autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry.
Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się
żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne
życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy
nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem: ♠To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI:
Rozdział I // Punkt widzenia Sansa
Dobre wino nie potrzebuje etykiety // Punkt widzenia Sansa
Zmiana pogody // Punkt widzenia Sansa
Pijana w sztok // Punkt widzenia Sansa
Czerwona gościówa, niebieski gość // Punkt widzenia Sansa♠
Wspólna tajszczyzna // Punkt widzenia Sansa
Bez owijania w bawełnę
Dzięki sobie czynimy
Tracisz kontrolę
To ten czas w roku
Jedna tequila, dwie tequile...
[wrzuć tu jakiś śmieszny żart o BoneZone]♠
Śnieżne dni to niebezpieczne dni ♠
Poświata
Historia przy whiskey
Morderstwo na parkiecie♠
Teoria gatunków♠
Śmieszny Walenty
SEDNO problemu♠
I pocałunek na szczęście♠
Ostatnia Wielkanoc
Początek końca (obecnie czytany)
...
Dobre wino nie potrzebuje etykiety // Punkt widzenia Sansa
Zmiana pogody // Punkt widzenia Sansa
Pijana w sztok // Punkt widzenia Sansa
Czerwona gościówa, niebieski gość // Punkt widzenia Sansa♠
Wspólna tajszczyzna // Punkt widzenia Sansa
Bez owijania w bawełnę
Dzięki sobie czynimy
Tracisz kontrolę
To ten czas w roku
Jedna tequila, dwie tequile...
[wrzuć tu jakiś śmieszny żart o BoneZone]♠
Śnieżne dni to niebezpieczne dni ♠
Poświata
Historia przy whiskey
Morderstwo na parkiecie♠
Teoria gatunków♠
Śmieszny Walenty
SEDNO problemu♠
I pocałunek na szczęście♠
Ostatnia Wielkanoc
Początek końca (obecnie czytany)
...
Bardzo chciałaś, aby wszystko było jak dawniej, lecz nie było. Początkowo tego nie zauważyłaś, ale po tygodniu wyraźnym było, że każdego dnia Sans oddalał się od Ciebie coraz bardziej. Nie jakoś drastycznie, ale powoli, stopniowo, wasze zwyczaje przestawały istnieć. Pierwszej nocy został u Ciebie, potem jednak coraz rzadziej. Pytałaś się, czy Ty możesz spać z nim, zgadzał się, jasne, lecz usypiał wtedy na kanapie w salonie. Wieczory Spaghetti były bezpieczne, lecz wasze przerwy na śniadanie stopniowo zanikały. Czekałaś, jak zawsze, z uśmiechem i mocno bijącym sercem, mając nadzieję, że zobaczysz go w sklepie, lecz dostawałaś tylko sms'a „nie przyjdę” albo „praca”. Zanikło też wspólne wieczorne czytanie, robiłaś dla niego herbatę, choć go nie było. Zerkałaś znad książki aby coś mu powiedzieć, lecz dostrzegałaś na siedzeniu obok tylko pustkę. Zasypiałaś kilka razy na balkonie nie wiedząc dokładnie jak masz się czuć z tym wszystkim. Smutek ćmił ból w Twoim sercu, nie wiedziałaś czy starczy czasu, aby wyleczyć ten ból. Wiedziałaś, że po tym przez co razem przeszliście będzie potrzebował czasu. Przypominając sobie jak zareagowali Twoi rodzice, zaczynałaś wszystkiego żałować. Winiłaś się za to co się stało. Jasne, zaczęłaś zdawać sobie sprawę, że zakochałaś się w tym kościstym dupku, ale teraz wolałaś skupić się nad powodem unikania kontaktu z nim. Zmieniał się, jakbyś była toksyczna. Inaczej reagował na Twój dotyk. Nie odwzajemniał, albo się odsuwał, początkowo tego nie zauważyłaś, lecz kiedy puszczał Twoją rękę po kilku chwilach od momentu jak go złapałaś.... walił wtedy sucharem i oboje się śmialiście, ale to nie poprawiało nic. Nic co robił nie było zbyt oczywiste. Trzeba był usiąść i pozbierać te wszystkie oznaki do kupy. I co teraz? Pogadasz z nim, a może dasz mu spokój i pozwolisz, aby sam sobie poradził z tym co się dzieje w jego głowie? Co gorsze, bałaś się, że jeżeli będziesz chciała z nim porozmawiać, on może Cię znienawidzić. Albo zdać sobie sprawę z tego, że nie jesteś tym czego chce. Kiedy sobie to uzmysłowiłaś, z całych swoich sił chciałaś nakłonić go do seksu. Odpowiadał, że jest zmęczony, albo musi jeszcze coś załatwić. Serce Ci drżało, zamknęłaś usta. Twoje otoczenie też zauważyło, że coś się zmieniło. Starałaś się zachowywać normalnie, no dobra, byłaś może nieco weselsza i szerzej się uśmiechałaś niż zazwyczaj, ale i tak wszystko po Tobie było widać. Spędzałaś w domu tak wiele czasu ile mogłaś niechętnie go opuszczając. Jackie chciała wyciągnąć z Ciebie to co się dzieje, ale kłamałaś. Wiedziałaś, że sama znajdzie problem ale da Ci czas, abyś sama w razie czego do niej z tym pobiegła. Piotrek marudził to tu to tam, że obijasz się w robocie bardziej niż zwykle. Anka zastanawiała się, dlaczego nie odbierasz od niej telefonów i nie odpisujesz na wiadomości. Pieprznij się w głowę królowo dram! Mówiłaś do siebie. To nie jest koniec świata! A co ważniejsze! Nie załamuj się! Co jeżeli w taki sposób on próbuje wszystko przetrawić? Robiłaś to co zawsze, małe, codzienne rytuały, starając się trzymać sprawy takimi jakimi były wcześniej... Pewnego wtorku miarka się przebrała. Sans totalnie Cię olewał i wkurwiłaś się doszczętnie. Wstałaś z kanapy, poszłaś do jego drzwi, uniosłaś dłoń aby zapukać. Pieprzyć to. Pomyślałaś i otworzyłaś wchodząc do środka. Musisz to załatwić tu i teraz, bo wieczorem walnie jakiś kawał i zleje wszystko. Papyrus patrzył na Ciebie zaskoczony stojąc w kuchni.
-WITAJ! NIE SŁYSZAŁEM JAK PUKAŁAŚ, CIESZĘ SIĘ, ŻE SAMA WESZŁAŚ! - powiedział zadowolony. Uśmiechnęłaś się słabo starając się ukrywać rozgoryczenie
-Cześć Papyrus, jest Sans? - zaprzeczył
-NIE, JEST W PRACY! NIE POWIEDZIAŁ CI? - wyglądał na zmieszanego. Zmarszczyłaś brwi.
-Nie, nigdy mi nie powiedział gdzie pracuje. Wiesz? - Paps oparł się o ścianę i zamyślił.
-WŁAŚCIWIE, TO NIE, ALE WIEM, ŻE MOGĘ SIĘ DOWIEDZIEĆ, CHWILĘ, PRZECHYTRZĘ GO – wyciągnął telefon by napisać wiadomość
-Nie musisz tego robić Paps, on i tak....
-SKORO NIE POWIEDZIAŁ MI GDZIE JEST ZATRUDNIONY, CHCE MNIE PRZED CZYMŚ BRONIĆ – wywrócił oczami – PRZYSIĘGAM, KIEDY PEWNEGO DNIA ODKRYJE, ŻE JESTEM JUŻ DOROSŁY, BIEDAK SIĘ ZAŁAMIE – milczałaś przez chwilę aby parsknąć śmiechem.
-Troszczy się o ciebie! Dlaczego taki jesteś? - chichotałaś. Sans faktycznie był trochę nadopiekuńczy.
-W ISTOCIE, DLATEGO POZWALAM MU BYĆ CZASEM TAKIM. JEDNAK, STANOWCZO MUSISZ SIĘ Z NIM ROZMÓWIĆ. JESTEM ZMĘCZONY TYM, ŻE CAŁY CZAS CHODZI OSOWIAŁY – zmarszczył brwi. Wzruszyłaś ramionami nie wiedząc co powiedzieć, poszłaś do kuchni i usiadłaś na krzesełku
-Od dawna taki jest – zaśmiałaś się – Nie wiem co go gryzie, ale się dowiem – Wiedziałaś co go gryzie.
-OH! - krzyknął – OH! NIE POWIEDZIAŁEM CI WCZORAJ, ALE DOSTAŁEM SIĘ NA KULINARNY TRENING! - otworzyłaś szerzej oczy i klasnęłaś w ręce
-Co? To wspaniale! - krzyknęłaś – Jasna cholera! Jestem z ciebie taka dumna!
-JA Z SIEBIE TEŻ! ZA TYDZIEŃ ZNIKAM NA MIESIĄC! WIĘC PROSZĘ NAPRAWCIE WASZ WZAJEMNY STOSUNEK PRZED TYM CZASEM, ABYM MÓGŁ WYJECHAĆ BEZ ZMARTWIEŃ O SANSA I O TO, ŻE NIE ZROBI Z SIEBIE KOMPLETNEGO KLOSZARDA!
-Jasne! Nie martw się. - uścisnęłaś go mocno – Rany, tak się cieszę – Papyrus wyszczerzył się.
-DZIĘKUJĘ, ŻE WE MNIE WIERZYŁAŚ, PRZYJACIÓŁKO! - odezwał się jego telefon – JA TEŻ BĘDĘ WIERZYĆ W CIEBIE. MASZ. TU JEST ADRES. POWIEDZIAŁEM MU, ŻE BĘDZIE MI POTRZEBNY W RAZIE WYPADKU DO PAPIERÓW – wyglądał na dumnego z siebie. Zaśmiałaś się znowu
-Jesteś pewny, że chcesz mi go dać?
-OCZYWIŚCIE, A TERAZ PĘDŹ I PROSZĘ, NIE SPRAWIAJ, ABY GO ZWOLNILI JEŻELI FAKTYCZNIE PRACUJE – uśmiechnęłaś się
-Spróbuję, ale nic nie obiecuję – Twój telefon się odezwał – Powiem ci co się stało kiedy się dowiem, dobra?
-DZIĘKUJĘ, A TERAZ IDŹ JUŻ – pomachał Ci i wypchnął z mieszkania. Poszłaś do siebie, ubrałaś kurtkę, wpisałaś w google adres i zamrugałaś kilka razy. Złoty Kot? Co Sans kurwa robi w klubie ze striptizem?! Zbiegłaś po schodach starając się rozwiązać zagadkę. Złapałaś taksówkę, podałaś mu adres próbując trzymać nerwy na wodzy kiedy pytał się o niego ponownie. Gdyby Sans był człowiekiem, byłabyś na niego wkurwiona, ale nie był. Wpadł tam? Pracuje? Znalazł by tam zatrudnienie? Ochroniarz? Może. Barman? Nie byłaś pewna. Wysiadłaś z taksówki płacąc przewoźnikowi, nie patrząc właściwie ile dałaś mu napiwku. Podeszłaś do drzwi. Stałaś chwilę rozglądając się. Może to kawał? Słyszałaś muzykę z środka i głos zza drzwi.
-Kochanieńka, wchodzisz? - otworzył Ci mężczyzna w średnim wieku, ubrany w kraciastą zapinaną koszulę. Stał za kasą, włosy upięte w kucyka i wyczesana broda. Weszłaś powoli. Jak wcześniej stresowałaś się tym, że Sans tutaj jest, tak teraz sama stresowałaś się tym, że Ty tutaj jesteś. - Nie bój się, nikt tutaj nie gryzie. Byłaś tu kiedyś?
-Ta – zerknęłaś na telefon – Właściwie. Przyszłam tutaj kiedyś z koleżanką na jej wieczór panieński – Powinnaś go zapytać?
-Więc znasz zasady – wskazał na te zapisane na ścianie – Możesz mieć telefon, ale nie wolno ci z niego korzystać, jasne?
-Ta. Wiesz... Mam dziwne pytanie – zaczęłaś, uniósł brwi – Czy pracuje tutaj niejaki Sans?
-Heh, przyszłaś tu dla tego kościotrupa? Wiele osób tutaj wpada aby go zobaczyć. Chcesz się z nim zabawić czy z ciekawości? - zarumieniłaś się. Co Sans tutaj kurwa robi?
-WITAJ! NIE SŁYSZAŁEM JAK PUKAŁAŚ, CIESZĘ SIĘ, ŻE SAMA WESZŁAŚ! - powiedział zadowolony. Uśmiechnęłaś się słabo starając się ukrywać rozgoryczenie
-Cześć Papyrus, jest Sans? - zaprzeczył
-NIE, JEST W PRACY! NIE POWIEDZIAŁ CI? - wyglądał na zmieszanego. Zmarszczyłaś brwi.
-Nie, nigdy mi nie powiedział gdzie pracuje. Wiesz? - Paps oparł się o ścianę i zamyślił.
-WŁAŚCIWIE, TO NIE, ALE WIEM, ŻE MOGĘ SIĘ DOWIEDZIEĆ, CHWILĘ, PRZECHYTRZĘ GO – wyciągnął telefon by napisać wiadomość
-Nie musisz tego robić Paps, on i tak....
-SKORO NIE POWIEDZIAŁ MI GDZIE JEST ZATRUDNIONY, CHCE MNIE PRZED CZYMŚ BRONIĆ – wywrócił oczami – PRZYSIĘGAM, KIEDY PEWNEGO DNIA ODKRYJE, ŻE JESTEM JUŻ DOROSŁY, BIEDAK SIĘ ZAŁAMIE – milczałaś przez chwilę aby parsknąć śmiechem.
-Troszczy się o ciebie! Dlaczego taki jesteś? - chichotałaś. Sans faktycznie był trochę nadopiekuńczy.
-W ISTOCIE, DLATEGO POZWALAM MU BYĆ CZASEM TAKIM. JEDNAK, STANOWCZO MUSISZ SIĘ Z NIM ROZMÓWIĆ. JESTEM ZMĘCZONY TYM, ŻE CAŁY CZAS CHODZI OSOWIAŁY – zmarszczył brwi. Wzruszyłaś ramionami nie wiedząc co powiedzieć, poszłaś do kuchni i usiadłaś na krzesełku
-Od dawna taki jest – zaśmiałaś się – Nie wiem co go gryzie, ale się dowiem – Wiedziałaś co go gryzie.
-OH! - krzyknął – OH! NIE POWIEDZIAŁEM CI WCZORAJ, ALE DOSTAŁEM SIĘ NA KULINARNY TRENING! - otworzyłaś szerzej oczy i klasnęłaś w ręce
-Co? To wspaniale! - krzyknęłaś – Jasna cholera! Jestem z ciebie taka dumna!
-JA Z SIEBIE TEŻ! ZA TYDZIEŃ ZNIKAM NA MIESIĄC! WIĘC PROSZĘ NAPRAWCIE WASZ WZAJEMNY STOSUNEK PRZED TYM CZASEM, ABYM MÓGŁ WYJECHAĆ BEZ ZMARTWIEŃ O SANSA I O TO, ŻE NIE ZROBI Z SIEBIE KOMPLETNEGO KLOSZARDA!
-Jasne! Nie martw się. - uścisnęłaś go mocno – Rany, tak się cieszę – Papyrus wyszczerzył się.
-DZIĘKUJĘ, ŻE WE MNIE WIERZYŁAŚ, PRZYJACIÓŁKO! - odezwał się jego telefon – JA TEŻ BĘDĘ WIERZYĆ W CIEBIE. MASZ. TU JEST ADRES. POWIEDZIAŁEM MU, ŻE BĘDZIE MI POTRZEBNY W RAZIE WYPADKU DO PAPIERÓW – wyglądał na dumnego z siebie. Zaśmiałaś się znowu
-Jesteś pewny, że chcesz mi go dać?
-OCZYWIŚCIE, A TERAZ PĘDŹ I PROSZĘ, NIE SPRAWIAJ, ABY GO ZWOLNILI JEŻELI FAKTYCZNIE PRACUJE – uśmiechnęłaś się
-Spróbuję, ale nic nie obiecuję – Twój telefon się odezwał – Powiem ci co się stało kiedy się dowiem, dobra?
-DZIĘKUJĘ, A TERAZ IDŹ JUŻ – pomachał Ci i wypchnął z mieszkania. Poszłaś do siebie, ubrałaś kurtkę, wpisałaś w google adres i zamrugałaś kilka razy. Złoty Kot? Co Sans kurwa robi w klubie ze striptizem?! Zbiegłaś po schodach starając się rozwiązać zagadkę. Złapałaś taksówkę, podałaś mu adres próbując trzymać nerwy na wodzy kiedy pytał się o niego ponownie. Gdyby Sans był człowiekiem, byłabyś na niego wkurwiona, ale nie był. Wpadł tam? Pracuje? Znalazł by tam zatrudnienie? Ochroniarz? Może. Barman? Nie byłaś pewna. Wysiadłaś z taksówki płacąc przewoźnikowi, nie patrząc właściwie ile dałaś mu napiwku. Podeszłaś do drzwi. Stałaś chwilę rozglądając się. Może to kawał? Słyszałaś muzykę z środka i głos zza drzwi.
-Kochanieńka, wchodzisz? - otworzył Ci mężczyzna w średnim wieku, ubrany w kraciastą zapinaną koszulę. Stał za kasą, włosy upięte w kucyka i wyczesana broda. Weszłaś powoli. Jak wcześniej stresowałaś się tym, że Sans tutaj jest, tak teraz sama stresowałaś się tym, że Ty tutaj jesteś. - Nie bój się, nikt tutaj nie gryzie. Byłaś tu kiedyś?
-Ta – zerknęłaś na telefon – Właściwie. Przyszłam tutaj kiedyś z koleżanką na jej wieczór panieński – Powinnaś go zapytać?
-Więc znasz zasady – wskazał na te zapisane na ścianie – Możesz mieć telefon, ale nie wolno ci z niego korzystać, jasne?
-Ta. Wiesz... Mam dziwne pytanie – zaczęłaś, uniósł brwi – Czy pracuje tutaj niejaki Sans?
-Heh, przyszłaś tu dla tego kościotrupa? Wiele osób tutaj wpada aby go zobaczyć. Chcesz się z nim zabawić czy z ciekawości? - zarumieniłaś się. Co Sans tutaj kurwa robi?
-Właściwie, jestem jego dziewczyną – powiedziałaś z naciskiem. Mężczyzna był zaskoczony i zrobił krok do tyłu
-A! Więc jesteś ____? - przytaknęłaś – Cholera. Wchodź. Pracuje przy barze. Nie bój się, wejście za darmo – zauważyłaś, że facet zaczyna się pocić ze stresu.
-Dzięki – rzuciłaś chłodno i weszłaś. Klub nie zmienił się za bardzo od ostatniej wizyty. Ciemno i wiele neonowych kolorowych światełek umiejscowionych w różnych miejscach, krzesełka ustawione pod sceną i w różnym miejscach na środku. Nie było zbyt wiele osób, na scenie stała jakaś ładna dziewczynka tańcząca do jakiegoś rapowego bitu jakiego nie rozpoznawałaś. Skierowałaś się w stronę baru lecz zatrzymałaś się szybko dostrzegając plecy swojego kościstego faceta kiedy miksował drinki. Usiadłaś stukając palcami w blat, czekając, aż się odwróci w Twoją stronę. Kiedy tak zrobił dostrzegłaś jak jego źrenice na chwilę znikają.
-masz – rzucił do klienta – zaraz wrócę.
-Barman? - starałaś się brzmieć tak miło jak się dało – Chcę się czegoś napić – Sans cicho westchnął i podszedł do Ciebie – No i witaj!
-cześć – poluzował krawat – więc... byłaś w okolicy czy...?
-Ty i ja. Musimy pogadać – rozejrzał się – Teraz – dodałaś stanowczo. Przytaknął i poszedł na chwilę na tyły, zaraz potem wyszedł.
-dobra, idę na przerwę, nie miałem jej jeszcze, chodź, tędy – chwycił Cię za dłoń, czym Cię zaskoczył. Poszłaś za nim pozwalając przeprowadzić się przez drzwi na zaplecze i nagle poczułaś znajome niemiłe uczucie przenoszenia i byłaś... w swoim mieszkaniu.
-Czy ty mnie właśnie kurwa teleportowałeś? Bez pytania? Co się z tobą odpierdala Sans?! - krzyczałaś wyrywając rękę rozwścieczona. Sans usiadł na kanapę chowając twarz za dłońmi
-słuchaj, pomyślałem, że potrzebujemy trochę prywatności więc... no wiesz – jękną zza palców. Chciałaś pierdolnąć go w ten pusty łeb, ale zamiast tego usiadłaś obok krzyżując na piersi ręce
-Słuszna uwaga. Teraz rozmowa – rzuciłaś po prostu. Twój umysł wariował. Powinnaś być zła? Zazdrosna? Kurwa, nie wiesz już co się dzieje. Dlaczego nie przeszkadza Ci to, że pracuje w klubie ze striptizem?! Ale znowu gość ci zasugerował zabawę z nim, no i Sans nie chciał, abyś tam była... Twój chłopak przez chwilę trzymał twarz za rękami jakby bał się ją pokazać. Powoli, zaczął się podnosić.
-to tylko praca – rzucił, ale to wszystko co powiedział, wyglądał na zmęczonego
-To tylko praca – powtórzyłaś, dając jasno do zrozumienia, że ta odpowiedź Cię nie zadowala
-cóż, tak, to jedyne miejsce gdzie zatrudnili mnie z marszu i kurwa, płaca o wiele lepiej niż w supermarkecie
-Nie o to chodzi Sans! - uniósł brwi.
-co? myślisz że nagle zacząłem lecieć na ludzi bo lecę na ciebie? - Tak
-Nie! - krzyknęłaś.
-więc gdzie tu kurwa problem? - warknął sfrustrowany
-Dlaczego mnie okłamałeś? Dlaczego się ukrywałeś? Dlaczego unikałeś? To głupie! - uniosłaś ręce. Patrzył na Ciebie jak opuszczałaś je – Dlaczego gość przy kasie oferował mi zabawę z tobą?
-co? - uniósł głos o oktawę wyżej.
-Ten co stoi przy kasie. Zapytał, czy przyszłam się pobawić, czy z ciekawości. To samo w sobie brzmiało chujowo Sans – ten warknął starając się schować w materiał kanapy. Jego źrenice zrobiły się tak maleńkie, że prawie całkowicie zniknęły.
-chryste, to zabrzmiało jakbym był pierdolonym żigolo czy coś, nie, ludzie lubią przychodzić i na mnie patrzyć, to wszystko, przysięgam, jestem tam właściwie nowością, no i postanowiłem się zabawić, wiesz? skoro jestem szkieletem, to jestem szkieletem – wzruszył ramionami – po północy pozwalam im wsuwać mi napiwki między kości i takie tam chujostwa, dalej serwując drinki, czasami kogoś wywalę, to wszystko.
-To brzmi... poniżająco
-bo jest – wyglądał na zawstydzonego – ale dobrze płacą, więc mam to gdzieś – Wyraźnie, nie chciał rozmawiać na ten temat. Więc może nie chodziło o klub ze striptizem, ale dlatego, że sprzedawał swoją godność?
-Chodzi o to, że mi nie powiedziałeś. O to chodzi. Nie próbuj sprawić, aby było mi cię szkoda. - starałaś się ogarnąć – Zrozum, potwór czy nie, klub gogo brzmi źle – Sans westchnął ciężko, nie wiedziałaś, że może tak wiele w sobie zmieścić
-kurwa, wiem, wiem, a jak miałem o tym powiedzieć swojej dziewczynie? gdybym powiedział, że zostałem barmanem, wiedząc jak bardzo lubisz pić, chciałabyś przyjść i ….
-Dowiedziałam się w jeszcze chujowszy sposób. To mnie wkurzyło. - nie wiedziałaś dokąd zmierza ta rozmowa. Byłas wkurzona na wiele rzeczy, ale o tej teraz najlepiej się gadało – Ja mówię ci właściwie o wszystkim
-ta, o wszystkim co kurwa ważne, jak o przyjacielu który chciał cię zgwałcić i o tym, że twoja matka to rasistka, a może o tym zapomniałaś? - nagle jego głos był przepełniony jadem. Potrzebowałaś chwili na przeanalizowanie jego słów.
-Przepraszam? - byłaś urażona. Sans popatrzył na Ciebie, już się nie bronił, zaczął atakować
-ty też przede mną ukrywasz wiele rzeczy, nie jesteś ze mną szczera, więc nie wiem dlaczego ja tutaj mam być kurwa tym złym – warknął wściekły.
-O czym ty kurwa mówisz? - byłaś zmieszana
-a chcesz mi coś powiedzieć?
-Tak, jesteś chujem, i nie mam pojęcia o czym gadasz
-mettaton – wypluł z siebie to słowo jakby samo w sobie było obrzydliwe. Przez chwilę nie wiedziałaś o co chodzi, a potem sobie przypomniałaś. Nie powiedziałaś mu, bo nie pytał. Papyrus nie chciał, abyś wyskoczyła z tym, więc milczałaś.
-Co z nim? - miałaś nadzieję, że to załagodzi sprawę. Był zły na Mettatona? Ale nie wiedział, że wiesz. Sans uniósł brwi, wiedziałaś że czyta z Ciebie jak z otwartej księgi
-nie baw się ze mną, dzieciaku, wiedziałaś i mi nie powiedziałaś.
-Nie pytałeś. - warknął
-nie musiałem – Był wściekły, rozwścieczony. Od jak dawna wiedział? Od jak dawna to w sobie trzymał? Chwileczkę... To nie Ty jesteś winna, to ten pojebaniec powinien mieć problem, nie ty!
-Nie złość się, pusty łbie. Twój brat jest dorosły, no i zapewniam cię, że oni dzielą się wszystkim. Nie zmieniaj tematu. Nadal nie powiedziałeś mi co jest z nami nie tak.
-ah tak? - powiedział i nic nie dodał. To wkurzające.
-Tak! - krzyknęłaś – Sans, o co ci kurwa chodzi? Unikasz mnie, nie sypiasz ze mną, no i pracujesz w pierdolonym klubie! - wzruszył ramionami, co tylko dolało oliwy do ognia – Odpowiedz debilu!
-grasz poszkodowaną, rozumiem – wyglądał na znudzonego – tego się po tobie spodziewałem, to wszystko?
-Pieprz się – syknęłaś – Odpowiesz mi czy będziesz tańczył dookoła tematu jak dzieciak na dyskotece w przedszkolu? - Sans zmarszczył brwi mierząc Cię spojrzeniem. Przełknęłaś z trudem ślinę.
-ty nawarzyłaś piwa, a ja je piję, jasne, wielkanoc z twoimi staruszkami była ciężka, wiesz? nie rozumiem dlaczego nadal chcesz być z potworem po tym wszystkim, no i nie wiem dlaczego miałbym zadawać się z ludźmi, którzy mnie nienawidzą
-Jezu, Sans, przepraszam. Jak wiele razy mam przepraszać? Nie wiedziałam, że tak się stanie
-telefon, tygrysie, zwykły telefon mógł zaoszczędzić nam tych zmartwieć – jego głos był smutny, ale normalniejszy – mówiłem
-Wiem, wiem!
-cóż, jestem zmęczony jak mam byś szczery – to było dziwne co powiedział później – nie wiem jak chcesz dalej udawać akceptację do naszych różnic
-Sama nie wiem, chodzę z pierdolonym szkieletem, więc myślę, że daję sobie radę
-nie dajesz – szepnął tak cicho, że ledwo usłyszałaś – z jakichś dziwnych powodów udajesz, że nasz związek jest normalny, choć nie jest, kiedy to zrozumiesz?
-O rany, dziękuję – wywróciłaś oczami – A kiedy ty zrozumiesz, że nasz związek jest normalny, tylko my nie? Kłócimy się o to samo o co kłócą się wszyscy!
-nie całkiem – westchnął, wydawał się teraz taki maleńki.
-Sans, myślałam, że ten temat już przerobiliśmy. Nie zostawię cię, bez względu jak bardzo tego chcesz – uśmiechnął się lekko
-cóż, tak, gadaliśmy na ten temat, ale problem nie zniknął – wywróciłaś oczami, jego źrenice zabłyszczały
-Daj spokój, to moja decyzja. - nagle zacisnął ręce w pięści i uderzył nimi w kanapę.
-twoja decyzja! robię wiele z tego co ty chcesz i żyję z twoimi decyzjami, ale czy ty kurwa pytałaś kiedykolwiek czego ja chcę?
-Powiedziałeś, że chcesz... - pauza. Próbowałaś sobie przypomnieć – Powiedziałeś, że chcesz abym była szczęśliwa
-właśnie – nie czułaś się lepiej, czułaś się jeszcze gorzej
-A ja nie zapytałam, co ciebie uszczęśliwia – powiedziałaś pusto
-nie – i nagle jego złość zniknęła. Tak jakby pozbył się jej całej
-Co cię uszczęśliwia – W Twoim głosie czuć było jad. Uniosłaś brwi i skrzyżowałaś ręce patrząc na niego, zmuszając go do odpowiedzi.
-to nie ma znaczenia – zerknął na zegarek – wracam, nie mam całej godziny
-Przepraszam? - krzyknęłaś – Wrzeszczysz na mnie i wracasz do pracy?
-tak, takie życie – wzruszył ramionami. Starał się uśmiechnąć, ale mu to nie wychodziło.
-Spierdalaj – rzuciłaś prosto, przytaknął i z mgnieniu oka, już go nie było. Stałaś zszokowana, teleportował się? Co to kurwa miało znaczyć? Krzyknęłaś rozwścieczona i rzuciłaś poduszką. Kopnęłaś się w nogę. Krzyknęłaś. Upadłaś na kanapę wściekła i obolała. Chuj z nim! Chuj z nim! Z kieszeni wyciągnęłaś telefon. Zadzwoniłaś do Jackie. Po kilku sygnałach odebrała
-Co tam bestio?
-Hecho, JUŻ! - głos Ci drżał. Słyszałaś, jak wciągnęła powietrze zaskoczona
-Tak, tak. Wszystko dobrze? Nic ci nie jest? - była zmartwiona. Słyszałaś, jak chwyta za klucze. Też tak zrobiłaś.
-Nie! Znaczy się tak! Ale nie! Ja …. spotkajmy się w Hecho. Idę. Masz czas – rozłączyłaś się. Wiedziałaś, że przyjdzie. Ubrałaś się i wyszłaś z mieszkania.
-A! Więc jesteś ____? - przytaknęłaś – Cholera. Wchodź. Pracuje przy barze. Nie bój się, wejście za darmo – zauważyłaś, że facet zaczyna się pocić ze stresu.
-Dzięki – rzuciłaś chłodno i weszłaś. Klub nie zmienił się za bardzo od ostatniej wizyty. Ciemno i wiele neonowych kolorowych światełek umiejscowionych w różnych miejscach, krzesełka ustawione pod sceną i w różnym miejscach na środku. Nie było zbyt wiele osób, na scenie stała jakaś ładna dziewczynka tańcząca do jakiegoś rapowego bitu jakiego nie rozpoznawałaś. Skierowałaś się w stronę baru lecz zatrzymałaś się szybko dostrzegając plecy swojego kościstego faceta kiedy miksował drinki. Usiadłaś stukając palcami w blat, czekając, aż się odwróci w Twoją stronę. Kiedy tak zrobił dostrzegłaś jak jego źrenice na chwilę znikają.
-masz – rzucił do klienta – zaraz wrócę.
-Barman? - starałaś się brzmieć tak miło jak się dało – Chcę się czegoś napić – Sans cicho westchnął i podszedł do Ciebie – No i witaj!
-cześć – poluzował krawat – więc... byłaś w okolicy czy...?
-Ty i ja. Musimy pogadać – rozejrzał się – Teraz – dodałaś stanowczo. Przytaknął i poszedł na chwilę na tyły, zaraz potem wyszedł.
-dobra, idę na przerwę, nie miałem jej jeszcze, chodź, tędy – chwycił Cię za dłoń, czym Cię zaskoczył. Poszłaś za nim pozwalając przeprowadzić się przez drzwi na zaplecze i nagle poczułaś znajome niemiłe uczucie przenoszenia i byłaś... w swoim mieszkaniu.
-Czy ty mnie właśnie kurwa teleportowałeś? Bez pytania? Co się z tobą odpierdala Sans?! - krzyczałaś wyrywając rękę rozwścieczona. Sans usiadł na kanapę chowając twarz za dłońmi
-słuchaj, pomyślałem, że potrzebujemy trochę prywatności więc... no wiesz – jękną zza palców. Chciałaś pierdolnąć go w ten pusty łeb, ale zamiast tego usiadłaś obok krzyżując na piersi ręce
-Słuszna uwaga. Teraz rozmowa – rzuciłaś po prostu. Twój umysł wariował. Powinnaś być zła? Zazdrosna? Kurwa, nie wiesz już co się dzieje. Dlaczego nie przeszkadza Ci to, że pracuje w klubie ze striptizem?! Ale znowu gość ci zasugerował zabawę z nim, no i Sans nie chciał, abyś tam była... Twój chłopak przez chwilę trzymał twarz za rękami jakby bał się ją pokazać. Powoli, zaczął się podnosić.
-to tylko praca – rzucił, ale to wszystko co powiedział, wyglądał na zmęczonego
-To tylko praca – powtórzyłaś, dając jasno do zrozumienia, że ta odpowiedź Cię nie zadowala
-cóż, tak, to jedyne miejsce gdzie zatrudnili mnie z marszu i kurwa, płaca o wiele lepiej niż w supermarkecie
-Nie o to chodzi Sans! - uniósł brwi.
-co? myślisz że nagle zacząłem lecieć na ludzi bo lecę na ciebie? - Tak
-Nie! - krzyknęłaś.
-więc gdzie tu kurwa problem? - warknął sfrustrowany
-Dlaczego mnie okłamałeś? Dlaczego się ukrywałeś? Dlaczego unikałeś? To głupie! - uniosłaś ręce. Patrzył na Ciebie jak opuszczałaś je – Dlaczego gość przy kasie oferował mi zabawę z tobą?
-co? - uniósł głos o oktawę wyżej.
-Ten co stoi przy kasie. Zapytał, czy przyszłam się pobawić, czy z ciekawości. To samo w sobie brzmiało chujowo Sans – ten warknął starając się schować w materiał kanapy. Jego źrenice zrobiły się tak maleńkie, że prawie całkowicie zniknęły.
-chryste, to zabrzmiało jakbym był pierdolonym żigolo czy coś, nie, ludzie lubią przychodzić i na mnie patrzyć, to wszystko, przysięgam, jestem tam właściwie nowością, no i postanowiłem się zabawić, wiesz? skoro jestem szkieletem, to jestem szkieletem – wzruszył ramionami – po północy pozwalam im wsuwać mi napiwki między kości i takie tam chujostwa, dalej serwując drinki, czasami kogoś wywalę, to wszystko.
-To brzmi... poniżająco
-bo jest – wyglądał na zawstydzonego – ale dobrze płacą, więc mam to gdzieś – Wyraźnie, nie chciał rozmawiać na ten temat. Więc może nie chodziło o klub ze striptizem, ale dlatego, że sprzedawał swoją godność?
-Chodzi o to, że mi nie powiedziałeś. O to chodzi. Nie próbuj sprawić, aby było mi cię szkoda. - starałaś się ogarnąć – Zrozum, potwór czy nie, klub gogo brzmi źle – Sans westchnął ciężko, nie wiedziałaś, że może tak wiele w sobie zmieścić
-kurwa, wiem, wiem, a jak miałem o tym powiedzieć swojej dziewczynie? gdybym powiedział, że zostałem barmanem, wiedząc jak bardzo lubisz pić, chciałabyś przyjść i ….
-Dowiedziałam się w jeszcze chujowszy sposób. To mnie wkurzyło. - nie wiedziałaś dokąd zmierza ta rozmowa. Byłas wkurzona na wiele rzeczy, ale o tej teraz najlepiej się gadało – Ja mówię ci właściwie o wszystkim
-ta, o wszystkim co kurwa ważne, jak o przyjacielu który chciał cię zgwałcić i o tym, że twoja matka to rasistka, a może o tym zapomniałaś? - nagle jego głos był przepełniony jadem. Potrzebowałaś chwili na przeanalizowanie jego słów.
-Przepraszam? - byłaś urażona. Sans popatrzył na Ciebie, już się nie bronił, zaczął atakować
-ty też przede mną ukrywasz wiele rzeczy, nie jesteś ze mną szczera, więc nie wiem dlaczego ja tutaj mam być kurwa tym złym – warknął wściekły.
-O czym ty kurwa mówisz? - byłaś zmieszana
-a chcesz mi coś powiedzieć?
-Tak, jesteś chujem, i nie mam pojęcia o czym gadasz
-mettaton – wypluł z siebie to słowo jakby samo w sobie było obrzydliwe. Przez chwilę nie wiedziałaś o co chodzi, a potem sobie przypomniałaś. Nie powiedziałaś mu, bo nie pytał. Papyrus nie chciał, abyś wyskoczyła z tym, więc milczałaś.
-Co z nim? - miałaś nadzieję, że to załagodzi sprawę. Był zły na Mettatona? Ale nie wiedział, że wiesz. Sans uniósł brwi, wiedziałaś że czyta z Ciebie jak z otwartej księgi
-nie baw się ze mną, dzieciaku, wiedziałaś i mi nie powiedziałaś.
-Nie pytałeś. - warknął
-nie musiałem – Był wściekły, rozwścieczony. Od jak dawna wiedział? Od jak dawna to w sobie trzymał? Chwileczkę... To nie Ty jesteś winna, to ten pojebaniec powinien mieć problem, nie ty!
-Nie złość się, pusty łbie. Twój brat jest dorosły, no i zapewniam cię, że oni dzielą się wszystkim. Nie zmieniaj tematu. Nadal nie powiedziałeś mi co jest z nami nie tak.
-ah tak? - powiedział i nic nie dodał. To wkurzające.
-Tak! - krzyknęłaś – Sans, o co ci kurwa chodzi? Unikasz mnie, nie sypiasz ze mną, no i pracujesz w pierdolonym klubie! - wzruszył ramionami, co tylko dolało oliwy do ognia – Odpowiedz debilu!
-grasz poszkodowaną, rozumiem – wyglądał na znudzonego – tego się po tobie spodziewałem, to wszystko?
-Pieprz się – syknęłaś – Odpowiesz mi czy będziesz tańczył dookoła tematu jak dzieciak na dyskotece w przedszkolu? - Sans zmarszczył brwi mierząc Cię spojrzeniem. Przełknęłaś z trudem ślinę.
-ty nawarzyłaś piwa, a ja je piję, jasne, wielkanoc z twoimi staruszkami była ciężka, wiesz? nie rozumiem dlaczego nadal chcesz być z potworem po tym wszystkim, no i nie wiem dlaczego miałbym zadawać się z ludźmi, którzy mnie nienawidzą
-Jezu, Sans, przepraszam. Jak wiele razy mam przepraszać? Nie wiedziałam, że tak się stanie
-telefon, tygrysie, zwykły telefon mógł zaoszczędzić nam tych zmartwieć – jego głos był smutny, ale normalniejszy – mówiłem
-Wiem, wiem!
-cóż, jestem zmęczony jak mam byś szczery – to było dziwne co powiedział później – nie wiem jak chcesz dalej udawać akceptację do naszych różnic
-Sama nie wiem, chodzę z pierdolonym szkieletem, więc myślę, że daję sobie radę
-nie dajesz – szepnął tak cicho, że ledwo usłyszałaś – z jakichś dziwnych powodów udajesz, że nasz związek jest normalny, choć nie jest, kiedy to zrozumiesz?
-O rany, dziękuję – wywróciłaś oczami – A kiedy ty zrozumiesz, że nasz związek jest normalny, tylko my nie? Kłócimy się o to samo o co kłócą się wszyscy!
-nie całkiem – westchnął, wydawał się teraz taki maleńki.
-Sans, myślałam, że ten temat już przerobiliśmy. Nie zostawię cię, bez względu jak bardzo tego chcesz – uśmiechnął się lekko
-cóż, tak, gadaliśmy na ten temat, ale problem nie zniknął – wywróciłaś oczami, jego źrenice zabłyszczały
-Daj spokój, to moja decyzja. - nagle zacisnął ręce w pięści i uderzył nimi w kanapę.
-twoja decyzja! robię wiele z tego co ty chcesz i żyję z twoimi decyzjami, ale czy ty kurwa pytałaś kiedykolwiek czego ja chcę?
-Powiedziałeś, że chcesz... - pauza. Próbowałaś sobie przypomnieć – Powiedziałeś, że chcesz abym była szczęśliwa
-właśnie – nie czułaś się lepiej, czułaś się jeszcze gorzej
-A ja nie zapytałam, co ciebie uszczęśliwia – powiedziałaś pusto
-nie – i nagle jego złość zniknęła. Tak jakby pozbył się jej całej
-Co cię uszczęśliwia – W Twoim głosie czuć było jad. Uniosłaś brwi i skrzyżowałaś ręce patrząc na niego, zmuszając go do odpowiedzi.
-to nie ma znaczenia – zerknął na zegarek – wracam, nie mam całej godziny
-Przepraszam? - krzyknęłaś – Wrzeszczysz na mnie i wracasz do pracy?
-tak, takie życie – wzruszył ramionami. Starał się uśmiechnąć, ale mu to nie wychodziło.
-Spierdalaj – rzuciłaś prosto, przytaknął i z mgnieniu oka, już go nie było. Stałaś zszokowana, teleportował się? Co to kurwa miało znaczyć? Krzyknęłaś rozwścieczona i rzuciłaś poduszką. Kopnęłaś się w nogę. Krzyknęłaś. Upadłaś na kanapę wściekła i obolała. Chuj z nim! Chuj z nim! Z kieszeni wyciągnęłaś telefon. Zadzwoniłaś do Jackie. Po kilku sygnałach odebrała
-Co tam bestio?
-Hecho, JUŻ! - głos Ci drżał. Słyszałaś, jak wciągnęła powietrze zaskoczona
-Tak, tak. Wszystko dobrze? Nic ci nie jest? - była zmartwiona. Słyszałaś, jak chwyta za klucze. Też tak zrobiłaś.
-Nie! Znaczy się tak! Ale nie! Ja …. spotkajmy się w Hecho. Idę. Masz czas – rozłączyłaś się. Wiedziałaś, że przyjdzie. Ubrałaś się i wyszłaś z mieszkania.
Co do kurwy? Co do kurwy? Co to kurwa miało znaczyć?! To było głupie! Ludzie dziwnie się na Ciebie gapili kiedy szłaś chodnikiem, ale miałaś to gdzieś. Niech się gapią. Poprawiłaś kurtkę słysząc grzmienie w oddali. Cudownie, jedyne czego teraz potrzebujesz to pierdolony deszcz. Na całe szczęście Hecho nie jest daleko. To mały bar w którym grali „Dzień Umarlaka” co odczytałaś jako cudowną ironię losu. Warcząc pod nosem weszłaś do środka. Jackie przyszła chwilę później, kiedy Ty zamówiłaś drinka i żarcie. Usiadła obok i objęła Cię ramieniem.
-Wszystko dobrze? - zapytała, wzięłaś wielki gryz skrzydełka z kurczaka. Potrząsnęłaś głową i wytarłaś usta w rękaw szybko przegryzając – Co się dzieje? Coś w pracy? - znowu potrząsnęłaś głową gryząc – Sans? - przytaknęłaś – Mam go zabić?
-Nie – przełknęłaś – Wiedziałaś, że pracuje w klubie ze striptizem?
-Że co? - zaniemówiła
-A no. Stracił pracę w supermarkecie i zatrudnił się tam.
-Cóż, wiesz co o myślę o takich miejscach.. - zaczęła, wywróciłaś oczami
-Kobieto, mam to gdzieś... Po prostu... wszystko się pierdoli. Nie powiedział mi. Pracuje tam od tygodni. No i ignoruje mnie, i jest na mnie zły i nic mi nie mówi i …
-Jest zły na ciebie? A co zrobiłaś? - machnęła na kogoś kto ją obsłuży
-Nic! - krzyknęłaś. Ugryzłaś mały kawałek skrzydełka – Cóż... coś... Może.. Nie wiem.. To głupie – Jackie warknęła.
-Co zrobiłaś? - popatrzyła na Ciebie spod łba
-Nie powiedziałam mu, że jego brat się z kimś spotyka. To nie moja sprawa! Papyrus poprosił mnie, o milczenie, a on nie spytał, więc... nie powiedziałam – Jackie westchnęła
-Jest nadopiekuńczy wobec brata – przytaknęłaś
-Cieszę się, że nie tylko ja to zauważyłam
-Nie. Kyle mówił. Papyrus kilka razy o tym wspominał, ale skoro to go tak zdenerwowało...
-Cóż, nie tylko to. Wiesz, Wielkanoc się nie udała, ale miałam nadzieję, że od niej wszystko się poukłada – upiłaś łyk drinka – Myliłam się.
-Nic na ten temat nie wiem? - uniosła brwi przenosząc wzrok na kelnerkę – Piwo IPA, obojętnie które – znowu popatrzyła na Ciebie – Co się stało? Gadaj, wiesz, że i tak wszystko mi powiesz. - I powiedziałaś. Opowiedziałaś co się działo między wami na Wielkanoc i teraz i jak się z tym czułaś. Rozumiała, dlaczego nic jej nie mówiłaś i była smutna, że sama się z tym męczyłaś. Ostatecznie, kiedy byłaś bliska płaczu, przytuliła Cię. - Spokojnie. W tym roku dość już przelałaś łez. Nigdy nie widziałam cię jako beksę. Jesteś silniejsza – mówiła puszczając cię po chwili
-Wiem, wiem – pociągnęłaś nosem i wytarłaś łzy z policzków – Czuję się jak wielkie dziecko, ryczę z byle powodu jak wielka idiotka
-Szczerze, wiele przeszłaś. Więc rozumiem. Ale możesz być dobrą silną Amazonką jaką znam? - lekko szturchnęła Cię w ramię. Uśmiechnęłaś się słabo.
-Tak, chyba tak. Ale... nie wiem co robić z Sansem – westchnęłaś – Jackie ja... kurwa... Ja go kocham – Jackie milczała przez chwilę, a potem lekko się zaśmiała
-Wiem to idiotko – położyła dłoń na Twoim ramieniu – Nie mogłabym być twoją najlepszą przyjaciółką gdybym nie wiedziała co czujesz
-To głupie. Zakochałam się w szkielecie – warknęłaś
-Tak, głupie. Znaczy się, zostawiłaś dupka dla prawdziwego potwora. Ten chociaż jest fajny – zaśmiała się próbując rozjaśnić nastrój.
-Co robić? - czułaś jak uczucie żałości znowu się podnosi – Nie wiem, czy dalej chce ze mną być.
-Nie możesz go do niczego zmuszać – upiła piwa – Każde z was ma w czymś rację. Nie będę kłamać. On nie da ci tego czego chcesz, ale ty możesz dać to czego oboje potrzebujecie. Więc musicie wszystko rozważyć. A co ważniejsze, macie zrobić to razem.
-Mamy się udać na jakąś terapię czy coś?
-A gdzie do chuja pana znajdziesz ludzko-potworze terapie dla par?
-Racja. Nie wiem, mam wrażenie, ze wszyscy korzystają w dzisiejszych czasach z terapii. To wydaje się dobrym rozwiązaniem – westchnęłaś pijąc drinka – Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Rozmowa nie wydaje się w czymkolwiek pomóc.
-Może pomóc – mówiła – Wyraźnie unika problemu, więc może potrzebuje kogoś kto mu pomoże? - wzruszyła ramionami – Znasz go lepiej niż ja
-Taaa.... - podrapałaś się po tyle karku – Usiądziemy i pogadamy... O tym czego on chce.... o tym czego potrzebuje i … postaram przygotować się na to co może się stać
-Wiesz... - przysunęłaś się do niej – Będzie dobrze. Wszystko się ułoży. Zawsze się układa. Ostatecznie wszystkie kawałki układanki idą na swoje miejsce i tworzą obraz, prawda?
-Wiem, że w to wierzysz – starałaś się, aby nie zapanował nad Tobą smutek. Nie chciałaś, aby Sans zniknął z Twojego życia – Ja tez spróbuję w to wierzyć
-Kocham się – pocałowała Cię w głowę – Ale jeżeli cię zrani, zabiję go. Powiedz tylko słowo
-Wiem – uśmiechnęłaś się słabo
-Zmieniając temat, przyszłam z soczystymi ploteczkami – wyszczerzyła się.
-Wszystko dobrze? - zapytała, wzięłaś wielki gryz skrzydełka z kurczaka. Potrząsnęłaś głową i wytarłaś usta w rękaw szybko przegryzając – Co się dzieje? Coś w pracy? - znowu potrząsnęłaś głową gryząc – Sans? - przytaknęłaś – Mam go zabić?
-Nie – przełknęłaś – Wiedziałaś, że pracuje w klubie ze striptizem?
-Że co? - zaniemówiła
-A no. Stracił pracę w supermarkecie i zatrudnił się tam.
-Cóż, wiesz co o myślę o takich miejscach.. - zaczęła, wywróciłaś oczami
-Kobieto, mam to gdzieś... Po prostu... wszystko się pierdoli. Nie powiedział mi. Pracuje tam od tygodni. No i ignoruje mnie, i jest na mnie zły i nic mi nie mówi i …
-Jest zły na ciebie? A co zrobiłaś? - machnęła na kogoś kto ją obsłuży
-Nic! - krzyknęłaś. Ugryzłaś mały kawałek skrzydełka – Cóż... coś... Może.. Nie wiem.. To głupie – Jackie warknęła.
-Co zrobiłaś? - popatrzyła na Ciebie spod łba
-Nie powiedziałam mu, że jego brat się z kimś spotyka. To nie moja sprawa! Papyrus poprosił mnie, o milczenie, a on nie spytał, więc... nie powiedziałam – Jackie westchnęła
-Jest nadopiekuńczy wobec brata – przytaknęłaś
-Cieszę się, że nie tylko ja to zauważyłam
-Nie. Kyle mówił. Papyrus kilka razy o tym wspominał, ale skoro to go tak zdenerwowało...
-Cóż, nie tylko to. Wiesz, Wielkanoc się nie udała, ale miałam nadzieję, że od niej wszystko się poukłada – upiłaś łyk drinka – Myliłam się.
-Nic na ten temat nie wiem? - uniosła brwi przenosząc wzrok na kelnerkę – Piwo IPA, obojętnie które – znowu popatrzyła na Ciebie – Co się stało? Gadaj, wiesz, że i tak wszystko mi powiesz. - I powiedziałaś. Opowiedziałaś co się działo między wami na Wielkanoc i teraz i jak się z tym czułaś. Rozumiała, dlaczego nic jej nie mówiłaś i była smutna, że sama się z tym męczyłaś. Ostatecznie, kiedy byłaś bliska płaczu, przytuliła Cię. - Spokojnie. W tym roku dość już przelałaś łez. Nigdy nie widziałam cię jako beksę. Jesteś silniejsza – mówiła puszczając cię po chwili
-Wiem, wiem – pociągnęłaś nosem i wytarłaś łzy z policzków – Czuję się jak wielkie dziecko, ryczę z byle powodu jak wielka idiotka
-Szczerze, wiele przeszłaś. Więc rozumiem. Ale możesz być dobrą silną Amazonką jaką znam? - lekko szturchnęła Cię w ramię. Uśmiechnęłaś się słabo.
-Tak, chyba tak. Ale... nie wiem co robić z Sansem – westchnęłaś – Jackie ja... kurwa... Ja go kocham – Jackie milczała przez chwilę, a potem lekko się zaśmiała
-Wiem to idiotko – położyła dłoń na Twoim ramieniu – Nie mogłabym być twoją najlepszą przyjaciółką gdybym nie wiedziała co czujesz
-To głupie. Zakochałam się w szkielecie – warknęłaś
-Tak, głupie. Znaczy się, zostawiłaś dupka dla prawdziwego potwora. Ten chociaż jest fajny – zaśmiała się próbując rozjaśnić nastrój.
-Co robić? - czułaś jak uczucie żałości znowu się podnosi – Nie wiem, czy dalej chce ze mną być.
-Nie możesz go do niczego zmuszać – upiła piwa – Każde z was ma w czymś rację. Nie będę kłamać. On nie da ci tego czego chcesz, ale ty możesz dać to czego oboje potrzebujecie. Więc musicie wszystko rozważyć. A co ważniejsze, macie zrobić to razem.
-Mamy się udać na jakąś terapię czy coś?
-A gdzie do chuja pana znajdziesz ludzko-potworze terapie dla par?
-Racja. Nie wiem, mam wrażenie, ze wszyscy korzystają w dzisiejszych czasach z terapii. To wydaje się dobrym rozwiązaniem – westchnęłaś pijąc drinka – Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Rozmowa nie wydaje się w czymkolwiek pomóc.
-Może pomóc – mówiła – Wyraźnie unika problemu, więc może potrzebuje kogoś kto mu pomoże? - wzruszyła ramionami – Znasz go lepiej niż ja
-Taaa.... - podrapałaś się po tyle karku – Usiądziemy i pogadamy... O tym czego on chce.... o tym czego potrzebuje i … postaram przygotować się na to co może się stać
-Wiesz... - przysunęłaś się do niej – Będzie dobrze. Wszystko się ułoży. Zawsze się układa. Ostatecznie wszystkie kawałki układanki idą na swoje miejsce i tworzą obraz, prawda?
-Wiem, że w to wierzysz – starałaś się, aby nie zapanował nad Tobą smutek. Nie chciałaś, aby Sans zniknął z Twojego życia – Ja tez spróbuję w to wierzyć
-Kocham się – pocałowała Cię w głowę – Ale jeżeli cię zrani, zabiję go. Powiedz tylko słowo
-Wiem – uśmiechnęłaś się słabo
-Zmieniając temat, przyszłam z soczystymi ploteczkami – wyszczerzyła się.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Jackie uspokoiła Cię trochę, a przynajmniej odciągnęła uwagę na chwilę. Plotka okazała się dobra. Weszłaś do mieszkania, poszłaś do kuchni aby zrobić sobie kubek herbaty, ale ta już była gotowa. Dziwne, nie przypominasz sobie, abyś takową zostawiała. Co więcej, była gorąca.
-Co kurwa? - powiedziałaś głośno rozglądając się. Nikogo nie było w kuchni czy w salonie, ale światełka na balkonie się świeciły. Chwyciłaś za kij bejzbolowy jaki kupiłaś w jednym z tanich sklepów z pierdołami i podeszłaś powoli. Zobaczyłaś, że przed wyjściem jest para różowych kapci Sansa, zaś on opiera się o balustradę i patrzy na widok. Ten idiota... Westchnęłaś ciężko otwierając drzwi – Ty głupi popierdoleńcu, co tutaj robisz? - Popatrzył na Ciebie zaskoczony kiedy przerzucałaś kij przez ramię.
-Co kurwa? - powiedziałaś głośno rozglądając się. Nikogo nie było w kuchni czy w salonie, ale światełka na balkonie się świeciły. Chwyciłaś za kij bejzbolowy jaki kupiłaś w jednym z tanich sklepów z pierdołami i podeszłaś powoli. Zobaczyłaś, że przed wyjściem jest para różowych kapci Sansa, zaś on opiera się o balustradę i patrzy na widok. Ten idiota... Westchnęłaś ciężko otwierając drzwi – Ty głupi popierdoleńcu, co tutaj robisz? - Popatrzył na Ciebie zaskoczony kiedy przerzucałaś kij przez ramię.
-co? ja... ja przyszedłem przeprosić i... po co ci ten kij?
-Kij jest na nieproszonego gościa, który w paradował mi do mieszkania – odstawiłaś go opierając o ścianę – Ciesz się, że zobaczyłam twoje kapcie. Oberwałbyś nim
-dlaczego? - to pytanie zdenerwowało cię
-Sans, nie możesz... kurwa.... używać swojej pojebanej magii gdzie chcesz! - krzyknęłaś tracąc nerwy. Wcześniej byłaś wyluzowana, a teraz czułaś jakby ktoś wrzucił cię do garnka z gotującą wodą – Tylko ja mam cholerne klucze więc jeżeli ktoś jest w moim pierdolonym mieszkaniu to znaczy, że ktoś się włamał!
-ale zrobiłem ci herbaty! - powiedział tak, jakby to miało wyjaśnić wszystko. Warknęłaś siadając na pufie na balkonie. Nie łapał
-Sans – nie wiedziałaś co dalej powiedzieć. Było po drugiej nad ranem, no i byłaś wyczerpana poprzednim dniem. Czy to dobra pora aby teraz porozmawiać o uczuciach?
-słuchaj – zaczął czując Twoje zmieszanie – przepraszam, słuchaj, ja.... ja nie wiem co robię – złączył ręce kiedy na Ciebie patrzył, nagle jego twarz była poważna – byłem zły, bo nie byłaś ze mną szczera
-Wiem – czułaś się źle, ale czekałaś. Wciągnął powietrze i wypuścił je powoli.
-ale ja też nie byłem z tobą szczery – rzucił po prostu. Uniosłaś wysoko brwi – chcę być z tobą, naprawdę, chcę aby to co jest trwało dalej, ale jeżeli tego chcę, muszę być z tobą szczery – opuściłaś ręce
-Mów dalej
-więc.. jest coś.... jeżeli ci powiem... wszystko będzie inne.. nikomu nie możesz powiedzieć... nikomu... ani papyrusowi... ani jackie... ani rodzicom.... nikomu.
-Cudownie! Więcej sekretów! Kocham sekrety! - uniosłaś ręce do góry. Sans zdzielił Cię spojrzeniem. Uspokoiłaś się i poprawiłaś na siedzeniu przyglądając, jak zbiera się w sobie. Na chwilę zamarł w bezruchu a potem konkluzja do niego przyszła
-ja... nie chcę być potworem – powiedział, lecz po tonie jego głosu widać było, że nie jest pewny tych słów.
-Co?
-słyszałaś, nienawidzę być potworem – popatrzył na Ciebie. Nagle cała złość zniknęła, nie dbałaś o to, czy sobie teraz robi żarty, czy mówi poważnie. To najsmutniejsza rzecz jaką od niego usłyszałaś
-Dlaczego? To okropne!
-wiem, że stoisz za mną murem i chcesz, abym zaczął myśleć o walce za potworzymi prawami ale... łatwiej by nam było gdybym był człowiekiem, wiesz? - westchnął – wiem, że chcesz aby wszyscy zrozumieli, ale... kurwa, gdyby się dało w mgnieniu oka zostałbym człowiekiem... heh... w mgnieniu oka...
-Sans – zaczęłaś, ale potrząsnął głową. Jego słowa były przemyślane i to najbardziej bolało
-to jak... wiem, byłbym inny gdybym nie był sobą... właściwie nie mam złego życia, otaczają mnie fajni ludzie, praca nie jest aż taka zła i dobrze mi w niej idzie, nic złego się nie dzieje – jego głos zaczął się obniżać – ale zawsze jest coś, coś co jest częścią mnie, przed którą nie ucieknę, więc tak, gdybym był człowiekiem, byłoby lepiej – ręce Ci opadły i powoli zaczęłaś wstawać. Nie wiedziałaś jak odpowiedzieć. Nie dbałaś o to jakiej jest rasy, ale po prostu nie umiałaś go sobie wyobrazić jako kogoś innego. Choć rozumiałaś to co mówił. Zaśmiałaś się niemrawo.
-Czasami, chciałabym być szkieletem, aby wiedzieć co czujesz – zaczęłaś niepewnie, nie patrzyłaś na niego – Ale to absurdalne. Cieszę się, że jesteś ze mną. Choć... - przerwałaś i popatrzyłaś na niego – Rozumiem. To chujnia – wyglądał jakby zrzucił z siebie ciężki balast
-ta...
-Kij jest na nieproszonego gościa, który w paradował mi do mieszkania – odstawiłaś go opierając o ścianę – Ciesz się, że zobaczyłam twoje kapcie. Oberwałbyś nim
-dlaczego? - to pytanie zdenerwowało cię
-Sans, nie możesz... kurwa.... używać swojej pojebanej magii gdzie chcesz! - krzyknęłaś tracąc nerwy. Wcześniej byłaś wyluzowana, a teraz czułaś jakby ktoś wrzucił cię do garnka z gotującą wodą – Tylko ja mam cholerne klucze więc jeżeli ktoś jest w moim pierdolonym mieszkaniu to znaczy, że ktoś się włamał!
-ale zrobiłem ci herbaty! - powiedział tak, jakby to miało wyjaśnić wszystko. Warknęłaś siadając na pufie na balkonie. Nie łapał
-Sans – nie wiedziałaś co dalej powiedzieć. Było po drugiej nad ranem, no i byłaś wyczerpana poprzednim dniem. Czy to dobra pora aby teraz porozmawiać o uczuciach?
-słuchaj – zaczął czując Twoje zmieszanie – przepraszam, słuchaj, ja.... ja nie wiem co robię – złączył ręce kiedy na Ciebie patrzył, nagle jego twarz była poważna – byłem zły, bo nie byłaś ze mną szczera
-Wiem – czułaś się źle, ale czekałaś. Wciągnął powietrze i wypuścił je powoli.
-ale ja też nie byłem z tobą szczery – rzucił po prostu. Uniosłaś wysoko brwi – chcę być z tobą, naprawdę, chcę aby to co jest trwało dalej, ale jeżeli tego chcę, muszę być z tobą szczery – opuściłaś ręce
-Mów dalej
-więc.. jest coś.... jeżeli ci powiem... wszystko będzie inne.. nikomu nie możesz powiedzieć... nikomu... ani papyrusowi... ani jackie... ani rodzicom.... nikomu.
-Cudownie! Więcej sekretów! Kocham sekrety! - uniosłaś ręce do góry. Sans zdzielił Cię spojrzeniem. Uspokoiłaś się i poprawiłaś na siedzeniu przyglądając, jak zbiera się w sobie. Na chwilę zamarł w bezruchu a potem konkluzja do niego przyszła
-ja... nie chcę być potworem – powiedział, lecz po tonie jego głosu widać było, że nie jest pewny tych słów.
-Co?
-słyszałaś, nienawidzę być potworem – popatrzył na Ciebie. Nagle cała złość zniknęła, nie dbałaś o to, czy sobie teraz robi żarty, czy mówi poważnie. To najsmutniejsza rzecz jaką od niego usłyszałaś
-Dlaczego? To okropne!
-wiem, że stoisz za mną murem i chcesz, abym zaczął myśleć o walce za potworzymi prawami ale... łatwiej by nam było gdybym był człowiekiem, wiesz? - westchnął – wiem, że chcesz aby wszyscy zrozumieli, ale... kurwa, gdyby się dało w mgnieniu oka zostałbym człowiekiem... heh... w mgnieniu oka...
-Sans – zaczęłaś, ale potrząsnął głową. Jego słowa były przemyślane i to najbardziej bolało
-to jak... wiem, byłbym inny gdybym nie był sobą... właściwie nie mam złego życia, otaczają mnie fajni ludzie, praca nie jest aż taka zła i dobrze mi w niej idzie, nic złego się nie dzieje – jego głos zaczął się obniżać – ale zawsze jest coś, coś co jest częścią mnie, przed którą nie ucieknę, więc tak, gdybym był człowiekiem, byłoby lepiej – ręce Ci opadły i powoli zaczęłaś wstawać. Nie wiedziałaś jak odpowiedzieć. Nie dbałaś o to jakiej jest rasy, ale po prostu nie umiałaś go sobie wyobrazić jako kogoś innego. Choć rozumiałaś to co mówił. Zaśmiałaś się niemrawo.
-Czasami, chciałabym być szkieletem, aby wiedzieć co czujesz – zaczęłaś niepewnie, nie patrzyłaś na niego – Ale to absurdalne. Cieszę się, że jesteś ze mną. Choć... - przerwałaś i popatrzyłaś na niego – Rozumiem. To chujnia – wyglądał jakby zrzucił z siebie ciężki balast
-ta...
-Jeżeli chcesz …. - głos Ci drżał - … drzwi są otwarte. Nie będę cię powstrzymywać. Nie mam zielonego pojęcia co robimy. A jeżeli cierpisz z tego powodu.... nie chcę tego – czułaś jakby między wami przemijała wieczność, nagle koścista dłoń złapała Cię za rękę. Patrzyłaś jak mocno Cię ściska. Sans stał przed Tobą, na jego twarzy wymalowany był smutek.
-nie... nie o to chodzi... wszystko ma swoje złe i dobre strony, nie da się brać tylko jednej z nich, tygrysie, wiem że jesteś w gorącej wodzie kapana, i wiem że naprawdę się lubimy, ale... czy tak powinno być?
-Czuję, że tak – pociągnęłaś nosem – Wiem, że to co czuję jest dobre i właściwe
-... masz wrażenie, że to wspomnienie? stare wspomnienia? czy to raczej nowe właściwe uczucie? - to pytanie cię zmieszało.
-Czuję, jakbyś zawsze był częścią mojego życia, to dziwne uczucie. Ty... po prostu się pojawiłeś, ale to doborze. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie Sans – powiedziałaś szczerze, uważałaś, że to co mówisz jest właściwe, lecz Sans wziął głębszy wdech i przeciągnął dłonią po głowie stukając palcami o tył czaszki – Co?
-a co... a co jeżeli byliśmy tutaj, ale tego nie wiemy? - jego głos drżał
-Jak... w poprzednim wcieleniu? - zapytałaś niepewnie. Przytaknął.
-ta, coś w tym stylu, dawne życie, ale jedno z nas coś z tego pamięta czy coś... - zauważyłaś, jak strasznie się denerwuje
-Sans. Powiedz o co chodzi – Klasnął w dłonie i wstał patrząc na Ciebie z góry. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale milczał. Potem schował twarz za dłońmi.
-to co chcę powiedzieć brzmi niedorzecznie – mruknął
-Jesteś chodzącym szkieletem z niebieskim, świecącym kutasem i mocą teleportacji. - starałaś się rozpogodzić atmosferę
-my... uh... cóż... byliśmy tutaj.. może.. znaczy się... poznałem cię wcześniej w.. poprzednim wcieleniu – denerwował się, mówienie przychodziło mu z trudnością. Zupełnie jakby nie był sobą, zauważyłaś, że się poci.
-Poprzednie wcielenie? Średniowiecze czy coś? - zaprzeczył
-nie... eh... wyobraź sobie... uh... nieprzerwaną spiralę czasu, znowu i znowu przeżywasz w kółko te same dni.
-Jak w Dniu Świstaka z Billem Murray? - popatrzył na Ciebie zdziwiony – Gość utknął przeżywając cały czas jeden dzień, póki nie nauczył się lekcji o samym sobie
-ehhh, coś w tym stylu, pomijając tę lekcję, ale tak... więc...
-Więc dlatego tak dobrze mnie uwiodłeś? - zachichotałaś uśmiechając się przebiegle. Sans wyglądał na przerażonego i potrząsnął głową
-nie, kurwa nie! dobry boże... robiłem wszystko co uważałem za słuszne, ale przysięgam, że o niczym nie wiedziałem, już kilka razy spierdoliłem sprawę i ..
-nie... nie o to chodzi... wszystko ma swoje złe i dobre strony, nie da się brać tylko jednej z nich, tygrysie, wiem że jesteś w gorącej wodzie kapana, i wiem że naprawdę się lubimy, ale... czy tak powinno być?
-Czuję, że tak – pociągnęłaś nosem – Wiem, że to co czuję jest dobre i właściwe
-... masz wrażenie, że to wspomnienie? stare wspomnienia? czy to raczej nowe właściwe uczucie? - to pytanie cię zmieszało.
-Czuję, jakbyś zawsze był częścią mojego życia, to dziwne uczucie. Ty... po prostu się pojawiłeś, ale to doborze. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie Sans – powiedziałaś szczerze, uważałaś, że to co mówisz jest właściwe, lecz Sans wziął głębszy wdech i przeciągnął dłonią po głowie stukając palcami o tył czaszki – Co?
-a co... a co jeżeli byliśmy tutaj, ale tego nie wiemy? - jego głos drżał
-Jak... w poprzednim wcieleniu? - zapytałaś niepewnie. Przytaknął.
-ta, coś w tym stylu, dawne życie, ale jedno z nas coś z tego pamięta czy coś... - zauważyłaś, jak strasznie się denerwuje
-Sans. Powiedz o co chodzi – Klasnął w dłonie i wstał patrząc na Ciebie z góry. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale milczał. Potem schował twarz za dłońmi.
-to co chcę powiedzieć brzmi niedorzecznie – mruknął
-Jesteś chodzącym szkieletem z niebieskim, świecącym kutasem i mocą teleportacji. - starałaś się rozpogodzić atmosferę
-my... uh... cóż... byliśmy tutaj.. może.. znaczy się... poznałem cię wcześniej w.. poprzednim wcieleniu – denerwował się, mówienie przychodziło mu z trudnością. Zupełnie jakby nie był sobą, zauważyłaś, że się poci.
-Poprzednie wcielenie? Średniowiecze czy coś? - zaprzeczył
-nie... eh... wyobraź sobie... uh... nieprzerwaną spiralę czasu, znowu i znowu przeżywasz w kółko te same dni.
-Jak w Dniu Świstaka z Billem Murray? - popatrzył na Ciebie zdziwiony – Gość utknął przeżywając cały czas jeden dzień, póki nie nauczył się lekcji o samym sobie
-ehhh, coś w tym stylu, pomijając tę lekcję, ale tak... więc...
-Więc dlatego tak dobrze mnie uwiodłeś? - zachichotałaś uśmiechając się przebiegle. Sans wyglądał na przerażonego i potrząsnął głową
-nie, kurwa nie! dobry boże... robiłem wszystko co uważałem za słuszne, ale przysięgam, że o niczym nie wiedziałem, już kilka razy spierdoliłem sprawę i ..
-Zaraz, mówisz poważnie, prawda? - zapytałaś nagle. Sans wyglądał tak, jakby chciał zapaść się pod ziemię w tej chwili. Ledwo przytaknął, otworzyłaś szeroko usta – Więc.. poznaliśmy się wcześniej? Jak wiele razy?
-nie wiem – rzucił niepewnie – jestem pewien, że trzy, albo cztery razy, co nie jest dobre, to powinno się zatrzymać dawno temu
-Co powinno się zatrzymać? - nie rozumiałaś. To żart?
-resety, ktoś cały czas resetuje czas to.. słuchaj... nie wiem jak ci to powiedzieć – warknął – nigdy nikomu nie mówiłem, chryste, teraz też spierdoliłem – stał niepewnie czekając na coś. Cokolwiek to było, nie przyszło.
-Nikomu nie powiem! - krzyknęłaś wstając – Sans. Nikomu nie powiedziałam o tym, że możesz się teleportować, dlaczego miałabym powiedzieć o... zaraz.. więc potwory mogą bawić się CZASEM?!
-nie potwory – jego głos nagle zrobił się zimny – coś gorszego
-To coś istnieje?! - krzyknęłaś. Sans przytaknął wyraźnie sfrustrowany – Jezu.. Zaraz.... Pamiętasz wcześniejsze razy? - W głowie miałaś sceny z Dnia Świstaka. On cały czas wiedział co ci mówić? Próbował romansu bo byłaś łatwym celem?
-ta, znaczy się, prawie? kawałki... i urywki, cholera, trudno to wyjaśnić, kurwa, kurwa – zacisnął jedną z dłoni w pięść. Kości o siebie stukały. Nigdy nie widziałaś go takiego – powinienem był zachować to dla siebie, cholera jasna
-Miałeś nic nie chować dla siebie – Sans popatrzył na ciebie
-łatwo powiedzieć
-A co innego mam zrobić? Zezłościć się? Nie wiem. Nie wiem jak reagować na magię, czy potwory, czy pierdolenie o władcy czasu. Póki cię nie poznałam, tego nie było. Więc nie wiem jak mam odpowiedzieć!
-....nikt nie wie tygrysie, nikt, nikomu nie mówiłem, zaś ci którzy o tym wiedzieli, już są trupami – szeptał, tak cicho, że z ledwością go słyszałaś – nie wiem czy wcześniej ci mówiłem, czy co.... cholera... ale nikt nie wie, to ciężar jaki sam dźwigam
-Sans, cholera – byłaś zmieszana. - Chodź tu – otworzyłaś ramiona. Patrzył na Ciebie i usiadł obok wtulając się w Twoje ciało – Słuchaj, cokolwiek się stanie. Jestem. Znaczy się. Nie umiem walczyć ze złem czy czymkolwiek, ale mogę wysłuchać i mogę być dla ciebie. Nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz, albo co dźwigasz, ale musisz to z siebie wyrzucić. Trzymasz to w sobie od dawna
-kilkaset lat – rzucił nagle, mrugnęłaś
-To nie jesteśmy w podobnym wieku? - wzruszył ramionami
-jesteśmy, i nie jesteśmy, jak mam czuć się młodo skoro wiek mi się nie zmienił ale za to cały czas przeżywa tę samą nieskończoną spiralę czasową?
-Wiesz, gdyby tak był to on próbował by się za.... - zaczęłaś i nagle przerwałaś. Popatrzyłaś na niego, jego twarz mówiła ci wszystko co potrzebowałaś wiedzieć. - Cholera. Sans. Kurwa. Proszę. Przestań.. gadać... - nie wiedziałaś jak to znieść. Nie wiedziałaś jak znieść Sansa. Ale wiedziałaś, że potrzebuje cię teraz i to przynajmniej możesz zrobić. Oboje siedzieliście na kanapie, tuliłaś go do siebie z całych sił, głowę opierał na Twojej piersi. Otworzył usta aby coś powiedzieć, zaczęłaś go słaskać – Ciii.... ciii – szeptałaś – Jestem, i to się liczy, dobrze? - Przytaknął wtulając się w Ciebie najmocniej jak się dało. Nie chciałaś aby mówił. Im dłużej myślałaś o tym czego się dowiedziałaś tym bardziej przerażający sam koncept był. Nie chciałaś, aby to go spotykało. Musiałaś uciec myślami. Uciec do dnia kiedy bawiliście się w śniegu kilka miesięcy temu, albo popijaliście kakao z Papyrusem. O waszym wypadzie do baru i o tym jak skończyliście obściskując się na ulicy. Starałaś się myśleć o przyjemnych rzeczach. Działało. Po jakimś czasie, oddech Sansa się uspokoił, usnął. To ci odpowiadało. Siedziałaś patrząc na sufit, nie chciałaś się ruszyć bo nie chciałaś go budzić. Jak masz sobie z tym wszystkim poradzić? Kurwa. Pomyślisz nad tym jutro. Wszystko będzie jutro lepsze. Pomyślałaś.
-nie wiem – rzucił niepewnie – jestem pewien, że trzy, albo cztery razy, co nie jest dobre, to powinno się zatrzymać dawno temu
-Co powinno się zatrzymać? - nie rozumiałaś. To żart?
-resety, ktoś cały czas resetuje czas to.. słuchaj... nie wiem jak ci to powiedzieć – warknął – nigdy nikomu nie mówiłem, chryste, teraz też spierdoliłem – stał niepewnie czekając na coś. Cokolwiek to było, nie przyszło.
-Nikomu nie powiem! - krzyknęłaś wstając – Sans. Nikomu nie powiedziałam o tym, że możesz się teleportować, dlaczego miałabym powiedzieć o... zaraz.. więc potwory mogą bawić się CZASEM?!
-nie potwory – jego głos nagle zrobił się zimny – coś gorszego
-To coś istnieje?! - krzyknęłaś. Sans przytaknął wyraźnie sfrustrowany – Jezu.. Zaraz.... Pamiętasz wcześniejsze razy? - W głowie miałaś sceny z Dnia Świstaka. On cały czas wiedział co ci mówić? Próbował romansu bo byłaś łatwym celem?
-ta, znaczy się, prawie? kawałki... i urywki, cholera, trudno to wyjaśnić, kurwa, kurwa – zacisnął jedną z dłoni w pięść. Kości o siebie stukały. Nigdy nie widziałaś go takiego – powinienem był zachować to dla siebie, cholera jasna
-Miałeś nic nie chować dla siebie – Sans popatrzył na ciebie
-łatwo powiedzieć
-A co innego mam zrobić? Zezłościć się? Nie wiem. Nie wiem jak reagować na magię, czy potwory, czy pierdolenie o władcy czasu. Póki cię nie poznałam, tego nie było. Więc nie wiem jak mam odpowiedzieć!
-....nikt nie wie tygrysie, nikt, nikomu nie mówiłem, zaś ci którzy o tym wiedzieli, już są trupami – szeptał, tak cicho, że z ledwością go słyszałaś – nie wiem czy wcześniej ci mówiłem, czy co.... cholera... ale nikt nie wie, to ciężar jaki sam dźwigam
-Sans, cholera – byłaś zmieszana. - Chodź tu – otworzyłaś ramiona. Patrzył na Ciebie i usiadł obok wtulając się w Twoje ciało – Słuchaj, cokolwiek się stanie. Jestem. Znaczy się. Nie umiem walczyć ze złem czy czymkolwiek, ale mogę wysłuchać i mogę być dla ciebie. Nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz, albo co dźwigasz, ale musisz to z siebie wyrzucić. Trzymasz to w sobie od dawna
-kilkaset lat – rzucił nagle, mrugnęłaś
-To nie jesteśmy w podobnym wieku? - wzruszył ramionami
-jesteśmy, i nie jesteśmy, jak mam czuć się młodo skoro wiek mi się nie zmienił ale za to cały czas przeżywa tę samą nieskończoną spiralę czasową?
-Wiesz, gdyby tak był to on próbował by się za.... - zaczęłaś i nagle przerwałaś. Popatrzyłaś na niego, jego twarz mówiła ci wszystko co potrzebowałaś wiedzieć. - Cholera. Sans. Kurwa. Proszę. Przestań.. gadać... - nie wiedziałaś jak to znieść. Nie wiedziałaś jak znieść Sansa. Ale wiedziałaś, że potrzebuje cię teraz i to przynajmniej możesz zrobić. Oboje siedzieliście na kanapie, tuliłaś go do siebie z całych sił, głowę opierał na Twojej piersi. Otworzył usta aby coś powiedzieć, zaczęłaś go słaskać – Ciii.... ciii – szeptałaś – Jestem, i to się liczy, dobrze? - Przytaknął wtulając się w Ciebie najmocniej jak się dało. Nie chciałaś aby mówił. Im dłużej myślałaś o tym czego się dowiedziałaś tym bardziej przerażający sam koncept był. Nie chciałaś, aby to go spotykało. Musiałaś uciec myślami. Uciec do dnia kiedy bawiliście się w śniegu kilka miesięcy temu, albo popijaliście kakao z Papyrusem. O waszym wypadzie do baru i o tym jak skończyliście obściskując się na ulicy. Starałaś się myśleć o przyjemnych rzeczach. Działało. Po jakimś czasie, oddech Sansa się uspokoił, usnął. To ci odpowiadało. Siedziałaś patrząc na sufit, nie chciałaś się ruszyć bo nie chciałaś go budzić. Jak masz sobie z tym wszystkim poradzić? Kurwa. Pomyślisz nad tym jutro. Wszystko będzie jutro lepsze. Pomyślałaś.
Po godzinie usnęłaś śniąc o miłych rzeczach, póki we śnie nie zdałaś
sobie sprawy, że jeżeli uśniesz i obudzisz się – jutra nie będzie.