6 lipca 2017

Undertale - Aftertale - Część 4 [Part 4 - tłumaczenie PL] 1/2

Notka od tłumacza: AU zwane Aftertale z którego znaną postacią jest Geno!Sans jest autorstwa loveofpiggers. Za tłumaczenie jest odpowiedzialna Yumi Mizuno. Fabuła wygląda następująco. Sans budzi się znowu po kolejnej ścieżce ludobójczej wykonanej przez Frisk. Zrezygnowany i zmęczony faktem, że człowiek ciągle i ciągle wraca, tylko po to aby ich zabić, nie wie co może zrobić. Z pomocą przychodzi mu Geno. Postać wyglądająca tak samo jak on, kryjąca się w panelu kontrolnym. Proponuje pomóc Sansowi uporać się z problemem. 
SPIS TREŚCI




































Share:

5 lipca 2017

Undertale: Patrontale - Część II - Prolog

Notka od autora: Jest to w całości wymyślone przeze mnie AU. Jego charakterystyka znajduje się w tej notce. 


SPIS TREŚCI
Część I
W zawodzie przepracowała już swoje lata, nabyła doświadczenia jakiego nikt jej nie odbierze. Były nagany rzecz jasna. Lecz nie brakowało także pochwał. Jej Patronka była dumna.
Każdego ranka upinała włosy w szczelny i solidny kok, dla pewności, co by to nawet kosmyk nie umknął traktowała go lakierem. Biała koszula, równy wykrochmalony kołnierzyk, guziki w rękawach aż błyszczały! Ołówkowa spódnica, beżowe rajstopy, buty na niewielkim obcasie pasujące do stroju. Uważała, że tak wygląda odpowiednio. Jak na nauczyciela przystało. Niezmienna od lat.
 Autor: Misz Masz
Pod zadowolonymi oczami zaczynały pojawiać się wprawdzie pierwsze zmarszczki. Od przeszło dwóch lat farbuje włosy bo zaczyna siwieć, wzrok też się pogorszył zdeczka, ale to nic. Takie są konsekwencje podejmowanej pracy. 
Nie czuła już stresu, dopracowała własne środki pedagogiczne do pracy z dziećmi. Szybko złapała, że podręczniki może wyrzucić do kosza. Nie zrobiła tego tylko dlatego, że dostała je od swojej Patronki.
Do każdej klasy trzeba było podchodzić indywidualnie, nie traktować jej jako masy dzieci, które początkowo takową przypominały. Lecz jako grupę osób, dzieci. Każde z nich się boi, ma marzenia, sny, pragnienia, potrzeby zaspokojone i te nie. Klasa to puzzle, gdzie każdy kawałek to inne dziecko, zaś razem tworzą obraz. Raz dobry, raz zły, zależy jak się poustawiają. 
Uważała siebie za wzorową nauczycielkę i z punktu widzenia pedagogicznego faktycznie, miała podejście do swoich podopiecznych. Nie broniła się przed rozmową na przerwach. Zagadywała. Czasem wystarczyło, że pochyliła się nad samotnie siedzącym dzieckiem i zapytała, jak się czuje. Mała ten dar, który sprawiał że umiała poświęcić choć odrobinę swojego czasu każdemu. Oczywiście, wiele ją to kosztowało. 
Dyrektor Alphys chwaliła ją. Raz dała nawet pieniądze za pracę, taką premię w wysokości comiesięcznej wypłaty. Nie w ręce jej Patronki, lecz własne. Pani pedagog była zadowolona z tego jednak, kiedy wróciła do domu i popatrzyła na okrągłą sumkę i nie bardzo wiedziała co z nią zrobić. Miała wszystko. Ubrania, książki, wygody, zabawy, czas. Dlatego też tego samego dnia oddała otrzymane banknoty swojej Patronce.  

Klasa weszła, dzieci rozpakowały się. Różowa galareta siedziała na końcu klasy obserwując poczynania swojego pupila. Była częścią jej życia do takiego stopnia, że praktycznie stopiła się z codziennością i była prawie niezauważalna. Przynajmniej w placówce oświaty. 
Chrząknęła i po włączeniu wyświetlacza, na tablicy pojawił się dzisiejszy temat zajęć. 

Jednokolorowi.

Wiedziała, że dzieci mają mniej więcej pojęcie o co chodzi. Musiała jednak wyjaśnić wszystko. Tak, aby potem nie było niewygodnych pytań i aby zrozumiały działający system. Ten bez znajomości całej historii może budzić kontrowersje, dlatego istotne jest, aby przedstawić zdarzenia historyczne w taki sposób, aby wszystko układało się w logiczną całość.
-Kto mi przypomni z czego składają się Patroni? - klasnęła w dłonie odwracając się w stronę klasy
-Z magii i duszy!
-Brawo Stasiu. A z czego składają się ludzie?
-Z cała i duszy! - krzyknęło kilkoro jednocześnie
-Zgadza się. Czyli co łączy ludzi i potwory? 
-DUSZA! - odpowiedział jej chór roześmianych buziek.
-Dokładnie. Kto wyjaśni mi różnicę między duszą człowieka, a duszą potwora? - Cisza. Chrząknęła - No pomyślcie. Widziałyście kiedyś swoje dusze? Albo waszych rodziców? - kilku uczniów przytaknęło - I jakie one były?
-Kolorowe!
-Mieniły się jak tęcza!
-W kształcie serca!
 -Właśnie. Nasze dusze są w kształcie serca, są kolorowe, mienią się różnymi odcieniami. Każda barwa symbolizuje daną emocję. Właśnie w taki sposób nasi Patroni wiedzą kiedy się boimy, kiedy jesteśmy szczęśliwi. Ilość danego koloru może czasem przeważać, lecz zawsze są inne barwy. I po czasie równowaga między kolorami wraca. - Zaczęła chodzić po klasie, czuła na sobie wzrok dzieci, co prawda kilkoro z nich rysowało w zeszycie, ale wiedziała, że jak niektórzy zajmą sobie czymś ręce to lepiej potrafią się skupić na zajęciach - Dobrze. A ktoś widział duszę potwora?
-Ja! - machnął Krzyś z ostatniego rzędu. Pani wskazała na niego palcem. Zarumienił się i gdzieś tam wewnątrz zaczął nawet żałować wyrwania się do odpowiedzi - M-mój patron raz pokazał j-jak mama go po-poprosiła - czuł jak się poci - Była biała... i odwrócona.... jak odwrócone serce
-Dokładnie. - nauczycielka szybko podeszła do tablicy, aby zmienić slajd. Pokazywał on dwa serca, jedno normalne, kolorowe, drugie odwrócone i białe.
-Mama mi mówiła, że są jeszcze jednokolorowi - powiedziała dziewczynka w okularach z pierwszego rzędu pokazując końcem różowego ołówka na tablicę - ... ale nie wiem za bardzo o co z nimi chodzi. - Nauczycielka zaśmiała się serdecznie
-A więc już wam tłumaczę, od tego jestem, a to właściwe zajęcia - Położyła ręce na biodra - Ale uprzedzam to bardzo smutna i straszna historia. Jesteście na nią gotowe? - Czekała, aż dzieci przytakną. A kiedy tak się stało splotła ręce przed sobą i popatrzyła za okno jakby zbierając myśli i układając je w odpowiednie zdania. Wiele razy to mówiła, lecz za każdym musiała się pilnować.


Pierwszy jednokolorowy pojawia się na kartach historii bardzo, bardzo dawno temu. Wiadomo o nim, że był niewielkich rozmiarów i średniej budowy chłopcem o czarnych włosach. Charakterystyczne było, że nie widział. Był synem jednego z przywódców plemienia, które uparcie nie chciało oddać się w protekcję potworów, choć inni ludzie ich namawiali. Nie wiadomo w sumie dlatego tak bardzo nie chcieli iść. 
Pewnego dnia, ich naczelny wódz zmarł i jego synowie zaczęli bić się o tron. Virtus, bo tak nazywał się jednokolorowy jako pierwszy udał się do najbliższej osady potworów szukając w niej schronienia przed krewniakami, dla których nie liczyło się to, czy chłopiec stanowi zagrożenie, czy nie. 
-Stchórzył więc?
O nie nie, wykazał się wielką odwagą. Przyszedł sam w nocy, bez nikogo, miał poranione kolana, ręce i nogi. Nie mówił o niczym, nikt też nie pytał szanując jego prywatność. 
Minęły lata, jego rodzinne plemię miało już nowego wodza. Virtus postanowił zostać. Pewnego dnia jednak zaczął zachowywać się dziwnie. Zwłaszcza kiedy ówcześnie panujący przywódca potworów chciał go wysłać z misją do plemienia, aby przekonał swoich rodaków, by dołączyli do pozostałych Pupili i nie musieli się już niczym innym martwić. Virtus grymasił, osiągał się. Ostatecznie postanowił opuścić potworzą społeczność. Porzucił swojego Patrona, który bardzo go kochał i umknął nocą. 
-I co się z nim potem stało?
Wiele lat później, wrócił, lecz nie sam, a w towarzystwie. Niewielkiego oddziału ludzi uzbrojonych we włócznie. Kroniki podają, że jego dusza mieniła się barwami zachodzącego słońca. Jej blask okrywał wszystkich, którzy mu towarzyszyli, a w ich sercach, choć nadal było wiele barw, tak przeważał ten jeden odcień pomarańczowego.
Virtus okazał się być człowiekiem, który chciał zniszczyć wszystko co stoi mu na drodze. Nie wiadomo co konkretnie stoi u źródeł jego przemiany. Faktem jest, że stanowił spore zagrożenie dla karawan kupieckich, jego zbójcy atakowali potwory, kradli zapasy. Po jakimś czasie, ślad po nim zaginął i nie wiadomo, jak potoczyły się dalsze jego losy.


Benegintas, lecz na kartach zasłynął jako Beni. był kolejnym jednokolorowym jaki miał znaczący wpływ na historię. Wiele lat po wcześniejszym, kiedy nie została już na ziemi ani jedna ludzka osada, zaś wszyscy żyli szczęśliwie pod protekcją potworów, urodził się w jednym z domostw. Jego Patron pozwalał jego rodzicom na rozmnażanie się, dlatego miał liczne rodzeństwo i jako jeden ze starszych opiekował się nimi.
Gdy dorósł zapragnął wieść samodzielne życie. Znaczy się uznał, że weźmie swoich braci i siostry, zachęcił do dołączenia także ludzkich sąsiadów. Pragnęli oddzielić się od społeczności, zacząć wieść życie po swojemu. Nie słuchał, kiedy doradzano mu, aby został. Nie liczył się z niebezpieczeństwami jakie mogą czyhać na niego i na jego braci oraz siostry. Chciał po prostu odejść. Pyszny młodzieniec o zielonej duszy zaraził swoim kolorem pozostałych i wkrótce potem praktycznie połowa populacji z jego osady chciała iść za nim w ślad. Potwory zgodziły się. Chciały dla ludzi najlepiej, ale nie mogły znieść ich ... dziwacznego pragnienia. Beni mówił, że liczy się z konsekwencjami, że jest świadom zagrożeń jakie na nich czyhają. Zwierząt stanowiących zagrożenie, nieurodzaju, chorób. Braku dostępu do leczniczej magii i lekarstw. Mimo to pragnienie ... chęć... wypaczona życzliwość oraz ośli upór sprawiły, że wraz z innymi opuścił dom i kochających Patronów. 
Kroniki nie podają na jego temat nic więcej, wiadomo że osada samodzielnie nie przetrwała zimy, zaś wróciło zaledwie pięć osób, zmarzniętych, przerażonych i głodnych. Nie mówili nic o wydarzeniach jakie spowodowały katastrofę ich ekspedycji. Faktem jednak jest to, że Beni zmarł. Okazało się, że nie był dość silny, aby zaopiekować się swoimi krewniakami.


Fioletowa jednokolorowa imieniem Operanta miała takie nieszczęście, że była ósmym już pupilem swojego patrona. Z racji na wiek zmarł jak dziewczyna miała dwadzieścia lat. Nie miał rodziny, zaś ona była jedynym jego towarzyszem. 
Do tej pory nie wykazywała żadnych oznak posiadania duszy o jednym kolorze. Nawet jak kilka razy ta była wyciągana mieniła się barwami tęczy. Wraz z tym, jak została przydzielona pod opiekę innemu patronowi coś w niej uległo zmianie.
Operanta zawsze była osobą uwielbiającą książki i historie. Sama pisała opowiadania, jej wcześniejszy patron pozwolił jej kilka nawet wydać. Własnych, znaczy się. 
To nie tak, że przy zmianie miejsca zamieszkania i oddania się pod protektorat innego potwora zostało jej to odebrane. Ależ nie. Jej powieści cieszyły się wielką popularnością wśród pupili i po kilku świetnie zapowiadających się seriach, przestała być sprawdzana. Potwory wykazały się zaufaniem do niej. Dlatego nikt nie zauważył jak z czasem jej powieści ... nabrały pewnych dziwnych cech.  
Niby nie było w nich nic dziwnego. Stało się jednak zauważalne, że niewielkie bunty i protesty pupili wobec ich patronów narastały głównie wśród jej czytelników. Chodzi o to, że osoby po lekturze jej dzieł zaczynały być bardziej... Jakby to powiedzieć... roszczeniowe.  
Pojawiła się idea założenia miasta, gdzie nie byłoby potworów, a ludzie sami by pracowali na siebie. Ówcześnie działający sejm wraz z monarchą, albowiem wtedy był przełom w kwestii rządzenia poddanymi zaś monarchia ustępowała powoli rządom Rady... W każdym razie postawiono ją przed sejm, na którym została wyciągnięta jej dusza. Zauważono, że buntownicy mają przewagę tego koloru w swoich sercach. 
Proszono ją, aby przestała pisać, albo wróciła do starego stylu. Nie chciała, wytrwale tworzyła dalsze powieści, wydawała je, mimo zakazu. Mimo faktu, że wszystkie zniknęły z półek, jej czytelnicy byli tak zdesperowani, że nocą, w piwnicach, jak ich opiekunowie nie patrzyli, gotowi byli ręcznie przepisywać całe stronice! 
Zmarła w wieku czterdziestu trzech lat w areszcie domowym. Jej powieści zawierały coś dziwnego, dlatego dla bezpieczeństwa społecznego wszystkie zostały zniszczone. Jak jej czytelnicy nie mieli książek, powoli kolor fioletowy znikał z ich serc. Wszystko wróciło do harmonii w rok od jej śmierci.


Wiele lat później kolejnym jednokolorowym była Patentia. Dorastała i wychowywała się w rodzinie jednego z senatorów. Od początku miała jasno-niebieską duszę i była pod stałą obserwacją. Nie wykazywała jednak żadnych negatywnych cech. Była spokojna, życzliwa, cierpliwa. Zawsze jasno mówiła na co ma ochotę i co czuje. Gdy była już staruszką, znaczy się prawie staruszką, bo mając sześćdziesiąt osiem lat na karku doszło do pewnej przemiany w jej osobowości.
W odróżnieniu od pozostałych przypadków, nie miała ona zbyt dużej styczności z innymi ludźmi, dlatego jej błękit nikomu się nie udzielał. 
Nagle, niespodziewanie, kiedy nikt nie zwrócił uwagi, gdy zaufanie budowane przez całe jej życie osiągnęło szczyt, zaś wszelkie podejrzenia co do jej ewentualnego złego zachowania, odeszły w zapomnienie... zniszczyła to próbą ataku na swojego patrona. Chwyciła za dziecięcą zabawkę i rzuciła się na opiekuna. Oczywiście, jej zamach został udaremniony bardzo szybko i nikomu nie stała się krzywda. 
Została odesłana do szpitala, czasem tak jest że ludzie ... wariują, dlatego potrzebne są szpitale, które pracują nad ich duszami i psychikami. Wychodzą z nich zdrowi i szczęśliwi. W każdym razie żadne zabiegi na nią nie działały. Ani magia, ani zioła. Stała się agresywna, skora do ataków, rzucała się właściwie na każdego kto wszedł w jej drogę, na każdego kogo zauważyła. Koniec końców, w trakcie jednego z badań odgryzła sobie język i umarła dławiąc się własną krwią.


Gdy Iustitae przyszedł na świat, potwory były pewne, że przyczyną złego zachowania niektórych osób jest ich jednokolorowa dusza. Wiadomo było, że te mogą się rodzić od razu w jednej barwie, albo nagle się zmieniać, jak w przypadku Fioletowej. By tak się stało musi dojść do jakiegoś ważnego przełomu w ich życiu. 
-To dlatego potwory na skraju swojego życia nie mogą opiekować się ludźmi?
Dokładnie. Rząd robi co może i mu się to udaje, aby nie było przypadku zmiany Patrona podczas życia Pupila. To zbyt ryzykowne dla niego. W każdym razie. Iustitae urodził się w domu potwora zajmującego się tworzeniem rzeczy z metalu, które potem były wykorzystywane w różnych dziedzinach życia. Jak chociażby w budowlance. Człowiek pomagał i chodził na cotygodniowe kontrole lekarskie, aby sprawdzić stan agresji. 
Jego Patron kochał go bardzo, dlatego nie chciał, aby coś złego mu się stało. Zawsze stawał w jego obronie i wstawiał się za nim w każdej kwestii. Twierdził, że chce aby jego pupil był sprawiedliwie osądzany. Niestety, zaczynało robić się coraz gorzej.
Przez ponad miesiąc chłopiec pracował sam nad czymś, co miało pomóc Patronowi. Tak się zarzekał w każdym razie. To coś mieściło się w ręce. Pewnego dnia, z obłędem w oczach jak pracował w pracowni wraz z potworem podniósł to i wymierzył w niego. Następnie przedmiot wybuchł mu w twarz i człowiek umarł na miejscu.
Jego patron rozpaczał latami, nadal bronił pupila nie wierząc w złe chęci człowieka. Niestety, dla radnych sprawa wyglądała.... było wszystko jasne, że przedmiot zbudowany przez młodzieńca obdarzonego żółtą duszą, miał na celu zabić potwora. Proszę, dzieci, nie płaczcie. Mówiłam, że to straszna historia. Ale musicie zrozumieć, dlaczego jednokolorowi stanowią zagrożenie. Dlaczego są źli.


Ostatnim w historii była Honesta. Urodziła się w rodzinie królewskiej. Znaczy się, była pupilem brata monarchy. Ostatniego, który panował u boku Rady, nim ta przejęła rządy całkowicie. Musiało niestety dojść do tragedii. Będąc jeszcze dzieckiem, podczas uroczystości na której monarcha witał się z wszystkimi, przebiła się przez dwór. Nie wiadomo jak przemyciła nóż...
Co jednak zaskakujące, była ona przyczyną największego powstania ludzi przeciwko ich dobroczyńcom. Wszyscy pupile, którzy byli obecni przy tej scenie, jak monarcha obracał się w popiół, zaczęli zachowywać się dziwnie. Ich serca zrobiły się niebieskie, rozpoczęli mordowanie własnych patronów domagając się.... uczciwości.... Jakkolwiek to dziwnie nie brzmi, albowiem nie było niczego uczciwego w ich zachowaniu. Tak odpłacali się potworom za opiekę? O dziękuję Krzysiu za chusteczkę. Tutaj zawsze płaczę. Poczekajcie, wezmę kilka wdechów.
Dobrze. Powstanie to zostało nazwane Niebieskim buntem, trwało sześć dni. Niestety wszyscy którzy wzięli w nim udział... Nie dało się ich odratować. I tak wygląda historia jednokolorowych

Nauczycielka wzięła głębszy oddech. Popatrzyła po twarzach zebranych. Szkliste oczy, czerwone policzki, niektórym nawet z nosków kapało. Zaraz potem wrzask, rozpłakały się, wtulały w siebie wzajemnie, nawet szeptały przeprosiny i obiecały, że będą grzeczne. Dopiero po kwadransie, kiedy płacz ustał belferka uśmiechnęła się do nich czule. Sama w tym czasie otarła własne łzy i poprawiła makijaż palcem. Rozmazała się, trudno pójdzie na przerwie do łazienki. 
-Pomarańczowy sprawił, że prawnie każdy człowiek musi mieć potwora do opieki. Dla jego bezpieczeństwa. Zielony, że nigdy ludzie nie dostali już zgody na opuszczenie boku Patronów, aby nie umarli. Po fioletowej wszystkie dzieła literackie i malarskie pupili są dokładnie sprawdzane nim pójdą w obieg. Tak, aby ewentualne skażenie nie dosięgło nikogo. Jasno-niebieska nauczyła potwory, że jednokolorowi bez względu na kredyt zaufania czy wiek w którym się znajdują, zawsze są niebezpieczni. Żółty sprawił, że wszystkie zawody wykonywane przez ludzi muszą być pod stałą kontrolą patronów. Ciemno-niebieska.... od tej pory, jak urodzi się choćby jedna jednokolorowa dusza, jest ona natychmiast zabierana. 
-Gdzie?
-Tam, gdzie będzie mogła żyć w spokoju nie robiąc nikomu krzywdy. - Odparła z uśmiechem
-A ja słyszałem.... że Krysia mówiła... że ma więcej w swojej duszy zielonego
-CIIIIIIIIIIICHO - pisnęła szczerbata dziewczynka - Nie-e-e mam! To-o przez przy-przypadek! Ja n-nigdy bym n-nic złego nie-e zrobiłaaa aż ze strachu i płaczu dostała czkawki.
Nauczycielka podeszła do niej, pogłaskała i pozwoliła, aby ta swoją małą główkę wtuliła w jej sukienkę.
-Jednokolorowi stanowią zagrożenie dla nas wszystkich, dla naszego spokoju, bezpieczeństwa i harmonii. Rozumiecie? - dzieci przytaknęły - Zauważono, że inni którzy mają z nimi styczność, też stają się... tacy... Może to coś w rodzaju choroby? Jakaś zaraza dusz ludzkich... nie wiadomo. Nie są ze sobą spokrewnieni, nie ma nic co mogłoby ich łączyć z punktu widzenia genetycznego i nie wiadomo nadal co stoi za przyczyną, że niektórzy rodzą się z takimi duszami. Faktem jednak jest to, że w społeczeństwie nie może być jednokolorowych. Stanowią oni zagrożenie zarówno dla innych ludzi jak i dla patronów - popatrzyła na swoją opiekunkę siedzącą pod ścianą. - Dlatego musimy ich bronić przed nami samymi. Potwory nas kochają, my kochamy potwory. Nie możemy dopuścić, aby pojawił się wśród nas choćby jeden jednokolorowy, albowiem nasze szczęście zostanie nam odebrane.
~~
Piosenka, do klimatu tego rozdziału

Share:

POPULARNE ILUZJE