Notka od autora: Zainspirowana legendą zamku Krzyżtopór postanowiłam stworzyć takie małe co nie co. Bohaterzy tego oneshoota to Error i moi. W kicykowej wersji. Ot takie coś dziwnego zrodziło się w głowie. Da się? Da się. Miłego czytania!
P.S. odnośnie wiersza zamieszczonego poniżej - błędy są celowe. Tak właśnie pisali ludzie dwieście lat temu.
P.S. odnośnie wiersza zamieszczonego poniżej - błędy są celowe. Tak właśnie pisali ludzie dwieście lat temu.
Znikomość
Ten który przez świętą dzielność
Zatrzymał słońce na górze
Znikomość iak nieśmiertelność
Nadał za piętno naturze
W którąkolwiek spoyrzyi stronę
Za marnością ludzie gonim
Co dziś trwa, iutro zniszczone
I śladu nie znaydziesz po niem
Gdzież cię szukać świata plago
Potężny Cezarów Rzymie?
Teby! Ateny! Kartago!
Czem wasza wielkość, czem imie?
Ach! z iakąż upływa siłą
Morze wieków w rączym pędzie:
Nic tego nie ma, co było,
Nic tego, co iest, nie będzie!
Jleż legnie państw w pierzynie!
Zgasną nawet ich nazwiska.
Znikną pomniki, świątynie,
I mech zagładzi zwaliska!
Przyidą tu kiedyś narody,
Co nie poymą naszey mowy...
Cóż to? drżą ziemie i wody
Powstanie Jlion nowy!
Ach! oto nowe Homery
Nowy Pindar lutnię trzyma,
Idą dzielnie bohatery...
Gdzież ich sława, pamięć? nie ma!
Jak lato biegnie za wiosną,
Wszystko biegnie do zniszczenia:
Na morzach lasy porosną,
Runą niebieskie sklepienia.
Ten który przez świętą dzielność
Zatrzymał słońce na górze
Znikomość iak nieśmiertelność
Nadał za piętno naturze
W którąkolwiek spoyrzyi stronę
Za marnością ludzie gonim
Co dziś trwa, iutro zniszczone
I śladu nie znaydziesz po niem
Gdzież cię szukać świata plago
Potężny Cezarów Rzymie?
Teby! Ateny! Kartago!
Czem wasza wielkość, czem imie?
Ach! z iakąż upływa siłą
Morze wieków w rączym pędzie:
Nic tego nie ma, co było,
Nic tego, co iest, nie będzie!
Jleż legnie państw w pierzynie!
Zgasną nawet ich nazwiska.
Znikną pomniki, świątynie,
I mech zagładzi zwaliska!
Przyidą tu kiedyś narody,
Co nie poymą naszey mowy...
Cóż to? drżą ziemie i wody
Powstanie Jlion nowy!
Ach! oto nowe Homery
Nowy Pindar lutnię trzyma,
Idą dzielnie bohatery...
Gdzież ich sława, pamięć? nie ma!
Jak lato biegnie za wiosną,
Wszystko biegnie do zniszczenia:
Na morzach lasy porosną,
Runą niebieskie sklepienia.
-Pamiętnik Warszawski, Tom 3, rok 1822
Jak doszło do tego, że znalazłam się tutaj gdzie jestem? W objęciach odwiecznego niszczyciela uniwersów Errora, przerażona, piszcząca i skamląca o łaskę. Uwięziona gdzieś w lochach jakie ostały się w zrujnowanym zamczysku. Mój towarzysz krzyczy równie głośno jak i ja i chyba przez strach zapomniał o swoim afekcie do dotykania kogokolwiek, gdyż boleśnie wbija w moje futro swoje kościste palce. Ale jak doszło do tego, że tutaj jesteśmy i czego się boimy? Trzeba cofnąć się w czasie. Bez obawy, nie tak daleko.
Dwanaście godzin wcześniej
Właśnie zbierałam się do licencjatu. Naprawdę chciałam go już napisać, mieć za sobą, lecz za każdym razem kiedy do niego siadałam, wszystko było ciekawsze. Też tak macie, prawda? Nie to, aby mój temat był nudny. Właściwie to dawnej mnie - tej sprzed dajmy na to czterech lat - bardzo by się podobał. Gdybologia stosowana. Trochę alchemii, trochę magii, trochę symboliki, chemii, teologii i Natury. Obecnej mnie jednak... Ech... Oplotłam magią książkę, jaką miałam oddać z dobre dwa tygodnie temu do biblioteki i usiadłam przed komputerem zabierając się do pisania.
Wtedy, niespodziewanie, przyszło moje wybawienie. Znaczy się, nie no, straszliwy Error, który obwieścił wszem i wobec, że w końcu udało mu się znaleźć źródło wszelkiego spaczenia i anomalii - nasz świat - i właśnie będzie go niszczył. Śmiejąc się maniakalnie spojrzał na mnie, wyraźnie zmęczonego i spoconego - w końcu jest upał! - kucyka na kanapie. Moja grzywa majestatycznie powiewała na wietrze wytworzonym przez boskiego ZiKona. Kocham ten wiatrak. Chcę go poślubić.
Ale porzucając matrymonialne zapędy mojej skromnej osoby, Error był naprawdę bardzo poważny odnośnie tego całego zniszczenia naszego świata. Dlatego zaproponowałam mu układ. Na który - o dziwo - przystał. Jeżeli pokażę mu, że na naszym świecie jest coś, cokolwiek, co go zainteresuje, oszczędzi go.
Zaczęłam więc od tego, co mnie interesuje. Usadowiłam go przed komputerem - bo jakże by inaczej - i załączyłam Grę o Tron.
- O͞ ͏zńam to͝ - powiedział po pierwszym kwadransie filmu -Tylk̡o,̀ ż͡e̶ ͡z͢ u̢d́z̡i͞ałem͜ ̧inny̢c͢h bo͠h̛at̨èrów̡
-Co? - zdziwiłam się
-J͏est̢ ta̴k̶ie ̧AU҉...̀.T̨alę ͜of͡ Thron͘es - mówił ze śmiertelną powagą. Zapausowałam film i sprawdziłam. Kurwa. Dobra. Powinnam się tego spodziewać. Może coś mniej popularnego?
-To od jakiegoś czasu oglądam z Samael - włączyłam serial Lucyfer. Lecz wymowne spojrzenie Errora na mnie, dało mi do zrozumienia, że i to zostało przemienione w AU - Czy jest coś, czego oni nie zrobili w wersji Undertale?!
-I ̨wła͘śn̸ie ̴d̴la͡t͜e͡go̷ niè l̷ubi͢ę ҉AŲ - pstryknął palcami - To j̸ak, ͜cóś̷ jeszcze ̡c̨hc̀ès̡z m҉í pǫk͞az̨ać͘ ͢c͢z͜y z̶a҉biera͢m͘y̛ s̛ię ̨do͝ ni͜sz̸c͘z̧e͘nia?
-Nie nie! Stój! - krzyknęłam szybko. Może próbowałam od złej strony? Wszystko co jest w necie ma swoją wersję Undertale. Więc może czegoś ciekawego warto poszukać w innym miejscu? Przypomniałam sobie ciekawą legendę jaką usłyszałam na ostatnich zajęciach na studiach. Koleżanka prezentowała historię pewnego siedemnastowiecznego zamku, z którego teraz pozostały jedynie ruiny. Udało mi się namówić Errora, aby zabrał nas tam, mimo jego niechęci do plebsu i marności naszego świata, postanowił dać mi szansę. I jestem mu za to wdzięczna.
Pogoda nam dopisywała. Pomijając oczywiście żar lejący się z nieba i bardzo mało wiatru, było... spokojnie. Nie umknęło mojej uwadze też to, że z wyjątkiem nas - nikogo nie było. Tak jakby cały świat świadom tego co może go czekać starał się unikać towarzystwa przyszłego kata i schodził mu z drogi. Ruiny nie mogły, bo były tylko ruinami. To wiadome, stały dumnie prężąc swoje wyżłobione kamienie i wiały pustką. W sumie... to nawet lepiej, nie musiałabym nikomu tłumaczyć co robię w towarzystwie czarnego kościotrupa.
-I co?͏ T̴o̶ ͟m̴a ̡b̀ỳć͝ int͝ęr͘es̀ują̶ce? - rzucił gdy szliśmy traktem do bramy wjazdowej.
-Nooo tak? Nie podobają ci się te ruiny?
-A͡ ćo̷ ci͏e̶k̴aw̕e̶go͜ mơże być w̡ ͏ruinách͘? - spojrzał na mnie z ukosa, a potem przed siebie - K̡u͝pa ̵ka̢mièn̴i̕ ͡i ҉ch́uj
-Chuja tu nie ma.
-J̡est, ͜bo҉ ͢j͏a ͡ws͞z̢e͝dłe̷m͟
-Chujem jesteś, to prawda, ale nie masz chuja
-C͢hcesz͟ ̷s͢i͢ę ̧prz҉e̛koǹa͟ć̛?҉
-Nie, dziękuję - zmarszczyłam nos i odrzuciłam włosy z grzywy - I tak nie jesteś moim ulubionym Sansem.
-Oj҉,҉ ͡b̶ò ̨się҉ ҉p̧o̕pł́acz͜ę̸. ͢Pe͘wn҉ie ͜wolisz ̸z U͞nde̸rf͜el͞l̢a?
-No, zasadniczo tak. Red jest słodki.
-Typǫw̸e.̡
-Co typowe?
-Wiele ͞samo͠tn̵yc̸ḩ i za͏ḱomp̢leks҉io̶nyc҉h ͟panie͞nek l҉e͢c͝i͟ n̴a͜ ͘Re̡d͘a̧
-A na ciebie to niby nie? A tak, zapomniałam, parują cię z Inkiem - zaśmiałam się wiedząc, że to strzał wprost w jego duszę. I nie myliłam się, skamieniał, w jego źrenicach zobaczyłam coś, co przypominało mi zawieszenie się komputera i wydawał z siebie taki charakterystyczny dźwięk, kiedy nie można znaleźć stacji radiowej. Albo kiedy też komputer zawiesi się w trakcie puszczania muzyki i mimo wszystko uporczywie ją odtwarza w upiornie zwolnionym tempie. - No już chodź Errorku. Inkuś pewnie się za tobą stęsknił. Miejmy to za sobą - odrzuciłam ogon na bok zadowolona ze swojego zwycięstwa.
-Ṕrz͠y̵s͟ięg͟am̶, ż̧e̸ ̵zn҉i̵s̀z͡cz͏ę̕ ̨ten͟ ́św҉iat - warknął idąc za mną. Mimo wszystko byłam zdziwiona, że choć ciągle się odgrażał ogólną anihilacją wszystkiego co istnieje, nadal ze mną był. Nuda? Hipokryzja? Niepewność? Nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem. Lecz cokolwiek to było, dawało mi nadzieję na to, że uda mi się ocalić świat. Heh, będę bohaterem! Taaa, akurat.
-Jasne, jasne. Dobra. A więc ten zamek został wybudowany w siedemnastym wieku przez...
-S͠ko̡ńc̕z̧ pr͟z̨ynu̸dza͟ć!
-Co?
-Przy͘nud͡z̀asz̶. W ͘d̀upi̸e ma̶m ͘t̸o͠,̨ kto͟ i ͝k̶ie͝dy͠ ͜g͝o stwo̵r̵z̡ył.́ P͡o̴ ćo ̵mnie̢ t̶u pr̕zyp̕ro͟w͝ad҉z̢ął̵aś̵? ͢
-Bo... to ciekawe miejsce?
-Ni͢by͝ od͢ ķt͠órej͠ ͞s҉tr̷o̴n̷y?
-Od każdej. Popatrz na to miejsce, to tutaj dawniej ludzie... - ziewnął głośno i wyraźnie. Zmarszczyłam brwi i magią poprawiłam okulary na nosie - Dobra. To coś innego. Większość takich miejsc ma swoją legendę, wiesz? - spojrzał na mnie - Wiesz jaka jest legenda tego zamku?
-U̢wię̸z͠ion҉a ͘k̵sięż͝ni̴cz̨k͘a?̶ ͟Ry͡ce̡rz be͜z ͡g̛ł͟ơwy? ̀Duch̵ w͏ł̴óc͠z͡ąc͝y ̴się ͠po ķóry͞t͏a̵r͘z̡ach͜ į ̵st͡r͝as̵z̨ący̕ ͜ws͟z̷y̧stk҉i̕ch͏ ̵in̕t͘r͟uz̡ó̸w̧?
-...
-H͏a! Zgad͢łȩm͝! To ̛z҉a̶bie̴ram̡ s̶ię ̡za ni҉sz͝cz̧e҉nie. Z͠ac͢zńę ́o͜d̸ ͢K̸a̴ǹad̡y̡. - kiedy miał pstryknąć palcami i otworzyć portal, chrząknęłam głośniej
-Jest tu ukryty skarb. - ściągnęłam jego uwagę.
-S͜kar͠b?
-Tak, skarb. O niebywałej wartości.
-̴N̕i̢e̷ i̢nt̡e͞r̛e͠su̡jȩ mn͡i̕e wasze ̧ludz̛ḱie͢ ͞z͡łoto
-Oh, nie jest powiedziane, że to jest złoto. Skarb ma po prostu wielką wartość. Dla każdego. Tak więc, jeżeli znajdziemy ten skarb, dostaniesz to czego zawsze pragnąłeś.
̶-Ś̶wi̸ę̶ty ̸s̷p͏o҉kój?̴ ̷Zap͡r̷o̕s̵zen̡ìe ͡na̧ ̵pògr̶z̷eb I͠n̛k̢a?̛ ͞K̶ǫni͝ec̡ AU?̧
-Mmmmmoże? - wahałam się, nie byłam pewna, czy akurat to znajdziemy... i czy w ogóle znajdziemy. Właściwie to nie wiedziałam na co liczę, ale miałam nadzieję, że odpowiedź znajdzie się sama. Ostatecznie każdego z nas czeka szczęśliwe zakończenie, w to wierzyłam i ... wierzę.
Ale mimo wszystko. Wracając.
Errora zainteresował tajemniczy skarb dlatego postanowił współpracować. Jeżeli można nazwać to współpracą. Pochylił się nad tabliczką informacyjną i wyciągnął z kieszeni niebieskie okulary by przyjrzeć się tekstowi.
-Stój! Może powinniśmy się jakoś, no nie wiem, zabezpieczyć?
-W co͞ ̕i p͢r̷z̡e͝d̨ cz͟y͟m?̨
-Wiesz, zgodnie z legendą, w lochach zamczyska czai się licho.
͘-L̴i̢ ̕c̕o͟ z̨n̡oẃu҉?
-Licho. To demon.
̛-H̸à!̡ ͏Ż͞aden ͏w̧àsz͏ żało͘sny ͟d͡emo̧n̕ ni̛e͏ m҉oże͠ m̛i̕ ҉z̷a̸grozić.҉ To ̶ja͘ t̡u҉ ̛j̢e̵s̸t̨em̷ ̵pra̡wd͝ziw͏ym̷ p̷ot̶wo̶ŗe͏m͝ ̶-͘ wskazał na siebie kciukiem i wyszczerzył zęby. Wywróciłam oczami.
-W każdym razie licho czai się w lochach. Zgodnie z wierzeniami - mówiłam idąc za potworem, który nie baczył już właściwie na wszystko, nim się spostrzegłam już przekraczaliśmy lochy. Było ciemno, wilgotno i zimno. Z rozkoszą przyjęłam chłód na futrze pozwalając by przyjemne dreszcze przenikały moje ciało. W pustych od lat lochach słychać było nasze kroki, znaczy się jego szuranie kapciami i moje stukanie kopyt o kamienną posadzkę. Nikłe światełko z mojego rogu stanowiło jedyne oświetlenie jakie mieliśmy - licho nie pokazywało się często ludziom. A jak już to przypominało wychudzoną, starą kobietę z jednym okiem. Jedynym celem jego istnienia było przynoszenie choroby, zguby i nieszczęść na tych, których nawiedzało.
̀-Po̷ ̶c͡o?
-Co po co?
͝-̛P͢o͏ c̴o to̶ ro̢bi͞ł̢o͜?̨
-A bo ja wiem? Bo taka jego natura? Wiesz, znajdowało domy gdzie się mieszkańcom powodziło i ściągało na nich wszystkie nieszczęścia i plagi. Od chorób, po problemy. Podsyłało też złe myśli i nakłaniało do samobójstwa. Czasem osiedlało się na dużej.
-Czeg͜òś ni̕e ͞r̢oz̴umi̧e͞m.̕. - spojrzał na mnie przez ramię - S͜k͞o͘ro ҉to͡ ͏ta͢k ̧dzi̧ała̡ł̵o, t̸o͝ ̛dl҉a̶czego ͘zos҉ta̛ł҉o ͜tutaj̴?̧ ́Pr̡z̛ec̛ież͘ nie ̀ma̡ ̢ko͟go gnęb͟i̧ć.͟
-To legenda.
͞-Skarb t̨eż̢ j͞e̶s̢t l͠eg͢e̶n͠d͠ą.
-Mmmmtaaaaaak - zaczęłam się pocić - Aaaaaaale to inny rodzaj legendy!
̕-Ni͢b͠y jaki͡?
-Dobra legenda!
-҉Wi͘ęc͝ ̧z̷łe l̕eg̛en̴dy n̕ie ́są͡ p̴r͢áwd̸ziw̡e͞?
-Są... mniej... prawdziwe odtychdobrych! - zaśmiałam się nerwowo. - Mniejsza, idźmy. - zrównałam się z nim - Skarb nie znajdzie się sam! - Gdzieś w głębi serca cieszyłam się, że zainteresowało go znalezienie skarbu. Udawał też, że mnie nie słucha, ale wiedziałam, że słyszy każde słowo. - Zgodnie z tym co wyczytałam, skarb znajduje się za trzema parami drzwi. Trzeba znaleźć do nich klucze.
̨-To ͞brzm̛i j͘ak ͞z̛a̵g̛a̧dka w̕y̡m͘yś̛lo̶ńa p͘r͘z͡e͝z P͏ąpy҉r͏u̴s̴a.
-W sumie, ale chodź, trzeba znaleźć pierwszy klucz!
-A͢ ͏g҉d̵zie͞ o͜n ̷je͡śt͡?̕
-Gdzieś w tym lochu - rozejrzałam się, nic prócz ciemnymi korytarzami - Trzeba znaleźć żelazny klucz, który otworzy żelazne drzwi. Gdybyś był kluczem otwierającym drzwi do skarbu, to gdzie byś się schował? - spojrzałam na niego z uśmiechem.
̛-̀A̛ b̢o ja wi͏em? ̡Z̸ pewnoś̕c̸i͢ą nie ̡prz̶y͠ drzwiac̀h - bąknął stając. Wsadził ręce do kieszeni. Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na miejsce, które przykuło jego uwagę. Żelazne drzwi, nieco zardzewiałe i obrośnięte czymś co przypominało mech, obok nich w kamienie wbity żelazny pręt na którym zwisał żelazny klucz. Dziwne. Ale cóż, nie zamierzałam tego kwestionować. Ściągnęłam magią klucz i wsadziłam go do zamka. Coś chrupnęło, coś zgrzytnęło i pierwsze drzwi stały otworem. Ku naszemu zaskoczeniu, otoczenie się zmieniło. Wewnątrz pomieszczenia było przyjemnie ciepło, odblaśnice, świece i pochodnie nadawały pomieszczeniu przyjemny wygląd, zielone bluszcze z wielkimi liśćmi oplatały rogi pomieszczenia, zaś podłoga była drewniana. Przed nami, na środku była szara kolumna z misą. Gdy do niej podeszliśmy spostrzegliśmy, że na dnie znajduje się kolejny klucz.
-Srebrny klucz! - odezwałam się zadowolona - On otwiera dębowe drzwi. Które są... tam - pokazałam kopytem na solidne i wyglądające na nowe drewniane wrota obite żelaznymi zawiasami. - Trzeba go wyciągnąć i ... - chciałam chwycić go magią, lecz nie mogłam. Jakby coś blokowało mnie. Error zmarszczył brwi i wywrócił oczami. Niechętnie wsadził rękę do wody i natychmiast krzyknął z bólu. chwycił się za nadgarstek. Przerażona spojrzałam, że palce jakie wsadził do cieczy parują. - Boli cię?
-Ǹi̕e, k͠u̧rw͜à,͡ ̕ł̴a͠s͟kǫc̡z̛e͏! ͘- syknął patrząc na mnie, zaczynał się denerwować, przełknęłam ślinę. Spróbowałam znowu, magia działała na niego, nie byłam mistrzem w magii leczniczej lecz mimo wszystko pochyliłam się i przystawiłam róg do rany. Ta powoli, ale jednak skutecznie, zaczęła się zasklepiać, zaś jego ręka przestała zamieniać się w popiół. Nie podziękował, kiedy było już po wszystkim, jakoś mnie to nie zdziwiło. Bałam się, że swoją agresję skieruje przeciwko... wszystkiemu? Lecz myliłam się, ta przygoda sprawiła, że tym bardziej zapragnął dostać skarb. Już nawet nie dla samej wartości jaką prezentował, ale po prostu, aby utrzeć nosa czemukolwiek co ustawiło tę pułapkę.
Error próbował, ani jego niebieskie nici (które topiły się po zetknięciu z kwasem) ani przewrócenie misy (ta po prostu na złość wszystkiemu ani drgnęła) nie pomagało. Podczas jego agresji i starania się wyładowania złości na przedmiocie, ja postanowiłam rozejrzeć się po pomieszczeniu. Gdybym była srebrnym kluczem do dębowych drzwi... zastawiłabym pułapkę. Misa była pułapką. Nie traktowałabym jednak klucza jako nagrody za pokonanie jej. Z pewnością musi istnieć sposób na wydostanie go z dna. A co jeżeli klucz był fałszywy? Albo była to iluzja? Dlaczego, skoro to kwas - nie rozpuścił właśnie klucza? Error krzyczał i przeklinał. Ujęłam magią kilka liści bluszczu
-Zơs̨t̡aw̧ tơ ̶kureśt̶w͢o i p̢ŗz͟y̡daj ͟s̢i͜ę͏ ̷n͜a̵ co̶ś! - krzyknął. Nie spojrzałam na niego pochylając się przy ziemi.
-Co dostanę, jak otworzę te drzwi?
̸-͠Ą co͏ ̴ch͡cesz͝?̸ ͝Nic̡ ̨c͢i ̀nie҉ dam̴!
-Choćby miłe słowo - zmarszczyłam brwi.
̨-P͝o͜d̢usz̶k͘a.̴ M͝a̛s̛z͠.͏ ̵M̷i͡łe̛ ̸słowo.̛ A̶ ter̸a͏z̶ p҉o͞móż͏!̕
-Oooooo prosisz o pomoc?
-͜Nie ͜p͞r̕o͘s̡zę̷ ͏-̕ wycedził przez zęby. Wyprostowałam się. Widziałam zaskoczenie na jego twarzy kiedy obok mojej twarzy unosił się srebrny klucz. Powoli, fioletowa łuna znikała im bliżej się go znajdował. W końcu, podałam mu znalezisko i odwróciłam głowę zarzucając grzywę na bok i stawiając prawe kopytka za lewymi.
Kolejne pomieszczenie było niebieskie. Dosłownie niebieskie. Nie wiem skąd, ale niebieskie światło, podobne do tego jakie panowało w Waterfall wypełniało to pomieszczenie. Wyglądem właściwie podobne do wcześniejszego. Tym razem bluszcz był zgniły, zaś w misie na środku znajdował się muł. Drzwi za nami zatrzasnęły się same, nie było odwrotu. Error nawet nie próbował się cofnąć. Podszedł znowu do misy i spojrzał na nią jak na największego wroga w życiu. No dobra, na drugiego największego wroga. Nie zapominajmy o Inku.
-̛C̸ze͏g͘o ţer͡az ͟s͏z̕u҉k̢a̛ć̀?
-Złoty klucz do jesionowych drzwi. - odpowiedziałam rozglądając się po pomieszczeniu. Usłyszałam szmer za sobą Error podnosił z ziemi złoty klucz.
-҉H͠a! Dǫb͞ra,͝ ̛t̡e͏r̶az̶ ͝g̕d̵z̢i̵e̶ ̴s͟ą̷ ́drz̢wi?͘ - Właśnie, to było to co mi nie grało. Z wyjątkiem tych za nami, nie było żadnych w które można byłoby wsadzić klucz! Co więcej, byliśmy uwięzieni.
Próbowaliśmy chyba wszystkiego. Obstukaliśmy wszystkie kamienie. Próbowaliśmy podnieść deski z podłogi, lecz te jakby przyklejone Kropelką, ani drgnęły. Co więcej, magia Errora nie pozwalała mu się przemieszczać, teleportować czy skądkolwiek wynieść.Nie wiem ile minęło, ale długo. Za długo. Wizja spędzenia resztki życia z Errorem uwięziona w jakimś lochu z legendy nie była miła. Szkielet jednak nie tracił zapału, jak na kogoś, kogo pierwowzorem był skończony leń, Error wykazywał się wielkim zapałem. Wziął klucz i wsadził go w zamek od drzwi którymi weszliśmy. Jednak mimo nadziei, nic się nie stało.
-To na nic - bąknęłam padając pod ścianą - Przepraszam, że cię w to wciągnęłam, po prostu nie chciałam, abyś niszczył tego świata. Ja wiem, że jest chujowy i ludzie to kurwy - mówiłam odwracając wzrok - Powinnam pokazać ci nagrania z kotkami, albo birbami czy czymś... A ja zamiast tego chciałam zabawić się w ...
-Z̨a͜m̛ķnij ͏s̀i̶ę͘ ćh̡òć ̷n̴a͠ ͟chwi̡l̵ę - warknął w moją stronę. Podchodził do misy. Zmarszczyłam brwi.
-Error, nie wiemy co się stanie jeżeli wsadzisz tam rękę. Ja już nie mam magii aby ci pomóc więc...
-̨C̕i̵cho. ̀To ̴j͠e̢dy͢n̵e m̶i̶e̛j͘s̴ce͞ p̀r̶z̨y ͝ķt́óry͘m̧ n̵ic ̸ni͞e r̡ob͝iliś͏m̀y̡. - miał rację. Patrzył przez chwilę na rękę, potem na klucz, a następnie na misę. Wziął głębszy wdech i wsadził klucz do czarnej brei i ... nic. Właściwie to nawet zabawne. Misa wydawała się być głębsza, bo zmieściła całe jego przedramię nim doszedł do dna. Okazało się, że tam znajdował się zamek. Wsadził klucz i go przekręcił. Wtedy... niebieskie światło znikło i straciliśmy przytomność.
Nie wiem jak i nie wiem gdzie dokładnie, ale pierwszym co zobaczyłam było wielkie pomieszczenie. Kilka pochodni przytwierdzonych do ścian, w oddali kapanie wody. Sprawdziłam, czy mam w sobie magię, miałam, troszeczkę, ale miałam. Error już stał gdy się ocknęłam. Przed nami znajdowało się bajoro z mulistą wodą, zaś obok niego skrzynia. Ta z legend. W niej miało znajdować się dokładnie to, czego chciał otwierający. Lecz dlaczego potwór się nie ruszył? Dlaczego stał, skamieniały i patrzył ślepo na skrzynię? Podniosłam się i podeszłam do Errora patrząc na niego zaniepokojona. Już miałam się odezwać, gdy powstrzymał mnie skinieniem ręki. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na skrzynię jeszcze raz i zamarłam. Obok niej, posklejane od brudu czarne włosy, rozczesywała przeraźliwie chuda i stara kobieta o jednym oku. Licho.
Iiiii to jest właśnie to miejsce, gdzie przerwaliśmy. Jak domyślacie się, oboje zaczęliśmy krzyczeć, Licho na nas spojrzało, wyszczerzyło w uśmiechu przeżarte próchnicą zębiska i ruszyło w naszym kierunku. Zapomniałam dodać Errorowi zakończenie legendy. Nikt nie wyszedł żyw z lochów, albowiem ten demon ich dopadł. Szkielet zareagował natychmiast, wziął mnie pod pachę i uciekał... Przed siebie, przed Lichem, pstryknął palcami, ale nic się nie stało. Zrozumiałam, że nie może otworzyć portalu. Widząc, że Licho jest coraz bliżej wzięłam głęboki wdech, całe życie przeleciało mi przed oczami. Było zaskakująco krótkie i wtedy... resztką magii udało mi się nas teleportować przed zamek. Cud? Ręka boska? Los? Nie wiem czemu dziękować, ale na wszelki wypadek dziękuję wszystkiemu co jest. Byłam jednak padnięta, kręciło mi się w głowie i miałam nudności. Nie opanowałam teleportacji do takiego stopnia, ale cieszę się, że moje ciało zareagowało samo.
Chcecie poznać koniec historii? Error gdy tylko zorientował się, że trzyma mnie pod pachą, puścił moje ciało na ziemię i odskoczył jak oparzony. Nie wiedziałam, czy wyraźne dreszcze jakie teraz go przeszywają są z obrzydzenia, czy ze strachu. A może i z tego i z tego? Łaskawie przeniósł mnie do domu, na środek pokoju, na dywan. Otworzył portal do przestrzeni Po-Za i wszedł do niego. Nim zamknął go, odwrócił się jeszcze w moją stronę i powiedział te słowa
-
Dobra, nic nie powiedział. Rzucił we mnie czarnym kapciem i zniknął.
I właśnie w taki sposób... ocaliłam świat.
Dwanaście godzin wcześniej
Właśnie zbierałam się do licencjatu. Naprawdę chciałam go już napisać, mieć za sobą, lecz za każdym razem kiedy do niego siadałam, wszystko było ciekawsze. Też tak macie, prawda? Nie to, aby mój temat był nudny. Właściwie to dawnej mnie - tej sprzed dajmy na to czterech lat - bardzo by się podobał. Gdybologia stosowana. Trochę alchemii, trochę magii, trochę symboliki, chemii, teologii i Natury. Obecnej mnie jednak... Ech... Oplotłam magią książkę, jaką miałam oddać z dobre dwa tygodnie temu do biblioteki i usiadłam przed komputerem zabierając się do pisania.
Wtedy, niespodziewanie, przyszło moje wybawienie. Znaczy się, nie no, straszliwy Error, który obwieścił wszem i wobec, że w końcu udało mu się znaleźć źródło wszelkiego spaczenia i anomalii - nasz świat - i właśnie będzie go niszczył. Śmiejąc się maniakalnie spojrzał na mnie, wyraźnie zmęczonego i spoconego - w końcu jest upał! - kucyka na kanapie. Moja grzywa majestatycznie powiewała na wietrze wytworzonym przez boskiego ZiKona. Kocham ten wiatrak. Chcę go poślubić.
Ale porzucając matrymonialne zapędy mojej skromnej osoby, Error był naprawdę bardzo poważny odnośnie tego całego zniszczenia naszego świata. Dlatego zaproponowałam mu układ. Na który - o dziwo - przystał. Jeżeli pokażę mu, że na naszym świecie jest coś, cokolwiek, co go zainteresuje, oszczędzi go.
Zaczęłam więc od tego, co mnie interesuje. Usadowiłam go przed komputerem - bo jakże by inaczej - i załączyłam Grę o Tron.
- O͞ ͏zńam to͝ - powiedział po pierwszym kwadransie filmu -Tylk̡o,̀ ż͡e̶ ͡z͢ u̢d́z̡i͞ałem͜ ̧inny̢c͢h bo͠h̛at̨èrów̡
-Co? - zdziwiłam się
-J͏est̢ ta̴k̶ie ̧AU҉...̀.T̨alę ͜of͡ Thron͘es - mówił ze śmiertelną powagą. Zapausowałam film i sprawdziłam. Kurwa. Dobra. Powinnam się tego spodziewać. Może coś mniej popularnego?
-To od jakiegoś czasu oglądam z Samael - włączyłam serial Lucyfer. Lecz wymowne spojrzenie Errora na mnie, dało mi do zrozumienia, że i to zostało przemienione w AU - Czy jest coś, czego oni nie zrobili w wersji Undertale?!
-I ̨wła͘śn̸ie ̴d̴la͡t͜e͡go̷ niè l̷ubi͢ę ҉AŲ - pstryknął palcami - To j̸ak, ͜cóś̷ jeszcze ̡c̨hc̀ès̡z m҉í pǫk͞az̨ać͘ ͢c͢z͜y z̶a҉biera͢m͘y̛ s̛ię ̨do͝ ni͜sz̸c͘z̧e͘nia?
-Nie nie! Stój! - krzyknęłam szybko. Może próbowałam od złej strony? Wszystko co jest w necie ma swoją wersję Undertale. Więc może czegoś ciekawego warto poszukać w innym miejscu? Przypomniałam sobie ciekawą legendę jaką usłyszałam na ostatnich zajęciach na studiach. Koleżanka prezentowała historię pewnego siedemnastowiecznego zamku, z którego teraz pozostały jedynie ruiny. Udało mi się namówić Errora, aby zabrał nas tam, mimo jego niechęci do plebsu i marności naszego świata, postanowił dać mi szansę. I jestem mu za to wdzięczna.
Pogoda nam dopisywała. Pomijając oczywiście żar lejący się z nieba i bardzo mało wiatru, było... spokojnie. Nie umknęło mojej uwadze też to, że z wyjątkiem nas - nikogo nie było. Tak jakby cały świat świadom tego co może go czekać starał się unikać towarzystwa przyszłego kata i schodził mu z drogi. Ruiny nie mogły, bo były tylko ruinami. To wiadome, stały dumnie prężąc swoje wyżłobione kamienie i wiały pustką. W sumie... to nawet lepiej, nie musiałabym nikomu tłumaczyć co robię w towarzystwie czarnego kościotrupa.
-I co?͏ T̴o̶ ͟m̴a ̡b̀ỳć͝ int͝ęr͘es̀ują̶ce? - rzucił gdy szliśmy traktem do bramy wjazdowej.
-Nooo tak? Nie podobają ci się te ruiny?
-A͡ ćo̷ ci͏e̶k̴aw̕e̶go͜ mơże być w̡ ͏ruinách͘? - spojrzał na mnie z ukosa, a potem przed siebie - K̡u͝pa ̵ka̢mièn̴i̕ ͡i ҉ch́uj
-Chuja tu nie ma.
-J̡est, ͜bo҉ ͢j͏a ͡ws͞z̢e͝dłe̷m͟
-Chujem jesteś, to prawda, ale nie masz chuja
-C͢hcesz͟ ̷s͢i͢ę ̧prz҉e̛koǹa͟ć̛?҉
-Nie, dziękuję - zmarszczyłam nos i odrzuciłam włosy z grzywy - I tak nie jesteś moim ulubionym Sansem.
-Oj҉,҉ ͡b̶ò ̨się҉ ҉p̧o̕pł́acz͜ę̸. ͢Pe͘wn҉ie ͜wolisz ̸z U͞nde̸rf͜el͞l̢a?
-No, zasadniczo tak. Red jest słodki.
-Typǫw̸e.̡
-Co typowe?
-Wiele ͞samo͠tn̵yc̸ḩ i za͏ḱomp̢leks҉io̶nyc҉h ͟panie͞nek l҉e͢c͝i͟ n̴a͜ ͘Re̡d͘a̧
-A na ciebie to niby nie? A tak, zapomniałam, parują cię z Inkiem - zaśmiałam się wiedząc, że to strzał wprost w jego duszę. I nie myliłam się, skamieniał, w jego źrenicach zobaczyłam coś, co przypominało mi zawieszenie się komputera i wydawał z siebie taki charakterystyczny dźwięk, kiedy nie można znaleźć stacji radiowej. Albo kiedy też komputer zawiesi się w trakcie puszczania muzyki i mimo wszystko uporczywie ją odtwarza w upiornie zwolnionym tempie. - No już chodź Errorku. Inkuś pewnie się za tobą stęsknił. Miejmy to za sobą - odrzuciłam ogon na bok zadowolona ze swojego zwycięstwa.
-Ṕrz͠y̵s͟ięg͟am̶, ż̧e̸ ̵zn҉i̵s̀z͡cz͏ę̕ ̨ten͟ ́św҉iat - warknął idąc za mną. Mimo wszystko byłam zdziwiona, że choć ciągle się odgrażał ogólną anihilacją wszystkiego co istnieje, nadal ze mną był. Nuda? Hipokryzja? Niepewność? Nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem. Lecz cokolwiek to było, dawało mi nadzieję na to, że uda mi się ocalić świat. Heh, będę bohaterem! Taaa, akurat.
-Jasne, jasne. Dobra. A więc ten zamek został wybudowany w siedemnastym wieku przez...
-S͠ko̡ńc̕z̧ pr͟z̨ynu̸dza͟ć!
-Co?
-Przy͘nud͡z̀asz̶. W ͘d̀upi̸e ma̶m ͘t̸o͠,̨ kto͟ i ͝k̶ie͝dy͠ ͜g͝o stwo̵r̵z̡ył.́ P͡o̴ ćo ̵mnie̢ t̶u pr̕zyp̕ro͟w͝ad҉z̢ął̵aś̵? ͢
-Bo... to ciekawe miejsce?
-Ni͢by͝ od͢ ķt͠órej͠ ͞s҉tr̷o̴n̷y?
-Od każdej. Popatrz na to miejsce, to tutaj dawniej ludzie... - ziewnął głośno i wyraźnie. Zmarszczyłam brwi i magią poprawiłam okulary na nosie - Dobra. To coś innego. Większość takich miejsc ma swoją legendę, wiesz? - spojrzał na mnie - Wiesz jaka jest legenda tego zamku?
-U̢wię̸z͠ion҉a ͘k̵sięż͝ni̴cz̨k͘a?̶ ͟Ry͡ce̡rz be͜z ͡g̛ł͟ơwy? ̀Duch̵ w͏ł̴óc͠z͡ąc͝y ̴się ͠po ķóry͞t͏a̵r͘z̡ach͜ į ̵st͡r͝as̵z̨ący̕ ͜ws͟z̷y̧stk҉i̕ch͏ ̵in̕t͘r͟uz̡ó̸w̧?
-...
-H͏a! Zgad͢łȩm͝! To ̛z҉a̶bie̴ram̡ s̶ię ̡za ni҉sz͝cz̧e҉nie. Z͠ac͢zńę ́o͜d̸ ͢K̸a̴ǹad̡y̡. - kiedy miał pstryknąć palcami i otworzyć portal, chrząknęłam głośniej
-Jest tu ukryty skarb. - ściągnęłam jego uwagę.
-S͜kar͠b?
-Tak, skarb. O niebywałej wartości.
-̴N̕i̢e̷ i̢nt̡e͞r̛e͠su̡jȩ mn͡i̕e wasze ̧ludz̛ḱie͢ ͞z͡łoto
-Oh, nie jest powiedziane, że to jest złoto. Skarb ma po prostu wielką wartość. Dla każdego. Tak więc, jeżeli znajdziemy ten skarb, dostaniesz to czego zawsze pragnąłeś.
̶-Ś̶wi̸ę̶ty ̸s̷p͏o҉kój?̴ ̷Zap͡r̷o̕s̵zen̡ìe ͡na̧ ̵pògr̶z̷eb I͠n̛k̢a?̛ ͞K̶ǫni͝ec̡ AU?̧
-Mmmmmoże? - wahałam się, nie byłam pewna, czy akurat to znajdziemy... i czy w ogóle znajdziemy. Właściwie to nie wiedziałam na co liczę, ale miałam nadzieję, że odpowiedź znajdzie się sama. Ostatecznie każdego z nas czeka szczęśliwe zakończenie, w to wierzyłam i ... wierzę.
Ale mimo wszystko. Wracając.
Errora zainteresował tajemniczy skarb dlatego postanowił współpracować. Jeżeli można nazwać to współpracą. Pochylił się nad tabliczką informacyjną i wyciągnął z kieszeni niebieskie okulary by przyjrzeć się tekstowi.
LOCHY, WSTĘP WZBRONIONY
-To ̷i̢dzi̵e̛m͠y - powiedział mijając ostrzeżenie-Stój! Może powinniśmy się jakoś, no nie wiem, zabezpieczyć?
-W co͞ ̕i p͢r̷z̡e͝d̨ cz͟y͟m?̨
-Wiesz, zgodnie z legendą, w lochach zamczyska czai się licho.
͘-L̴i̢ ̕c̕o͟ z̨n̡oẃu҉?
-Licho. To demon.
̛-H̸à!̡ ͏Ż͞aden ͏w̧àsz͏ żało͘sny ͟d͡emo̧n̕ ni̛e͏ m҉oże͠ m̛i̕ ҉z̷a̸grozić.҉ To ̶ja͘ t̡u҉ ̛j̢e̵s̸t̨em̷ ̵pra̡wd͝ziw͏ym̷ p̷ot̶wo̶ŗe͏m͝ ̶-͘ wskazał na siebie kciukiem i wyszczerzył zęby. Wywróciłam oczami.
-W każdym razie licho czai się w lochach. Zgodnie z wierzeniami - mówiłam idąc za potworem, który nie baczył już właściwie na wszystko, nim się spostrzegłam już przekraczaliśmy lochy. Było ciemno, wilgotno i zimno. Z rozkoszą przyjęłam chłód na futrze pozwalając by przyjemne dreszcze przenikały moje ciało. W pustych od lat lochach słychać było nasze kroki, znaczy się jego szuranie kapciami i moje stukanie kopyt o kamienną posadzkę. Nikłe światełko z mojego rogu stanowiło jedyne oświetlenie jakie mieliśmy - licho nie pokazywało się często ludziom. A jak już to przypominało wychudzoną, starą kobietę z jednym okiem. Jedynym celem jego istnienia było przynoszenie choroby, zguby i nieszczęść na tych, których nawiedzało.
̀-Po̷ ̶c͡o?
-Co po co?
͝-̛P͢o͏ c̴o to̶ ro̢bi͞ł̢o͜?̨
-A bo ja wiem? Bo taka jego natura? Wiesz, znajdowało domy gdzie się mieszkańcom powodziło i ściągało na nich wszystkie nieszczęścia i plagi. Od chorób, po problemy. Podsyłało też złe myśli i nakłaniało do samobójstwa. Czasem osiedlało się na dużej.
-Czeg͜òś ni̕e ͞r̢oz̴umi̧e͞m.̕. - spojrzał na mnie przez ramię - S͜k͞o͘ro ҉to͡ ͏ta͢k ̧dzi̧ała̡ł̵o, t̸o͝ ̛dl҉a̶czego ͘zos҉ta̛ł҉o ͜tutaj̴?̧ ́Pr̡z̛ec̛ież͘ nie ̀ma̡ ̢ko͟go gnęb͟i̧ć.͟
-To legenda.
͞-Skarb t̨eż̢ j͞e̶s̢t l͠eg͢e̶n͠d͠ą.
-Mmmmtaaaaaak - zaczęłam się pocić - Aaaaaaale to inny rodzaj legendy!
̕-Ni͢b͠y jaki͡?
-Dobra legenda!
-҉Wi͘ęc͝ ̧z̷łe l̕eg̛en̴dy n̕ie ́są͡ p̴r͢áwd̸ziw̡e͞?
-Są... mniej... prawdziwe odtychdobrych! - zaśmiałam się nerwowo. - Mniejsza, idźmy. - zrównałam się z nim - Skarb nie znajdzie się sam! - Gdzieś w głębi serca cieszyłam się, że zainteresowało go znalezienie skarbu. Udawał też, że mnie nie słucha, ale wiedziałam, że słyszy każde słowo. - Zgodnie z tym co wyczytałam, skarb znajduje się za trzema parami drzwi. Trzeba znaleźć do nich klucze.
̨-To ͞brzm̛i j͘ak ͞z̛a̵g̛a̧dka w̕y̡m͘yś̛lo̶ńa p͘r͘z͡e͝z P͏ąpy҉r͏u̴s̴a.
-W sumie, ale chodź, trzeba znaleźć pierwszy klucz!
-A͢ ͏g҉d̵zie͞ o͜n ̷je͡śt͡?̕
-Gdzieś w tym lochu - rozejrzałam się, nic prócz ciemnymi korytarzami - Trzeba znaleźć żelazny klucz, który otworzy żelazne drzwi. Gdybyś był kluczem otwierającym drzwi do skarbu, to gdzie byś się schował? - spojrzałam na niego z uśmiechem.
̛-̀A̛ b̢o ja wi͏em? ̡Z̸ pewnoś̕c̸i͢ą nie ̡prz̶y͠ drzwiac̀h - bąknął stając. Wsadził ręce do kieszeni. Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na miejsce, które przykuło jego uwagę. Żelazne drzwi, nieco zardzewiałe i obrośnięte czymś co przypominało mech, obok nich w kamienie wbity żelazny pręt na którym zwisał żelazny klucz. Dziwne. Ale cóż, nie zamierzałam tego kwestionować. Ściągnęłam magią klucz i wsadziłam go do zamka. Coś chrupnęło, coś zgrzytnęło i pierwsze drzwi stały otworem. Ku naszemu zaskoczeniu, otoczenie się zmieniło. Wewnątrz pomieszczenia było przyjemnie ciepło, odblaśnice, świece i pochodnie nadawały pomieszczeniu przyjemny wygląd, zielone bluszcze z wielkimi liśćmi oplatały rogi pomieszczenia, zaś podłoga była drewniana. Przed nami, na środku była szara kolumna z misą. Gdy do niej podeszliśmy spostrzegliśmy, że na dnie znajduje się kolejny klucz.
-Srebrny klucz! - odezwałam się zadowolona - On otwiera dębowe drzwi. Które są... tam - pokazałam kopytem na solidne i wyglądające na nowe drewniane wrota obite żelaznymi zawiasami. - Trzeba go wyciągnąć i ... - chciałam chwycić go magią, lecz nie mogłam. Jakby coś blokowało mnie. Error zmarszczył brwi i wywrócił oczami. Niechętnie wsadził rękę do wody i natychmiast krzyknął z bólu. chwycił się za nadgarstek. Przerażona spojrzałam, że palce jakie wsadził do cieczy parują. - Boli cię?
-Ǹi̕e, k͠u̧rw͜à,͡ ̕ł̴a͠s͟kǫc̡z̛e͏! ͘- syknął patrząc na mnie, zaczynał się denerwować, przełknęłam ślinę. Spróbowałam znowu, magia działała na niego, nie byłam mistrzem w magii leczniczej lecz mimo wszystko pochyliłam się i przystawiłam róg do rany. Ta powoli, ale jednak skutecznie, zaczęła się zasklepiać, zaś jego ręka przestała zamieniać się w popiół. Nie podziękował, kiedy było już po wszystkim, jakoś mnie to nie zdziwiło. Bałam się, że swoją agresję skieruje przeciwko... wszystkiemu? Lecz myliłam się, ta przygoda sprawiła, że tym bardziej zapragnął dostać skarb. Już nawet nie dla samej wartości jaką prezentował, ale po prostu, aby utrzeć nosa czemukolwiek co ustawiło tę pułapkę.
Error próbował, ani jego niebieskie nici (które topiły się po zetknięciu z kwasem) ani przewrócenie misy (ta po prostu na złość wszystkiemu ani drgnęła) nie pomagało. Podczas jego agresji i starania się wyładowania złości na przedmiocie, ja postanowiłam rozejrzeć się po pomieszczeniu. Gdybym była srebrnym kluczem do dębowych drzwi... zastawiłabym pułapkę. Misa była pułapką. Nie traktowałabym jednak klucza jako nagrody za pokonanie jej. Z pewnością musi istnieć sposób na wydostanie go z dna. A co jeżeli klucz był fałszywy? Albo była to iluzja? Dlaczego, skoro to kwas - nie rozpuścił właśnie klucza? Error krzyczał i przeklinał. Ujęłam magią kilka liści bluszczu
-Zơs̨t̡aw̧ tơ ̶kureśt̶w͢o i p̢ŗz͟y̡daj ͟s̢i͜ę͏ ̷n͜a̵ co̶ś! - krzyknął. Nie spojrzałam na niego pochylając się przy ziemi.
-Co dostanę, jak otworzę te drzwi?
̸-͠Ą co͏ ̴ch͡cesz͝?̸ ͝Nic̡ ̨c͢i ̀nie҉ dam̴!
-Choćby miłe słowo - zmarszczyłam brwi.
̨-P͝o͜d̢usz̶k͘a.̴ M͝a̛s̛z͠.͏ ̵M̷i͡łe̛ ̸słowo.̛ A̶ ter̸a͏z̶ p҉o͞móż͏!̕
-Oooooo prosisz o pomoc?
-͜Nie ͜p͞r̕o͘s̡zę̷ ͏-̕ wycedził przez zęby. Wyprostowałam się. Widziałam zaskoczenie na jego twarzy kiedy obok mojej twarzy unosił się srebrny klucz. Powoli, fioletowa łuna znikała im bliżej się go znajdował. W końcu, podałam mu znalezisko i odwróciłam głowę zarzucając grzywę na bok i stawiając prawe kopytka za lewymi.
Kolejne pomieszczenie było niebieskie. Dosłownie niebieskie. Nie wiem skąd, ale niebieskie światło, podobne do tego jakie panowało w Waterfall wypełniało to pomieszczenie. Wyglądem właściwie podobne do wcześniejszego. Tym razem bluszcz był zgniły, zaś w misie na środku znajdował się muł. Drzwi za nami zatrzasnęły się same, nie było odwrotu. Error nawet nie próbował się cofnąć. Podszedł znowu do misy i spojrzał na nią jak na największego wroga w życiu. No dobra, na drugiego największego wroga. Nie zapominajmy o Inku.
-̛C̸ze͏g͘o ţer͡az ͟s͏z̕u҉k̢a̛ć̀?
-Złoty klucz do jesionowych drzwi. - odpowiedziałam rozglądając się po pomieszczeniu. Usłyszałam szmer za sobą Error podnosił z ziemi złoty klucz.
-҉H͠a! Dǫb͞ra,͝ ̛t̡e͏r̶az̶ ͝g̕d̵z̢i̵e̶ ̴s͟ą̷ ́drz̢wi?͘ - Właśnie, to było to co mi nie grało. Z wyjątkiem tych za nami, nie było żadnych w które można byłoby wsadzić klucz! Co więcej, byliśmy uwięzieni.
Próbowaliśmy chyba wszystkiego. Obstukaliśmy wszystkie kamienie. Próbowaliśmy podnieść deski z podłogi, lecz te jakby przyklejone Kropelką, ani drgnęły. Co więcej, magia Errora nie pozwalała mu się przemieszczać, teleportować czy skądkolwiek wynieść.Nie wiem ile minęło, ale długo. Za długo. Wizja spędzenia resztki życia z Errorem uwięziona w jakimś lochu z legendy nie była miła. Szkielet jednak nie tracił zapału, jak na kogoś, kogo pierwowzorem był skończony leń, Error wykazywał się wielkim zapałem. Wziął klucz i wsadził go w zamek od drzwi którymi weszliśmy. Jednak mimo nadziei, nic się nie stało.
-To na nic - bąknęłam padając pod ścianą - Przepraszam, że cię w to wciągnęłam, po prostu nie chciałam, abyś niszczył tego świata. Ja wiem, że jest chujowy i ludzie to kurwy - mówiłam odwracając wzrok - Powinnam pokazać ci nagrania z kotkami, albo birbami czy czymś... A ja zamiast tego chciałam zabawić się w ...
-Z̨a͜m̛ķnij ͏s̀i̶ę͘ ćh̡òć ̷n̴a͠ ͟chwi̡l̵ę - warknął w moją stronę. Podchodził do misy. Zmarszczyłam brwi.
-Error, nie wiemy co się stanie jeżeli wsadzisz tam rękę. Ja już nie mam magii aby ci pomóc więc...
-̨C̕i̵cho. ̀To ̴j͠e̢dy͢n̵e m̶i̶e̛j͘s̴ce͞ p̀r̶z̨y ͝ķt́óry͘m̧ n̵ic ̸ni͞e r̡ob͝iliś͏m̀y̡. - miał rację. Patrzył przez chwilę na rękę, potem na klucz, a następnie na misę. Wziął głębszy wdech i wsadził klucz do czarnej brei i ... nic. Właściwie to nawet zabawne. Misa wydawała się być głębsza, bo zmieściła całe jego przedramię nim doszedł do dna. Okazało się, że tam znajdował się zamek. Wsadził klucz i go przekręcił. Wtedy... niebieskie światło znikło i straciliśmy przytomność.
Nie wiem jak i nie wiem gdzie dokładnie, ale pierwszym co zobaczyłam było wielkie pomieszczenie. Kilka pochodni przytwierdzonych do ścian, w oddali kapanie wody. Sprawdziłam, czy mam w sobie magię, miałam, troszeczkę, ale miałam. Error już stał gdy się ocknęłam. Przed nami znajdowało się bajoro z mulistą wodą, zaś obok niego skrzynia. Ta z legend. W niej miało znajdować się dokładnie to, czego chciał otwierający. Lecz dlaczego potwór się nie ruszył? Dlaczego stał, skamieniały i patrzył ślepo na skrzynię? Podniosłam się i podeszłam do Errora patrząc na niego zaniepokojona. Już miałam się odezwać, gdy powstrzymał mnie skinieniem ręki. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na skrzynię jeszcze raz i zamarłam. Obok niej, posklejane od brudu czarne włosy, rozczesywała przeraźliwie chuda i stara kobieta o jednym oku. Licho.
Iiiii to jest właśnie to miejsce, gdzie przerwaliśmy. Jak domyślacie się, oboje zaczęliśmy krzyczeć, Licho na nas spojrzało, wyszczerzyło w uśmiechu przeżarte próchnicą zębiska i ruszyło w naszym kierunku. Zapomniałam dodać Errorowi zakończenie legendy. Nikt nie wyszedł żyw z lochów, albowiem ten demon ich dopadł. Szkielet zareagował natychmiast, wziął mnie pod pachę i uciekał... Przed siebie, przed Lichem, pstryknął palcami, ale nic się nie stało. Zrozumiałam, że nie może otworzyć portalu. Widząc, że Licho jest coraz bliżej wzięłam głęboki wdech, całe życie przeleciało mi przed oczami. Było zaskakująco krótkie i wtedy... resztką magii udało mi się nas teleportować przed zamek. Cud? Ręka boska? Los? Nie wiem czemu dziękować, ale na wszelki wypadek dziękuję wszystkiemu co jest. Byłam jednak padnięta, kręciło mi się w głowie i miałam nudności. Nie opanowałam teleportacji do takiego stopnia, ale cieszę się, że moje ciało zareagowało samo.
Chcecie poznać koniec historii? Error gdy tylko zorientował się, że trzyma mnie pod pachą, puścił moje ciało na ziemię i odskoczył jak oparzony. Nie wiedziałam, czy wyraźne dreszcze jakie teraz go przeszywają są z obrzydzenia, czy ze strachu. A może i z tego i z tego? Łaskawie przeniósł mnie do domu, na środek pokoju, na dywan. Otworzył portal do przestrzeni Po-Za i wszedł do niego. Nim zamknął go, odwrócił się jeszcze w moją stronę i powiedział te słowa
-
Dobra, nic nie powiedział. Rzucił we mnie czarnym kapciem i zniknął.
I właśnie w taki sposób... ocaliłam świat.
Genialne! Świetnie się czytało i naprawdę fajny humor :)
OdpowiedzUsuń