16 sierpnia 2017

Opowiadanie: Ucieczka [by Millky]

Biegnę. Przedzieram się przez zarośla, opanowana strachem. Ledwo omijam pnie drzew, częściej na nie wpadam. Moje ręce są już przez to całe obdarte. Potykam się o ściółkę. Brakuje mi tchu. Łapię powietrze, powstrzymując rosnące mdłości. Widok się zamazuje, ale uparcie kontynuuję ucieczkę. Tak bardzo mi ciężko. Ponury wygląd lasu jeszcze potęguje moje rosnące przerażenie. Ledwo słyszę dźwięki otoczenia. Krakanie i trzepot skrzydeł. Łamiące się gałązki. Warczenie i wściekłe ryki tego, co mnie goni. Moja twarz robi się mokra, a nos się zatyka. Zaczęłam płakać, a łzy nie ułatwiają mi unikania przeszkód. Przez późną porę kolory zlewają się. Nie wiem, gdzie stawiam stopy. Nie mogę myśleć, resztkami możliwości skupiam się na nadziei, że nic mnie nie zatrzyma. Następny krok jest pechowy, a nadzieja wyparowuje. Zaplątuję się w leżące łodygi i upadam. Chcę wymiotować. Wykorzystując krążącą w żyłach adrenalinę i siłę woli, przełykam cofające się jedzenie i odwracam na plecy. Szybko pochylam się nad nogą i nieporadnie rozplątuję rośliny. Serce bije mi za szybko. Kręci mi się w głowie, bo przez upadek zapomniałam oddychać. Moje wdechy i wydechy są urywane. Podnoszę wzrok, żeby sprawdzić odległość dzielącą mnie i to coś. Dłonie jeszcze bardziej mi drżą. Szybciej! Rozplątujcie się, cholerstwa jedne! Jest już niedaleko. Jeszcze chwila, a mnie dopadnie. Wręcz czuję jego zadowolone mruczenie, aż żółć podchodzi mi do gardła. Wreszcie! Urwałam resztki łodyg, kalecząc przy tym skórę. Jednak nie zwracam na to uwagi, bo on już jest przy mnie. Stoi, chce się nade mną pochylić. Jego ostre pazury wywołują we mnie panikę. Rozglądam się na wszystkie strony. Muszę znaleźć coś, co pomoże mi uciec. Chwilowa jasność myślenia tylko pogłębia moją rozpacz. Po policzkach znowu spływają mi łzy. Jest! Widzę gałąź, leży obok mojej ręki. Łapię ją i zamachuję się, celując w głowę. Udało się! Nie spodziewało się tego, trafiłam. Rzucam ją na bok i biegnę dalej. Czuję satysfakcję, która przyćmiewa ból głowy i pieczenia na podrażnionej skórze. Jednak nie mogę tak myśleć. Ich było kilka, nie jestem jeszcze bezpieczna. Ta świadomość uderza we mnie, wraca strach i mdłości. Znowu obijam się o drzewa, wysiłek jest ponad moje siły. Jeszcze chwilę muszę wytrzymać, niedługo koniec. Wreszcie widzę światła. Euforia zalewa moje ciało, łzy szczęścia napełniają moje oczy. Kręcę głową, pozbywając się ich i lawiruję między przeszkodami, wykorzystując nową falę wzbierającej we mnie siły. Zaraz będę na miejscu. Wyskakuję spomiędzy ostatnich krzaków. Jeszcze kilka kroków. Dobiegam do drzwi, otwieram je. Szybko zatrzaskuję się w środku. Zakluczam i blokuję wszystkim, co mam pod ręką. Opieram się o ścianę i oddycham z ulgą. Ból głowy się nasila, tak samo chęć wymiotów. Już tego nie powstrzymuję. Zginam się wpół i zwracam zawartość żołądka. Teraz muszę zadzwonić po pomoc. Wydostać się z tego przeklętego miejsca i odjechać jak najdalej tylko mogę. Klęczę z przymkniętymi oczami, normując oddech. Ubrudziłam włosy i ręce. Nadal czuję gorzkawy posmak i pieczenie w nosie. To nieważne. Telefon. Gdzie on jest? Próbuję dźwignąć się z podłogi. Nie mam siły, upadam. Adrenalina już zeszła, dopada mnie zmęczenie. Chcę tylko zasnąć, nawet jeśli leżę obok wymiocin. Powoli tracę przytomność, opanowana poczuciem bezpieczeństwa. I aż podskakuję od uderzenia w drzwi. Bicie serca ponownie przyspiesza, podczas gdy szeroko otwartymi oczami patrzę na wejście. Nie, nie, nie, nie! To nie tak miało być! Z niedowierzaniem słucham dźwięku otwieranego zamka. Ruchy, podnieś się wreszcie! Zrywam się i pędzę w stronę schodów. Wdrapuję się po nich i wbiegam do mojego pokoju. Zamykam się, choć wiem, że to nic nie pomoże. Oczy znów zachodzą mi łzami, drżę z przerażenia. Dopadną mnie. Robi mi się zimno, a z karku spływa mi pot. Teraz tylko czekam w bezruchu, próbując skupić się na pieczeniu skóry. Ile czasu minęło? Nie spieszył się. Dźwięk powolnych kroków jednego z nich przyprawia mnie o zawroty głowy. Nie chcę, nie chcę, nie chcę! Zaczynam szlochać, obejmując się ramionami. Jedno uderzenie. Drugie. Oczami wyobraźni widzę poddające się zawiasy. Po piątym wyłamują się, a drzwi uderzają o ścianę. Nie chcę go widzieć, zaciskam mocno oczy. Dygoczę coraz bardziej, opętana strachem. Zbliża się, powoli, jego warczenie i mdły zapach zapierają mi dech. To koniec.
~~~~~~~~~~~~~~
Dźwięk dzwonka.
Podniesienie słuchawki.
- Halo?... Tak, dzwoniłem. Będzie trzeba wymienić drzwi... Gdyby pilnował terminów, nic by mu się nie stało... Tak, dostała leki, chwilowo nie stanowi zagrożenia... Oby ten dawał jej tabletki o odpowiednich porach, mam dość tych jej ucieczek.
Przerwanie połączenia.
Share:

15 sierpnia 2017

Undertale: Opowieść o smoczym generale - Rozdział 1 [opowiadanie by Ksiri]

Notka od autora:  Historia toczy się w uniwersum Underfell'a, jeszcze przed pierwszą wojną z ludźmi. Głównym bohaterem jest Merik, syn generała potworzej armii. Chłopak chce w przyszłości pójść w ślady swojego ojca, a nawet zająć jego miejsce. Jednak jak na młodego potwora przystało, nie tylko to zaprząta mu głowę. Razem ze swoim przyjacielem, Asgorem, przyszłym królem potworów, starają się jakoś osłodzić sobie codzienne życie pełne obowiązków i morderczych ćwiczeń. 
Autor: Ksiri



Spis treści:
1 (obecnie czytany)|
6 | 7 |

Kolejna kropla potu pociekła po jego czole. Mięśnie drżały z wycieczenia, a w niektórych miejscach paliły bólem. Jednak nie mógł się poddać, nie mógł opuścić miecza, który tak kurczowo trzymał w obu dłoniach. "Ból i zmęczenie to tylko iluzja, która ma nas odciągnąć od założonego celu" - tak mawiał jego ojciec, który stał teraz przed nim, trzymając w jednej dłoni olbrzymi miecz. 
Był to dobrze zbudowany mężczyzna o ciemno brązowych włosach sięgających trochę poniżej ramion i opalonej skórze, jakby całymi dniami pracował w słońcu. Jego ciemne, fioletowe oczy o wąskich źrenicach wpatrywały się w syna z powagą. 
Choć był ubrany tylko w zwykły strój treningowy, na który składały się czarne spodnie i biała koszula, to tak czy siak wyglądał niezwykle władczo. Cały jego wizerunek dopełniały dwa majestatyczne, złote rogi, wyrastające z tyłu jego głowy oraz czerwone jak krew skrzydła o złocistej błonie i ogon zakończony ostrym kolcem. 
Tak, z pewnościom nie był to człowiek. Bliżej mu było to potwora. No i tak właśnie było. Jednak nie był on zwykłym potworem, a najwyższym generałem armii. Pod sobą miał tysiące żołnierzy, którzy słuchali się każdego jego rozkazu. 
Jednak pomimo swojej pozycji oraz ogromnej ilości obowiązków, zawsze znalazł czas by poćwiczyć z synem, który w przyszłości chciał mu dorównać. 
- Co jest synu? Już zmęczony? - spytał mężczyzna, który nie wydawał się w ogóle zmęczony, pomimo faktu, że ćwiczył z synem już od dobrej godziny. 
- Nie, ja... -  chłopak sapnął głośno - tylko staram się rozgryźć twoją taktykę. 
- To coś słabo ci idzie. 
Chłopak przewrócił oczami. Pomimo swojego młodego wieku, był już całkiem wprawnym szermierzem, a w walce wręcz niewielu było mu w stanie sprostać. Jednak daleko mu jeszcze było do poziomu generała. 
Tak jak jego ojciec był potworem, a dokładniej smokiem. Posiadał błoniaste skrzydła o czarnej jak smoła łusce, srebrne rogi, które zwężały się na końcu oraz długi ogon o takim samym kolorze co jego skrzydła. Był dość dobrze zbudowany, choć nie posiadał na brzuchu sześciopaka, jak niektórzy jego rówieśnicy, którzy również szkolili się do gwardii. Prócz tego miał czarne włosy sięgające do ramion, czerwone oczy o wąskich źrenicach i bladą skórę. 
- Dawaj chłopcze, bo zaraz tu zasnę, a mam dziś jeszcze sporo obowiązków - powiedział ojciec lekceważącym głosem. 
- Zamknij się!-krzyknął chłopak z frustracji i pędem ruszył na generała. 
Odbił się od ziemi, zamachnął się mieczem i zadał cios, który został sparowany przez jego przeciwnika. Nie minęła nawet sekunda, a mężczyzna wymierzył mocny cios w żebra chłopaka, który odleciał dwa metry w bok. 
Siła uderzenia o kamienną posadzkę areny treningowej, wyrwała mu powietrze z płuc. Podniósł się na kolana ciężko oddychając. Całe jego ciało drżało, a prawa dłoń zaciskała się na rękojeści miecza, który dalej trzymał.
- No widzę, że na dziś już wystarczy - powiedział ojciec chowając miecz do pochwy - Idź doprowadź się do porządku i odpocznij. 
- Nie, ja jeszcze mogę... - zaczął chłopak między ciężkimi wdechami, ale mężczyzna mu przewał. 
- Meriku, musisz się nauczyć, kiedy należy się poddać. A teraz zrób to co ci kazałem. 
Po tych słowach generał ruszył ku wyjściu z areny, zostawiając  chłopaka samego. Merik powoli usiadł na piętach i odetchnął głęboko. 
- Znowu coś ci nie poszło - do uszu chłopaka doszedł dobrze mu znany głos. 
Spojrzał w bok i dostrzegł, że pod arkadą areny stoi jego przyjaciel. Był to wysoki potwór porośnięty białym futrem i o czarnych włosach na głowie, z której wyrastały mu dwa złote rogi. Ubrany był w szlacheckie szaty, które prawdopodobnie kosztowały majątek, ale on nie musiał się tym przejmować. W końcu był synem samego króla. 
- Przymknij się Asgore - Merik machnął lekceważąco ręką - Mówisz tak za każdym razem.
- A ty za każdym razem odpowiadasz mi tak samo - książę się zaśmiał, patrząc z politowaniem na swojego towarzysza. - Dobra, a teraz chodź. Idziemy opijać twoją przegraną. 
- Zawsze tak robimy, ty nędzny patałachu - zaśmiał się pod nosem młody smok i powoli wstał rozmasowując sobie obolałe żebra. 
- Zapamiętaj do kogo mówisz, marny rycerzyku. 
- Och, jakże mógłbym zapomnieć o moja najwspanialsza mość. 
Obaj mierzyli się jeszcze przez chwilę wzorkiem, po czym ryknęli śmiechem. Takie przekomarzanki to były u nich codzienność. Merik schował swój miecz do pochwy po czym spojrzał na przyjaciela. 
- Tam gdzie zazwyczaj? 
- Oczywiście, gdzieżby indziej. Nie będę przecież pił z plebsem. 
- Ech, ale zawsze to ja muszę pozostać bardziej trzeźwy, by później nas do domu odwieźć. 
- Taka już twoja dola.
Merik jeszcze westchnął tylko po czym zmienił formę. Jako smok posiadał dwie, jedną ludzką, w której walczył z ojcem, drugą jego właściwą, smoczą. Wyglądał w niej jak wielki gad o czarnych, twardych łuskach, ogromnych skrzydłach, silnych łapach, potężnych rogach i przerażającym, krwawym spojrzeniu. 
Asgore podszedł do przyjaciela i wspiął się na jego grzbiet. Po tym Merik rozłożył swoje skrzydła i wzbił się w powietrze. Lecieli ponad stolicą podziwiając jej widoki, które niejednokrotnie już widzieli. 
Po ulicach przechadzały się potwory, załatwiające swoje codzienne sprawy,a gwardziści doglądali porządku. Zwyczajny dzień, taki sam jak każdy inny. 
- Ech i pomyśleć, że kiedyś będę musiał rządzić tymi wszystkimi patałachami -  westchnął ciężko, Asgore.
- A ja będę musiał wykonywać rozkazy jakiegoś oficera czy innego idioty, który dostał się na swoją pozycję tylko dzięki pieniądzom-  prychnął Merik, zerkając kątem okiem na przyjaciela. 
- Albo, będziesz mi podległy jako generał armii. 
- Śnić zawsze można. No nic, już jesteśmy. 
Po chwili wylądowali poza murami stolicy, przy karczmie, którą zazwyczaj odwiedzali, gdy chcieli w spokoju się napić, bez robienia jakiegoś specjalnego rozgłosu. 
Asgor zsunął się z grzbietu przyjaciela, by ten mógł wrócić do ludzkiej formy. Gdy ten już to uczynił, weszli do środka, gdzie nie zastali nikogo poza karczmarzem, ognistym potworem o imieniu Gir. 
- Kogoż moje oczy widzą -  zaśmiał się karczmarz -  Czyżby Merik, po raz kolejny przegrał z własnym ojcem. 
- Zamknij się Gir - warknął Meirk siadając przy jednym ze stolików, razem z Asgorem. 
- Czyli jednak. - potwór po chwili podszedł do nich z dwoma kuflami pełnymi piwa, po czym odszedł na zaplecze, by zająć się swoimi sprawami. 
Asgore chwycił swój kufel i jednym haustem opróżnił jedną czwartą naczynia. Uwielbiał, gdy nie musiał słuchać non stop o tym co mu wypadało, a co nie i mógł w spokoju się napić z przyjacielem. Jednak Merik powstrzymywał się jeszcze przed piciem. W końcu to on miał ich później dowlec do stolicy. 
- A wiesz - zaczął Asgore - Że nasz główny alchemik wziął sobie jakiegoś "asystenta".
- Już, przecież ledwo tydzień temu wywalił ostatniego, gdy stracił rękę przy jednym z badań. 
- W rzeczy samej. Ale ten chyba nie wyleci tak szybko. 
- Skąd ta pewność. Pewnie skończy jak każdy inny, bez jednej kończyny albo dwóch - smok przewrócił oczami i wziął pierwszy łyk alkoholu. 
- Musiał byś to go sam zobaczyć. Ciężko to opisać ale jest jakimś dziwny. - wyraz twarzy Asgora zrobił się dużo poważniejszy. 
- I mówisz to jako przyszły król potworów, które za pomocą magii są w stanie zrobić praktycznie wszystko? - zaśmiał się Merki, spoglądając z rozbawieniem na przyjaciela. 
- Przyjdź jutro na zamek to zobaczysz o co mi chodzi. 
- Zgoda.
Potem przez następną godzinę rozmawiali i śmiali się, przy kolejnych kuflach piwa. Jednak w końcu uznali, że czas wracać. No dobra, Merik tak zdecydował, gdyż jego towarzysz zaczynał powoli tracić kontakt z otaczającą go rzeczywistością. 
- Dziękuję za dzisiaj Gir -  rzucił barmanowi sakiewkę z pieniędzmi, przy okazji podtrzymując swojego przyjaciela, by ten nie upadł - Pewnie niedługo wrócimy. 
- Jak zawsze - ognisty potwór zaśmiał się i zaczął sprzątać po swoich gościach. 
Merik zaśmiał się cicho i wyszedł na dwór. Na moment posadził Asgora na ziemi, po czym zmienił formę. Jednym ze szponów złapał swojego towarzysza, po czym wzbił się w powietrze. 
Nie minęło dużo czasu, aż znalazł się pod jedną z bocznych bram pałacu królewskiego. Była to olbrzymia budowla z szarego kamienia, z wieloma wielkimi oknami i wieżami. Nigdy nie udało mu się zwiedzić całej budowli, ale chciał kiedyś to zrobić. Jednak na razie musiał dostarczyć swojego przyjaciela do jego komnaty. 
Dlatego zdjął, już śpiącego Asgora ze swojego grzbietu i zmienił formę. Po tym podniósł przyjaciela i przytrzymując go ruszył w kierunku bramy, przy której stało dwóch strażników. Dobrze ich znał. Często pilnowali tej bramy, którą razem z Asgorem albo wracali z popijaw albo wymykali się na nocne eskapady. 
- Znowu upiłeś nam następcę tronu ? - usłyszał śmiech jednego ze strażników. 
- To nie ja - chłopak zaprotestował śmiejąc się przy tym - Sam się uchlał jak świnia. 
- Uważaj, bo za takie odzywki jeszcze ci się dostanie - powiedział drugi strażnik, opierając się na halabardzie
- Od kogo? Asgora? Przyzwyczajony jest do takich odzywek. 
- Nie, od twojego ojca. On często pojawia się jakby znikąd - odparł  pierwszy strażnik. 
- Przesadzasz, pewnie jest zajęty jakimiś swoimi sprawami, więc ja spokojnie mogę odnieść Asgora do jego komnaty...
- Jesteś pewny? - nagle za plecami młodego smoka, rozbrzmiał dobrze mu znany głos, który należał do jego ojca. 
Chłopak spojrzał za siebie i pobladł, gdy faktycznie dostrzegł za sobą generała. Mężczyzna ubrany był w pełną zbroję, przez co wyglądał niezwykle groźnie i poważnie. Przełknął głośno ślinę i uśmiechnął się zakłopotany. 
- O hej, tato. Co ty tu robisz? 
- Właśnie byłem na spotkaniu z kilkoma oficerami. Jednak nie powinno cię to interesować. Lepiej mi powiedz gdzie byłeś razem z następcą tronu.
- Mówiłem, że w końcu go przyłapie - zaśmiał się jeden ze strażników, ale surowy wzrok generała od razu przywrócił go do porządku. 
- Poszliśmy się napić - odparł chłopak, który starał się ignorować docinki strażników.
- I jak rozumiem, znowu przesadziliście - tym razem wzrok generała spoczął na Asogrze. 
- No może trochę...
- Skoro tak, to odprowadź Asgora do jego komnaty, a  jutro za karę doprowadzisz do porządku wschodnią arenę ćwiczebną . Ostatnio zrobił się tam straszny bałagan, szczególnie po ostatnich ćwiczeniach. 
- Ale ojcze - chłopak chciał protestować, ale wzrok generała mówił mu, że lepiej by było, gdyby milczał - Tak jest - odparł po chwili zrezygnowany i poszedł w stronę pałacu niosąc Asgora praktycznie na swoich barkach.
Share:

14 sierpnia 2017

Gra: RolePlay - Urlop



To się musiało kiedyś stać, prawda? Pośród wszystkich gwałtów, pożarów, plądrowań, śmierci.. wśród stosu petów walających się po podłodze, po tym jak Woshua musiał przejść intensywną terapię, po tym jak mały Curly w końcu poznał prawdę o Świętym Mikołaju, po tym jak Fiołek pierdolną Książką Rachunkową bo nic się tutaj nie zgadzało, po tym jak Grillby całkowicie zaniemówił i zaczął mylić frytki z burgerami.... 
Cała ognista rodzina doszła do wniosku, że najwyższa pora na URLOP.

Spakowali się szybko, załatwili bilety i odlecieli, gdzieś gdzie zawsze świeci słońce, gdzieś gdzie jest piękna pogoda, gdzieś gdzie słona bryza znad oceanu wieje w twarze opalających się na plaży. Gdzieś gdzie nie ma nikogo z ich klientów i mogą rozkoszować się do woli wolnością i radością i.... Tak. Są na Urlopie. A co z barem?

Wędrowcu, któryś zasną w barze. Znajdujesz się teraz przed nim. 
Wędrowcu, który zmierzasz do baru, spotykasz jeno zamknięte drzwi z karteczką "SPIERDALAJ" wyraźnie nakreśloną przez Fiołka. Niżej karteczka od Grillbiego "URLOP" A jeszcze niżej "W razie potrzeby, jesteśmy [tutaj adres]" Ostatnia karteczka była dodana prawdopodobnie przez Curlego, lecz wieść rozeszła się szybko. 

Oliwa sprawiedliwa, karma ma swoje sposoby. Dlatego też, Grille nie uciekną od swoich klientów. 

Ergo. 
Do końca sierpnia, bar Grillby jest zamknięty, zamiast tego jego nazwa zostaje zmieniona na "plaża".
Plaża to plaża. Piach, woda. Nic więcej. Słońce, księżyc, zachód czy wschód słońca. Obojętne, to już będzie zależało od Was i od tego jak potoczycie fabułą. 

Pokój NSFW w którym to zwykle się ruchaliście, zostaje zmieniony na Plażę Nudystów. Zasadniczo też piasek i woda. Tylko, że postacie mogą biegać nago. No i może to być czat grupowy. 

Dla tych co pragną w ustronnym miejscu pobaraszkować, zostanie założony dodatkowy pokój o nazwie Hamak - będzie to miejsce z hamakiem rozłożonym między dwiema palemkami na środku piasku. Powodzenia przy ruchaniu. Tam też zasady obowiązują jak w pokoju nsfw. Może być tylko jedna akcja, tak więc trzeba bacznie śledzić fabułę, czy ktoś się nie rucha przypadkiem.

Taras zostaje zmieniony na molo - co to molo to każdy wie. Drewniany pseudo most nad wodą. 

Miłej zabawy!
Share:

Undertale: Gra w kości - Czerwony z wściekłości [The Skeleton Games - The Rage of Red] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Czerwony z wściekłości (obecnie czytany)
Muzyka nie rozbrzmiewała aż do dwudziestej. Całe szczęście, większość roboty miałaś już za sobą. Wszystko oznakowane i kompletne, zabrałaś się nawet za przyszłotygodniowy projekt. No i wygląda na to, że możesz spokojnie wrócić znowu do swojej survivalowej gry. Nawet przerażająca muzyka wrednego sąsiada nie zepsuje Ci dobrego humoru. Wstałaś z kanapy i poszłaś po szklankę wody, no i przy okazji rozprostowałaś kości. Jak napełniałaś naczynie usłyszałaś, jak za ścianą unosi się znajoma muzyka. Wygląda na to, że ktoś ma mało dostawania po dupsku. A no, Warframe się ładuje. Heh, czas na odwet numer dwa. Wskoczyłaś na kanapę i wyciszyłaś głos w konsoli upewniając się, że nic nie zdradzi o Twojej bytności. Byłaby wielka szkoda gdyby teraz Cię nakrył. Zrobiłaś to co ostatnio. Czułaś, jak adrenalina dodaje Ci sił na samą myśl o kolejnej rozgrywce. Weszłaś w jedyne wolne miejsce w rozgrywce, czyli do jego drużyny. Tak go nie dorwiesz, może powinnaś poczekać na kolejny mecz...? 
-CO DO KURWY?! - krzyknął głos zza ściany. O jej, pamięta. W głowie wyobrażałaś sobie jego gniewną minę. - Jak ten chuj skończył ze mną?! - słyszałaś jak nerwowo chodzi po pokoju, stuka o podłogę padem, a potem cisza. Już zabiłaś kilka osób dla swojej drużyny, ale to było za mało, nie tego chciałaś. To rozdanie musi się szybko skończyć, abyś mogła zmienić drużyny. Właśnie wtedy słodki głos dotarł do Ciebie. Niski, wściekły, pełen nienawiści – Jak to się stało, że jesteś ze mną w teamie CzarownaCzacho? Jesteś jakimś pojebanym stalkerem? - praktycznie płakałaś powstrzymując śmiech. Nie możesz się śmiać. O kurwa, będziesz się śmiać. Proszę, nie zniszcz tego śmiechem. Wzięłaś kilka głębokich wdechów. Nałożyłaś słuchawki na uszy i weszłaś na czat głosowy próbując naśladować głos małego chłopca (co nie było dość trudne dla Ciebie. Z jakiegoś powodu gracze łatwiej wierzyli w to, że jesteś małym chłopcem przed mutacją, niż kobietą grającą w gry i kopiącą im dupy). Odpowiedziałaś. 
-O cześć, to ten noob z wczoraj! Jak tam? Mam nadzieję, że lepiej niż wczoraj. 
-Spierdalaj do diabła zasrańcu. Jakim sposobem znowu jesteś ze mną w pokoju? Obiecuję, że nie będzie za bardzo bolało jak cię rozerwę na strzępy – syknął
-Oooooo, grozisz dziecku? Łaaaał straszne, taaaak się boję – usłyszałaś jak wstrzymuje powietrze kiedy Twoja postać przebiegała kilka wąskich odcinków planszy 
-Kurwa nie... Po prostu powiedz jak kurwa się tu dostałeś
-A skąd mam wiedzieć? Może gra czuła się głupio za wczoraj i wrzuciła mnie do twojej drużyny aby nauczyć cię grać. - zabiłaś kilka osób zadowolona. Okazało się, że tęskniłaś za udawaniem dzieciaka w takich grach. Całe szczęście, dobrze czułaś się udając małego gówniarza. 
-Cholera, szczyl jest dobry – powiedział ktoś z waszej drużyny po tym, jak miałaś trzecie zabicie z głowy. CzerwonaCzacha86 po tym był zaskakująco cicho. Nie, tak nic się nie stanie. Będzie cię wkurwiał muzyką, musisz go zdenerwować, aby wiedział jak się czujesz. Mecz skończył się po dwudziestu minutach. Wyszedł z pokoju. Rany, faktycznie to żadna zabawa. Sprawdziłaś lokalnych graczy aby zobaczyć do jakiego pokoju wszedł. Oczywiście, poszłaś za nim. Oooo rany, gdybyś tylko mogła zobaczyć jego minę, kiedy się zalogowałaś. Tym razem weszłaś do przeciwnej drużyny. 
-Idealnie. - Co ciekawe, odpowiedział przechodząc do innego pokoju. No dalej, spraw abym była zadowolona, Twój cichy szloch wściekłości to za mało aby mnie zadowolić. Załadowałaś się za nim. Tym razem trzymał się swojego teamu, nawet zmienił klasę postaci tak, aby inni go asekurowali. To nie zrobiło na Tobie wrażenia i szybko go zabiłaś. 

(CzerwonaCzacha86 został zabity przez CzarownaCzacha86)

-KURWA KURWA!!! DLACZEGO TUTAJ JESTEŚ?!! ODPIERDOL SIĘ ODE MNIE.... KURWA! - coś jebnęło w ścianę. Tego nie przewidziałaś, miałaś nadzieję, że nie przebije się przez lichą przeszkodzę i nie zobaczy, jak się z nim bawisz. Zabiłaś go trzy razy, a potem wcześniej wyszedł z rozgrywki. Skończyłaś ją jednak i poszukałaś jego imienia. Miał kolejny mecz. Nie, nie odpuszcza tak łatwo. Weszłaś do jego pokoju jako przeciwnik. - Co do.... KURWA! Czego ten bachor ode mnie chce?! Jak on to robi?! Nie ma mowy! Co do DIABŁA. KURWA MAĆ! - krzyczał do siebie przez ścianę. Oczywiście, słyszałaś jad w każdym słowie. Nie minęło wiele czasu, kiedy załadował się do kolejnego pokoju, a Ty poszłaś za nim. Usłyszałaś słodki krzyk pełen złości i frustracji. Nie przepadałaś co prawda za tym.... To było nieludzkie, ale w tej chwili jego rozpacz była muzyką dla Twoich uszu. Chciało Ci się płakać od powstrzymywanego śmiechu, bolała pierś od wstrzymywanego oddechu. Co jeżeli jakimś sposobem usłyszy Cię przez swój krzyk? Nie, musisz zwodzić go tak długo jak to możliwe. Zbyt dobrze się bawisz. Ba, od dawna tak dobrze się nie bawiłaś i tak łatwo tego nie odpuścisz. 
-Zadzierasz z niewłaściwą osobą, dzieciaku, śledzisz mnie za pomocą IP albo coś – usłyszałaś jego głos w słuchawkach.
-Cóż... coś takiego... Głównie dlatego, że skopiowałeś mój nick, prawie, z kilkoma różnicami. 
-Heh, dzieciaku... zadzierasz z niebezpieczną osobą. Dam ci dobrą radę. Jeżeli będziesz tak dalej robić, będziesz mieć pecha – mruknął nisko do mikrofonu 
-Phuahahahaha – zaśmiałaś się. Czy mu się wydaje, że jest przywódcą jakiegoś gangu czy co? Przeżyłaś już wiele niebezpiecznych sytuacji w swoim życiu, więc gość grożący Ci w grze to śmiech na sali. A nawet jeżeli faktycznie to jakiś mafiozo, nie może Cię zabić, nawet jeżeli spróbuje. - Znowu grozisz dziecku? Jesteś jakimś seryjnym zabójcą? Ooooo boję się jak ktoś na mnie krzyczy w grze
-Heh... Ooooh nie zabiję cię – zawarczał nisko – Nieeee.... ale kiedy z tobą skończę, będziesz błagał o śmierć – mówił przebiegle. 
-Oh! A więc jesteś jakimś pedofilem czy czymś tam? Twoja dakimakura to za mało dla ciebie? Wolisz małych chłopców? 
-Kurwa, dzieciaku, co do... Ja nie... co to kurwa jest dakimakura? 
-Wygoogluj sobie. Wybacz CzerwonaCzacho, nie mogę się powstrzymać. Taki z ciebie prosty cel. Kaszka z mleczkiem i bułka z masełkiem którą z przyjemnością bym zjadł hahahaha 
-Wiesz co? PIEPRZ się- usłyszałaś trzask i po chwili muzyka zniknęła zaś jego postać wylogowała się z gry – KURWA.... PIEPRZONE LUDZKIE SZCZENIĘTA I ICH... KURWA! - Potem mamrotał coś czego nie mogłaś zrozumieć. Aaaa rany, to było świetne! Nie możesz uwierzyć, że zaczął Cię tak traktować. Co za koleś straszy dzieci w grze? Owszem, wizja tego że ktoś Cię śledzi w grze może być przerażająca, ale nie aż tak aby wyżywać się na małym chłopcu. Po chwili znowu zaczęła u niego grać głośna muzyka. Kurwa, tylko nie te gitary. Nigdy tego nie zrozumiesz. Dlaczego ludzie mają taką obsesję na punkcie głośnych gitar? A ta muzyka? Oni nawet nie śpiewają, tylko ryczą do mikrofonu. Może lubi to co przypomina jego głos? No, ale jutro idziesz się napić, więc przynajmniej nie będziesz musiała słuchać tej okropnej muzyki. 
Skończyłaś mecz i wyłączyłaś konsolę, chwyciłaś za szklankę wody i poszłaś do kranu aby ją napełnić. Może powinnaś zagrać w jedną z głośniejszych gier w nadziei, że to zagłuszy muzykę. Może powinnaś mu jeszcze jakoś dokopać? Jutro nie będziesz mogła tego zrobić, co było trochę smutne. Strasznie podobało Ci się ucieranie mu nosa. Jego reakcje były wspaniałe. Choć jutro może się nawet w grze nie pojawić, co smutne. Albo po tym co mu zrobiłaś, to nadal chujnia... Zerknęłaś na telefon, w pracy nic. Za to jedna z wiadomości przyciągnęła Twoją uwagę. Dotyczyła imprezy jaka była planowana w tym roku. Na ziemi pozostało tylko kilka wampirów, które zaaklimatyzowały się w teraźniejszości zbijając fortunę, albo zaszywając się w cieniu. Spotykają się raz na piętnaście, dwadzieścia lat. Przeczytałaś wiadomość jeszcze raz. Tak, zapraszają Cię osobiście. Ludzie nie sprawiają już problemów wampirom i odwrotnie, co więcej, współczesny człowiek nie wierzy w wampiry. Co trochę Cię smuci, wystarczyło przestać ich zabijać, aby wieść spokojny żywot. Ostatni wampir, który nie chciał się zgodzić na takie układy, zginął upolowany wiele lat temu. Gdybyś chciała, mogłabyś wieść życie jak król, korzystając ze swoich talentów i wiedzy. Ale nie cieszyło Cię życie bogaczy, znacznie prościej było dostosować się do przeciętnej grupy społecznej. Największym kłopotem było dla Ciebie załatwianie sobie nowego dowodu tożsamości co jakiś czas. Bo to byłoby troszeczkę dziwne, gdyby osiemdziesięciolatka wyglądała na dwudziestolatkę. Gdyby to wampiry skończyły jak potwory, uwięzione w Podziemiu na wiele setek lat, też żyłabyś w strachu. Twoja rasa miała jednak dość czasu, aby nauczyć się wykorzystywać to prymitywne uczucie na własną korzyść. Urodziłaś się w czasach, kiedy potworów już nie było, a magowie pozostali częścią starych legend, lecz świat jaki pamiętałaś był równie okrutny. Co ważniejsze, wampiry wyglądały jak ludzie, być może dlatego nie podzieliły losu potworów? Co chyba nawet wyszło na dobre, jesteś pewna, że wampiry nie mogłyby żywić się potworami tak jak to robią w przypadku ludzi. Potwory nie mają krwi, więc wampiry nie przeżyłyby w zamknięciu. Choć może wystarczyłaby ich magia jako zamiennik krwi? Nie jesteś tego pewna. A może, potworza magia byłaby taka jak ich jedzenie? Dawałaby Ci siły bez konieczności wchodzenia w interakcje z Twoim wampiryzmem? Powinnaś skupić się raczej nad jutrzejszym wypadem, próbując zastanowić się nad tym co może pójść nie tak. Z tego co powszechnie wiadomo, potwory są słabsze od ludzi, choć nie wiesz jak sprawy się mają w Twoim przypadku, bo nie znasz ich limitów. Nadal fascynuje Cię ten temat, więc może pewnego dnia będzie Ci dane poznać ich magię tak, aby dokładnie ją zbadać i zanalizować? Tak strasznie dziwiło Cię to, że nie pozostał żaden namacalny ślad bytności potworów na Ziemi. Żadna biblioteka o tym nie mówiła. Przesłanki w legendach, że chodziły i istniały i nagle nic. Nic o wojnie i o wygranej. Z tego co wiesz, po tamtym zdarzeniu, na Ziemi nie ostał ani jeden potwór. Albo dobili tych co nie zostali zamknięci. Jakim sposobem przeżyli tak długo? Może przez barierę nałożona na górę nastąpiło jakieś załamanie czasoprzestrzenne? Oczywiście, Twoje pytania nie są jakieś odkrywcze, czy wyjątkowe. Wiele osób sobie je zadaje. No i co ważniejsze, nie masz od kogo wyciągnąć na nie odpowiedzi.
Zamknęłaś telefon i usiadłaś na kanapie biorąc laptop na kolana. Włączyłaś przeglądarkę szukając jakichś dobrych gier rpg, takich jakich jeszcze nie przeszłaś, pogłośniłaś tez muzykę w słuchawkach. Dorwałaś jedną nie była tak fajna jak survival, ale przynajmniej nie musiałaś słuchać tej głupiej muzyki zza ściany. Po kilku godzinach sąsiad wyłączył muzykę. Zdecydowałaś wrócić do swojego survivala. Właśnie ładował Ci się ostatni zapis kiedy usłyszałaś metalowy dźwięk i szepty zza ściany. Nie, nie nie nie, znowu to robi. Masz gdzieś jak bardzo jest samotny. Jeżeli żyjesz w małym domku ze ścianami z tektury starasz się robić takie rzeczy cicho, albo W OGÓLE! Odstawiłaś laptop i ściągnęłaś słuchawki. Teraz słyszałaś go lepiej. Słyszałaś ciche szlochy między jękami. Obrzydlistwo... On płacze kiedy to robi! Wstałaś i poszłaś do sypialni, podeszłaś do ściany gotowa z wściekłości wybić pięścią dziurę, lecz skończyło się tylko na krzyku między stuknięciami
-ZAMKNIJ... SIĘ.. I.... IDŹ... SPAĆ... TY.... ZBOCZONY.... POJEBIE..... SŁYSZĘ CIĘ AŻ W SALONIE CHUJU! - Usłyszałaś głośny krzyk, sapanie i .... szlochanie? Co się tam dzieje? Myślałaś, że się masturbował... A może miał koszmary? Co jest z nim nie tak? Mniejsza, ma się zamknąć, nie będziesz słuchać go przez całą noc. Bez względu na powód dźwięków. Już zamierzałaś wrócić na kanapę gotowa grać dalej, kiedy ledwo usłyszałaś szept zza ściany 
-P-przepraszam... - Nie przepraszaj. Nie sprawiaj, aby było mi Cię żal. Jesteś chujem, nie zmieniaj tego. Powinieneś mnie nienawidzić, tak zachowałaby się normalna osoba, prawda? Stałaś w półkroku niepewna dalszych czynów. Chwila minęła, zerknęłaś na komórkę. Może lepiej pójdziesz spać wcześniej? Wyłączyłaś komputer. Umyłaś zęby a potem znowu podeszłaś do ściany nasłuchując sąsiada. Poza cichym oddechem, nic więcej nie słyszałaś. Dobrze, przynajmniej nie chrapie. Wyłączyłaś światła i weszłaś do łóżka, poświęcając jeszcze chwilę na przeczytanie rozdziału, albo dwóch książki. Nawet nie wiesz kiedy zamknęłaś oczy. Szybko usnęłaś. Naprawdę ostatnie cztery godziny snu, to było stanowczo za mało. 
Share:

POPULARNE ILUZJE