5 lutego 2017

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XI - Starając się miło spędzić czas [Would That Make You Happy? - Just Trying to Have a Good Time - tłumaczenie PL]


Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej. 
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
Las za Snowdin był piękny po ciemku. Starasz się nie nazywać tej pory „nocą” choć Twój telefon nadal był nastawiony na odpowiednią godzinę panującą na Powierzchni. Tutaj nie było słońca, nie przedostawał się nawet najmniejszy promyczek by rozświetlić mroki. Zastanawiałaś się, czy jeszcze kiedyś dane Ci będzie zobaczyć wschód. Słuchałaś jak potwory rozmawiały o tej wielkiej świecącej kuli, tęskniły za nią choć czasem miały mylne wyobrażenia. Ty jednak... zdaje się najbardziej brakowało Ci księżyca. Gwiazd. Wilgoci unoszącej się w chłodnym nocnym powietrzu. Rosy na drzewach o poranku. Tego jak gęste chmury leniwie przewijały się po niebie. Tutaj w Podziemiu, nawet temperatura nie różniła się od tej do której przywykłaś. Powietrze było podobne. Jednak głazy nad głową przypominały ciągle, że utknęłaś pod ziemią. I choć dookoła były drzewa i śnieg, czułaś na barkach ich ciężar. Wzięłaś głęboki wdech. Sans zaprowadził Cię na pustą polanę, niedaleko jednego z klifów. Stąd mogłaś zobaczyć las w całej okazałości, okryty śniegiem. Wszystko kąpało się w barwach czerni i bieli. Stanęłaś obok kościotrupa. Znowu miałaś rękę w jego kieszeni. Ścisnął ją.
-co myślisz o widoku? - wpatrywałaś się w niego, zacisnęłaś mocniej wargi, a potem uśmiechnęłaś się.
-Bardzo przystojny. Las też niczego sobie. - Z jakiegoś powodu zabrzmiało to troszeczkę desperacko.
-hej, chciałem zachować ten kawał dla siebie.
-Byłam pierwsza – wyszczerzyłaś się – Będziesz musiał się bardziej postarać.
-normalnie nienawidzę się starać w czymkolwiek – jego oczy zamigotały – ale dla ciebie zrobię wyjątek
-Co za zaszczyt – wywróciłaś oczami
-zasługujesz na to

Myślisz, że jesteś wyjątkowa? Jesteś niczym więcej jak nastoletnią dziwką. Nikt nie będzie cię chciał!  

Usłyszałaś w głowie głos matki. Zrobiłaś krok do tyłu.
-Nie, nie zasługuję.
-zasługujesz, są osoby, którym na tobie zależy, mam tutaj przyprowadzić papyrusa aby przemówił ci do rozsądku? - Ścisnął Twoją dłoń, tak abyś przypomniała sobie, że nadal jest z Tobą. Wyobrażenie Papyrusa brnącego przez śnieg wywołało uśmiech na Twojej twarzy. To pomogło. Znowu skierowałaś wzrok na Sansa.
-Przepraszam. Stare nawyki. Powinnam dać sobie z nimi spokój – Dwadzieścia lat wmawiania Ci, że jesteś bezwartościowa zrobiły swoje.
-więc – mruknął zastanawiając się nad zmianą tematu. Byłaś mu za to wdzięczna – przyprowadziłem cię tu być mogła podziwiać widoki, przychodzę tutaj kiedy chcę oczyścić umysł.
-Jak chcesz oczyścić umysł, kiedy masz pusty łeb?
-ałć, to bolało – zaśmiał się – zawsze tak traktujesz chłopaków na randkach czy po prostu mam szczęście?
-Ah, wiesz... - zaczęłaś nerwowo gładzić się po włosach, czując się zakłopotana – Nie wiem. Nigdy tak naprawdę nie byłam na randce.
-naprawdę? nie żartujesz? - wyglądał na zaskoczonego.
-Naprawdę. Nigdy nie miałam tak naprawdę szansy – kopnęłaś śnieg pod stopą spuszczając wzrok.
-myślałem, że skoro masz friska... - nie wiedział co dalej powiedzieć, ale wyraził się dość jasno
-Miałam czternaście lat, myślisz że jego ojciec zabierał mnie na gorące randki? - zaśmiałaś się lekko – Nie było też żadnego romansu, troszeczkę pośpiechu i szukania ucieczki tam, gdzie rodzice nas nie znajdą...
-a więc będę musiał zabrać cię na gorącą randkę, a jak mi idzie z całą romantyczną stroną? - Popatrzyłaś na niego raz jeszcze, było dziwne napięcie w wyrazie jego twarzy. Z uśmiechem położyłaś głowę na jego ramieniu
-Nie narzekam. Choć nazwałabym ją zimną randką. - zaśmiał się nadal trzymając za dłoń, wyciągnął ją i przyciągnął do swojej klatki piersiowej, drugą ręką Cię objął. Uśmiechał się, poczułaś motyle w brzuchu.
-to twój rewanż za to, że sprawiłem iż zaczęłaś się krztusić u grillbiego.
-Lubię z tobą żartować, Sans. Lubię jak się śmiejesz. Wcześniej nie miałam z kim się śmiać – powiedziałaś przytulając się twarzą do futra oplatającego jego kaptur. Jego szczęka była gładka i ciepła, pachniał kośćmi i keczupem. To było dość dziwne, ale jakoś dziwnie znajome i przyjemne.
-zawsze możesz żartować ze mną, dziecino, i zawsze będę próbował cię rozweselić, może nie będę w tym orłem, ale obiecuję walczyć jak lew. - poczułaś jak ściska Cię mocniej, potem pochylił się i zaczął całować po policzku, po szyi. Lekko zadrżałaś, aż mruknął z przyjemności wprost do Twojego ucha. Mocniej chwyciłaś za jego bluzę. - hmmm.. a co to było? - zapytał niskim tonem. Znowu przysunął się bliżej do Twojego karku skubiąc go delikatnie zębami. Przeszył Cię dreszcz, lecz przysunęłaś się bliżej.
-Sans – stęknęłaś cicho – jeżeli nadal będziesz tak robić, naprawdę spróbuję pójść z tobą w kości, a jest dość zimno więc...
-podoba mi się ten pomysł, ale wolałbym abyśmy zrobili to w bardziej wygodnym miejscu – zwolnił swój uścisk, przesunął dłoń na Twoje biodro i popatrzył na Ciebie.
-Co za gentleman – cmoknęłaś go w policzek, a potem on Ciebie.
-oto cały ja, szkielet z klasą. - Odsunęłaś się od niego całkowicie, czując że potrzebujesz troszeczkę przestrzeni dla siebie. Puścił Cię bez słowa sprzeciwu, rozejrzałaś się po okolicy, a kiedy znowu popatrzyłaś na niego zauważyłaś, że nie spuścił z Ciebie wzroku. Mimo pragnienia nie byłaś pewna jak wejść w intymne relacje z kościotrupem. Oczywiście, jego język całkowicie zawrócił Ci w głowie, lecz co Ty możesz zrobić dla niego? Zauważyłaś, że podoba mu się jak dotykasz go po kręgosłupie, więc może tak naprawdę nie różnicie się zbytnio w tych sprawach. Na chwilę się zapomniałaś, ponieważ miałaś ochotę popatrzeć na niebo, a kiedy dostrzegłaś zimną skałę westchnęłaś pełna zawodu. Sans zrobił kilka niepewnych kroków w Twoją stronę.
-Przez chwilę wydawało mi się, że chmury przysłoniły gwiazdy – mruknęłaś do siebie.
-jest tutaj takie miejsce, waterfall, mamy tam pokój życzeń, na sklepieniu są kryształy i udajemy, że to gwiazdy, posyłamy im nasze marzenia, choć wiemy że to na niby to... pomaga, chyba. - Chyba właśnie próbował Cię pocieszyć, ale te słowa sprawiły, że zrobiłaś się jeszcze smutniejsza. Jak wiele rzeczy musisz poświęcić, jakich już nigdy nie zobaczysz... nie mogłaś nic poradzić na to, że tęskniłaś.
-Przywyknę, po prostu muszę się przyzwyczaić.
-jesteś pewna, że chcesz tutaj zostać? - choć brzmiał normalnie, światełko w jego oczach praktycznie całkowicie zniknęło, miałaś też wrażenie że starał się ukryć swoje obawy.
-Sans, nie będę gadać głupot, że upadek tutaj to najlepsze co mnie w życiu spotkało. Lecz ten.... tydzień był najszczęśliwszym – dotknęłaś jego ramienia. Sans chwycił Cię za rękę i popatrzył na Ciebie.
-chcę abyś wiedziała, że cieszę się iż tutaj jesteś, ale nie mogę uciec od wrażenia, że na powierzchni byłoby ci lepiej
-Może, ale jak mówiłam, jestem tutaj szczęśliwa. I jeżeli pisane mi zostanie w Podziemiu, to niech tak się stanie – ścisnęłaś jego rękę i uśmiechnęłaś się szeroko. Westchnął, dostrzegłaś, że jego uśmiech jest nieco większy.
-a więc nie będę cię wyganiać.
-To dobrze, bo lubię być z tobą – szepnęłaś rumieniąc się lekko. W jednej chwili przybliżył się do Ciebie i chwycił za brodę, pocałował delikatnie.
-chcę abyś została, chcę abyście oboje zostali, może to samolubne, ale ... jest tak dobrze, choć raz chcę aby tak zostało – Słychać było wyraźnie desperację w jego głosie. Nie wiedziałaś co to znaczy, ale miałaś wrażenie, że umknęło Ci coś bardzo ważnego. Przystawiłaś swoje wargi do jego zębów, mruknął zadowolony. Gładkie palce zaczęły błądzić po Twoim karku i plecach. Wsunęłaś ręce pod jego bluzę i zaczęłaś pieścić żebra. Uśmiechnęłaś się wiedząc, że podoba mu się Twój dotyk równie mocno, jak Tobie jego. Czekałaś na jego język, ale ten nie wychodził. Zamiast tego Sans odepchnął Cię lekko, by przyglądać Ci się z dziwnym głodem w oczach, który sprawiał, że zabrakło Ci tchu w piersi. -wracajmy do domu. - jego głos był bardzo niski. Przełknęłaś ślinę, starałaś się zapanować nad ciałem na tyle na ile mogłaś.
-Powinniśmy, tam śpię, a twój brat ma moje dziecko – głos lekko Ci drżał.
-wiesz co mam na myśli – na dźwięk tych słów coś ścisnęło Cię w żołądku.
-Tak, dobra, tak – Nadal nie wiedziałaś jak to w ogóle będzie działać, ale i tak tego chciałaś. Potrzebowałaś tego – Zabierz mnie do domu.
Byliście przed domem szybciej niż to możliwe. Miałaś wrażenie, że jakimś sposobem omijacie niektóre części miasteczka, ale w tej chwili miałaś to gdzieś. Sans otworzył drzwi tak cicho jak się dało, dostrzegliście Friska i Papyrusa śpiących na kanapie, telewizor dawał nikłe światło. Dobrze. Szkielet chwycił Cię za rękę i poszliście schodami na górę. Jego pokój to jedyne miejsce jakiego jeszcze nie widziałaś. Byłaś ciekawa jak wygląda? Nie zauważyłaś kiedy otwiera zamek. Wnętrze było .. ciemne kiedy tam weszłaś. Potem zamknął za wami drzwi i zapalił światło. Pokój był niewielki i zagracony. Kilka śmieci pod ścianą, skarpetki na podłodze, stara bieżnia na środku. Światełko jakie zapalił pochodziło od niewielkiej lampki jaką miał na biurku. Jego łóżko okazało się niezasłanym materacem. Szkielet wzruszył ramionami kiedy na niego popatrzyłaś.
-wybacz, nie spodziewałem się towarzystwa.
-Nic nie szkodzi, teraz o to nie dbam – rozpięłaś kurtkę i położyłaś ją na bieżni. Sans przyglądał Ci się jak usiadasz na jego łóżku, musiałaś wyprostować nogi – Będziesz się tak patrzył czy przyjdziesz do mnie nim stracę nerwy? - mruknęłaś niepewnie. Nagle znalazł się naprzeciwko Ciebie, trzymał ręce w kieszeniach spodni
-chciałbym wiedzieć jak to jest, ale nie mam nerwów – zaśmiał się jakby z przymuszenia. Westchnęłaś zadowolona.
-Masz zimne rączki? Rozgrzeję je – miałaś nadzieję, że to zabrzmiało lepiej. Wyraźnie się rozluźnił, wyciągnął dłonie z kieszeni
-wiesz, że uwielbiam ten niewielki błysk w twoich oczach kiedy żartujesz i czekasz na mój śmiech? - poczułaś jak serce zabiło Ci mocniej.
-Teraz już wiem – powiedziałaś miękko. Ściągnął bluzę i chwycił Cię za rękę mocno ściskając
-i sposób w jaki się rumienisz i twój uśmiech – Zaczęłaś całować jego szczękę. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz żadne słowo go nie opuściło. Pod językiem czułaś gładką strukturę jego kości. Mruknął nisko. Kiedy podniosłaś głowę zobaczyłaś, jak jego oczy mocno świeca, natomiast na policzkach pojawił się niewielki, błękitny rumieniec. Położyłaś się na łóżku, opierając się lekko na łokciach czekając aż do Ciebie dołączy. Nie marnował nawet chwili. Prawie przegapiłaś moment, kiedy klęczał na materacu, jedną rękę wsadzając w Twoje włosy, drugą pod koszulkę, gładząc palcami skórę do czasu, aż nie trafił na materiał stanika. Przesuwał palce wzdłuż linii kręgosłupa. Twoje dreszcze nie miały nic wspólnego z zimnem, zaczął czule skubać Cię po szyi. Zaraz potem poczułaś jak ją lizał. Zacisnęłaś mocniej wargi, aby nie jęknąć zbyt głośno, jego ręce powoli przesuwały się do góry odkrywając coraz więcej Twojego ciała. Gładkie palce zaczęły błądzić po brzuchu.
-jesteś taka miękka – mruczał – uwielbiam cię dotykać.
-Więc dotykaj. - szepnęłaś.
-gdzie? pokaż mi.
Chwyciłaś go za dłoń i położyłaś ją na jednej ze swoich piersi. Jego palce dotknęły materiału stanika. Otworzyłaś oczy i popatrzyłaś na niego, serce waliło Ci jak szalone. Przyglądał się Tobie jakbyś była jakimś cennym skarbem. Nie wstydziłaś się przy nim swojego ciała, żadna blizna nie była czymś złym. A to przez sposób w jaki na Ciebie patrzył. Jego palce powoli wsunęły się pod materiał, przygryzłaś wargi, czerpiąc przyjemność z jego dotyku. Powoli przysunęłaś się bliżej niego. Właśnie miałaś zaproponować ściągnięcie biustonosza kiedy...
-SANS?! - oboje zamarliście. Błękitne światło w lewym oku Sansa zajaśniało bardziej, kiedy spotkały się wasze spojrzenia.
-może jeżeli go zignorujemy to sobie pójdzie? - szepnął. Zacisnęłaś zęby.
-Ale jeżeli on nie śpi... to...
-Siorka?! - strach w głowie dziecka sprawił, że zamarła Ci krew w żyłach. Nic nie mogłaś poradzić na swój instynkt. Sans już Cię nie dotykał, poprawiłaś bluzkę i szybko wyszłaś z jego pokoju zbiegając po schodach w dół.
-Frisk, kochanie, coś się stało?
-bracie, wszystko dobrze? - słyszałaś zaniepokojenie w jego głosie. Papyrus stał na dole, zerkając raz na Ciebie raz na Sansa, zapłakane dziecko siedziało na kanapie. Wyższy z braci wyglądał nie zdziwionego i niepewnego tego, co właśnie się działo. Usunął się jednak z drogi kiedy go minęłaś by pobiec do Frisk. W jednej chwili to wtuliło się w Ciebie bardzo mocno.
-Ciii, skarbie, jestem, co się stało? - gładziłaś je po plecach.
-coś nie tak? - Sans zapytał się brata.
-Ja.. ja nie jestem pewien – jego głos był cichy – Kiedy się obudził zaczął się o nią wypytywać. - Dziecko drżało w Twoim objęciu.
-Skarbie, mów do mnie, wszystko dobrze? - starałaś się nie dopuścić strachu do głosu.
-Koszmar – mruknęło w Twoją pierś – Ja... nie mogłem cię znaleźć.... nie było cię tu... a potem jak się obudziłem.... ciebie nadal nie było.... bałem się.... że jestem sam.
-Nie jesteś sam. Jestem tutaj.
-Gdzie byłaś? - Poczucie winy pojawiło się w Twoim sercu, choć wiedziałaś że nie zrobiłaś niczego złego.
-Sans i ja nie chcieliśmy cię obudzić. Byliśmy w jego pokoju.
-Zostaniesz ze mną? - Frisk wtulił się bardziej w Twoje ubranie. Zaczęłaś gładzić palcami jego włoski
-Oczywiście, zostanę z tobą – kiedy to mówiłaś popatrzyłaś na Sansa. Bałaś się, że będzie złym jednak nic z tych rzeczy. Rozumiał. Podszedł i poklepał dziecko po głowie, drugą kładąc na Twoim ramieniu. To niewielki gest, ale czułaś, że wspiera Cię. To nowe uczucie, wypełniało Cię ciepłem.
-przepraszam, że cię przestraszyliśmy dzieciaku, wiem jak to jest obudzić się zagubionym – Frisk popatrzył na niego. Pociągnął nosem.
-Obudziłeś się kiedyś w złym miejscu?
-jasne – w jego głosie było coś smutnego, lecz uśmiech to chował – ale jeżeli będziesz dobrym dzieckiem, to będzie dobre miejsce, tym razem.
Share:

4 lutego 2017

Undertale: Anomalia - o4. seN [opowiadanie własne]


Notka od autora: Żyjesz, jesteś, egzystujesz. Nie ma tutaj potworów, nie ma nawet góry Ebott. Nie ma magii, nie ma tajemnic, ot prosty świat jaki jest Ci dobrze znany. Jednak, jakbyś się czuła gdyby gdzieś tam była osoba nie z tej rzeczywistości, która bacznie obserwuje każdy Twój ruch, towarzyszy w każdej minucie Twojego życia? A co jeżeli powiem Ci, że jest to Error?
Error!Sans należy do loverofpiggies
Ink!Sans należy do comyet
Spis Treści:
o4. seN [obecnie czytany]













Jechałaś rowerem po autostradzie, miałaś na sobie białą sukienkę. Na niebie ani jednej chmury, słońce wielkie, gorące, ale nie palące. Widziałaś w oddali ocean, a może to było morze? Nie wiesz i nie jesteś tego do końca pewna. Śmiałaś się. Puściłaś kierownicę, jechałaś dalej tam, gdzie chciałaś. On, on był zaraz za Tobą, wbrew prawom wszelkiej logiki – szedł, a mimo to nadal był o krok za Tobą. Jakby rzucał wyzwanie odwiecznym prawom istnienia samą swoją egzystencją. Buntownik rzeczywistości. Twój buntownik. Sen zaczął się rozmywać, no tak, pora wstać. Zatrzymałaś rower i popatrzyłaś za siebie. Jedną rękę miał w kieszeni sztruksowych spodni, drugą uniósł powoli i pomachał Ci na pożegnanie. Ciche „do potem” padło z jego ust. On tam będzie, on tam na Ciebie czeka. On nigdy nie zniknie z krainy Twoich marzeń i snów.

Podniosłaś powieki. Jesteś już ... stara. Twoje dzieci są już dorosłe, syn znalazł pracę w jakiejś wielkiej korporacji. Wyrósł na odpowiedzialnego mężczyznę, ma narzeczoną, planują wspólnie przyszłość. Masz też dziwne wrażenie, że jego ukochana jest w ciąży. Nie wiesz tylko dlaczego jeszcze nie chcą podzielić się tą informacją z Tobą. Córka, ona jeszcze z Tobą mieszka, jeszcze. Bo niedługo się wyprowadzi. Czujesz to w kościach. Spotyka się z takim jednym. Gość mógłby robić za wikinga bez większej charakteryzacji. Dać mu tylko topór i gotowe! W każdym razie ona też odleci. To część dorastania. Ptaszęta z gniazda i te sprawy i choć szykowałaś się na to od kilku lat... to nadal myśl o samotności – boli.
Kontakt z byłym się zerwał zaraz po tym, jak najmłodsze dziecko ukończyło 26 rok życia. Nie wiesz gdzie jest, z kim jest, ani co robi. Mimo tych wielu lat odkąd nie jesteście razem... czasem tylko nadal... przychodzą jakieś listy przypominające Ci, że ktoś taki w ogóle istnieje.
Wchodzisz po schodach, powoli, każdy krok stawiasz z trudnością. Boli Cię wszystko i nie chcesz tego przyznać, bo nie chcesz być jak te starsze panie z których śmieją się dzieci w internecie... z których, śmiałaś się sama. Czasami, choć naprawdę potrzebujesz usiąść w autobusie, zmuszasz się aby stać, bo nie chcesz, aby na Ciebie krzywo patrzono. Czasami przepuścisz dziecko w kolejce, aby zmieniło zdanie o starszych osobach. Dzieci mają zakrzywioną perspektywę. Stary widzi wszystko. Ludzie starszy dzielą się na dwie kategorie – tych co uważają, że z racji na wiek młode pokolenie winne jest im ustępować we wszystkim i wszędzie; oraz na tych co wiedzą i pamiętają. Próbują nawiązać nić porozumienia z nową generacją. A to zachowując się tak jak oni, oh. Za Twoich czasów była taka jedna, Baśka Blog. Oglądałaś ją jako nastolatka, Twoja ś.p. Mama krzywiła się i dziwiła, jak mogła z siebie zrobić taką małpę. Bo wiek to wiek, z wiekiem idzie pewna powaga. Ty.... ty wylądowałaś gdzieś pomiędzy. Wracając jednak do myśli przewodniej. Bez względu na to jacy są starzy ludzie, mają jedną wspólną cechę. Są przeraźliwie samotni. Na zakupach kupują niewielkiego lizaka czy batonika (bo na to starczyło z emerytury) dla wnusia. Bo o wnusiu pamiętają. Zrobią coś, wydrą psu z gardła. Pomagają na tyle na ile się da. No nie wszyscy, ale Ty taka jesteś. Nigdy nie zapominasz o swoich dzieciach – bo wnucząt jeszcze nie masz – dajesz tyle ile masz.
Kiedyś ktoś powiedział, że młodzi marzą, starzy wspominają. Ty.... Ty śnisz.

Ciepła, letnia noc. Drewniany parkiet olśniony lampami naftowymi, kolumny przyozdobione polnym kwieciem. Żywa orkiestra gra skoczne melodyjki. Ty z tamburynem w ręku, włosami splecionymi w warkocz, w zwiewnej sukience i w młodym ciele, wirujesz i tańczysz. On obserwuje stojąc obok stołu z przekąskami. Pije piwo.
Środek morza, statek piracki. Jesteś na desce i masz skoczyć w odmęty wody. Spocząć na dnie i zginąć. Lecz On... On jest w wodzie. On jest ... rekinem? O, a to nowość. Skaczesz bez strachu i zapadasz się.... w pudding. Więzy znikają. Otwierasz oczy i jesteś na hamaku obok niego. Śmiejesz się. Cieszysz się. Nie jesteś już sama. On jest z Tobą.

I tak dzień za dniem. Noc za nocą. Monotonia, w której kiedy świeci słońce jesteś staruszką, zawsze uśmiechniętą, kupującą niewiele, niewiele jedzącą, życzliwą i ciekawą, zawsze chętną do rozmowy i udzielającą rad wtedy kiedy się tego po Tobie oczekuje. Byłaś już na chrzcinach pierwszego wnuka, syna Twojego syna. Hah, miałaś rację! Córka za miesiąc bierze ślub z tym swoim wikingiem. Nie spotykasz się już co sobotę z przyjaciółkami. Pewnego dnia jednej coś wypadło, i zaraz potem .... każdej coś wypadało. Nawet Tobie. Bo to nie tak, że to one zostawiły Ciebie. Nie. Wszystkie... się... zostawiłyście.

Luwr, francuski Luwr, nigdy nie było dane Ci go zobaczyć, choć często na niego patrzyłaś z tęsknotą w oczach. Teraz chodzisz po jego posadzce. Nikogo nie ma, ani ochrony, ani turystów. Czytałaś o nim, a teraz jesteś. A On obok. Trzyma Cię pod rękę. Prowadza i ogląda. Takie rzeczy nie są w jego stylu. Wiesz o tym, bo go poznałaś. Nigdy mu tego nie powiedziałaś, ale ... już od jakiegoś czas uważasz go za swojego anioła stróża. Nie czujesz się samotna. Bo on jest. I ta myśl nie opuszcza Cię nawet za dnia. On jest. Obserwuje. Jest.

Ten pierwszy raz, kiedy zwróciła się do niego. Do niego! Za dnia! Na jawie! Oh, nigdy go nie zapomni. Podlewała wtedy kwiatki na balkonie. Podniosła głowę wysoko i odezwała się do niego. Powiedziała, że jeżeli jest ... prawdziwy, że jeżeli nie jest wytworem jej wyobraźni to chce... to ona chce... mieć sen w którym zrobi coś niewyobrażalnie głupiego, coś co nigdy by jej do głowy nie przyszło. Nie mówiła co dokładnie, bo nie chciała sama sobie nasuwać wyobrażenia. On musiał się zastanowić i miał mało czasu. Kilka godzin. I właśnie... Coś głupiego? Się jej zawidziało. Lecz sam fakt, że może udowodnić jej, że jest... wywołał uśmiech na jego twarzy.
Uwierzyła mu tego dnia. Albo raczej, tego snu. Uwierzyła mu jak pojawiła się z majtkami na głowie, skarpetkami na rękach, w sztucznym nosie na twarzy z doczepianymi wąsami. Tak, tego zdecydowanie NIGDY by nie zrobiła i NIGDY by o czymś takim nie pomyślała.
Error nie zapomni tego wieczoru. Nocy. Bo w jej śnie była noc. Była plaża. Było morze. Były jasne gwiazdy na niebie. Jej sny zazwyczaj, w znacznej większości odzwierciedlały świat takim jaki jest. Tak więc wszystko było takie.... ludzkie. Obejmowali się, przywarli do siebie ciałami.
-Jak ci na imię? - Zapytała się po latach znajomości. Error się skrzywił.
-̛A ̶j̴a̵k̢ ̨c͏hces͘z mǹie ͏n̶a͘z͞w͡ać̵?͢
-Jak ci na imię?
-̨E͏rr̨or̨- Zaśmiała się perliście.
-Nie znam takiego anioła.
̢-͠Nįe͢ j̨es̴te̛m̕ ͏a͡n҉i̸òł͟em͘.͟
-To demonem?
-̨Też ҉pud̕ł҉o.̵
-Kosmitą?
͡-Nie̸?
-To kim jesteś?
-͢.̷...͝E҉rro̵r. ͜
-Nie pytam poważnie. Kim jesteś? Dlaczego mi się śnisz?
-̀Nįe p̷om̷y̴ś҉la̶ła͞ś̷ o ̷t͏y̡m͝, ̧ż͢e̛ ̵to n͜i̸e̵ j́à ̛ś̕nię śię͠ ̢tobi͞e̢, ̸t̢ylko ̢t͝y ̸śn͜isz s͟i͘ę́ ̵mi͠? ̢
Nic więcej nie powiedziała. Po dłuższej chwili milczenia, pocałowała go. Był w szoku, nigdy, naprawdę nigdy o tym nie pomyślał. To nie było jej ciało, to była pewna namiastka jej duszy, jej jaźń, jej osobowość. To mimo wszystko była ona. Czuł ją. To nie skóra, nie taka ludzka, ale to była ona. Realna i taka ciepła. Nim się zorientował już łapczywie ją całował. Przekręcił się na nią. Miała piach we włosach, obejmowała go mocno i on ją. Po jakimś czasie ubrania były niepotrzebne. Morze ciepłe i tylko oni, i senny księżyc – świadek.

To był Twój pierwszy erotyczny sen od lat. Podniosłaś starcze powieki. Serce biło Ci jak szalone, czułaś się szczęśliwa, pełna, spełniona. Chciało Ci się płakać. Chciałaś się obok niego obudzić. Kimkolwiek lub czymkolwiek jest. Albo to zaawansowana schizofrenia, albo naprawdę on jest kimś. Kimś w kim szaleńczo się kochasz od wielu lat. Kimś z kim możesz widzieć się tylko we snach. Kimś, kto odwzajemnia Twoje uczucia. Kimś kto.... istnieje.
Nie powiedziałaś o Twoim odkryciu nikomu w obawie, że wezmą to jako majaczenie głupiej staruchy, której wszystko się w głowie pokiełbasiło. Wnuczęta i dzieci zauważyły, że jesteś jakaś szczęśliwsza, promieniejesz. Robisz to czego wcześniej nie robiłaś. Mówisz to czego wcześniej nie mówiłaś. Siadasz na miejscu w autobusie, nawet ustępujesz go starszym od siebie. Jak Twoje dzieci nie patrzą, dajesz swoim wnukom po piątaku na słodycze. Zapisałaś się nawet na ten kurs szydełkowania dla 60+. A to wszystko za Jego sprawą. Twoje sny, w których jesteś młodą dziewczyną stały się odważniejsze. Nie zatraciły przy tym swojego uroku. On nie był... partnerem z marzeń, jakkolwiek to głupio nie brzmi. Miał swoje humory, przez te lata kilka razy się kłóciliście, sprzeczaliście, jednak jak spałaś to zawsze był. Nawet obrażony, zawsze był, gdzieś w tyle, gdzieś na nastym planie. Gdzieś, zawsze.
Lata mijały. Jesień, zima, wiosna, lato, jesień zima, wiosna, lato, jesień, zima, wiosna, lato, jesień zima, wiosna, lato, jesień zima, wiosna, lato, jesień, zima, wio-...

-Ona niedługo umrze. - Ink siedział obok Errora. Przez ten czas sam przystawał aby rzucić na Ciebie okiem. Raz nawet zainteresowany chciał zaleźć tę duszę w innym wymiarze, gdzie nie było potworów. Pobił się wtedy z Errorem, który swoimi czarami zablokował drzwi. Zakazał mu tego robić, mówiąc, że nie chce aby on tak cierpiał. Ink nie do końca rozumiał. Kiedy Error śnił razem ze swoim człowiekiem wydawał się szczęśliwy. Jak nie spał siedział i obserwował. Czasem reagował na jej zachowanie, czasem na otoczenie. Mówił do niej by innym razem milczeć. - Wiesz, że w jej świecie sprawa z duszą wygląda troszeczkę inaczej. - Error prychnął odwracając wzrok na bok. Wiedział, aż za dobrze wiedział. Straci ją na zawsze. Nie będzie mógł jej zabrać, bo dusza jaką ona ma, jest przypisana do tego wymiaru. Nie ma też mocy podróżować między innymi. - Lepiej, abyś się z nią pożegnał. Jeżeli się nie mylę, to ona umrze w ciągu szesnastu godzin.
-̛W͝i̷e ͞o̸ tỳm͜.̀
-Co?
͜-̶O̸na̸ o͘ t̴ym ̀w̕ie. ͏W͜ie͝ o͡ ̧ty̡m od ̨j͘ak͟ieg̕oś͢ ͠ćz̡asu͞.͝
-Jak to?
-̷Ni͜e ̶wi͜em̷. ͏To c̸hy̡b̵a͢.͟.̢. l̛u̶dzka ̶rze͜cz. ̕Od͟d̨ął͏a̡ ws̶z̨y̷s̴tko͢ co̡ ki̶ędy͢ś p͠ożycz̶ył̷a͝. ̴Miesią́c ͜t͝eḿu źa̢łat̨wi͝ł̶a spr̢aw̷ę̕ z pódzi̕a̴łe̸m m͢aj̨ąt̸ku͝,͞ kupił̛a ́wnu̸k͘ơm̀ ̨t͡o ͢o͜ czym̵ ma̕rz̕y͠l͢i. ̷- Mówił drżącym głosem ̵– ͞Ǫn̡a s͡kądś̴ ͝wi͏e͡,̡ że ̸um͡r̶z͢e..̧.̕. ́ni͢edł͟ug̡o.̧
Ink wzruszył ramionami.

Byłaś na białej drodze umieszczonej we wszechświecie. Znaczy się, unoszącej się we wszechświecie. Na poboczu znajdowały się drzwi, różnej wielkości, różnego kształtu, wielobarwne. Tutaj jeszcze Cię nie było. Odwróciłaś się za siebie, ten sam obraz. Jakby bez końca. Szłaś nie będąc dokładnie pewną, gdzie jest początek, a gdzie koniec. Droga miała kilka razy krzyżówki, było kilka bocznych, kilka takich które wydawały się... rozpadać. Do nich nawet nie podchodziłaś. Nie wiesz jak długo błądziłaś po tym dziwnym miejscu. Lecz w końcu znalazłaś Jego. Stał bokiem skierowany w Twoją stronę, z zaciśniętymi pięściami, opuszczoną głową. Zaczęłaś biec.. Lecz cóż to. Im bliżej się go znajdowałaś tym on bardziej.... się zmieniał... Czarne spodnie, kapcie, bluza, i ... Boże, czy to... czaszka?!

-Jesteś Śmierć? -Zapytała zatrzymując się na kilka kroków od niego. To ich ostatni sen, ich ostatni raz kiedy będą mogli być przy sobie. Ich ostatnie... Zacisnął pięści mocniej, tak że aż bolało. Podniósł głowę i popatrzył na nią. Rozłożył ramiona na boki. Staną przodem. Milczał – Boże, ty jesteś Śmiercią!
-͏Je͟şt̸e҉m Err͞or,̕ ni͠e͘ ma͏m n҉i̕c w͟s̷pól͟n͘ego̶ ̧z was̀zým ͡w͏yobra̵żeniem ̨śmie̷r͟c̵i.
-To jakiś żart, czy to twój prawdziwy wygląd? - Nie odpowiedział, nie chciał. Czekała, lecz kiedy nic nie dostała zrobiła kilka kroków do przodu. - Dlaczego nigdy mi się takim nie pokazałeś?
-҉Ja̵k̢ p̧ierwsz̧y͠ r̡az̸ m͜n̸ie z̧o̡b͞a̷cz͝y҉ł̷aś͢ ̴t͞o si̕ę̶ ̧przest͜ras̕zy͏ł̵a͡ś͏.͟ ͞
-Co? - Zdziwiła się. Heh, nie pamięta.
-̡P҉ami͞ęt̸a̧sz̸ jak̨ mi͟a͜ła̧ś k͜o̵s͞zmar,͡ ̸kiȩd͝y t̢wój ͟s̷yn po͞j̴ec͜hał na͘ wyc̀i͘ec̴zk̵ę̕ ̡ra̶zem҉ z sio͞s͏tr̀ą?
-No... Ale... nie pamiętam snu.... Ej, jakby nie było jestem staruszką! Skleroza i te sprawy.
-Heheheh, racja. - Podrapał się po tyle głowy, nie bardzo wiedział co teraz powiedzieć, co teraz zrobić, nie chciał się żegnać. Chciał, aby ...
-Gdzie jesteśmy?
-Ta͝k̕ ̡w͟ygl͟ąd͜a m̕ie͢jsce͘ ̛z ͟kt͜ó͘re̛go po̡chodzę̡. - Rozejrzała się dookoła.
-A te drzwi?
-͡T̶o drz͢w͞i͏ ̶do̸ r͢ó̡żnyc͟h̸ ͜ś̷w͏i͏a͜tów. - Popatrzyła na niego i zmarszczyła nos, słodko zawsze wtedy, kiedy była zła
-A więc w różnych światach masz swoje dziewczyny? - Oh, uważała siebie za jego.... Dusza zawyła mu w rozpaczy. Ale zaraz, czy ona właśnie go podejrzewa o...
-C̶.͘..co͟? Ni̧e!̛ N҉i͡e!̢ ̶NIE!̵ - tutaj nerwy mu puściły. - C̛o ̡ty͡ ͟so͝b͝ie̴ ķùr͏wa myś҉l̨i̶s̡z?! - Zmierzyła go wzrokiem – Pówa͜ż͘nie ͠mówi͏ę!̵ Jest͏e͡ś̷ ́j̛ed̛yna͡! ͏
-Oooo, ale to że nie jesteś w tej chwili żadnym seksownym aktorem coś oznacza, prawda? - Nic nie powiedział. Cisza. Pustka. W przestrzeni Po-Za nie było nawet dźwięku. Prawdziwa cisza. Po jakimś czasie... - Oh... To... pożegnanie? Czy ja się jeszcze obudz...
-͏Ni͜e.͠
-Aha, dobrze, że podlałam kwiatki. - Uśmiechnęła się smutno. W sumie nie miała czym się przejmować. Jej dzieci od dawna sobie same radziły, nie pozostawiła po sobie żadnych niedokończonych spraw. Zostawi go, opuści, jej już nie będzie. Nie chciał tego. Nie chciał. Tak bardzo nie chciał. - Więc teraz pójdę do ciebie? - Zapytała nagle z nadzieją w głowie. Podniosła na niego wzrok, te piękne, wielkie, migoczące oczy w których od tak dawna się kochał. Error otworzył usta, nie był w stanie wypowiedzieć żadnych słów. Nie chciał jej okłamywać, a prawda była zbyt okrutna aby przeszła mu przez gardło. Znowu cisza, kobieta spostrzegła jak drży. Kurwa. - Oh... rozumiem. - Opuściła głowę. - To będzie bolało?
-͞Ni͠e ͢w̡i͜e̶m̵. Je̷ste͜ś tu źe ̕m͡n̷ą, ̀w͡i̢ę͜c͞ ̡m͡yśl̡ę̶, ż͘e j͟eże͡l̡i͞ ͏c̛iałơ nie̴ ̴bę҉dz͏ie͝ ̢b̸ardzo҉ ̴c̕i̷e͞r̶pieć t̷o ҉się́ ͜ni̷e ͢ob̶úd̀z͠i̡sz͠ i̶ ni͡c n̴ìe͢ poc̕zuje͞śź.͞
-Nie o to mi chodzi, kretynie. To będzie bolało ciebie?
-..҉.̴. ̢Ka͢ż̧d̢a ś͢mi̴e̕rć ͟bol̷i͞. ̸J҉ák ͝ni҉e fi͏zyc̴zn͘ie̷ ̕t͜o.̧.̵.̵
-... Mnie będzie. Mnie już boli. Od dawna łudziłam się, że ... że... znaczy wiedziałam, że jesteś. Odkąd dałeś mi znak, że istniejesz, że nie jesteś wytworem mojej wyobraźni, ja ... ja miałam nadzieję, że jak umrę to zabierzesz mnie do siebie, gdziekolwiek to będzie i ... i wtedy już nigdy my nie... - Zaczynała płakać. Ta rozmowa była straszniejsza niż Error przypuszczał. - Nie da się tak? Nie chcesz mnie?
-͢Chcę.
-Więc?
̨-Nie͢ m̵o̵g͠ę͘.̶
-Bo?
-Bo̸ ̛się͠ nię d͢a.̸ Ro̶z̶umíe̶sz̶?̀! N̨IE͘ ҉DA͟ SI̸Ę! Taki̶e͠ ̡coś͜ ni҉gdy̵ ni͜e ̶p͠ow͢inno mi̵e̴ḉ m̧i̵e͜jsc͜ą!̛ Nig͠d͞y҉ ͜n̛íe̛ ͠p͢o̕w̧i͞nienem otw̨i̛e̵ra̵ć ̨t͏y͞ch̨ ͠c̛hole͘rnyc̨h d҉rzw̶i!҉ Ni͜gd̛y̛ ̢ni̧e ͞p͏o͠wi͠ni̡e͞n̕e̶m by̛ć ͏ci̢ekaw̡y!̢ ̷Ńigd̷ý!̨ ̀Nie ͠powi̸n̴na̡ś ̨być takà.̷.̨.̛ ta̴ka̴...
-Jaka?!
-Ta͢ka!͏ - Sam nie wiedział o co mu chodziło. Nie chciał i chciał. Cieszył się i rozpaczał. Sprzeczne ze sobą emocje walczyły o dominację i nijak nie było widać zwycięzcy.
-Error... - pierwszy raz zwróciła się do niego jego prawdziwym imieniem - .... powiedz, chcesz być ze mną? Tak naprawdę. Odpowiedz szczerze. Nie pochopnie. Chcesz mnie?
-͢Chcę.. - nie musiał się nawet zastanawiać. Chciał i dobrze o tym, wiedział. Chciał.
-Dobrze...

Słońce poranka wpadało między zasłonami. Ciało starszej kobiety było już martwe. Świat za to pędził dalej. Jakby nie zwrócił uwagi na to, że kogoś zabrakło.
Tym czasem, w innym uniwersum, zwanym FlowerFell, Error robił to czego dawno nie czynił. Niszczył anomalie. Walczył z tamtejszym Sansem. Stoczył pojedynek z Inkiem, który potem tym swoim pędzelkiem odmalował, tak że jak ta lala nic nie było widać. Error pojawił się też w UnderFell, OceanTale i w kilku innych. Zachowywał się normalnie. Po tym, jak Ink naprawił to co Error zniszczył, postanowił do niego podejść.
-Fajnie znowu się z tobą pobawić, ale ....
Error popatrzył na Inka, nie słuchał go w ogóle. Poczekał, aż ten skończy swój monolog i kiedy znowu był sam rozpiął swoją bluzę. Za czarnymi żebrami były dwie dusze, jedna jego, druga ludzka. Uśmiechnął się do siebie.
DETERMINACJA... ona chyba jako jedyna ma głęboko w poważaniu.... prawa wszechświata.
Share:

Undertale: Anomalia - o3. MarzENiE [opowiadanie własne]


Notka od autora: Żyjesz, jesteś, egzystujesz. Nie ma tutaj potworów, nie ma nawet góry Ebott. Nie ma magii, nie ma tajemnic, ot prosty świat jaki jest Ci dobrze znany. Jednak, jakbyś się czuła gdyby gdzieś tam była osoba nie z tej rzeczywistości, która bacznie obserwuje każdy Twój ruch, towarzyszy w każdej minucie Twojego życia? A co jeżeli powiem Ci, że jest to Error?
Error!Sans należy do loverofpiggies
Ink!Sans należy do comyet
Spis Treści:
o3. MarzENiE [obecnie czytany]












Nauka trwała … trwała. W przestrzeni Po-Za trudno jest dokładnie powiedzieć ile. Tutaj nie ma czasu i nigdy go nie było. Wymiar bez wymiaru, mający wejście tam gdzie … można. Jakby mieszkanie samego Boga, Stwórcy czy też Absolutu. Zależy jak na to patrzeć. Tak na dobrą sprawę ani Ink, ani Error nie byli pewni czy ich dom ma jakiekolwiek granice. Cały czas rósł, cały czas się zmieniał. Ink zaczął kiedyś rozmowę, o tym czy na pewno są tu sami. Trudno uwierzyć, że w całym tym nieskończonym miejscu, są tylko oni. Przecież alternatywnych uniwersów jest tak wiele… Są te z potworami, które umiłowali najbardziej; są te bez, wśród których jest ten jeden jaki … zmienił Errora. Są też takie, gdzie nie ma nawet ludzi, bo ewolucja potoczyła się zupełnie inaczej. Z pewnością są i takie, w których nie ma nawet Ziemi, albo życia na niej. Od samego myślenia aż głowa bolała.
Wracając jednak do tego co ma miejsce teraz. Error był niecierpliwym, ale pilnym studentem. Za każdym razem, kiedy Dream mógł i miał „czas” uczyć go, ten stawiał się jak na zawołanie. Ze skwaszoną miną, udawał niezainteresowanego, nieporuszonego, drwił się i śmiał. Do tego jak się doda jego wielkie ego, pewność siebie, którą czerpał … sam nawet nie wiedział skąd - otrzymać można mieszankę wybuchową. Kłócili się. Wyzywali. Obrażali na kilka resetów w świecie Dreama. A potem Error zawsze wracał. Wykonywał to z czym miał wcześniej problemy. Jakby, potrzebował tego kopa w dupę.
Przez czas nauki ani razu nie spojrzał do ulubionego wymiaru, skupiał się na przyswojeniu wiedzy, opanowaniu techniki, teorię musiał przeistoczyć w praktykę. Pracował pilnie, zwłaszcza kiedy nikt go nie widział. Zwłaszcza, kiedy mógł być sam. Wtedy pozwalał sobie na gorycz, prawdziwe rozczarowania, przekleństwa. Wśród innych wolał uchodzić za „tego złego” w dowolnym słowa rozumieniu. Tylko pusta przestrzeń świata Po-Za znała jego prawdziwe oblicze. Widziała jego łzy.
To czego go Dream uczył było… chore. Prawo Wszechświata mówi wyraźnie, że nie można być w wymiarach gdzie nie ma Twojego odpowiednika. Nigdy nie będzie mógł spotkać się ze swoją Anomalią. Pheh, jego anomalią. Właśnie, ona nie była nawet jego. Dawno, dawno temu, dziwił się innym Sansom, którzy są zainteresowani tą konkretną duszą. Nie rozumiał. Ludzie go … śmieszyli. Brzydzili. Nie ufał im. Nie lubił ich. Wszystko przez Frisk, przez anomalię która więziła jego pobratymców w bańkach. No i ta Chara, ten duch, demon, istota jaką trudno było sklasyfikować. Co niby była, a jej nie było. No i Flowey, ten chwast zakichany. To też wina ludzi. Nie Alphys, która stworzyła zasadniczo Floweya, nie samego Asriela. To wina ludzi. Gdyby oni nie mieli determinacji… Gdyby tylko byli…. Zacisnął pięść i westchnął głęboko.
-Słuchasz mnie? – usłyszał głos. Dream siedział naprzeciwko niego. Był wyraźnie zdenerwowany. – Zrobiłeś wielkie postępy i szybko łapiesz. – Zaczął – Ale twój charakter… - przerwał na chwilę i odwrócił wzrok na bok jakby bił się z własnymi myślami. – To czego cię nauczyłem do tej pory zadziała w każdym świecie, gdzie jest twój odpowiednik. Nasza umowa była taka, że nie wykorzystasz tej umiejętności na nikim innym tylko na niej.
-T͝ak̕ p͏o҉w̷ie͜d͘z̀i̧ałe͠m̀ i̧ ̢s̡łow͡a̧ ̡dot̀rz͢y͢màm͡.͢ Móże̡sz po͠w͜i̛ed͜zie̕ć o͏ ͞m̕nįe ͏w͝iele, ale n̕i̵e̴ to͟,̧ że ͞je͡st̵e͞m̀ kłamcą ͘– warknął podciągając pod brodę kolano – Al̛e̡ ̀c͜h͟y͡b̴a ̧ńie um͟kn̛ął̷ cì ten̛ s̴z̴cz͞e̷g̕ół, t͟e̛n ́je͜d̢en̸ ́mał̡y͟…̢
-Nie. Skądże znowu. – Dream westchnął – W jej świecie nie ma nas. Więc nie połączysz się z nią.- Nastała długa cisza. – Ale jak powiedziałem wcześniej, wiem jak ci pomóc. A pomoc oznacza nie tylko nauczenie tego, ale też umożliwienie… kontaktu z nią. Tylko że… - Error uniósł brew – W tej rzeczywistości jest Frisk, musi być, to człowiek. Będziesz musiał się przełamać i poprosić o pomoc Core!Frisk. Będzie musiała zdobyć włos, ślinę i krew Friska z wymiaru tego twojego człowieka. Jak się jej to uda, to…
-̸C͞orȩ…͢. – Zmarszczył brwi. Sam nie wiedział do końca jakie uczucia mu towarzyszą jak pomyśli o Core. Wściekłość, bo sama w sobie jest anomalią, anomalii, błędem takim jak on, a jednocześnie nie takim jak on. No, ale jakby na rzeczy nie patrzeć to jest, a może była kiedyś człowiekiem. Problem pojawiał się jednak innej natury. Error nie wiedział jak ma z nią rozmawiać. W sensie, że nie umiał. Odwrócił wzrok na bok i zaczął obmyślać plan.

-Halo? – Chwyciłaś za telefon. Dzwoniła wychowawczyni ze szkoły Twoich dzieci. No pięknie.
-Przyłapaliśmy pani syna na piciu alkoholu na terenie szkoły – powiedziała pewna siebie. No tak, oczywiście, jest w gimnazjum! Masz dwójkę dzieci. Córeczka młodsza, synek starszy. Mąż? Nie to nie Majster. Z nim kontakt urwał Ci się naturalnie. Nie tęsknisz, nie wspominasz, był i go nie ma. Po nim poznałaś kilku kolegów. Przeżyłaś miłość nieodwzajemnioną. Długo nawet siedziałaś w FriendZone wzdychając do obiektu swoich westchnień. No i ostatecznie, kiedy już pracowałaś trafił się taki jeden. Nie było wielkiego uczucia. Nawet desperacji. Po prostu… tak jakoś samo wyszło. Dzieci nie były wpadkami, o dziwo. To Ślub można uznać za wpadkę, a nie dzieci. Kochałaś je, ale ich ojca? Nie, on był. Czasem pomógł, czasem zaszkodził. Doszliście do wniosku, że nie nadajecie się do wspólnego życia razem. Tak kontakt teraz macie… no macie. Płaci na dzieci śmieszne pieniądze, które jednak w chwili kryzysu są jak palec boży. Ciułasz od miesiąca do miesiąca pracując w przeciętnej firmie. Czasem na boku coś sobie dorobisz, czasem zrobisz komuś przysługę. Jak to w życiu. Nie ma rewelacji. No ale… tak Twój syn pije w gimnazjum. Zaczęłaś się zastanawiać, czy to Ty jesteś tak spaczona, że nie jesteś z tego powodu zła na syna. Czy może to tamta kobieta nigdy nie korzystała z życia i zapomniała, że przecież to normalne.
-Aha. – Tylko tyle powiedziałaś, bez złości, czy nawet odrobiny zainteresowania w głosie.
-Powiedz mamie jak to wyglądało i weź na głośnik – odezwała się nauczycielka. Oho, czyli suka chce usłyszeć jak jedziesz po swoim synku. Heh. Taaa. Już zaraz dam ci tę satysfakcję głupia szmato.
-Mamo – Twój syn śmieje się, zna Cię … po prostu Cię zna. Nie boi się Ciebie, bo nie ma powodów – Razem z kolegą tankowaliśmy browara za szkołą.
-Głupi jesteś – odezwałaś się niemal natychmiast. – Jak masz chlać to tak, aby nikt Cię nie widział. Przecież ci o tym mówiłam.
-Tak mamo, przepraszam mamo.
-A teraz wracam do roboty. Jestem na głośnomówiącym?
-Tak.
-Proszę pani, doceniam to że dba pani o mojego syna i jego wychowanie – starałaś się brzmieć bardzo spokojnie i dystyngowanie – Ale proszę, następnym razem dzwonić jeżeli mój syn złamie komuś rękę, kogoś zabije albo no nie wiem, ujara się. A jak będzie to dobry towar to poproszę jeszcze o namiary na sprzedawcę. A ty synku, ucz się pilnie i bądź grzeczny. Chowaj się z piwskiem aby nie męczyć pani pedagog. Kobiecina ma też swoje problemy. – Tutaj mówiłaś czule iiii się rozłączyłaś. Heh. Bardzo chciałabyś zobaczyć minę jego wychowawczyni.

Error stał przed zapieczętowanymi drzwiami do jej wymiaru. Machnął ręką, niebieskie nici zniknęły całkowicie. Nim jednak chwycił za klamkę i otworzył je, zamyślił się na chwilę. Z Core było inaczej, wcześniej to Ink i Dream sami do niego przyszli z propozycją pomocy. Tutaj musiałby prosić Core. P R O S I Ć. Error nie prosi. Error bierze. Error dostaje. Error nie prosi. Nie prosi. NIE.
Szarpnął drzwi. Odnalazł duszę, której szukał bardzo szybko. Ile lat w jej świcie minęło? Wcześniej się uczyła, uśmiechnięta i pełna życia, a teraz... Piersi jakieś większe, nieco tęższa się zrobiła, wyraźnie nie sypia za dobrze. Jest zdecydowanie starsza… Lecz mimo to, dla niego ona nadal była… doskonała. Usiadł przed otwartym wejściem, jak to miał w zwyczaju. Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo za tym tęsknił do tej chwili. W trakcie nauki nowego czaru nie myślał o niej często. Zabrzmi to głupio, ale nie miał kiedy. A teraz. Jego umysł był pusty. Po prostu patrzył.
Siedziałaś właśnie na krzesełku. W pokoju unosiły się gęste kłęby dymu nikotynowego. Sobota, wpadło do Ciebie kilka koleżanek. Dwie z pracy, jedna stara przyjaciółka jeszcze z podstawówki i jedna z jaką masz kontakt tylko dlatego, że spotykacie się w każdą sobotę. Dzieci bawią się w pokoju obok, ich i Twoje. A wy możecie być sobą. Na stole obok przepełnionej popielniczki jest do połowy pełna butelka wina, pod oknem dwie puste. Ich życia potoczyły się różnie. Jedna zaszła w ciąże nie wiedząc z kim, znaczy się… Na wyjeździe było ich kilku, a kiedy wróciła.. to nie wiedziała który typ. Bywa. Inna ma męża i cały czas trajkocze o tym jak to jest jej wspaniale. Kolejna powiedziała, że nie warto jest dla trzydziestu dekagramów kiełbasy brać do domu całego wieprza, dlatego woli mieć kilku kolegów, którzy czasem się z nią zabawią. No, a ostatnia jest lesbą. Uwielbiasz te wspólne wieczory. Nie zawsze spotykacie się w Twoim mieszkaniu, ale od kilku lat nie przegapiłyście ani jednej soboty. Bez względu na okoliczności.
-Ja to lubię kutasy! – zaczęła jedna
-Jeden kutas wystarczy. – weszła jej w zdanie druga
-Cipki są lepsze, ja wam mówię.
-Ja mam jedną i mi figle płata co miesiąc, nie lubię jej
Przysłuchiwałaś się ich rozmowom. Heh, kobiety w tematach rozmów po procentach nie różnią się niczym od facetów. Zawsze schodzi na jedno.
-Ja to bym chciała takiego co by mnie tak mocno rżnął! Wygląd nie jest ważny. Ponoć ci mniejsi mają największe rozmiary.
-Caryca Katarzyna lubiła wielkie
-I co?
-I ją koń czy tam osioł rozwalił.
-Z koniem?! – krzyknęłyście z obrzydzeniem. No cóż, ludzie mają różne zboczenia.
-Wy to tylko o seksie myślicie – powiedziała szczęśliwa mężatka – a to nie wszystko. Mój poza seksem, w którym mistrzem nie jest, nie czarujmy się… o o … zaraz powiem to co chciałam powiedzieć, ale muszę wam o tym powiedzieć. Najbardziej nie lubię jak kiedy już to robimy, co nie? To mu wyskoczy. I jak się nie zorientuje to potem pchnie i mi po kości przejedzie i ała! To okropne, mówię wam. – wymieniłyście się spojrzeniami, ale słuchałyście jej dalej – Czasem fajnie jest mieć kogoś … kto wysłucha, doradzi, przytuli, pomoże.
-Zakupy zrobi.
-Z psem wyjdzie.
-Naprawi coś w domu.
-Ja mam od tego syna – odezwałaś się. Faktycznie, ten mimo wieku i powiązanych z tym różnych ekscesów spędzających wychowawczyni sen z powiek, jest naprawdę cudownym dzieckiem. Jako jedyny facet w rodzinie szybko wziął się za to za co trzeba. Nie umie za wiele, ale spłuczkę w kiblu naprawi, uszczelkę wymieni, po siostrę młodszą pójdzie.
-No, ale nie tylko to… Powiedz mi – zwróciła się do Ciebie ta z dzieckiem – Nie wiem jak ty, ale ja tak mam, że czasami czuję się bardzo samotna. Moje dziecko jest cudowne i kocham je ponad wszystko i koniec końców nie jestem zła że jest, tak jak niektóre matki w podobnej do mojej sytuacji, ale… no ale czasem brakuje …
Zamyśliłaś się na chwilę i westchnęłaś przeciągle, dobrze wiedziałaś co ma na myśli.
-Czyjeś ciepło w łóżku. Świadomość, że ktoś ci pomoże załatwić sprawy urzędowe. Przed dziećmi trzeba być rodzicem… nie… ja przed moimi jestem kumpelą, ale mimo to … - przez alkohol w żyłach, a może przez tłamszone emocje głos zaczął Ci drżeć – nie mogę być sobą. To znaczy. Ja jestem sobą. Ale…
-Nie możesz być słaba przed dziećmi – odezwała się mężatka – Matka musi zawsze być silna i w każdej chwili musi pomagać. Jak jest mąż, to wymieniacie się, które z was ma być silne, a które może sobie pozwolić na słabość. Jak masz faceta to możesz odpocząć mentalnie. Jak masz dobrego faceta to wie, kiedy ma przyjść i mówić, kiedy ma przyjść i milczeć, a kiedy ma w ogóle nie przychodzić, tylko rzucić w ciebie czekoladę i wyskoczyć na piwo.
Wszystkie milczałyście przez chwilę i przytaknęłyście porozumiewawczo. Nawet lesbijka, która robiła to chyba tylko dlatego, że była już tak pijana iż nie wiedziała na dobrą sprawę o czym rozmawiacie.
-Cipki są najlepsze – Taaaak zdecydowanie nie wiedziała.

Error czuł, jak coś go rozrywa. Jak jego dusza… Jego dusza… Oddychał głębiej i wolniej. Zacisnął pięści. Czuł Twoją samotność, czuł Twoją słabość i w tej chwili ponad wszystko inne chciał… chciał … Podniósł się szybko z ziemi. Poprawił ubranie. Zamknął drzwi pozwalając, abyś rozmawiała dalej ze swoimi przyjaciółkami. Potrzebowałaś tego, a on… potrzebował Core.

Wakacje, dzieci pojechały na wczasy, Ty mogłaś być sama w domu. Ich wyjazd nie był drogi. Miałaś szczęście, że firma w której pracujesz pomaga samotnie wychowującym matkom, nawet Twój EX pomógł, dorzucił parę grosza i kupił synowi nowe spodnie, a córce ładną sukienkę i słomiany kapelusz. Lubiłaś go i życzyłaś mu wszystkiego co najlepsze. Jak każdemu. Karma wraca. Złośliwa kurwa. Więc lepiej jej nie denerwować.
Tego dnia poszłaś spać na kanapie, byłaś zupełnie naga bo słońce tak nakurwiało, wiatrak nic nie dawał, no i nikogo w domu. Co, kota zgorszysz swoim bobrem? Heh. Sen, to dobry pomysł. Sen.

Core spełniła jego prośbę, nie chciała niczego. Mimo to Error nadal był wściekły. Wściekły przez sam fakt, ale… ale to potem. Teraz musi się skupić. Poszłaś spać. To czego się ostatnio tak pilnie uczył to możliwość wchodzenia w sny. Mógł być przy Tobie w Twoich snach. Oczywiście, nie jest powiedziane, że pamiętałabyś ich treść, ale choć na chwile mógłby być przy Tobie. Choć na chwilę.
Jedna z jego nici wchłonęła to co przyniósł mu Core. Błyszczała i migotała różnymi kolorami, jakby została wyciągnięta z dupy Inka. To ona miała sprawić, że…. Oparł się o framugę, wsunął ją do Twojego świata. Nie zniknęła. Odetchnął z ulgą i ostrożnie pokierował nią w Twoją stronę. Dla ludzi będzie niewidzialna, więc nawet jeżeli ktoś wejdzie, to nic nie zobaczy. Jeszcze chwila iiii jest.
-Uḑáło s̷ię ͞– powiedział do siebie, a zaraz potem zamknął oczy. Przez podekscytowanie trudniej mu było usnąć, ale w końcu się do tego zmusił. Zobaczył Ciebie. Chodziłaś po swoim mieście w samej piżamie i kapciach. Wyraźnie zawstydzona tym faktem, próbowałaś znaleźć drogę do domu. Twoja pamięć jest niezwykła. Najdrobniejszy szczegół odwzorowany tylko… troszeczkę lokacje Ci się pomieszały. Jakby ktoś wziął miasto i pozamieniał dzielnice miejscami. Nic więc dziwnego, że nie mogłaś trafić do domu. Error zrobił krok do przodu. Dla niego teraz ten świat był realny, czuł go zdecydowanie lepiej niż Ty. Był w Twojej głowie, wyobraźni, śnie. Starał się nie biec, powstrzymać chęć by rzucić się na Ciebie, miał już dość obserwowania. Mimo to szedł powoli, spokojnie, miarowo. Krok za krokiem. W końcu go zauważyłaś. Przyglądałaś mu się przez chwilę, a potem krzyknęłaś i zaczęłaś uciekać. Error poczuł jak coś go wyciąga, wysysa dosłownie i znalazł się u siebie. W Twoim świecie obudziłaś się dotykając piersi dłonią, dyszałaś ciężko i chwyciłaś za telefon. Drżałaś.
-Synku, uważaj tylko na siebie, miałam paskudny sen…. – chwila ciszy – NIE JESTEM PRZESĄDNA! – wrzasnęłaś zdenerwowana. Oczywiście, że nie jesteś. Nie wsiadasz tylko do autobusów linii 21, unikasz 13 i nie przechodzisz pod drabiną, a no i nie odpalasz papierosa od świeczki. Ale nie, nie jesteś przesądna – Posłuchaj, niewiele pamiętam, ale byłam na mieście i zobaczyłam czarny szkielet idący w moją stronę. Szkielet to zły znak. Proszę uważaj na siebie i na siostrę. Nie odłączajcie się od grupy, jak się poczujecie źle to powiedzcie opiekunowi. Jak chcecie wracać to wracajcie. Przyjadę po was. Obiecuję. Pieprzyć pieniądze. Uważajcie na siebie dobrze?...
Rozmawiałaś jeszcze chwilę z synem. Tak to zdecydowanie był koszmar. Ale kilka dni później...
Sny były inne. Te jakie zapamiętywałaś, nawet jak początkowo były straszne, potem okazywały się być przyjemne. Ratowali Cię różni mężczyźni. W sensie, czasem to był aktor z ostatnio oglądanego filmu, czasem nawet postać z kreskówki. Czasem Twoje wyobrażenie bohatera z książki. Miałaś dziwne przeczucie, że mimo różnego wyglądu była to ta sama osoba. Były też noce, kiedy wiedziałaś że coś Ci się śniło, ale nie pamiętałaś co. Uczucie jednak, że znowu była w tym śnie ta postać… sprawiała, że …
Od tego czasu uwielbiałaś śnić. Nigdy nie miałaś koszmarów, a jak już jakieś były to byłaś ratowana. Czułaś, że masz kogoś przy sobie. Zakochałaś się w swoim wyśnionym księciu z bajki? Heh, jak się o tym Twoje koleżanki dowiedzą to Cię wyśmieją. Albo wyślą do psychiatry. Albo najpierw wyśmieją, potem wyślą na badania, a potem będą się śmiały dalej. Postanowiłaś więc o tym nie mówić. W snach płakałaś, opowiadałaś o swoich zmartwieniach. Często wiedziałaś, ze to sen, bo jak tylko widziałaś tę postać, choć za każdym razem wyglądała inaczej – wiedziałaś ze to sen. Lecz nigdy mu o tym nie powiedziałaś. Przy nim mogłaś być… sobą. Tak prawdziwie sobą. Nie przybierałaś ról, nie zakładałaś masek. Chciałaś być złośliwa – to byłaś.
Najbardziej spodobał Ci się ten, gdzie siedzieliście na chmurach zrobionych z różowej waty cukrowej, a on podawał Ci truskawkowy mus. W tym wyglądał jak Jack Sparrow. Zabawne, co nie?  Jednak… nie była to postać podległa Twojej woli. On miał jakby… swoją własną? Znaczy się, zaczęłaś zagłębiać się w tematy świadomego śnienia. Bo świadomie śniłaś i wszystko powinno być pod Twoją kontrolą. Nic jednak nie było. Nie mogłaś w nic ingerować, a tym bardziej w jego zachowanie. Czasem Cię karcił, czasem dokuczał, czasem przedrzeźniał. Czasem był zły, ale nie na Ciebie, po prostu był zły i to Ty musiałaś go pocieszać. A czasem po prostu milczeliście.
Jak o Twoich snach można napisać książkę, tak w rzeczywistości działy się różne rzeczy. Lata mijały. Śmierć rodziców przeżyłaś bardzo. Ojciec umarł w szpitalu i na jego śmierć jakoś byłaś przygotowana. Jednak jak miesiąc później znalazłaś na łóżku w mieszkaniu matkę, która … nie. Te słowa są zbyt straszne. Po prostu była martwa. Zostałaś sama. Twoja przyjaciółka, ta lesba, zjawiła się pierwsza, bo zapomniałaś nawet numeru na pogotowie. Ona dzwoniła i wszystko załatwiła. Była przy Tobie i pozwoliła Ci milczeć. Twoje dzieci poszły do innej koleżanki. Nie chciałaś, aby widziały Cię taką. Na pogrzebie byłaś robotem. Nic nie czułaś, nie myślałaś, nic. A potem, na dwa miesiące… chodziłaś do pracy, zajmowałaś się dziećmi, uśmiechałaś i nie płakałaś przy nikim. Ale kiedy tylko się dało, szłaś spać. On tam zawsze był, jakby wiedział co się stało, mogłaś przy nim … wylać to co w Tobie siedziało. Nie próbował pocieszać, po prostu był. Sny wtedy były takie spokojne. Leżeliście na łóżku unoszącym się gdzieś w kosmosie. Obejmował Cię i całował po czole. Nic nie mówił. Tulił mocno do siebie.
Po jakimś czasie uniosłaś głowę i popatrzyłaś na niego. Uhhh, dzisiaj ten pan z reklamy proszku do prania jaką widziałaś wczoraj. Kompletnie obrzydliwy, lekko łysawy, z kilkudniowym zarostem, z brzuszkiem, ale … to nie było ważne bo wiedziałaś, że choć w innym ciele to nadal On. Twój On. Pogładziłaś go po skroni, uśmiechnęłaś się czule i pocałowałaś w usta. To sen, więc nie było żadnych doznań.
-Kocham cię. – to były jedyne słowa jakie wtedy wypowiedziałaś, po długim milczeniu. On pomógł Ci przejść przez problemy związane ze śmiercią, pomógł ci poradzić sobie z bólem. Pomógł. Kochałaś go. Żałowałaś, że nie ma kogoś takiego przy Tobie każdego dnia, ale z drugiej strony, on jest w snach. Powinnaś być wdzięczna i byłaś. Nie łudziłaś się. Kochałaś postać o której śniłaś. Którą być może sama stworzyłaś. Patrzył się na Ciebie przez dłuższą chwilę, jakby wahając się nad własnymi słowami. Wyraźnie toczył ze sobą wewnętrzną walkę i….
-MAMO! – krzyknęła córeczka, pochylała się nad Tobą. Była już znacznie starsza – Koleżanki idą do Galerii, dostanę trochę forsy na lody?
-Mmmmyh, tak, weź sobie z portfela.
-A gdzie on jest?
-W torebce.
-A gdzie torebka?
-Ugh… już ci daję!
Nie, już nie uśniesz. Podniosłaś się i poszłaś do przedpokoju.

Error leżał oparty o zamknięte drzwi. Ona go kocha. Choć boi się jego prawdziwego wyglądu. Kocha go. To tylko sen. Nie powinien przywiązywać do tego żadnej wagi, ale z jego perspektywy wszystko było prawdziwe. Czuł ją. Współczuł jej. Dbał o nią. Chciała iść do drogiego modnego sklepu, ale nie stać ją było, we śnie dał jej nawet więcej. Zabierał do luksusowych nieistniejących miejsc, gdzie mógł z nią tańczyć. I choć teraz mógł… mógł ją dotknąć i ją czuł… to … było mu mało.
-I jak? – Ink pochylił się nad nim – Doceniam to, że pozwalasz mi pracować w spokoju, ale zaczynam się o ciebie martwić. Może sobie zrób wolne?
-Ni͜e ̴chcę.
-Widzę, że cierpisz. Zrobiła ci coś? – To było aż za dobrze widoczne w jego duszy – Dream ostrzegał, że będzie bolało.
-͡W̵i͝e͘m͝ ̸o̡ ̨t̷ym͡.̕ Nie̢ on͜a ҉ni͟c҉ ͘n̷i̷e z̴rob̸i͘ł̕a.
-A co się stało?
-Ņi͠e wie̵m ͠dla͠cz͘eg̷o,̨ ̡ni҉e̶ ̷w͡i͏e͞m̷, ͝nie ҉r҉ozu͞mi҉em,͝ ͢ale…̶
-…ale?
-K͡o̶c̡h͞ąm ͡t͡ę̶ ̀án͘omalię͏. ͠


===========
Od autorki: Kiedy pisałam ostatnią scenę i motyw z tym tańcem jest nawiązaniem do tego utworu i clipu. Oczami wyobraźni widziałam siebie i Errora w ciele Leosia klik  Działa na wyobraźnie :3 I ten głos, nie wiem, ale cholernie mi pasuje do Errora
Share:

Undertale: Anomalia - o2. praGNIeNie [opowiadanie własne]


Notka od autora: Żyjesz, jesteś, egzystujesz. Nie ma tutaj potworów, nie ma nawet góry Ebott. Nie ma magii, nie ma tajemnic, ot prosty świat jaki jest Ci dobrze znany. Jednak, jakbyś się czuła gdyby gdzieś tam była osoba nie z tej rzeczywistości, która bacznie obserwuje każdy Twój ruch, towarzyszy w każdej minucie Twojego życia? A co jeżeli powiem Ci, że jest to Error?
Error!Sans należy do loverofpiggies
Ink!Sans należy do comyet
Spis Treści:
o2. praGNIeNie [obecnie czytany]















- Oh ̷ńo d̸alej! - wrzasnął Error machając rękami – Pr̛ze̸c̛i͞eż ͞t̶o̕ ͞wie͘s҉z!̨!!

Sesja na pierwszym semestrze okazała się z jednej strony trudna i z kolejnej łatwa. Znaczy się, egzaminy wydawały się łatwe, kiedy się je już zaliczyło, lecz w tym momencie właśnie siedziałaś nad jednym zdaniem. Maturę zdałaś, mniejsza na jakich wynikach, nie ma się czym chwalić. Zdałaś ją i to jest najważniejsze. No i też to, że dostałaś się na studia w swoim mieście. Nie będziesz musiała naciągać rodziców na wynajem mieszkania, a kierunek.... Szału nie ma, dupy nie urywa, przy odrobinie szczęścia dostaniesz pracę w zawodzie. A jak nie, to... kas jest od groma. Nie. Skup się. To pierwsza sesja. Semestr przebiegł jak z bicza strzelił. Ledwo co poznałaś ludzi a tutaj bum! I sesja. Twoja grupa nie należała do bardzo zbitych. Prawie sto osób na roku i do większości zwracałaś się „ej ty tam”. Ale nie martw się, dla ponad połowy z nich nazywałaś się hej-jak-ci-tam-było. Ciekawe z iloma będziesz na kolejnym semestrze... Kurwa. Ciekawe czy sama na nim będziesz!

-W̴ÌE͠S̷Z ̧TO!̶ - Error już dawno temu stracił cierpliwość

Stukałaś długopisem o kartkę papieru. Oparłaś brodę o rękę, która zsunęła się na skroń. Twój oddech był szybki. Zaraz, czy to wykładowca na Ciebie patrzy? Tak. Gapi się. Myśli, że ściągasz? Nie. Przecież nie ściągasz. Mimo to oblał Cię zimny pot. Odpowiedziałaś na inne pytania, do połowy byłaś pewna, że poprawnie. A reszta... Kupisz kartę na strzelnicę, jeżeli uda Ci się to zaliczyć. Dlatego to zadanie było takie ważne. Najbardziej punktowane. Wystarczy, że dostaniesz za nie jakikolwiek punkt, a przybliży Cię on do wymarzonego zaliczenia. Nie masz wysokich ambicji. Chociaż miło jest dostawać dobre oceny.

-U҉c͏źy̵łaś si͠ę̢ ̴te̸g̀o głu̵p͘i̡a ̢báb͘o! - warczał – Pamię̷ta̢sz̨? ͡W͏t͘e͡d͢y̨ ́w͞y̨padł ̕Ci̡ z̷ ͢rą̶k̀ ̡d͝ł͜ugop̷i̢s.͢ Mùs͝i͞ał̢aś̕ się̷ ͡p͞ochy͜lįć, a̡b͞y ̢go ̛podņieść̵. ̢S҉ku̡p się! ͡Z̷robił̢a͡ś sob̡ie nawet skr̵ót̕ myś̨l͢o̴w̵y!

Co to było? Jakaś głupota. Banał. O, skurwiel znowu się na mnie gapi. Po chuja? Zaczęłaś nerwowo gryźć długopis.

-T̷ Y ̴ ͘ ͜ T͘ ́O ̧ ̀W̶ I ͠E͢ ̕S ̴Z – czuł, że zaraz wyjdzie z siebie i stanie obok.

Plastik pękł Ci w buzi. Zaczęłaś wypluwać go z ust z niesmakiem. Ooooo kurwa, tusz. No pięknie. To musi wyglądać komicznie

Ni wrzaski, ni groźby nie pomagały. Nie słyszałaś go. Choć krzyczał ile miał sił poprawną odpowiedź, sam nie będąc do końca przekonanym dlaczego to robi. Wiedział, dobrze wiedział, znał prawa wszechświata, jednak mimo to ... miał tę małą nadzieję, że może jakoś, może coś, w jakiś niezwykły magiczny sposób – usłyszysz go. Nie. Nic. Opuścił ręce zdziwiony patrząc się w Twoją rzeczywistość. Westchnął i podszedł bliżej. Wyciągnął ręce tak, jakby chciał dotknąć tafli świata. Przybliżył się do niej.
-N̴o̴ ͢d́alèj _͞___ - szepnął zmęczony – Więm, ̕że ̛t͠o wi҉es̨z, nìe͏ ͏p̸odd͢awa҉j͢ się̨.

Coooooś tam na pięć minut przed oddaniem kartek napisałaś, ale czy dobrze to już nie wiesz. Masz mieszane uczucia. Westchnęłaś wychodząc z budynku. Stara uczelnia, nowa buda. I pomyśleć, że to tutaj spędzisz kilka kolejnych lat. Oby. A może fajniej będzie jak nie przejdziesz? Pół roku wolnego. O, jakie to fajne. Ale wtedy mama będzie płakać, tata będzie zły. Choć z drugiej strony, on nie ma studiów, a ona swoje przerwała w połowie bo, a tak, bo Ty. No, trzeba było się zabezpieczać. Uśmiechnęłaś się do siebie.
W domu miałaś problemy. To znaczy wszyscy mieliście. Zima to martwy sezon dla budowlańców, dlatego ojciec łapał się każdej możliwej roboty tam gdzie go chcieli. Przewoził meble, naprawiał pralki, nawet komuś wyremontował łazienkę. To człowiek złota rączka, nawet jak czegoś nie umiał ... to szybko się tego uczył. A mama? Chora. Na jesień umarł jej ojciec, a Twój dziadek i nadal nie może się pogodzić z jego stratą. Ukrywa przed Tobą i tatą swoje samopoczucie, bo nie chce was martwić i takie tam, no ale Ty wiesz i tym bardziej to boli.
Poza tym zawsze masz problemy kiedy ktoś zada Ci pytanie „Co tam?” zwłaszcza, jak długo się z tą osobą nie widziałaś. Nawet jeżeli w przeszłości mogłaś tej osobie powiedzieć wiele, tak teraz... nie.
-Wszystko dobrze – odpowiadasz z uśmiechem.
-A coś się zmieniło?
-Właściwie to nic. - Tutaj nie kłamiesz. Masz wrażenie, że od czasów, kiedy byłaś dzieckiem do teraz Twoje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, ale nie jesteś w stanie dokładnie powiedzieć co jest inaczej. Bo niby to nadal Ty, niby Twój dom, niby Twoi rodzice, niby problemy te same, niby ... niby to samo, a jednak nie to samo, ale nie umiesz, nie chcesz, nie możesz sprecyzować własnych myśli.
Wyskakujesz też ze znajomymi na piwo. Sporadycznie. Jest w Twojej uczelnianej grupie takich dwóch – Majster, tak go nazywasz. Wygląda jak koksu, lecz lubi czytać romansidła. Taki paradoks. No i drugi, Paweł. Ten ... chyba ma wszystko w dupie. Przejmować się zaczyna dopiero po kilku głębszych. Oni zazwyczaj stanowią Twoje towarzystwo i to nie dlatego, aby jakoś specjalnie Cię lubili. Nie podobasz się też żadnemu z nich. Masz mieszkanie i wyrozumiałych staruszków. A trzy pijaczki da się przenocować zawsze. O to chodzi. Nie łudzisz się, że o coś więcej.

Jednak po takich wypadach najgorsze są poranki. Zauważyłaś, że kac jest mniejszy, jeżeli nie dasz się snu. Jeżeli nie uśniesz od razu i nie zaliczysz zgoda. Trochę wytrzeźwiejesz przed snem, to potem jak się obudzisz nie będzie tak bardzo bolała głowa, nie będzie chciało Ci się wymiotować i będziesz całkiem... no ... normalna.
Idąc na zajęcia szłaś obok, albo razem z ... ciężko było Ci powiedzieć, no ale szłaś ze swoimi znajomymi z wykładów. Czasem dobrze Ci się z nimi rozmawiało, czasem ich nie słuchałaś, kiedy mówiły o rzeczach jakie Cię nie interesowały i Ty też nie zadręczałaś je tym co podobało się Tobie, a im niekoniecznie. Jest jednak coś co ostatnio stało się Twoim cierniem w boku.
Najpierw mama – kiedy znajdziesz sobie faceta. Potem tata – chcę wnuka. No i teraz one. Jedna w ciąży, opowiada jaki to okropny stan, a jednocześnie z taką czułością głaszcze swój już widoczny brzuch. Przynosi zdjęcia z USG. Choć nie kłamie o trudach ciąży, to jednak jest z niej dumna. Ciężko Ci to zrozumieć, ale przyłapałaś samą siebie na uczuciu... zazdrości? Tak, przez pewien okres czasu zazdrościłaś jej, że jest w ciąży... a potem dostałaś okresu i zazdrość minęła. Hormony, kto je zrozumie.

Inna już od pół roku opowiadała o swoim zbliżającym się ślubie, na który zostałaś zaproszona. Nie martwiłaś się o partnera, miałaś kolegów. Ostatecznie Majster albo Paweł zawsze się zgodzą na darmowe żarcie czy wódkę. Sprawa była nieco głębsza. Przyglądałaś się jej związkowi od jakiegoś czasu, nie rozumiałaś go... W sensie, ona i on to takie papużki nierozłączki. Miłość aż od nich wyciekała. Zastanawiałaś się, które kłamie, które pierwsze pęknie, które pierwsze zdradzi, kiedy się im posypie. Jednak nie z zawiści czy nienawiści jaką czułaś do nich – nic z tych rzeczy. Lubiłaś ich naprawdę bardzo i szczerze życzyłaś im tego co najlepsze i tego czego chcą. Po prostu... ich związek wydawał Ci się taki nierealny, sztuczny. Nie wierzyłaś, że jest prawdziwy choć bardzo tego chciałaś. Ta miłość, to uczucie, ta troska w głosie. To było ... piękne ... i dziwne. Potrząsnęłaś głową odganiając myśli. Zdecydowanie będziesz musiała sobie znaleźć faceta. Zdecydowanie. Koniecznie. Tylko kogo?

Poszukiwania idealnego, godnego Ciebie partnera, że tak to można ująć. Albo inaczej – gościa, który będzie wyglądał tak jak chcesz – były trudne. Raz, że w Twoim otoczeniu nie było nikogo, kto by Ci się jakoś wybitnie podobał. No nie były to jakieś paszczury, ale... no nie. Znowu, jak znalazłaś już kogoś na kim mogłabyś zawiesić oko, on patrzył się na Ciebie i uśmiechał szeroko – okazywał się być facetem przepuszczonym przez tonę photoshopa i wywieszonym na witrynie sklepu z modą męską.
-To może ten Majster? - rzuciła kiedyś mama zmywając naczynia. Kilka dni temu powiedziała, że Cię zeswata z kimś. Że zna bardzo fajnego Araba, który chce zostać w naszym kraju i aby to zrobić musi się ożenić. Zaprotestowałaś. No, ale mama, jakkolwiek bardzo byś jej nie kochała, koniecznie chciała wydać Cię za mąż i to dobrze. Za kogoś kto Cię obroni, albo inaczej za kogoś kogo ona uzna, że Cię obroni. Naprawdę bałaś się, że jeżeli nie znajdziesz sobie szybko partnera, to matka zrobi to za Ciebie.
I tak oto, tydzień później związałaś się z .... Majstrem. Dobrze się z nim dogadywałaś, lubił Cię, a Ty jego. Nie, to nie była miłość. To był wybór z rozsądku. No i chęć przeżycia pierwszego razu. Tak z ciekawości. Zrobiliście to po trzech miesiącach umawiania się ze sobą. Nie było tak źle. Dał radę. Co prawda, nie wiesz czy to co czułaś to był orgazm – bo jeżeli tak to spodziewałaś się czegoś bardziej.... wystrzałowego. No tak przynajmniej jak opisują to w opowiadaniach i jak zachowują się babki z pornoli. Ale też nie było aż tak źle. Przekręciłaś się na bok i pogładziłaś swojego chłopaka czule po brodzie. Spał jak kamień, jak zabity. Słodki. Uśmiechnęłaś się. Facet z desperacji... może nie okazał się takim złym wyborem?

Error siedział już na ziemi. Przyglądał się w skupieniu, ciszy, czasem coś komentował. I z każdą chwilą, z każdym dniem, zależało mu ... coraz .... Nie, nie powie tego, nie pomyśli tego. Lecz uczucia, one rodzą się same. Nie panuje nad nimi. Może jeżeli ich nie nazwie, jeżeli ... jeżeli będzie udawał że .... Popatrzył na to jak śpisz w ramionach jakiegoś śmiesznego człowieczka, żałosnego. Error miałby go na raz.
...
...
...
Gdyby tam był to..
..
... byłby lepszy.
....
..
....
I wtedy pojawiło się pytanie, jakie całkowicie zniszczyło Errora.

D͙̳̟͇l͍͙͙̗͚̜a̺̺͈͇̟͈c̱̦̖̹͉̞z̤̬̮̟̖̯͇ḙ̟g̭͈͍o̳̠͔͔̦̩̞ ̞̩o̟̯͎͎̘͈ͅn̦̺͈̰͓̣,͈̼͔ ̝̦̖a̟ ̮̜̞͎̦͉ni͎̤̞̗̥e̦̯̘ ̦̦̘͇̬̠͙ja̱̱̻?̭̣̹̭̳̯

Skąd się wzięło? Tego nie wiedział. Nigdy Cię nie chciał, nie myślał o Twoim ciele. Byłaś człowiekiem, a to, że większość Sansów lubiła ludzi w tym znaczeniu, nie oznaczało tego, że on też taki będzie. A mimo to. Zazdrość.
Zamknął drzwi do Twojego wymiaru. Miał ochotę coś rozwalić, coś zrobić tak jak tylko on potrafił. Chciał znowu być Errorem, dokuczać, wymazywać, naprawiać wszechświaty z tymi głupimi... Raz jeszcze popatrzył na zamknięte drzwi. Podniósł rękę do góry i sprawił swoją magią, że te zostały oplecione przez niebieskie nitki w tak wielkiej ilości, że już prawie ich widać nie było. Czuł się zdradzony.

-Tu jesteś – usłyszał pewnego razu głos Inka. - Ostatnio zachowujesz się ... dziwnie.
-O̧dw͟ąl ͏s̀i͟ę͞.̢ ͝
-Kochany jak zawsze. Widzę, że coś cie gryzie.
-̢P͞o̧w͟ie͠dzi͘a͟ł̀e̡m̀ ͜odw͜ąl s͝i҉ę.͢ ̡
-Coś się stało? Pokłóciłeś się z jakimś Sansem?
-҉D̡a͏j͟ ̴mi s̕po͞kó͜j͟.͢
-A może ... chodzi o nią?
Error nie odpowiedział, uniósł lekko głowę patrząc na swojego wroga. Nie trzeba było więcej słów. Ink usiadł obok i westchnął przeciągle. Nic nie powiedział. Bo i po co?

Kolejnego razu, kiedy znalazł Errora, przyszedł z kimś jeszcze.
-To jest Dream. Myślę, że się znacie dość dobrze.
-W wymiarze gdzie jest kobieta na której Ci zależy ... nie ma tam potworów, co nie?- Error nie odpowiedział. To było dla niego zbyt oczywiste. -Nim jednak cokolwiek zrobię – Dream pochylił się nad Errorem – Musisz mi szczerze odpowiedzieć na to pytanie. Szczerze. Wiesz czym jest szczerość, prawda?
-Ni̕e͏ r̵ó҉b̢ ͘z̷e̵ ́mn͢i͝e͞ ̡k͞o̡g̷o͘ś ģo͘r̴sze̷g͏ó ņiż jés͘t͠e͡m. - warknął
-Nie robię, po prostu się upewniam. To jak. Odpowiesz? - Error milczał, wyraźnie czekając na pytanie – Jest jeden sposób abyś się z nią spotkał. Jesteś pewien, że chcesz tego dokonać?
-Ryzykowny? - zapytał się Ink
-Tylko dla nowicjuszy, z czasem Error będzie mógł robić wszystko sam.
-O ͢cz̡y͢m̨ ́ty ̶mów͠i̧şz? - wtrącił się czarny szkielet.
-Powiem jak odpowiesz na pytanie.
-C̀zy̡ ̨c͠hc̡ę̸ ͢s̕ię̛ z̴ ǹi҉ą ́s͢p̴otk͝ać? - powtórzył śmiejąc się cicho pod nosem. Potem podniósł twarz i popatrzył na Dreama. - ͏Ch͞c̢ę̷.
-Wiesz, że będzie bolało bardziej?
-̀Ch̀cę.̶
-Wiesz, że to nie będzie prawdziwe?
-͞Ch̷c̕ę͝.̷
-Jesteś tego pewien?
-C͠H̸C̢Ę͘.
Ink popatrzył przepraszająco na Dreama i wzruszył ramionami.
-Dobrze, skoro nalegasz...
Share:

POPULARNE ILUZJE