Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa.
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa.
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa?
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
SPIS TREŚCI
Mój szkieleci stalker (obecnie czytany)
-Kawał... serio? - rzuciłaś kiedy oboje wróciliście na swoje pozycje
-Ale zadziałał – wyszczerzył się w Twoją stronę
-Nie mogłeś powiedzieć coś prostszego w stylu „zabiję cię!”?
-Słuchaj paniusiu, tak się nie straszy ludzi.
-O! A więc to teraz ty będziesz mnie uczył jak się straszy? - Sans założył ręce na głowie i przymknął do połowy oczy
-Z tego co słyszałem, nigdy nie wygrałaś zawodów w straszeniu
-Ty! - wskazałaś na niego – Ciesz się, że jesteś szkieletem – ugryzłaś się w język nie wiedząc jak skończyć to zdanie. Zaśmiał się nisko.
-Hehehehe może powinienem wygrać te wasze zawody i pokazać ci jak łatwo jest sprawić, że ludzie będą robić pod siebie ze strachu?
-Nie mogę uwierzyć, że miałam wyrzuty, że cię tutaj przyprowadziłam – bąknęłaś. W głębi serca, byłaś szczęśliwa. Sans się dobrze bawił, a więc go nie torturowałaś. Chciałaś, aby robił z Tobą takie rzeczy bo Ci się podobają i chcesz, aby inni tez mogli czerpać z nich radość.
-Heh, ludzie! Myślicie, że możecie udawać strasznych upodabniając się do nas przez te komiczne stroje?
-Ej, widziałam jak się patrzyłeś na Tiffany! Ludzie też mogą być straszni.
-Nie bałem się.
-Wiem co widziałam
-Tsk, mniejsza, nie jesteś tak straszna jak ja
-Mam piłę.
-No i? To nie załatwia sprawy. Jesteś tylko głupi, człowiekiem w głupim kostiumie.
-EJ! Skoro myślisz, że jesteś tak świe... - przerwałaś słysząc krzyki kolejnych zwiedzających bliżej waszego pokoju. Wystawiłaś głowę za róg dostrzegając światła latarek. Sans usadowił się przy kupie kości starając się nie ruszać. Zauważyłaś że już się nie pocił z nerwów i uspokoił. Tym razem weszła grupka pięciu osób. Trzech chłopców i dwie dziewczyny, wszyscy byli nastolatkami. Dwie dziewczyny trzymały się dwóch chłopaków, a ten sam, śmiał się z czegoś co zdarzyło się wcześniej. Jeden z tych co miał dziewczynę, był równie blady ze strachu jak one. Starał się zgrywać twardego, ale widziałaś co naprawdę czuł. Zawsze kiedy ktoś próbuje ukryć swój strach robi się nerwowy i agresywny. Złość nikogo nie oszuka, musisz się uspokoić. No i dosłownie czułaś na nim strach. Pocił się jak mysz. Grupka weszła do waszego pokoju. Kilka latarek zaświeciło na twarz Sansa. Pewnie dlatego, że tym razem gapił się na nich swoimi czerwonymi ślepiami. Ciekawe jak bardzo umie je kontrolować? Skupiał je na punkcie za grupką zwiedzających.
-Ej! Oni wsadzili LED'y w jego oczy!
-To robot.
-Po co mu buty? - mijali górę kości. Dziewczyny trzymały się od niej najdalej jak się da.
-Szybciej, chcę już wyjść.
-Mówiłam, że nienawidzę nawiedzonych domów.
-Ej, czy on się na nas gapi? - dziewczyny zamarły i popatrzyły na oczy Sansa, jak go mijały, mocniej chwytając się swoich chłopaków
-Boję się – szepnęła jedna. Sans wyszczerzył się szeroko i drgnął ruszając z miejsca.
-Oj, ślicznotko.. - powoli uniósł ręce w stronę ludzi – Nie ma się czego bać. To tylko stare kości. - usta dziewczyn otworzyły się i podniosły wysoko powieki. Krzyczały. On krzyczał. Trzeci gość, śmiał się.
-NIEEEEEEEEEEEEEEEEEE
-Kurwa mać! - wyłączyłaś im latarki, śmiech Sansa słychać było w całym pomieszczeniu. Wyszłaś z ukrycia. Zaczęłaś iść w stronę śmieszka poprawiając w rękach piłę.
-Mówiłem, że w tym roku będą mieć potwora! - Grupka wyszła, cztery osoby przestraszone, jedna rozbawiona. Podeszłaś do Sansa i popatrzyłaś na niego.
-Będziesz opowiadał suchary każdemu kto tu przyjdzie? - zapytałaś mając na twarzy maskę.
-Nie, tego bym nie zrobił – zachichotał – będę opowiadał pierwszej klasy kawały, każdemu kto tu przyjdzie. - westchnęłaś zrezygnowana. Grunt, że się dobrze bawi. Po chwili zauważyłaś, że coś majstruje przy kupie kości. Kiedy do niego podeszłaś podał Ci parę butów ze swoimi skarpetkami w środku. - Masz, schowaj je gdzieś. - wzięłaś je patrząc z niepokojem na jego małe kościste stópki.
-Ummm wiesz, że będziemy tu siedzieć przez kilka godzin?
-Szkielety nie chorują na żadne głupie choroby przez bose stopy ja pierdoleni ludzie – A tak, zapomniałaś o tym. Do tego jest niewielki i ma małą wagę. Więc raczej nie będzie później cierpiał przez cały dzień na nogach.
-Więęęęc, zacząłeś to traktować poważnie? - uśmiechnęłaś się za maską chowając jego buty – I pomyśleć, że jeszcze kilka godzin temu myślałeś, że to jest głupie i rasistowskie.
-Tsk... pokazuję po prostu jak głupie i proste to jest. To nie tak, że mi zależy. Wygram ten wasz głupi konkurs aby zobaczyć wasze głupie miny – uśmiechnęłaś się szczerze.
-Wiesz... będą nagrody na Nawiedzonej Imprezie.
-Będzie jakaś impreza?
-Taa.... naprawdę usnąłeś na początku spotkania, prawda?
-Mówiłem, że to Ice – uśmiechnął się, westchnęłaś.
-Szefostwo zabiera nas do restauracji na koniec. Najlepsza osoba, góra dwie z nawiedzonego domu dostanie nagrodę pieniężną. Potem będzie...
-Zaraz! Nagrodę pieniężną? - otworzył szeroko oczy
-Ta, kilka setek, czy coś. Nie pamiętam. - Zastanawiałaś się, dlaczego Sans się tak zainteresował. Przecież potwory wyszły z Podziemia z kieszeniami pełnymi złota. Właściwie.. dlaczego żył w tanim zniszczonym mieszkaniu, ze starą kanapą, małym ledwo żyjącym telewizorem? Mogłaś przysięgać, że rząd dał potworom pewną sumę pieniędzy na początek. Może był oszczędny? .... Nie... to nie pasuje do jego osobowości.
-Więc co się liczy w zawodach? - zapytał
-Co?
-Co jest punktowane?
-Oh.. to... heh... jeżeli sprawisz, że komuś pójdzie z grubej rury – zachichotałaś. Sans wyglądał na zagubionego.
-Co?...
-No wiesz, heh, jeżeli się obsrają. - Zamrugał kilka razy patrząc na Ciebie.
-Myślałem, że to tylko gra słów. Naprawdę potraficie się posrać ze strachu? Popierdoleńcy. - śmiałaś się jeszcze mocniej.
-Większość sika pod siebie, nie często zdarza się, aby ktoś walnął klocka. Myślę, że ktoś kto nie ma mięśni tego nie zrozumie, ale tak się dzieje, kiedy ludzie się boją.
-Jesteście obrzydliwi – warknął ze wstrętem
-I mówi to ktoś, kto ciągle się poci – zaśmiałaś się zza maski.
-Tsk... Z-zamknij się. - przestaliście kiedy usłyszeliście krzyki w korytarzu. Szybko przykryłaś buty Sansa kawałkiem dekoracji w pokoju. On zaś zawisnął na jednej z kości zwisających z sufitu. I tak jest lekki więc nic nie powinno się zawalić. Wyglądał straszniej bez tych butów, lecz w gruncie rzeczy nadal niedorzecznie. Tym razem ludzie ledwo na niego spojrzeli, kiedy przekręcił się w ich stronę.
-Podoba się wam to co widzicie? Jestem pełen boskości – Zeskoczył na ziemię, kiedy Ty wyganiałaś ludzi z piłą łańcuchową. Heh... on może tak całą noc.
Z każdą kolejną chwilą Sans był coraz bardziej niedorzeczny. Musiałaś mu kilka razy przypominać, aby nikogo nie dotykał. Limity go denerwowały. Kilka razy ludzie chcieli go dotknąć, ale sprawnie radziłaś sobie w ich odstraszaniu. Instynkt nakazuje unikać kogoś z piłą mechaniczną, nawet jeżeli nie jest straszny. Dostałaś wiadomość, że ostatnia grupa wyszła. Ściągnęłaś z zadowoleniem przepoconą maskę.
-Kurwa w końcu koniec tego gówna! - Sans westchnął, kiedy podałaś mu buty.
-Co? Skończyły ci się kawały?
-Heh, nie. Znam ich wiele – zaczął wsadzać buty na nogi.
-Cudownie... nie mogę się doczekać jutra.
-Heh, słyszałem, jak się śmiałaś – wyszczerzył się szerzej
-Śmiałam się z ludzi, którzy uciekali przerażeni przed małym kościotrupem opowiadającym suchary
-Więc doceniasz wielkość mojej pracy
-Nie! Skończ! Dość! Godzinami ich słuchałam. Przestań! - Patrzyłaś na niego zmęczona, włosy miałaś przyklejone do twarzy, zaś jego makijaż rozmazał mu się na czaszce. Oboje skierowaliście się w stronę wyjścia. - To kara za to, że zmusiłam cię do przyjścia ze mną? - zapytałaś idąc z nim ramię w ramię.
-Wiesz, że moje poczucie humoru jest pełne szarmanckości.
-Czacho, przysięgam
-Przysięgi to przed konfesjonałem – uderzyłaś się otwartą dłonią w twarz i westchnęłaś. Uśmiechałaś się, ale tak, aby nie widział. Chciałaś, aby się dobrze bawił z Tobą, ale to... Tego się nie spodziewałaś. Oboje weszliście do przebieralni. Kilka aktorów rozmawiało i cieszyło się z udanego dnia. Nie było żadnego wypadku, ani nieoczekiwanego zwrotu akcji, dlatego atmosfera w pomieszczeniu była pogodna i spokojna. Wzięłaś rzeczy z Sansem i ustawiliście się w kolejce do przebieralni. Sans przebrał się szybko. Znacznie lepiej się czuł mając na sobie swoją kurtkę, no i mógł znowu schować ręce do kieszeni.
-Więęęc, możemy się gdzieś ukryć, abyś mógł nas stąd zabrać
-Ta... na dziś już dość – Oddaliście swoje stroje i wyszliście na mroźne powietrze. Sans udał się z Tobą na tyły budynku.
-Więc.. uh... nie było aż tak źle, co? - zapytałaś idąc za nim
-Co?
-No praca w domu. Pamiętaj, jeżeli ci się nie podoba, możesz zrezygnować – jego policzki zrobiły się czerwone i odwrócił wzrok
-Nie było... tak źle- zdecydowałaś go nie męczyć, tylko dlatego, że był z Tobą szczery, no i nie chciałaś aby zmienił zdanie.
-A więc dotrzymam swojej obietnicy
-Obyś. Nie robię tergo za darmo
-Wiem, wiem, nie martw się. - Oboje schowaliście się dla pewności za krzakami, Sans rozejrzał się dookoła. Kiedy nikogo nie widział wyciągnął rękę w Twoją stronę.
-Chodźmy stąd – chwyciłaś ją i poczułaś jak świat przewraca Ci się do góry nogami i po chwili byłaś w mieszkaniu. Nim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć, Sans wyrwał swoją rękę
-Dobranoc - i znikł. Po chwili usłyszałaś go jak porusza się po swoim mieszkaniu.
-Dobranoc Czacho! - krzyknęłaś przez ścianę. Poszłaś do łazienki i popatrzyłaś w odbicie. Twarz i włosy były w nieładzie, przez maskę noszoną kilka godzin. Ciało też było przepocone, postanowiłaś więc wziąć prysznic nim wyskoczysz się napić. Zabawa w Nawiedzonym Domu skończyła się w samą porę. Wyszłaś spod prysznica czując się odświeżona, owinęłaś ręcznikiem. Usłyszałaś dziwne odgłosy dochodzące przez ścianę. Co...? Nie ustały nawet jak wycierałaś włosy, czy ubierałaś się. - Czacho! Co ty wyrabiasz? - krzyknęłaś. Odezwał się Twój telefon w akompaniamencie warknięć i pomruków szkieleta.
-To kurestwo nie chce zejść! - krzyczał.
-Spokojnie... co? - słyszałaś jego prysznic w tle.
-Pieprzona krew i te malunki na mojej głowie – zaczęłaś się śmiać. - Kurwa! Nie śmiej się! Jak mam się tego pozbyć? - warczał.
-Próbowałeś mydła?
-Tak, kurwa próbowałem pierdolonego mydła! To była kurwa pierwsza rzecz jaką zrobiłem!
-Więc pewnie jest wodoodporny. Coś do zmywania makijażu by tutaj pomogło.
-Dlaczego zrobiliście coś co nie schodzi przy pomocy pierdolonego mydła?! - wzięłaś ze swojej szafki zapasową buteleczkę płynu do demakijażu
-Aby pot i deszcz nie zmywał nic z twarzy. Idę do ciebie, otwórz mi drzwi – przeszłaś korytarzem i stanęłaś pod jego drzwiami, z włosów nadal kapała Ci woda. Ledwo zapukałaś, a otworzył Ci mały, mokry i wkurwiony kościotrup schowany jedynie za ręcznikiem. Krew na jego czaszce zamieniła się w rozmazane plamy nie tylko na głowie, ale ramionach i twarzy. Nie był szczęśliwym szkieletem. - Ooooo, poznaję cię dzisiaj z nowych stron! - podałaś mu tonik.
-Spierdalaj! - krzyknął, zabrał płyn i trzasnął drzwiami, kiedy się śmiałaś.
-Czacho. Kocham cię, nie złość się.
-Spadaj do diabła!
-Daj znać jak zadziała! - wróciłaś do mieszkania, aby skończyć się przygotowywać. Właśnie kończyłaś suszyć włosy kiedy dostałaś wiadomość od Sansa.
CzerwonaCzacha: Zadziałało.
Oh.. powiedział.. Tego się mimo wszystko nie spodziewałaś. Założyłaś buty i narzuciłaś na ramiona kurtkę. Dzisiaj znowu w parku, więc nie musisz się stroić. Szybko odpisałaś Sansowi.
Ty: Dobrze, możesz zatrzymać. Będziesz tego potrzebował.
Wzięłaś torebkę i cichutko wyszłaś z mieszkania zamykając je za sobą.
Sans nigdy nie uważał, że jest mądrym potworem, ale wiedział, że nie jest głupi. Pomijając wstyd jaki musiał przełknąć otwierając Ci w ręczniku, nie byłaś w swoich piżamach. Zawsze miałaś spodnie od piżamy na sobie, no chyba, że gdzieś wychodziłaś. No i nie był pewien co takiego porabiasz w piątkowe wieczory. Choć zdecydowanie nie chodziło tutaj o alkohol. Znał Cię na tyle dobrze by wiedzieć, że nie jesteś typem imprezowiczki. Przyglądając się bliżej Twojej wkurwiającej osobowości, nie jesteś też kimś, kto potrzebuje się socjalizować. Jeżeli już poszłabyś do baru, pewnie usiadłabyś gdzieś z tyłu i patrzyła jak pozostali spijają się jak świnie, sama jednak nie jesteś kimś takim. Przestał myśleć, gdy wychodząc z prysznica usłyszał przekręcany zamek w Twoch drzwiach, a zaraz potem kroki schodami w dół. Szybko wsadził buty na nogi, zarzucił kurtkę i spodnie i zaczął zastanawiać się, gdzie wziąć skrót, tak abyś go nie zobaczyła. To nie tak, że się o Ciebie martwi. Po prostu jest ciekawy co takiego robisz w piątki, w środku nocy. Zwłaszcza, że nie potrafisz mu dokładnie odpowiedzieć. Tym bardziej, że zazwyczaj jesteś ze wszystkim szczera do bólu. Tak szczera, że połowy rzeczy o jakich mówisz by nie chciał wiedzieć. Jesteś idealnym przykładem kogoś kto nie rozumie pojęcia „za dużo informacji”. Nic z tego co teraz robisz nie pasuje do Twojej osobowości. Chciał wiedzieć, co ukrywasz. Nic ponad to. Zdecydowanie nie martwił się tym, że włóczysz się po nocach. Sama. Wystawiając się na niebezpieczeństwo. Sans zebrał swoją magię i przeniósł się na dach. Rozglądał się po ciemnościach, w końcu dostrzegł poruszający się punkt. Szłaś w stronę parku. Gorące powietrze zamieniał się w parę kiedy oddychałaś. Po kilku chwilach przeniósł się za jeden z budynków bliżej Ciebie. Rozejrzał się dookoła upewniając, że nadal idziesz w stronę parku. Nagle zatrzymałaś się i spojrzałaś przez ramię. Sans schował się i wstrzymał oddech. Kurwa. Zobaczyłaś go? Nie, jest za ciemno. Nie mogłaś go zobaczyć. Po kilku chwilach zdecydował się znowu zerknąć. Szłaś dalej w stronę parku. Dobrze. Nie zauważyłaś go. Poczekał i teleportował się na jedno z drzew w pobliżu wejścia do parku ostrożnie utrzymując równowagę na gałęzi. Heh... to przypomina stare dobre czasy. Kiedy śledził ludzi w lesie. Tu nie było śniegu oczywiście. Więc... nie jest tak dobrze. Potrząsnął głową. Skup się kretynie. Szłaś ścieżkami z rękami w kieszeniach. Znowu popatrzyłaś za siebie. Sans przenosił się z drzewa na drzewo. Kilka razy zrobiłaś kółko, stanęłaś i z rezygnacją popatrzyłaś w niebo. Nie poszłaś się napić, choć mówiłaś, że to robisz.... A co właściwie robisz? Z tego co widział, chodzisz po parku. Lubiłaś spacerować w nocy? Ale dlaczego młoda ludzka samica chciałaby spacerować w środku nocy?! Wiedział do czego zdolni są ludzie. Chodzenie samemu nocą w parku to kretynizm. Sans zatrzymał się na drzewie przyglądając Ci się z uwagą. Co chwile zerkał na telefon sprawdzając ile czasu już się włóczysz bez celu. Starał się, abyś nie dostrzegła go w ciemnościach. Po ponad pół godziny nic się nie stało. Chodziłaś dalej, lecz do parku wszedł inny człowiek. Stanęłaś naprzeciw niego i patrzyliście się na siebie. Sans nasłuchiwał, ale nic nie słyszał. Tylko się na niego gapiłaś, a on potem odwrócił wzrok. Co kurwa robicie? Odwróciłaś się i poszłaś z typkiem w innym kierunku. Co? Nic nie mówiliście. Znasz tego typka? Spotykacie się w jakimś celu? Czy on cię zastrasza? Nie wygląda na to. Sans znalazł się na innym drzewie kilka metrów od parkowej toalety. Weszłaś do kobiecej części, typ poszedł za Tobą. Sans nie wierzył własnym oczom. Cz-czy ty robisz to?!!!! Kurwa mać! To obrzydliwe! Dlaczego? Przestał już Cię podejrzewać o prostytucje. Był zaskoczony kiedy zachowywałaś się tak naturalnie jak dowiedziałaś się o jego skarpetkowym fetyszu. Nie spodziewał się, że całe to zajście Cię zawstydzi. Wyglądałaś na złą kiedy myślał o Twoich nogach. No i oto jesteś, wchodzisz do kibla z jakimś typkiem w środku nocy i robisz CO?! Czy naprawdę chce o tym wiedzieć? Sama myśl o tym filmie jaki widział sprawia, że dusza mu drży. Coś o ludziach z ogonem między nogami i jajami…. NIE! Kurwa nie! Sans nie myśl tak. Ludzie są obrzydliwi i on nie chce wiedzieć co tam robicie. Pewnie zachowałaś się tak potulnie odnośnie jego zboczenia bo jest tylko paskudnym, obrzydliwym, potworem i nie chcesz aby myślał o Tobie w ten sposób. Jesteś popierdolonym dziwakiem, który uwielbia pieprzyć się z obcymi w piątki. No i już, tajemnica rozwiązana. Zadrżał. Z jakiegoś powodów ta myśl go wkurwiła. Dlaczego chcesz aby się z Tobą zadawał, skoro pieprzysz się z randomami? Lepiej z nimi się spotykaj. Jeden na tysiąc będzie nawet z Tobą grał w te głupie gry. Cholera! Dlaczego nie możesz… On nie chce się przyjaźnić z kimś, kto robi takie rzeczy! Zwłaszcza w obrzydliwych parkowych sraczach! Po chwili oboje wyszliście. Kurwa.. To było szybkie. N-normalnie ludzie tak szybko to robią? Gościowi kręciło się w głowie i musiałaś mu pomóc utrzymać równowagę. Co się z nim kurwa dzieje? Puściłaś go i niczym zombie powoli poszedł wzdłuż parkowej ścieżki. Nagle telefon Sansa się odezwał, prawie spadł z drzewa. Przystawił dłoń do kieszeni aby go uciszyć. Zerknął na Ciebie czy zauważyłaś. Stałaś oparta o ścianę ubikacji z .. telefonem przy uchu. Cholera! Sans wyciągnął telefon by zobaczyć kto się do niego dobija.
NowyKontakt3: Czacho, wiem że jesteś na drzewie
Skąd kurwa? Skąd wiesz?! Nie ma możliwości, abyś mogła go zobaczyć.
NowyKontakt3: Raczysz mi wyjaśnić, dlaczego śledziłeś mnie całą noc?
Kurwa mać! Sans czuł jak się rumieni. Szybko założył kaptur na głowę chcąc schować rumieniec.
NowyKontakt3: Zamierzasz przyjść, czy zostaniesz na drzewie?
Nie chciał do Ciebie iść. Nigdy! Pieprz się, był pewien że jest daleko i to w ciemnościach. Jego kryjówka jest idealna.
NowyKontakt3: Sans, widzę cię na drzewie stąd.
-JAK KURWA MOŻESZ MNIE STĄD ZOBACZYĆ?! – krzyknął nie mogąc się powstrzymać.
NowyKontakt3: Przyjdź i porozmawiaj ze mną.
-NIGDY! Pieprz się! Śmierdzisz teraz pewnie gównem!
-Dlaczego się na mnie złościsz? – krzyknęłaś. Dlaczego się na Ciebie złości? Bo ma powody! Czuł się zdradzony. Stałaś taka spokojna, po tym co przed chwilą zaszło w łazience. To go dodatkowo wkurwiało. Chciał krzyczeć jak wielką kretynką jesteś w Twoją mordę. Powiedzieć, jak go obrzydzasz. – Zachowaj się jak dorosły i chodź tutaj pogadać proszę! – Tsk… może pójdzie i powie Ci jak wstrętną suką jesteś. Sans zebrał magię i przeniósł się naprzeciwko Ciebie. – Więc.. powiesz mi co tym razem Cię zdenerwowało? Osobiście uważam, że to ja powinnam być zła. Dlaczego mnie stalkowałeś całą noc? – jego oczy zajarzyły się jaśniej
-Nie stalkowałem. Zachowywałaś się kurewsko dziwnie
-Mówiłam, że wychodzę w piątki by się…
-…pieprzyć z obcym w brudnej toalecie - Otworzyłaś oczy nim parsknęłaś śmiechem.
-Phhhhttt co?! – krztusiłaś się ze śmiechu
-T-ty.. p-pieprzyłaś tego gościa – nagle Sans poczuł się mniej pewien tego co zaszło w łazience
-Czacho… A to ponoć ja mam brudne myśli Ale ty, mój dobry przyjacielu, wygrałeś.
-T-to co z nim robiłaś?!
-Nie pieprzyłam się z nim! Naprawdę wierzyłeś w to, że jestem kimś kto pieprzy się z randomami w środku nocy w parkowym kiblu?
-Kurwa nie wiem! Co piątek zachowujesz się dziwnie!
-Mówiłam ci. I tydzień temu też tego nie robiłam.
-Więc co kurwa robiłaś? Kupowałaś prochy? Nic innego mi nie przychodzi do głowy co tłumaczyłoby spotkania z obcymi w środku pierdolonej nocy
-Dlaczego to tak cię obchodzi? – zapytałaś zdenerwowana
-Bo jesteś moją przyjaciółką głupia debilko! – patrzyłaś w zaskoczeniu na kościotrupa przed sobą. –K-kurwa – naciągnął bardziej kaptur na głowę rumieniąc się od dołu do góry. Chciał się teleportować daleko, ale to jak przyznanie się do porażki. Miał za wiele dumy, aby pozwolić Ci wygrać. Na Twojej twarzy powoli pojawił się uśmiech.
-Heh..? – zaczęłaś.
-Z-zamknij się! N-nie o to mi chodziło! J-ja tylko…! Nie patrz się tak na mnie – zaczęłaś się śmiać cichutko, zaś on próbował ukryć się w kurtce. – Jeżeli mi nie wierzysz, możesz iść się pieprzyć z randomami. Nie przejmę się – krzyczał, a Ty się śmiałaś.
-Ale ja już wiem, że ci zależy Czacho. Oooo, czuję się taka kochana! – zrobiłaś krok w jego stronę.
-Nie zbliżaj się. Nie będę się tulił! – zatrzymałaś się. Westchnęłaś. Powinnaś chyba spróbować być tak szczera jak to możliwe, aby się wytłumaczyć. Musisz być ostrożna z nim. W odróżnieniu od innych co przypadkowo Cię znaleźli, nie możesz wymazać jego wspomnień. To Cię trochę martwi, że nie jest podatny na Twoje umiejętności. Dalej chcesz się z nim zadawać, ale powinien natychmiast przestać interesować się tym co robisz w piątki.
-Czaszeczko… nie wychodzę w piątki by się pieprzyć, kupować narkotyki czy cokolwiek innego z tej półki. Ja tylko… - myślałaś jak dobrać słowa, aby był zadowolony z odpowiedzi bez zdradzania co robisz - … więc mam bardzo rzadką… skłonność… - zaczęłaś
-Serio? Znowu jesteś chora na jakieś inne kurestwo? Wszyscy ludzie to takie słabeusze czy tylko ty? – warknął.
-Każdy na swój sposób. Um… Więc… muszę to robić raz w tygodniu… to jak rytuał. Jeżeli go nie zrobię… naprawdę poważnie zachoruję. To nic dziwnego czy seksualnego, no i nie jest to nic niebezpiecznego czy coś. Ale muszę to z kimś robić raz w tygodniu. – Sans przyglądał Ci się podejrzliwie.
-Co do za popierdolony rytuał? – uniósł kościstą brew
-Nie wolno ci mówić o rzeczach jakie działy się w Podziemiu, więc… są osoby które mają to … uh… co ja. Nie wolno nam mówić o rytuałach. – Sans zdecydowani Ci nie wierzył. Wziął głęboki oddech.
-Wiesz… wiesz, że…. Mogłaś zapytać?
-O co? – nie patrzył na Ciebie
-Jeżeli musisz robić to co pierdolony tydzień aby nie zachorować, mogłaś poprosić o pomoc zamiast włóczyć się po nocach z obcymi… - Otworzyłaś oczy zaskoczona. Jasne, że nie wie co sugeruje, ale tego się po nim nie spodziewałaś. Nie, że będzie oferował pomoc.
-Co?! Nie! Zdecydowanie nie! Nie robię tego z kimś kogo znam!
-C-co lepszego kurwa jest w spotykaniu się z obcymi w nocy?!
-To dziwne kiedy to ktoś kogo znasz
-Mówiłaś, że to nic zboczonego i dziwnego? – Pomyślałaś o tych filmach o wampirach… Ok… Toooo…. Nie powinno być nic seksualnego, ale ludzie tak to postrzegają. Pewnie przez jakieś fetysze z dominacją czy coś.
-Cóż… to trochę dziwne. No i myślę, że i tak nie mogłabym tego zrobić… bo… um… - przyglądał Ci się uważnie – Cóż… nigdy nie próbowałam tego zrobić z potworem. Nie wiem czy zadziała. – Jego twarz wykrzywiła złość i … zranienie.
-P-pieprz się!
-Posłuchaj Czacho… Nie mam nic do twojej rasy, wiesz o tym
-Więc co? Nie jestem dla ciebie dość dobry bo jestem potworem?
-To nie to… Zaufaj mi… To sprawa biologiczna. Ludzie mają coś czego potwory nie, i odwrotnie. Potrzebuję czegoś co dadzą mi tylko ludzie
-Co takiego? Mówiłaś że to pierdolony rytuał.
-T-to skomplikowane. Wiem jak to bezpiecznie z ludźmi tak, aby nikomu nic nie było i skończyło się szybko. Nigdy nie próbowałam robić tego z potworem. Osobiście uważam, że to może nawet nie zadziałać z potworem. A jeżeli by nie zadziałało tak jak powinno, mogłaby stać się tobie krzywda.
-Powiedziałaś, że to nic niebezpiecznego!
- Bo wiem jak to bezpiecznie robić z ludźmi.
-Mam wrażenie, że pierdolisz.
-Czacho… zapewniam, że nie pierdolę. Nie chcesz mieć ze mną tego rytuału. Całkowicie być zbzikował no i jestem pewna, że potwory go nie mogą robić. – skrzyżował ręce na piersi i patrzył Ci głęboko w oczy.
-Nie boję się.
-A-ale już to dzisiaj robiłam, więc…
-Dobra, w przyszły piątek. Założę się, że będę lepszy niż jakiś pierdolony człowiek
-Czacho, ty nie…
-Mogę zrobić pierdolony rytuał – Cholera… co masz powiedzieć, aby odwlec go od tego zamiaru? Masz wrażenie, że faktem iż potwory nie mogą zapewnić Ci picia, tylko go dodatkowo sprowokowała. Naprawdę nie lubi kiedy mówi się mu coś, że ludzie to potrafią, a on nie.
-Jako osoba, która wie na czym on polega i jako twoja przyjaciółka, będę naciskać na to, abyś nic nie kombinował. – Sans zaczynał się wkurwiać, zacisnął pięści. Dlaczego nie dasz sobie pomóc? Przecież oczywistym jest, aby to on miał z Tobą ten rytuał, niż abyś wychodziła w niebezpieczną noc i szukała obcego. Czy nie jesteście p-przyjaciółmi? Przyjaciele sobie pomagają i takie tam pierdoły. To że jest potworem nie powinno mieć znaczenia. Jest lepszy niż jakieś ludzkie śmieci. Dlaczego nie przyszłaś do niego ze swoim problemem? Dlaczego jesteś taką idiotką?
-Kurwa, dam radę.
-Odradzam
-Szkoda… Ja… ja nie wypuszczę cię w noc abyś to robiła – odwrócił wzrok
-Zaraz.. co?
-Jest… jest niebezpiecznie kretynko!
-Czacho… Wiem, że często żartuje jak słabą dziewczyną jestem, ale zaręczam, że nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo. Robię to od lat. – to ludzie których wysysasz są w niebezpieczeństwie.
-Jesteś kompletną idiotką?! Tylko dlatego, że nic się nie stało nie oznacza, że tak będzie zawsze! Wiem do czego są zdolni ludzie! Zostaniesz kurwa zgwałcona! Porwana! Zabita! – łał… naprawdę się o Ciebie martwi.
-Słuchaj… - sięgnęłaś do torebki – Widzisz mam swój gaz pieprzowy. Nic mi nie będzie
-Zawsze tak mówisz! Wszyscy zawsze mówią, że nic im nie będzie! Że wszystko będzie dobrze! A potem wychodzicie by cóż zrobić i kolejną rzeczą jaką widzę jest wasz pył
-T-tak właściwie….
-Ty się roztopisz. Mniejsza. Wszyscy mówią, że nic im nie będzie, że dadzą radę. Za chwilę wrócą. A potem nie wracają. Pierdolony pył jest w śniegu. Wszyscy zamieniają się w cholerny pył w śniegu bo mnie nie słuchali kiedy mówiłem, że to co chcą zrobić jest głupie! – O czym on gada? Wygląda na naprawdę urażonego. Zaczyna oddychać ciężej
-Czacho… nie pada śnieg…
-Dlaczego nie możesz mnie posłuchać, kiedy mówię, że jest niebezpiecznie? Dlaczego wszyscy wychodzą i dają się zabić, bo myślą, że dadzą sobie radę? Dlaczego nikt mnie nie słucha? Dlaczego wszyscy muszą wyjść?! Dlaczego myślicie, że nie umrzecie?! – jego oczy powoli zaczęły przygasać gdy mówił.
-Czacho! – delikatnie położyłaś ręce na jego ramionach – Ej! Już dobrze. Nie umrę. Nikt nie umrze. – wróciło mu spojrzenie, kiedy go dotknęłaś
-Ch-cholera.. – odtrącił Twoje ręce.
-…Um… - stałaś trzy niezręczne sekundy, patrzył się wszędzie, tylko nie na Ciebie. Wiedziałaś, że Sansowi na Tobie zależy. Lecz nie zdawałaś sobie sprawę jak bardzo. Naprawdę aż tak Cię lubił? Tak bardzo, że nie chciał abyś wychodziła sama w środku nocy? Normalnie kiedy ktoś kręcił nosem co do twoich nawyków piątkowych zwyczajnie wymazywałaś mu pamięć. Lecz tego nie da się zrobić z Sansem. Przyjaźń z potworem może okazać się bardziej kłopotliwa niż przypuszczałaś. – Ja… uh… zastanawiam się co powiedzieć, abyś się nie martwił – tylko na tyle Cię było stać.
-Nie martwię się kurwa.
-Przyznałeś się do tego….. No weź, Czacho.
-Gdybyś przestała byś taką kretynką… D-dlaczego nie dasz sobie pomóc?
-To skomplikowane. Możesz spróbować mi zaufać kiedy mówię, że nie będziesz w stanie mi z tym pomóc? - odwrócił wzrok, wziął kilka głębszych wdechów i westchnął
-Tsk… dobra, nadal nie rozumiem dlaczego banda obcych popierdoleńców jest lepsza niż ja.
-Nie sądziłam, że będziesz zazdrosny
-Nie jestem kurwa zazdrosny
-Mmmm jaaaasne – zaśmiałaś się – Nadal jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Chcesz zabrać mnie do domu przy pomocy swojej wspaniałej magii? – Popatrzył na swoje stopy i zaczął grzebać w kieszeniach
-J-jasne…. – chwycił Cię za dłoń, świat zawirował Ci przed oczami i pojawiłaś się przy wejściu w swoim mieszkaniu, tam gdzie ostatnio.
-Więc, tym razem dobranoc..
-Ta, co tam chcesz. – Machnął ręką i zniknął na Twoich oczach. Rany, nigdy nie przyzwyczaisz się do magii. Usłyszałaś, jak przemieszcza się po mieszkaniu, kiedy nagle…
-KURWA MAĆ! – krzyknął
-Czacho… co się stało? – odkrzyczałaś przez ścianę
-Szef wpada jutro! - No i co z tego? – Zapomniałem kurwa posprzątać!