10 listopada 2016

Undertale: Klatka z kości -Rozdział XI - Żar [Cage of bones - Heat - tłumaczenie PL] [+18]

Obrazek autorstwa: Golen-dragons-flower
Notka od tłumacza: Jest to opowiadanie z serii NSFW, osadzone w alternatywnym uniwersum (AU) gry Undertale nazywanym Underfell. Czym się charakteryzuje ta rzeczywistość? Frisk dobry - potwory złe. Floweya w tym wypadku nie ma w opowiadaniu. Autorką  jest Golden thread (Lusewing). Co warto jeszcze zaznaczyć? A tak, głównym bohaterem opowiadania jesteś... cóż TY. Tak, Ty. Opowiadania pokroju Postać x Czytelnik są dość modne poza granicami naszego zaścianka i jakkolwiek za nimi nie przepadam tak to opowiadanie wyjątkowo mnie do siebie przekonało. Jeżeli komuś nie odpowiada taka forma tekstu może wyobrazić sobie w roli siebie np Friska czy własne ulubione OC. Warto jednak zaznaczyć, że treść jest dostosowana pod kobiecego czytelnika.Główna para to Ty x Sans (Underfell)
W opowiadaniu występuje BDSM, gdzie kobieta jest uległa, a mężczyzna jest dominujący - jeżeli nie lubisz takich rzeczy - zrezygnuj z dalszego czytania (chociaż pewnie będziesz żałować). To by było chyba na tyle.
Oryginał: klik
Spis treści:
Rozdział XI - Żar (obecnie czytany)
/Na prośbę autora - dalsze tłumaczenie zostało przerwane./
Pobudka nie była miła. To nie pierwszy raz kiedy zostałaś gwałtownie wybudzona i zdecydowanie nie ostatni. Czułaś się lepka od własnego potu i pusta w środku. Sen okazał się wędrówką po ciemności, choć mimo to i tak odpoczęłaś. Twoje ciało i dusza walczyły z dzielącym was dystansem, bolało choć nie tak bardzo.
Co się stało? Do czego doprowadził Cię los? Masz być maszynką do pieprzenia dla parszywego demona? Chciałaś się ruszyć, ale zdałaś sobie sprawę z tego że nie możesz złapać oddechy, choć nic nie blokowało już Twoich ruchów. Plecami byłaś odwrócona do ściany, zaś przed sobą miałaś Sansa. Leżał na boku, dłoń trzymając pod Twoją głową, była to najbardziej niewygodna poduszka na świecie. Druga obejmowała Twoje biodra. Trzymał Cię mocno w swoim uścisku. Czułaś jego kości na swojej skórze, lecz całe szczęście nie widział jak bardzo jesteś tym wszystkim zawstydzona.
Twój oddech był przerywany, wkrótce zaczęłaś się dusić. Musiałaś się ruszyć. Nie mogłaś już łapać tchu. Wszystko było takie ciężkie, takie ciasne. Fioletowa poświata w pokoju zaczęła migotać, oznajmiając, że serce chce do Ciebie wrócić, że zaczynasz się bać. Zaczęłaś się wiercić.
Sans westchnął i popatrzył na Ciebie, dźwignął się na łokciach aby lepiej zbadać Twoją twarz. Ten drapieżny wyraz, ta dzikość w oczach z zeszłej nocy kompletnie zniknęły.
-Już już suczko, oddychaj – Jego dłoń z Twoich bioder przesunęła się po skórze, kończąc swą wędrówkę na Twoim policzku – Powoli i spokojnie, wdech i wydech – Starałaś się odzyskać kontrolę nad swoim ciałem. Było ciężko. Łzy zaczęły spływać Ci po twarzy, lekko szlochałaś. Nie możesz nawet normalnie oddychać. Wszystko było nie tak. -Ciii, jesteś bezpieczna. Nie masz się czego bać. Nie myśl, zacznij...
-...czuć. - dokończyłaś, wykrztuszając z siebie to słowo nim po policzkach poleciało Ci więcej łez - Nie chcę... to... to złe... Dla...czego m-mi to robisz?
-Oh moja mała ptaszyno, chcę cię uwolnić – wraz z tymi słowami zaczął wyswobadzać z więzów Twoje dłonie. Patrzyłaś jak jego kościste palce ostrożnie pozbywają się sznura jakim Cię skrępował. Na nadgarstkach pozostał ślad po którym przejechał czule kciukiem.
-Nie rozumiem – To była wolność? Wszystko wskazywało na to, że nie. Starałaś się skupić, lecz w tej chwili bez duszy, trudno było Ci zapanować nad myślami.
-Uwolnię cię od zmartwień, od strachu, od bólu. Będziesz czuła się szczęśliwa, bezpieczna i kochana – pocałował ślady wczorajszej nocy na Twoich nadgarstkach, zadrżałaś kiedy to zrobił. Studiował Cię, przyglądał Ci się, skupiał się na Twoim oddechu. - Moja delikatna ptaszyno. Płaczesz, ranisz się i po co? Tylko dlatego, że zrobiłem ci dobrze?
-Nie chciałam! Mówiłam nie, ale nie słuchałeś!
-I dlatego płaczesz? Bo mnie nie chcesz? - przytaknęłaś starając się powstrzymać resztę łez jakie Ci zostały. Chciałaś go nienawidzić, ale teraz... nie mogłaś. Nie wiedziałaś dlaczego, ale sposób w jaki się na Ciebie patrzył, w jaki Cię dotykał, tak delikatnie; tak czule, nie umiałaś tak po prostu go nienawidzić. 
- Dobrze ci było, prawda? Zraniłem cię? - ostatnia noc była mieszaniną strachu i pożądania. Trudno było poukładać wszystko razem, ale czułaś słodki ból na nadgarstkach. Właściwie, Cię nie skrzywdził. Ale to nie było dobre! Nie wiedziałaś jak mu odpowiedzieć więc na koniec spuściłaś wzrok patrząc jak gładzi Twoje dłonie, wydawały się takie małe w porównaniu z jego. - Przestań wybierać to co chcesz i czego nie chcesz. Zaakceptuj to co ci daje, a nigdy tego nie pożałujesz. - Podniosłaś na niego wzrok i zmarszczyłaś brwi. Masz się poddać? To wybory jakie podejmujesz określają to kim jesteś. Zawsze można się pomylić, ale i te sprawiają że jesteś silniejsza, tworzysz swoją osobowość... prawda? Poczułaś jakbyś się w sobie zapadała, starając się poskładać do kupy. Twoja dusza cię wołała. - Kochanie, nie widzisz? - Puścił Twoje dłonie i położył kciuk na Twoich wargach. Czułaś ciepło od jego kości. To było takie nierealne. Zamknęłaś oczy myśląc o tym uczuciu, desperacko pragnąc złapać się czegoś na czym będziesz mogła się skupić.
-Nie musisz się już martwić. Nie ma wyborów. Nie ma zmartwień. Uczynię twoje życie łatwiejszym, ale wpierw musisz mi zaufać. Nie skrzywdzę cię kochanie. Jesteś moja na każdy możliwy sposób. Po prostu się z tym pogódź. - Zamruczał cicho. Mimo to nadal starałaś się walczyć o swoje.
-Cierpienie jest.... jest częścią życia – Każdy cierpi. To normalne. To pomaga cieszyć się dobrymi rzeczami i uczy jak zachować bezpieczeństwo. Nie lubisz cierpieć, ale... to życie, prawda?
-Dlaczego? - krótkie, proste pytanie, ale nie znalazłaś odpowiedzi na nie. Starałaś się z trudem zebrać własne myśli.
-Bo... Tak po prostu jest
-Może na powierzchni, ale mała ptaszyno, tutaj ze mną, już nigdy nie będziesz cierpieć. Nie będziesz płakać – otarł łzy z Twojego policzka. Potem delikatnie przysunął Cię do swojej klatki piersiowej, położył szczękę na Twojej głowie i mocno przytulił. Zadrżałaś, ale wiedziałaś, że nie zrobi Ci krzywdy, więc szybko się odprężyłaś. Myślenie było trudne. Potrzebowałaś swojej duszy. Lepiej było teraz odpuścić. Nie walczyć. Jak tylko puściłaś wolno swoje myśli, natychmiast usnęłaś. Czułaś się bezpieczna, nawet jak nienawidziłaś tego uczucia.

Kilka godzin minęło nim znowu się ocknęłaś.

Czułaś się lepiej. Wypoczęta, tak dla odmiany. Nadal byłaś przytulona do piersi potwora, jego ręka tonęła w Twoich włosach.
-Dzień dobry, kochanie – odpowiedziałaś grzecznie, poczułaś jak Sans gładzi Twoją głowę. W końcu, ta kupa kości znalazła siły aby wstać z łóżka. Podniosłaś głowę i popatrzyłaś na niego. Twój mózg naprawdę zwariował, był przeciążony. Nie dość, że wcześniej miałaś problemy z myśleniem, tak teraz już w ogóle nie myślałaś. On był cóż... to były same kości. Kręgosłup, miednica, kości nóg, nic więcej. Ale byłaś pewna, że wsadził w Ciebie ... c o ś wczoraj w nocy. To zdecydowanie nie były jego palce, ani jakaś twarda kość. Potrząsnęłaś głową starając się rozwiać te myśli. Za wcześnie na to gówno. Sans znajdował się teraz po przeciwnej stronie pokoju grzebiąc w stosie ubrań i wąchał te, które nadają się do założenia. Fuuuuuj. No nic kochana. Rusz się i przybliż do duszy. Z każdym krokiem łatwiej było się skupić i odzyskać normalny oddech. Było lepiej. Po kilku głębszych wdechach czułaś się bardziej... sobą, miałaś większą władzę nad duszą. Nadal chciałaś ją odzyskać, nadal czułaś się jakby rozerwana na dwie części, ale było lepiej. Podskoczyłaś kiedy zaatakowało Cię coś czerwonego. Jakiś materiał owinął się dookoła Twojej głowy. Walczyłaś z nim chwilę, aż zorientowałaś się że to ubranie. Koszulka ściślej ujmując. A będąc jeszcze bardziej dokładnym jego koszulka, którą nosił wczoraj. Patrzyłaś się na nią z niedowierzaniem.
-Zakładaj. - Odwróciłaś się do Sansa, zakładał właśnie szary golf, a potem zerknął na Ciebie. Ubrania są cudowne, ale... cóż... to śmierdzi Sansem, dymem, potem i ... seksem. Czyli wszystkim o czym najchętniej byś zapomniała. No ale bądźmy tutaj szczerzy, też nie pachniesz fiołkami.
-Um, a mogę to najpierw uprać? - Wiedziałaś, że nie założysz na siebie czegoś takiego, jeżeli nie stanie się to choć odrobinę czystsze.
-Heh heh, znowu chcesz być mokra? - W końcu założył na siebie spodnie, długie, luźne, czarne.
-Nie. - odpowiedziałaś szybko i musiałaś się powstrzymać by nie dodać czegoś jeszcze. Nie chciałaś go zdenerwować, póki nie miałaś w sobie duszy. - To po prostu... Ja po prostu ... nie za ładnie pachnę i ... nie chcę ubrudzić twoich ubrań? - Nie brzmiałaś nawet zbyt szczerze. Zacisnęłaś palce na materiale. Całe szczęście, Sans odebrał to jako żart i zaczął się śmiać.
-Suczko, możesz upaćkać moje łachy jak tylko chcesz. Poza tym – Chwycił za koszulę którą trzymałaś, a potem przysunął Cię bliżej do siebie i chwycił za kark – Teraz pachniesz smakowicie – Ugryzł Cię lekko i powoli polizał. Nie mogłaś nic poradzić jak tylko wzdrygnąć się i obserwować jak Twoja dusza migocze. Cofnął się trochę i podniósł koszulkę, wyraźnie chciał Cię ubrać. Uniosłaś ręce do góry i wstrzymałaś oddech jak tylko wsunął ją na Ciebie. Materiał przeszedł przez głowę, na chwilę Twój świat stał się cały czerwony, a kiedy już przeszła mogłaś wypuścić powietrze. Czułaś się jak dziecko. Tylko, że dziecka nie dotyka się po skórze w taki sposób. Sans zrobił krok w tył podziwiając swoją pracę. Skrzyżowałaś ręce na piersi jak mierzył Cię wzrokiem od stóp aż po głowę. Choć miałaś na sobie koszulę, w tej chwili czułaś się bardziej naga niż pięć minut temu.
-Cholera. - Bardziej warknął niż powiedział. - Czerwony naprawdę ci pasuje – na dnie jego oczu dostrzegłaś pewien dziwny błysk, kiedy to mówił i się uśmiechał.
Całe szczęście, cokolwiek planował zrobić zostało przerwane przez nagły dzwonek dobiegający chyba z parteru. Rozpoznałaś, że to jego telefon, choć Sansowi zajęło trochę rozpoznanie dzwonka. Warknął zdenerwowany, odwrócił się w stronę klatki i chwycił Twoją duszę. Strach wymieszał się z nadzieją, być może ją odzyskasz. Uniosła się i poszybowała do Ciebie. Byłaś kompletna. Objęłaś swoją pierś, tak jak matka obejmuje dziecko. I wszystko było na swoim miejscu. Wszystko było dobrze. Errr, pomijając fakt że zostałaś porwana i uwięziona w domu zboczonego potwora.
-Chodź nim się spóźnimy – Gdzie mielibyście się spóźnić? Tego nie wiedziałaś. No ale to oznaczało, że wyjdziesz z jego pokoju, i będziesz mogła zaczerpnąć troszeczkę powietrza. Wraz z krokami po schodach w dół, zdałaś sobie sprawę, że to był kolejny telefon od tajemniczego Papsa. Po kręceniu się w kółko po pokoju, w końcu kościotrup chwycił za komórkę i usiadł na kanapie.
-Ta, ta. Jestem – Głos po drugiej stronie słuchawki był cichszy niż ostatnio, więc nie byłaś w stanie usłyszeć o co chodzi – Daj mi pół godziny – to pierwszy raz kiedy widziałaś Sansa takiego nonszalanckiego wobec kogokolwiek. Cóż, wobec kogokolwiek innego niż Ty – Powiedziałem, daj mi pół godziny. Masz szczęście, że w ogóle przyjdę – I kolejna przerwa, rozglądał się po pokoju szukając czegoś wzrokiem. - Daj spokój, wytrzymasz trzydzieści minut beze minie – Nie pożegnał się kiedy odstawiał słuchawkę. Po przepatrzeniu pokoju udał się do kuchni. Korzystając z okazji użyłaś nocnika, zdając sobie sprawę że nie był jeszcze opróżniony. Śmierdział gorzej niż ta koszulka jaką miałaś na sobie. Chciałaś skończyć nim Sans wróci.
-Wziąłem to dla ciebie wczoraj, nie chcę abyś pokazywała się tak żadnemu innemu potworowi w Snowdin – to były szorty. Bardzo krótkie, czarne, no ale przynajmniej w końcu to coś co będziesz mogła założyć. Podeszłaś do Sansa nie wiedząc co dokładnie czujesz. Szczęście? Nie, to nie było to. Wdzięczność, tak to już prędzej. Szkielet przyniósł Ci coś. Dał Ci coś.
-Dziękuję, Sans – Na nic nie czekałaś, miałaś nadzieję, że pokazanie mu, że bycie miłym dla Ciebie może wiele zmienić. Lepiej, aby traktował Cię jako osobę, niż jako swojego zwierzaka. Sans przyglądał Ci się z dziwnym głodem w oczach kiedy je zakładałaś. Guzik był... cóż, nieco inny niż te do jakich przywykłaś. Wyglądał jak małe kościste dłonie, które trzeba było razem połączyć. Jednak nie wiedziałaś jak to zrobić. Może jest tutaj jakiś magnes? Walczyłaś z guzikiem, Sans w tym czasie wyciągnął ręce z kieszeni i przyciągnął Cię do siebie chwytając pewnie za Twoje pośladki. Podskoczyłaś lekko zaskoczona jego dotykiem.
-Pasują? - przytaknęłaś, z trudem powiedziałaś słowo „tak” trzymając głowę opuszczoną. Spłonęłaś rumieńcem. - Oh, suczko, nie ma się czego wstydzić. Popatrz na mnie – Wtedy klepnął Cię w jeden z pośladków. Krzyknęłaś cicho, zaskoczona. Zarówno tym gestem, jak i faktem że potem zaczął łapczywie wbijać palce w Twoje tyły. Oczywiście, wystarczyła chwila aby jego rozbawiony ton głosu stał się poważniejszy – Suczko, powiedziałem, popatrz na mnie. - Podniosłaś swoją twarz. Byłaś pewna, że jest teraz w tym samym kolorze co ofiarowana Ci koszula. Jego oczy zamigotały. 
-Tylko ja mogę je ściągnąć. Zrozumiałaś? - Pociągnął za boki szortów. Powoli przytaknęłaś. - I kiedy powiem, że masz je zdjąć, zrobisz to natychmiast. W przeciwnym razie... - Przybliżył się do Ciebie i chwycił za materiał podciągając go do góry. - Te spodenki staną się znacznie krótsze – Znowu przytaknęłaś. Ok, bądź grzeczna, aby zachować ubranie. Łatwizna. Dasz radę. No ale tutaj rodzi się pytanie: dlaczego dał Ci ubrania? To nie tak, abyś narzekała. Ale myślałaś, że woli jak jesteś... mniej odziana.
-Grzeczna dziewczynka. Idziemy – Odszedł o Ciebie i chwycił za kurtkę z kapturem i buty.
-Idziemy? - Zaraz, weźmie Cię gdzieś na zewnątrz? Byłaś zaskoczona. Jasne, chciałaś uciec, a bycie na dworze ułatwiało to, ale tam też były inne potwory. Nie wspominając o mrozie, a Ty nie byłaś zbyt ciepło ubrana. Nie miałaś nawet butów.
-Ta. Zostaniesz z... moim przyjacielem – Nie byłaś pewna jaki wydźwięk emocjonalny Sans wsadził w słowo „przyjaciel”. Nie wiedziałaś, że ma też kogoś kogo by tak nazwał. Szczerze powiedziawszy dom wydawał Ci się bezpieczniejszym miejscem.
-Nie mam butów.
-Nie martw się, to nie jest daleko. Nie mów mi, że masz zimne stopy – Zaśmiał się i objął Cię ramieniem popychając w kierunku drzwi. Raaaany, skąd ma taki dobry humor? Oh, no tak. Biorąc pod uwagę wczorajszą noc... Cóż, odpowiedź na to pytanie nie za bardzo Ci się spodobała. Drzwi się otworzyły, było zimniej niż to zapamiętałaś. Przytuliłaś się do niego bliżej starając się zachować ciepło. Miałaś dziwne wrażenie, że jego ciało jest jednocześnie gorące i zimne. Popchnął Cię znowu i zrobiłaś krok do przodu. Ból sprawiał, że szłaś dalej stawiając kolejne kroki w śniegu. Faktycznie, droga nie była długa, lecz wydawała Ci się wiecznością. W krótkim czasie miałaś wrażenie, że Twoje obie stopy zamieniły się w bloczki lodu. Doszliście do baru z neonowym napisem „Grillby's” nad drzwiami. Okno obok było zabite deskami.
-Odpierdol się! Zamknięte! - Oh, bardzo przyjazna miejscówka. Sans jednak nie wyglądał na zniechęconego, pukał dalej.
-Otwieraj Grillby – usłyszałaś ciężki klik zamka, a potem wejście się otworzyło i dostrzegłaś... człowieka? Wpatrywałaś się z niego zaskoczona, w jakiś sposób ciepło wypełniło Twoje wnętrze, a stopy już tak nie bolały. Człowiek. Facet. Zdecydowanie istota ludzka. Popatrzył na Ciebie i na Twojego towarzysza, a potem wpuścił was do środka. Nie umiałaś oderwać od niego wzroku. Prawdziwy człowiek. Żywy. Jest ich więcej? Na to ostatnie pytanie dostałaś szybko odpowiedź, dostrzegając w przybytku jeszcze dwoje. Kolejny mężczyzna i młoda dziewczyna. Niestety, w barze znajdował się ktoś jeszcze. Fiolet. Jasne, ogniste, fioletowe płomienie stojące za szynkiem. Był ubrany na czarno, tylko kołnierz białej koszuli wystawał mu pod brodą. To musiał być ich szef. Jakiś inny potwór? Zorientowałaś się, że Sans stoi obok Ciebie, lecz nie patrzył w Twoją stronę.
-SANS! - krzyknęła młoda dziewczynka i podbiegła do was omijając kilka stołów. Była wyraźnie zadowolona widząc kościotrupa. Miała może szesnaście lat, albo siedemnaście. Nie mniej.
-Cześć Słodziutka, tęskniłaś? - dziewczyna przytaknęła i pozwoliła aby pogłaskał ją po krótkich brązowych włosach. Praktycznie rozpływała się pod jego dotykiem. Rozejrzałaś się dookoła zakłopotana tym co widzisz. Tych dwóch kolesi pracowało teraz przy barze nie zwracając na was większej uwagi. Wydawali się jakby... wyłączeni. Puści. Dreszcz przeszedł Ci po plecach. Odwróciłaś twarz. Sans nadal był z tą dziewczyną. Co się z nimi do cholery dzieje? Czy właśnie to ma Ciebie czekać jeżeli się poddasz? I dlaczego do diabła ona się tak szczerzyła do Sansa? 
Poczułaś ciepło na plecach i przypomniałaś sobie, że nie tylko ludzie byli w tym pomieszczeniu. Powoli odwróciłaś się i zdałaś sobie sprawę z tego, że masz właśnie spotkanie pierwszego stopnia z nowym rodzajem potwora. Może nie miał tego samego koloru co ogień, ale zdecydowanie pachniał jak taki i wydzielał ciepło. Nie chciałaś się poparzyć. Jak jego ubrania nie spalają się? Nie wiesz. Lecz to chyba kolejna dziwność, jaka składa się na jego osobę. Zauważyłaś, że przygląda Ci się z uwagą, płomienie na jego ciele zatańczyły szybciej. Naaaawet nie chcesz wiedzieć jak to się dzieje. Tłumaczenie czegokolwiek mogłoby być trudne.
Pochylił się w Twoim kierunku. Zrobiłaś krok w tył i popatrzyłaś na Sansa. Ten był wyraźnie zajęty tamtą dziewczyną i zdecydowanie nie uzyskasz od niego żadnej pomocy. Popatrzyłaś raz jeszcze na nowego potwora. Wyciągał rękę w Twoim kierunku i zatrzymał ją, czekając.
Proszę, nie spal mnie. Proszę nie spal mnie. Błagam nie spal mnie! Krzyczał Twój umysł niczym modlitwę. Potem uścisnęłaś wyciągniętą dłoń w geście przywitania. Była... ciepła. Miękka. Takie miłe przywitanie po spacerze w mrozie. Miałaś już ją cofnąć, kiedy zobaczyłaś, jak małe fioletowe płomienie z jego palców oplatają się dookoła Twojej dłoni. Patrzyłaś niemalże sparaliżowana, jak przystawia Twoją rękę do swojej twarzy. Poczułaś jak dziwne ciepło przeszywa całe ramię kiedy Cię... pocałował? Zarumieniłaś się. To nazywa się igraniem z ogniem? Zauważyłaś, że za okularami na nosie migoczą dwa jaśniejsze światełka. Patrzył się na Ciebie z uwagą. Nie umiałaś oderwać od niego wzroku. Przybliżył się w Twoim kierunku. Łał, robiło się gorąco czy to tylko Ty? Nagle ciepło zniknęło, w jednej chwili między wami stał Sans.
-Cofnij SIĘ! - Cholera! Był wkurwiony. Ten drugi po prostu zrobił krok w tył i skrzyżował ręce na piersi. Patrzyli się po sobie nim po chwili Sans chwycił Cię - To był zły pomysł kochanie. Chodź. - Już mieliście wychodzić, kiedy usłyszałaś dziwny, nieludzki głos wydobywający się od płomiennego potwora.
-Dokąd? - czy to w ogóle da się nazwać głosem? To słowo zatrzymało Sansa. Warknął i przytulił cię mocniej nim ostatecznie podjął decyzję. -Zostaniesz tutaj. Grillby i ja musimy ... pogadać.
Share:

9 listopada 2016

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział VIII - Gotując coś jadalnego [Would That Make You Happy? - Cooking Something Edible - tłumaczenie PL]


Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej. 
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
-Wiem, że wyskakuje z tym jak Filip z konopi, ale muszę wiedzieć: po co wam szampon w łazience?
Sans zachichotał idąc obok Ciebie, zarówno Ty jak i on mieliście znacznie lepsze humory.
-hah, dobre pytanie. to dlatego, że undyne czasami przychodzi spotkać się z papyrusem. raz na jakiś czas zostaje na noc, a nie lubi nosić ze sobą butelek bezsensownie więc zostawia je tu.
Nuuuuuuudy.  Spodziewałaś się czegoś innego. Nie wiesz dokładnie czego, ale może czegoś bardziej dziwnego.
-Będzie zła, że z nich skorzystałam? Jest... jak to Papyrus powiedział? Kapitanem Straży Królewskiej?
-ta.. ale jeżeli się o was dowie, szampon będzie najmniejszym z jej zmartwień – westchnął. Popatrzyłaś na niego i zdałaś sobie sprawę, że mówi całkiem poważnie. Wasze oczy się spotkały. Uśmiechnął się. -ale nie martw się, koleżanko. papyrus nic jej nie powie, no i ona nienawidzi zimna więc raczej szybko nie zawita do snowdin
To wiele wyjaśniało, ale miałaś przeczucie, że ta cała Undyne będzie problemem, prędzej czy później. Bez względu na to czy zostaniesz z braćmi, czy nie. Jak na ten moment nie masz się jednak o co martwić. Nie szarp sobie nerwów, kiedy nie jest to konieczne.
-A skoro mowa o Papyrusie – postanowiłaś zmienić temat – Myślisz, że obrazi się jeżeli zaproponuję mu, ze to ja zrobię jutro kolację?
-naprawdę nie musisz pomagać
-Muszę, jeżeli chcę zjeść coś jadalnego – Sans się zaśmiał
-dobrze, rozumiem, myślę, że się nie pogniewa
-To dobrze. Pójdę do sklepu z samego rana
-przypomnij mi, abym dał ci pieniądze nim wyjdziesz
-Ja... - chciałaś już się sprzeczać, kiedy przypomniałaś sobie, że nie masz gotówki. To znaczy masz, kilka drobniaków, ale tutaj Ci się na nic nie przydadzą. - ...Dobrze. Dziękuję, Sans.
Jedynym światłem w salonie była poświata telewizora, jak weszliście do środka mieszkania frontowymi drzwiami. Leciał program kulinarny prowadzony przez robota, jednak głos był wyciszony i nie możesz powiedzieć o co chodziło dokładnie. Kiedy znalazłaś na kanapie znajomą sylwetkę uśmiechnęłaś się, a ciepło wypełniło Twoją klatkę piersiową. Frisk usnął w ramionach Papyrusa, szkielet obejmował ramieniem dziecko położyło swoją rękę na jego boku. Ciemne włosy bezwładnie okalały spokojną twarzyczkę. Rączki Friska zaciśnięte były na kocu jakim był przykryty. Wymieniłaś się spojrzeniami z Sansem, dostrzegłaś pewną czułość w jego wyrazie twarzy. Nie krył się z tym co czuł do swojego brata, ale teraz widziałaś wszystko czarne na białym.
-Naprawdę nie chcę ich budzić – szepnęłaś
-trzeba, chyba że chcesz spać na podłodze – powiedział – zabiorę brata, a ty zajmij się friskiem
Przytaknęłaś. Naprawdę nie chciałaś spać na podłodze.
Dziecko mamrotało coś przez sen jak je podnosiłeś nadal owinięte w koc. Z wiekiem robił się coraz cięższy, więc zamiast trzymać po prostu przeniosłaś go na drugi koniec kanapy. Jakimś cudem, nie obudził się. Co takiego jest w dzieciach, że mają tak kamienny sen? Zaraz potem Sans podniósł Papyrusa, który z trudem utrzymywał równowagę.
-chodź bracie, czas do łóżka.
-Sans? - jeszcze nigdy nie słyszałaś go tak cichego. A więc Papyrus możenie krzyczeć. - Wróciłeś.
-ta
Wyższy brat zerknął na Ciebie zaskoczony, jakby przez chwilę Cię nie rozpoznawał. Po krótkiej chwili już wiedział kim byłaś. Mrugnął
-Ah, ludź. Mam nadzieję, że mój brat był dobrym towarzystwem, jeżeli nie, oferuję swoją obecność następnym razem – ziewnął, a potem wraz z niższym udali się po schodach na piętro. Ty też powinnaś pościelić sobie łóżko. Położyłaś kurtkę Sansa na oparciu, i przeczesałaś jeszcze wilgotne włosy palcami. Ziewnęłaś, wzięłaś więc poduszkę i przysunęłaś Friska blisko siebie. Lepiej się czułaś śpiąc od wierzchu, wiedziałaś że dziecko nie spadnie w środku nocy. Jak tylko położyłaś się usłyszałaś znajomy głos.
-hej – szepnął Sans, nie przyglądał Ci się jak to miał w zwyczaju. Był przy Tobie nim zdążyłaś się zorientować. Ciekawe jak. Magia? Może. Trzymał w ręku dwa koce i dodatkowa poduszkę. - pomyślałem, że może ci się przydać. dzieciaki lubią zawijać się w naleśniki. - wzięłaś je z wdzięcznością
-Ta, dokładnie. - Sans zaśmiał się cicho
-pap kiedy był mały też tak często robił, brał koc i okręcał się nim jak małe burrito – zaśmiałaś się miękko, kościotrup wzruszył ramionami – tak właściwie to nadal to robi... czasami, niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają
-Dzięki – Przytaknął i zabrał ze sobą kurtkę
-dobrej nocy – wyłączył telewizor po drodze.
Przyglądałaś się jak wchodził na górę i zniknął za drzwiami, dopiero wtedy okryłaś się kocem i położyłaś. Frisk wtulił się w Ciebie. Objęłaś dziecko ramieniem. Jego głowa znajdowała się pod Twoją brodą, czułaś od niego znajomy zapach, ciepły oddech na obojczykach. Nie ważne teraz było że śpisz na kanapie braci kościotrupów. Z Friskiem u boku czułaś się jak w domu.
-Siorka? - mruknęło dziecko wtulając twarz w Twoją koszulę
-Jestem, kochanie. Wracaj spać. - Pogładziłaś je po włosach
-Mmmm – rozluźniło się, po jego oddechu wiedziałaś, że usnęło ponownie
Sans nie mógł się zdecydować, czy zamykać drzwi do jego sypialni, wychylił się by jeszcze raz zerknąć na salon. Dostrzegł kształt Twojego ciała i Friska w ciemnościach. Jego kurtka pachniała Tobą, cóż Tobą i szamponem Undyne. Bał się przyznać przed sobą, że na swój sposób podobało mu się to. Minęło już tyle czasu, zapomniał więc czym jest nadzieja. Lecz kiedy tak na Ciebie spoglądał, czuł jakby budziły się w nim zakopane emocje.
Tyle razy musiał przechodzić to samo znowu i znowu. Zagubił się w tym wszystkim. Nie wiedział co ma do Ciebie mówić, czego ma oczekiwać po rozmowie z Tobą. Frisk był nieco inny za każdym razem kiedy przybywał, lecz ostatecznie jego droga była zawsze taka sama. Najczęściej pacyfistyczna. Czasami... gorsza. Kiedy obierał tę drugą drogę nigdy go nie pokonał. Próbował i próbował, aż się poddawał i resetował świat. Wtedy Frisk wracał i zostawał nieco dłużej, jednak zachowywał się tak jakby w większej części nie pamiętał tego co miało miejsce. Jednak tym razem...
To się nigdy wcześniej nie stało. Ty się nigdy wcześniej nie stałaś.
Wszystko się zmieniło.
Sansa nie było w domu kiedy wróciłaś ze sklepu z dzieckiem.
-PRACUJE, JAK POWINIEN, TEN LEŃ JEDEN. - powiedział Ci jego brat idąc za Tobą do kuchni, zerkał zaciekawiony do siatek z zakupami – PEWNIE ŚPI GDZIEŚ NA JEDNEJ ZE SWOICH STACJI.
-Oh, rozumiem – starałaś się ukryć rozczarowanie. Papyrus nawet nie zwrócił na to uwagi
-CO KUPIŁAŚ? TO NIE SĄ RZECZY DO SPAGHETTI.
O tak, zdecydowanie nie. Kupiłaś warzywa, mięso (wygląda jak mięso i nie chcesz nawet myśleć co to może być), paprykę dla Friska i jeszcze kilka innych rzeczy. Włożyłaś zakupy do lodówki. Biorąc pod uwagę jak wiele w Snowdin jest królików nie zdziwiłaś się, że był aż tak wielki wybór w warzywach. Marchew, pietruszka, ziemniaki, cebula, brukselka, sałata, wielkie białe grzyby. Mieli nawet sos sojowy i ryż. Raz jeszcze, zaakceptowałaś ten fakt bez wchodzenia w szczegóły.
-Robię warzywka z mięskiem.
-Jest pyszne! Siorka robiła to w domu! - dodał Frisk z uśmiechem
Twój szef pozwalał Ci zabierać do mieszkania to co się nie sprzedało, było jadalne choć dobrym byś tego nie nazwała. Z warzyw i mięsa można było zrobić szybko coś na obiad. Papyrus skrzywił się i popatrzył wątpliwie na dziecko
-ROZUMIEM! SMAKOWAŁO CI MOJE SPAGHETTI, WIĘC WIEM ŻE MASZ DOBRY GUST. SKOSZTUJĘ TWOJEGO POSIŁKU!
-Spróbuję cię nie zawieść – starałaś się ukryć sarkazm w głosie
-NIE MARTW SIĘ, JEŻELI TAK SIĘ STANIE. JA WIELKI PAPYRUS, POMOGĘ CI WTEDY DORÓWNAĆ MOIM KUCHARSKIM UMIEJĘTNOŚCIOM – uniósł rękę do góry – CÓŻ MOŻE NIE BĘDZIESZ AŻ TAK DOBRA JAK JA, ALE SIĘ POPRAWISZ!
Uśmiechałaś się. Jego entuzjazm był zaraźliwy, nawet jeżeli teraz cisnął po Twoich talentach kulinarnych. Sans ma racje. Jego brat jest naprawdę fajny.
-Dziękuję, jesteś świetnym przyjacielem – powiedziałaś szczerze.
-JEJUŚKU. JA UM... - zarumienił się lekko opuszczając ramiona wzdłuż ciała – ZNACZY SIĘ, TAK! JESTEM! ALE TY, LUDZIU, TEŻ JESTEŚ CAŁKIEM FAJNA! PROSZĘ NIGDY O TYM NIE ZAPOMINAJ!
Otworzył szerzej oczy, kiedy złapałaś go za rękę. Jakaś cześć Ciebie chciała go przytulić, ale nie byłaś pewna jak na to zareaguje. Sposób w jaki do Ciebie mówił, jego entuzjazm i charakter uderzało w Twoje serce. Co te dwa szkielety Tobie robią? W jaki sposób przedostają się przez lata bólu i cierpień, a potem napełniają Cię spokojem i ciepłem? Przez lata tylko Frisk był do tego zdolny.
-Siostka? Wszystko dobrze? - zapytał skupiony dzieciak, zdałaś sobie sprawę, że oczy szklą Ci się od łez
Papyrus przyglądał Ci się zagadkowo, wyraźnie zawstydzony. Przełknęłaś ciężką gulę własnych uczuć.
-Przepraszam. Nic mi nie jest – przetarłaś oczy. Nie trzeba było długo czekać, aby długie ramiona Papyrusa oplotły się dookoła Ciebie.
-MOJA ŻYCZLIWOŚĆ CIĘ PRZYTŁOCZYŁA! PRZEPRASZAM LUDZIU! PROSZĘ NIE PŁACZ!
Zaczęłaś się śmiać, bo choć brzmiało to niedorzecznie w jakimś stopniu była to prawda. Odwzajemniłaś uścisk, a potem oboje znowu się uśmiechaliście. Papyrus spędził z Tobą resztę dnia dotrzymując Ci towarzystwa. Wasza trójka zrobiła sobie spacer dookoła miasteczka. Zdałaś sobie sprawę z tego, że żaden inny potwór nie wie, że Ty i Frisk jesteście ludźmi. Dla nich musisz być kolejnym rodzajem potwora. Papyrus nie poprawiał nikogo. Potem Twoje dziecko i szkielet mieli bitwę na śnieżki z okolicznymi dzieciakami. Upewniłaś się, że jest dobrze i ciepło ubrane, przyglądałaś się temu dziwnemu jak dla Ciebie obrazkowi. Frisk śmiał się głośno, jak dostał śnieżką w twarz, miał rumiane policzki od zimna. Niedługo będziesz musiała go zawołać, aby się przebrał i wziął ciepły prysznic. Chciałabyś, aby każdy dzień był taki jak ten. Lecz wraz z tą nadzieją przyszedł strach. Wszystko tutaj było takie niepewne. Gwardia Królewska łapała ludzi, nadal nie wiedziałaś dlaczego. Toriel utrzymywała, że poza Ruinami grozi wam niebezpieczeństwo, czyżby chodziło jej o to? Frisk rozwiał Twoje myśli podbiegając do Ciebie i obejmując Cię.
-Wygrałem! - Uśmiechnęłaś się i odstawiłaś dziecko na bok, oddychało ciężko z wielkim wyszczerzem na buzi.
-NIE, WIELKI PAPYRUS WYGRAŁ! - otrzepywał się ze śniegu. Gdyby Sans tutaj był, byłaś pewna że rzuciłby teraz jakiś głupi kawał.
-Jak się wygrywa bitwę na śnieżki? - zapytałaś ich, delikatnie wytrzepując zimny puch z włosów dziecka
-Należy rzucić we wszystkich śniegiem i nie dać się trafić – powiedział Frisk przystawiając rękę do karku skierował się w stronę domu.
-A WIĘC ZDECYDOWANIE ZWYCIĘZCĄ JESTEM JA! - stał obok Ciebie. Kłócili się o to aż do czasu, jak weszliście do domu i zaprowadziłaś dziecka pod prysznic.
Ryż gotował się w garnku, a Ty przygotowywałaś resztę kolacji. Grzebiąc w szafkach i szufladach (jedna z nich wypełniona była tylko kośćmi) znalazłaś wszystko czego potrzebowałaś.
-Siostka, pomóc? - zapytało dziecko jak właśnie płukałaś pod kranem groszek zielony. Było ubrane w krótkie szorty pożyczone od Papyrusa, trzeba było przewiązać go paskiem w pasie, aby nie spadły z jego bioder. Na nim wyglądały bardziej jak spodnie. Stanowczo za duża koszulka zsuwała się z jego ramion. Było na niej napisane markerem „NAJLEPSZY”. Zastanawiałaś się przez chwilę.
-Chcesz mi pomóc w czyszczeniu groszku?
-Nuuuudy – skrzywił się
Faktycznie. Ale ktoś musiał to zrobić.
-To co powiesz na pokrajanie warzyw? Możesz zacząć od marchewki
-Dobrze!
Wróciłaś do pracy nad groszkiem bacząc uważnie, czy dziecko nie zrobi sobie krzywdy. Powoli zaczynałaś go uczyć gotować, a dopiero kilka miesięcy temu pozwoliłaś mu korzystać z noży. Szybko się uczył. Po wykonaniu roboty pokrojone warzywo wrzucił do przygotowanego wcześniej pojemnika.
-Pamiętasz, jak trzeba kroić paprykę? - zapytałaś
-Ty robisz to lepiej – mruknęło dziecko
-To co powiesz na zajęcia się tymi grzybami? Są za duże, aby wrzucić je w całości. Nie muszą być jakoś ładnie pokrojone i tak wylądują w ryżu.
Frisk zrobił tak jak powiedziałaś uważając na swoje palce. Już prawie skończyłaś swoją pracę i zerkałaś jakie zrobił postępy, kiedy zauważyłaś Sansa stojącego w progu. Był jak kamienny posąg, tylko jedno oko migotało mu na niebiesko, patrzył na nóż w rekach dziecka. Wyglądał na... przerażonego. Niewielka kropla potu zaczęła mu spływać po czaszce.
-Sans? - zapytałaś. Drgnął, ale nie popatrzył na Ciebie. Frisk był zbyt zajęty grzybami, aby cokolwiek zauważyć. - Sans? - powtórzyłaś. Tym razem odwrócił głowę. Przez sekundę wyglądał na zagubionego, lecz po chwili patrzenia Ci prosto w oczy uspokoił się. Zerknął na dziecko i potem znowu na Ciebie. Przetarł czoło chusteczką jaką uprzednio wyciągnął z kieszeni.
-czy...czy nie jest za mały na noże? - zapytał, usłyszałaś drżenie przerażenia w jego głosie
-Kiedyś będzie musiał się nauczyć – wzruszyłaś ramionami. Frisk był zawsze skory do pomocy, zwłaszcza przy gotowaniu.
-hej, dzieciaku, może ja pomogę twojej siostrze, a ty dotrzymasz towarzystwa papyrusowi.. - wystawił rękę po nóż
Frisk popatrzył na niego myśląc, zauważyłaś jak marszczy brwi, lecz po chwili rozluźnił się. Zamiast podać Sansowi nóż rękojeścią skierowaną w stronę kościotrupa, tak jak go uczyłaś, odłożył go na blat. Dziwne. Jeżeli szkielet cokolwiek zaobserwował, nie podzielił się tym z Tobą. Zamiast tego wziął narzędzie.
-Hej, podejdź no tu – powiedziałaś zanim Frisk poszedł do pokoju. Szybko się odwrócił i podskoczył do Ciebie z niemym pytaniem w oczach. Nie bał się, ani nie był przerażony, to ten sam słodki Frisk jakiego znasz
-Coś się stało?
Potrząsnęłaś głową i uśmiechnęłaś się. Pochyliłaś się aby pocałować go w czoło. Friskowi się to wyraźnie nie podobało, otarł głowę rękawem koszulki i wybiegł z kuchni.
Sansowi zajęło kilka minut nim jego ręce przestały się trząść.
Share:

8 listopada 2016

Underale: Rocznica Undertale - pytanie dziesiąte

Notka od tłumacza: Rocznica gry była we wrześniu, z tej to okazji na jeden dzień Toby Fox otworzył bloga, na którym to można było zadać pytanie postaciom gry. Jako przykładowe podał: Jaka jest ulubiona potrawa Papyrusa?
Spis treści:
Pytanie dziesiąte (obecnie czytany)


Share:

Underale: Rocznica Undertale - pytanie dziewiąte

Notka od tłumacza: Rocznica gry była we wrześniu, z tej to okazji na jeden dzień Toby Fox otworzył bloga, na którym to można było zadać pytanie postaciom gry. Jako przykładowe podał: Jaka jest ulubiona potrawa Papyrusa?
Spis treści:
Pytanie dziewiąte (obecnie czytany)



Share:

Underale: Rocznica Undertale - pytanie ósme

Notka od tłumacza: Rocznica gry była we wrześniu, z tej to okazji na jeden dzień Toby Fox otworzył bloga, na którym to można było zadać pytanie postaciom gry. Jako przykładowe podał: Jaka jest ulubiona potrawa Papyrusa?
Spis treści:
Pytanie ósme (obecnie czytany)
Pytanie dziewiąte




Share:

Underale: Rocznica Undertale - pytanie siódme


Notka od tłumacza: Rocznica gry była we wrześniu, z tej to okazji na jeden dzień Toby Fox otworzył bloga, na którym to można było zadać pytanie postaciom gry. Jako przykładowe podał: Jaka jest ulubiona potrawa Papyrusa?
Spis treści:
Pytanie siódme (obecnie czytany)



Share:

Underale: Rocznica Undertale - pytanie szóste

Notka od tłumacza: Rocznica gry była we wrześniu, z tej to okazji na jeden dzień Toby Fox otworzył bloga, na którym to można było zadać pytanie postaciom gry. Jako przykładowe podał: Jaka jest ulubiona potrawa Papyrusa?
Spis treści:
Pytanie szóste (obecnie czytany)




Share:

Underale: Rocznica Undertale - pytanie piąte

Notka od tłumacza: Rocznica gry była we wrześniu, z tej to okazji na jeden dzień Toby Fox otworzył bloga, na którym to można było zadać pytanie postaciom gry. Jako przykładowe podał: Jaka jest ulubiona potrawa Papyrusa?
Spis treści:
Pytanie piąte (obecnie czytany)


Share:

Underale: Rocznica Undertale - pytanie czwarte

Notka od tłumacza: Rocznica gry była we wrześniu, z tej to okazji na jeden dzień Toby Fox otworzył bloga, na którym to można było zadać pytanie postaciom gry. Jako przykładowe podał: Jaka jest ulubiona potrawa Papyrusa?
Spis treści:
Pytanie czwarte (obecnie czytany)




Share:

Underale: Rocznica Undertale - pytanie trzecie

Notka od tłumacza: Rocznica gry była we wrześniu, z tej to okazji na jeden dzień Toby Fox otworzył bloga, na którym to można było zadać pytanie postaciom gry. Jako przykładowe podał: Jaka jest ulubiona potrawa Papyrusa?
Spis treści:
Pytanie trzecie (obecnie czytany)


Share:

Underale: Rocznica Undertale - pytanie drugie

Notka od tłumacza: Rocznica gry była we wrześniu, z tej to okazji na jeden dzień Toby Fox otworzył bloga, na którym to można było zadać pytanie postaciom gry. Jako przykładowe podał: Jaka jest ulubiona potrawa Papyrusa?
Spis treści:
Pytanie drugie (obecnie czytany)


Share:

Underale: Rocznica Undertale - pytanie pierwsze

Notka od tłumacza: Rocznica gry była we wrześniu, z tej to okazji na jeden dzień Toby Fox otworzył bloga, na którym to można było zadać pytanie postaciom gry. Jako przykładowe podał: Jaka jest ulubiona potrawa Papyrusa?
Spis treści:
Pytanie pierwsze (obecnie czytany)
Share:

POPULARNE ILUZJE