25 lipca 2018

Komiks: Afera rodzinna - Rozdział 13 [그집, 사정 - tłumaczenie PL] [+18]

Notka od tłumacza: Zaniedbywana żona, dopuszcza się zdrady z dostawcą. Nie wie jednak, że jej mąż jest zabójcą. 
Komiks przepełniony seksem, brutalnością, torturami, morderstwami i mafią. Coś dla miłośników skrajności z fabułą. UWAGA! Tylko dla pełnoletnich czytelników!
Autor: BurcherBOY
Oryginał: klik
Tłumaczenie; Yumi Mizuno
Spis treści
















































Share:

24 lipca 2018

Undertale: Nie ma we mnie nic nadzwyczajnego - Rozdział VIII


Notka od autora: Jest to opowieść sans x reader. Wcielasz się w osiemnastoletnią, przy-gotującą się do matury licealistkę plastyka. Mimo swojej z zewnątrz ciepłej i kochanej osobowości, tak na prawdę jesteś osobą z niską samooceną oraz mocno niestabilną psychicznie . Zawsze przyklejasz sobie łatki silnej, niezależnej i bardzo zdystansowanej do samej siebie, śmiejesz się z każdej obelgi gdzie bardzo, bardzo głęboko wszystko przeżywasz. Ubierasz się tylko i wyłącznie na czarno i nosisz sporo  kolczyków. Czyli w skrócie babcie na ulicy często odmawiają zdrowaśki jak cię widzą. Jesteś bardzo sceptyczna więc nie małe było twoje zdziwienie gdy na ulicę twojego miasta zawitały potwory. Jednak żyłaś sobie dalej mając to w sumie gdzieś, jak większość rzeczy otaczających cię. Jednak co się stanie gdy w środku nocy zawita do ciebie mały, pokiereszowany i nieprzytomny szkielecik? Który za wszelką cenę będzie próbował zmienić twój pogląd na świat?
Autor: strzzalka12

Spis treści:
1 2 3 4 5 |
6 | 7 | 8 (obecnie czytany)


Wyższy ze szkieletów podał delikatnie dziecko Metattonowi, rozpostarł ręce i przytulił brata czule. Sansowi chwilę zajęło, żeby ogarnąć całą sytuację jednak po jakimś czasie również go objął.
-BRACIE! TAK BARDZO TĘSKNIŁEM!
-Też brachu. Ekhem... powiedz mi. Czy to jest wasze dziecko?
Papyrus puścił biednego, skołowanego Sansa i pogłaskał dzieciaka.
-Mówisz o Impactiku?
-Tak to jest nasz. -Odezwał się Mettaton. -Sans, skarbie. Miło cię widzieć.
-Ciebie też MTT.
Stałaś w wejściu i przyglądałaś się zdziwiona całej scenie. Zastanawiałaś się jak to w ogóle działało, że Papyrus z Mettatonem... Próbowałaś wyobrazić to sobie na wiele sposobów, ale nie mogłaś wymyślić nic racjonalnego. Widziałaś, że Sans uśmiechał się rozmawiając z gośćmi, ale byłaś pewna, że się strasznie denerwuje. Z tego co słyszałaś, ma kompleks brata i nie potrafisz sobie wyobrazić, jak to jest, gdy twój młodszy braciszek przychodzi ci obwieścić, że zostajesz wujkiem. Po chwili Sans odwrócił się i spotkał twój wzrok. Wyglądał jak by właśnie sobie o tobie przypomniał.
-O, właśnie. -Podszedł do ciebie i wziął cię pod ramię żebyś się na nim wsparła. -To jest _____, mieszka u mnie, bo spalił się jej dom.
-Hej, miło...
-Ojej! Skarbie! Co ci się stało w nogę?! -Przestraszył się Metatton.
-To...
-W pierwszy dzień mieszkania tu wywaliła się i skręciła kostkę. -Stwierdził Sans.
-Czy...
-OCH! TO MUSI BARDZO BOLEĆ!
-Spoko, to ni...
-Mam nadzieję, że szybko się zagoi. -Mettaton zrobił dramatyczną pozę, jednocześnie bezpiecznie trzymając dziecko przy piersi. -Jakże cierpieć może jedno małe dziecię! Och skarbie, chciałbym choć troszkę przejąć na siebie twój ból!
-Właściwie to...
-NIE KOCHANY! JAK TY MASZ CIERPIEĆ TO I JA!
-Ale...
-Och Papsiu! Jakiś ty męski! -Robot przytulił się do torsu wyższego potwora. Papyrus zarumienił się na pomarańczowo. -Zatem przyjmijmy ten ból razem!
-DLA CIEBIE WSZYSTKO! -Para czule się przytuliła, trzymając dzieciaka między nimi.
-Czy ja mogę coś powiedzieć? -Zdenerwowałaś się już.
-Ja myślę, że powinnaś się ładnie przywitać. -Uśmiechną się złośliwie Sans. -Skąd u ciebie taki brak wychowania?
-Mój drogi... Ja tylko chciałabym zauważyć, że to ja robiłam większość jedzenia. Nie znasz dnia ani godziny. -Przybliżyłaś się do czaszki tam, gdzie powinno być ucho. -Jaką masz gwarancję, że ten majonez w sałatce to na pewno majonez?
-Boo... sam ci go podawałem?
-Och naprawdę? Cóż... ja bym na twoim miejscy była jednak ostrożna. -Powiedziałaś to najbardziej przerażającym głosem jaki tylko byłaś w stanie z siebie wydobyć.
Szkielet popatrzył się z lekkim przerażeniem na ciebie po czym na nadal zajmującą się sobą parę.
-Ale co będziemy tak stać w przedpokoju. -Odezwałaś się. -Zapraszam do środka, przygotowaliśmy pyszny obiad.
-OCZYWIŚCIE! WYBACZ CZŁOWIEKU, GDZIE MOJE MANIERY. -Wyższy ze szkieletów podał ci rękę. -JESTEM PAPYRUS. A TO JEST METATTON, MÓJ UKOCHANY.
-Witaj skarbie, miło cię poznać. -Robot również podał ci rękę.
Papyrus zaczął grzebać w przyniesionej torbie wyjmując spaghetti. -ZROBIŁEM SPECJALNE SPAGHETTI NA TĘ UROCZYSTOŚĆ.
Sans momentalnie spojrzał się na ciebie ze strachem w oczach. Nie do końca wiedziałaś co powiedzieć, żeby nie urazić Papyrusa a jednocześnie nie narazić wszystkich …, czyli w sumie tylko ciebie i twoją mamę, na całodniowe siedzenie w kiblu. Postanowiłaś się w końcu uśmiechnąć i wskazać w stronę stołu zapraszając gości. Za pomocą Sansa podeszłaś do krzesła, które ci odsunął żebyś mogła siąść.
-Ekhem... słuchajcie. Bo byłabym wdzięczna gdybyśmy jeszcze zaczekali z jedzeniem. Niedługo przyjdzie moja mama, również w gości i miło było by na nią poczekać.
-OCZYWIŚCIE CZŁOWIEKU! WIELKI PAPYRUS WIE, JAK SIĘ ZACHOWAĆ! POCZEKAMY NA TWOJĄ RODZICIELKĘ.
-Och! A nie mielibyście nic przeciwko gdybym nakarmił Imactika? -Zapytał się lekko zawstydzony Mettaton.
-Pewnie, że nie. - Odpowiedziałaś odruchowo, jednak gdy spojrzałaś na Sansa, nie byłaś pewna swojej odpowiedzi. Szkielet momentalnie zdębiał, próbował zachować kamienną twarz jednak widziałaś kropelki potu na jego czole.
-M...możesz pójść do salonu... je... jest tam. Nie będziemy cię podglądać. -Odezwał się Sans.
-Dziękuję skarbie. -Po chwili robot znikną za futryną pokoju.
Zdałaś sobie sprawę, że Mettaton jest robotem i nie miałaś pojęcia jak mógłby nakarmić dziecko. Gdy Papyrus głośno rozmawiał z nieco cichszym Sansem ty patrzyłaś się w jeden punkt intensywnie myśląc o dziwnych funkcjach potworzego organizmu.
-Hej dziecino. -Wzdrygnęłaś się, gdy Sans położył rękę na twoim ramieniu. -Wszystko dobrze? Nie myśl tak intensywnie, bo mózg zaczyna ci już parować.
-Mi przynajmniej ma co parować.
-Jesteś okrutna. -Szkielet złapał się za pierś. -Twoje słowa przeszywają me serce na wskroś.
-SANS! PRZESTAŃ FLIRTOWAĆ Z CZŁOWIEKIEM PRZY STOLE.
-Flir... -Niebieski rumieniec wyszedł na szkielecą twarz.
-OCH SANS! CZEMU JESTEŚ TAKI UPARTY? WIDAĆ PRZECIEŻ ŻE CIĘ DO NIEJ CIĄGNIE.
-Bracie... przes... -Sans schował całą niebieską głowę w kaptur, najgłębiej jak się dało.
Nie mogłaś powstrzymać śmiechu. -Widzisz Sans? Zarywaj puki masz szanse. -Stwierdziłaś przez łzy głośnego śmiechu.
Szkielet schował się tak że ledwo było go widać zza futra kaptura.
-No weź, nie wstydź się. -Odparłaś wycierając łzę. -Twój "rozmiar", a raczej jego brak nie będzie mi przeszkadzać.
-Ty... -Sans wyglądał na zdenerwowanego. A ty nadal śmiałaś się w najlepsze.
-ROZMIAR? -Papyrus zaczął intensywnie myśleć. -NIE ŁAPIĘ TEGO...
-Hhh... -Odzyskiwałaś oddech. -Bo wiesz...
Nagle Sans dyskretnie, magią podniósł twoją stojącą w rogu pokoju gitarę i przybliżył do okna.
-Ani... mi... się... waż.
-Znaczy się... -Twoje plecy przeszyły ciarki. -Chodziło mi o to że jest gruby. -Zatkałaś szybko usta ręką zdając sobie sprawę co powiedziałaś. Spojrzałaś na wkurzoną twarz Sansa. -Adios moja gitaro... -Powiedziałaś do siebie.
Szkielet uśmiechną się cwanie kładąc delikatnie gitarę na miejsce.
-Taa? A na twoich plakatach jakoś nie byłem.
Wzdrygnęłaś się i ujrzałaś jego zadowoloną z twojej reakcji twarz.
-Ty...
Chce wojny? To będzie ją miał. Papyrus tylko patrzył się na was jak na debili, którymi w sumie byliście. Już miałaś odgryźć się Sansowi ale usłyszeliście dzwonek do drzwi. Wstałaś szybko od stołu uważając na gips.
-Och! To pewnie moja mama, otworzę.
-Nie. Siedź. -Nakazał stanowczo Sans. Nadęłaś obrażona policzki, chwyciłaś go za futro od kaptura i wyszeptałaś do miejsca, gdzie powinno być ucho.
-Nie myśl sobie, że wygrałeś. Odegram się jeszcze.
-Dobrze, dobrze. -Odpowiedział szkielet rozbawiony twoją powagą. Po czym skierował się w stronę drzwi.
-NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ AŻ POZNAM TWOJĄ RODZICIELKĘ CZŁOWIEKU. -Uśmiechnęłaś się ciepło w odpowiedzi.
Sans chwycił klamkę otwierając drzwi.
Share:

RolePlay: Ten wyjątkowy wieczór

Autor: Fenfral
- Oczyś... jesteś pewna, że to tutaj? - Usterka rozglądała się po sali pełnej różnych osób, by po chwili lekko niepewna spojrzeć na Oczytaną. Miejsce wydało się jej jakieś... dziwne.
Do sali weszły dwie pięknie ubrane dziewczyny. Oczytana, wysoka, z włosami w kolorze ciemnego blondu, sięgającymi za łopatki i do połowy ramion. Jej oczy powoli wędrowały z sali na jej towarzyszkę i z powrotem. Ubrana była w dość długą, elegancką sukienkę na ramiączkach w kolorze granatowym. Suknia sięgała jej do kostek. Obok niej stała, minimalnie niższa Usterka. Jej długie, czarne włosy sięgały jej do pasa. Ubrana była w sukienkę do kolan, w kolorze czarnym. Była dość prosta i elegancka, jednak można było odczuć wrażenie, że ona wolałaby coś luźniejszego. Usterka ani na moment nie spuszczała wzorku pełnego pożądania z Oczytanej.
Większość gości już przybyła na miejsce. Zaproszenia dostały ledwie wczoraj. Był to jakiś rodzaj balu, zorganizowany w konkretnym celu, ale zaproszenie nie mówiło jakim. No, ale zawsze to okazja, by gdzieś wyjść i zobaczyć coś co mogło być ciekawe.
- Spokojnie, adres się zgadza. Pewnie jeszcze się nie zaczęło. Tylko, mogłyśmy wybrać jakieś wygodniejsze stroje. Patrząc po zebranych, określenie ,,stroje wieczorowe'', raczej oznaczało ,,ubierz co chcesz''. - Oczyś sprawdziła, czy jej suknia dobrze leży. Poklepała Usterkę po plecach, żeby poczuła się pewniej.
Jeśli chodzi o samą salę to było na co popatrzeć. Wszystko było pięknie urządzone, a przy wejściu zaproszenia sprawdzała dość elegancka kobieta w garniturze i okularach. Towarzystwa dotrzymywało jej dwóch ochroniarzy. Zaraz po wejściu, gości witała dość duża sala, na której końcu, w dobrze widocznym miejscu stała scena z stołem i mikrofonem. Jeszcze nikogo na niej nie było. Co do gości, to były to osoby z różnych krajów i bardzo różnych dziedzin. Nie minęło dużo czasu, gdy dziewczyny dostrzegły postać chłopaka z blond włosami, w wieku około 21 lat, stojącego na scenie. Chłopak był ubrany w kompletnie normalne ubrania, tak jakby nie był świadomy jakie to miało być przyjęcie.
- Witam wszystkich. Ciesze się, że przybyliście tak licznie. To... naprawdę niesamowite. Z pewnością zastanawiacie się jaki jest cel tego wydarzenia. Zostaliście zaproszeni w jednym celu. To przyjęcie zostało zorganizowane w celu... dobrej zabawy. Zgadza się. Dzięki temu kompletnie różne osoby, z różnych światów mają szansę się poznać. Zanim zaczniecie zabawę chciałem tylko powiedzieć jedno... szczęście to największa siła na świecie. Dzięki wielu wspaniałym osobom świat staje się lepszy, nieważne, czy usześliwiają jedną osobę, czy tysiąc. Więc, bądźcie szczęśliwi i dawajcie radość innym. Jest to ten rodzaj magii, który sprawia, że świat staje się bardziej znośnym miejscem. Dzielcie się tą magią i niech do was wraca. A teraz... bawmy się. W końcu po coś tu wszyscy przyszli? - Po tych słowach chłopak zniknął ze sceny tak jak się pojawił.
- Heh. To było... ciekawe. - Stwierdziła Oczytana obejmując delikatnie Usterkę.
- Tia... Bla, bla, bla. Szczęście, dawać szczęście, dostawać szczęście. Teorię mamy z głowy. Jak sądzisz? Gospodarze się nie obrażą jak znikniemy na chwilę? - Usterka położyła dłoń na plecach Oczyś, by powoli zacząć ją przesuwać coraz niżej. - Mam ochotę na trochę... praktyki.
- Zawsze przechodzisz od razu do konkretów? A, gdzie gra wstępna? - Powiedziała Oczytana spokojnie mrugając do Usterki.
- Jak to gdzie? Ubrałam sukienkę. Przyszłam tutaj z tobą. Jak dla mnie to był wstęp idealny. Oj no dawaj. To z pewnością będzie ciekawsze, niż sterczenie tutaj. - Usterka nie czekała na odpowiedź, tylko skierowała się wraz z Oczyś w stronę wyjścia z sali ciągnąc przyjaciółkę za rękę. Gdy już były za drzwiami prawie wpadły na kontrolerkę.
- Panie tak szybko wychodzą? Czy coś się stało? - Kobieta sprawdzająca bilety przyglądała się im uważnie. Wydawała się lekko zakłopotana... jednak na pewno mniej niż Oczyś.
- Och, nic szczególnego. Czy wie pani może, gdzie tutaj można pobyć... na osobności? - Spytała Usterka, starając się wyglądać na tak niewinną jak to tylko było możliwe.
- Na... osobności...hmm? Nie za bardzo rozumiem co ma pani na myśli. Jednak jeśli czują panie potrzebę być ,,na osobności'' (cokolwiek to może znaczyć) to tamto pomieszczenie jest puste. - Kobieta w garniturze wskazała drzwi znajdujące się, w pewnej odległości od wejścia do sali. - Jest tam jeszcze parę mebli, które przygotowano na wypadek, gdyby przyszło więcej osób... Ymmm. Przepraszam, że pytam, ale pani dobrze się czuje? Ma pani rumieńce na twarzy. - Kontrolerka poprawiła okulary patrząc na Oczyś. - Jeśli źle się pani czuje to mogę wezwać taksówkę, albo odwieźć panią do lekarza. Jeśli dobrze pamiętam to chyba nawet dwóch, albo trzech gości ma doświadczenia w medycynie. Jeden jest chyba aptekarzem.... nie pamiętam. No nic. Nie będę paniom przeszkadzać. W razie potrzeby zostawiam mój numer telefonu, będę w sali. Tylko proszę postarać się wrócić niedługo, z pewnością wiele osób będzie warto poznać. - Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i starała się nie wyglądać jakby nie spała od dwóch dni i niemal mechanicznie wcisnęła do ręki Oczyś wizytówkę. Po tym zniknęła za wejściem do sali.
Usterka nie czekała nawet na odpowiedź. Oczyś w tej sukence wygląda zbyt pięknie, żeby sobie odpuściła. Oczytana nawet nie próbowała stawiać oporu, bo obawiała się, że przyjaciółka napędzana siłą... (miłości?) mogłaby nawet nie zwrócić uwagi na ten fakt. Gdy tylko znalazły się przed drzwiami Usterka otworzyła wejście z kopa i szybko tam weszła ponaglając Oczytaną. W środku znajdowało się trochę mebli, w większości obrusy, stoły, jakieś drobne ozdoby, trochę krzeseł... Nic ciekawego.
- No dobra, już jesteśmy same... Co robisz?! - Oczytana patrzyła jak Usterka zrzuca z siebie sukienkę i ciska ją w kąt. Najwidoczniej planowała to już wcześniej bo pod spodem miała tylko majtki.
- Nie gadaj, tylko się rozluźnij. Okazja do zabawienia się, gdy tuż obok jest tłum ludzi mnie nakręca. - Usterka przyjęła dość mocno wyzywającą pozycję. Nie dawała możliwośći, by nie zrozumieć jej intencji.
- Okej, zgoda... Ale... nikt nie zauważy? - Oczytana spojrzała w stronę drzwi, w których nawet nie było zamka. Jak na hasło Usterka przepchnęła jeden ze stołów pod drzwi i rozrzuciła na podłodze obrusy. - Skoro tak stawiasz sprawę... - Oczytana zaczęła powoli zdejmować sukienkę. Po chwili odłożyła ją na stół blokujący drzwi, wraz z wizytówką.
Usterka nie czekała na zgodę, tylko szybko złapała przyjaciółkę i przewróciła się razem z nią celowo, wprost na obrusy rozłożone na podłodze.
- To czyja teraz kolej, by rządzić? - Mruknęła na ucho Uci, Oczytana.
- Jak to czyja? Jasne, że MOJA! - Dziewczyna momentalnie siedziała na brzuchu przyjaciółki.
- O nie, kochana. Ty byłaś już dwa razy. Teraz ja! - Oczytana przewróciła Usterkę, tak, że obie leżały obok siebie.
- No weź nie bądź taka... nalegam. - Ucia patrzyła na Oczyś wzrokiem pełnym porządania. Po chwili przewróciła Oczyś na plecy i położyła się na niej.
- Dobra, ale następnym razem to ja... - Oczyś nie skończyła zdania, gdy drzwi się otworzyły... w drugą stronę. Stała w nich kontrolerka.
- Chciałam sprawdzić, czy wszystko... - Nie skończyła zdania, gdy zobaczyła nagie dziewczyny leżące na podłodze. Jej okulary lekko zaparowały, a ona sama zrobiła się lekko czerwona. - Emm... Słyszałam hałas, sądziłam, że ktoś sie przewrócił... Umm... Widzę, że wszystko w porządku. Już nie przeszkadzam. - Kobieta z miną jakby właśnie zobaczyła ducha zamknęła drzwi i chyba pobiegła odreagować sytuację.
- Ucia... Mam prośbę. - Szepnęła cicho Oczyś do Usterki ciągle leżącej na jej plecach.
- Tak kochana? - Usterka miała lekko zdezorientowaną minę.
- Następnym razem, jak będziesz barykadować drzwi... możesz się upewnić, czy otwierają się w jedną stronę, czy w obie?
Share:

POPULARNE ILUZJE