Spis treści:
Rozdział I - Ruiny
Rozdział II - W drodze do Snowdin
Rozdział III - Snowdin (obecnie czytany)
Rozdział IV - Alea iacta est
Rozdział V - Grzech
Rozdział VI część I - The Show must go on!
Rozdział VI część II - The Show must go on!
Rozdział I - Ruiny
Rozdział II - W drodze do Snowdin
Rozdział III - Snowdin (obecnie czytany)
Rozdział IV - Alea iacta est
Rozdział V - Grzech
Rozdział VI część I - The Show must go on!
Rozdział VI część II - The Show must go on!
Papyrus podał na stół filiżankę herbaty.
- Udało się wam ją złapać? - na wygodnej kanapie siedziała Undyne. Miała założoną nogę na nogę. Jej oko bacznie śledziło ruchy Sansa siedzącego naprzeciw niej na kuchennym krzesełku.
- Taaaa - mruknął jakby od niechcenia
- Nadal trudno mi w to wszystko uwierzyć. To znaczy wiesz... - kobieta odwróciła głowę na bok i zmarszczyła brwi - ... ona jest człowiekiem. I ta cała twoja historia...
- Ja mu wierzę - mruknął Papyrus siadając obok przyjaciółki - Dał nam wiele dowodów na to, że mówi prawdę. Przyprowadził gadającego kwiatka, powiedział każdemu z nas nasze najbardziej skrywane sekrety jako dowód na to, że ... wie. Nie ma innej możliwości, niż to że....
- ... Pap! Słuchaj no. Głupia nie jestem tylko...
- Wiem, że trudno wam się z tym pogodzić, ale taka jest prawda. To wszystko miało już miejsce. No nie dokładnie to. Bo pierwszy raz udało mi się zareagować wcześniej niż powinienem. Pierwszy raz... - Sans wziął głębszy wdech. - Frisk jest niebezpieczna.
- Ale to tylko ludzka dziewczyna. Nie ma broni, ani nic....
- Czterdzieści osiem żyć temu ta "ludzka dziewczyna" pokonała cię przy pomocy patyka, zabiła, potem dorwała tego dzieciaka co wszędzie za tobą chodzi i przebiła go twoją włócznią...
- Trudno mi w to uwierzyć...
- Siedemdziesiąt żyć temu ta "ludzka dziewczyna" przywiązała twoją Alphys do stołu i zabiła w taki sposób.... - Sans popatrzył na rycerza - Kawałek po kawałku odcinała jej ciało. Zaczęła od stóp, potem szła wyżej i wyżej. Alphys wiła się w agonii błagając o miłosierdzie, ale ta "ludzka dziewczyna" która przecież miała tylko nóż kuchenny z kuchni Toriel nie wiedziała, co to miłosierdzie, łaska, przyjaźń...
- Sans....
- O nie, to dopiero początek. Sto piętnaście żyć temu każdą twoją kość bracie wsadziła do osobnego słoika. By potem kolejno każdą niszczyć przy pomocy wiertła.
- Sans!
- Co?
- Zrozumiałam już.. Zrozumiałam. - Undyne pochyliła się chowając twarz w dłoniach. Drżała. Trochę ze strachu, trochę ze złości, trochę z żalu.
- Słuchaj, zrobię wszystko co w mojej mocy aby...
- ...jest?
- Co?
- Gdzie ona jest?
- Teraz? Papyrus zamknął ją w swojej szopie. Nie wyjdzie stamtąd.
- Skoro była w stanie pokonać mnie patykiem... to jak ma nie wyjść ze starej szopy?
- Postarałem się o to, spokojnie.
- Sans, ufam ci - Undyne podniosła głowę i popatrzyła na kościotrupa z uwagą. - Jeżeli jednak jakimś sposobem ci ucieknie to...
- Flowey cię o tym poinformuje.
- Masz zamiar ją tutaj trzymać cały czas?
- Tak.
- Alphys chciała rzucić na nią okiem.
- Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł.
- Mówię tylko. W razie czego mogę was eskortować.
- Nie.
- Jak chcesz, śmieciu. - kobieta wysiliła się na uśmiech. Sans jednak nie odwzajemnił go. Zapomniał dawno temu, jak to jest prawdziwie się uśmiechać. A teraz, chociaż odnieśli zwycięstwo, to wiedział, że Frisk jest jak tykająca bomba. Niepozorna, cicha, spokojna. Jednak ta jej determinacja... pojawia się ... wtedy ona... Może zrobić wszystko.
Po kilku godzinach Undyne wyszła z domu szkieletów. Pożegnała się. Idąc w kierunku swojego domu minęła szopę i stanęła przy niej zerkając przez okratowane okno. Na psim posłaniu leżała nieprzytomna dziewczyna. Ktoś okrył ją kocem, spod którego gruby łańcuch ciągnął się aż pod ścianę. Była skuta i nie miała wielkiego pola manewru. Wyglądała niegroźnie. Słabo. Undyne nie mogła się nadziwić, że takie coś jak to mogło kiedykolwiek zrobić jej krzywdę.
- Po co ona to robi? - rzuciła cicho do Papyrusa
- Obawiam się, że nigdy nie zrozumiemy ludzi - rzucił smutno kładąc dłoń na ramieniu przyjaciółki. - Pozdrów Alphys, dobrze?
Nastała noc. Frisk już dawno temu się obudziła. Siedziała skulona pod ścianą owinięta szorstkim kocem.. Chociaż nie wiedziała gdzie dokładnie jest miała nieodparte wrażenie, że zna te ściany, widziała już gdzieś to psie posłanie, psią miskę wypełnioną po brzegi świeżą wodą. Była tutaj już kiedyś, choć...
Wyjdź.
Przeszło przez jej myśli. Głos męski przebrzmiał przez jej świadomość. Otworzyła szeroko oczy i zaczęła się rozglądać dookoła.
Wstań i wyjdź.
Jej ciało posłuchało, chociaż wszystko to robiła pół świadomie. Naciągnęła na zmarznięte ramiona okrycie i udała się powoli boso w kierunku drzwi. Jednak kiedy była już dość blisko poczuła mocny ucisk na szyi. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że jest na smyczy, od której gruby łańcuch ciągnął się pod ścianę. Podniosła ręce do góry przystawiając je do szyi. Szukała sprzączki. Nic. Jakby obroża nie miała ni początku ni końca.Koc opadł na ziemię odsłaniając jej brudne i przemoczone ubranie, poranione kolana, spuchnięte nadgarstki. Zachciało się jej płakać. Była głodna i zmarznięta. Z trudem powstrzymywała się przed krzykiem. Gdzie była? Co się dzieje? Dlaczego to wszystko ma miejsce? Co ona im takiego zrobiła, że... Pociągnęła nosem. Czuła na sobie ciężar win jakich nie pamiętała, aby zrobiła. Nie umiała tego wyjaśnić. To jakby przeświadczenie, że zrobiło się coś naprawdę złego komuś niewinnemu, komuś kto na to nie zasługiwał, a jednak... Nie pamiętała, nie przypominała sobie, nie chciała pamiętać? Pociągnęła nosem i przygryzła dolną wargę.
Usłyszała jak drzwi otwierają się powoli i do środka wszedł Papyrus. Uśmiechał się smutno do dziewczyny. Wyjście pozostawił otwarte i zrobił kilka kroków w jej kierunku, następnie wyciągnął rękę przed siebie. Frisk odskoczyła pod ścianę przerażona. Głośno dyszała i trzęsła się ze strachu.
- Nie zrobię ci krzywdy, Frisk. - powiedział kościotrup robiąc kolejny stanowczy krok w jej stronę. Dziewczyna nie miała już gdzie uciekać i o dziwo, nie umiała zaufać słowom mężczyzny. Dopiero teraz dotarło do niej to co miało miejsce wcześniej. Dwaj bracia chcieli jej zrobić krzywdę w lesie, torturowali ją, upokorzyli, a teraz zamknęli w szopie jak jakiegoś psa...
- Nie bój się mnie... - mówił dalej Papyrus - ... nie zrobię ci krzywdy.
Frisk jednak nie słuchała. Zamieniła się w oszalałe zwierzę. Rzucała się po pokoju zalana łzami, przepełniona złością i strachem. W pewnym momencie postanowiła zaatakować Papyrusa. Pobiegła więc w jego kierunku i...
- Sans... - mruknął wyższy kościotrup odwracając się za siebie. W mrokach nocy widać było jasne pulsujące światło, które swojego źródło miało w lewym oku mniejszego z braci. - ... dałbym sobie z nią radę.
Sans nie odpowiedział, Frisk nie mogła się ruszyć, otoczona niebieską poświatą unosiła się nad ziemią.
Papyrus podszedł do niej dość blisko. Frisk bała się zareagować w jakikolwiek sposób, bała się nawet swojego własnego strachu. Zanieśli ją bowiem do łazienki obitej niebiesko-czarnymi kafelkami z przestronną wanną w której już była nalana gorąca woda. Zimne kościste palce dotknęły jej skóry kiedy to szkielet postanowił ściągnąć z niej ubranie.
- Nic ci nie zrobię... - zapewniał szeptem. Z jakiś powodów, wierzyła mu, jednak strach pozostał. Wiedziała, że za zamkniętymi drzwiami do łazienki siedzi on. Czuła jego nienawiść do siebie. Odetchnęła nieznacznie i podniosła wzrok na swojego oprawcę. Mimo wszystko był dość delikatny w rozbieraniu jej. A choć widział ją już i dotykał, nadal czuła się przed nim skrępowana. Szybko opuściła głowę chowając za poczochranymi włosami swój własny rumieniem. Papyrus nie zareagował na ten odruch specjalnie. Wziął po prostu jej ubrania i odstawił na bok, rzucając je do kosza gdzie trzymali inne brudne już ubrania.
- Wejdziesz? - zaproponował pokazując wannę. Frisk pokręciła przecząco głową. -Wejdź. - to już nie było pytanie, czy nawet to nie była prośba. Poczuła rosnącą gulę w gardle i szlochając udała się we wskazane miejsce. Woda była w sam raz. Ni za gorąca, ni za zimna. Czuła jak ciepło cieczy powoli ogrzewa jej ciało. To było nawet miłe. Mimo to strach pozostał. Kościotrup zakasał rękawy swojej białej koszuli. Nie mogła oderwać wzroku od jego ... kości. Patrzyła na niego z przerażeniem. Jak on może tak.. czym... jak...
- Ludzie są w większości zrobieni z wody. Prawda?
Przytaknęła
- My jesteśmy zrobieni z magii - tłumaczył nabierając mydła na gąbkę. Dotknął jej pleców delikatną powierzchnią. Dziewczyna w strachu wyprostowała się bardziej, jednak trwało to chwilę, bo zaraz potem przyjemny zapach malin połączony z parą wodną rozluźnił ją na nowo. Pozwoliła, aby wyczyścił jej plecy. - Nic ci nie zrobię, nie bój się... Tak naprawdę nie wiem o co chodzi mojemu bratu, wiesz? Mówi, że jesteś niebezpieczna. Ja mu wierzę ale ... - Papyrus podniósł głowę i popatrzył na dziewczynę - ale... wiem, że .., no... - westchnął raz jeszcze. Nie mógł zebrać myśli.
Więcej już nie mówili. Dziewczyna stawiała lekki opór kiedy ten chciał jej umyć piersi, brzuch i nogi. Jednak jak tylko usłyszała, że za drzwiami jest Sans, jak zobaczyła go przez krótką chwilę zerkającego do środka, czy wszystko jest dobrze - nie stawiała oporu.
Bądź jak lalka. Bądź jak lalka. Jesteś lalką. Bądź obok. To nie dzieje się tobie. Tylko komuś innemu. To nie jesteś ty.
Te myśli raz za razem wędrowały po jej głowie. Powtarzały się jak mantra. Zobojętniała na otaczającą ją rzeczywistość oraz na to co szkielet robił z jej ciałem. Miała wyjść z wanny, to wyszła. Miała usiąść na krzesełku to usiadła, miała znowu stać to stała. Robiła to wszystko w milczeniu jak robot, wpatrując się pustym wzrokiem w przestrzeń gdzieś daleko przed sobą. Dlatego nie zorientowała się, co też szykują dla niej bracia.
Stała naprzeciwko nich w salonie. Sans siedział na kanapie, a Papyrus obok niego stał. Oboje przyglądali się jej z wielką uwagą.
- I jak?
- Postarałeś się.
- Prawda? Chciałeś ją jakoś fajnie ubrać, to ubrałem.
- Skąd miałeś ten strój?
- Alphys mi pożyczyła, trochę go zmodyfikowałem, aby pasował na ciało Frisk.
Nadal była w trybie lalki. Miała na sobie krótką sukienkę w różowo-białe falbanki. Do tego biały gorset opinał się na jej talii. Jędrne piersi uniesione lekko do góry wdzięczyły się do swoich oprawców. Na nogach miała białe pończochy zakończone ozdobną koronką w kolorze perłowym. Nieodłącznym elementem miały być kocie uszy. Z tych jednak ostatecznie zrezygnowano.
- Nie chcę wiedzieć, skąd go ona miała i po co jej był TEGO rodzaju strój, ale dobra robota brachu.
Może pierwszy raz od bardzo dawna Sans uśmiechnął się prawdziwie. Zadowolony raczej z pracy swojego młodszego, aniżeli z widoku jaki miał przed sobą. To właśnie ten szczery uśmiech, ta jego radość sprawiła, że Frisk przebudziła się i ocknęła całkowicie. Zamrugała oczami i popatrzyła na braci stojących obok siebie, chwalących się wzajemnie, nawet przekomarzających.
- Oj no nie bądź taki... - zaśmiał się Papyrus
- Nope. - mruknął Sans i schował ręce do kieszeni swojej bluzy
Frisk poczuła, że będzie płakać. Po policzkach spłynęły jej łzy a broda zaczęła drżeć.
- S...sans?
Szkielet przeniósł na nią wzrok przyglądając się jej bacznie.
- J...ja prze..przepraszam... - szeptała starając się nie rozpłakać całkowicie. Całe jej ciało zaczęło drżeć.
Starszy z braci stał przez chwilę w milczeniu a następnie podszedł do niej pewnym krokiem. Złapał ją za kark jedną ręką i przyciągnął do siebie. Zaraz potem mocno i namiętnie zaczął całować. Dziewczyna próbowała się wyrwać, odepchnąć go od siebie. Nie wiedziała co jest gorsze, jego język wijący się łapczywie w jej ustach, czy jego zaciskające się coraz bardziej palce na szyi. Powoli traciła oddech. Po chwili Sans czując jak jej uderzenia słabną odszedł od niej gwałtownie i długim niebieskim językiem zlizał ze swojej brody ich wspólną ślinę.
A potem była już tylko ciemność...
Gdzie ja jestem? Co się stało? Choć próbuję poruszyć rękami to nie mogę, nogi też mam związane. Nic nie widzę.. Leżę. Na czym? Gdzie? Jest dość ciepło. Gdzieś gra cicha muzyka. Czuję na sobie wzrok. Nie, ktoś się na mnie patrzy. Bardzo wiele osób. Słyszę ich oddechy. Milczą. Gdzie... Gdzie ja jestem?
Uwolnij się.
Niby jak?
Uwolnij się!
Zamknij się! Jak mam się uwolnić? Oh! Coś... coś mnie dotyka... tam na dole.... N-nie mogę krzyczeć! Ktoś mnie zakneblował. Ahhh
Frisk wygięła się do tyłu uderzając boleśnie o coś tyłem głowy. Poczuła jak jej obie piersi są gryzione i mocno ssane.
To dwie różne osoby... To dwie różne osoby! A trzecia jest między nogami... Jej język... Zagłębia się... Wchodzi.. Ah.. nie... to mój pierwszy raz... n-nie może on wyglądać w taki sposób.
Uwolnij się!
Nie widzisz, że się staram?
Zacznij się wić! Szaleć! Uwolnij się!
Nie mogę... Ahhhh... Ten guziczek na mojej.... To nie jest... Nie tak mocno.... To boli... Ktokolwiek! Pomocy!
W tym momencie po policzkach Frisk zaczęły lać się łzy.... Jednak, nikt nie przybył.
Ludzka kobieta była przywiązana do jednego z wielu stołów jakie były w knajpie Grillbiesgo. Odwrócony blatem do ziemi stanowił idealne miejsce, gdzie można było wygodnie zabawiać się ciałem dziewczyny. Z tego skorzystali stali bywalcy baru. Ognisty potwór potraktował to jako ciekawe urozmaicenie wieczoru. Inne niż wieczór karaoke czy tydzień z psikusami. Przy ladzie siedział jedynie Sans sącząc z butelki swój ulubiony keczup. Patrzył uważnie jak potwory zabawiają się ciałem jego zdobyczy.
- Nie masz mi za złe, że tu ją przyprowadziłem?
- Nie. - rzucił do niego barman. Ci co go znali wiedzieli, że na jego płomiennym licu pojawił się niewielki uśmiech.
- Puk puk
- Nie no, ty znowu z tym?
- Puk puk
- Niech ci będzie. Kto tam?
-Tytus
- Jaki Tytus?
- Ty tu stoisz, a ja mam pusto w kieliszku
Girllby popatrzył na swojego przyjaciela w milczeniu i nalał mu do stojącej obok niego szklanki wódki.
- No i tak ma być....
Dziewczyna wiła się, szarpała, płakała. Ten spektakl przyjemnie było oglądać zwłaszcza, że nie była kimś do kogo Sans czułby coś więcej poza nienawiścią. Odstawił keczup na bok i chwycił za kielich opróżniając go jednym haustem.
- Chociaż i tak uważam, przyjacielu, że lepiej by było abyś ją zaprosił no nie wiem, na frytki albo na burgery... - rzucił po chwili barman polerując szklanki - Ja wiem co mówiłeś i udowodniłeś wszystkim, że możesz mieć rację, ale ona... taka.. no nie wiem....
- Posłuchaj mnie, kilkadziesiąt setek razy ją zapraszałem na burgery i na frytki. Ale wiesz co? Możesz dać. Daj mi frytki.
- Co ty knujesz?
- Dam jej te zasrane frytki.
- Sans...
- Puk puk...
- Nie ty znowu z tym. Dobrze. Zaczekaj. Będą za chwilę. - po tych słowach właściciel przybytku zniknął za drzwiami. Sans tymczasem zaczął się wsłuchiwać w dźwięki jakie teraz przepełniały to pomieszczenie. Brzdęk butelek, śmiechy, rozmowy i jej przytłumiony przez knebel wrzask. Dawno, dawno temu może by go to ruszało. Teraz nie czuł niczego innego jak rozkosz płynącą z tej sceny.
Po jakimś czasie do zabawy dołączyły trzy inne potwory. Sans uniósł brew patrząc na kroczących powoli przed siebie. Nigdy nie widział ich w barze, musieli więc usłyszeć plotki o niezwykłym prezencie jaki został podarowany mieszkańcom. Możność zabawienia się człowiekiem. Szkielet przeniósł wzrok na drzwi za którymi zniknął jego ognisty przyjaciel i westchnął przeciągle.
- Jerry - mruknął do najniższego potwora wielki ptak - Mam pomysł. Bo ty masz takie dwie długie ręce, weź no je... no wiesz...
- Nieeeeeeeee wieeeeeemmmmmm - mruknął Jerry. Wszyscy wiedzieli, że nie był zbyt pojętny, a jednocześnie spragniony towarzystwa. Zadawali się z nim raczej z litości, aniżeli z czystej chęci. Niemniej jednak w tym wypadku jego łapska mogły okazać się przydatne,a że Chilldrake był ptakiem rozumnym i pomysłowym to podsunął niższego przyjaciela do przywiązanej.
- Przytul ją, co? - zaśmiał się lekko
- No ja nie wiem czy to dobry pomysł... Ona jest odrażająca... Popatrz jaka ... niemodna! - rzucił z odrazą pochylający się nad Friskiem Ice Cap.
Jerry patrzył to na swojego przyjaciela po prawej, to na swojego przyjaciela po lewej, a potem na dziewczynę leżącą naprzeciwko niego. Nogi miała rozstawione, tak, że mógł oglądać całą jej kobiecość. I chociaż miała niewielką sukienkę oraz gorset na sobie to ten strój tak naprawdę nic nie zakrywał. Jerry podszedł niepewnie, spokojnie ominął jej nogi, a jako, że był niski i w porównaniu do innych niewielkich rozmiarów to po prostu wskoczył na jej brzuch.
Dziewczyna poczuła wielki ciężar na sobie wypychający natychmiast całe powietrze jakie udało się jej zebrać. Zaczęła się krztusić, a knebel tylko uniemożliwiał złapanie jej porządnego oddechu. Jerry tym czasem przemieszczał się dalej. Jego dwie pary niewielkich nóżek okazały się być bardzo ostre. Poranił jej piersi, rozerwał materiał gorsetu, a kiedy znalazł się naprzeciwko jej twarzy zatrzymał się. Chwilę się jej przyglądał, a potem.... jego ręce z niewyobrażalną jak do tej pory i jak na niego szybkością zaczęły okładać ją po twarzy.
Frisk dawno temu wypłakała już wszystkie łzy, teraz mogła jedynie krzyczeć z bólu i własnej bezsilności. Tymczasem pozostali kumple dołączyli do swojego powolnego i najmniej lubianego członka. Ice Cup zainteresował się kobiecością Frisk. Szarpał i ciągnął ją małymi palcami swoich niewielkich dłoni za płatki jej kwiatu. Childrake natomiast skorzystał z tego, że jego dziób ma wielkie zęby i po prostu gryzł raz lewą, raz prawą pierś dziewczyny przeskakując to na tę stronę, to na tamtą.
Całe trio odnalazło wielką przyjemność w dręczeniu dziewczyny.
- Mam pomysł! Jerry! Wsadź jej swoją rękę do tego otworu! Zobaczymy czy cała się zmieści!
- Doooooooooobrzeeeeee - Jerry był naprawdę zadowolony, nie dość że bawił się przednio to jeszcze kumpel poprosił go o zrobienie czegoś! Nie bardzo wiedział po co ma to robić, ale jednak mógł jakoś pomóc, zaprzyjaźnić się bardziej!
Sans przyglądał się całemu zajściu w milczeniu. Oglądał jak to trzy największe łamagi w mieście właśnie znęcają się nad tą, która tak wiele razy ich zabiła. Oni jednak tego nie pamiętali. Lewe oko kościotrupa zaświeciło na niebiesko. Żywotność dziewczyny spadła o połowę. Westchnął przeciągle. Zaraz będzie zmuszony ją zabrać. Nie może dopuścić do tego, aby ją zamęczyli na śmierć. Jednak, czy byliby do tego zdolni? Przecież potwory tym silniejsze im milsze, uczynne... To ludzie nauczyli ich walczyć, więc skąd... skąd w nim samym... On chciał zemsty, ale oni? Ponownie popatrzył na Jerrego który zatrzymał się w pół drogi po ciele dziewczyny zafascynowany możliwością skakania po jej brzuchu. Jeden skok, odpada punkt życia... Niebieski poderwał się z krzesełka i zatrzymał w pół kroku zdziwiony własnym zachowaniem. Jego zadaniem od samego początku było osądzanie. A ci tutaj? Reasumując - żyją i nie pamiętają żadnej własnej śmierci, nie pamiętają nic. Frisk jest dla nich obcą osobą i tylko dlatego, że pozwolił trochę ją pomęczyć oni ... czerpią z tego przyjemność...
Niebieskie oko świeciło coraz bardziej.
Skok
-1
███████████████
Skok
-1
██████████████
Skok
-1
██████████████
- Patrzcie chłopaki, ta szmatka co ją ma w buzi robi się czerwona! - krzyknął zadowolony Ice
Skok
-1
██████████████
Skok
-1
██████████████
- Aaaaaaaleeeee zaaaaaabaaaaawaaaaaa
Skok
-1
██████████████
- Skacz dalej Jerry!
Skok
-1
██████████████
- A paaaaaatrzcie naaaaa to! - Jerry skoczył najwyżej jak się da i...
██████████████
- Dobra, koniec tego dobrego chłopaki. Czas już na nas... - Rzucił jakby nigdy nic Sans podchodząc do potworów. Jerry unosił się w powietrzu w niebieskiej poświacie, a dziewczyna ledwo oddychała.
- Psujesz dobrą zabawę.
- Nie, zepsułem wam złą zabawę - mruknął patrząc na Chilla z pełnym uśmiechem, widać było, że jest to uśmiech co najmniej przerażający, bo w zestawieniu z wściekle niebieskim okiem.
Z zaplecza wyszedł barman z frytkami. Zobaczył, że Sans odwiązuje dziewczynę, wyciąga jej knebel z ust i pozwala by wypluła krew na jego rękę. Miała spuchniętą twarz, pogryzione do krwi piersi, podrapane uda, biodra i talię. Seksowny strój jaki zorganizował jej Papyrus nadawał się teraz do wyrzucenia. Sans był wściekły jednak, gdyby miał zapytać się go ktoś, na kogo jest zły - to miałby z tym problemy. Mimo całej nienawiści i pogardy jaką czuł do Frisk, to w tym momencie czuł...
- Idziesz już? - usłyszał nad sobą głos Grilla
- Taa. Idę. Mam nadzieję, że zabawa się podobała - rzucił z uśmiechem do potworów. Usłyszał brawa i podziękowania. Westchnął i odwrócił głowę na bok.
- Zapakowałem na wynos - rzucił barman podając kościstemu przyjacielowi siatkę. Ten skinął głową. Frisk próbowała wstać, lecz bolało ją wszystko, kostki, nadgarstki, uda, biodra, piersi. Pociągała nosem, chciała płakać lecz wcześniejsze policzki jakie były jej wymierzone tak bardzo bolały, że wolała tego nie robić... Wyglądała żałośnie.I wtedy zemdlała...
Nie wiedziała ile dokładnie spała. Lecz kiedy się obudziła mogła już swobodnie otwierać oczy. Nie była przywiązana. Czuła od siebie zapach miętowej maści, trochę amolu przy skroni, do tego całe jej nogi były w kolorowych plastrach. Leżała w pokoju przypominającym raczej pokój dziecka. Łóżko w kształcie auta, porozrzucane figurki w całym pokoju, a na ścianie piracka flaga.
- Obudziłaś się - to był Papyrus, podszedł do jej łóżka i sprawdził jej temperaturę. Jego oko zaświeciło się na pomarańczowo.
██████████████
- Wyjdziesz z tego. Powoli, ale wyzdrowiejesz. - zapewnił spokojnie. Frisk uśmiechnęła się mimowolnie. Była otępiała, czuła się teraz tak dobrze, tak bezpiecznie. Choć gdzieś na dnie coś jej mówiło, że jest w takim stanie przez nich, za ich sprawą, za sprawą JEGO!
Będę musiała go zabić....
Ale ja nie chcę nikogo zabijać. Po co ja tak myślę?
Albo on zabije pierwszy.
On ma mnie zabić? On?
Zadrżała w przerażeniu. Papyrus odczytał to jednak inaczej.
- Jesteś głodna? Sans przyniósł ci to. - mówiąc te słowa pokazał na półmisku frytki. Były już zimne. Frisk z trudem podniosła się na łóżku i w pozycji siedzącej przyjęła posiłek na swoje kolana.
- Powinien na nich być keczup... - szepnęła ledwo przytomna
Papyrus podniósł zdziwiony głowę do góry
- Powinien na nich być keczup - powtórzyła nieco głośniej.
Czuła, że coś powinna pamiętać na ten temat, wizja frytek przygniecionych keczupem, siedział obok niej... ktoś kogo lubiła.
- To ja pójdę po keczup, w lodówce mamy go całkiem sporo. - po tych słowach Papyrus podniósł się lecz przed wyjściem z pokoju przeprosił kogoś. To zmusiło Friska do podniesienia głowy i popatrzenia przed siebie. Zamarła.
To znowu on. Uczucie błogości i spokoju minęło, serce zaczęło walić jej szybciej. Chciała krzyczeć ze strachu, lecz bała się tego uczynić.
- Jedz. - mruknął Sans patrząc na nią swoim niebieskim okiem.
Szybko, w obawie przed kolejną karą wzięła frytkę w dwa palce i zaczęła ją jeść. Była zimna, twarda, paskudna w smaku, ale była i... Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z najważniejszej rzeczy. Nadal miała obrożę. A jej pan był przed nią.
Muszę go zabić
Przemknęło przez jej głowę wypowiedziane dwoma głosami.
Naprawdę mi szkoda Friska :( Dlaczego te potwory były dla niej takie?
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ten pomysł z tymi atakami.
OdpowiedzUsuńNo i notka.
Nie wiem w sumie dlaczego. Takie porno Undertale z fabułą. No i masz taki delikatny język. To nie jest obleśne to co piszesz, to jest ładne, nawet jak piszesz o seksie :) Z niecierpliwością czekam na kolejne notki :)
ciekawe to jest czekam na dalsza część 4 bo jest na prawde super i warto kontynuowac
OdpowiedzUsuńaż płakałam ;-;
OdpowiedzUsuńjesus
to jest chore i nie wiem, dlaczego mi to się podoba... -_-
OdpowiedzUsuń