Handlarz Iluzji
Autor: Nessa

Notka od autora: Damien jest zauroczy Liv od chwili, w której zobaczył ją po raz pierwszy. Dręczony przez wspomnienia i zaniepokojony perspektywą obdarzenia jakiejkolwiek kobiety silniejszym uczuciem, długo waha się nad podjęciem decyzji o zbliżeniu do dziewczyny. Bardzo szybko okazuje się, że przeznaczeniu nie da się uciec i że to bywa aż nadto przewrotne – zresztą tak jak i przeszłość, która nigdy nie daje o sobie zapomnieć.
Pozornie niewinny związek ciągnie ze sobą konsekwencje, których żadne z nich nigdy by się nie spodziewało. Coś budzi się do życia – uśpione zło, które tylko czekało na okazję, żeby po latach ciszy zaatakować ponownie i tym razem być może zrównać dotychczas spokojne miasteczko z ziemią. Nikt nie jest naprawdę bezpieczny, z kolei odpowiedzi na wszelakie pytania wydają się mieć swoje źródło w jednym, jedynym miejscu…
W przeszłości.
„Why, you just won't leave my mind?
Was this the only way, I couldn't let you stay”

Within Temptation – „Jane Doe”

Spis treści:
Prolog - Zawsze dostaję to, czego chcę
Obiecuję, że nigdy nie pozwolę ci o sobie zapomnieć
Nie odwracaj się do mnie plecami, bo ja i tak jestem przy Tobie (obecnie czytany)
Jesteśmy dla siebie stworzeni – Ty i ja
Będzie tak, jakby to, co złe, nigdy nie miało miejsca
 Gdy Twoje wargi dotknęły mych ust, poczułam ogień 
Ponieważ czasem słowa ranią bardziej niż czyny…
 Niechaj ogarnie nas zapomnienie, a taniec wciąż trwa…
Dlaczego szukasz zrozumienia, skoro masz mnie?
Grzechy Twego życia zawsze Cię dogonią
Mówiłeś mi: na zawsze
Epilog 

Wiedział, że śni, chociaż to nie miało dla niego sensu. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnim razem zdarzało mu się trwać w takim stanie, mierząc się z sennymi majakami, ale to na dłuższą metę nie miało znaczenia. Liczyło się to, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, czego doświadczał…
A przynajmniej próbował przekonać samego siebie, że tak w istocie było.
W tym śnie czuł się samotny, ale do tego zdążył przyzwyczaić się już dawno temu. Szedł bez pośpiechu, bynajmniej niezrażony bliskością drzew i tego, że najwyraźniej bez celu krążył pośród gęstwiny. Więc śnił o lesie… Ach, dlaczego nie? Większość krajobrazu tego miejsca składała się właśnie na drzewa i bliskość natury; otaczały Amhertst ze wszystkich stron, co mogłoby być niepokojące, ale z jego perspektywy stanowiły sprzyjającą okoliczność. Tak było od zawsze, a przynajmniej on nie przypominał sobie, żeby mieszkańcy miasteczka kiedykolwiek mieli coś przeciwko spokojnej okolicy i bliskości drzew.
W pewnym momencie pomyślał, że to nie ma znaczenia… I że wcale nie byłby zaskoczony, gdyby finalnie okazało się, że znajdował się w pobliżu Jej domu. Piękna nieznajoma wciąż nie dawała mu spokoju, dręcząc niczym jakaś zjawa i stopniowo doprowadzając tym Damiena do szału. W takim wypadku to, że mógłby o niej śnić, wydawało się dość naturalne, chociaż zarazem towarzyszyło mu niejasne poczucie tego, że nic nie jest takim, jakim mogłoby się wydawać – i że chodzi o coś o wiele bardziej złożonego.
Dopiero z czasem naszła go myśl, że wcale nie musiał widzieć ówczesnego Amhertst. Co prawda błądząc po lesie nie był w stanie jednoznacznie tego ocenić, ale instynkt podpowiadał mu, że jak najbardziej jego podejrzenia były słuszne. Biorąc pod uwagę to, że wszystko działo się w jego głowie, takie stwierdzenie miało bardzo dużo sensu, Damien z kolei nie widział powodu, dla którego miałby szukać potwierdzenia. W końcu wszystko zależało od niego, tak jak i to, czy zamierzał uwierzyć sobie i własnym zmysłom. W tym miejscu i tak nie miał niczego do stracenia, a skoro tak…
Rzeczywistość snu potrafiła być naprawdę fascynująca – i to nawet jeśli nie istniało nic bardziej frustrującego od bezcelowego podążania przed siebie.
Trudno było mu stwierdzić, czego tak naprawdę szukał, o ile w ogóle istniało coś, co w tamtej chwili zamierzał zobaczyć. Po prostu szedł, nawet nie zastanawiając się nad kolejnymi krokami i kierunkiem, który zamierzał obrać. To wyglądało tak, jakby jego ciało wiedziało; być może miało się okazać, że nawet nie miał kontroli nad sobą i decyzjami, które podejmował w tym śnie, ale nie zamierzał tego sprawdzać, pozwalając sobie na całkowite rozluźnienie i bierne obserwowanie rozwoju zdarzeń. W końcu… czemu nie? W przeszłości tak wiele razy pozostawał obojętny, że równie dobrze mógł pozwolić sobie na to teraz, pozostawiając wydarzenia własnemu biegowi. Chyba nawet mu to odpowiadało, tym bardziej, że miał poczucie tego, iż ten jeden raz i tak nie będzie miał nad niczym kontroli.
Zabawne, ale myśl o tym wcale nie wydawała się niepokojąca.
Nie miał pewności jak długo tak naprawdę to trwało. Podążał przed siebie, gotów przysiąc, że postępował w ten sposób wielokrotnie, choć to naturalnie nie była prawda. Znał Amhertst, ale nie aż tak dobrze, by na podstawie monotonnego krajobrazu lasu określić, gdzie tak naprawdę się znajdował. Nie miał nawet pewności, która tak naprawdę była godzina, bo choć widział wszystko wyraźnie, kiedy poderwał głowę, przekonał się, że nad sobą ma spójny, gęsty baldachim z liści, skutecznie ograniczający przedostające się do ziemi promienie słoneczne. To nie zrobiło na nim wrażenia, ale i tak mimowolnie przyśpieszył, skoncentrowany na myśli o tym, żeby jak najszybciej poszukać wyjścia albo…
Cóż, czegokolwiek. Czymkolwiek było to, co pragnął w obecnej sytuacji odnaleźć.
Najdziwniejsze w tym wszystkim wydawało się to, że wiedział, że idzie dobrze. Tak było, kiedy zdecydował się tutaj przyjechać – coś wzywało go do tego miejsca, kusząc obietnicą czegoś, czego nawet nie potrafił określić. Spokoju? Brzmiało banalnie, ale chyba nie miałby nic przeciwko, gdyby właśnie to okazało się prawidłową odpowiedzią. To byłoby na swój sposób logiczne, bo zawsze cenił sobie stan, w którym nie musiał się niczego obawiać. Być może to brzmiało egoistycznie, ale nie chciał się przejmować niczym więcej…
Hm, nikim i niczym.
Nawet mną…?
Cichy szept, niewiele różniący się od szumu wiatru. Na ułamek sekundy zesztywniał, niespokojnie wodząc wzrokiem na prawo i lewo, choć mało prawdopodobne wydawało się to, by w okolicy znajdował się ktokolwiek prócz niego samego. Były tylko drzewa – bliźniaczo podobne, rosnące blisko siebie i górujące nad nim w ten niepokojący sposób, właściwy dominującej nad ludźmi naturze.
Nieznacznie potrząsnął głową, próbując pozbyć się niechcianych myśli. Przyśpieszył, chociaż już właściwie bez znaczenia wydawało się to, gdzie i dlaczego miałby iść. W tamtej chwili uświadomił sobie, że tak naprawdę właśnie próbował uciec, chociaż to nie miało sensu – nie z jego perspektywy, ale przez niejasne przeczucie, że przed tym, co kryło się w gęstwinie. To było kolejna rzecz, którą po prostu wiedział, chociaż nie miał pojęcia skąd i jakim cudem. Tłumaczył to trwaniem we śnie, ale z drugiej strony…
Właściwie nie zorientował się, kiedy i dlaczego sceneria zaczęła się zmieniać. Sama podróż przez las przypominała trwanie w niebycie – unoszenie się, poruszanie naprzód, ale… bez samej świadomości ruchu. Z równym powodzeniem mógłby być tylko biernym obserwatorem, spoglądającym na świat oczami kogoś innego, kogo życie w ogóle go nie dotyczyło. Chyba to do siebie miewał ten stan – był dziwny, nieokiełzany i w równym stopniu fascynujący, jak i w wielu przypadkach wręcz przerażający. Damien wielokrotnie miał okazję przekonać się, że nie ma większego koszmaru, aniżeli ten, który potrafił wytworzyć ludzki umysł. Jeśli istniało coś bardziej przerażającego od tego, co potrafiło dziać się w głowie udręczonej osoby, to najwyraźniej nie miał wątpliwej przyjemności tego doświadczyć.
Jakkolwiek by nie było, nawet nie zarejestrował momentu, w którym wypadł spomiędzy drzew. W pewnej chwili gęstwina ot tak ustąpiła odrobinie wolnej przestrzeni, a on znalazł się… ni mniej, ni więcej, ale tuż przy wzburzonej, szerokiej rzece. Wartka woda podmywała brzegi, a Damien mimowolnie zaczął zastanawiać się nad tym, jakim cudem do tej pory nie usłyszał czegoś aż tak charakterystycznego i głośnego zarazem. Być może nie powinien doszukiwać się logiki w tym, co działo się na jego oczach, ale z drugiej strony…
Nie chciał tego przyznać, ale wciąż nie wierzył w to, że ma do czynienia ze zwykłym snem. To wszystko było zdecydowanie zbyt żywe, intensywne i tak… prawdziwe, że wręcz nieprawdopodobnym wydało mu się, że to tylko wyobraźnia. Co więcej, również to miejsce wydawało mu się znajome, chociaż nie widział go od bardzo dawna – tak długo, że sam nie był pewien ile czasu minęło.
Zawahał się, tkwiąc w miejscu i bezmyślnie wpatrując się w przestrzeń. Chciał podejść bliżej albo odwrócić się na pięcie i uciec – tak po prostu, jak ostatni tchórz, jakby w otaczającej go scenerii faktycznie było coś, czego powinien się obawiać. Na dłuższą chwilę zesztywniał, walcząc z samym sobą i tym, co działo się w jego umyśle. Nie, pomyślał i wbrew wszystkiemu to wystarczyło, żeby trzymać niechciane wspomnienia na dystans – cichy rozkaz, będący niczym pieczęć, która pozwalała mu normalnie funkcjonować, odcinając się od tego, czego nie chciał pamiętać.
Gdyby teraz  zdołał się obudzić, wszystko byłoby prostsze, ale pomimo tego…
Wydało mu się, że słyszy cichy śmiech – melodyjny i przyjemny dla ucha. Znał go, oczywiście, chociaż i o nim wolałby zapomnieć. To był zamknięty rozdział – przeszłość, której lepiej nie wspominać i która powinna pozostać pogrzebana.
Chcesz o mnie zapomnieć?
Zignorował to pytanie, odcinając się od niego z równym powodzeniem, co i w wielu innych przypadkach od własnych emocji. Bez słowa podszedł bliżej, mimo obaw przesuwając się do krawędzi rzeki, by móc spojrzeć na rwącą, pędzącą przed siebie wodę. Poczuł wilgoć na twarzy, kiedy znalazł się wystarczająco blisko, by krople cieczy mogły pokusić się o kontakt z jego skórą. Kątem oka zauważył regularny kształt – łuk solidnego, kamiennego mostu, który znajdował się kilka metrów dalej – ale zignorował go, w zamian bez pośpiechu osuwając się na kolana tuż przy krawędzi rzeki.
Woda była ciemna, ale czysta. Kiedy w nią spojrzał, dostrzegł tylko i wyłącznie ciemność – bezkresną, która uniemożliwiała mu dostrzeżenie dna albo określenie, czy cokolwiek kryło się w odmętach. Było w tym coś niepokojącego, ale czuł się zaskakująco spokojny, mogąc spoglądać w tę toń. Czuł, że ryzykuje, trzymając się aż tak blisko krawędzi, ale i to nie miało dla niego większego znaczenia, tym bardziej, że odczuwany dotychczas lęk zniknął równie nagle, co wcześniej się pojawił. Nawet gdyby coś teraz spróbowało go pochwycić, nie poczułby się zaniepokojony. To był sen, tak? Mógł swobodnie rzucić się do wody, nie obawiając się przy tym, że spotka go cokolwiek złego.
Tak uważasz?, usłyszał i tym razem nie był już w stanie zignorować cichego, niesionego przez wiatr szeptu. Choć słowa mieszały się z jednostajnym szumem wody, rozumiał je doskonale. Ja wtedy nie śniłam…
Bez znaczenia.
I tak tego nie pamiętał. To było dawno, poza tym…
To tylko sen…
Wbił palce w ziemię, z zaskoczeniem przekonując się, że podłoże jest dziwnie twarde i zimne. Nie miał pojęcia, kiedy i co uległo zmianie, a jednak kiedy rozejrzał się dookoła, przekonał się, że wygląd lasu nieznacznie się zmienił. Teraz drzewa już nie miały liści; na ziemi zalegał śnieg, a on klęczał pośród tego wszystkiego, oddychając coraz szybciej i szybciej, raz po raz wypuszczając z ust kłęby pary. Ziąb go nie zraził, jedynie podsycając rozdrażnienie i determinację, by udowodnić samemu sobie, że nie ma powodów do niepokoju. To był jego umysł, a skoro tak, miał pełną kontrolę nad tą inną rzeczywistością – nic ponad to.
Jakiś cień przemknął tuż przed jego oczami, ledwo zauważalny na tle wzburzonej wody. Do Damiena z pewnym opóźnieniem dotarło, że to jego własne odbicie – nieco zdeformowane przez prąd rzeki, ale jednak. W milczeniu powiódł wzrokiem po znajomych rysach twarzy; nerwowym gestem przeczesał jasne włosy, po czym zmrużył oczy – dwa ciemne, zazwyczaj bystre i przesadnie skupione punkciki. Jego odbicie zrobiło dokładnie to samo, a mężczyźnie kamień spadł z serca, chociaż sam nie był pewien dlaczego. Ponieważ był sam? Być może, ale to nadal niczego nie wyjaśniało, a on powoli zaczynał mieć dość mętliku w głowie.
Coś poruszyło się za jego plecami. Wyczuł to wyraźnie, równie intensywnie jak i poczucie tego, że ktoś nie odrywa od niego wzroku. Już wcześniej, kiedy jeszcze podążał przez uśpiony las, był gotowy przysiąc, że ktoś go obserwuje, teraz z kolei miał co do tego całkowitą pewność. Jeszcze mocniej zacisnął dłonie na brzegu, wpijając palce w ziemię, w nadziei na to, że w ten sposób zdoła zapanować nad wciąż powracającymi dreszczami. Nie odwracaj się, nakazał sobie stanowczo, ale to wcale nie było takie proste – ignorowanie kogoś, kto stał tuż za nim, tak blisko, że niemalże czuł bliskość towarzyszącego mu intruza.
Chciałby stwierdzić, że to wyczuwał ciepło drugiego ciała, ale to nie było tak – Damien był świadom tylko i wyłącznie przejmującego chłodu, wyczuwalnego nawet przy tak niskiej temperaturze napierającego ze wszystkich stron powietrza.
Zamarł, z uporem wpatrując się w taflę wody przed sobą. Wciąż widział swoją postać, chociaż ta raz po raz traciła swój kształt, rozmywając się przez coraz bardziej wzburzoną wodę. Ciecz pieniła się, zdradzając gniew i potęgę żywiołu – coś nieprzewidywanego i całkowicie poza kontrolą nie tylko w prawdziwym życiu, ale również we śnie. To był koszmar i tylko ta świadomość pozwalała mu zachować przynajmniej względny spokój, choć i ten stopniowo zaczynał mu się wymykać.
Och, ona tutaj była… Stała za nim, najpewniej równie piękna i uśmiechnięta, co i gdy widział ją po raz ostatni – aż do samego końca, chociaż i tamten moment z takim uporem usiłował wyrzucić z pamięci. To nie miało znaczenia – odległe wspomnienie, które chciał jak najszybciej pogrzebać.
Nic już nie miało znaczenia, bo…
– Och, Damien… Nie odwracaj się do mnie plecami, bo ja i tak jestem przy tobie – doszedł go melodyjny, kobiecy głos.
Tak znajomy… nawet bardzo, ale…
Niemożliwe…
Dostrzegł drugą sylwetkę w wodnym odbiciu. Chociaż była niewyraźna, widział ją wystarczająco dobrze, by zorientować się, że znajdowała się tuż za nim – szczupła, wysoka, niemalże eteryczna. Co więcej, był gotów przysiąc, że przez ułamek sekundy dostrzegł blask intensywnie zielonych, szmaragdowych tęczówek. Coś, czego nie chciał widzieć, ale…
Nie zamierzał na nią patrzeć. Niezależnie od wszystkiego, miał w planach trwać w bezruchu, odliczać kolejne sekundy i czekać do momentu, w którym ona zniknie – tym bardziej, że nie była prawdziwa. Nie mogła być.
Skoro tak uważasz…
Ten głos… Więc jednak go słyszał, nim jednak zdążył zastanowić się nad tym, co to oznacza, wyczuł kolejny ruch za plecami – tym razem gwałtowny, co zresztą go nie zdziwiło, bowiem w ułamek sekundy później coś z siłą uderzyło go w plecy, skutecznie wytrącając z równowagi.
Kiedy otoczyła go ciemność lodowatej, wszechobecnej wody, nawet nie poczuł strachu.
~*~
Obudził go dźwięk dzwonka do drzwi – intensywny i tak irytujący, że przez krótką chwilę miał ochotę odszukać go, a potem raz na zawsze zniszczyć. Natychmiast otworzył, po czym usiadł na łóżku, wciąż dziwnie oszołomiony, choć nie w takim stopniu, jak można by oczekiwać, kiedy śniło się jakikolwiek koszmar. Być może w którymś momencie przywykł do niepokojących nocnych majaków, chociaż nie przypominał sobie, kiedy śnił aż tak realistyczny koszmar – zwłaszcza taki.
Okna sypialni były przysłonięte, ale pomimo tego do pokoju wdzierało się jasne światło poranka. Wypuścił powietrze ze świstem, po czym na krótką chwilę ukrył twarz w dłoniach, pocierając w skronie i zastanawiając się, kto był na tyle upierdliwy, żeby raz po raz wciskać dzwonka i tym samym zasłużyć na miano jego osobistego kata. Miał wrażenie, że głowa za moment mu pęknie, a wibrujący dźwięk, jednoznacznie dający mu do zrozumienia, że powinien się ruszyć i otworzyć drzwi, jedynie wszystko dodatkowo komplikował, przy okazji wystawiając już i tak nadszarpnięte nerwy Damiena na próbę.
Chwycił porzucony na stoliku nocnym telefon, by sprawdzić godzinę. Poczuł się jeszcze gorzej, kiedy przekonał się, że jest dopiero po piątej, co jedynie wzmogło chęć dokonania mordu na pierwszej osobie, która wpadłaby mu w ręce. Na litość Boską, kto był na tyle zdesperowany albo bezczelny, żeby dręczyć ludzi w zasadzie chwilę po wschodzie słońca? To nie miało sensu, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że właściwie nie znał nikogo w mieście; dopiero co wprowadził się do pośpiesznie zakupionego domu, tymczasowo nie potrafiąc nawet wyrecytować z pamięci własnego adresu, o jakiejkolwiek znajomości z sąsiadami nie wspominając. Znał ten idiotyczny zwyczaj witania nowych ciastem czy cholera wie czym – seriale promowały go nieustannie, aż stereotyp zaczynał stawać się nudny – ale mimo wszystko…
Cóż, prawdziwe życie takie nie było, przynajmniej w większych miastach, gdzie pomieszkiwał do tej pory. Być może tutaj życie toczyło się innym rytmem, ale i tak nie przywykł do tego, żeby ktokolwiek interesował się jego osobą. Z kolei jeśli naprawdę był ktoś, kto musiał go dręczyć, mógł przynajmniej poczekać do jakiejś bardziej ludzkiej pory, zamiast wpraszać się o godzinie, która…
Zaklął, wraz z kolejnym dzwonkiem chcąc nie chcąc podrywając się na równe nogi. Mógł poczekać, w nadziei na to, że intruz odpuści i sobie pójdzie, ale najwyraźniej to nie miało być takie proste. Poirytowany, w pośpiechu narzucił na siebie pierwsze, co wpadło mu w ręce – w tym czarna koszulę, co okazało się kolejnym powodem irytacji, przez wzgląd na konieczność walki z guzikami – po czym chcąc nie chcąc popędził do drzwi, zbiegając po schodach i nie po raz pierwszy zastanawiając się nad tym, co podkusiło go, żeby kupić aż tak wielki, piętrowy dom; mała klitka w jakimś bloku w zupełności by wystarczyła.
Tym razem ponawiający się dźwięk dzwonka okazał się o wiele bardziej uciążliwy i głośniejszy niż do tej pory. Damien w pośpiechu uporał się z zamkiem, po czym szarpnął za klamkę, otwierając drzwi o wiele gwałtowniejszym ruchem, aniżeli by wypadało.
– Czego ty…? – zaczął gniewnym tonem, nawet nie zastanawiając się nad doborem słów.
A potem zamarł, już tylko stojąc i bezmyślnie wpatrując się w swojego gościa.
Stała spokojnie, uśmiechając się i nie sprawiając wrażenia urażonej tym, jak została powitana. Tym razem znajdowała się dosłownie na wyciągnięcie ręki, dzięki czemu mógł przekonać się, że wyglądała o wiele bardziej olśniewająco, niż kiedy ujrzał ją po raz pierwszy, kiedy przechadzała się ulicami miasta. Płomiennorude włosy okalały jej drobną twarzyczkę, miękko opadając na ramiona i plecy. Czekoladowe tęczówki lśniły łagodnie, zdradzając podekscytowanie i to, że chyba cieszyła się jego widokiem, chociaż to wydawało się co najmniej szalone. Ba! To, że w ogóle się tutaj znalazła, jak gdyby nigdy nic stojąc w drzwiach i uważnie mierząc go wzrokiem, wydawało się wręcz nieprawdopodobne.
Znów śnił. Takie rzeczy się zdarzały, prawda? Czasami otwierało się oczy, trwając w przekonaniu, że właśnie nastąpiło przebudzenie, by z czasem odkryć, że to kolejna część nocnych majaków. Sen we śnie – coś takiego był w stanie wytworzyć tylko i wyłącznie ludzki umysł, ale kogo tak naprawdę to dziwiło? Człowieczeństwo było skomplikowane, bo i taka była natura tych, którzy mogli się nim poszczycić.
Cokolwiek się nie działo, nie zmieniało to faktu, że dziewczyna, którą dopiero co śledził i która od pierwszej chwili wzbudzała w nim aż tak silne uczucia, jak gdyby nigdy nic stała tuż przed nim, cierpliwie czekając na coś, czego tylko mógł się domyślać. Czuł, że powinien wziąć się w garść i przynajmniej spróbować coś powiedzieć, ale to okazało się równie trudne, co i próba złapania oddechu. Mógł co najwyżej patrzeć, tym samym robiąc z siebie jeszcze większego idiotę, tym bardziej, że nie miał pojęcia, czego mogła od niego chcieć. Czy to możliwe, żeby dzień wcześniej go zauważyła i postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej o swoim ewentualnym prześladowcy? To było możliwe, ale w takim wypadku musiałby uznać, że całkiem już zwariowała, bo chyba tylko ktoś całkowicie pozbawiony instynktu samozachowawczego byłby zdolny tak po prostu pojawić się w domu obcej osoby, nie mając pojęcia, jakie ta mogłaby mieć intencje.
– Ja… – zaczął, ale prawie natychmiast urwał, w zamian bezradnie potrząsając głową.
Jej uśmiech stał się bardziej czarujący i uprzejmy. Włosy w uroczy sposób przysłoniły twarz dziewczyny, kiedy ta nachyliła się do przodu, tym samym jeszcze bardziej zbliżając się ku Damienowi. Czuł ciepło ciała stojącej przed nim istoty – prawdziwe, naturalne i w niczym nieprzypominające chłodu postaci, która towarzyszyła mu nad rzeką.
Chwilę jeszcze trwali w milczeniu, zanim dziewczyna uniosła głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. Na moment zamarł, porażony głębią jej spojrzenia i tym, jak entuzjastycznie nieznajoma wydawała się reagować na jego obecność.
– Wybacz mi najście, ale nie mogłam się powstrzymać – oznajmiła przyjemnym dla ucha tonem. W zasadzie wszystko, co jej dotyczyło, wydawało się Damienowi niezwykle atrakcyjne. – Mam na imię Liv… I sądzę, że musimy porozmawiać.
 Autor okładki: Colin
Notka od tłumacza: Blueberry chce się pieprzyć. Chce się rżnąć. Jego młodszy brat Papyrus uważa, że to Twoja wina. Czy uda Ci się ukrywać przez Papyrusem związek z Sansem? Powodzenia dziewczyno, będzie Ci potrzebne!
Opowiadanie osadzone w uniwersum Underswap, dostosowane pod kobiecego czytelnika, pisane w formie pierwszej osoby Kluczową parą jesteś Ty x Sans, lecz pojawiają się rozdziały z Papyrusem. W każdym rozdziale dzieje się ostro i generalnie jest to erotyk z fabułą! Tak więc całość jest +18. 
Uwaga w opowiadaniu występuje wulgarne słownictwo, seks do granic wytrzymałości, różne zboczenia których teraz po prostu nie chce mi się wymieniać.
Autor: whoawicked
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik

SPIS TREŚCI
RAJUŚKU, MAGIA JEST WSPANIAŁA!
Pierwszy smak
Rozmawiając przez telefon
Drzemka
Zazdrość
Ruja
Miłość (obecnie czytany)
Królewskość
Szczęście
Sans i ja nie skończyliśmy przed czwartą rano. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak wyczerpana. Nowy rekord orgazmów wyniósł ponad piętnaście (zgubiłam rachubę po siódmym) i na końcu byłam kompletnie przemęczona. Czułam łzy na policzkach lecące z powodu wrażliwych nerwów, wysyłających elektryczne sygnały agonii do mojego mózgu. Przed oczami miałam jasno od orgazmów. Nawet słowa wychodziły z moich ust na auto-pilocie. Sans był równie zmęczony co ja. Jego kości drżały z potrzeby, niespełnionego pragnienia, miał znacznie więcej orgazmów niż ja, statystycznie przypadały dwa jego na jeden mój, każdy kolejny przychodził łatwiej niż ostatni. Myślałam, że nigdy nie przestanie. Jego ciało było takie gorące, tylko rżnął i rżnął i rżnął.. ale potem, wraz z ostatnim orgazmem, przestał... jakby zbudzony ze strasznego snu. Potrzebował chwili na złapanie oddechu, jego kości nadal były wrażliwe. Po policzkach lały mu się łzy, płakał przez magiczną ruję która nakazywała mu się ze mną połączyć.
-O-o mój boże... Człowieku.. J-ja... nie mogę uwierzyć, że mi pozwoliłaś – miałam słabe ciało, nogami oplatałam jego biodra, głos mi się zdarł od jęków i krzyków. 
-Skończyłeś... już? - przełknął ciężko i przytaknął obejmując mnie ramionami 
-To koniec. Dz...dziękuję – pocałował mnie czule, lekko w usta. To w końcu koniec. Położył czaszkę na mojej piersi, oboje dyszeliśmy wykończeni przez dłuższą chwilę, zmęczeni jakby po maratonie. Prawie usnęłam, kiedy zbudziły mnie jego ramiona. -E-ej, nie możemy usnąć jeszcze... Papuś niedługo może wrócić – Ma rację... ale moje ciało tak bolało! Przetarłam oczy rękami i próbowałam warknąć. Sans zszedł ze mnie i poszedł do łazienki, słyszałam, że woda leje się do wanny. Sans wszedł do swojego ciemnego pokoju i pokazał mi, abym wstała – Wybacz, ale... będę musiał zmienić pościel.. - Próbowałam usiąść, ale nagle zakręciło mi się w głowie. Oooj, chyba wstałam za szybko... Sans chwycił mnie za rękę by podtrzymać ciało i pomóc w utrzymaniu równowagi. Nogi miałam jak z waty. Czułam jak jego magia zaczyna się ze mnie wylewać i musiałam zacisnąć nogi, aby nie pobrudzić nią podłogi. Było jej tak dużo... - Staniesz o własnych siłach...? - przytaknęłam, choć nie byłam pewna czy dam radę. Sans powoli puścił moją rękę i zdarł prześcieradło z łóżka rzucając je na ziemię. Kiedy skończył słać je na nowo, wziął mnie znowu – Dasz radę sama dojść do łazienki? - nogi mi zaczęły drżeć, wiedziałam, że jeżeli zrobię choć krok to natychmiast upadnę. Zaprzeczyłam. - Dobra, to nic kochanie. Zaniosę cię, t-tylko pozwól mi – delikatnie wsunął rękę pod moje nogi i przytulił do swoich żeber unosząc w ramionach. Jego gołe kości wbijały się w moją skórę, ale miałam to gdzieś. Nasze lepkie, spocone ciała scaliły się. Uznałabym, że to obrzydliwe, gdybym nie była taka zmęczona. Jeszcze nigdy w życiu nie pieprzyłam się tak bardzo... Sans zaniósł mnie do ubikacji, dostrzegłam nasze odbicie w lustrze... i krew. Jego kości połyskiwały moją krwią, wyglądał tak, jakby właśnie zaszlachtował jakieś biedne zwierzę. Ja nie wyglądałam lepiej. Zauważyłam wielką krwawą plamę na tyłku oraz ranę na biodrach tam gdzie wbił swoje szpony po to, aby lepiej we mnie wchodzić... Zaczęłam się śmiać. Sans popatrzył na mnie zmieszany – Człowieku...? Co cię tak...? - Pokazałam na lustro. Szeroki śmiech widniał na mojej twarzy, zarechotał walcząc z własnym śmiechem – Jesteś taka głupiutka – Cichutkie stuk stuk, jego kościstych stóp i płytki w łazience rozbrzmiały echem stłumione jedynie przez dźwięk lejącej się do wanny wody. Sans zatrzymał się przy niej – Nie jest za gorąca? - przechyliłam się by znużyć w wodzie rękę. Zamruczałam zadowolona. Sans delikatnie znużył mnie do niej. Przyjemne ciepło zalało mnie całe, delikatny róż wstąpił na nos i policzki. Sans uśmiechnął się czule nim przekręcił kurek. - Idę posprzątać w pokoju, umyj się. Niedługo wrócę – i wyszedł. Nie zdałam sobie sprawy, że usnęłam póki nie wrócił. Delikatne przeczesywanie włosów zbudziło mnie z objęć snu. - Jesteś piękna kiedy śpisz – przyznał cicho gładząc mnie po głowie, potem przesunął rękę na policzek – Znajdzie się miejsce dla mnie? - Uśmiechnęłam się słabo i otworzyłam oczy, tuląc twarz do jego ręki przytaknęłam. Podciągnęłam kolana pod pierś. Sans usiadł naprzeciwko mnie. Westchnął opierając się plecami o wannę i zamknął oczy. Uniosłam stopę by stuknąć nią go w czoło. 
-Nie śpij, pusty łbie. - zaśmiał się cicho, schował głowę do połowy wody, tak, że miał pod taflą usta, wraz z jego śmiechem dobywały się bąbelki – Bo podwoję standardy, jeżeli jakiekolwiek mam – Jego mina spoważniała kiedy na mnie spojrzał, źrenice przesuwały się po mojej twarzy i piersi. Uniósł rękę, aby dotknąć mojego karku, ostry ból przeszył mnie tak, że syknęłam. Zabrał palce szybko zaalarmowany i ... przerażony? - Coś się stało? - zapytałam. - odwrócił wzrok próbując schować się w wodzie 
-Przepraszam – mruknął – nie chciałem... - Hm... mam nadzieję, że to nic poważnego 
-Sans, nic mi nie będzie. Niedługo się zagoi, to nic strasznego. Nawet nie boli, byłam tylko zaskoczona – miałam nadzieję, że to poprawi mu humor. Zaprzeczył. 
-Nie powinnaś mi na to pozwolić. Byłem zbyt raptowny i... i... zraniłem cię... - przystawiłam stopę do jego kręgosłupa aby zwrócił na mnie uwagę, kiedy nasz wzrok się spotkał próbowałam się uśmiechnąć 
-Ej. Nadal jesteś na mnie zły? - uśmiechnął się lekko, wziął moją stopę i zaczął ją delikatnie masować kciukami
-Nie... Wszystko zostało wybaczone. - Siedzieliśmy w ciszy przez chwilę, ciesząc się z wzajemnego towarzystwa pod gorącą wodą. 
-Ej Sans – zaczęłam powoli przełamując ciszę, poruszyłam się nieco, woda zachlupotała – Nie ma szans na to, aby ludzie i potwory doczekali się dzieci... prawda? - jego twarz na chwilę zrobiła się niebieska, chyba przypomniał sobie swoje wcześniejsze słowa 
-T-tak.. uh.. To było uh... to ruja... mówiłem tak przez ruję... 
-Wiesz, to było w sumie uh... całkiem seksowne – przyznałam sama rumieniąc się
-O-oh, cóż.. - zaśmiał się i prysnął we mnie wodą. Odwzajemniłam gest rechocząc. Zamruczał i przysunął się do mnie. Przystawiłam usta do jego zębów i cmoknęłam go szybko. Zbiłam go z pantałyku. Odsunęłam się. Znowu rumieniec wskoczył na jego twarz, czasami jest taki głupiutki. Rżnęliśmy się godzinami jak zwierzęta, a zwykły buziak sprawia, że się rumieni? To słodkie. 
-Chodź, ludziu, musimy iść do łóżka – mruknął cicho – Wyglądasz na zmęczoną – Byłam bardzo zmęczona. Jak Sans wylał wodę z wanny zauważyłam, że ta była różowa. Cudownie. Owinął się ręcznikiem i jeden podał mi pomagając jednocześnie, abym nie upadła wychodząc z wanny. Objął mnie przytulając do swojej piersi. - Nie bój się, zawsze cię złapię – uspokajał mnie czule. Pozwolił mi usnąć tej nocy w swoim łóżku, mówiąc, że to pomoże wyjaśnić dlaczego pachniemy sobą nawzajem, jeżeli on będzie spał na kanapie. Poczułam jak całuje mnie w czoło na dobranoc, chwilę potem usnęłam. W co ja się wplątałam. 
Papyrus pojawił się około jedenastej kolejnego ranka, nadal trzymając w ręku butelkę miodu pitnego, był bardzo pijany. Sans i ja jedliśmy śniadanie w kuchni, kiedy usłyszeliśmy trzask drzwi. Milczeliśmy przez chwilę, by zobaczyć, czy on cokolwiek powie, ale nic nie słyszeliśmy. Nawet kroków. 
-Papyrus? - zawołał jakoś niepewnie. Kroki. Sans i ja popatrzyliśmy na siebie. 
-Ej Paps? - zawołałam – Jesteśmy uh, w kuchni! - Więcej kroków w naszą stronę. Wysoki szkielet pojawił się za progiem, popatrzył na nas pijanymi ślepiami i oparł się o framugę. Uniósł rękę, ułożył ręce w pistolet i strzelił w nas
-czeeeeść
-Papyrus! - Sans wstał od stołu i podszedł do brata – Wyglądasz strasznie! - Tak też było. 
-więc – zaczął, język plątał mu się przez alkohol – dobrze się bawiłaś z moim bratem? - Sans zmusił się do śmiechu i zaczął wypychać brata z pomieszczenia
-Dooooobra Papusiu, myślę, że powinieneś się przespać – ten fuknął zdenerwowany 
-brachu, o mój boże, śmierdzisz jak ona! - Sans wywrócił oczami 
-Nic nie robiliśmy! Było jej niewygodnie na kanapie więc pozwoliłem jej spać w moim łóżku. Samej. Ja spałem na kanapie. Też sam. - Papyrus nie kupił tego z początku, posyłał mi tylko wrogie spojrzenie. Chwilę potem Sans wypchnął młodszego brata i zaprowadził do sypialni zostawiając mnie samą w kuchni z talerzem naleśników w ręce. Całe ciało mi drżało przez ból który nie ustawał. Czułam się jakby przejechał po mnie traktor, lecz w istocie rżnęłam się ze szkielecim potworem w rui. Za każdym razem kiedy poruszałam ręką czułam ranę od ugryzienia... Po chwili kiedy zagubiłam się w myślach usłyszałam jak Sans schodzi schodami. Wszedł do kuchni i popatrzył na mnie, nasze spojrzenia się spotkały, a potem odwrócił wzrok, patrzył na ziemię i pocierał rękę niepewnie. - Muszę iść – tyle mi powiedział. I wyszedł frontowymi drzwiami.... Oh. 
Niedługo potem dostałam telefon informujący mnie, że klimatyzacja została naprawiona. Szybko zabierałam swoje rzeczy i wróciłam do domu starając się uniknąć osądzającego spojrzenia Papyrusa nim się obudzi. Byłam w swoim mieszkaniu tak jakby nic się nie stało, pomijając to, że mam ze sobą trochę więcej prania biorąc pod uwagę to, że zatrzymałam się u KościoBraci. Poszłam do łazienki by sprawdzić, czy muszę zmienić tampona ale już drugi raz w ciągu tego dnia był... czysty. Czy mój okres się... zatrzymał? Heh, może to przez Sansa wcisnął ze mnie całą krew? Siedziałam na kanapie z kieliszkiem wina wieczorem kiedy usłyszałam delikatne pukanie do drzwi... A nie, jest północ. Szybko wstałam i podeszłam do drzwi zastanawiając się, kto to może być tak późno w nocy. Oh. Jak tylko otworzyłam drzwi zdałam sobie, że Sans stoi przede mną.
-Co ty tu...
-Z-zrywam z tobą! - Co? Ciężka cisza pojawiła się między nami, patrzyłam na niego niedowierzając. Był pijany, on nigdy nie był pijany. Kołysał się delikatnie kiedy stał przede mną, śmierdział alkoholem. Zaraz... Dlaczego on tak głośno dyszy? Czy.. czy jego szczęka .. czy on zaraz...? - N-NIE! STÓJ! PRZEPRASZAM! N-NIE CHCIAŁEM! - krzyknął obejmując mnie szczelnie rękami i zaczął płakać.
-Sans, co się dzieje? Jesteś pijany? - zaczął czkać wtulając się w mój kark
-N-NIE CHCIAŁEM! POSZEDŁEM DO – czka – DO MUFFET'S ABY ZAPŁACIĆ ZA RACHUNEK I ZAPROPONOWAŁA MI CYDR I NIE MOGŁEM ODMÓWIĆ I BYŁ PYSZNY I I I ... - O rany.. Instynktownie zaczęłam gładzić go po plecach, aby się wypłakał
-Ciii już dobrze, kochany, wyrzuć to z siebie – Co się dzieje. Czy Sans był u Muffet cały dzień? Zakasłał i zaczkał przez płacz, serce mi się krajało jak patrzyłam na biedaka. Wydawało się, że wszystko dobrze po jego rui. Ciekawe co się stało... - Sans? Chcesz wejść i porozmawiać? - przytaknął lekko. Zamykając drzwi odsunęłam go od siebie, chwyciłam za rękę w rękawiczce i zaprowadziłam do salonu na kanapę. Opadł na poduszkę chowając twarz za rękami. Gładziłam go po plecach siadając obok. - Sans... Kochany. Co się stało? Dlaczego jesteś pijany? - Zadrżał i załkał znowu.
-Ja... zraniłem cię – ból ramienia przypomniał mi o ugryzieniu
-Cóż, powiedziałam, że pomogę ci z rują, prawda? - przyznam, że to było wielkie zaskoczenie, nie wiedziałam czego spodziewać się po potworze w rui, to doświadczenie było... zdecydowanie nieoczekiwane. I cieszyłam się, że pomogłam mu w trudnej chwili.
-Ty... nie wiedziałaś w co się pakujesz... - otarł twarz i pociągnął nosem głośno. Fuj. - N-nie mogę uwierzyć, że myślałem, że to będzie dobry pomysł... Nie jestem tak wspaniały jak myślałem – przyznał cicho – Jestem okro – czka – pnym potworem i nie umiem przestać kłamać mo-ojemu własnemu bratu! Nie zasługuję na ciebie! Nie zasługuję na to, aby być z tobą! Nie zasługuję na nic...
-Sans, nie mów tak! To dlatego tutaj przyszedłeś? Aby ze mną zerwać i ... oszczędzić mi rozczarowań? - przytaknął lekko i zamknął mocno oczy. Może próbował nie rozpłakać się bardziej.
-P-piłem u Muffet bo – chlip – łatwiej mi było wtedy przyznać, ze nie powinienem z tobą byyyyyć! - wywróciłam oczami z powodu jego głupoty, ale jednocześnie.. Sans był całkowicie zrozpaczony. Bolało kiedy patrzyłam na niego w takim stanie
-Sans ja... - ja co? Co mam powiedzieć? W pierwszej chwili postanowiłam nic nie mówić, pocałowałam go w policzek. Był zaskoczony, a kiedy na mnie spojrzał pocałowałam go w usta przywierając do niego biorąc jego twarz w swoje ręce. Próbował się odsunąć, ale mocno go trzymałam. Przystawiłam język do jego zębów, chcąc wejść do środka. Chrząknął, lecz delikatnie rozsunął zęby pozwalając mi się wślizgnąć. Rozpływał się po chwili, ciche łkania zamieniły się w jęki, odpowiedział pocałunkiem, poczułam jego magię. Tańczyła dookoła mojego języka, przeszyły mnie niewielkie znajome dreszcze. Zastanawiałam się, czy on czuje to samo. Odsunęłam się, aby zobaczyć co się zmieniło. Miał do połowy zamknięte oczy, z ust lekko wystawał mu język oczarowany pocałunkiem. Boże, jaki on słodki. - Sans – zaczęłam delikatnie, przesunęłam dłonią po jego policzku – Naprawdę jesteś niesamowity, nie wierz w to, co ci mówią wewnętrzne demony. Bez względu co o sobie uważasz, ja nadal będę cię kochać. - zachłysnął się powietrzem, jego oczy zamieniły się w niebieskie gwiazdy
-T-ty...? Kochasz... mnie....? - Oh. Chyba jeszcze nigdy mu tego nie powiedziałam. Cóż, nie ma chyba lepszego czasu niż teraz, prawda? Przytaknęłam uśmiechając się czule do kochanka
-Tak, Sans. Bardzo, bardzo mocno cię kocham – zarzucił ręce dookoła mnie
-T-tak się cieszę, że to powiedziałaś! Też cię kocham człowieku! Tak strasznie cię kocham! - Objął mnie mocniej i pocałował namiętnie. Stęknęłam, wykorzystał chwilę i wsunął swój niebieski język w moje usta. Jęknęłam zatracona w pocałunku, zaskoczona jak wielki ma na mnie wpływ... No i teraz nie musimy się martwić, że Papyrus nas nakryje... No i jesteśmy sami... No i wypiłam chyba trochę za dużo wina.. - Mmm.. Mmf, co robisz? - zapytał odsuwając się ode mnie. Właśnie wsadzałam ręce w jego spodnie, kciuk już pracował nad jego guzikiem. Cmoknęłam go w policzek pokonując zamek
-Pokazuję jak bardzo cię kocham Sans – szepnęłam czule. W delikatnym świetle lampki zarumienił się na niebiesko, jego oczy zapłonęły pragnieniem
-A-ale...
-Ciii – uciszyłam go przystawiając palec do jego zębów – Po prostu się zrelaksuj, dobrze? - przełknął głośno i przytaknął. Uśmiechnęłam się cwanie i zsunęłam na podłogę siadając między jego nogami, pokonałam guzik spodni. Zachłysnął się powietrzem.
-N-nie jestem pewien, czy to d-dobry pomysł – przyznał cicho patrząc jak ściągam powoli materiał spodenek na dół.
-Sans, kochany, wszystko dobrze – zapewniałam – Jesteś niesamowity i wspaniały i chcę pokazać jak wiele dla mnie znaczysz – zarumienił się bardziej gdy zwróciłam uwagę na jego kutasa pod bokserkami
-D-dobrze człowieku, skoro nalegasz.. - kutas zakołysał się, kiedy wyszedł spod materiału i boże, był wspaniały. Taki gruby, długi wystarczająco, abym wiła się kiedy drażnił mój punkt G, nie wydaje mi się, abym mogła trafić na lepszego kochanka. Sans pozwolił, aby jego ręce opadły na boki, przyglądał mi się z uwagą – A-ale.. nie m-musisz... - objęłam go palcami u nasady delikatnie, czując ciepło i ścisnęłam, westchnął zadowolony
-Chcę – przyznałam zdeterminowana i popatrzyłam na niego zadowolona – Kocham cię Sans. - poruszałam delikatnie ręką na jego przyrodzeniu czułam jak drży kiedy przyjemność zaczyna zalewać jego ciało. Zamknął ciasno swoje oczy.
-D-delikatnie – mruknął cicho, zaczęłam się zastanawiać, czy to pozostałości po jego rui. Cóż, może ma ochotę na leniwy seks? To miła odmiana po rżnięciu-się-jak-dzikie-zwierzęta-podczas-końca-świata. Pochyliłam się i złożyłam na czubku delikatny pocałunek. Poczułam dreszcze magii na wargach. Rozwarłam usta aby wziąć go w usta, na języku poczułam odrobinę jego nasienia. Uwielbiam świadomość, że mam tak wielki wpływ na niego. Jęknęłam, Sans rozpłynął się zadowolony.
-Mmm jesteś tak cholernie słodki Sans – przyznałam liżąc go. Bąknął coś, jakby próbował być zły, ale przyjemność mu nie pozwalała. W kolejnej chwili wzięłam kilka cali więcej w usta pozwalając, aby ślina go nawilżyła i abym przywykła do jego wielkości. Boże, jest taki wielki i choć wiem, że jego magia nie smakuje niczym, ale naprawdę działa na moje ciało. Słyszałam że zaczął szybciej oddychać i cicho jęczeć, to sprawiało, że chciałam zadowolić go jeszcze bardziej. Zaczęłam ssać jego kutasa.
-Cz-człowieku, to jest.. nnggg – westchnął, głos mu się załapał gdy wzięłam go więcej w gardło. Uwielbia, kiedy biorą go całego i choć nigdy mi się nie udaje w pełni, uwielbia to, że próbuję.
-Jesteś dla mnie taki dobry – mówiłam mu kiedy wyciągnęłam go z ust, przywarłam do niego policzkiem i patrzyłam na niego w oczy – Taki dobry chłopczyk – szeptałam patrząc mu w oczy – Taki silny i przystojny – teraz rumienił się cały na niebiesko, jego źrenice zamieniły się w niebieskie serca. To kurewsko urocze.
-N-nie jestem aż tak silny – szepnął cicho, ale warknął kiedy znowu wzięłam go w usta pieścić językiem – O-oh gwiazdy... - jęknął wbił palce w moje włosy.
-Jesteś silny, Sansy – zapewniałam go po tym jak go wyciągnęłam – I bardzo mądry – dodałam uśmiechając się w jego stronę czule.
-N-Nie, nie jestem... Ja tylko... Haaaahn! - przerwałam znowu biorąc go w usta powoli opadł na kanapę czując wilgoć moich ust – Mmmm! Cz-człowieku, to.. to... nnn, p-przestań, proszę...! - I przestałam patrząc jak się uspokaja. Przesunął palcem po mojej wardze
-Naprawdę chcesz, abym przestała?
-C-cóż, chodzi o t-to, że jestem naprawdę w-wrażliwy teraz a-a to jest takie...
-Naprawdę chcesz, abym przestała? - powtórzyłam dobitniej. Poruszył się niepewnie rozglądając po pokoju, jakby tam szukał odpowiedzi na pytanie. - Sans – położyłam rękę na jego darzącego kutasa, pomagając mu wydobyć głos
-N-nie! Nie ... - jego oczy były takie małe w szoku, krople potu zaczęły spływać po czaszce
-Nie ... co? - warknął delikatnie, zasłaniając ręką swoją twarz
-Proszę nie przestawaj – szepnął szybko. I oh, jak mam opisać zadowolenie które właśnie wtedy czułam? Sans jęknął zadowolony jak chwyciłam jego magię za głowę i powoli nią poruszyłam i ścisnęłam delikatnie.
-A będziesz mnie słuchał kiedy będę ci mówiła jak ważny dla mnie jesteś? - przytaknął zamykając oczy – I nie będziesz się spierał kiedy będe mówił o tym jak silny, mądry i przystojny...
-A-ale j-ja nie jestem przystojny...! - Oh Sans.. Buzia mu się nie zamyka dzisiaj, to pewnie za sprawą Muffet. Mówi wiele kiedy jest pijany. Chciałam, aby poczuł się lepiej, ale nadal się ze mną sprzecza... Ale wiem dokładnie co zrobić, aby go zamknąć. Wstałam naprzeciwko niego i zaczęłam ściągać własne ubrania. Przyglądał się przedstawieniu jak przerzucałam koszulkę przez głowę i rzucałam ją na ziemię -... Cz-człowieku? C-co ty robisz? - milczałam, rozpinając guziki moich spodenek i ściągając je poruszając przy tym biodrami nieco bardziej niż było to konieczne. W końcu miałam widownię. - U-um... Jesteś na mnie zła? - Rzuciłam spodenki tak, aby upadły przy koszulce i byłam teraz tylko w staniku i majtkach. Sans wziął głęboki wdech. Wydobył się z niego dziwny dźwięk, jakby pomruk i charczenie, uśmiechnęłam się przebiegle. Powoli rozpięłam stanik, pozwalając aby ramiączka opadły na ramiona, zaś całość na kanapę obok niego. Patrzył na niebieskie miseczki obok niego i otworzył oczy zmartwiony – Cz-człowieku? - za pomocą dłoni ścisnęłam piersi razem przed nim i pochyliłam się lekko, aby miał lepszy widok. Sans w tym czasie kilka razy posunął swojego kutasa, tak jakby jedna z jego fantazji właśnie się spełniała – T-tak... j-jesteś bardzo p-p-piękna, ale... - obsunęłam majtki pozwalając aby opadły na ziemię szybko. Czułam, że sama zrobiłam się mokra. - .. proszę porozmawiajmy! Cz-czy zrobiłem c-coś źle? - miał taki zdesperowany głos i widziałam zmartwienie w jego oczach. Przystawiłam palec do jego ust aby go uciszyć.
-Nie ruszaj się. - stanęłam na kanapie tak, że miałam go teraz pod sobą, siedział między moimi nogami. Sans patrzył na mnie
-C-co robisz? - zapytał znowu
-Skoro nie możesz zamknąć tych swoich usteczek, użyj ich jak trzeba – nim odpowiedział przystawiłam moją płeć do jego zębów opierając się rękami o ścianę za kanapą. Jego ręce natychmiast wylądowały na moich pośladkach. W pierwszej chwili myślałam, że mnie odepchnie, ale tak naprawdę użył ich by mnie przytrzymać i przyciągnąć do siebie. Jego magiczny język natychmiast wyszedł z ust i zaczął pieścić moje płatki. Czułam miłe wibracje między nogami. - Oooo kurwa, Sans – jęknęłam przystawiając czoło do ściany. Nie spodziewałam się, że sama będę taka delikatna – Sans ohh Boże tak mi doooobrze – mruczałam nisko poruszając delikatnie biodrami. Trzymał mnie w odpowiedzi czułam jak rozkoszuje się moim smakiem. - Tak strasznie cię ko-ocham! - mówiłam mu przez jęki – Jesteś taki dobry, tak dobry, Sans, ta, taaaaak doooobrze – zaczynałam się gubić w przyjemności. Wiedział jak mnie pieścić językiem, delikatnie skubał też mój guziczek, wsuwał język we mnie, ssał. Kurwa. Wiedział, że jestem wrażliwa. Czułam jak uśmiecha się kiedy wsuwa palce w moją szparkę, czując jak natychmiast się na nim zaciskam. - Jesteś taki miły i inteligentny i zawsze radosny i wszyyyyyyystko – teraz nie palec już, a jeszcze język był we mnie i wił się na wszystkie strony. Ciepła magia sprawiła, że głos podniósł mi się o oktawę. - Sans, taaak, nie przestawaj – wznosiłam w jego stronę swoje żałosne błagania. Zgodził się, warcząc, kiedy zaczynałam dochodzić dookoła niego. Wyciągnął palec by mieć więcej miejsca dla języka. Wypełnił moje wejście w całości niebieską magią. Chciałam, aby był głębiej, głębiej w środku. Chciałam go więcej. Więcej, więcej, więcej....! - Kocham cię! - krzyczałam w orgazmie o wiele ciszej niż chciałam – Sans jesteś najlepszym kochankiem na całym świecie! Chcę tylko być z tobą po kres mojego życia! Nie mogę znieść myśli o rozłączeniu się z tobą na kilka chwil bo cię kocham tak strasznie bardzo! Jego ręce zacisnęły się na moich plecach, sunęły po kręgosłupie gdy język pieprzył mnie, drugą ręką drażnił mój guziczek i kreślił dookoła niego małe kółeczka. Mój oddech przyśpieszył, czasami nawet zapomniałam się trzymać ściany, oczarowana przyjemnością jaka mi dawał. Sposób w jaki mnie dotykał, to jak jego język wił się we mnie. - Tak, Sans, jesteś taki wspaniały, tak, jeszcze trochę, j-ja zaraz... zaraz d-dojdę przez ciebie, tak, błagam, nie przestawaj, rób ta dalej, ja.. Tak! - mój umysł zalała przyjemność ciepłego orgazmu. Całe moje ciało było takie ciepłe. Sans drżał i chciwie spijał mój orgazm, liżąc moją kobiecość swoim magicznym językiem. Nogi znowu miałam jak z waty, dlatego powoli zaczęłam osuwać się na niego. Natychmiast objął mnie mocno ramionami i przytulił do siebie.
-Też cię kocham – szepnął w moje ucho niskim i ochrypniętym głosem – Kocham cię tak mocno. Jestem najszczęśliwszym potworem na świecie, dlatego, że mnie pokochałaś. - wtuliłam policzek w jego kark, jego słowa ucieszyły mnie. Ale jeszcze z nim nie skończyłam.
-Sans – szepnęłam oplatając jego magicznego kutasa palcami. Podniosłam się na tyle, aby miał dostęp do mojej cipki pozwalając mu przejść między różowymi płatkami i wejść do środka. Skorzystał z zaproszenia i wszedł, ja powoli usiadłam na nim i Boże, wypełnił mnie całą. Oboje jęknęliśmy oczarowani żarem ciał, czułam że jestem jeszcze bardziej wrażliwa przez orgazm, zaś jego kutas wszedł znacznie głębiej niż się spodziewałam. Siedzieliśmy patrząc na siebie przez dłuższą chwilę, odpoczywaliśmy, czując się jednością. Jego urywany oddech, moje mocno bijące serce przy jego żebrach. Sans pocałował mnie żarłocznie, nasze języki tańczyły razem, a potem zwolniły, to był delikatny, czuły, ostrożny, pełen miłości pocałunek. Po chwili zamknęłam oczy rozkoszując się magią w ustach. Przesunął ręką po moim ciele, ścisnął delikatnie skórę, lubił uczucie mojego ciała na swoich kościstych rękach.
-Kocham cię – szepnął w moje usta, delikatnie unosząc moje biodra, czułam jak zaciskam się dookoła niego nie pozwalając mu wyjść. Niski jęk pełen pasji, trzymałam się go mocno. Zakołysałam biodrami siedząc na nim, tak aby jego kutas zwiedził całe moje wnętrze. Dyszałam w jego ramię starając się stłumić jęki. Ostatni orgazm sprawił, że byłam bardzo mokra, dlatego mlaskanie dobiegało kiedy tylko cokolwiek zrobiłam z jego kutasem. Sans warknął w moją skórę, przytulił mocniej, tak jakby chciał poczuć każdy milimetr mojego ciała. - Jesteś taka piękna i seksowne i ahhhn, boże, tak mi dobrze – jęknął – z-zaraz dojdę – przyznał
-Dobrze kochanie – powiedziałam bez zastanowienia – Śmiało, dojdź we mnie, wypełnij mnie swoim nasieniem, dobrze? - przytaknął i chwycił mnie za pośladki. Trzymał mnie kiedy zaczął poruszać kutasem. Krzyczałam jego imię znowu i znowu przez rozkosz, przez wcześniejsze orgazmy, z łatwością doszłam na sraj przyjemności. - Tak, tak, tak! Sans o-o boże! Jesteś taki duży! Kocham cię, kocham cię, kocham cię!
-Ja .. oh gwiazdy człooooooaaahn, kocham cię! Kocham! D-dochodzę.. o-oh gwiazdy Ja... Kuuuurwa! - jęczał gdy jego kutas zadrżał we mnie wpuszczając magię w moją gorącą cipkę kiedy go ujeżdżałam, wyciskając z niego wszystko co miał. Wsunął mój lewy sutek w usta i zaczął delikatnie ssać podczas orgazmu, westchnęłam i przystawiłam czoło do jego czaszki.
-Jesteś niesamowity – szepnęłam całując kość. Sans zaśmiał się słabo chowając twarz w moim karku
-Nie. Jestem wspaniały.
Notka od tłumacza: AU zwane Aftertale z którego znaną postacią jest Geno!Sans jest autorstwa loveofpiggers. Za tłumaczenie jest odpowiedzialna Yumi Mizuno. Fabuła wygląda następująco. Sans budzi się znowu po kolejnej ścieżce ludobójczej wykonanej przez Frisk. Zrezygnowany i zmęczony faktem, że człowiek ciągle i ciągle wraca, tylko po to aby ich zabić, nie wie co może zrobić. Z pomocą przychodzi mu Geno. Postać wyglądająca tak samo jak on, kryjąca się w panelu kontrolnym. Proponuje pomóc Sansowi uporać się z problemem. 
SPIS TREŚCI
Część 1
Część 2
Część 3
Część 4 1/2
Część 4 2/2
Część 5 1/2
Część 5 2/2
Część 6 (obecnie czytana)
Część 7
Część 8 1/2
Część 8 2/2
Część 9 1/3
Część 9 2/3
Część 9 3/3







































Autor: Nessa

Notka od autora: Damien jest zauroczy Liv od chwili, w której zobaczył ją po raz pierwszy. Dręczony przez wspomnienia i zaniepokojony perspektywą obdarzenia jakiejkolwiek kobiety silniejszym uczuciem, długo waha się nad podjęciem decyzji o zbliżeniu do dziewczyny. Bardzo szybko okazuje się, że przeznaczeniu nie da się uciec i że to bywa aż nadto przewrotne – zresztą tak jak i przeszłość, która nigdy nie daje o sobie zapomnieć.
Pozornie niewinny związek ciągnie ze sobą konsekwencje, których żadne z nich nigdy by się nie spodziewało. Coś budzi się do życia – uśpione zło, które tylko czekało na okazję, żeby po latach ciszy zaatakować ponownie i tym razem być może zrównać dotychczas spokojne miasteczko z ziemią. Nikt nie jest naprawdę bezpieczny, z kolei odpowiedzi na wszelakie pytania wydają się mieć swoje źródło w jednym, jedynym miejscu…
W przeszłości.
„Why, you just won't leave my mind?
Was this the only way, I couldn't let you stay”

Within Temptation – „Jane Doe”

Spis treści:
Prolog - Zawsze dostaję to, czego chcę
Obiecuję, że nigdy nie pozwolę ci o sobie zapomnieć (obecnie czytany)

Nie odwracaj się do mnie plecami, bo ja i tak jestem przy Tobie 
Jesteśmy dla siebie stworzeni – Ty i ja
Będzie tak, jakby to, co złe, nigdy nie miało miejsca
 Gdy Twoje wargi dotknęły mych ust, poczułam ogień 
Ponieważ czasem słowa ranią bardziej niż czyny…
 Niechaj ogarnie nas zapomnienie, a taniec wciąż trwa…
Dlaczego szukasz zrozumienia, skoro masz mnie?
Grzechy Twego życia zawsze Cię dogonią
Mówiłeś mi: na zawsze
Epilog 
Pamiętał, że pokochał ją od pierwszej chwili. Do tej pory nie sądził, że to w ogóle możliwe, ale kiedy po raz pierwszy ujrzał tę dziewczynę, poczuł, że tak właśnie się dzieje. To było coś więcej niż pożądanie, o wiele bardziej złożone niż chwilowe zauroczenie. Zobaczył ją i już wtedy wiedział, że musi ją poznać, niezależnie od możliwych konsekwencji, jakkolwiek głupie by się to nie wydawało. Zawsze sądził, że uczucia są o wiele za bardzo skomplikowane, żeby coś podobnego mogło mieć miejsce, ale najwyraźniej się mylił – zarówno w tej, jak i wielu innych kwestiach.
Damien nie miał pewności, co tak naprawdę go w niej urzekło. Może to, że wydawała się tak bardzo niewinna – delikatna i piękna, a przynajmniej to w naturalny sposób nasunęło mu się na myśl z chwilą, w której dostrzegł ją po raz pierwszy. Alabastrowa cera miała w sobie coś, co sprawiało, że dziewczyna wyglądała jak filigranowa, porcelanowa laleczka. Biała, letnia sukienka podkreślała zgrabną sylwetkę – wcięcie bioder, długie nogi i smukłą szyję. Burza lśniących, gęstych włosów przyciągała wzrok swoją ognistą barwą, sprawiając, że mężczyźnie niemalże udało się uśmiechnąć. Wyglądała jak czarownica, chociaż podejrzewał, że nieznajoma poczułaby się urażona, gdyby zwrócił się do niej w ten sposób.
Właściwie nie zarejestrował momentu, w którym pewnym krokiem ruszył za nią. Wydawała się go przyciągać, sprawiając, że mimo usilnych starań, nie był w stanie oderwać od niej wzroku. To wydawało się silniejsze od niego, niczym czar, pod którego wpływem się znalazł. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem jakakolwiek osoba wzbudziła w nim tak wiele emocji, w zaledwie ułamek sekundy wytrącając z równowagi, wręcz hipnotyzując. Pomyślał, że dla postronnego obserwatora mógłby wyglądać jak obłąkany – zapatrzony w niczego nieświadomą ofiarę psychopata, który krok za krokiem podążał za ewentualną „ofiarą”. Pewnie nawet nie miałby nikomu za złe, gdyby nagle został zatrzymany i zganiany za takie zachowanie…
Ba! W gruncie rzeczy chyba wolałby, żeby ktoś postąpił w taki sposób i w porę sprowadził go na ziemię.
Myśląc o tym dużo później, doszedł do wniosku, że dzień, w którym ujrzał ją po raz pierwszy, był jednym z najlepszych i zarazem najbardziej przeklętych z tych, które miał okazję przeżyć – a było ich wiele, chociaż nikt nie podejrzewałby go o tak długi staż na tym świecie. Damien był pewien, że każda żyjąca istota byłaby przerażona, gdyby powiedział jej prawdę, co zresztą nie stanowiłoby jakiejś wybitnie nietypowej reakcji. Wręcz przeciwnie – większym szokiem byłoby spokojne zaakceptowanie przez kogokolwiek takiego stanu rzeczy, chociaż przez te wszystkie lata ani razu nie miał okazji tego sprawdzić. Pewne tajemnice nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego, a zwłaszcza te, które on skrywał w przeszłości. W gruncie rzeczy już dawno pogrzebał siebie, dawne lata i przyszłość, a przynajmniej do tej pory wydawało mu się, że właśnie w ten sposób powinien postąpić.
Sentymentalność bywała zgubna, zresztą tak jak i nadmierna emocjonalność. Wiedział dobrze, że tak jest, a jednak był tutaj, podążając za piękną nieznajomą i samemu sobie nie potrafiąc wytłumaczyć sensu tego, co zamierzał zrobić. Chciał ją poznać? O cholera, tak – pragnął tego całym sobą, w sposób tak intensywny, że wydał mu się wręcz nieprawdopodobny. Nic takiego nie powinno mieć miejsca, ale przecież równie niedorzeczne wydawało się to, co ludzie nazywali miłością od pierwszego wejrzenia. Nie dało się kochać kogoś, kogo nawet się nie znało – z kim nie zamieniło się choćby słowa, co najwyżej przelotnie obserwując i nie mając podstawowej wiedzy o tym, kogo darzyło się uczuciem. Nie znał jej imienia, nie wiedział kim była i co potrafiła najlepiej; nie miał pojęcia o jej wadach oraz tym, czy gdyby je poznał, wciąż utrzymywałby, że ją kocha. To, jak miały się ich relacje, stanowczo zaprzeczało jego definicji miłości i zasadom, którymi przez te wszystkie lata próbował się kierować. Skutecznie niszczyło wszystko, mieszając mu w głowie i czyniąc niemalże bezbronnym – a jakby tego było mało, Damien nawet nie próbował się przed tym bronić.
Co z tego? Chociaż wiedział to wszystko, odrzucenie dotychczasowych przekonań przyszło mu równie naturalnie, co i oddychanie. Kochał ją i już – kimkolwiek była, jakakolwiek miałaby się okazać. To mu wystarczyło, dając zadziwiającą wręcz pewność tego, że bez względu na wszystko, co się wydarzy, ten stan rzeczy nie ulegnie zmianie – czy to za sprawą przeznaczenia, jakiegoś fatum czy może szaleństwa, które prędzej czy później musiało go dosięgnąć. Właściwie jakie to miało znaczenie, zwłaszcza w tym miejscu – mieście, którego nie widział przez tak długi okres czasu, a które po tym wszystkim i tak przyciągnęło go do siebie. Już samo to brzmiało jak szaleństwo, ale tak naprawdę zaczynało być mu wszystko jedno.
Przyśpieszył, przez kilka sekund mając wielką ochotę dogonić ją, chwycić za ramię i zmusić do tego, żeby na niego spojrzała. Nie miał pojęcia, co powiedziałby jej po tym, jak już zdecydowałaby się odwrócić ku niemu, ale to nie było istotne. Miał wrażenie, że odpowiednie słowa przyszłyby same, dokładnie tak jak i targające nim uczucia – w najzupełniej naturalny sposób, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Skoro przez tyle czasu z dziecinną łatwością uciekał od przejmowania się kwestiami, które z jakiegokolwiek powodu mogły okazać się dla niego problematyczne, mógł zrobić to po raz kolejny.
Strach pojawił się nagle, intensywny i na swój sposób oszałamiający, skutecznie powstrzymując Damiena przed podjęciem zbyt pochopnej decyzji. Zwolnił, chociaż się nie zatrzymał, przez kilka następnych sekund idąc właściwie na oślep i mocno zaciskając powieki. Musiał zawalczyć z samym sobą, starając się trzymać nerwy na wodzy i przynajmniej próbować oczyścić umysł. Starał się przekonać samego siebie, że nie ma powodów do obaw i wszystko jest pod kontrolą, ale to było niczym próba oszukiwania samego siebie – wierutne kłamstwo, o którym doskonale wiedział i które niezmiennie dawało mu się we znaki.
Jak bardzo szalone było wszystko to, co czuł i myślał? Nie chciał tego oceniać, podświadomie wciąż negując myśl o tym, że mogłoby to mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie, nie miało. Miał co do tego pewność, bo znał siebie – swoje reakcje, pragnienia i sposób odbierania uczuć. Zwłaszcza to ostatnie nie dawało mu spokoju, jawiąc się jako tym wyraźniejsza kwestia, bowiem od bardzo dawna nie zdarzyło mu się czuć aż tak intensywnie. Przestał kochać z chwilą, w której przekonał się, jak wiele cierpienia się z tym wiąże, zaczynając traktować to jedno uczucie jako coś absolutnie niepożądanego, bezcelowego i co najmniej problematycznego. Był wręcz pewien, że tego nie potrafi – już nie, ale tak było lepiej, bo dzięki temu mógł żyć we względnie spokojny sposób.
Mylił się.
Już samo to odkrycie wystarczyło, żeby wzbudzić w nim strach. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnim razem bał się aż do tego stopnia – nie w ten sposób i nie z przyczyn, których nawet nie potrafił jednoznacznie określić. Gdyby w grę wchodziło wyłącznie oszołomienie intensywnością tego, czego właśnie doświadczał, pewnie by się nie zawahał. Słabość zawsze doprowadzała go do szału, więc poradziłby sobie z nią niezależnie od możliwych konsekwencji. Odciąłby się od niechcianych myśli, w zamian koncentrując na własnych pragnieniach i tym, co nade wszystko chciał zrobić.
Problem jednak polegał na tym, że Damiena niepokoiła najbardziej absurdalna, niepojęta rzecz, jaka tylko przychodziła mu do głowy – a mianowicie to, że piękna nieznajoma będzie miała zielone oczy.
Bezwiednie zacisnął obie dłonie w pięści, dla pewności wciskając je w kieszenie spodni. Napiął mięśnie, by powstrzymać dreszcz, który w pamięci zamajaczył mu obraz przypominających dwa szmaragdy, wpatrzonych w niego tęczówek. Chyba nigdy nie miał być w stanie tak po prostu zapomnieć, zwłaszcza kiedy chodziło o te oczy, ale…
To nie miało najmniejszego znaczenia. Z kolei piękna nieznajoma zdecydowanie nie miała z tym wszystkim związku i tego zamierzał się trzymać.
Kontynuowali marsz jeszcze przez dobry kwadrans – ona cudownie nieświadoma tego, że mogłaby mieć towarzystwo. Trzymał się w bezpiecznej odległości, przyzwyczajony do skradania i poruszania w sposób wystarczająco ostrożny, żeby nikt inny nie zwracał nie niego uwagi. To okazało się proste, co go zaskoczyło, tym bardziej, że pogrążony we własnych myślach nie wziął pod uwagę tego, że znajdzie w sobie dość siły, żeby się skupić. Istniała również możliwość, że to w niej leżał problem – że była zbyt beztroska, niewinna i na swój sposób naiwna – ale nie dbał o to, skupiony tylko i wyłącznie na możliwości swobodnego podążania za obiektem swojego zainteresowania.
Mieszkała w niewielkim oddaleniu od centrum, blisko lasu, co z jakiegoś powodu go zaniepokoiło. Amhertst nie było dużym miastem, ze wszystkich stron otoczone gęsto rosnącymi drzewami. Bliskość natury miała swoje zalety i urok zwłaszcza latem, kiedy słońce przygrzewało, a liście i kwiaty w pełnym rozkwicie zachwycały wszystkich wokół intensywnością barw oraz przyprawiającymi o zawroty głowy zapachami. Zwłaszcza obrzeża zaliczały się do spokojnych terenów, a jednak z jakiegoś powodu myśl o tym, że krucha dziewczyna mogłaby mieszkać w takim miejscu, przyprawiła go o dreszcze. Czuł, że zaczyna być przewrażliwiony, tym bardziej, że w okolicy nie działo się nic godnego uwagi, ale mimo wszystko…
Zaczynasz wariować, warknął na siebie w duchu. Śledzisz obcą dziewczynę, a teraz rozważasz to, czy przypadkiem ktoś nie spróbuje jej zamordować, chociaż zapewne mieszka w tym miejscu od urodzenia. To niepoważne.
Zdawał sobie z tego sprawę, ale i tak potrzebował dłuższej chwili, żeby zmusić się do podjęcia decyzji. Czas, który poświęcił na wahanie, okazał się wystarczający, żeby przekonać się, że piękna nieznajoma, którą obserwował, mieszkała w niewyróżniającym się niczym szczególnym piętrowym domku, bliźniaczo podobnym do wszystkich innych, które mijali po drodze. Przez kilka sekund wodził wzrokiem po jasnej elewacji, przypatrując się zaskakująco dużym oknom w barokowym stylu. Trudno było mu stwierdzić, ile lat tak naprawdę miał ten budynek, ale podejrzewał, że był stary, zresztą jak i wszystkie inne domy w okolicy. Odkąd sięgał pamięcią, Amhertst było dokładnie takie samo, zmieniając się tak powoli albo w tak nieznacznym stopniu, że to w gruncie rzeczy wydawało się pozbawione znaczenia. To było jedno z tych miejsc, gdzie czas płynął powoli, ludzie żyli swoim rytmem, a często znali się od pokoleń, z kolei ta dziewczyna…
Nie przypominał sobie, czy mieszkała tutaj, kiedy przebywał w miasteczku po raz pierwszy. Nie było go wystarczająco długo, by mieszkańcy zmienili się – jedne pokolenia odeszły na rzecz następnych, dzięki czemu nikt nie miał prawa go pamiętać. Miał przynajmniej taką nadzieję, chociaż to wciąż nie tłumaczyło, dlaczego zdecydował się wrócić. To było jak impuls, równie silny jak ten, który sprawił, że teraz jak skończony idiota tkwił przed domem kompletnie obcej mu kobiety, zarzekając się, że ją kocha, że jest dla niego ważna i że w razie potrzeby zrobiłby dla niej wszystko. Nie rozumiał siebie, własnych emocji, a już zwłaszcza tego, co zamierzał w najbliższym czasie zrobić – i to nie tylko w związku ze sobą, ale przede wszystkim nią.
Wciąż o tym myślał, kiedy dziewczyna zatrzymała się na werandzie. Na moment przystanęła, cierpliwie szukając kluczy w torebce, żeby móc dostać się do środka. Tym większego szoku doznał, kiedy nagle wyprostowała się niczym struna, po czym bez jakiegokolwiek ostrzeżenia obejrzała się przez ramię. Płomiennorude włosy na ułamek sekundy opadły jej na twarz, więc odgarnęła je zniecierpliwionym ruchem, tym samym pozwalając Damienowi pierwszy raz zobaczyć swoje oczy. Wypuścił powietrze ze świstem, co najmniej zaniepokojony tym, że mogłaby go zauważyć, ale najwyraźniej nic podobnego nie miało miejsca, skoro po krótkim rozejrzeniu się dookoła, jak gdyby nigdy nic odwróciła się, by kilka sekund później zniknąć wewnątrz budynku.
Z opóźnieniem dotarło do niego, że bezwiednie zaciskał dłonie w pięści, tak mocno, że chyba jedynie cudem nie połamał sobie palców. Spróbował poluzować uścisk, ale to okazało się trudne, tym bardziej, że myślami był gdzieś daleko. W myślach wciąż rozpamiętywał to, jak prezentowała się jej twarz – łagodne rysy, majaczący na pełnych ustach uśmiech i to spojrzenie…
Och, no i jej oczy. Zwłaszcza ich widok sprawił, że kamień spadł mu z serca, chociaż sam nie był pewien dlaczego. Biorąc pod uwagę to, że właściwie z minuty na minutę dosłownie zwariował, chyba mógł założyć, że nic nie było takie, jakie powinno, zaczynając od tego nieszczęsnego zauroczenia, na śledzeniu obcej dziewczyny kończąc.
Jak? Dlaczego…? Wiedział, że to nie powinno się powtórzyć – że powinien przestać i to nie tylko dlatego, że to wydawało się aż do tego stopnia szalone – ale pomimo tego nie potrafił tak po prostu nad tym zapanować. Poza tym jej oczy… Obawiał się tego, jakie mogą być, ale to okazało się zbędne. Nie sądził, że kiedykolwiek znajdzie się w takiej sytuacji i że to właśnie barwa tęczówek zacznie mieć dla niego aż takie znaczenie, ale skoro tak, nie zamierzał z tym uczuciem walczyć.
Najważniejsze jednak było to, że oczy nieznajomej nie były zielone, choć właśnie tego się spodziewał.
Para łagodnych, czekoladowych tęczówek prześladowała go już do końca dnia.
~*~
Pamiętam moment, kiedy się poznaliśmy. To było zimą; śnieg sypał gęsto, a ty wodziłeś za mną wzrokiem, nie kryjąc tego, że jesteś mną zainteresowany. Nie miałeś wtedy pojęcia, że obserwowałam cię wcześniej, już wtedy wiedząc, że będziemy razem. Podobałeś mi się, zresztą tak jak i ja tobie, a w głębi duszy czułam, że tak naprawdę jesteśmy dla siebie stworzeni. To było jak przeznaczenie – coś, przed czym nie należy się bronić, a tym bardziej uciekać, bo prędzej czy później każde i tak miało wpaść w pułapkę własnego losu. Nasz został już przypieczętowany i wiedziałam o tym już na długo przed tym, jak zobaczyliśmy się po raz pierwszy.
Jestem twoim przeznaczeniem.
To brzmi dziwnie, a przynajmniej sądzę, że byłbyś zaskoczony, gdybym wtedy stanęła przed tobą i powiedziała ci to w twarz. Prościej jest pozwolić na to, żebyś sam zbliżył się do mnie, utwierdzając mnie w przekonaniu, że moje przypuszczenia są słuszne. Czuję się przy tobie dobrze – twoje ramiona są moim domem, głos ukojeniem, a gorące zapewnienia o tym, jak bardzo jestem dla ciebie ważna, moim bezpieczeństwem, chociaż boję się tak rzadko. Strach na co dzień jest mi obcy, a jednak odczuwam go, kiedy myślę o tym, że może wydarzyć się coś, co prędzej czy później zechce nas rozdzielić. Śmierć? O tak, to ona mnie przeraża – sprawia, że pragnę stanąć przeciwko niej i stanowczo zaprotestować; dać jej do zrozumienia, że nie ma prawa zbliżyć się nie tyle do mnie, co przede wszystkim do ciebie. Jestem pewna, że mogę to zrobić i decyduję się na to, chociaż początkowo również o tym nie masz pojęcia.
Jesteś na mnie zły, kiedy mówię ci prawdę, ale… czy naprawdę aż do tego stopnia dziwi cię to, co właśnie robię? Przecież mnie znałeś… Śmiem twierdzić, że wciąż znasz. Zajmuję twoje myśli nawet wtedy, kiedy próbujesz się przed tym bronić. Ale hej, zmusiłeś mnie do tego, co również musisz pamiętać. Tak jak i o tym, jaka byłam – i wciąż jestem, bo dla osiągnięcia celu mogę zrobić dosłownie wszystko. Podziwiałeś to we mnie, a ja lubiłam ci imponować. Zresztą nadal lubię, pomimo tych wszystkich lat i tego, jak wiele się przez ten czas zmieniło. Jesteśmy różni, a przy tym na swój sposób tacy sami, o czym zamierzam w najbliższym czasie ci przypomnieć. To, jaka jestem także, bo przecież zawsze dostaję to, czego chcę. Pamiętasz o tym, prawda? Prędzej czy później wszystko dzieje się zgodnie z moją wolą, ale czy to coś złego? Oboje byliśmy wtedy szczęśliwi – zamknięci w swojej prywatnej bańce szczęścia, przeznaczeni sobie nawzajem i tak pewni tego, że to ze sobą zamierzamy przeżyć cały pozostały nam czas.
Pamiętam każdy pocałunek, który złożyłeś na moich ustach. Byłam twoją pierwszą, zresztą tak jak i ty moim – w każdej sferze życia, co wciąż tak bardzo mnie cieszy. Każdy twój dotyk był tak pełen ciepła; emocji, których nie okazywał mi nikt inny. Przy tobie czułam się żywa bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, pewniejsza i do tego stopnia pożądana, że już nie potrafiłam wyobrazić sobie tego, że to mogłoby zniknąć. Nadal nie potrafię. To jest nienaturalne, bowiem stałeś się moim uzależnieniem – warunkiem tego, że wciąż istnieję i posiadam zdrowe zmysły. Czy i w tym mam doszukiwać się czegoś złego? Żałować podjętych decyzji albo wspólnie spędzonego czasu? Och, nie, nie potrafię, a i ty wciąż mnie pamiętasz – wiem to, bo sama zamierzam o to zadbać.
Obiecuję, że nigdy nie pozwolę ci o sobie zapomnieć.
Tę obietnicę również masz w pamięci i podejrzewam, że oboje zabierzemy ją do grobu… Nieważne jak niedorzeczna może się wydawać. Czuję się podekscytowana, kiedy przypominam sobie, jak niewiele brakuje i ile na to czekałam. Ty również, chociaż teraz nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale spokojnie… Ja ci przypomnę. Pozwól mi tylko, a na pewno tak będzie, zwłaszcza jeśli pozwolisz na to, bym postępowała zgodnie ze swoim planem. Ustępowałeś mi tak często i przy każdej możliwej okazji, że teraz z równym powodzeniem możesz to dla mnie zrobić raz jeszcze. Obiecuję, że nam oboje wyjdzie to na dobre, chociaż w którymś momencie we mnie zwątpiłeś… Ale to też jestem skłonna ci wybaczyć, zresztą tak jak i wiele innych błędów, które popełniłeś w przeszłości. Ukarzę cię za nie, tak, ale jednak ci wybaczam, więc możemy uznać, że jestem litościwa. Nie naiwna, ale na swój sposób słaba, chociaż zawsze tym wzgardzałam, podczas gdy ty na każdym kroku powtarzałeś mi, że lubisz tę cząstkę mnie; moje człowieczeństwo, choć już od dawna to słowo znaczy dla mnie tak niewiele…
Mam wrażenie, że coś we mnie pękło, kiedy sprawy pomiędzy nami uległy zmianie. Zmusiłeś mnie do czegoś, czego nie chciałam i jestem za to na ciebie zła, ale… Hej, to wciąż możemy naprawić. Ja wiem, jak to zrobić, ale i na to musisz mi pozwolić, choć do tej pory nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak ważną odegrasz w moim planie rolę. Kiedy nadejdzie odpowiedni moment, wszystko wróci do normy – uleczysz mnie, tak jak robiłeś to przez te wszystkie tygodnie od chwili, w której zobaczyłeś mnie po raz pierwszy. Chcę, żeby to wróciło z chwilą, w której spadnie pierwszy śnieg – tak jak wtedy…
Dokładnie tak.
Ta sentymentalność jest taka zabawna, ale ty zawsze to lubiłeś, a i ja przy tobie zaczęłam doceniać znaczenie przeszłości. Niech ta w takim razie stanie się naszą teraźniejszością, zupełnie jakby nic się nie zmieniło.
To samo miejsce, ten sam czas…
Znów oddam ci siebie i wiem, że przyjmiesz mnie z wdzięcznością, kiedy przyjdzie odpowiedni moment. Razem ze mną zniszczysz wszelakie przeszkody; razem pozbędziemy się ich i każdego, kto może stanąć pomiędzy nami. Ostatnim wrogiem pozostanie śmierć, ale i z nią sobie poradzimy – raz na zawsze, żebym już nigdy nie musiała się bać. Strach jest dla słabych, a ja nigdy taka nie byłam. I nie będę, zwłaszcza kiedy oboje osiągniemy cel.
A potem zatańczymy na zgliszczach nieprzychylnego nam świata i odejdziemy ku wieczności.
Razem.
Nowsze posty Starsze posty Strona główna

Categories

  • ► DeltaRune 43
  • ► Do czego warto fapać 7
  • ► EddsWorld 52
  • ► Głos Ludu 1
  • ► Hazbin Hotel 7
  • ► Helltaker 10
  • ► Helluva Boss 20
  • ► Inne gry 72
  • ► Inne komiksy 246
  • ► My Little Pony 68
  • ► Tajemnica prostoty 15
  • ► Undertale 2933
  • ► Zootopia 228
  • ♥ 18 [Dla pełnoletnich] 418
  • ♥ Anime/Manga 41
  • ♥ Crushon.ai 1
  • ♥ Discord 56
  • ♥ Eventy 333
  • ♥ Handlarzowe gry 285
  • ♥ Komiksy 2727
  • ♥ Ogłoszenia 188
  • ♥ Oneshoot 170
  • ♥ Opowiadania 871
  • ♥ Papytus - maskotka blogowa 50
  • ♥ Prace czytelników 39
  • ♥ Tłumaczenia 3107
  • ♥ Ukończone 1621
  • ♥ Yaoi/yuri 98
  • Audio 1
  • Blizny czasu [Time Scar] 11
  • Córka Discorda [Daughter of Discord] 15
  • Cross x Dream 3
  • Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy?] 35
  • DeeperDown 23
  • Deos Numbria 9
  • Endertale 10
  • Fallen Flowers 23
  • Gra w kości [The Skeleton Games] 54
  • Handplates 86
  • Hellsiblings 4
  • HorrorTale 34
  • Mendertale 9
  • Między Ciałem & Kością [Between Flesh & Bone] 1
  • Mój martwy chłopak 16
  • My boo 43
  • Naprzeciw [Stand-in] 31
  • Nie jest to najlepszy sposób na życie 2
  • nieTykalny 14
  • Ocalić Blitzo 17
  • Opiekun Ruin 14
  • Poniżej zera 2
  • Prędzej czy później będziesz moja [Sooner od Later You're Gonna be Mine] 18
  • Projekt badawczy potwór 22
  • Słodkie Tajemnice 1
  • Springtrap i Deliah 33
  • SwapOut 10
  • Timetale 1
  • Uleczyć Blitzo 2
  • Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes] 48
  • Zagrajmy 12
  • Zapomniana Wytrwałość 4
  • ZombieTale 11

POPULAR POSTS

  • Und3rt8l3: S8n2 x F11sk x P86yrus [ by K8yl8-N8 - tłumaczenie PL] [+18]
  • Undertale: Underlust [AU - Underfell - tłumaczenie PL] cz I
  • Undertale: Sposób o jaki nikt nie prosił [The Crossover No One Asked For - tłumaczenie PL]
  • Undertale: Horrortale- Część XIII [18+] KONIEC KSIĘGI PIERWSZEJ
  • Undertale: Sam na sam z Sansem [tłumaczenie PL] [+18]
  • Undertale: Underlust [AU - Underfell - tłumaczenie PL] cz II [+18]
  • Zootopia: Co inni pomyślą [Inter schminter - tłumaczenie PL] cz. IX
  • Zootopia: Pośpiech [Hustle - tłumaczenie PL] + 18
  • Undertale by Skele-Ton of Sin [tłumaczenie PL] [+18]
  • Undertale: Przyłapana na gorącym uczynku cz III [tłumaczenie PL] [+18]
Obsługiwane przez usługę Blogger.

ARCHIWUM BLOGA

  • ▼  2025 (10)
    • ▼  kwietnia 2025 (1)
      • Undertale: Horrortale- Część XIII [18+] KONIEC KSI...
    • ►  lutego 2025 (2)
    • ►  stycznia 2025 (7)
  • ►  2024 (3)
    • ►  grudnia 2024 (1)
    • ►  października 2024 (1)
    • ►  stycznia 2024 (1)
  • ►  2023 (26)
    • ►  listopada 2023 (2)
    • ►  października 2023 (1)
    • ►  sierpnia 2023 (1)
    • ►  lipca 2023 (1)
    • ►  czerwca 2023 (2)
    • ►  maja 2023 (2)
    • ►  kwietnia 2023 (1)
    • ►  marca 2023 (5)
    • ►  lutego 2023 (4)
    • ►  stycznia 2023 (7)
  • ►  2022 (36)
    • ►  grudnia 2022 (4)
    • ►  listopada 2022 (7)
    • ►  października 2022 (7)
    • ►  września 2022 (6)
    • ►  sierpnia 2022 (4)
    • ►  lipca 2022 (5)
    • ►  stycznia 2022 (3)
  • ►  2021 (119)
    • ►  grudnia 2021 (7)
    • ►  listopada 2021 (4)
    • ►  października 2021 (7)
    • ►  września 2021 (10)
    • ►  sierpnia 2021 (5)
    • ►  lipca 2021 (11)
    • ►  czerwca 2021 (5)
    • ►  maja 2021 (17)
    • ►  kwietnia 2021 (17)
    • ►  marca 2021 (14)
    • ►  lutego 2021 (13)
    • ►  stycznia 2021 (9)
  • ►  2020 (192)
    • ►  grudnia 2020 (7)
    • ►  listopada 2020 (11)
    • ►  października 2020 (29)
    • ►  września 2020 (26)
    • ►  sierpnia 2020 (6)
    • ►  lipca 2020 (21)
    • ►  czerwca 2020 (12)
    • ►  maja 2020 (2)
    • ►  kwietnia 2020 (26)
    • ►  marca 2020 (23)
    • ►  lutego 2020 (19)
    • ►  stycznia 2020 (10)
  • ►  2019 (412)
    • ►  grudnia 2019 (6)
    • ►  listopada 2019 (37)
    • ►  października 2019 (60)
    • ►  września 2019 (4)
    • ►  sierpnia 2019 (20)
    • ►  lipca 2019 (63)
    • ►  czerwca 2019 (48)
    • ►  maja 2019 (2)
    • ►  kwietnia 2019 (1)
    • ►  marca 2019 (19)
    • ►  lutego 2019 (23)
    • ►  stycznia 2019 (129)
  • ►  2018 (1142)
    • ►  grudnia 2018 (107)
    • ►  listopada 2018 (82)
    • ►  października 2018 (88)
    • ►  września 2018 (84)
    • ►  sierpnia 2018 (83)
    • ►  lipca 2018 (82)
    • ►  czerwca 2018 (61)
    • ►  maja 2018 (134)
    • ►  kwietnia 2018 (111)
    • ►  marca 2018 (121)
    • ►  lutego 2018 (78)
    • ►  stycznia 2018 (111)
  • ►  2017 (2190)
    • ►  grudnia 2017 (117)
    • ►  listopada 2017 (93)
    • ►  października 2017 (138)
    • ►  września 2017 (149)
    • ►  sierpnia 2017 (203)
    • ►  lipca 2017 (310)
    • ►  czerwca 2017 (195)
    • ►  maja 2017 (277)
    • ►  kwietnia 2017 (326)
    • ►  marca 2017 (146)
    • ►  lutego 2017 (108)
    • ►  stycznia 2017 (128)
  • ►  2016 (680)
    • ►  grudnia 2016 (134)
    • ►  listopada 2016 (179)
    • ►  października 2016 (99)
    • ►  września 2016 (134)
    • ►  sierpnia 2016 (50)
    • ►  lipca 2016 (60)
    • ►  czerwca 2016 (23)
    • ►  stycznia 2016 (1)
  • ►  2015 (33)
    • ►  grudnia 2015 (3)
    • ►  listopada 2015 (1)
    • ►  października 2015 (4)
    • ►  maja 2015 (4)
    • ►  kwietnia 2015 (8)
    • ►  marca 2015 (12)
    • ►  stycznia 2015 (1)
  • ►  2014 (1)
    • ►  grudnia 2014 (1)

Labels

Obserwatorzy

Copyright © Kinsley Theme. Designed by OddThemes