11 października 2017
Undertale: Opowieść o smoczym generale - Rozdział 5 [opowiadanie by Ksiri]
Notka od autora: Historia toczy się w uniwersum Underfell'a, jeszcze przed pierwszą wojną z ludźmi. Głównym bohaterem jest Merik, syn generała potworzej armii. Chłopak chce w przyszłości pójść w ślady swojego ojca, a nawet zająć jego miejsce. Jednak jak na młodego potwora przystało, nie tylko to zaprząta mu głowę. Razem ze swoim przyjacielem, Asgorem, przyszłym królem potworów, starają się jakoś osłodzić sobie codzienne życie pełne obowiązków i morderczych ćwiczeń.
Autor: Ksiri
Merik leżał na łóżku w swoim pokoju. Nie chciało mu się nic robić, był kompletnie pozbawiony chęci do czegokolwiek. Na szczęście jego ojciec udał się na jakieś ważne spotkanie z królem, więc miał względny spokój. Cóż jeżeli chodzi o matkę... niestety nigdy nie było dane mu jej poznać. Ponoć zmarła przy porodzie, czy coś takiego. Obecnie nie za bardzo go to obchodziło.
Zamiast tego jego głowę zaprzątały myśli na temat umowy z Gasterem. Tak bardzo nie chciał dzisiaj iść do tego popierdolonego alchemika. Ale musiał, bo gdyby jego ojciec jakimś cudem dowiedział się, że nie odwdzięczył się za uratowanie życia, to chyba by go zabił albo coś znacznie gorszego. Na samą myśl włosy stawały mu dęba.
Nagle do jego uszu dobiegł głośny dźwięk dzwonów. Wybiło południe, a co za tym idzie czas by udać się do Gastera.
- No, nie! To już? - krzyknął z frustracji w poduszkę - Miałem nadzieję, że jeszcze przez chwilę będę mógł się nad sobą poużalać, to nie! Doprawdy czemu czas nie może raz zwolnić! Choćby ten jeden raz!
Jednak na nic zdały się okrzyki młodego potwora. Czas dalej płynął, a godzina jego spotkania z Gasterem zbliżała się nieubłaganie. W końcu wstał, ciężko wzdychając. Założył na siebie czarny płaszcz oraz buty w tym samym kolorze i wyszedł z domu, zamykając przy tym drzwi na klucz.
Szedł wolnym krokiem w stronę pracowni alchemicznej. Potwory widząc jego wkurzoną i rozgoryczoną minę cofały się na krok, w obawie, że młody smok może im coś zrobić. Jednak Merik nie miał zamiaru sprowadzać na siebie jeszcze większych kłopotów.
W końcu dotarł na miejsce. Przez chwilę stał wpatrując się w drzwi pracowni alchemicznej, ale w końcu odetchnął głęboko i otworzył je, od razu wchodząc do środka.
- Gaster?! Jesteś tu?! - krzyknął, nie chcąc szukać potwora po całej pracowni.
Ale nikt mu nie odpowiedział. Zamiast tego do jego uszu dobiegły czyjeś przytłumione wrzaski. Od razu ruszył w stronę źródła dźwięku, mając dziwne wrażenie, że tam gdzie kogoś katują, tam jest i Gaster.
Nie mylił się. Gdy zszedł do podziemnej kondygnacji pracowni, krzyki stały się bardziej wyraźne, a gdy otworzył drzwi, zza których one dobiegały, ujrzał Gastera. Potwór stał odwrócony do niego plecami, a obok niego siedział przywiązany do krzesła mag, którego wcześniejszego dnia zabrał. Twarz mężczyzny była wykrzywiona w grymasie bólu, a po jego skórze ciekły stróżki potu. Oddychał ciężko, ale przynajmniej przestał krzyczeć.
- Gaster co ty robisz? - spytał Merik, niepewnie spoglądając to na potwora to na maga.
- Och, dobrze że już jesteś - Gaster odwrócił się w jego stronę z uśmiechem - Przyszedłeś akurat we właściwym czasie.
Odwracając się, młody alchemik pokazał to nad czym tak uporczywie pracował. A tym czymś była ludzka dusza. Mieniła się pięknym fioletowym kolorem, jednak co rusz przeplatały ją czarne barwy, jakby cierpiała. Gdy Merik przyjrzał się jej bliżej zauważył niewielkie pęknięcie, na samym jej środku. Natomiast po zerknięciu na Gastera, zauważył, że trzyma on niewielką kolbę, w której pływała fioletowa substancja. Żeby tego było mało, za potworem na stole leżała igła, ubrudzona tym samym płynem.
Merik przełknął głośno ślinę widząc to wszystko. Zacisnął pięści starając nie okazywać jak bardzo dziwnie się czuł w obecnej sytuacji, jak bardzo się bał.
- Gaster, wyjaśnisz mi co ty tu do jasnej cholery odwalasz? - spytał nie spuszczają wzroku z młodego alchemika.
- Prowadzę badania - odparł, wzruszając ramionami - Wiesz, że to dzięki temu - pomachał mu przed oczami kolbą z fioletowym płynem - Ludzka dusza jest w stanie przeżyć po śmierci. To ona daje ludziom moc, dzięki której mogą używać magii.
- No i co w związku z tym?
- Jesteś aż tak ślepy? - prychnął z pogardą w głosie - Pomyśl co by się stało, gdyby wszczepić to potworom. Najprawdopodobniej wtedy nikt nie mógł by nas pokonać. Zyskalibyśmy niewyobrażalną moc.
- Ale nie musi się tak stać! Gaster, wszczepienie tego czegoś potworowi, jest bardzo niebezpieczne! Nie wiadomo co mogłoby się wtedy z nim stać! Mógłby umrzeć!
- Tak to prawda. Dlatego potrzebny jest mi silny potwór by to wypróbować. - Na dźwięk jego głosu oraz słów, Merik cofnął się o krok. Rzadko kiedy się bał, ale Gaster z łatwością wzbudzał w nim te emocje.
- Do czego zmierzasz? - Głos młodego smoka drżał i w każdej chwili był gotów uciec.
- Do tego, że będę potrzebował ciebie, by przeprowadzić ten eksperyment.
Nagle drzwi za nim się zatrzasnęły. Wyjątkowo żałował, że nie zabrał ze sobą swojego miecza, ani żadnej innej broni. Teraz był praktycznie bezbronny. Nie mógł, zmienić się w smoka, bo było tu za mało miejsca, a swoim cielskiem mógłby rozwalić pół ulicy, która znajdowała się nad nimi.
- Nie myśl, że tak łatwo pozwolę ci użyć mnie do swoich nienormalnych eksperymentów.
- Coś czułem, że to powiesz! - Młody alchemik westchnął ciężko, ale po chwili na jego twarzy zagościł złowrogi uśmieszek.
Merik nie wiedział z czego on się tak cieszy, ale nie miał czasu o tym myśleć, bo nagle oczy Gastera zaświeciły się krwistą czerwienią , a w jego stronę poleciało kilka kości. Zrobił szybki unik i przeturlał się w stronę maga, który dalej siedział przywiązany do krzesła.
- Uwolnij mnie, to ci pomogę - wycharczał, spoglądając z nadzieją na młodego smoka.
- Wybacz, ale nie pomagam wrogom - mruknął i po raz kolejny zrobił unik przed atakiem kości.
- Merik, przestań uciekać. To nic nie da i tak stąd nie wyjdziesz, a ja dostanę to czego czego chcę. A ty tylko tu wszystko porozwalasz.
- Chociaż tyle mogę zrobić - westchnął i spojrzał na drzwi. Może udałoby mu się jej wyważyć, pomimo tego, że wyglądały na mocne.
Niestety jego plany spełzły na niczym, gdyż Gaster chyba nie chcąc się już bawić w kotka i myszkę, jedną z kości rozwalił lampę, która była jednym źródłem światła w całym pomieszczeniu. Nie wliczał w to duszy maga, która świeciła się nikłym blaskiem, ale na tyle słabym, że tak czy siak nic nie widział.
Czując narastający niepokój, młody smok cofnął się pod ścianę, przybierając pozycję do walki. Wiedział, że prawdopodobnie nie uda mu się nic zdziałać, ale wolał walczyć, niż się poddać.
- Wybacz, ale mówiłem, że ja zawsze dostaje to czego chce -Nagle usłyszał przy uchu głos Gastera i zanim zdążył jakkolwiek zareagować, poczuł mocne uderzenie w skroń.
Zatoczył się od tego ciosu, po czym upadł na ziemię jak długi, chwytając się ręką za głowę. Ostatnie co zobaczył, to dwa wściekle czerwone, świecące punkty oraz kolejna kość, która uderzyła w jego głowę.
Wybudził go ostry ból w klatce piersiowej. Podniósł się do siadu i złapał się za miejsce gdzie znajdowało się jego serce. Jednak ból nie ustępował. Oddychanie sprawiało mu olbrzymią trudność, a każdy wdech palił niczym żywy ogień. Po czole leciał mu pot, a oczy były szeroko otwarte i wpatrywały się w białą pościel, którą był przykryty.
Mijały minuty, a ból nie ustępował. Wręcz przeciwnie tylko bardziej się nasilał i rozprzestrzeniał się na resztę części ciała. Zaczynało być to coraz bardziej nieznośne.
Nagle usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, a potem szybkich kroków, które zbliżały się do niego. Po chwili poczuł czyjąś dłoń na plecach oraz zobaczył jak ta sama osoba podaje mu kubek z jakimś dziwnym płynem.
- Wypij to - usłyszał czyjś znajomy głos, ale przez ból nie był w stanie zidentyfikować kto to był.
Jednak bez zastanowienia przyjął kubek i szybko opróżnił jego zawartość, pomimo, że każdy łyk sprawiał wrażenie, jakby połykał garść szkła. Ale o dziwo po chwili poczuł się lepiej, ból stopniowo zaczął zanikać, aż w końcu kompletnie ustał.
Wtedy dopiero odetchnął porządnie i spojrzał na osobę stojącą koło niego. Był to Gaster, co wzbudziło w nim niemałą złość. Co on mu zrobił gdy był nieprzytomny? Czym była ta dziwna substancja którą wypił? Co się stało z magiem? Te i inne pytania zaprzątały mu głowę, gdy wpatrywał się nienawistnym wzrokiem w alchemika, który wydawał się kompletnie tym niewzruszony.
- Co mi zrobiłeś? - spytał między ciężkimi wdechami.
- To o czym ci mówiłem. Wszczepiłem w twoją duszę to co udało mi się wyciągnąć z duszy tamtego maga.
- Co?
Od razu po wypowiedzeniu tych słów wyciągnął przed siebie rękę na której zmaterializowała się jego dusza. Co z tego, że nie powinien jej od tak wyjmować przy Gasterze? Co z tego, że dusza była czymś bardzo intymnym? Miał to teraz gdzieś.
Szczególnie gdy zobaczył co się z nią stało. Niegdyś piękne, krystalicznie białe serce teraz było poprzeplatane wieloma, małymi fioletowymi żyłkami, które swój początek miały na samym środku duszy.
- Po coś to zrobił? - krzyknął, chowając swoją duszę. - Do jasnej cholery, dlaczego grzebałeś przy mojej duszy? - Młody smok gwałtownie wstał i złapał Gastera za frak płaszcza, podnosząc go na kilka centymetrów do góry.
- Dla badań. Chciałem zobaczyć co się stanie gdy wszczepię potworowi to co daję ludziom
moc - głos młodego naukowca nie wyrażał praktycznie nic, jakby to o czym mówił, było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie.
- No i? Dało to jakiś rezultat? - wrzasnął jeszcze głośniej.
- Oczywiście i to dość... niespotykane. Z resztą sam zobacz - dłonią wskazał na lustro, które znajdowało się kilka metrów od nich.
Wkurwiony Merik, odstawił Gastera na ziemię, po czym szybkim krokiem podszedł do zwierciadła. Nie mógł uwierzyć w to co widział. Miał wrażenie jakby patrzył na kogoś znajomego, ale nie mógł sobie przypomnieć kim dokładnie był.
Postać przed nim miała bardziej zaostrzone rysy twarzy niż on oraz jej oczy były w kolorze ciemnego piwa. Jednak wszystko inne, budowa ciała, włosy czy nawet kolor skóry zgadzały się z jego poprzednim wyglądem. Niestety, nie był tym kim był wcześniej. Bo oto w tafli lustra odbijał się obraz człowieka.
Zamiast tego jego głowę zaprzątały myśli na temat umowy z Gasterem. Tak bardzo nie chciał dzisiaj iść do tego popierdolonego alchemika. Ale musiał, bo gdyby jego ojciec jakimś cudem dowiedział się, że nie odwdzięczył się za uratowanie życia, to chyba by go zabił albo coś znacznie gorszego. Na samą myśl włosy stawały mu dęba.
Nagle do jego uszu dobiegł głośny dźwięk dzwonów. Wybiło południe, a co za tym idzie czas by udać się do Gastera.
- No, nie! To już? - krzyknął z frustracji w poduszkę - Miałem nadzieję, że jeszcze przez chwilę będę mógł się nad sobą poużalać, to nie! Doprawdy czemu czas nie może raz zwolnić! Choćby ten jeden raz!
Jednak na nic zdały się okrzyki młodego potwora. Czas dalej płynął, a godzina jego spotkania z Gasterem zbliżała się nieubłaganie. W końcu wstał, ciężko wzdychając. Założył na siebie czarny płaszcz oraz buty w tym samym kolorze i wyszedł z domu, zamykając przy tym drzwi na klucz.
Szedł wolnym krokiem w stronę pracowni alchemicznej. Potwory widząc jego wkurzoną i rozgoryczoną minę cofały się na krok, w obawie, że młody smok może im coś zrobić. Jednak Merik nie miał zamiaru sprowadzać na siebie jeszcze większych kłopotów.
W końcu dotarł na miejsce. Przez chwilę stał wpatrując się w drzwi pracowni alchemicznej, ale w końcu odetchnął głęboko i otworzył je, od razu wchodząc do środka.
- Gaster?! Jesteś tu?! - krzyknął, nie chcąc szukać potwora po całej pracowni.
Ale nikt mu nie odpowiedział. Zamiast tego do jego uszu dobiegły czyjeś przytłumione wrzaski. Od razu ruszył w stronę źródła dźwięku, mając dziwne wrażenie, że tam gdzie kogoś katują, tam jest i Gaster.
Nie mylił się. Gdy zszedł do podziemnej kondygnacji pracowni, krzyki stały się bardziej wyraźne, a gdy otworzył drzwi, zza których one dobiegały, ujrzał Gastera. Potwór stał odwrócony do niego plecami, a obok niego siedział przywiązany do krzesła mag, którego wcześniejszego dnia zabrał. Twarz mężczyzny była wykrzywiona w grymasie bólu, a po jego skórze ciekły stróżki potu. Oddychał ciężko, ale przynajmniej przestał krzyczeć.
- Gaster co ty robisz? - spytał Merik, niepewnie spoglądając to na potwora to na maga.
- Och, dobrze że już jesteś - Gaster odwrócił się w jego stronę z uśmiechem - Przyszedłeś akurat we właściwym czasie.
Odwracając się, młody alchemik pokazał to nad czym tak uporczywie pracował. A tym czymś była ludzka dusza. Mieniła się pięknym fioletowym kolorem, jednak co rusz przeplatały ją czarne barwy, jakby cierpiała. Gdy Merik przyjrzał się jej bliżej zauważył niewielkie pęknięcie, na samym jej środku. Natomiast po zerknięciu na Gastera, zauważył, że trzyma on niewielką kolbę, w której pływała fioletowa substancja. Żeby tego było mało, za potworem na stole leżała igła, ubrudzona tym samym płynem.
Merik przełknął głośno ślinę widząc to wszystko. Zacisnął pięści starając nie okazywać jak bardzo dziwnie się czuł w obecnej sytuacji, jak bardzo się bał.
- Gaster, wyjaśnisz mi co ty tu do jasnej cholery odwalasz? - spytał nie spuszczają wzroku z młodego alchemika.
- Prowadzę badania - odparł, wzruszając ramionami - Wiesz, że to dzięki temu - pomachał mu przed oczami kolbą z fioletowym płynem - Ludzka dusza jest w stanie przeżyć po śmierci. To ona daje ludziom moc, dzięki której mogą używać magii.
- No i co w związku z tym?
- Jesteś aż tak ślepy? - prychnął z pogardą w głosie - Pomyśl co by się stało, gdyby wszczepić to potworom. Najprawdopodobniej wtedy nikt nie mógł by nas pokonać. Zyskalibyśmy niewyobrażalną moc.
- Ale nie musi się tak stać! Gaster, wszczepienie tego czegoś potworowi, jest bardzo niebezpieczne! Nie wiadomo co mogłoby się wtedy z nim stać! Mógłby umrzeć!
- Tak to prawda. Dlatego potrzebny jest mi silny potwór by to wypróbować. - Na dźwięk jego głosu oraz słów, Merik cofnął się o krok. Rzadko kiedy się bał, ale Gaster z łatwością wzbudzał w nim te emocje.
- Do czego zmierzasz? - Głos młodego smoka drżał i w każdej chwili był gotów uciec.
- Do tego, że będę potrzebował ciebie, by przeprowadzić ten eksperyment.
Nagle drzwi za nim się zatrzasnęły. Wyjątkowo żałował, że nie zabrał ze sobą swojego miecza, ani żadnej innej broni. Teraz był praktycznie bezbronny. Nie mógł, zmienić się w smoka, bo było tu za mało miejsca, a swoim cielskiem mógłby rozwalić pół ulicy, która znajdowała się nad nimi.
- Nie myśl, że tak łatwo pozwolę ci użyć mnie do swoich nienormalnych eksperymentów.
- Coś czułem, że to powiesz! - Młody alchemik westchnął ciężko, ale po chwili na jego twarzy zagościł złowrogi uśmieszek.
Merik nie wiedział z czego on się tak cieszy, ale nie miał czasu o tym myśleć, bo nagle oczy Gastera zaświeciły się krwistą czerwienią , a w jego stronę poleciało kilka kości. Zrobił szybki unik i przeturlał się w stronę maga, który dalej siedział przywiązany do krzesła.
- Uwolnij mnie, to ci pomogę - wycharczał, spoglądając z nadzieją na młodego smoka.
- Wybacz, ale nie pomagam wrogom - mruknął i po raz kolejny zrobił unik przed atakiem kości.
- Merik, przestań uciekać. To nic nie da i tak stąd nie wyjdziesz, a ja dostanę to czego czego chcę. A ty tylko tu wszystko porozwalasz.
- Chociaż tyle mogę zrobić - westchnął i spojrzał na drzwi. Może udałoby mu się jej wyważyć, pomimo tego, że wyglądały na mocne.
Niestety jego plany spełzły na niczym, gdyż Gaster chyba nie chcąc się już bawić w kotka i myszkę, jedną z kości rozwalił lampę, która była jednym źródłem światła w całym pomieszczeniu. Nie wliczał w to duszy maga, która świeciła się nikłym blaskiem, ale na tyle słabym, że tak czy siak nic nie widział.
Czując narastający niepokój, młody smok cofnął się pod ścianę, przybierając pozycję do walki. Wiedział, że prawdopodobnie nie uda mu się nic zdziałać, ale wolał walczyć, niż się poddać.
- Wybacz, ale mówiłem, że ja zawsze dostaje to czego chce -Nagle usłyszał przy uchu głos Gastera i zanim zdążył jakkolwiek zareagować, poczuł mocne uderzenie w skroń.
Zatoczył się od tego ciosu, po czym upadł na ziemię jak długi, chwytając się ręką za głowę. Ostatnie co zobaczył, to dwa wściekle czerwone, świecące punkty oraz kolejna kość, która uderzyła w jego głowę.
***
Wybudził go ostry ból w klatce piersiowej. Podniósł się do siadu i złapał się za miejsce gdzie znajdowało się jego serce. Jednak ból nie ustępował. Oddychanie sprawiało mu olbrzymią trudność, a każdy wdech palił niczym żywy ogień. Po czole leciał mu pot, a oczy były szeroko otwarte i wpatrywały się w białą pościel, którą był przykryty.
Mijały minuty, a ból nie ustępował. Wręcz przeciwnie tylko bardziej się nasilał i rozprzestrzeniał się na resztę części ciała. Zaczynało być to coraz bardziej nieznośne.
Nagle usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, a potem szybkich kroków, które zbliżały się do niego. Po chwili poczuł czyjąś dłoń na plecach oraz zobaczył jak ta sama osoba podaje mu kubek z jakimś dziwnym płynem.
- Wypij to - usłyszał czyjś znajomy głos, ale przez ból nie był w stanie zidentyfikować kto to był.
Jednak bez zastanowienia przyjął kubek i szybko opróżnił jego zawartość, pomimo, że każdy łyk sprawiał wrażenie, jakby połykał garść szkła. Ale o dziwo po chwili poczuł się lepiej, ból stopniowo zaczął zanikać, aż w końcu kompletnie ustał.
Wtedy dopiero odetchnął porządnie i spojrzał na osobę stojącą koło niego. Był to Gaster, co wzbudziło w nim niemałą złość. Co on mu zrobił gdy był nieprzytomny? Czym była ta dziwna substancja którą wypił? Co się stało z magiem? Te i inne pytania zaprzątały mu głowę, gdy wpatrywał się nienawistnym wzrokiem w alchemika, który wydawał się kompletnie tym niewzruszony.
- Co mi zrobiłeś? - spytał między ciężkimi wdechami.
- To o czym ci mówiłem. Wszczepiłem w twoją duszę to co udało mi się wyciągnąć z duszy tamtego maga.
- Co?
Od razu po wypowiedzeniu tych słów wyciągnął przed siebie rękę na której zmaterializowała się jego dusza. Co z tego, że nie powinien jej od tak wyjmować przy Gasterze? Co z tego, że dusza była czymś bardzo intymnym? Miał to teraz gdzieś.
Szczególnie gdy zobaczył co się z nią stało. Niegdyś piękne, krystalicznie białe serce teraz było poprzeplatane wieloma, małymi fioletowymi żyłkami, które swój początek miały na samym środku duszy.
- Po coś to zrobił? - krzyknął, chowając swoją duszę. - Do jasnej cholery, dlaczego grzebałeś przy mojej duszy? - Młody smok gwałtownie wstał i złapał Gastera za frak płaszcza, podnosząc go na kilka centymetrów do góry.
- Dla badań. Chciałem zobaczyć co się stanie gdy wszczepię potworowi to co daję ludziom
moc - głos młodego naukowca nie wyrażał praktycznie nic, jakby to o czym mówił, było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie.
- No i? Dało to jakiś rezultat? - wrzasnął jeszcze głośniej.
- Oczywiście i to dość... niespotykane. Z resztą sam zobacz - dłonią wskazał na lustro, które znajdowało się kilka metrów od nich.
Wkurwiony Merik, odstawił Gastera na ziemię, po czym szybkim krokiem podszedł do zwierciadła. Nie mógł uwierzyć w to co widział. Miał wrażenie jakby patrzył na kogoś znajomego, ale nie mógł sobie przypomnieć kim dokładnie był.
Postać przed nim miała bardziej zaostrzone rysy twarzy niż on oraz jej oczy były w kolorze ciemnego piwa. Jednak wszystko inne, budowa ciała, włosy czy nawet kolor skóry zgadzały się z jego poprzednim wyglądem. Niestety, nie był tym kim był wcześniej. Bo oto w tafli lustra odbijał się obraz człowieka.
Grimtales - GRIM FANDANGO CZ 1 - 'MARTWE UCZUCIA'
SPIS TREŚCI
Grim Fandango cz 1 - Martwe Uczucia (obecnie czytane)
Wspomnienia Maxa - Olivia i Hektor
Czas przeznaczenia
Buntowniczka i niebezpieczna gra
Bilet w jedną stronę - Wspomnienia Loli
Okładka
Miasto El-Marrow /niezależne fabularnie/
Bilet w jedną stronę - Lola gdzie jesteś
Przyjaciel i ojciec - Toto Santos
...
Czas przeznaczenia
Buntowniczka i niebezpieczna gra
Bilet w jedną stronę - Wspomnienia Loli
Okładka
Miasto El-Marrow /niezależne fabularnie/
Bilet w jedną stronę - Lola gdzie jesteś
Przyjaciel i ojciec - Toto Santos
...
Autor: Janet-Lola
,NA MOLO W RUBACAVA MANNY I MECHE SIE DZIELI SOBIE PRZY STOLE,CZEKALI NA ŁÓDŹ KTÓRA MIAŁA ICH ZABRAĆ NA KORALOWĄ WYSPIE. W MIĘDZY CZASIE ROZMAWIALI.
Ej Manny-zawołała
-Tak? Wybacz zamyśliłem się- odparł
Wiesz Carla powiedziała mi o kimś o imieniu Lola, która zakochała się w gangsterze. Chciałabym usłyszeć jej historię", powiedziała i Manny zerknął na nią z zaskoczeniem. Dlaczego Meche interesowało się losem kobiety, która była dla niej obca? I dlaczego Lola? Dlaczego nie Olivia, której życie miłosne było o wiele bardziej interesujące i kolorowe?
Cóż, Lola jest moją dobrą przyjaciółką, pracujemy dla tej samej osoby - zaczął i czekał, czy Meche zażąda czegokolwiek. Pomyślał, że może jej opowiedzieć sekret podziemi,
Lola jest bardzo szczególną kobietą, jest słodka i uczciwa, prawie jak mała dziewczynka, bardzo zależna od miłości, a w mieście takim jak Rubacava od początku spotykały ją ciągłe problemy. Miała się spotykać z marynarzem Naranja, on się w niej podkochiwał ale ona uznała że nie jest dla niej, A potem, ale zakochała się w Maximino i dla niego straciła głowę, czy słyszałaś o nim?
Meche skinęła głową.
On jest jednym z najważniejszych ludzi w mafii Hectora LeMans, a Domino wspomniał o nim kilka razy, odpowiedziała.
Więc wiesz, kim jest Maximino, Lola nie była tym zażenowana, ale ciągle próbowała i marzyła o swojej miłości, nawet gdy był z najpodlejszą osobą w krainie zmarłych kobietą o imieniu Olivia Ofrenda. Ona nie umie się z tym pogodzić, Kontynuował Manny.
-Nie uważasz że przesadzasz? Każdy potrzebuje poczuć się kochanym, tylko niektórzy mam wrażenie mają w tym świecie serce i potrafią kochać. - powiedziała Meche. czekała na odpowiedź w nerwowości. Nie wiedziała, dlaczego opinia Mannego znaczyła tak wiele, prawdopodobnie dlatego, że wydawał się być tak godny zaufania.
Jak zawsze wiedział, co jest najlepsze.
Oczywiście, że nie, nikt nie może pomóc zakochać się i odkochać się. Oczywiście nie byłem szczęśliwy, bo wiedziałem, że Lola i Maximino mogą nigdy nie mieć szans, Widzę jej cierpienie, nie chce zmiażdżyć jej marzeń. Kochać heh mam wrażenie ze miłość jest bardziej skorumpowana niż się wydaje - powiedział po chwili Manny. Potem zachichotał.
"Co?" - zapytał Meche.
Mówiłem, że miłość jest dla żywych, ale teraz nie wiem, jaka jest moja opinia. Widziałem, jak wielu zakochuje się w tym Świecie... powiedział
- A co z Lolą? Meche chciała wiedzieć.
W końcu zrozumiała, że Maximino nie jest dla niej któregoś dnia, mądra decyzja moim zdaniem, W przeciwnym razie mogłoby się jej stać coś złego z ręki Olivi,ona miała przy sobie fortunę,człowieka który spał na pieniądzach.-odpowiedział Manny.
- Ale może to by było tego warte - widzę jej uczucie w dodatku rumieni się na samą myśl o nim. dodał.
Meche skinęła głową, choć naprawdę nie zwracała większej uwagi na to, co mówił Manny. Była zbyt pochłonięta własnymi myślami, które kręciły się wokół tej sytuacji.
Wiedziała, że po tym nie ma odwrotu, a jedynymi możliwymi wariantami były szczęśliwe albo tragiczne zakończenie.
Ale jak powiedział Manny, być może warto.
Manuela ''Lola'' Escanti Wiesz gdy znalazła się w tym świecie minęło sporo czasu, teraz jak na 28 lat nie dziwie się że tak namiętnie poszukuje uczucia. oznajmił.
-W jej wieku sam oglądałem się za spódniczkami
Meche zmroziła go wzrokiem
-yhykm.. znaczy się...zawstydzony, wziął łyk napoju.
Jak to się stało że ona tu trafiła? - odparła Meche
To długa historia, kiedy zmarła miała zaledwie 15 lat, odebrała sobie życie,myślisz jaki inny powód mógłby być? wszyscy samobójcy, mordercy, szulerzy,złodzieje,ogólnie wszyscy ci co narobili sobie w papiery za życia trafiają tutaj,by spłacić dług, kiedy to się stanie dostają swój wymarzony złoty bilet na pociąg do dziewiątego podziemia. Czasami mijają miesiące a czasami tysiące lat. Ale to jeszcze nie koniec, tutaj nie jest tak jak na górze, panują tu srogie zasady za zerwanie pewnych zasad grozi kara. Najgorsza to zesłanie to podziemia do krainy wiecznego bólu i rozpaczy. Za odebranie życia tutejszym ''żyjącym'' to jeden z powodów za które można tam się znaleźć.- opowiedział Manuel
Jest więcej rzeczy które są potępiane przez władców tej krainy.
Kiedy tu trafiła nie miała gdzie mieszkać co jeść koczowała na dworcu,napotkał ją Toto właściciela salonu tatuażu, zaoferował jej pomoc i zaopiekował się nią, Toto z racji tego że nie miał dzieci nawet w krainie żywych to traktował ją jak córkę. A facet ma już 105 lat i tak egzystuje tutaj sobie. Opiekuje się nią. Lola zaczęła prace w lokalnej gazecie jako fotograf. Może nie zarabia zawrotnych sum ale wystarcza jej by tu spokojnie żyć . Przyjaźni się z Salvadorem Limones tak samo jak ja.
A za co ty tutaj trafiłeś?-spytała Meche
Widzisz po śmierci dochodzi do pewnych komplikacji i część osób nie pamięta tego za co tu trafiło - odpowiedział rozmowę przerwał łomot silnika nagle.
Nagle ktoś podjechał po nich.
"Manuel, łódź podwodna jest gotowa do wyjazdu!" - oznajmił mężczyzna i zobaczył jego zadowolenie.
Manny zwrócił się do Meche.
- Chodźmy - powiedział.
NADSZEDŁ WIECZÓR W RUBACAVA.
Przy stadionie wyścigów kotów stała Lola z aparatem.
Lola patrzyła zdziwiona, gdy najszybszy kot wyścigu wyścigał się przed innymi i wygrał. Ten kot był jej osobistym ulubieńcem i cieszyła się,że wygrał. Nagle podszedł do niej Max.
"Cóż, co wiesz...? Wyraźnie masz oko na ten interes. Może powinien był cię zatrudnić, abyś była moim asystentem" Tak często cie widuje tutaj - powiedział Maximino i chociaż komplement był naprawdę przyjemny, Lola zaśmiała się.
Przyszła spotkać się z Maximino w High Roller's Lounge ekskluzywnym klubie który należał do niego, każdej nocy i mężczyzna czekał na nią. Zaoferował jej napoje, pogawędził się z nią i pokazał jej interesy i kluby, które posiadał. To wszystko zafascynowało ją, a za każdym razem, gdy wróciła do domu, poczuła wewnętrzny ból, bo nie robiła tego, co miała. A mieli plan z Toto Salvadorem Lupe i Manuelem żeby pozbyć się korupcji i zła w krainie umarłych poprzez zlikwidowanie Bossa Hectora le mans, a jak najszybciej dostać się do niego? Przez szychę Maximina.
Lola wiedziała, że Toto była rozczarowany tym, że powinna była ustalić plan'' Maximino'', ale szczerze mówiąc, nawet nie pomyślała o tym.
- Nawet nie masz pojęcia jak trudno mi było się wyrwać z domu. Mój op.. ojciec nie jest zadowolony kiedy wieczorem wychodzę na miasto.
- Nie potrzebujesz wymówki żeby wychodzić, możesz to zrobić jesteś wolna- odpowiedział cicho. Lola czuła się naprawdę dobrze przy nim i nie mogła zrozumieć, jak mogłaby uznać, go że jest oszustem.
Toto się mylił, Salvador był w błędzie; Wszyscy musieli się mylić. Maximino nie mógł być zepsutym przestępcą, o którym mówili, to musi być błąd. Człowiek był zbyt miły, miły i łagodny.
Lola ostatnio tak czuła
Ale tym razem była szczęśliwa, tym razem Olivia Ofrenda nie była tutaj, aby rozbić jej marzenia.
Minął wieczór bardzo przyjemnie spędzony na rozmowach i spacerze. Lola była szczęśliwa jak nigdy. Wróciła ukradkiem do domu i położyła się spać. W nadziei że znowu go zobaczy.
W SALONIE TOTO
Ten plan jest śmieszny - powiedziała z frustracją Lola i spojrzała na sukienkę, która wisiała na niej. A może "zawiesić" nie było słuszne słowo, sukienka była wykonana z delikatnej, ciemnobrązowej tkaniny i pasowała do jej finezji, dzięki czemu wyglądała naprawdę pięknie.
"Zamknij się i spróbuj być bardziej pozytywnym!" Toto powiedział gniewnie. "Kobiety niczego nie rozumieją..." - mruknął do siebie.
Lola westchnęła.
Wiedziała, że jeśli Toto potrafi przygotować plan,. Miała już więcej niż dosyć złych doświadczeń, a ten czas nie obiecał być czymś innym.
Toto uznał, że ponieważ Maximino - jak każdy potężny człowiek - będzie mieć słabość do kobiety,a wtedy zdecydowanie ujawniłby swoje plany szefa. Ponieważ Toto był mężczyzną, myślał jak mężczyzna.
- Ale co mam mu powiedzieć? Jak tam wejdę ? - spytała Toto, która zajęła się szyciem rozdartej spódnicy. Sukienka była tania, brudna i rozdarta, ale teraz wyglądało to dobrze. chyba.
Posłuchaj mnie nie wiem co widzisz w nim takiego że twoje serce wariuje ale wierz mi nie jest to facet dla ciebie,to oszust,razem z Hektorem okradają dobre dusze z biletów na pociąg do dziewiątego podziemia i sprzedają je największym łajdakom by mogli dostać się do ''raju'' to ich przepustka a ci dobrzy zostają tutaj na całe eony. Zresztą dobrze wiesz co Manuel i Sal ci mówili, co wiesz, powtarzać się nie będę, Loluś to twoja decyzja, jakąkolwiek będzie zaakceptuje ją. To nie jest dobry człowiek. I dobrze o tym wiesz.
-no wiem - odparła
Wiesz doskonale że jesteśmy agentami Salvadora, i dla dobra tej krainy walczymy z nimi. Dla przyszłości dla spokojnej przyszłości nas i innych przybyszów.
Ale mi przyszłość, siedzę tu uziemiona nawet nie wiem za co, próbuje być szczęśliwa ale co jeden to oszust i krętacz,to że zostało mi jeszcze serce to największe cierpienie jakie zesłał mi los, zakochałam się!.Ale nie mogę być z człowiekiem którego darze tym uczuciem. Bo wszyscy uważają go za złego, ja widzę w nim iskierkę dobra.
Zapominasz najwyraźniej nie żyjesz i że egzystujesz tutaj i że to nie jest szczęśliwe miejsce jak na górze . Odpowiedział tonem Toto
Mam prawo być szczęśliwa, to że umarłam zbyt młodo nie oznacza że przekreślony jest mój los.
"To się nie sprawdzi. Wymyślę coś innego", zaproponował, aby utrzymać swoją niepewność dość daleko od jej głosu. Nie chciała się nakręcić i nie poradzić sobie z misją. Toto uniósł wzrok.
Cholera, co się z tobą dzieje, lepiej wskakuj w te suknie, bo to naprawdę nie będzie miłe jak Hektor zapanuje jeszcze nad naszym miastem. Czy chcesz, abym powiedział Salvador, że nie chcesz mieć z tym planem nic wspólnego?" - spytał z irytacją.
- No nie, ale... - zaczęła Lola, ale Toto przerwał jej.
Nie założę tej sukni jest ohydna. I jak niby Max ma na mnie zwrócić swoja uwagę skoro wyglądam jak wieszak.
"Więc zamknij się i nie narzekaj!" - warknął i Lola zamknęła się. Wiedziała, że Toto nigdy nie rozmawiał ze nią często, ale od jakiegoś czasu żyli jak pies z kotem i zaczęli się ranić.
Z lodowatej ciszy i sposobu, w jaki Lola stała, Toto zdał sobie sprawę, że ją skrzywdził. Pokręcił głową z frustracji, Przepraszam cie córeczko po prostu martwię się o ciebie odkąd darzysz go uczuciem nie poznaje cie coraz bardziej. Wiesz że cie kocham i chce byś była szczęśliwa.
- Będziesz dobrze - mruknął. Nigdy nie przeprosił nikogo i nigdy tego nie zrobił, ale wcale nie był zimny bez uczuć.
- Humph - parsknęła z niedowierzaniem, a Toto zerknął na nią krótko. Wiedział, że kiedy wróci Lola będzie w lepszym nastroju i przyniesie przynajmniej jakieś wiadomości. Nie wątpił w umiejętności kobiety i wiedział, że to zrobi..
Nagle z kufra wyciągnął elegancką połyskującą suknie w kolorze indygo suknia była długa i sięgała prawie do ziemi z rozcięciem z boku.
"To jest to", powiedział, wstając i kilka kroków, aby podziwiać jego znalezisko. Z tego powodu przez cały dzień zamknął swój mały warsztat tatuażu i musiał przyznać, że to było warte tego.
Lola wyglądała wspaniale w niebieskiej sukni, która dotarła do jej kostek. W sukience były tu rękawy, ale były źle rozdarte i rozważane przez chwilę, gdy Toto zdecydował się je usunąć. Dekolt grzbietowy, ale w życiu pozagrobowym to w ogóle nie miało znaczenia.
- Wygląda dobrze - stwierdził Toto. Lola spojrzała na siebie i otarła się niebieską szmatką.
"Naprawdę? Czy naprawdę mogę wyglądać tak?" zapytała.
"Oczywiście, czy możesz wątpić w moje słowo? Naucz się trochę ufać", powiedział mężczyzna, który zaczął się naprawdę zirytować. Dlaczego Lola nie mogła zrozumieć, że doskonale się czuje, żeby zwrócić uwagę Maximino?
Lola westchnęła.
"Dobra, w porządku, po prostu załatwimy to" - powiedziała.
Masz tu kartę VIP do salonu - powiedział Toto.
NADSZEDŁ WIECZÓR KSIĘŻYC ŚWIECIŁ SWOIM BLASKIEM
Trochę później Lola stała w małym holu High Roller's Lounge, patrząc nerwowo. Toto nie poszedł z nią, gdyby Lola była widziana z kimś takim jak on, nigdy ich nie wpuścili. Mężczyzna powiedział jej, że wszystko, co ma do zrobienia, to ma być i wyglądać tak, jakby był tam z tobą.
Cóż, łatwo było mu powiedzieć! Nie musiał iść na tereny wroga i uwieść jednego z najbardziej niebezpiecznych wrogów. Myśl o tym jak bardzo jest w nim zakochana dodawała jej sił.
Wciągając głęboki oddech, Lola zaczęła chodzić po luksusowym korytarzu w stronę windy.
Przed windą był strażnik, tak jak się spodziewała. Człowiek zdołał otworzyć usta, pytając, czy ma przepustkę VIP, ale Lola zerknął na niego tak arogancko, że zastanawiał się i wypuścił ją. Kobieta stłumiła apelację o zwycięstwo i wstąpiła tak wdzięcznie, jak tylko mogła.
Nigdy nie była w High Roller's Lounge i po wyjściu z windy musiała się zatrzymać i rozejrzeć.
Na podłodze był ciemny czerwony dywan, a ściany powtarzały ten sam luksusowy ton. Małe dekoracje kota były widoczne wszędzie i było jasne, że Maximino lubi te zwierzęta. Albo tylko pieniądze, które mu dostarczały.
Wiedząc, że nie może stanąć, Lola poszła usiąść na pustym stole. Poczuła się nerwowa, ale jakoś zdołała się powstrzymać od stresu. Po zajęciu miejsca zaczęła się uważnie rozglądać.
Wcześniej, kiedy nadal zmagała się z Maximino, usłyszała historie o chwale High Roller's Lounge io tym, jak cudownie wszyscy byli. Kupiła to wszystko bez zastrzeżeń; Oczywiście chciała uzyskać najlepszy wizerunek mężczyzny z jej snów.
I tak właśnie było kiedyś High Roller's Lounge, klub, w którym zebrali się najbardziej i najbardziej potężne dusze Krainy Zmarłych, aby porozmawiać, pić i po prostu spędzić swoją wieczność. Wtedy wszystko było bez zarzutu, a Maximino był dumny ze swego miejsca.
Ale teraz wszystko się zmieniło.
Kiedy Hector LeMans zmienił El Marrow i zmienił nazwę na Nuevo Marrow, wszyscy, którzy mieli nawet szacunek dla siebie, przeprowadzili się tam. Wszyscy gracze, biznesmeni i klienci byli tam, a nawet niektórzy pracownicy przeprowadzili się w poszukiwaniu lepszej życia po śmierci.
Teraz Sala Lodowcowa była prawie pusta, kilkoro ludzi siedziało i popijało drinki
Poza nią nie było zbyt wielu dusz. Kilka stolików usiadło małego człowieka i zobaczyła go.
Chowchilla Charlie. oszust i krętacz, i stary zawadiaka, casanova który goni za kobietami bardziej niż pies za kiełbasą.
Wszyscy wiedzieli, że Maximino wyrzucił tego człowieka kilka lat temu, kiedy oszukał fałszywymi kuponami na wyścigi. Potem miał interes z Manny'm, ale wkrótce i on przekonał się że to jest oszust
Nie widziano go na ulicach długo, Lola i Toto wierzyli, że Charlie także przeniósł się do Nuevo Marrow, ale jak widać gości w Rubacava.
Ale dlaczego?
Co mogło to miasto oferować wężowi jak Charlie, który nigdy nie myślał o nikim oprócz siebie? Dlaczego nie wyjechał dawno temu?
Lola potrząsnęła głową i odwróciła wzrok od małego mężczyzny, który pił. Musiała wspomnieć o misji o Toto, ale ważne było również, aby obserwować innych ludzi
Kolejne kilka stolików siedziała para ubrana w cienkie, ale trochę zużyte ubrania. Mieli okulary, co Lola uznała za taniochę., a kobieta była pewna, że właśnie przechodzą i wkrótce będą kontynuować podróż do dziewiątego podziemia.
Dziewiąty krąg podziemia... Kraina szczęścia i wiecznego spoczynku. Raj dla idealnych dusz które za życia miały idealne życie.
Lola nie wiedziała, jakie przestępstwo popełniła podczas życia, ale cokolwiek to było wystarczyło, aby tu zostać uziemioną.
Ci co zazwyczaj wybrali się na piechotę do 'raju'. albo gdzieś gdzieś zniknęli,to zwykle kończyli w żołądku jakiegoś paskudnego demona., choć bogaci zazwyczaj byli przestępcami, mordercami i innymi oszustami.
Ale czy było jakieś przestępstwo na tyle złe, aby zakazać jej duszy spoczynku?
Nagle Lola zauważyła, że weszła nowa osoba. A nie kto inny jak tylko, ale jej cel.
Maximino.
Mężczyzna zamknął za sobą drzwi swojego biura i podszedł do Chowchilla Charlie. Zerknął na Lolę, ale ciągle dalej szedł. Po dotarciu do niego pochylił się, aby z nim porozmawiać, a Lola zrozumiała, że ci dwaj mają coś wspólnego. Czyżby lewe interesy?
Nie oderwała wzroku, ale obserwowała dwóch mężczyzn. Pomimo tego, że nie była pewna, była kobietą i wiedziała, że taki człowiek jak Maximino lubi to, gdy kobiety zwracają na niego uwagę. Więc Lola patrzyła, jak potrafi wyglądać zupełnie niewinnie i że nie ma pojęcia, co robi.
I nawet nie musiała długo czekać; Mężczyzna już ją zauważył i najwyraźniej pytał Charliego, czy wie, kim ona jest. Kobieta zauważyła, że Charlie wzruszał ramionami i miał nadzieję, że to oznacza, że nie ma pojęcia.
Nigdy nie była znana w mieście, była częścią dolnej rzeszy ludzi, a ludzie jak Maximino zazwyczaj nie zwracali uwagi na takich jak ona.
Lola uśmiechnęła się, gdy zobaczyła, że mężczyzna opuszcza stolik i idzie w jej stronę. Serce waliło coraz mocniej. Wyglądał dokładnie tak, jak w jej snach, choć wydawał się nieco zmęczony.
- Nie sądziłam, że kiedykolwiek cię tu spotkam - powiedział Maximino, zbliżając się do niej.
- Ja też nie, ale zawsze musi być ten pierwszy raz - odparła Lola z zadowoleniem, że wcale nie było tak trudno. Maximino wziął sobie krzesło.
"A co z tym... wybacz mi moją ciekawość, ale co tu robisz? Dziś piękne kobiety trafiają do Nuevo Marrow" - powiedział, starając się zachować gorycz z jego głosu całkiem nieźle. Lola roześmiała się.
"Nuevo Marrow nie jest moim miejscem, wolę spokój i styl Rubacava. W Nuevo Marrow jest zbyt głośno", powiedziała.
- Niewiele osób myśli tak - stwierdził Maximino.
Dlaczego nie ma Olivi? Nie widzę jej tutaj -zapytała
Nie jesteśmy już razem od jakiegoś czasu- odparł
Lola w głowie pomyślała że jej sen się ziści. Czy to prawda że oni nie są razem? Mam szanse. serce zabiło jeszcze mocniej.
. Kiedy Olivia zapowiedziała, że opuszcza go z powodu Hectora, Maximino poczuł, że cały jego świat został rozbity. Wielbił kobietę, zrobił wszystko, o co prosiła, i wierzył w wszystko, co powiedziała. Myślał, że go też kocha, ale teraz zrozumiał, jaka była zdradziecka dziwka Olivia.
Ale ta kobieta... może nie była tak piękna, jak Olivia, Maximino nie domyślał się, że kiedykolwiek znajdzie kogoś tak pięknego, ale jasno to miała. Była całkiem ładna i pomyślał, że może poczuć, że jest bardziej uczciwa niż jego była dziewczyna.
Lola. Była słodka, wyglądała dokładnie jak niewinna dziewczyna.
Na szczęście Maximino nie myślał, że to było dziwne.
"Ciesze się ze mogę cie bliżej poznać,. Mogę to zrobić dla ciebie?" on zapytał. Lola czuła się pochlebnie, ale wciąż wiedząc, że powinna myśleć o swojej misji.
- To byłoby miłe - przyznała. Ona nie odważyła się jeszcze zadawać pytań, człowiek z pewnością podejmie podejrzenia, a to zepsuło wszystko. Zdaniem Toto najmądrzejszą rzeczą było poczekać i zacieśniać się po kilkuletnim spotkaniu z nim.
Maximino złapał palce.
"Raoul! Przynieś pani najlepszy trunek ", powiedział do francuskiego kelnera, który skłonił się i pośpieszyć, aby zrobić to, co zostało powiedziane.
- Więc, co myślisz o Rubacavie, panno Escanti? Maximino poprosił, żeby Lola znów się roześmiała.
"Proszę, zadzwoń do mnie po prostu Lola kiedy będziesz chciała się spotkać. Rubacava jest piękna. Chciałbym ci ją pokazać .
Raoul przyniósł drinki i położył je na stole.
- Może tak, ale lubię oszustów - powiedziała Lola, popijając łyk napoju, a teraz Maximino się chichotał.
"Kto z nas nie jest? Wszyscy jesteśmy oszustami", powiedział. Dlatego tu jesteśmy
"Kto więcej, kto mniej."
Nagle mężczyzna wyszedł z windy i skierował się prosto do Maximina.
- Jesteś pytany - wyszeptał do człowieka, który zerknął na niego z irytacją.
- Cóż, może poczekać, czy nie widzisz, że rozmawiam? on pstryknął. Strażnik wyglądał na zdenerwowanego, ale nie poddał się.
Nie sądzę, że chciałbyś go odesłać powiedział i spojrzał za nim, co czyni Maximino i Lola także ciekawą.
Tam, przed windą, stał Nick Virago.
Nick rozejrzał się do High Roller's Lounge i pozwolił, aby wspomnienia wypełniały jego umysł. Tam spędził wiele nocy pracujących, pijących i mówiących. Wiele lat latało i High Roller's Lounge był jego domem. W Blue Casket spotykając się z Olivią przeżył wiele cudownych nocy. Które zostały tylko głuchym-niemym wspomnieniem.
Po kilku spotkaniach Max zaprosił Manuele na spacer promenadą wzdłuż oceanu. Nadchodził wieczór piękny zachód słońca, ocean malowany promieniami słonecznymi skrzył się delikatnym światłem.
Jak tu pięknie- odparła Lola
Prawda? Wpatrywali się oboje w ocean który wyglądał w blasku słońca jak lustro.
Chciałbym ci coś powiedzieć otóż Manuela, kocham cię.
Lola podniosła wzrok i spojrzała na twarz Maximino, przez chwilę nie mogła uwierzyć, że słowa były prawdziwe.
Maximino kochał ją!
- Kocham też - powiedziała cicho i oparła się o niego. Marzyła o tej chwili tak długo, może te słowa były w jej snach przez cały czas.
Pomyśleć o tym, Maximino kochał ją...tak długo na to czekała.
Manuela była piękna i silną kobietą, która zdobyła serce potężnego mężczyzny
- Co się stało? - zapytał Maximino, a Lola zaśmiała się cicho.
"Nic, ja w moich myślach", odpowiedziała.
"To dobrze, mam dla ciebie niespodziankę."
"Niespodzianka?" - powtórzyła Lola.
Zamknij oczy- powiedział Max
Wtem zbliżył się do jej ust i musnął jej wargi . Z najdelikatniejszą namiętnością to uczynił. Pierwszy pocałunek, magia chwili i dziwne uczucia które towarzyszyły jej w środku.
sprawiło że delikatny rumieniec przykrył jej twarz.
‘Woow to najcudowniejsza chwila w moim doczesnym życiu’’ pomyślała
I jak? odparł Max
-Cudownie- odpowiedziała
Wpatrzeni i wtuleni w siebie .
Poczuli magię wieczoru.
-Nie mogę oprzeć się słodyczy twoich ust. Westchnął Maximino
Chciałbym jeszcze raz to poczuć.
Lola z rozmarzonym wzrokiem i rumieńcem na licach, z powagą sytuacji zbliżyła się ku niemu a myśl w głowie Loli jest jedna ‘’pragniesz tego dziewczyno!’’
Musneła jego usta, on odwzajemniając dotyk jej warg, poprowadził ją w tańcu miłości.
I tak dłuuuuuuuuuugą chwilę rozkoszy pocałunku. od muśnięcia ust do namiętnego głębokiego pocałunku.
Jestem już tylko twoja pomyślała, kocham cię.
Ej Manny-zawołała
-Tak? Wybacz zamyśliłem się- odparł
Wiesz Carla powiedziała mi o kimś o imieniu Lola, która zakochała się w gangsterze. Chciałabym usłyszeć jej historię", powiedziała i Manny zerknął na nią z zaskoczeniem. Dlaczego Meche interesowało się losem kobiety, która była dla niej obca? I dlaczego Lola? Dlaczego nie Olivia, której życie miłosne było o wiele bardziej interesujące i kolorowe?
Cóż, Lola jest moją dobrą przyjaciółką, pracujemy dla tej samej osoby - zaczął i czekał, czy Meche zażąda czegokolwiek. Pomyślał, że może jej opowiedzieć sekret podziemi,
Lola jest bardzo szczególną kobietą, jest słodka i uczciwa, prawie jak mała dziewczynka, bardzo zależna od miłości, a w mieście takim jak Rubacava od początku spotykały ją ciągłe problemy. Miała się spotykać z marynarzem Naranja, on się w niej podkochiwał ale ona uznała że nie jest dla niej, A potem, ale zakochała się w Maximino i dla niego straciła głowę, czy słyszałaś o nim?
Meche skinęła głową.
On jest jednym z najważniejszych ludzi w mafii Hectora LeMans, a Domino wspomniał o nim kilka razy, odpowiedziała.
Więc wiesz, kim jest Maximino, Lola nie była tym zażenowana, ale ciągle próbowała i marzyła o swojej miłości, nawet gdy był z najpodlejszą osobą w krainie zmarłych kobietą o imieniu Olivia Ofrenda. Ona nie umie się z tym pogodzić, Kontynuował Manny.
-Nie uważasz że przesadzasz? Każdy potrzebuje poczuć się kochanym, tylko niektórzy mam wrażenie mają w tym świecie serce i potrafią kochać. - powiedziała Meche. czekała na odpowiedź w nerwowości. Nie wiedziała, dlaczego opinia Mannego znaczyła tak wiele, prawdopodobnie dlatego, że wydawał się być tak godny zaufania.
Jak zawsze wiedział, co jest najlepsze.
Oczywiście, że nie, nikt nie może pomóc zakochać się i odkochać się. Oczywiście nie byłem szczęśliwy, bo wiedziałem, że Lola i Maximino mogą nigdy nie mieć szans, Widzę jej cierpienie, nie chce zmiażdżyć jej marzeń. Kochać heh mam wrażenie ze miłość jest bardziej skorumpowana niż się wydaje - powiedział po chwili Manny. Potem zachichotał.
"Co?" - zapytał Meche.
Mówiłem, że miłość jest dla żywych, ale teraz nie wiem, jaka jest moja opinia. Widziałem, jak wielu zakochuje się w tym Świecie... powiedział
- A co z Lolą? Meche chciała wiedzieć.
W końcu zrozumiała, że Maximino nie jest dla niej któregoś dnia, mądra decyzja moim zdaniem, W przeciwnym razie mogłoby się jej stać coś złego z ręki Olivi,ona miała przy sobie fortunę,człowieka który spał na pieniądzach.-odpowiedział Manny.
- Ale może to by było tego warte - widzę jej uczucie w dodatku rumieni się na samą myśl o nim. dodał.
Meche skinęła głową, choć naprawdę nie zwracała większej uwagi na to, co mówił Manny. Była zbyt pochłonięta własnymi myślami, które kręciły się wokół tej sytuacji.
Wiedziała, że po tym nie ma odwrotu, a jedynymi możliwymi wariantami były szczęśliwe albo tragiczne zakończenie.
Ale jak powiedział Manny, być może warto.
Manuela ''Lola'' Escanti Wiesz gdy znalazła się w tym świecie minęło sporo czasu, teraz jak na 28 lat nie dziwie się że tak namiętnie poszukuje uczucia. oznajmił.
-W jej wieku sam oglądałem się za spódniczkami
Meche zmroziła go wzrokiem
-yhykm.. znaczy się...zawstydzony, wziął łyk napoju.
Jak to się stało że ona tu trafiła? - odparła Meche
To długa historia, kiedy zmarła miała zaledwie 15 lat, odebrała sobie życie,myślisz jaki inny powód mógłby być? wszyscy samobójcy, mordercy, szulerzy,złodzieje,ogólnie wszyscy ci co narobili sobie w papiery za życia trafiają tutaj,by spłacić dług, kiedy to się stanie dostają swój wymarzony złoty bilet na pociąg do dziewiątego podziemia. Czasami mijają miesiące a czasami tysiące lat. Ale to jeszcze nie koniec, tutaj nie jest tak jak na górze, panują tu srogie zasady za zerwanie pewnych zasad grozi kara. Najgorsza to zesłanie to podziemia do krainy wiecznego bólu i rozpaczy. Za odebranie życia tutejszym ''żyjącym'' to jeden z powodów za które można tam się znaleźć.- opowiedział Manuel
Jest więcej rzeczy które są potępiane przez władców tej krainy.
Kiedy tu trafiła nie miała gdzie mieszkać co jeść koczowała na dworcu,napotkał ją Toto właściciela salonu tatuażu, zaoferował jej pomoc i zaopiekował się nią, Toto z racji tego że nie miał dzieci nawet w krainie żywych to traktował ją jak córkę. A facet ma już 105 lat i tak egzystuje tutaj sobie. Opiekuje się nią. Lola zaczęła prace w lokalnej gazecie jako fotograf. Może nie zarabia zawrotnych sum ale wystarcza jej by tu spokojnie żyć . Przyjaźni się z Salvadorem Limones tak samo jak ja.
A za co ty tutaj trafiłeś?-spytała Meche
Widzisz po śmierci dochodzi do pewnych komplikacji i część osób nie pamięta tego za co tu trafiło - odpowiedział rozmowę przerwał łomot silnika nagle.
Nagle ktoś podjechał po nich.
"Manuel, łódź podwodna jest gotowa do wyjazdu!" - oznajmił mężczyzna i zobaczył jego zadowolenie.
Manny zwrócił się do Meche.
- Chodźmy - powiedział.
NADSZEDŁ WIECZÓR W RUBACAVA.
Przy stadionie wyścigów kotów stała Lola z aparatem.
Lola patrzyła zdziwiona, gdy najszybszy kot wyścigu wyścigał się przed innymi i wygrał. Ten kot był jej osobistym ulubieńcem i cieszyła się,że wygrał. Nagle podszedł do niej Max.
"Cóż, co wiesz...? Wyraźnie masz oko na ten interes. Może powinien był cię zatrudnić, abyś była moim asystentem" Tak często cie widuje tutaj - powiedział Maximino i chociaż komplement był naprawdę przyjemny, Lola zaśmiała się.
Przyszła spotkać się z Maximino w High Roller's Lounge ekskluzywnym klubie który należał do niego, każdej nocy i mężczyzna czekał na nią. Zaoferował jej napoje, pogawędził się z nią i pokazał jej interesy i kluby, które posiadał. To wszystko zafascynowało ją, a za każdym razem, gdy wróciła do domu, poczuła wewnętrzny ból, bo nie robiła tego, co miała. A mieli plan z Toto Salvadorem Lupe i Manuelem żeby pozbyć się korupcji i zła w krainie umarłych poprzez zlikwidowanie Bossa Hectora le mans, a jak najszybciej dostać się do niego? Przez szychę Maximina.
Lola wiedziała, że Toto była rozczarowany tym, że powinna była ustalić plan'' Maximino'', ale szczerze mówiąc, nawet nie pomyślała o tym.
- Nawet nie masz pojęcia jak trudno mi było się wyrwać z domu. Mój op.. ojciec nie jest zadowolony kiedy wieczorem wychodzę na miasto.
- Nie potrzebujesz wymówki żeby wychodzić, możesz to zrobić jesteś wolna- odpowiedział cicho. Lola czuła się naprawdę dobrze przy nim i nie mogła zrozumieć, jak mogłaby uznać, go że jest oszustem.
Toto się mylił, Salvador był w błędzie; Wszyscy musieli się mylić. Maximino nie mógł być zepsutym przestępcą, o którym mówili, to musi być błąd. Człowiek był zbyt miły, miły i łagodny.
Lola ostatnio tak czuła
Ale tym razem była szczęśliwa, tym razem Olivia Ofrenda nie była tutaj, aby rozbić jej marzenia.
Minął wieczór bardzo przyjemnie spędzony na rozmowach i spacerze. Lola była szczęśliwa jak nigdy. Wróciła ukradkiem do domu i położyła się spać. W nadziei że znowu go zobaczy.
W SALONIE TOTO
Ten plan jest śmieszny - powiedziała z frustracją Lola i spojrzała na sukienkę, która wisiała na niej. A może "zawiesić" nie było słuszne słowo, sukienka była wykonana z delikatnej, ciemnobrązowej tkaniny i pasowała do jej finezji, dzięki czemu wyglądała naprawdę pięknie.
"Zamknij się i spróbuj być bardziej pozytywnym!" Toto powiedział gniewnie. "Kobiety niczego nie rozumieją..." - mruknął do siebie.
Lola westchnęła.
Wiedziała, że jeśli Toto potrafi przygotować plan,. Miała już więcej niż dosyć złych doświadczeń, a ten czas nie obiecał być czymś innym.
Toto uznał, że ponieważ Maximino - jak każdy potężny człowiek - będzie mieć słabość do kobiety,a wtedy zdecydowanie ujawniłby swoje plany szefa. Ponieważ Toto był mężczyzną, myślał jak mężczyzna.
- Ale co mam mu powiedzieć? Jak tam wejdę ? - spytała Toto, która zajęła się szyciem rozdartej spódnicy. Sukienka była tania, brudna i rozdarta, ale teraz wyglądało to dobrze. chyba.
Posłuchaj mnie nie wiem co widzisz w nim takiego że twoje serce wariuje ale wierz mi nie jest to facet dla ciebie,to oszust,razem z Hektorem okradają dobre dusze z biletów na pociąg do dziewiątego podziemia i sprzedają je największym łajdakom by mogli dostać się do ''raju'' to ich przepustka a ci dobrzy zostają tutaj na całe eony. Zresztą dobrze wiesz co Manuel i Sal ci mówili, co wiesz, powtarzać się nie będę, Loluś to twoja decyzja, jakąkolwiek będzie zaakceptuje ją. To nie jest dobry człowiek. I dobrze o tym wiesz.
-no wiem - odparła
Wiesz doskonale że jesteśmy agentami Salvadora, i dla dobra tej krainy walczymy z nimi. Dla przyszłości dla spokojnej przyszłości nas i innych przybyszów.
Ale mi przyszłość, siedzę tu uziemiona nawet nie wiem za co, próbuje być szczęśliwa ale co jeden to oszust i krętacz,to że zostało mi jeszcze serce to największe cierpienie jakie zesłał mi los, zakochałam się!.Ale nie mogę być z człowiekiem którego darze tym uczuciem. Bo wszyscy uważają go za złego, ja widzę w nim iskierkę dobra.
Zapominasz najwyraźniej nie żyjesz i że egzystujesz tutaj i że to nie jest szczęśliwe miejsce jak na górze . Odpowiedział tonem Toto
Mam prawo być szczęśliwa, to że umarłam zbyt młodo nie oznacza że przekreślony jest mój los.
"To się nie sprawdzi. Wymyślę coś innego", zaproponował, aby utrzymać swoją niepewność dość daleko od jej głosu. Nie chciała się nakręcić i nie poradzić sobie z misją. Toto uniósł wzrok.
Cholera, co się z tobą dzieje, lepiej wskakuj w te suknie, bo to naprawdę nie będzie miłe jak Hektor zapanuje jeszcze nad naszym miastem. Czy chcesz, abym powiedział Salvador, że nie chcesz mieć z tym planem nic wspólnego?" - spytał z irytacją.
- No nie, ale... - zaczęła Lola, ale Toto przerwał jej.
Nie założę tej sukni jest ohydna. I jak niby Max ma na mnie zwrócić swoja uwagę skoro wyglądam jak wieszak.
"Więc zamknij się i nie narzekaj!" - warknął i Lola zamknęła się. Wiedziała, że Toto nigdy nie rozmawiał ze nią często, ale od jakiegoś czasu żyli jak pies z kotem i zaczęli się ranić.
Z lodowatej ciszy i sposobu, w jaki Lola stała, Toto zdał sobie sprawę, że ją skrzywdził. Pokręcił głową z frustracji, Przepraszam cie córeczko po prostu martwię się o ciebie odkąd darzysz go uczuciem nie poznaje cie coraz bardziej. Wiesz że cie kocham i chce byś była szczęśliwa.
- Będziesz dobrze - mruknął. Nigdy nie przeprosił nikogo i nigdy tego nie zrobił, ale wcale nie był zimny bez uczuć.
- Humph - parsknęła z niedowierzaniem, a Toto zerknął na nią krótko. Wiedział, że kiedy wróci Lola będzie w lepszym nastroju i przyniesie przynajmniej jakieś wiadomości. Nie wątpił w umiejętności kobiety i wiedział, że to zrobi..
Nagle z kufra wyciągnął elegancką połyskującą suknie w kolorze indygo suknia była długa i sięgała prawie do ziemi z rozcięciem z boku.
"To jest to", powiedział, wstając i kilka kroków, aby podziwiać jego znalezisko. Z tego powodu przez cały dzień zamknął swój mały warsztat tatuażu i musiał przyznać, że to było warte tego.
Lola wyglądała wspaniale w niebieskiej sukni, która dotarła do jej kostek. W sukience były tu rękawy, ale były źle rozdarte i rozważane przez chwilę, gdy Toto zdecydował się je usunąć. Dekolt grzbietowy, ale w życiu pozagrobowym to w ogóle nie miało znaczenia.
- Wygląda dobrze - stwierdził Toto. Lola spojrzała na siebie i otarła się niebieską szmatką.
"Naprawdę? Czy naprawdę mogę wyglądać tak?" zapytała.
"Oczywiście, czy możesz wątpić w moje słowo? Naucz się trochę ufać", powiedział mężczyzna, który zaczął się naprawdę zirytować. Dlaczego Lola nie mogła zrozumieć, że doskonale się czuje, żeby zwrócić uwagę Maximino?
Lola westchnęła.
"Dobra, w porządku, po prostu załatwimy to" - powiedziała.
Masz tu kartę VIP do salonu - powiedział Toto.
NADSZEDŁ WIECZÓR KSIĘŻYC ŚWIECIŁ SWOIM BLASKIEM
Trochę później Lola stała w małym holu High Roller's Lounge, patrząc nerwowo. Toto nie poszedł z nią, gdyby Lola była widziana z kimś takim jak on, nigdy ich nie wpuścili. Mężczyzna powiedział jej, że wszystko, co ma do zrobienia, to ma być i wyglądać tak, jakby był tam z tobą.
Cóż, łatwo było mu powiedzieć! Nie musiał iść na tereny wroga i uwieść jednego z najbardziej niebezpiecznych wrogów. Myśl o tym jak bardzo jest w nim zakochana dodawała jej sił.
Wciągając głęboki oddech, Lola zaczęła chodzić po luksusowym korytarzu w stronę windy.
Przed windą był strażnik, tak jak się spodziewała. Człowiek zdołał otworzyć usta, pytając, czy ma przepustkę VIP, ale Lola zerknął na niego tak arogancko, że zastanawiał się i wypuścił ją. Kobieta stłumiła apelację o zwycięstwo i wstąpiła tak wdzięcznie, jak tylko mogła.
Nigdy nie była w High Roller's Lounge i po wyjściu z windy musiała się zatrzymać i rozejrzeć.
Na podłodze był ciemny czerwony dywan, a ściany powtarzały ten sam luksusowy ton. Małe dekoracje kota były widoczne wszędzie i było jasne, że Maximino lubi te zwierzęta. Albo tylko pieniądze, które mu dostarczały.
Wiedząc, że nie może stanąć, Lola poszła usiąść na pustym stole. Poczuła się nerwowa, ale jakoś zdołała się powstrzymać od stresu. Po zajęciu miejsca zaczęła się uważnie rozglądać.
Wcześniej, kiedy nadal zmagała się z Maximino, usłyszała historie o chwale High Roller's Lounge io tym, jak cudownie wszyscy byli. Kupiła to wszystko bez zastrzeżeń; Oczywiście chciała uzyskać najlepszy wizerunek mężczyzny z jej snów.
I tak właśnie było kiedyś High Roller's Lounge, klub, w którym zebrali się najbardziej i najbardziej potężne dusze Krainy Zmarłych, aby porozmawiać, pić i po prostu spędzić swoją wieczność. Wtedy wszystko było bez zarzutu, a Maximino był dumny ze swego miejsca.
Ale teraz wszystko się zmieniło.
Kiedy Hector LeMans zmienił El Marrow i zmienił nazwę na Nuevo Marrow, wszyscy, którzy mieli nawet szacunek dla siebie, przeprowadzili się tam. Wszyscy gracze, biznesmeni i klienci byli tam, a nawet niektórzy pracownicy przeprowadzili się w poszukiwaniu lepszej życia po śmierci.
Teraz Sala Lodowcowa była prawie pusta, kilkoro ludzi siedziało i popijało drinki
Poza nią nie było zbyt wielu dusz. Kilka stolików usiadło małego człowieka i zobaczyła go.
Chowchilla Charlie. oszust i krętacz, i stary zawadiaka, casanova który goni za kobietami bardziej niż pies za kiełbasą.
Wszyscy wiedzieli, że Maximino wyrzucił tego człowieka kilka lat temu, kiedy oszukał fałszywymi kuponami na wyścigi. Potem miał interes z Manny'm, ale wkrótce i on przekonał się że to jest oszust
Nie widziano go na ulicach długo, Lola i Toto wierzyli, że Charlie także przeniósł się do Nuevo Marrow, ale jak widać gości w Rubacava.
Ale dlaczego?
Co mogło to miasto oferować wężowi jak Charlie, który nigdy nie myślał o nikim oprócz siebie? Dlaczego nie wyjechał dawno temu?
Lola potrząsnęła głową i odwróciła wzrok od małego mężczyzny, który pił. Musiała wspomnieć o misji o Toto, ale ważne było również, aby obserwować innych ludzi
Kolejne kilka stolików siedziała para ubrana w cienkie, ale trochę zużyte ubrania. Mieli okulary, co Lola uznała za taniochę., a kobieta była pewna, że właśnie przechodzą i wkrótce będą kontynuować podróż do dziewiątego podziemia.
Dziewiąty krąg podziemia... Kraina szczęścia i wiecznego spoczynku. Raj dla idealnych dusz które za życia miały idealne życie.
Lola nie wiedziała, jakie przestępstwo popełniła podczas życia, ale cokolwiek to było wystarczyło, aby tu zostać uziemioną.
Ci co zazwyczaj wybrali się na piechotę do 'raju'. albo gdzieś gdzieś zniknęli,to zwykle kończyli w żołądku jakiegoś paskudnego demona., choć bogaci zazwyczaj byli przestępcami, mordercami i innymi oszustami.
Ale czy było jakieś przestępstwo na tyle złe, aby zakazać jej duszy spoczynku?
Nagle Lola zauważyła, że weszła nowa osoba. A nie kto inny jak tylko, ale jej cel.
Maximino.
Mężczyzna zamknął za sobą drzwi swojego biura i podszedł do Chowchilla Charlie. Zerknął na Lolę, ale ciągle dalej szedł. Po dotarciu do niego pochylił się, aby z nim porozmawiać, a Lola zrozumiała, że ci dwaj mają coś wspólnego. Czyżby lewe interesy?
Nie oderwała wzroku, ale obserwowała dwóch mężczyzn. Pomimo tego, że nie była pewna, była kobietą i wiedziała, że taki człowiek jak Maximino lubi to, gdy kobiety zwracają na niego uwagę. Więc Lola patrzyła, jak potrafi wyglądać zupełnie niewinnie i że nie ma pojęcia, co robi.
I nawet nie musiała długo czekać; Mężczyzna już ją zauważył i najwyraźniej pytał Charliego, czy wie, kim ona jest. Kobieta zauważyła, że Charlie wzruszał ramionami i miał nadzieję, że to oznacza, że nie ma pojęcia.
Nigdy nie była znana w mieście, była częścią dolnej rzeszy ludzi, a ludzie jak Maximino zazwyczaj nie zwracali uwagi na takich jak ona.
Lola uśmiechnęła się, gdy zobaczyła, że mężczyzna opuszcza stolik i idzie w jej stronę. Serce waliło coraz mocniej. Wyglądał dokładnie tak, jak w jej snach, choć wydawał się nieco zmęczony.
- Nie sądziłam, że kiedykolwiek cię tu spotkam - powiedział Maximino, zbliżając się do niej.
- Ja też nie, ale zawsze musi być ten pierwszy raz - odparła Lola z zadowoleniem, że wcale nie było tak trudno. Maximino wziął sobie krzesło.
"A co z tym... wybacz mi moją ciekawość, ale co tu robisz? Dziś piękne kobiety trafiają do Nuevo Marrow" - powiedział, starając się zachować gorycz z jego głosu całkiem nieźle. Lola roześmiała się.
"Nuevo Marrow nie jest moim miejscem, wolę spokój i styl Rubacava. W Nuevo Marrow jest zbyt głośno", powiedziała.
- Niewiele osób myśli tak - stwierdził Maximino.
Dlaczego nie ma Olivi? Nie widzę jej tutaj -zapytała
Nie jesteśmy już razem od jakiegoś czasu- odparł
Lola w głowie pomyślała że jej sen się ziści. Czy to prawda że oni nie są razem? Mam szanse. serce zabiło jeszcze mocniej.
. Kiedy Olivia zapowiedziała, że opuszcza go z powodu Hectora, Maximino poczuł, że cały jego świat został rozbity. Wielbił kobietę, zrobił wszystko, o co prosiła, i wierzył w wszystko, co powiedziała. Myślał, że go też kocha, ale teraz zrozumiał, jaka była zdradziecka dziwka Olivia.
Ale ta kobieta... może nie była tak piękna, jak Olivia, Maximino nie domyślał się, że kiedykolwiek znajdzie kogoś tak pięknego, ale jasno to miała. Była całkiem ładna i pomyślał, że może poczuć, że jest bardziej uczciwa niż jego była dziewczyna.
Lola. Była słodka, wyglądała dokładnie jak niewinna dziewczyna.
Na szczęście Maximino nie myślał, że to było dziwne.
"Ciesze się ze mogę cie bliżej poznać,. Mogę to zrobić dla ciebie?" on zapytał. Lola czuła się pochlebnie, ale wciąż wiedząc, że powinna myśleć o swojej misji.
- To byłoby miłe - przyznała. Ona nie odważyła się jeszcze zadawać pytań, człowiek z pewnością podejmie podejrzenia, a to zepsuło wszystko. Zdaniem Toto najmądrzejszą rzeczą było poczekać i zacieśniać się po kilkuletnim spotkaniu z nim.
Maximino złapał palce.
"Raoul! Przynieś pani najlepszy trunek ", powiedział do francuskiego kelnera, który skłonił się i pośpieszyć, aby zrobić to, co zostało powiedziane.
- Więc, co myślisz o Rubacavie, panno Escanti? Maximino poprosił, żeby Lola znów się roześmiała.
"Proszę, zadzwoń do mnie po prostu Lola kiedy będziesz chciała się spotkać. Rubacava jest piękna. Chciałbym ci ją pokazać .
Raoul przyniósł drinki i położył je na stole.
- Może tak, ale lubię oszustów - powiedziała Lola, popijając łyk napoju, a teraz Maximino się chichotał.
"Kto z nas nie jest? Wszyscy jesteśmy oszustami", powiedział. Dlatego tu jesteśmy
"Kto więcej, kto mniej."
Nagle mężczyzna wyszedł z windy i skierował się prosto do Maximina.
- Jesteś pytany - wyszeptał do człowieka, który zerknął na niego z irytacją.
- Cóż, może poczekać, czy nie widzisz, że rozmawiam? on pstryknął. Strażnik wyglądał na zdenerwowanego, ale nie poddał się.
Nie sądzę, że chciałbyś go odesłać powiedział i spojrzał za nim, co czyni Maximino i Lola także ciekawą.
Tam, przed windą, stał Nick Virago.
Nick rozejrzał się do High Roller's Lounge i pozwolił, aby wspomnienia wypełniały jego umysł. Tam spędził wiele nocy pracujących, pijących i mówiących. Wiele lat latało i High Roller's Lounge był jego domem. W Blue Casket spotykając się z Olivią przeżył wiele cudownych nocy. Które zostały tylko głuchym-niemym wspomnieniem.
Po kilku spotkaniach Max zaprosił Manuele na spacer promenadą wzdłuż oceanu. Nadchodził wieczór piękny zachód słońca, ocean malowany promieniami słonecznymi skrzył się delikatnym światłem.
Jak tu pięknie- odparła Lola
Prawda? Wpatrywali się oboje w ocean który wyglądał w blasku słońca jak lustro.
Chciałbym ci coś powiedzieć otóż Manuela, kocham cię.
Lola podniosła wzrok i spojrzała na twarz Maximino, przez chwilę nie mogła uwierzyć, że słowa były prawdziwe.
Maximino kochał ją!
- Kocham też - powiedziała cicho i oparła się o niego. Marzyła o tej chwili tak długo, może te słowa były w jej snach przez cały czas.
Pomyśleć o tym, Maximino kochał ją...tak długo na to czekała.
Manuela była piękna i silną kobietą, która zdobyła serce potężnego mężczyzny
- Co się stało? - zapytał Maximino, a Lola zaśmiała się cicho.
"Nic, ja w moich myślach", odpowiedziała.
"To dobrze, mam dla ciebie niespodziankę."
"Niespodzianka?" - powtórzyła Lola.
Zamknij oczy- powiedział Max
Wtem zbliżył się do jej ust i musnął jej wargi . Z najdelikatniejszą namiętnością to uczynił. Pierwszy pocałunek, magia chwili i dziwne uczucia które towarzyszyły jej w środku.
sprawiło że delikatny rumieniec przykrył jej twarz.
‘Woow to najcudowniejsza chwila w moim doczesnym życiu’’ pomyślała
I jak? odparł Max
-Cudownie- odpowiedziała
Wpatrzeni i wtuleni w siebie .
Poczuli magię wieczoru.
-Nie mogę oprzeć się słodyczy twoich ust. Westchnął Maximino
Chciałbym jeszcze raz to poczuć.
Lola z rozmarzonym wzrokiem i rumieńcem na licach, z powagą sytuacji zbliżyła się ku niemu a myśl w głowie Loli jest jedna ‘’pragniesz tego dziewczyno!’’
Musneła jego usta, on odwzajemniając dotyk jej warg, poprowadził ją w tańcu miłości.
I tak dłuuuuuuuuuugą chwilę rozkoszy pocałunku. od muśnięcia ust do namiętnego głębokiego pocałunku.
Jestem już tylko twoja pomyślała, kocham cię.
10 października 2017
Komiks: Dla Irenu
Autor: Samael
A oto jakim cudownym prezentem uraczył mnie Samael po powrocie z pracy. Uhhhh i te głupie memy "Panu Bożu" nagle zaczęły bawić.
Undertale: Nie ma we mnie nic nadzwyczajnego - Rozdział II
Notka od autora: Jest to opowieść sans x reader. Wcielasz się w osiemnastoletnią, przy-gotującą się do matury licealistkę plastyka. Mimo swojej z zewnątrz ciepłej i kochanej osobowości, tak na prawdę jesteś osobą z niską samooceną oraz mocno niestabilną psychicznie . Zawsze przyklejasz sobie łatki silnej, niezależnej i bardzo zdystansowanej do samej siebie, śmiejesz się z każdej obelgi gdzie bardzo, bardzo głęboko wszystko przeżywasz. Ubierasz się tylko i wyłącznie na czarno i nosisz sporo kolczyków. Czyli w skrócie babcie na ulicy często odmawiają zdrowaśki jak cię widzą. Jesteś bardzo sceptyczna więc nie małe było twoje zdziwienie gdy na ulicę twojego miasta zawitały potwory. Jednak żyłaś sobie dalej mając to w sumie gdzieś, jak większość rzeczy otaczających cię. Jednak co się stanie gdy w środku nocy zawita do ciebie mały, pokiereszowany i nieprzytomny szkielecik? Który za wszelką cenę będzie próbował zmienić twój pogląd na świat?
Autor: strzzalka12
Siedziałaś właśnie na krześle i wpatrywałaś się w nieprzytomne oczy szkieletu. Wcześniej zaniosłaś go jakoś na łóżko spostrzegając, że jego obrażenia nie są takie niegroźne jakby się mogło wydawać. To pewnie przez brak krwi, na jego czaszce z tyłu widniało pęknięcie idące od płatu czołowego rozdwajające się przy płacie potylicznym. Nie miałaś pojęcia jak opatrzyć tę ranę, wyglądała jak by ktoś go czymś mocno uderzył. Stwierdziłaś, że skoro to jest kość to przyłożysz mu zimny żelowy okład. Wzięłaś więc opakowanie z żelkiem i zabandażowałaś z tyłu głowy Sansa by szczelnie zakrywało całe pęknięcie. Wiedziałaś, że go to nie wyleczy, ale miałaś nadzieję, że może przynajmniej trochę uśmierzy ból. Podłożyłaś mu poduszkę pod głowę i wróciłaś do wpatrywania się w niego. Zastanawiałaś się jakim cudem się tu znalazł i dla czego jest ranny. Z tego co wiedziałaś Sans umie się bronić więc wydawało się to bardzo dziwne, że dał się tak zranić. Zauważyłaś, że twój pies zamierza wskoczyć na łóżko, gdzie leżał Sans. Powstrzymałaś go i posadziłaś sobie na kolanach. Nagle rozległ się głośny dzwonek twojego telefonu, pies wzdrygnął się i zeskoczył z powrotem na podłogę. Chwyciłaś za komórkę i odebrałaś.
-Halo?
-Koleżanko z autobusu? To ty?
-Och Grillby. Tak to ja.
-Sans już u ciebie jest?
-Noo... jest, ale chyba coś poszło nie tak...
-Jak to?
-Bo jest tak troszkę nieprzytomny... i poobijany.
-Pobiłaś go?!
-Co? Nie! Taki się pojawił nagle w moim przedpokoju
-Ale..., ale co się stało?
-Właśnie nie wiem... przyłożyłam mi zimny okład do głowy, żeby uśmierzyć ból.
-Dobrze... jak się obudzi to powiedz mu, żeby do mnie zadzwonił.
-Przekaże...- Rozłączyłaś się.
Odłożyłaś telefon na biurko i kontynuowałaś gapienie się na swojego gościa. Zastanawiałaś się jak to się dzieje, że może poruszać ustami i oczodołami. Dotknęłaś lekko jego policzka, który wydawał się tak samo twardy jak normalna kość, ale w zgięciach lekko poddawała się naciskowi twoich palców. Jak skupiłaś się na dłuższym dotyku w jednym miejscu czułaś lekkie wibrowanie, jak by cały czas wydawał z siebie cichy dźwięk. Chrapie? Magia? Chyba to drugie. Po jakimś czasie przyłożyłaś obie ręce do jego policzków i pociągnęłaś lekko do góry tak że odsłoniłaś bardziej zęby. Tak jak myślałaś, nie ma dziąseł tam, gdzie powinny być są dalej zęby które wrastają w czaszkę. Zastanawiałaś się, czy jak włożysz mu rękę do buzi to czy ją odzyskasz. Starałaś się więc rozchylić jego zęby, ale nie ustępowały wydawały się albo mocno zaciśnięte albo zrośnięte czy coś. Ale to nie możliwe, bo sama widziałaś jak w show Mettatona pokazywał swój świecący niebieski język robotowi jak ten proponował mu pozowanie bez ubrań. Po siłowałaś się z nimi trochę, ale nadal ani drgnęły. Wzięłaś więc nożyk do papieru i próbowałaś je jakoś podważyć ostrzem. Dopiero po chwili zorientowałaś się co najlepszego wyprawiasz. Właśnie próbujesz grzebać szkieletowi, który nie wie jeszcze o twoim istnieniu w zębach. Stwierdziłaś, że to nie jest zbyt dobry sposób na początek znajomości więc odłożyłaś nożyk na miejsce. Po jakiś czasie ponownego podziwiania jego kościstej twarzy, twoją uwagę przykuły szkielecie nozdrza. Wyglądały naprawdę słodziutko, jak odwrócone do góry nogami serduszko. Dotknęłaś jego grzbietu, również był twardy, zjechałaś troszkę w dół, twój palec niechcący wleciał w jedno z nozdrzy. Sans jękną cicho, przestraszyłaś się i zabrałaś szybko rękę. Szkielet odwrócił się na bok i zaczął chrapać. Och..., czyli śpi... no tak szkielet, który zaśnie zawsze i wszędzie... typowe. Uśmiechnęłaś się pod nosem zdając sobie sprawę z aktualnej bezbronności potwora. Leżał teraz na boku przodem do ciebie. Podczas przekręcania koszulka wraz z bluzą lekko się podwinęły co odkryło jego kręgosłup i lekko dolne żebra. Już wyciągałaś rękę by ich dotknąć, gdy nagle powstrzymał cię od tego czyiś mocny uścisk na twoim nadgarstku.
-Sorki, ale... nie żeby mi się to jakoś wybitnie nie podobało, ale... co zamierzałaś zrobić z tą ręką? - Rozległ się obok ciebie niski, męski głos. Przeniosłaś wzrok na szkielet, ten wpatrywał się w ciebie z lekkim niebieskim rumieńcem nadal trzymając cię za nadgarstek. Dopiero po chwili połączyłaś fakty i ogarnęłaś co się właśnie dzieje. Zaczęłaś się bardzo mocno rumienić, momentalnie wyrwałaś rękę zamachując się tak bardzo, że twoje kręcone krzesło odmówiło posłuszeństwa i przechyliło się zrzucając cię. Stęknęłaś cicho boleśnie uderzając tyłkiem o podłogę. Sans zaśmiał się wstając ostrożnie uważając na głowę. Po czym obrócił się w stronę ciebie rozmasowującej obolałe miejsce.
-Widzisz? Pchanie rąk tam, gdzie nie trzeba nie kończy się dobrze. Zatkało cię, chyba nigdy aż tak bardzo nie chciałaś zapaść się pod ziemię. Gapiłaś się tylko na podłogę nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa. Twój ukochany potwór jest u ciebie, leży na twoim łóżku, w twoim pokoju i przyłapał cię na chęci dotknięcia jego żeber.
-Hej... koleżanko? Aż tak mocno się uderzyłaś? Wszystko gra?
-J.… ja po prostu..., bo... ty...
-Ej, nie bój się. Nie jestem zły czy coś. Wręcz byłbym ci wdzięczny gdybyś powiedziała mi dla czego głowa mnie tak napierdala i jak się tu znalazłem.
-Naprawdę, ja sama nie wiem.
Nagle pojawiłeś się w moim przedpokoju i byłeś ranny... to cię opatrzyłam...
-Och, dzięki młoda.
-T... Ty nic nie pamiętasz? W sensie jak się tu znalazłeś?
-Nie bardzo... pamiętam tylko że szedłem gdzieś, gdzie Grillby mnie wysłał, żeby coś tam odebrać.
-I tyle?
-Tak... nagle poczułem tylko mocne uderzenie i jestem tutaj...
-Dobrze, że nic poważnego się nie stało.
-Heh, nie martw się koleżanko. Moje kości nie zostaną tak łatwo rzucone.
Patrzyłaś się chwilę na szkielet by zaraz wybuchnąć śmiechem.
-hahahahaha co to było? O nie. To było okropne. Hahahaha.
-Śmiejesz się, czyli nie było takie złe. Czuję to w kościach.
-Hahahaha weź. Jesteś najgorszy! Hahahahaha. -Wyciągnęłaś rękę w stronę kościotrupa. -Jestem_____.
Sans również cię za nią ścisną, już chciał zacząć mówić swoje imię, gdy nagle wzdrygnął się i wyrwał rękę.
-Hahahaha! - Tym razem ty się śmiałaś ze zwycięskim wzrokiem pokazując dłoń- Brzęczyk!
Do twojej ręki przypięte było urządzenie rażące bardzo malutką porcją prądu.
-Czyżbym wyczuł wojnę?
-Z tobą zawsze Sans. - Zaśmiałaś się.
-Zaraz ale... skąd znasz moje imię? Jeszcze ci się nie przedstawiłem.
Kurczę! Przeklęłaś siebie w myślach za swoją nieuwagę. Po chwili zdałaś sobie sprawę, że nad twoim łóżkiem za jego plecami jest cała ściana wypełniona jego seksownymi plakatami. Wszystkie to były arty gdzie na niektórych Sans pokazany był zupełnie bez ubrań ze świecącym penisem. Twój wzrok momentalnie powędrował za jego plecy. Szkielet chyba to wyczuł i zaczął odwracać głowę. Zerwałaś się szybko chwytając go po bokach czaszki. Momentalnie się skrzywił z bólu, zrozumiałaś, że pewnie go uraziłaś i zabrałaś ręce.
-Ałć! Co to było? -Odparł trochę rozbawiony łapiąc się za bandaż w miejscu pęknięcia.
-Sorki... ja... em...
-Znowu zaczęłaś się jąkać. Ja wiem, że jestem wykościsty ale bez przesady.
-Bo ja..., bo ja cię kocham! -Zamarłaś. Nie! To nie to co chciałaś powiedzieć! Nie tak! Odważyłaś się spojrzeć na potwora, był tak samo zarumieniony jak ty, tylko na niebiesko.
-C ... co? Ale...- Wykrztusił.
-Nie! To nie tak! Nie ... tak ... ja … po prostu jestem twoją fanką ok ... kocham cię jak kogoś w internecie...
-Ooch... chyba że- Odparł szkielet nerwowo drapiąc się po głowie obok pęknięcia. Znów chciał się odwrócić w stronę plakatów.
-Nie!
-Co?
-Nie ... odwracaj... się
-Czemu?
-Po prostu... po... poczekaj chwilę...
Weszłaś za nim na łóżko i zaczęłaś ściągać plakaty.
-Hej poczekaj. - Poczułaś dziwne mrowienie i uniosłaś się w powietrze jak byś nic nie ważyła. Sans odciągną cię do ściany. -Jestem ciekawy co tam ukrywasz, uwaga odwracam się. - Szkielet zaczął powoli z wrednym uśmieszkiem odwracać głowę w stronę ściany.
-Nie! Poczekaj! To nie! Aaach! -Zakryłaś twarz rękami nadal dyndając w powietrzu. Sans zapowietrzył się, gdy tylko ogarną wzrokiem wszystkie plakaty ze swoją podobizną. Patrzył się już jakiś czas, był odwrócony od ciebie i nie mogłaś zobaczyć wyrazu jego twarzy. Ale mogłaś dostrzec trochę niebieskiego rumieńca.
-Ja... ja mówiłam żebyś się nie odwracał! To twoja wina!
-Ty... chory... pojebie...
-To ty się odwróciłeś!
-Co ty miałaś z biologii?
-Trójkę, a co?
-Z całym szacunkiem do ciebie i twórców tych artów..., ale... czy ty widziałaś kiedyś, żeby szkielet miał penisa?
-A to ty... nie masz?
Ten zarumienił się jeszcze bardziej robiąc minę pogardy i odstawiając się w końcu na miejsce obok siebie na łóżku. Patrzyłaś się jeszcze chwilę zdezorientowana na Sansa, gdy nagle mały cwany uśmieszek wdarł się na twoją twarz.
-To co? Masz czy nie?
-N ... nie ważne... -Odparł cicho wbijając wzrok w podłogę. Uśmiech coraz bardziej widniał na twojej twarzy, czułaś ogromną satysfakcję widząc go w tym stanie.
-Cz ... czemu się tak szczerzysz? Jesteś jakąś zboczoną sadystką?
-Bingo. - Odparłaś pewnie, wzdrygnął się przerzucając wzrok na ciebie nie odwracając głowy. To niesamowite jak szybko role się odwróciły.
-Spokojnie panie prawiczek, tylko żartowałam.
-Hej! To że nie mam penisa nie znaczy, że tego nie ro... -Przerwał uświadamiając sobie co właśnie powiedział. Spojrzał się na ciebie z ukosa, szczerzyłaś się triumfalnie od ucha do ucha.
-Czyli jednak nie masz.
-Przerażasz mnie...
-No cóż.
-Przed chwilą udawałaś cnotkę niewydymkę a teraz jesteś zboczoną sadystką. Masz jakieś rozdwojenie jaźni?
Mina zaraz ci zrzedła, widać Sans to zauważył, bo już wziął wdech, żeby zacząć przepraszać, nie do końca wiedząc za co. Ale odezwałaś się pierwsza.
-To... nie do końca tak...
-Ja, nie chciałem sprawić ci przykrości.
-Nie spoko, nie sprawiłeś. Ale ja nad tą nagłą zmianą nastroju zbyt nie panuje.
-W sensie?
Odwróciłaś wzrok od Sansa kierując go na podłogę. Uśmiechnęłaś się lekko.
-Ja... nie lubię o tym mówić.
-Nie musisz jak nie chcesz.
-Nie ... to …, jeśli chcesz być moim przyjacielem to...- Urwałaś, przecież w sumie nie znacie się. Bałaś się jak zareaguje. - Oczywiście... tylko jeśli chcesz. Nie mówię, że teraz bo się jeszcze nie znamy, ale kiedykolwiek czy coś. Bo … ten... em...
-Spokojnie, po prostu powiedz.
-Ja … jestem chora. Ale... nie tak fizycznie.
-Na co?
-Osobowość chwiejna emocjonalnie typ impulsywny.
-Czyli że...
-Czyli humor potrafi mi się zmieniać co minutę, reaguję na wszystko bardzo impulsywnie.
-Och …, czyli muszę uważać żebyś mi przypadkiem nie przykościła.
Od razu się rozweseliłaś.
-Nie martw się nie zajdę ci bardzo za kość.
Oczy potwora zamigotały.
-Sans?
-Myślę, że to początek pięknej przyjaźni.
Tym razem ty odżyłaś. Na twojej twarzy znowu pojawił się uśmiech. Zerwałaś się i rzuciłaś się potworowi na szyję.
-Łaa. - Zdziwił się Sans.
-Tak się cieszę!
Ciało szkieletu momentalnie zesztywniało. Po chwili zorientowałaś się co robisz i odsunęłaś się od Sansa.
-Oj ... sorki..., skoro mowa o impulsywnym zachowaniu.
Po chwili szkielet się rozluźnił u uśmiechną.
-Spoko, skoro to twoje zachowanie impulsywne czy co to tam jest to jestem w stanie je zaakceptować.
-Mogę cię przytulać, kiedy chcę? -Zrobiłaś minę szczeniaczka patrzącego na smakołyk.
-J … jasne. -Odpowiedział odwracając głowę z małym rumieńcem na jednym z policzków. -Ale mam jeden warunek.
-Hm? -Spojrzałaś zaciekawiona na potwora.
-Zdejmij kurwa to coś ze ściany, bo przez to nie czuję się tu bezpiecznie.
-Nie. -Odpowiedziałaś stanowczo. -Te plakaty są częścią mnie, nie zdejmę ich.
Sans mimowolnie parskną śmiechem. -Moja naga postać z nieistniejącym penisem na wierchu jest częścią ciebie?
-Dokładnie.
-Jesteś chora...
-Nie da się ukryć.
Szkielet wzdychną zrezygnowany.
-Ale... -Zaczęłaś, potwór spojrzał się na ciebie pytająco. -Zdejmę te z penisami o ile odpowiesz na wszystkie moje pytania.
-Już się boję...
-Ale najpierw zadzwoń do Grillby'ego że się obudziłeś.
-Później to zrobię, najpierw zadaj pytanie. Zaraz... skąd znasz Grill...
-Sans, czy ty srasz? - Przerwałaś mu patrząc się na niego entuzjastycznie z iskierkami w oczach. Szkielet patrzył się chwilę na ciebie analizując twoje słowa, po chwili zaczął się głośno śmiać ledwo chwytając powietrze.
-Nie dziecino. -Zaczął mówić między salwami śmiechu czochrając cię. -Nie sram.
-Halo?
-Koleżanko z autobusu? To ty?
-Och Grillby. Tak to ja.
-Sans już u ciebie jest?
-Noo... jest, ale chyba coś poszło nie tak...
-Jak to?
-Bo jest tak troszkę nieprzytomny... i poobijany.
-Pobiłaś go?!
-Co? Nie! Taki się pojawił nagle w moim przedpokoju
-Ale..., ale co się stało?
-Właśnie nie wiem... przyłożyłam mi zimny okład do głowy, żeby uśmierzyć ból.
-Dobrze... jak się obudzi to powiedz mu, żeby do mnie zadzwonił.
-Przekaże...- Rozłączyłaś się.
Odłożyłaś telefon na biurko i kontynuowałaś gapienie się na swojego gościa. Zastanawiałaś się jak to się dzieje, że może poruszać ustami i oczodołami. Dotknęłaś lekko jego policzka, który wydawał się tak samo twardy jak normalna kość, ale w zgięciach lekko poddawała się naciskowi twoich palców. Jak skupiłaś się na dłuższym dotyku w jednym miejscu czułaś lekkie wibrowanie, jak by cały czas wydawał z siebie cichy dźwięk. Chrapie? Magia? Chyba to drugie. Po jakimś czasie przyłożyłaś obie ręce do jego policzków i pociągnęłaś lekko do góry tak że odsłoniłaś bardziej zęby. Tak jak myślałaś, nie ma dziąseł tam, gdzie powinny być są dalej zęby które wrastają w czaszkę. Zastanawiałaś się, czy jak włożysz mu rękę do buzi to czy ją odzyskasz. Starałaś się więc rozchylić jego zęby, ale nie ustępowały wydawały się albo mocno zaciśnięte albo zrośnięte czy coś. Ale to nie możliwe, bo sama widziałaś jak w show Mettatona pokazywał swój świecący niebieski język robotowi jak ten proponował mu pozowanie bez ubrań. Po siłowałaś się z nimi trochę, ale nadal ani drgnęły. Wzięłaś więc nożyk do papieru i próbowałaś je jakoś podważyć ostrzem. Dopiero po chwili zorientowałaś się co najlepszego wyprawiasz. Właśnie próbujesz grzebać szkieletowi, który nie wie jeszcze o twoim istnieniu w zębach. Stwierdziłaś, że to nie jest zbyt dobry sposób na początek znajomości więc odłożyłaś nożyk na miejsce. Po jakiś czasie ponownego podziwiania jego kościstej twarzy, twoją uwagę przykuły szkielecie nozdrza. Wyglądały naprawdę słodziutko, jak odwrócone do góry nogami serduszko. Dotknęłaś jego grzbietu, również był twardy, zjechałaś troszkę w dół, twój palec niechcący wleciał w jedno z nozdrzy. Sans jękną cicho, przestraszyłaś się i zabrałaś szybko rękę. Szkielet odwrócił się na bok i zaczął chrapać. Och..., czyli śpi... no tak szkielet, który zaśnie zawsze i wszędzie... typowe. Uśmiechnęłaś się pod nosem zdając sobie sprawę z aktualnej bezbronności potwora. Leżał teraz na boku przodem do ciebie. Podczas przekręcania koszulka wraz z bluzą lekko się podwinęły co odkryło jego kręgosłup i lekko dolne żebra. Już wyciągałaś rękę by ich dotknąć, gdy nagle powstrzymał cię od tego czyiś mocny uścisk na twoim nadgarstku.
-Sorki, ale... nie żeby mi się to jakoś wybitnie nie podobało, ale... co zamierzałaś zrobić z tą ręką? - Rozległ się obok ciebie niski, męski głos. Przeniosłaś wzrok na szkielet, ten wpatrywał się w ciebie z lekkim niebieskim rumieńcem nadal trzymając cię za nadgarstek. Dopiero po chwili połączyłaś fakty i ogarnęłaś co się właśnie dzieje. Zaczęłaś się bardzo mocno rumienić, momentalnie wyrwałaś rękę zamachując się tak bardzo, że twoje kręcone krzesło odmówiło posłuszeństwa i przechyliło się zrzucając cię. Stęknęłaś cicho boleśnie uderzając tyłkiem o podłogę. Sans zaśmiał się wstając ostrożnie uważając na głowę. Po czym obrócił się w stronę ciebie rozmasowującej obolałe miejsce.
-Widzisz? Pchanie rąk tam, gdzie nie trzeba nie kończy się dobrze. Zatkało cię, chyba nigdy aż tak bardzo nie chciałaś zapaść się pod ziemię. Gapiłaś się tylko na podłogę nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa. Twój ukochany potwór jest u ciebie, leży na twoim łóżku, w twoim pokoju i przyłapał cię na chęci dotknięcia jego żeber.
-Hej... koleżanko? Aż tak mocno się uderzyłaś? Wszystko gra?
-J.… ja po prostu..., bo... ty...
-Ej, nie bój się. Nie jestem zły czy coś. Wręcz byłbym ci wdzięczny gdybyś powiedziała mi dla czego głowa mnie tak napierdala i jak się tu znalazłem.
-Naprawdę, ja sama nie wiem.
Nagle pojawiłeś się w moim przedpokoju i byłeś ranny... to cię opatrzyłam...
-Och, dzięki młoda.
-T... Ty nic nie pamiętasz? W sensie jak się tu znalazłeś?
-Nie bardzo... pamiętam tylko że szedłem gdzieś, gdzie Grillby mnie wysłał, żeby coś tam odebrać.
-I tyle?
-Tak... nagle poczułem tylko mocne uderzenie i jestem tutaj...
-Dobrze, że nic poważnego się nie stało.
-Heh, nie martw się koleżanko. Moje kości nie zostaną tak łatwo rzucone.
Patrzyłaś się chwilę na szkielet by zaraz wybuchnąć śmiechem.
-hahahahaha co to było? O nie. To było okropne. Hahahaha.
-Śmiejesz się, czyli nie było takie złe. Czuję to w kościach.
-Hahahaha weź. Jesteś najgorszy! Hahahahaha. -Wyciągnęłaś rękę w stronę kościotrupa. -Jestem_____.
Sans również cię za nią ścisną, już chciał zacząć mówić swoje imię, gdy nagle wzdrygnął się i wyrwał rękę.
-Hahahaha! - Tym razem ty się śmiałaś ze zwycięskim wzrokiem pokazując dłoń- Brzęczyk!
Do twojej ręki przypięte było urządzenie rażące bardzo malutką porcją prądu.
-Czyżbym wyczuł wojnę?
-Z tobą zawsze Sans. - Zaśmiałaś się.
-Zaraz ale... skąd znasz moje imię? Jeszcze ci się nie przedstawiłem.
Kurczę! Przeklęłaś siebie w myślach za swoją nieuwagę. Po chwili zdałaś sobie sprawę, że nad twoim łóżkiem za jego plecami jest cała ściana wypełniona jego seksownymi plakatami. Wszystkie to były arty gdzie na niektórych Sans pokazany był zupełnie bez ubrań ze świecącym penisem. Twój wzrok momentalnie powędrował za jego plecy. Szkielet chyba to wyczuł i zaczął odwracać głowę. Zerwałaś się szybko chwytając go po bokach czaszki. Momentalnie się skrzywił z bólu, zrozumiałaś, że pewnie go uraziłaś i zabrałaś ręce.
-Ałć! Co to było? -Odparł trochę rozbawiony łapiąc się za bandaż w miejscu pęknięcia.
-Sorki... ja... em...
-Znowu zaczęłaś się jąkać. Ja wiem, że jestem wykościsty ale bez przesady.
-Bo ja..., bo ja cię kocham! -Zamarłaś. Nie! To nie to co chciałaś powiedzieć! Nie tak! Odważyłaś się spojrzeć na potwora, był tak samo zarumieniony jak ty, tylko na niebiesko.
-C ... co? Ale...- Wykrztusił.
-Nie! To nie tak! Nie ... tak ... ja … po prostu jestem twoją fanką ok ... kocham cię jak kogoś w internecie...
-Ooch... chyba że- Odparł szkielet nerwowo drapiąc się po głowie obok pęknięcia. Znów chciał się odwrócić w stronę plakatów.
-Nie!
-Co?
-Nie ... odwracaj... się
-Czemu?
-Po prostu... po... poczekaj chwilę...
Weszłaś za nim na łóżko i zaczęłaś ściągać plakaty.
-Hej poczekaj. - Poczułaś dziwne mrowienie i uniosłaś się w powietrze jak byś nic nie ważyła. Sans odciągną cię do ściany. -Jestem ciekawy co tam ukrywasz, uwaga odwracam się. - Szkielet zaczął powoli z wrednym uśmieszkiem odwracać głowę w stronę ściany.
-Nie! Poczekaj! To nie! Aaach! -Zakryłaś twarz rękami nadal dyndając w powietrzu. Sans zapowietrzył się, gdy tylko ogarną wzrokiem wszystkie plakaty ze swoją podobizną. Patrzył się już jakiś czas, był odwrócony od ciebie i nie mogłaś zobaczyć wyrazu jego twarzy. Ale mogłaś dostrzec trochę niebieskiego rumieńca.
-Ja... ja mówiłam żebyś się nie odwracał! To twoja wina!
-Ty... chory... pojebie...
-To ty się odwróciłeś!
-Co ty miałaś z biologii?
-Trójkę, a co?
-Z całym szacunkiem do ciebie i twórców tych artów..., ale... czy ty widziałaś kiedyś, żeby szkielet miał penisa?
-A to ty... nie masz?
Ten zarumienił się jeszcze bardziej robiąc minę pogardy i odstawiając się w końcu na miejsce obok siebie na łóżku. Patrzyłaś się jeszcze chwilę zdezorientowana na Sansa, gdy nagle mały cwany uśmieszek wdarł się na twoją twarz.
-To co? Masz czy nie?
-N ... nie ważne... -Odparł cicho wbijając wzrok w podłogę. Uśmiech coraz bardziej widniał na twojej twarzy, czułaś ogromną satysfakcję widząc go w tym stanie.
-Cz ... czemu się tak szczerzysz? Jesteś jakąś zboczoną sadystką?
-Bingo. - Odparłaś pewnie, wzdrygnął się przerzucając wzrok na ciebie nie odwracając głowy. To niesamowite jak szybko role się odwróciły.
-Spokojnie panie prawiczek, tylko żartowałam.
-Hej! To że nie mam penisa nie znaczy, że tego nie ro... -Przerwał uświadamiając sobie co właśnie powiedział. Spojrzał się na ciebie z ukosa, szczerzyłaś się triumfalnie od ucha do ucha.
-Czyli jednak nie masz.
-Przerażasz mnie...
-No cóż.
-Przed chwilą udawałaś cnotkę niewydymkę a teraz jesteś zboczoną sadystką. Masz jakieś rozdwojenie jaźni?
Mina zaraz ci zrzedła, widać Sans to zauważył, bo już wziął wdech, żeby zacząć przepraszać, nie do końca wiedząc za co. Ale odezwałaś się pierwsza.
-To... nie do końca tak...
-Ja, nie chciałem sprawić ci przykrości.
-Nie spoko, nie sprawiłeś. Ale ja nad tą nagłą zmianą nastroju zbyt nie panuje.
-W sensie?
Odwróciłaś wzrok od Sansa kierując go na podłogę. Uśmiechnęłaś się lekko.
-Ja... nie lubię o tym mówić.
-Nie musisz jak nie chcesz.
-Nie ... to …, jeśli chcesz być moim przyjacielem to...- Urwałaś, przecież w sumie nie znacie się. Bałaś się jak zareaguje. - Oczywiście... tylko jeśli chcesz. Nie mówię, że teraz bo się jeszcze nie znamy, ale kiedykolwiek czy coś. Bo … ten... em...
-Spokojnie, po prostu powiedz.
-Ja … jestem chora. Ale... nie tak fizycznie.
-Na co?
-Osobowość chwiejna emocjonalnie typ impulsywny.
-Czyli że...
-Czyli humor potrafi mi się zmieniać co minutę, reaguję na wszystko bardzo impulsywnie.
-Och …, czyli muszę uważać żebyś mi przypadkiem nie przykościła.
Od razu się rozweseliłaś.
-Nie martw się nie zajdę ci bardzo za kość.
Oczy potwora zamigotały.
-Sans?
-Myślę, że to początek pięknej przyjaźni.
Tym razem ty odżyłaś. Na twojej twarzy znowu pojawił się uśmiech. Zerwałaś się i rzuciłaś się potworowi na szyję.
-Łaa. - Zdziwił się Sans.
-Tak się cieszę!
Ciało szkieletu momentalnie zesztywniało. Po chwili zorientowałaś się co robisz i odsunęłaś się od Sansa.
-Oj ... sorki..., skoro mowa o impulsywnym zachowaniu.
Po chwili szkielet się rozluźnił u uśmiechną.
-Spoko, skoro to twoje zachowanie impulsywne czy co to tam jest to jestem w stanie je zaakceptować.
-Mogę cię przytulać, kiedy chcę? -Zrobiłaś minę szczeniaczka patrzącego na smakołyk.
-J … jasne. -Odpowiedział odwracając głowę z małym rumieńcem na jednym z policzków. -Ale mam jeden warunek.
-Hm? -Spojrzałaś zaciekawiona na potwora.
-Zdejmij kurwa to coś ze ściany, bo przez to nie czuję się tu bezpiecznie.
-Nie. -Odpowiedziałaś stanowczo. -Te plakaty są częścią mnie, nie zdejmę ich.
Sans mimowolnie parskną śmiechem. -Moja naga postać z nieistniejącym penisem na wierchu jest częścią ciebie?
-Dokładnie.
-Jesteś chora...
-Nie da się ukryć.
Szkielet wzdychną zrezygnowany.
-Ale... -Zaczęłaś, potwór spojrzał się na ciebie pytająco. -Zdejmę te z penisami o ile odpowiesz na wszystkie moje pytania.
-Już się boję...
-Ale najpierw zadzwoń do Grillby'ego że się obudziłeś.
-Później to zrobię, najpierw zadaj pytanie. Zaraz... skąd znasz Grill...
-Sans, czy ty srasz? - Przerwałaś mu patrząc się na niego entuzjastycznie z iskierkami w oczach. Szkielet patrzył się chwilę na ciebie analizując twoje słowa, po chwili zaczął się głośno śmiać ledwo chwytając powietrze.
-Nie dziecino. -Zaczął mówić między salwami śmiechu czochrając cię. -Nie sram.
POPULARNE ILUZJE
-
CZĘŚĆ II Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ I Autor: Kayla-Na Tłumaczenie: Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ I CZĘŚĆ III Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
Autor: Skele-TON of Sin Tłumaczenie: Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ II Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
♥ Łaska ♥ Atak Autor: sanspar Tłumaczenie: Yumi Mizuno INNE KOMIKSY INTERAKTYWNE Randka z Sansem Mikołaj Sans Blue na ...
-
ristorr Witam! Jest to alfabetyczny spis AU w języku polskim. Opracowane AU posiadają miniaturkę. Jeżeli masz stworzone swoje włas...
-
Tak jak sądziłam, na Przewodniku i Oplątanych się nie skończyło. Dzisiaj (kilka godzin temu) autorka Klatki z Kości zakazała dalszego tł...
-
Moi kochani! Dzisiaj kolega z grupy na studiach zaproponował mi współpracę, którą oczywiście - przyjęłam. Bo jakże by inaczej. Jednak b...