28 sierpnia 2017

Undertale: Mój ambasador [+18]

Notka od autora: Po tym jak uzmysłowiłam sobie, że mimo całego mojego wkładu w rozwój polskiego fandomu nadal jestem najbardziej rozpoznawalna przez to co popełniłam właściwie na początku, czyli przez niedokończone opowiadanie 50 twarzy Friska, moje zażenowanie sięgnęło zenitu. Myślą o tym, jaka to wielka ironia i w ogóle w głowie narodził mi się pomysł na tego one-shoota. 
Akcja ma miejsce po prawdziwym pacyfiście, wcielasz się w rolę ochroniarza Frisk. Opowiadanie dostosowane do męskiego czytelnika. Akcja ma miejsce dwadzieścia lat po wypuszczeniu potworów z góry. Frisk jest dorosłą kobietą. Związek: Frisk x Czytelnik. 

Już od samego rana zapowiadało się, że dzisiejszy dzień, będzie jednym z tych dni. Frisk obudziła się po piątej próbie obudzenia. Leniwie wyszła z łóżka, gdybyś nie zarzucił na nią szlafroka zapewne paradowałaby całkiem naga. To nie tak, że jesteście parą. Gdybyście byli, nie miałbyś teraz na sobie pełnego garnituru, szczelnie zawiązanego krawatu na szyi, w twoim uchu nie przebrzmiewałby raz za raz głos sekretarki mówiącej o tym kto przyszedł i czeka w holu. Pracujesz jednak u boku Frisk od siedmiu lat, jest pierwszą osobą jaką widzisz kiedy się budzisz i ostatnią przed snem. Spędzasz u jej boku każdą chwilę swojego życia. To dobrze, czy źle? Właściwie poświeciłeś wszystko co miałeś temu jednemu marzeniu. Kiedy zobaczyłeś ją dwadzieścia lat temu na monitorze komputera w najnowszym wydaniu wiadomości. Otoczoną bandą potworów, mrużącą oczy od fleszy, małą, brudną dziewczynkę. To co wtedy poczułeś to przeznaczenie, a może zwykła głupota. Od tamtego momentu Twoje życie zmieniło się diametralnie. Chodziłeś na siłownię, odżywiałeś się zdrowo, nie brałeś żadnych używek, piłeś najmniej jak się da i tylko przy naprawdę wyjątkowych okazjach. Po zdanych egzaminach udałeś się do szkoły gdzie nauczono Cię fachu ochroniarza. Jednak to za mało. Ona w tym czasie skończyła prawo i została oficjalnym ambasadorem potworzej racji stanu. Do tej pory tę pozycję pełniła niejaka Temmie, ledwo się jej udawało wszystko utrzymać w ryzach i nie umiała zupełnie walczyć o swoje, skora do przekupstwa, wyraźnie zagubiona. Dlatego, kiedy Frisk zajęła stanowisko przedstawiciela nowej rasy cały świat jakby odetchnął z ulgą. 
Pijąc zimną wodę z butelki patrzyłeś na ekran. Wygłaszała mowę w ONZ'cie. Mówiła o pokoju, o dobrych zamiarach tych jakich nazywała swoją rodziną. Nie ujęły Cię jej słowa, nie byłeś ani wrogiem, ani przyjacielem potworów. Nie patrzyłeś na nich, tak szczerze powiedziawszy. Patrzyłeś na nią. 
No i oto jesteś. Siedem lat minęło od kiedy spełniłeś swoje marzenie. Poza wyszkoleniem ciała, musiałeś pracować nad umysłem, musiałeś stać się najlepszym w swoim fachu. Nie tylko siłą, ale i sercem które otoczyłoby ramieniem dziewczynę. Nie miała dzieciństwa. Będąc kilkuletnią dziewczynką zabłysnęła na firmamencie sław. Raz powiedziała Ci, że tamtego dnia kiedy wpadła do Podziemia, Frisk jaką znała umarła. To nie tak, że jest inna, po prostu kiedy wyszła na Powierzchnię, nigdy nie mogła się już pobawić na placu zabaw. Nigdy nie mogła iść na lody, czy puszczać latawce. Nie mogła iść popływać do jeziora, zbudować bałwana czy pobiegać z psem po lesie. Wszystkie te proste czynności zostały jej odebrane. Dodać należy, że pełnisz też funkcję jej mózgu. Znaczy się, organizacji życia. Im mniej osób ją otacza, tym lepiej. Zwłaszcza, że udało się wywalczyć iż sama góra Ebott i okoliczne tereny będą stanowić własność potworów, które utworzą nowe państwo. Początkowo te żyły wśród ludzi, jednak bez własnego państwa, żaden naród nie liczy się na świecie. Nie naprawdę. Dlatego pierwszym o co walczyła, była ziemia na własność. Tutaj to teraz mieści się dom pary królewskiej, stare i opustoszałe domy zostały odnowione i przemeblowane. Ulice odnowione. Ciepła woda, prąd i gaz podłączone. Osiągnęła tak wiele w tak krótkim czasie. Musisz ją chronić, przed światem, przed potworami, przed ludźmi i co ważniejsze, przed samą sobą. 

Tego dnia, jak zostało powiedziane, wstała lewą nogą. Zjadła niewiele na śniadanie, udzielała szczątkowych odpowiedzi reporterom, była na dwóch spotkaniach z ważnymi politykami, uścisnęła dłoń jednego z nich, a potem piętnaście minut siedziała w łazience szorując rękę. Ty tym czasem w milczeniu stałeś podpierając ścianę.
-Spóźnimy się na obiad u Undyne - rzuciłeś w końcu kiedy dyszała nad zlewem. Odpowiedziała Ci lejąca się woda. Zmarszczyłeś brwi - No już, zbieraj się - zrobiłeś w jej stronę kilka kroków. Dopiero teraz zauważyłeś, że dziewczyna drży. Kiedy zaniepokojony podszedłeś do niej, położyłeś rękę na jej ramieniu i siłą zmusiłeś aby na Ciebie popatrzyła, zobaczyłeś coś, co nie było częstym widokiem nawet na twarzy zwykle tak zdeterminowanej jak ona. Frisk płakała. Zalała się łzami strachu, smutku, bezradności. Wyglądała jak ktoś, kto ma już dość, dość wszystkiego.
-N-nie ch-chcę - czknęła - Nie chcę - powtórzyła przytulając się do Ciebie, twarz bezradnie chowając w Twojej kamizelce. Przez kamizelkę kuloodporną jaką miałeś pod marynarką nie czułeś jej w całości. Po prostu nacisk jej ciała, drżenie rąk i gwałtowniejsze ruchy kiedy czkała. Biorąc głębszy wdech wyciągnąłeś telefon z kieszeni. Tak, to jeden z tych dni. 
-Witam, z tej strony _____, Frisk niestety nie będzie mogła dzisiaj do pani przybyć na posiłek - Undyne była jedną z wybuchowych osób, nawet jak na potwora. Nie lubiłeś specjalnie z nią rozmawiać, zwłaszcza kiedy chodziło o odwołanie czegoś, albo zwykłą odmowę. Choć potem rzucała to w niepamięć, tak w danej chwili bardzo nie chciała odpuszczać. Ostatecznie zawiozłeś Frisk do jej mieszkania mieszczącego się na jednym z pięter domu pary królewskiej. Dolne piętro zajmowali oni wraz z dorastającym synem Asrielem. Górne należało właściwie tylko do Ciebie i Frisk. 
Jesteś odpowiedzialną, przewidującą osobą. Dlatego kiedy tylko odprowadziłeś Frisk do jej sypialni, wykonałeś kilka telefonów i przełożyłeś spotkania oraz konferencje prasowe z dnia jutrzejszego i zluzowałeś trochę następny dzień, aby nie czuła się jak wrzucona na środek oceanu po czasowym załamaniu. Tyle zazwyczaj pomagało. Przebrałeś się w luźne dresy i w zupełnie cywilnym stroju, po upewnieniu się że cały teren mieszkania jest odpowiednio dobrze zabezpieczony, udałeś się do pobliskiego sklepu po zakupy. Chrupki, czekolada, cukierki pudrowe, wino, dużo wina, piwo dla Ciebie i litr czystej, na wszelki wypadek. Popcorn, wafelki, no i oczywiście leki na ból głowy. Wiesz jak to się skończy i wiesz, że ona tego potrzebuje. W sumie, Ty też.
Wróciłeś, przeszukałeś sieć w poszukiwaniu jakiegoś dobrego filmu. Dobry, nie w znaczeniu skłaniający do myślenia, ale dobry z znaczeniu - zobaczę i nie będę narzekać. Czyli coś estetycznego, dynamicznego i nie poruszającego wrażliwych kwestii. Skrzywiłeś się. Dobra. Kogo Ty kurwa chcesz oszukać? Z warknięciem rzuciłeś pilotem. Nie jesteś aż tak idealny. Chce siedzieć sama? Dobra, to niech siedzi. Rozwaliłeś się na kanapie zakładając nogę na nogę, pod głowę wsadziłeś poduszkę i westchnąłeś wgapiając się w biały sufit.

Nawet nie wiesz kiedy usnąłeś, lecz zbudziły Cię jej dłonie szturchające Twoje ramię.
-Dlaczego nie przyszedłeś? - jęknęła z zarzutem w głosie. Miała zapłakaną twarz.
-Bo chciałaś być sama?
-Nie chciałam.
-Ale powiedziałaś, aby wszyscy cię zostawili w spokoju! - próbowałeś się bronić
-Ty nie jesteś wszyscy... - Dobra, teraz jej kompletnie nie rozumiesz. Przez chwilę milczenia wpatrywałeś się w nią po prostu nie wiedząc nawet co myśleć o tej sytuacji. W końcu postanowiłeś zwyczajnie udać, że nieporozumienia nie było. Chrząknąłeś i usiadłeś na kanapie podciągając się za pomocą oparcia. Frisk natychmiast zajęła miejsce obok Ciebie. Miała na sobie wynoszoną szarą koszulkę, i spodnie od piżamy.
-Em... jak chcesz to się częstuj - rzuciłeś i niemal w sekundę chwyciła za opakowanie chrupek, otworzyła je i zaczęła jeść. Ciszę w pomieszczeniu przerywało chrupanie i szeleszczenie opakowaniem. Na dłuższą metę, było to denerwujące, a Ty czułeś, że coś wisi w powietrzu. - Jak chcesz mi coś powiedzieć, wiesz, że możesz
-Nie chcę. - Ta, jasne
-Jak nie chcesz, to nie chcij, wracam spać - mówiąc to wyciągnąłeś się na kanapie. Nie wstawałeś jednak, wiedziałeś, że to pogorszy sytuację. Dziewczyna chwyciła Cię za rękaw
-Nie chcesz mnie słuchać?
-Gdybym nie chciał, to bym się nie pytał. To ty nie chcesz mówić.
-Chcę, ale... ale nie chcę.
-... i myślisz, że ja będę wiedział?
-Nie... tak... nie wiem - zapchała buzię chrupkami, po policzkach leciały łzy nad jakimi nie panowała. Chwila ciszy. Chrup. Chrup. CHRUP!
-Erm... Frisk?
-Tak? - No to walimy z grubej rury.
-Jak się czujesz?
-....Źle.
-Dlaczego?
-... - milczała wyraźnie zbierając myśli. Kilka razy otwierała usta chcąc zacząć mówić, ale cofała się i znowu je zamykała. Po kwadransie oczekiwania zacząłeś się nawet zastanawiać, czy nie pójść po prostu do siebie do pokoju. W sumie, byłeś zmęczony i całkiem pewien tego, że uśniesz w momencie zderzenia głowy z poduszą. W końcu, gdzieś tak w dwudziestej minucie .. - To nie tak, że nie jestem wdzięczna za to co dostałam. Bo jestem. Myślę, że ... że to zegar biologiczny się odzywa...
-To znaczy? - zmarszczyłeś brwi średnio ciekawy tym co ma do powiedzenia.
-Znaczy się... wszystkie moje znajome mają już domy i rodziny i mężów, większość jest w ciąży, niektóre mają już swoje dzieci, a ja... Wiesz, jak skończyły się moje próby umawiania się..
-Dwa porwania, jedna próba zabójstwa, jedna próba otrucia i pięciu nie wytrzymało psychicznie presji jaką sama musisz znosić - rzuciłeś mechanicznie nawet na nią nie patrząc. Byłeś przy tym wszystkim. Mruknęła przyznając Ci rację.
-Obawiam się, że ... no nie umiałabym założyć... normalnej rodziny. Raz, że jestem kim jestem, a dwa, no... że nie wiem tak na dobrą sprawę czym jest normalna rodzina - zerknąłeś na nią. Mówiła to z niewielkim, smutnym uśmiechem na twarzy, wpatrzona w swoje splecione palce. - Niewiele pamiętam z życia jakie miałam przed wpadnięciem do Podziemia, a to jakie wiodę od czasu wyjścia nijak się ma do normalności. Popatrz na to, moimi rodzicami są dwie wielkie kozy, mój brat to zamordowany i zmartwychwstały książę, który w przerwie był morderczym kwiatkiem. Moi wujkowie to szkielety, ciotki to ryby i dinozaury.. Nie wspominaj,ac już o tym, że choć Asgore i Toriel się zeszli, choć Asriel ożył, to nie ma dla mnie miejsca. Tak się czułam zawsze. Dlatego postanowiłam sama je sobie zrobić, stać się ambasadorem jakiego potrzebowali i siłą, która będąc człowiekiem będzie bronić potwory przed naszym okrucieństwem. Nikt tak nie zrozumie człowieka, jak drugi człowiek, prawda? Z ledwością wyperswadowałam tacie, aby nie dzielił się z ludźmi informacjami o zabitych sześciu dzieciach. Alphys zabroniłam dzielić się informacjami technologicznymi. MTT ma udawać potwora, a nie robota. Ledwo udaje mi się zatuszować fakt, że potwory znają się na magii - mówiła coraz szybciej i szybciej, jej głos drżał. - No i jeszcze wisienką na torcie są moje własne potrzeby. ____ ja nie jestem Mesjaszem, ja się nie chcę dla nikogo poświęcać - popatrzyła na Ciebie płacząc. Przygryzała wargę - Też chcę mieć normalny dom z normalnym mężem, normalnymi dziećmi, chcę się kłócić, chcę się godzić, chcę się przytulać i razem chodzić na spacery chcę... - rozpłakała się. Nie wiedziałeś co zrobić, co powiedzieć, właściwie to miałeś ochotę wyjść bo czułeś się bezradny. Doświadczenie Cię powstrzymało. Zamiast tego po prostu otoczyłeś ją ramieniem, nic nie mówiłeś, czekałeś.

Reszta wieczoru minęła całkiem przyjemnie. Po tym jak się wypłakała zaproponowałeś oglądanie czegoś. Po chwili wybierania i niezdecydowania zostaliście przy bajkach Disneya. W ich trakcie usnęliście. Gdy się zbudziłeś, leżała na Tobie. Albo właściwie, miała twarz na Twoich nogach, skierowana w stronę Twojego rozporka. Spała, co by nie było. Po prostu spała. Podniosłeś się na rękach rozglądając po pomieszczeniu, czy aby nie znalazł się przypadkiem ktoś, kto mógłby źle zrozumieć całą sytuację.
-... żal mi, ale tak być musi, nowy dzień mnie słońcem kusi... - śpiewała Voana z filmu na ekranie. Zerknąłeś na nią, potem na Frisk i westchnąłeś z ulgą. Nikogo. Całe szczęście. Teraz pozostaje tylko wziąć Frisk na ręce, ostrożnie, aby się nie obudziła, no i zanieść ją do jej pokoju, potem udać się do swojego i koniec. Po sprawie. To prosty plan, prawda? Heh, jasne. Gdyby to było takie proste, to nie byłoby kategorii plus osiemnaście przy tytule.

A więc, udało Ci się ją zanieść do jej sypialni, w myślach co prawda komentowałeś, że powinna troszeczkę stracić na wadze, bo złamiesz się w pół. No, ale nie złamałeś się, natomiast księżniczka wcale nie chciała spać. Trzymała Cię szczelnie, z rekami zarzuconymi na szyję, miała wpół otwarte oczy, którymi wpatrywała się w Twoje.
-Możesz mnie puścić? - rzucasz spokojnie. Ona ani drgnie. Może nadal śpi? Tak dziwnie z otwartymi oczami... próbujesz się wyrwać, nic. Za to jej twarz krzywi się w niezadowoleniu. - Frisk, puść mnie. - Nie, nic, nic z tego. Wzdychasz wywracając oczami. Naprawdę nie chcesz używać na niej swojej siły. - Dlaczego nie chcesz mnie puścić?
-Nie idź - szepnęła zachrypniętym głosem - Nie chce być teraz sama - No i jak tutaj odmówić? Po krótkiej chwili wahania zgadzasz się z nią zostać. Układasz się obok niej na posłaniu, wcześniej ściągając jedynie buty. Ją okryłeś kołdrą, zaś sam położyłeś się na niej. Frisk leżała odwrócona do Ciebie plecami i wiedziałeś, że nie śpi. Sama ta świadomość sprawiała, że i do Ciebie już więcej nie chce przyjść Piaskowy Dziadek. Leżysz, z rękami założonymi za głowę i wpatrujesz się w sufit.
-_____ - szepnęła w końcu. Za oknami słychać było cichy szum autostrady biegnącej niedaleko. - Czy ja jestem brzydka? - O kurwa, myśl, myśl szybko! Praktycznie czułeś, jak w nocy, Twój mózg wysila się aby wymyślić jakąś dobrą odpowiedź. Czy jest na to pytanie jakakolwiek dobra odpowiedź? Taka która zadowoli kobietę? - Jestem? - Chłopie, chyba za długo myślisz. Może udaj, że śpisz? Zerknąłeś na nią, odwróciła się w Twoją stronę, nie, widzi że ma otwarte oczy.. Dźwignęła się na łokciach i odwróciła w Twoją stronę.
-N-nieeeeeeee - odwróciłeś wzrok od niej. Chłopie, masz problem.
-Więc jestem ładna? - była już na kołdrze obok Ciebie, powoli zakładała swoją nogę na Twoje i wspinała się po Tobie rękami oplatając Twój tors.
-Jesteś zdecydowanie zmęczona i robisz głupoty - rzuciłeś gniewnie łapiąc ją za nadgarstek jednej ręki chcąc w ten sposób powstrzymać. Nic z tego, była już na wysokości Twojej głowy. Nim zdążyłeś zareagować, całowała Cię. Szybko, z zaskoczenia, wasze usta złączyły się na kilka sekund. - Frisk - kolejny pocałunek - Przestań - I następny - To jest bardzo zły - cmok - pomysł. - I jeszcze jeden - Powiedziałem - teraz oblizała Twoje wargi. Chwyciłeś ją za ramiona i siłą odepchnąłeś od siebie przyciskając do materaca - DOŚĆ! - krzyknąłeś wyraźnie rozwścieczony. Na jej twarzy było kilka kosmyków włosów, oczy szkliły się od łez, które próbowała powstrzymać.
-Masz świadomość, jak ciężko mi nad sobą panować? - rzuciła gniewnie.
-Jedyną osobą, która z ledwością nad sobą panuje tutaj, to jestem ja - puściłeś ją i usiadłeś na posłaniu plecami opierając się o zagłówek. - Kobieto, co w ciebie dzisiaj wstąpiło?
-_____ wiesz czego chcę.
-A ty wiesz, że to głupi pomysł.
-Moje życie to pasmo głupich pomysłów.
-Moje nie.
-Może czas zacząć?
-Może czas przestać? - siedzieliście nie patrząc na siebie wzajemnie. To donikąd nie prowadzi. Frisk westchnęła po chwili i znowu podeszła do Ciebie, usiadła obok, wzięła Twoją dłoń w swoje i zaczęła liczyć palce. Znaczy się, udawała, że je liczy, po prostu musiała się nad czymś skupić.
-Wiesz, że mi się podobasz? - Cóż, nie wiedziałeś. Popatrzyłeś na nią zaskoczony. - Od dawna, ale... ale nigdy... no nie wykazywałeś zainteresowania mną.... - Czy ona w ogóle ma świadomość, że mówi do ochroniarza? - Chciałam wywołać Twoją zazdrość... - serio? Kiedy? - .. ale chyba mi się to nie udawało.
-Zazdrość?
-No, jak wtedy kiedy uśmiechnęłam się do innego gościa, albo jakiś inny skomplementował moją sukienkę albo... - .... nie wiesz co o tym myśleć. Cokolwiek nie powiesz, to będzie zły wybór. Dobra. Po prostu ją objąłeś ramieniem. Przestała podawać spis niedorzecznych sytuacji, na które naprawdę nie zwracałeś uwagi. Powiedziała potem tylko Twoje imię i przerzuciła nogę przez Twoje biodra i w chwilę siedziała na Tobie. Ręce wbijała w materiał Twojej bluzy, twarz przystawiała do Twojej. Nie możesz, nie powinieneś, a co z służbą? A co z obowiązkami? Nie możesz się emocjonalnie angażować w związek ze swoim pracodawcą i osobą, którą powinieneś chronić. To nieprofesjonalne to... no i masz ci los. Całujecie się i odwzajemniasz te pocałunki. Niepewnie, ciągle się wahając czy robisz dobrze. Powoli jednak zaczynasz mieć gdzieś konsekwencje i myśl "jakoś to będzie" zaczyna uspokajać wszystkie Twoje zmartwienia. To głupie, ale skuteczne, a więc się liczy.
Czujesz jak jej język wkrada się do Twoich ust. Jest łapczywa i spragniona. Ma ochotę, na cokolwiek co robi. Po prostu ma ochotę na Ciebie. Zarzuciła Ci ręce na ramiona, palcami przeczesała włosy u nasady, drugą rękę przyłożyła do karku. Mruknęła zadowolona w Twoje wargi. Przesunąłeś ręce na jej pośladki, miękkie i jędrne, skrywające się pod piżamą. Jęknęła zadowolona praktycznie wypinając się do Twojego dotyku. Niewiele myśląc, dałeś jej klapsa. Zaskoczona na chwilę przerwała pocałunek, podniosła się i popatrzyła Ci w twarz, potem uśmiechnęła się szeroko zarumieniona i zakołysała biodrami spragniona więcej. Ponowiłeś kilka klapsów, lecz przez materiał to nie to samo. Nawet dźwięk nie był odpowiedni. Frisk w tym czasie nie próżnowała. Nie wiesz nawet kiedy, ale pozbawiła Cię bluzy i teraz ostrymi paznokciami drapała boki Twojej klatki piersiowej, składając pocałunki na torsie, obojczykach, brzuchu. Przesuwała się w dół i w dół. Nie chciałeś jej powstrzymywać tym bardziej, że świetnie się sama bawiła. Prosto po drodze do Nieba natrafiła na gumkę spodni. Chwilę jej zajęło nim poradziła sobie ze skomplikowanym mechanizmem paska, lecz jak tylko to zrobiła, pozbawiła Cię i tego. Nie wiesz nawet kiedy sama ściągnęła swoją koszulkę i spodnie zostając jedynie w czarnych majtkach. Znaczy się, myślisz, że są czarne, bo jakby nie patrzeć w pokoju panuje ciemność.
Czułeś jak się lekko rumienisz, kiedy tak z góry patrzyłeś na nią. Może powinieneś się ogolić? Nie, to niewygodne, bardzo niewygodne. Albo po prostu jesteś do tego nieprzyzwyczajony. A może powinieneś zaproponować wzięcie pryszniiiiiiiii-i-i. Dobra, mniejsza. Dziewczyna postanowiła sama Cię wyczyścić. Aż wygiąłeś głowę do tyłu i jęknąłeś z zadowolenia. Była wyraźnie uradowana tym, jaką reakcję w Tobie wywołała. Patrzyła spod byka, ręce opierając na Twoich pośladkach. Leżała obok. Włosy zasłaniały jej twarz, dlatego po kilku razach jak wzięła Cię w swoje usta, złapałeś pukiel brązowych kłaków i uniosłaś je do góry. Miałeś wrażenie, że teraz to Ty nią prowadzisz, miałeś idealny widok na jej zabiegi. Na to jak wyciąga Twojego kutasa spomiędzy swoich warg, jak zaczyna lizać trzon, jak ściska rękami jajka i masuje je. Czułeś nawet jak znajduje ten wrażliwy punkcik pod nimi i przyciska sprawiając, że dreszcze podniecenia przeszywają Twoje ciało, zaś spragniony kutas drży o więcej. Zlizała kropelkę nasienia, która wymknęła się na czubku, oblizała po tym z zadowoleniem. Chciałeś coś powiedzieć, lecz jakakolwiek kwestia w tej sytuacji wydawała Ci się sztuczna i naciągana. Frisk radziła sobie sama, zaś Tobie podobała się jej zabawa. Nawet wtedy kiedy podciągnęła się i wsunęła Twoje przyrodzenie między swoje piersi. O Boże! Nie przypuszczałeś, że seks hiszpański może być przyjemny. A jednak był. Mmm. Dobra, większych tortur nie wytrzymasz. Podniosłeś się do pozycji siedzącej i zaskoczoną dziewczynę siłą przekręciłeś na plecy. Teraz Twoja kolej się zrewanżować co zrobisz z rozkoszą i przyjemnością. Zacząłeś od całowania karku, potem jedną pierś ssałeś, drugą szczypałeś za sutek. Jęknęła i syknęła. Nie wiesz czy z bólu czy z przyjemności, jednak bo to nie było, jej reakcja Ci się bardzo podobała. Byłeś jednak niecierpliwy. Już na wysokości jej pępka czułeś kobiecość, spragnioną, wilgotną, pulsującą. Postanowiłeś ją troszeczkę podręczyć i nie ściągnąłeś jej majtek. Nawet wtedy kiedy zacząłeś nosem wodzić po ich materiale, czując miękkość jej wilgotnej cipki. Nawet wtedy, kiedy zęby zacisnąłeś na materiale, nie dbając o to, że możesz ją lekko krzywdzić. Ssałeś ją przez mokry od Twojej śliny i jej soczków materiał. Dobrze, wiesz, że ta para majtek jest już całkowicie zrujnowana. Czułeś między swoimi nogami naglącą potrzebę, ale jeszcze nie, jeszcze wytrzymasz, jeszcze ją podręczysz. No i siebie też.
Wsunąłeś palec pod materiał majtek i przesunąłeś go na bok. Dosłownie ociekała dla Ciebie. Frisk dyszała ciężko, oczy schowane za mgłą wpatrywały się w ścianę, rozchylone usteczka błagały o więcej, natomiast jej cipka. Oooo jej cipka. Cała mokra tylko i wyłącznie dla Ciebie. To Ty, nikt inny, ją doprowadziłeś do takiego stanu. Stanu w którym zapomniała o obowiązkach, o swojej pozycji, o Twojej pozycji, o konsekwencjach, o całym świecie. Poruszyła biodrami w Twoją stronę. Nie mogła znieść czekania. Ty nie mogłeś znieść zmuszania jej do czekania, dlatego pierwszym co zrobiłeś było wsunięcie palca w jej gorące wnętrze. Czułeś jej gorące miękkie ścianki, pulsujące, zapraszające Ciebie. Wkrótce potem do niego dołączył drugi i z ledwością zmieścił się trzeci palec. Frisk zaciskała ręce na prześcieradle. Wyginała się do tyłu, gdy swoim językiem kreśliłeś kółka na łechtaczce. Czułeś jak powoli robi się ciaśniejsza, ale nie, nie pozwolisz jej na to. Natychmiast zabrałeś i ręce i swoją twarz. Ugryzłeś po drodze w udo i klęczałeś oblizując wargi. Frisk była wyraźnie niezadowolona, zaskoczona.
-Na kolana - rzuciłeś władczo. O, przypomniała sobie, że to ona powinna rozkazywać Tobie. Widziałeś na jej twarzy serię emocji. Zaskoczenie, niezadowolenie, pragnienie, potrzebę, dumę..  - Powiedziałem na kolana - powtórzyłeś się. Frisk zacisnęła mocniej wargi dźwigając ciało na kolana. Zdzieliłeś ją kilka razy po pośladku, który aż podskoczył od Twojego uderzenia. W ramach kary, oczywiście, że nie posłuchała od razu. Potem zacząłeś masować jej plecy i ramiona, kutasem ocierając się o jej wilgotna kobiecość, lecz jeszcze nie, nie wejdziesz w nią. Musisz ją podręczyć. Prawda? Byłoby zbyt łatwo, zbyt prosto, ona musi dostać nauczkę. Położyłeś się na niej, nie całkowicie oczywiście, lecz tak, by mieć dostęp do jej dyndających sutków. Ścisnąłeś je, kilka razy uderzyłeś, potem przechyliłeś się i wsadziłeś palce do jej ust. Zaczęła je ssać, po chwili zabawy jej językiem, w końcu sam nie mogłeś wytrzymać i przestałeś ocierać się o nią, po prostu w nią wszedłeś. Aż jęknęła z rozkoszy. Ty natomiast dawno nie czułeś się tak dobrze. Nie zdawałeś sobie sprawy do teraz, jak tego potrzebowałeś. Złapałeś ją za biodra i przestałeś myśleć. Po prostu czułeś. Czułeś ciepło, wilgoć, to jak zaciska się na Tobie, słyszałeś jej jęki i błagania o więcej, o szybciej o to, abyś nie przestawał. Nie spodziewałeś się, że Frisk będzie taka wokalna, jak na kogoś kto jest uosobieniem dobroci i spokoju publicznie, w sypialni zamienia się w grzesznego diabełka. No kto by pomyślał. Zaśmiałeś się, dałeś kilka klapsów. Jak tylko Twoja ręka uderzała w jej pośladek, wnętrze Frisk zaciskało się. O, to ciekawe. Może dlatego straciłeś panowanie nad sobą i nie patrzyłeś na nic, tylko co chwilę klepałeś raz jeden, raz drugi, aż oba zrobiły się przyjemnie czerwone? Dziewczyna już płakała, łzy rozkoszy lały się po jej brodzie i policzkach. Całe człowieczeństwo uszło kilka chwil temu, kiedy wystawiła język i dyszała mocno. To Ty, to Ty to sprawiłeś. To Ty doprowadziłeś ją do takiego stanu. Byłeś z siebie naprawdę dumny. A potem, kiedy poczułeś jak do granic możliwości zaciska się na Tobie, kiedy przygryza własną wargę i drętwieje całe jej ciało, by zaraz potem dyszeć i drżeć w kolejnych spazmach orgazmu, sam doszedłeś, odpowiednio wcześniej z niej wyskakując. Jej plecy oraz pośladki były w Twoim nasieniu. Tak samo jak prześcieradło. Oboje jednak nie dbaliście o bałagan. Wszystko było w waszych sokach i pocie, więc i tak szykuje się wielkie pranie. Dziewczyna padła na łóżko wycieńczona, jeszcze niepewna tego co się stało, nieświadoma tego gdzie i z kim jest, owładnięta przyjemnością. No i Ty, Ty zrelaksowany, odprężony, nadal otulony słodką ekstazą, po prostu... usnąłeś. A co dalej? Cóż, jakoś to będzie. 
Share:

27 sierpnia 2017

Undertale: Gra w kości - Piątkowy Szkielet [The Skeleton Games -Friday Night Skeletons] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Piątkowy Szkielet (obecnie czytany)
Wieczorem jechałaś do domu ze sklepu elektronicznego w którym kupiłaś telewizor. Dlatego prowadziłaś. Właściwie to byłaś nawet szczęśliwa, że miałaś wymówkę aby kupić nowy. Zawsze chciałaś mieć zakrzywiony ekran no i teraz masz. Nie mogłaś się doczekać, aż go wypróbujesz. Wywaliłaś stary, który teraz leżał przy śmietniku. Wyszłaś z samochodu i zaniosłaś swoją zdobycz do domu. Kupiłaś największy jaki znalazłaś i był ciężki. Wampiryzm nie pomagał. Słyszałaś głośną muzykę przez ściany jak tylko weszłaś do środka. Ktoś już chyba wrócił. Jak tylko zamknęłaś za sobą drzwi zaczęłaś rozpakowywać go ze wszystkich pudełek, folii i styropianów. Potem zaczęłaś go ustawiać na ścianie. W pokoju panował bałagan, stanęłaś pośrodku podziwiając pracę. Nie jesteś pewna, czy nie jest krzywo. Trzeba będzie go włączyć i się przekonać. Podłączyłaś komputer do nowego monitora i włączyłaś grę survivalową. Telewizor prezentował się wspaniale. Lecz nie byłaś pewna, czy to zakrzywienie cokolwiek poprawia, będziesz musiała przetestować go przez kilka dni. Grałaś sobie, nie zauważając, że twój sąsiad wcześnie wyłączył dziś muzykę. Potem, w środku nocy odezwał się Twój telefon. Czas wyjść się napić... Postanowiłaś dzisiaj udać się do centrum, dorwać jakiegoś człowieka nim ten zdąży się upić w lokalnym barze. Założyłaś na siebie obcisłą czarną sukienkę i szpilki. Nie czułaś się w tym ubraniu dobrze, zakrywało zaledwie Twoje majtki i tyłek. Jak już skończysz to co masz zrobić, ubierzesz się w wygodniejsze łaszki. Poszłaś do łazienki i zabrałaś się za malowanie swoich barw wojennych. Tusz, lekki i przyjemny, szminka i trochę pudru. Popatrzyłaś na swoje odbicie upewniając się, że wyglądasz perfekcyjnie. Nom, wyglądasz jak dziwka. Nie podobałaś się sobie, wolałaś wynoszone za duże ubrania, ale... w nich nie poderwiesz nikogo kim mogłabyś się pożywić. Marzyłaś o powrocie do domu, nim jeszcze z niego wyszłaś. Ile musisz wycierpieć dla gier? Wyszłaś z mieszkania czując zimne powietrze na skórze. Może powinnaś zabrać ze sobą jakąś kurtkę? Wampiry całkiem dobrze znoszą zimno, ale dziwnie będziesz wyglądała bez czegoś na ramionach. Ech, za późno, jesteś zbyt leniwa, aby wrócić do środka i coś zabrać. Byłaś już w centrum, słyszałaś bity z lokalnych klubów i barów. Kilku kolesi zwróciło na ciebie uwagę, ale wszyscy byli z kumplami. Nie masz zamiaru zadzierać z grupą. To zbyt skomplikowane. Już i tak musiałaś odmówić grupie brzydkich i starych facetów, bo za tobą szli chcąc zaprosić cię na drinka. Po dwóch godzinach tułaczki nie znalazłaś dobrego kandydata. Postanowiłaś udać się do baru. Nie lubiłaś alkoholu, zazwyczaj udawałaś, ze go pijesz. Poszłaś w rejony w jakie nie zapuszczasz się zbyt często. Weszłaś do knajpy. Była zdecydowanie mniej popularna i mniej zatłoczona. Podeszłaś do szynku, rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu samotnika, wtedy dostrzegłaś znajomy neonowy napis. Grillby's. To ulubione miejsce Czaszeczki! Już zamierzałaś wyjść z przybytku i udać się do tamtego naprzeciwko, kiedy jakiś gość ściągnął na siebie Twoją uwagę.
-Co tutaj robisz o tej porze całkiem sama? - miał włosy w kolorze ciemnego blondu ścięte na krótko. Był czysty i nie czułaś na nim alkoholu... jeszcze. Właściwie pachniał tak, jakby przed chwilą wyszedł spod prysznica, co u Ciebie zaplusowało. Raz żywiłaś się bezdomnymi przez miesiąc, ale zorientowałaś się, że ci czyści nie powodują u ciebie bólu brzucha kolejnego dnia i nie masz odruchów wymiotnych. Co jednak najważniejsze. Gość był sam. Idealnie...
-M-miałam się z kimś dzisiaj spotkać, ale nie przyszedł. Miał mnie zawieść do domu – jęknęłaś. Nic tak nie działa jak skromna i zagubiona dziewczyna w seksownych łaszkach.
-Oh, szkoda, w okolicy jest niebezpiecznie. Wiesz, odkąd potwory pootwierały tutaj swoje sklepy. Może przejdziemy się razem? Widzę się ze znajomymi kilka bloków dalej. Samotna i piękna dama jak ty nie powinna spacerować sama w piątkowe wieczory. - zacisnęłaś ręce na torebce i popatrzyłaś na niego zmartwiona. Heh... jest dobry. - Nie bój się, ja i moi przyjaciele jesteśmy dobrzy. Kilka drinków i osobiście zawiozę cię do domu. - wyciągnął w Twoją stronę dłoń. Po chwili sztucznego wahania chwyciłaś ją z uśmiechem. - Czy ktoś powiedział ci, że pięknie się uśmiechasz?
-Nie... n-nikt – szepnęłaś. Ta, to kłamstwo. Serio, kto przeżył swoje życie nie słysząc ani razu, że ładnie się uśmiecha? No ale przynajmniej gość nie komplementował Twoich cycków czy tyłka, albo Twojego wzrostu... Wydawał się być w porządku. Po prostu ma pecha, że poznał Ciebie dzisiaj. Nie abyś miała coś do gryzienia go. Żywisz się regularnie więc nie odczuwasz wielkiego głodu, Twoja ślina na właściwości lecznicze, więc nie będzie śladu. Szłaś z nim ramię w ramię rozglądając się za opustoszałą ślepą uliczką w której będziesz mogła się z nim schować. 
SANS
Po kolejnym złym dniu w fabryce papieru, który spędził stercząc za taśmą wypełnioną stronicami gazet, jakie wpadały do maszyny która je łączyła, Sans wziął skrót do domu. Wczoraj poszedł spać wcześnie, więc nie był zmęczony w pracy. W ciągu ostatnich kilku dni był nakrywany na drzemaniu w pracy. Całe szczęście, jego szefowa była miłą panią, która nie denerwowała się z takich powodów. Powiedziała, że poza nim jest kilku innych pracowników, którzy pracują w paru miejscach i również zasypiają. Był zaskoczony, że są ludzie którzy pracują w kilku miejscach i nadal żyją. Natychmiast włączył muzykę, relaksując się przy dźwiękach gitar i perkusji, oraz krzyków wypełniających jego mieszkanie. Nic tak nie poprawiało mu humoru jak dobra muzyka. Tylko że... mimo wszystko nie miał znowu jakiegoś złego nastroju. Może dlatego, że jego głupia sąsiadeczka dzisiaj nie zawracała mu głowy? Poszedł do lodówki i zajrzał do środka. Nic. Kurwa. Szef wpada jutro a on nie ma żadnego żarcia. Pieprzyć tą głupią panienkę i jej... i spędzanie z nią czasu. Zerknął na zegarek i udał się na szybkie zakupy. Wziął skrót do lokalnego marketu sprzedającego potworze jedzenie. Nie wyłączył przy tym ani muzyki, ani świateł w mieszkaniu. Kręcił się między regałami zbierając rzeczy na jutro. Miał więcej gotówki bo przez ostatnich kilka dni nie musiał kupować nic na kolację, więc wyposażył się w wielkie trzy butelki musztardy. Zerknął dookoła chowając się na tyły sklepu i wziął skrót do domu. Podskoczył lekko kiedy jego własna muzyka go zaatakowała. Cholera! Rozejrzał się po mieszkaniu i zauważył wielki bałagan którego nie posprzątał. Postanowił zabrać się za to dzisiaj, spać pójdzie jutro rano. W pierwszej kolejności schował jedzenie nim zaczął podnosić ubrania i śmieci z podłogi. Potem zabrał się za wycieranie śladów po musztardzie ze stolika. Zerknął na telefon. Nic. Oczywiście, że nic. Czego się spodziewał? Wziął mopa i zabrał się za czyszczenie podłogi. Dywan był w miarę czysty, głównie przez to, że nie bywał często w domu przez ostatni tydzień. Po skończonej robocie zerknął na telefon. Nadal nic. Zabrał się za kuchnię, szorstką stroną gąbki próbował zdrapać zaschniętą plamę po musztardzie. Właśnie zabierał się za szorowanie blatu kiedy usłyszał dzwonek wiadomości ze swojego telefonu. Szybko na niego spojrzał.

Szef: LEPIEJ ABYŚ BYŁ PRZYGOTOWANY NA JUTRZEJSZĄ RODZINNĄ KOLACJĘ SANS. PAMIĘTAM TWOJĄ OBIETNICĘ Z ZESZŁEGO TYGODNIA. OBYŚ MIAŁ CZYSTE MIESZKANIE I UGOTOWANY POSIŁEK. NIE BĘDĘ JADŁ TYCH ŚMIECI KTÓRE NAZYWASZ JEDZENIEM. TAKI POTWÓR JAK JA, WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS, NIGDY NIE WSADZĘ DO UST STRAWY KTÓRA MOGŁABY MNIE SPOWOLNIĆ W TRAKCIE MISJI. TRZEBA MIEĆ CZYSTY UMYSŁ, MIESZKANIE I CIAŁO, ABY SPEŁNIAĆ SIĘ W ZADANIACH....

Wiadomość zawierała jeszcze kilka linijek tekstu, ale Sans był zbyt leniwy aby je przeczytać. Odpisał szybko.

Sans: ta szefie nie martw się, dam radę.

W zlewie miał kilka naczyń, które zebrały się w trakcie tego tygodnia. Nie było ich wiele, głównie dlatego że żywił się na wynos. Dostał kolejną wiadomość.

Szef: CZUJĘ, ŻE NIE TRAKTUJESZ TEGO POWAŻNIE SANS. TE RODZINNE POSIŁKI SĄ WAŻNE ABY UTRZYMAĆ NASZE RODZINNE WIĘZI SILNYMI. KAŻDY WOJOWNIK POWINIEN JEDNAK ZNALEŹĆ CZAS ABY SPĘDZIĆ TROCHĘ CZASU W KUCHNI, TO WAŻNE ABY ZROZUMIEĆ ZBILANSOWANĄ DIETĘ I MISTRZOSTWO W GOTOWANIU! NALEŻY TRZYMAĆ MÓZG TRZEŹWYM I CIAŁO ZDROWYM...

Kolejne linijki wypełnione były istotą pożywienia i zagadek. Sans odpisał.

Sans: rozumiem szefie

Uznał, że ma dość mopienia podłogi i podłoga w kuchni jest w miarę znośna, po chwili czyszczenia usiadł na kanapie z butelką musztardy i upił kilka łyków leniwie wsłuchując się w muzykę. Może powinien poszukać jakiejś nowej płyty? Zerknął na telefon. Nadal nic nowego. Siedział myśląc. Coś było dziwnego. Nudził się. Dlaczego? Kolejny łyk musztardy. Kurwa to nie jest tak smaczne od Grillbiego. O, może to powinien zrobić? Nie był tam od poniedziałku. Zamknął butelkę i wsadził ją do lodówki. Wyłączył muzykę i światła a potem wziął skrót. Pojawił się za śmieciami, a potem przyszedł do drzwi. Mmm, czuł smakowity zapach z ulicy. Otworzył je i przywitał się z bywalcami.
-Cześć Sans
-Co tam debilu?
-Siemaneczko Sansuś
-Gdzie się podziewałeś? Dawno cię nie widziałem! - kilka potworów cieszyło się, na jego widok.
-Eh, byłem zajęty. Nie miałem czasu – odpowiedział jednemu z nich
-Słyszałem, że przesiadywałeś w ludzkiej chałupie – odezwał się wielki, różowy ptasi potwór. Wyszczerzył się w jego stronę ukazując ostre zęby w dziobie. Bar ucichł, wszyscy wyczekiwali na jego odpowiedź. Cholera, wszyscy wiedzą. Pomyśl co odpowiedzieć, Sans. Musisz utrzymać swój wizerunek. Uśmiechnął się cwanie i odpowiedział
-T-ta, mamy pewien układ
-Słyszałem, że kupuje ci jedzenie – odezwał się jeden z psów
-Heh, kupuje więcej jeżeli wiecie co mam na myśli – z palców zrobił pistolet z któego udawał, że wystrzela mrugając okiem. Połowa bywalców zaczęła szeptać i rozmawiać ze sobą. Potwory sączyły swoje alkoholowe drinki. Kilka psich potworów wskoczyło na blaty i zaczęło wyć rozlewając trunki.
-Łoooo ładnie Sans. Słyszałem, że jest całkiem seksowna.
-Szczęściarz! Gdzie się ukrywała przez te lata?
-Założę się, że je z twoich rąk!
-Zaręczam, że pozwalam jej jeść coś znacznie lepszego – Cholera, kurwa... Tylko... Cholera jasna. Dlaczego on to powiedział. Czuł jak jego dusza drży kiedy wyobrażenie uderzyło głowy bywalców.
-Powinieneś czasem ją przyprowadzić!
-Eh może innym razem? Ostatnio jesteśmy zajęci. - starał się skończyć tę rozmowę.
-Ohhh wiemy, że jesteście zajęci – ptasi potwór mrugnął. Wsadził ręce do kieszeni utrzymując uśmiech na czaszce, udał się w stronę szynku ignorując warki i śmiechy za jego plecami. Miał nadzieję, że nic nie dotrze do Papyrusa. Nie będzie z tego zadowolony. Usiadł na swoim zwyczajnym siedzeniu i czekał, aż pojawi się barman. Tym okazał się wielki fioletowy żywiołak ognia ubrany w kompletny garnitur.
-Cześć płomyczku, grillujesz coś dzisiaj? - barman po prostu odstawił na bok szklankę i wyciągnął spod lady butelkę musztardy stawiając ją przed Sansem. Potem udał się do kuchni, fioletowe płomienie unosiły się za nim. - To co zawsze! - krzyknął za nim nim tem zniknął. Sans czekał na posiłek, zerknął na telefon. Nadal nic ciekawego. Wsadził go do kieszeni, sam nie był pewien na co czekał. Stukał palcami w blat czekając. Będzie musiał się upewnić, że cała akcja z domem strachów nie będzie pokrywała się z jego posiłkami z bratem. Zazwyczaj wcześnie wychodzi, to jeden z tych gości co wcześnie idą spać i wcześnie wstają. Całe szczęście wysprzątał dom dzisiaj nim Szef wpadnie. Jeżeli w ciągu tygodnia zapragnąłby go odwiedzić, znalazłby go w mieszkaniu obok z człowiekiem. A co gorsze, pewnie wypaliłaby z jakimś wkurwiającym tekstem. Tsk... to dlatego się martwi. Byłaś najsilniejszym człowiekiem jakiego poznał. Nie dasz mu spokoju. Zawsze pukasz w jego drzwi i się nim bawisz. Jaki normalny człowiek chciałby spotykać się z potworem? Dlaczego nie zaczniesz zadawać się z kimś innym? Jest pewnie wiele osób jakie tylko czekają, aż się do nich odezwiesz. Dlaczego nie będziesz ich dręczyć? Znasz zapewne wiele osób. Teraz nie puszcza głośno muzyki, więc nie powinnaś zawracać mu głowy. Jesteś... dziwna. Interesujesz się nim. W jednej chwili wykazujesz wielkie zainteresowanie nim i rozmawiasz jak równy z równym, by zaraz potem robić sobie z niego dowcipy. Nie wiedział czy jesteś jednym z tych w dupę uprzejmych ludzi, czy po prostu dupkiem. No i nawet lubisz z nim grać... Ahhh, mniejsza. To zbyt pomieszane. Sans oparł swoją głowę o rękę i zamyślił się. Zdrową reakcją na potwory jest strach. Tak ludzie powinni się zachowywać. Nie powinni pukać do drzwi i prosić o wspólną grę, ten gatunek nie jest porywczy. To... dziwne, wydaje się, że niczym się nie martwisz. Nawet po tym jak wczoraj Cię zaatakował. Nie uciekłaś. Zniszczył rzeczy z Twojego mieszkania używając Twojego ciała, a Ty zachowywałaś się jakby nic się nie stało. Zachowywałaś się tak, jakby jego ataki Cię nie raniły, przejęta bardziej zniszczonymi zabawkami niż własnym ciałem. Zaraz, dlaczego nie zranił Cię? Był taki przerażony przez ten cały czas. Nie zwrócił uwagi na to wcześniej. Wziął kolejny łyk i myślał dalej. Nawet jeżeli jego atak nie zadziałał, był pewien że rzucanie Tobą po ścianach powinno Cię jakoś zranić. To dziwne. Zachowywałaś się tak, jakby Cię nic nie bolało. Może byłaś jakoś bardzo wytrzymała? Przez jakiś czas Sans analizował dokładnie zdarzenie z wczoraj. Pamiętał twoją obrzydliwą ludzką krew, po tym jak Cię ugryzł, ale kiedy ją zmył, nie było śladu na ciele. Zamierzał błagać Cię na kolanach, abyś nie dzwoniła na policję, ale kiedy zauważył, że nie ma rany, uznał, że nie ma za co przepraszać. Może ugryzł coś innego? Nie widział właściwie wiele w tamtym czasie. Najdziwniejsza rzecz w Tobie to Twoja dusza. Zazwyczaj powinien więcej z niej wyczytać niż inne potwory. Ale nie widział nic. Tylko imię i kolor. To bardzo podejrzane. No i Twoje oczy. Możesz udawać, że nie zamieniły się w czerwone, ale wiedział co widział. No i wiedział jakim ludziom zmieniają kolor. Nie wykazywałaś co prawda żadnych tendencji do przemocy, lecz póki nie zobaczy Twojego LV nie może być niczego pewien. Rozważał nawet, czy nie poprosić Cię o to, aby mógł się dokładniej przyjrzeć. Cóż... nie tak że się jakoś specjalnie przejmuje. Z tego co zauważył, siedzisz praktycznie cały czas w domu i grasz w gry. Możesz cierpieć na jakieś dziwne ludzkie schodzenia które ukrywają Twoją duszę. Grillby wyszedł z burgerem i frytkami, gorące mięso nadal skwierczało na talerzu. Podniósł go i wziął gryz myśląc o przyszłym tygodniu. Miał nadzieję, że wszystko będzie nudne i szybko się zmyje. Z jakichś powodów bardzo Ci na tym zależało. Jeżeli ludzie po prostu lubią się straszyć wzajemnie, mogą to robić. Po co im potwory w całej tej głupocie? Jak by się czuli, gdyby potwory przebierały się za ludzi i świętowali swoje upokorzenie każdego roku. Heh, to mogłoby być nawet zabawne. Sans skończył jeść i zapłacił, zazwyczaj zostawał jeszcze trochę ale był pewien, że wszyscy będą wypytywać się o jego domniemany związek. Naprawdę nie miał już ochoty myśleć o Tobie... Nie chciał myśleć już o tym co wywołuje jego nudności. Ludzie są obrzydliwi i okropni i źli. Dlaczego potwory chcą się z nimi przyjaźnić, skoro wszyscy ich zdradzą? On nie chce się z żadnym przyjaźnić. Nim się odwrócił i wyszedł, powiedział do bywalców. 
-Upewnij się i powiedz Ice Wolfowi i innym dostawcom, aby trzymali gębę na kłódkę o mnie, dobra? - Grillby zamrugał zdziwiony, jego płomienie mocniej zatańczyły i zaśmiał się cicho pod nosem. Sans powoli wyszedł. Była wielka różnica między ciepłym wnętrzem baru, a chłodem nocy. Już późno i ciemno. Zerknął na telefon jak szedł. Dlaczego ciągle to robi? Jeżeli by coś dostał, pewnie by usłyszał. No i kto poza Szefem miałby do niego pisać, a ten już śpi. Postanowił wrócić do domu z buta, zamiast brać skrótu. Tam czekała na niego ta sama muzyka którą słyszał już setki razy, no i gra w której go terroryzowałaś. Może, skoro teraz wie już kim jesteś, moglibyście razem zrobić team i ... Nie, nie chce się dzisiaj z Tobą widzieć, nawet online. Przestań myśleć o tej wkurwiającej ludzkiej samicy i zawlecz swoją dupę do domu. Mijał właśnie ciemną uliczkę kiedy usłyszał czyjeś szepty. Ugh, obrzydliwe. Dlaczego wszyscy ludzie lubią robić to publicznie? Spierdalajcie do domu, nikt nie chce słyszeć waszego durnego tańca godowego.
-Nie tak mocno, zrobisz ślady!
-Spokojnie, to tobie się śpieszyło – Sans stanął. To brzmiało jak... Nieee. Tak się dzieje kiedy myśli za dużo o tej wkurwiającej ludzkiej samicy. Widzi ją wszędzie... Choć to naprawdę brzmiało jak ona... Odwrócił się i cofnął stając przed alejką starając się cokolwiek wypatrzyć w ciemnościach
-Proszę, n-nie chcę aby ktoś nas zobaczył
-Nie wiem dlaczego się tak martwisz dziecino, nikt nas stąd nie zobaczy – A no, to zdecydowanie jej wkurwiający głos. Choć... nigdy nie brzmiała na tak przerażoną. Kurwa! Co wyrabiasz w ciemnej uliczce z jakimś typem? Nie powinnaś teraz być w domu i .... Zaraz! Wspominałaś chyba coś o „piątkowych wypadach aby się napić” prawda? To jakaś tradycja ludzkich samic czy coś? Dlaczego jesteś tutaj kurwa sama? Cholera, dlaczego musiał na Ciebie trafić? Idź sobie i zostaw ją. Ona będzie brała odpowiedzialność za swoje złe decyzje. Po prostu odejdź i ...
-P-przestań, nie tu, proszę – błagałaś w ciemnościach. Pieprzyć to! Dlaczego byłaś taka przerażona? Nie byłaś taka nawet jak graliście w straszne gry! Cholera... nie może używać magii. Wziął głębszy wdech i wszedł wgłąb uliczki aby lepiej ocenić sytuację.
-N-nie, nie jest dobrze, chodźmy głębiej – brzmiałaś na zdesperowaną.
-Yhhh ____ czy to ty? - zawołał. Rumienił się przez odgłosy jakie słyszał. Czerwień mieniła się w ciemnościach. Naprawdę miał nadzieję, że nie jesteś zmuszana do robienia tego co ludzcy samcy robią ze swoimi samicami. Nie chciał tego widzieć. Nie wiedział co zrobi, jeżeli to zobaczy.
-Kto tam jest? - odpowiedział męski głos. Chwilę potem oślepiło go światło. Człowiek używał latarki z telefonu. Zauważył niskiego potwora zasłaniającego twarz rękami. - Co do diabła? Spierdalaj pieprzony brzydalu! - człowiek zrobił kilka kroków w jego stronę. Sans zacisnął pięści zmartwiony. Nie wie co ten typ chciał Ci zrobić... ale nie brzmiało jakbyś tego chciała. Cholera jasna! Dlaczego rząd zabronił mu używać magii?!
-Zaraz, Czacho? To ty? Co tutaj robisz? - twój głos zawołał go z ciemności. Nie brzmiał jakbyś była przerażoną, małą dziewczynką.
-Ja... Uh – starał się otworzyć oczy mimo światła latarki.
-Co? Znasz to coś? Prześladuje cię? - zapytał mężczyzna – Ej, wracaj! Nie idź do niego!
-Czaszeczko! Rany, koleś, nie spodziewałam się ciebie tutaj. Co sprowadza cię do ciemnej i opustoszałej uliczki w tak piękną, mroźną noc? - Stanęłaś przed nim zasłaniając ciałem latarkę. Otworzył oczodoły i potrzebował chwili aby odzyskać wizję.
-Nie! Pytanie brzmi: Co TY robisz w ciemnej i opustoszałej uliczce w tak piękną i mroźną noc z jakimś gościem w ... SKPĄPEJ... KRÓTKIEJ.... SUKIENCE?! - stukał Cię palcem z każdym słowem.
-Zaraz, mówisz o tym typku? - wskazałaś kciukiem przez ramię za siebie – Źle to zrozumiałeś Czaszeczko. Poznaliśmy się kilka minut temu, teraz idziemy do ślepej uliczki – Mężczyzna podszedł do Ciebie z tyłu i złapał Cię za ramię.
-Słuchaj dziecino, dziwnie się zachowujesz, odejdź od tego dziwoląga i chodźmy stąd nim zrobi coś niebezpiecznego. Nie pójdzie za nami do klubu, nie wpuszczają tam takich pokrak jak on – zesztywniałaś natychmiast patrząc na człowieka wściekłym spojrzeniem. Obróciłaś się w jego stronę. 
-Słuchaj Jaśku... Janku... Jakubie czy.. jak ci tam na imię. Nie jestem twoją dzieciną, jestem dorosłą kobietą i jestem całkiem pewna, że jestem o jakieś dziesięć centymetrów większa od ciebie. Zawrzyj swój głupi i naiwny ryj i rozeznaj się w sytuacji. Zabieraj swoją głupią twarz stąd nim zmuszę cię do błagania o wybaczenie tego potwora przez lizanie jego słodkich, kościstych stópek! - wysyczałaś w stronę mężczyzny, który stał zszokowany, mrugnął kilka razy, jego agresja kompletnie zniknęła.
-Tak... powinienem już iść. - Odwrócił się i poszedł. Co do diabła?! Sans patrzył na oddalające się plecy człowieka z szeroko otwartymi oczodołami. Kiedy tylko zniknął, odwrócił się w Twoją stronę pełen wściekłości.
-Że co kurwa?! Co to było?!
-Co, co było?
-Ten typ, on-on po prostu sobie poszedł, dlaczego on...
-Bo mu powiedziałam. - popatrzyłaś z dumą na Sansa kładąc ręce na biodrach.
-Ja nie... - uderzył się ręką w twarz – Cholera, paniusiu, nie wiedziałem, że jesteś jedną z tych które lubią być pierdolone w uliczkach przez obcych gości.
-Co?! Nie! Nigdy w życiu czegoś takiego nie zrobiłam – zmarszczyłaś brwi urażona
-Więc co to jest? - wskazał na Twój skąpy ubiór – Co do diabła wyrabiasz?
-Udaję, że pozwalam temu gościowi robić mi rzeczy w mrocznej uliczce...
-O serio? A kiedy on się o tym dowie, o tym że udajesz, po prostu sobie odejdzie jakby nic się nie stało?
-Wiesz.. właśnie to zrobił chwilę temu – Sans warknął zdenerwowany. Dlaczego jesteś taka głupia?! Chcesz umrzeć?!
-Nie chcę cię rozczarować paniusiu, ale nie każdy facet zostawi to po prostu tak i odejdzie kiedy wyjdzie, że tylko udajesz... Po chuja w ogóle udajesz takie rzeczy?!
-Wiesz... Bo... To... Uh... zabawne? - nie wiedziałaś co powiedzieć. Pewnie nie uwierzy w tekst „bo jestem wampirem i prowadzę ludzi w ciemne uliczki aby possać ich krwi co piątek”
-Twoje życie jest zbyt spokojne, czy co?
-Wiesz...
-Nie odpowiadaj kurwa mać. Tylko... Kurwa... Chodźmy stąd – zaczął odchodzić w stronę waszego bloku.
-Ale ja nadal...
-Wracamy do domu... TERAZ – warknął na Ciebie zza pleców, jego czerwone oczy świeciły w ciemnościach, czekał aż zaczniesz iść za nim. Wyglądał jakby chciał kogoś zabić.
-Dobrze Szefie kosteczko – uniosłaś ręce w poddańczym geście i zaczęłaś iść za nim. Będziesz musiała tutaj wrócić niedługo. Ten koleś był taki łatwy.... 
Szłaś w ciszy za Sansem słuchając waszych kroków kiedy wracaliście do mieszkania. Byłaś zaskoczona tym, że pojawił się w uliczce. To właśnie dlatego chciałaś wejść głębiej. Nikt by nie zauważył was gdybyście weszli głębiej. Pięć minut i byłoby po sprawie. Teraz będziesz musiała wrócić tutaj kiedy Sans sobie pójdzie, albo przyjść w Sobotę... No, wpadniesz tu w Sobotę... Zmarnowałaś noc. To nie pierwszy raz, kiedy ktoś chciał Cię „ocalić” od ofiary. Lecz ze wszystkich osób jakie mogły się pojawić, nie mogłaś uwierzyć że to twój zły sąsiad potwór. A co ciekawsze, byłaś pewna że jeżeli nawet by Cię usłyszał, zostawiłby Cię samej sobie. Czyżby jednak Cię nie nienawidził? Czyżby plan zaprzyjaźnienia sie z nim działał? Powinnaś mu chyba podziękować. Popatrzyłaś w dół na niskiego potwora człapiącego przed Tobą. Jego czaszka skakała z każdym kolejnym krokiem, całe jego ciało mówiło wyraźnie, że jest wkurwiony. Heh, a kiedy nie jest?
-Uh, dzięki, za to, że wpadłeś po mnie. Nawet jak nic mi nie groziło – twój głos przełamał ciszę
-Kurwa! Nie mieszaj mnie w swoją głupotę! Masz szczęście, że wracałem do domu, bo inaczej miałabyś poważne kłopoty! - warknął wsadzając głębiej ręce w kieszenie.
-Zaraz, jadłeś w Grillby's? To już czwarty raz w tym tygodniu! - zerknął na Ciebie przez ramię, jego źrenice prawie przybrały kształt serc.
-Heh, niezmierzona jest moja miłość do Grillby's – uśmiechnął się szczerze.
-A nie dostaniesz jakiegoś ataku serca przez śmieciowe żarcie?
-Potwory nie mają serc. Nasze jedzenie to magia. Nie ma znaczenia co jemy.
-Oh.. to wiele wyjaśnia – skoro wszystko jest zrobione z tego samego, mniejsza jak wygląda i smakuje. To ma sens – Więęęc, nie zachowujesz przez jedzenie niezdrowego potworzego żarcia, ale nadal możesz przytyć przez jedzenie zbyt wiele? - zapytałaś pogrążona w myślach. Prawie na niego wpadłaś kiedy przestał iść. Jego twarz była cała czerwona. Popatrzył na Ciebie jarzącymi się oczami.
-N-nazwałaś mnie grubym!
-Co? Nie... Ja tylko.. pytałam o jedzenie czy... - Cholera jasna! Nie to miałaś na myśli. Byłaś ciekawa ... potwór przed Tobą był owszem, troszeczkę większy... ale.. - Zaraz! Uważasz się za grubasa? Jak to w ogóle działa?
-Nie jestem gruby, mam tylko grube kości – warknął chowając twarz pod kapturem.
-Cóż.. uh... ta... ja nie... nie ... Byłam pewna, że szkielet nie może przytyć. Nie masz grama tłuszczu na sobie... Jak szkielet może... - Cholera, patrzył na Ciebie jakby Ci nie wierzył i jakbyś właśnie zabiła jego matkę wykałaczką. - Jasne, jest wrażenie, że masz trochę więcej towaru na brzuchu, ale widziałam co tam chowasz. Tylko kości i ... - Tak, teraz Ci stanowczo nie wierzy i jest rozwścieczony. Szybko, odkręć to! - Znaczy się, jasne, nie wyglądasz na chudego kościotrupa, ale uważam że jesteś całkiem słodki i...
-Zamknij.. SIĘ! - zabijał Cię spojrzeniem. Możesz dać sobie łeb odciąć, że przez chwilę jego źrenice przypominały dwa ogniki. Szybko się zamknęłaś. Cholera. Nie chciałaś go obrazić. Nie wyglądał grubo. Może troszeczkę puszyście, ale to głównie przez jego kurtkę, co? Jego kościec jest większy. Czy kości kościotrupa stają się większe kiedy je za dużo? Raaany, tak strasznie chcesz go o to zapytać, ale nie chcesz go jeszcze bardziej urazić. Skąd mogłaś przypuszczać, że kościotrupy mają kompleks tuszy? Jego waga to na oko około trzydzieści kilogramów, nie więcej! Szedł przed siebie nie patrząc na Ciebie. Musiałaś trochę biec na szpilkach aby go złapać. Po kilku kolejnych krokach cisza Cię zabijała
-Ja... uh, nie uważam, że jesteś gruby. Pytałam o jedzenie. Osobiście uważam, że jesteś słodki i..
-Że co kurwa? Przestań tak mówić – warknął i przyśpieszył
-Co? Mówię tylko, że jesteś słodki...
-Kurwa! O to mi chodzi! Nie mów tak! Nie jestem słodki, dobra? Brzydkie jak jesień średniowiecza szkielecie potwory nie są słodkie. Są straszne – warknął w futerko na kapturze.
-Co? Kto powiedział, że jesteś brzydki?
-Pieprzeni ludzie ciągle tak mówią, debilko. Ten gość też tak powiedział. I uprzedzając twoje chore wścibskie pytanie, według potworzych standardów też nie jestem uważany za przystojnego. Tylko dlatego, że jesteś głupia nie oznacza, że możesz kłamać.. - warczał pod nosem ciągle idąc przed siebie, nawet się na Ciebie nie obejrzał – Powinienem cię tam zostawić – mruczał do siebie. 
-Ej nie to miałam na.. no i nie kłamię. Naprawdę uważam, że dobrze wyglądasz... Ja.... uhhh.. Nie wiem wiele o standardach potworzej urody, ale w mojej opinii jesteś drugim najsłodszym potworem jakiego widziałam.
-Ale masz popierdolone gusta – warknął na Ciebie
-Oj no weź. Wielkie oczy zawsze są słodkie
-Nie mam oczu debilko!
-Nie, ale twoje oczodoły są równie urocze. Słodkie. Nosisz zawsze duże puchate ubrania, przez rękawy ledwo wystają twoje małe kościste paluszki. To rozkoszne. No i twoje stópki..
-Kurwa! Z-zamknij się! Dlaczego jesteś taka pojebana?! - cały się rumienił.
-Co? Pytałeś, to odpowiadałam...
-Jesteś kretynką – był chyba pewny, że go okłamujesz, lecz wracając nie był już taki naburmuszony. - Tsk.. Dobra, to jaki jest pierwszy najbardziej atrakcyjny potwór jakiego widziałaś? - zapytał – Założę się, że to jakiś brzydal.
-Cóż Muffet oczywiście. Jest seksowna i wie jak się ubrać. - Sans milczał chwilę nim Ci odpowiedział.
-Heh, może, ale to nadal pojebana psychopatyczna suka – mruknął
-Oooo zgadzasz się. A więc mam gust w potworach – szłaś obok niego, nie zaciskał już w gniewie pięści.
-Na nic się nie zgadzam.
-Trzeci na liście jest koci potwór którego poznałam. Pracuje w MTT. Koty są totalnie słodkie. Więc on będzie trzeci i...
-Zaraz, zaraz, zaraz. Burgerpants jest na górze tej listy? To pierdolony debil. Teraz już wiem, że twoje gusta są paskudne.
-Dobra! Jakie jest twoje top trzy najbardziej atrakcyjnych potworów?
-Nie muszę ci mówić.
-Dobra – schowałaś ręce za głową – Czyli nie wiesz co to znaczy przystojny potwór. - kolejna dawka ciszy.
-Pierdolony Mettaton! - wypalił. - Ma te wszystkie urządzenia i chwali się nimi i nakłania do kupowania ich!
-To ta potworza gwiazda o której mówią w mediach?
-Ta, on i jego głupia metalowa dupa. - Wyciągnęłaś telefon i popatrzyłaś na niego
-...No, już wiem co masz na myśli
-Heh, mówiłem
-Dobra, a numer dwa?
-Mmmm pewnie... - zarumienił się lekko na tę myśl – Heh, widziałaś królową?
-Potworzą królową?
-Nie, królową Anglii, debilko. Oczywiście, że potworzą królową. Mówimy o potworach, nie o pierdolonych ludziach. - znowu zerknęłaś na telefon.
-DOBRA! Oficjalnie jesteś trzeci na mojej liście – krzyknęłaś oglądając kilka zdjęć z nią.
-Heh, mówiłem, mam dobry gust – rzucił przebiegle
-A twoja trzecia osoba to....?
-T-trzecia... - myślał chwilę, a potem na Ciebie popatrzył – Mój brat oczywiście.
-Pokażesz mi zdjęcie?
-Mój telefon nie ma możliwości robienia zdjęć, pamiętasz?
-Aaa, chcę zobaczyć. Zaraz, skoro twój brat jest na tej liście to ty też powinieneś być przystojny
-Heh, pomijając to, że oboje jesteśmy potworami, nie jesteśmy do siebie podobni. Jest wysoki i szczupły, a ja niski i ...
-...nie jesteś gruby.
-Nic takiego nie powiedziałem! - warknął. Uniósł ramiona. Czy on ma jakiś kompleks na tle brata?
-Cóż... spadłeś na trzecie miejsce, ale nadal uważam, że jesteś słodkim potworem. - Wywrócił oczami i szedł dalej. Niewielki rumieniec szybko zniknął z jego kości policzkowych kiedy myślał o Twoich słowach. 
-N-nie jest ci zimno? Myślałem, że ludzie marzną kiedy nie mają na sobie nic w taką temperaturę.
-Oh, uh, ta, jest całkiem zimno... Raaany, zamarzam. - szczerze, nie było jakoś zimniej niż wtedy kiedy wyszłaś z mieszkania. Jednak, jako wampir mogłaś tolerować takie zimno. Większość ludzi pewnie faktycznie by teraz szczękała zębami gdyby miała na sobie to co Ty. Starałaś się udać dreszcze.
-Nie dam ci mojej kurtki, powinnaś pomyśleć o tym nim wyszłaś
-Nie prosiłam o nią
-I opuść pierdoloną sukienkę, widzę twoją obrzydliwą dupę
-O nie, widzisz moją obrzydliwą dupę, co za wstyd – i tak ją obciągnęłaś. Ale skoro mu się nie podoba, to nie powinien na nią patrzeć. Nagle, coś ciepłego i miękkiego zaatakowało Twoją twarz.
-Z-załóż to – warknął patrząc na bok. Zabrałaś obiekt, to jego kurtka.
-Powiedziałam ci, że nie potrzebuję jej.
-To nie tak, że się o ciebie martwię. Po prostu źle się czuję z tym, że nic nie masz.
-Nie, to nie tak. Nosisz ją codziennie. A to ja wyszłam bez swojej
-Kurwa weź ją!
-Powiedziałam, że nie chcę!
-Zakładaj to kurestwo!
-Nie chcę!
-Zawrzyj wyj i bierz!
-DOBRA!
-DOBRA! - założyłaś ją, była ciepła. Oooo teraz wiesz, dlaczego nosi ją codziennie. Przez to futerko z drugiej strony czułaś się jak w niebie. Objęłaś się ramionami czując materiał na swoim ciele, szczerzyłaś się z radości. Czułaś silny zapach musztardy. - Co do kurwy nędzy?! Teraz wygląda tak, jakbyś nie założyła żadnych majtek!
-Nie chciałam ci tego mówić, ale nie mam majtek. Nie nosi się majtek pod taką sukienką – zaśmiałaś się dalej obejmując ramionami
-Wyglądasz gorzej niż w samej kiecce.
-Co, serio? - starałaś się wyobrazić siebie.
-Wyglądasz jak ostatnia idiotka, która zapomniała założyć majtek
-Hahaha, mniejsza o to, tylko ty mnie widzisz.
-I się tym nie przejmujesz?
-A powinnam? Przecież nie podobają ci się ludzie. No i wiesz jak wyglądam naprawdę. Spodnie od piżamy każdego dnia! - zaśpiewałaś ostatnie zdanie.
-Oddawaj
-Co? Nie. Teraz rozumiem prawdziwą moc twojej kurtki. Będę w niej póki nie wrócimy do domu
-Nie będę chodził po mieście z człowiekiem, który zapomniał założyć majtek!
-Za jakieś pięć minut będziemy w domu
-Wyglądasz jak zboczeniec, ściągaj to.
-Mowy nie ma, ta kurtka punka jest teraz moja – Sans odwrócił się, chwycił za suwak i zaczął go rozpinać.
-Oooo widzę, że pozbawienie mnie majtek to dla ciebie za mało!
-Że co KURWA?! Zamknij się i ściągaj to
-NIGDY! - zaczęłaś biec na obcasach w stronę mieszkania – Nigdy mnie nie złapiesz! - krzyknęłaś biegnąć. Kilka sekund później zobaczyłaś go przed sobą, blokował Ci drogę z niecnym uśmiechem na twarzy. - Co do... - stanęłaś przed nim.
-Mam cię, teraz oddawaj – zaśmiał się wyciągając w Twoją stronę rękę
-Jak ty...
-Mniejsza, oddawaj. - właśnie miałaś ściągnąć kurtkę, lecz nim to zrobiłaś wykorzystałaś moment nieuwagi Sansa i przerzuciłaś go sobie przez ramię jak worek kartofli.
-Odstaw mnie pieprzona suko! - krzyczał i wyrywał się. 
-Porwałam potwora, zwycięstwo jest moje – uniosłaś zaciśniętą pięść do góry.
-Powiedziałem ODSTAW MNIE KURWA! - starał się kopać, lecz w odpowiedzi ścisnęłaś mocniej jego ciało biegnąć. Wampirza siła, to troszeczkę nieuczciwe...
-Hahaha, kupa kości jest teraz moja!
-KUUUURWA! Nienawidzę cię! Nienawidzę! Nienawidzę! ZDECHNIJ! - krzyczał kiedy biegłaś. Kiedy dotarłaś na miejsce z wkurwionym szkieletem odstawiłaś go na ziemię. Patrzył na Ciebie z twarzą wypełnioną złością. Nigdy takiej nie widziałaś, a widziałaś już wiele. Po prostu wyciągnął przed siebie rękę w ciszy.
-Pomyśl o tym tak, przynajmniej nie musiałeś myśleć o tym, że nie mam majtek – stał w ciszy niewzruszony. Ściągnęłaś kurtkę i powoli podałaś mu ją. Wziął ją, wyciągnął telefon z kieszeni, z niego klucze. Robił to w ciszy. - Uhhh do później, Czaszeczko. - otworzył drzwi i wszedł do środka trzaskając nimi za sobą. Ojej, chyba przesadziłaś. 
Share:

Undertale: Opowieść o smoczym generale - Rozdział 4 [opowiadanie by Ksiri]

Notka od autora:  Historia toczy się w uniwersum Underfell'a, jeszcze przed pierwszą wojną z ludźmi. Głównym bohaterem jest Merik, syn generała potworzej armii. Chłopak chce w przyszłości pójść w ślady swojego ojca, a nawet zająć jego miejsce. Jednak jak na młodego potwora przystało, nie tylko to zaprząta mu głowę. Razem ze swoim przyjacielem, Asgorem, przyszłym królem potworów, starają się jakoś osłodzić sobie codzienne życie pełne obowiązków i morderczych ćwiczeń. 
Autor: Ksiri

Spis treści:
| 4 (obecnie czytany)|
| 7 |

Od dość burzliwej rozmowy z Gasterem minął tydzień, a Merik powoli puszczał ją w niepamięć. W tym czasie w stosunkach między ludźmi, a potworami niewiele się zmieniło, co bardzo cieszyło młodego smoka. Nie musiał się niczym przejmować, dzięki czemu mógł razem z przyjacielem wybrać się na polowanie. 
- Ile to już czasu minęło od naszego ostatniego polowania? – spytał Asgore, siodłając swojego karego konia.
- Z jakiś miesiąc, może więcej.. – odparł w zamyśleniu Merik. Jego gniady koń już dawno był osiodłany, więc pozostało mu tylko czekać na Asgora. 
- A, pamiętam. Upolowaliśmy wtedy chimerę, racja?
- Tak, ciężkie to było polowanie. 
Choć na świecie były zwyczajne zwierzęta jak konie, koty czy psy, to po ziemi chodziły również bestie. Ludzie obraźliwie mówili, że to dalecy kuzyni potworów, na co oni kategorycznie zaprzeczali.
Bestiom było znacznie bliżej do zwierząt. Miały swoje gatunki, rasy, gromady itd. Choć z wyglądu czasami przypominały jakiegoś potwora to daleko im było do ich poziomu. Bestie, choć agresywne to były niezbyt inteligentne, co sprawiło, że stały się głównym celem polowań. Choć to potwory częściej czyhały na ich życia. 
- Możemy już ruszać, czy masz zamiar siodłać tego konia przez następny tydzień – Merik westchnął ciężko, zniecierpliwiony czekaniem na przyjaciela. 
- No już, już. Skończyłem – mruknął niezadowolony Asgore. Siodłanie konia nigdy nie było jego mocną stroną –Możemy ruszać. 
Po tych słowach oba potwory wsiadły na swoje wierzchowce, po czym galopem ruszyli w stronę jednej z bram miasta. Nie minęło dużo czasu, a mury stolicy pozostawili za sobą, a przed nimi rozpościerały się olbrzymie pola. Dalej na horyzoncie majaczał lasy i góry, gdzie ponoć od pewnego czasu grasowała jakaś potężna bestia. 
Podróż minęła im w ciszy, a gdy tylko minęli pierwsze drzewa lasu zsiedli z koni i dalej poszli pieszo, ciągnąc zwierzęta za sobą. Las był dość gęsty więc jazda w siodle mogła być dość niewygodna. 
- Ech, nie cierpię tej części polowania – mruknął Merik, idąc jedną z mniej uczęszczanych ścieżek, co jakiś czas odgarniając niewielkie gałęzie drzew, które były na wysokości jego twarzy.
- Nie jesteś sam – odparł Asgore, który szedł tuż za nim. 
Następne godziny były wypełnione chodzeniem po lesie i szukaniem śladów bestii. O dziwo nie natrafili na nic. Nawet na najmniejszy odcisk łap, szramy po pazurach, czy zwłokach zwierzęcia, które bestia mogłaby pożreć. 
Przez ciągłe poszukiwania, zagłębili się w las, tak bardzo, że powoli zbliżali się do gór.
- Merik wracajmy, to nie ma żadnego sensu – warknął Asgore, podirytowany ciągłym łażeniem po lesie – Nic nie grasuje w tym pieprzonym lesie. Pewnie jakiś wieśniak przestraszył się wilka czy dzika i rozpowiedział, że widział olbrzymią bestię. 
- Poczekajmy jeszcze chwilę. Mam wrażenie, że co tu jest. 
Miał racje. Kilka minut później po lesie poniósł się głośny ryk, który z pewnością należał do bestii. Asgore i Merik spojrzeli po sobie, po czym błyskawicznie wsiedli na grzbiety swoich koni i popędzili w stronę dźwięku. Las w tych rejonach na szczęście był rzadszy, więc jazda konna nie była taka ciężka. 
Jednak gdy dojechali na miejsce skąd słyszeli ryk, nic nie zastali, prócz zwykłej małej, leśnej polany, na której nie było żadnych śladów obecności nawet najmniejszej bestii. 
- Co jest do….? – warknął Asgore, jednak jego wypowiedź przerwał kolejny ryk, tym razem dobiegający z gór. 
- Chodźmy. Nie chce, by to kilkugodzinne łażenie po lesie poszło na marne.
Młody smok popędził swojego wierzchowca i pędem ruszył w miejsce skąd słyszał ryk. Asgore ruszył za nim, by po chwili go dogonić. 
Teren po którym jechali stawał się coraz bardziej stromy i kamienisty, przez co musieli zwolnić, co drażniło oba potwory, gdyż nie chcieli dać bestii uciec. 
Jednak gdy po raz kolejny znaleźli się na miejscu, nie dostrzegli swojej ofiary. Wokół nich były tylko kamienie, a nad nimi wisiał wielki nawis skalny. 
- Mam dość. Co tu się do cholery jasnej wyrabia – warknął Merik. Nie podobała mu się ta cała sytuacja. 
- Powiem ci – krzyknął Asgore, który najwyraźniej potrzebował dać upust swojej złości – Ktoś sobie z nas kpi. 
- Nie inaczej wasza książęca mość– za plecami potworów rozbrzmiał jakiś męski głos. 
 Od razu obrócili się jak poparzeni, by po chwili dostrzec za sobą mężczyznę ubranego w czarną z broję z dużym mieczem przy pasie. Był to człowiek o brązowych włosach, jasnej cerze i przebiegłym uśmiechu. 
- Czego chcesz kmiocie? –warknął Asgore, który nie za bardzo cieszył się z widoku człowieka. Nie miał zbyt dużego szacunku do ludzi, co wyjątkowo lubił okazywać. 
- Śmierci twojej i twojego towarzysza. 
Po tych słowach oba potwory spojrzeli po sobie, po czym ryknęli śmiechem i przez dobrą minutę nie mogli się uspokoić. W tym czasie mężczyzna obserwował ich z przebiegłym uśmieszkiem, jakby coś knuł. 
- Chyba sobie żartujesz? – zaczął Merik, gdy w końcu doszedł do siebie – Nas jest dwóch, a ty jesteś sam. Co masz zamiar nam zrobić w takiej sytuacji?
- Nic – mężczyzna wzruszył ramionami, po czym cofnął się o krok – Po prostu poczekam kilka sekund. 
- Co? – młody smok rozejrzał się wokół i zdał sobie sprawę jak bardzo przeliczyli swoje siły. 
Nagle jakby znikąd, wokół nich pojawili się ludzie. Jedni ubrani w zbroje, inni w płócienne szaty z jakimiś naszyjnikami na szyi. Wszystkich przeciwników było razem z trzydziestu. 
- No to będzie ciekawie – po tych słowach Asgore zszedł ze swojego wierzchowca i zza peleryny wyjął wielki miecz. Jego towarzysz po chwili do niego dołączył, również dobywając swojego oręża. 
- Ja biorę tych po prawej, a ty tych po lewej? – zapytał Merik spoglądając na otaczających ich wrogów, którzy chyba nie śpieszyli się z atakiem. 
- Skoro tak chcesz…
Po tych słowach oboje zaatakowali. Asgore na przemian walczył mieczem i magią ognia. Niestety jego towarzysz nie miał tego komfortu, gdyż przez nawis skalny nie był w stanie przybrać swojej smoczej formy. Była po prostu za duża. Dlatego pozostała mu tylko walka mieczem i zdanie się na swoje umiejętność. 
Pomimo tego, że przeciwnik miał nad nimi przewagę to oba potwory z łatwością odpierały ich ataki. Rycerze choć silni nie mieli co liczyć się z siłą potwora, a magowie padali jak muchy, gdyż to ich Merik i Asgore obrali sobie za główny cel. Wiedzieli, że wyeliminowanie magów znacznie ułatwi im walkę, która powoli dobiegała końca. 
Ocalali ludzie uciekali w popłoch. Jednak szybko zostawali dobici przez Merika, który zabrał ze sobą łuk, z którego z łatwością mógł zabić ich na odległość. 
- No i to tyle? – spytał Asgore kopiąc jedno z truchieł – Myślałem, że będą trochę silniejsi. 
- Mów za siebie – warknął Merik, który podczas walki, pomimo, że nie sprawiała mu dużej trudności, został ranny w paru miejscach.
- Bez swojej smoczej formy nie jesteś już taki silny, co? – zaśmiał się Asgore opierając się o swój miecz. 
- Chcesz się przekonać? 
Młody smok wymierzył swoim mieczem w Asgora, na co ten zaśmiał się i również po raz kolejny dobył swojego oręża. 
- Nie sądziłem, że będziesz mi groził. 
- To nie groźba, a wyzwanie – Merik zaśmiał się kpiąco, ale jego dobry humor został przerwany, przez jakiś wrzask za nim. 
Szybko się odwrócił i zobaczył za sobą ludzkiego maga, którego miał wcześniej za martwego. Choć był ranny, a jego szaty w niektórych miejscach zostały naderwane, to teraz stał pewnie na nogach i mierzył w młodego smoka jakimś dziwnym zaklęciem przypominającą wielką czarną kulę energii. 
- Choć nie zabiję tym Asgora, to chociaż uda mi się ubić ciebie – mag sapnął ciężko i posłał w Merika zaklęcie. 
Młody smok wiedział, że nie uda mu się zrobić uniku ani zmienić formy, kula leciała za szybko. Na pomoc Asgora też nie miał co liczyć. Dlatego po prostu uniósł miecz, mając nadzieję, że uda mu się zablokować zaklęcie. 
Jednak ku jego zaskoczeniu, nie musiał się przed niczym bronić, bo coś go zasłoniło. A tym czymś była wielka kość, która cała sczerniała po tym gdy czarna kula w nią uderzyła. 
- No proszę proszę, nie sądziłem, że ludzie potrafią posługiwać się tym rodzajem magii – z boku rozległ się czyjś znajomy głos. 
Merik spojrzał w tamtą stronę i ujrzał Gastera. Nie spodziewał się ujrzeć go tutaj. 
- Gaster co ty tu robisz? – warknął Merik, niezbyt szczęśliwy z obecności potwora. 
- To tak się dziękuje za ratunek życia? – spytał Gaster z rozbawieniem, podchodząc do Merika. 
- Podziękować mogę ci później, a teraz chce wiedzieć co ty tu robisz?
- Panowie – przerwał im Asgore – Nie chce wam przerywać w waszej kłótni, ale ktoś nam ucieka.
Wszyscy spojrzeli w stronę maga, który rzucił się do ucieczki, a za pomocą swojej magii poruszał się z naprawdę dużą prędkością. 
- Ech, jak polowanie na jelenie – westchnął Merik i sięgnął po łuk, ale Gaster zatrzymał go gestem ręki. 
- Zostaw, ja to załatwię. Jeszcze mi królika doświadczalnego zabijesz – po tych słowach, wyciągnął prawą rękę ku uciekinierowi, który nagle zatrzymał się w pół kroku i przewrócił się. Po chwili zaczął sunąć ku nim. 
Choć nieszczęśnik starał wyszarpać się spod działania magii, to jego wysiłki zdały się na nic. Po chwili stał już przed obliczem Gastera, który uśmiechał się sadystycznie. 
- Co masz zamiar z nim zrobić? – spytał Merik, opierając się na swoim mieczu. 
- Już mówiłem, to mój nowy królik doświadczalny. 
- A Silas pozwoli ci go u siebie trzymać? – do rozmowy wtrącił się Asgore.
- Ten stary dziad gdzieś wyjechał, więc się nie zorientuje. A co do twojej podzięki za uratowanie życia… – zwrócił się do Meirka – Chciałbym byś pomógł mi w jednym eksperymencie. 
- Co? Nie ma mowy! 
- A czy tego nie wymaga od ciebie honor? – uśmiech nie schodził młodemu alchemikowi z twarzy – Czy za uratowanie życia nie należy się jakaś przysługa?
Młody smok chciał coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnował. Gaster miał racje. Choć wiele potworów nie znało czegoś takiego jak honor, to ojciec zawsze uczył go, że honor jest rzeczą bardzo ważną. 
- Dobra, przyjdę do ciebie jutro w południe. –powiedział po chwili 
- Wspaniale, w takim razie do zobaczenia – po tych słowach Gaster położył swoją dłoń na ramieniu maga i zniknął, zostawiając Merika i Asgora samych. 
-Wiesz na co się piszesz? – spytał następca tronu po chwili. 
-Nie wiem Asgorze. Mam nadzieję, że tak. – westchnął ciężko – Na razie wracajmy. 
Po tych słowach obaj dosiedli koni i zaczęli jechać w stronę stolicy, zapominając o polowaniu. 
Share:

POPULARNE ILUZJE