27 listopada 2016

Undertale: Te ciche momenty - Śnieżne dni to niebezpieczne dni [In These Quiet Moments - Snow Day is a Very Dangerous Day - tłumaczenie PL] [+18]

autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry. Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem:
SPIS TREŚCI:
Obudziłaś się kolejnego ranka, słońce świeciło przez okno wprost w Twoje oczy. Przetarłaś dłonią oczy, Twój mózg analizował zdarzenia z zeszłej nocy. Czy to był sen? Wszystko miało miejsce naprawdę? Przekręciłaś się na lewy bok by zetknąć się twarzą w twarz z drzemiącym szkieletem u Twego boku. Jedną z rąk miał pod Twoją głową, na nią gdzieś w środku nocy musiałaś położyć poduszkę aby było Ci wygodnie. Krótkie rozeznanie się w sytuacji... tak, w rzeczy samej, poszłaś w kości ze szkieletem. W jednej chwili zostałaś zalana różnego rodzaju uczuciami. To raczej nie była przygoda jednej nocy, co nie? Może. Nadal nie byłaś do końca przekonana. Nie czułaś się pewna w nogach przez waszą zabawę, lekko westchnęłaś wiercąc się trochę. Teraz co? Leżałaś tak w stanie niepewności czy powinnaś rozkoszować się tą chwilą czy nie. Sans westchnął głębiej, nadal nie byłaś pewna jak to robił. Twój wzrok powędrował na jego mostek. Zdecydowanie nie miał płuc, ale na pewno oddychał. Jego klatka piersiowa wznosiła się i opadała w tym samym rytmie, przyglądałaś mu się z niezbadaną fascynacją w oczach. Dopiero teraz zdałaś sobie sprawę z tego o czym opowiadał Ci kilka dni wcześniej. On był zrobiony z kości – prawda – to magia trzymała go w całości. Jeżeli zmrużyłaś oczy i przyjrzałaś mu się, byłaś w stanie dostrzec niewielkie prawie niewidzialne spoiwa energii, wyglądające jak maciupcie nitki biegnące przez całe jego ciało. Byłaś pewna że spełniają to samo zadanie co Twoje mięśnie, a nawet skóra. Czy to dlatego jego kości są tak czułe w dotyku? W przypływie ciekawości uniosłaś dłoń by dotknąć jego żebra, nie tyle kości co tej nici. Po tym jak opuszek palca zetknął się z nią poczułaś dziwne uczucie. Jakby powiew małego zefirku przebiegający po Twojej skórze. Sans drgnął, postanowiłaś nie drażnić go za bardzo, choć byłaś całkowicie zafascynowana. Odsunęłaś się ostrożnie uważając, aby go nie obudzić, zerknęłaś na sufit zamyślona. Więc... co teraz powinnaś zrobić? Wyjść? Napisać mu notkę z podziękowaniami? Zostać wtulając się w niego? Umówić się na randkę? Kurwa, byłaś taka zagubiona. Jeszcze kilka godzin temu wszystko wydawało się takie właściwe, ale teraz czujesz się zmieszana jak nigdy. Zaburczało Ci w brzuchu. Powinnaś coś zjeść. Może jak będziesz miała pełny żołądek lepiej będzie Ci odnaleźć się w tej sytuacji. Szybko wyślizgnęłaś się z jego objęć i wyszłaś z łóżka, zakładając na siebie zmiętoszone ubrania. Weszłaś do kuchni, postanowiłaś, że zaczniesz nowy rok właściwie – zrobisz naleśniki. Całe szczęście, że ich kuchnia nie była Ci obca, w końcu miesiące Nocek Spaghetti na coś się przydały. Popatrzyłaś na naleśniki w proszku heeeej o nie nie nie. Całe szczęście mieli w lodówce jajka i mleko. Odkąd Papyrus zaczął pracować w restauracji, jego własna kuchnia wyglądała niemal tak jak miejsce pracy. Wzięłaś miskę i mikser, a potem zaczęłaś łączyć składniki. Kiedy wsypałaś mąkę i rozbiłaś jajka usłyszałaś donośny stuk dobiegający z pokoju Sansa i połączone z nim głośne „kurwa!” Wychyliłaś się zza rogu, jego drzwi powoli się otworzyły. Oddech miał nierówny, a twarz chował w dłoniach.
-Hej! Dobrze się czujesz? - zapytałaś podchodząc do niego. Zamarł i podniósł gwałtownie głowę do góry wyraźnie zaskoczony.
-oh... ty... ty nadal tutaj jesteś – opuścił dłonie wzdłuż ciała. Zrobiłaś się w jednej chwili niespokojna, chciał abyś wyszła?
-Um, taa. Robię śniadanie. Myślałam, że to byłoby miłe... czy coś – nie wiedziałaś co ze sobą zrobić. Sans rozwiał Twoje wątpliwości przybliżając się do Ciebie i obejmując niespodziewanie. Odwzajemniłaś jego objęcia delikatnie kładąc dłonie na jego gładkich kościach. Poczułaś jak delikatnie Cię ścisnął.
-przepraszam. obudziłem się i ciebie nie było. myślałem, że może... - zamarł i puścił Cię. Westchnęłaś.
-Myślałeś, że sobie poszłam? Ooo co to to nie, chciałam pieprzonego żarcia – starałaś się poprawić mu humor – Myślałeś, że na ruchanku się skończy, koleś? Licz się z konsekwencjami, że wpuściłeś mnie do swojego domu. Zjem dwa naleśniki, bo tak mam w umowie – Sans natychmiast się rozluźnił, a nawet zaśmiał delikatnie.
-dwa naleśniki? tylko tyle? i nawet nie będę musiał ich robić? kurwa, interes życia
-Ta, cóż, nie czytałam drobnego druczku – zaśmiałaś się i wróciłaś do kuchni. Sans usiadł w rogu przyglądając się jak miksujesz jajka.
-więc... - zaczął, oczywiście teraz trzeba sobie wszystko poukładać. Zerknęłaś na niego unosząc wysoko brwi
-...Wiiiiiiięc?
-... więc... cholera... nie jestem w tym dobry _____. co teraz z nami będzie? - starał się ukryć zdenerwowanie. Westchnęłaś i odstawiłaś mikser, zaś porcję ciasta wylałaś na patelnię.
-Nie wiem. A co ma z nami być? Tak szczerze. Czego się po tym spodziewałeś? - serce waliło Ci jak oszalałe.
-jeżeli myślisz, że ostatnia noc to z mojej strony jednorazowa przygoda, to jesteś w błędzie – powiedział po chwili milczenia, mówił poważnie. Popatrzyłaś na naleśnika powoli smażącego się – nie chcę abyś czuła się wobec czegokolwiek przymuszona, masz wolną rękę, możesz odmówić.
-Jezu, nie Sans. Ostatnia noc była... - rumieniłaś się jak szalona - ... absolutnie niesamowita. Ale to może tez dlatego, że tyle się na nią czekało...
-czekałaś na to? - uniósł brwi. Oboje się zaśmialiście.
-Jasne. Słuchaj, biorąc pod uwagę to jak razem tańcowaliśmy przez ostatni czas, nie wiem co o tym myśleć. Nie wiedziałam, że macie jakiś poradnik co do tego jak powinna wyglądać randka, ani to że trzeba być specjalnie ubranym czy przychodzić z prezentami. Kurwa, do niedawna nie byłam nawet pewna czy... będziemy... no wiesz... pasować do siebie – zachichotał.
-poradnik randkowania? czytałaś te żałosne książeczki papyrusa? nie, nie ma żadnego instruktażu, zapewniam cię że wszystko wygląda tak jak u was, u ludzi znaczy się, pomijając składanie krwawych ofiar – W trakcie przewracania naleśnika rozpierdolił Ci się przez przypadek. Zerknęłaś z ukosa na Sansa, który się śmiał
-Ten będzie twój – warknęłaś
-no daj spokój, to zabawne – chwycił za talerze. Westchnęłaś i skończyłaś robić naleśniki odkładając je na naczynia. Oboje usiedliście przy stole, polałaś swoją porcję syropem klonowym.
-Podoba mi się tak jak jest. Kocham twoje towarzystwo. Nie chcę aby to się zmieniło, wiesz? - wzięłaś kęs. Sans przytaknął siedząc naprzeciw Ciebie – I dobry panie, a jeżeli chodzi o seks, to tak, więcej proszę – po tych słowach niemal natychmiast się zarumienił i zaśmiał słabo
-tak? więc to jest to wasze friendzone? przyjaciele z potrzebami? - zapytał z dziwnym wyrazem twarzy. Potrząsnęłaś głową
-Nie, chyba że ty tego chcesz – zamyśliłaś się, wiedziałaś że pragniesz czegoś znacznie bardziej zwyczajnego, w Sansie było coś... właściwego. Pomijając jego potworzy wygląd, wszystko co dotyczyło jego osoby pasowało do Ciebie. - Jak mam być szczera, miałam nadzieję na coś więcej, ale nie będę się sprzeczać – Sans westchnął z ulgą.
-nie, ja.. ja chcę spróbować czegoś poważnego, wiesz, stara dobra randkowa rutyna – wziął gryz swojego naleśnika. Zauważyłaś, że nie polał go keczupem.
-Umowa stoi. Miło się z panem załatwia interesy. - zaśmiałaś się lekko. Odpowiedział leniwym uśmiechem.
-zawsze musimy sobie wszystko komplikować, co nie?
-Wygląda na to, że tak. Więc teraz co? Ogłosimy to światu? Ustawimy sobie statusy na facebooku? Może wspólne tło za avatarem? Ohh! A co powiesz na jakiś bilbord?
-heh, „dziewczyna chodzi ze szkieletem”?
-Nieee, coś bardziej krzykliwego, jak „Dziewczyna lubi ssać kosteczki” - wyszczerzyłaś się głupkowato, on również. Podparł brodę dłonią przyglądając Ci się.
-boże, uwielbiam cię, wiesz?
-Hej! Myślałam nad tym trochę! - zakręciłaś widelcem – Twoje kawały przechodzą na mnie. To okropne. - parsknął śmiechem.
-ale wracając do tematu – kiedy to mówił poczułaś narastające w ciele ciepło. Ton jego głos był bardzo lubieżny – usnęliśmy całkiem wcześnie, nigdy nie dotarliśmy do drugiej rundy
-Nie. Nie dotarliśmy – odpowiedziałaś przełykając z trudem naprawdę duży kawałek naleśnika. Byłaś nastawiona na zeszłą noc jakby to była jakaś misja do wykonania. A teraz to normalny dzień jakich wiele w kalendarzu, czułaś się zdecydowanie mniej zagubiona. Sans oparł się lekko o krzesełko i skrzyżował ręce na piersi. Twoje policzki stały w ogniu, chwyciłaś pośpiesznie za talerze i udałaś się do kuchni by je umyć. - Może um.. może da się to naprawić... jakoś?
-jakoś? - zdałaś sobie sprawę, że stał za Tobą. Potrafił poruszać się szybko kiedy tego chciał. Zamarłaś z rękami pod lecącą wodą, kiedy poczułaś jego ręce delikatnie muskające i bawiące się materiałem majtek – wiem, że nie lubisz wcześnie wstawać... - kurwa, on też nie. Wyłączyłaś wodę starając się uspokoić oddech. Oh ho! Chciałaś tego, ale nie pragnęłaś wyjść na jakąś... desperatkę.
-W ogóle, zazwyczaj cieszę się długo moją poranną kawą, wiesz jak to jest – na Twojej twarzy pojawił się niewielki przebiegły uśmieszek. Powoli odwróciłaś się do niego. Położył ręce na Twoich biodrach. Wyglądał na zmieszanego, mogłaś powiedzieć że to nie była odpowiedź jakiej oczekiwał – Nic na to nie poradzę, lubię coś gorącego z rana, wiesz? - praktycznie wymruczałaś słowo 'gorącego', objęłaś go rękami na wysokości karku i delikatnie na chwilę przycisnęłaś do siebie przygryzając jednocześnie wargę. Jego zagubione spojrzenie przeobraziło się w wygłodniałe.
-oh, dam ci coś... - zaczął a wtedy jego telefon zaczął dzwonić. Warknął, rozpoznałaś dźwięk ustawiony na jego brata – kurwa, sekundę – wziął komórkę i odebrał – cześć paps, co tam? - Tak strasznie chciałaś się nad nim trochę poznęcać, kiedy prowadził rozmowę telefoniczną, ale nie byłaś pewna czy powinnaś się za to brać jak dyskutował z bratem. Zdałaś sobie sprawę, że rozmowa nie przebiega po jego myśli, przybliżyłaś się ostrożnie do jego kręgosłupa. Podskoczył lekko i odwrócił głowę by spojrzeć na Ciebie zaskoczony. Twoje usta wykrzywiły się w okrutnym uśmiechu, na jego czaszce pojawiły się krople potu.
-a więc jesteś w taksówce, tak? a za i-iiiiiiile? - zaskowyczał, kiedy zaczęłaś błądzić językiem po jego barku. Pokazały się jego kły, delektowałaś się tą chwilą – n..nie brat, nic mi nie jest, a za ile będziesz w domu? - Wpatrywał się w Ciebie rozognionym spojrzeniem. Objęłaś go rękami, powoli przesuwając dłonie w dół jego ciała, zatrzymując się na jego spodniach, poczułaś pod palcami wyraźne stwardnienie. Zaczęłaś je delikatnie pocierać. Powoli wsunęłaś palce przez rozporek obejmując go troszeczkę – pięć minut? pięć minut, ok, do zobaczenia za pięć minut, muszę kończyć – Sans westchnął ciężko odkładając słuchawkę. Zaśmiałaś się jak rasowa grzesznica, byłaś z siebie dumna, że zapędziłaś go w kozi róg, Jego kościste ręce uniosły gwałtownie do góry materiał i odwróciły Cię plecami do tyłu.
-Kurwa, Sans! Powiedział pięć minut! - w jednej chwili czułaś się przerażona i podekscytowana faktem, że weźmie Cię w kuchni
-taaa – odpowiedział po prostu i zdałaś sobie sprawę z tego że właśnie całkowicie rozsunął zamek w spodniach. Oooo Boże, on naprawdę chce to zrobić? Stęknęłaś delikatnie czując jego palce na swoim tyłku, a potem między nogami. Przesunął palcami ten żałosny materiał jaki miał udawać majtki, przetarł dłonią po Twojej nagiej kobiecości, a potem ją wycofał mrucząc w zachwycie – wydaje mi się, że jesteś na mnie nawet bardziej niż gotowa – jęknęłaś w odpowiedzi, przystawił go do Ciebie. Raz jeszcze to dziwne doznanie, nie do końca skóra, coś innego. Powoli wsunął czubek do środka dysząc ciężko, zaskomlałaś rozpaczliwie w oczekiwaniu.
-Sans... - nawoływałaś, aby już w Ciebie wszedł. Za każdym razem kiedy cofałaś swoje biodra miałaś wrażenie, że od odsuwa się od Ciebie. Zaraz tutaj oszalejesz.
-sama powiedziałaś – wysyczał łapiąc oddech – mamy tylko pięć minut
 klik
-Co? - prawie krzyknęłaś. Nagle pchnął Cię potężnie dwa razy tak, że prawie straciłaś równowagę. W tej chwili praktycznie widziałaś gwiazdy, a kiedy się odwróciłaś by zobaczyć jego twarz, dostrzegłaś wielką żądzę w jego oczach. Jego obco wyglądający niebieski kutas stał w pełni okazałości – Żarty sobie kurwa robisz? - Przyglądałaś się bezczynnie jak chowa swoją erekcję w spodnie, widać było, że jest mu bardzo niewygodnie.
-spotkasz się z nim w nocy, dobrze? - mrugnął do Ciebie. Otworzyłaś szeroko usta. Miałaś ochotę pchnąć go na lodówkę.
-Ty przebiegły skurwysynie, jeżeli mnie teraz nie zerżniesz, przysięgam na Boga, że... - nie dane było Ci dokończyć, usłyszałaś dźwięk przekręcanych kluczy w zamku. Sans szybko wrócił do swojego pokoju, zostawiając Cię w kuchni. Pośpiesznie zaczęłaś układać sukienkę starając się ogarnąć. Drzwi powoli się otworzyły, wszedł Papyrus, wyglądał na bardzo szczęśliwego.
-DZIEŃ DOBRY! WESOŁEGO NOWEGO ROKU! - krzyknął po zamknięciu drzwi za sobą. Zerknął na Ciebie, starałaś się być niewidzialna ... nie, nie działało. - MIAŁEM FANTASTYCZNĄ NOC, MAM NADZIEJĘ, ŻE TY TEŻ PRZYJACIÓŁKO?
-Tak! - zaśmiałaś się lekko – Ostatnia noc była zajebista. Od tańczenia nogi chcą mi odpaść.
-PFFFFT, NIE MÓWIĘ O NASZYM WSPÓLNYM WYPADZIE – ściągnął kurtkę i powiesił ją na wieszaku. Gapiłaś się na niego, to takie niewinne dzieciątko, a może się pomyliłaś z tą oceną? - CHOĆ FAJNIE BYŁO NA PIŻAMA PARTY Z KYLE, WYDAJE MI SIĘ ŻE TWOJA Z SANSEM PODOBAŁA CI SIĘ ZNACZNIE BARDZIEJ. - Tak, zdecydowanie się pomyliłaś, on wiedział co było na rzeczy. Spłonęłaś rumieńcem.
-Tak, tak, spędziliśmy ... um... miło czas. Fantastyczny nawet... Więc... eeeem... dzięki – czułaś się upokorzona. Czy tak powinnaś mówić do swojego przyjaciela, który też jest ... bratem twojego... chłopaka? Papyrus podszedł do Ciebie i poklepał Cię po ramieniu
-ŻADEN PROBLEM! W RAZIE POTRZEBY ZAWSZE JESTEM DLA CIEBIE – popatrzył na naczynia w kuchni – ZROBIŁAŚ JUŻ ŚNIADANIE?
-Naleśniki, pomyślałam, że tak będzie miło. Nie wiedziałam, że wrócisz do domu tak wcześnie – Gdzie do kurwy nędzy podziewa się Sans?
-NIE MARTW SIĘ, JUŻ JADŁEM, PRZYSZEDŁEM WCZEŚNIEJ MYŚLĄC, ŻE WAM COŚ ZROBIĘ, ALE JUŻ JEDLIŚCIE! NADAL IDZIEMY DZISIAJ POBAWIĆ SIĘ W ŚNIEGU? - Ooo kurwa! Byłaś tak zaalarmowana Nowym Rokiem, że kompletnie o tym zapomniałaś.
-Tak! Taaaa, właśnie wstaliśmy i zjedliśmy, przebiorę się i takie tam, dobra? - podrapałaś się po głowie. Zerknęłaś w stronę pokoju Sansa, zastanawiając się co tak długo teraz robi. - Powiem tylko Sansowi szybko i przygotuję się. Ubierz się ciepło!
-OCZYWIŚCIE! - przytulił Cię nim udałaś się do niższego z braci. Zapukałaś w drzwi.
-...ta?
-To ja, mogę wejść? - zapytałaś potulnie. Otworzył pokój dla Ciebie, weszłaś i zamknęłaś go za sobą – Totalnie zapomniałam o tym, że mamy dzisiaj iść na śnieg, więc ubierz się, pójdę do siebie i zrobię to samo.
-a więc to nie jest strój odpowiedni na śnieg? - pokazał na Twoją sukienkę. Wywróciłaś oczami.
-Ha, ha, ha, bardzo śmieszne. Ubierz dupę. Zobaczymy się za kwadrans?
-jasne, wyluzujmy się dzisiaj, chyba nie zniosę kolejnych porannych eskapad – zachichotał. Zmrużyłaś niebezpiecznie oczy, to było nie fair, to on zostawił Ciebie samą w kuchni po tym co Ci zrobił. Uniosłaś odrobinę krawędzie sukienki pokazując więcej uda.
-Znaczy, że już więcej tego nie chcesz? - drażniłaś się z nim. Mrugnął, widziałaś jak stara się powstrzymać uśmiech – Jesteś pewien? Wiesz, mamy całe piętnaście minut teraz – Wyprostował się lekko, chyba zaczynało mu być ciasno na dole, znowu... Wyszczerzyłaś się i opuściłaś materiał odwracając się w stronę drzwi, by wyjść.
-a więc tak dzisiaj będziemy się bawić? nie zniosę dwóch dni pod rząd – warknął. Zachichotałaś.
-Myślę, że na chwilę damy sobie spokój. Będę czekać na wieczór – uśmiechnęłaś się słodko, cofnęłaś się aby pocałować go w głowę. - Cieszmy się dniem – odetchnął i objął Cię.
-ta, ubierz się, zobaczymy się za chwilę – ścisnął Cię mocniej nim wyszłaś. Papyrus nucił jakąś dziwnie znajomą piosenkę, poszłaś do siebie by zmienić ubranie.

Mogłaś wypożyczyć samochód jakimś cudem, co Cię zaskoczyło (to w końcu Nowy Rok), ale wygląda na to, że biznes to biznes, nigdy nie jest zamknięty. W trójkę poszliście na metro by dotrzeć do wypożyczalni. Po załatwieniu formalności Papyrus krzyknął podekscytowany
-DA SIĘ WZIĄĆ JAKIEŚ BEZ DACHU? - przyłożył dłonie do policzków. Był opatulony w grubą kurtkę z czerwoną chustą. Popatrzyłaś na niego zmieszana.
-Co? Nie. To będzie dobre. Po co ci takie bez dachu w środku zimy?
-ABY POCZUĆ WIATR WE WŁOSACH! - odrzucił niewidzialne kudły za plecy. Sans się zaśmiał, a Ty wyglądałaś na jeszcze bardziej zakłopotaną – ALE TO JEST DOBRE.
Postanowiłaś nie drążyć dalej tego tematu, Papyrus usiadł na przodzie obok Ciebie, Sans na tyłach. Tak zaczęła się wasza wycieczka. To nie tak, że w mieście nie było śniegu, tylko. że w większości był okropnie brudny. Polana kempingowa do której zmierzaliście znajdowała się jakieś półtorej godziny jazdy na północ od miasta. Nie byłaś tutaj od lat, więc sama też się z tego powodu cieszyłaś.
-Od jak dawna nie bawiliście się w śniegu? - włączyłaś ogrzewanie, Papyrus otworzył szerzej okno ignorując Twój niemy protest
-ODKĄD OPUŚCILIŚMY PODZIEMIE!
-Czyli?
-OD KILKU LAT! CZASEM ZA TYM TĘSKNIĘ, ALE GŁÓWNIE DLATEGO, ŻE MOGŁEM SIĘ WTEDY Z WSZYSTKIMI WIDYWAĆ. ALE ODKĄD ZNAM NOWE OSOBY MYŚLĘ, ŻE JEST DOBRZE! - bawił się oknem
-to pierwsze miejsce, gdzie udało nam się z kimkolwiek zaprzyjaźnić – włączył się w rozmowę. Zamrugałaś kilka razy zaskoczona
-Mówicie poważnie? Nie mogę uwierzyć w to, że nie udało się wam wcześniej zdobyć przyjaciół. Zwłaszcza tobie Papyrus – szturchnęłaś go przyjaźnie
-NIE MOJA WINA, ŻE CIĄGLE SIĘ PRZEPROWADZALIŚMY – również Cię szturchnął. Usłyszałaś jak Sans ciężko westchnął.
-Oh tak? Jak wiele razy się przeprowadzaliście?
-SZEŚĆ! - brzmiał ponuro – ROBILIŚMY TO ZA KAŻDYM RAZEM KIEDY SANS.. - niespodziewanie starszy brat kopnął w krzesło Papyrusa –... EM, ZA KAŻDYM RAZEM KIEDY POSTANOWILIŚMY, ŻE CZAS IŚĆ.
-To chujnia. Nie jestem fanem przeprowadzek, mieszkam tutaj od czasu zaliczenia szkoły wyższej. To znaczy zmieniałam mieszkania, może z dwa razy, ale tylko tyle. - zerknęłaś na GPS – Nie znikniecie mi?
-MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE! - brzmiał niepewnie
-nie mamy takiego planu – wtrącił się – lubimy to miejsce, ma fajne widoki – oboje się zaśmialiście lekko. Bawiłaś się chwilę radiem, a potem zwróciłaś się do Papyrusa
-Możesz ustawić jakąś stację? Chce posłuchać muzyki, przed nami jeszcze około godziny jazdy
-JUŻ SIĘ ROBI! - przycisnął kilka guzików – MIMO WSZYSTKO UWAŻAM, ŻE CI MISPELLED 'SERIOUS' GRAJĄ JAKBY BYLI SZALENI – zmarszczyłaś brwi zmieszana, a potem zaczęłaś rechotać
-Może są
-ciekawe czy szykują dla nich pokój bez klamek – Sans wychylił się między siedzeniami, Papyrus warknął
-JAK TO PRZYCISZYĆ? - zdenerwowany przyciskał różne przyciski
-Nie wydaje mi się, że.. - nagle Sonata Księżycowa rozbrzmiała w całym aucie pełną parą – Kurwa! Ścisz!
-PRZEPRASZAM! JUŻ TO NAPRAWIAM! - dręczył radio. Nie przyciszał, zmieniał po prostu stacje. Flock of Seagulls zaczęli Ci śpiewać w głośnikach, abyś uciekała, uciekała jak najdalej. Zdenerwowana wyłączyłaś maszynę.
-Ok. Bez radia. I tak nic już nie słyszę.
-PRZEPRASZAM – jego głos drżał. Sans oparł się wygodnie i mogłabyś przysiąc, że tłumi w sobie śmiech.
-Nic się nie stało, posłuchamy czegoś w drodze powrotnej. Ja... uh... ustawię radio – Papyrus przytaknął, znowu bawiąc się oknem – W każdym razie, co chcecie zrobić jak już dojedziemy? Jest tam miejsce aby zbudować bałwana, pojeździć na nartach, sankach albo snowboardzie, co prawda nie jestem wielkim fanem tych sportów, ale wy śmiało możecie to zrobić!
-BAŁWAN! - powiedział natychmiastowo. Sans wzruszył ramionami
-mnie tam rybka
-Nie wiesz co chcesz tam robić?
-będę cieszył się dniem w waszym towarzystwie – zarzucił kaptur na głowę – obudzisz mnie jak już będziemy na miejscu? - westchnęłaś z dezaprobatą
-Nie opowiesz nam żadnych historyjek? - zapytałaś, lecz nie dostałaś odpowiedzi – Jak do diabła on tak szybko zasypia?
-UOSOBIENIE LENISTWA. MYŚLĘ, ŻE WSZYSTKIE JEGO ZŁE KAWAŁY WYSYSAJĄ Z NIEGO SIŁY
-To całkiem możliwe. Wiem, że żartuje przy mnie od czasu do czasu, czasem coś mu tam odpowiem. Ty pewnie jesteś przez nie zalewany
-CAŁE SZCZĘŚCIE NIE, OD CZASU JAK POKAZYWAŁEM MU, ŻE NIE TRAWIĘ JEGO OKROPNEGO HUMORU NIE DRĘCZY MNIE NIMI
-Oh? - uniosłaś brwi
-TAK, WCZEŚNIEJ ŻARTOWAŁ SOBIE CAŁY CZAS, ALE PO JAKIMŚ CZASIE OGRANICZYŁ SIĘ. POTRAKTOWAŁEM TO JAKO ZWYCIĘSTWO WIELKIEGO PAPYRUSA – opuścił okno do samego końca, a potem uniósł je do góry
-Jestem pod wrażeniem, cieszę się Twoim triumfem i chwałą – Zastanawiałaś się, czy to oznacza, że im mniej ich mówi tym mniej jest szczęśliwy. Odkąd Cię zna, faktycznie żartuje rzadziej. Będziesz musiała mieć na to oko.
-DZIĘKUJĘ, ŻE ZABIERASZ NAS DO ŚNIEGU DZISIAJ! CZEKAŁEM NA TO ODKĄD SANS O TYM WSPOMNIAŁ! NAPRAWDĘ TĘSKNIŁEM.
-Zdecydowanie! Dzisiaj będzie wspaniały dzień – odpowiedziałaś – Będziemy się zajebiście bawić!
-W RZECZY SAMEJ – znowu opuścił okno. Warknęłaś lekko i popatrzyłaś na drogę.

Polana była absolutnie pełna, kiedy tam dotarliście. Całe szczęście owocowała też w zimowe rozrywki, na parkingu było kilka wolnych miejsc choć zajęło Ci chwilę dotarcie do jednego z nich. Wyszłaś z Papyrusem z auta, potrząsnęłaś Sansem aby go zbudzić. Wypełzł na chwiejnych nogach i zaczął rozglądać się po okolicy.
-heh, ładnie tu, śnieg wygląda inaczej za dnia
-Nie widziałeś śnie.... a tak, Podziemie – skapowałaś się szybko. Wzruszył ramionami. Miejsce wyglądało jak zwyczajny obóz kempingowy, dookoła rosły sosny i dęby jakimś sposobem niektóre z nich nadal były zielone. Wszystko było takie piękne, śnieg chrzęścił pod nogami. Gdzie nie spojrzałaś, były rodziny z dziećmi, kilkoro z nich patrzyło się na Papyrusa. Ooo kurwa, nie zastanawiałaś się nad tym.
-MOŻEMY ZBUDOWAĆ BAŁWANA? PROSZĘ! - skierował swoje spojrzenie na dzieci, dookoła nich była armia bałwanów. Zaśmiałaś się nerwowo i skierowałaś swoje kroki w tamto miejsce.
-Jasne, ale może znajdziemy sobie jakieś inne miejsce? Chyba, że chcesz zawstydzić te dzieci swoim świetnym bałwanem – miałaś nadzieję, że zrozumie sugestię.
-CO ZA NONSENS! JEŻELI NIE SĄ ZADOWOLONE ZE SWOICH BAŁWANÓW, JA WIELKI PAPYRUS, UDZIELĘ IM LEKCJI JAK POWINNO SIĘ JE BUDOWAĆ! - nim zdążyłaś w jakikolwiek sposób zareagować, szedł już w stronę maluchów. Przyłożyłaś dłoń do policzka i zerknęłaś na Sansa, który znowu tylko wzruszył ramionami
-zawsze wybiera wyboistą drogę – tylko tyle powiedział. Zmarszczyłaś brwi, był taki szorstki. Zamarłaś, kiedy usłyszałaś głośny krzyk małej dziewczynki, Papyrus zaczął się powoli wycofywać, starając się ją uspokoić. Rodzice podbiegli odganiając swoje dzieci, Sans wtulił się w futro na swoim kapturze, zdenerwowany. Zrobiłaś to co mogłaś, to co przyszło Ci do głowy. Kucnęłaś i w dłoniach ugniotłaś śnieżną pigułę, którą potem rzuciłaś w wysokiego kościotrupa. Trafiłaś w plecy, odwrócił się zaskoczony.
-Oh ho! Wyzywam cię, wielkiego Papyrusa, na bitwę! - zrobiłaś dramatyczną pozę. Dzieci postrzegające go jako spełnienie swoich koszmarów, popatrzyły na Ciebie jak na jakiegoś bohatera.
-NYEH HEH HEH!- powoli zaczął robić kulę w rękach. To wyglądało tak głupio, wielki szkielet opatulony w kurtkę z białym puchatym swetrem wystającym spod niej – SKORO TEGO CHCESZ, TO SZYKUJ SIĘ NA PORAŻKĘ!
-Hah! - przyłożyłaś dłoń o swoich ust – Nigdy nie przegram z kimś takim jak ty! Dzieciaku! - pokazałaś na szczyla znajdującego się najbliżej – Po której stronie chcesz być?
-Uh... po twojej? - powiedział potulnie. Przytaknęłaś, skinęłaś, że może za Tobą stanąć. Zaczął lepić kulę.
-Jest nas więcej, nie masz szans! - Zaczęłaś się śmiać złowieszczo. Nagle jedna z dziewczynek wyrwała się z objęć rodziców i wskazała na Ciebie
-To nie fair! - krzyknęła
-Nie gram fair! - Papyrus westchnął
-JESTEŚ PODŁA! WYGRAM Z TOBĄ MIMO TEGO! - Rzucił w ciebie, spudłował.
-Pffft! Nie z takimi umiejętnościami, serio. Nikt nie pokona mnie i ... ej jak masz na imię?
-Stefan. - odpowiedział chłopiec
-Nikt nie pokona mnie i Stefana! Zniszczymy CIĘ! - Starałaś się aktorzyć najbardziej jak się dało. Przestraszone dzieci zaczęły przyglądać się z zaciekawieniem scenie. Nagle oberwałaś pigułą w twarz. Kiedy otarłaś śnieg zorientowałaś się, że to nie był szkielet, to ta dziewczynka. Stała obok niego, była naprawdę wściekła.
-Ah tak? Broń się! - rzuciłaś w jego kurtkę. Popatrzył na dziewczynkę, która uśmiechnęła się słodko. Sama też się uśmiechałaś. Papyrus popatrzył za nią, na jej ojca i poczekał, aż ten przytaknie godząc się na zabawę. Kiedy to się stało, niemal natychmiast wziął na barana i przybrał kolejną dramatyczną pozę
-STRZEŻ SIĘ MNIE I ... JAKIE NOSISZ IMIĘ DZIEWCZYNKO?
-Jassie
-STRZEŻ SIĘ MNIE I JASSIE! JESTEŚMY NIE DO POKONANIA! - pochylił się i zrobił dwie wielkie kule ze śniegu a potem podał je dziecku. Dziewczynka zaczęła rzucać nimi przed siebie. Skubana miała cela. Oberwałaś. Lecz Stefek stanął w Twojej obronie. Inne dzieci zaczęły włączać się do zabawy. Twój misterny plan zadziałał. Większość z nich była w drużynie Papyrusa, no ale znowu Ty obrywałaś raz za razem. Zarzuciłaś na głowę kaptur, bo zdecydowanie za często celowały w Twoją twarz. Papyrus tymczasem z grupką zaczął tworzyć okop za którym mogli się schować wszyscy. Jego pokłady energii były chyba niewyczerpalne, podczas kiedy Ty padałaś już na kolana.
-Poddaję się! Wielki Papyrus i jego dzielna drużyna pokonali mnie! - krzyknęłaś, i tak większość dzieci z Twojej drużyny zdradziła Cię przyłączając się do niego. Nawet Stefek.
-NYEH HEH HEH! KOLEJNE ZWYCIĘSTWO DLA WIELKIEGO PAPYRUSA! - krzyknął. Dzieci zaczęły krzyczeć z radości, jedno z nich go przytuliło, inne zaczęło głaskać po głowie. Rodzice się śmiali, nagrywali nawet telefonami. Podeszłaś tam, gdzie siedział Sans, łapiąc oddech.
-Mogłeś mi pomóc, wiesz? - dyszałaś strzepując z siebie resztki śniegu. Zmarszczył brwi i przysunął się do Ciebie
-na moje oko miałaś wszystko pod kontrolą – popatrzyłaś na niego kątem oka
-Miałam na myśli to, że nie pomogłeś nawet jemu. Jakby to powiedzieć, zachowałeś się jak chuj
-a co miałem zrobić?miałbym być kolejną kupą kości do zabawy? - mruknął – nie dziękuję
-Nie wiem, Sans. Wszystko byłoby lepsze niż nic – powiedziałaś – A nie stałeś i po prostu się patrzyłeś... - coś w Twoich słowach zabolało go tak bardzo, że światełka w jego oczach kompletnie zniknęły
-insynuujesz, że podobało mi się patrzenie na to?
-Co kurwa? Nie. Zazwyczaj jesteś przesadnie protekcyjny jeżeli chodzi o brata
-cóż, czasem nie bywam tak wspaniały – wyglądał groźnie. Co takiego złego powiedziałaś?
-Ej, ej, nie mówiłam o niczym konkretnym. Znaczy się... Jezu, Sans. Może powinieneś przestać podejrzewać wszystkich o najgorsze zamiary, co? - jego twarz powoli zaczynała przybierać normalny wyraz
-taaa, pewnie tak, przepraszam, po prostu wiele chujowych rzeczy miało miejsce w przeszłości – objęłaś go ramieniem i przytuliłaś mocno do siebie
-Pieprzyć to wszystko, póki tu jestem nic takiego się nie powtórzy. Więc możesz przestać się tak wszystkim przejmować i zacząć się bawić – ścisnęłaś go mocniej. Uśmiechnął się delikatnie, szczerze.
-brzmi dobrze, raz jeszcze przepraszam, jestem naprawdę pod wrażeniem tego co zrobiłaś, to miłe z twojej strony
-Zrobiłaby to każda porządna osoba na moim miejscu, choć nie tak wspaniale jak ja – zachichotałaś – Ale rozumiem o co ci chodziło. Gdybyś do niego podszedł wtedy, rodzice mogliby jeszcze bardziej zwariować. Przepraszam, to wynika z tego, że nie patrzę na was tak jak inni – Sans chwycił za Twoją dłoń i pocałował ją. Zarumieniłaś się
-to oczywiste, że nie patrzysz tak jak inni, ale my też do tego nie przywykliśmy – wyszczerzył się.
-Taaa, zdecydowanie nie przywykliście do setki dzieci biegających dookoła – uśmiechnęłaś się głupkowato. Zaśmiał się i pomógł Ci wstać – Chcesz do nich dołączyć? Chyba spodobały się im szkielety na śniegu
-brzmi dobrze – puścił Twoją rękę. Zmarszczyłaś lekko brwi, zaczęliście iść w kierunku gromady. Wsunęłaś dłoń w jego, popatrzył na Ciebie zaskoczony – errr... chcesz aby ludzie... - nie dokończył
-Co? Aby wiedzieli, że jestem z potworem? Przyprowadziłam tutaj dwa. - zaśmiałaś się – No i .. co jeżeli naprawdę chciałam trzymać cię za dłoń od dawna? - to było dziwne doznanie, jego palce były takie gładkie i zimne.
-mogłaś po prostu zapytać, wiesz? zawsze bym ją trzymał
-Oh tak? Od jak dawna chciałeś to zrobić? - zaśmiałaś się lekko. Wyglądał na zakłopotanego.
-... chyba od zawsze, tak szczerze.
-Cholera, jesteś uroczy. Uszczypałabym cię w policzek, gdyby było tam coś do szczypania – szturchnęłaś go ramieniem. Zaśmialiście się i podeszliście do jego brata ramię w ramię. Dzieci i on zauważyli Twój powrót. Jedno z nich obejmowało jego ramie, a Jassie raz jeszcze siedziała mu na baranach.
-AH! ZNALAZŁAŚ MOJEGO LENIWEGO BRATA! DOŁĄCZY DO NAS? - zwrócił uwagę na to, że trzymacie się za ręce, na jego twarzy pojawił się niewielki rumieniec, miałaś wrażenie, że jest szczęśliwszy -MOI KAMRACI! TO JEST MÓJ BRAT SANS! CO PRAWDA NIE MA TAKIEGO TALENTU W ŚNIEŻNYCH ZABAWACH, ALE JEST BARDZO...DOBRY...W DOWCIPACH
-umiem rozgrzać towarzystwo – niektóre z dzieci zaczęły chichotać, jedno ze starszych skrzywiło się. Inne wychyliło się zza śnieżnego okopu
-Hej! Co to jest: mała deseczka na długim sznurze, raz jesteś na dole, raz jesteś w górze?
-no co? - zapytał, ale miałaś przeczucie że zna odpowiedź
-Huśtawka! - dziecko zaczęło się śmiać. Sans również, Papyrus mruknął.
-TO JA SOBIE PÓJDĘ TAM – pokazał polanę kilka kroków dalej – OBAWIAM SIĘ, ŻE JAK TUTAJ ZOSTANĘ TO ODPADNĄ MI USZY.
-Ale panie Papyrusie! -krzyknął mały chłopiec – Nie masz uszu!
-MAM, TYLKO ICH NIE WIDZICIE! JAKOŚ WAS SŁYSZĘ, PRAWDA? - zawtórowało mu „aaaaaaa” grupki maluchów
-chcecie posłuchać na własne uszy innych kawałów? - zapytał, grupka dzieci otoczyła go
-Panie Sans! Nie ciasto, nie glina, a lepiona w dłoniach, może się zmienić w kota, dom lub konia.
-nie wiem, co to? - wsadził ręce do kieszeni. Odsunęłaś się trochę pozwalając by maluchy miały więcej miejsca, uśmiechały się
-To plastelina!
-hah! dobre, postaw na niej jedną nogę, a natychmiast rusza w drogę.
-Co to?
-hulajnoga.
Dołączyłaś do Papyrusa, który budował bałwana, żarty i zagadki nie były w tej chwili tym czym chciałaś się zająć, lecz niewielka grupka dzieci wraz z Sansem sypały nimi jak z rękawa przez kolejną godzinę. Papyrus w tym czasie wybudował znacznie bardziej umięśnioną wersję samego siebie, dumnie napinającą muskuły, szkraby stworzyły kilka swoich z niewielką pomocą Twoją i wyższego kościotrupa. Po jakimś czasie zrobiło się naprawdę zimno i zasugerowałaś napicie się gorącego kakao i ogrzanie się. Bracia przytaknęli, choć dzieci były tym zawiedzione, sporo z nich entuzjastycznie was uściskało nim poszliście do stróżówki. Kilkoro rodziców machało wam, dziękując za zabawę z ich dziećmi. W trójkę zasiedliście na wielkich wygodnych krzesłach w dłoniach trzymając kakao. Uśmiechałaś się głupkowato, popołudnie okazało się jeszcze lepsze niż myślałaś. Sans przyglądał Ci się leniwie z tym lekkim błyskiem w oczach jaki pojawiał mu się od czasu do czasu, zastanawiałaś się czy to spojrzenie oznaczało jakieś konkretne uczucie.
-TO BYŁ CUDOWNY CZAS, POWINNIŚMY TUTAJ PRZYJEŻDŻAĆ CZĘŚCIEJ! - zachichotałaś i siorbnęłaś swojego napoju
-Nie miałabym nic przeciwko, lecz jedyną denerwującą rzeczą jest wynajem samochodu. Możemy wrócić zanim śnieg stopnieje – zaproponowałaś. Papyrus przytaknął z radością
-tutaj zaczyna się moja ulubiona część wycieczki – rozsiadł się wygodnie w przesadnie dużym fotelu
-DLACZEGO MNIE TO NIE DZIWI – mruknął, a Ty wzruszyłaś ramionami
-Mnie też się podoba – uniosłaś swój kubek – Znaczy się, wspaniali przyjaciele, ciepły ogień, wygodne krzesełka, czego chcieć więcej?
-A SKORO O TYM MOWA – popatrzył na Ciebie – WYDAJE MI SIĘ, ŻE WASZA DWÓJKA JEST TERAZ KIMŚ WIĘCEJ NIŻ TYLKO PRZYJACIÓŁMI – Sans zakrztusił się swoim kakao, a Ty mocno się zarumieniłaś. Wzrok wyższego brata skakał to na Sansa to na Ciebie w oczekiwaniu – WIĘC? - Sans popatrzył na Ciebie w niemym pytaniu, czy to Ci odpowiada, przytaknęłaś
-zdecydowaliśmy że... um... będziemy się umawiać na randki i takie tam – powiedział dość cicho. Jego brat wystrzelił na równe nogi i podniósł starszego z energią która zaskoczyła was oboje, zaczęłaś nerwowo kręcić łyżką w kubku.
-OH SANS! JESTEM TAKI SZCZĘŚLIWY ŻE MOGĘ TO USŁYSZEĆ! OH! OH! TY TEŻ _____! TO NAPRAWDĘ FANTASTYCZNY NOWY ROK! - po tym jak raz jeszcze ścisnął mocniej brata, odstawił go na ziemię, potem rzucił się na Ciebie równie mocno Cię obejmując. Zaczęłaś się śmiać, cieszyłaś się że was zaakceptował – MUSZĘ TO POWIEDZIEĆ, RYCHŁO W CZAS!
-Co? Oh nie, proszę, tylko nie ty.. - mruknęłaś
-TWÓJ PRZYJACIEL PAPYRUS JEST DOBRY W OBSERWOWANIU, WIEDZIAŁEM CO SIĘ ŚWIĘCI. WASZA DWÓJKA BYŁA WOBEC SIEBIE NAD WYRAZ SŁODKA I MIŁA OD JAKIEGOŚ CZASU – uśmiechnął się lekko. Sans schował twarz za dłonią starając się stłumić chichot
-brat, proszę... - bardzo się rumienił. Ty nie byłaś lepsza, cała czerwona, Papyrus się głośno śmiał
-NIE MA SIĘ CZEGO WSTYDZIĆ! TO WSPANIAŁA RZECZ. POMIJAM OCZYWIŚCIE TO, ŻE ZAKOCHAŁEŚ SIĘ W CZŁOWIEKU, NIGDY NIC NIE ROBIŁEŚ WŁAŚCIWIE – Sans spiorunował go spojrzeniem, Papyrus zamknął usta wyraźnie poruszony. Wzruszyłaś ramionami wiedząc, że młodszy brat nie miał niczego złego na myśli.
-Ja też nie robię niczego poprawnie, więc nic się nie stało – odpowiedziałaś prosto i upiłaś kakao uśmiechając się. Sans również wyszczerzył zęby bardziej. Papyrus rumienił się ze swojej gafy.
-ZDECYDOWANIE DO SIEBIE PASUJECIE. MÓWILIŚCIE KOMUŚ JESZCZE? - nagle wyciągnął telefon
-nie, dogadaliśmy się co do tego zaledwie rano – patrzył na komórkę Papyrusa podejrzliwie
-Uh, co robisz?
-MÓWIĘ O TYM MOIM PRZYJACIOŁOM! - Sans w zaskoczeniu splunął napojem. Ty wstałaś prawie oblewając się napojem, gdy poczułaś wibracje w telefonie. Sansa komórka również dała znać.
-paps, ty nie... - Patrzyłaś na wiadomość od Twojej przyjaciółki „W KOŃCU!!!! :) :)
-To tylko Jackie i Kyle, Sans – pokazałaś ekran. Ulżyło mu, ale wtedy spojrzał na swój i znieruchomiał. Jego oczy zamigotały jaśniej.
-i undyne – przełknął głośno.
-OCZYWIŚCIE! JEJ TEŻ POWIEDZIAŁEM! KOCHAM MOICH LUDZKICH PRZYJACIÓŁ, ALE UNDYNE JEST MOJĄ NAJLEPSZA PRZYJACIÓŁKĄ NA ŚWIECIE! - zakomunikował szczęśliwy. Papyrus wspominał wcześniej o niej, Sans też pokazał Ci zdjęcie. To był rybny kobiecy potwór, z tego co wspominał Twój chłopak jest ona związana z Alphą? Alfonsem? Mają w każdym razie wpaść za kilka tygodni. Jego brat mówił wiele dobrych rzeczy o niej, Sans natomiast tańczył dookoła tematu o swoich starych przyjaciołach.
-Cóż.. hm.. to dobrze, co nie? - zapytałaś, Sans nadal patrzył na telefon, co jakiś czas ten mu wibrował, zdecydowanie razem pisali. Popatrzyłaś na Papyrusa mając nadzieję, że ten odpowie na Twoje pytanie – Prawda?
-OCZYWIŚCIE! - szczerzył się. Sans podniósł wzrok, był kompletnie zbity z pantałyku
-hej, pap, chcesz się jeszcze trochę pobawić? niedługo się ściemni – popatrzył za okno. Papyrus wstał
-OH TAK! WYJDŹMY SIĘ JESZCZE TROCHĘ POBAWIĆ!
-ja raczej zostanę, jest tutaj ciepło, jeżeli nie masz tego za złe – popatrzył na Ciebie. Oh, zrozumiałaś
-Um... ja skończę swoje kakao. Zaczniesz beze mnie? - Papyrus przytaknął
-OCZYWIŚCIE! DO ZOBACZENIA ZA JAKIŚ CZAS LENIE! - wystrzelił na śnieg. Po kilku sekundach Sans głośno warknął
-cholera! ze wszystkich, dlaczego undyne?
-Coś w tym złego? - podeszłaś do niego i wcisnęłaś się na fotel, był dość duży aby zmieścić was oboje. Pokazał Ci swój telefon.
-to.

undyne: CO?!

undyne: Masz DZIEWCZYNĘ!?

undyne: ZARAZ WEJDĘ NA DACH I OGŁOSZĘ TO ŚWIATU!

sans: proszę nie

undyne: Nie wstydź się! TO ZAJEBIŚCIE!!!

sans: nie, serio, dopiero zaczęliśmy się umawiać

undyne: CHRZAŃ SIĘ! Powiem o tym Alphys. Masz zdjęcie????????????

undyne: Pyta się czy to otp, co to znaczy?????

sans: undyne, naprawdę, nie mów nikomu więcej, to naprawdę świeża sprawa

undyne: POGADAMY JAK SIĘ SPOTKAMY!!!!!

undyne: NEEEEEEEEEEEEEEERDZIE!

Chichotałaś nadal patrząc na monitor. Oddałaś mu telefon
-Naprawdę nie widzę w tym nic złego, cieszy się.
-nie znasz jej, ona jest... nieprzewidywalna – wsadził komórkę do kieszeni – mam nadzieję, że nie powie nikomu więcej, nie chce telefonów
-Zaraz, jestem twoją pierwszą dziewczyną czy coś?
-ehhh... - podrapał się po karku, wyglądał na pozytywnie upokorzonego. Wzięłaś głębszy wdech zasłaniając sobie usta
-Poważnie?! Zaraz... ale jak ty... - zamknęłaś usta. Jak do kurwy nędzy on był taki dobry w flirtowaniu? Kurwa, w pieprzeniu się?! Uniósł brwi patrząc na Ciebie.
-jak ja co? - uśmiechnęłaś się zakłopotana
-Um... jak ty .. no wiesz... Jesteś taki dobry... W różnych rzeczach... We wszystkich.... - starałaś się być delikatna. Poczułaś jak otacza Cię ramieniem uśmiechając się tajemniczo.
-mam swoje sekrety, mówiłem, zrobiłem pewne poszukiwania – zachichotał – ale pomijając to, mogę potrząść rękami i powiedzieć „magia”? bo czuję, jakbym nie zrobił niczego dość specjalnego – szturchnęłaś go.
-Jesteś dupa wołowa. Ta, to była magia. Zajebiście dobra magia – uśmiechnęłaś się głupkowato. Poczułaś jak jego ręka znalazła szparę między Twoją kurtką a spodniami, westchnęłaś relaksując się – Nie byłam twoją pierwszą, co nie?
-pierwszym człowiekiem, tak. ale pierwszą? nie, tylko że nasza anatomia jest znacznie bardziej skomplikowana – zamrugałaś kilka razy
-Łoł, nie myślałam o tym. To znaczy się, to chujnia, ale poczułam się trochę lepiej. Nigdy nie byłam specjalną miłośniczką rozdziewiczania i tych pierdół
-to brzmi strasznie kiedy tak to ujmujesz– zaśmiał się – w każdym razie, ja też znam twoją historię, więc...
-Nie ma tu żadnych tajemnic. Lecz nie różnimy się. Ja też nigdy nie bawiłam się kostkami wcześniej – Sans uśmiechnął się szerzej, a potem zaśmiał
-nie masz pojęcia jak bardzo chciałem to powiedzieć, ale nie wiedziałem czy mi wypada
-Masz zielone światło. - pogładziłaś go nosem. Uśmiechnął się
-a więc, oficjalnie jesteśmy razem, nasi przyjaciele o nas wiedzą, więc nie musimy się kryć
-Nie chciałam się ukrywać, choć wiem że inni mogą tego nie zaakceptować. To nie tak, że to ich wina czy co, ale wiesz jacy ludzie są....
-ta... - jego uśmiech się pomniejszył. Złapałaś go za brodę i zmusiłaś aby na Ciebie popatrzył
-I niech lepiej się do tego przyzwyczają, muszą przywyknąć do mojego seksownego kościotrupa, bo będą oglądać nas często razem – wyszczerzyłaś się i pocałowałaś go w zęby. Poczułaś jak lekko się rozluźnia i odwzajemnia go z tą słodką cząstką magii.
-nie wiem czym sobie na ciebie zasłużyłem – jego oczy zamigotały. Zaczęłaś wierzchem dłoni gładzić jego policzek
-Ja też.. Najdziwniejszy romans w historii, może napiszą o nas książkę? - zachichotałaś.
-albo jakiś tabloid „miejscowa kobieta pieprzy się ze szkieletem! elvis znaleziony żywy w egipskim sarkofagu! wampir z transylwanii znowu atakuje!
-Dwa z nich to prawda! - zaczęliście się śmiać – Idziemy do Papyrusa?
-nie, pewnie teraz bawi się z dziećmi, no i podoba mi się teraz jak siedzimy – przysunął Cię bliżej do siebie. Stęknęłaś z zadowolenia i oparłaś się wygodniej.
-Cieszę się, że sobie wszystko wyjaśniliśmy, bo w tej chwili jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie – uśmiechnęłaś się lekko. Sans położył głowę na Twoim ramieniu
-myślę, że jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak szczęśliwy – powiedział cicho. Poczułaś jak serce mocniej Ci zabiło, ucałowałaś jego czaszkę.
-Postaram się, aby to się nigdy nie zmieniło – patrzyliście się w milczeniu na palący się ogień, co jakiś czas zerkałaś za okno patrząc jak Papyrus bawi się z dziećmi. Dzisiejszy dzień jest naprawdę udany.

W drodze powrotnej, Papyrus siedział na tyłach wykończony zabawą. Co jakiś czas chrapnął, a Ty włączyłaś cicho radio. Sans milczał, większość drogi patrzył się przez okno na zachodzące słońce. Nie przeszkadzała ci cisza, co jakiś czas łapaliście się za ręce i ściskaliście mocniej, wymienialiście się uśmiechami, jednak nic nie mówiliście. Obudziłaś Papyrusa na kilka minut zanim wróciliście do wypożyczalni, a potem wsiadaliście w metro i poszliście do domu. Poszłaś przodem i zaczęłaś otwierać drzwi, słyszałaś jak bracia między sobą o czymś cicho rozmawiają. Papyrus w końcu westchnął i popatrzył na Ciebie, jego twarz była pomarańczowa.
-CÓŻ! DZIĘKUJĘ ZA DZISIEJSZY DZIEŃ! BAWIŁEM SIĘ PRZEDNIO! MAM NADZIEJĘ, ŻE... ŻE... MAM NADZIEJĘ ŻE BĘDZIESZ MIAŁA RÓWNIE OWOCNĄ NOC! TO JA JUŻ IDĘ! PA _____! PA SANS! - wszedł do domu szybko praktycznie zatrzaskując za sobą drzwi. Sans popatrzył na Ciebie głupkowato, na jego policzkach pojawił się niebieski cień.
-Co do diabła mu powiedziałeś?
-że... um... będziemy mieć piżama party we dwójkę – zaśmiał się nerwowo. Wyszczerzyłaś się – to znaczy wiem, że rozmawialiśmy o tym wcześniej, ale jeżeli nie chcesz, zrozumiem...
-Sans.
-co?
-Zamknij się i właź – wywróciłaś oczami i otworzyłaś drzwi. W jednej minucie był taki pewny siebie i asertywny, by zaraz potem rozkosznie nieudolny, lecz w sumie to samo tyczyło się Ciebie. Zaśmiał się lekko i wszedł za Tobą do mieszkania zamykając za sobą drzwi. Dzika część Ciebie pragnęła wskoczyć na niego i zaszaleć jak zeszłej nocy. Obrazy z tego czasu nadal co chwila, okazjonalnie, prześwitywały Ci w pamięci, jednocześnie chciałaś po prostu cieszyć się jego towarzystwem. Postanowiłaś dać mu to zrozumienia tak szybko jak się da.
-Herbaty? Chcę spróbować tych od ciebie – uśmiechnęłaś się i powiesiłaś kurtkę na wieszaku
-oczywiście, zrobisz dla mnie kubek „parzy się długo”?
-Jasne – włączyłaś czajnik. Naszykowałaś dwa przesadnie duże kubki i usiadłaś obok niego czekając na zagotowanie się wody. Westchnęłaś z zadowolenia – Dziś było świetnie, bardzo dobrze się bawiłam.
-tak – objął Cię z tyłu ramieniem – jakie plany na wieczór?
-Cóóóóż, chcę wziąć gorący prysznic aby się rozgrzać – jego uśmiech nieco zelżał. Zachichotałaś – Zaproponowałabym ci dołączenie, ale mój prysznic jest MALUSIEŃKI i nienawidzę dzielić się gorącą wodą
-nie ma sprawy, ale też będę chciał skorzystać z prysznica
-Ok, szczerze? Myjecie się i takie tam? - Popatrzył na Ciebie w taki sposób jakbyś go spoliczkowała
-co, myślisz że gotuję się we własnym brudzie?
-Nie! Znaczy się... Nie wiem! Jesteś taki... wrażliwy. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie ciebie... no wiesz... myjącego się myjką, albo gąbką. No i czy maaaaaaagia nie sprawia, że jesteś czysty? - parsknął śmiechem
-chciałbym, ale nie, jestem wrażliwy tylko wtedy kiedy... uh... ty mnie dotykasz, albo kiedy sam siebie dotykam w niektórych miejscach, wtedy coś tam czuję, ale też muszę się myć, tak jak ty
-To wyjaśnia dlaczego zawsze pachniesz tak dobrze – mruknęłaś. Przyglądał Ci się przez chwilę w milczeniu
-pachnę dobrze?
-Tak, zawsze pachniesz dobrze. Twój zapach jest naprawdę... jak ubrać to w słowa, aby nie zabrzmiało dziwnie... lubię go.
-huh – powiedział – dobrze wiedzieć, przez chwilę bałem się że źle pachnę albo coś, nigdy nie wiadomo z wami, ludźmi
-Cieszę się, że dbasz o siebie. Dziesięć na dziesięć za higienę. No i nigdy nie musisz się golić – Sans zaczął gładzić się po żuchwie
-zawsze chciałem mieć brodę
-Nie uraź się, ale wyglądałbyś absurdalnie
-ty też
-I właśnie dlatego golę się każdego ranka – odpowiedziałaś. Sans zamrugał kilka razy zaskoczony, zaśmiałaś się – Żartuję, głupolu. W każdym razie, prysznic a potem może... film?
-nie będę kłamał, myślę że nie dotrwamy do filmu jeżeli weźmiesz prysznic w pierwszej kolejności – uśmiechnął się lubieżnie.
-MAM zamek
-twój nowy chłopak umie się teleportować
-Nie odważysz się!
-założymy się? - poruszał rytmicznie brwiami. Zaczęliście się śmiać – ale tak poważnie, jeżeli chcesz się odświeżyć to dobrze, wrócę do siebie i w tym samym czasie też wezmę prysznic, a potem przyjdę, co ty na to?
-Tak, pasuje mi. - Twoje ciało nie miało jednak ochoty czekać, tak strasznie go potrzebowałaś. Wstał, a Ty odprowadziłaś go do drzwi. Jak tylko je otworzył, odwrócił się i owinął Cię swoimi rękami mocno przytulając. Twoje serce zabiło gwałtowniej, poczułaś jak rośnie Ci temperatura ciała
-myśl o mnie pod prysznicem, dobrze? bo ja będę myślał o tobie – uśmiechnął się niegrzecznie, zadrżałaś w jego objęciach. Bo do tanga trzeba dwojga.
-Podaj mi jakąś cyfrę – Popatrzył na Ciebie zmieszany
-huh? dwa – pochyliłaś się do miejsca gdzie jego ucho powinno się znajdować i wyszeptałaś najbardziej zmysłowo jak byłaś w stanie
-Będę myśleć o tobie dwa, nie... trzy razy – Wyprostował się i przytulił Cię jeszcze mocniej, poczułaś znajomą twardość...
-jesteś pewna, abym nie poszedł z tobą? - mruknął cicho, jego palce zaczęły błądzić po Twoich plecach. Puściłaś mu oko.
-Oh, chcę, ale w ten sposób jest zabawniej! - pocałowałaś go w policzek – Do zobaczenia za jakiś czas. Zostawię dla ciebie otwarte drzwi – puścił Cię, odprowadziłaś go wzrokiem jak zniknął w swoim mieszkaniu, prawie zamknął z je z trzaskiem. Zaśmiałaś się i weszłaś pod prysznic. Gorąca woda rozkosznie ściekała po Twoim ciele gdy myślałaś o Sansie. Myślałaś o nim trzy pieprzone razy. Po wyjściu z łazienki czułaś się o wiele lepiej. Czysta, zrelaksowana, ciepła. Weszłaś do sypialni zastanawiając się w co się ubrać. Coś seksownego i słodkiego, no ale po całym dniu zabawy miałaś lenia. Widział Cię już w gorszym stanie. Wzięłaś za dużą koszulkę z obrazkiem kota jedzącego pizzę w kosmosie i wynoszone spodnie od piżamy. Uprzednio wyłączyłaś czajnik nim woda się zagotowała, teraz wznowiłaś ten proces. Jak tylko zalałaś kubki wodą, usłyszałaś jak wchodzi Sans. Założył luźną koszulkę z kotem jedzącym taco, a pod spodem był napis „Kto kotu zabroni?” i równie wynoszone co Twoje spodnie. Zalałaś się śmiechem.
-Zaplanowałeś to czy co? Mam się zacząć bać o to, że zaczniesz chodzić w moich ubraniach? - pokazałaś na wasze piżamy. Popatrzył na Ciebie i zaczął się śmiać
-miałem zapytać o to samo, ciekawe który kot jest fajniejszy, kto wie?
-Uh, przepraszam, mój jest lepszy, jest w kosmosie – naciągnęłaś koszulkę. Uśmiechnął się niewinnie.
-wygrałaś, jest zdecydowanie nie z tego świata
-Ugh, przypomnij mi, dlaczego o tobie fantazjowałam? - zmieniłaś temat podając herbaty. Wyprostował się.
-więc um... doszłaś tyle razy? - zapytał niezbyt płynnie
-Tak, było zajebiście – uśmiechnęłaś się zawadiacko, cała jego twarz zrobiła się niebieska, dostrzegłaś niewielkie zarysy dobrze Ci znanych kłów
-mam nadzieję, że film będzie dobry – powiedział z otwartymi ustami, między nimi widać było niebieski język. Przełknęłaś głośniej ślinę.
-Też mam taką nadzieję – usiedliście na kanapie i włączyliście film

To nie był dobry film, to było przeciwieństwo dobrego filmu. Ten kto pozwolił zrobić Adamowi Sandlerowi kolejny film powinien strzelić sobie w łeb, pomyślałaś. Sansowi podobały się efekty specjalne, no i musiałaś mu wyjaśnić o co chodziło w kulturze lat osiemdziesiątych. Wiedział co nieco, sporo materiału z tego okresu wpadło do Podziemia, najbardziej jednak zainteresowały go gry. Musiałaś włączyć pauzę na około dziesięć minut by mu wytłumaczyć jak one działają. Po filmie, postanowił dalej rozmawiać o nich. Interesowałaś się tym więc Ci to nie przeszkadzało. Pokazałaś mu swoją kolekcję zbieraną od lat, i włączyłaś też komputer by zaprezentować te jakie na nim masz. Po chwili zamilkł, cisza była ... smutna.
-mówisz więc, że to coś jak... interaktywne książki?
-Tak jakby. Na samym początku grały w nie tylko dzieci, ale teraz to praktycznie wszyscy, korporacje zarabiają na nich miliony. To kosztowne hobby. Liczy się grafika, fabuła i inne takie tam
-jaka jest twoja ulubiona gra?
-Pffft, tylko jedna? Mam ich za wiele. Uwielbiam właściwie wszystkie rpg.
-tak? a co się dzieje kiedy je już przejdziesz?
-Kiedy je przejdę? Nie wiem, robię zapis i wychodzę?
-a potem co?
-Co masz na myśli? Odkładam na półkę? Czasem gram od nowa?
-więc nakazujesz im przechodzić to wszystko raz jeszcze? - zamrugałaś kilka razy
-Cóóóż, tak. Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. To tylko piksele na ekranie, koleś. To tak jakbyś czytał od nowa ulubioną książkę, nie chcesz pozwolić odejść tym postaciom, wiesz?
-ale czasem powinnaś – Zmarszczyłaś brwi starając się zrozumieć o co mu chodzi. Myślałaś, że wyjaśniłaś mu dość dobrze fakt, że to tylko gry, nic nie dzieje się naprawdę.
-Sans, doświadczenie zbierasz ty, gracz. Postaci w grze nie czują nic.
-nic? - mruknął lakonicznie. Zaczęłaś się zastanawiać czy powiedziałaś coś nie tak, powinnaś jakoś obrócić sprawę nim stanie się coś złego.
-Znaczy się, teoretycznie. Jeżeli chcesz poruszyć temat o alternatywnych uniwersach, który uważam za zajebisty, to można przyjąć, że gdzieś tam sobie żyją... nawet po tym jak my, gracze, przestaniemy grać. Lecz wtedy weź poprawkę na to jak wiele milionów miliardów kopii musi być, no i jak często ludzie porzucają grę i...
-ale mogą być prawdziwe, co nie?
-Cóż... tak. Kurwa, my możemy być postaciami z gry. Jak Simsy albo coś takiego. Nad głową pojawia mi się ikonka głodu i jestem głodna – zachichotałaś, on też lecz nie był to szczęśliwy, normalny śmiech – Co cię gryzie?
-nic. - wiedziałaś lepiej
-Sans...
-myślenie o tym sprawiło, że zrobiłem się smutny, wiesz? Pomysł, że cudze życie może się zatrzymać i zacząć w dowolnym momencie tylko dlatego, że ktoś tak chce... w końcu masz szczęśliwe zakończenie którego tak bardzo pragniesz i jakiś pieprzony chuj resetuje i zaczynasz od nowa... - jego głos lekko drżał. Zmartwiłaś się.
-Tak, to smutne. Ale ej. Nie jesteśmy postaciami z gry, więc nic nam nie będzie – uśmiechnęłaś się. Popatrzył na Ciebie, miałaś przeczucie, że coś przed Tobą ukrywa, coś co go rani. Bardzo chciałaś dowiedzieć się, ale wiedziałaś też, że lepiej będzie zaczekać, dać mu czas, może Ci powie? - A nawet jeżeli, to jesteśmy teraz szczęśliwi, prawda? Cieszmy się chwilą! Moja znajoma powiedziała mi kiedyś: Ciesz się tym co masz teraz, a nie śnij o przyszłości jaka może nigdy się nie przytrafić – Nie byłaś pewna, czy taki głupi cytat do niego trafi, ale uważałaś, że teraz może okazać się przydatny. Powoli zaczął się delikatnie uśmiechać. Przechylił się w Twoją stronę.
-taaa, masz rację, za bardzo wziąłem to do siebie, przepraszam, przypomniało mi to o czymś, wiesz?
-Domyślam się. Nie mówisz o sobie za wiele, ale szanuję to. Możesz ze mną pogadać zawsze o czym chcesz. No bo z kim innym, jak nie kurwa ze mną? - Zachichotałaś, westchnął i chwycił Twoją dłoń, mocno ją ściskając.
-dzięki
-Zawsze – uśmiechnęłaś się i cmoknęłaś go szybko. Odwrócił swoja głowę i przywarł do Twoich ust całując Cię łapczywie swoją magią. Odwróciłaś twarz wzdychając z zadowoleniem kiedy pieścił pocałunkami żuchwę. Lekko stęknęłaś jak poczułaś, że skubie płatek ucha, tego się nie spodziewałaś, praktycznie rozpływałaś się w jego ramionach.
-heh, chyba bardzo to lubisz, masz wiele wrażliwych punktów, wiesz?
-Nic nie poradzę na to, że jestem miękka i gąbczasta – zaczęłaś pieścić jego rękę
-mmmm, mnie się to podoba – wznowił swoje przygryzanie, schodząc niżej na Twoje gardło, to znowu była niezwykle szybka droga by Cię pobudzić. Dwa razy nagle i mocno ugryzł Cię w skórę, lecz nie na tyle by ją przerwać, aż zadrżałaś.
-Muszę powiedzieć – zaczęłaś mówić między haustami powietrza– Lubię kiedy taki jesteś, wiesz? - wydobył się z niego niski pomruk
-nie masz pojęcia jak bardzo mnie to cieszy, _____ - wyszeptał Ci do ucha, a potem delikatnie położył Cię na plecach, mógł Ci się lepiej przyjrzeć kiedy tak leżałaś pod nim. Twoja twarz była rumiana, usta lekko rozchylone, starałaś się nie oddychać zbyt ciężko. Jego dłonie powoli ruszyły z Twoich kolan, w górę, na Twój brzuch, zatrzymały się chwilę na piersiach, a następnie jedna z nich znalazła drogę do Twoich włosów, jego twarz pojawiła się przed Twoją, całując usta, a następnie zatrzymując się na brodzie.
-Sans... - stęknęłaś, nie miałaś ochoty nic mówić. Poczułaś po prostu potrzebę wypowiedzenia jego imienia, chyba mu się to spodobało. Jego ciało naparło na Twoje, krawędzie jego żeber przylgnęły, lecz dziwnie szybko do nich przywykłaś. Cichy jęk wydostał się spomiędzy Twoich warg, kiedy jedna z jego rąk znalazła pierś i delikatnie ją ścisnęła. Rozchyliłaś nogi pozwalając by jego ciało znalazło się bliżej Twojego. Dyszał ciężko, z pomiędzy jego zębów wysunął się niebieski język, zaczął lizać Twój kark, zatrzymał się na chwil parę przy obojczyku, by potem zawędrować na ucho. Nie mogłaś powstrzymać się przybliżania swoich bioder do niego nieco bardziej z każda chwilą, kiedy poczułaś piętrzącą się sztywność, nagle się odsunął – Coś się stało?
-nie, nic się nie stało – to mówiąc niespodziewanie z Ciebie zszedł tylko po to by wziąć Cię na ręce – pomyślałem, że zmienimy scenerię – zaniósł Cię do sypialni. Zdecydowanie nie miałaś ochoty się z nim sprzeczać. Położył Cię na łóżku, wtedy zaczęłaś się śmiać – co?
-To było bardzo romantyczne.
-staram się – wszedł na łóżko obok Ciebie. Czułaś jak zaczyna ściągać z Ciebie koszulkę, pozwoliłaś na to i nie czekałaś nawet jak dobierze się do Twoich majtek. W obecnej sytuacji nie pasowały. Dźwignęłaś się po to by je zdjąć, a kiedy to zrobiłaś usiadł i wpatrywał się w Ciebie.
-Co? - poczułaś się zakłopotana. Byłaś na ogół dość pewna siebie, ale ... no cóż, gapił się na Ciebie.
-ja nie miałem... nie miałem naprawdę okazji oglądać cię wczoraj, nie miałem okazji się tobą nacieszyć, dobry boże, jesteś absolutnie urzekająca – jego oczy wyraźnie zamigotały. Poczułaś dreszcz na całym ciele, nikt wcześniej nie komplementował Cię w taki sposób i to w dodatku w łóżku.
-Ja też chcę cię zobaczyć – mogłaś dostrzec, że jego uśmiech lekko zelżał
-jestem tylko kupą kości, naprawdę – Usiadłaś i wzięłaś jego twarz w dłonie
-Sans, podobasz mi się, cały ty. Proszę nie chowaj swojej urody przede mną, to nie jest fair – powiedziałaś delikatnie, poczułaś jak przez jego ciało przechodzi dziwna fala magii – Jesteś absolutnie zdumiewający. - Teraz on się zawstydził i ściągnął swoją zabawną kocią koszulę rzucając ją gdzieś za łóżko. Siedzieliście naprzeciwko siebie wpatrując się w siebie wzajemnie. Ty całkowicie naga, on do połowy. Położyłaś dłoń delikatnie na jego górnym żebrze i lekko objęłaś je wywołując tym samym dreszcze na jego ciele, stęknął.
-boże... jak ty to robisz? tak mi dobrze – drgnął kiedy te znikały. Wyszczerzyłaś się i zaczęłaś poruszać dłonią.
-Mam magiczne palce – nie mogłaś powstrzymać się od chichotu. Zaśmiał się, potem przyglądał się jak Twoje dłonie przesuwają się, co jakiś czas obejmują i zaciskają na kolejnych żebrach. Mogłaś dostrzec te małe żyłki magii jakie trzymają go w całości, błyszczące prawie niewidzialne nici. Kiedy dotknęłaś ich wierzchem dłoni, on natychmiast pochylił głowę nad Twój kark, opierając o Twoje ramie swoją szczękę.
-ja... boże, jestem taki szczęśliwy – oparł się o Ciebie przybliżając do Twojego karku. Uśmiechnęłaś się i przeniosłaś ciężar ciała tak, by mógł leżeć na Tobie.
-Wiesz co uczyni mnie szczęśliwszą? Jak zrzucisz spodnie – uśmiechnęłaś się. Zaśmiał się lekko i wywrócił oczami, ściągając je z siebie, a potem przerzucając przez pokój.
-zadowolona? teraz masz medyczny model kościotrupa na łóżku – uszczypnął Twój goły brzuch
-Mam mojego niewiarygodnie seksownego chłopaka na łóżku – zauważyłaś przekręcając z nim się tak, że to teraz oboje leżeliście na boku. Uczucie jak jego żebra stykały się z Twoimi piersiami było dziwne i początkowo niewygodne, lecz czułaś jak po kościach magia pulsuje i szybko przepływa. Ostatecznie to uczucie spodobało się wam obojgu, nie umknęło też Twojej uwadze to jak jego kutas pojawia się... znikąd. Powstrzymałaś śmiech, ostatnią rzeczą jaką teraz powinnaś robić to śmiać się z jego chuja. Jedno jest pewne, już nigdy nie będziesz w stanie obejrzeć Star Wars. Wtulałaś się w niego bardziej, okazjonalnie liżąc, przygryzając i całując kości jakie znajdowały się w Twoim zasięgu. Postawiłaś sobie jako punkt honoru nauczyć się wszystkich ich nazw. Sans złapał Cię za tyłek, przyciągając Cię nawet bliżej do siebie. Objęłaś go nogą wpuszczając jego między swoje, przez co nagle przypomniało Ci się z czego jest zrobiony, jego kość udowa bez problemu wślizgnęła się między Twoje zatrzymując na rozgrzanej i wilgotnej kobiecości. Zaczęłaś się na nim lekko poruszać. Jęknął, wiedziałaś że nie z przyjemności, a z pobudzenia. Skupiłaś się na jego obojczyku, Twoje ręce zrobiły się mnie ostrożne, gładziły jego mostek, pochyliłaś się by go pocałować. W odpowiedzi otworzył usta by wypuścić niebieski język, nie dałaś mu szansy, gdyż wzięłaś go szybko w swoje usta. W pierwszej chwili był wyraźnie zaskoczony nowym doświadczeniem, ale zaraz potem zaczął zachowywać się jakby był już w tym doświadczony. Twoje palce rozpaczliwie pieściły wszystkie kości jakie mogłaś dotknąć, jego ręce niemal boleśnie wbijały się w każdy kawałek ciała jaki znalazły. Krzyknęłaś z rozkoszy, kiedy jego palce znalazły Twoje wrażliwe sutki i ścisnęły je, zaraz potem położył Cię na plecach, był skupiony na Twoich jękach. Niemal natychmiast jego język zaczął bawić się sutkiem, a potem wsadził go do swoich ust delikatnie przygryzając, druga ręka dręczyła kolejną pierś. Wiłaś się z pragnienia jak jego ręce i język pracowały z Twoimi grudkami, powoli zaczęłaś przesuwać rękę w dół między swoje nogi. Poczułaś jak puszcza pierś i łapie Cię za nadgarstek.
-nie – wziął na chwilę głębszy oddech – już trzy razy doszłaś sama, teraz dojdziesz trzy razy dzięki mnie – Oczy miałaś teraz pewnie wielkości talerzy, zachichotał widząc Twoją reakcję, a potem wrócił do terroryzowania Twoich piersi
-Sans, jeżeli mnie nie dotkniesz, to eksploduję – biadoliłaś. Twoje nerwy były w ogniu, dotykał Cię dokładnie tam gdzie chciałaś. Mogłaś powiedzieć, że uśmiechał się mimo tego, że bawił się Twoimi piersiami, zaś jego ręka bardzo długo błądziła po brzuchu. Chwyciłaś za jego męskość, wstrzymał oddech. - Zadowolę się tym – wymruczałaś i powoli zaczęłaś poruszać ręką w górę i w dół, na czubku pojawiło się odrobinę nasienia. Stęknął głośno chowając swoją twarz między Twoimi piersiami, jego ręce zapomniały, czym się powinny zajmować. Ciało, jakie nie było ciałem, chłodne w Twojej ręce, lecz jednocześnie ciepłe. Coś jak szkło, lecz miękkie, jak jego kości, lecz delikatniejsze. Nie miałaś pojęcia jak to opisać, lecz w tej chwili to uczucie było ... właściwe, idealne. Powoli zaczął poruszać biodrami w rytm narzucony przez Ciebie, stęknęłaś delikatnie. Zaczęłaś pompować szybciej, aż nagle złapał Cię za nadgarstek dość mocno.
-nnnn-n z-zaraz doj.... jeszcze nie, niezła próba – odzyskiwał oddech. Oblizałaś wargi uśmiechając się złowieszczo, miałaś ochotę wziąć go do ust, kiedy pchnął Cię znowu na plecy, jego ręka znalazła się między Twoimi nogami. Wstrzymałaś oddech i wygięłaś się do tyłu, kiedy jego palce rozłożyły na boki płatki Twojego kwiatu i uważnie zaczęły pocierać Cię po łechtaczce.
-Oh KURWA – pisnęłaś, nawet jego najmniejszy dotyk sprawiał, że całe Twoje ciało stawało w ogniu. Tak długo się Tobą bawił, byłaś gotowa dojść w każdej chwili. Uśmiechnął się widząc Twoją reakcję i ułożył się tak jak pierwszej nocy. Wziął jeden sutek w usta i zaczął go przygryzać, gładząc jednocześnie Cię nieco mocniej. Tyle wystarczyło aby elektryczny szok przeszył całe Twoje ciało, wykrzyczałaś jego imię, zacisnęłaś mocno drżące nogi, cudowne uniesienie po chwili rozeszło się, rozluźniłaś ciało uśmiechając się szeroko i dysząc ciężko.
-raz – powiedział i poczułaś jak zabiera swoją rękę, przeniósł ciężar ciała, teraz błądził dłońmi na Twoim brzuchu, kobiecości, rękach. Stęknęłaś zadowolona, poczułaś tę rozkoszną gładkość na swojej skórze. Nie spodziewałaś się jednak tego, że nagle i niespodziewanie rozłoży Twoje nogi jeszcze bardziej, uniosłaś głowę, aby spojrzeć co robi. Znajdował się teraz między nimi.
-K...kurwa! Sans, co? Co ty...? - nie mogłaś się jeszcze pozbierać po pierwszym orgazmie, zignorował Cię i bez żadnego ostrzeżenia wsadził palec. Opadłaś bezradnie na poduszki ze stęknięciem. Czekałaś aż zacznie nim w Tobie poruszać, jednak kiedy to nie następowało znowu rzuciłaś na niego okiem. Szczerzył się tymi pięknymi kłami, spomiędzy nich wysunął się jego język i...
... i zanurkował między Twoimi udami. Cicho krzyknęłaś, Twoje ciało samoistnie starało się cofnąć, w odpowiedzi złapał za biodra i przybliżył je do siebie. Zagłębiał się w Tobie, jego język pieścił łechtaczkę, palce pracowały we wnętrzu. Oddychałaś ciężko, czułaś jak ogień rośnie w Twoim żołądku, między nogami, wiedziałaś, że na drugi nie trzeba będzie długo czekać. Jęczałaś jego imię, bezradnie zaczęłaś szukać rękami czegokolwiek za co mogłabyś złapać, ostatecznie jedną chwyciłaś za poduszkę, drugą za jego głowę. Wbiłaś w niego swoje paznokcie, co prawda nie skrzywdziłaś go w żaden sposób, lecz w odpowiedzi zawarczał w Ciebie. W tej chwili zamarłaś na sekundę. Kolejny potężny orgazm przeszył Cię na pół, silniejszy niż poprzedni. Mogłabyś przysięgać, że oszukuje, używa magii, albo czegoś. Przybliżyłaś się do niego, kiedy doszłaś, wyraźnie rozkoszował się każdą sekundą wspólnej zabawy. Nie czekał na to aż ochłoniesz, w jednej chwili znalazł się na Tobie. Poczułaś jak jego kości nacierają na Ciebie. Jakaś część Twojego mózgu, mówiła Ci, że powinno Ci być w jakimś stopniu niewygodnie, zamiast tego czułaś się świetnie. Sans zaczął przygryzać Twój kark, mrucząc jakieś niezrozumiałe słowa do Twojego ucha, wtedy jego kutas zaczął się w Ciebie wdzierać.
-Boże, uwielbiam cię... - szepnęłaś obejmując go rękami, zaciskając palce na jego barku. - Proszę, Sans, błagam... - Czułaś, że chciał Cię wziąć tak jak to zrobił wcześniej, lecz zamiast tego wślizgnął się w Ciebie powoli, jego całe ciało drżało jak znalazł się w środku. Stękałaś w jego kark, zaczęłaś przyciskać usta do jego kości, kiedy nagle przestał się ruszać. Dźwignął się by unieść ciało na rękach, przyglądał się Tobie, jego oczy zabłyszczały tym miękkim, przyjemnym światłem jakie widziałaś wcześniej.
-ja... ja też cię uwielbiam – powiedział między oddechami, kapał z niego pot. Objęłaś go nogami, przybliżając się do niego, na tyle na ile było to możliwe. Zaczął poruszać się szybko, czułaś jak jego miednica obija się o Twoją kobiecość, zaczął pchać mocniej, wchodząc w Ciebie tak głęboko jak jeszcze nigdy nikt przed nim, bez znaczenia jak bardzo się starali. Krzyknęłaś głośno, w zaskoczeniu zatrzymał się na pół sekundy, ponieważ chwyciłaś go mocno za ręce i wysyczałaś z taką intensywnością, która zaskoczyła nawet Ciebie.
-Kurwa. Nie. Przerywaj. - wysyczałaś pomiędzy zębami. Warknął i wznowił pchnięcia, Twoje jęki przepełnione były rozkoszą. Raz jeszcze uczucie kości przy ciele było najprzyjemniejszym doznaniem w Twoim życiu. Poczułaś, że dziwna siła w narasta, coś silniejszego niż dane było Ci kiedykolwiek skosztować. Otworzyłaś szeroko oczy. - Oh, Oooo Boże. Sans. Kurwa. Sans – krzyczałaś, czując jak zaraz eksplodujesz. Całe Twoje ciało oplotło się dookoła jego i przywarło. Zaciskając się tak jakbyś nie chciała go już nigdy puścić.
-k...kurwa – stęknął i nim zdążyłaś powiedzieć cokolwiek lub zrobić, wydobył z siebie głośny jęk, a Ciebie przeszył dreszcz, kiedy poczułaś jak skończył w Tobie. Oddychałaś szybko i krótko, czując przepływ magii w ciele, która docierała wprost do Twojego wnętrza. Sans praktycznie opadł na Ciebie, leżeliście tak przez jakiś czas, starając się uspokoić oddechy. W głowie miałaś milion pytań w tej chwili, ale nie chciałaś zniszczyć momentu, więc zamiast tego czule pocałowałaś go w policzek. Uśmiechnął się i zaczął głaskać Cię po włosach.
-heh, mówiłem, trzy – wyszczerzyłaś się
-Mówiłeś, ale to nie fair, ty miałeś tylko raz
-właściwie to dwa, pierwszy miałem wcześniej – przymknął leniwie oczy. Zamrugałaś
-Co? Doszedłeś wcześniej?
-tak, mówiłem, że będę o tobie myślał pod prysznicem – zachichotał
-To... imponujące – zaczęłaś głaskać go po ramieniu. Zamruczał cicho pod Twoich dotykiem, jak jakiś wielki kot
-naprawdę? daj mi godzinę, a będziemy mogli zrobić to ponownie – zaśmiał się. Zaraz, jaja sobie robi?
-Haha, bardzo śmieszne – powiedziałaś starając się ułożyć wygodnie. Wziął jedną z poduszek i położył sobie na ramieniu tak, byś mogła położyć się na nim.
-nie żartuję – powiedział – co, wasze samce mogą tylko raz na dzień czy coś?
-Uh, większość z nich – zaczęłaś się zastanawiać jakim sposobem o tym gadacie – to wyczerpujące. Znaczy się, czasami udaje im się raz jeszcze, ale nie trwa to zbyt długo
-a więc dasz się przekonać za godzinę, że nie żartuję, co? - wyszczerzył się. Twoje nogi aż zadrżały
-Może się teraz zdrzemnijmy co? Spanie jest zdrowe i takie tam.
-wiedziałem, że z jakiegoś powodu cię lubię – zachichotał. Wtuliłaś się w niego, wolną ręką bawił się Twoimi włosami. Pogrążyłaś się w najlepszym śnie od lat
Śniłaś o wielkiej kwiecistej łące, na której z Sansem i Papyrusem miałaś piknik, czułaś jak Twoje serce wypełnia miłość.
Share:

26 listopada 2016

Undertale: Labirynt serca - Rozdział I [opowiadanie by Rydzia]

Notka od autora: +18Ty x Sans; wulgarny język, sceny erotyczne
Minął rok od kiedy potwory wyszły na powierzchnię. Bohaterką opowiadania jesteś TY, poznajesz nową przyjaciółkę, potwora Fuku - wesoły zielony płomyk - i od tego spotkania twoje życie staje na głowie. Zaczynasz poznawać nieznaną ci rasę, zawierać przyjaźnie a twoja nowa przyjaciółka przyjęła sobie za cel honoru by znaleźć ci chłopaka-potwora...?
Rozdziały +18 będą oznaczane: 
Obrazki i tekst autorstwa: Rydzia
Spis treści:
1  (obecnie czytany)// 3(G) | |

 - Tato, wychodzę!
    Chwyciłaś za kłąb kluczy i breloczków, który zostawiłaś poprzedniego dnia na szafce w przedpokoju. Miałaś już wszystko. W pełni ubrana, twoją ulubioną fioletową bluzę zarzuciłaś na ramiona, czarna torba zamiast plecaka, klucze – które natychmiast wylądowały na dnie torby. Przejrzałaś się ostatni raz w lustrze.
 - Piękna jak zwykle - usłyszałaś ojca. Odwróciłaś się w jego kierunku posyłając mu najpiękniejszy uśmiech na jaki było cię stać. - No leć, obiecałaś mi przecież, że...
 - Koniec ze spóźnianiem. Tak, wiem tato – westchnęłaś ciężko. Wspięłaś się na palce, szybko cmoknęłaś go w zarośnięty policzek. Włosy, jak małe igiełki, pokłuły twoje usta. - Też cię kocham, pa!
    Nie dałaś mu za dużo czasu na odpowiedź. Pośpiesznie zamknęłaś za sobą drzwi. Biegnąc klatką schodową w dół usłyszałaś przygłuszone "Pa!". Pokonałaś biegiem parę pięter, po czym wparowałaś na ulicę. Było mokro, najwyraźniej padało w nocy. Wszędzie było pełno kałuż. Zdałaś sobie sprawę, że zapomniałaś wziąć ze sobą parasola. Spojrzałaś na zegarek. Mogłabyś pobiec szybko do góry i z powrotem, ale wtedy na pewno się spóźnisz. Za dużo czasu spędziłaś w łazience. A tam! Najwyżej...
    Ruszyłaś dalej biegiem. Najlepiej jak umiałaś próbowałaś omijać kałuże, lecz parę razy niestety wdepnęłaś rozchlapując wodę naokoło, w tym także na siebie. Poczułaś jak twoje skarpetki robią się powoli mokre. Cholera!
    Znalazłaś się na nowym blokowisku. Wcześniej znajdowała się tu polana, na której często bawiłaś się z innymi dzieciakami. Teraz stało tu kilka nowych bloków. Wasze miasto, a także wiele innych miast i miasteczek w okolicy zyskało nowych mieszkańców. To było przerażające z początku. Naprawdę nikt nie wiedział jak na nich reagować. Było naprawdę trudno... Lecz zdążyłaś się już do nich przyzwyczaić...
    Potwory. Wydawało się to takie nierealne, a jednak to była wasza rzeczywistość. Byli wszędzie. Na ulicy, w szkole, w knajpach, w banku, na poczcie, dosłownie wszędzie. Ostatnio nawet wprowadziła się do waszego bloku para – on człowiek, ona potwór. W zasadzie nie wiedziałaś jakim rodzajem potwora jest, ale była to naprawdę ładna kobieta. Miała długie czarne włosy, białe łuski, ogólnie bardzo wysoka postać. Jej oczy były niesamowicie duże i lśniące. Nie miała białek ani źrenic. Całe jej oczy były koloru fiołkowego. W sumie to trochę niekomfortowe, nie wiedziałaś kiedy dokładnie potworzyca patrzyła się na ciebie... W każdym razie bardzo ładnie się razem prezentowali, gdy czasem mijałaś ich.
    Od samego początku starałaś się być miła dla nowych mieszkańców miasta. Wiele osób wrogo nastawiło się do nich, w sumie do dzisiaj większość staruszków nie chce mieć nic wspólnego z "tymi diabłami", ale cóż... czasy się zmieniają i trzeba iść do przodu. Młodym na pewno było o wiele łatwiej się przestawić. Nawet tworzą się te cudaczne pary...
    Uśmiechnęłaś się lekko na myśl o parze z bloku. Tak w sumie to sama nie miałabyś nic przeciwko takiemu związkowi. Zwłaszcza z tym przystojniakiem z kawiarni w centrum handlowym...
    Potrząsnęłaś gwałtownie głową. Ogarnij się dziewczyno! Nie czas na amory!
    Dotarłaś w końcu do szkoły. Gdy przechodziłaś przez wejście słyszałaś już dzwonek informujący, że czas na lekcje. Pierwsza była matma, więc twoja profesorka będzie dosłownie za chwilę. Nigdy nie dawała długo na siebie czekać. Stwierdziłaś, że raczej nie masz czasu na zmianę obuwia.. Trudno, najwyżej jedną lekcję posiedzisz w mokrych trampach.
    Nie myliłaś się. Gdy dotarłaś pod salę, wszyscy już wchodzili do środka. Wparowałaś jako ostatnia. Zajęłaś swoje miejsce – ostatnia ławka od okna. Miałaś nadzieję, że matematyczka, a zarazem twoja wychowawczyni nie zauważy, iż tworzysz ogromne jezioro pod ławką...
    Szmer w klasie nie znikał, nawet gdy wszyscy usiedli. To w sumie nowość, wszyscy bardzo respektowali waszą profesorkę, nie wiedziałaś za bardzo co się dzieję.
 - Cisza wszyscy! - krzyknęła donośnym głosem ponad waszymi głowami. Wtedy     dopiero zauważyłaś.
    Koło nauczycielki stała dziewczyna. Dziewczyna-potwór. Była dość wysoka, jak na dziewczynę. Była cała pokryta zielonymi płomieniami. Płonęły jej ręce, nogi i głowa. Miała wijące się w górę płomienie zamiast włosów. Uśmiechała się lekko, jakby trochę zmieszana.
 - To jest wasza nowa koleżanka, Fuku. Od dzisiaj będzie chodziła z wami do klasy. A teraz koniec tego dobrego, zaczynamy zajęcia! Fuku, zajmij sobie jakieś wolne miejsce.
    Dziewczyna rozejrzała się bezradnie po wszystkich. Wgapiali się w nią jak sępy nad padliną. To pierwszy potwór w twojej klasie. Wszyscy byli bardzo podekscytowani, ale to nie powód by stresować dziewczynę!
 - Chodź do mnie! - krzyknęłaś machając dłonią zachęcająco. Fuku zatrzymała na tobie spojrzenie. Przytaknęła i lekkim krokiem podbiegła do twojej ławki. Gdy usiadła zrobiło ci się nagle bardzo ciepło. -     Jestem _____, miło mi cię poznać! - wyciągnęłaś w jej stronę     dłoń, trochę niepewnie. Nie wiedziałaś, czy dziewczyna ciebie nie poparzy, no ale ubrania, które nosiła nie płonęły, nieprawdaż? No chyba, że nosiła jakieś specjalne ciuchy,     ognioodporne...
 - Mi również miło ciebie poznać, _____ – bez najmnijeszego zawachania     ścisnęła twoją dłoń. Od czubków palców, przez kręgosłup aż do pięt przeszło przez ciebie niezwykłe ciepło. To na pewno nie było nic normalnego, ale raczej też nic niebezpiecznego. Miłe     uczucie... Płomienne palce zaciśnięte na twojej dłoni wydawały się jakby trochę łaskotać twoją skórę. Uśmiechnęłaś się jeszcze szerzej.
    Nagle spojrzenie dziewczyny padło na twoje jeansy. Były całe ubłocone.
 - Och..
 - To nic - zaśmiałaś się nerwowo. Wolną dłonią próbowałaś strzepnąć błotne plamy, chociaż tak naprawdę nic to nie dawało. Może nawet jeszcze bardziej je wcierałaś w materiał. - Gorzej jest     niżej – wystawiłaś stopę, by zobaczyła mokre trampki a potem     chlupnęłaś z powrotem nogę w ocean, który zdążyłaś wytworzyć w zaledwie parę minut. - Mam nadzieję, że nie     nakablujesz na mnie, za niszczenie parkietu... Wiesz, mam trochę przechlapane u naszej Wiedźmy – wskazałaś podbródkiem na nauczycielkę – u dyrka z resztą też... To raczej by mi nie pomogło.
 - No przechlapane masz chyba najbardziej u siebie – zachichotała i wtedy ujrzałaś w jej oczach wesołe iskierki. Naprawdę. Wyglądało to istnie magicznie. - Może trochę ci przy tym pomogę. - Ustawiła w kałuży     swoją stopę ubraną w różowego addidasa. Woda momentalnie zaczęła wyparowywać. Patrzyłaś na to szeroko otwartymi oczami.
 - Ja cię kręcę... - zniknęła. Fuku dotknęła teraz nogą twoich nóg. Poczułaś przyjemne ciepło i twoje trampki, skarpetki oraz spodnie zaczęły powoli schnąć.
 - Na błoto nic nie poradzę, ale przynajmniej nie będziesz narażona na... katar? Chyba tak to się nazywa, nie wiem.
 - Dzięki, jesteś niesamowita!
 - E tam – machnęła ręką. - Dla mnie to normalka.
 - Dziewczęta! - nauczycielka trzasnęła wskaźnikiem o tablicę, na której już zdążyły pojawić się rzędy równań. - Do pracy! W tej chwili! Na pogaduszki zapraszam po szkole, ale na pewno nie na moich lekcjach!
 - Dobrze pani Profesor! - pospiesznie wyjęłaś z torby zeszyt i piórnik, z którego wyjęłaś długopis. Fuku zrobiła to samo. Ostatni raz    wymieniłyście wesołe spojrzenia. Miałaś pewność, że świetnie będziecie się dogadywać.


* * *


Fuku okazała się bardzo przemiłą dziewczyną. W mig wszyscy w klasie ją polubili, zwłaszcza chłopcy. Obsypywali ją żartami o "gorących laskach", a gdy zdenerwowana już tym, protestowała, chcąc by przestali, przerzucili się na "ognisty temperament". Cały czas trzymała się ciebie, więc nie było nic dziwnego w tym, że szkołę opuściłyście również we wspólnym towarzystwie.
 - Cholera, pada – warknęłaś.
    Fuku wyciągnęła z torebki małą, czerwoną parasolkę. Rozłożyła ją nad wami. Bez ani jednego słowa chwyciła ciebie pod ramię. Przeszył cię przyjemny dreszcz, gdy ciepło jej płomieni zaczęło delikatnie grzać twoje ciało.
    Fuku poprowadziła cię. W zasadzie nie zastanawiałaś się gdzie, chociaż z całą pewnością nie kierowałyście się w stronę twojego domu. Aby być dokładniejszym, to się nawet od niego oddalałyście.
 - Wiesz... - zaczęła Fuku. - Bardzo się cieszę, że przeniosłam się do tej     szkoły. Jest zupełnie inna od tej, do której do tej pory chodziłam.
 - To znaczy? - westchnęła ciężko. Utkwiła w tobie swoje oczy. Wyglądały jak węgielki z małymi płomyczkami zamiast źrenic.
 - Nie było tam dużo miłych ludzi. W zasadzie większość była negatywnie     nastawiona do potworów.
    Warknęłaś pod nosem. Do jakiej nory musiała wcześniej trafić ta dziewczyna?
 - Uroki naszego liceum. Tu raczej mało kogo znajdziesz, komu byś przeszkadzała.     Widziałaś z resztą sama. Jesteś w tej chwili gwiazdą w naszej klasie!
 - Taaak, zauważyłam. To bardzo dziwne, ale nawet fajne...  
 - Myślę, że gdyby ktoś odważył się powiedzieć na ciebie choćby słowo, od razu zostałby zlinczowany przez naszych chłopców. - zachichotała. To było przeurocze.
    Nastała między wami cisza, ale nie była nieznośna. Czułaś się naprawdę dobrze idąc ramię w ramię z chodzącym płomieniem...
 - Tak w zasadzie, to gdzie idziemy?
 - Um... Wiesz, mieszkam dość spory kawałek stąd, ale pomyślałam, że możemy     wpaść do pracy mojego brata, jest dość blisko. Ma bar i mogłybyśmy tam coś przekąsić.
 - Och... - szybko zaczęłaś grzebać w torebce. - No ale wiesz... To dość     kłopotliwe, ale zapomniałam portfela...
 - Daj spokój – machnęła ręką. - Stawiam. Dzisiaj na mój koszt. A jak mówię na mój koszt, mam na myśli koszt Grilllby'ego – zaśmiała się w głos. - Też ze sobą nie wzięłam portfela.
 - Aha... - nie wiedziałaś, czy tak to powinno wyglądać, ale nie sprzeczałaś się.
    Kierowałyście się w stronę centrum, ale nie doszłyście aż tak daleko. Przeszłyście przez niewielki park, mijając przy tym parę potwornych staruszków dokarmiających gołębie, oraz jedną potworzą parę całującą się na ławce. Było coraz więcej potworów, co znaczyło, że pewnie byłyście już niedaleko. Potwory jednak trzymały się swoich terenów.
    Nie myliłaś się. Gdy tylko wyszłyście z parku, natrafiłyście na rząd przeróżnych barów. Fuku skierowała się do jednego z nich.
    Wielki szyld informował wyraźnie: "Grillby’s". Weszłyście do środka. Wystrój lokalu był dość prosty, ale przytulny. Podeszłyście do baru.
 - Hej braciszku! - dziewczyna wspięła się na bar, nachylając się w stronę płonącego w kolorach czerwieni mężczyzny, który właśnie polerował szklanki. Szybki płonący całus w policzek sprawił, że płomienie obu potworów zmieszały się na moment ze sobą.
    Nic nie odpowiedział. Kiwnął tylko głową, po czym pogładził głowę twojej nowej koleżanki.
    Grillby był równie wysokim potworem, co jego siostra. Szczupły, ubrany w białą koszulę oraz szarą kamizelkę, na twarzy nosił prostokątne okulary, przez co nie byłaś w stanie zobaczyć jego oczu. Dostrzegłszy ciebie przechylił lekko głowę na bok.
 - Ach! To moja nowa przyjaciółka, _____, a to Grillby, mój najukochańszy brat!   
 - Cześć – uśmiechnęłaś się niepewnie. Ten tylko ponownie kiwnął głową, po czym utkwił spojrzenie w Fuku.
 - Co wolisz, frytki, czy burgera? - spytała się ciebie.
 - Hm... Może frytki...?
 - Braciszku, dwa razy! - odłożył bardzo powoli polerowaną szklankę oraz ścierkę na blat. Położył ręce na biodrach. Wyglądał na poirytowanego. - Och wiem, że to nie stołówka i czeka na mnie obiad w domu. Ten ostatni raz – puściła figlarnie oczko.
    Mężczyzna westchnął ciężko. Pokręcił głową w bezradności, po czym udał się do kuchni.
 - Siadaj! - rozporządziła dziewczyna zajmując jednocześnie jedno z wolnych krzeseł przy barze. - Och! Ale nie tutaj, nie tutaj! To miejsce jest zajęte. Wieczna rezerwacja – zaśmiała się.
 - Ok... - zeszłaś z krzesełka przy samym końcu blatu. Okrążyłaś    koleżankę i usiadłaś po jej drugiej stronie. Dyndałaś nogami pukając zawzięcie czubkiem trampka w bar. Zaśmiałaś się nerwowo  - Wiesz... w sumie pierwszy raz jestem w takim miejscu, pełnym potworów.
    W barze nie było ani jednego człowieka, no nie wliczając w to ciebie. Wszystkie oczy były zwrócone w twoją stronę.
    Kawiarnia Pająków w centrum handlowym to zupełnie inna sprawa. Odwiedzały ją zarówno potwory jak i ludzie. Tutaj czułaś się trochę nie na miejscu...
- Naprawdę? Oj weź! Nie ma się czego obawiać! - machnęła ręką. Z kuchni wyłonił się Grillby. Zdjął z tacy dwie porcje frytek oraz dwie małe Coca-cole. To było mega expresowo szybkie. - Och, dziękuję braciszku, jesteś taki kochany – Grillby'emu na to płomienie na policzkach tylko zapłonęły mocniej i zamaszystym krokiem powrócił do pracy. - On mnie uwielbia – skwitowała soląc frytki i wpychając sobie kilka do buzi.
 - Chyba jesteście blisko – przytaknęła.
 - Wiesz, mamy tylko siebie. Byłam bardzo mała kiedy mama zmarła, ojca w ogóle nie pamiętam, więc Grillby jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie. A tak w ogóle niezłe ciacho z niego, nie? - oplułaś się colą, którą właśnie sączyłaś ze szklanki. Chwyciłaś za     serwetki leżące na blacie i przyłożyłaś do mokrego t-shrta.     Zdecydowanie wyglądałaś w tej chwili jak totalna fleja. Fuku klepnęła cię w ramię – Dzięki, że się ze mną zgadzasz.     Szukam dla niego odpowiedniej dziewczyny. Niestety, wszystkie jakie znam to totalne zdziry – skrzywiła się lekko. - Więc jak?
 - Co jak? - odłożyłaś rozmemłane serwetki koło swojej porcji frytek. Wzięłaś jedną do buzi i powoli ją przeżuwałaś obserwując koleżankę.
 - Może miałabyś ochotę się z nim spotkać co? - spiorunowałaś ją wzrokiem. - Mówię ci, to naprawdę świetny facet.
    Nie wątpię.
 - Wiesz, nie wiem czy chcę, ale zdecydowanie wiem czego nie chcę. Swatania.
    Grillby przeszedł obok was biorąc z półki jakiś trunek, po czym powrócił do klienta po drugiej stronie baru. Nie mogłaś powiedzieć, że nie jest fajny no ale to było totalnie głupie. Przyprowadziła cię tutaj, by zeswatać ze swoim bratem? Boże, znasz dziewczynę zaledwie od paru godzin, a ona już chce ciebie jako swoją szwagierkę...
 - Ależ ja was nie swatam, o nie nie nie. Ja po prostu przedstawiam ci mojego     zajebistego brata! - zamaszystym ruchem wskazała na niego. Ten najwyraźniej zauważył ten ruch. Z tej perspektywy ujrzałaś, że patrzy się na was kątem oka. Wydawał się być mocno poirytowany. Zaczynałaś podejrzewać, że to nie pierwsza tego typu akcja w jego życiu... Biedny.
 - No i naprawdę miło mi było go poznać, ale...
 - Powiem ci tak. Może i jest małomówny, ale naprawdę jest czułym facetem. Ze świecą takiego szukać! Daj się zaprosić chociaż na drinka! Raz!
 - Wydaje mi się, że to on powinien o takie rzeczy pytać, nie ty – to zaczynało być już odrobinę upierdliwe. Fuku zdawała się nie zauważać stanowczo wypowiedzianego NIE. Płomienna machnęła na to ręką.
 - Jemu takie rzeczy przez gardło by nie przeszły. Jest nieśmiały do granic możliwości – w zasadzie ty powiedziałabyś, że po prostu jest niemy. Jeszcze nie zauważyłaś, by powiedział cokolwiek. Wszyscy naokoło jednak wydawali się, jakby dokładnie wiedzieli co Płomień ma na myśli. - Poczekaj tutaj! - wstała z krzesła. Pobiegła za bar...
 - Fuku, nie waż się robić tego, cokolwiek masz zamiar zrobić – warknęłaś w jej stronę, lecz ta tylko tanecznym wręcz krokiem podeszła do brata coś do niego mówiąc. Ten odwrócił się w jej stronę i słuchał jej monologu.
    Stwierdziłaś, że to chyba najlepszy moment na to, by zniknąć stąd, jednak nie ruszyłaś się z miejsca, tylko schowałaś twarz w dłoniach, nie chcąc patrzeć na to, co właśnie ma miejsce. Co za cholernie durny dzień...
    Po krótkiej chwili usłyszałaś, że dziewczyna wróciła na swoje miejsce, a druga osoba staje naprzeciwko ciebie. Grillby oparł się o blat, który lekko zatrzeszczał pod jego ciężarem. Odważyłaś się, by zerknąć na to co się dzieje. Grillby zdjął zaparowane okulary i przecierał je ściereczką. Wzrok miał skupiony na tobie. Zdecydowanie czekał na coś, nie bardzo wiedziałaś na co. Spojrzałaś błagalnie na Fuku.
- Więc tak jak mówiłam, _____ bardzo chciałaby cię zaprosić na drinka, ale jest bardzo wstydliwa - objęła cię ramionami. Miałaś ochotę zdzielić ją prosto w twarz. - Nie daj się prosić braciszku!
    Grillby przyglądał się twojemu wyrazowi twarzy. Poczułaś jak robisz się powoli czerwona. Co za obrzydliwe kłamstwo! Nie wiedziałaś co dokładnie w tej chwili się dzieje. Jeszcze rano marzyłaś sobie o potworze z kawiarenki w centrum, a teraz jesteś swatana z barmanem żywym-ogniem. Czułaś jak całe ciało ci dygocze. Płomień nie odrywał od ciebie wzroku, było to cholernie nie komfortowe...
    Nie mogłaś powiedzieć, że nie był przystojny. Cholernie był przystojny, zwłaszcza jak zdjął okulary i widać było teraz jego gorące spojrzenie. Głupi kawał... Za dużo nasłuchałaś się dzisiaj kawałów o "gorących laskach"...
    Grillby kiwnął na ciebie. Najwyraźniej miał te samo podejście co ty przed chwilą, czyli "niech powie to sama". Poczułaś kroplę potu spływającą po twoim czole.
    Powiem, że Fuku to wymyśliła i pójdę sobie do domu. Chuj z frytkami i colą. Jutro najwyżej ją przeproszę i powiem, że randki to nie dla mnie... No ale tak naprawdę to randki właśnie są dla mnie. Jak długo mam tylko wzdychać do kolesi, którzy nawet na mnie nie spojrzą? Może to jest właśnie to... Naprawdę wydaje się być fajny... Myślę, że tak w sumie to chciałabym z nim wyskoczyć na tego drinka... Co ja gadam?! Swatanie jest do dupy, ta sytuacja jest do dupy! I co ja wygaduję, idiotka! Jak będę chciała sobie kogoś zaprosić na drinka, to pójdę sobie kiedy JA chcę do tej świetnej kawiarni, zaproszę mojego pajęczego kelnera i...i...
    No ale dlaczego jeszcze tego nie zrobiłaś?
    Nie byłaś tak bezpośrednia jak Fuku. Ona zanim jeszcze do końca pomyślała, już działała. Ty analizujesz, zastanawiasz się co by było gdyby. No i tak zawsze przychodzisz do kawiarni i nie robisz nic innego, tylko zamawiasz coś, zjadasz i wychodzisz. Nie zagadałaś do pajęczego chłopaka, nawet nie wiesz, czy może jest wolny, czy ma dziewczynę! Siedzisz w tym swoim świecie marzeń i myślisz, że wszystko zrobi się samo.
    A może skoro los wyciąga do ciebie pomocną dłoń, należy za nią złapać? Zanim strzeli ci z liścia w twarz z okrzykiem "A chuj! Za długo zwlekałaś! Szansa przepadła, teraz bądź sama cipko!".
 - ...wyskoczyłbyś na drinka...? - powiedziałaś cicho, prawie nie poruszając wargami. Zamrugałaś oczami. Dłonie, które ciągle trzymałaś przy twarzy nagle ci zesztywniały i wbiłaś opuszki palców bardzo mocno w policzki. Nie wierzyłaś własnym uszom, że     powiedziałaś to na głos! Miało to zostać tylko dla ciebie, tak naprawdę chciałaś wybrać pierwszą opcję: ucieczkę! Musisz to     odkręcić! Nie ma czasu! Szybko! Szybko! SZYBKO!
    Lecz było za późno.
    Fuku otworzyła szeroko oczy, jednocześnie uśmiech na jej twarzy stał się jeszcze bardziej promienny. Grillby natomiast zamarł na chwilę, po czym założył z powrotem okulary.
- ...ok – odpowiedział krótko. Wzdrygnęłaś się. Jego głos okazał się być bardzo niski, wibrujący. Poprawił muszkę przewiązaną pod jego szyją. Fuku zaklaskała w dłonie podskakując na swoim siedzeniu.
- To może w sobotę o 19? Zastąpię cię, braciszku, a wtedy wy sobie gdzieś pójdziecie? - Płomienny kiwnął głową, wciąż nie odrywając od ciebie wzroku. Uśmiechnęłaś się niepewnie. - No to ustalone! - ponownie przytaknął. Wskazał podbródkiem kuchnię, dając do zrozumienia, że sobie idzie, po czym zniknął za szklanymi drzwiami.
- Tak! Super! Mówię ci, nie będziesz zawiedziona, _____! To naprawdę super facet no i ty też jesteś super! Coś się stało?
    Schowałaś ponownie twarz w dłoniach. Chciałaś zapaść się pod ziemię. Właśnie zaprosiłaś gorącego jak diabli faceta na drinka. Idziesz z kolesiem na spotkanie... NA RANDKĘ! To niedorzeczne...!
 - Nie za bardzo wiem co się właściwie stało – warknęłaś spomiędzy dłoni.
 - Och, nie przejmuj sie tak, będzie fajnie – uścisnęła cię serdecznie. Nie wiedziałaś w tej chwili, czy być na nią złą czy     nie. - Tak nawiasem mówiąc, powiem ci, że jesteś pierwszą moją koleżanką, która zgodziła się z nim umówić. Wcześniej jakoś nie udawało mi się doprowadzić do spotkania.
 - To dowodzi tylko tego jaką jestem frajerką – mruknełaś do siebie. Fuku tego już nie słyszała, Szybko wpałaszowała swoje frytki.
 - Nie jesz? - pokręciłaś przecząco głową. Odechciało ci się jeść – Więcej dla mnie!
Wrąbała twoją porcję. Po jakimś czasie przestałaś chować twarz w dłoniach, by dopić swoją colę. Zauważyłaś, że brat dziewczyny zdążył się w tym czasie pojawić. Opierał się o regał z trunkami, znów polerując kolejną szklankę. Wpatrywał się wyraźnie i bez krępacji wprost na ciebie. Ponownie oblał cię czerwony rumieniec, szybkimi haustami dopiłaś napój.
 - No to chyba już idę do domu – powiedziałaś szybko odwracając     głowę w stronę wyjścia. Próbowałaś nie zwracać uwagi na świdrujące spojrzenie – Wygląda na to, że przestało padać.
 - Nom. Jak chcesz mogę ci pożyczyć parasol. Wiesz, tak na wszelki wypadek.
 - A ty?
 - Ja zostanę z Grillby'm. Razem wrócimy do domu – wyciągnęła w twoją stronę swoją czerwoną parasolkę.
 - Dzięki – chwyciłaś za nią i schowałaś w swojej torbie.
 - Nie, to ja dziękuję – pochwyciła cię w swoje ramiona. W tej chwili wydawała się naprawdę gorąca. Prawie parzyła cię swoim dotykiem - Do zobaczenia w szkole!
 - Yhym... to pa - podeszłaś chwiejnym krokiem do drzwi. Odwróciłaś się na chwilę, by pomachać koleżance na pożegnanie. Odmachała ci energicznie.
    Napotkałaś wzrokiem Grillby'ego. Również uniósł dłoń w geście pożegnania i... dostrzegłaś uśmiech? Poczułaś jak gorąca fala przeszła przez twoje ciało. Pomachałaś tym razem do niego i pośpiesznie wyszłaś na ulicę. Założyłaś kaptur na głowę, jakby miał cię odciąć od tego wszystkiego co zdarzyło się w przeciągu ostatnich trzydziestu minut. Szłaś szybkim krokiem przez park tępo wpatrując się w swoje trampki. Zaczęłaś w myślach na nowo powtarzać sobie co miało miejsce.
    Masz nową koleżankę, Fuku, ekscentryczny ekstrawertyczny płomień. Tak cię polubiła, że chce, byś umawiała się z jej bratem. I o zgrozo – ty się z nim umówiłaś! No ale w sumie czy to coś złego? W sumie przystojny gość i w ogóle... Miał naprawdę ładne oczy... Gdyby nie chciał to by się nie zgodził na tego drinka... Ja pierdolę...
 - O kurwa – nie zauważyłaś wystającego korzenia, o który     oczywiście musiałaś zahaczyć nogą. Widziałaś niczym w zwolnionym tempie, jak twoja twarz zbliża się i jest teraz coraz bliżej i bliżej, tej największej kałuży którą dzisiaj mijałaś. Już wiedziałaś, że wpadniesz w nią. I na nic suszenie w szkole, ani pożyczona parasolka. Będziesz wracać mokra i brudna do domu, jak ta zmokła kura. Zamknęłaś oczy, oczekując mega chluśnięcia w twarz...
    Lecz zamiast tego poczułaś szarpnięcie za kaptur. Zakrztusiłaś się śliną i czułaś, że zaczynasz się dusić. Ktoś trzymał cię z tyłu, napięty kaptur napierał na twoją szyję. Zaczęłaś machać rękoma mając nadzieję, że pomoże to zmienić poziom nachylenia, lecz to nic nie dawało.
 - wszystko okej, koleżanko? - usłyszałaś niski głos za sobą i ten ktoś pociągnął mocniej za kaptur, przez co znalazłaś się z powrotem w pozycji stojącej. Zaczęłaś kaszleć niczym kot pozbywający się "kłaczka”.. Oczy zalały ci się łzami. W tej chwili nie wiedziałaś co mogło być gorsze, wpadnięcie do śmierdzącej błotnistej kałuży, czy śmierć przez uduszenie.
 - Chyba tak – wycharczałaś. - Kurczę, myślałam, że umrę.
 - no a jednak nie – gość zaśmiał się basowo. Wytarłaś oczy rękawem i spojrzałaś na swojego zbawiciela-dusiciela. Okazał się być to niewysoki szkielet, może twojego wzrostu. Mogłabyś powiedzieć, że szczerzył się uśmiechem od ucha do ucha, aczkolwiek, jako szkielet nie posiadał on uszu. Stał tak wgapiając się w ciebie, ręce wciskając do kieszeni swojej niebieskiej bluzy. - ani nie martwa, ani mokra. a tak w ogóle, wiesz dlaczego     łąka jest mokra?
    Spojrzałaś się na niego dziwnie. Rozejrzałaś się dookoła. Byliście w parku, nie na łące. Wszędzie były drzewa i ewentualnie jakiś plac zabaw, ale nie było tu łąki...
 - Nie wiem...
 - bo polana.
    Nie wiedziałaś co powiedzieć. Ten stał dalej, jakby czekając na twoją reakcję.
 - Ale to było suche – kąciki twoich ust lekko drgnęły, na co ten wyszczerzył się szerzej. Wzruszył lekko ramionami.
 - to może będziesz wiedziała to. dlaczego deszcz siedzi w więzieniu? - gość chyba miał zamiar cię zalać mokrymi sucharami...     
 - No nie wiem, dlaczego? - jeszcze nic nie odpowiedział, a twój uśmiech już się poszerzył.
 - bo napadał.
    Koleś był niemożliwy. Zachichotałaś.
 - Boże mój drogi, starczy już – zarzuciłaś opadający na twoją twarz kosmyk włosów za ucho. Poprawiłaś kaptur. - W każdym razie, gdyby nie ty, na bank byłabym już mokra...
 - sorki. następnym razem nie będę przerywał, gdy będziesz sobie fantazjować na środku ulicy – mrugnął do ciebie. Czy on właśnie znowu... O nie... to było OKROPNE! Policzki ci płonęły z zażenowania. Zaśmiał się basowo. - widzę koleżanko, że trafiłem w sedno.
 - Myślę, że już będę iść – mruknęłaś, odwracając się zamaszyście. Ruszyłaś zostawiając kościotrupa w tyle. Nic nie odpowiedział. Słyszałaś tylko głupkowaty śmiech za sobą.
    Co właściwie to miało znaczyć? Jak można być tak zuchwałym i żartować w ten sposób z przypadkowo napotkaną osobą na ulicy? To już szczyt szczytów!
    Miałaś dość potworów na dzisiaj. Zdecydowanie. Na pierwszy rzut mogłoby się wydawać, że są całkiem podobni do ludzi, lecz gdy się ich bliżej poznało, widać było różnice kulturowe. A ten szkielet był najgorszy! Wiedziałaś, że jeśli spotkasz go następnym razem, będziesz obchodziła go szerokim łukiem, albo zwiejesz na drugą stronę ulicy.
    Wróciłaś szybko do domu już bez żadnych większych komplikacji. Dom był pusty, jak zwykle o tej porze. Ojciec był w pracy. Dało ci to doskonałą możliwość na rozłożenie się na kanapie w salonie. Rzuciłaś się na nią z impetem, przy okazji strąciłaś parę okrągłych poduszek.
 - Co za dzień... - mruknęłaś do siebie. Chciałaś nie myśleć o niczym, ale nie umiałaś. Do głowy wlatywały ci obrazy z dzisiejszego dnia. Fuku, Grillby, głupi szkielet… Zdecydowanie za dużo, jak na jeden dzień...    
Share:

25 listopada 2016

Undertale: Bliżej mnie [Closer to Me - tłumaczenie PL] [+18]

Notka od tłumacza: Jest to one-shoot autorstwa PockyCat15 i dla odmiany Ty x Gaster. Odmiana przyda się. Krótka notka dostosowana do kobiecego pełnoletniego czytelnika.
Oryginał: klik
Nienawidził tego jak często myślał o Tobie.
Zanim poznał Ciebie, nie miał tak brudnych fantazji. Lecz, oh słodka Delto, sposób w jaki brzmiał Twój melodyjny głos gdy wymawiałaś jego imię.... pragnął wtedy poznać Twoje ciało cal po calu.
Rozpaczliwie jego libido nakazywało mu zbadać strukturę Twojej skóry, dowiedzieć się jak ciepłe potrafią być Twoje wargi, poznać reakcję gdyby uniósł kosmyk Twoich włosów tylko po to by je powąchać.

-Oh, Gaster...

Kiedy zobaczył jak siedzisz na podłodze jego laboratorium i słuchasz nagrań z Waterfall, sprawiało że chciał...

Dlatego natychmiast je wyłączył

Choć potem musiał przepraszać czterdzieści pięć minut za swoje zachowanie.
Byłaś taka niewinna, rozkosznie rozczulająca, pewnie uciekłabyś ze strachem gdybyś wiedziała jak często i na ile sposobów pragnął Cię zbezcześcić.

Nie był pewien, czy to miłość czy tylko pożądanie, ale czy to było ważne?

Ty byłaś człowiekiem.

Nie ma nawet najmniejszej szansy, aby po tylu latach życia na Powierzchni mogłabyś...
...choć odrobinę...
... jakimś cudem, obcować z kreaturą wprost z ludzkich koszmarów.

Mimo to fantazjom nie było końca.

Otworzył drzwi i znalazł Ciebie rozłożoną na jego łóżku
B͔̙̭̘̙͇̲̣͔̩̯̟͉͖̫̣͔i̩̥͉̰͚̗̪̜͔̺̣̦̙̹̲̭̮̖͙e͔̟̝̼̻̳̺̰̰̫r͓̟̪͎͓͚̞̣͕͓͚̠z̦̠̙̻̝̞͕̦̤͙̗̰̝͇͓̭͔̝̖ ̗̬͖̣̹̯͚̻̳͈̭̝̞͇ͅj̟̥̝͉̣̰̰̮͙̘̤̺̻̫̱ą̪̣̰̼̭̞̰͇.͓̙̞̤̻̟̫̣͉̞̻




-N...naga – tylko tyle mógł wyjąkać kiedy na jego policzkach pojawił się jasno fioletowy rumieniec
N͚̹̻͖͈̭̱̰̮̤͎̬̩̺͍͕i̱̱̣̱̝̺͎̗̯̙e͚̼͓̝̳̤͖̗͈̦̹͈̲͔̺̺͍ͅͅ ̰̜̭̬̗̖̼͖̝͉̥p̖̹̮̬̠͍͚͍̤ͅͅy̦͕̩͉̱̞̺̖͚͍̞͇͍ͅt͔̩̪̮̝̣̪͓̙͇ͅa̘̙̳̱͇̘̗̼j̖̻̼͔̹̤̫̤͓̦͖̦̤̫̖̘̲̠ ̻͕̦͈o͎̠̳̻̤̱͇̜̤̖̫͉̩̖ ̬̥̖̟̯̠͎̖͍ͅn̫͍͔̼͓̪̲̯̟̯͕̣̞̞i̜̳̳̳̥͍̣͔̪c̙͔͙̮̘̪̣̻̠,̳̱̪̘̭̲̝̦̥͓̪̬̜͔̠ ̪͈͔̭͙̥̳̫̬̦̰̮̰̗͔̳̮̞̰t̳̳̝̦̞͎̬̹͙͚̘̳̜̙y̱̟̬̤͍͖l͔̩̰̺̰̩̪̗̣̰ͅk̻̙͙̖͙̹̥̣̼̤̮̭͍̞͙o̘͕͎̲͍̩̟͇̙̪ͅ.͕̣̝̤͍̱̲͈̺͚̣̣̼̼̪.͎̞̞̹̟̟͉ͅ.͓̮͖̹̭͇̖̙̣̟̭̼




-Co ty tu....?
Z̳̥͖͕̯͕̦̼͔͚E͔̱̣͓̪͕̠̙̣̳̪̮͚͔̲ͅR̖̖̟̰Ż̩̱͈͙͉̼̮N̙̫̺̬̳̖̱ͅI̤̣̣̹͚͙͈̺̩͔̝͓̲̬̝͍J̙͈̮̣̭̙̬͈̪̹̬̜̹͎ ͚̳̲̩̪͖̣̰̳̫̲̣̻J̱̯͍̯͈̯ͅĄ̟̘͙̤̱̟̣͈̤̗̙͇͕ ͈͍̺͚̜̫̲̝̯͈̮D̫̟̬͓̝̜̥̯̺͙O̟̩̯̤͙̺͍̦̱͈̲̝ ͔̮͍͚̗̖̱̮̠̜̖̞̺͙̬͓͉̜̖C̗̱̟̜H͎͚̳̱̮̟O̗͎̺̦̦̼͚̯̻͉̼̮L̙̝̱̗̭͔̗̲͍̪͎E͚̻͉̺͓̪̭̰̮̘͎͖̺̗R͉̪̟͉͈̙͖͚̪̠̖̞͓͎͓̲ͅY͉̥͔͈̱̣̗̣̟!̱͕̜̙͉̭͕̳̫̠̫͓




Twoje ciało miało wiele odcieni różowego i pomarańczowego, otworzyłaś szerzej oczy w oczekiwaniu czy wygoni Cię z sypialni.
Poczuł jak grzeszne myśli zaczynają wypełniać jego umysł, w mgnieniu oka znalazł się na Tobie, jego usta żarliwie wbiły się w Twoje. Cicho stęknęłaś między następnymi pocałunkami, potem sama zaczęłaś pieścić wargami jego szczękę. Zadrżał. Zaczął warczeć, kiedy musiał usiąść by zrzucić z siebie płaszcz i koszulę.
Odsłonił przed Tobą każde zakrzywienie, bliznę, niedoskonałość swojego ciała, drżał z pożądania. Oddychał coraz ciężej kiedy przybliżał się ponownie do Ciebie.
Nigdy nie był dobry w grze wstępnej, położył jedną z Twoich dłoni na swoich spodniach, byś mogła poczuć wyraźne wybrzuszenie na jego kroczu, niewielka fioletowa poświata prześwitywała przez materiał jego ubrania. Twoje rozkoszne mruknięcie aprobaty tylko go podjudziło, w mgnieniu oka rozsunął rozporek i jego świecąca męskość znalazła się między Twoimi nogami. Niech Bóg mu pomoże jeżeli teraz nakażesz mu się powstrzymać, byłaś taka ciepła w zetknięciu z jego zimnymi kośćmi.

Pchnął raz.




Potem drugi.



Lecz nie poczuł nic... poza powietrzem, wyobrażenie Twojego ciała zniknęło, miast tego pod sobą poczuł znajomy, zimny materiał poduszki.
To był sen.
Jego twarz była cała fioletowa od rumieńca, na czole pojawiły się niewielkie krople potu. Gaster odwrócił twarz i przystawił ją do poduszki by stłumiła krzyk frustracji. Nie było Cię nawet w Hotladzie, odeszłaś postanawiając spędzić kilka nocy z Toriel. Nie miałaś pojęcia jak rozpustne dźwięki wydawał z Ciebie w trakcie tego krótkiego snu.
Chrząknął lekko i poprawił jedną z poduszek pod sobą, opuścił spodnie swojej piżamy by zetknąć gotową i sterczącą w pełnej okazałości męskość z zimną tkaniną.

To kurewsko oczywiste, że to nie byłaś ty...

... lecz nie mógł już nic poradzić.
Share:

24 listopada 2016

Undertale: Te ciche momenty - dodatki - Sans czyta opowiadania o sobie [In These Quiet Moments - bonus - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Są to dodatki do opowiadania Te ciche momenty oraz Te mroczne momenty autorstwa MuhBezz. Stanowią one uzupełnienie akcji, luźne historie jakie miały miejsce w toku całej fabuły, czy też stanowią po prostu pomysły czytelników. Sami też możecie takie podsuwać autorce klikając tutaj i pisząc wasz pomysł zaznaczając perspektywę Sansa bądź Czytelniczki (Reader). Jednocześnie uczulam, że autorka nie rozumie polskiego więc wypadałoby napisać po angielsku. Nie bójcie się. Sama mówiła, że z przyjemnością przywita pytania i sugestie od polskich czytelników. ~_^
Jako dodatki będą publikowane nie chronologicznie, jednak w spisie treści postaram się wstawiać je zgodnie z linią czasową.
x
xx
xxx
 Deszcz
Sans czyta opowiadania o sobie  (obecnie czytany)
Sans vs niemowlak
xxx
-nawet nie chcę wiedzieć, jak bardzo nasrane miał we łbie ten kto wymyślił robosansa – powiedział Sans sprawdzając opowiadania jakie zostały napisane na jego temat
-MOGŁEM SIĘ SPODZIEWAĆ, ŻE POWSTANIE TWOJA MECHANICZNA WERSJA – powiedział wesoło jego brat – MYŚLISZ, ŻE TEŻ MASZ PRZYCISK NA PLECACH?
-ektopenis? co do kurwy? - zaczął energicznie przeglądać kolejne strony – co to do kurwy jest fontcest?* ... o   m ó j   b o ż e
-CO TO JEST? - zapytał pochylając się nad ekranem. Oko Sansa zajaśniało na niebiesko, monitor przeleciał przez pokój rozbijając się o przeciwległą ścianę
-właśnie zobaczyłem otchłanie piekielne – na jego czaszce pojawiły się krople potu – już nigdy więcej o tym nie rozmawiajmy



* - to jeden z shipów z Undertale paringujący Sansa i Papyrusa
Share:

Undertale: Te ciche momenty - dodatki - Deszcz [In These Quiet Moments - bonus - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Są to dodatki do opowiadania Te ciche momenty oraz Te mroczne momenty autorstwa MuhBezz. Stanowią one uzupełnienie akcji, luźne historie jakie miały miejsce w toku całej fabuły, czy też stanowią po prostu pomysły czytelników. Sami też możecie takie podsuwać autorce klikając tutaj i pisząc wasz pomysł zaznaczając perspektywę Sansa bądź Czytelniczki (Reader). Jednocześnie uczulam, że autorka nie rozumie polskiego więc wypadałoby napisać po angielsku. Nie bójcie się. Sama mówiła, że z przyjemnością przywita pytania i sugestie od polskich czytelników. ~_^
Jako dodatki będą publikowane nie chronologicznie, jednak w spisie treści postaram się wstawiać je zgodnie z linią czasową.
x
xx
xxx
Od tygodnia padał deszcz, ale Sans nie przejmował się tym zbytnio. Odnalazł dziwną odnowę w takiej pogodzie, zapachu ozonu, wilgotnym powietrzu. Wiedział, że ludzie (i niektóre potwory) narzekają w takie chwile, lecz obecnie jemu to nie przeszkadzało. Przyjemne, zimne krople zmywały resztki śniegu z ulic.

Ona siedziała na balkonie, owinięta kocem by zachować ciepło. Nigdy nie był w stanie tego do końca zrozumieć, skoro było jej zimno powinna raczej wejść do środka, prawda? Lecz za każdym razem kiedy padało, właśnie tam spędzała wieczory, czytając, albo robiąc coś co mogłaby przecież zrobić w domu. Zarzucił na siebie swoją kurtkę i dołączył do niej.
-cześć – usiadł na krzesełku naprzeciwko – jakaś dobra książka? - uśmiechnęła się do niego lekko i wzruszyła ramionami
-Opowiadanie fantasy. Smoki i czarodzieje i inne takie tam gówienka. Nie jest taka zła – okręciła książkę, by pokazać mu okładkę – Chcesz wejść do środka? - Wiedział, że ona nie ma ochoty, lecz zawsze pytała się go o to. Myślał chwilę i wstał.
-właściwie, wiesz co... suń się – podszedł do niej. Popatrzyła na niego i zrobiła tyle miejsca ile była w stanie. Ostrożnie usadził się na niewielkiej przestrzeni jaką wygospodarowała dla niego i przesunął się tak, że leżała na nim. Mógł rozpoznać, że było jej niewygodnie, ale po chwili wiercenia się przywykła. Oparła się o niego patrząc na jego twarz.
-Tak bardziej mi się podoba – zerknął na nią zagadkowo, odstawiła książkę na bok i położyła głowę na jego klatce piersiowej – Chciałabym popatrzeć jeszcze trochę na padający deszcz. - Uśmiechnął się, czując dziwne, słodkie uczucie w sercu, którego nie mógł rozpoznać
-jasne – objął ją. We dwójkę patrzyli na miasto w nocy, na jego migoczące światła i na ludzi z parasolami brnących po chodniku. Krople kapały z dachu, tworzyły malownicze melodie w rynnach. Tak, zdecydowanie polubił deszcz.
Share:

POPULARNE ILUZJE