28 czerwca 2019

Undertale: Nethertales - Rozdział 7


Notka od autora: W opowiadaniu mogą się pojawić przemoc, przekleństwa, Treści obrażające wartości społeczne, przekonania religijne, światopogląd. Brak treści pornograficznych.
Prosimy nie wrzucać bez pozwolenia na inne strony lub wattpada. Ciemne, mroczne królestwo, ukrywające w swych mrokach najciemniejsze moce i złowieszcze demony, karmiące się bólem i cierpieniem upadłych dusz. Gdzie usłyszysz tylko jęki i lamenty grzejników, morderców, złodziei, gwałcicieli, terrorystów, którzy z własnej głupoty zginęli w imię wierzeń oraz Szalonych Yaoistów i fandomu, skazanych na wieczne męki, rozdzierającą rozpacz, wżerające się w umysł ofiar oraz memów internetowych które zalały Internet. To raj płynący mlekiem i miodem niegodziwości, gdzie złe uczynki to chleb powszedni dla demonów. W tym świecie jest jedna zasada...
Zabijaj albo Giń!
Nasza historia zaczyna się przy zapomnianym przez demony wejściu, przy samej górze Mt.Ebott, w ludowych przekazach nazywaną " góra samobójców". Tam właśnie pewien nieszczęśnik miał pecha i wpadł do ciemnej czeluści góry, po czym słuch o nim zaginął... Czy na pewno? Tak się zaczęła Nasza opowieść....
Autor: GrimAngel
Beta: Turpistyczna

Spis treści:

6 | 7 | (obecnie czytany) 8 |


W każdej historii, jest jakiś rycerz na białym koniu z uśmiechem, którym mógłby oślepić przelatujący w pobliżu samolot, tak silny, że masło z niego spływało na umięśnioną klatę w czasie kiedy niszczył azjatycką niewinną wioskę, przy ratowaniu amerykańskiej niewiasty. Albo jeszcze lepiej, jak tajemniczy super bohater w spandexie i w ciasnych portkach oraz majtkach na wierzchu ratuje z płonącego samochodu udającą wiecznie feministkę – reporterkę, która naprawdę była typową „ księżniczką Peach”. Tak, zawsze się pojawia taki archetypowy bohater, równy swemu pierwowzorowi Herkulesowi lub Heraklesowi - nie wiem, które imię jest poprawne1. Wiem tylko jedno - Antony Caido-Angelos jest takim bohaterem dla małej Sary , oraz nas drugo- czy trzecio- planowe postacie, gdzie autorzy zapomnieli, że tworzyli takie postaci, a widzowie mówią „wtf, co to za koleś na drugim planie? Czy on biega na golasa z piłą mechaniczną?”

Pan Antony od razu do nas pomachał. Dzieciaki się ucieszyły, bo jego uśmiech to drobinka szczęścia tego marnego życia. Dziewczynki zarumienione jak dojrzewające jabłuszka, chłopaki już obgadują, ale w głębi duszy chcą być jak on. Ja wiedziałem od momentu, kiedy pojawił się na horyzoncie - jesteśmy uratowani!

- Kochana Ewo, Ewuś prosiłem o coś ładnie, nie bijemy dzieci.

- Proszę, panie Angelos!

- Nie zaprzeczaj, mała, nie zaprzeczaj, znam twe numery, widziałem co się tutaj działo. Chyba nie chcesz, żebym to napisał w raporcie?

- Oczywiście, panie Angelos!

- Mów do mnie Antony - powiedział nonszalancko Antony, w kierunku Siostry Ewy która ze wściekłości i zakłopotania zrobiła się czerwona jak burak. Nasz Kochany Rycerz ruszył w kierunku Aleksandra i Łukasza. Chłopaki się zdziwili, gdy nagle schylił się i łobuzersko szepnął tak, ŻE WSZYSCY TO Słyszeli:
– Aleks idealnie zacytowałeś „dzień świra” i na pewno niejednego Anioła rozbawiłeś, ale na pewno Bóg nie ma takiego poczucia humoru, to lepiej nie módl się z nienawiścią i ksenofobią, oki? - a potem potargał mu włosy .

- Dobrze, proszę pana – odpowiedział Aleks i uśmiechnął się radośnie.

Tak działa pan Antony, jest światełkiem w ciemnym tunelu, ciepłem w mroźne dni, jego sposób bycia wkurza Siostry, prócz sióstr Klaudii. Bo nie dość, że pan Anton ma latynoską urodę, jest obcokrajowcem, to jest jeszcze bezpośredni, szczery i nawet cwany lis z niego. To je wkurwia! Nic mu nie, mogą zrobić ani powiedzieć, bo boją się, że tak nasmaruję w raporcie, że mogą zamkną sierociniec. Jedynie siostra Faustyna z nim walczy. Trzymam mocno za kciuki, żeby to pan Anton wygrał. Bo dla nas jest Bohaterem, Herosem w złotej zbroi, a nawet mogę powiedzieć, że Aniołem!

- Grażynko, zapomniałem o tobie! Idealnie podsumowałaś Waszego prezydenta! Aż się uśmiałem, HA!

- Panie Caido-Angelos, może trochę szacunku dla damy!

- To są tu jakieś damy, oprócz Klaudini?

- Prowokuje pan diabła, proszę pana.

- E tam on jest zajęty oglądaniem „Teorii wielkiego podrywu”.

- Panie Caido - powiedziała stanowczo Siostra Grażyna, a pan Antony tylko spojrzał na nią, a potem ją zignorował , i podszedł do mnie i Sary.

- Moja Maleńka, jak się czujesz po podróży? - zapytał Anton, który pogłaskał Sarę, i przy tym ignorował mnie..

-Dobrze Panie Cai… Cai….

- Mów do mnie Antony

- ANTONIO BANDERAS!?

- Ho ho, to przestało być zabawne za trzecim razem, kilka miesięcy temu.

- Wykreślić z listy aluzję do None Pieces fandub pl.

- Widzę, że ktoś znowu wbija na twórczość PurpleEyesWTF, i tak - on nie wróci do parodii.

- Buuu, dlaczego!?

- No już, już, takie małe niegrzeczne dziewczyny, naruszające prawa autorskie mogą mieć jedną karę! - powiedział Antony, który w tej chwili podnosił Sarę.

- A jaką?- zapytała niewinnie Sara.

- A taką! – zaczął łaskotać Sarę i jednocześnie śpiewał - Japapa-rapapa, jazda w tę i nazad

Japapa-rapapa, to jest jazda w tę i nazad

Wte i wewte, wte i wtewte

W tę i nazad, naz i w tazad

Japapa-rapapa, bo to jest jazda w tę i nazad!2

- Nie, nie tylko nie… Ha ha ha ha – śmiała się biedna Sara.

Wszyscy im się przyglądali, zazdrościli, a siostry były zniesmaczone. Tylko ja i siostra Klaudia byliśmy zauroczeni tym widokiem. Czy tak wygląda ojcowska miłość do dziecka? Czy tylko jest to gra, żeby Sarze zrobić nadzieję czy przedsmak rodzicielskiej miłości? Dlaczego ja tego nie miałem, dlaczego nigdy nie odczułem? Czy możliwe, że Toriel, kiedy mnie spotkała na początku przygody też mnie darzyła rodzicielską troską, czy udawała żeby zdobyć moje zaufanie? Nie wiem, i nie dowiem się, bo już mnie nie ma pośród żywych.

W każdej historii, w której wydaje się, że jest sielanka, zawsze pojawia się antagonista, z wielkim, płonącym mieczem, pragnąc zniszczyć tą sielankę. Właśnie w tej części historii poznacie naszego antagonistę. Nie, nie chodzi mi o Flowey, tylko czyste zło w same w sobie!

- Panie Anton! – nagle usłyszeliśmy najsłodszy i jednocześnie najstraszniejszy głos!

Istoty tak strasznej, że Slade z „Młodych Tytanów Akcja” czy też normalnych, może się uczyć! Oto ona, Siostra Faustyna, weszła na deski tego komedio – dramatu, którym możemy nazwać moje życie!

Wszyscy spojrzeli na nią, na starszą panią, niby delikatny uśmiech, tak naprawdę bije od niej zatrutą zgniłą aurą, którą ukrywa, pod maską życzliwości.

- Witam panią, jak pani się spało? – zapytał Antony, ale było słyszeć niesmak. On taki się staje zimny i nieprzyjemny tylko przy niej. Jego aura znika i pojawia się coś, czego nie potrafię opisać.

- Dobrze, dobrze, ba!, nawet śniły mi się przyjemne rzeczy.

- Siostro, mam złą wiadomość!

- Jaką, siostro Ewo?

- Zboczyliśmy z trasy! Nie wiem, gdzie jesteśmy!

- Rozumiem, czyli nie dojedziemy do Parku Bieszczadzkiego? A szkoda.

- Nie, mieliśmy jechać do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau!

- A to nie to samo?!

- Nie, siostro, nie to samo, nie ten rejon!

- Czyli nie dojedziemy do najfajniejszego parku rozrywki! A szkoda, bo chciałam Placuszkowi pokazać fajne miejsca - a potem znikąd się do mnie przekleiła i zaczęła tarmosić moje biedne policzki! Nienawidzę, jak mnie tak woła przy ludziach! Niby to ma pokazywać jaka jest dla mnie dobra itp., co tak naprawdę ma na celu ośmieszyć przed społeczeństwem i całym światem. Ona tak zawsze! Jak byłem w szpitalu z jej winy, to udawała, że to wypadek! Albo jak ledwie byłem chory, tylko zakasłałem, to zaciągnęła mnie do lekarza, słodko się odzywała i adorowała lekarza oraz dała mu od chuj dużo kawy – załatwiła mi mocne lekarstwa, przez które prawie umarłem! Potem poczytała o lekach homeopatycznych i nimi starała się mnie leczyć. Efekty - znowu wylądowałem w szpitalu! Jej eksperymenty z lekami spowodowały, że na ten moment jestem odporny na wszelkie leki!! Gdyby nie to, że ona uwielbia oglądać i napawać się płaczem dzieci, które błagają żeby nie dostać szczepionki, to by stała na czele antyszczepionkowców. Taki z niej zły drań!- jak by zaśpiewał Lord Dominator.

Widziałem jak tej chwili Siostry patrzą na Faustynę, jak na Jezusa z Nazaretu, z podziwem. Tylko pan Antony reagował zniesmaczeniem, na te słowa o obozie.

- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA- było słychać oddali Siostrę Klaudię która chyba już drugi raz chce bić głową o drzewo. Ona też czasami nie wytrzymuje psychicznie z tą kobietą.

- Siostro, autokar się pali – zauważyłem, co jest ciekawe bo jak on zaczął płonąć tak nagle!?

- Niech się skurwysyn jara jak ta lala- odpowiedziała siostra Faustyna i dalej tarmosiła moje policzki, tak przy okazji… czy ktoś zna pogotowie plastyczne?

Wszystkie dzieci spojrzały na nią jak na kosmitkę! Kierowca nie mógł uwierzyć jak doszło do zapalenia autokaru. Siostra Faustyna nagle zorientowała się, że nie powinna tak mówić i szybko zajęła się czymś innym, może kimś innym, dokładnie mną:

- Oj, mój kochaneczku, dobrze, że nie byłeś w tym autokarze jak zaczął samoistnie płonąć! Miałbyś takie same przygody jak ostatnio w Biedronce.

- Tak, proszę pani, pamiętamy. jak pani poszła z dużą ilością punktów do Biedronki, a jak nie chcieli pani wydać nagrody to wzięła zakładników, sterroryzowała cały sklep na całe trzy godziny i zaczęła nakłaniać do zabójstwa Kennedy’ego… człowieka, który od wielu lat nie żyje - powiedział Antony.

- Oj, tylko szczegół! Zaatakowali mnie!

- Bo zaczęłaś rzucać jabłkami w ekspedientkę! A ona tylko zapytała czy chce pani torebkę ekologiczną.

- To nie była taka straszna rzecz, nie musiały wzywać policji...

- Wzięłaś trzech zakładników!

- No pytali, co chcę zamiast za naklejki! To poprosiłam o trzeciego zakładnika!

Tak było, wzięła trzech zakładników: policjanta, który zapytał co chcę, ekspedientkę, która w czasie szopki tłumaczyła jakieś opowiadanie dla „Handlarza Iluzji oraz MNIE! I to wszystko za wymianę naklejek na książkę Okrasy, tylko jeden mały szczegół, taki tyci, tyci problem. TE KSIĄŻKI BYŁY TYLKO WYDAWANE W LIDLU, A ONA CHCIAŁA WYMIENIĆ NAKLEJKI W BIEDROŃCE!!!

Do dzisiaj zastanawiam jak z tego uszliśmy bez kuratora, ale za to znowu się przejechałem samochodem policyjnym (już 15 raz) oraz nauczyłem, żeby się nie zadawać z kryminalistami. Oni są dziwni.

- Echhhhh.

Nagle odezwała się siostra Grażyna:

- Co robimy, siostro przełożona? Nie mamy autokaru, nie wiem, gdzie jesteśmy! A nasz kierowca słucha lewackiej radiostacji, możliwe też, że w najbliższych wyborach zagłosuje na Rafała Trzaskowskiego lub gorzej, na Jana Śpiewaka! Co mamy czynić?

- To może zaśpiewamy jeszcze raz Arkę Noego!

Wszystkie Dzieciaki się zwinęły, nie chciały przez te wszystkie godziny śpiewać Arki Noego! Dzieciaki by wolały, żeby ktoś, bo ja wiem… poszukał telefonu i zadzwonił po pomoc drogową?!

Na nasze szczęście w nieszczęściu, jeden z dzieciaków odezwał się:

– A może pójdziemy na wycieczkę do tego parku, pod bilbordem którego właśnie stoję?

I znowu, jak jeden mąż spojrzeliśmy, i nie do wiary! Faktycznie był bilbord z jakąś reklamą. No cóż, to nie była reklama parku tylko jakichś jaskiń z góry Ebott oraz drugi bilbord z napisem „Jedz u Joe’go”

:: 5 minut później z melodią od jakiegoś teleturnieju, w którym trzeba zgadną co to za słowo:

Że Kurwa, że co!? CZY TO JAKIŚ NIESMACZNY ŻART!!! Jakim cudem, no powiedzcie mi?!

Kiedy obudziłem się w podziemiu i podróżowałem z Toriel, widziałem reklamę kuchni Joe’go, A TERAZ NA JAKIMŚ ZAPIŻAŁYM ZADUPIU, WEJŚCIU DO PARKU LUB CHUJ TO WIE, WISI TA REKLAMA Z „ JEDZ U JOE’GO!?

Pieprzyć, wychodzę, mam dość dowcipu z rodu Tex Avery3. No tak zapomniałem, nie mogę z tego wyjść! Bo jestem we własnych wspomnieniach. Boże, dlaczego mi to robisz?!

- Dobrze dzieciaki! Proszę łączyć się w pary. – Poinformowała nas Siostra Faustyna. Wszyscy, jak jeden mąż, szybko znaleźli swoje pary, oprócz mnie!

- Ech, młody, nie martw się, możesz z nami iść - odezwał się pan Anton i poczochrał mi czuprynę. Niby to przyjemne, ale nie lubię jak ktoś niszczy mi fryzurę, nad którą nigdy nie pracuję. Sara tylko zachichotała radośnie. Szybko wylizałem fryzurkę i chciałem podziękować, dopóki mnie nie złapała Siostra Faustyna.

- Kochaniutki, Ty znowu bez parki? Co ja z Tobą pocznę jak nie znajdziesz przyjaciół ?

- Faustyno, może z nami iść. Nic mu się nie stanie.

- Nie, nie, nie, panie Antony, musi pan zaopiekować się tą niewinną duszą - a potem pokazała na Sarę, która wesoło bawiła się włosami pana Antonego. Ta mała zawsze lubiła siedzieć na jego barkach i bawić się włosami.

- Proszę, nie przeszkadza mi chłopiec, naprawdę!

- Nie, nie, on ma duży talent do wpadania w dziwne przypadki.

Tak, jak wtedy gdy dała mi za dużo leków, i wylądowałem w szpitalu, oj nieraz wam wspominałem.

- Proszę, naprawdę nie przeszkadza

Albo wtedy, jak uczyła mnie jeździć na rowerze i tajemniczym sposobem wylądowałem u dentysty?!

- Nie, nie, ja wiem jak się nim zająć!

Jeszcze dołóżmy do jej porażek, jak poprosiłem o lekcje samoobrony, to nieeee, wysłała mnie na trzydniowy kurs dziergania, a potem mi kazała zrobić sweterek dla wściekłego jamnika! Mam jeszcze ślady zadrapań!

- Proszę siostry, ja nalegam!

Jeszcze dopiszmy do listy moich cierpień ostatni peeling twarzy. Po tym jak zobaczyła małego pryszcza zrobiła mi tajski peeling, znaczy ona nazwała to tajski - bo czytała jakieś książki na ten temat, ale tak naprawdę użyła papieru ściernego w połączeniu z kwaskiem cytrynowym na moją twarzy!

- Nie, nie, ja naprawdę wiem, jak się zająć takimi dzieci!

I jeszcze wtedy jak zabrali Nas na wycieczkę na Stadion Narodowy, co spadłem ze schodów z górnej części trybun, co ciekawe ja wtedy jeździłem na wózku, bo dzień wcześniej skręciłem kostkę, też leżąc w łóżku. Do dzisiaj nie wiem jakim cudem złamałem kostkę..

- Proszę Siostry, ale młodzi chłopcy w jego wieku powinny mieć dorosłego, który będzie ich męskim autorytetem, który może go wyprostuje.

- Nie, nie, ja sobie naprawdę poradzie. Mam duże doświadczenie z chłopcami, wiem jak z nimi rozmawiać.

Jeszcze wtedy, kiedy byliśmy w fabryce farby, nie dość, że była to nudna wycieczka, to jak prawie się utopiłem w kadzi z farbą.

-Dezyderiusz? Pamiętacie co z nim się stało?

-Oj, oj, oj tam, nic złego się nie stało

Pamiętam to, bo ja też byłem ofiarą numer 3, tylko Dezy miał gorzej! Do dzisiaj jego twarzy nie wygoiła się ….a minęło 5 lat od wypadku.

- Proszę siostry, nie może się tak siostra zachowywać, da siostra trochę swobody, naprawdę chłopcu się przyda męska rozmowa i ojcowska pomoc. Może to poprawi jego relację z rówieśnikami a może nawet w przyszłości wyjdzie na porządnego człowieka!

- Ostatni raz mówię NIE. Ja mam duże doświadczenie z trudnymi dziećmi. I wiem jak im pomóc, jak rozmawiać oraz jak zaopiekować!

Takkkk,……. WIĘKSZEGO BULL SHITU NIE MOGŁA POWIEDZIEĆ!!!

Tak, odczuwam to każdego dnia, każdego dnia odczuwam opiekuńcze ciepło itp.

Każdego dnia, każdego dnia niszczy mi dzieciństwo, nadzieje i marzenia!

- Ja naprawdę nalegam! Bo chyba wiele lepiej wiem jak rozmawiać z dorastającymi chłopcami – powtórzył któryś raz z kolei, tylko tym razem z ciśniętymi zębami Antony, było widać tą niesamowitą determinację oraz mrok, którego na tą chwilę nie potrafię wyjaśnić. Te oczy są straszne, jak na cudowne zielone oczy. Przerażające to jest, że w jego tęczówkach pojawił się jakby błysk złota! Nie potrafię wam tego wyjaśnić, a bym bardzo chciał!

- Panie Caido-Angelos, rozumiem pana troskę, ale pan zaczyna przekraczać swoje kompetencje, można rzec, że za bardzo się pan angażuje, nie sądzi pan? – powiedziała Siostra Faustyna, która swoją pseudo-kobiecością chciała pokazać, że jest górą nad nim. Oboje przyglądali się sobie, jakby próbowali znaleźć słaby punkt przeciwnika. Między nimi emanowała silna rywalizacja, chęć wygrania tej potyczki!

- Mogę nawet zasugerować, że pańska wielka chęć spędzenia z moim pupilem trochę czasu… jak to ująć, bo ja wiem … jest na tle seksualnym - a potem zakręciła się koło mnie jak kotka w czasie rui, po czym wbiła mi ostre pazury w ramiona - nie wiem, co by powiedzieli pana przełożeni, jak bym napomknęła o takim zachowaniu, hmmm?

Widziałem jak na twarzy tego człowieka, oczy stały się straszne, był zły, był wkurzony! Teraz nie stał przed nami Antony Caido-Angelos! Tylko ktoś obcy. Nie, źle to ująłem! Bóstwo albo diabeł, który musi powstrzymać się! Ale przed czym?

- Niech tak będzie - odpowiedział Anton

- To dobrze, teraz wszyscy idziemy! - powiedziała radośnie Siostra, ciesząc się z małego zwycięstwa nad Antonem, jednocześnie jej szyderczy uśmiech mógł zasłonić słońce, które mocno świeciło na Złotego Freezera4. Ale nie zauważyła, że pan Antony do mnie podszedł i wsadził mi do kieszeni pakunek.

- Jakby coś, młody, to podejdź do mnie i wal śmiało jak coś znowu wywinie ta wiedźma.

Od razu zaśmiałem się, bo faktycznie, dla świata była dobrą dyrektorką, dla sióstr mentorką, dla dzieci świruską i wiedźmą, ale dla mnie to zło konieczne, zło wcielone, potworzyca, której aura jest jak5 nieprzenikniona ciemność, czarniejsza od atramentowoczarnej nocy. Dalej bym mógł wymieniać jakie z niej zło! Chyba napiszę o niej książkę, jak od nowa się odrodzę.

Anton, znowu poczochrał mi fryzurę i szepnął:

– W kieszeni masz coś na ząb, pamiętaj, możesz je zjeść, jak sytuacja będzie bez wyjścia, najlepiej kiedy największe zło będzie czyhać, a twe życie zawiśnie na włosku i nic ci już nie pomoże. - a potem mi wsadził do plecaka pakunek Angel Cake i mrugnął - pamiętaj, tylko w czarnej godzinie możesz je przekąsić.

Widziałem jak odchodził, spojrzał na mnie tak, jakby chciał mnie pocieszyć, ale i tak wiedziałem że jestem w czarnej dupie. Usłyszałem rozmowę, między nim a Sarą.

- Dlaczego Oni-cha nie idzie z nami?

- Bo nie może! Zła czarownica go zaczarowała!

- Dlaczego taka z niej zołza?

- Bo głodna jest – a potem złapał i łaskotał Sarę, znowu się świetnie się bawili. Po chwili ich pląsy się skończyły i Anton ją postawił na ziemi, odezwał się do niej:

- Po drugie, musimy porozmawiać o nożu.

- O jakim nożu? - zapytała niewinnie.

- O tym, który wbił się w przednią szybę autokaru.

- Niee.

- No i jeszcze ten plan z morderstwem i słuchaniem Chodakowskiej…

- Zapomniałeś o lodach.

- Ooo, też były w planach?

- Tiak, to był pomysł BlueBery.

- O niej też musimy porozmawiać.

Widziałem ich z daleka, jak ze sobą rozmawiali, może znowu się powtórzę, ale nie potrafię! Ich zażyłość jest tak naturalna, nawet ta ich rozmowa niby taka poważna, tak naprawdę była spokojna, w atmosferze rodzinnej. Rozmowa między ojcem a córką, a nie opiekunem z placówki opiekuńczej z podopieczną.

Nagle poczułem ostre pazury wbijające się w moją rękę i ciągnąca mnie do przodu Siostra Faustyna uśmiechnęła się jak Joker, a nad jej oczami pojawił się cień zasłaniający jej oczy:

- Oj mój Ananasku, co z tobą pocznę? Dlaczego nie możesz być jak normalni chłopcy?

Nie musiała na mnie spojrzeć, ja już wiedziałem. Ona była zła na mnie, niezadowolona że nie jestem jak pozostali. Czy możliwe, że wiedziała, że miałem utarczki z Augustem? Ta kobieta jest dla mnie jak starożytna chińska zagadka, jak nie rozwiązywalne zadanie z matematyki czy też język programistów. Raz jest niebezpiecznie miła oraz absurdalnie nadopiekuńcza, a raz jest bez serca kobietą z roszczeniami i żalem do mnie, że nie spełniam jej oczekiwań, których tak naprawdę nigdy nie zdeklarowała.

Przez chwilę patrzyłem na jej plecy, nie odpowiedziałem jej na pytanie, to było bez sensu, i tak by nie wysłuchała. Mocnej mnie pociągnęła, szliśmy dalej przed siebie razem z pozostałymi. Po minucie ciszy:

- Raz byś mógł naprawdę zachować się jak wszyscy normalni chłopcy? Ten jeden raz przestałbyś robić z siebie ofiarę? Bo mały chłopiec nie może znaleźć pary! Może już czas, żeby dorosnąć i przestać zachowywać się jak ateista w świecie marzeń! Już czas pożegnać wymyślonych przyjaciół…

Ech, poruszyła znowu ten temat! Nie lubię jak ze mną rozmawia i zawszę wykorzystuję ten sam argument!

Chyba już czas, żebym wam wyjawił moją wstydliwą tajemnicę którą od samego początku mej przygody próbowałem przed wami ukryć….

_____
1 Dla ścisłości – oba imiona są poprawne i to ten sam bohater. Dla Greków – Herakles. Dla Rzymian – Herkules. I weźcie to sobie wszyscy raz na zawsze zapamiętajcie, bo Wam nakopię do tyłka, o! xD (Wasza Turpi)

2 Theme „Wander over Yander”- po polsku „W tę i nazad” , uwielbiam twórczość Craiga McCracken'a x3

3 -Frisk jak mogłeś! Tex Avery to geniusz swoich czasów, kocham jego kreskówki , zwłaszcza jego klasykę „Who Killed Who?”, Looney Tunes nie było tym czym było, gdy nie Tex 

- Ci , ci Grimcia, nie przejmuj się! Ja nawet nie wiem kim był ten człowiek

-Nienawidzę was ;-;

4 Jak widać, największy rywal Son Goku Freeza, zawszę marzył zostać Złotą Statuetką Oscara, dlatego już wiem dlaczego najnowszym filmie Dragon Ball, tak świeci na złoto. Za to Goku reklamuję Farbę Plate, a Vegeta pozazdrościł koloru włosów swojej Żonie Bullmie… ma jedno pytanie! DLACZEGO BULMA MA NIEBESKIE WŁOSY!? Oryginale miała Fioletowe!

5 To jest Inkantacja, najpotężniejszego zaklęcia ze świata Slayers, czy Slayers Next i Slayers Try, czary który może zniszczyć światy jeśli źle wypowie słowa. Czary samej Pani Koszmarów, Złoty Władca koszmarów i twórczyni Potężnych Mozuków jak Rubinookiego Shabranigdo oraz Dark Stara. O to fragment zaklęcia Giga Slayers – według tłumaczenia z RTL7^^


Share:

27 czerwca 2019

Grimtales - GRIM FANDANGO CZ 1 - BILET W JEDNĄ STRONĘ - LOLA GDZIE JESTEŚ


SPIS TREŚCI

Była noc w Rubacava. Kiedy ktoś opisał miasto, zwykle  opowiadał najpierw o zimnych nocach w mieście i tysiącach gwiazd, które rozprzestrzeniały się po niebie. Historia zawsze miała wpływ na gęstą mgłę w dokach i wszystkie te przygody, które sprawiały, że niektórzy ludzie romantycznie myśleli o dokach i ich mieszkańcach. 
W dokach nie było nic romantycznego. Przynajmniej nie w opinii Toto Santosa. Nigdy nie widział żadnego marynarza całującego swoją ukochaną na pożegnanie ani grupy starych i uczciwych marynarzy pomagających sobie nawzajem. Wiedział, że w dokach są tylko oszuści, przemoc i pijackie niepowodzenia. 
Innymi słowy, czuł się dość swojsko.
Zwykle nie wędrował po ulicach nocą, to był czas, kiedy miał większość swoich klientów. Mimo że świat zewnętrzny go irytował, nigdy nie powiedział „nie” dla pieniędzy. Tym razem jednak zrobił różnicę i zamknął swoje studio. 
I to nie był pierwszy raz w tym tygodniu. 
Lola zaginęła na kilka dni, a mężczyzna zaczął się martwić. Kobieta nigdy nie wyjechała na dłużej niż jeden dzień, nie mówiąc mu wcześniej. Toto mógł się założyć, że stało się coś nieoczekiwanego i nie podobało mu się to. Nieoczekiwane zdarzenia były często niepożądane.
Wszystkim, którzy o to pytali, powiedział, że to dobrze, że irytująca dziewczyna w końcu go zostawiła, ale czuł się inaczej w środku. Wszyscy o tym wiedzieli i wiedział, że tak. Nie przeszkadzało mu to, ale wolałby umrzeć po raz drugi niż przyznać, że się tym przejmuje. 
"Patrz gdzie idziesz!" warknął na pijanego marynarza, który potknął się w jego pobliżu. Mężczyzna nie był bliski upadku z nim, ale Toto był w złym humorze i - jak zawsze - chciał podzielić się nim z całym światem. 
Był bardziej niż świadomy tego, co Lola robiła w poprzednich tygodniach. Dziewczyna przez jakiś czas poważnie się podkochiwała w Maximino i chociaż Toto kazała jej zapomnieć o tym, nie słuchała. Nie mógł zrozumieć, dlaczego żadna kobieta nigdy nie słuchała tego, co miał do powiedzenia.
Zaangażowanie się w Maximino nie było zdrowe dla miłej dziewczyny takiej jak Lola. Mężczyzna kontrolował system hazardowy w Rubacava, był gangsterem najgorszego typu i zawsze był otoczony przez skorumpowanych oszustów. Było bardzo prawdopodobne, że jeden z nich poświęci trochę uwagi Loli. Możliwe było również, że dziewczyna wpadnie w poważne kłopoty, gdy wjedzie w świat, którego nie znała tak dobrze, jak myślała. 
„Jest zbyt naiwna,” mruknął do siebie Toto. „Kiedy ją znajdę, sprawię, że zapłaci za wszystkie pieniądze, które tracę podczas jej poszukiwania”. 
Miał nadzieję, że wkrótce ją znajdzie. Zagubione dusze zwykle nie wróciły w jednym kawałku. Przynajmniej nie w Rubacava.
Toto zauważył, że dotarł do mrocznego molo. Początkowo zamierzał się odwrócić i odejść, ale potem zauważył postać stojącą na końcu molo. Nie musiał się zbliżać, żeby zobaczyć, kto to był. 
„Co tu robisz sam? Nie masz nic lepszego do roboty?” - zapytał, idąc do Velasco. Stary kapitan zwrócił się do niego i wziął fajkę do ręki. 
„Słucham pieśni statków. Jest najpiękniejsza takiej nocy ” - powiedział. 
„Ale nie ma statków - ach, nieważne. Nie jestem zainteresowany” - stwierdził Toto. Velasco prychnął i odwrócił się twarzą do morza.
Toto i Velasco nie byli dobrymi przyjaciółmi, ale nie było między nimi nienawiści. Czasami nawet spotykali się, żeby o czymś porozmawiać, ale zdarzało się to dość rzadko. Zazwyczaj przynajmniej jeden z nich musiał być pijany. 
„Szukam Loli. Widziałeś ją?” Zapytał Toto. Wiedział, że nie musi wyjaśniać rzeczy Velasco. Dockmaster miał dziwny sposób wyczuwania tego, co myślą inni. 
„Hm, wydaje się, że” - powiedział. 
„Widziałeś ją?” 
„Nie, ona naprawdę nie lubi się bawić w miejscach, w których spędzam swoją wieczność”, odpowiedział. 
- Cóż, dzięki za nic - warknął Toto i odwrócił się, by odejść, ale głos Velasco sprawił, że znów się odwrócił.
„Zaczekaj. Teraz, kiedy tu jesteś, mam coś dla ciebie”. Wsunął rękę w swój niebieski płaszcz i wyciągnął nieco pomarszczoną kopertę. 
"Co to jest?" - zapytał Toto, kiedy go wziął. Drugi mężczyzna wzruszył ramionami. 
- Manuel Calavera mi go dał, zanim opuścił miasto. To wiadomość od niego. Powiedział mi, żebym ci go dał, kiedy cię spotkam. 
Toto nie zadawał dalszych pytań i rozerwał kopertę. Wiedział, że w pewnym momencie Lola zakochała się w Mannym, a mężczyzna uznał ją za swoją przyjaciółkę. Czuł zarówno zmartwienie, jak i nadzieję, myśląc, że Lola musiała uciekać z mężczyzną. Znowu będzie sam, ale przynajmniej czuje się dobrze. 
W kopercie była prosta pocztówka z niebieskimi kwiatami. Po drugiej stronie napisano kilka słów.
„Nick to zrobił”, przeczytał na głos Toto. Nie musiał nic więcej wiedzieć. Obraz i słowa powiedziały mu wystarczająco. Zacisnął pięści i zgniótł kartę.  Z jego oczodołów popłyneła łza.
- Ten wąż - mruknął złamanym głosem. Dziwne było, jak udało mu się to zrobić bez gardła, języka lub gruczołów łzowych, ale i tak udało się to zrobić. 
Ledwo zauważył, jak Velasco odwrócił się do niego plecami i pozwolił mu być. Toto to docenił, ale tak naprawdę to nie było konieczne. Nie musiał płakać ani wściekać się na nikogo. 
Nie było nic do zrobienia. 
- Szkoda. Była miłą dziewczyną - stwierdził Velasco po chwili ciszy. 
„Zbyt ładna jak na takie miejsce. To by się stało wcześniej czy później”. -dodał ze smutkiem Velasco
Toto czuł się źle i był zły. Lola była światłem w jego tak mrocznym życiu pozagrobowym i obrzydliwe było myśleć, że oszust jak Nick ją skrzywdził. Może nawet zrobił coś gorszego niż tylko zabicie. 
Velasco pochylił drugą rękę za plecami i spojrzał na morze. 
„Wiem, jak się czujesz. Ciągle myślę o mojej pani i…” zaczął, ale Toto nie był w nastroju do słuchania. 
- Zamknij się. Nie chcę ponownie słuchać twoich historii o tym przeklętym statku - mruknął. 
Mógł tylko mieć nadzieję, że Lola nie wycierpiała zbyt wiele. 
Velasco prychnął. Toto wiedział, że doktor miał na myśli dobro, ale to nie było tak, że on się tym przejmował.
Odwrócił się plecami do mężczyzny i odszedł. W drodze do domu zatrzymał się na chwilę, aby spojrzeć na majestatyczny Cat Track. Wiedział, że Nick Virago był tam i dobrze się bawił. 
Już wiedział że nigdy jej nie zobaczy. Swojej ukochanej ''córki''. 

Share:

Grimtales - GRIM FANDANGO - Miasto El-Marrow /niezależne fabularnie/


SPIS TREŚCI
Autor: Janet-Lola

Skąd wzięła się nazwa tego miasta (El Szpik?-tł.na polski) Przeczytajcie .

Wiele tysięcy lat temu dusze żyjących bez celu wędrowały po ziemi zmarłych. 
Musieli unikać wielu niebezpiecznych stworzeń i miejsc. 
Wielu nowo zmarłych miało bać się przejść przez niebezpieczny, wypełniony ciemnością i stworzeniem skamieniały las. 
Ale kilka dusz, najodważniejszych z nich, podjęło ryzyko, aby w końcu dotrzeć do dziewiątego podziemnego świata i wreszcie przyjąć słodką błogość wiecznego odpoczynku. 
Kiedy przemierzali niebezpieczny las, natknęli się na grupę dużych drzew, które zostały ścięte przez demony bobry. 
Ale ich uwagę zwrócił dziwny srebrny płyn wylewający się z drzew na ziemię.
Przyjrzeli się tej dziwnej substancji i na ich oczach zamieniła się w stałą substancję podobną do cementu, której nigdy nie widzieli. 
Gdy podróżowali na skraj lasu, zostali zaatakowani przez więcej demonicznych bobrów i gigantycznych pająków. 
Z desperacji biegli całą drogę do innych dusz, gdzie byli bezpieczni. 
Ale kiedy wrócili, opowiedzieli o przerażających stworzeniach w lesie, ale powiedzieli również o dziwnej substancji, która była na drzewach. 
Po usłyszeniu tego, inne dusze zdały sobie sprawę, że mogą stworzyć bezpieczne domy i inne struktury, jak w starym życiu, z tej substancji.
Tak więc wkrótce wiele grup tych dusz weszło do lasu i przyniosło mu duże ilości, a oni zbudowali małą, ale dobrze prosperującą społeczność. 
Na cześć drzew, których szpik zapewnia im środki do budowy, nazwali nowe miasto El Marrow ... 
Share:

26 czerwca 2019

Undertale: Wybacz skarbie, jestem homo - Wszystko jest posrane

Notka od autora: Jesteś dziewczyną.. No cóż, teoretycznie nią jesteś. Może to wszystko przez to, że masz krótkie brązowe włosy? No a może dlatego, że nienawidzisz spodni? A może dlatego, ponieważ Bozia nie obdarzyła cię dość dużymi piersiami, których w ogóle praktycznie nie masz? No cóż, ciężko stwierdzić, dlaczego, ale wyglądasz jak chłopak! W większości swojego życia spotkałaś się z tym, że dużo ludzi cię za niego brało i nie przeszkadzało ci to, ale gdy pewnego dnia pewien szkielet cię za niego bierze.. No cóż, wiedz, że coś się kraja!




Autor: Faster Bendy
Spis treści:
To on!
Wszystko jest posrane  (obecnie czytany)

Twoja kochana szefowa
...
Zatrzasnęłaś za sobą frontowe drzwi najszybciej jak mogłaś, po czym tylko czułaś jak tracisz kontrolę nad swoim ciałem przez co twoje plecy osuwają się na wcześniej opartym kawałku drewna. Kilka chwil temu zrobiłaś sobie niezłą pielgrzymkę, która miała około trzy kilometry, bo inaczej zmuszona byłabyś wybuchnąć przed tym szkieletem. Poważnie, kiedy tylko  usiadłaś na swoim ulubionym miejscu, ten nagle ni z tego, ni z owego usiadł sobie koło ciebie. Czułaś jak po woli twoje poliki zaczynają nabierać coraz to czerwieńszy odcień, ale wbrew temu starałaś się to ukryć jak tylko mogłaś. Co chwila się po nich pukałaś i dotykałaś je, by sprawdzić czy przypadkiem się trochę nie ostudziły, jednak nie. Świadomość tego, że facet siedzący obok ciebie bierze cię za chłopaka, nie dawała ci chwili wytchnienia. Gdy w końcu miał coś powiedzieć, ty nagle wstałaś, przeprosiłaś go i rzekłaś krótko: ,,PRZEPRASZAM, A-ALE, TO MÓJ PRZYSTANEK!!''. Nawet nie wiedziałaś gdzie wysiadasz, ale byłaś pewna, że jeszcze chwila w jego towarzystwie zaszkodziłaby ci natychmiastowym przegrzaniem się. Niestety, twoja inteligencja, którą posiadasz nie pozwoliła ci przewidzieć tego, że istnieje taka możliwość, iż wysiądziesz spory kawał od swojego domu. Przepełniona złością, frustracją i cała rozpalona nie miałaś innego wyboru niż po prostu iść. Teraz wracamy do teraźniejszości. Siedzisz sobie spokojnie na zimnej podłodze i trzymasz wcześniej wyjęty telefon w rękach. Miałaś zamiar coś z nim zrobić, ale z tego całego stresu zapomniałaś co. Może powinnaś napisać do niego i wyjaśnić mu tą całą sytuację? Tak, MUSISZ to zrobić, inaczej całą noc będzie cię to dręczyło. Szybkim gestem ręki klikasz w kontakty i szukasz go. Zdziwiona i coraz to bardziej spanikowana gdy postrzegasz, że nie masz go w nich, zdajesz sobie sprawę, że to ON ma twój numer, a TY nie jesteś w posiadaniu JEGO. Twoje ciało zaczynało się trząść, przez co poczułaś wrażenie jakby twoje ręce były zrobione z jakiegoś rodzaju śluzu. Dzięki temu jakże pomocnemu odczuciu, wcześniej wspomniany gruchot prawie wylądowałby na ziemi. Jednak nie, ścisnęłaś to tylko mocniej i ukryłaś swoją twarz w szaliku, apaszce... Jak zwał, tak zwał! Nie wiedziałaś co masz począć, więc po prostu siedziałaś dalej na ziemi ciągle wpatrując się w jeden punkt - kontakty w twoim telefonie. Co powinnaś zrobić? Nie masz bladego poj-

- Chwilaaaa... - Odparłaś sama do siebie, po czym twoja dotychczas drżąca ręka osunęła się po telefonie i wybrała ikonkę z książką, na której była jakaś postać. Energicznie zaczęłaś zaczęłaś błądzić po swoich kontaktach w poszukiwaniu jednej, W tej chwili ważnej dla Ciebie osoby. Gdy w końcu znalazłaś swoją "ofiarę", napisałaś do niej krótką i zwięzłą wiadomość, po czym bez większego namysłu wysłałaś ją.

Ty : [Imię Szefowej] TŁUMACZ SIĘ!!!

Szefuncio : Coś się stało kochaieńka?

Ty : JAKBYŚ NIE WIEDZIAŁA!

Szefuncio : Ojojoj, no właśnie nie wiem  :^

Wraz z tymi słowami twoje zdenerwowanie wzrosło. Poczułaś się tak jakby wszystko się w tobie gotowało, a twoja krew wrzała Ci w żyłach.

Ty : CZEMU PRZEDSTAWIŁAŚ MNIE TEMU SZKIELETOWI JAKO CHŁOPSAK?!

Ty : CHŁOPAK?!*

Szefuncio : Ooooo, to o tym mówisz!

Ty : Nie zgrywaj głupiej, lepiej się TŁUMACZ!!!

Szefuncio : Haha, spokojnie, bo jeszcze się nam zarumienisz! :-D

Ty : Nie obchodzi mnie to!!

Ty : A Teraz mów!!!!!!!!

Dotknęłaś ręka swojej twarzy. Byłaś cała rozpalona, a w domu nawet nie było ciepło, musisz napalić za chwilę w piecu, ale teraz priorytetem jest ta rozmowa.  Chciałaś, nie musiałaś się dowiedzieć, dlaczego ta pracoholiczka przedstawiła Cię jako mężczyznę. Czekałaś z niecierpliwością aż dostaniesz powiadomienie z odpowiedzią o zaistniałej sytuacji.

Szefuncio : Haha, spokojnie, spokojnie. Po pierwsze: To ON najpierw wtrącił słowo o tym, że jesteś chłopakiem, a po drugie: JA jestem niewinna (z resztą jak zawsze ;3)

Wraz z przeczytaniem kolejnych słów  w jej wypowiedzi twój poziom zaczerwienienia po woli zaczynał wychodzić poza skalę. Przedtem czułaś się tak jakbyś była jakimś slime'em z losowej gierki na komputery, ale teraz nawet nie jesteś w stanie tego opisać. Przedtem krew się w tobie gotowała, teraz natomiast już dawno wykipiała. Nie masz niestety bladego pojęcia, dlaczego jeszcze tutaj stoisz, zamiast zacząć nagle i niekontrolowanie płonąć.

Ty: NO TO BYŁO MU ZAPRZECZYĆ!!!!

Ty: TAK TRUDNO POWIEDZIEĆ ,,NIE, CZEKAJ ONA JEST DZIWECZYNĄ''?!!?!?!??!

Szefuncio: Oh kochanieńka, za bardzo się tym przejmujesz ;)

Ty: CHOLERA TO NIE CIEBIE BIORĄ CO RUSZA ZA HOPAKA!

Ty: CHŁOPAKA*

Ty: !!!!!!!!!!!!!!!!!! 

Zabijesz ją. Tak, dokładnie. Przy najbliższej okazji, gdy tylko jej postura pojawi cię się gdzieś pomiędzy biurkami w twoim miejscu pracy, dostanie taki ochrzan, że nawet nie można go opisać w słowach. 

- Chrzanić ten biznes!! - A zaraz po tych słowach twój jakże "bezcenny" przedmiot do komunikacji, został brutalnie rzucony o ścianę. Nie wiesz czy przeżył. Z jednej strony wolałaś żeby jednak mógł wydać to ostatnie tchnienie, bo wbrew pozorom ci się przyda, ale jednak z innej perspektywy,  wolałaś by ta prostokątna zabawka spłonęła na stosie. Usłyszałaś ciche brzęczenie, wydobywające się z urządzenia, lecz nie zwracałaś na nie większej uwagi. Odruchowo poczęłaś masować się po ramionach i tak na najbliższe kilka godzin, miałaś wszystko w jak najgłębszym poważaniu. 

***

- Ale czemu akurat Derek? - Twój głos cichym echem rozniósł się po pustym pokoju, tym samym roztłaczając wokół niezręczną ciszę. Podrapałaś się lekko po głowie, a w międzyczasie przyrządzałaś jakąś przekąskę na noc. Co jak co, musiałaś koniecznie coś zjeść. Mawiają, że zajadanie stresu idzie w parze z tyciem, ale... Nie za bardzo cię to teraz obchodziło. Musiałaś jakoś odreagować, a kiedy własna przyjaciółka wystawia się do ciebie plecami, najlepszym ratunkiem jest jedzenie. - Szkoda, że kanapki nie umieją mówić.. - Westchnęłaś zrezygnowana i dosiadłaś się do blatu, przy okazji odgarniając resztę okruszków, które zostały po krojeniu chleba. Z wielkim apetytem zaczęłaś zajadać się jedną z wcześniej przygotowanych delicji, a przez twoją głowę przelatywało milion pytań bez odpowiedzi. ,,Co jeśli mu nagle powiem, że jestem dziewczyną?'', ,, Zdziwił by się?'', ,,Co jeśli cię odtrąci?''. 

- Dajcie wy mi wszyscy święty spokój.. - Twoja głowa bezwładnie wylądowała na kawałku deski, a później już tylko wydałaś z siebie potocznie nazywane: ,,Odgłosy godowe". - Ten dzień jest posrany.. Moje życie jest posrane.. Wszystko jest posrane.. - A chwilę później poszłaś do łóżka, by oddać się w objęcia Morfeusza. 
Share:

Opowiadanie: Wśród żywych i martwych - Biurokracja

/To opowiadanie potrzebuje okładki/

Notka od autora: Co się stanie z pozornie zwykłą dziewczyną, która nagle otrzymuje ducha jako Opiekuna? Do czego doprowadzi obecność jego i innych martwych? I czy Opiekun naprawdę jej pomoże?
Nadszedł czas, aby się dowiedzieć.
Autor: Delly Delarouze

Spis treści:
Biurokracja (obecnie czytany)
...
-Jak to jest być duchem? - zapytałam, idąc na przystanek. Aleks szedł obok mnie. Podczas lekcji nie rozmawiałam z nim w obawie, że ktoś uzna mnie za niespełna rozumu. Właściwie to był jego pomysł.
-Nic niezwykłego - odpowiedział mój Opiekun. Westchnęłam.
-Co lubisz robić? Albo lubiłeś? - spróbowałam jeszcze raz. Chciałam coś wiedzieć o Aleksie. Coś więcej poza tym, że jest duchem.
-Rysować - odpowiedział niechętnie, wyraźnie zirytowany. Tego się nie spodziewałam.
-Ja też - powiedziałam, obserwując jego reakcję. Tym razem na jego twarzy przelotnie zauważyłam zaskoczenie, a później nieco sztuczną obojętność.
-Miło - stwierdził jedynie, a ja westchnęłam i przestałam drążyć. Sama również niezbyt lubiłam mówić o sobie, więc mniej lub bardziej go rozumiałam. Postanowiłam póki co dać mu spokój, szczególnie, że starał się być uprzejmy.
Tymczasem doszłam na przystanek. Akurat podjechał mój autobus.
Wsiadłam bardzo ostrożnie, ale i tak się potknęłam i jedynie chwycenie się za słupek uratowało mnie przed bolesnym upadkiem. Cóż, kiedy człowiek przez całe życie ma pecha, to jego refleks się zwiększa, jak widać.
Wyprostowałam się, wzięłam głęboki oddech i spokojnie przeszłam do wolnego miejsca siedzącego. Po chwili Aleks na mnie spojrzał i powiedział:
-Więc… To naprawdę jest dla ciebie norma?
-Mhm - mruknęłam, licząc zielone samochody za oknem.
-To zadanie nie będzie proste - stwierdził i westchnął. Resztę podróży spędziliśmy w ciszy.


W domu było pusto, ale przyzwyczaiłam się do tego. Zjadłam obiad, który zawsze magicznie był w kuchni, gdy wracałam do domu (zakładałam dwie opcje: albo wróżki istnieją i o mnie dbają, albo mama gotuje/kupuje go podczas przerwy w pracy).
Później odrobiłam lekcję, których nie było zbyt dużo, więc ostatecznie jedynie siedziałam i starałam się wymyślić jakąś postać do narysowania. Aleks rozłożył się w swojej niematerialnej formie na łóżku i co jakiś czas podsuwał mi pomysły, ale brakowało mi weny.
Siedzieliśmy tak przez może godzinę, kiedy usłyszałam dziwny dźwięk. Brzmiał jak koła pociągu. Po chwili dołączył gwizd rozlegający się gdy kolej wjeżdża na stację. Byłam zdziwiona, w końcu skąd coś takiego dziesiątki kilometrów od torów?
Po chwili, dosłownie przez ścianę (nie żartuję!) wjechał pociąg, ale nic się z nią nie stało. Chwilę tak siedziałam, analizując wszystkie możliwe opcje.
-Aleks? Czy to jest widmowy pociąg? - zapytałam. Bardzo podziwiam swoje opanowanie, ponieważ mimo, że mam duchowego Opiekuna od dopiero kilku godzin, nie wybiegłam z krzykiem. Co na pewno zrobiłby ktoś z was.
-Hmm? - mruknął i uniósł głowę, aby spojrzeć na to, na co ja się gapiłam. Na chwilę zaniemówił. - Na to wygląda, ale dlaczego? Przecież już jestem Opiekunem - dodał, komplikując więcej niż wytłumaczył.
-Zaraz, moment. Wytłumacz mi, co pociąg ma w związku z tym, że jesteś Opiekunem - nakazałam.
-No tak. Więc jeśli wybrałeś, że chcesz być Opiekunem, to zanim znajdziesz Podopiecznego, to co miesiąc musisz jeździć na spotkania integracyjne, żeby zapoznać się z innymi duchami. I ten pociąg zapewnia przewóz na miejsce spotkań - opowiedział, a ja myślałam o jednym: po co coś takiego duchom?
Pod koniec jego wypowiedzi (najdłuższej jak dotąd, powinnam była to zanotować) z pociągu wysiadł wysoki, szczupły duch ubrany w konduktorski mundur. Spod czapki wystawały mu cienkie, przetłuszczone, szpakowate włosy.
-Aleksander Fabian? Wsiadaj - powiedział i pokazał głową, żeby się ładował. Dopiero po chwili zauważył mnie. - Moment. Czy ona nas widzi?
-To moja Podopieczna - odpowiedział Aleks zirytowanym tonem. - Więc tak jakby możesz już jechać.
-Ale póki jesteś w bazie duchów bez Podopiecznych będę musiał tu przyjeżdżać co miesiąc - powiedział konduktor i wzruszył ramionami. - Żeby to załatwić, oboje musicie się wybrać do BWSP.
-Nie - jęknął Aleks.
-O co chodzi? - zapytałam, włączając się do rozmowy. Zaciekawiło mnie w niej szczególnie owe BWSP.
-BWSP to Biuro Wszelkich Spraw Pośmiertnych, mieści się w świecie duchowym. Musimy się tam udać, poczekać i zarejestrować mnie jako twojego Opiekuna, do czego potrzebna jesteś ty i twój podpis - niechętnie wytłumaczył mi Aleks.
-Ile mniej więcej to zajmie? - nie miałam nic przeciwko wycieczce do BWSP. Wręcz przeciwnie, bo przy okazji była to okazja do zobaczenia, gdzie trafię po śmierci.
-Maksymalnie godzinę - odpowiedział mi konduktor. Widać w BWSP mieli lepszy system niż u żywych.
-Co będzie mi potrzebne? - dalej dociekałam. Do takiej wycieczki konieczne były przygotowania.
-Ty chcesz to zrobić - z niedowierzaniem stwierdził Aleks.
-Oczywiście, że tak.
-Może cię uświadomię, że BWSP ma swoją siedzibę w chmurach - zniechęcał mnie. Wzdrygnęłam się na samo wyobrażenie, ale nie mogłam odpuścić takiej okazji.
-Słuchaj. Wolę tam pojechać niż żeby pociąg co miesiąc wjeżdżał mi przez ścianę - zdecydowałam. - Czy teraz możemy się przygotować? - zapytałam z nadzieją.
-Zgoda - odpuścił i westchnął. - Nie musimy nic ze sobą brać.
-Super. Zawieziesz nas? - zwróciłam się do konduktora. Byłam bardzo podekscytowana.
-Wsiadajcie - odpowiedział.
Wzięłam torbę (ze szkicownikiem oraz ołówkami w środku) i weszłam do pociągu, a za mną Aleks. W środku nie było nikogo, żywego czy nie, więc usiedliśmy z tyłu. Po chwili zajęłam się rysowaniem roślin z racji, że najzwyczajniej bałam się spojrzeć przez okno, szczególnie, że czułam jak pociąg się unosi. I diabelnie przyspiesza.
Po dziesięciu minutach pociąg się zatrzymał, wysiedliśmy, a ja zaniemówiłam. Przede mną stały wieżowce i domy z białych, puchatych chmur. Okna na pewno nie były ze szkła, ale brakowało mi pomysłów, z czego są.
-Aleks?
-Tak?
-Z czego są tutaj okna?
-To pajęcze sieci wypełnione tworzywem zrobionym z dobrych myśli - odpowiedział mój jakże wyedukowany Opiekun.
-Jak to działa? W sensie, skąd pochodzą te sieci i myśli? Kto je zbiera i jak się je później przetwarza? - dociekałam.
-Nie wiem. Zapytasz kogoś w BWSP - odpowiedział Aleks, pokazując mi dłonią ogromny wieżowiec po prawej. Od reszty nie różnił się niczym poza niebiesko-złotym napisem “Biuro Wszelkich Spraw Pośmiertnych” nad drzwiami.
Weszliśmy do środka i podeszliśmy do pani w pierwszym z czterech okienek. Nie było tu nikogo poza urzędniczkami. Grzecznie wyłożyliśmy swoją sprawę, na co pani wyjęła plik dokumentów.
-Wystarczą wasze podpisy tu i tu - powiedziała z uśmiechem, wskazując dokładnie te same miejsca, jak na umowie, którą podpisywałam kilka godzin temu. Już widziałam jak Aleks chce złożyć podpis, kiedy coś mnie tknęło.
-Poczekaj - zareagowałam. Mój Opiekun w ostatniej chwili się zatrzymał, a ja wzięłam umowę i zaczęłam ją czytać. Swoją następną wypowiedź poprzedziłam bardzo rzeczowym chrząknięciem. - Proszę pani, może zamiast podawania nam umowy o wynajem mieszkania w wieżowcu niech pani poszuka właściwego papierka, który oboje podpisaliśmy? Przecież musicie tu mieć jakieś archiwum.
Pani, wyraźnie obrażona, poszła do archiwum i po dziesięciu minutach wróciła z naszą umową, podpisaną. Nic się z nią przez te kilka godzin nie stało.
-O, jest? W takim razie na jej podstawie proszę wyrejestrować mojego Opiekuna ze spisu duchów, które szukają Podopiecznego. Jak najszybciej - zażądałam. Pani, wciąż z miną jakbym obraziła ją w nie wiadomo jaki sposób, postukała chwilę w klawiaturę.
-Zrobione - powiedziała dosadnie, a my wyszliśmy. Na uspokojenie wzięłam kilka głębokich oddechów. I po chwili sobie coś uświadomiłam.
-Jak my wrócimy? - zapytałam.
-Zgaduję, że musimy zapytać w BWSP - westchnął i zawróciliśmy. Tym razem podeszliśmy do pani w trzecim okienku.
-Dzień dobry. Jest tak, że musimy wrócić do jednego konkretnego miejsca na ziemi i nie  bardzo wiemy jak - powiedziałam, siadając na krzesełku. Pani wcisnęła czerwony guziczek i po chwili przyszła dwójka postawnych mężczyzn w garniturach.
Oboje byli czarnoskórzy i łysi. Mieli identyczne rysy twarzy. Właściwie, jedynym szczegółem, który ich różnił, był mały tatuaż róży na szyi tego z lewej.
-Chodźcie, dzieciaki - powiedział jego towarzysz. W jego głosie wyczułam, że nie mamy co się sprzeciwiać, więc grzecznie poszliśmy za nimi, wymieniając z Aleksem przerażone spojrzenia.
Poprowadzili nas przez kilka pustych korytarzy. Mijaliśmy niebieskie drzwi z rozmazanymi oknami, wszystkie do otwarcia za pomocą karty. Starałam się zapamiętać drogę, ale po kilkunastu zakrętach się pogubiłam.
W pewnym momencie obok nas przeszedł woźny i chwilę później Aleks wciągnął mnie do prawdopodobnie składzika. Wyjrzałam ostrożnie, czy mężczyźni się nie zorientowali. Na szczęście nie, a po chwili zniknęli za zakrętem, więc cicho wyszliśmy i pobiegliśmy.
Staraliśmy się trafić do wyjścia, ale żadne z nas nie pamiętało, gdzie powinniśmy biec. W ten sposób dotarliśmy do ślepego zaułka. Zakończonego (jakżeby inaczej?) otwartym oknem. Aleks na mnie spojrzał.
-Wracamy czy… - urwał na dźwięk kroków. Dochodziły zza którychś drzwi dookoła nas i się zbliżały, więc znów na mnie spojrzał, ale tym razem z cichą prośbą. Westchnęłam.
-Sprawdź, jak wysoko jest, bo może tobie się nic nie stanie, ale ja wciąż żyję - odpowiedziałam szeptem. Kroki na chwilę ustały, a później się oddaliły i znowu zaczęły podchodzić do drzwi. W tym momencie byłam gotowa na wszystko.
-Nic ci nie będzie - stwierdził Aleks po wystawieniu głowy. Chwilę później już go nie było.
Podeszłam do okna i zamknęłam oczy. Chciałam policzyć do dziesięciu, aby się uspokoić, ale usłyszałam szczęk otwieranych drzwi. Wyskoczyłam w pośpiechu, ale dzięki Bogu, nic mi się nie stało.
Otworzyłam oczy i od razu zamarłam. Bezwiednie zaczęłam się cofać, aż dotarłam pod ścianę.
-Ej, spokojnie. To przecież tylko wysokość. Oddychaj - odezwał się Aleks. Spojrzałam na niego i wzięłam kilka głębokich oddechów. Odrobinę pomogło.
Po dłuższej chwili odsunęłam się od ściany i przeszłam dwa lub trzy metry.
Myślicie, że udało mi się pokonać mój strach?
A gdzie tam.
Akurat w tym momencie osunęła się jedna z dachówek pode mną, przez co straciłam równowagę, a później zsunęłam się na krawędź dachu. Pasek od torby zahaczył się o jakiś ostry brzeg i ostatecznie zerwał, więc, zgodnie z prawem grawitacji, upadła razem ze swoją zawartością. W ten sposób zostałam pozbawiona wielu szkiców, ale wtedy się tym nie przejęłam. No, bo wiecie, próbowałam nie umrzeć.
Aleks już schodził, aby mi pomóc, kiedy z dołu usłyszałam męski głos.
-Złapię cię, ale musisz mi zaufać - spojrzałam przez ramię, aby się upewnić. To był jeden z tych mężczyzn w garniturach.
Szczerze? Palce mi ścierpły i wiedziałam, że tak czy tak spadnę, zanim Aleks do mnie dojdzie, więc puściłam się krawędzi i poleciałam.
Mężczyzna mnie złapał i od razu odstawił, a ja pobiegłam po torbę. Sprawdziłam, czy wszystko w środku jest w dobrym stanie. W tym czasie Aleks zszedł z dachu chwytając się parapetów.
-Jak? - zapytałam go jedynie, kiedy był już na dole. W odpowiedzi wzruszył ramionami.
-Więc, dzieciaki, może sobie coś wyjaśnimy - powiedział ten mężczyzna, który mnie złapał. Z tej odległości widziałam, że to ten z tatuażem róży. - Nie jesteśmy ochroną i nie chcieliśmy wam nic zrobić. Obsługujemy powroty na ziemię za pomocą tak zwanego systemu drzwiowego.
Nasze miny były bezcenne. Przynajmniej mina Aleksa była - swojej nie widziałam. Ale czułam się zdecydowanie głupio
-Może wejdziemy do środka i my was odeślemy do domu, a wy nie będziecie dłużej sprawiać kłopotów? - zaproponował ten drugi. Oczywiście, weszliśmy za nimi.
Poprowadzili nas przez te same korytarze co poprzednio, aż do ogromnych wrót z czerwonego drewna i metalu.
Za ich progiem był nieskończenie długi hall. Po jego obu ścianach ciągnęły się drzwi przeróżnych kształtów i rozmiarów, od zwykłych, przez te z plakatami słabych boys bandów, aż po te pięknie zdobione.
-I jak to działa? - zapytałam, zachwycona. Aleks był sceptyczny.
-Znajdujesz drzwi do swojego pokoju, przechodzisz przez nie i jesteś na miejscu - wytłumaczył któryś z mężczyzn.
Weszłam do środka i poczułam powolne, miarowe ruchy, jakby ten korytarz w jakiś sposób oddychał.
-Dlaczego ten korytarz tak dziwnie wibruje? - zapytałam, na co mężczyźni wymienili z Aleksem znaczące spojrzenia. Nie spodobało mi się to, ale nie skomentowałam.
Po chwili drzwi zaczęły się przesuwać i trwało to tak długo, aż przede mną nie stanęły te moje, z charakterystyczną rysą (opowieść na inną okazję) przebiegającą przez środek. Otworzyłam je i upewniłam się, że to mój pokój. Nie było mowy o pomyłce.
Przepuściłam Aleksa, pomachałam mężczyznom i sama przez nie przeszłam.

Share:

POPULARNE ILUZJE