic innego. Zaraz gnam na zajęcia na uczelni, a potem do 22:30 mam pracę w Biedrze. Tak więc ten tego.
W razie czego mail: yumimizuno@interia.pl
Karczma pod rzygającym kogutem
W każdej historii powinny być złe, jak i dobre postacie. Tak, aby widz, czy też czytelnik wiedział jak postępować słusznie, jakie cnoty w sobie pielęgnować, jakich wad się wystrzegać. Każde postępowanie niesie za sobą szereg skutków. Nic więc dziwnego, że bajki niosą ze sobą taki wielki podtekst edukacyjny, o jakim się filozofom nie śniło.
Jednak, czy postacie złe i mroczne, faktycznie takie są? Właśnie te motywy kierowały moim postępowaniem, kiedy wykupywałam w Krainie Marzeń karczmę. Trzeba było ją urządzić od podstaw, kupić szynk, nadać klimat miejscu, aby każdy wiedział, dla kogo jest ona przeznaczona. Praca poszła szybko, przy odrobinie pomocy czarnej magii oraz darmowych pączków – udało mi się znaleźć kilku robotników, jacy raz dwa postawili gmach.
Witam wiec was w Karczmie pod rzygającym kogutem.
Kucyk, imieniem Yumi stał za szynkiem, za pomocą magii czyściła szklanice i polerowała sztućce. Początkowo ten pomysł był jej odradzany, z racji na niebezpieczne towarzystwo. Klacz wychodziła jednak z założenia, że bez znaczenia jaką opinie ma osoba, czy też zwierze, czy też potwór – jeżeli okaże się jej odrobinę życzliwości i dobrego serca, odpłaci tym samym. Był to mały eksperyment, który okazał się owocny.
-Dlaczego jesteś dla mnie taka miła? – zapytał razu pewnego wielki baran odpowiedzialny za rozprzestrzenienie się Wyjca po Zwierzogrodzie.
-Każdy nosi maskę – filozofował nad szklanką whiskey Hades, jego niebieskie płomienie tliły się powoli dookoła zmęczonej twarzy
-To pułapka – zarzuciła Chrysalis wchodząc do baru pewnej deszczowej nocy, porzucona przez swoich poddanych nie miała dokąd pójść, nic więc dziwnego, że znalazła schronienie w takim przybytku jak ten.
-Też masz swoje grzechy – śmiała się szyderczo Chara.
Yumi dobrze wiedziała, że wszyscy bez względu na cnoty jakie wyznają i na to za kogo próbują uchodzić, mają swój mrok w sercu. Ten, który powoli trawił duszę, jaki niszczył resztki nadziei i nie pozwalał usnąć w nocy. Na tego typu zaczepki zawsze uśmiechała się smutno i proponowała na koszt firmy lampkę wina. Jej ulubionego Edelkirsh.
Na początku było trudno, faktycznie. Czarne postacie mają najczęściej bogatą, złożoną osobowość, prezentują te instynkty do których normalnie nikt nie chce się przyznać. Dla przykładu. Taki Hades. Pan Świata Umarłych, obcujący z nimi po kres wieczności, pilnujący aby to co martwe nie wyszło do świata żywych. Zmarli prawie zawsze mają żal, że umarli. Pozostało przecież tak wiele niedokończonych spraw, tyle jeszcze mogli zrobić. Swoje rozgoryczenie wyładowywali na nim. Pół biedy, gdyby miał wsparcie w bracie Zeusie, albo Posejdonie. O nie, ci drwili z niego, porzucili, zostawili, nie zapraszali na Olimp.
-A kiedy urodził się ten smarkacz – mamrotał już po kilku głębszych, praktycznie pokładając się na ladzie – Kiedy zrozumiałem, że naprawdę nie ma tam dla mnie mniejsza…. – nie dokończył, nie chciał. Yumi umiała słuchać, zawsze z pogodnym uśmiechem na twarzy.
Pierwsze upicie się w barze jednoczy barmana z klientem. Później taki albo się pojawi znowu, czując wsparcie z jego strony, albo nie przyjdzie już nigdy zawstydzony własnym postępowaniem i paplaniną. Oczywiście, bywają też głupie gadki.
-A wiesz co jest najgorsze? – mówiła Chara pochylając się w stronę Chrysalis – Że kotki umierają na ulicy! Nie ma dla nich domu! Pieski też. Boże, jak ja uwielbiam pieski. Lubisz pieski?
-W panierce – warknęła była królowa Podmieńców – Najgorsze to jest to, że trzeba podporządkować się tyranii
-Powiedziała dyktatorka.
-Robiłam to co dla mojego ludu najlepsze! Podmieńce żywią się miłością! – stuknęła podziurawionym kopytem w blat
-Ale teraz same tworzą miłość – zauważył Hades – Zostałaś sama bo nie chciałaś zgodzić się na propozycję Celestii
-Celestia to tyranka! Niszczy tych którzy nie idą za jej rozkazami. Nie pozwala na własną inwencję twórczą!
-Mi to mówisz? – Obłoczek musiała podstawionych kilka poduszek, bo była zwyczajnie za niska aby dosięgnąć lady – Jak byłam małym jagnięciem dwa wilki zabiły moich rodziców – w końcu się otworzyła – Od tego czasu znienawidziłam wszystkie drapieżniki. A wiesz co powiedział sąd? Dostali cztery lata więzienia! Ja zostałam sierotą, a ci po czterech latach byli wolni! – do oczu nabiegły jej łzy – I to ma być sprawiedliwość?
-Chciałaś tylko bronić ofiary, tak jak ja swoich poddanych – Chrysalis zrozumiała ją i obie stukając kieliszkami wychyliły jednego głębszego.
-Sprawiedliwości nie ma. To tylko pic na wodę. – rzucił od niechcenia Hades. – Popatrzcie na to. Ludzie, znacie ludzi, te wielkie gołe małpy co myślą, ze wszystko mogą. – zebrani przytaknęli mu. Ognie na jego głowie zatańczyły nerwowo – To skończeni hipokryci! Ciągle gadają o miłości, tolerancji, zrozumieniu, a popatrzcie na takich nas… Raz przypięta łatka „ten jest zły” i już! Rzucają w ciebie zgniłymi pomidorami.
-Ktoś rzucił w ciebie zgniłym pomidorem? – oburzyła się Chara
-Nie chcę o tym mówić.
Nastałaby cisza, gdyby w radiu nie leciała spokojna muzyka. Yumi chrząknęła i przeniosła wzrok na siedzącego w koncie, jak do tej pory cicho Mroka – Pana Ciemności. Wpatrywał się on smętnie w prawie dopity drink.
-Zapominają o tym co najważniejsze. – odezwał się w końcu. – Negatywne uczucia, jak je określają, też są ważne.
-Prawda – tutaj głos zabrała właścicielka przybytku – Dla przykładu, twoja domena, strach – skierowała się do Mroka – Jestem ci wdzięczna za strach.
-Co?
-No tak. Strach uczy. Naprawdę uczy. Boję się spaść ze schodów, dlatego trzymam się barierki. Boję się głupiej śmierci, dlatego nie gryzę skuwek od długopisów … przynajmniej się staram. – uśmiechnęła się pogodnie – Boję się morderców, dlatego nie wychodzę późną nocą z domu, a jak już muszę to nie odchodzę daleko od domu. Strach uczy tego co wolno robić, a co nie.
-Dokładnie – przyklasnął jej pierwszy raz prawdziwie się uśmiechając – Ona ma rację.
-A co ja mam powiedzieć? – wtrącił się Hades – Jestem strażnikiem świata umarłych. Rozumiesz? Trupów nikt nie lubi.
-Nekrofile lubią – bąknęła Chara
-Bardzo śmieszne… Wracając, ktoś się tego podjąć musiał, padło na mnie. – wskazał na siebie palcem – I teraz tylko dlatego, że jestem kim jestem inni mnie nienawidzą! Wolą jakiegoś… umięśnionego prostaka!
-A ja myślę, że się ciebie boją – Yumi skierowała na niego brązowe oczy
-Boją się mnie?
-Tak. Popatrz na to w ten sposób. Każda historia jest niesprawiedliwie konstruowana. Grupka bohaterów kontra jeden zły. Oczywiście – wywróciła oczami – ma to symbolizować działanie w grupie i takie tam, ale wydaje mi się, że efekt jest inny. Wszyscy widzą, że dobro jest za słabe w pojedynkę. Ba, dobro. Nie ma dobra, nie ma zła. Są tylko decyzje, jakie można określać tym mianem. – Jej magia owinęła pusty kieliszek boga, by zaraz potem go napełnić. – Boją się ciebie bo masz na swoich usługach armię umarłych. Sam, jeden, jedyny.
-A więc jestem od nich silniejszy?
-Właściwie to tak. Pomyśl tylko, co by się stało jakbyś… no nie wiem… zabrał Cerberka na siusiu? Jakby cała ta hałastra wyszła na powierzchnię? – Hades zamrugał kilka razy i uśmiechnął się szeroko.
-Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś genialna?
-Mów mi to częściej, a może w to uwierzę – wyszczerzyła się głupkowato.
-No tak, ty jesteś Panem Ciemności – Chara wskazała na Mroka – Ty panem świata trupów – tutaj popatrzyła na Hadesa – Ty zostałaś znienawidzona przez wszystkich bo nie poddałaś się jak jej tam…
-Celestia
-Właśnie, Celestii i pozostałaś wierna własnym ideałom. Ty – zwróciła się w stronę Obłoczek – za swoją nadgorliwość i poczucie niesprawiedliwości znienawidzona przez całe miasto, a ja? Co ja takiego zrobiłam? To Frisk wybrał na początku sam drogę ludobójczą! – uniosła ręce do góry – Ja mu tylko pomagałam!
-Ale wiesz, Frisk to główna postać – zauważył Hades szczerząc się jak szaleniec – On nie może być… zły.
-Ale on jest zły
-Właściwie to nie jest – Yumi popatrzyła na sufit – To biedna postać, marionetka, bez własnej woli, sterowna przez graczy. To oni wybierają taką, a nie inną drogę.
-Dlaczego to robią? – głos jej drżał
-Bo widzisz, to co dla was jest prawdziwe, dla nich to tylko gra. Siedzą w ciepłych domach, mają jedzenie, albo jakieś fajki, to jest dla nich zabawa. Im nic nie grozi, to nie ich życie jest kładzione na szali, a wasze.
-A my nic ich nie obchodzimy – szepnęła – A kiedy już przyjdzie co do czego, zawsze znaleźć się musi kozioł ofiarny i tym kozłem jestem ja. Zaś chwała spada na bohaterów. – westchnęła
-Dokładnie. Nie mówię, że to jest sprawiedliwe, ale tak właśnie się dzieje – Yumi opuściła powieki – W każdej grupie musi być lider i kozioł ofiarny. To socjologia. Na kozłach ofiarnych inni, którzy nie zajmują większych ról społecznych, wyżywają swoje niespełnione ambicje, czy obwiniają ich za … grzechy. Chara, ty nie jesteś zła – kucyk uśmiechnęła się w jej stronę czule – Po prostu nikt nie chciał z tobą porozmawiać, zrozumieć, wysłuchać. – wzięła głębszy oddech. – Tak jak was wszystkich.
-Jak dobrze, że jest miejsce takie jak to. – Mrok uśmiechnął się lekko.
-Tutaj można czuć się jak u siebie w domu – rzuciła Obłoczek
-Tutaj jest nasz dom – poprawiła ją Chrysalis, która faktycznie, po tym jak odwrócili się od niej wszyscy, zaczęła pomagać Yumi w ogarnianiu karczmy.
-No i wyborowe towarzystwo – zauważył Hades
-A dziękuję, dziękuję – Chara skinęła głową i zaśmiała się.
Późniejsza rozmowa przebiegła znacznie mniej dramatycznie. Czyli kolejny zwykły wieczór w Karczmie pod rzygającym kogutem. Stworzonej dla tych, którzy najbardziej potrzebują miłości.
Jeżeli jesteś kimś takim, zapraszam.
Jednak, czy postacie złe i mroczne, faktycznie takie są? Właśnie te motywy kierowały moim postępowaniem, kiedy wykupywałam w Krainie Marzeń karczmę. Trzeba było ją urządzić od podstaw, kupić szynk, nadać klimat miejscu, aby każdy wiedział, dla kogo jest ona przeznaczona. Praca poszła szybko, przy odrobinie pomocy czarnej magii oraz darmowych pączków – udało mi się znaleźć kilku robotników, jacy raz dwa postawili gmach.
Witam wiec was w Karczmie pod rzygającym kogutem.
Kucyk, imieniem Yumi stał za szynkiem, za pomocą magii czyściła szklanice i polerowała sztućce. Początkowo ten pomysł był jej odradzany, z racji na niebezpieczne towarzystwo. Klacz wychodziła jednak z założenia, że bez znaczenia jaką opinie ma osoba, czy też zwierze, czy też potwór – jeżeli okaże się jej odrobinę życzliwości i dobrego serca, odpłaci tym samym. Był to mały eksperyment, który okazał się owocny.
-Dlaczego jesteś dla mnie taka miła? – zapytał razu pewnego wielki baran odpowiedzialny za rozprzestrzenienie się Wyjca po Zwierzogrodzie.
-Każdy nosi maskę – filozofował nad szklanką whiskey Hades, jego niebieskie płomienie tliły się powoli dookoła zmęczonej twarzy
-To pułapka – zarzuciła Chrysalis wchodząc do baru pewnej deszczowej nocy, porzucona przez swoich poddanych nie miała dokąd pójść, nic więc dziwnego, że znalazła schronienie w takim przybytku jak ten.
-Też masz swoje grzechy – śmiała się szyderczo Chara.
Yumi dobrze wiedziała, że wszyscy bez względu na cnoty jakie wyznają i na to za kogo próbują uchodzić, mają swój mrok w sercu. Ten, który powoli trawił duszę, jaki niszczył resztki nadziei i nie pozwalał usnąć w nocy. Na tego typu zaczepki zawsze uśmiechała się smutno i proponowała na koszt firmy lampkę wina. Jej ulubionego Edelkirsh.
Na początku było trudno, faktycznie. Czarne postacie mają najczęściej bogatą, złożoną osobowość, prezentują te instynkty do których normalnie nikt nie chce się przyznać. Dla przykładu. Taki Hades. Pan Świata Umarłych, obcujący z nimi po kres wieczności, pilnujący aby to co martwe nie wyszło do świata żywych. Zmarli prawie zawsze mają żal, że umarli. Pozostało przecież tak wiele niedokończonych spraw, tyle jeszcze mogli zrobić. Swoje rozgoryczenie wyładowywali na nim. Pół biedy, gdyby miał wsparcie w bracie Zeusie, albo Posejdonie. O nie, ci drwili z niego, porzucili, zostawili, nie zapraszali na Olimp.
-A kiedy urodził się ten smarkacz – mamrotał już po kilku głębszych, praktycznie pokładając się na ladzie – Kiedy zrozumiałem, że naprawdę nie ma tam dla mnie mniejsza…. – nie dokończył, nie chciał. Yumi umiała słuchać, zawsze z pogodnym uśmiechem na twarzy.
Pierwsze upicie się w barze jednoczy barmana z klientem. Później taki albo się pojawi znowu, czując wsparcie z jego strony, albo nie przyjdzie już nigdy zawstydzony własnym postępowaniem i paplaniną. Oczywiście, bywają też głupie gadki.
-A wiesz co jest najgorsze? – mówiła Chara pochylając się w stronę Chrysalis – Że kotki umierają na ulicy! Nie ma dla nich domu! Pieski też. Boże, jak ja uwielbiam pieski. Lubisz pieski?
-W panierce – warknęła była królowa Podmieńców – Najgorsze to jest to, że trzeba podporządkować się tyranii
-Powiedziała dyktatorka.
-Robiłam to co dla mojego ludu najlepsze! Podmieńce żywią się miłością! – stuknęła podziurawionym kopytem w blat
-Ale teraz same tworzą miłość – zauważył Hades – Zostałaś sama bo nie chciałaś zgodzić się na propozycję Celestii
-Celestia to tyranka! Niszczy tych którzy nie idą za jej rozkazami. Nie pozwala na własną inwencję twórczą!
-Mi to mówisz? – Obłoczek musiała podstawionych kilka poduszek, bo była zwyczajnie za niska aby dosięgnąć lady – Jak byłam małym jagnięciem dwa wilki zabiły moich rodziców – w końcu się otworzyła – Od tego czasu znienawidziłam wszystkie drapieżniki. A wiesz co powiedział sąd? Dostali cztery lata więzienia! Ja zostałam sierotą, a ci po czterech latach byli wolni! – do oczu nabiegły jej łzy – I to ma być sprawiedliwość?
-Chciałaś tylko bronić ofiary, tak jak ja swoich poddanych – Chrysalis zrozumiała ją i obie stukając kieliszkami wychyliły jednego głębszego.
-Sprawiedliwości nie ma. To tylko pic na wodę. – rzucił od niechcenia Hades. – Popatrzcie na to. Ludzie, znacie ludzi, te wielkie gołe małpy co myślą, ze wszystko mogą. – zebrani przytaknęli mu. Ognie na jego głowie zatańczyły nerwowo – To skończeni hipokryci! Ciągle gadają o miłości, tolerancji, zrozumieniu, a popatrzcie na takich nas… Raz przypięta łatka „ten jest zły” i już! Rzucają w ciebie zgniłymi pomidorami.
-Ktoś rzucił w ciebie zgniłym pomidorem? – oburzyła się Chara
-Nie chcę o tym mówić.
Nastałaby cisza, gdyby w radiu nie leciała spokojna muzyka. Yumi chrząknęła i przeniosła wzrok na siedzącego w koncie, jak do tej pory cicho Mroka – Pana Ciemności. Wpatrywał się on smętnie w prawie dopity drink.
-Zapominają o tym co najważniejsze. – odezwał się w końcu. – Negatywne uczucia, jak je określają, też są ważne.
-Prawda – tutaj głos zabrała właścicielka przybytku – Dla przykładu, twoja domena, strach – skierowała się do Mroka – Jestem ci wdzięczna za strach.
-Co?
-No tak. Strach uczy. Naprawdę uczy. Boję się spaść ze schodów, dlatego trzymam się barierki. Boję się głupiej śmierci, dlatego nie gryzę skuwek od długopisów … przynajmniej się staram. – uśmiechnęła się pogodnie – Boję się morderców, dlatego nie wychodzę późną nocą z domu, a jak już muszę to nie odchodzę daleko od domu. Strach uczy tego co wolno robić, a co nie.
-Dokładnie – przyklasnął jej pierwszy raz prawdziwie się uśmiechając – Ona ma rację.
-A co ja mam powiedzieć? – wtrącił się Hades – Jestem strażnikiem świata umarłych. Rozumiesz? Trupów nikt nie lubi.
-Nekrofile lubią – bąknęła Chara
-Bardzo śmieszne… Wracając, ktoś się tego podjąć musiał, padło na mnie. – wskazał na siebie palcem – I teraz tylko dlatego, że jestem kim jestem inni mnie nienawidzą! Wolą jakiegoś… umięśnionego prostaka!
-A ja myślę, że się ciebie boją – Yumi skierowała na niego brązowe oczy
-Boją się mnie?
-Tak. Popatrz na to w ten sposób. Każda historia jest niesprawiedliwie konstruowana. Grupka bohaterów kontra jeden zły. Oczywiście – wywróciła oczami – ma to symbolizować działanie w grupie i takie tam, ale wydaje mi się, że efekt jest inny. Wszyscy widzą, że dobro jest za słabe w pojedynkę. Ba, dobro. Nie ma dobra, nie ma zła. Są tylko decyzje, jakie można określać tym mianem. – Jej magia owinęła pusty kieliszek boga, by zaraz potem go napełnić. – Boją się ciebie bo masz na swoich usługach armię umarłych. Sam, jeden, jedyny.
-A więc jestem od nich silniejszy?
-Właściwie to tak. Pomyśl tylko, co by się stało jakbyś… no nie wiem… zabrał Cerberka na siusiu? Jakby cała ta hałastra wyszła na powierzchnię? – Hades zamrugał kilka razy i uśmiechnął się szeroko.
-Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś genialna?
-Mów mi to częściej, a może w to uwierzę – wyszczerzyła się głupkowato.
-No tak, ty jesteś Panem Ciemności – Chara wskazała na Mroka – Ty panem świata trupów – tutaj popatrzyła na Hadesa – Ty zostałaś znienawidzona przez wszystkich bo nie poddałaś się jak jej tam…
-Celestia
-Właśnie, Celestii i pozostałaś wierna własnym ideałom. Ty – zwróciła się w stronę Obłoczek – za swoją nadgorliwość i poczucie niesprawiedliwości znienawidzona przez całe miasto, a ja? Co ja takiego zrobiłam? To Frisk wybrał na początku sam drogę ludobójczą! – uniosła ręce do góry – Ja mu tylko pomagałam!
-Ale wiesz, Frisk to główna postać – zauważył Hades szczerząc się jak szaleniec – On nie może być… zły.
-Ale on jest zły
-Właściwie to nie jest – Yumi popatrzyła na sufit – To biedna postać, marionetka, bez własnej woli, sterowna przez graczy. To oni wybierają taką, a nie inną drogę.
-Dlaczego to robią? – głos jej drżał
-Bo widzisz, to co dla was jest prawdziwe, dla nich to tylko gra. Siedzą w ciepłych domach, mają jedzenie, albo jakieś fajki, to jest dla nich zabawa. Im nic nie grozi, to nie ich życie jest kładzione na szali, a wasze.
-A my nic ich nie obchodzimy – szepnęła – A kiedy już przyjdzie co do czego, zawsze znaleźć się musi kozioł ofiarny i tym kozłem jestem ja. Zaś chwała spada na bohaterów. – westchnęła
-Dokładnie. Nie mówię, że to jest sprawiedliwe, ale tak właśnie się dzieje – Yumi opuściła powieki – W każdej grupie musi być lider i kozioł ofiarny. To socjologia. Na kozłach ofiarnych inni, którzy nie zajmują większych ról społecznych, wyżywają swoje niespełnione ambicje, czy obwiniają ich za … grzechy. Chara, ty nie jesteś zła – kucyk uśmiechnęła się w jej stronę czule – Po prostu nikt nie chciał z tobą porozmawiać, zrozumieć, wysłuchać. – wzięła głębszy oddech. – Tak jak was wszystkich.
-Jak dobrze, że jest miejsce takie jak to. – Mrok uśmiechnął się lekko.
-Tutaj można czuć się jak u siebie w domu – rzuciła Obłoczek
-Tutaj jest nasz dom – poprawiła ją Chrysalis, która faktycznie, po tym jak odwrócili się od niej wszyscy, zaczęła pomagać Yumi w ogarnianiu karczmy.
-No i wyborowe towarzystwo – zauważył Hades
-A dziękuję, dziękuję – Chara skinęła głową i zaśmiała się.
Późniejsza rozmowa przebiegła znacznie mniej dramatycznie. Czyli kolejny zwykły wieczór w Karczmie pod rzygającym kogutem. Stworzonej dla tych, którzy najbardziej potrzebują miłości.
Jeżeli jesteś kimś takim, zapraszam.
Zootopia: Będzie dobrze [It'll Be Fine - tłumaczenie PL]
Autor: Jingle
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
-Będzie dobrze – powiedziała Judy Nickowi jak wchodzili do wynajmowanego samochodu. Żadne z nich nie posiadało swojego własnego, w mieście chodzili piechotą, jak nie byli na służbie. A ta podróż wymagała jakiegoś pojazdu.
-Ej, daj spokój Karota – starał się udać najbardziej zrelaksowanego jak się dało – Naprawdę myślisz, że się denerwuję? To tylko twoi rodzice. Zapowiedziałaś mnie kilka razy. – Popatrzyła na niego tak, jakby znała każde jego zagrania, wywrócił oczami. Poddała się, póki co.
-Mogło być gorzej – ciągnęła – Moja mała siostra Dawn, raz przyprowadziła na kolację swojego chłopaka; moi rodzice myśleli, że to tylko przyjaciel. Kiedy oznajmiła im, że chce wziąć z nim ślub jak mama podawała marchewkowy pudding.. Cóż, sprawy nie potoczyły się za dobrze.
-I to miało mi pomóc? Może i wiedzą, że się umawiamy, ale nadal… Czekaj. Powiedziałaś … marchewkowy pudding?
-Nooo. Coś z nim nie tak? – Nick przyglądał się jej przez chwilę, a potem wzruszył ramionami.
-Nie wiem od czego zacząć. Zapomnij Karota. – na wyboistej drodze aż podskoczyła w siedzeniu. To było dość śmieszne, z racji na przydomek jaki jej nadał wszystko co związane z marchewką kojarzyło mu się jednoznacznie.
-Chyba lepszy byłby pociąg – westchnęła po jakiejś godzinie, kiedy mijali znak informujący o przyjechaniu do miasta.
-Może.. – zgodził się. Królik opuścił swoje uszy po sobie przyglądając się badawczo lisowi, po chwili się poprawiła. Mimo wszystko była gliną.
-To wszystko? Może? Nie będziesz kwestionował moich wyborów? Znaczy się, no daj spokój, to lisy słyną z tego że są sprytne i Nick Bajer powinien wiedzieć, że pociąg byłby tańszy i szybszy – miała nadzieję, że to słowa sprawią iż znowu zacznie zachowywać się normalnie.
-Eh, twoim pierwszym złym wyborem była decyzja o zamieszkaniu w Zwierzogrodzie – tylko tyle powiedział. Jej nos zaczął drżeć.
-Łał, denerwujesz się, co nie? – te słowa praktycznie denerwują ludzi jeszcze bardziej, no i Nick nie miał swojej rodziny, poznawał jej. Nie powinna mieć do niego o to żadnego żalu, to naturalne, że się denerwował. Lecz ten czas prędzej czy później musiał nadejść. Jej rodzice mimo wszystko nie byli tacy źli, kiedy dowiedzieli się że umawia się z drapieżnikiem. Dzięki Gideon, pomyślała. Wielokrotnie próbowała to wyjaśnić Nickowi, ale… Cóż, dla niego to było coś nowego. Poznali go co prawda w trakcie koncertu Gazzeli, no i w przeciwieństwie do Dawn, powiedziała im o jej związku. Jasne, byli zaskoczeni, ale choć raz się nie bali. Może tym właśnie Nick się przejmował? – Nie przerażasz ich.
-Nie o to mi chodzi. Nigdy nawet to mi przez głowę nie przeszło. – Zatrzymała się nie wiedząc co powiedzieć. Miał inne zmartwienia? Może nawet większe, ale… nie umiała uciec od własnego smutku z powodu Nicka, oraz tego że mimo wszystko czuła się trochę niepewnie jeżeli chodzi o reakcję rodziców.
-Uważasz, że zaczną się ciebie bać?
-Uważam, że twoi rodzice, który żyją od zarania w Szarakówce, przyjmą tak po prostu sobie fakt, że ich córka umawia się z drapieżnikiem. Tak, tego się boję – Judy zacisnęła mocniej pięści – To nie ich wina. Karota. W takim społeczeństwie dorastali.
-Może – zaczęła powoli - … ale tego akurat bać się nie musisz.
-Mówiłem, to nie jest wielkie zmartwienie. Wszystko da się naprawić.
-Ja tylko… - potrząsnęła głową. Nie chciała bronić kogokolwiek, choć czuła że powinna. Jej rodzice, bez względu na to jak bardzo ich kochała, mieli swoją historię i dziwaczne niekiedy przyzwyczajenia – Dobra. Mogą się trochę bać, ale będzie dobrze. Czym jeszcze się martwisz? – Nick był cicho przez chwilę, Judy wpatrywała się w niego pełna obaw. Choć lis się zmienił i byli bardzo blisko ze sobą, nadal otworzenie się emocjonalne było dla niego czymś trudnym. Szanowała to. I jak zawsze, dała mu czas do zebrania myśli.
-Nie chodzi tyle o moje bycie-lisem, co o zwyczajne … kulturowe sprawy. To i cóż… nigdy wcześniej tego nie robiłem. – Była zaskoczona słysząc te słowa, ale tylko przez chwilę. Nigdy nie przypuszczała, że będzie rozpatrywał ich wycieczkę w tak… romantycznym aspekcie. Zatrzymała samochód. Nick popatrzył na nią zdziwiony. – Um, tak… powinienem wiedzieć, że nie olejesz tego co powiedziałem… - Te słowa zignorowała i chwyciła jedną z jego łap w swoje mocno ją ściskając. Jej wielkie, fiołkowe oczy wpatrywały się w niego.
-Nick, będzie dobrze. Naprawdę. Bądź po prostu sobą.
-Taaa, ponieważ bycie sobą przyniosło mi same korzyści w przeszłości.
-Mówię poważnie. Jesteś świetny. Nie musisz się martwić, że coś pójdzie źle.
-Nie, to ty jesteś świetna, Judy. Ja to ja. I bądźmy szczerzy, co jeżeli mnie nie…
-Jeżeli cię nie polubią, to nie – powiedziała jak gdyby nigdy nic – Między nami nic to nie zmieni, Nick. Wiesz, że cię kocham, opinia moich rodziców tego nie zmieni. – przytaknął
-Patrz, to nie tak, że ci nie wierzę, to tylko… Cóż, może nie wierzę we wszystko. To twoi rodzice, oczywiście, że jest dla ciebie ważne to czy mnie polubią czy nie.
-Chcę, aby cię polubili. To jasne. I chcę abyś ty polubił ich, zaufaj mi, wiem że nie będzie łatwo – zachichotał lekko, na co ta tylko westchnęła – i jeżeli się nie uda, to nic między nami nie zmieni, jasne? A święta spędzimy z Finnickiem. – no i na te słowa zaczął się śmiać
-Uwierz, nie chcesz tego. Pazurian, może. Jestem pewien, że w jego domu jest cały czas mnóstwo smakołyków.
-Nie bądź chamski – mruknęła – Wracając do tematu, już wiesz, że możesz mi zaufać, co nie?
-Oczywiście – przytaknął bez chwili namysłu.
-Więc i tym razem to zrób. Bez względu na to co się stanie…
-Będzie dobrze? – uniósł brwi. Uśmiechnęła się, zdecydowanie czuł się teraz lepiej.
-Między nami będzie dobrze – poprawiła go i znowu odpaliła auto.
-Ej, daj spokój Karota – starał się udać najbardziej zrelaksowanego jak się dało – Naprawdę myślisz, że się denerwuję? To tylko twoi rodzice. Zapowiedziałaś mnie kilka razy. – Popatrzyła na niego tak, jakby znała każde jego zagrania, wywrócił oczami. Poddała się, póki co.
-Mogło być gorzej – ciągnęła – Moja mała siostra Dawn, raz przyprowadziła na kolację swojego chłopaka; moi rodzice myśleli, że to tylko przyjaciel. Kiedy oznajmiła im, że chce wziąć z nim ślub jak mama podawała marchewkowy pudding.. Cóż, sprawy nie potoczyły się za dobrze.
-I to miało mi pomóc? Może i wiedzą, że się umawiamy, ale nadal… Czekaj. Powiedziałaś … marchewkowy pudding?
-Nooo. Coś z nim nie tak? – Nick przyglądał się jej przez chwilę, a potem wzruszył ramionami.
-Nie wiem od czego zacząć. Zapomnij Karota. – na wyboistej drodze aż podskoczyła w siedzeniu. To było dość śmieszne, z racji na przydomek jaki jej nadał wszystko co związane z marchewką kojarzyło mu się jednoznacznie.
-Chyba lepszy byłby pociąg – westchnęła po jakiejś godzinie, kiedy mijali znak informujący o przyjechaniu do miasta.
-Może.. – zgodził się. Królik opuścił swoje uszy po sobie przyglądając się badawczo lisowi, po chwili się poprawiła. Mimo wszystko była gliną.
-To wszystko? Może? Nie będziesz kwestionował moich wyborów? Znaczy się, no daj spokój, to lisy słyną z tego że są sprytne i Nick Bajer powinien wiedzieć, że pociąg byłby tańszy i szybszy – miała nadzieję, że to słowa sprawią iż znowu zacznie zachowywać się normalnie.
-Eh, twoim pierwszym złym wyborem była decyzja o zamieszkaniu w Zwierzogrodzie – tylko tyle powiedział. Jej nos zaczął drżeć.
-Łał, denerwujesz się, co nie? – te słowa praktycznie denerwują ludzi jeszcze bardziej, no i Nick nie miał swojej rodziny, poznawał jej. Nie powinna mieć do niego o to żadnego żalu, to naturalne, że się denerwował. Lecz ten czas prędzej czy później musiał nadejść. Jej rodzice mimo wszystko nie byli tacy źli, kiedy dowiedzieli się że umawia się z drapieżnikiem. Dzięki Gideon, pomyślała. Wielokrotnie próbowała to wyjaśnić Nickowi, ale… Cóż, dla niego to było coś nowego. Poznali go co prawda w trakcie koncertu Gazzeli, no i w przeciwieństwie do Dawn, powiedziała im o jej związku. Jasne, byli zaskoczeni, ale choć raz się nie bali. Może tym właśnie Nick się przejmował? – Nie przerażasz ich.
-Nie o to mi chodzi. Nigdy nawet to mi przez głowę nie przeszło. – Zatrzymała się nie wiedząc co powiedzieć. Miał inne zmartwienia? Może nawet większe, ale… nie umiała uciec od własnego smutku z powodu Nicka, oraz tego że mimo wszystko czuła się trochę niepewnie jeżeli chodzi o reakcję rodziców.
-Uważasz, że zaczną się ciebie bać?
-Uważam, że twoi rodzice, który żyją od zarania w Szarakówce, przyjmą tak po prostu sobie fakt, że ich córka umawia się z drapieżnikiem. Tak, tego się boję – Judy zacisnęła mocniej pięści – To nie ich wina. Karota. W takim społeczeństwie dorastali.
-Może – zaczęła powoli - … ale tego akurat bać się nie musisz.
-Mówiłem, to nie jest wielkie zmartwienie. Wszystko da się naprawić.
-Ja tylko… - potrząsnęła głową. Nie chciała bronić kogokolwiek, choć czuła że powinna. Jej rodzice, bez względu na to jak bardzo ich kochała, mieli swoją historię i dziwaczne niekiedy przyzwyczajenia – Dobra. Mogą się trochę bać, ale będzie dobrze. Czym jeszcze się martwisz? – Nick był cicho przez chwilę, Judy wpatrywała się w niego pełna obaw. Choć lis się zmienił i byli bardzo blisko ze sobą, nadal otworzenie się emocjonalne było dla niego czymś trudnym. Szanowała to. I jak zawsze, dała mu czas do zebrania myśli.
-Nie chodzi tyle o moje bycie-lisem, co o zwyczajne … kulturowe sprawy. To i cóż… nigdy wcześniej tego nie robiłem. – Była zaskoczona słysząc te słowa, ale tylko przez chwilę. Nigdy nie przypuszczała, że będzie rozpatrywał ich wycieczkę w tak… romantycznym aspekcie. Zatrzymała samochód. Nick popatrzył na nią zdziwiony. – Um, tak… powinienem wiedzieć, że nie olejesz tego co powiedziałem… - Te słowa zignorowała i chwyciła jedną z jego łap w swoje mocno ją ściskając. Jej wielkie, fiołkowe oczy wpatrywały się w niego.
-Nick, będzie dobrze. Naprawdę. Bądź po prostu sobą.
-Taaa, ponieważ bycie sobą przyniosło mi same korzyści w przeszłości.
-Mówię poważnie. Jesteś świetny. Nie musisz się martwić, że coś pójdzie źle.
-Nie, to ty jesteś świetna, Judy. Ja to ja. I bądźmy szczerzy, co jeżeli mnie nie…
-Jeżeli cię nie polubią, to nie – powiedziała jak gdyby nigdy nic – Między nami nic to nie zmieni, Nick. Wiesz, że cię kocham, opinia moich rodziców tego nie zmieni. – przytaknął
-Patrz, to nie tak, że ci nie wierzę, to tylko… Cóż, może nie wierzę we wszystko. To twoi rodzice, oczywiście, że jest dla ciebie ważne to czy mnie polubią czy nie.
-Chcę, aby cię polubili. To jasne. I chcę abyś ty polubił ich, zaufaj mi, wiem że nie będzie łatwo – zachichotał lekko, na co ta tylko westchnęła – i jeżeli się nie uda, to nic między nami nie zmieni, jasne? A święta spędzimy z Finnickiem. – no i na te słowa zaczął się śmiać
-Uwierz, nie chcesz tego. Pazurian, może. Jestem pewien, że w jego domu jest cały czas mnóstwo smakołyków.
-Nie bądź chamski – mruknęła – Wracając do tematu, już wiesz, że możesz mi zaufać, co nie?
-Oczywiście – przytaknął bez chwili namysłu.
-Więc i tym razem to zrób. Bez względu na to co się stanie…
-Będzie dobrze? – uniósł brwi. Uśmiechnęła się, zdecydowanie czuł się teraz lepiej.
-Między nami będzie dobrze – poprawiła go i znowu odpaliła auto.
Undertale: Gorzałka [Drinking Gasoline - tłumaczenie PL] [+18]
Autor: EvergreenEmerald
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
-To ja, nie ty.
-Bez jaj! Wykorzystałeś mnie!
-Działałem pod presją, przepraszam.
-Oszukiwanie narzeczonej to nie jest działanie pod presją, dupku! Zastanawiam się czy nie powiedzieć jej co zrobiłeś!
-Myślisz, że to dobry pomysł, dziecino? Naprawdę chcesz być znana jako kochanka?
-Ale nie macie jeszcze ślubu. Oszczędzę jej bólu.
-Ah, ale wiesz co… ona jest w ciąży.
-…co?!
-Nom, moja piękna panna młoda jest przy nadziei. Znam cię i wiem, że nie chciałabyś aby dzieciak dorastał w niekompletnej rodzinie. Więc nic jej nie powiesz.
-Obrzydzasz mnie.
-Taaa, w przyszłym tygodniu mam ślub więc kończę z tobą. Zaprosiłbym cię na wesele, ale to tylko pogorszyłoby sprawę.
Trach
-Wynocha.
Właśnie w taki sposób Twój sześciomiesięczny chłopak zerwał z Tobą. Masz beznadziejny gust do facetów. Wcześniej też umawiałaś się z jakimś złamasem, ale ten był najgorszy. Choć przyjaźniłaś się z nim od lat. Razu pewnego przyszedł, powiedział, że od dawna się w Tobie kocha i chce być z kimś więcej. Myślałaś chwilę… cóż, wygląda na to, że z tamtą spotykał się na długo nim poprosił Ciebie na pierwszą randkę. A teraz będzie mieć dziecko. Tego było za dużo. Postanowiłaś się uchlać.
Twój szef zadzwonił po tym jak dwa dni już nie byłaś w pracy, Grillby wysłuchał tego co miałaś do powiedzenia, wyżaliłaś mu się. Dał Ci tydzień przerwy i zaproponował wspólne spopielenie typa, by następnie to co z niego zostało serwować jako przyprawę do barbecie. Czasami był przerażający i porywczy jak przystało na żywioł ognia, lecz równie delikatny i troskliwy.
Właśnie piłaś kolejne piwo leżąc na kanapie, zmieniając kanały w telewizji szukając czegoś na czym mogłabyś zawiesić oko. Nie miałaś niczego konkretnego na myśli, ale cisza w mieszkaniu była przytłaczająca. Zaczynałaś nawet słyszeć ten głos w głowie, który mówił Ci jak wielką idiotką jesteś i to, że to ty byłaś „tą drugą”. To nic dobrego; chyba nawet lepiej już być zdradzonym. Znałaś też i to uczucie, dlatego nie mogłaś znieść świadomości, że zrobiłaś to innej kobiecie. Powoli zaczynałaś siebie nienawidzić za swoją głupotę. Dopiłaś alkohol i chwyciłaś po kolejną butelkę. Jesteś po czterech i nadal nic Cię nie łapie. Mogłabyś pójść do Grillby’s i napić się czegoś potworzego, lecz nie chciało Ci się podnosić dupy z kanapy. Nagle, usłyszałaś jak ktoś puka do drzwi. Warknęłaś wychylając się lekko.
-Odpierdol się! Nie mam humoru!
-Nie tak to działa, dziewczyno – Ugh, pierdolony Sans… To nie tak, że go nie lubisz, właściwie podoba Ci się jak zjawia się w barze i zasypuje Cię swoimi głupimi kawałami. Zawsze sobie żartuje mówiąc, że jesteś powodem, przez który częściej przychodzi do knajpy.
-Idź sobie! – Podniosłaś się i podeszłaś do drzwi zerkając przez judasza. Stał na wycieraczce, trzymając ręce za sobą. Znowu zapukał.
-No weź, kochanie. Puk puk. – warknęłaś i oparłaś się plecami o drzwi. Upiłaś łyk piwa i osunęłaś się na ziemię.
-Kto do kurwy nędzy?
-Wpierdol.
-Jaki wpierdol
-Kim jest ten chuj komu mam wpierdolić za to, że ciebie zranił? – Zaśmiałaś się. Podobało Ci się, że słyszałaś autentyczną wściekłość w jego głosie, oczami wyobraźni widziałaś jak jego czerwona magia aż iskrzy z lewego oka.
-Nie Sans. Nie jest tego wart…
-Ale ty jesteś. – Oh, to Cię zaskoczyło. Rumieniłaś się. Po chwili usłyszałaś znowu.
-Puk puk.
-Kto tam?
-Dupek.
-Jaki dupek?
-Otworzysz drzwi temu dupkowi? – zaśmiałaś się. Mógł przecież się teleportować do środka, jeżeli by tylko chciał, ale zamiast tego czekał na Twoje pozwolenie. Potwory nie mogą zaakceptować faktu, że mimo wszystko są miłe. Powoli wstałaś i rozsunęłaś zamek.
-Jasne, właź – uśmiechnęłaś się, Sans wyraźnie się rozluźnił.
-Łoł _____, wyglądasz jak siedem nieszczęść i śmierdzisz tanim piwskiem. Dobrze, że przyniosłem coś lepszego – Wyszczerzył się i pokazał na jedną z większych butelek whiskey, którą można było kupić tylko u Grillbiego. Zaśmiałaś się i wzięłaś od niego gorzałkę. Otworzyłaś ją i nalałaś do dwóch szklanek. Zdecydowanie dobry towar.
-Wiedziałam, że lubię cię z jakiegoś powodu. Napijmy się razem.
Byliście już całkiem wstawieni. Połowa butelki pusta. Leżeliście na kanapie i byliście właśnie w trakcie wojny na zboczone kawały.
-Dobra, dobra, to może ten. Dlaczego św. Mikołaj jest taki szczęśliwy?
-No dlaczego? – upiłaś drinka. Jego uśmiech się poszerzył i pochylił lekko w Twoim kierunku.
-Bo wie gdzie mieszkają wszystkie niegrzeczne dziewczynki – Zachłysnęłaś się, kropla alkoholu spłynęła Ci po brodzie.
-Kurwa mać… - wytarłaś się i popatrzyłaś na niego. – Moja kolej. Dlaczego włosy łonowe są kręcone?
-Dlaczego?
-Aby nie kuły w oczy! – oblizałaś wargi. Szkielet zaczął się lekko śmiać.
-Dobre, kochanie. Dobra. Na co trzeba uważać w seksie grupowym?
-Na co?
-Aby nie zostać pominiętym. – powiedział sugestywnie wskazując na swoje biodra.
-Hah, fajne. Co robi kobieta po stosunku? – dopiłaś drinka i przybliżyłaś się przygryzając wargi.
-No co? – Pochyliłaś się tam, gdzie powinno znajdować się jego ucho i starałaś się mówić najbardziej ponętnym głosem na jaki Cię było stać.
-Przeszkadza. – Byłaś w stanie dostrzec jak sztywnieje i poprawia się na kanapie. Wyglądał na zaskoczonego, na co zareagowałaś głośnym, zwycięskim śmiechem wiedząc, że masz przy sobie spragnionego potwora. Sans jednym haustem dokończył drinka i odstawił go na stolik.
-Puk puk. – Cholera jasna, miałaś nadzieję, że wygrasz.
-Kto tam?
-Mamo. – Prawie wypuściłaś szklankę, gdy odkładałaś ją na bok.
-Jaka mamo? – Jego spojrzenie było pełne lubieżnego głodu. Warknął cicho i obniżył swój głos.
-Mam ochotę zerżnąć cię tak, że nie będziesz miała sił chodzić przez tydzień. – Zamarłaś. Mówił poważnie? Nigdy wcześniej o tym nie myślałaś. Bardziej się zastanawiałaś czy w ogóle jest w stanie uprawiać seks. Oczywiście, okazjonalnie flirtował z Tobą, dając co jakiś czas seksualne podteksty. Ale nigdy nie zwracałaś na to specjalnej uwagi bo miałaś chłopaka… a teraz nic Cię już nie powstrzymywało. No i oboje byliście pijani, wiec podejmowanie jakichkolwiek decyzji było znacznie łatwiejsze. Czy naprawdę miał ochotę? Na człowieka? Patrzył się cały czas na Ciebie. Czułaś emanującą od niego… potrzebę. Praktycznie rozbierał Cię wzrokiem. Przygryzłaś wargę i po krótkiej chwili odpowiedziałaś drżącym głosem.
-Więc… dlaczego tego nie zrobisz? – Wyglądał na zszokowanego, nie wiedział co ma zrobić. Napięcie narastało w powietrzu. Nawet nie drgnął, więc postanowiłaś wykonać pierwszy krok. Położyłaś dłonie na kolanach przybliżając się do niego.
-Nie zaczynaj czegoś, czego potem nie będziesz umiała zatrzymać. – warknął. Zatrzymałaś się tylko na sekundę nim przysunęłaś się jeszcze bliżej.
-A jak się zaczyna? – popatrzyłaś na jego ciało, zastanawiając się co skrywa pod czerwonym swetrem i czarnymi spodniami. Położyłaś rękę na jego kolanie przesuwając ją wzdłuż po jego kości udowej – I czy naprawdę będę chciała zatrzymać? – dźwignęłaś się siadając na podłodze między jego norami. Dłonie wsadziłaś pod jego koszulkę – Zawsze mnie ciekawiło, co tam chowasz…
-Wiesz, że ciekawość zabiła kota, kocie? – chwycił Cię za brodę.
-Ale satysfakcja go wskrzesiła – mruknęłaś łapiąc za jego nadgarstek. Po jego dłoniach wychodziłaś z założenia, że faktycznie jest zrobiony z samych kości. Nie wydaje się, aby miał mięśnie, czy nerwy, choć jego szkielet wydawał się większy od ludzkiego… przynajmniej tak myślisz z tego co zapamiętałaś na lekcji biologii. Spojrzałaś znowu na jego twarz, pocił się bardziej niż zwykle. Jak to w ogóle jest możliwe skoro nie ma skóry? Jego ręka przybliżyła się do Twojego policzka, zaczął kciukiem rysować linie Twoich warg, a potem wepchnął go do ust. Dosłownie poczułaś, jak cały sztywnieje, kiedy kościsty palec zetknął się z Twoim gorącym i śliskim językiem. Zaczął się nim bawić. Kiedy go wyciągnął pocałowałaś czubek nadal tuląc do swojej twarzy jego dłoń. – Jak myślisz, czy jesteś w stanie usatysfakcjonować tę kicię?
-Ja… kurwa mać… uh… - w nerwowej manierze poluzowywał kołnierz koszulki. Rumienił się. Uniosłaś brwi. – Sans.. – odwrócił wzrok, kiedy ściągałaś swoją bluzkę. Jego twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona – Twoja kolej – pociągnęłaś go za materiał ubrania.
-Jesteś tego pewna, laleczko? Nie składam żadnych obietnic, generalnie dlatego, że nie lubię ich albo nie dbam o nie. – mówiąc to pozbył się swojej koszulki, starał się rozczytać wyraz Twojej twarzy. Bardzo podobały Ci się jego kości. Zdecydowanie różniły się od ludzkich, większe i solidniejsze. Delikatnie dotknęłaś mostka. Potem przesunęłaś dłonie po jego żebrach i przybliżyłaś się, aby mu się lepiej przyjrzeć. Praktycznie słyszałaś delikatne bzyczenie pochodzące z jego ciała, prawdopodobnie to magia, która trzyma go w całości. Oplotłaś go palcami skupiając się na ramionach i kręgosłupie. Przystawiłaś usta do dolnego żebra. Jękną.
-Jaki delikatny… – podniosłaś się lekko. Warknął.
-Lepiej użyj tych ślicznych usteczek do pieszczot, w innym razie nawet się nie odzywaj – wystawił czerwony język. W tej chwili wyglądał tak, jakby lada chwila miał Cię zaatakować. Czerpałaś radość z tego, że jesteś powodem jego wygłodniałego spojrzenia. Zaśmiałaś się, a potem ponowiłaś pieszczotę. Ustami ssałaś jego żebra, dłońmi kreśliłaś bliżej nieokreślone szlaczki na kręgosłupie. Zaczął dyszeć, jęczeć. Delikatnie zjechałaś na dół, poruszył biodrami w Twoim kierunku, na wysokości klatki piersiowej poczułaś coś nowego. Oh, a więc ma go. Cóż, skoro ma język to czemu miałby nie mieć kutasa? Bez czekania na pozwolenie wzięłaś co chciałaś i ściągnęłaś jego spodnie.
-Fajny… - jak język, był świecący i czerwony, stojący w pełnej atencji wobec Ciebie. Widziałaś jak w jego wnętrzu czerwona magia wirowała. Było w nim coś niezwykłego. Choć przypominał dildosa jakiego ostatnio widziałaś w sklepie erotycznym. Sans warknął kiedy się zaśmiałaś.
-Masz zamiar coś zrobić? - chwycił za Twoje włosy przyciągając Cię bliżej.
-Podziwiałam go, raaany, już łapię… - delikatnie przystawiłaś język do dołu jego członka, powoli przesuwając się na szczyt. Był taki gładki, prawie jak szkło. Wstrzymał wdech, jak okręciłaś językiem dookoła jego czubka, zacisnął uścisk na włosach zmuszając Cię abyś wzięła go do ust i zaczęła ssać. Słyszałaś jego urywany oddech, gdy pieściłaś jego wrażliwe miejsca. Używając obu dłoni chwyciłaś go u nasady i ssałaś mocno sam koniuszek, lecz zamiast tego siłą przycisnął Cię do siebie jeszcze bardziej. Musiałaś puścić i podeprzeć się rękami, kiedy sam pieprzył Cię w usta. Trzymał za włosy abyś się nie ruszała. Chwilę Ci zajęło nim przywykłaś do tej kontroli jaką miał teraz nad Tobą. Lecz zaraz potem zaczęłaś czerpać przyjemność z narzuconego przez niego szybkiego rytmu. Czułaś jak Twoja bielizna robi się mokra, zaś kobiecość domagała się dotyku.
Odpięłaś stanik jedną ręką uwalniając piersi. Gładziłaś je i ścisnęłaś mocniej za sutek lekko przy tym jęcząc. Sans warknął znowu i pociągnął Cię do tyłu za włosy. Odrobina nasienia spływała Ci po brodzie. Popatrzyłaś na niego zmieszana.
-Nie wolno ci. Tylko ja zrobię ci dzisiaj dobrze. Nie dotykaj się. Capiche? – w odpowiedzi rozwarłaś niego szerzej nogi.
-Więc mnie dotknij – chwyciłaś za jego wolną rękę i przyciągnęłaś go bliżej siebie. Przystawiłaś ją do swojej piersi, chwilę pogładził, lecz potem wbrew Twoim nadziejom, zabrał dłoń.
-Jeżeli będziesz grzeczną dziewczynką, to tak zrobię. Teraz, rozbieraj się i ssij dalej – Ściągnęłaś spodnie i majtki naprzeciwko niego. – Teraz na kanapę, wypnij swój seksowny tyłeczek – zrobiłaś co powiedział, a potem znowu chwyciłaś go za członka – O tak, dobra dziewczynka. Taka śliczna dziewczynka, lubisz ssać mojego kutasa mmm? – Znowu chwycił Cię za włosy narzucając rytm, lecz tym razem nie wchodził w Twoje usta tak głęboko. To co się nie zmieściło zaczęłaś pieścić rękami. Czułaś swoją wilgoć. A potem mocny klaps na pośladku. Przez chwilę nie wiedziałaś co się dzieje. Sans Cię uderzył, a potem przejechał palcem po Twoim wejściu.
–Nie mówiłem, że możesz przestać. Ssij – pchnął Twoją głowę na dół. Robiłaś dalej swoje, a wtedy on znowu Cię klepnął, znacznie mocniej niż ostatnim razem. Raz jeszcze, przesunął palcem po Twojej kobiecości. Wypięłaś się po więcej. – Oh, mało ci? Póki jesteś taką grzeczną dziewczynką, dam ci to czego chcesz. Lecz nie wolno ci się zatrzymywać. Jeżeli to zrobisz, to ja też przestanę, łapiesz? – mruknęłaś cały czas mając go w ustach – I to lubię słyszeć – powoli wsunął palec w Ciebie. Ssałaś go mocniej, pełna szczęścia, że czujesz coś w sobie.
–Jesteś taka mokra. Mój palec gładko w ciebie wszedł, aleś chciwa! – zaczął nim kręcić dookoła, Twoje ruchy głową zrobiły się szybsze, w odpowiedzi on wyciągał i wkładał palec z zawrotną prędkością. Zaczęłaś napierać na jego rękę spragniona doznań – Nadal za mało dla ciebie? Chcesz więcej moich palców w sobie? – mruknęłaś ponownie – Więc ssij mocniej. – Chwycił Cię za włosy, lecz nie sprawiało Ci do bólu. Jak na zawołanie zrobiłaś co chciał. Lecz przez przypadek przejechałaś zębami po jego członku, myślałaś, że go zaboli i przestanie, lecz ku Twojemu zdziwieniu, ten głośno jęknął.
–Zrób to jeszcze raz, kocie – powtórzyłaś, a potem zrobiłaś kilka okrążeń na jego główce. – Właśnie tak. Rób co mówię. Taka dobra dziewczynka – teraz miałaś w sobie trzy palce. Jęczałaś i dyszałaś ciężko – Jesteś taka dobra, kiciu, wszystkie Twoje dziurki pochłaniają mnie ze szczęścia. – Uśmiechnęłaś się kiedy jęknął Twoje imię w rozkoszy. Zaczął kreślić kółka kciukiem dookoła Twojej łechtaczki. Stęknęłaś głośno i wzięłaś go głęboko do ust, tak, że nosem dotykałaś jego miednicy – Kuuurwa…. – warknął przeciągle. Chwycił Cię za włosy i odciągnął od siebie. Oboje dyszeliście ciężko. Wyciągnął palce, przyglądałaś się jak zaskakująco długi język zlizuje z nic Twoje soki. Jeden za drugim. Potem wystawił je w Twoją stronę – Liż – otworzyłaś usta. Wsunął je. Zrobiłaś podobnie jak on dokładnie czyszcząc każdy, czując na języku swój smak, alkoholu i chyba nawet musztardy.
–Odwróć się – puścił włosy i pozwolił, abyś usiadła tyłem do niego na kolanach. Poczułaś jak pchnął Cię do przodu, twarz wylądowała na poduszkach zaś tyłek był wysoko w powietrzu. Krzyknęłaś w cichym proteście, Sans w tym czasie już zajmował pozycję za Tobą. – Sama tego chciałaś, kocie. Spełniam tylko twoje życzenia – uśmiechnął się przebiegle. Przygryzłaś wargę i poruszałaś kusząco biodrami. Bez żadnego ostrzeżenia wbił się szybko i mocno. Krzyknęłaś głośno w bólu i przyjemności, jednak to był dopiero początek. Tempo jakie narzucił było szybkie. Zaśmiał się lekko – A teraz … ah… spełnię moją obietnicę… rżnięcia cię… aż nie będziesz mogła chodzić – pchnął kilka razy mocniej. Zacisnęłaś zęby na poduszce aby stłumić własny głos. Dał Ci mocnego klapsa nie przerywając swojej czynności. – Nie rób tego kurwa, nie chowaj swojego słodkiego głosu. Chcę słyszeć twój krzyk, kiedy będę cię pieprzył. Dalej, bądź grzeczną dziewczynką, krzycz dla mnie – Znowu dał Ci klapsa, a potem wbił palce w biodra i przyciągnął je mocno do siebie.
-O kurwa taaaak… Sanssss – jęczałaś, pozwalając zatracić się w przyjemności. Skupiłaś się całkowicie na uczuciu wypełniania, ból znikał, powoli zostawała sama rozkosz. Słowa wychodziły z Twoich warg, prosiłaś go, aby przyśpieszył, aby mocniej pchał, alby nigdy nie przestawał.
-Na gwiazdy, jak mógłbym przestać kiedy jesteś taka? Taka piękna, spragniona mojego fiuta. Czuję cię dookoła siebie, jesteś gorąca i taka ciasna. Z ledwością go wyciągam. Twoja cipka trzyma mnie tak mocno w środku. Nie chce puścić – drżał bardziej z każdym kolejnym pchnięciem – Rany, od tak dawna tego chciałem… To jest nawet lepsze niż wszystkie sny i fantazje jakie o tobie miałem razem wzięte.
-Ty… ah… chciałeś mnie? – zapytałaś między wdechami. Poczułaś jak znowu chwyta za Twoje włosy zmuszając abyś nieco się wyprostowała.
-Bardziej niż jesteś sobie w stanie wyobrazić, kocie – ugryzł Cię w ramię, głęboko. Krzyczałaś. Krew zaczęła skapywać Ci po skórze brudząc ramię, a nawet kanapę. Zlizał ją całą swoim językiem. W tym momencie Twój mózg całkowicie dał się zatracić rozkoszy, bólowi i alkoholowi. – Krew czy twoje soczki… jesteś taka pyszna. Teraz sprawę, że dojdziesz tak mocno jak jeszcze nigdy. Tylko ja mogę to zrobić – Podniósł Cię i delikatnie przekręcił Twoją twarz na bok przystawiając swoje zęby do Twoich ust. Z ledwością odpowiedziałaś na jego delikatny gest. Całowaliście się namiętnie, przepełnieni pasją i pragnieniami. Nie przerywał nacierania na dziurkę. Jak tylko puścił brodę, przesunął rękę na magiczny wzgórek i zaczął drażnić go palcami. Drugą ręką uniósł Twoje lewe kolano, aby miał lepszy dostęp do Ciebie. Z każdym okrążeniem dookoła łechtaczki, krzyczałaś głośniej. Czułaś jak zaciskasz się na nim, na co on reagował jękami. Oboje całkowicie daliście się ponieść przyjemności, pożądaniu, rżnąc się jak króliki. –Jestem blisko… - warknął Ci w ucho – Dojdę w tobie, chcesz tego kocie? Chcesz być wypełniona moim gorącym nasieniem?
-Tak… - desperacko przybliżyłaś się do niego jeszcze bardziej.
-Nie wiem na co się zgadzasz, kocie? Dobre dziewczynki mówią dokładnie czego chcą jeżeli naprawdę chcą to dostać – wyszczerzył się. Był naprawdę okrutny.
-Błagam Sans, proszę wypełnij mnie całą – jak tylko te słowa opuściły Twoje usta wszedł raz jeszcze, mocniej, głębiej nim wcześniej. Krzyczałaś jego imię, błagając go aby i Tobie pozwolił dość. W końcu poczułaś ten błogi stan. Ku Twojemu zaskoczeniu ruszał się w Tobie jeszcze chwilę, póki nie opuściły Cię ostatnie spazmy orgazmu. Oboje leżeliście na kanapie dysząc ciężko, wtuleni w swoje ciała, cali spoceni. – Łał – mruknęłaś kiedy odzyskałaś władzę w ciele. Sans gładził Cię po karku, otoczył ramieniem.
-Tak, całkiem dobrze jak na rundę pierwszą, kocie.
-Bez jaj! Wykorzystałeś mnie!
-Działałem pod presją, przepraszam.
-Oszukiwanie narzeczonej to nie jest działanie pod presją, dupku! Zastanawiam się czy nie powiedzieć jej co zrobiłeś!
-Myślisz, że to dobry pomysł, dziecino? Naprawdę chcesz być znana jako kochanka?
-Ale nie macie jeszcze ślubu. Oszczędzę jej bólu.
-Ah, ale wiesz co… ona jest w ciąży.
-…co?!
-Nom, moja piękna panna młoda jest przy nadziei. Znam cię i wiem, że nie chciałabyś aby dzieciak dorastał w niekompletnej rodzinie. Więc nic jej nie powiesz.
-Obrzydzasz mnie.
-Taaa, w przyszłym tygodniu mam ślub więc kończę z tobą. Zaprosiłbym cię na wesele, ale to tylko pogorszyłoby sprawę.
Trach
-Wynocha.
Właśnie w taki sposób Twój sześciomiesięczny chłopak zerwał z Tobą. Masz beznadziejny gust do facetów. Wcześniej też umawiałaś się z jakimś złamasem, ale ten był najgorszy. Choć przyjaźniłaś się z nim od lat. Razu pewnego przyszedł, powiedział, że od dawna się w Tobie kocha i chce być z kimś więcej. Myślałaś chwilę… cóż, wygląda na to, że z tamtą spotykał się na długo nim poprosił Ciebie na pierwszą randkę. A teraz będzie mieć dziecko. Tego było za dużo. Postanowiłaś się uchlać.
Twój szef zadzwonił po tym jak dwa dni już nie byłaś w pracy, Grillby wysłuchał tego co miałaś do powiedzenia, wyżaliłaś mu się. Dał Ci tydzień przerwy i zaproponował wspólne spopielenie typa, by następnie to co z niego zostało serwować jako przyprawę do barbecie. Czasami był przerażający i porywczy jak przystało na żywioł ognia, lecz równie delikatny i troskliwy.
Właśnie piłaś kolejne piwo leżąc na kanapie, zmieniając kanały w telewizji szukając czegoś na czym mogłabyś zawiesić oko. Nie miałaś niczego konkretnego na myśli, ale cisza w mieszkaniu była przytłaczająca. Zaczynałaś nawet słyszeć ten głos w głowie, który mówił Ci jak wielką idiotką jesteś i to, że to ty byłaś „tą drugą”. To nic dobrego; chyba nawet lepiej już być zdradzonym. Znałaś też i to uczucie, dlatego nie mogłaś znieść świadomości, że zrobiłaś to innej kobiecie. Powoli zaczynałaś siebie nienawidzić za swoją głupotę. Dopiłaś alkohol i chwyciłaś po kolejną butelkę. Jesteś po czterech i nadal nic Cię nie łapie. Mogłabyś pójść do Grillby’s i napić się czegoś potworzego, lecz nie chciało Ci się podnosić dupy z kanapy. Nagle, usłyszałaś jak ktoś puka do drzwi. Warknęłaś wychylając się lekko.
-Odpierdol się! Nie mam humoru!
-Nie tak to działa, dziewczyno – Ugh, pierdolony Sans… To nie tak, że go nie lubisz, właściwie podoba Ci się jak zjawia się w barze i zasypuje Cię swoimi głupimi kawałami. Zawsze sobie żartuje mówiąc, że jesteś powodem, przez który częściej przychodzi do knajpy.
-Idź sobie! – Podniosłaś się i podeszłaś do drzwi zerkając przez judasza. Stał na wycieraczce, trzymając ręce za sobą. Znowu zapukał.
-No weź, kochanie. Puk puk. – warknęłaś i oparłaś się plecami o drzwi. Upiłaś łyk piwa i osunęłaś się na ziemię.
-Kto do kurwy nędzy?
-Wpierdol.
-Jaki wpierdol
-Kim jest ten chuj komu mam wpierdolić za to, że ciebie zranił? – Zaśmiałaś się. Podobało Ci się, że słyszałaś autentyczną wściekłość w jego głosie, oczami wyobraźni widziałaś jak jego czerwona magia aż iskrzy z lewego oka.
-Nie Sans. Nie jest tego wart…
-Ale ty jesteś. – Oh, to Cię zaskoczyło. Rumieniłaś się. Po chwili usłyszałaś znowu.
-Puk puk.
-Kto tam?
-Dupek.
-Jaki dupek?
-Otworzysz drzwi temu dupkowi? – zaśmiałaś się. Mógł przecież się teleportować do środka, jeżeli by tylko chciał, ale zamiast tego czekał na Twoje pozwolenie. Potwory nie mogą zaakceptować faktu, że mimo wszystko są miłe. Powoli wstałaś i rozsunęłaś zamek.
-Jasne, właź – uśmiechnęłaś się, Sans wyraźnie się rozluźnił.
-Łoł _____, wyglądasz jak siedem nieszczęść i śmierdzisz tanim piwskiem. Dobrze, że przyniosłem coś lepszego – Wyszczerzył się i pokazał na jedną z większych butelek whiskey, którą można było kupić tylko u Grillbiego. Zaśmiałaś się i wzięłaś od niego gorzałkę. Otworzyłaś ją i nalałaś do dwóch szklanek. Zdecydowanie dobry towar.
-Wiedziałam, że lubię cię z jakiegoś powodu. Napijmy się razem.
Byliście już całkiem wstawieni. Połowa butelki pusta. Leżeliście na kanapie i byliście właśnie w trakcie wojny na zboczone kawały.
-Dobra, dobra, to może ten. Dlaczego św. Mikołaj jest taki szczęśliwy?
-No dlaczego? – upiłaś drinka. Jego uśmiech się poszerzył i pochylił lekko w Twoim kierunku.
-Bo wie gdzie mieszkają wszystkie niegrzeczne dziewczynki – Zachłysnęłaś się, kropla alkoholu spłynęła Ci po brodzie.
-Kurwa mać… - wytarłaś się i popatrzyłaś na niego. – Moja kolej. Dlaczego włosy łonowe są kręcone?
-Dlaczego?
-Aby nie kuły w oczy! – oblizałaś wargi. Szkielet zaczął się lekko śmiać.
-Dobre, kochanie. Dobra. Na co trzeba uważać w seksie grupowym?
-Na co?
-Aby nie zostać pominiętym. – powiedział sugestywnie wskazując na swoje biodra.
-Hah, fajne. Co robi kobieta po stosunku? – dopiłaś drinka i przybliżyłaś się przygryzając wargi.
-No co? – Pochyliłaś się tam, gdzie powinno znajdować się jego ucho i starałaś się mówić najbardziej ponętnym głosem na jaki Cię było stać.
-Przeszkadza. – Byłaś w stanie dostrzec jak sztywnieje i poprawia się na kanapie. Wyglądał na zaskoczonego, na co zareagowałaś głośnym, zwycięskim śmiechem wiedząc, że masz przy sobie spragnionego potwora. Sans jednym haustem dokończył drinka i odstawił go na stolik.
-Puk puk. – Cholera jasna, miałaś nadzieję, że wygrasz.
-Kto tam?
-Mamo. – Prawie wypuściłaś szklankę, gdy odkładałaś ją na bok.
-Jaka mamo? – Jego spojrzenie było pełne lubieżnego głodu. Warknął cicho i obniżył swój głos.
-Mam ochotę zerżnąć cię tak, że nie będziesz miała sił chodzić przez tydzień. – Zamarłaś. Mówił poważnie? Nigdy wcześniej o tym nie myślałaś. Bardziej się zastanawiałaś czy w ogóle jest w stanie uprawiać seks. Oczywiście, okazjonalnie flirtował z Tobą, dając co jakiś czas seksualne podteksty. Ale nigdy nie zwracałaś na to specjalnej uwagi bo miałaś chłopaka… a teraz nic Cię już nie powstrzymywało. No i oboje byliście pijani, wiec podejmowanie jakichkolwiek decyzji było znacznie łatwiejsze. Czy naprawdę miał ochotę? Na człowieka? Patrzył się cały czas na Ciebie. Czułaś emanującą od niego… potrzebę. Praktycznie rozbierał Cię wzrokiem. Przygryzłaś wargę i po krótkiej chwili odpowiedziałaś drżącym głosem.
-Więc… dlaczego tego nie zrobisz? – Wyglądał na zszokowanego, nie wiedział co ma zrobić. Napięcie narastało w powietrzu. Nawet nie drgnął, więc postanowiłaś wykonać pierwszy krok. Położyłaś dłonie na kolanach przybliżając się do niego.
-Nie zaczynaj czegoś, czego potem nie będziesz umiała zatrzymać. – warknął. Zatrzymałaś się tylko na sekundę nim przysunęłaś się jeszcze bliżej.
-A jak się zaczyna? – popatrzyłaś na jego ciało, zastanawiając się co skrywa pod czerwonym swetrem i czarnymi spodniami. Położyłaś rękę na jego kolanie przesuwając ją wzdłuż po jego kości udowej – I czy naprawdę będę chciała zatrzymać? – dźwignęłaś się siadając na podłodze między jego norami. Dłonie wsadziłaś pod jego koszulkę – Zawsze mnie ciekawiło, co tam chowasz…
-Wiesz, że ciekawość zabiła kota, kocie? – chwycił Cię za brodę.
-Ale satysfakcja go wskrzesiła – mruknęłaś łapiąc za jego nadgarstek. Po jego dłoniach wychodziłaś z założenia, że faktycznie jest zrobiony z samych kości. Nie wydaje się, aby miał mięśnie, czy nerwy, choć jego szkielet wydawał się większy od ludzkiego… przynajmniej tak myślisz z tego co zapamiętałaś na lekcji biologii. Spojrzałaś znowu na jego twarz, pocił się bardziej niż zwykle. Jak to w ogóle jest możliwe skoro nie ma skóry? Jego ręka przybliżyła się do Twojego policzka, zaczął kciukiem rysować linie Twoich warg, a potem wepchnął go do ust. Dosłownie poczułaś, jak cały sztywnieje, kiedy kościsty palec zetknął się z Twoim gorącym i śliskim językiem. Zaczął się nim bawić. Kiedy go wyciągnął pocałowałaś czubek nadal tuląc do swojej twarzy jego dłoń. – Jak myślisz, czy jesteś w stanie usatysfakcjonować tę kicię?
-Ja… kurwa mać… uh… - w nerwowej manierze poluzowywał kołnierz koszulki. Rumienił się. Uniosłaś brwi. – Sans.. – odwrócił wzrok, kiedy ściągałaś swoją bluzkę. Jego twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona – Twoja kolej – pociągnęłaś go za materiał ubrania.
-Jesteś tego pewna, laleczko? Nie składam żadnych obietnic, generalnie dlatego, że nie lubię ich albo nie dbam o nie. – mówiąc to pozbył się swojej koszulki, starał się rozczytać wyraz Twojej twarzy. Bardzo podobały Ci się jego kości. Zdecydowanie różniły się od ludzkich, większe i solidniejsze. Delikatnie dotknęłaś mostka. Potem przesunęłaś dłonie po jego żebrach i przybliżyłaś się, aby mu się lepiej przyjrzeć. Praktycznie słyszałaś delikatne bzyczenie pochodzące z jego ciała, prawdopodobnie to magia, która trzyma go w całości. Oplotłaś go palcami skupiając się na ramionach i kręgosłupie. Przystawiłaś usta do dolnego żebra. Jękną.
-Jaki delikatny… – podniosłaś się lekko. Warknął.
-Lepiej użyj tych ślicznych usteczek do pieszczot, w innym razie nawet się nie odzywaj – wystawił czerwony język. W tej chwili wyglądał tak, jakby lada chwila miał Cię zaatakować. Czerpałaś radość z tego, że jesteś powodem jego wygłodniałego spojrzenia. Zaśmiałaś się, a potem ponowiłaś pieszczotę. Ustami ssałaś jego żebra, dłońmi kreśliłaś bliżej nieokreślone szlaczki na kręgosłupie. Zaczął dyszeć, jęczeć. Delikatnie zjechałaś na dół, poruszył biodrami w Twoim kierunku, na wysokości klatki piersiowej poczułaś coś nowego. Oh, a więc ma go. Cóż, skoro ma język to czemu miałby nie mieć kutasa? Bez czekania na pozwolenie wzięłaś co chciałaś i ściągnęłaś jego spodnie.
-Fajny… - jak język, był świecący i czerwony, stojący w pełnej atencji wobec Ciebie. Widziałaś jak w jego wnętrzu czerwona magia wirowała. Było w nim coś niezwykłego. Choć przypominał dildosa jakiego ostatnio widziałaś w sklepie erotycznym. Sans warknął kiedy się zaśmiałaś.
-Masz zamiar coś zrobić? - chwycił za Twoje włosy przyciągając Cię bliżej.
-Podziwiałam go, raaany, już łapię… - delikatnie przystawiłaś język do dołu jego członka, powoli przesuwając się na szczyt. Był taki gładki, prawie jak szkło. Wstrzymał wdech, jak okręciłaś językiem dookoła jego czubka, zacisnął uścisk na włosach zmuszając Cię abyś wzięła go do ust i zaczęła ssać. Słyszałaś jego urywany oddech, gdy pieściłaś jego wrażliwe miejsca. Używając obu dłoni chwyciłaś go u nasady i ssałaś mocno sam koniuszek, lecz zamiast tego siłą przycisnął Cię do siebie jeszcze bardziej. Musiałaś puścić i podeprzeć się rękami, kiedy sam pieprzył Cię w usta. Trzymał za włosy abyś się nie ruszała. Chwilę Ci zajęło nim przywykłaś do tej kontroli jaką miał teraz nad Tobą. Lecz zaraz potem zaczęłaś czerpać przyjemność z narzuconego przez niego szybkiego rytmu. Czułaś jak Twoja bielizna robi się mokra, zaś kobiecość domagała się dotyku.
Odpięłaś stanik jedną ręką uwalniając piersi. Gładziłaś je i ścisnęłaś mocniej za sutek lekko przy tym jęcząc. Sans warknął znowu i pociągnął Cię do tyłu za włosy. Odrobina nasienia spływała Ci po brodzie. Popatrzyłaś na niego zmieszana.
-Nie wolno ci. Tylko ja zrobię ci dzisiaj dobrze. Nie dotykaj się. Capiche? – w odpowiedzi rozwarłaś niego szerzej nogi.
-Więc mnie dotknij – chwyciłaś za jego wolną rękę i przyciągnęłaś go bliżej siebie. Przystawiłaś ją do swojej piersi, chwilę pogładził, lecz potem wbrew Twoim nadziejom, zabrał dłoń.
-Jeżeli będziesz grzeczną dziewczynką, to tak zrobię. Teraz, rozbieraj się i ssij dalej – Ściągnęłaś spodnie i majtki naprzeciwko niego. – Teraz na kanapę, wypnij swój seksowny tyłeczek – zrobiłaś co powiedział, a potem znowu chwyciłaś go za członka – O tak, dobra dziewczynka. Taka śliczna dziewczynka, lubisz ssać mojego kutasa mmm? – Znowu chwycił Cię za włosy narzucając rytm, lecz tym razem nie wchodził w Twoje usta tak głęboko. To co się nie zmieściło zaczęłaś pieścić rękami. Czułaś swoją wilgoć. A potem mocny klaps na pośladku. Przez chwilę nie wiedziałaś co się dzieje. Sans Cię uderzył, a potem przejechał palcem po Twoim wejściu.
–Nie mówiłem, że możesz przestać. Ssij – pchnął Twoją głowę na dół. Robiłaś dalej swoje, a wtedy on znowu Cię klepnął, znacznie mocniej niż ostatnim razem. Raz jeszcze, przesunął palcem po Twojej kobiecości. Wypięłaś się po więcej. – Oh, mało ci? Póki jesteś taką grzeczną dziewczynką, dam ci to czego chcesz. Lecz nie wolno ci się zatrzymywać. Jeżeli to zrobisz, to ja też przestanę, łapiesz? – mruknęłaś cały czas mając go w ustach – I to lubię słyszeć – powoli wsunął palec w Ciebie. Ssałaś go mocniej, pełna szczęścia, że czujesz coś w sobie.
–Jesteś taka mokra. Mój palec gładko w ciebie wszedł, aleś chciwa! – zaczął nim kręcić dookoła, Twoje ruchy głową zrobiły się szybsze, w odpowiedzi on wyciągał i wkładał palec z zawrotną prędkością. Zaczęłaś napierać na jego rękę spragniona doznań – Nadal za mało dla ciebie? Chcesz więcej moich palców w sobie? – mruknęłaś ponownie – Więc ssij mocniej. – Chwycił Cię za włosy, lecz nie sprawiało Ci do bólu. Jak na zawołanie zrobiłaś co chciał. Lecz przez przypadek przejechałaś zębami po jego członku, myślałaś, że go zaboli i przestanie, lecz ku Twojemu zdziwieniu, ten głośno jęknął.
–Zrób to jeszcze raz, kocie – powtórzyłaś, a potem zrobiłaś kilka okrążeń na jego główce. – Właśnie tak. Rób co mówię. Taka dobra dziewczynka – teraz miałaś w sobie trzy palce. Jęczałaś i dyszałaś ciężko – Jesteś taka dobra, kiciu, wszystkie Twoje dziurki pochłaniają mnie ze szczęścia. – Uśmiechnęłaś się kiedy jęknął Twoje imię w rozkoszy. Zaczął kreślić kółka kciukiem dookoła Twojej łechtaczki. Stęknęłaś głośno i wzięłaś go głęboko do ust, tak, że nosem dotykałaś jego miednicy – Kuuurwa…. – warknął przeciągle. Chwycił Cię za włosy i odciągnął od siebie. Oboje dyszeliście ciężko. Wyciągnął palce, przyglądałaś się jak zaskakująco długi język zlizuje z nic Twoje soki. Jeden za drugim. Potem wystawił je w Twoją stronę – Liż – otworzyłaś usta. Wsunął je. Zrobiłaś podobnie jak on dokładnie czyszcząc każdy, czując na języku swój smak, alkoholu i chyba nawet musztardy.
–Odwróć się – puścił włosy i pozwolił, abyś usiadła tyłem do niego na kolanach. Poczułaś jak pchnął Cię do przodu, twarz wylądowała na poduszkach zaś tyłek był wysoko w powietrzu. Krzyknęłaś w cichym proteście, Sans w tym czasie już zajmował pozycję za Tobą. – Sama tego chciałaś, kocie. Spełniam tylko twoje życzenia – uśmiechnął się przebiegle. Przygryzłaś wargę i poruszałaś kusząco biodrami. Bez żadnego ostrzeżenia wbił się szybko i mocno. Krzyknęłaś głośno w bólu i przyjemności, jednak to był dopiero początek. Tempo jakie narzucił było szybkie. Zaśmiał się lekko – A teraz … ah… spełnię moją obietnicę… rżnięcia cię… aż nie będziesz mogła chodzić – pchnął kilka razy mocniej. Zacisnęłaś zęby na poduszce aby stłumić własny głos. Dał Ci mocnego klapsa nie przerywając swojej czynności. – Nie rób tego kurwa, nie chowaj swojego słodkiego głosu. Chcę słyszeć twój krzyk, kiedy będę cię pieprzył. Dalej, bądź grzeczną dziewczynką, krzycz dla mnie – Znowu dał Ci klapsa, a potem wbił palce w biodra i przyciągnął je mocno do siebie.
-O kurwa taaaak… Sanssss – jęczałaś, pozwalając zatracić się w przyjemności. Skupiłaś się całkowicie na uczuciu wypełniania, ból znikał, powoli zostawała sama rozkosz. Słowa wychodziły z Twoich warg, prosiłaś go, aby przyśpieszył, aby mocniej pchał, alby nigdy nie przestawał.
-Na gwiazdy, jak mógłbym przestać kiedy jesteś taka? Taka piękna, spragniona mojego fiuta. Czuję cię dookoła siebie, jesteś gorąca i taka ciasna. Z ledwością go wyciągam. Twoja cipka trzyma mnie tak mocno w środku. Nie chce puścić – drżał bardziej z każdym kolejnym pchnięciem – Rany, od tak dawna tego chciałem… To jest nawet lepsze niż wszystkie sny i fantazje jakie o tobie miałem razem wzięte.
-Ty… ah… chciałeś mnie? – zapytałaś między wdechami. Poczułaś jak znowu chwyta za Twoje włosy zmuszając abyś nieco się wyprostowała.
-Bardziej niż jesteś sobie w stanie wyobrazić, kocie – ugryzł Cię w ramię, głęboko. Krzyczałaś. Krew zaczęła skapywać Ci po skórze brudząc ramię, a nawet kanapę. Zlizał ją całą swoim językiem. W tym momencie Twój mózg całkowicie dał się zatracić rozkoszy, bólowi i alkoholowi. – Krew czy twoje soczki… jesteś taka pyszna. Teraz sprawę, że dojdziesz tak mocno jak jeszcze nigdy. Tylko ja mogę to zrobić – Podniósł Cię i delikatnie przekręcił Twoją twarz na bok przystawiając swoje zęby do Twoich ust. Z ledwością odpowiedziałaś na jego delikatny gest. Całowaliście się namiętnie, przepełnieni pasją i pragnieniami. Nie przerywał nacierania na dziurkę. Jak tylko puścił brodę, przesunął rękę na magiczny wzgórek i zaczął drażnić go palcami. Drugą ręką uniósł Twoje lewe kolano, aby miał lepszy dostęp do Ciebie. Z każdym okrążeniem dookoła łechtaczki, krzyczałaś głośniej. Czułaś jak zaciskasz się na nim, na co on reagował jękami. Oboje całkowicie daliście się ponieść przyjemności, pożądaniu, rżnąc się jak króliki. –Jestem blisko… - warknął Ci w ucho – Dojdę w tobie, chcesz tego kocie? Chcesz być wypełniona moim gorącym nasieniem?
-Tak… - desperacko przybliżyłaś się do niego jeszcze bardziej.
-Nie wiem na co się zgadzasz, kocie? Dobre dziewczynki mówią dokładnie czego chcą jeżeli naprawdę chcą to dostać – wyszczerzył się. Był naprawdę okrutny.
-Błagam Sans, proszę wypełnij mnie całą – jak tylko te słowa opuściły Twoje usta wszedł raz jeszcze, mocniej, głębiej nim wcześniej. Krzyczałaś jego imię, błagając go aby i Tobie pozwolił dość. W końcu poczułaś ten błogi stan. Ku Twojemu zaskoczeniu ruszał się w Tobie jeszcze chwilę, póki nie opuściły Cię ostatnie spazmy orgazmu. Oboje leżeliście na kanapie dysząc ciężko, wtuleni w swoje ciała, cali spoceni. – Łał – mruknęłaś kiedy odzyskałaś władzę w ciele. Sans gładził Cię po karku, otoczył ramieniem.
-Tak, całkiem dobrze jak na rundę pierwszą, kocie.
Zootopia: Nic za darmo [Not for Naught - tłumaczenie PL] [+18]
Autor: carlwilkersonwrites
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Judy panikowała.
-Jak to się stało? Dlaczego to się stało? Co jeżeli to nigdy nie wyjdzie?! – Nick natomiast uważał, że cała sytuacja była zabawna, na początku. W trakcie jednej z ich intymnych przygód, Judy chciała zrobić coś nowego. Nick protestował, ale ona uparła się przy swoim, jak zawsze. Teraz żałowała decyzji, ponieważ Nick… utknął w niej. Kiedy to się stało, lis starał się z całych sił powstrzymać swój śmiech, lecz nie udało mu się to. To było takie zabawne! Judy zasłaniała oczy ze wstydu, on je zabrał i pocałował ją w czoło.
-W nikim innym bym nie chciał utknąć, Karota. Przysięgam, nie dramatyzuj. – Judy tylko się patrzyła. Uśmiechnął się i przybliżył się do jej twarzy. – To nic takiego – Wpatrywał się w jej oczy – Zaczynam się zastanawiać, czy to było tego wszystkiego warte, Judy. – Przez kolejne piętnaście minut tkwili tak szczepieni ze sobą. Ale było warto.
-Jak to się stało? Dlaczego to się stało? Co jeżeli to nigdy nie wyjdzie?! – Nick natomiast uważał, że cała sytuacja była zabawna, na początku. W trakcie jednej z ich intymnych przygód, Judy chciała zrobić coś nowego. Nick protestował, ale ona uparła się przy swoim, jak zawsze. Teraz żałowała decyzji, ponieważ Nick… utknął w niej. Kiedy to się stało, lis starał się z całych sił powstrzymać swój śmiech, lecz nie udało mu się to. To było takie zabawne! Judy zasłaniała oczy ze wstydu, on je zabrał i pocałował ją w czoło.
-W nikim innym bym nie chciał utknąć, Karota. Przysięgam, nie dramatyzuj. – Judy tylko się patrzyła. Uśmiechnął się i przybliżył się do jej twarzy. – To nic takiego – Wpatrywał się w jej oczy – Zaczynam się zastanawiać, czy to było tego wszystkiego warte, Judy. – Przez kolejne piętnaście minut tkwili tak szczepieni ze sobą. Ale było warto.
Zootopia: Niegrzeczna dziewczyna Tatusia [Daddy's Naughty Girl - tłumaczenie PL] [+18]
Autor: OrangeRamen96
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Judy krzyknęła głośno kiedy ostre pazury zaorały jej tyłek. Przez szare futro prześwitywała czerwona skóra. Zagryzła wargi spodziewając się kolejnego klapsa. Zacisnęła mocniej nogi starając się trzymać na wodzy kłębiącą się między jej nogami przyjemność.
-Co mówiłem o budzeniu mnie? – usłyszała głos nad sobą, przebiegły uśmiech wykrzywił twarz lisa – Jak brzmiała ta jedna zasada jaką miałaś przestrzegać, hmmm? – Zajęło jej kilka sekund odzyskanie oddechu. Kolejny siarczysty klaps spadł na puchaty pośladek, rozkoszny jęk przełamał ciszę. Przy następnym, jeszcze silniejszym, zaczęła mówić.
-By.. nie… budzić… T….Tatusia.
-Zgadza się. Grzeczna dziewczynka. A co zrobiłaś? Dlaczego muszę cię ukarać? – Nick się uśmiechał, trudno mu było bić swoją ukochaną tak, aby jej nie zranić, choć mimo to nadal uwielbiał takie zabawy.
-O-obudziłam Tatusia. Byłam złą dziewczynką – jęknęła słodko i poprawiła się czując, jak soczki zaczynają z niej ściekać. Byli w tej chwili w jej małym mieszkaniu. I choć wcześniej oszczędzali na większe, po tym jak dowiedzieli się, że będą mogli wynająć dom w tym samym bloku co ich przyjaciele, postanowili się jeszcze trochę wstrzymać.
-Dokładnie. Byłaś bardzo, BARDZO, bardzo złą dziewczynką – każde słowo mówił powoli i wyraźnie, cicho warcząc, uderzając ją za każdym – Myślę, że skoro moja niegrzeczna dziewczynka mnie obudziła, to chciała być ukarana. Muszę być więc wobec niej wyjątkowo okrutny. – Przytaknęła, choć czuła jak łzy zaczynają spływać po jej policzkach w seksualnym uniesieniu.
-M-mogę possać tatusinego kutasa! – Zaśmiał się lekko i delikatnie zsunął swoją dziewczynę z kolana, tak by klęczała na ziemi między jego nogami.
-Śmiało. Lecz zrób to szybko. Tatuś chce iść spać. – Z paskiem i spodniami poradziła sobie po mistrzowsku, otworzyła zamek i ostrożnie wyciągnęła jego sterczący członek, który aż pulsował na jej widok. Starał się panować nad sobą. Popatrzyła na niego swoimi słodkimi niewinnymi oczami, podczas kiedy te małe lubieżne usteczka owinęły się dookoła główki jego członka. Zaczęła poruszać głową do góry i na dół, z każdym kolejnym ruchem obejmując go bardziej i bardziej, nim chwycił za tył głowy i wręcz wepchnął swoją męskość w nią na siłę. Uwielbiała być tak traktowaną. Kiedy doszedł, wypiła całe jego nasienie. – Dobra dziewczynka. Teraz masz się nie dotykać póki się nie obudzę – uśmiechnął się patrząc na jej dziecięcy wyraz twarzy – To kara, skarbie. Czasem tatuś musi dać ci szlaban. Teraz wracaj do biurka i zrób kilka raportów, a ja się zdrzemnę. - Judy zrobiła jak jej powiedziano. Usłyszała, że Nick kładzie się na łóżku, nie umiała powstrzymać uśmiechu. Czuła się taka kochana i bezpieczna. – Kocham cię głupi króliku.
-A ja ciebie, szczwany lisie.
-Co mówiłem o budzeniu mnie? – usłyszała głos nad sobą, przebiegły uśmiech wykrzywił twarz lisa – Jak brzmiała ta jedna zasada jaką miałaś przestrzegać, hmmm? – Zajęło jej kilka sekund odzyskanie oddechu. Kolejny siarczysty klaps spadł na puchaty pośladek, rozkoszny jęk przełamał ciszę. Przy następnym, jeszcze silniejszym, zaczęła mówić.
-By.. nie… budzić… T….Tatusia.
-Zgadza się. Grzeczna dziewczynka. A co zrobiłaś? Dlaczego muszę cię ukarać? – Nick się uśmiechał, trudno mu było bić swoją ukochaną tak, aby jej nie zranić, choć mimo to nadal uwielbiał takie zabawy.
-O-obudziłam Tatusia. Byłam złą dziewczynką – jęknęła słodko i poprawiła się czując, jak soczki zaczynają z niej ściekać. Byli w tej chwili w jej małym mieszkaniu. I choć wcześniej oszczędzali na większe, po tym jak dowiedzieli się, że będą mogli wynająć dom w tym samym bloku co ich przyjaciele, postanowili się jeszcze trochę wstrzymać.
-Dokładnie. Byłaś bardzo, BARDZO, bardzo złą dziewczynką – każde słowo mówił powoli i wyraźnie, cicho warcząc, uderzając ją za każdym – Myślę, że skoro moja niegrzeczna dziewczynka mnie obudziła, to chciała być ukarana. Muszę być więc wobec niej wyjątkowo okrutny. – Przytaknęła, choć czuła jak łzy zaczynają spływać po jej policzkach w seksualnym uniesieniu.
-M-mogę possać tatusinego kutasa! – Zaśmiał się lekko i delikatnie zsunął swoją dziewczynę z kolana, tak by klęczała na ziemi między jego nogami.
-Śmiało. Lecz zrób to szybko. Tatuś chce iść spać. – Z paskiem i spodniami poradziła sobie po mistrzowsku, otworzyła zamek i ostrożnie wyciągnęła jego sterczący członek, który aż pulsował na jej widok. Starał się panować nad sobą. Popatrzyła na niego swoimi słodkimi niewinnymi oczami, podczas kiedy te małe lubieżne usteczka owinęły się dookoła główki jego członka. Zaczęła poruszać głową do góry i na dół, z każdym kolejnym ruchem obejmując go bardziej i bardziej, nim chwycił za tył głowy i wręcz wepchnął swoją męskość w nią na siłę. Uwielbiała być tak traktowaną. Kiedy doszedł, wypiła całe jego nasienie. – Dobra dziewczynka. Teraz masz się nie dotykać póki się nie obudzę – uśmiechnął się patrząc na jej dziecięcy wyraz twarzy – To kara, skarbie. Czasem tatuś musi dać ci szlaban. Teraz wracaj do biurka i zrób kilka raportów, a ja się zdrzemnę. - Judy zrobiła jak jej powiedziano. Usłyszała, że Nick kładzie się na łóżku, nie umiała powstrzymać uśmiechu. Czuła się taka kochana i bezpieczna. – Kocham cię głupi króliku.
-A ja ciebie, szczwany lisie.
Zootopia: My Lucky Strike [tłumaczenie PL] [+18]
Autor: SallyWhite92
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Dwa dni w Szarakówce minęły jak z bicza strzelił, Nick doszedł do wniosku, że błędem było tutaj przyjechać. To nie tak, że rodzina Judy go nie lubiła, o nie, wręcz przeciwnie. Jej ojciec chciał dla niego wszystkiego co najlepsze, zaś Bonnie cieszyła się, że smakuje mu jej kuchnia. Bracia i siostry też byli fajni, no i często się z nim bawili. Lecz nie miał żadnej prywatności. Nic. Nawet w sypialni, tam ściany były tak cienkie, że wszyscy słyszeli co się wyrabia. No skoro on słyszy, jak jej brat Jared wyciera nos w pokoju obok… Ostatecznie nie mieli czasu dla siebie.
Kiedy dosłownie wciągnęła go do stodoły i pchnęła na siano znajdujące się w jednym z boksów chciał protestować. Początkowo. Jednak z każdym kolejnym, gorętszym i bardziej żarliwym pocałunkiem wygłodniałego królika, jego myśli pognały w innym kierunku. Wsunął pazury pod jej koszulkę, pieszcząc piersi. Z jakiegoś powodu chwyciła go za tyłek, ten w odpowiedzi zacisnął delikatnie zęby na jej ramieniu. Wypuścił spod stanika jędrne cycuszki i przesunął łapy na białe futro jej brzuszka. Palcami chwycił za pasek spodni. Całował ją żarłocznie, chwilę bawił się zapięciem, a potem wsunął łapę pod jej majtki. Była taka miękka, wilgotna i o Boże, całkowicie się zatracił. Dokładnie wiedział w jaki sposób zaprowadzić ją na szczyt ekstazy, jej ciało pragnęło dotyku. Szeptała jego imię drżąc w oczekiwaniu na kolejne pieszczoty. Już zamierzał ją rozebrać kiedy…
-Puszku Okruszku, jesteś? Mama powiedziała, że kolacja zaraz będzie gotowa, a Jesse mówiła, że widziała tutaj weszłaś z Nickiem. – w myślach przeklinał tak siarczyście jak nigdy, dyszał ciężko, jego członek zmiękł. Oczywiście, że jej rodzina przeszkodzi. To było wiadome. Miał ochotę utonąć w skowyjcach. Judy okręciła się, poprawiła bluzkę i spodnie, a następnie wychyliła się z boksu kierując wzrok na siostrę.
-Tak, dobra, dzięki Angie, będziemy tam niedługo! – Angelica Hopps-McConey starsza od Judy.
-A co tam roooooh kurwa, przepraszam! – Wycofała się zakrywając oczy swoimi łapkami ukradkiem chichocząc. Jej niebieskie oczęta zamigotały – Mam powiedzieć, że się spóźnicie? – Nick warknął i schował twarz za plecami Judy przystawiając do nich czoło. – Jestem mężatką, wiem jak to jest – brązowy królik mrugnął do nich nim wyszedł ze stodoły, dodała jeszcze na koniec – Bawcie się dobrze, rodzina zaczeka! – i już jej nie było.
-I tak nastrój został już zniszczony.. – warknął chwytając za pasek swoich spodni, zatrzymały go jednak szare łapki i fiołkowe oczy pełne pożądania.
-Nie bój się, chyba wiem jak go przywrócić – oblizała wargi, jej pazurki już znaczyły kręgi na jego ciele. Nie miał zamiaru jej powstrzymywać. Potrzeba to potrzeba, kolacja zaczeka.
Kiedy dosłownie wciągnęła go do stodoły i pchnęła na siano znajdujące się w jednym z boksów chciał protestować. Początkowo. Jednak z każdym kolejnym, gorętszym i bardziej żarliwym pocałunkiem wygłodniałego królika, jego myśli pognały w innym kierunku. Wsunął pazury pod jej koszulkę, pieszcząc piersi. Z jakiegoś powodu chwyciła go za tyłek, ten w odpowiedzi zacisnął delikatnie zęby na jej ramieniu. Wypuścił spod stanika jędrne cycuszki i przesunął łapy na białe futro jej brzuszka. Palcami chwycił za pasek spodni. Całował ją żarłocznie, chwilę bawił się zapięciem, a potem wsunął łapę pod jej majtki. Była taka miękka, wilgotna i o Boże, całkowicie się zatracił. Dokładnie wiedział w jaki sposób zaprowadzić ją na szczyt ekstazy, jej ciało pragnęło dotyku. Szeptała jego imię drżąc w oczekiwaniu na kolejne pieszczoty. Już zamierzał ją rozebrać kiedy…
-Puszku Okruszku, jesteś? Mama powiedziała, że kolacja zaraz będzie gotowa, a Jesse mówiła, że widziała tutaj weszłaś z Nickiem. – w myślach przeklinał tak siarczyście jak nigdy, dyszał ciężko, jego członek zmiękł. Oczywiście, że jej rodzina przeszkodzi. To było wiadome. Miał ochotę utonąć w skowyjcach. Judy okręciła się, poprawiła bluzkę i spodnie, a następnie wychyliła się z boksu kierując wzrok na siostrę.
-Tak, dobra, dzięki Angie, będziemy tam niedługo! – Angelica Hopps-McConey starsza od Judy.
-A co tam roooooh kurwa, przepraszam! – Wycofała się zakrywając oczy swoimi łapkami ukradkiem chichocząc. Jej niebieskie oczęta zamigotały – Mam powiedzieć, że się spóźnicie? – Nick warknął i schował twarz za plecami Judy przystawiając do nich czoło. – Jestem mężatką, wiem jak to jest – brązowy królik mrugnął do nich nim wyszedł ze stodoły, dodała jeszcze na koniec – Bawcie się dobrze, rodzina zaczeka! – i już jej nie było.
-I tak nastrój został już zniszczony.. – warknął chwytając za pasek swoich spodni, zatrzymały go jednak szare łapki i fiołkowe oczy pełne pożądania.
-Nie bój się, chyba wiem jak go przywrócić – oblizała wargi, jej pazurki już znaczyły kręgi na jego ciele. Nie miał zamiaru jej powstrzymywać. Potrzeba to potrzeba, kolacja zaczeka.
A jednak się wykluło…
Od autora: Opowiadanie z wielkanocnego eventu 2017
Nie pamiętasz, czy to od kogoś usłyszałeś będąc dzieckiem, czy po prostu sobie zmyśliłeś. Czułeś w wieku szczenięcym głębokie przekonanie, że wystarczy tylko trzymać jajko w cieple, aby coś się z niego wykluło.
Tak więc, notorycznie w okresie wielkanocnym, kiedy to zainteresowanie tym tematem się zwiększało, wykradałeś z lodówki jedno, czasem trzy jajka, chowałeś u siebie w pokoju, w wacie, ręczniku i starym swetrze i czekałeś… Potem zapominałeś i … I nigdy nic się nie wykluło.
Ostatecznie, przestałeś to robić mniej więcej w tym samym czasie, kiedy już więcej nie wypatrywałeś sań Mikołaja, czy przestałeś bać się potworów spod łóżka.
Obecnie masz już swoje na karku, jadąc autobusem przeglądasz znudzony tablicę na facebooku. Ten okres świąteczny nigdy nie był dla Ciebie jakiś… wyjątkowy. Nie czuć było nawet żadnego klimatu. Pogoda zazwyczaj paskudna, jak nie śnieg to plucha. Nie czerpiesz już radości z dekorowania koszyka wielkanocnego, nie wiesz co się powinno w nim znajdować, a tradycję wychodzenia do Kościoła, aby ksiądz pokropił jedzenie odbierasz jako przykrą konieczność. Robisz to tylko dlatego, że tak wypada, albo aby nikt się z rodziny nie czepiał.
O, Kasia dodała kolejne zdjęcie Zbawiciela z jakimś ckliwym i mającym podnosić na duchu wierszykiem. Krzywisz się zastanawiając czy to z Twoimi znajomymi jest coś nie tak i są po prostu pierdolnięci, czy to z Tobą, bo tak naprawdę jesteś niczym więcej jak aroganckim ignorantem, który chce narzekać na otaczający go świat i szuka dziury w całym. Oba warianty są złe. Bo jeżeli problem tkwi w takich osobach, to co one robią wśród grona Twoich znajomych? A jeżeli problem tkwi w Tobie… jaki to był numer do psychiatry? Mmm może najwyższa pora zapisać się na wizytę?
Twój przystanek. Wysiadasz i poprawiasz koszyczek w ręku, naciągasz kaptur na głowę i zmierzasz w stronę starego kościoła stojącego na niewielkim pagórku. Mijają Cię ludzie, którzy wstali wcześniej i mają ten obowiązek za sobą. Wyprzedzają małe szkraby, które jeszcze cieszą się z pisanek. Nie. Te przestały Cię bawić jak tylko zaczęły kojarzyć się nie z kolorowymi jajkami i możliwością zabawy, co z przymusem sprzątania po zabawie oraz problemem z domyciem farby czy barwnika spożywczego z ubrania. Chwała temu co wymyślił naklejki. No i jeszcze ten odwieczny problem. Czy już się ugotowało czy nie. No plus jest taki, że przynajmniej wolne. Chwilę się przeciskasz próbując dojść do wystawionej ławki na środku dziedzińca, gdzie można położyć swoje koszyki.
Rewia mody, a bo Marianowa spod 6 ma tę samą chusteczkę co rok temu. A dzieciak Kowalskich wsadził do koszyka żarcie dla psa. Kto to widział! Żarcie dla psa.
Hah, już słyszysz te szepty sąsiadek znudzonych własnym życiem. Dlatego wiklinowa rewia mody, czyj większy, czyj ładniejszy, kto ma więcej żarcia, a kto bardziej „po bożemu”. Ty chcesz mieć to po prostu za sobą. Wrócić, usiąść w ulubionym fotelu, a może położyć się na kanapie? Trzeba będzie sprawdzić, czy wyszedł kolejny odcinek ulubionego serialu.
Nie zauważasz kiedy na środek placyku wychodzi ksiądz, odmawia modlitwy. Nie słuchasz ich, myślisz o swoim życiu, analizujesz je i zastanawiasz się, czy „długo jeszcze?” Bo tak jakby zimno i nogi zaczynają boleć, no i … i w ogóle. To chcesz do domu.
Kap, kap, kap. Kropla wody święconej wpadła Ci do oka. Oh, czy to znaczy, że już nigdy nie będzie Cię bolało? A może kiedy na starość oślepniesz to tylko na jedno oko, bo w to wleciało Ci trochę świętej wody? Hah. Dobre. Bierzesz koszyk i wracasz do siebie do domu. Kładziesz go na ladzie w kuchni i zapominasz do następnego dnia.
Budzi Cię ćwierkanie. W pierwszej chwili myślisz, że to z telewizora, albo komputera, jakiś filmik. Nie, wszystko jest wyłączone. Na telefonie też nie masz takiego powiadomienia głosowego. To może u sąsiadów? Wtulasz się bardziej w poduszkę. Nie-e. To ćwierka… w Twojej kuchni? Niechętnie, bardzo niechętnie podnosisz się. Przeciągasz. Chwilę nasłuchujesz. Nadal coś Ci ćwierka. Co do… Zrywasz się na równe nogi. Nie jesteś jednak w stanie wejść dalej. Twoim oczom ukazuje się kilka kolorowych pisklaków wesoło skaczących po meblach. Zerkasz w stronę koszyka. Puste skorupki walają się po podłodze i blacie.
-A to ci numer – mówisz do siebie z niedowierzaniem – A jednak się wykluło…
Tak więc, notorycznie w okresie wielkanocnym, kiedy to zainteresowanie tym tematem się zwiększało, wykradałeś z lodówki jedno, czasem trzy jajka, chowałeś u siebie w pokoju, w wacie, ręczniku i starym swetrze i czekałeś… Potem zapominałeś i … I nigdy nic się nie wykluło.
Ostatecznie, przestałeś to robić mniej więcej w tym samym czasie, kiedy już więcej nie wypatrywałeś sań Mikołaja, czy przestałeś bać się potworów spod łóżka.
Obecnie masz już swoje na karku, jadąc autobusem przeglądasz znudzony tablicę na facebooku. Ten okres świąteczny nigdy nie był dla Ciebie jakiś… wyjątkowy. Nie czuć było nawet żadnego klimatu. Pogoda zazwyczaj paskudna, jak nie śnieg to plucha. Nie czerpiesz już radości z dekorowania koszyka wielkanocnego, nie wiesz co się powinno w nim znajdować, a tradycję wychodzenia do Kościoła, aby ksiądz pokropił jedzenie odbierasz jako przykrą konieczność. Robisz to tylko dlatego, że tak wypada, albo aby nikt się z rodziny nie czepiał.
O, Kasia dodała kolejne zdjęcie Zbawiciela z jakimś ckliwym i mającym podnosić na duchu wierszykiem. Krzywisz się zastanawiając czy to z Twoimi znajomymi jest coś nie tak i są po prostu pierdolnięci, czy to z Tobą, bo tak naprawdę jesteś niczym więcej jak aroganckim ignorantem, który chce narzekać na otaczający go świat i szuka dziury w całym. Oba warianty są złe. Bo jeżeli problem tkwi w takich osobach, to co one robią wśród grona Twoich znajomych? A jeżeli problem tkwi w Tobie… jaki to był numer do psychiatry? Mmm może najwyższa pora zapisać się na wizytę?
Twój przystanek. Wysiadasz i poprawiasz koszyczek w ręku, naciągasz kaptur na głowę i zmierzasz w stronę starego kościoła stojącego na niewielkim pagórku. Mijają Cię ludzie, którzy wstali wcześniej i mają ten obowiązek za sobą. Wyprzedzają małe szkraby, które jeszcze cieszą się z pisanek. Nie. Te przestały Cię bawić jak tylko zaczęły kojarzyć się nie z kolorowymi jajkami i możliwością zabawy, co z przymusem sprzątania po zabawie oraz problemem z domyciem farby czy barwnika spożywczego z ubrania. Chwała temu co wymyślił naklejki. No i jeszcze ten odwieczny problem. Czy już się ugotowało czy nie. No plus jest taki, że przynajmniej wolne. Chwilę się przeciskasz próbując dojść do wystawionej ławki na środku dziedzińca, gdzie można położyć swoje koszyki.
Rewia mody, a bo Marianowa spod 6 ma tę samą chusteczkę co rok temu. A dzieciak Kowalskich wsadził do koszyka żarcie dla psa. Kto to widział! Żarcie dla psa.
Hah, już słyszysz te szepty sąsiadek znudzonych własnym życiem. Dlatego wiklinowa rewia mody, czyj większy, czyj ładniejszy, kto ma więcej żarcia, a kto bardziej „po bożemu”. Ty chcesz mieć to po prostu za sobą. Wrócić, usiąść w ulubionym fotelu, a może położyć się na kanapie? Trzeba będzie sprawdzić, czy wyszedł kolejny odcinek ulubionego serialu.
Nie zauważasz kiedy na środek placyku wychodzi ksiądz, odmawia modlitwy. Nie słuchasz ich, myślisz o swoim życiu, analizujesz je i zastanawiasz się, czy „długo jeszcze?” Bo tak jakby zimno i nogi zaczynają boleć, no i … i w ogóle. To chcesz do domu.
Kap, kap, kap. Kropla wody święconej wpadła Ci do oka. Oh, czy to znaczy, że już nigdy nie będzie Cię bolało? A może kiedy na starość oślepniesz to tylko na jedno oko, bo w to wleciało Ci trochę świętej wody? Hah. Dobre. Bierzesz koszyk i wracasz do siebie do domu. Kładziesz go na ladzie w kuchni i zapominasz do następnego dnia.
Budzi Cię ćwierkanie. W pierwszej chwili myślisz, że to z telewizora, albo komputera, jakiś filmik. Nie, wszystko jest wyłączone. Na telefonie też nie masz takiego powiadomienia głosowego. To może u sąsiadów? Wtulasz się bardziej w poduszkę. Nie-e. To ćwierka… w Twojej kuchni? Niechętnie, bardzo niechętnie podnosisz się. Przeciągasz. Chwilę nasłuchujesz. Nadal coś Ci ćwierka. Co do… Zrywasz się na równe nogi. Nie jesteś jednak w stanie wejść dalej. Twoim oczom ukazuje się kilka kolorowych pisklaków wesoło skaczących po meblach. Zerkasz w stronę koszyka. Puste skorupki walają się po podłodze i blacie.
-A to ci numer – mówisz do siebie z niedowierzaniem – A jednak się wykluło…
1 października 2017
POPULARNE ILUZJE
-
CZĘŚĆ II Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ I Autor: Kayla-Na Tłumaczenie: Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ I CZĘŚĆ III Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ II Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
Autor: Skele-TON of Sin Tłumaczenie: Yumi Mizuno
-
♥ Łaska ♥ Atak Autor: sanspar Tłumaczenie: Yumi Mizuno INNE KOMIKSY INTERAKTYWNE Randka z Sansem Mikołaj Sans Blue na ...
-
ristorr Witam! Jest to alfabetyczny spis AU w języku polskim. Opracowane AU posiadają miniaturkę. Jeżeli masz stworzone swoje włas...
-
Tak jak sądziłam, na Przewodniku i Oplątanych się nie skończyło. Dzisiaj (kilka godzin temu) autorka Klatki z Kości zakazała dalszego tł...
-
Moi kochani! Dzisiaj kolega z grupy na studiach zaproponował mi współpracę, którą oczywiście - przyjęłam. Bo jakże by inaczej. Jednak b...