15 sierpnia 2017

Undertale: Opowieść o smoczym generale - Rozdział 1 [opowiadanie by Ksiri]

Notka od autora:  Historia toczy się w uniwersum Underfell'a, jeszcze przed pierwszą wojną z ludźmi. Głównym bohaterem jest Merik, syn generała potworzej armii. Chłopak chce w przyszłości pójść w ślady swojego ojca, a nawet zająć jego miejsce. Jednak jak na młodego potwora przystało, nie tylko to zaprząta mu głowę. Razem ze swoim przyjacielem, Asgorem, przyszłym królem potworów, starają się jakoś osłodzić sobie codzienne życie pełne obowiązków i morderczych ćwiczeń. 
Autor: Ksiri



Spis treści:
1 (obecnie czytany)|
6 | 7 |

Kolejna kropla potu pociekła po jego czole. Mięśnie drżały z wycieczenia, a w niektórych miejscach paliły bólem. Jednak nie mógł się poddać, nie mógł opuścić miecza, który tak kurczowo trzymał w obu dłoniach. "Ból i zmęczenie to tylko iluzja, która ma nas odciągnąć od założonego celu" - tak mawiał jego ojciec, który stał teraz przed nim, trzymając w jednej dłoni olbrzymi miecz. 
Był to dobrze zbudowany mężczyzna o ciemno brązowych włosach sięgających trochę poniżej ramion i opalonej skórze, jakby całymi dniami pracował w słońcu. Jego ciemne, fioletowe oczy o wąskich źrenicach wpatrywały się w syna z powagą. 
Choć był ubrany tylko w zwykły strój treningowy, na który składały się czarne spodnie i biała koszula, to tak czy siak wyglądał niezwykle władczo. Cały jego wizerunek dopełniały dwa majestatyczne, złote rogi, wyrastające z tyłu jego głowy oraz czerwone jak krew skrzydła o złocistej błonie i ogon zakończony ostrym kolcem. 
Tak, z pewnościom nie był to człowiek. Bliżej mu było to potwora. No i tak właśnie było. Jednak nie był on zwykłym potworem, a najwyższym generałem armii. Pod sobą miał tysiące żołnierzy, którzy słuchali się każdego jego rozkazu. 
Jednak pomimo swojej pozycji oraz ogromnej ilości obowiązków, zawsze znalazł czas by poćwiczyć z synem, który w przyszłości chciał mu dorównać. 
- Co jest synu? Już zmęczony? - spytał mężczyzna, który nie wydawał się w ogóle zmęczony, pomimo faktu, że ćwiczył z synem już od dobrej godziny. 
- Nie, ja... -  chłopak sapnął głośno - tylko staram się rozgryźć twoją taktykę. 
- To coś słabo ci idzie. 
Chłopak przewrócił oczami. Pomimo swojego młodego wieku, był już całkiem wprawnym szermierzem, a w walce wręcz niewielu było mu w stanie sprostać. Jednak daleko mu jeszcze było do poziomu generała. 
Tak jak jego ojciec był potworem, a dokładniej smokiem. Posiadał błoniaste skrzydła o czarnej jak smoła łusce, srebrne rogi, które zwężały się na końcu oraz długi ogon o takim samym kolorze co jego skrzydła. Był dość dobrze zbudowany, choć nie posiadał na brzuchu sześciopaka, jak niektórzy jego rówieśnicy, którzy również szkolili się do gwardii. Prócz tego miał czarne włosy sięgające do ramion, czerwone oczy o wąskich źrenicach i bladą skórę. 
- Dawaj chłopcze, bo zaraz tu zasnę, a mam dziś jeszcze sporo obowiązków - powiedział ojciec lekceważącym głosem. 
- Zamknij się!-krzyknął chłopak z frustracji i pędem ruszył na generała. 
Odbił się od ziemi, zamachnął się mieczem i zadał cios, który został sparowany przez jego przeciwnika. Nie minęła nawet sekunda, a mężczyzna wymierzył mocny cios w żebra chłopaka, który odleciał dwa metry w bok. 
Siła uderzenia o kamienną posadzkę areny treningowej, wyrwała mu powietrze z płuc. Podniósł się na kolana ciężko oddychając. Całe jego ciało drżało, a prawa dłoń zaciskała się na rękojeści miecza, który dalej trzymał.
- No widzę, że na dziś już wystarczy - powiedział ojciec chowając miecz do pochwy - Idź doprowadź się do porządku i odpocznij. 
- Nie, ja jeszcze mogę... - zaczął chłopak między ciężkimi wdechami, ale mężczyzna mu przewał. 
- Meriku, musisz się nauczyć, kiedy należy się poddać. A teraz zrób to co ci kazałem. 
Po tych słowach generał ruszył ku wyjściu z areny, zostawiając  chłopaka samego. Merik powoli usiadł na piętach i odetchnął głęboko. 
- Znowu coś ci nie poszło - do uszu chłopaka doszedł dobrze mu znany głos. 
Spojrzał w bok i dostrzegł, że pod arkadą areny stoi jego przyjaciel. Był to wysoki potwór porośnięty białym futrem i o czarnych włosach na głowie, z której wyrastały mu dwa złote rogi. Ubrany był w szlacheckie szaty, które prawdopodobnie kosztowały majątek, ale on nie musiał się tym przejmować. W końcu był synem samego króla. 
- Przymknij się Asgore - Merik machnął lekceważąco ręką - Mówisz tak za każdym razem.
- A ty za każdym razem odpowiadasz mi tak samo - książę się zaśmiał, patrząc z politowaniem na swojego towarzysza. - Dobra, a teraz chodź. Idziemy opijać twoją przegraną. 
- Zawsze tak robimy, ty nędzny patałachu - zaśmiał się pod nosem młody smok i powoli wstał rozmasowując sobie obolałe żebra. 
- Zapamiętaj do kogo mówisz, marny rycerzyku. 
- Och, jakże mógłbym zapomnieć o moja najwspanialsza mość. 
Obaj mierzyli się jeszcze przez chwilę wzorkiem, po czym ryknęli śmiechem. Takie przekomarzanki to były u nich codzienność. Merik schował swój miecz do pochwy po czym spojrzał na przyjaciela. 
- Tam gdzie zazwyczaj? 
- Oczywiście, gdzieżby indziej. Nie będę przecież pił z plebsem. 
- Ech, ale zawsze to ja muszę pozostać bardziej trzeźwy, by później nas do domu odwieźć. 
- Taka już twoja dola.
Merik jeszcze westchnął tylko po czym zmienił formę. Jako smok posiadał dwie, jedną ludzką, w której walczył z ojcem, drugą jego właściwą, smoczą. Wyglądał w niej jak wielki gad o czarnych, twardych łuskach, ogromnych skrzydłach, silnych łapach, potężnych rogach i przerażającym, krwawym spojrzeniu. 
Asgore podszedł do przyjaciela i wspiął się na jego grzbiet. Po tym Merik rozłożył swoje skrzydła i wzbił się w powietrze. Lecieli ponad stolicą podziwiając jej widoki, które niejednokrotnie już widzieli. 
Po ulicach przechadzały się potwory, załatwiające swoje codzienne sprawy,a gwardziści doglądali porządku. Zwyczajny dzień, taki sam jak każdy inny. 
- Ech i pomyśleć, że kiedyś będę musiał rządzić tymi wszystkimi patałachami -  westchnął ciężko, Asgore.
- A ja będę musiał wykonywać rozkazy jakiegoś oficera czy innego idioty, który dostał się na swoją pozycję tylko dzięki pieniądzom-  prychnął Merik, zerkając kątem okiem na przyjaciela. 
- Albo, będziesz mi podległy jako generał armii. 
- Śnić zawsze można. No nic, już jesteśmy. 
Po chwili wylądowali poza murami stolicy, przy karczmie, którą zazwyczaj odwiedzali, gdy chcieli w spokoju się napić, bez robienia jakiegoś specjalnego rozgłosu. 
Asgor zsunął się z grzbietu przyjaciela, by ten mógł wrócić do ludzkiej formy. Gdy ten już to uczynił, weszli do środka, gdzie nie zastali nikogo poza karczmarzem, ognistym potworem o imieniu Gir. 
- Kogoż moje oczy widzą -  zaśmiał się karczmarz -  Czyżby Merik, po raz kolejny przegrał z własnym ojcem. 
- Zamknij się Gir - warknął Meirk siadając przy jednym ze stolików, razem z Asgorem. 
- Czyli jednak. - potwór po chwili podszedł do nich z dwoma kuflami pełnymi piwa, po czym odszedł na zaplecze, by zająć się swoimi sprawami. 
Asgore chwycił swój kufel i jednym haustem opróżnił jedną czwartą naczynia. Uwielbiał, gdy nie musiał słuchać non stop o tym co mu wypadało, a co nie i mógł w spokoju się napić z przyjacielem. Jednak Merik powstrzymywał się jeszcze przed piciem. W końcu to on miał ich później dowlec do stolicy. 
- A wiesz - zaczął Asgore - Że nasz główny alchemik wziął sobie jakiegoś "asystenta".
- Już, przecież ledwo tydzień temu wywalił ostatniego, gdy stracił rękę przy jednym z badań. 
- W rzeczy samej. Ale ten chyba nie wyleci tak szybko. 
- Skąd ta pewność. Pewnie skończy jak każdy inny, bez jednej kończyny albo dwóch - smok przewrócił oczami i wziął pierwszy łyk alkoholu. 
- Musiał byś to go sam zobaczyć. Ciężko to opisać ale jest jakimś dziwny. - wyraz twarzy Asgora zrobił się dużo poważniejszy. 
- I mówisz to jako przyszły król potworów, które za pomocą magii są w stanie zrobić praktycznie wszystko? - zaśmiał się Merki, spoglądając z rozbawieniem na przyjaciela. 
- Przyjdź jutro na zamek to zobaczysz o co mi chodzi. 
- Zgoda.
Potem przez następną godzinę rozmawiali i śmiali się, przy kolejnych kuflach piwa. Jednak w końcu uznali, że czas wracać. No dobra, Merik tak zdecydował, gdyż jego towarzysz zaczynał powoli tracić kontakt z otaczającą go rzeczywistością. 
- Dziękuję za dzisiaj Gir -  rzucił barmanowi sakiewkę z pieniędzmi, przy okazji podtrzymując swojego przyjaciela, by ten nie upadł - Pewnie niedługo wrócimy. 
- Jak zawsze - ognisty potwór zaśmiał się i zaczął sprzątać po swoich gościach. 
Merik zaśmiał się cicho i wyszedł na dwór. Na moment posadził Asgora na ziemi, po czym zmienił formę. Jednym ze szponów złapał swojego towarzysza, po czym wzbił się w powietrze. 
Nie minęło dużo czasu, aż znalazł się pod jedną z bocznych bram pałacu królewskiego. Była to olbrzymia budowla z szarego kamienia, z wieloma wielkimi oknami i wieżami. Nigdy nie udało mu się zwiedzić całej budowli, ale chciał kiedyś to zrobić. Jednak na razie musiał dostarczyć swojego przyjaciela do jego komnaty. 
Dlatego zdjął, już śpiącego Asgora ze swojego grzbietu i zmienił formę. Po tym podniósł przyjaciela i przytrzymując go ruszył w kierunku bramy, przy której stało dwóch strażników. Dobrze ich znał. Często pilnowali tej bramy, którą razem z Asgorem albo wracali z popijaw albo wymykali się na nocne eskapady. 
- Znowu upiłeś nam następcę tronu ? - usłyszał śmiech jednego ze strażników. 
- To nie ja - chłopak zaprotestował śmiejąc się przy tym - Sam się uchlał jak świnia. 
- Uważaj, bo za takie odzywki jeszcze ci się dostanie - powiedział drugi strażnik, opierając się na halabardzie
- Od kogo? Asgora? Przyzwyczajony jest do takich odzywek. 
- Nie, od twojego ojca. On często pojawia się jakby znikąd - odparł  pierwszy strażnik. 
- Przesadzasz, pewnie jest zajęty jakimiś swoimi sprawami, więc ja spokojnie mogę odnieść Asgora do jego komnaty...
- Jesteś pewny? - nagle za plecami młodego smoka, rozbrzmiał dobrze mu znany głos, który należał do jego ojca. 
Chłopak spojrzał za siebie i pobladł, gdy faktycznie dostrzegł za sobą generała. Mężczyzna ubrany był w pełną zbroję, przez co wyglądał niezwykle groźnie i poważnie. Przełknął głośno ślinę i uśmiechnął się zakłopotany. 
- O hej, tato. Co ty tu robisz? 
- Właśnie byłem na spotkaniu z kilkoma oficerami. Jednak nie powinno cię to interesować. Lepiej mi powiedz gdzie byłeś razem z następcą tronu.
- Mówiłem, że w końcu go przyłapie - zaśmiał się jeden ze strażników, ale surowy wzrok generała od razu przywrócił go do porządku. 
- Poszliśmy się napić - odparł chłopak, który starał się ignorować docinki strażników.
- I jak rozumiem, znowu przesadziliście - tym razem wzrok generała spoczął na Asogrze. 
- No może trochę...
- Skoro tak, to odprowadź Asgora do jego komnaty, a  jutro za karę doprowadzisz do porządku wschodnią arenę ćwiczebną . Ostatnio zrobił się tam straszny bałagan, szczególnie po ostatnich ćwiczeniach. 
- Ale ojcze - chłopak chciał protestować, ale wzrok generała mówił mu, że lepiej by było, gdyby milczał - Tak jest - odparł po chwili zrezygnowany i poszedł w stronę pałacu niosąc Asgora praktycznie na swoich barkach.
Share:

8 komentarzy:

  1. Yumi nie wiem czy widziałaś ale już wysłałam ci w komentarzu na kółku link do skończonej postaci wiec już możesz jak masz chwilkę połączyć obrazek i zaktualizować kółko przyjaźni czy cuś ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajne opowiadanie. Już mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  3. Yumi, wysłałam Ci komiksy na gmaila komiksy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie siedzę na gmailu, a na interii.
      To po pierwsze. Po drugie, jeżeli masz zamiar cokolwiek mi przesyłać - stosuj się do tego co Ci wcześniej napisałam, w innym razie, nawet nie spojrzę na Twoje tłumaczenie.

      Usuń
  4. Oh, wow!
    Na jednym wdechu Przeczytałam, to opowiadanie jest boskie!
    Nie przerywaj pracy, ciekawie się zapowiada i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Bosko wyszło, już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE