27 sierpnia 2017

Undertale: Opowieść o smoczym generale - Rozdział 4 [opowiadanie by Ksiri]

Notka od autora:  Historia toczy się w uniwersum Underfell'a, jeszcze przed pierwszą wojną z ludźmi. Głównym bohaterem jest Merik, syn generała potworzej armii. Chłopak chce w przyszłości pójść w ślady swojego ojca, a nawet zająć jego miejsce. Jednak jak na młodego potwora przystało, nie tylko to zaprząta mu głowę. Razem ze swoim przyjacielem, Asgorem, przyszłym królem potworów, starają się jakoś osłodzić sobie codzienne życie pełne obowiązków i morderczych ćwiczeń. 
Autor: Ksiri

Spis treści:
| 4 (obecnie czytany)|
| 7 |

Od dość burzliwej rozmowy z Gasterem minął tydzień, a Merik powoli puszczał ją w niepamięć. W tym czasie w stosunkach między ludźmi, a potworami niewiele się zmieniło, co bardzo cieszyło młodego smoka. Nie musiał się niczym przejmować, dzięki czemu mógł razem z przyjacielem wybrać się na polowanie. 
- Ile to już czasu minęło od naszego ostatniego polowania? – spytał Asgore, siodłając swojego karego konia.
- Z jakiś miesiąc, może więcej.. – odparł w zamyśleniu Merik. Jego gniady koń już dawno był osiodłany, więc pozostało mu tylko czekać na Asgora. 
- A, pamiętam. Upolowaliśmy wtedy chimerę, racja?
- Tak, ciężkie to było polowanie. 
Choć na świecie były zwyczajne zwierzęta jak konie, koty czy psy, to po ziemi chodziły również bestie. Ludzie obraźliwie mówili, że to dalecy kuzyni potworów, na co oni kategorycznie zaprzeczali.
Bestiom było znacznie bliżej do zwierząt. Miały swoje gatunki, rasy, gromady itd. Choć z wyglądu czasami przypominały jakiegoś potwora to daleko im było do ich poziomu. Bestie, choć agresywne to były niezbyt inteligentne, co sprawiło, że stały się głównym celem polowań. Choć to potwory częściej czyhały na ich życia. 
- Możemy już ruszać, czy masz zamiar siodłać tego konia przez następny tydzień – Merik westchnął ciężko, zniecierpliwiony czekaniem na przyjaciela. 
- No już, już. Skończyłem – mruknął niezadowolony Asgore. Siodłanie konia nigdy nie było jego mocną stroną –Możemy ruszać. 
Po tych słowach oba potwory wsiadły na swoje wierzchowce, po czym galopem ruszyli w stronę jednej z bram miasta. Nie minęło dużo czasu, a mury stolicy pozostawili za sobą, a przed nimi rozpościerały się olbrzymie pola. Dalej na horyzoncie majaczał lasy i góry, gdzie ponoć od pewnego czasu grasowała jakaś potężna bestia. 
Podróż minęła im w ciszy, a gdy tylko minęli pierwsze drzewa lasu zsiedli z koni i dalej poszli pieszo, ciągnąc zwierzęta za sobą. Las był dość gęsty więc jazda w siodle mogła być dość niewygodna. 
- Ech, nie cierpię tej części polowania – mruknął Merik, idąc jedną z mniej uczęszczanych ścieżek, co jakiś czas odgarniając niewielkie gałęzie drzew, które były na wysokości jego twarzy.
- Nie jesteś sam – odparł Asgore, który szedł tuż za nim. 
Następne godziny były wypełnione chodzeniem po lesie i szukaniem śladów bestii. O dziwo nie natrafili na nic. Nawet na najmniejszy odcisk łap, szramy po pazurach, czy zwłokach zwierzęcia, które bestia mogłaby pożreć. 
Przez ciągłe poszukiwania, zagłębili się w las, tak bardzo, że powoli zbliżali się do gór.
- Merik wracajmy, to nie ma żadnego sensu – warknął Asgore, podirytowany ciągłym łażeniem po lesie – Nic nie grasuje w tym pieprzonym lesie. Pewnie jakiś wieśniak przestraszył się wilka czy dzika i rozpowiedział, że widział olbrzymią bestię. 
- Poczekajmy jeszcze chwilę. Mam wrażenie, że co tu jest. 
Miał racje. Kilka minut później po lesie poniósł się głośny ryk, który z pewnością należał do bestii. Asgore i Merik spojrzeli po sobie, po czym błyskawicznie wsiedli na grzbiety swoich koni i popędzili w stronę dźwięku. Las w tych rejonach na szczęście był rzadszy, więc jazda konna nie była taka ciężka. 
Jednak gdy dojechali na miejsce skąd słyszeli ryk, nic nie zastali, prócz zwykłej małej, leśnej polany, na której nie było żadnych śladów obecności nawet najmniejszej bestii. 
- Co jest do….? – warknął Asgore, jednak jego wypowiedź przerwał kolejny ryk, tym razem dobiegający z gór. 
- Chodźmy. Nie chce, by to kilkugodzinne łażenie po lesie poszło na marne.
Młody smok popędził swojego wierzchowca i pędem ruszył w miejsce skąd słyszał ryk. Asgore ruszył za nim, by po chwili go dogonić. 
Teren po którym jechali stawał się coraz bardziej stromy i kamienisty, przez co musieli zwolnić, co drażniło oba potwory, gdyż nie chcieli dać bestii uciec. 
Jednak gdy po raz kolejny znaleźli się na miejscu, nie dostrzegli swojej ofiary. Wokół nich były tylko kamienie, a nad nimi wisiał wielki nawis skalny. 
- Mam dość. Co tu się do cholery jasnej wyrabia – warknął Merik. Nie podobała mu się ta cała sytuacja. 
- Powiem ci – krzyknął Asgore, który najwyraźniej potrzebował dać upust swojej złości – Ktoś sobie z nas kpi. 
- Nie inaczej wasza książęca mość– za plecami potworów rozbrzmiał jakiś męski głos. 
 Od razu obrócili się jak poparzeni, by po chwili dostrzec za sobą mężczyznę ubranego w czarną z broję z dużym mieczem przy pasie. Był to człowiek o brązowych włosach, jasnej cerze i przebiegłym uśmiechu. 
- Czego chcesz kmiocie? –warknął Asgore, który nie za bardzo cieszył się z widoku człowieka. Nie miał zbyt dużego szacunku do ludzi, co wyjątkowo lubił okazywać. 
- Śmierci twojej i twojego towarzysza. 
Po tych słowach oba potwory spojrzeli po sobie, po czym ryknęli śmiechem i przez dobrą minutę nie mogli się uspokoić. W tym czasie mężczyzna obserwował ich z przebiegłym uśmieszkiem, jakby coś knuł. 
- Chyba sobie żartujesz? – zaczął Merik, gdy w końcu doszedł do siebie – Nas jest dwóch, a ty jesteś sam. Co masz zamiar nam zrobić w takiej sytuacji?
- Nic – mężczyzna wzruszył ramionami, po czym cofnął się o krok – Po prostu poczekam kilka sekund. 
- Co? – młody smok rozejrzał się wokół i zdał sobie sprawę jak bardzo przeliczyli swoje siły. 
Nagle jakby znikąd, wokół nich pojawili się ludzie. Jedni ubrani w zbroje, inni w płócienne szaty z jakimiś naszyjnikami na szyi. Wszystkich przeciwników było razem z trzydziestu. 
- No to będzie ciekawie – po tych słowach Asgore zszedł ze swojego wierzchowca i zza peleryny wyjął wielki miecz. Jego towarzysz po chwili do niego dołączył, również dobywając swojego oręża. 
- Ja biorę tych po prawej, a ty tych po lewej? – zapytał Merik spoglądając na otaczających ich wrogów, którzy chyba nie śpieszyli się z atakiem. 
- Skoro tak chcesz…
Po tych słowach oboje zaatakowali. Asgore na przemian walczył mieczem i magią ognia. Niestety jego towarzysz nie miał tego komfortu, gdyż przez nawis skalny nie był w stanie przybrać swojej smoczej formy. Była po prostu za duża. Dlatego pozostała mu tylko walka mieczem i zdanie się na swoje umiejętność. 
Pomimo tego, że przeciwnik miał nad nimi przewagę to oba potwory z łatwością odpierały ich ataki. Rycerze choć silni nie mieli co liczyć się z siłą potwora, a magowie padali jak muchy, gdyż to ich Merik i Asgore obrali sobie za główny cel. Wiedzieli, że wyeliminowanie magów znacznie ułatwi im walkę, która powoli dobiegała końca. 
Ocalali ludzie uciekali w popłoch. Jednak szybko zostawali dobici przez Merika, który zabrał ze sobą łuk, z którego z łatwością mógł zabić ich na odległość. 
- No i to tyle? – spytał Asgore kopiąc jedno z truchieł – Myślałem, że będą trochę silniejsi. 
- Mów za siebie – warknął Merik, który podczas walki, pomimo, że nie sprawiała mu dużej trudności, został ranny w paru miejscach.
- Bez swojej smoczej formy nie jesteś już taki silny, co? – zaśmiał się Asgore opierając się o swój miecz. 
- Chcesz się przekonać? 
Młody smok wymierzył swoim mieczem w Asgora, na co ten zaśmiał się i również po raz kolejny dobył swojego oręża. 
- Nie sądziłem, że będziesz mi groził. 
- To nie groźba, a wyzwanie – Merik zaśmiał się kpiąco, ale jego dobry humor został przerwany, przez jakiś wrzask za nim. 
Szybko się odwrócił i zobaczył za sobą ludzkiego maga, którego miał wcześniej za martwego. Choć był ranny, a jego szaty w niektórych miejscach zostały naderwane, to teraz stał pewnie na nogach i mierzył w młodego smoka jakimś dziwnym zaklęciem przypominającą wielką czarną kulę energii. 
- Choć nie zabiję tym Asgora, to chociaż uda mi się ubić ciebie – mag sapnął ciężko i posłał w Merika zaklęcie. 
Młody smok wiedział, że nie uda mu się zrobić uniku ani zmienić formy, kula leciała za szybko. Na pomoc Asgora też nie miał co liczyć. Dlatego po prostu uniósł miecz, mając nadzieję, że uda mu się zablokować zaklęcie. 
Jednak ku jego zaskoczeniu, nie musiał się przed niczym bronić, bo coś go zasłoniło. A tym czymś była wielka kość, która cała sczerniała po tym gdy czarna kula w nią uderzyła. 
- No proszę proszę, nie sądziłem, że ludzie potrafią posługiwać się tym rodzajem magii – z boku rozległ się czyjś znajomy głos. 
Merik spojrzał w tamtą stronę i ujrzał Gastera. Nie spodziewał się ujrzeć go tutaj. 
- Gaster co ty tu robisz? – warknął Merik, niezbyt szczęśliwy z obecności potwora. 
- To tak się dziękuje za ratunek życia? – spytał Gaster z rozbawieniem, podchodząc do Merika. 
- Podziękować mogę ci później, a teraz chce wiedzieć co ty tu robisz?
- Panowie – przerwał im Asgore – Nie chce wam przerywać w waszej kłótni, ale ktoś nam ucieka.
Wszyscy spojrzeli w stronę maga, który rzucił się do ucieczki, a za pomocą swojej magii poruszał się z naprawdę dużą prędkością. 
- Ech, jak polowanie na jelenie – westchnął Merik i sięgnął po łuk, ale Gaster zatrzymał go gestem ręki. 
- Zostaw, ja to załatwię. Jeszcze mi królika doświadczalnego zabijesz – po tych słowach, wyciągnął prawą rękę ku uciekinierowi, który nagle zatrzymał się w pół kroku i przewrócił się. Po chwili zaczął sunąć ku nim. 
Choć nieszczęśnik starał wyszarpać się spod działania magii, to jego wysiłki zdały się na nic. Po chwili stał już przed obliczem Gastera, który uśmiechał się sadystycznie. 
- Co masz zamiar z nim zrobić? – spytał Merik, opierając się na swoim mieczu. 
- Już mówiłem, to mój nowy królik doświadczalny. 
- A Silas pozwoli ci go u siebie trzymać? – do rozmowy wtrącił się Asgore.
- Ten stary dziad gdzieś wyjechał, więc się nie zorientuje. A co do twojej podzięki za uratowanie życia… – zwrócił się do Meirka – Chciałbym byś pomógł mi w jednym eksperymencie. 
- Co? Nie ma mowy! 
- A czy tego nie wymaga od ciebie honor? – uśmiech nie schodził młodemu alchemikowi z twarzy – Czy za uratowanie życia nie należy się jakaś przysługa?
Młody smok chciał coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnował. Gaster miał racje. Choć wiele potworów nie znało czegoś takiego jak honor, to ojciec zawsze uczył go, że honor jest rzeczą bardzo ważną. 
- Dobra, przyjdę do ciebie jutro w południe. –powiedział po chwili 
- Wspaniale, w takim razie do zobaczenia – po tych słowach Gaster położył swoją dłoń na ramieniu maga i zniknął, zostawiając Merika i Asgora samych. 
-Wiesz na co się piszesz? – spytał następca tronu po chwili. 
-Nie wiem Asgorze. Mam nadzieję, że tak. – westchnął ciężko – Na razie wracajmy. 
Po tych słowach obaj dosiedli koni i zaczęli jechać w stronę stolicy, zapominając o polowaniu. 
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

POPULARNE ILUZJE