26 grudnia 2016

Undertale: Te ciche momenty - Śmieszny Walenty [In These Quiet Moments - Funny Valentine - tłumaczenie PL]

autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry. Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem:
SPIS TREŚCI:

Styczeń stał się lutym. Zalegający śnieg na ulicach zamienił się w brudne kałuże, a z nieba padał deszcz. W tym miesiącu zdecydowanie bardziej wolałaś zostać w domu, ubrana w koc, z kubkiem herbaty przy boku i dobrą książką, albo jakimś filmem. Za każdym razem kiedy w tym okresie ktoś się Ciebie pytał o wyskoczenie gdzieś razem odpowiadałaś to samo „nie, dzięki”. Dodatkowym powodem dla którego nie lubiłaś lutego to czające się w połowie Walentynki. Odkąd pamiętasz, byłaś wtedy sama. To nie tak, że w przeszłości nie miałaś chłopaków, ale zrywali zazwyczaj przed tym świętem, więc nigdy jakoś nie było ono Twoim ulubionym. Już od pierwszego lutego witryny w sklepach przyozdobione były serduszkami w odcieniach różowego, jakoś więcej par na ulicach się pojawiało. Wolałaś się nie przewijać między nimi. Ale w tym roku miało być inaczej. Miałaś chłopaka. Po tych wszystkich miesiącach przeżywania i denerwowania się naprawdę chciałaś świętować. I nawet jeżeli Sans tylko uściśnie Ci dłoń nie będziesz płakać. Choć byłoby miło, gdyby sprawił Ci jakieś kwiaty... albo... coś.
Był poniedziałek, podeszłaś realistycznie do problemu Walentynek. I choć byłaś wewnętrznie zmieszana nie powiedziałaś o nich nic. Niech się skończą. Dzień jak co dzień. Ale może... może, jeżeli będziesz z Sansem w przyszłym roku przygotuje coś dla Ciebie. Kyle wypisywał już od tygodnia, zaplanował wielkie romantyczne święta, chciał ją zaskoczyć. No i jako Oficjalna Najlepsza Przyjaciółka, musiałaś pomóc mu praktycznie ze wszystkim, aby poszło jak chciał. To nie tak, że on nie wiedział, czasami jednak popadał w paranoiczny przesadyzm zwłaszcza jeżeli sprawa tyczyła się Jackie.
To czego się nie spodziewałaś to widok Papyrusa pukającego w Twoje drzwi wieczorem po pracy.
-Cześć! - powiedziałaś otwierając – Co tam?
-WITAJ PRZYJACIÓŁKO! MOGĘ WEJŚĆ? - zapytał, zrobiłaś krok do tyłu odpowiadając mu tym samym. Znalazł się w środku nadal ubrany w swój kucharski strój, usiadł na Twojej kanapie trzymając w rękach jakąś torbę – SERDECZNE DZIĘKI – usiadłaś obok niego i skrzyżowałaś nogi.
-Jak w pracy? - zerknęłaś na pakunek.
-RACZEJ DOBRZE! MIELIŚMY TYDZIEŃ PEŁEN ROBOTY! I TAK MIĘDZY TOBĄ, A MNĄ... - pochylił się robiąc minę jak dziecko zdradzające tajemnicę... bardzo głośno - ... LARRY POWIEDZIAŁ, ŻE SIĘ ZA MNĄ WSTAWI! MAM DOSTAĆ AWANS! WCZEŚNIEJ JEDNAK BĘDĘ MUSIAŁ UDAĆ SIĘ DO SZKOŁY GASTRONOMICZNEJ. CHCE NAMÓWIĆ FIRMĘ ABY MI JĄ OPŁACIŁA! - tupnął z zadowolenia, a Ty uderzyłaś się w policzki
-Kurwa mać! Papyrus! To cudownie! Kiedy się o tym dowiedziałeś? Mówiłeś już Sansowi? Łał! - Złapałaś za jego ręce. Przez przypadek kopnął w jeden z Twoich sztucznych kwiatków.
-PROSZĘ, NIE MÓW MU– mówił poważnie
-Co? Dlaczego? - puściłaś go. Zmarszczył lekko brwi.
-POWIEM MU, NIE MARTW SIĘ. JEDNAK OZNACZA TO TEŻ, ŻE BĘDĘ MUSIAŁ NA JAKIŚ CZAS WYJECHAĆ. SANS ZACZNIE SIĘ... BARDZO MARTWIĆ – westchnął ciężko. Pogładziłaś się po ramieniu. Wiedziałaś, że Twój chłopak był bardzo protekcyjny jeżeli chodzi o jego brata i ze wzajemnością – WOLĘ MIEĆ WSZYSTKO USTALONE, CHCĘ WIEDZIEĆ NA CZYM STOJĘ, BY PRZYJŚĆ DO NIEGO Z PEWNYMI INFORMACJAMI. CZUŁEM JEDNAK, ŻE POWINIENEM CI POWIEDZIEĆ BO TO DZIĘKI TOBIE MAM TĘ PRACĘ.
-Oh Papyrus. Ej. Obiecuję. Nie powiem mu – uniosłaś rękę do góry. Westchnął i oparł się o kanapę, biorąc torbę na kolana, otworzył ją i wyciągnął laptopa. - A więc przyszedłeś po coś jeszcze?
-JA... ERM... - zauważyłaś, że się rumieni – WIDZISZ, MAM PEWNE PROBLEMY Z PROGRAMEM I POMYŚLAŁEM, ŻE MOGŁABYŚ MI POMÓC. - zaczął nerwowo stukać palcem – NIE JESTEM ZAZNAJOMIONY Z TYMI RZECZAMI DO ROZMAWIANIA, NIE WIEM CO ZROBIĆ, STARAŁEM SIĘ ZNALEŹĆ..... NYEEEEEH.... MOJEGO PRZYJACIELA – Wyszczerzyłaś się i przysunęłaś się bliżej
-Oh? To ktoś wyjątkowy dla ciebie, Papyrus? - zapytałaś śmiejąc się cicho. Jego twarz była cała pomarańczowa, przyłożyłaś rękę do piersi – Na gwiazdy! Papyrus, ukrywałeś to przede mną?!
-NYEH HEH.. HEH HEH…TO TYLKO BARDZO DOBRY PRZYJACIEL, NA KTÓRYM ERM... BARDZO MI ZALEŻY – poluzował górne guziki swojej koszuli.
-Więc, w jakim programie starałeś się porozmawiać z tym swoim bardzo dobrym przyjacielem? - zapytałaś zerkając na laptopa, włączył go. Na pulpicie miał niewielki bałagan, a jako tapetę półmisek spaghetti. Oh Papyrus, nigdy się nie zmieni.
-SKAJPAJ? - zaczął rozglądać się za ikoną, znalazł ją i kliknął dwa razy. Skype. - AH TAK! BLISKO BYŁEM! RAUL POWIEDZIAŁ MI, ŻE MOGĘ ROZMAWIAĆ Z MOIM BARDZO DOBRYM PRZYJACIELEM NA DUŻE ODLEGŁOŚCI BEZ KORZYSTANIA Z TELEFONU. NIE BĘDZIE TEŻ KORZYSTAŁO Z MOICH MINUT W PAKIECIE, NO I BĘDZIEMY MOGLI SIĘ ZOBACZYĆ!
-To całkiem prosty program w użyciu – popatrzyłaś na niego – Więc w czym dokładnie potrzeba ci pomocy?
-NIE WIEM JAK ZROBIĆ, ABY ZACZĄŁ DZIAŁAĆ. WPISAŁEM JEGO IMIĘ I POJAWIŁO SIĘ TYSIĄCE OSÓB! NIE WIEM CO ROBIĆ – zmarszczył brwi
-Mogę zobaczyć? - wzięłaś laptop na kolana. Przytaknął i zaczął zerkać na Ciebie – Kogo chcesz dodać?
-EMM.... UHHH....
-Oh wykrztuś to z siebie Papyrus – wywróciłaś oczami
-METTATON! TO... TO METTATON. - powiedział bardzo zawstydzony. Przyglądałaś mu się przez chwilę.
-Mettaton? TEN Mettaton? Mettaton ratuje Gwiazdkę? Czterej Mettatonów i pies? Mettaton i Komnata Tajemnic? Niesamowity przypadek Mettatona? Mettaton z krainy OZ? Mettaton w krainie czarów? Ja Mettaton i ja? - wymieniałaś tytuły wszystkich strasznych filmów jakie wcześniej oglądałaś. Papyrus przytaknął – Twoim bardzo dobrym przyjacielem jest największa gwiazda Podziemia? Papyrus, ty psie, jak tego dokonałeś? - poruszałaś rytmicznie brwiami
-PSIE? NIE JESTEM PSEM! JESTEŚMY DOBRYMI PRZYJACIÓŁMI ODKĄD ZDAŁ SOBIE SPRAWĘ Z TEGO, ŻE BYŁEM PRZEWODNICZĄCYM JEGO FANKLUBU Z PODZIEMIA. WTEDY MIESZKALIŚMY W TYM SAMYM MIEŚCIE, WIELE CZASU ZE SOBĄ SPĘDZILIŚMY! - uśmiechnął się lekko – NIESTETY LOS NAS ROZDZIELIŁ, ALE DZIĘKI INTERNETOWI ZNOWU MOŻEMY SIĘ POŁĄCZYĆ!
-Dobra, a więc jeżeli wpiszę Mettaton... - mruknęłaś, iii nie, faktycznie, wyskoczyło wiele użytkowników – Jeeeezu, już wiem o czym mówiłeś. Znasz jego adres email?
-JEGO CO?
-Jego adres poczty internetowej, email. No wiesz. Coś jak: mettaton małpa yahoo kropka czy coś...
-JA... JA NIE MYŚLAŁEM O TYM – powiedział – MOMENT – wyciągnął telefon i zaczął pisać wiadomość. Poprawiłaś się w siedzeniu, zdałaś sobie sprawę z tego że nie ma innych znajomych na liście kontaktów. Wygląda na to, że pobrał program tylko po to by porozmawiać z robotem. Czekając na odpowiedź wpisywałaś przypadkowe hasła jakie wpadły Ci do głowy -OH MAM. WSPANIALYMETTATON NA GMAILU!
-Cudownie! Zobaczymy... - wpisałaś adres, wyskoczył tylko jeden kontakt – To on? - zapytałaś pokazując na avatar. Przedstawiał on coś co miało wyglądać jak ... noga. Papyrus przytaknął podekscytowany. Kliknęłaś. Po sekundzie dodałaś go i już zaczął wydzwaniać.
-OH! CO ROBIĆ? CO ROBIĆ? - zacisnął ręce w pięści. Podałaś mu laptopa na kolana i odsłoniłaś kamerkę.
-Chciałeś z nim pogadać, tak?
-TAK! OCZYWIŚCIE! - praktycznie wykrzyczał. Wyszczerzyłaś się i kliknęłaś „zaakceptuj”. Nagle z głośników dało się usłyszeć metaliczny głos.
-Skarbie!
-METTATON! - krzyknął – OH! SŁYSZYSZ MNIE DOBRZE?
-Tak złociutki. Bardzo głośno. Oh, tak się cieszę, że rozgryzłeś jak posługiwać się komputerem! - brzmiał trochę jak seksowna wersja syntezatora mowy Ivona
-PRZEPRASZAM! - nieco ściszył głos – WŁAŚCIWIE POPROSIŁEM O POMOC MOJĄ SĄSIADKĘ I NOWĄ NAJLEPSZĄ PRZYJACIÓŁKĘ, POWIEDZ CZEŚĆ! - odwrócił laptop w Twoją stronę, pomachałaś ręką. Mettaton siedział za biurkiem, i był... em... pudełkiem pełnym świecących guzików? Nie byłaś pewna, czy się na Ciebie patrzył, czy w ogóle mógł widzieć...
-Cześć! - uśmiechnęłaś się najmilej jak mogłaś – Papyrus trochę zabłądził bo nie mógł znaleźć cię w morzu fanów – robot zaczął się śmiać
-Ohoho! Stałem się całkiem popularny odkąd wyszliśmy na powierzchnię! Dziękuję, że pomogłaś mojemu kochanemu Papusiowi, jesteś cudowna – miałaś wrażenie, że Ci mrugnął
-Bez problemu. Papyrus jest kochany – szkielet rumienił się. Pomachałaś na pożegnanie i podniosłaś się – Możesz porozmawiać z nim tutaj, jeżeli chcesz, albo wrócić. Internet powinien mieć tam zasięg
-MOGĘ ZOSTAĆ? - zapytał podnosząc na Ciebie głowę. Wzruszyłaś ramionami
-Jasne, herbaty?
-MASZ MOŻE MLEKO?
-Tak, zaraz ci dam szklankę – prawie zapomniałaś, że Papyrus nie był fanem herbaty. Weszłaś do kuchni i chwyciłaś za naczynie wypełniając je mlekiem, jednocześnie napełniłaś czajnik wodą i postawiłaś go na palniku. Papyrus już był w innym świecie rozmawiając z robotem, podeszłaś do niego i bez słowa położyłaś mleko obok niego. Prawie nie zauważył, że się pojawiłaś. Stanęłaś w progu między kuchnią, a pokojem obserwując go w milczeniu, czekając aż woda się zagotuje. Nie podsłuchiwałaś, nie chciałaś, po prostu z trudem do Ciebie docierało to, że szkielet był w związku. Po zrobieniu sobie wielkiego kubka herbaty i dodaniu do niego cukru poszłaś na balkon z książką. Zerknęłaś na Papyrusa, który odprowadził Cię wzrokiem, grzecznie zamknęłaś drzwi za sobą dając mu trochę prywatności. Od dawna nie miałaś czasu na czytanie. Włączyłaś światełka i usiadłaś na krzesełku, otworzyłaś książkę tam gdzie wcześniej skończyłaś: troje wampirów wysokiego rodu musiało stawić czoła grupce łowców obdarzonych super mocami. W naprawdę dobrej części fabuły... Twój telefon się odezwał. To był Sans.

Sans: cześć tygrysie, co robisz?

Ty: Nic takiego, czytam sobie. Wpadniesz na posiedzenie Klubu Książki?

Sans: pracuję do późna, nie dam rady

Sans: ale wpadasz na noc do mnie?

Ty: Jasne! Pracujesz do późna, czy PÓŹNA późna?

Sans: do późna, powiedz papyrusowi aby zjadł kolację beze mnie

Ty: Nie ma sprawy, powiem ;)

Po odstawieniu telefonu wychyliłaś się. Młodszy brat nadal rozmawiał wyraźnie zadowolony. Poprawiłaś się w siedzeniu i wróciłaś do książki. Po jakichś dwóch godzinach zdałaś sobie sprawę, że Twój gość usnął na kanapie. Rozmowa na Skype była zakończona, nie wiesz dokładnie kiedy to miało miejsce. Biedaczysko, pomyślałaś. Wyłączyłaś światła i weszłaś do środka, delikatnie szturchając go w ramię.
-Ej, Papyrus? Papyrus, obudź się. - starałaś się go wybudzić. Warknął lekko i powoli otworzył oczy.
-HM? O NIE! MUSIAŁEM USNĄĆ! - popatrzył na monitor w przerażeniu – KURKA WODNA, MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE JEST NA MNIE ZŁY! TO BYŁO NIEGRZECZNE Z MOJEJ STRONY! - Zerknęłaś na logo programu i zobaczyłaś, że Mettaton wysłał wiadomość.
-Jest dobrze, patrz. Zobaczył, że usnąłeś, wysłał Ci wiadomość tutaj – pokazałaś na ikonę – Rozumie, więc się nie martw.
-BOŻE, BAŁEM SIĘ ŻE MÓGŁ POMYŚLEĆ IŻ NIE JESTEM ZAINTERESOWANY, A JA PO PROSTU BYŁEM ZMĘCZONY PO PRACY – uniósł brwi. Zamknął komputer i popatrzył na Ciebie – DZIĘKUJĘ ZA POMOC PRZYJACIÓŁKO, JESTEM CI BARDZO WDZIĘCZNY
-Bez problemu – uśmiechnęłaś się – No i nie wiedziałam, że mam chłopaka czy coś.
-C-CHŁOPAKA? - przyłożył laptop do klatki piersiowej jak tarczę – J-JA NIE ... NIE WIEM O CZYM... CÓŻ... JA.... ERM..
-Oh błagam, nie jestem kretynką – wyszczerzyłaś się. Papyrus powoli odstawił laptop na bok
-.... TAK, TO PRAWDA, ALE... ZNACZY SIĘ.... NIE WIEM CZY ON JEST MOIM.... CHŁOPAKIEM
-Umawiacie się na randki?
-ZWIĄZEK NA ODLEGŁOŚĆ, TAK – westchnął – DOBRA, TO JEST MÓJ CHŁOPAK
-To cudownie! Dlaczego ty albo Sans o tym nie wspomnieliście? - Zapytałaś siadając obiema nogami na kanapie. PZesztywniał trochę jak usłyszał imię brata.
-SANS.... SANS NIE POCHWALA TEGO. WIĘC WOLAŁBYM O TYM NIE WSPOMINAĆ.... JEŻELI NIE MASZ NIC PRZECIWKO – szepnął konspiracyjnie. Zmarszczyłaś brwi, dlaczego Sansowi to się nie podoba? No i oczywiście, nie lubiłaś mieć sekretów przed Sansem, ale przytaknęłaś.
-Nic nie powiem, ale jeżeli zapyta... nie chcę go okłamywać.
-PO PROSTU POWIEDZ MU JAKIŚ KAWAŁ! LUBI KAWAŁY! - zaproponował. Zaśmiałaś się.
-A skoro o nim mowa, powiedział że późno wróci z roboty więc możesz zjeść kolację sam – zamyśliłaś się – Ale widzę, że jesteś zmęczony, może zamówimy chińszczyznę?
-O TAK! LUBIĘ ICH MAKARON! - odparł entuzjastycznie. Wyszczerzyłaś się i zabrałaś pustą szklankę oraz swój kubek.
-Dobra, to do zobaczenia u ciebie za jakieś pół godziny? Wezmę prysznic, poproszę też aby nie śpieszyli się z dostawą.
-BRZMI FANTASTYCZNIE – schował komputer do torby – PRYSZNIC TO CUDOWNY POMYSŁ! - Nigdy nie zastanawiałaś się nad tym, oczywiście Sans mówił Ci że się myje i takie tam, ale nadal ten obrazek jakoś był trudny do wyobrażenia.
-Super, do potem! - mruknęłaś do niego. Wyszedł zamykając za sobą drzwi. Szkielety mają gąbkę? Czy wolą myjkę? Płyn do kąpieli? Mydło? Szampon? A może wystarczy tylko ciepła woda? Już wiesz jakimi pytaniami zalejesz Sansa dzisiejszego wieczora, jeżeli nie będzie zbyt zmęczony. Po kąpieli poszłaś do domu KościoBraci, czując się znacznie lepiej. Wasze zamówienie będzie za chwilę. Papyrus też był już po, nosił na sobie luźne spodenki i wyciągniętą koszulę z napisem „SPOKO KOLO” no i rozkosznie puchate papucie. Nadal się zastanawiałaś jak ich ciała w ogóle działają, wtedy zadzwonił dzwonek.
-JA OTWORZĘ! - krzyknął wstając z siedzenia. Rozsiadłaś się wygodniej, już zapłaciłaś online wiedząc, że szkielet będzie chciał się tym zająć. Czekałaś aż do Ciebie wróci – MASZ ŚWIADOMOŚĆ TEGO, ŻE ODDAM CI PIENIĄDZE PRZED TWOIM WYJŚCIEM?
-Zamknij się i jedz – chwyciłaś za kubeczek z wołowiną. Zaśmiał się lekko i usiadł obok. Zamówiliście też dodatkową porcję, dla Sansa jak wróci z pracy. Po posiłku usadziliście się na kanapie. Położyłaś nogi na jego kolanach uwalając się wygodnie. - Więc dawaj, powiedz mi wszyyyyystko o Mettatonie! - popatrzył na Ciebie wyraźnie poddenerwowany. Wywróciłaś oczami – Nie uciekniesz od tego. Od jak dawna jesteście razem? Muszę to wiedzieć!
-CÓŻ, WIDZISZ... - zaczął zastanawiać się nad słowami – CHODZIMY ZE SOBĄ OD ... DWÓCH LAT.
-Łoł! Jakim cudem nic nie wiedziałam? Albo Sans? Czy ktokolwiek wie?
-NIE, CÓŻ, TAK, TORIEL WIE, NO I UNDYNE I ALPHYS I ASGOR, FRISK TEŻ MA TĘ ŚWIADOMOŚĆ NO I MOŻE... GRILLBY? ALE ON I TAK NIE MÓWI ZA WIELE. NO I CHYBA KIEDYŚ WSPOMNIAŁEM O TYM KYLE, KIEDY ZA DUŻO SIĘ NAPILIŚMY SOKU WINOGRONOWEGO – zaczęłaś się śmiać.
-Dlaczego ukrywasz to przed Sansem? - zapytałaś – Oboje jesteście przecież dorośli. Myślę że da radę znieść prawdę.
-SANS NIE LUBI METTATONA, UWAŻA ŻE ZALEŻY MU TYLKO NA SŁAWIE NO I WYDAJE MI SIĘ, ŻE PO PROSTU ZA NIM NIE PRZEPADA. NIGDY NIE BYŁ NA ŻADNYM JEGO PRZEDSTAWIENIU ANI NIC, NAWET JAK BYŁEM LIDEREM KLUBU.
-A co z tym klubem?
-TAK JAK MÓWIŁEM, PRZEZ NIEGO SIĘ POZNALIŚMY. BYŁEM JEGO NAJWIĘKSZYM FANEM ALE DOPIERO NA POWIERZCHNI MOGŁEM SIĘ Z NIM SPOTKAĆ OSOBIŚCIE, STALIŚMY SIĘ BARDZO DOBRYMI PRZYJACIÓŁMI, POMOGŁEM MU Z JEGO KONCERTAMI, NIM SIĘ ZORIENTOWAŁEM SPĘDZALIŚMY ZE SOBĄ WIĘCEJ CZASU, A POTEM ROZMAWIALIŚMY PRZEZ TELEFON NO I .. - zaczął się bardzo rumienić, zasłonił twarz dłońmi. Zachichotałaś .
-To brzmi bajecznie, szczerze. I słodko! Oh Papyrus. Jestem taka zadowolona – uśmiechnęłaś się od ucha do ucha. Nawet nie starałaś się wyobrazić sobie, czy wchodzić w szczegóły jak szkielet i robot... ten tego, doszłaś do wniosku, że niektóre pytania najlepiej pozostawić bez odpowiedzi.
-JA TEŻ! ALE NIE UKRYWAM, ŻE JESTEM ZADOWOLONY, ŻE TY JESTEŚ – ścisnął Twoją nogę – MOŻE POMOŻESZ MI Z PLANAMI NA WALENTYNKI? - Ah, a więc potwory wiedzą o tym święcie.
-Eh, nie jestem dobra w dawaniu porad, ale mogę spróbować! - powiedziałaś – W Podziemiu też je mieliście?
-NIE! METTATON WSPOMNIAŁ O NICH ROK TEMU KIEDY BYŁ NA MNIE ZŁY ZA TO, ŻE ICH NIE ŚWIĘTOWAŁEM! WIĘC CHCĘ MIEĆ PEWNOŚĆ, ZE W TYM ROKU ODROBIĘ ZALEGŁOŚCI! - pogładził się po brodzie – CHCIAŁEM ZAPROSIĆ GO NA ROMANTYCZNĄ KOLACJĘ, ALE ON NIE JE, NIE WSPOMINAJĄC O TYM, ŻE NIE BĘDZIE GO TUTAJ.
-Czy on... lubi... kwiaty? - zapytałaś nie wiedząc dokładnie co powiedzieć.
-LUBI! MAM DLA NIEGO JUŻ JAKIEŚ! ALE CZUJĘ ŻE POWINIENEM DAĆ COŚ JESZCZE!
-Nie znam go za dobrze, więc nie wiem co poradzić. Większość tego co mnie zadowala dotyczy jedzenia – zaśmiałaś się.
-BYŁABYŚ FANTASTYCZNĄ WALENTYNKĄ! - popatrzył na Ciebie zaciekawiony – CZY TY I MÓJ BRAT COŚ PLANUJECIE? - wzruszyłaś ramionami
-Nie mam zielonego pojęcia, nie rozmawialiśmy na ten temat. Nigdy wcześniej ich nie obchodziłam, więc.. - Odwróciłaś wzrok na bok. Nawet jeżeli teraz masz chłopaka, samotność minionych lat dawała się odczuć.
-CO ZA SZKODA! NIE ROZUMIEM DLACZEGO TAKA ATRAKCYJNA, MŁODA PANIENKA JAK TY NIE ŚWIĘTOWAŁA CO ROKU! BĘDĘ MUSIAŁ POGADAĆ Z MOIM BRATEM! NYEH HEH!
-Nie! Nie, nie kłopocz się. Jeżeli chce coś zrobić, to niech zrobi to po swojemu. Nie jestem jakoś... eh... za całą tą otoczką, wiesz?
-DOMYŚLAM SIĘ – zmarszczył brwi – DAJ ZNAĆ JAK ZMIENISZ ZDANIE, MÓJ BRAT NIE JEST ZBYT ROMANTYCZNYM TYPEM – Zaśmiałaś się, zastanawiając jak dobrze ci dwaj się znają.
-Oczywiście. Wiesz co? Może przez wzgląd na twojego chłopaka zobaczymy jakiś jego.. okropnie... genialny film? Póki Sans nie wróci. - zaproponowałaś. Papyrus przytaknął zachwycony i zabrał Twoje nogi na bok by włączyć jakieś nagranie. Chrystusie Panie, Mettaton i rycerze okrągłego stołu. Ten nie był tak strasznie zły. Pogładziłaś się po karku i nagle zdałaś sobie sprawę z jednego.
-Ej, a gdzie Undyne i Alphys? - coś za cicho było.
-POSZŁY SPOTKAĆ SIĘ ZE ZNAJOMYMI – włączył DVD – I Z TEGO CO WIEM NIE ZDĄŻYŁY NA OSTATKI BUS WIĘC MUSZĄ U NICH PRZENOCOWAĆ
-Rozumiem – zerknęłaś na telefon. Było blisko dziesiątej, o której ten Sans miał zamiar wrócić? Rozsiadłaś się wygodnie na kanapie – Dobra, zaczynajmy. - Po niedługim czasie usnęłaś. Może i Papyrus był w fanklubie, ale Ty zdecydowanie nie. Obudziłaś się w ciemnym pokoju, okryta kocem, a obok Ciebie drzemał Sans, ubrany nadal w swój strój z Szybko i Świeżo. Zerknęłaś na telefon, za piętnaście druga. Nie byłaś dokładnie pewna kiedy wrócił do domu. Podniosłaś się by pogładzić go po czaszce. Mruknął, niewielkie światełka w jego oczodołach się pojawiły.
-Cześć – uśmiechnęłaś się lekko
-cześć – mruknął zaspany
-Idziemy do łóżka? - przytaknął lecz zamiast tego oplótł się dookoła Ciebie ramionami wtulając się w Twoje ciało jeszcze bardziej. Początkowo chciałaś zaprotestować, ale po chwili przywykłaś. Objęłaś go i przysunęłaś jego głowę do swojej klatki piersiowej wracając do snu.

Choć bardzo chciałaś, nie mogłaś przejść obojętnie obojętnie obok tego święta. Tabunami przyciągali ludzie kupując ekskluzywne wina jako prezenty, była kupa roboty. Piotrek musiał pojawić się wcześniej aby Ci pomóc, ponieważ sama nie dawałaś rady. Plusem tego wszystkiego było to, że wina jakie zakupił od prywaciarzy sprzedały się jak marzenie. No i nastał ten sądny dzień. Poniedziałek. Już późne popołudnie, a Sans nadal cicho. Część Ciebie była zawiedziona, nawet zła, jednak miałaś świadomość tego, że nie powinnaś, bo przecież nic o tym nie mówiłaś. Ciężko westchnęłaś, kiedy wszedł Piotrek, nie podbiegłaś do niego tak jak zazwyczaj na przywitanie.
-Dzieciaku, coś cię trapi? - zapytał ściągając szalik. Wzruszyłaś ramionami
-Nic. Nie lubię Walentynek – mruknęłaś. Poklepał Cię po plecach.
-Ja też, biżuteria jest droga – zaśmiał się. Wywróciłaś oczami.
-A od jak dawna jesteś żonaty? - zapytałaś odsuwając krzesełko pod ścianę. Piotrek popatrzył na sufit starając sobie przypomnieć cyfrę.
-Mmmm, jakieś dwadzieścia dwa lata? Brzmi jak wieczność, a wydaje mi się że to było zaledwie wczoraj – uśmiechnął się lekko.
-Słodko – chwyciłaś za kurtkę
-Heh. A ty dlaczego nie lubisz tego święta? - zapytał - Masz już chłopaka, co nie? - Zamarłaś. Nic mu nie mówiłaś na ten temat, tym bardziej o Sansie. Poczułaś jak po plecach spływa Ci kropla potu i zaśmiałaś się nerwowo.
-Chłopak? Co? Kto powiedział, że mam chłopaka? - nigdy nie byłaś dobra w kłamaniu. Piotrek skrzyżował ręce na piersi mierząc Cię bacznym wzrokiem.
-______, błagam. Jesteś w skowronkach od Sylwestra. Przychodzisz wcześnie do pracy, a nie zawsze ci się to udawało, chodzisz z głową w chmurach od ponad miesiąca. Nie wstydź się, kim jest ten szczęściarz? - zapytał unosząc brwi. Przygryzłaś wargi. Mózg dał Ci się abyś coś szybko wymyśliła, wiedziałaś że Piotrek nie był fanem potworów.
-Po prostu... ktoś – popatrzyłaś na swoje buty, kopnęłaś nogą w powietrzu. Piotrek westchnął i wzruszył ramionami
-Póki jesteś szczęśliwa... - poklepał Cię po ramieniu. Uśmiechnęłaś się słabo podnosząc na niego wzrok – A jeżeli złamie ci serce, ja pogruchotam mu nogi – zaśmialiście się.
-Dzięki, Piotrusiu. Myślę, że tego nie zrobi, jest naprawdę dobrym kolesiem – starałaś się nie powiedzieć za wiele. Piotr był jak Twój nieoficjalny, drugi tatuś. Wiedział kiedy nie czułaś się najlepiej, pomagał, doradzał, kilka razy kupił Ci jedzenie jak zapomniałaś wziąć coś do pracy. Jakaś część Ciebie czuła się źle, że nie mówisz mu prawdy, ale jednocześnie nie chciałaś aby zaczął gadać Ci o randkach i potworach i takich tam.
-Zauważyłem, że masz dobry smak, znasz się na winach to znacz się na mężczyznach – zaśmiał się – Mam nadzieję, że planuje dla ciebie coś miłego dzisiaj.
-Przekonamy się – wsadziłaś czapkę na głowę – jak mówiłam, nie jestem wielkim fanem tego święta, więc nic się nie stanie. - Usłyszałaś dzwonek. Byłaś na zapleczu. O niczym innym nie marzyłaś jak gorący prysznic i jakiś film. Zamarłaś, kiedy usłyszałaś znajomy niski ton głosu. Wystawiłaś głowę. To Sans, witał się z Piotrkiem.
-Cześć! Sans! - krzyknęłaś. Piotrek gapił się na niego z kamienną twarzą, zaś Sans narzucił na siebie swój zwyczajny leniwy uśmiech – Co tutaj robisz?
-nie dostałaś moich smsów? - zapytał patrząc na Ciebie. Zmarszczyłaś brwi i wyciągnęłaś telefon z kieszeni. Kurwa mać. Pięć.
-Cóż, dostałam po prostu nie wiem dlaczego, ale ich nie przeczytałam. Cholera, przepraszam. Co jest? - podeszłaś do niego i już miałaś pocałować, kiedy zatrzymałaś się w pół gestu i zaczęłaś nerwowo poprawiać kurtkę. Sans popatrzył na Ciebie, zmieszany przez moment, a potem zerknął na Piotrka i znowu na Ciebie.
-nic, zastanawiałem się czy towarzyszyć ci w drodze do domu – wsadził ręce głębiej do kieszeni, miałaś wrażenie, że zaciska je w pięści – jak minął dzień panie dupont?
-Dobrze – odpowiedział Piotrek – Miło, że odprowadzasz ją do domu – Sans wzruszył ramionami
-od czego są sąsiedzi? - zapytał zaznaczając słowo „sąsiad” najbardziej jak mógł. Piotrek wyraźnie się rozluźnił. Chciałaś szybko stamtąd wyjść, czułaś się naprawdę niekomfortowo.
-Dobra, do jutra Piotrek! - pomachałaś mu
-Opowiesz mi jak minęła twoja gorąca randka z chłopakiem! - powiedział wymownie patrząc się na Sansa. Temu nawet brew nie drgnęła, praktycznie wyskoczyłaś z pomieszczenia. W milczeniu szliście dość szybko, znaczy się to Ty zasuwałaś jakbyś miała motorek w dupie. Dopiero po chwili, kiedy uznałaś, że jesteście już dość daleko, zatrzymałaś się i popatrzyłaś na Sansa.
-Kurwa! Przepraszam – czułaś się tak strasznie źle. Sans wzruszył lekko ramionami
-spokojnie, normalnie coś bym powiedział ale to twój szef i nie chcę abyś miała jakieś kłopoty – szturchnął Cię lekko - co z tą gorącą randką?
-Oh! - pocałowałaś go szybko w czaszkę i wzruszyłaś ramionami wznawiając spacer – Piotrek odkrył to, że się z kimś umawiam.
-tak? jak?
-Jestem... szczęśliwa – odpowiedziałaś po prostu. Poczułaś jak jego ręka znalazła Twoją i ścisnęła ją lekko. Uśmiechnęłaś się – No i myślał, że gdzieś dzisiaj wychodzę, bo wiesz są Walentynki i takie tam gówna. Nie tak, jakbyśmy wychodzili! O niczym przecież nie mówiłam.
-to się właśnie dzieje, kiedy nie czytasz wiadomości ode mnie – zaśmiał się.
-Co? - popatrzyłaś na niego
-znaczy się, to nie będzie „gorąca randka”, nie nazwałbym jej tak, ale chciałbym cię gdzieś zabrać, jeżeli chcesz – popatrzył na Ciebie. Poczułaś jak się lekko rumienisz, wyraźnie zawstydzona
-Jasne. Nie wiedziałam, że wiesz o Walentynkach - mruknęłaś
-a jak miałbym nie wiedzieć? pracuję w sklepie, od dwóch tygodni jest udekorowany aniołkami, sercami i innym chujostwem – zaśmiał się. Pacnęłaś się otwartą dłonią w czoło, o tym nie pomyślałaś! - w każdym razie, to co powiem zabrzmi dziwnie, ale ... czeka nas długa podróż, jesteś na to gotowa?
-Długa podróż? Jutro rano muszę iść do pracy. - zmarszczyłaś brwi. Sans mrugnął do Ciebie
-znam skrót – poczułaś się jak głupia – to miejsce jest dalej niż przywykłaś, możemy sobie odpuścić jeżeli nie chcesz...
-Nie! Nie, chcę! - chwyciłaś go za dłoń, a potem delikatnie pocałowałaś w zęby – Pójdę wszędzie tam gdzie ty. - Zamarł na chwilę, poczułaś jak jego wyraz twarzy jakby zmiękł, a oczy powoli zaczynały migotać jaśniej, jak gwiazdy. Musiał wypuścić powietrze ciężej przez nos.
-nawet na koniec świata? - zaśmiał się
-Świat nie ma końca, pusty łbie – szturchnęłaś go lekko
-to może na ten moment pójdziesz za mną do mojego mieszkania, muszę coś zabrać, i wyruszamy w drogę? - zapytał. Przytaknęłaś mrucząc z radości. Nigdy wcześniej nie byłaś na randce niespodziance! Nie mówiąc już o Walentynkach, oczywiście.
-Więc nie zabierasz mnie nigdzie na kolację, podoba mi się – Zrównaliście się, za wami słońce zachodziło między budynkami – Dzisiaj będą tłumy
-heh, poprosiłem papyrusa aby nam coś zrobił – powiedział – co nie jest spaghetti – dodał szybko. Zaśmialiście się, chwyciłaś go pod ramię przybliżając się do niego. Czułaś się szczęśliwa, tak łatwo teraz przychodziło do Ciebie to uczucie. Spacery z kościotrupem były takie normalne, przyjemne. Ścisnęłaś jego rękę i uśmiechnęłaś się do siebie, sama byłaś pod wrażeniem, jak bardzo zależało Ci na tym dziwnym, kościanym, facecie. Stanęliście na klatce schodowej. Puknął Cię lekko.
-zaraz wracam, daj chwilę – wszedł do mieszkania i po minucie wyszedł z plecakiem i dwoma butelkami piwa.
-Ohh to za mało aby mnie upić, wiesz? - zaśmiałaś się.
-to... uh... to piwo jakie kupiłem ci pierwszy raz, to które ci tak smakowało – jego twarz zrobiła się niebieska. Wzięłaś głębszy wdech zaskoczona, on pamięta takie szczegóły. Wyszczerzył się i zamknął za sobą drzwi. Potem objął Cię. W tej chwili poczułaś się jak ostatnia dupa wołowa, Ty dla niego nic nie zrobiłaś. Miałaś nadzieję, że te całe święta miną tak jak zawsze no i oto Sans, zaplanował coś do jedzenia, kupił te piwa, no i zabiera Cię gdzieś i ...
-Sans.. - zaczęłaś, popatrzył na Ciebie
-to będzie długa wycieczka, jasne? chcę abyś skupiła się na mnie i nie patrzyła na boki, dobra? tylko dlatego, że pewnie jak to zrobisz to wszystko orzygasz. - Zaśmiał się, warknęłaś.
-Wszystko co miałam wyrzygać przed tobą, już wyrzygałam i mam dość na całe życie. Nie będę się rozglądać, postaram się, no i lubię na ciebie patrzeć – Starałaś się się zrobić z tego kawał, ale jego twarz wyglądała poważniej niż zazwyczaj. Zaczynałaś się stresować.
-dobra, trzymaj się, zgoda? - objął Cię naprawdę mocno. Poczułaś ucisk w brzuchu, jakbyś była na małej łódce dryfującej przez wzburzone morze. Gwiazdy przemknęły Ci przed oczami. Zrobiliście zaledwie dwa kroki, podniosłaś wzrok aby zobaczyć twarz Sansa, wpatrywał się w drogę przed wami. Zaciekawiona odwróciłaś spojrzenie w tamtym kierunku.... i to był błąd. Mozaika barw, kolorów, mknących w różnych kierunkach, skaczących przed wami... tego było za wiele. Poczułaś jak żołądek nagle chce pozbyć się tej smacznej kanapki jaką zjadłaś w trakcie przerwy obiadowej i resztką sił go powstrzymałaś. Jeszcze jeden krok i głęboki wdech. Nagle byliście w nieznanym Ci miejscu, ciemnym i zimnym. Zakręciło Ci się w głowie i przed upadkiem ochroniła Cię jedynie jakaś skała.
-cholera! nic ci nie jest?- zapytał podchodząc do Ciebie szybko. Przytaknęłaś, starając się szybko odzyskać siły.
-Tak, odwróciłam wzrok, przepraszam. Nie martw się. Nie będę rzygać. Jezusie... - potrząsnęłaś głową kilka razy, dopiero potem zaczęłaś się rozglądać – Gdzie jesteśmy?
-gdzieś gdzie jest dość prywatnie, nikt nie ma tutaj rezerwacji – powiedział patrząc na Ciebie badawczo. Wyprostowałaś się i zaczęłaś się rozglądać z uśmiechem
-Jest fajnie. - otoczenie było naprawdę ciemne. Tak jakbyście znaleźli się na innej planecie. Ściany wyglądały jak stare, zimne i mokre skały. Popatrzyłaś na Sansa zmieszana
-tędy – powiedział łapiąc Cię za dłoń. Ścisnęłaś ją i poszłaś za nim. Prowadził Cię korytarzem, mogłaś poczuć charakterystyczny zapach wody i kamienia. Nie miałaś zielonego pojęcia gdzie Cię ciągnie. Chciałaś się zapytać, ale wyglądało na to, że chciał szybko znaleźć się na miejscu. Po chwili zatrzymał się i odwrócił do Ciebie – um, to zabrzmi głupio, ale czy możesz zamknąć oczy? - Uśmiechnęłaś się głupkowato
-Sans, wiesz, ze teraz jesteś rozkoszny? Oczywiście, że to zrobię. Tylko proszę nie wrzucaj mnie do jakiejś ciemnej dziury, albo nie morduj, dobra?
-cholera, mój plan został odkryty – zaśmiał się. Zrobiłaś to co chciał i poczułaś, że macha Ci przed twarzą, pewnie sprawdza czy faktycznie nic nie widzisz. Zaśmiałaś się. Znowu Cię gdzieś zaczął prowadzić, powoli i ostrożnie. To była zdecydowanie najdziwniejsza rzecz jaką kiedykolwiek robiłaś. Po jakiejś minucie, znowu się zatrzymaliście. Poczułaś jak Cię puszcza. Skrzyżowałaś ręce na piersi.
-Mogę otworzyć?
-tak, teraz tak. - kiedy to zrobiłaś zamarłaś. Stałaś w czymś co było małą jaskinią, gdzieś obok wodospadu. Niedaleko połyskiwało na niebiesko małe jeziorko. Małe świecące, błękitne kwiaty rosły to tu to tam. Jednak żadne słowa nie opiszą tego, jak było tam pięknie. Woda leniwie się przesuwała, kamienie świeciły dziwnym światłem przypominając na sklepieniu nocne niebo. Nie mogłaś poradzić nic na to, że po policzkach zaczęły ciec Ci łzy. To o tym miejscu mówił w planetarium. Właśnie oglądasz jego gwiazdy. Przeniosłaś na niego wzrok, nie wiedziałaś co powiedzieć. Przyglądał Ci się z uwagą, jego oczy migotały przytłumionym światłem. - i jak? - zapytał cicho
-Sans... tu jest... pięknie – zaczęłaś się rozglądać. Nie mogłaś uwierzyć jak jest tutaj wspaniale. Stalagmity, stalaktyty, nigdy ich nie rozróżniałaś, ale tutaj były. To światło, zapach, otoczenie, kwiaty. Poczułaś jak Sans podchodzi o Ciebie i chwyta Cię za dłoń. Ścisnęłaś ją mocno patrząc na niego czule. - Czy my... czy my naprawdę jesteśmy w Podziemiu?
-tak, stąd pochodzę – uśmiechnął się lekko – pokazałaś mi tak wiele, więc chciałem też ci coś pokazać
-Boże, Sans. Nie mogę uwierzyć... Znaczy się, jest cudownie. Ale nie musiałeś robić czegoś takiego. Jak się czujesz? Nie zraniłeś się? - zapytałaś zamieszana. Sans zamrugał kilka razy, a potem się zaśmiał.
-nie, nic mi nie jest, nie było aż tak daleko, mówię poważnie, chodź, pokażę ci moje ulubione miejsce – poprawił plecak i zaczął iść. Podreptałaś za nim, starając się nie otwierać za bardzo ust kiedy rozglądałaś się dookoła. Byłaś absolutnie zaabsorbowana otoczeniem. Zastanawiałaś się, skąd pochodzi ta dziwna niebieska poświata. Potknęłaś się o ścianę, lecz nie upadłaś. Zatrzymał się i popatrzył na Ciebie upewniając się, że nic Ci się nie stało. Po pięciu minutach byliście na miejscu. Ściągnął plecak, wyciągnął z niego koc i rozłożył go. Przystawiłaś dłoń do serca. Czy on był poważny? Już samo otoczenie było dość romantyczne. Wiesz co? Nie jesteś dupą wołową, jesteś kozim odbytem! Usiadł i poklepał miejsce obok siebie. Zaczął wyciągać to co jego brat dla was przygotował. Usiadłaś zerkając co tam ma ciekawego... dwa hotdogi. Mimowolnie warknęłaś, ale nie mogłaś się powstrzymać od śmiechu. - no co? - zapytał grzebiąc za butelką keczupu – papyrus sam to zrobił, chcę abyś miała to na względzie – podał jedzenie. Wywróciłaś oczami i wzięłaś swoją porcję.
-A więc tak chcesz mnie nakłonić do keczupu, huh? - zaśmiał się lekko, pozwoliłaś aby Ci go nałożył – Szczwany drań. No i z piwem to będzie pycha.
-nom – powiedział otwierając butelki i jedną podał Tobie. W tym momencie czułaś się tak bardzo kochana, że nie mogłaś w to uwierzyć.
-Kurwa, Sans, tak mi przykro, ja dla ciebie nic nie mam. Myślałam, że nasza rozmowa będzie w stylu, że powiem „Haha, znowu to głupie święto, ludzie są dziwni, co nie?” a ty mi na to odpowiesz „taaa, haaa, ci ludzie”
-po pierwsze, ja tak nie mówię – wskazał na Ciebie swoją butelką – a po drugie, już mi coś dałaś
-Co?
-szczęście, jestem szczęśliwy każdego dnia – uśmiechnął się. Zarumieniłaś się, a potem zaśmiałaś.
-Cóż, odpłacę ci z nawiązką w twoje urodziny albo na Gwiazdkę – powiedziałaś. Uniósł brwi wyraźnie zaskoczony
-łoooł, spokojnie, hej, to tylko takie święto, co? - zaśmiał się drapiąc się jednocześnie po tyle głowy – znaczy się wiesz co mam na myśli
-Tak, wiem – uśmiechnęłaś się i podciągnęłaś nogi pod brodę – Ale nigdy wcześniej go nie obchodziłam
-nie? - zapytał starając się nie zakrztusić piwem – tu mnie zaskoczyłaś, myślałem że któryś z twoich chłopaków zorganizował coś kiedyś – zaśmiałaś się słabo
-Nie. Rok w rok byłam singlem w Walentynki. To jakaś klątwa, czy coś. - oparłaś brodę o ramię – Nawet jak chodziłam z jakimś typem, zrywaliśmy ze sobą w styczniu, czasem nawet wracaliśmy do siebie w marcu! - wzięłaś większego gryza hotdoga i przeżuwałaś przez chwilę – Ej, smaczne!
-mówiłem – on już swojego zjadł. Przyglądał Ci się czule – a więc wygląda na to, że jako pierwszy jestem z tobą na walentynkowej randce, co?
-Tak – podniosłaś wzrok na sklepienie przyglądając się losowo wybranej „gwieździe” - Nadal mi przykro za wcześniej. Powinnam coś powiedzieć Piotrkowi.
-nie martw się tym, tygrysie – mrugnął do Ciebie. Zmarszczyłaś brwi. Wziął łyka swojego piwa – słuchaj, tak jak powiedziałem: jeżeli to byłby ktoś inny, powiedziałbym coś, sama zresztą byś tak zrobiła, ale nie chcę mieszać się w twoje życie zawodowe, nie chcę abyś ryzykowała utratę pracy tylko dlatego, że razem gdzieś wyskoczymy – Otworzyłaś szerzej oczy jak usłyszałaś ostatnie słowa. Czy to wszystko dla niego tym właśnie było? Kurwa. Nie wiesz jak się z tym czuć. Dokończyłaś swojego hotdoga i popiłaś go piwem. Miałaś wrażenie, że za każdym razem kiedy się przybliżasz do Sansa, natychmiast zostajesz odepchnięta. Położyłaś się na plecach by lepiej przyjrzeć się sklepieniu. Podstawiłaś ręce pod głowę, aby było Ci wygodniej. Cholera jasna, klątwa trwa nadal.
-Tylko razem gdzieś skaczemy, co? - zapytałaś bez emocji w głosie
-co? - popatrzył na Ciebie zagubiony
-Powtarzam twoje słowa. Więc my ... tylko razem gdzieś skaczemy? - starałaś się nie dać niczego po sobie poznać. Nie pragnęłaś rozpoczynać awantury, ale też chciałaś mieć wszystko jasne.
-jezu, nie, kurwa, nie o to mi chodziło, zły dobór słów – zaczął drapać się po policzku w nerwowej manierze. Zaśmiałaś się lekko – ty na to tak nie patrzysz, co?
-Oczywiście, że nie! Tysiące razy pytałam się co wyrabiamy...
-tak, robiło się to denerwujące – zaśmiał się, wywróciłaś oczami – ale rozumiem, słuchaj – położył się obok, nachylając swoją twarz na Twoją – jesteśmy dwójką istot, umawiamy się ze sobą, oboje mamy uczucia, sny, marzenia, podejmujemy decyzje, gdybym miał ciało i krew co byś teraz o mnie myślała?
-Nie wiem, może „ale ciacho” chociaż nie, już tak myślę
-pytam poważnie, współpracuj, o czym byś myślała?
-O niczym, chyba. Dopiero zaczęliśmy się umawiać – zmarszczyłaś brwi. Szturchnął Cię najlepiej jak mógł w tej pozycji
-dokładnie, no i masz, wiesz pewna kobieta powiedziała mi, abym przestał się zadręczać i czerpał radość z chwili, zamiast martwić się przyszłością jaka może nigdy się nie zdarzyć.
-Rany, ona musi być mądra – zaśmiałaś się. Sans zaczął gładzić Cię po brzuchu.
-zamknij się, szczerze, różnimy się, jasne, ale jeżeli przeanalizujemy nasze zachowanie dogłębnie, do czystych kości, czy widzisz jakieś różnice?
-Raczej... nie – zamyśliłaś się – Znaczy się, ludzie mają takie rzeczy jak małżeństwa, rodziny i takie tam – zarumieniłaś się – Nie tak, abym do czegoś namawiała, ale społeczeństwo wymaga, naciska... znaczy się, przyjęło się... takie tam gówna... Znaczy się, to tylko w głowach jest, przyzwyczajenie...
-heh, wiesz że potwory też to mają, co? - wlepiłaś w niego wzrok
-Naprawdę? Nie miałam pojęcia
-tak, oczywiście są niewielkie różnice, ale ostatecznie chodzi o to samo – przekręcił się na plecy wpatrując się w górę – może właśnie dlatego się zeszliśmy? nie ma w ogólnym rozrachunku tak wielkich różnic. - Zmarszczyłaś brwi.
-Więc, kiedyś będziesz chciał się ustatkować i założyć rodzinę? - zapytałaś z ciekawością
-er.. cóż... j-ja nigdy o tym nie myślałem – wyjąkał – paps to moja cała rodzina
-A co z twoimi rodzicami? - Sans milczał przez dłuższą chwilę. Leżeliście tak, zaczęłaś się zastanawiać, czy nie poruszyłaś jakiegoś drażliwego punktu. Już miałaś zmienić temat, kiedy przemówił.
-nie wiem, niestety, nigdy ich nie znałem – mruknął – takie życie
-Przykro mi, Sans, Nie wiedziałam – poczułaś się okropnie. Nie chciałaś zrujnować tak świetnej randki.
-nigdy o niczym nie mówiłem, to skąd mogłaś wiedzieć? nie martw się tym, słuchaj, ja tylko.. - zamarł wyraźnie zastanawiając się nad słowami - ... ja tylko chcę spędzić z tobą tak wiele czasu jak tylko mogę, wiesz? nim... - kolejna pauza – nim, no wiesz, zmęczy cię moja osoba
-Hah! Wątpię, aby to kiedykolwiek miało miejsce – przekręciłaś się na brzuch by popatrzeć na niego – Założę, się, że za jakiś czas to ty się mną zmęczysz – zaczęłaś bawić się suwakiem jego kurtki – Bo wiesz, magiczny, teleportujący się, kościotrup jest nudny jak flaki z olejem, nie uważasz?
-okropnie nudny – uśmiechnął się leniwie. Przesunęłaś się do niego i objęłaś, on ruszył ręką tak, abyś mogła położyć głowę na jego klatce piersiowej. Cieszyłaś się, że jego kurtka była miękka, gdyż obojgu było wygodnie.
-No nie? A ty co masz, przyszłą alkoholiczkę za dziewczynę, która najpierw działa, a potem myśli i ma talent do podejmowania złych decyzji?
-taki mam fetysz – zaczęłaś się śmiać. Ścisnął Cię mocniej, oboje patrzyliście się na górę, wyraźnie zadowoleni.
-Jest cudownie, Sans. Nadal nie mogę uwierzyć, że mnie tu ściągnąłeś, serio. Myślałam, że nienawidzisz tego miejsca
-bo nienawidzę – popatrzyłaś na niego zmieszana – ale... to jedno miejsce lubię i chciałem się nim z tobą podzielić, wiesz. - zobaczyłaś jak jego twarz robi się niebieska. Uśmiechnęłaś się.
-Dziękuję. To najlepsza randka na jakiej byłam w Walentynki – pocałowałaś go w policzek i wróciłaś na jego pierś – Myślisz, że nie zbudzimy niedźwiedzia?
-huh?
-Kiepski kawał, jest taka dziecięca przyśpiewka o misiu śpiącym w jaskini.
-heh, cóż, podoba mi się tak jak jest teraz
-Mnie tez.
Co chwilę rozmawialiście o jakichś mniej istotnych rzeczach wpatrując się w migoczące kryształy nad głowami, rozkoszując się wzajemnym ciepłem. Potem nastała błoga cisza, rozkoszne milczenie podczas którego nie czułaś się niezręcznie. Poczułaś dziwne uczucie w sercu, takie ciepłe, miłe, piękne. Twoja dusza zadrżała.

Po całym wieczorze w Podziemiu zdecydowaliście się wrócić do domu. Choć chciałaś tam jeszcze zostać, bo podobało Ci się wspólne leżenie, słuchanie jego historyjek, czy szum wodospadu, ale on nalegał. Czas rządził się swoimi pracami. Sans was teleportował na klatkę schodową. Chwycił Cię za lewą rękę byś nie upadła, znowu Ci się zakręciło w głowię. Przyglądał Ci się z uwagą. Będziesz rzygać? Nie... może.. Chwyciłaś się go mocniej.
-Dzięki, przepraszam... nadal do tego nie przywykłam.
-nie wiem czy kiedykolwiek przywykniesz – powoli Cię puścił – już dobrze? - przytaknęłaś niepewnie
-Zostajesz na noc? - zapytałaś. Sans uśmiechnął się szeroko.
-oczywiście – powiedział – tyle pracy i mam teraz iść spać sam? o nie. - Wyciągnęłaś klucze z kieszeni i otworzyłaś drzwi by wejść do mieszkania. Popatrzyłaś na balkon i warknęłaś.
-Kurwa, zostawiłam włączone światła na noc – powiedziałaś rzucając kurtkę na kanapę.
-tak? - zapytał nonszalancko – powinnaś je wyłączyć – warknęłaś jeszcze głośniej i przeszłaś nerwowo obok niego, udając się na balkon by zgasić światło i wtedy zamarłaś. Twoja cała weranda była udekorowana kwiatami. Różne gatunki i kolory. Dla ozdoby było na nich kilka plastikowych zwierzątek, kilka balonów przyczepionych do barierki. Rozejrzałaś się dookoła i popatrzyłaś na Sansa, który wyglądał na całkiem zadowolonego z siebie. Twoja mina mówiła sama za siebie.
-Co do diabła? - nie mogłaś uwierzyć w to co właśnie widziałaś. Zdecydowanie nie takiej reakcji oczekiwał, nie mogłaś jednak inaczej okazać tego co czułaś
-uh... wiesz... znaczy się... nie wiedziałem, czy spodoba ci się pomysł z piknikiem więc... idąc za radą.. poszukałem jakichś kwiatów i ... - zerknął na podłogę. Nic nie mówiłaś, dlatego po sekundzie tłumaczył się dalej – i... nie wiedziałem, jakie są twoje ulubione więc... pomyślałem... że mogę wziąć po jednym... no i sprzedawczyni powiedziała, że takie zwierzątka są całkiem popularne i ... uh... cóż... uhm... - mogłaś zauważyć kroplę potu na jego czaszce.
-Jezu kurwa Chryste, Sans! Ile to kosztowało?! - zdecydowałaś się w końcu coś powiedzieć. Oczywiście, chciałaś podziękować, ale z jakiegoś powodu te słowa były szybsze.
-huh? uh... znaczy się... wiesz że pracuję w sklepie i niektóre z nich... uh... nie będę kłamać... nie sprzedały się... więc... uhm... kurwa – weszłaś na balkon przyglądając się wystrojowi. To było tak bajecznie niedorzeczne, że aż zaczęłaś się śmiać. Sans stanął w drzwiach między pokojem, a Tobą. Nie mogłaś utrzymać się na równych nogach, musiałaś usiąść, policzki bolały od śmiechu, płakałaś i ściskało Cię już w brzuchu. Sans tylko stał, zmieszany jak sam chuj, nadal nie mogłaś powstrzymać swojego śmiechu godnego hieny. Lata samotności, poczucia porzucenia no i nagle pojawia się szkielet i to wszystko nie ma już znaczenia. Po jakimś czasie uspokoiłaś się. Sans był wyraźnie zestresowany nie wiedząc jak ma odczytać Twoje zachowanie.
-Oh Sans, Sans! Mój Boże, jesteś tak kurwa słodki! - Podeszłaś do niego całując go mocno w policzek – Boże, przepraszam, ja tylko... - pokazałaś na kwiaty – To mnie zabiło! Znaczy się, co ci nagadali w pracy?
-że takie coś zrobi na tobie wrażenie – mruknął. Zachichotałaś i objęłaś go mocno
-I zrobiło, przystojniaku, ale .. kurwa.. to jest... ja pierdolę! Poszalałeś. Proszę, nie słuchaj rad kolegów ze sklepu. - Nie wtulił się w Ciebie, Ty za to przystawiłaś twarz do jego karku – Sans, gdybyś dał mi kamień pokochałabym go i zaczęła hodować. Nie musisz kupować moich względów.
-wiem, ale chciałem zrobić to właściwie – powiedział szybko, wzdychając przy tym – nie pytałem się ciebie o to jakie kwiaty lubisz, bo nie chciałem zepsuć niespodzianki
-Kocham niespodzianki i kocham – zamarłaś, nie.. - to co zrobiłeś dzisiaj. Zapamiętam to na zawsze, zaufaj mi. Jako coś naprawdę dobrego – pocałowałaś go mając nadzieję, że to odegna choć odrobinę zakłopotania w jakie go wciągnęłaś swoim śmiechem.
-cieszę się, heh, naprawdę bałem się, że spierdoliłem – usiedliście razem i wtulił się w Ciebie przygryzając lekko Twój kark – chciałbym jednak zakończyć ten wieczór w dość specyficzny sposób
-Tak? - uniosłaś brwi. Wywrócił oczami.
-tak – podniósł Twoją książkę ze stolika i podał Ci ją – klub książki? - wyszczerzyłaś się szeroko.
-Jak ty mnie dobrze znasz, przystojniaku
-mam taką nadzieję, kocie – uśmiechnął się lekko – może powinienem uh... zabrać kilka i zrobić nam miejsce? - pokazał na kwiaty. Zaśmiałaś się i przytaknęłaś.
-Tak, wnieś je do mieszkania, abyśmy mogli się wygodnie rozwalić. A ja zrobię herbaty. Dobra?
-brzmi świetnie
Sans zrobił niewielki porządek na balkonie zawalając pokój tym samym. Starałaś się nie zbliżać do kwiatów za bardzo, ponieważ miałaś alergię. Udałaś się do pokoju i przebrałaś w piżamę. Sans uśmiechnął się do Ciebie kiedy weszłaś na werandę z kubkami herbaty i usiadłaś na swoim krześle, a on na swoim. Podniosłaś książkę i zatrzymałaś się w pół gestu.
-Wiesz co? - popatrzyłaś na niego – Chodź do mnie.
-dwa razy nie trzeba powtarzać – uśmiechnął się i usiadł obok. Po chwili wiercenia się i szukania wygodnych pozycji dla waszej dwójki czy przesuwaniu poduszek, wtuleni w siebie zaczęliście czytać.

Tej nocy śniłaś o migoczącym niebie, gwiazdach na wyciągnięcie ręki. Byłaś w kosmosie, latałaś od gwiazdy do gwiazdy. Nagle poczułaś, że zabłądziłaś. Robiło się zimniej i ciemniej, a przed oczami przelatywały Ci fragmenty życia. Lecz wtedy objęły Cię mocne ramiona, zrobiło się tak ciepło i spokojnie, że już niczego się nie bałaś.
Share:

42 komentarze:

  1. Rany ten rozdział był chyba najbardziej rozczulający według mnie ^^ sans jednak pokazał że ma romantyczną stronę ^^ dzięki Yumi strasznie długo wyczekiwałam tego rozdziału ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taką słodką i w ogóle, co nie? xD Nie ma sprawy, dałam sobie postanowienie, że do końca tego roku przetłumaczę całe Ciche, już zabrałam się za kolejny rozdział i jak wszystko pójdzie po mojej myśli tooo jutro będzie kolejny. :3

      Usuń
    2. Jejku Yumi będę kolejną osobą która zrobi sobie ołtarzyk ku czci tobie XD

      Usuń
    3. To dobrze że wierzysz ale najpierw trzeba zebrać na to pinionszki bo cienko z hajsem .-. XD

      Usuń
    4. xD Wiem, ale wystarczy zapalić świeczkę i będę happy xD

      Usuń
    5. Dobra wezmę ukradne mamie, wydrukuje zdjęcie które nie dawno wstawiłaś w jakimś tam rozdziale czegoś tam (Jezu nie chce mi sie szukać i pisać nazwy cii xD) oprawie w ramkę, zapale świeczkę i będę sie modlić co wieczór XD

      Usuń
  2. Aww, jakie to było urocze <3 Kocham ten rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Yumi...Muszę Ci powiedzieć prawdę....
    ....JESTEŚ MOIM BOGIEM KOFFAM CIE <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. xD Jak dobrze, że nie wymagam krwawych ofiar xD

      Usuń
    2. Yumiś nawet jeśli byś chciała krwawych ofiar to bym Ci je przyniosła.... Wiesz mam brata i
      Nie jest dla mnie dobry więc z krwawą ofiarą będzie do załatwienia

      Usuń
    3. I potem mamy za niego trafić do kryminału? Nieee nie trzeba xD

      Usuń
    4. Dobrze dobrze, ale jak coś to wiesz Gdzie pisać

      Usuń
    5. Tak xD Do Anonima xDDDDDDD

      Usuń
    6. Yea do usług

      Usuń
    7. Może kiedyś założę konto to cie poinformuje jaki mam nick

      Usuń
  4. .....:::::::::::::::::.......... .......:::::: :::::::::::........ YUMII DAŁAŚ MI SENS ŻYCIA! ! ! ::::::.....

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział był zdecydowanie najsłodszy z całych Cichych. Ten zawstydzony Sans... *^* Aż serce boli, że tegoroczne walentynki jak zwykle spędzę sama :')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nic nie wiadomo, przypominam, że "my" zeszłyśmy się z Sansem dopiero 1 stycznia, więc może i na Ciebie gdzieś tam czeka Sans? xD

      Usuń
    2. Ja chyba będę wieczną singielką xD Ale chyba lepiej tak, niż natrafić na takiego Willa? Co nie? Heheh...

      Usuń
    3. A ja powiem to co mawiała moja znajoma, a co mi się podoba. Nie warto jest dla 30 dekagramów kiełbasy brać do domu całego wieprza :3

      Usuń
  6. Kocham cię, Yuuumi <3 Ja też mam ołtarzyk xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty to kochana jesteś już głównym kapłanem Yumizmu xD

      Usuń
    2. Tak! xD To ja wymyśliłam Yumijki! A teraz na mszę wszyscy, te Sans, ty też! *wskazuje na Sans'a z miną Toriel, która mówi"DUNT TACZ A CZAJLD"*
      Ja:Nawet nie próbuj uciekać!
      Sans: He, he , he. Co robi szkielet, gdy żle się czuje?
      Ja: Sans, nawet nie próbuj zmieniać tematu!
      Sans: Idzie na rengen.
      Ja:...
      Sans: Aonomi
      Ja: Jak mogłeś, ty zdrajco! A ja tracę czas na rysowanie ciebie...
      Sans: Beze mnie, straciłabyś sans istnienia
      Ja: Papyrus! Dołączam do twojego klubu nielubienia żartów Sansa!
      Papyrus: Nye!

      Usuń
    3. xDDDDDDD Sansy, skarbie, jak tam się dzisiaj czujesz? xD

      Usuń
    4. Powiem tak: Mam iście czerwone święta xD Ale jakoś daję radę ^^ Kurde, mam całkowity artblock, writeblock i brainblock ;-; Ohh geez, Yumi, daj mi siłę do egzystencji! Ale, ale zaczęłam już tłumaczyć... taa, muszę przeprosić wszystkich, za to, że tak długo mi to zajmuje ;-;

      Usuń
    5. Czerwone? Znaczy się?
      I nie martw się, dlatego mówię, że takie rzeczy mają przynosić przyjemność - nie masz za co przepraszać.

      Usuń
    6. Wraz z Mikołajem odwiedziła mnie miesiączka xD I przyniosła dużo prezentów XD

      Usuń
    7. Jak miło ze strony cioci :3

      Usuń
  7. Aww, to było słodkie. Dziękuję za wszystkie rozdziały Yumiś!

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam do przeczytania Pana Tadeusza na po świętach ;-; .... Walić to XD
    Jesteś wielka Yumi ♡w♡

    OdpowiedzUsuń
  9. ło Boże *O* to jest najsłodszy najsuperaśniejszy najfajniejszy naj naj rozdział *O* to takie pinkne >O<

    OdpowiedzUsuń
  10. [...] uśmiechnęłaś się- No i nie wiedziałam, że mam chłopaka [...]
    No, musimy być bardzo niekumate xd

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam pytanko. Czy bedzie wiecej z tej serii ??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pytanie należy kierować do autorki. Póki co nic nie pojawiło się od kilku dobrych miesięcy, więc..

      Usuń

POPULARNE ILUZJE