16 listopada 2017

Undertale: Patrontale - Część II - Jeszcze nigdy w życiu Toriel tak bardzo jak teraz się nie bała.

Notka od autora: Jest to w całości wymyślone przeze mnie AU. Jego charakterystyka znajduje się w tej notce. 

SPIS TREŚCI
Część I
Prolog
To był kolejny zwyczajny dzień 
Biegła ile sił w małych nóżkach
Kolejne dni nie różniły się od siebie.
Część II
Prolog
Jesteś głupi i tyle!
Jeszcze nigdy w życiu Toriel tak bardzo jak teraz się nie bała. obecnie czytany)
Jeszcze nigdy w życiu Toriel tak bardzo jak teraz się nie bała. Teraz kiedy Gaster siedział w jej salonie, jadł jakby nigdy nic z nonszalanckim uśmiechem jej ciasto. Kiedy jego syn stał przed kominkiem, wpatrzony w płomienie, trzymając ręce głęboko w kieszeniach spodni od garnituru. Toriel przeklinała w myślach naukowca, swojego męża, jego syna, wszystkich świętych i cały świat. Lecz nie mogła dać po sobie poznać nic, co pan radny mógłby odczytać jako stres. Wzięła głęboki wdech, wlała wodę do imbryka, poczekała chwile aż herbata się zaparzy i rozlała napar do trzech kolorowych filiżanek. Zakładając na włochatą twarz uśmiech wyszła z kuchni.
-Widzę że cynamonowo-biszkoptowe ciasto smakowało - zagaiła rozmowę.
-Jak zawsze pyszne - Gaster oblizał kościste palce i przeniósł wzrok na syna
-heh, znasz mnie - niższy szkielet wzruszył ramionami - dbam o linię
-Odchudzasz się? - zapytała zdziwiona pani domu
-ta, z kości na ości - pfff, zaczęła się śmiać. Jakby całe napięcie rozładowały te głupie słowa. Gaster też się uśmiechnął, Sans się śmiał. Wszystko było takie... naturalne. Prawie by zapomniała, po co tutaj właściwie przyszli.
Po jakiejś pół godzinie rozmów właściwie o niczym, Gaster przeszedł do tematu, którego bała się najbardziej. A już zaczęła mieć nadzieję, że sobie pójdzie i da jej święty spokój.
-Nie pochwalisz się?
-Czym? - zamrugała kilka razy
-No, swoim człowiekiem
-Oh.. uh.... F-Frisk - nerwowo zerknęła na Sansa który podniósł białe punkciki w oczodołach znad pełnego talerza - F-Frisk nie czuje się dobrze. Tak. Bolał go brzuszek i w-wolałabym, aby został w domu.
-Naprawdę? - Gaster uniósł brwi do góry - Wiesz, że znam się na ludzkiej anatomii, mogę pomóc i go zbadać.
-O-oh, nie kłopocz się. Masz dzisiaj wolne, prawda? - nerwowy śmiech.
-ojcze, nie widzisz, że nie chce? daj jej spokój.
-Sans - Gaster cmoknął opierając się wygodniej o krzesełko - Zaręczam ci, że będziesz chciał zobaczyć tego człowieka
-ma dwie ręce i nogi i jedną głowę, łał, takiego jeszcze nie widziałem - wywrócił oczami - wiesz, że nie przepadam za pupilami
-Ten ci się spodoba
-G-gaster, Sans nie ma ochoty oglądać Friska, więc...
-Toriel. - ta cisza. Wymowne spojrzenie potwora w oczy potworzycy. Nie ustąpi, dobrze wiedziała, że nie ustąpi. On też to wiedział. Był bardzo zdesperowany by osiągnąć to po co tutaj przyszedł. Ale po co właściwie? Wielki naukowiec. Gaster sam w sobie. Przyprowadza swojego syna Sansa, który nie dość, że nie lubi ludzi, to jeszcze jest jednym z rady potworzej, a więc ma wpływy w rządzie, do mieszkania w którym jest trzymany nielegalnie pupil w dodatku posiadający jednokolorową duszę. Kobieta czuła, jak nogi uginają się pod nią, kiedy Gaster wstaje od stołu i mija ją, by wejść do korytarza i wyciągnąć Frisk z pokoju.
Chłopak był zaskoczony. Kojarzył Gastera, jasne, jednak kiedy ten tak po prostu wszedł, chwycił go za ramię i poprosił, aby dołączył do nich do salonu, chłopiec nie wiedział jak ma się zachować. Czuł jednak, że jeżeli nie pójdzie po dobroci, potwór użyje siły, aaaa to nie byłoby nic dobrego dla nikogo. Posłusznie, pozwalając by kosmyki nieco przydługich brązowych włosów opadały na jego twarz wszedł do salonu, gdzie przy stole zasiadał zupełnie mu obcy potwór i jego przybrana matka.
-łaaaał - Sans nie trudził się nawet na udawanie zachwytu, przełknął kęs ciasta i popił go gorącą herbatą - i po to mnie tutaj ściągnąłeś ojcze? wiesz, że musiałem brać urlop dzisiaj, aby spełnić twoją zachciankę o domowym obiadku?
-Sans, poczekaj, pokłócimy się w domu - uspokoił go i usiadł na swoim miejscu. Cały czas trzymał rękę na ramieniu Frisk, przez co człowiek musiał iść razem z nim. Wtedy, naukowiec posadził sobie człowieka na kolanie - Co myślisz?
-nie śmierdzi, nie jest głośny i estetyczny dla oka, widać, że jest dobrze wychowany - przeniósł wzrok na Toriel - wybacz, że to mówię tori, ale nie spodziewałem się po kimś o tak miękkim sercu, że uda ci się wychować dobrze pupila - kobieta zaśmiała się nerwowo cały czas bacznie patrząc na poczynania naukowca. Co on planował?!
-Czyli uważasz, że z chłopcem nie jest nic nie tak?
-zaczynam się gubić, to kolejna twoja gra?
-Nie całkiem. - Gaster przyłożył rękę do piersi Frisk. Ten szybko chwycił go za nadgarstek chcąc powstrzymać potwora przed tym co robił. Całe jestestwo Friska, całe jego istnienie, cały on, w każdym tego słowa znaczeniu buntowały się przed złym dotykiem. Lecz nic go nie obroniło. Toriel za bardzo się bała, Sans był zbyt ciekawy, a jednocześnie i zmęczony ciągłymi zabawami ojca, zaś Gaster... cóż, on był akurat sobą. Chwilę potem, ciało dziecka leżało bezwładnie w rękach naukowca, natomiast nad jego dłonią unosiło się czerwone, piękne i błyszczące serce.
Przed pędzącymi kośćmi ochroniło je pole ognia odpowiednio szybko postawione przez potworzyce. Sans stał po drugiej stronie pokoju, pochylony do przodu z rozłożonymi na boki nogami. Za nim kilka lewitujących kości oraz dwa blastery gromadzące magię by wystrzelić. Za Gasterem trzy wielkie blastery. Toriel z ognistymi kulami w  łapach. A wszystko o jednego, małego człowieczka...
Kolejny atak Sansa został powstrzymany, tym razem przez Gastera. Toriel popatrzyła na naukowca zaskoczona i przerażona jednocześnie.
-Oddajcie mi moje dziecko! - zaczęła uderzać w niego ognistymi kulami. Te znowu pochłaniały kości jakimi Sans chronił swojego ojca. Innymi słowy, każdy walczył z każdym.
-Uspokójcie się wszyscy! - Gaster próbował zapanować nad sytuacją - Toriel, jak będziesz mnie słuchać twojemu gówniarzowi nic się nie stanie. Sans uspokój się i mnie posłuchaj!
-ojcze czy ty masz pojęcia co to jest? puść to i chodź nim cię zabije!
-Nie zabije mnie!
-skąd możesz być tego taki pewny!
-Oddajcie mi moje dziecko!
-kobieto uspokój się!
-Oboje się uspokójcie! - Gaster za pomocą magii lewitacji oddał ciało Frisk Toriel, lecz duszę nadal trzymał na swojej ręce. Kobieta natychmiast pochwyciła człowieka i z łzami cieknącymi po policzkach mocno je do siebie przytuliła. Wiedziała, że to nie jest całość, ale choć tyle... choć tyle ... - Sans, schowaj blastery.
-ale ojcze to jednokolorowy
-Schowaj te blastery
-nie
-To mnie wysłuchaj
-mów, ale krótko
-Ech - westchnął kładąc rękę na czole - Nie da się krótko!
-ona ukrywała jednokolorowego przez tyle lat! ty wiesz co to znaczy?!
-Wiem, dlatego zabrałem cię ze sobą w twój wolny dzień. Chcę to załatwić normalnie!
-tego się normalnie załatwić nie da!
-Ten człowiek ma imię! - Gaster pokazał palcem na ciało w objęciach potworzycy - Nazywa się Frisk. Od osiemnastu lat żyje razem z nią i nie wykazał nic, absolutnie nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób wskazywać na to, że jest niebezpieczny!
-w historii pojawiali się i tacy!
-Sans, tak bardzo jesteście skupieni na tych co wywołali rebelie, że zapominacie o innych! - potwór podniósł wzrok na blastery syna - Schowaj je, schowaj wszystko, porozmawiajmy jak dorośli, Sans. Proszę. - jego ojciec nie prosił zbyt często. Kościotrup wiedział, że to oznacza jedno, Gaster jest zdesperowany, a może po prostu pewien swego? Teraz, kiedy ciało leżało bez duszy i tak nikomu krzywdy nie zrobi. A jeżeli by w jakikolwiek sposób próbowało, całe szczęście, że Sans nie jest słaby. Westchnął, pstryknął palcami i wstał. Odruchowo poprawił koszulę i kamizelkę garniaka. Nie podszedł jednak do ojca, który również schował swoją broń. Tylko Tori nadal klęczała na ziemi kołysząc się to do przodu to do tyłu tuląc do piersi ciało dziecka.
-więc, co chcesz powiedzieć nim zabije tego bachora?
-... Miałem zaplanowane właściwie do tego momentu - zaśmiał się nerwowo. Sans uniósł jedną brew, z jego czaszki zniknął uśmiech, lewe oko migotało błękitnym blaskiem. Gaster chrząknął, choć nie musiał - Wiem, że nienawidzisz ludzi, choć nie wiem dlaczego.
-z tych samych powodów co ty. dlatego tym bardziej się dziwię widząc cię stojącego w obronie jednego z nich.
-Skoro tak się dzieje, muszę mieć swoje powody i to bardzo dobre powody, prawda?
-... czy są to dobre powody, czy nie, ocenię. dlaczego?
-To eksperyment... - zbierał słowa - To eksperyment mający na celu udowodnić, że jednokolorowi mogą żyć z nami.
-po co to udowadniać, skoro wcześniejsze...
-Sans, nie przerywaj i posłuchaj. Wiesz tak samo dobrze jak i ja, że to nie były jedyne jednokolorowe dusze. Bywały też ... takie które nic złego nie robiły, a miały wpływ na naszą kulturę.
-było ich niewiele
-Równie niewiele co tamtych. Sans. To nie jest ich wina, że tacy się rodzą. Zasługują na szansę jak wszyscy
-nie wierzę, że od ciebie to słyszę
-Nie wierzę, że sam to mówię
-więc dlaczego?
-Odkąd sukcesywnie pozbywamy się jednokolorowych z naszego społeczeństwa, kultura wymiera.
-co?
-Ubrałem to w złe słowa.... Nie umiera, co po prostu... rozwija się wolniej. - Sans chciał coś powiedzieć, ale Gaster mu nie dał - Uczono cię historii, prawda? Cofnijmy się w czasie, pierwsze potworze plemiona odwzorowały to co zobaczyły w ludzkich siedliskach i nieco to udoskonaliły. Wykorzystały lepsze materiały. Nie potrafilibyśmy jednak zrobić murów i fosy, gdyby wcześniej ludzie nam tego nie pokazali. Ale to nie jest wszystko - zrobił krok do przodu i wsunął krzesełko pod stół, Sans ani drgnął, Tori patrzyła na naukowca nie dowierzając własnym uszom, czerwona duszyczka jaśniała i unosiła się lekko nad dłonią Gastera - Wszystko to co nas otacza, to w większej mierze wynalazek ludzi. Wynalazek jednokolorowych. - Sans milczał - Było kilku złych, jasne, ale wielu przysłużyło się naszemu światowi. Jak chociażby pupil imieniem Benjamin który zbudował pierwszy piorunochron, po to aby chronić domostwo swojego patrona! Albo Vincent, który potrafił tworzyć wspaniałe maszyny z niczego. Nie tylko kwestia wynalazków, to oczywiste, że późniejsze zasługi spłynęły na patronów, a pupile jedynie zostali poklepani po głowie... My mamy magię, przez co nie musimy kombinować, zaś kombinowanie ludzi ostatecznie może doprowadzić do powstania czegoś dobrego - nakręcał się coraz bardziej - Ale nie tylko wynalazki Sans! Kultura! Muzyka! Sans twoje ulubione utwory są autorstwa pupila Niccolo! Możesz nie lubić ludzi, ja mogę nie lubić ludzi. Ale ja - mówił donośnie - przynajmniej nie wstydzę cię przyznać racji tam, gdzie ją dostrzegam. A racja jest taka, że jednokolorowi są potrzebni społeczeństwu! - Dyszał. Sans milczał. Po chwili wahania zrezygnowany usiadł na kanapie i ściągnął marynarkę, rozwiązał małe sznurówki na butach. Nadal milczał. - Co robisz?
-idę spać. muszę zastanowić się co zrobić z tym dalej.
-Czy... możesz...? - Toriel niepewnie wskazała szponem na duszę.
-A tak, jasne. Była mi potrzebna do demonstracji. - Mówiąc to podszedł do chłopca lecz nim wsadził w niego czerwone serduszko, niebieska magia otuliła je i przyciągnęła w stronę „drzemiącego” kościotrupa.
-to zostaje ze mną póki czegoś nie wymyślę
-Przekonałem cię?
-nie.
-Więc... dlaczego?
-nie obraź się staruszku, twoja mowa w ogóle do mnie nie trafiła - uśmiechnął się spokojnie, znaczy się, każdy kto nie zna Sansa odebrałby ten uśmiech za spokojny, w istocie to była maska, i Gaster doskonale o tym wiedział - jestem prostym facetem i ani mi w głowie przyszłość gatunku, ani nic
-Więc co?
-tori - odwrócił wzrok na serce - nie chcę aby płakała
Cóż, to było... prostsze niż mogłoby się wydawać. Sans udawał, że śpi dwa kwadranse. W tym czasie Toriel usiadła na fotelu nadal tuląc do siebie ciało dziecka, które oczywiście oddychało, lecz chłopiec był jakby w stanie śpiączki. Gaster milczał. Pluł sobie w twarz, że w ogóle do tego doprowadził. Wiedział, że prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw. Z jednokolorowymi nie ma żartów. Gdyby świat ujrzała prawda w inny sposób, dzieci mogłoby już nie być. Tak to, jest nadzieja. Nadzieja, którą pierwszy raz w życiu się chwycił.
-masz świadomość, że będę musiał to zgłosić? - z zamyślenia wyrwał go niski i cichy głos syna. Stał oparty o framugę z duszą nad ręką, patrzył na nią z dziwną sympatią. Gaster strzepał mokre od wody ręce do zlewu i odwrócił się do syna przodem
-Wiem. Mój plan zakłada, że go zgłosisz.
-a więc masz plan
-Mam. Jest ryzykowny i jeżeli się nie uda stracimy wszystko
-...my...
-My. Nie zaatakowałeś, nie zabiłeś, nie zareagowałeś tak, jak wymagają tego procedury. W świetle prawa rady, jesteś tak samo winny jak ja.
-od jak dawna?
-Całe życie dzieciaka.
-dlaczego?
-Bo jestem debilem.
-heh.. jest nas dwóch. wiesz co jest zabawne? - uniósł dłoń z sercem na wysokość twarzy - to jest tak kruche, tak wątłe, tak ciepłe i jasne... mógłbym to znieść odrobiną mojej magii
-A jednak tego nie robisz. - Gaster zaśmiał się pod nosem - Dlaczego? Nie kłam, że chodzi tu o Toriel. Widziałeś ją tylko kilka razy w życiu, a łzy samic tak bardzo na ciebie nie działają. - Sans milczał, popatrzył tylko na ojca - Oh, rozumiem. Nauczyli cię bać się dusz jednokolorowych, powiedzieli co masz robić w takich sytuacjach, ale ... nie umiesz, bo nie nauczyli cię zabijać - Zamknął oczy - I dobrze.
-skończ pierdolić i mów jaki jest plan
-Pójdziesz do swoich zaufanych przyjaciół i powiesz im to co będziesz wiedział.
-a co będę wiedział?
-Frisk ma siostrę bliźniaczkę. Nie wiedzą o sobie i niech nie wiedzą. To może zaszkodzić eksperymentowi.
-czyli eksperyment jest naprawdę
-Tak. Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. - wzruszył ramionami - Jeżeli wszystko się uda oczywiście. - Chrząknął - Frisk z tego co zaobserwowałem jest znacznie spokojniejszy i bardziej ugodowy. Zauważyłeś, jaki wpływ mają jednokolorowi na masy. Nie może on zostać u Toriel. Ta kobieta za dużo już wycierpiała. Należy się jej chwila odpoczynku. No i nie sprosta zadaniu jakie spadnie na barki chłopca. - Sans opuścił rękę - Jego patronem zostanie jeden z radnych, ten którego sam wybierzesz, nie możesz jednak to być ani ty, ani ja. Poszukaj kogoś z doświadczeniem, spokojem, mile widziane poczucie humoru, ale idący w parze z mądrością.
-ale wymagania, frytki do tego?
-Nie dziękuję. Sans, mówię poważnie. Musisz bacznie przestudiować swoich kolegów z pracy i wybrać właściwego. To będzie twoje główne zadanie. A potem przekonać tego kogoś go wzięcia patronatu nad Friskiem. Chłopca się wyszkoli. Umie pisać i czytać, ale nie ma wiedzy. Trzeba go wszystkiego nauczyć. Prawa. Zasad działania świata. Wszystkiego. Potem, za pomocą swojego wpływu na masy będzie mógł sterować ludźmi. Trzeba mieć Frisk po swojej stronie, kilka apeli do pupili i sprawa załatwiona. Zostanie też członkiem rady. Da mu się kilka praw na pokaz, aby ci ludzie, którzy choć odrobinę wątpili znaleźli spokój w tym, że jemu się udało.
-takie pozory....
-Dokładnie. A czym innym jest polityka jak nie pozorami? - rozłożył bezradnie ręce na bok
-a co z tym drugim bachorem?
-To też jest czerwona dusza. Chara, bo tak się nazywa, mieszka razem z Asrielem...
-cała rodzina Dreemurrów w tym siedzi?
-No i Wing Dingsów
-nie cała, jest jeszcze paps... on o niczym nie wie?
-Nie
-i dobrze, jeszcze jego by brakowało
-Chara - ciągnął dalej - Nie jest taka spokojna jak jej brat. Nie dałoby się nią manipulować. Wedle mojej teorii i jeżeli jest to słuszna teoria, stało się tak przez jej ... braki w edukacji.
-braki?
-Jest w wieku Frisk, a nie potrafi ani czytać ani pisać. Ale nie tylko to. Ona po prostu jest... jakby jego przeciwieństwem. Chcę aby nadal została pod patronatem Asriela. O niej, wiedziałoby tylko kilka osób. Dalibyśmy ją do szkoły. Dyrektorką jednej z nich jest moja dobra znajoma, Alphys. Znasz ją, prawda?
-miałem przyjemność....
-No właśnie. Jeżeli tylko by się udało, zyskamy świetną kontrolę nad pupilami i już nigdy nie będziemy musieli się ich bać, zapiszemy nasze imiona na kartach historii i...
-nie pierdol, na tym najmniej ci zależy
-...
-dlaczego to robisz?
-Bo jestem debilem
-a dlaczego jesteś debilem?
-...
-dlaczego ryzykujesz dobro własnej rodziny dla dwóch ludzkich ścierw?
-...
-aż tak mało dla ciebie znaczymy?
-To nie tak. Sans. Gdybyście mało dla mnie znaczyli... gdybyś mało dla mnie znaczył, to byśmy teraz tutaj nie stali.
-stoimy tutaj dlatego, bo mam znajomości, gaster - westchnął - jesteś mistrzem manipulacji, ale wiesz co? ja też i doskonale wiem, kiedy próbujesz mną manipulować, jeżeli chcesz abym ci pomógł, musisz być ze mną szczery od a do z, rozumiemy się?
-Asgore
-mąż tori?
-Tak. To mój przyjaciel... Jedyny przyjaciel... Te dzieci urodziły się w jego domu i...
-.... - długa niezręczna cisza. Sans westchnął - jeżeli nie znajdę poparcia, masz świadomość, że umywam od tego ręce?
-Tak. Powiem, że nie miałeś z tym nic wspólnego, całą winę wezmę na siebie.
-stracą cię
-Żadna strata
-GASTER! - podniósł głos - nie pierdol
-Jeżeli się uda to mamy dwie drogi
-albo twój plan się powiedzie
-Albo będziemy mieli kolejna rewolucję
-....wiele ryzykujemy, wiesz?
-Przynajmniej coś w końcu zacznie się dziać. Mam już dość tego idealnego świata.
-jeżeli twój plan się powiedzie, będzie jeszcze bardziej idealny, aż do porzygu
-Nie. Jeżeli mój plan się powiedzie ten widoczny fałsz nada naszemu światu odcień prawdziwości
-....dziwny jesteś.
-Mówiłem, jestem debilem.
Share:

15 listopada 2017

Undertale: Trucizna - Rozdział IV - „Tyś zlał się z sobą – tyś przypadł do siebie”

 Notka od autora: Jest to opowiadanie autorskie w którym czytelnik odgrywa znaczącą rolę. Płeć obojętna. Miłośniczy opowiadań z dreszczykiem oraz duchów znajda tutaj coś dla siebie. Notki +18 będą oznaczone. Zaznaczam jednak, że nie będzie się to odnosiło tylko i wyłącznie do motywów erotycznych, ale także makabrycznych. Główną postać z Undertale jaka się tutaj będzie przewijać to G!Sans.
Wersety jako tytuły poszczególnych rozdziałów zaczerpnięte z wiersza "Syn Cieniów" -Zygmunta Krasińskiego.
Świat w jakim żyjemy jest pełen tajemnic, potwory nie są niczym nowym, ludzie zdążyli już do nich przywyknąć. W obliczu polityki od której już uciekasz, bo nawet nie masz dla niej czasu i sił, oraz głupoty nielicznych jednostek z jaką spotykasz się w internecie, myślisz, że już nic Cię nie zaskoczy. Mylisz się. Postanawiasz zaprosić szkolną outsiderkę na piwo i właśnie ten wypad odmienia całe Twoje dotychczasowe życie.
Spis treści:
Rozdział IV - „Tyś zlał się z sobą – tyś przypadł do siebie”  (obecnie czytane)
Rozdział VIII - „Wschodząc i żyjąc – do ciebie wróciły”
Rozdział IX - „Tym są na końcu czym w początku były”
Rozdział X - „Świat jeden ducha z twoim duchem zlany”
Rozdział XI - „Lecz każda dusza na ciebie wyrosła”
Rozdział XII - „I siebie samą w twoje łono wniosła”
Rozdział XIII - „I wie o sobie – że stała się synem”
Rozdział XIV - „Równym ci Ojcze i wiecznie jedynym”
Rozdział XV - „Bo w każdej jeden Ty jesteś o Panie!”
Rozdział XVI - „I w każdej wołasz „ja” a oprócz Ciebie”
Rozdział XVII - „Nigdzie nic nie ma i nic nie powstanie!”
Epilog - „Teraz myśl, kochaj, stwarzaj niebo w niebie”
-Wiesz co? Tak sobie myślę...
-Co robisz?
-Myślę...
-Że co?
-G, bądź poważny.
-Jak mam być poważny, skoro jestem G?
-Debil.
-To już nie jestem poważny?
-G, ja próbuję być tu poważna.
-Ale to ja mam być poważny!
-...
-Heh, dobra, nie patrz tak na mnie. Mów co chciałaś...
-...
-No już, zacznijmy od początku.
-...Tak sobie myślałam...
-Co robiłaś?
-Coś czego ty nie zrozumiesz, bo dosłownie nie masz mózgu.
-Ałć, to zabolało.
-Możesz się zamknąć i mnie posłuchać?
-Wiesz... dosłownie nie mam uszu, więc nie wiem, czy to będzie możliwe.
-Baran
-Nie, szkielet.
-...
-Heh dobra, już nie będę, ale przyznasz, że .... - Wystrzeliła salwa. Strzał za strzałem zagłuszyły to co mówił. Isza stała z wyraźnym znudzeniem na twarzy, zadowolona, że popcorn zaraz będzie gotowy i udadzą się do pokoju oglądać film. Westchnęła. Nie chcąc prowokować G, podjęła temat ponownie mniej więcej w połowie godzinnego odcinka serialu, który musieli wstrzymać, bo natura wezwała kobietę do ubikacji.
Gdy wróciła zarzuciła G nogi na kolana, ten niemalże natychmiast zaczął je gnieść. Bycie palaczem zaowocowało przyzwyczajeniu, kiedy nie miał nic w rękach, czuł się nieswojo. A więc korzyść sama w sobie. On mógł spokojnie skupić się na oglądaniu zajmując kości, ona dostawała darmowy masaż.
-W większości filmów o duchach, złe duchy mordują ludzi. Prawda?
-A no.
-Jak w tym odcinku. Dwóch przyjaciół przez przypadek przyczyniło się do śmierci trzeciego. Bali się przyznać w domu, więc schowali ciało malca i udali, że zaginął. Prawda? Po latach duch pragnie zemsty. Czekał, aż ci założą swoje rodziny i aż będą kochali innych. No i teraz zabiera im to co kochają.
-A no.
-To teraz wyjaśnij mi jedno - chrup chrup - Ten duch chce zemsty bo uważa, że spotkała go niezasłużona śmierć i ma niezałatwione sprawy w świecie ludzi... Ale co z tymi którzy zostali przez niego zamordowani?
-Co masz na myśli?
-No bo popatrz. W rzeczywistości jak mamy ducha, czy to prześladującego konkretną osobę, czy to przebywającego w konkretnym miejscu... On fizycznie nigdy nie robi nic złego, nigdy nie sprowadza śmierci na człowieka, prawda?
-No tak. Jeżeli duch uwziął się na kimś, znaczy, że domaga się czegoś co nazywa sprawiedliwością. Jeżeli jest to coś, co my też rozumiemy jako sprawiedliwe, to się mu pomaga, a jeżeli nie, to się pomaga żywemu. - G wzruszył ramionami i wyciągnął się w stronę stolika, by chwycić za pełną petów popielniczkę.
-Natomiast, kiedy oglądamy jakieś filmy - mówiła dalej krzywiąc się lekko, wyraźnie nie podobało się jej to, że podnóżek śmiał się ruszyć - Kiedy spotykamy kogoś, kto ma fabularnie być złym duchem, musi dojść do morderstwa żywej osoby. Którą, fizycznie ... jakkolwiek głupio to nie brzmi.... zabija ten duch. Więc duch jest mordercą. Idąc tym tokiem rozumowania. Zamordowany przez ducha, człowiek, kiedy stanie się duchem, też chce zemsty. Ale na kim? Jak duch ma zemścić się na duchu? W filmach ten wątek jest pomijany, zaś ofiary duchów postawione jako przypadkowe, bezwolne marionetki, które muszą zginać, tylko po to, aby zły duch dostał miano złego. Ale... z drugiej strony, człowiek nie zawsze jest świadomy kto go zabija, albo też, posądza niewłaściwą osobę - gryz gryz chrup - a błedy - przełknięcie - a wtedy - chrząknięcie - jest problem. Co jeżeli duch człowieka zamordowanego przez ducha będzie wiedział, że został zamordowany przez ducha? Co zrobi...?
-...Isza
-Co?
-Wiesz, to bardzo ciekawe co teraz przytoczyłaś, ale ... mam prośbę - G przeniósł na nią swoje złote ślepia, które połyskiwały oświetlone jedynie przyciemnioną łuną z telewizora
-Jaką?
-Przestań myśleć. Dla dobra całego świata. Nie myśl.
-Yhhh....

Można powiedzieć, że ten dzień Isza zapamięta do końca swojego życia. Dzień po wspólnym oglądaniu z G. Potwór wyszedł krótko po północy, ona obudziła się o siódmej rano, po porannej rutynie poszła na uczelnię.
Oddała kurtkę do szatni, poprawiła torbę i skierowała swoje kroki pod salę wykładową w której miały odbyć się poranne zajęcia. To co było niezwykłego to uwaga. Tak Isza nie przyciągała nigdy uwagi. Zazwyczaj kilka osób jakie ją kojarzyło z przyzwyczajenia, wyuczonej grzeczności mówiło jej „cześć” i ona odpowiadała tym samym. Teraz wszyscy milczeli, lecz patrzyli się. Nie ubrała się? Miała pastę do zębów gdzieś na mordzie? Zaczęła czuć się niepewnie, zacisnęła palce na torebce. Im bliżej była swojej grupy tym atmosfera robiła się gęstsza. ____ patrzy na nią z uwagą, lecz nie podbiega, nic nie mówi, po prostu się patrzy. Kryje się za grupką swoich znajomych z którymi Isza nie ma właściwie żadnego kontaktu. Staje pod ścianą naprzeciwko drzwi do sali i ... i się stresuje. Te ukradkowe, zauważalne spojrzenia. Pełne ... ciekawości... kpiny? Co się dzieje?
Pierwsze zajęcia minęły raczej spokojnie, znaczy się nie działo się nic na co mogłaby zwrócić uwagę. Nawet przerwa między wykładami przeszła tak jak zawsze. Wszystko zaczęło się sypać na okienku, jakie było przed ostatnimi zajęciami w tym dniu.
Usiadła jak zawsze przy stoliku na ostatnim piętrze, nogi wyprostowała kładąc je na przeciwległej ławce, wyciągnęła telefon i zaczęła grać w jakieś głupie gry, jakie zmieniała kiedy tylko je przeszła, poziomy stały się monotonne, albo okazało się, że to co pobrała to tak naprawdę wersja demo.
-Więc... - podniosła wzrok. Grzesiek.
-Co? - rzuciła oschle.
-No... o tobie
-Że zadajesz się z księdzem! - wyskoczył Filip
-Nie że zadaje - skarciła go natychmiast jego dziewczyna Ania - Nie tak. Chodzi raczej o pracę. - Isza milczała patrząc to na jedną osobę, to na drugą. Nim się spostrzegła spora część jej rocznika siedziała dookoła, albo stała nad nią. Dziewczyna skuliła się w sobie, chciała uciec, nie aby się bała. Po prostu... za dużo... ludzi...
-Pracuje z księdzem? To nie z potworem? - wtrącił ktoś kogo głos zna, ale nie pamięta imienia.
-Potwór jest księdzem? To już im wolno?
-Nie matole! Widziałeś kiedyś księdza potwora?
-Nie... ale... to z kim ona pracuje?
-Z księdzem i potworem
-Aaaaaaaa - ruda czuła jak jej wszystko wymyka się z rąk. Spomiędzy palców wylewa się cała kontrola, swoboda, ona sama.
-I co robisz z księdzem i potworem? - znowu Grzesiek. Pochylał się nad nią. Wyglądał tak... jak typowy Grzesiek. Dokładnie tak jak widzisz go teraz oczami wyobraźni.
-Skąd ... - rzuciła cicho. Nie. Już wiedziała. Wzrokiem utkwiła w postaci _____ stojącej za gromadą ludzi. ____ też nie ma już nad niczym kontroli, ale bez wątpienia stoi za wyjawieniem tajemnicy Iszy.
-Walczy ze złem i występkiem!
-Nie... z duuuuchami - i śmiech
-Jak w Supernatural? Super!
-Ej Isza - śmiech - A tobą też się Lucek interesuje?
-Mefistofeles od razu
-O o, a może jest księżniczką z piekła?
-To by tłumaczyło wiele spraw.
-Zawsze była inna.- współczucie w głosie
-Mój komputer jest opętany, przyjdziesz i wypędzisz z niego wirusy? - kpina
-Ja pierdolę, lecz się kobieto - drwina
-Że też ludzie w to wierzą - śmiech.
-Założę się że z tym księdzem to co innego i jeszcze potwór ohohoho - śmiech - ty wiesz co one potrafią? Moja znajoma opowiadała mi....
Ruda nie mogła znieść dłużej tego zainteresowania, tych kpin, tego wszystkiego co musiała teraz znosić. Schowała telefon do kieszeni, zamknęła oczy chwytając za torbę i przecisnęła się między zebranymi. Głośno bijące serce tłumiło ich krzyki. Kilka osób nawet przepraszało, ale co z tego? Isza była już daleko. Chciała być jeszcze dalej.
-Stój! - to ____. Zatrzymała się i z pełną odrazą spojrzała przez ramię

....

-Rozmawialiśmy... - tłumaczysz się starając się dobrać ton głosu - ... no i omsknęło mi się, że....
-Że co?
-To nie był sen? Prawda? Tamto... tamto z wtedy...
-Na miłość boską - głos jej drży, na dnie zielonych oczu widać łzy. Zaczynasz żałować całego dzisiejszego dnia. - A czy to ma jakieś znaczenie? - krzyknęła przyśpieszając kroku.
-Mówiliśmy o naszych snach - tłumaczysz się i próbujesz ją dogonić - No i ... był taki jeden w którym śniło mi się, że... no ty i potwór... jak mu tam... G... taki szkielet... ej nie idź tak szybko! - dyszysz - No i on i ksiądz.... Rafał? Robert?
-Roman - warknęła
-O Roman... ej.... czyli to ...
-Daj mi spokój
-No ale ty i on i ten potwór i był taki pokój i w nim ... duch? Demon? - Łapiesz ją za ramię - To nie był sen, prawda? Bo wtedy Grześ powiedział, że widział tego potwora w twoim towarzystwie, a Maryśka, że widziała cię z księdzem na mieście no i zawsze... Isza... To nie był sen, prawda?
-Pojebało cię do reszty. Spierdalaj. Chuj ci w dupę! - krzyczała, a po policzkach ciekły jej łzy - Pierdolę cię i wszystkich!
-Ja... ja chcę pomóc - próbujesz z nią rozmawiać.
-Wielkie dzięki, to była świetna metoda pomocy! Wolałam jak nikt nie zwracał na mnie uwagi!
-To nie było celowe! Oni sami zaczęli się nakręcać! Wtedy Filip...
-To twoja wina!
-To nie jest moja wina!
-Daj mi spokój!
-Daj sobie wyjaśnić! - Bezskutecznie. Isza Cię nie słucha. Zeszła schodami na dół. Choć przez całą drogę próbujesz z nią nawiązać jakiekolwiek porozumienie. Wyjaśnić jej. Przeprosić. Naprawdę. Naprawdę czujesz, że możesz jej pomóc. Czujesz, że możesz zmienić jej życie. Sprawić, że zacznie się uśmiechać. Może nawet pomóc w jej romansie z G. Bo ona go ma, prawda? Czujesz, że łączy ich jakaś wyjątkowa więź. Naprawdę, chcesz jej pomóc. Stać się częścią jej historii. Przecież, przez całe swoje życie masz świadomość, że stać Cię na więcej. Ba. Ty wiesz, że czeka na Ciebie jakaś wspaniała, wyjątkowa i unikatowa historia. Los nie z tego świata, nie z tej ziemi. Czujesz, że możesz jej pomóc. Pomóc i sobie. I innym. - Isza! - Ubiera się, zakłada na głowę czapkę. - Stój! - Biegniesz za nią. Odpycha Cię. Klnie, nie chce rozmawiać. Masz spierdalać. Raz na zawsze. Z jej życia.
Nie chcesz słuchać. Stojąc w wejściu na uczelnię, wahasz się czy ją gonić. Ostatecznie nogi same Cię niosą, pędzisz w jej kierunku. Przed rudą z piskiem opon zatrzymuje się samochód.... Maluch... Podbiegasz do Iszy i stajesz za nią.
-G, skąd ty... - szepcze dziewczyna do kierowcy. Drzwi boczne otwierają się
-Czy to ważne? Wsiadaj. - rzucił czule. Kiedy zapłakana Isza weszła do środka dostrzegasz, jak potwór mierzy Cię wrogim spojrzeniem i rusza równie szybko jak przybył.
....
Co właśnie miało miejsce?

...

Tamtego dnia Isza nie wróciła już na zajęcia. Kolejnego się nie pojawiła. Dopiero po weekendzie przekroczyła progi uniwersytetu. Nie bała się zetknięcia z ludźmi. Po prostu czuła niechęć. Lecz ile można unikać? Na studiach właściwie się tego nie da. I tak oto była, stała pod salą wykładową. Nikt jednak do niej nie podszedł. Nikt nie śmiał się. Nikt nie plotkował. Kilka osób popatrzyło co prawda na nią przez ramię, lecz... wszystko było takie.. jak wcześniej.
-Um... - przeniosła wzrok na ____ - Przepraszam - milczała - Ja.... tak nie powinno być... jak poszłaś to .... no .... oni już nie będą i ja nie będę..
-Dobrze - rzuciła oschle. Nie próbowała udawać miłej.
-To... to nie był sen? Chcę tylko tyle wiedzieć. To... to wtedy.... no i ten G... - przełykasz ślinę. Czujesz, że drżą Ci ręce.
-Lepiej dla ciebie, aby to był tylko sen. Myśl o tym jak o śnie i zapomnij - mruknęła i weszła do sali wykładowej. Wiedziała, że _____ nie da spokoju. Tego typu ludzie nigdy nie dają spokoju. Westchnęła.
Po zakończonych zajęciach spotkało ją jednak coś dziwnego. Pewna blondynka którą kojarzyła ze swojej grupy, ale nigdy jakoś specjalnie się jej nie przyjrzała.
-Jeżeli to prawda... to co mówili o tobie.... to.... mogłabyś mi pomóc? - Isza jest debilką.

-Jesteś debilką! - krzyknął G chodząc po Zakrystii - Jeszcze kilka dni temu każdy robił sobie z ciebie pośmiewisko, a teraz na wezwanie jednej z nich...! - Papierosa spomiędzy zębów wyciągnął mu Roman i zgasił w doniczce z kwiatkiem.
-Tu ci palić nie wolno - pogroził mu palcem i podszedł do siedzącej na drewnianej ławie dziewczyny - Moja córko... - westchnął przybierając ojcowski ton - Doceniam chęć niesienia pomocy, ale... ta sprawa nie została zgłoszona. Tak naprawdę Kościół ma zawiązane ręce.
-Iza mówiła, że od lat nie wpuszczają po kolędzie księdza - mówiła Isza marszcząc brwi - Nie wiem, mam przeczucie, że powinnam...
-Powinnaś to dać sobie spokój! - G wyciągał kolejnego papierosa z paczki wzrok Romana go powstrzymał. - Kurwa mać
-G
-Roman, czy ty nie widzisz co się tutaj dzieje? Ona zachowuje się jak dziecko!
-Bo to jest jeszcze dziecko
-Z której strony? Bo ja nie wiem. Może te cycki przysłaniają mi wizję?
-G
-H I J K - potwór wywrócił oczami - zapomniałeś jak dalej idzie alfabet?
-Przestań
-Nie, ty przestań - Isza podniosła się i podeszła do potwora. Choć była od niego niższa, to nie przeszkadzało jej zadzierać wysoko głowy i stukać go palcem w mostek - Głosu mojej intuicji słucham się zawsze i jest on dla mnie najważniejszy i najgłośniejszy z wszystkich jakie słyszę w głowie! A ten głos mówi mi, że coś siedzi w mieszkaniu tej dziewczyny i cokolwiek to jest, chcę jej pomóc! Mam gdzieś co myślą o mnie na uczelni
-To co słyszysz to nie intuicja a głupota. Naiwność moja panno - odkrzyknął jej - Nie chęć pomocy kieruje tym co chcesz zrobić, a chęć zaimponowania innym. Widzisz jak na klęczkach przepraszają cię za to co ci zrobili. Jak ____ całuje cię po stopach po tym przez co przeszłaś. Wszyscy cię przepraszają, mówią jaką rację miałaś, jak bardzo się mylili, a na końcu sam prezydent Duda wręcza ci nagrodę Nobla i klucz do Disneylandu za wzorowe zachowanie, by następnie wejść do mojego odjazdowego malucha i odjechać w stronę zachodzącego słońca!
-...G
-Czego?!
-....Skąd ci to przyszło do głowy? - Nagle przestało być poważnie. Chwila niezręcznej ciszy.
-Co... ty tak... nie myślisz?
-...Nie no fajnie by było, jakby przeprosili za swoje zachowanie. Wiesz, nie zraniły mnie ich słowa czy coś - podrapała się po głowie - Po prostu byłam przed okresem no i to nagłe zainteresowanie mną i w ogóle - zaśmiała się nerwowo
-Przed okresem?
-Nom
-I teraz masz okres?
-Kończy mi się
-A więc to wyjaśnia ten zapach....
-....Jaki zapach?
-No... pachniesz.
-Nie chcę tego słuchać - Roman stanął przy nich - Dzieci. Błagam. Schodzimy z ważnych tematów.
-Racja, moja krwawiąca macica nie jest ważna - zaśmiała się cicho
-Kluczowym problemem jest Iza i to o co poprosiła. Co wiesz o całej sprawie?
-Wiem tylko to co mi powiedziała. Sądzi, że coś jest w jej domu. I ja jej wierzę. W jej domu nikt nie umarł, a jest w jej rodzinie odkąd powstał blok. Jej babcia i dziadek zakupili tamto mieszkanie kiedy się jeszcze budował. Wcześniej tam było tylko pole uprawne, no i trochę gąszczy. Jej mama uciekła kiedy ta była jeszcze mała za innym facetem. Ojciec to typowy robol. Pracuje po dziesięć godzin dziennie, wraca, zje coś, opije się, idzie spać i tak cały czas. Jej siostra jest młodsza i nie bardzo zdaje sobie sprawę z tego co się dzieje. Mówiła, że w jej domu coś zawsze było, ale dało się to znieść. Tupania w przedpokoju, spadające przedmioty, czy oddechy. Lecz ostatnio to coś ponoć przybrało na sile - tłumaczyła - Z tego co Iza mówi, to jej ojcu poleciała krew z ucha.
-Może się przemęczył - wtrącił się G
-Na komputerze pojawiła się zakładka z hasłem „śmierć”
-O rany, duch umie korzystać z neta. A więc nie jest to żaden zamierzchły stwór - kpił potwór
-No i nie mogą spać z siostrą, bo jak tylko zgaszą światło to w pokoju widzą parę czerwonych ślepi i ostre zębiska. - Roman usiadł na krześle przy biurku i zamyślił się. By po dłuższym milczeniu odpowiedzieć.
-Była u psychiatry?
-Ale to widzi ona i jej siostra
-Tego nie wiesz, wiesz, że ona mówi, że widzą to obie. To różnica.
-No tak.
-Siostra jest bardzo młoda?
-Podstawówka z tego co mówiła.
-A więc Iza może wmawiać małej, że coś widzi. Wyobraźnia dzieci jest bujna.
-No wiem... ale....
-Isza, wybacz, ale... ja mam związane ręce. Nie mogę nic zrobić. Jeżeli jednak cokolwiek jest w tym mieszkaniu, myślę że zwykła woda święcona może rozwiązać sprawę. Powiedziałaś, że w mieszkaniu nie było kapłana od lat, prawda? - przytaknęła - Właśnie. Weź trochę wody święconej i jej zanieś. Niech pokropi mieszkanie i zobaczy co się zmieni.
-Dziękuję - ukłoniła się i podeszła do kropielnicy i wzięła w pustą plastikową butelkę trochę wody. - Zastanawiam się - rzuciła z uśmieszkiem - Skąd miałeś takie wyobrażenie.
-Co? - G wytrącił się z własnych myśli
-No, to z Noblem.
-Uh... Nie masz tak? Nie wyobrażasz sobie czasem, że wszyscy którzy kiedykolwiek byli dla ciebie w jakiś sposób źli na kolanach błagają cię o łaskę i wybaczenie?
-...Nie?
-Dziwna jesteś.
-I kto to mówi!

Po kilku dniach Iza przyszła do Iszy ponownie. Okazało się, że woda wyparowała z zamkniętej butelki. G jak zawsze odradzał.
-Mogła wylać, albo skłamać, albo skłamać i wylać - w sumie to logiczne, że nie wierzył. Isza wierzyła. Nie potrafiła dokładnie wyjaśnić dlaczego, ale wierzyła. Właśnie ta wiara była motorem jej dalszych poczynań.
-Idziesz tam? - G stał pod jej blokiem oparty o malucha. Na kraciastą koszulę miał przerzuconą dżinsową koszulę.
-Tak. - ruda uśmiechnęła się czule - Chcę coś zrobić sama od A do Z.
-To dobrze, bo w twoim alfabecie nie będzie G.
-Wiem, nawet nie proszę cię o pomoc.
-....Isza
-Mmmm?
-To zła decyzja.
-Czuję, że to słuszna decyzja.
-Czasem twoje przeczucie może cię mylić.
-Jeszcze nigdy się nie myliło.
-Zawsze może być ten pierwszy raz...
-G.... - westchnęła i podeszła do niego. Położyła zimne palce na jego jeszcze zimniejszej czaszce. Potwór przylgnął do niej i wtulił się w nią. - Mówisz tak, jakbyś życzył mi błędu.
-Nie! To nie tak! - krzyknął niemal natychmiast - Po prostu, jesteś po okresie, a wiesz, że w trakcie i kilka dni po, twoje moce są... słabsze. No i też mam swoje.... nazwijmy to... przeczucie.
-Martwisz się o mnie? - zapytała z niedowierzaniem
-A jeżeli tak, to co?
-To nic - zaśmiała się - Dobrze. Ja już idę, zaraz mam autobus i nie chcę się spóźnić. Będę ci dawała znać co jakiś czas telefonem, dobrze? - nie odpowiedział. Isza nie odwracała się. Robiła dobrze prawda?
Nie, robiła źle. I wiedziała to kiedy znalazła się w mieszkaniu. Kiedy zza ściany słyszała ciężkie chrapanie zmęczonego pracą ojca domu. Kiedy siedziała na kanapie w pokoju sióstr i patrzyła na dziwacznego stwora przed nią. Nie trzeba było przyzwań. To coś... to coś wyczuło ją niemalże od razu. Bała się, naprawdę się bała. To... to nie był duch... To też nie było nic co widziała wcześniej. Nawet nie przypominało tego z zamku co więziło tamte dusze. Było przede wszystkim za słabe.
Czasem tak się dzieje, jeżeli negatywnych uczuć w domu kryje się za wiele. Jeżeli krzywdy jakie wyrządzone są pod dachem tłumi milczenie i ukrywa uśmiech. Kiedy w domu dzieje się krzywda. Notorycznie. Kiedy jest strach, złość, gniew, nienawiść. Kiedy krzywdzisz osoby na jakich Ci zależy. Kiedy jesteś krzywdzony przez swoich bliskich na tyle długo i na tyle intensywnie... Twoje pragnienia i pragnienia innych zaczynają przybierać na sile i gromadzić się. To z czym w tej chwili stała twarzą w twarz nie było duchem, ani niczym innym. Nie było niczym, z czym mogłaby dać sobie radę. To tłumaczy, dlaczego było odporne na wodę święconą. To coś narodziło się tutaj. Iza musiała ukrywać znacznie więcej niż się wydawało.
Emocja wyglądała pokracznie. Wysoka maszkara o dwóch koślawych nogach i rękach ciągnących się po podłodze. Wielkie czarne dziury z czerwonymi małymi punkcikami pośrodku zamiast oczu. Brak ust. I... i nienawiść. I chęć zmiany. Chęć zmiany powodowana nienawiścią. Emocja rzuciła się na intruza jakim teraz była ruda. I w chwili kiedy przez dziewczynę przeszła zaciskając na niej swoje długaśne łapska... pani medium, zemdlała.
Share:

Moje OC - Millky - Caitlyn


Fandom: Undertale



Imię: Caitlyn
 
Gatunek: człowiek z hybrydową duszą (połączenia człowieka i potwora)
Powiązania: Pomarańczowa Dusza (brat), Toriel (przybrana matka, do której mówi po imieniu), Alphys (przyjaciółka), Sans (współpraktykant leżakowania)
 
Kolor duszy: brązowy (po połączeniu z duszą potwora jest on wyblakła), symbolizuje szczerość
 
Zdolność: jej lewe oko potrafi ujrzeć to, co nie widoczne dla oczu innych (tak jak Chara), to, co działo się w oglądanym miejscu w przeszłości, a także wydarzenia sprzed resetów Flowey'ego  (bo Frisk nigdy ich nie użyła), co wymaga od niej dużego wysiłku; jeśli myśl, która zrodzi się w jej głowie, ma odniesienie w rzeczywistości, jest tego świadoma, automatycznie przyjmuje ją jako pewnik
 
Rodzaj ataku: gdy dusza jest brązowa, następuje zamiana kontrolek (prawo-lewo, góra-dół)
 
Walka: używa lewego oka do określenia nastroju przeciwnika oraz wyszukania wydarzeń z jego przeszłości związanych z silnymi emocjami, co wykorzystuje do manipulowania uczuciami przeciwnika, utrudniając mu jakiekolwiek działanie i w końcu wykluczając z walki
 
Przedmioty: czarny rzemyk (DF 8), tępy scyzoryk (AT 8)
 
Czcionka: taka sama, jak pozostałych postaci
 
Wygląd: blada skóra; ciemnobrązowe włosy, sięgające łopatek, z obu stron opadają na twarz; lewa część twarzy nosi ślady poparzeń; prawe oko szare, w lewym białko pełne czarnych żyłek, źrenica oraz tęczówka zlały się w jedno(zazwyczaj takie jak białko, śnieżnobiałe przy używaniu zdolności), przez większość czasu ślepe; szary podkoszulek, czasami narzuca na niego brązową koszulę, którą przeważnie przewiązuje w pasie; czarne leginsy pod kolana; czarno-białe trampki; na szyi ma przewieszoną niebieską bandanę
 
Charakter: szczera do bólu; nie angażuje się w sprawy podziemia; przez większość czasu wędruje po samotniach z głową w chmurach; czasami nawiązuje kontakt z Sansem lub Alphys; zmęczona patrzeniem w przeszłość (nie zawsze kontrolowanym); stara się pomijać tematy, które nawiązują do wydarzeń z innej linii czasowej; gdy jej głowę wypełniają myśli samobójcze, przed oczami staje jej obraz brata, co zniechęca ją do obmyślania swojej śmierci; uwielbia denne żarty Sansa i Toriel, sama takie opowiada, gdy jest w nastroju; lubuje się w anime, jednak nie przepada za gatunkami, które ubóstwia Alphys; zdeterminowana, żeby nie dopuścić do uwolnienia potworów i w ten sposób zapobiec konfrontacji z bezlitosną ludzkością; nie lubi używać zdolności, czego nie robi bez ostatecznej konieczności, mimo tego jest bardzo spostrzegawcza; gdy ktoś ją zdenerwuje, sama aura, którą wysyła, sprawia, że ten, kto to zrobił, "podkula ogon" (czasem dosłownie); da się ją polubić, gdy dostrzeże się korzyści ze słyszenia samej prawdy; można zyskać jej zaufanie, ale w tym celu trzeba zmierzyć się z własnymi niedoskonałościami, o których zostanie się przez nią uświadomionym; po przywiązaniu się do kogoś, jej słowa łagodnieją, zaczyna liczyć się z jego uczuciami, chociaż nadal znokautuje słowem, jeśli jej się zachce; potrafi być wartościowym sprzymierzeńcem bliskich jej osób; lubi zagadki, a zwłaszcza ich tworzenie, więc trzeba się nieźle namęczyć, aby dostać się do jej kryjówki; nierzadko leniuchuje z Sansem; nie jest pamiętliwa co do podpadania jej; towarzystwo Flowey'ego jest dla niej nieopisanym wsparciem
 
Historia w pigułce: Do Podziemia spadła wraz z bliźniakiem. Pożegnała się z nim przy wyjściu z Ruin, gdzie on wybrał podróż przez podziemie ze względu na swój porywczy charakter, a ona zdecydowała się zostać z Toriel, aby wreszcie wieść spokojne życie. Po niedługim zamieszkiwaniu u niej, Odwaga zmarł, co wyczuła jej dusza. W międzyczasie zdołała zaznajomić się z Froggitem, oszczędzonym przez nią podczas tułaczki z bratem. Podczas żałoby po bliźniaku, zaprzyjaźniła się z żabim potworem i przełamała się co do uznania Toriel za matkę. W ciągu następnego roku mocno oparzyła sobie lewą połowę twarzy w wypadku, w wyniku czego widziała tylko prawym okiem, a także była obecna podczas śmierci Froggita. Dzięki łączącej ich więzi, długim przebywaniu dziewczyny w Podziemiu oraz jej obecnej wtedy determinacji, mogła wchłonąć duszę swojego przyjaciela. Przez to jej własna była dwukolorowa, co powodowało u niej ogromny ból. Cierpienie ciągnęło się przez kilka kolejnych miesięcy, po których dusze się całkowicie połączyły, a sama zdobyła swoją zdolność i możliwość korzystania z magii. Mimo obaw, Toriel zgodziła się ją nauczać, dzięki czemu odkryła ona brązową magię. Życie w Ruinach stawało się coraz bardziej męczące przez brak kontroli nad lewym okiem i oglądanie bolesnych wspomnień. Opuściła więc przybraną matkę i wyruszyła szukać nowego domu, choć od czasu do czasu tam powracała. Poznała wtedy Sansa, z którym nierzadko leniuchuje na jego stacjach. Wcześniej jednak odkryła sekret Flowey'ego dzięki swojemu oku, co wykorzystywała do uprzykrzania mu każdego życia, do przybycia Frisk. Niezauważana obserwowała każdego potwora, z których tylko Alphys się pokazała. Po przeżyciu przez potworzycę nieprzyjemnych chwil ze szczerością dziewczyny, stała się jej przyjaciółką, więc co jakiś czas razem oglądają anime. Z nikim innym nie zawiązywała znajomości. Po wpadnięciu Frisk i połączeniu tego zdarzenia z utratą zdolności przez Flowey'ego, dopilnowała, ażeby człowiek nie dowiedział się o posiadanej mocy i wykorzystał ją całą do przejścia przez barierę, do której go bezproblemowo i bez kontaktów z kimkolwiek doprowadziła. Po tym zaprzyjaźniła się też z Flowey'em, który zaczął jej towarzyszyć w każdej wolnej chwili i razem z nią sabotażować wszelkie próby przełamania bariery.


Share:

14 listopada 2017

Eddsworld: Szkoła przetrwania, czyli jedna kobieta w domu z 4 mężczyznami.- Nie taka przeszłość straszna, jak ją pokazują [opowiadanie by EvilAngel]

Notka od autora:Kilka miesięcy po wydarzeniach z „The End”. Odkąd wyjechałaś ze swoją rodziną do innego miasta, utraciłaś kontakt ze swoim starymi przyjaciółmi, jednak teraz, gdy byłaś już w pełni dorosła, postanowiłaś na odnowienie kontaktu. I tak o to wylądowałaś w takiej oto sytuacji: jedyna dziewczyna mieszkająca w domu z 4 mężczyznami, napięta atmosfera między dwójką z nich, studia i praca na pół etatu, a ty się zastanawiasz, czemu zachowujesz się jak ich matka albo, co najmniej, starsza siostra. I czasami masz tego po prostu dosyć.
Jeżeli spodziewałaś się opowiadania z rodzaju „Ty x Postać”, to się grubo przeliczyłaś. Muszę cię rozczarować, ale jedyne shipy, jakie będą tu występować, to te, które „Ty” lubisz i masz zamiar pomóc w ich realizacji (spodziewajcie się EddMatt i TomTord).
Autor: EvilAngel
Spis treści:
Uwaga, waza leci!
Nie taka przeszłość straszna, jak ją pokazują  (obecnie czytany)
Tylko przyjaciele?
 Bethany
 Zemsta jest słodka 
 Wesołe miasteczko

    Otworzyłaś oczy. Twój wzrok natychmiast powędrował w stronę zegarka stojącego na jednej z półek w pokoju. Pokazywał on godzinę 8:46. Zajęcia zaczynałaś o 10 i trwały one do 13. Pół godziny później masz się stawić w księgarni, w której dorwałaś dość elastyczną robotę i w której byłaś zadowolona. Wstałaś z łóżka, przecierając oczy i rozciągając się trochę. Skierowałaś się do łazienki, umyłaś buzię, wróciłaś do pokoju i poszłaś do szafy. Wyciągnęłaś z niej koszulkę z napisem „I’m not perfect, but I’m limited edition”, czarną rozpinaną bluzę z białymi elementami oraz kapturem i czerwone legginsy. Założyłaś to wszystko, jednak bluzę zostawiłaś rozpiętą i z podciągniętymi rękawami. Wzięłaś szczotę i przeczesałaś włosy, żebyś nie wyglądała, jakby trafił w ciebie piorun i wyszłaś z pokoju, kierując się w stronę kuchni. Nie dochodziły z niej dźwięki żadnych kłótni, krzyków, czy tłuczenia wazonów, więc byłaś zadowolona. Kiedy weszłaś do kuchni, zauważyłaś Edda, siedzącego przy stole, pijącego kawę.
- Od kiedy ty pijasz kawę, Edd? Myślałam, że jedyne picie, jakie pijesz, to cola – powiedziałaś, po czym zwrócił na ciebie uwagę. Uśmiechnął się i zaśmiał pod nosem, tak samo jak ty.
- Lubię czasami zaskakiwać. Tak w ogóle to cześć – powiedział uśmiechając się ciepło w twoją stronę i pochylając się nad jakimś zeszytem z ołówkiem w dłoni. Poczułaś, że coś miękkiego ociera się o twoje nogi, więc spojrzałaś w dół. Ujrzałaś małego, szarego kota, patrzącego na ciebie swoimi dużymi, zielonymi oczami, domagając się pieszczot. Schyliłaś się i pogłaskałaś Ringo, który później z zadowoleniem wskoczył na kanapę i wylegiwał się na niej. Ty tym czasem poszłaś w stronę lodówki.
- Będę robić sobie śniadanie, tobie też coś zrobić? – spytałaś, na co Edd tylko pokręcił głową.
- Dzięki za troskę, ale już jadłem – odpowiedział brązowooki. Wzruszyłaś tylko ramionami, wyciągnęłaś z lodówki szynkę, ser, pomidory i sałatę, a z chlebaka – chleb i kilka bułek. Niby chciałaś zrobić śniadanie tylko dla siebie, ale pomyślałaś, że skoro już robisz i masz trochę czasu, to zrobisz też kanapki dla innych. Wyszły w sumie dwa talerze różnej maści kanapek, z czego 2 ukradłaś i właśnie je jadłaś, siedząc naprzeciwko Edda i patrząc, jak coś rysuje.
- To twój szkicownik, ta? Mogę rzucić okiem na to, co rysujesz? – spytałaś, a Edd spojrzał na ciebie, delikatnie zarumieniony.
- Nie obraź się, ale wolałbym raczej, żeby nikt nie widział tych rysunków – odpowiedział ci trochę zawstydzony, na co ty odpowiedziałaś uśmiechem.
- Jasne, nie mam nawet zamiaru się obrazić. W końcu to twoja prywatność – powiedziałaś. Nastała chwila dość niezręcznej ciszy, po której Edd odchrząknął i zaczął mówić.
- Tom i Tord trochę ci dali wczoraj popalić, prawda? – spytał z troską w głosie. Spojrzałaś na niego  zdziwiona, po czym tylko wzruszyłaś ramionami i wzięłaś w dłonie kubek wcześniej zaparzonej kawy.
- Można tak powiedzieć… - odparłaś, nie przejmując się tym zbytnio.
- Przepraszam cię za nich, wiesz jacy potrafią być – powiedział szatyn, po czym skierowałaś na niego zdezorientowane spojrzenie, podniosłaś jedną brew do góry i upiłaś kawy.
- Nie masz za co przepraszać. To przecież nie twoja wina, a oni są dorośli – rzekłaś, odrywając usta od kubka. Swój wzrok skierowałaś w stronę okna, przez które wpadało kilka ciepły promieni Słońca, których chmury - typowe dla angielskiej pogody - jeszcze nie zdążyły przykryć.
- Wiem, ale mogliśmy ich powstrzymać wcześniej albo zapobiec temu z góry. Może wtedy twoja waza nadal by była cała… - powiedział, patrząc na ciebie.
- Eh, nie przejmuj się tym kawałkiem porcelany. Stało się, to się stało, mówi się trudno. I tak nie pasowała tam… - odpowiedziałaś, zapatrzona na widok przez okno. Spojrzałaś na zegarek na ścianie i zauważyłaś zbliżającą się godzinę 9:05. Wstałaś, włożyłaś kubek do zlewu – później włożysz go do zmywarki – i skierowałaś się w stronę łazienki. Umyłaś zęby i potraktowałaś rzęsy tuszem. Później w poszłaś do swojego pokoju, odłączyłaś telefon od ładowania i podłączyłaś słuchawki. Założyłaś je i włączyłaś muzykę. Pierwszą piosenką w kolejce było „Tear In my Heart” autorstwa „twenty one pilots”.  Przewiesiłaś torbę przez ramię i wyszłaś z pokoju, kierując się do przedpokoju. Na nogi założyłaś parę glanów.
- Zajęcia kończę o 13, ale dzisiaj popracuję trochę w księgarni. Powinnam wrócić po 16 – powiedziałaś do Edda i już wychodziłaś, ale cofnęłaś się jeszcze po czym dodałaś. – I powiedz Tomowi i Tordowi, że nie muszą mnie przepraszać, bo im już wybaczyłam, i że tak, wiem o tym, że się pogodzili. Na razie! – krzyknęłaś i zamknęłaś drzwi za sobą.
    Ponad 3 godziny później szłaś ulicami miasta w stronę tak dobrze znanej ci księgarni. Lubiłaś zapach książek i „magię” takich miejsc. Dodatkowo – pracowałaś wtedy, kiedy chciałaś i może nie płacono ci normalnej stawki, ale kiedy już przychodziłaś, to robiłaś wszystko, co było do zrobienia i co potrafiłaś. Miałaś szczęście, że właścicielką księgarni była przyjaciółka twojej mamy, która przyjaźniła się z nią nawet przed waszą przeprowadzką do innego miasta. Kobieta miała na imię Susan Walker i była z uosobienia ciepłą osobą. Miała także córkę Bethany, z którą przyjaźniłaś się przed przeprowadzką, jak i zarazem teraz. Dziewczyna była niską brunetką o niebieskich oczach, a z charakteru przypominała matkę. Lubiłaś ją i była w gronie twoich przyjaciół, bo, nie oszukujmy się, potrzebowałaś także przyjaciółki, tylko z 4 facetami to już dawno byś oszalała. No, bardziej, niż normalnie jesteś szalona. Zanim zauważyłaś, zza rogu już pokazywała się księgarnia i nazwie „Kraina Czarów”, co było czystym nawiązaniem do „Alicji w Krainie Czarów”. Weszłaś do sklepu z książkami i od razu otoczył cię zapach papieru, starych i nowych książek i dopiero co umytej i wypastowanej podłogi. Usłyszałaś kogoś jak krzątał się na zapleczu, więc zajrzałaś tak i zobaczyłaś kobietę na oko około czterdziestki.
- Dzień dobry, pani Susan – powiedziałaś, uśmiechając się. Kobieta odwróciła się, a na jej twarzy pojawił się rozpromieniający uśmiech.
- Och, witaj kochana! Właśnie się zastanawiałam, o której przyjdziesz, bo już zbliżała się 13:30 – powiedziała kobieta i cię przytuliła. To było ciekawe, jak traktowała cię, przecież byłaś tylko jej pracownicą. Jednak pani Walker była naprawdę bliską przyjaciółką twojej mamy i nawet po wyjeździe do innego miasta obie utrzymywały kontakt. Głównie dlatego też dostałaś tą robotę i miałaś dogodny czas pracy i dni, w jakie przychodziłaś. Zawsze głównie tylko drobnie pomagałaś w księgarni, dlatego nie pracowałaś tu codziennie, a jedynie 3 dni w tygodniu i twoje wynagrodzenie nie było największe, ale zawsze odciążałaś portfel i konto rodziców, którzy wysyłali ci pieniądze, żeby wspomóc cię na studiach. Nie wysyłali dużo, jednak wraz z twoimi zarobionymi pieniędzmi, wystarczyło ci na wszystko, czego potrzebowałaś i chciałaś. Dorzucałaś się do rachunków, robiłaś czasami zakupy i różne rzeczy do domu. Zastanawiało cię tylko jedno – skąd chłopaki mieli pieniądze na to wszystko? Wiedziałaś, że Tord miał fuchę w armii, a nawet był ich liderem, ale pozostali? Wygrali w totka i ukryli te pieniądze gdzieś w banku w Szwajcarii? Przestałaś się nad tym zastanawiać, zawiesiłaś torbę na jeden z haczyków w składziku. Wyjęłaś z niej gumkę, związałaś włosy w koński ogon i zmieniłaś buty na baletki, w których chodziłaś w pracy, żeby nie brudzić podłóg i dla twojej własnej wygody. Cóż, pracę czas zacząć…
Około 3 godzin później wracałaś już do domu. Dzisiejszy dzień był dość udany. O dziwo było dość sporo klientów, ale uwinęłyście się z każdym. Niektórzy byli bardzo mili i nawet zagadywali na tematy typu „W jakiego rodzaju książkach pani gustuje?”, „Woli pani King’a, czy Mastertona?”, czy samo „Polecałaby pani tą książkę dla kogoś, kto…”. Dlatego teraz dreptałaś radośnie w rytm „I’m Still Standing” Eltona John’a w stronę twojego miejsca zamieszkania. Jakiekolwiek oznaki wczorajszych wydarzeń wyparowały z twojego humoru. „Dzisiaj jest zdecydowanie lepszy dzień” pomyślałaś, uśmiechając się i machając do mijanych sąsiadów. Kiedy znalazłaś się pod drzwiami, nacisnęłaś klamkę i weszłaś do przedpokoju.
- Wróciłam, kochani! Żadna waza we mnie nie poleci dziś?! Cóż za miło zaskoczenie! – krzyknęłaś, uśmiechając się. Słyszałaś kilka śmiechów dochodzących z salonu. Po chwili widziałaś, jak w wejściu do pokoju dziennego stanął Tom. Delikatny uśmiech błądził mu się po wargach, co było dość nietypowym widokiem u niego.
- Widzę, że komuś się tu humorek poprawił – skomentował to, jak wygłupiając się zaczęłaś zdejmować buty.
- Można tak powiedzieć – oparłaś z jeszcze większym uśmiechem na twarzy. Szczerze powiedziawszy sama nie byłaś stu procentowo pewna, dlaczego czułaś się aż tak dobrze. Oczywiście, miły dzień w księgarni, ciekawe zajęcia, na których dzisiaj byłaś, naprawdę świetny utwór na słuchawkach, ale czy to wszystko mogło spowodować u ciebie aż taką euforię? No cóż, nie masz zamiaru się nad tym zastanawiać dłużej. – Cieszę się, że w końcu spróbujesz dogadać się z Tordem. Jestem wdzięczna wam obu za to, że próbujecie – po czym tanecznym krokiem skierowałaś się do swojego pokoju. Tom odprowadził cię wzrokiem do pokoju, po czym wrócił do salonu oglądać z chłopakami jakieś głupoty w telewizji.
    Kiedy weszłaś do swojego pokoju, zrzuciłaś torbę z ramion. Siadłaś na łóżku i zaczęłaś przeglądać wiadomości w telefonie, jakie do ciebie przyszły niedawno, ale nie miałaś czasu ich odczytać oraz sprawdziłaś e – mail’e. Kątem oka zauważyłaś stojące w rogu pudło, z którego rzeczy NADAL nie wypakowałaś. Nie przypominałaś sobie jednak, żebyś pakowała coś w te pudełko średnich rozmiarów. Odłożyłaś telefon i słuchawki na szafkę nocną i podeszłaś do kartonowego pudełka. Była na nim napisana pewna notka, którą najwyraźniej wcześniej pominęłaś:
Myśleliśmy, że może chciałabyś zatrzymać te rzeczy i przypomnieć swoim przyjaciołom o niektórych z nich. 
- Rodzice
    Bez zbędnego zastanawiania się zaczęłaś otwierać pudło. Zajęło ci to chwilę, bo musiałaś pójść jeszcze po nożyczki, ale jego zawartość była warta tych wysiłków. Otóż przed tobą znajdowało się kartonowe pudełko pełne wspomnień –  od kilku pamiątek z wakacji i świąt, po albumy ze zdjęciami i coś, o czym naprawdę nie pamiętałaś, a co wywołało miłe uczucie nostalgii. Były tam bowiem małe wersje twoich przyjaciół w formie pacynek. Nie znalazłaś niestety swojej, jednak po chwili przypomniałaś sobie, dlaczego twojej tu nie było, za to ich już tak – kiedy byliście dzieciakami i tworzyliście je w szkole, twoją zniszczyła pewna dziewczyna, której naprawdę nie lubiłaś. Było ci żal twojej ciężkiej pracy, nawet popłakałaś się trochę, więc chłopaki, będąc wspaniałomyślnymi przyjaciółmi, oddali ci swoje. Chciałaś się podzielić swoim znaleziskiem z przyjaciółmi, dlatego bez chwili zwłoki wzięłaś pudło w ręce. Nie było jakieś bardzo ciężkie, dlatego poradziłaś sobie z nim sama. Otworzyłaś drzwi od swojego pokoju nogą, zamknęłaś w ten sam sposób i skierowałaś się w stronę salonu. Stanęłaś w wejściu, jednak nie zwróciłaś tym niczyjej uwagi. Sapnęłaś cicho.
- Chłopaki, zobaczcie, co ja tutaj mam!- powiedziałaś, przykuwając uwagę Toma i Matta siedzących na kanapie. Tord i Edd grali w karty przy stole, więc ten pierwszy zaszczycił cię tylko spojrzeniem, nie do końca zainteresowany twoją osobą, Edd jednak wyraził większe zainteresowanie tym, co masz do powiedzenia, więc położył karty i przeszedł do salonu stając za kanapą. Tord tylko westchnął, też odłożył karty i dołączył do reszty.
- Kartonowe pudełko? – spytał Matt. Miałaś ochotę delikatnie walnąć się dłonią w czoło, jednak nie zrobiłaś tego, a jedynie zaśmiałaś się.
- Jej chodzi o jego zawartość, Matt… - odpowiedział Tom, patrząc na rudowłosego z pobłażaniem. Za kierunek obrałaś kanapę, na której siadłaś pomiędzy Tomem a Mattem i położyłaś pudło na swoich kolanach. Edd i Tord stali za kanapą i patrzyli na twoje ruchy, zaciekawieni tym, co znajdowało się w kartonowym pudle. Kiedy otwarłaś je, wyciągnęłaś te rzeczy, które leżały na samym wierzchu, więc tym sposobem w dłoniach trzymałaś wcześniej znalezione mniejsze wersje twoich przyjaciół.
- Pamiętacie może o tych małych koleżkach? – powiedziałaś z uśmiechem, podczas gdy każdy z chłopaków wziął swoją „pacynkową” wersję i przyglądali się im uważnie. Wyglądali na zadowolonych twoim znaleziskiem i chociaż to oni je robili, wyglądali, jakby widzieli je pierwszy raz w życiu.
- Skąd to wzięłaś? – spytał Edd, przyglądając się swojej materiałowej podobiźnie. Matt wyglądał, jakby w ogóle nie poznawał tego, co trzyma teraz w rękach, lecz nie obchodziło go to. Pacynka była tak samo przystojna jak on i to się dla niego liczyło najbardziej.
- Pamiętacie, jak byliśmy takimi małymi szkrabami i w szkole robiliśmy te cuda? – spytałaś, przenosząc wzrok od jednego do kolejnego. – Moją podarła jedna z tej grupki wrednych dziewczyn. Było mi smutno, więc na pocieszenie mi je oddaliście.
- Rzeczywiście, kojarzę coś takiego – powiedział Tord, przypatrując się wzorowi na bluzie swojej mniejszej wersji. W jego głosie kryła się nuta nostalgii. – Pamiętam też, jak bardzo lubiłem nosić tą bluzę. Miała nadruk z robotem na środku i po prostu ją uwielbiałem…
- Widzisz? Już wtedy miałeś coś do tych robotów – dopowiedział Tom z lekkim uśmieszkiem na twarzy, nawet nie zaszczycając Torda wzrokiem. Po chwili ta dwójka już zaczęła walczyć swoimi pacynkami, na co ty miałaś ochotę wybuchnąć śmiechem.
- No cóż, niektórzy wcale się tak bardzo nie zmienili od czasu ich stworzenia… - powiedziałaś, powstrzymując śmiech. Zajrzałaś do pudła ponownie i zobaczyłaś, że na dwóch albumach było napisane twoje imię oraz imiona twoich przyjaciół. Pamiętałaś, że gdzieś po domu rzeczywiście się walały dwa sporej wielkości albumy ze zdjęciami z tobą i twoimi przyjaciółmi, a niektóre ze zdjęcie były nawet tylko z nimi, bo ty je robiłaś. Oczywiście ich jakoś nie była wysokich lotów, ale niektóre wychodziły ci nawet dobrze.
- Mam jeszcze takie dwa cuda – powiedziałaś, wyjmując oba albumy w kartonowego pudełka. Jeden podałaś Eddowi i Tordowi, drugi zaś został w twoich rękach. Odłożyłaś karton na podłogę i położyłaś album na swoich kolanach tak, że i Tom, i Matt mieli dobry widok. Otworzyłaś i już na pierwszej stronie przywitało cię zdjęcie ciebie w gronie twoich przyjaciół, kiedy mieliście jakieś około 5 lat. „Rok po wyprowadzce do Anglii… Cholera, szybko zdobyłam najlepszych przyjaciół na świecie” pomyślałaś i uśmiechnęłaś się do siebie pod nosem. Przesunęłaś kciukiem po zdjęciu, przypominając sobie jak słodko wyglądaliście, jak byliście mali. Edd miał taką twarzyczkę, że nie dało rady nie wytarmosić jego policzków babcinym gestem, a później dać mu wielkiego lizaka; Matt był chodzącą słodkością, co jeszcze można było zauważyć w jego teraźniejszym wyglądzie i tym, jak o niego dba; Tord był jeszcze uroczo niewinny i, tak jak ty, przeprowadził się z innego kraju, więc oboje znaleźliście wspólny język, a Tom… Tom był zupełnie inny, niż teraz. Był wrażliwym i grzecznym dzieciakiem o naprawdę dobrym sercu, noszącym idealnie dopasowane niebieskie ogrodniczki i żółtą bluzkę na długi rękaw i wszędzie nosił swojego misia, który miał na imię Tomee. Westchnęłaś w stylu „Tak szybko dorastają…” po czym z zamyślenia wyrwał cię głos Toma.
- Hej, um, nie to, że coś, ale gapisz się na jedno zdjęcie od jakiś kilku minut. Możemy przejść dalej? – spytał czarnooki.
- Tak, jasne, oczywiście – odpowiedziałaś z roztargnieniem, rzucając mu rozkojarzone spojrzenie i przewracając na kolejną stronę albumu. Przez następne pół godziny cała wasza piątka przeglądała zdjęcia, wspominając, rozmawiając i – co najważniejsze, bo tego było najwięcej – śmiejąc się. Przebrnęliście przez tak zabawne zdjęcia, jak ty w znienawidzonej, różowiutkiej sukience z falbankami i z dwoma kucykami po bokach głowy, Tord z twarzą w swoim urodzinowym torcie, Matt płaczący nad połamanym lusterkiem, Tom ubrany w strój króliczka, czy Edd, cały oblany colą pomimo tego, że dano mu tylko jedną puszkę tego napoju. Jednym słowem mówiąc – każdy miał chociaż jedno upokarzające, kompromitujące, lub śmieszne zdjęcie na którym był. Cóż… Niektórzy mieli ich więcej…
- Ej, spójrzcie na to! – wykrzyknęłaś, przykuwając uwagę wszystkich osób na jednym zdjęciu, które wyjęłaś z albumu i prezentowałaś w pełnej chwale. Bowiem na fotografii był uwieczniony widok niemożliwy i nie do pojęcia – młodsza wersja Toma, mocno przytulająca młodszą wersję Torda, któremu najwyraźniej się to podoba, bo także odwzajemnia uścisk. Podczas gdy Matt i Edd zaczęli umierać ze śmiechu na widok tego zdjęcia, Tom i Tord po prostu tępo patrzyli się na fotografię, z niedowierzaniem i otwartymi buziami.
- Widzicie? Kiedyś się lubiliście – powiedziałaś, uśmiechając się i pokazując kolejne zdjęcie, przedstawiające trochę poddenerwowaną i zarumienioną młodszą wersję Torda, patrzącą w inną stronę oraz wystawiającą rękę i trzymany w niej lizak w kształcie serca w stronę młodszej wersji Toma, trzymającej na rękach misia Tomee’ego. Kiedy ty wydałaś tylko ciche „awwwww…”, a Edd i Matt zaczęli śmiać się jeszcze bardziej, tak, że oboje wylądowali na podłodze, Tom pobiegł w stronę schodów na pierwsze piętro domu – zapewne kierując się do łazienki – i mówiąc pod nosem ciche „Chyba zaraz się zrzygam”. Tord patrzył na zdjęcie przez krótką chwilę, po czym powiedział „Pierdolę to” i z delikatnie zarumienionymi policzkami, wycofał się do swojego pokoju. Okay, to był moment, w którym i ty zaczęłaś się śmiać.
- Dobra, widzę, że nasze wspominkowanie się skończyło – powiedziałaś, pakując wcześniej wyjęte rzeczy z powrotem do pudła. Zaczęłaś kierować się w stronę swojego pokoju, jednak zatrzymałaś się na chwilę i obróciłaś się przodem do kanapy, na której siedział teraz Matt i dość blisko niego Edd.
- Macie może dzisiaj jakieś plany, czy wieczór z jakimś filmem wam odpowiada? – spytałaś. Spojrzeli na siebie, później na ciebie.
- W sumie, to chętnie bym coś obejrzał – odpowiedział Edd, układając się wygodnie na kanapie.
- Jestem za! – dodał Matt wesoło.
- Dobra, to ja odniosę te rzeczy, a wy zróbcie popcorn i jak wrócę, to wybierzemy film i będziemy oglądać – powiedziałaś, odwracając się i idąc do swojego pokoju.
Share:

POPULARNE ILUZJE