Notka od tłumacza: Uh, na samym początku zaznaczę, że siedziałam chwilę nie wiedząc dokładnie jak mam przetłumaczyć tytuł. Fraza You're welcome - oznacza jednocześnie, że ktoś jest mile widziany w domu, jak i stanowi odpowiedź na nasze "dziękuję", a więc można równie dobrze to przetłumaczyć "nie ma za co". Biorąc pod uwagę jednak całą notkę i patrząc na kontekst, doszłam do wniosku, że to tłumaczenie będzie lepiej pasowało do całości.
Opowiadanie jest Jerry x Ty. Tak, Jerry. Oryginalna historia pozostawia czytelnika płciowo obojętnego więc starałam się ile mogłam, aby tę formę zachować i tutaj, nie wiem jak mi wyszło. Jednak nasz ojczysty język jest o wiele bardziej skomplikowany w tym temacie, niż ... uh... angielski.
Fabuła? A no tak, pracujesz w Domu dla starców, no i na Twoje piętro wprowadza się nie kto inny jak Jerry. Tyle.
Naprawdę dobry one-schoot, po którym inaczej można spojrzeć na tego denerwującego potworka.
Autor: Auntie_Diluvian
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
====....====
-Hej, może potrzebna ci z tym pomóc? Wydaje się ciężkie –
wielki telewizor dobrze z lat 90 z pokaźnym tyłem właśnie wpełzał
na Twoje piętro po schodach. Zaraz przyszło Ci pożałować swojej
decyzji, kiedy to antyk spoczął na Twoich barkach. -Oh um... - patrzysz na właściciela, niską, pokraczną kreaturę
z rękami przypominającymi długie wijące się kluski i dziwnym
wyrazem twarzy, wycofał się poszedł schodami w dół po kolejne
pakunki. – Nie, jest ok, nie musisz mi dziękować czy coś –
zaczynasz robiąc krok w tył. Jedyne drzwi na Twoim piętrze stoją
otworem, to do nich wprowadzić ma się nowy lokator. Wchodzisz do
mieszkania by odstawić ciężar. Jest kilka pudełek i kanapa,
kładziesz więc maszynę pod ścianą.
Po skończonej pracy wycierasz ręce w koszulkę. Potem wychodzisz
z mieszkania, decydujesz się zatrzymać przy schodach. Wiesz, że
zmiana miejsca zamieszkania to wielkie przeżycie dla każdego, więc
wypada miło przywitać nowego sąsiada. Po kilku minutach pojawił
się niosąc kolejne pudełka, włożył je do środka i otworzył
okna. Zmierzył Cię spojrzeniem, powoli mrugnął, a potem zmrużył
oczy. Cóż... nie masz w planach być denerwująco uprzejmym, ale
dostrzegasz w tym zachowaniu zabawę. Możesz być jego w chuj
uprzejmym sąsiadem. Podchodzisz do niego z uśmiechem na ustach.
-Siemaneczko najmilszy sąsiedzie! - mówisz do jego pleców.
Spodziewasz się dwóch reakcji, albo śmiechu, albo złości. On
jednak odwraca się, mina mu zrzedła, nie wie jak się teraz
zachować.
-Jestem Jerry – mówi w końcu i wyciąga w Twoją stronę swoją rękę.
Rybie podanie dłoni, jego palce są zimne. -Jak już jesteśmy
sąsiadami, może wpadnę do ciebie abyśmy się lepiej poznali? -
coś w jego tonie głosu sprawia, że nie masz ochoty spędzać z nim
ani minuty dłużej. Postanawiasz jednak się przełamać. Uśmiechasz
się susząc zęby.
-Brzmi świetnie. 17:00?
-Co powiesz na 16:30? - zaproponował bawiąc się swoimi małymi
palcami. Ale chamski...
-Idealnie. Do zobaczenia później!
Co się właśnie do kurwy nędzy stało? Zastanawiasz się schodząc
schodami w dół, by potem wsiąść do własnego auta.
O 15:59 robiąc kanapki słyszysz dzwonek do drzwi. Łoł, łoł.
Serio? Podchodzisz do nich, otwierasz. Nim cokolwiek udaje Ci się
powiedzieć lub zrobić, on siedzi już na Twojej kanapie i je Twoje
przekąski swoimi małymi, zimnymi rączkami. Bierzesz głęboki wdech.
-Jak przeprowadzka? - pytasz się starając się grać dobrą minę
do złej gry.
-Dobrze, ej, jakie masz hasło do wifi?
Masz to czego chcesz, własna świadomość zawarczała na Ciebie.
Nikt nie chciał tego. Odpowiadasz myślom.
-Zaraz ci podam – utrzymujesz swój ton głosu
normalnym. Wchodzisz do sypialni i piszesz kilka przypadkowych cyfr i
liter na kartce. Podając mu ją, spogląda na Ciebie wyraźnie
znudzony.
-Właściwie to i tak mi się teraz nie przyda, muszę się
rozpakować. - odłożył na bok notatkę.
-Do zobaczenia, sąsiedzie! - odpowiadasz zamykając za nim drzwi.
Nie dane było Ci się z nim widzieć odkąd się przeprowadził,
ale teraz jest w Twojej pracy? Kurwa mać.
-Siemaneczko sąsiedzie! Zgubiłeś się? - Przez jego twarz
przebiegła seria emocji, dźwignął się by oprzeć o
ladę.
-Nie. Przyszedłem do Irmy – mruknął
-Oh! - tylko tyle jesteś w stanie mu teraz powiedzieć – Zaraz
po kogoś zawołam, aby Ci ją przyprowadzili, usiądziesz w pokoju
odwiedzin? - pokazujesz mu dłonią wolny stolik. Podszedł do
krzesełka i w podskoku na nim usiadł pozwalając by małe nóżki
wolno dyndały. Starasz się walczyć z ciekawością, która Cię
powoli zabija. Po chwili do recepcji przyszła jedna z młodszych
asystentek, postanawiasz skorzystać z okazji – Hej, zastąpisz
mnie? Musze zrobić sobie przerwę. - mówisz. Kobieta uśmiecha się
i siada na Twoim miejscu. Nie masz w zamiarze go śledzić. Tylko po
prostu... masz ochotę na kawę, a... jedyny automat z kawą jest
akurat w pokoju odwiedzin. Więc... to ... przerwa. Siadasz przy
jednym ze stolików i nastrajasz słuch.
-... a co u twojej mamy, jak się ma? - zapytała staruszka,
westchnął
-Irma, ona umarła, byłaś na jej pogrzebie, pamiętasz?
-Oh, oh, taaak. Przepraszam skarbie. Nie chciałam Cię martwić,
wybacz starej pani jak ja. To może porozmawiamy o czymś miłym. Jak
twoje życie miłosne? - zaśmiał się
-Tak jak zawsze, a twoje?
-Miałam nadzieję, że o to zapytasz – krzesełko zaskrzypiało
pod nią – ponieważ jest o wiele ciekawsze niż twoje.
-Nie musisz mówić o szczegółach, powiedz po prostu czy
spotkałaś się z panem Bucknellem nim Cię tutaj przenieśli
-Hah! A żebyś wiedział!
-To dobrze. Cieszę się, że ci się udało.
-Mnie zawsze się udaje. Hej, a co u twojej mamy? Od dawna jej nie
widziałam. - Ta rozmowa nie była łatwa, nawet w słuchaniu.
Milczał przez chwilę.
-U niej wszystko dobrze. Tęskni za tobą.
-Oczywiście, że tęskni, jakże by inaczej. Uh... o czym to
mówiliśmy? - Twój kubeczek był już pusty. Zaspokojona została
Twoja ciekawość, pora wracać do pracy.
Już czas spać. Masz na sobie najbardziej znoszoną i
jednocześnie najwygodniejszą piżamę, już masz zamiar wejść pod
kołdrę kiedy ktoś puka do Twoich drzwi.
-Chwileczkę – krzyczysz zarzucając na ramiona szlafrok. Osoba
za drzwiami chyba Cię nie słyszała, bo walnęła w nie jeszcze
mocniej. Starając się nie potknąć o nic w ciemnym pokoju,
zapalasz światło w przedpokoju i podchodzisz do wejścia, zerkasz
przez judasza. Jerry.
-Zimno tu, wpuść mnie! - odzywa się. No tak, jasne. A czemu
nie. Z całą przyjemnością. Kiedy drzwi zostały otworzone,
zawahał się na chwilę. - Wchodź i czuj się jak u siebie w domu,
nalegam. - Popatrzył na Ciebie i wszedł, otwierając paczkę chleba
tostowego zaczął rozgaszczać się w Twojej kuchni. Po
przygotowaniu sobie przekąski bez słowa udał się na kanapę i
usiadł na niej. Coś było nie tak. Milczał i patrzył przed
siebie. Czasem się zaśmiał do myśli, ale tyle. Pociągasz nosem,
ah ten zapach.
-Schlałeś się koleś – mówisz.
-Hahaha. Jestem tutaj. U ciebie. Jem twoje jedzenie. Oh, rany, czy
to jagody?
-Truskawki.
-Kuuuuurwa, chciałem jagody.
-Truskawki nie są złe, co nie? Uh, patrz. Pomóc ci dojść do
mieszkania? - popatrzył na Ciebie, a potem na ziemię.
-Może masz rację, a może nie. Jesteś jak ja. Widziałem cię
dzisiaj. Stalkrze. - wzdychasz.
-Tylko tam jest automat z kawą.
-Ah tak.. - zmarszczył brwi – Pilnuj lepiej własnych spraw. A
ja swoich. Dobra.- praktycznie warknął wpychając do buzi tosty –
Gorące!
Wywracasz oczami.
-Przepraszam, że znam twój tajemniczo mroczny sekret, że jesteś
miły dla starszych pań – mówisz krzyżując ręce na piersi.
Siadasz obok niego, bardzo chcesz aby sobie poszedł, bo naprawdę
potrzebujesz iść już spać. Jednak, mimika jego twarzy znowu się
zmieniła, wyglądał na zakłopotanego, tak jak wtedy, kiedy się pierwszy
raz spotkaliście. - Dlaczego to robisz? Nikt nie jest naturalnie
chamski i nieznośny, więc dlaczego udajesz kogoś takiego? -
Wzruszył ramionami i zaśmiał się. To był... miły śmiech. Bez
ukrytego sarkazmu czy drwiny. Śmiał się tak samo jak wtedy do tej
pani.
-Mylisz się, ale, nie wiem. Zawsze taki jestem, kiedy nie udaje
mi się unikać innych – popatrzył na Ciebie badawczo – Czasem
chcę udowodnić sobie, że nikt nie chce być obok mnie
-To głupie, przestań.
-Mój Boże, już mi rozkazujesz? - warknął – Nie, znaczy się,
popatrz tylko na mnie. Jestem... no wiesz... - Pomachał swoimi
wiotkimi rączkami na boki
-Jerrym? - tupiesz nogą – Jerry, rany, obudź się! - film mu się
urwał. Pięknie. Wyciągasz poduszkę i koc z szafy.
Wstajesz wcześnie rano i przygotowujesz się do pracy z samego
rana. Przechodząc przez salon dostrzegasz go, siedzi na kanapie i
przeciera oczy.
-Kawy? - proponujesz
-Mmmn. Mmmhmmm – mruknął i opuścił powieki. Opierasz się o
ścianę czekając, aż woda się zagotuje. Zerkasz na niego przez
ramie, nagle odwraca wzrok. Zdajesz sobie sprawę, że spogląda na
Ciebie co chwilę.
Kubek kawy jaki został przez Ciebie zostawiony z rana, jest
pusty. Jesteś już po pracy. Nie ma śladu po Jerrym. Tylko notatka
na stole mówiąca o tym, że zostało mu podane złe hasło do wifi.
Niewyobrażalne. Podchodzisz do kosza, by wyrzucić papierek, ale
nagle dostrzegasz niewielką notkę na drugiej stronie.
Jerry [numer telefonu]
Dziękuję.
Chwytasz za komórkę.
-Hej, uh, może gdzieś razem wyskoczymy coś zjeść? Znam kilka
fajnych miejscówek. Dołączysz? - wstrzymujesz oddech – Jasne.
Dzięki.
-_-
OdpowiedzUsuńNo co :3
UsuńChcemy erotyki Yumi. Erotyki i ektokutasów :3
OdpowiedzUsuńMów za siebie, kejka? -_- Jak już mówiłam nie raz i nie raz pewnie będę powtarzać - blog mój i tłumaczę to co chcę. Ot i wszystko. O.
UsuńDzięki za tłumaczenie. One-shot bardzo fajny i spodobało mi się.
OdpowiedzUsuńCzasami taka przerwa od erotyki jest dobra, i muszę przyznać, że teraz inaczej patrzę na Jerrego.
Yumi, Życzę Ci też wesołych świąt!
Do usług i cieszę się, że się spodobało.
UsuńNo i Tobie też wesołych świąt!
Również myślę, że to bardzo miła odmiana :) Mi bardzo przyjemnie się czytało.
UsuńNie ma to jak randka z Jerrym...
OdpowiedzUsuń