Rozdział IV - Alea iacta est (obecnie czytany)
Rozdział V - Grzech
Rozdział VI część I - The Show must go on!
Rozdział VI część II - The Show must go on!
Rozdział V - Grzech
Rozdział VI część I - The Show must go on!
Rozdział VI część II - The Show must go on!
- Po prostu bądź sobą i mi zaufaj - powiedziała rozbawiona poprawiając błękitną bluzę. Stali we dwójkę wśród EchoKwiatów.
- Wiesz, Frisk, to może być trudne - mruknął szkielet gładząc się po tyle głowy - Skoro mam być sobą to nie mogę ci zaufać, a jak mam ci zaufać to nie mogę być sobą - mruknął odwracając wzrok na bok.
Dziewczyna przyglądała mu się chwilę w milczeniu, a potem uśmiechnęła się szeroko
- Dowcipniś. To jak, zamkniesz te oczy?
- Tylko na chwilę?
- Tylko na chwilę.
- Żadnych głupich sztuczek?
- Obiecuję.
Kościotrup westchnął i zamknął oczy. Ciągle się wahał co ma uczynić, wiedział bowiem kim była dziewczyna i co robiła. Tym razem postanowiła iść pokojową ścieżką. Wyjątkowo bawiła się dłużej niż zwykle. Nie gnała do przodu. Ledwo dotarła do Wodospadu. Zwiedzała każde miejsce dokładnie, rozmawiała ze wszystkimi. Wprowadziła się nawet do niego i do Papyrusa. Mieszkali razem i było im naprawdę przyjemnie. Do czasu, aż nie zaprosiła go na spotkanie tylko we dwoje. Czuł dziwne podekscytowanie. Nikogo dookoła. Tylko oni. Tylko on i tylko ona.
Choć zrobił tak jak chciała, nic się nie zmieniło. Nic nie poczuł, nic nie usłyszał. Mimo wszystko nadal jej nie ufał, jakże by mógł? Tym razem jednak opuścił gardę. Nie był przygotowany na to co zaraz nastanie. Poczuł na swoich ustach jej ciepłe wargi. Przywarła do niego całym swoim ciałem. Zamarł, ona naprawdę go całowała. Łapczywie, pieszczotliwie, pełna pragnienia i pożądania. W tym momencie zaczął poważnie się zastanawiać, czy może nie warto przestać? Przestać ją śledzić, osądzać, chciał zatrzymać tę linię czasową. Ta mu się wyjątkowo bardzo podobała. Objął dziewczynę. Postarał się ze wszystkich swoich sił aby nie drżały mu ręce. Ostatecznie po chwili opanował całe swoje ciało, jednocześnie zwalniając z uwięzi swoje własne pragnienia, których do tej pory nie chciał dopuścić do głosu. Zaczął odwzajemniać jej pocałunki. Niepewnie, powoli, potem coraz szybciej, coraz łapczywiej, coraz pewniej. Pragnienie posiadania jej górowało w tym momencie nad nim. Miał gdzieś co miało miejsce w przeszłości, teraz liczy się tylko to co tu i teraz. A tutaj i teraz miał ją i nikogo więcej nie potrzebował. Był szczęśliwy. Tak myślał. Chciałby, aby ten czas zatrzymał się na zawsze.
- Frisk - szepnął kiedy na chwilę przerwali pocałunek. Powoli otworzył oczy lecz to co zobaczył to nie była pogodna i przyjazna twarz dziewczyny jaką od zawsze obserwował. Jej oczy świeciły na czerwono, a przeraźliwy uśmiech wykrzywiał jej lico.
- Jesteś idiotą - mruknęła dziewczyna niskim tonem głosu. Wtedy poczuł. nóż wbity głęboko w swoją pierś - Szach i mat, frajerze - to były ostatnie słowa jakie pamiętał.
Poderwał się z łóżka, to był tylko sen. Nie. To nie był sen, gorzej. Znacznie gorzej, to było wspomnienie. To właśnie zdarzenie zapoczątkowało cały jego misterny plan odegrania się na Frisku za zabawę jego uczuciami. Dyszał ciężko. Koszmar się skończył. Przynajmniej tamto rozdanie. Po chwili uspokoił się. Ręce mu się jeszcze trochę trzęsły kiedy wyciągał z paczki papierosa i wsadzał go sobie do ust.
To rozdanie jak do tej pory wygrywał. Miał wszystkich po swojej stronie, a wizja tego, aby Frisk nie umarła była najlepszym rozwiązaniem. Musiał ją tylko trzymać przy życiu. Z drugiej jednak strony nie umiał i nie chciał uciszyć w sobie tego głosu nakazującego złamać ją, zniszczyć jej ducha walki, jej siłę woli, jej pragnienie życia. Tak jak ona wyniszczyła to wszystko w nim. Wciągnął dym głęboko, a potem powoli go wypuszczał. Minęło już kilka dni od czasu jak zabrał ją do baru. Powinna wyzdrowieć już na tyle, by być gotową na kolejną porcję zabawy jaką dla niej przygotował. Tym razem, będzie to coś specjalnego. Uśmiechnął się o swoich myśli i popatrzył za okno. Padał śnieg.
Najgorsze zawsze są pierwsze i ostatnie razy. Tego dnia Frisk postanowiła wstać. Nadal czuła nieprzyjemny ucisk dookoła swoich intymnych miejsc, piekło i szczypało na przemian. Musiała jednak chodzić, ruszać się, cokolwiek zrobić. Przez pierwszą dobę mogła wylegiwać się w łóżku wyższego z braci, potem została przeniesiona na swoje psie posłanie do starej szopy. Nie wiedziała za bardzo jak ma się zachowywać, szczególnie teraz, po tym wszystkim co miało miejsce. Zrobiła kilka kroków do przodu. Łańcuch szarpnął, a obroża na jej szyi zacisnęła się gwałtowniej. Westchnęła przerażona i podkuliła nogi pod brodę.
Najgorsze zawsze są pierwsze i ostatnie razy. Tego dnia Frisk postanowiła wstać. Nadal czuła nieprzyjemny ucisk dookoła swoich intymnych miejsc, piekło i szczypało na przemian. Musiała jednak chodzić, ruszać się, cokolwiek zrobić. Przez pierwszą dobę mogła wylegiwać się w łóżku wyższego z braci, potem została przeniesiona na swoje psie posłanie do starej szopy. Nie wiedziała za bardzo jak ma się zachowywać, szczególnie teraz, po tym wszystkim co miało miejsce. Zrobiła kilka kroków do przodu. Łańcuch szarpnął, a obroża na jej szyi zacisnęła się gwałtowniej. Westchnęła przerażona i podkuliła nogi pod brodę.
- Ja chcę do domu - szepnęła do siebie dławiąc łzy
- To jest teraz twój nowy dom - mruknął Sans wchodząc do pomieszczenia patrzył na dziewczynę obojętnie, mimo to bała się i jego obecności i jego przerażających zimno-niebieskich oczu. Jak zwierz zagnany w kąt zaczęła czołgać się pod ścianę. Przeświadczenie, że wtedy nikt jej od tyłu nie zaatakuje było silniejsze od logicznego myślenia. Nic mu nie odpowiedziała, śledziła tylko bacznie jego ruchy.
Wsadził ręce do kieszeni własnych spodni i przeniósł cały ciężar swojego ciała na lewą nogę.
- Od zawsze nie byłaś zbyt rozmowna - mruknął i zamknął oczy, a kiedy otworzył jedno z nich dziewczyna poczuła jak ponownie unosi się nad ziemią. Jego oko błyszczało. Bała się go. Szkielet uniósł palec wskazujący do góry i przyzwał sznur jaki związał jej ręce z przodu. Potem opadła swobodnie na ziemię. Kolejny przeplótł się przez obręcz na jej obroży, oraz przez węzeł na rękach. Mocnym szarpnięciem sznura sprawił, że dziewczyna miała obie pięści pod swoją brodą, a on zwyczajnie prowadzał ją na smyczy.Uniósł zawadiacko brew do góry i przyglądał się jej przez chwilę. Tej złości skrytej pod strachem. Nie wiedział dlaczego, ale odnajdował w tym dziwną przyjemność. Pociągnął raz jeszcze, mocniej. Frisk pod wpływem szarpnięcia przybliżyła się do niego.
- Oj nie mogę dopuścić do tego, abyśmy byli na tym samym poziomie. - mruknął kładąc wolną dłoń na swoje biodro. Dziewczyna zadrżała mimowolnie. - Na kolana
Otworzyła szerzej oczy patrząc na niego zaskoczona.
- Na kolana - powtórzył dobitniej. Jakaś część jej osobowości nadal buntowała się tak rozpaczliwie, że mimo przeświadczenia o tym, że może jej zrobić krzywdę, nie klękała. Stała. Miała uczucie, że jej nogi zamieniły się w dwa kije, a kolana po prostu zanikły. Sans nie był osobą cierpliwą, już nie. Pokłady jego wyrozumiałości skończyły się kilkanaście zapisów temu. Serce szybciej jej zabiło, prawie boleśnie, kiedy to dostrzegła lodowaty błysk na dnie jego oka. W tym samym czasie przeraźliwy ból wydobywający się z jej nóg sparaliżował całe jej ciało. Padła na kolana głośno dysząc. On i ta jego przeklęta magia.
Ma swój limit. Wytrwaj.
Znowu ten sam głos. Pocieszający. Troskliwy. Dziwnie znajomy, a jednocześnie obcy. Nie mogła jednak na długo pogrążyć się we własnych myślach jej oprawca bowiem skończył podziwianie swojego dzieła. Jej, na kolanach, przed nim. Oblizał się niebieskim językiem i pochylił nad dziewczyną tak, jak drapieżnik pochyla się nad ofiarą nim wgryzie się jej w gardło.
Kazał jej przejść na kolanach z szopy do domu, oznaczało to dotknięcie skórą śniegu. Żaden z braci nie pokwapił się bowiem, aby zadbać o jej odzienie. I tak było jej już dość zimno, lecz kiedy drzwi do szopy się ponownie otworzyły a gęsia skórka wyskoczyła na jej całym ciele - marzyła o tym, aby umrzeć.
Sans zaprowadził ją do łazienki. Klęczała pod ścianą cały czas mając związane ręce przy szyi. Kilka chwil wcześniej straciła już czucie w palcach, a nieprzyjemne mrowienie zaczynało rozprzestrzeniać się aż do łokci. Nie wiedziała jak długo to jeszcze ma potrwać, co dla niej szykuje. Kąpiel? Nie trzeba było długo czekać, aby w pomieszczeniu zrobiło się naprawdę ciepło. Przyjemna para unosiła się w powietrzu, woda z wanny zapraszała, aby wejść do niej, zanurzyć się, zapomnieć o problemach, rozterkach, bólu. Potrzebowała tej kąpieli. Zamiast tego, zobaczyła jak szkielet zdejmuje swoje ubranie. Odrzuca na bok niebieską bluzę, rozsuwa sznurki przy jego spodniach pozwalając by te opadły. Usiadł na koszu z brudną bielizną i ściągnął skarpetki. Groteskowy obrazek. Szkielet w całej swojej okazałości, nic jak tylko kupa białych kości siedzący jakby nigdy nic na koszu z brudnymi gaciami. Pierwszy raz od samego początku Sans wydał się jej zabawny, patetyczny, ale zabawny. Przyglądała mu się z uwagą, wstał, sprawdził ręką temperaturę cieczy i zanurzył się w niej z jękiem rozkoszy. Wyglądałoby na to, że mimo wszystko czuł temperaturę. Oparł dłonie o wannę i na chwilę zamknął oczy. Frisk zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Jakby instynktownie szukając rzeczy, którymi będzie mogła się bronić, albo jeszcze lepiej atakować. Z jednej strony chciała uciec niepostrzeżenie, z drugiej chęć zemsty i rewanżu na jej oprawcy rosła z każdą chwilą.
- Podejdź tutaj - wyrwało ją z zamyślenia. Zrobiła co Sans chciał. Szkielet w wannie. Teraz całe jej siły kierowała na jednym, aby się zwyczajnie nie roześmiać. Woda przeciekała przez jego żebra, a kiedy maczał palce wszystko było takie... takie.. No i nie wytrzymała. Roześmiała się głośno. Z jednej strony bała się, co jej zrobi dalej, jaka czeka ją kara za ten czyn. Z drugiej nie umiała zapanować nad własnymi uczuciami.
Jej perlisty śmiech zawstydził go. Na białym licu pojawił się niebieskawy rumieniec, a usta wykrzywiły się w grymasie niezadowolenia.
- Ros... rosół na ... kości! - wyszeptała przez łzy. Sans w wannie z gorącą wodą skojarzył się jej tylko i wyłącznie z wielkim baniakiem gotującej się wody, który przygotowywała jakaś jej krewna w zamierzchłej przeszłości.
Ten niewielki przejaw dobrego humoru szybko się skończył kiedy to zorientowała się iż może ruszać rękami, oraz - co istotniejsze - lewituje na wodą, nad nim. Powoli opuścił ją. Była w wodzie, ciepłej, przyjemnej, ze szkieletem. Znowu parsknęła śmiechem. W tym momencie odszedł cały jej strach, a jej oprawca coraz bardziej niebieski ze wstydu nie wiedział już co ma robić. Ostatecznie też zaczął się śmiać wraz z nią.
- Trzeba było dorzucić trochę mięsa do tego rosołu. Kto by gotował takowy na samych kościach? - mruknął do niej figlarnie
- A co z warzywami? Daj nóż to pokroję jakieś...
I to ostatnie zdanie całkowicie zniszczyło przyjemną atmosferę jaka na chwilę się poprawiła. Sans zaniemówił, przestał się ruszać. W jednej chwili Frisk znowu unosiła się nad wodą, by zaraz potem polecieć na przeciwległą ścianę i opaść na ziemię. Rozbolało ją całe ciało.
- Jeżeli masz coś dostać, to na pewno nie nóż, dziwko - warknął rozwścieczony Sans wychodząc z wanny. Jak bańka mydlana prysło całe poczucie spokoju i ulotne bezpieczeństwo. Frisk uniosła się na łokciach i popatrzyła na potwora przed sobą. Dolna warga zaczęła jej drżeć.
Kazał jej przejść na kolanach z szopy do domu, oznaczało to dotknięcie skórą śniegu. Żaden z braci nie pokwapił się bowiem, aby zadbać o jej odzienie. I tak było jej już dość zimno, lecz kiedy drzwi do szopy się ponownie otworzyły a gęsia skórka wyskoczyła na jej całym ciele - marzyła o tym, aby umrzeć.
Sans zaprowadził ją do łazienki. Klęczała pod ścianą cały czas mając związane ręce przy szyi. Kilka chwil wcześniej straciła już czucie w palcach, a nieprzyjemne mrowienie zaczynało rozprzestrzeniać się aż do łokci. Nie wiedziała jak długo to jeszcze ma potrwać, co dla niej szykuje. Kąpiel? Nie trzeba było długo czekać, aby w pomieszczeniu zrobiło się naprawdę ciepło. Przyjemna para unosiła się w powietrzu, woda z wanny zapraszała, aby wejść do niej, zanurzyć się, zapomnieć o problemach, rozterkach, bólu. Potrzebowała tej kąpieli. Zamiast tego, zobaczyła jak szkielet zdejmuje swoje ubranie. Odrzuca na bok niebieską bluzę, rozsuwa sznurki przy jego spodniach pozwalając by te opadły. Usiadł na koszu z brudną bielizną i ściągnął skarpetki. Groteskowy obrazek. Szkielet w całej swojej okazałości, nic jak tylko kupa białych kości siedzący jakby nigdy nic na koszu z brudnymi gaciami. Pierwszy raz od samego początku Sans wydał się jej zabawny, patetyczny, ale zabawny. Przyglądała mu się z uwagą, wstał, sprawdził ręką temperaturę cieczy i zanurzył się w niej z jękiem rozkoszy. Wyglądałoby na to, że mimo wszystko czuł temperaturę. Oparł dłonie o wannę i na chwilę zamknął oczy. Frisk zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Jakby instynktownie szukając rzeczy, którymi będzie mogła się bronić, albo jeszcze lepiej atakować. Z jednej strony chciała uciec niepostrzeżenie, z drugiej chęć zemsty i rewanżu na jej oprawcy rosła z każdą chwilą.
- Podejdź tutaj - wyrwało ją z zamyślenia. Zrobiła co Sans chciał. Szkielet w wannie. Teraz całe jej siły kierowała na jednym, aby się zwyczajnie nie roześmiać. Woda przeciekała przez jego żebra, a kiedy maczał palce wszystko było takie... takie.. No i nie wytrzymała. Roześmiała się głośno. Z jednej strony bała się, co jej zrobi dalej, jaka czeka ją kara za ten czyn. Z drugiej nie umiała zapanować nad własnymi uczuciami.
Jej perlisty śmiech zawstydził go. Na białym licu pojawił się niebieskawy rumieniec, a usta wykrzywiły się w grymasie niezadowolenia.
- Ros... rosół na ... kości! - wyszeptała przez łzy. Sans w wannie z gorącą wodą skojarzył się jej tylko i wyłącznie z wielkim baniakiem gotującej się wody, który przygotowywała jakaś jej krewna w zamierzchłej przeszłości.
Ten niewielki przejaw dobrego humoru szybko się skończył kiedy to zorientowała się iż może ruszać rękami, oraz - co istotniejsze - lewituje na wodą, nad nim. Powoli opuścił ją. Była w wodzie, ciepłej, przyjemnej, ze szkieletem. Znowu parsknęła śmiechem. W tym momencie odszedł cały jej strach, a jej oprawca coraz bardziej niebieski ze wstydu nie wiedział już co ma robić. Ostatecznie też zaczął się śmiać wraz z nią.
- Trzeba było dorzucić trochę mięsa do tego rosołu. Kto by gotował takowy na samych kościach? - mruknął do niej figlarnie
- A co z warzywami? Daj nóż to pokroję jakieś...
I to ostatnie zdanie całkowicie zniszczyło przyjemną atmosferę jaka na chwilę się poprawiła. Sans zaniemówił, przestał się ruszać. W jednej chwili Frisk znowu unosiła się nad wodą, by zaraz potem polecieć na przeciwległą ścianę i opaść na ziemię. Rozbolało ją całe ciało.
- Jeżeli masz coś dostać, to na pewno nie nóż, dziwko - warknął rozwścieczony Sans wychodząc z wanny. Jak bańka mydlana prysło całe poczucie spokoju i ulotne bezpieczeństwo. Frisk uniosła się na łokciach i popatrzyła na potwora przed sobą. Dolna warga zaczęła jej drżeć.
Sans wszystko przygotował. Była przywiązana do krzesła. Nie mogła ruszać ani rekami, ano nogami. W dodatku była całkiem naga, a lekko rozstawione nogi obnażały jej kobiecość. Przed nią stał Sans ubrany jedynie w czarne szorty, oraz Papyrus. Młodszy z braci rumienił się lekko widząc dziewczynę przed sobą, starszy pozostał niewzruszony.
-To... od czego zaczynamy te zawody? - Papyrus przerwał ciszę
- Zaraz, jakie zawody? - Frisk aż pisnęła przerażona, kiedy Sans podszedł do niej i mocniej ścisnął ją za sutka.
- Dość proste. Zanim zaczniemy trzeba ją przygotować. Pamiętasz tę kasetę jaką ci puściłem jakiś czas temu?
- Tak bracie - wysoki przytaknął siadając naprzeciw dziewczyny
- Więc, czym różniła się tamta pani od naszej Frisk?
- Miała większe um... no...
San podniósł brew do góry patrząc na braka, który gestykulując zaczyna macać się po żebrach
- Taaak, to też, a co jeszcze?
- No i większy no.. - ręce Papyrusa przeniosły się na kość ogonową
- Tak i co jeszcze?
- I była blondynką
- I....?
- Miała długie włosy?
- Jesteś blisko Pap. Chodzi o włosy.
- Chcesz jej przefarbować?
Choć cała scena była dość komiczna, zwłaszcza że Sans powoli tracił cierpliwość, Frisk czuła rosnący niepokój. Ku jej zdziwieniu starszy z braci z kieszeni swoich szortów wyciągnął golarkę.
- Tym... nie da się farbować.. O wiem, chcesz ją ogolić? - Zgadywał Papyrus
- Tak, chcę ją ogolić. - przyznał mu rację Sans a zaraz potem uklęknął przed dziewczyną głowę przystawiając do jej kwiatu. Przejechał po różowych płatkach palcem i niewielką kroplę nektaru zlizał zeń. Zaraz potem przystąpił do dzieła. Dopiero teraz dziewczyna zauważyła, że przy krzesełku była niewielka miseczka wody oraz pianka do golenia. W jednej chwili poczuła jak policzki, uszy a także nos boleśnie ją pieką od rumieńca.
- Z...Zaraz co ty! NIE! - zaczęła próbować wyrwać się z więzów by powstrzymać szkielet od ogolenia jej. Nie przeszkadzał jej co prawda sam fakt ogolenia się tam na dole, co to, że on to robił. Tak dość intymną rzecz robił jej on - istota którą gardziła i jakiej nienawidziła. Szczerze nienawidziła, a teraz gdyby wzrok mógł zabijać.
Sans nie przejmował się jednak jej staraniami. Robił swoje: nałożył odpowiednio dużą warstwę pianki do kolenia, a następnie wtarł ją staranie w skórę. Po odczekaniu kilku chwil wziął golarkę w ręce.
- Nie ruszaj się. Chcąc nie chcąc masz tylko 20HP, prawda? - mruknął do niej. Papyrus przyglądał się wszystkiemu z uwagą godną dziecka. Frisk poczuła jak zimne ostrza dotykają jaj skóry. Zamarła w bezruchu. Nie chciała zostać zraniona, nie tam, nie po tym co miało miejsce. Szkielet z zadziwiającą starannością i precyzją pozbywał się brązowej szczecinki. Zamknęła oczy przygryzając dolną wargę. Tych kilka chwil zdawało się dla niej trwać wiecznie, w końcu poczuła jak wyciera ją nasączonym ręcznikiem pozbywając się resztek piany.
- O, widzę plamkę krwi - mruknął nie udając zaskoczenia, faktycznie delikatne i niewielkie zacięcie zaraz na granicy lewego uda pokrywało się niewielkimi kropelkami czerwonej życiodajnej cieczy. Sans bez ostrzeżenia i zbędnego komentarza wystawił swój długi niebieski język i zaczął zlizywać krew. Frisk zacisnęła wargi powstrzymując się od jęknięcia. Nie chciała dać mu tej satysfakcji. Szkielet jednak nie przejmował się niczym, jego niebieskie oko śledziło każdą zmianę na jej twarzy. Tak więc choć bardzo starała się ukryć podniecenie, to ciało dawało za wygraną. Jej kwiat powoli wypuszczał więcej słodkiego nektaru, który kusił potencjalnego partnera.
- Frisk, jesteś prawdziwą masochistką - mruknął zaskoczony obserwując jak dziewczyna z trudem łapie powietrze. Następnie podniósł się z kolan i sprzątnął rzeczy. Frisk przeniosła wzrok na młodszego z braci wpatrzonego w nią jak w malowany obrazek. Podniecenie zniknęło, przepadło, na jego miejsce wszedł wielki wstyd. Chciała zacisnąć nogi, jednak więzy jej w tym przeszkadzały.
- Czas na lekcję biologii Pap - rzucił Sans wchodząc ponownie do pokoju. W zębach trzymał papierosa. - To co widzisz przed sobą to jest cipka - usiadł na kanapie mając widok na Friska, oraz na swojego brata, który powoli podchodził do dziewczyny. Ściągnął swoje rękawiczki i zaczął palcami gładzić jej płatki.
- Jaka różowa! Nie taka jak na filmach! Znacznie ładniejsza!
- Pamiętasz jak reagowała kiedy ją dotykałeś przed miastem? Jest bardzo wrażliwa.
- To już zdążyłem zauważyć.
- Jak wiesz, do tej zabawy jest potrzebny penis. Pap, masz penisa?
- Nie. Nie posiadam go. - młodszy odwrócił głowę i popatrzył się na brata, który chwilę milczał, by następnie wstać z kanapy i podejść do nich.
- Będziemy musieli sobie poradzić bez penisów - po tych słowach popatrzył na dziewczynę i chuchnął jej dymem z papierosa prosto w twarz. Dziewczyna zaczęła kasłać i krztusić się, a kiedy mogła już normalnie złapać oddech i otworzyła szeroko oczy to co zobaczyła przeraziło ją. Za Sansem lewitowało kilka kości rozmaitej wielkości, za jego bratem też.
- To mała, obiecuję że nie będę delikatny i przysięgam ci, że będziesz bardzo cierpieć - Sans uśmiechnął się szeroko, a jego oko błysnęło tym samym przeraźliwym niebieskim blaskiem. Poczuła, jak w jej kobiecość wdarło się coś wielkiego. Nie dość, że to był pierwszy raz dziewczyny, to jeszcze rozmiary przekraczały jej poziom wytrzymałości. W pierwszym odruchu wygięła się na tyle na ile mogła, otworzyła szeroko oczy i przestała się ruszać. Krew zaczęła kapać na dywan. Kość w niej zaczęła się poruszać powoli, lecz stanowczo niszcząc całe jej wnętrze. W końcu szok minął... Resztką sił popatrzyła na Papyrusa, przyglądał się zdarzeniu z fascynacją, dziwną radością, rozkoszą...
Frisk zaczęła krzyczeć, wiła się w bólu i strachu. Ich oczy migocące w ciemnościach pokoju doprowadzały ją do utraty zmysłów. Nie mogła już nic zrobić. Ni opór, ni posłuszeństwo nie pomagały. Coś w niej pękło i zaczęła wołać kogokolwiek o pomoc...
Dziewczyno co ty masz w głowie? Tak seksownej sceny depilacji nigdy nie czytałam (w sumie to w żadnym op nikt na to nie wpadł). Strasznie mi się podoba. Więcej!
OdpowiedzUsuńd l a c z e g o
OdpowiedzUsuńp r z e r y w a s z
w
t a k i m
m o m e n c i e
? !
!
Dlaczego?! W takim momencie no?!
Usuńty to tak idealnie rozpisujesz prosze o wiecej rozdzialow moze i nawet kiedys wydasz swoja ksiazke !
OdpowiedzUsuńJa pierdziele czemu te rzeczy podobają mnie się najbardziej?! A po za tym weny życzę i czekam na nexta xD
OdpowiedzUsuńTen obrazek Sansa na końcu mnie rozwaliłXD
OdpowiedzUsuń